Na samym końcu cieplarni, za najróżniejszymi roślinami, można schować się i pozostać niezauważonym. Niewielką, prostokątną przestrzeń wypełniają wszelkie możliwe narzędzia ogrodnicze, ktoś najwyraźniej wykorzystuje to miejsce jako schowek. Znalazło się miejsce na maleńką ławeczkę, gdzie można usiąść, ale to rośliny przysłaniające szyby cieplarni, tworzą zieloną kotarę oddzielającą od rzeczywistości. Można się tu ukryć i pozostać niewidzialnym dla wszystkich innych, nawet czasem dla nauczycieli, którym do głowy by nie przyszło, że uczniowie zdolni są kryć się w roślinach.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Cała ta sytuacja na moście była jedną z najdziwniejszych, jakie ostatnio się zdarzyły. Czy to naprawdę możliwe, by nauczyciel popełnił samobójstwo? Z takiego powodu.... Narciss milczał całą drogę, ciągnąc za rękaw Avnera w kierunku cieplarni. Błonia były oblegane przez uczniów, a oni chcieli spokoju i ciszy. Cóż, prawda była taka, że Narciss chciał po prostu uwieść chłopaka w spokoju. Minęło sporo czasu, nim w końcu udało mu się wymknąć wraz z Avnerem. Lynett pobiegła jak oszalała na pomóc swojemu ukochanemu i był to idealny moment, by odejść. Później powie, że był po Salvatore, który "na pewno wiedziałby co robić". W końcu wszedł do cieplarni, przedzierając się przez liście. - Tu może być... - mruknął w końcu zatrzymując się przy jakimś drzewku.
Avner próbował zasugerować Narcissowi, że uda się w swoją stronę, jednak jego uścisk był dość mocny. W końcu westchnął, mając nadzieję, że po krótkiej rozmowie jasnowłosy da mu spokój. Ciekawiło go, co jeden ze Ślizgonów może od niego chcieć.
Będąc na tyłach cieplarni, rozejrzał się dookoła. Nigdy nie był w tym miejscu, dlatego musiał poprzyglądać mu się przez chwilę.
- Całkiem tu ładnie. - Powiedział cicho, trzymając pod pachą szkicownik.
Uśmiechnął się szeroko do niego, tym razem szczerze. - Oczywiście, że tak! - odparł, z zachwytem podchodząc do jakiejś czerwonej roślinki. - Większość jest niebezpiecznych i nie należy ich dotykać, ale niektóre są łagodne i potulne.
Dotknął lekko czerwonych listków równie czerwonego kwiatka, który wygiął się lekko pod delikatnymi opuszkami palców ślizgona. - Ten nie gryzie, nie truje ani nie zabija - mruknął dość wesoło, na chwilę zapominając o swojej misji uwodzenia.
- Dlaczego? - spojrzał na niego pytająco, choć znał odpowiedź. To oczywiste, ślizgoni nie znoszą uczniów innych domów, właściwie często przejawiają objawy rasizmu. Narciss jednak nigdy nie rozumiał tych ślizgońskich ideologii i był w Slytherinie zapewne tylko dlatego, że zawsze oszukuje i udaje kogoś, kim nie jest. Nie mógł jednak nic na to poradzić, skoro wszyscy tylko tego od niego wymagają. - Czyż nie mogę chcieć z tobą przebywać?
- Nie wiem, dlaczego, ale można łatwo zaobserwować taką tendencję. Po prostu wydaje mi się to dziwne. Nie masz żadnych ukrytych intencji? - Zapytał, podchodząc do jednego z kwiatów o białych kwiatkach. Nachylił się, by powąchać jego rozkoszną woń. Potem odwrócił się i spojrzał na Narcissa. - Poza tym, dopiero co się poznaliśmy, czemu chcesz ze mną przebywać?
Zagryzł lekko wargę, kucając pod jakimś poskręcanym krzaczkiem. Objął lekko ramiona, spoglądając po chwili na chłopaka. - Czy muszę być taki sam, jak inni? - mruknął cicho, zdaje się, że urażony pomysłem Avnera. - Po prostu... brakuje mi towarzystwa kogoś, kto nie będzie do mnie uprzedzony.
Zamilkł na chwilę, niby to starając się opanować smutek. Najwyraźniej Avner był nieufny, skoro przyjmował każde słowo jako zagrożenie. - Dobrze wiem, jak wyglądam oraz... że... moje zachowanie prawdopodobnie mało komu się podoba - wyznał cicho, po chwili wzdychając.
- No cóż, rzadko zdarzają się odstępstwa od ogółu, zwłaszcza w waszym domu. Więc nie dziw się mojej opinii. Co prawda, w przyszłości może ulec zmianie jeśli jest inaczej. Ale trudno mi w to uwierzyć. - Uśmiechnął się lekko, opierając się o blat stolika.
- O co chodzi ci z tym, jak wyglądasz? - Nie rozumiał Avner.
- Zawsze warto wierzyć, że w końcu będzie lepiej... - mruknął, choć nie wierzył w to ani trochę. Jako pesymista uważał, że takie słowa nie miały racji bytu. Jednak pytanie krukona szczerze go zdziwiło. Popatrzył na niego szeroko otwartmi oczyma i po chwili pomachał mu ręką, pozwalając, by wszystkie perełki i diamenciki doszyte do jego ozdobnej koszuli rozdźwięczały się całą kaskadą melodii. - Mój drogi, spójrz na mnie... Na mój ubiór.
- Hm... No i? - Wzruszył ramionami, wciąż nie rozumiejąc. - Są różne indywidua w tej szkole, na mnie nie robią one żadnego wrażenia. Ale po tym co mówisz domyślam się, że ogół nie reaguje na ciebie zbyt entuzjastycznie. Przejmujesz się tym?
- Ale... - burknął cicho, nieco zbity z tropu. Dobrze, było to dziwne i niespotykane. Większość osób raczej traktowała z pobłażliwością jego teatralne stroje. Choćby taki Valentine, który wręcz się wyśmiewał. Narciss westchnął cicho. Cóż, być może faktycznie Avner nie przejmował się takimi szczegółami. Właściwie, było to miłe... jeszcze chętniej więc go uwiedzie. - Jeśli faktycznie nie robi to na tobie negatywnego wrażenia, to jest mi bardzo... miło...
Avner chciał powiedzieć, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, nawet pozytywnego, ale wolał nic już nie mówić. Nie obchodziło go za bardzo, jak kto się ubierał, wolał interesować się samym sobą. Odchrząknął i spojrzał na swojego rozmówcę.
- Ależ to nic takiego. - Powiedział w końcu. Wzruszył ramionami, zaczesując kosmyk włosów za ucho.
Westchnął cicho, patrząc na chłopaka. Cóż, właściwie dziwiło go, że Avner jeszcze nie wstał i nie odszedł w swoją stronę, skoro ewidentnie nie ma ochoty nawet na zwykłą koleżeńską rozmowę. W końcu zmarszczył brwi i spojrzał na niego. - Bardzo cię zamęczam, hm? - mruknął z lekkim wyrzutem w głosie.
Nie znosił, kiedy ktoś nie wykazywał zainteresowania nim. Jak możnabyło dopuścić się do takiego czynu? To... przykre.
Avner uśmiechnął się prawie sympatycznie, ale w jego oczach można było dostrzec ironię.
- Trochę. Szczerze, to chciałem w spokoju sobie porysować, ale tamto wydarzenie na moście trochę pokrzyżowało moje plany. No i chęć do rysowania jakoś wyparowała. Więc równie dobrze mogę tu chwilę posiedzieć... Ale zaraz będę się zbierać.
Wydął lekko wargę. Czy Avner nie domyślił się, że przez wzgląd choćby na uprzejmowość powinien energicznie i ochoczo zaprzeczyć? Choć... to prawda, że szczerość jest piękniejsza, ale przecież tylko w wypadku przyjaźni, a nie świeżej znajomości. - Czyli właściwie narzuciłem ci swoją obecność... - westchnął dramatycznie, czując, jak powoli wola polowania go opuszcza.
- Poniekąd tak właśnie się stało. Ale chyba się tym nie przejmujesz? - Uśmiechnął się, unosząc brwi. - Zresztą, gdybym naprawdę nie miał ochoty na rozmowę, na pewno powiedziałbym ci to od razu. Czasem warto nawiązać nową znajomość, podobno każda z nich może nas wzbogacić w jakiś sposób.
Nie miał pojęcia, czy tak będzie i w tym przypadku, ale tak naprawdę była to dla niego nowość, rozmawiać ze Ślizgonem i był tego ciekawy.
Chłopak usiadł na ławce, rozkoszując się zapierającymi dech w piersi zapachami i wciąż myśląc tylko o jednym. Co się z nim dzieje? Jak zwykle nie wie czego chce: kręci się w kółko jak szczeniak, próbujący dogonić swój ogon, szukając odpowiedzi, które zapewne nawet nie istnieją. Westchnął ciężko, po czym oparł się wygodnie i wychylił głowę do tyłu, chłonąc nieobecnym wzrokiem absurdalnie niebieskie niebo.
Skierowała się na tyły cieplarni, chcąc powdychać te piękne zapachy, a jednocześnie uniknąć niepotrzebnej publiczności. Niestety, jednak to się nie udało. Chociaż właściwie obecność Wilkie'ego jej nie przeszkadzała aż tak. Lubiła go i udawało im się znaleźć wspólne tematy, choć przyjaciółmi nie byli. - Cześć - przywitała się, siadając obok chłopaka na ławce.
Nim zdążył jednak podnieść głowę w jego małej skrytce zjawiła się jeszcze jedna osoba. Słysząc szelesty wzdrygnął się z zaskoczenia, ale nie zafatygował się by na tego kogoś spojrzeć. Może zauważy, że nie jest w najlepszym nastoju i sobie pójdzie? Rozmyślał ponuro na temat Amayi i wracał myślami do tych chwil, gdy zachował się jak ewidentnie skończony dupek. Jak to wszystko mogło się tak prędko skończyć? Jeszcze niedawno sekundę dzielili na dwoje, aby minuta trwała dłużej. Gdzie to wszystko się podziało? Nagle usłyszał, że ktoś się z nim wita i chcąc nie chcąc podniósł głowę, a jego oczy napotkały spojrzenie Crilli. - Cześć. - Mruknął tylko, chociaż szczerze się ożywił z takiego obrotu spraw. Może ta pomoże mu i choć przez chwilę nie będzie myślał o dziewczynie?
Cirilla nie miała zamiaru iść stąd, nie, gdy dopiero przyszła. W końcu nie po to przeszła całą drogę do cieplarni, aby zaraz wracać z powrotem. Może gdyby była bardziej wyrozumiała, współczująca i mniej leniwa, zrobiłaby to. Jednak była bardzo leniwa i zbyt mało przejmowała się innymi, dlatego też została. Mimo wszystko zauważyła jednak, że Wilkie nie zachowywał się tak, jak zwykle. Nie był tym radosnym, skorym do figli chłopakiem. Ewidentnie nad czymś rozmyślał i to na pewno nie były przyjemne rzeczy. - Wilkie, co jest? - zapytała.
- A co miałoby być? - spytał obojętnie, wywracając ramionami. Co jak co, ale nie miał ochoty na żadne żale. Z doświadczenia wie, że te tylko pogrążają człowieka. - To co zawsze. - Dodał, mierząc ją wyraźnie roziskrzonym spojrzeniem. Dziewczyna zawsze mu się podobała. Ileż to lat gonił za nią w kółko, a ta cały czas go odrzucała? Kiedy minęły te czasy, gdy podobne sprawy były dla niego tylko górą lub pagórkiem do zdobycia - zależnie od sytuacji? JGdy już osiągnął swój cel, to szybko mu się nudziło i znów zbiegał, wspinając się na następny. Jednak jaki to miało sens? - Co tutaj robiłaś? - Spytał autentycznie zainteresowany. Wszystko. Wszystko, byleby nie musiał już mówić o sobie.
- Czyli zawsze siedzisz sam jak palec z przygnębioną miną? Dobrze wiedzieć - odparła ironicznie. Wiedziała z doświaczenia, że duszenie emocji w sobie nie było dobre, później to mogło zaowocować nagłym wybuchem złości z byle powodu, na Bogu ducha winną osobę. Widziała te jego spojrzenie. Miała w pamieci wszystkie próby Ślizgona zbliżenia się do niej, które ona albo bagatelizowała, albo odrzucała. I mimo że chłopak był przystojny, inteligentny i zazwyczaj zabawny, to jednak nigdy Cirilla nie czuła do niego tego, co on do niej. A ona nigdy nie była z kimś z litości. - A czy to ważne, co ja tu robiłam? - odrzekła spokojnie. Domyśliła się, że Wilkie zmieniał temat, by tylko nie mówić o sobie. Cecha znamienna dla Ślizgonów, jak najmniej się uzewnętrzniać. - Napawałam się pięknem tych cudownych woni - dodała, wdychając zapach, wydobywający się z tych wszystkich roślin.
Rośliny, nie tylko te magiczne, od zawsze były pasją Igora. Niestety, w rodzinnym kraju, gdzie temperatura zwykle nie pozwalała roślinności rozwijać się, przez co chłopak znał je tylko z książek. Kiedy trafił do cieplarni, poczuł się jak w niebie, co najmniej. Otaczała go przepiękna flora, którą nareszcie mógł nacieszyć swoje szare oczęta. Miał ze sobą książkę, którą skradł z biblioteki kiedy tam w końcu trafił. Czytał, i oglądał kwiaty, w końcu na żywo. Po obejrzeniu wszystkich roślin trafił tutaj... Mimo zimnych temperatur na zewnątrz, tu był ciepło i przyjemnie. Podkładając swój płaszcz, usadowił się na ziemi, plecami opierając o ścianę. Zamknął oczy, wdychając do płuc ciepłe powietrze i zapach roślin...
Chodziła po cieplarni oglądając i fotografując różnorodne rośliny. Uwielbiała uczęszczać na zielarstwo i poznawać ciągle nowe okazy, stworzone przez naturę. Po dłuższej chwili dotarła na tyły. Rozgrzała się tu, więc zaczęła powoli odwijać zielony szalik z szyi. Rozpięła guziki czarnego płaszcza i zsunęła go z ramion. Dopiero teraz dostrzegła chłopaka pod ścianą. Miał zamknięte oczy a Eliz była cicho, więc może nadal myśli, że jest tu sam...może zrobić mu zdjęcie? Lepiej nie, jeszcze się zbulwersuje. Dziewczyna pokręciła głową aby odpędzić te głupie myśli -Em...cześć - Powiedziała spokojnie i zrobiła krok do przodu.
Już z daleka usłyszał szelest, jednak nie zareagował. Co jak co, ale zmysł słuchu niesamowicie mu się wyostrzył, kiedy w ciszy nocy nasłuchiwał zbliżającego się ojca. Otworzył powieki, od razu uśmiechając się na widok dziewczyny. Była niesamowicie ładna, jak jakaś aktorka... - Cześć... - odpowiedział, starając się wczuć w angielskie myślenie i nie pozwolić dziewczynie odkryć, kim jest... Wszystko jednak spieprzył, odzywając się po raz kolejny, i jego twardy, rosyjski akcent go zdradził - Jak masz na imię?