Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Autor
Wiadomość
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie spodziewał się, że ktoś postanowi przyjść do cieplarni. Uczniowie i studenci nie zaglądali tutaj zbyt często, czasami zakradali się tutaj, żeby spróbować coś wykraść i zielarz miał tego pełną świadomość. Zdarzało się, że ich przyłapywał, a wtedy nie był tak miły, jak zazwyczaj, ale mimo wszystko nie spodziewał się, że znajdzie nagle w cieplarni jedną z młodszych uczennic, która nie sprawiała wrażenia, jakby chciała robić coś złego. Ale nie przywitała się, nie próbowała wcześniej z nim porozmawiać, a jedynie zajęła miejsce i najwyraźniej postanowiła zajmować się swoimi własnymi sprawami, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co działo się dookoła niej. - Panno Seaver – zwrócił się do niej spokojnie, odstawiając na bok donicę, w której miał młode sadzonki szałwii, a później zmarszczył lekko brwi. – Nie mam nic przeciwko poszerzaniu wiedzy, ale wolałbym, gdyby najpierw mnie pani o takich rzeczach informowała. A na pewno nie przebywała sama w cieplarni. To prawda, że akurat tutaj nie znajdziemy zbyt niebezpiecznych gatunków roślin, ale trzeba zawsze uważać. Jaką roślinę ma pani na myśli? – powiedział, starając się zrozumieć, czego dokładnie dziewczyna od niego oczekiwała, jednocześnie odnosząc wrażenie, że trochę śniła na jawie, poruszając się po zamku bez większego planu. Owszem, może była do niego nieco podobna, zaszywając się w szklarni, gdzie znajdowały się rośliny, jakie o nic nie pytały, jakie nie potrzebowały wyjaśnień, które niczego nie oczekiwały, ale mimo wszystko była wciąż uczennicą. A on musiał jej pilnować i dbać o to, żeby nie spotkało jej nic złego. Oczywiście, mógł jej pomóc, ale musiał wiedzieć, o co chodziło i dlaczego właściwie postanowiła zajmować się roślinami.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Carmen szkicowała sobie w boskim spokoju. Nanosiła właściwe ostatnie poprawki. Doniczka widniała na kartce niczym prawdziwa. U stóp jej leżało walała się ziemia, a prawa dłoń trzymała ołówek który upadł. Nagle usłyszała kroki. Czyli to odpowiednia cieplarnia dla mnie? Szybka analiza sytuacji - faktycznie mogłam profesora uprzedzić ,na drugi raz list napiszę może być. Nagle dziewczęcy głos pozwolił jej się uspokoić. Uniosła się na kolanach i jej oczom ukazał się znany z widzenia profesor ziela. -Chciałam jaśminu, lawendy lub mięty. Nie wiem jak i co się przyjmie to moje z Porugalii: BUGENWILLA PASSIFLORA (marakuja) LILIOWIEC CERIMAN (ananasobanan) GOŻDZIKOWIEC JEDNOKWIATOWY(pitaja)- mówiąc to Carmen uśmiechnęła się nieznacznie. Ale chyba w tej sytuacji lepiej zapytam. Będę mogła przychodzić i czasem pomagać? A dlaczego właściwie postanowił pan profesor zajmować się roślinami?spytała świdrując dziecięcym spojrzeniem. Jak ona kochała rośliny to coś fantastycznego! Aż miło popatrzeć sobie, że z jakiegoś nasionka czy sadzonki urośnie kwiatek lub co innego. Czy znaczyło to "dorośnij do tego miejsca"? Może, prawdopodobnie. Z drugiej strony lepsze to niż nic lub stado rozbrykanych innych uczniów. Prawda? -Carmen poprostu się po czasie przedstawiła.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Żadna cieplarnia nie jest odpowiednia, jeśli przebywa się w niej bez nadzoru - powiedział prosto, odnosząc wrażenie, że dziewczyna co najmniej bujała w obłokach i nie do końca skupiała się na tym, co do niej mówił. Nie życzył sobie, żeby jakikolwiek uczeń albo student wchodzili pomiędzy rośliny bez jego wiedzy oraz zgody, tym bardziej jeśli nie do końca wiedział, jaki prezentowali poziom. Nie chciał później tłumaczyć się z czegoś, co by się wydarzyło na jego terenie, nawet gdyby nie miał świadomości, że faktycznie ktoś postanowił zakraść się do cieplarni i zrobić sobie użytek z rosnących tam roślin różnego rodzaju. - Proponuję na początek skupić się na prostych roślinach, które można bez problemu hodować w naszym klimacie. Najłatwiejsza w uprawie powinna być mięta, więc jeśli chce się pani przekonać, panno Seaver, czy ma pani rękę do roślin, proponowałbym zmierzyć się z czymś podobnym. Nie wiem, czy wie pani cokolwiek więcej na temat tej rośliny, czy to zainteresowanie jest zupełnie świeże? - zapytał, unosząc ledwie widocznie brwi, kiedy zaczęła wymieniać nazwy roślin, jakie nie były rodzime dla wysp i zdecydowanie ich uprawa nie byłaby zbyt prosta, trzeba by do niej doświadczonego zielarza, kogoś, kto miał jakiekolwiek pojęcie o tym, z czym się to jadło. Ponieważ zaś nie znał jej kompetencji, nie mógł nawet sugerować jej możliwości uprawy podobnej rośliny. - Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, z kim mam do czynienia, panno Seaver - odparł nieco zdziwiony na jej ostatnią wypowiedź, nie do końca rozumiejąc, z jakiego względu dziewczyna postanowiła mu podać swoje imię.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Wciąż musiał odkrywać w sobie nowe pokłady pokory, gdy okazywało się, że choć w rezerwacie uchodził za pewne źródło zielarskich informacji, to tutaj - w Hogwarcie - wciąż dowiadywał się, że posiada braki w wiedzy zupełnie podstawowej. Nie miało przecież znaczenia, że przygotowując się do egzaminów wstępnych na studia wykuł tutejsza faunę i florę na blachę, gdy nawet pierwszoklasiści posiadali większe od niego doświadczenie w praktycznej opiece nad niektórymi roślinami. Był to główny (poza finansami) powód dlaczego z takim uporem trzymał się tego, że własnoręcznie zdobywać będzie większość potrzebnych mu do eliksirów składników, ale też i trudno byłoby nie zauważyć błysku ekscytacji w ciemnych oczach, gdy tylko wchodził do którejkolwiek z cieplarni. Po krótkiej konsultacji z Profesor Vicario i sporządzeniu własnych notatek z obserwacji roślin pozwolił sobie na wyciągnięcie ze skrzyń potrzebnych mu do zbiorów narzędzi ogrodniczych, decydując, że dzisiejsze późne popołudnie jest idealną okazją do zebranie kilku tykwobulw, których miał okazję doglądać przez cały październik. Podszedł do ziemistej grządki, kucając przy drobnej plamie intensywnej zieleni zdradzającej miejsce pierwszej tykwobulwy, uważnie badając jej twardość i przebarwienia. Sięgnął po małą łopatkę i zaczął delikatnie kopać wokół rośliny z przyzwyczajenia pomagając sobie przy tym dłonią, co przez hogwarcki przymus noszenia ochronnych rękawic nie było choćby w połowie tak wygodne jakie było w Luizjanie. Przekopywał ziemię ostrożnie, aby nie uszkodzić korzeni, aż w końcu mógł wsunąć między nie palce, drobnym potrząsaniem dłonią rozbijając ostatnie zbuntowane gródki ziemi, by w końcu pozwolić sobie na podniesienie dorodnej bulwy. Szybko ocenił, że jej rozmiary spokojnie wystarczą mu do zaplanowanego przez siebie eliksiru neonu, ale gdy tylko zaczął sprzątać po sobie rozkopaną grządkę, Vicario dostrzegła to i poprosiła go o wykopanie wszystkich dojrzałych tykwobulw. Choć przez chwilę miał ochotę zaprotestować, nie chcąc tracić czasu na coś, co inni mogli zrobić sami, to i tak uśmiechnął się i przytaknął na zgodę, przekonując samego siebie, że powinien skorzystać z oferowanej mu okazji do praktyki. Gdy już wszystkie bulwy, które wydawały mu się osiągać odpowiedni kolor, trafiły do wyznaczonej przez nauczycielkę skrzyni, na zewnątrz było już na tyle ciemno, że w cieplarni wymagane było magiczne oświetlenie poszczególnych stanowisk. Myjąc swoją tykwobulwę zawahał się więc wyraźnie, nie chcąc popełnić idiotycznego błędu przez niewystarczającą dokładność w rozkrajaniu wybranego przez siebie dorodnego okazu - zbyt dobrze wiedząc z jaką łatwością składniki magiczne potrafiły tracić swoje właściwości przez nieumiejętne ich przygotowanie. Wystarczyło jednak kilka słów zachęty od profesor Vicario, by wyzbył się na moment wpajanego mu przez lata lęku przed marnowaniem zasobów i zdecydował się wpierw na obranie, a potem i rozkrojenie swojej tykwobulwy, by przed ugotowaniem usunąć z jej wnętrza pozostałość po łodydze pozornej, która mogłaby osłabić intensywność czerwonej barwy, której oczekiwał od sporządzonego z rośliny naparu.
☽ zt ☾
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Wbiła oczy w trzymaną doniczkę prze profesora, po czym odpowiedziała mu na pytanie. -Mięta — wśród wielu gatunków mięty najpopularniejsza jest mięta pieprzowa o orzeźwiającym zapachu i lekko piekącym smaku, jeszcze oczyszcza domy ze złej energii. Przydatna do eliksirów ochronnych i wzmocnienia ochrony przed atakami złych duchów. W eliksirach używa się liści, gałązek i korzeni.- uśmiechnęła się wbiła spojrzenie w roślinki. Odgarnęła kilka niesfornych kosmyków włosów z czoła. Carmen była jednak osobą ambitną i próbowała złapać kilka srok za ogon, znaleźć złoty środek między spełnieniem własnych pragnień marzeń a spełnieniem oczekiwań rodziny. Niemożność rozwijania swoich pasji (oczywiście zaraz po gimnastyce artystycznej jest zielarstwo)byłaby dla Krukonki wielką tragedią i pragnęła, by nic w tej kwestii się nie zmieniło, bo nie chciałaby wyrzekać się tego, co było dla niej tak ważne i definiowało ją. -Podobno rośliny w szklarni żyją własnym życiem – odezwała się. Ostrożność niebezpiecznych roślin zapamiętam
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- To wciąż nieco mało, panno Seaver. Wie pani, na jakiej ziemi najlepiej ją hodować? Jaki jest jej rozwój? W jaki sposób się ją przesadza i rozmnaża? - zapytał spokojnie, bo podane przez nią informacje były naprawdę rzeczami z natury rzeczy podstawowymi, a jeśli dziewczyna faktycznie chciała zająć się sadzeniem roślin, jeśli chciała się nimi zajmować w przyszłości, jeśli chciała coś osiągnąć na tym gruncie, to musiała się temu zdecydowanie w pełni poświęcić. Na razie było to jak widać dość mocno ograniczone albo po prostu należało ciągnąć ją za język, co również było możliwe i czego Christopher zwyczajnie nie wykluczał. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, że Carmen nie należała do osób nazbyt wylewnych albo takich, które należało po prostu naprowadzić na właściwe tropy. - Własnym życiem? Nie, nie sądzę, panno Seaver. Dbam o to, żeby każda z nich była dokładnie taka, jak być powinna. Już kiedyś diabelskie sidła wymknęły się spod kontroli i proszę mi wierzyć, zniszczenia były znaczne - wyjaśnił spokojnie, nie do końca wiedząc, co miała na myśli i, jak widać, nie orientując się również w plotkach, jakie krążyły w Hogwarcie. Sam nie spotkał się z podobnymi twierdzeniami, ale oczywiście nie wykluczał, że młodsze pokolenia również mają coś w tym temacie do dodania.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Popatrzyla na nauczyciela,zamyśliła się przygryzając wargę podeszła do jednej z donic przyglądając się roślinkom. Świat fauny z pewnością skrywał przed nią jeszcze niejedną tajemnicę, niemniej w opowieść o roślinach z książek lub od kogoś z rodziny ale jakoś ciężko jej było uwierzyć. -Mięta lubi miejsca półcieniste, podłoże ziemię ogrodowa warunki prażącego słońca liście mięty szybko będą ulegały poparzeniu i nawet – mimo regularnego, codziennego podlewania – roślina może zamierać.-uśmiechnęła się do profesora przyjaźnie. Czy to wystarczająca odpowiedż jak nie to z chęcią czegoś wiecej się dowiem, bedzie to całkiem nowe doświadczenie? zapytała. Dopiero jest początkująca wiec Carmen powiedziała tyle ile sama wiedziała i to profesorowi powinno wystarczyć.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher obserwował ją uważnie, kiedy zbliżyła się do roślin, nie chcąc, żeby cokolwiek sobie zrobiła. Znajdowała się, mimo wszystko, pod jego opieką, był za nią odpowiedzialny i nie mógł pozwolić na to, by spotkała ją jakaś krzywda. Dlatego też dawał na nią baczenie, zastanawiając się nad tym co powiedziała, starając się znaleźć luki, jakie należało uzupełnić. Było ich, jego zdaniem, całkiem sporo i dziewczyna musiała się jeszcze mocno przyłożyć do nauki, jeśli zamierzała zostać zielarzem. Miała przed sobą oczywiście całe życie, mnóstwo czasu i możliwości na rozwój, więc nie było sensu gonić jej do odpowiedzi. - Zacznijmy od tego, że rośliny tego rodzaju dzielą się na różne gatunki. W samej Europie mamy ich aż dziesięć, występują też w Azji i Afryce, a Australii można znaleźć aż sześć gatunków mięty. W Nowej Zelandii i Ameryce Północnej występuje z kolei po jednym gatunku. Trzeba pamiętać, że mięta rozprzestrzeniła się po większości świata, niejednokrotnie zdziczała i zmieszała się, tworząc coś całkowicie nowego. Najbardziej znana jest oczywiście mięta pieprzowa, ale spotkasz też choćby długolistną, nadwodną, polną, czy zieloną. Może w takim razie wiesz, czym wyróżnia się mięta pieprzowa? - odpowiedział, dając jej jasno do zrozumienia, że ogólne mówienie o mięcie może nie być właściwe. To nie był jeden gatunek, jednak niesamowicie wiele różnych, które w istocie nie były takie same, nie były do siebie podobne i wykazywały się innymi właściwościami. Świat roślin był o wiele bardziej rozbudowany, niż śniło się to ludziom i wielokrotnie znajdowali się przez to w sytuacjach, których zwyczajnie nie rozumieli.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Carmen nie miała pojęcia o różnicach chociaż coś się małej krukonce przypomniało jak czytała w bibliotece. Ale za to oczywiście, ze wiem. Mam nadzieję, że nauczyciel doceni moją chęć do nauki i jak źle to poprawi. Mięta pieprzowa jest niewielką rośliną zielną krzewiastego pokroju, czworokanciasta łodyga jest gęsto rozgałęziona i pokryta drobnymi włoskami. Charakteryzuje się dużą ekspansywnością, ma silniejszy, przyjemny zapach i mentolowy smak. Jest prosta, rozgałęziona, naga lub słabo owłosiona. Jej liście są podłużnie jajowate lub jajowate, nierówno ostro piłkowane, pod spodem na nerwach krótko owłosione. - Mam nadzieję, że taka odpowiedź zadawala tyle wiedziała o powiedziała. - Czy mogę zająć się roślinką i wziąć kilka listków mięty do herbaty?
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- To nie wszystko, panno Seaver - powiedział, kiwając lekko głową, mając świadomość, że oczywiście dziewczyna nie mogła mieć tak wielkiego doświadczenia, jak on sam. Wiedział jednak również, że jeśli chciała coś osiągnąć w tej właśnie dziedzinie, nie mogła zasypiać gruszek w popiele, a musiała zwyczajnie gromadzić potrzebną sobie wiedzę. Zasugerował jej, żeby sięgnęła po notes i odnotowała fakty, jakie zamierzał jej podać, bo nie było to z całą pewnością coś, co dało się zapamiętać od razu. Christopher sam miał wiele notatników, wiele książek, wiele kartek, na których zapisywał najważniejsze fakty o roślinach, ucząc się o nich, tworząc coś z niczego, dostrzegając powiązania, jakich wcześniej nie widział, rozumiejąc lepiej pewne sprawy. - Mięta pieprzona osiąga maksymalnie dziewięćdziesiąt centymetrów wysokości, nie jest więc szczególnie rosłą rośliną. Dodatkowo wytwarza poziome kłącza, które dzielimy na białe, produkowane pod gruntem i zielone, czyli powierzchniowe. Łodygi rozgałęziają się w okółkach liści. Później mamy już pewne różnice, bo może mieć łodygi barwy od zielonej do brunatnobrązowej, a węzły mogą być puste albo wypełnione specjalną tkanką roślinną - dopowiedział powoli, wiedząc, że miał jeszcze więcej informacji, o czym oczywiście wspomniał, bo to był dopiero początek. Nie dało się uczyć o danej roślinie jedynie powierzchownie, więc jeśli chciała zrobić to dobrze, musiała się temu faktycznie poświęcić, nie tylko w czasie tej rozmowy, ale również później, kiedy zacznie czytać książki. - Ale tylko pod moją obserwacją, panną Seaver. Kiedy cieplarnia jest zamknięta, nie chcę nawet widzieć pani w tej okolicy - powiedział stanowczo, jasno dając jej do zrozumienia, że w innym wypadku będzie musiał podejść do sprawy o wiele bardziej rygorystycznie.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Mała Carmen czasem powinna żałować, że tak wiele rzeczy umykało do tej pory jej uwadze... albo nie umykało, po prostu nie chciała ich widzieć. Jej umysł celowo spychał je na bok, jakoby były tymi najmniej ważnymi elementami w jej życiu. Młoda Seaver nie miała oporów przed nauką. Tak naprawdę poświęcała jej naprawdę sporo czasu w ostatnich miesiącach. Ciągle robiła coś nowego, ciągle mierzyła się ze sprawami, które były dla niej całkowicie obce. Wiedziała jednak, że wciąż wiele jej brakuje, a to wzbudzało w niej poczucie winy, którego sama nie rozumiała. Od zawsze uczyła się od rodzeństwa czegoś nowego. Często właśnie przez tą upartą część jej charakteru zawalała najprostsze rzeczy. I po co? Czy jej się to w ogóle opłaciło? Wiedziała, że szukanie odpowiedzi na to pytanie w tak krytycznych sytuacji jest czasami bezsensowne, ale jednak nie mogła się temu oprzeć. Nic nie przychodzi od razu, do wszystkiego trzeba czasu, a ona… cóż… nie była najcierpliwszą osobą na świecie. Dobrze było sobie odświeżyć pamięć, dowiedzieć się czegoś nowego wartego zapamiętania, po czym chwyciła z torby pióro i pergamin żeby notować. Na chwilę po notowaniu zrobiła przerwę.Czy można tak zrobić?zapytała z lekkim wahaniem. Pieszczotliwym gestem dotknęła liści roślinki, gładząc miętę wilgotną szmatką, oczyszczając je z kurzu, który zadomowił się w cieplarni. Dosypała odrobinę ziemi do doniczki, chwyciła za konewkę i podlała roślinę, ugniatając rękawicą grunt. Kochała to robić. Rośliny nie prosiły o zrozumienie, były zdane na jej łaskę i niełaskę, na wszelkie eksperymenty i doświadczenia, które na nich wykonywała. Krukonka jednak starała się poświęcać im wiele uwagi, traktując je jak swoje dzieci, ukochane pupile. Zielarka z powołania? Stanowczo.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopherowi trudno było ocenić najmłodszą z panien Seaver. Nie chciał jej ani zniechęcać, ani upewniać w przeświadczeniu, że posiadała wiedzę potrzebną do tego, żeby faktycznie iść dalej, żeby coś zdobywać i się czymś zajmować. Potrzebowała jej jeszcze znaczenie więcej, jeśli faktycznie chciała skoncentrować się w pełni na zielarstwie, jeśli chciała faktycznie robić coś, co było jej powołaniem, jeśli chciała wszystkim pokazać, do czego jest zdolna. Znajdowała się na razie na początku drogi, ale należało oddać jej sprawiedliwość, że siadła do notowania, że starała się zrozumieć, co jej tłumaczył, że nie próbowała od tego wszystkiego uciekać. To, niewątpliwie, chwaliło się. Choć jednocześnie Walsh nie miał pojęcia, dokąd to ją ostatecznie zaprowadzi. Tak czy inaczej, przyglądał się jej, kiedy zaczęła zajmować się miętą, pozwalając jej na to, choć jednocześnie obawiał się, że mogą z tego wyjść jakieś problemy. Roślina była prosta, to prawda, ale każdy, dosłownie każdy, mógł popełnić błąd, a to nie było ani trochę dobre. - W porządku, jeśli będzie chciała pani tutaj przyjść, proszę mnie wcześniej powiadomić. Albo profesor Vicario, na pewno też udzieli pani pomocy - powiedział, nim ostatecznie kazał jej wyjść z cieplarni, jaką zaraz miał zamykać, żeby nikt się tutaj nie kręcił. Ostatnimi czasy uczniowie nadużywali bowiem wszystkiego, co znajdowało się w szkole i Christopher wolał nie mierzyć się z nimi po raz kolejny, wytykając im przy okazji różnego rodzaju błędy. Tak więc, lepiej było wszystko zamknąć.
Zamarznięte rośliny, też coś. To chyba oznaczało, że nikt nie przykładał zbyt dużej wagi do tego, jak właściwie się nimi tutaj zajmowano, a przynajmniej takie wrażenie miała Carly, bo naprawdę, takie wypadki zdarzały się w Hogwarcie zdecydowanie zbyt często, żeby mogła uznać, że nic nie znaczyły. To było oczywiście zabawne, na swój sposób, ale jednocześnie była przeświadczona, że profesorowie robili wszystko, żeby ich w ten czy inny sposób wykorzystać, mając chyba pewność, że dzięki nim pewne sprawy zostaną wykonane w sposób, jaki można byłoby uznać za należyty. Mówiąc inaczej, byli tutaj od mrówczej pracy i mieli za dużo nie gadać, żeby nie irytować innych osób, a przynajmniej tak jej się wydawało. I chociaż może powinno ją to irytować, było dokładnie na odwrót. Znajdowała w tym coś, co było co najmniej komiczne. - No dobrze, idziemy do tej cieplarni, ja do tych innych się nie pcham, bo jestem pewna, że coś tam odgryzie mi palce. Szybciej, niż nawet pomyślę, że powinnam uważać! A skoro pomoc potrzebna jest dosłownie wszędzie, to tutaj też będzie dobrze. A ty przy okazji zobaczysz, czy naprawdę, ale to naprawdę, chciałbyś się w tym babrać każdego dnia - powiedziała do brata, kiedy dotarli we właściwe miejsce, a ona bez zastanowienia wparowała do pierwszej cieplarni, w której znajdowały się mniej złowieszcze okazy roślin. Była pewna, że tak będzie bezpieczniej i zakładała, że może praca pójdzie im szybciej. Poza tym rośliny, jakie się tutaj kryły, były mniej niebezpieczne, a zatem można było się nimi łatwiej zajmować, co samo w sobie było już zdecydowanie wielkim plusem. Skoro zaś tak, to Carly nie zamierzała narzekać i od razu doskoczyła do doniczek pełnych delikatnej mięty, która wyglądała, jakby coś ją już zjadło, bardzo przeżuło i postanowiło wyrzucić w formie nawozu w miejscu, w którym kiedyś rosło. Zamarzło i prezentowało się iście paskudnie. - O, no założę się, że to jacyś geniusze z pierwszej klasy uznali, że skoro na złość mamie odmrożą sobie uszy, to to samo spotka biedne roślinki - skomentowała, cmokając, kiedy brat do niej dołączył.
zadanie stowarzyszenia miłośników przyrody - grudzień-luty kostka1
Wiedział już, że kółko miało to do siebie, że stanowiło narzędzie w rękach profesorów do wykonywania ich pracy. Oczywiście nie każdy z kadry nauczycielskiej tak na to spoglądał, ale dość często dostawali polecenia polegające na naprawie czyjegoś niedopilnowania. Jednak nie rozumiał jak można było dopuścić do zamarznięcia roślin w cieplarni, kiedy było się za nie odpowiedzialnym, a do tego miało wszystkie skrzaty Hogwartu do pomocy. Był pewien, że gdyby tylko Vicario poprosiła je, te chętnie sprawdziłyby czy w cieplarniach jest dostatecznie ciepło. - Nie mów, że boisz się kilku roślinek, których elementy tak chętnie wrzucasz do kociołków, albo garnków - mruknął, ale nie naciskał, aby poszli do jednej z pozostałych. Tak naprawdę było mu wszystko jedno, w której cieplarni ogrzeją rośliny. To, czy miał zajmować się rumiankiem, czy tentakulą nie miało najmniejszego znaczenia. Stan roślin w środku rzeczywiście był daleki od prawidłowego i Jamie aż skrzywił się na widok marnych pozostałości tego, co kiedyś było miętą, przy której stanęła Carly. Sam stanął z drugiej strony stołu, stawiając na nim doniczki z czymś, co prawdopodobnie było właśnie rumiankiem. - Chciałbym znaleźć odpowiedzialnego za ich stan. Ja rozumiem, że mamy magię i wszystko, ale te rośliny mają być takie, jakie są, bo nadmierne używanie magii na nich może wpłynąć na eliksiry, które później będą tworzone… - mruknął, mając ochotę wyrzucić wsazystkie rośliny do kosza, uznając, że tak naprawdę nie nadawały się do niczego. Ich stan był tragiczny, wyglądały jak zamrożone wodorosty wystające z doniczek, które nie wiedział, jak potraktować. - Myślę, że można spróbować je ogrzać i przesadzić do nowych… Dlaczego tutaj wciąż jest tak zimno - dodał jeszcze warkliwie, przystępując do delikatnego ogrzewania roślin, rzucając właściwe zaklęcie z odpowiedniej odległości. Chciał pozbyć się szronu z rumianku i lodu z doniczki.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Spojrzała na brata, jakby chciała go zapytać, czy musiał tak marudzić, bo jak zawsze zachowywał się, jakby dotknęła go jakaś tragedia i nie umiał sobie z nią poradzić, tragedia z serii spalonych ciasteczek na śniadanie albo zbyt mocnej herbaty. Wiedziała, że Jamie był z natury ironiczny, że wiecznie musiał na coś kręcić nosem, ale odnosiła wrażenie, że ten zaczynał powoli dusić się w murach szkolnych. Właściwie mu się nie dziwiła, był w końcu dorosłym człowiekiem, bardzo dorosłym, który od dawna mógł robić co chciał, ale czasami miała ochotę huknąć go z całej siły w ten głupi łeb, żeby zastanowił się nad tym, co robił. - Nie wiem, czy wiesz, ale z reguły obcięte kawałki roślin nie są tak groźne, jak rośliny, które są w stanie uderzyć cię swoimi trującymi mackami albo spożyć w inny sposób - zauważyła, przeciągając słowa, co na pewno mogło podziałać mu na nerwy, ale jednocześnie mogło go ocucić i przypomnieć mu, że chociaż robili, co robili, to nie mieli powodów do tego, żeby narzekać. Na razie. Bo mimo wszystko ta mięta wcale jej się nie podobała i zastanawiała się, co miała z nią zrobić, bo owszem, ogrzanie to jedno, ale liście były bardzo zmarniałe, więc trzeba było ją jakoś odżywić, a z tym miała już nieco większy problem. Pierwszym z nich było jednak niewątpliwie zlodowacenie, jakiego musieli się pozbyć, ale na pytanie swojego brata, zachichotała, całkiem nieźle imitując tym zachowanie profesor Vicario. - Och, no jak sądzisz, kto jest za to odpowiedzialny? Odnoszę wrażenie, że te uchylone okna też mogą mieć tutaj jakieś znaczenie - dodała, by machnąć różdżką w stronę rzeczonych przeszkolonych ścian i zmusiła je do tego, by wróciły na zdecydowanie bardziej zamknięte pozycje. To zdecydowanie nie była pora na jakieś flirtowania z dziką naturą zza okna, o tym była przekonana. Mięta również. Ta właśnie mięta, nad którą westchnęła i rzuciła w jej stronę bardzo słabe zaklęcie ogrzewające, chcąc się przekonać, czy to cokolwiek da, aczkolwiek bardzo wątpiła w powodzenie tej akcji. By nie powiedzieć, że była przekonana, że roślina poczuje się gorzej. Może powinna zacząć od ziemi?
Spojrzał na siostrę z wyrazem rozbawienia w spojrzeniu, choć wciąż marszczył brwi jakby w irytacji. Owszem, dusił się w szkolnych murach i częściowo żałował, że po zawaleniu egzaminów po prostu nie zrezygnował z dalszej nauki. Z drugiej strony Carly miała rację i potrzebował tego papierka, a skoro tak, to starał się zajmować czymś w każdej wolnej chwili, jak obecnie, gdy kierowali się do cieplarni, aby zająć się roślinami. Spojrzał na siostrę, kiedy parodiowała Vicario i nie wytrzymał, parskając śmiechem pod nosem, aby po chwili pogratulować samemu sobie spostrzegawczości, kiedy Puchonka zamknęła okna w szklarni. Skupił się jednak na widoku roślin, szczególnie ziół, które wyglądały naprawdę źle i wymagały natychmiastowej interwencji. Rumianek, który wybrał na początek powoli przestawał przypominać przebiśnieg, a Jamie pilnował, aby nie przesadzić z ogrzewaniem rośliny. Nie chciał jej przesadnie wysuszyć ani przypadkiem poparzyć ciepłym powietrzem. Kiedy miał pewność, że roślina nie złamie się od razu, jak tylko zacznie wyciągać ją z doniczki, przywołał do siebie zaklęciem worek z ziemią oraz pojemnik na starą ziemie i zabrał się za ostrożne wyciąganie roślinki. - Jak będę mieć swoją cieplarnię... Będę pewnie blokował okna na zimę. Albo poszukam skrzata, który mógłby się tym zajmować, żeby Ciastka nie wykorzystywać do pracy w dwóch domach - powiedział, kawałek po kawałku zdejmując doniczkę z rumianku, a po chwili oczyszczał jego korzenie ze zlodowaciałej ziemi. - Rozmawiałem w każdym razie z Walshem i w sumie wróciłem do punktu wyjścia, ale z potwierdzeniem, że zaczynałem za dużo myśleć. Więc hodowla i szklarnia na rośliny - dodał jeszcze w ramach wyjaśnienia dla siostry, po chwili przeklinając pod nosem, gdy dostrzegł zniszczone częściowo korzonki.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Właściwie ona również zastanawiała się, co robiła na studiach, jednocześnie szukając dla siebie właściwego miejsca. I jeszcze go nie znalazła, co znowu nikogo nie powinno dziwić, jednak wszystko wskazywało na to, że w przeciwieństwie do brata, roślinami zamierzała się interesować jedynie ze względów składnikowych albo kulinarnych, nie marząc o tym, żeby wszystko przesadzać, rozgrzebywać albo robić coś podobnego. Wiedzę oczywiście mieć musiała, bo nie mogła sobie pozwolić na wybór czegoś felernego, ale nie zamierzała również koncentrować się na tym, jak dokładnie rośnie tentakula. Wystarczyło jej rozpoznawanie tej, która była odpowiednia, żeby zrobić z niej coś smakowitego. Potwierdzało się to również teraz kiedy z wystawionym językiem walczyła z miętą, ostatecznie dochodząc do wniosku, że musiała roślinę wydobyć z doniczki, co też uczyniła, mozoląc się z tym i martwiąc się o delikatne korzenie. W przeciwieństwie jednak do brata wsadziła ją najpierw do donicy, jaką wypełniła wodą, podgrzaną do stanu, jaki uznałaby za przyjazny mięcie i spoglądała na nią, cierpliwie czekając, aż tak łapczywie się napije, co może nie było takim cudownym rozwiązaniem, ale mimo wszystko nie było również, przynajmniej jej zdaniem, tragedią. Ogrzana krzewinka na pewno czuła się lepiej, toteż Carly zaczęła powtarzać swoje działania na jego pobratymcach. - Ach, więc w końcu z nim rozmawiałeś! Wspaniale. I co, zabierasz się do dzieła? Kiedy możesz zrobić odpowiednie kursy? Bo w sumie to się w tym nie orientuję, ale założę się, że ty tak? Szukałeś już jakiegoś miejsca na hodowlę? - zapytała szczerze zainteresowana, bo mimo wszystko byli rodzeństwem i nawet jeśli nie zawsze się zgadzali albo czasami uważali swoje pomysły za głupie, wspierali się na każdym kroku. Nawet pracując w cieplarni, bo Carly zauważyła, że rumianek coś za bardzo opada, zupełnie, jakby mu w tej ziemi nie było wygodnie i chyba trzeba było coś z tym fantem zrobić, żeby sprawę jak najszybciej naprawić.
Skupiał się na rumianku, oczyszczając go z ziemi, którą co rusz ogrzewał, aby łatwiej było się jej pozbywać. W końcu mógł usunąć uszkodzone korzonki, takie które bardziej przypominały wodorosty niż faktyczną część rośliny i zawahał się, co powinien zrobić dalej. Początkowo chciał po prostu przełożyć do nowej, w pewnym sensie ciepłej wody, ale zwątpił, widząc metodę siostry z umieszczeniem jej w cieplejszej wodzie. W końcu pokręcił głową nad samym sobą, włożył rumianek do nowej ziemi i tak gotową roślinę w doniczce, włożył do wody, aby się napiła. Nie wyglądało na to, żeby uszkodził ją bardziej, niż już była, więc zabrał się za kolejne doniczki, powtarzając wcześniejsze czynności, zastanawiając się wciąż, dlaczego Vicario nie wolała sama sprawdzić cieplarń i dlaczego jak zwykle próbowała się wysługiwać uczniami. - Nie szukałem jeszcze ani miejsca, ani kursów - przyznał w końcu, spoglądając na moment na siostrę - Chciałbym, żeby to był domek jakoś na uboczu, z dużym terenem, aby fogsy miały gdzie biegać. To nie będzie tanie, więc póki co po prostu zbieram galeony… Kurs mogę zrobić na ostatnim roku, a teraz wiedząc, co tak właściwie chcę, po prostu zbierać informacje na temat ich potrzeb i wszystko powoli układać… Walsh pomógł pozbyć się myśli o innych możliwościach - dodał, wzruszając nieco ramionami, ale choć mógł brzmieć na zagubionego, było widać w jego spojrzeniu, że znów wiedział, w którą stronę iść dalej. W przeciwieństwie do rumianku, który dalej przesadzał, a który sprawiał wrażenie pogodzonego ze swoim losem. - Hogwart powinien pomyśleć o zatrudnieniu skrzatów do cieplarni, póki Vicario za nie częściowo odpowiada - mruknął w końcu, kolejną doniczkę wstawiając do wody i sprawdzając stan pierwszej roślinki.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly improwizowała, jak w całym swoim życiu. Dokładnie taka była i nic, ale to nic, nie mogło tego zmienić. Była również pewna, że inni ludzie zdawali sobie z tego sprawę i nie zamierzała się tym szczególnie mocno przejmować, uważnie przyglądając się ratowanej mięcie. Nie wyglądała dobrze, więc Puchonka pokręciła nosem i zaraz zaczęła rozglądać się za jakąś odżywką, którą mogłaby tutaj przynieść, była bowiem pewna, że coś takiego na pewno znajdowało się w szklarni. Wlane do wody, a później umieszczone w ziemi, na pewno mogło pomóc nieszczęśliwym roślinom, jakie pakowała kępkami do pojemnika z wodą. W końcu dostrzegła faktycznie odpowiednie fiolki i otrzepała dłonie, by później odsunąć na bok donice i przez chwilę dumać nad tym, co zrobić ze starą ziemią. Wzruszyła ramionami, usunęła ją zaklęciem, rzuciła proste chłoszczyść i spoglądając na brata, ruszyła we właścią stronę, by przynieść sobie wszystko, czego potrzebowała. - W takim razie masz wszystko zaplanowane i to mnie cieszy, doskonale, będziesz wiedział, co robić w najbliższym czasie, a skoro masz możliwość zarabiania, to jeszcze lepiej, bo ja to zarabiam, ale nie wiem jeszcze co ostatecznie zrobić, bo mam różne pomysły - zakomunikowała, kierując się we właściwą stronę i po chwili wszystko się zepsuło. Mówiąc dokładnie, zepsuła się ona, bo wywróciła się na lodzie, pojechała przed siebie, rozbiła jakieś doniczki, zrobiła rumor, jakby nie wiadomo co się działo, a przynajmniej taki, jakby złamała kręgosłup i jęknęła. - Mogłyby też dbać o biednych studentów! - rzuciła z podłogi, na której się tak pięknie rozjechała, starając się złapać oddech, bo naprawdę nie było to zbyt proste. Miała wrażenie, że dzwoni jej w uszach, że aż nią całą trzęsie i obawiała się, że zrobiła coś, czego robić nie powinna. - Cholera, zniszczyłam jakieś rośliny... Chyba na nich leżę - dodała żałośnie, odnosząc wrażenie, że właśnie wpakowała się w niezły ambaras, nie mając w ogóle ochoty wstawać, żeby się przekonać, do jakiego nieszczęścia doszło.
Spojrzał na Carly i aż przewrócił oczami. Z tego, co wiedział, za chwilę mogłaby zająć się pożyczaniem galeonów z oprocentowaniem, a i wciąż miałaby wiele dla siebie. Być może powinien był przemyśleć swoje zawodowe plany lepiej i zająć się pieczeniem ciastek, albo czegoś podobnego, zamiast tkwić w aptece, ale próbował nie narzekać. Teraz mógł zbierać galeony dla siebie, a dzięki temu być bliżej swojego celu. - Coś pewnie wymyślisz, a jak nie to zawsze chętnie przyjmę twoją inwestycję w moją hodowlę - odpowiedział jej, uśmiechając się krzywo pod nosem. Zaczepiał siostrę i był pewien, że i ona wie, że tak naprawdę nie zamierzał pożyczać od niej pieniędzy. Przynajmniej nie, gdy sam mógł wszystko zorganizować i kiedy nie był naprawdę w finansowym dołku. Jednak póki co w szerokopojętym dole była Carly, którą widział w jednej chwili, a w następnej usłyszał jedynie rumor i jej jęk. Jamie odstawił kolejną doniczkę z rumiankiem do ciepłej wody, aby roślina napiła się i spojrzał na to, co się stało, parskając śmiechem na widok siostry na ziemi. Co prawda widok roślin na ziemi, stłuczonych doniczek i ogólnych zniszczeń nie był zabawny, ale nie potrafił powstrzymać śmiechu. W końcu ruszył w jej stronę, chcąc pomóc dziewczynie wstać z ziemi i posprzątać cały bałagan, jakiego narobiła. Nie zdołał jednak zrobić dwóch kroków, kiedy cieplarnia zawirowała przed jego oczami, a po chwili ból uświadomił mu, że oto i on miał nieprzyjemne spotkanie z podłogą. Huk, jaki jeszcze brzęczał mu w uszach, był potwierdzeniem, że kolejne rośliny wylądowały na ziemi. - Robimy zawody… Kto pierwszy kogo udusi…? Vicario nas, czy my ją? - zapytał, spoglądając na Carly, czując ból w kości ogonowej, który promieniował na wszystkie możliwe strony. Spojrzał po roślinach, wśród których leżeli i stoliki, które strącili, aby zaraz skrzywić się z irytacji. - One chyba były już gotowe do zebrania - mruknął, przeciągając dłonią po twarzy, zastanawiając się, jak zdołają się z tego wytłumaczyć.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Widzisz, Jimmi, problem polega na tym, że ja mam masę pomysłów, ale żaden nie jest, wiesz, długoterminowy? Ale jeden mi się podoba i myślę, że kiedy skończę studia, faktycznie spędzę rok jeżdżąc w różne miejsca i ucząc się tamtejszej kuchni, a później, wiesz, wydam książkę - zakomunikowała, wielce zadowolona, wychodząc z założenia, że coś podobnego mogłoby okazać się naprawdę interesujące. Było, żeby być dokładnym, niesamowicie porywające i Carly właściwie była przekonana, że gdyby pewne przepisy dostosowała do gustów z Wysp, stałaby się poczytną kucharką. I właśnie z tymi rozważaniami skończyła na ziemi, leżąc między roślinami, jakie mieli ratować, mając wrażenie, że to jest bardzo idiotyczna sytuacja, jednak już po chwili przekonała się, że to dopiero czubek góry lodowej, co rozbawiło ją jeszcze bardziej, bo oto jej brat wylądował obok niej na ziemi, tak samo rozwalony, tak samo rozjechany, jak wielka żaba, co było bardziej niż komiczne. To było tak śmieszne, że zaczęła ryczeć z rozbawienia. - Symultanicznie! - wycharczała na jego pytanie, a potem spróbowała obrócić się w tej całej rozsypanej ziemi i zorientować się, jak źle było z roślinami. - Myślę, że jak bardzo się postaramy, a zawsze się bardzo staramy, to coś z tego będzie. Tylko trzeba ukryć zbrodnię - zakomunikowała, po czym wydała z siebie przeciągły jęk pełen namysłu, gdy coś do niej dotarło i zaraz padła na plecy i zamachała rękami. - Nie, nie! Miejsce zbrodni zostaje bez zmian, Vicario musi zobaczyć, do czego doprowadziło niefrasobliwe traktowanie cieplarni, ot co! - zakomunikowała, zerkając kątem oka na pokrzywę, jaka znajdowała się zadziwiająco blisko jej twarzy i dmuchnęła w tamtą stronę, komunikując, że rośliny powinni spróbować uratować, skoro walczyli o pozostałe.
Rok w podróży brzmiał całkiem ciekawie, co Jamie przyjął z cichym pomrukiem aprobaty. Podejrzewał, że zanim do tego czasu dojdzie, Carly zdąży albo zmienić zdanie kilka razy, albo umocni się w swoim postanowieniu tak, że nic nie będzie zdolne zmusić ją do zmiany. Jakkolwiek miała prezentować się jej przyszłość, miała do tego jeszcze trochę czasu, o ile oczywiście dotrwa do tego czasu w jednym kawałku, a jak się okazało, stan cieplarni mógł ten stan nieco zmienić. Choć chwilę wcześniej sam śmiał się z siostry, teraz rozciągnięty na podłodze, słysząc jej rechot, spojrzał na nią z ukosa, marszcząc gniewnie brwi, choć tak naprawdę daleko było mu do faktycznej złości. Czy raczej złości na nią, gdyż w kierunku Vicario miotał przekleństwami w myślach, jakich dawno nie wypowiadał na głos. - To zdecyduj się, sprzątamy, czy tylko ratujemy rośliny? - mruknął, podnosząc się z jękiem z podłogi, aby zaraz pomóc wstać Carly. Mimo wszystko na oblodzonym terenie łatwo było o ponowny upadek, a tego jej jednak nie życzył. Zrobił miejsce na stole i sięgnął po kilka roślin, których część pędów zdołała się połamać. Straty, choć były widoczne, nie były niemożliwe do zatuszowania, choć czuł irytację na samą myśl o podwójnej pracy, jaką musieli teraz wykonać przez to, że ktoś doprowadził do zamarznięcia roślin. - Myślisz, że ile porcji eliksiru pieprzowego właśnie straciliśmy? - spytał, spoglądając po ziemi i szczątkach doniczek, aby w końcu wycelować w nie różdżką, rzucając niewerbalnie reparo.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Co ma być to będzie. Carly wiedziała, że jej życie nie będzie poukładane tak długo, jak długo nie znajdzie tego, czego potrzebowała, czego pragnęła, co mogło ją prowadzić. Bo na razie nie była niczym więcej, niż trzpiotką, która skakała sobie z gałęzi na gałąź, z kwiatka na kwiatek, robiąc, co jej się podobało. Jednak takie życie również kiedyś musiało się skończyć i miała tego pełną świadomość, wiedząc, że nie powinna tak naprawdę aż tak szaleć. Miała jednak czas, a pomysł, cóż, pomysł się jej podobał, nawet teraz kiedy leżała w tej całej ziemi, a Jamie zbierał ją z podłogi. - Ratujemy! - zakomunikowała, układając powoli rośliny na blacie stołu, czując, jak pulsuje jej ciało. Uderzenie bolało, potwornie mocno bolało i wiedziała, że będzie musiała wybrać się do skrzydła szpitalnego, żeby nie skończyć gorzej, niż tragicznie. Na razie jednak starannie odcinała zniszczone łodygi, wsadzała je do wody, żeby wypuściły pędy, sprawdzała pozostałe, próbując przy okazji zorientować się, czy zniszczone przez nich rośliny również nie zaczęły ulegać przemrożeniu. I chyba częściowo tak było, jak stwierdziła, więc westchnęła i zabrała się do rzucania zaklęć rozgrzewających. - Minimalizując straty, ocenię to na pięć do dziesięciu, ale postaram się zrobić wszystko, żeby strata wynosiła dwa. Taka, wiesz, bardzo kreatywna księgowość. Merlinie, ale mnie bolą plecy... pójdę zaraz do Finch, bo chyba mnie połamało - jęknęła, starając się zrobić cokolwiek poprawnie, ale ból zaczynał dawać się jej we znaki, więc chociaż próbowała, nie szło jej na pewno tak fantastycznie, jakby chciała. Pocieszała się jednak, że zwyczajnie mogło być gorzej, że wszystko mogło być bardziej tragiczne, niż teraz, a jeśli pokaże Vicario miejsce, które prawie ją zabiło, profesor na pewno nieco inaczej spojrzy na te zniszczone rośliny. Jaki bałagan! - A wszystko przez to, że jakiś kurzy móżdżek na zamknął okien, też coś!
Chwilę jeszcze przyglądał się Carly, aby mieć pewność, że zdecydowała, ale kiedy nie zmieniała zdania, skinął lekko głową. Ratowanie roślin samo w sobie było czasochłonne, a jemu nie uśmiechało się sprzątanie tego, czego zwykłe chłoszczyść nie dałoby rady uporządkować. Poza więc naprawą jednej doniczki nie ruszył w ogóle bałaganu. Zamiast tego skupił się na roślinach, które połamali, zbierając je z ziemi, część przekładając do nowych doniczek, a każdy ułamany pęd wkładał do fiolek z wodą, aby puściły korzonki. W międzyczasie sprawdził czy rumianek, którym zajmował się na początku, był w lepszym stanie, a widząc znaczącą poprawę rośliny, odstawił doniczki na właściwe miejsca. Po chwili w ciepłej wodzie stały rośliny, które chwilę wcześniej strącił, upadając na ziemię. Wszystkie w cieplarni należało ogrzać, ale niektóre były zdecydowanie przemarznięte i właśnie tymi należało zająć się w pierwszej kolejności. - Vicario powinna sama się tym zajmować - mruknął, kończąc porządkować uszkodzone rośliny. - Dobra, zbieramy się do niej zdać relację z tego, co tu się działo i do Finch - zarządził, kiedy zioła, jakimi się zajmowali były należycie ogrzane, a uszkodzone rośliny odratowane, choć nie w idealnym stanie. Miał nadzieję, że profesor zielarstwa będzie ich jednak słuchać, gdy będą tłumaczyć powód, dla którego część roślin jest w stanie, w jakim jest, ale jednocześnie nie miał wielkich nadziei. Pozostawało po prostu iść do niej i mieć wszystko za sobą, a po rozmowie z nią doprowadzić Carly do Skrzydła Szpitalnego, aby mieć pewność, że jednak nie zrobiła sobie większej krzywdy, niż się wydawało.
z.t. x2
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Lekcja zielarstwa 11 marca 2024 - I etap Widziadła:E tak Scenariusz:4- Cesarz
Christopher wiedział, że po feriach większość uczniów i studentów będzie całkowicie rozleniwiona. To zaś oznaczało, że zarzucanie ich niesamowicie trudnymi zajęciami albo sięganie po rośliny, które miałyby okazać się niebezpieczne, nie było najlepszym pomysłem. Spodziewał się, że podsuwanie im brzytwotrawy skończyłoby się fatalnie, więc zwyczajnie postanowił zanudzić ich na śmierć, ucząc jak należało poprawnie rozsadzać rośliny. Był pewien, że połowa z dzieciaków nie miała bladego pojęcia, że każda roślina wymagała innego rodzaju ziemi, nawozu, nasłonecznienia i całej reszty rzeczy, jakie ignorowali, koncentrując się na wrzeszczących mandragorach albo próbach uspokojenia wnykopieńków. Dlatego też uznał, że pora wrócić do korzeni i przekonać się, do czego właściwie zdolni są uczniowie, nim rzuci ich na głęboką wodę, podsuwając im coś ciekawszego, choćby w postaci trucizn. - Zaczniemy od czegoś, co pewnie każdy z was wie - powiedział, kiedy dzieciaki zebrały się już w szklarni, a on machnięciem różdżki zamknął drzwi. Tym razem spóźnialscy nie byli mimo wszystko mile widziani, ostatecznie wszędzie panoszył się pył i właściwie Chris sam nie był pewien, czy za chwilę nie okaże się, że on również będzie musiał się z czymś mierzyć. Miał świadomość, że pył dostawał się do cieplarni, widział go na roślinach, a to nie zwiastowało niczego dobrego, nie był jednak w stanie całkowicie go powstrzymać i zwyczajnie musiał się z nim mierzyć. Tak po prostu. - Podejrzewam, że spora część z was ma jeszcze głowę na feriach i nie ma co się dziwić, bo to była przyjemna odmiana, ale teraz pora skupić się na czymś innym. Po lewej macie nasiona różnych roślin niech każdy z was wybierze, czym chce się zająć. Nie będę podpowiadał, czym są, musicie sami zgadnąć, takie są zasady. Po prawej są rozsadniki, które musicie przygotować przed wysianiem nasion. Do dzieła - dodał, po czym klasnął, dając im tym samym znać, że zajęcia właśnie się rozpoczęły i nie było już czasu na żadne pogaduszki. - A jeśli ktoś rozpozna, jaką roślinę wybrał na podstawie jej nasion, to niech mnie zawoła i podzieli się swoim przypuszczeniem.
Dzisiejsze zadanie - I etap
Nasiona Na stołach znajdują się pojemniki pełne różnego rodzaju nasion, które trudno rozpoznać na pierwszy rzut oka. Część z nich jest zielona i całkiem spora, niektóre są białe i niewielkie, a inne znowu o wiele ciemniejsze. Spokojnie można przyznać, że są do siebie podobne albo całkowicie różne, więc teoretycznie dość łatwo je rozpoznać. Pytanie jednak, czy tak jest naprawdę? A to na pewno ma znaczenie, bo w końcu każde z tych nasion może mieć inne wymagania, co do swojego dalszego rozwoju!
Rzuć jedną kość k6, która określi, jakie ostatecznie nasiona zabierasz ze sobą do stołu, przy którym znajdują się rozsadniki:
Rozsadniki Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek wcześniej zwracaliście uwagę na rozsadniki, jakie znajdują się w każdej cieplarni. Może to nie miało dla was aż tak wielkiego znaczenia, a może nawet nie do końca wiecie co to i do czego służy? Każdy z nich przystosowany jest do wysiania dwudziestu roślin, tworząc dla nich przestrzeń, pozwalającą na wzrost. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że nie wszystkie są w dobrym stanie i trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej nici z wysadzania roślin.
Rzuć jedną kość k100, żeby dowiedzieć się, co cię czeka na tym etapie lekcji:
Rozsadnik:
1 - 20 Bierzesz pierwszy z brzegu rozsadnik, w końcu na pewno są przygotowane do tej lekcji, prawda? Figa z makiem z pasternakiem! Okazuje się, że rozsadnik jest cały brudny i znajdujesz w nim jakieś zasuszone robaki, przez co tracisz sporo czasu na jego oczyszczenie. (+5) Jeśli jednak postanawiasz pracować w takim brudzie, cóż, na pewno czekają cię konsekwencje tego czynu (+0) 21 - 45 Kiedy podnosisz rozsadnik, okazuje się, że jego dno odpada. Tak po prostu. Wszystko się tłucze, a ty zostajesz z niczym. Musisz szybko naprawić ten bałagan, jeśli chcesz w ogóle uczestniczyć dalej w zajęciach. (+0) 46 - 70 Nie wybierasz niczego na łapu-capu, bo doskonale wiesz, jak podobne rzeczy się kończą. Zamiast tego uważnie przyglądasz się kolejnym rozsadnikom, wybierając taki, który wygląda na najbardziej solidny. (+10) 71 - 100 Kto pierwszy, ten lepszy. I w twoim wypadku powiedzenie to spełnia się idealnie, bo zwyczajnie sięgasz po czysty rozsadnik, który z całą pewnością jest w doskonałym stanie. Upewniasz się, że się nie rozpadnie, a później prędko odchodzisz na bok. (+15)
Mechanika 1. Termin pisania: do 17 marca włącznie; 2 etap pojawi się 18 marca. 2. Na lekcję nie można się spóźnić, drzwi cieplarni zostają zamknięte z chwilą, w której zajęcia się rozpoczynają. 3. Za specjalizację z zielarstwa przysługuje wam jeden przerzut, możecie się nim posłużyć na pierwszym albo drugim etapie zajęć. 4. Za każde 15 punktów z zielarstwa przysługuje wam jeden przerzut. 5. Wasz post musi zostać opatrzony poniższym kodem:
Kod:
<zgss>Widziadła:</zgss> [url=LINK]wynik rzutu kością literwą[/url] tak/nie <zgss>Scenariusz:</zgss> [url=LINK]wynik rzutu kością tarota[/url] <zgss>Nasiona:</zgss> [url=LINK]wynik rzutu kością k6[/url] <zgss>Rozsadnik:</zgss> [url=LINK]wynik rzutu kością k100[/url] <zgss>Modyfikatory:</zgss> Wypisz wszystkie wykorzystane + rozpoznanie zioła i zgłoszenie tego Christopherowi <zgss>Wynik:</zgss> Wpisz wszystkie zdobyte punkty
6. Podsumowanie waszej punktacji pojawi się w poście kończącym zajęcia. 7. Dobrej zabawy! Zawsze możecie poprosić Christophera o pomoc.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy szedł na zajęcia nie był w wybitnym nastroju. Zielarstwo zawsze szło mu jak krew z nosa. Stał i patrzył tępo w nauczyciela, jak Walsh tłumaczył im co mają robić na lekcji, a gdy się na chwilę ocknął, inni już zabrali się za nasiona, a on starał się połapać w tym zadaniu. Wziął ze stołu pierwsze lepsze nasiona, a potem stanął przy najbliższym z rozsadników, który okazał się tak ukizdrany jakimś gównem i pełen zdechłych robali. Westchnął, bo ciężka dola domorosłego zielarza, dlatego właśnie nie lubił zielarstwa, trzeba było się zawsze upierdolić w ziemi, ale zabrał się za czyszczenie rozsadnika, by przygotować go do dalszej pracy. Kiedy @Christopher Walsh przechodził obok, uniósł lekko rękę: - Nie mam pojęcia co to za nasiona. - przyznał - Może mi pan podpowiedzieć? - ani się znał na zielsku, ani na kwiatach, choć byłoby to miłe, jednak coś ogarniać.