Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Autor
Wiadomość
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Kiedy jeszcze była sposobność do siedzenia w ławce, a Wacuś poradził sobie ze swoim nieubraniem to siedział dumnie i prosto. Nader sztucznie jak na jego standardy, niemniej winien godnie się teraz reprezentować w towarzystwie @Doireann Sheenani. Dlatego z nieco prześmiewczym geście niegdysiejszej arystokracji, dajmy na to, takiej sarmacko-polskiej. Spojrzał na tę słodziutką istotkę, wymownie jakoby miał już powiedzieć: "Zamknij buzie, bo ci muszka wpadnie". Musze zaś nie należało nic wytkać. Puchon ostrożnie sympatycznym gestem ścieśnił ząbki Pani Prefekt, a prześmiewcze gesty zmieniły się na takie pełne zmartwienia i współczucia. - Stara, wszystko w porządku? - Zapytał lekcyjnym szeptem. Gdyby nie on to nikt. Może Hołczi, ale też gdzieś sobie brykał myślami. @Marla O'Donnell jakaś pojebana od słów pierwszych. Kurwy i przeprosiny - nie szło to w parze, ale było jakże urocze i grzejące serduszko. Także totalnie miło, iż chciała coś powiedzieć zaś ów oskarżenie o mózgowe niedojebanie miało się do niej tak, iż to szalone, że w ogóle przepraszała. Skoro nie musiała. Ano i skoro chyba wszyscy lecieli na siebie jak domino. - Spoko, spoko, na chillku - uśmiechnął się do niej twarzą bez skazy zmartwienia. Tak, żeby dziewczyna mogła robić to co robiła bez martwienia się na zapas, że go uszkodziła. Może będzie mieć jakiegoś siniaka później. Może da się później komuś przez to obejrzeć. Może poprosi o ciastko na pocieszenie. Tak, brzmiało to jak plan do realizacji - jedzenie ciastek.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru, Drake! - ucieszyła się z odpowiedzi ucznia. Niektórym poszło lepiej, innym gorzej. Vicario skrzywiła się na widok krwi, ale nie znała się na magii leczniczej na tyle, żeby coś na to poradzić. Powiedziała Ivy, że może pójść do skrzydła szpitalnego, jeśli tego potrzebuje. - Te owoce potrafią boleśnie ukłuć, to prawda. Pełne są drobnych, maleńkich kolców, które głęboko wbijają się w skórę. Tym bardziej zawsze należy nosić rękawiczki, gdy ma się z nimi styczność. Teraz pokażę wam, jak się je obiera. Za pomocą zaklęcia Diffindo Vicario z trudem rozcięła górną część owocu. Pod skórką krył się cudownie pachnący, słodki miąższ o jasnym kolorze. Maleńkie nasionka ukryte w jego wnętrzu ledwo dało się wypatrzeć. - Miąższ jest bardzo miękki i pyszny. Kto chce spróbować? Spokojnie, nie jest trujący. - zaśmiała się i sama zanurzyła usta w owocu soetu. Mruknęła z zadowoleniem czując smak gorącej czekolady. O tak, po zajęciach definitywnie sobie taką zrobi. Vicario stanęła z boku i rozcięła kilka kolejnych owoców, częstując nimi osoby, które chciałaby poznać magię kryjącą się w ich miąższu. Smakował on bowiem tak, jak aktualnie życzył sobie tego spożywający. - No, a teraz nareszcie prawdziwe zadanie. Macie doniczki, macie nasionka i mnóstwo rodzajów worków z ziemią. Zabierzcie się do sadzenia nowych soetów. Muszą być na głębokości dwóch i pół palca pod ziemią, a doniczki wypełnicie glebą mieszaną. Aby stworzyć idealne podłoże piaszczysto-gliniaste dla naszych małych sadzonek trzeba wymieszać pół worka gleby piaszczystej, jedną czwartą gliniastej i odrobinę, dosłownie jedną łopatką gleby torfowej. Mieszacie torfową z gliniastą i wykańczacie piaszczystą. Wszystko jasne? Po skończeniu zadania możecie śmiało wyjść z cieplarni.
Informacje:
Przede wszystkim przepraszam za opóźnienie, lekka nieobecność mi wskoczyła :( Najpierw robicie mieszankę ziemi do doniczki, potem sadzicie w niej nasiona. Po skończeniu wychodzicie z zajęć. Czas na odpis do 28.02.22.
Rzucacie jedną k6. Za każde 10 pkt z Zielarstwa możecie wykonać jeden przerzut.
1,2 - chyba jeszcze nigdy się tak nie wybrudziłeś na lekcji zielarstwa. Pachniesz piachem, masz brudną twarz i jeśli nie miałeś rękawiczek - Twoje paznokcie w następnym wątku nadal będą brudne. Ale naprawdę ładnie wygląda wynik Twoich starań. Żeby dopełnić efektu dodajesz na wierzch kilka kamyków i listków do ozdoby. Co prawda nasionko włożyłeś trochę za płytko.
3,4 - dopadł Cię pech, bo pierwsza doniczka była dziurawa, co zauważyłeś w połowie pracy. Zajmuje Ci bardzo dużo czasu, żeby wszystko poprawnie wykonać, a i tak nie jesteś pewny czy dobrze wymierzyłeś wszystkie proporcje. Zobaczymy później, czy roślinka wyrośnie...
5,6 - doniczki są różnych wielkości, a woreczki z glebami też różnią się ciężarem. Jak masz to wszystko policzyć? Sypiesz w końcu tyle ziemi, ile Ci się wydaje, że będzie wystarczające. Pocieszające jest, że na tyłach cieplarni w międzyczasie udało Ci się znaleźć pobrudzone 10 galeonów. Możesz je sobie dopisać do konta.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No i kolejne dziesięć punktów na koncie czerwonych. Ten fakt nieco go ucieszył, bo nawet jeśli tak naprawdę puchar i punkty były w rzeczywistości dosyć mało istotne, tak sam fakt tego że jednak się przykładał rozgrzewał mu serduszko. Zwłaszcza po spektakularnym dnie jakie zaliczyli rok temu. Kiedy tylko usłyszał krzyczącą krukonkę, odruchowo spojrzał w tamtym kierunku. Rana, krew i panikująca Doireann. Tak... Powinien chyba z tym pomóc zanim ich kochana puchonka przybierze pozycję oposa. Zostawił Eskila samego na moment z nadzieją że ten nie doprowadzi do podpalenia doniczki w dość niewytłumaczalny sposób. Kiedy był już przy krukonce zerknął na jej ranę. No tragedii na szczęście nie było. Zwłaszcza w porównaniu z pobojowiskami jakie im Williams prezentował podczas praktycznych zaklęć na manekinach. Tamtego dnia Hope rzygała przez okno... -Pokaż. Poradzę coś na to. - Wyjął swój magiczny patyk i niewerbalnie rzucił Astral Forcipe żeby oczyścić ranę, a potem jak najbardziej werbalnie rzucił-Episkey. - Było to tylko skaleczenie, więc w porównaniu ze złamaną kością była to dosłownie pestka. Po tym uśmiechnął się i wycofał z powrotem do półwila. Dobry uczynek dnia zrobiony i teraz mogą przejść do grzebania nasionek. Oczywiście zaraz po tym jak nauczycielka im wyjaśniła co oni właściwie mają dziś robić. Starał się zrobić wszystko zgodnie z zaleceniami jednocześnie upewniając się że Eskil nie wsypie wszystkiego na raz na przysłowiowe "odjeb się". Szczęśliwym trafem podczas tego zamieszania udało mu się znaleźć kilka monet, które w przyszłości pewnie nieźle mu się przysłużą.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- Ja chcę! - Krzyknął podniecony ofertą jedzenia zanim jeszcze profesor zdążyła roznosić je po całej klasie. Kucną przy niech, zachęcając, aby włożyła mu obrobiony owoc do ust. W końcu on miał rękawiczki ubabrane ziemią, a zdjąć je teraz też tak jakoś niemrawo się zdawało. Tak czy tak, ujął delikatnie w usta owoc z ręki kobiety, dziękując za pomoc zaś sam smak był zaskakujący. Ogórek kiszony z nutellą. Było to warte grzechu. Później Wacuś przeszedł do babrania się w ziemi jeszcze bardziej i tym razem nie było tak miło jak wcześniej. Było wręcz tragicznie i czuł się jak dziecko, które błądzi we mgle. Czy Dori mu jakoś dopomagała? Zapewne, bo bez niej zielarstwo traciło swój smak, sens i zainteresowanie Puchona też się jakoś wtedy zatracało. Zapewne na rzecz myśli o Gryfonie, który się tu plątał. Tylko jeszcze zanim z szanowną Panią Prefekt dało się coś zrobić, tak wcześniej ta miała swój mały dramat do przeżycia. Wodzirej nie chciał już robić sztucznego tłumu, ale po tym jak jego niezastąpiona partnerka wróciła to był pewien, że wypytał ją dziesięć raz czy nikt nie umarł, nie umiera i czy umierać nie będzie.
Bez słowa poszła po doniczki i worki z ziemią i ułożyła je przed sobą. Instrukcje Vicario były jasne, ale zdążyła już zapomnieć ile jakiej gleby ma napakować, żeby stworzyć nasionkom idealne podłoże. Podrapała się po głowie, brudząc sobie włosy ziemią. Ostatecznie jednak stwierdziła, że zaufa swojej intuicji i zrobi to na oko, mając jedynie nadzieję, że nie skazuje tych biednych roślin na śmierć. Gdy odstawiała worki na tył cieplarni, znalazła tam 10 galeonów, które zgarnęła do kieszeni, posprzątała swoje stanowisko i wyszła, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie pójdzie na na żadną lekcję, która odbywać się będzie bladym świtem.
Im dalej w lekcję tym marniej się uczniom chciało udzielać. A może to praca nad roślinkami okazała się na tyle zajmująca, że całe ich skupienie poszło właśnie na to i nie pozostało już zbyt wiele energii na cokolwiek innego? Vicario przyznać musiała, że nieco nudziła się obserwowaniem ich grzebania w ziemi. Nie kwapiła się za bardzo, żeby podchodzić i każdego poprawiać. Gdzieś ukradkiem zerkała na swojego wizbooka aż w końcu obwieściła, że czas zajęć dobiegł końca. Niektóre nasionka były źle umiejscowione i należało je poprawić, żeby w ogóle coś miało szansę z tego wyrosnąć. Z pewnością się starali... Ale kto teraz tę całą cieplarnię wysprząta? Sądząc po jej stanie, tej i owej osobie musiało rozsypać się sporo ziemi, gdzieniegdzie umknęło kilka nasionek, a bajzel dotyczący ogrodniczych akcesoriów już lepiej było przemilczeć. No cóż, takie uroki pracy nauczyciela. Kiedy uczniowie opuścili to miejsce, Estella zabrała się za robienie porządków. Życzyła im jeszcze na odchodne miłych ferii.
| Dzięki wszystkim za udział! Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. :)
- Jak się czujecie po feriach, kochani? – powitała ich uśmiechem, jak zresztą zwykle. Zdawało się, że usta Vicario bardzo naturalnie układają się w taki właśnie grymas. Ciało miała opalone, a włosy rozpuszczone i znacznie bardziej zadbane niż ostatnio. No cóż, wakacje na Malediwach musiały służyć jej wyjątkowo dobrze. Odpoczynek Estella zdecydowanie lubiła, no i ci wszyscy przystojni studenci bez koszulek… Zagryzła wargę, przypominając sobie co lepsze widoki jakich mogła doświadczyć. Teraz niestety czas powrócić do zwykłej nauki w szkole, dodatkowo wiosna nadal nie nadchodziła i było zimno. Miała łeb, kiedy wybierała sobie do przebywania cieplutką cieplarnię. - No to co powiecie na powtórzenie materiału? – zapytała z krzywym uśmiechem, bo czego jak czego ale kartkówek to nikt nie lubił. Estella sięgała po nie bardzo rzadko, ale czasami trzeba było. Żeby dyrekcja nie narzekała czy coś. – Dajcie spokój, wiecie, że czasem musicie napisać kartkówkę… Jest super prosta i krótka.
Vicario mówiła szczerze. To było jedynie kilka pytań o podstawy, wszystko z materiałów które przerabiali i na których nauczycielka mówiła, żeby uważali na jakiś temat, bo na pewno będzie na teście (na pewno!). Pergaminy i pióra powędrowały do każdego, a czasu mieli tyle, żeby każdy zdążył wszystko zapisać. Co jak co, ale stresu to im chciała jak najbardziej oszczędzić.
Informacje:
Piszecie krótką kartkówkę na temat budowy magicznych roślin. Rzucacie k6, bardzo proste kostki:
Parzysta – akurat pamiętasz odpowiedzi na te pytania, może się uczyłeś, a może to tylko przypadek. Uzupełniasz kartkówkę z wrażeniem, że dobrze poszło. A nuż będzie PO!
Nieparzysta – no cóż… bywało lepiej. Spuśćmy lepiej zasłonę milczenia, bo nie popisałeś się wiedzą, a wręcz napisałeś kilka totalnych bzdur. Świadomie lub nie.
Jak ktoś chce ściągać to zakłada, że wylosował kostkę parzystą. Każdy mający powyżej lub równe 8 punktów w kuferku również może założyć kostkę parzystą. Ogólnie to traktuję to na tyle luźno, że jak ktoś bardzo chce zmienić swój wynik to proszę bardzo. Dopasujcie sobie wszystko do postaci. Więcej informacji tutaj.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Może nie miał kaca po feriach, ale zielarstwo wciąż ciążyło mu swoim czymś. Nawet nie wiedział do końca czym, ale jego ambiwalentny stosunek się nie zmienił. Traktował to jako zło konieczne. Wielkie zło i bardzo konieczne. Chociaż na samych zajęciach działy się fajne rzeczy, nie można zaprzeczyć. Było miło, a same cieplarnie odczarowywały zły urok marcowej pogody. Jeszcze nieśmiało tliły wspomnienia o Malediwach, a sama profesor jak zwykle pałała sympatią od początku zajęć. Wacuś nawet chciał jej odpowiedzieć na pytania, bo ot, może znów miałaby jakieś miłe jagody do poczęstunku. Jednak ta pretensjonalna myśl szybko przerodziła się w oburzenie. Kartkówka? Żałosne. Gdyby była to karkówka do zrobienia to okey, byłoby fajniej. Taki jeden Gryfon też pewnie cieszyłby się niezmiernie, a magiczna perła z wyspy feryjnej zaświeciłaby się na czerwono z szyj Puchona czy co tam ona robiła. - A można poprawić? - Zapytał zanim przeczytał pytania. Później przeczytał pytania i były one żałosne. Oczywiście, chłop walkę podjął, bo jak to tak oddać kartkówkę bez próby czegokolwiek? Napisał jakieś bzdurki, głównie bazując na tym, co znalazło się w pytaniach. Spojrzał na prowadzącą. Spojrzał na swoją kartkę. Dorysował jej przy swoich odpowiedziach ładne kwiatki. Bo wiadomo, ładne kwiatki i ładne pismo podwyższa ocenę. - Żałosne - parsknął pod wąsem, po polsku, kiedy już było po jakże traumatyzującej traumie kartkówkowej. Ale złe dobrego początki, co nie?
Ilość punktów w kuferku z zielarstwa: 12
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Ilość punktów w kuferku z zielarstwa: 10 Kostka: mam więcej niż 8 pkt, to nie rzucam.
Powiedziałby że po feriach wrócił w pełni wypoczęty, ale nie do końca tak było biorąc pod uwagę to jaką miał wraz Ruby przygodę. Było to dosyć mocno męczące. Zaletą za to był czas spędzony tam z Wacławem, co też symbolizowała perła miłości, którą nosił gdzieś przy sobie, ale nie na widoku. Po wejściu do cieplarni, przystanął koło Wacława i już miał się odezwać, kiedy Profesorka wyjechała z czymś czego nawet kujony nie lubią za bardzo. Kartkówka. Głupi nie był i coś tam wiedział o roślinach, więc pójdzie mu raczej nie najgorzej. Zwłaszcza że podobno ma być łatwa, nie? Kiedy skończył i oddał kartkę spojrzał na Wacława całkowicie nie rozumiejąc tego co powiedział pod nosem. - I jak Ci poszło?
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Ilość punktów w kuferku z zielarstwa: 17 pkt Kartkówka: mam powyżej 8 pkt, więc zakładam dobrą kostkę
Nie chciała wracać do szkoły po feriach. Za dużo ludzi, za dużo gadania, za dużo wszystkiego. Ale nie wypadało rzucać nauki tak w trakcie roku szkolnego. Musiała jakoś to znieść. Nie mogła wiecznie uciekać przed ludźmi. Gdy usłyszała zatem o zajęciach z zielarstwa, uznała to za dobry znak, że nie może odpuszczać. Bo gdyby to była lekcja Historii Magii... Mogłoby się to skończyć różnie. Zmusiła się jednak by iść na zielarstwo. Roślinki miały w sobie coś uspokajającego. I to nie tylko te o halucynogennym działaniu. W cieplarni zajęła miejsce gdzieś na tyłach, gdzie najmniej rzucała się w oczy. Na wiadomość o kartkówce nawet nie zareagowała, a jedynie poczekała na swoją kartkę. Pytania nie były zbyt trudne, ale Kryśka nie była pewna, czy na wszystkie odpowiedziała dobrze. Jakoś tak... ciężko było jej się skupić. A po zanotowaniu odpowiedzi po prostu oparła podbródek na dłoni i zapatrzyła się gdzieś w bok.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
@Christina Grim to bardzo fajna wymówka na brak skupienia podczas opisywania kwiatków czy łodyg. No bo dobra, Puchon wiedział, że fotosynteza to spoko morda. Nie tylko dla ziół, bo i tlen się tworzył przy okazji. Ano i dziwnym trafem student oddychać lubił. Jednak strach z obawą zaczęły towarzyszyć jego relacji z Kryśką, tak też poza tym, że łodygi są najczęściej zielone - dużo więcej wiedzy na kartkówce spod pora Wodzireja nie wyszło. Tym samym chłop strasznie nie chciał Krysiołaka dyskryminować. Czy bał się wilkołaków? Tak, bardzo. Czy żywił pretensje to rzezimieszka, który tak urządził jego koleżankę z pracy? Owszem, wielce. Czy obwiniał dziewczynę? Nie umiał. Nie umiał też powrócić z relacją na starą stopę. Jak z nią rozmawiał to prosił, aby się odsunęła. Jak coś od niego chciała to prosił o czas, bo musiał pobić się z myślami czy odmowa wiąże się ze zjedzeniem. Jak się śmiała to miał wrażenie, że to atak na jego dobry humor. Absurdalne, ale tacy właśnie byli ludzie. - Raczej słabo. - odpowiedział w stronę @Drake Lilac, ale bez pretensji czy załamania z tego powodu. Wacław zajmował się zaliczaniem ludzi przez wiele lat wstecz. Zaliczenie kartkówki nie musiało być wiele trudniejsze. Niemniej, Puchon uznał Drejka za idealną parę na zielarstwo i nie miał zamiaru się z nim teraz rozstawać. Ano i czuł się lepiej przy nim skoro Kryśka łypała gdzieś z końca cieplarni. - Ale ja właściwie to nawet nie lubię zielarstwa, więc się nie dziwię, że tak wyszło - dodał nieco konspiracyjnie, aby profesor nie usłyszała tych słów. Niby miał prawo do własnej opinii na dany przedmiot. Tylko, że tak zaraz po średnio udanej kartkówce - strzał w kolano. - Liczę, że ci lepiej? - Dopytał, szczerze zainteresowany.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Ubrał się szybko, zarzucając na siebie jakiś luźny t-shirt w korowe paski i zwykłe jeansy, na całość narzucił szatę, a różdżkę schował do wewnętrznej kieszeni. Gdy wyszedł z dormitorium skierował swoje kroki do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Zauważył parę znajomych twarzy, mnogość kuchennych zapachów o poranku sprawiła, że nieco go przyćmiło, dlatego bez zbędnych słów wyminął wszystkich i wyszedł. W drodze zawitał u skrzatów w kuchni zabierając jabłko i kilka ciastek pożywił nim się, by na jakiś czas odegnać tlące się uczucie głodu. Puchon ruszył, wpierw w kierunku błoni, a gdy nie znalazł tam nikogo skierował się w stronę cieplarń. W sumie, kiedyś, lubił zapędzać się w tę stronę i przyglądać się roślinkom. Wchodząc do cieplarni, jego wzrok od razu skierował się na osoby, które tam były. - O. Cześć. Usiadł w jakiejś wolnej ławce i napisał to co wiedział może nawet więcej niż się spodziewał, po czym skończył i oddał kartkę.
Ilość punktów w kuferku z zielarstwa: 19 nie rzucam kostką punkty same mówią za siebie
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Ilość punktów w kuferku z zielarstwa: 5 pkt Kostka:1 :<
Właściwie lubiłam zielarstwo. Dlatego postanowiłam się na nie wybrać, chociaż nadal czułam się rozbita po powrocie do szkoły po feriach. Do cieplarni zbliżałam się powoli, ciągle rozważając, czy jednak nie zawrócić. W końcu średnio zgłębiłam temat zbliżającej się lekcji, więc było duże prawdopodobieństwo, że się zbłaźnię. Ostatecznie jednak postanowiłam być twarda i nie zrezygnować. Nawet jeśli nie popiszę się wiedzą. Może akurat na zajęciach zdobędę nową? Do cieplarni weszłam najciszej, jak tylko umiałam. Przywitałam się szybko z nauczycielką, a idąc gdzieś na koniec pomieszczenia pokiwałam lekko głową obecnym już w cieplarni Puchonom, których kojarzyłam. Póki co nie było zbyt wiele osób, więc przynajmniej mogłam wybrać sobie jakieś fajne miejsce, w którym nie rzucałam się aż tak w oczy. Gdy nauczycielka powiedziała o kartkówce, miałam ochotę zniknąć. Wiedziałam. Wiedziałam, że się ośmieszę ze swoją wiedzą. Tyle dobrego, że nie było to odpytywanie. I choć pytania na kartkówce były względnie łatwe, to i tak ze stresu nawypisywałam tam różnych głupot. Wstyd nawet mówić, co tam napisałam...
Kiedy weszłam do cieplarni i zobaczyłam, że na dzisiejszej lekcji będzie sprawdzian odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nie będzie takiej wpadki jak poprzednim razem kiedy to pokułam się dotkliwie jedną z roślin, którą to miałam się zajmować. Z uśmiechem usiadłam na miejscu i przysunęłam do siebie pergamin. Spojrzałam na niego i... uśmiech powoli spełzł mi z twarzy. Sprawdzian dotyczył budowy roślin? Budowy?! Serio?! Rozejrzałam się po sali patrząc na innych uczniów. Nie licząc jednej Puchonki wszyscy wydawali się być zaznajomieni z tematem. Westchnęłam i zaczęłam pisać co tam pamiętałam a jeśli chodzi o resztę rzeczy to najzwyczajniej w świecie zgadywałam. Może szczęście dopisze i nie dostanę T?
Uczniowie nie kwapili się do gadania z nauczycielką, ale to nic, nie musieli przecież tego robić. Co musieli zrobić to napisać tę straszliwą kartkówkę, z którą na szczęście szybko się uporali. Nie zwlekając, bo na pewno oczekiwanie w napięciu na oceny nigdy nie było przyjemne, przystąpiła do sprawdzenia tych kilku pergaminów. Serio, ktoś mógł nawet coś tak prostego zepsuć? Nauczycielka lekko pokręciła sama do siebie głową. Pozostawało zrzucić to na karb niedawnego wyjazdu, podczas którego wszystkie informacje z zajęć musiały wylecieć młodym z głowy hen daleko. Przecież miała postawić wszystkim PO I W, a teraz będzie trzeba umawiać się na poprawy i jeszcze więcej wszystkiego sprawdzać. Westchnęła, ale zaraz potem znów się rozweseliła chcąc przeczytać wszystkim oceny. - Pan Lilac Powyżej Oczekiwań, panna Grim Wybitny, pan Krawczyk również Wybitny... Umm, pan Wodzirej Okropny, nie miał pan czasu się pouczyć? - zapytała, ale lekko i luźno, żeby nie poczuł się atakowany. Ot, szkoda tego Puchona, bo zielarstwo mu nie wychodziło za bardzo. - Może weźmie pan korepetycje od pana Lilaca? - dodała przyjaźnie, zauważając, że ta dwójka lubi trzymać się razem. Drake punktował w jej oczach z lekcji na lekcję. - Dalej mamy panny Blake i Jones... niestety Trolle. Ale spokojnie, umówimy się na poprawę. Odłożyła wszystkie karteczki zapisane mniej lub bardziej i klasnęła w dłonie, chcąc przywołać uwagę wszystkich zebranych. Dość tych ocen, czas na faktyczną lekcję i trochę zabawy, żeby zrelaksować się po tym teściku. - Pamiętacie sadzonki soetu, którymi się przed wyjazdem zajmowaliśmy? Teraz trochę podrosły i trzeba znowu się nimi zaopiekować. Zobaczycie, jakie efekty przyniosła wasza praca wcześniej oraz czy udało się pomóc roślince w adaptacji. Nie przejmujcie się, jeśli wasze sadzonki się nie zaadaptowały. Soet jest bardzo wymagającym drzewem, warunki muszą być bardzo dobre, jeśli ma przetrwać. Postaramy się z całych sił, żeby wszystko poszło ok. Estella klasnęła w ręce, przechadzając się pomiędzy uczniami. Wskazała im ustawione rzędy doniczek wypełnionych ziemią. W niektórych ciężko było nie zauważyć wysokiej już na kilkadziesiąt centymetrów sadzonki, z innych wyglądały niższe łodygi, a część porosła gęsto zielem. Każda wymagała kilkudziesięciu minut dokładnej opieki, przecierania listków, sprawdzania suchości gleby, obecności pasożytów lub oznak chorób. - Wyrwijcie wszelkie chwasty, które zdążyły wyrosnąć, pamiętajcie o pozbyciu się ich korzonków. Podlewacie 400ml chłodnej wody, należy nałożyć na konewkę końcówkę z sitkiem, żeby nie naruszyć ziemi zbyt silnym strumieniem. Co jeszcze… No na pewno musicie być bardzo delikatni przy pędach soetu, są wyjątkowo podatne na wszelkie otarcia i mogą się złamać przy mocniejszyym nacisku. Więc uwaga na to. W razie problemów możecie o wszystko pytać, a potem jesteście wolni.
Informacje:
Oceny z kartkówki były robione na podstawie kostki i ilości punktów w kuferku, mam nadzieję, że nikt nie czuje się pokrzywdzony xD Osoby będące na ostatnich zajęciach otrzymują +10 do wyniku (jeśli chcą). Każdy punkt z zielarstwa możecie dodać do wyniku. Termin jest do 13.03.
Wasze zadanie to pielenie i podlanie roślinek. Kiedy skończycie wychodzicie z zajęć. Każdy z was rzuca k100.
0-40 – kto powiedział, że zajmowanie się roślinami jest łatwe? Delikatność drobnego zielonego pędu tak bardzo utrudnia Ci pracę, że w czasie pozbywania się chwastów, niestety uszkadzasz sadzonkę, praktycznie łamiąc ją wpół. Estella patrzy z przerażeniem na tę katastrofę…
41-60 – radzisz sobie z pieleniem chociaż brudzisz się przy tym niemiłosiernie. Gorzej idzie z wodą, bo albo zapomniałeś zmienić końcówkę konewki, albo była wadliwa i podlewasz sadzonkę zdecydowanie za mocno. Teraz jest mokra i z niej kapie, a Ty przypadkiem oblałeś również osobę obok Ciebie (możesz wybrać albo jest to osoba, która napisała przed Tobą).
61-80 – hej, hej, naprawdę gładko idzie Ci pozbycie się kilku chwastów. Zauważasz, że drobna roślinka ma trudności z wydostaniem się w pełni na powierzchnię, ale nie za bardzo wiesz co zrobić, żeby w jakikolwiek sposób pomóc. Przy podlewaniu masz drobne problemy z odmierzaniem, ale ostatecznie wychodzi w porządku.
81-100 – pięknie, naprawdę pięknie. Szybko, sprawnie i dokładnie. Sadzonka bez wątpienia czuje się lepiej oczyszczona z chwastów, idealnie podlana i zadbana. Dostajesz dodatkowe 10 punktów dla domu, bo Vicario wygląda na zadowoloną z Twojej pracy.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
k100:68 + 10 za obecność na poprzedniej + 10 z kufra = 88
Uśmiechnął się do Wacka kiedy ten zadał pytanie zwrotne. - Nie najgorzej, ale idealnie nie było. - W końcu aż tak dobry z ziółek nie był. Owszem uczył się, ale narobił parę miniaturowych błędów. Na jedno pytanie całkowicie nie wiedział co odpowiedzieć, więc postarał się coś ukleić. Niedługo później profesorka zaczęła czytać oceny i musiał przyznać że Powyżej Oczekiwań całkowicie go zadowalało. No przynajmniej jeśli chodzi o zielarstwo. Jeśli zgarnąłby je z obrony przed czarną magią, albo co gorsza z zaklęć, to prawdopodobnie byłby nieco rozjuszony i zły na samego siebie. No i okazało się że czeka ich ciąg dalszy męczenia się z Soetami. Może tym razem nie wpadnie mu w łapska żaden zgniły owoc. Ostatnio swoje rękawice doprowadzał do ładu ponad godzinę za pomocą Tergeo. Bo nie dość że plamy i kleisty sok były uciążliwe, to jeszcze jego różdżka jak i on sam mieli delikatne trudności z zaklęciami czyszczącymi. No... Przynajmniej po tygodniach ćwiczeń już niczego nie wysadzał w powietrze podczas czyszczenia. -Powodzenia. - Rzucił do swojego faceta i ruszył ku jednej z donic. Starał się znaleźć tą roślinkę którą ostatnim razem zajmował się razem z Eskilem. Nie trwało to na szczęście zbyt długo, dlatego szybko zabrał się do pracy. Żeby oszczędzić na czasie i przy okazji nie przesadzić z ilością wody, wspomógł się niewerbalnym Roro Florens. Sam w międzyczasie szybko i własnoręcznie wyrywał chwasty. Jednakże te które były już za blisko drzewka wyciągał zaklęciem. Głównie dlatego że miał w łapie sporo siły i mógłby niechcący złamać Soet.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Cóż, nie mogła nie dostrzec, że Wacek ma ją obecnie za jakiś naczelny postrach szkoły. Zabawne. A jeszcze zabawniejsze było to, że na jej widok garnął się do Drake’a. Tego samego, który prawie odgryzł jej rękę i zmienił ją w wilkołaka. Cokolwiek układało im życie, musiało się przy tym układaniu wyjątkowo dobrze bawić. Sama pewnie by się z tego śmiała, gdyby przyglądała się temu wszystkiemu z boku, a nie grała jedną z głównych ról. W obecnej sytuacji jednak wcale nie było jej do śmiechu, więc przynajmniej Wackowy dobry humor nie był zbytnio zagrożony. Pogrążona w swoich niekoniecznie wesołych myślach, nawet nie bardzo zwracała uwagę na pojawiających się w cieplarni uczniów. Gdy jednak nadszedł czas kartkówki, rzuciło jej się w oczy, że na zajęciach pojawiło się stosunkowo mało uczniów. Czyżby myślami jeszcze nie wrócili z ferii? Pozytywna ocena poprawił jej humor na kilka sekund. A potem skupiła się na słowach nauczycielki. Na ostatnich zajęciach jej co prawda nie było, ale patrząc na frekwencję – jakieś roślinki pewnie zostaną bez opieki. Wybrała doniczkę z roślinką, wysłuchała dalszych wskazówek dotyczących pielęgnacji soetu, a potem przystąpiła do pracy. Nie było jej na ostatnich zajęciach, więc mimo instrukcji nie do końca wiedziała, jak sobie z ów rośliną radzić. Ale ostatecznie… poszło jej raczej całkiem dobrze. Wyrwała chwasty bez większych problemów, a drobne trudności miała jedynie z odmierzeniem odpowiedniej ilości wody. Lewa ręka nadal czasami niekontrolowanie jej drżała. Widocznie po listopadzie jej mięśnie jeszcze nie wróciły do poprzedniej sprawności. Kolejnym problemem była też roślinka, która nie mogła przebić się przez ziemię. Kryśka wolała nie ryzykować połamaniem jej i nie wyciągała jej na siłę. Sama też da sobie w końcu radę, nie?
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Cóż, nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona swoją oceną. W końcu zdawałam sobie sprawę z tego, że na kartce napisałam jedynie niemające większego sensu głupoty. I choć Troll nie był dla mnie zaskoczeniem, to i tak było mi wstyd. Powinnam więcej czasu poświęcić teorii. Bo najwidoczniej praktyka to nie wszystko. Pokiwałam jedynie głową słysząc o poprawce, wbijając wzrok w blat ławki. Cieszyłam się, że na zajęciach było niewiele osób. Inaczej nie wiem, czy nie zapadłabym się pod ziemię z tego wstydu. Gdy przyszła pora na praktyczną część zajęć, najpierw uważnie wysłuchałam nauczycielki. Nawet nie wiem czemu, ale ominęłam poprzednie zajęcia i nie bardzo wiedziałam, jak należy obchodzić się z sadzonkami, którymi mieliśmy się na tej lekcji zajmować. I chociaż instrukcje były jasne i konkretne, to chyba zestresowałam się kiepską oceną bardziej niż na początku myślałam, bo pielęgnacja rośliny… nie poszła mi za dobrze. Samo pielenie nie poszło mi źle. Wybrudziłam się co prawda, ale to nic. Byłam przyzwyczajona do zajęć przy roślinach i do tego, że czasem po prostu trzeba było się przy nich pobrudzić. Problem pojawił się przy podlewaniu. Końcówka konewki, która wybrałam, była chyba uszkodzona, bo woda poleciała na doniczkę i roślinę zbyt mocnym strumieniem. Do tego, nie dość, że zalałam roślinkę, to jeszcze woda chlapnęła mi na boki, oblewając jednego z uczestników zajęć… - Przepraszam – powiedziałam w pośpiechu, wbijając wzrok w doniczkę. Co za dzień…
Jeśli ktoś chce być oblany, może to uwzględnić w poście, jak nie, to zakładam, ze oblałam Kryśkę xD
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wacuś sobie westchnął ciężko, słysząc o swojej ocenie. Cóż, okropny to był ten przedmiot, a nie jego odpowiedzi na kartkówce. Niemniej dało się to połączyć. Okropne oceny na okropnym przedmiocie? O! Brzmiało to jaka jakaś wymyślona na szybko filozofia i na wskroś bojkot zielarstwa w tenże właśnie sposób. Tak, można to wykorzystać w przyszłości. - Powodzenia - odpowiedział Drejkowi nieco rozmarzony, aby opamiętać się w ostatnim momencie i nie klepnąć go w tyłek, kiedy dochodził. Już pomijając spekulacje jak można ten gest odebrać tak też skupmy się na tym, że na słowa profesor jedynie pokiwał głową i coś tam od niechcenia powiedział, że "poćwiczy" ze swoim Gryfonem. Raczej wolałby z Mojrą, bo jednak łączy ich wspólna wizja poprawki, a nie ma co męczyć nadwyrężać cudzego intelektu, który zielarstwem zajmuje się od doskoku. Jednak było minęło i należało się zająć tymi sadzonkami. Nie było najlepiej, ale zapewne ocena zbiła z Wacława humor, stąd też miał mniejszy zapał do uczestniczenia w zajęciach. Rzecz jasna, teraz z nich nie wyjdzie, ale będzie trwać dzielnie. Bardziej niżeli zajmować się poleceniem to z początku ze swoją roślinką zaczął gadać. Bardziej szeptem niżeli otwarcie, ale to zawsze coś. Miło mieć kogoś, kto wysłucha i nie ocenia. Najgorzej było się zająć jakimś roślinnym bejnikiem. Dlatego Puchon chciał pomocy. Chciał podejść do nauczycielki, ale droga miała dlań przygodę i @Moira Morgana Blake oblała go wodą. - Ech - wydął z siebie całkiem zrezygnowany, oglądając jak jego Puchońska szata moknie. - Z deszczu pod rynnę, co nie? - Zażartował słabo, po czym usłyszał przeprosiny. - Nic się nie stało, grunt to cierpieć razem - po czym otworzył przed nią ramiona, sugerując, iż mogą się przytulić w imię pojednania. Oczywiście, nikt nie był na nikogo zły, a to miał być wyraz sympatii.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
17+19 kufel 0-40 Wiktor ocknął się z zamyślenia, gdy pojawiła się przed chłopakiem roślinka. Z zainteresowaniem zaczął przyglądać się roślince, która się tam znajdowała. Po chwili rozejrzał się po uczniach przybyło paru. Wszyscy utkwili wzrok w swoich doniczkce z roślinkami. Jednak kto mówi że zajmowanie się roślinami jest łatwe? Jeszcze zależy która i jaka Prawda? No tak, wczesna pora nie była odpowiednim momentem do rozruszania komórek mózgowych. Pokusić się nawet można o stwierdzenie, że raczej Puchon hamował jakiekolwiek impulsy. Rudzielec przyjrzał się dokładniej roślinom w doniczce i zaczął się zastanawiać, czego zacząć. No tak ale jednak coś bo zawsze bedzie utrudniać robotę a reke trzeba mieć delikatną do roślin zwłaszcza jeśli te dopiero co kiełkują i puszczają zielone pędy. Ale i tak trzeba pozbyć się chwastów, i odpowiednio podlać Wiktor niestety uszkodził za mocno małą sadzonkę, praktycznie łamiąc ją wpół. Młody Krawczyk nie była osobą, która wyrywa się do odpowiedzi za wszelką cenę. Wolał raczej słuchać, niż cokolwiek mówić. A prace w grupach wolał unikać ot tak, niestety Profesorka Vicario patrzy to na Puchona to na roślinkę z przerażeniem jaką zrobił Rudzielec katastrofę…
Kości: 1 + 10 + 6 = 17 (coś mnie kości niezbyt lubią na zielarstwie :/ )
Są takie zajęcia, które zdecydowanie bardziej lubi się w teorii jak i takie, które wolimy w praktyce. Jak dla mnie zielarstwo zdecydowanie należało do tej drugiej kategorii. Jednak niestety są takie dni kiedy po prostu wszystko co robimy z góry skazane jest na katastrofę... Nie wiem jak to się stało. Może byłam zbyt podekscytowana tym, że wreszcie skończyliśmy pisać i weźmiemy się za prawdziwą robotę? A może winowajcą był niedawny wynik z dopiero co odbytej kartkówki? Koniec końcem stało się najgorsze co mogło się stać - podczas sadzenia złamałam roślinę wpół. Resztki smętnie zwisały połączone z pniem zaledwie kilkoma drzazgami. Usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach. Niech ten dzień już się skończy.
- Och, Ivy... - westchnęła lekko, próbując zdusić negatywne emocje i zdobyć się na współczucie względem Krukonki. - To pewnie przejściowy pech. - Vicario położyła studentce przyjaźnie rękę na ramieniu. Przecież Jones była bystra i pilna, więc kłopoty z zielarstwem musiały być jakimś tymczasowym zrządzeniem losu. Z kolei po Wiktorze profesor nie spodziewała się takiej katastrofy i zrobiła zawiedzioną minę. - Cóż, soet jest wybitnie delikatny. Zwłaszcza męskie dłonie mogą być dla niego zbyt silne. Przeszła się, oceniając innych uczniów. Ich praca była całkiem znośna, a wybijał się tylko Drake, który poradził sobie zdecydowanie najlepiej. Jego roślinka wyglądała na bardzo dobrze zaopiekowaną. - Dziękuję wszystkim za udział. Lepiej się wysuszcie - wskazała na mokrych Puchonów. - Bo na zewnątrz jest zimno i możecie się przeziębić. Widzimy się na kolejnej lekcji, do widzenia. - uśmiechnęła się na pożegnanie do wszystkich.
/zt wszyscy
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Po zapoznaniu się z prawdopodobnie wszystkimi materiałami, jakie mógł znaleźć w szkolnej bibliotece na temat poszczególnych składników potrzebnych mu do uwarzenia eliksiru riddikuskus, zdał sobie sprawę, że ani miał chęci, ani możliwości, a już na pewno nie miał umiejętności, by polować na żadlibąki, szerszenie czy inne szpiczaki. Po ostatniej przygodnie z martwą wiewiórką Morganą chyba nie był specjalnie gotów na ekstrakcję składników z żadnego stworzenia, żywego czy uśmierconego. Stwierdził, że zacznie od rzeczy prostych, bo owszem, miał ambicję, ale nie był też nagrzanym psychopatą, by rzucać się z motyką na słońce. Mógł się rzucić z motyką na grządki w szklarni na przykład! Najpierw przydybał opiekunkę szklarni numer jeden, bo się sprytnie dowiedział, że to właśnie tam znajdują się składniki proste, niegroźne i łatwe w zbieraniu. Był w zasadzie całkiem zadowolony i szczęśliwy ze swej bystrości, że nie wybrał jakiegoś eliksiru, który mógłby sprawić mu większe problemy, okazywało się bowiem, że kilka składników był w stanie kupić, a ostatni, jakiego mu zabrakło, mógł znaleźć na terenie szkoły! Po zajęciach w cieplarni, na których pierwszoroczni uczyli się metod opieki nad roślinami (wcale nie podsłuchiwał, po prostu był ciekawy!) uprosił nauczycielkę, by pozwoliła mu przejrzeć sadzonki, starając się z wielkim przekonaniem zapewnić ją, że robi nadprogramowy projekt i potrzebuje kilku listków z tego czy owego. Zaopatrzony w opasły podręcznik ziół i korzeni udał się między grządki, w poszukiwaniu tego, co było mu najbardziej potrzebne - imbiru! Był niestety słabeuszem, kiedy pojawiała się możliwość zapoznania z czymś ciekawym, skończył więc, oglądając roślinki przez kilka godzin i weryfikując, czy rzeczywiście dany kwiat, czy łodyga jest tym, za co się uważa, a artysta ilustrujący podręcznik oddał naturze honor. Jak na upierdliwego złośliwca przystało, nie omieszkał robić notatek na marginesach książki, dotyczących wszystkiego, co mu się w tym momencie nie podobało, albo w stosunku do czego miał wątpliwości. Imbir był dość dalekim rozdziałem, więc kiedy do niego dotarł, poczuł się dość głupio, że się tak zapomniał. Szybko kierując się do szafki po rękawiczki ogrodowe, coby się nie ubrudzić i małą łopatkę, rozejrzał się za tym gdzie znajduje się grządka z tym właśnie korzeniem. Bardzo charakterystyczne, długie łodygi z podłużnymi liśćmi od razu przyciągnęły jego uwagę, udał się tam więc by ostrożnie i delikatnie wykopać sobie jedną cząstkę korzenia. Zapach imbiru był niezwykle przyjemny i natychmiast wypełnił cieplarnię, na co sam Kane uśmiechnął się lekko. Zanotował swój sukces w wydobywaniu imbiru w swoim notesie, jakby to rzeczywiście był niezwykły sukces człowieka i posprzątawszy po sobie ziemię, odłożył narzędzia do szafki. Otrzepał korzonek z ziemi i zawinąwszy go w kawałek papierowego ręcznika, ukrył imbir w torbie, zebrał swoje długopisy i pobazgraną bez litości książkę o zielarstwie, po czym czmychnął ze szklarni, zanim zapadnie zmrok. Jeszcze mu tego brakowało, żeby dostał szlaban za to, że próbował robić coś ekstra poza lekcjami.
zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Po zakończonych zajęciach Christopher został w pobliżu cieplarni, upewniając się, że wszystko było tutaj w porządku. Nie spieszył się, mając wrażenie, że w końcu wszystko było znowu takie, jak być powinno, a przynajmniej chwilowo takie odnosił wrażenie. Miał świadomość, że świat nadal był zwariowany, że nadal dookoła nich działy się rzeczy, o jakich trudno byłoby powiedzieć, że były normalne, ale mimo wszystko życie wydawało się toczyć normalnymi torami. Celtycka noc, rozpoczęcie kolejnego semestru, powolne rozmowy o jego zakończeniu, rozkwitająca wiosna, to wszystko było całkowicie normalne i naturalne, i właśnie w ten sposób mężczyzna chciałby teraz trwać. Miał świadomość, że przeczył sam sobie, bo jakaś jego część uwielbiała pchać się w niebezpieczeństwa, wiedział, że zdarzało mu się tęsknie spoglądać w stronę Zakazanego Lasu, jakby szukał tam prawdziwych przygód, jakby myślał o tym miejscu, jako o czymś, do czego wraca się z prawdziwą tęsknotą. Bo, tak naprawdę, tak było. Lubił kręcić się po tym lesie, wiedząc, dokąd nie powinien się wybierać, jednocześnie pilnując, żeby to, co się tam kryło, nie postanowiło nagle wypełznąć na błonia. Był pewien, że niektórzy byliby takim obrotem spraw zachwyceni, ale on sam jednak tak tego nie postrzegał. Potrząsnął lekko głową, wracając do sprawdzania cieplarni, chcąc mieć pewność, że po zmroku żaden zaciekawiony uczeń, czy student, nie postanowi się tutaj dostać i wprowadzić swoich porządków. Tego by jeszcze tylko brakowało, żeby buszowali pomiędzy roślinami, o których nie mieli nawet pojęcia. Część z nich traktowała to, jako coś fascynującego, jako dobrą zabawę, jako przygodę życia, ale mimo to Chris wolałby, żeby te ich przygody nie kończyły się od razu w Skrzydle Szpitalnym. Był, czy tego chciał, czy nie, odpowiedzialny za te dzieciaki i właśnie z tego powodu pilnował, żeby okolica jego pracy była tak bezpieczna, jak to było możliwe, jednocześnie ciesząc się po prostu coraz dłuższym dniem, coraz cieplejszą pogodą, tak zwyczajnymi drobiazgami, że z całą pewnością niewiele osób w ogóle zwróciłoby na nie uwagę.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
Kolejny żmudny i tak samo ciągnący się powoli dzień dobiegał już końca. Nastolatce wciąż nie chciało się odrabiać zaległej już pracy domowej o której oczywiście zapomniała... No najbardziej zorganizowana to ona nie jest, ale no hej! Przynajmniej przychodzi na zajęcia... Co prawda nie zawsze i jak już to dla ładnego widoku, ale się stara. Jakoś.
Nie chciało jej się zbytnio wracać do dormitorium, a tym bardziej iść spać, tak więc też udała się na spacerek po placówce. Nogi poniosły ją tam gdzie niezbyt powinny, do cieplarni. Z czystej ciekawości zajrzała do środka widząc, że jeszcze jest otwarta. To jednakże nie było najmądrzejszą decyzją w jej życiu.
Na miejscu znajdował się Chris; profesor Walsh, którego szatynka poznała nawet w pół mroku. Chciała uciec z miejsca zdarzenia, w stronę swojego pokoiku, to jednak niezbyt jej się udało. - Dobry wieczór panie profesorze - zaśmiała się nerwowo dodatkowo drapiąc się po karku. Nie wiedziała co zbytnio więcej powiedzieć, więc stała jak wryta zaraz na wejściu do cieplarni. W jej głowie jednocześnie chciała zapaść się czym prędzej pod ziemię, albo uciec przed szlabanem czy minusowymi punktami. Jednak na myśl od minusowych punktów od właśnie tego profesora stała w miejscu.
Chciała z nim porozmawiać. Można by rzecz, że nawet pragnęła kontaktu z nim. Co prawda była jedynie jego uczennicą, ale... Kto zabroni jej pomarzyć?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie spodziewał się tutaj nikogo o tej porze, ale nie był również tym nauczycielem, który wyganiałby swoich podopiecznych, który kazałby im od razu wracać do dormitoriów albo obrażał się o ich zainteresowanie tematem, nad jakim pracował. Dlatego też uśmiechnął się łagodnie, spoglądając na dziewczynę, którą kojarzył ze swoich zajęć, choć nie wiedział o niej zbyt wiele. Nie była jedną z tych osób, które wcześniej prosiłyby go o pomoc, które próbowałyby zdobyć jakąś większą wiedzę na temat zielarstwa, które aktywnie uczestniczyłyby w spotkaniach koła naukowego. To jednak nie oznaczało, że nie mógł z nią porozmawiać, że nie mógł założyć, że to właśnie był ten pierwszy raz, kiedy dziewczyna zmieniła zdanie. Być może przełamując opory, nieśmiałość albo coś podobnego. W końcu nie wszyscy byli na tyle odważni, by od razu biec do profesora, gdy mieli jakieś pytania. - Panno Seaver - powiedział, podchodząc do niej bliżej, zerkając przy okazji na rośliny, które mijał, upewniając się, że wszystkie były w dobrym stanie i nie wymagały od niego kolejnych godzin pracy. - Czy coś się stało? - zapytał łagodnie, dając dziewczynie możliwość na to, by wyraziła, po co właściwie tutaj przyszła. Jeśli chciała zakraść się do cieplarni, żeby zebrać dla siebie jakieś okazy roślin, to właśnie zyskała szansę na to, żeby jednak nie popełniać tego niewielkiego występku, żeby mimo wszystko zastanowić się nad swoim zachowaniem i wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Christopher nie był nauczycielem skłonnym do tego, żeby karać kogoś za zamiary, ale jeśli już dana jednostka wpakowała się prosto w tarapaty, to był czas na to, żeby o tym pomówili i żeby skoncentrowali się na utracie punktów. Mimo wszystko po coś istniał system kar i nagród, i nie dało się tego w żaden sposób pominąć. Niemniej jednak w tym wypadku zielarz nie zamierzał być wyrywny i z góry czegoś zakładać, po prostu pozwalając na to, żeby dziewczyna płynęła zgodnie z własną wolą
______________________
After all these years you still don't know The things that make you