Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Autor
Wiadomość
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Punkty w kuferku: 14 Wylosowane zadanie:3 Wykorzystane modyfikatory: + 14 za punkty kuferkowe, Wykonanie zadania:56 + 14 = 70
Na egzamin szła z suchością w ustach, łomoczącym donośnie sercem i lśniącym w oczach przerażeniem. Nic nie było dla niej tak ważne, jak właśnie zielarstwo, które ukochała sobie najbardziej. Czy nie powinna wobec tego kierować się w stronę cieplarni z uśmiechem wymalowanym na twarzy i spokojem ducha? Czy nie logiczniejszym było spokojne przekroczenie jej progu i potraktowanie tego egzaminu jako świetnej formy na konkretne sprawdzenie palety posiadanych wiadomości? Nie sądzę. Tylko głupcy brali rzeczy za pewnik. Część teoretyczna zaskoczyła ją swą formą - sama prowadziła coś na wzór zielnika, w którym z uwagą i dbałością o detale szkicowała poszczególne rośliny, uzupełniając stronice z gotowym rysunkiem o nazwę rośliny i charakterystyczne dla niej właściwości oraz potencjalne zastosowanie. Ta świadomość sprawiła, że dość sprawnie uwinęła się z teorią, mając szczerą nadzieję, że pośpiech jej w tym przypadku nie zgubi. Wręczyła zapisany pergamin profesorowi i czekała na dalszą część egzaminu, która miała być znacznie trudniejsza. Kiedy w końcu wybiła godzina zero, zdała sobie sprawę, że nie ma już odwrotu. Ruszyła dzielnie do pomieszczenia, w którym czekało przygotowane na nią zadanie z praktyki. Z walącym donośnie sercem podeszła do stoiska z rękawicami ochronnymi. Nałożyła je na dłonie z nadzieją, że ochronią ją jak trzeba przed potencjalnymi poparzeniami i innymi ranami, które mogły spowodować broniące się rośliny. Okuta w ochronne pancerze naręczne nieco śmielej ruszyła w stronę dość sporych rozmiarów krzewu, który - przede wszystkim - należało zidentyfikować. W oczy rzuciła jej się charakterystyczna kolczasta torebka będąca owocem rącznika pospolitego. Wstrzymała oddech, zdając sobie sprawę, że pozyskanie nasion nie będzie wcale najłatwiejszym zadaniem i wymaga ogromu ostrożności ze względu na silnie trujące właściwości, którymi mogły poszczycić się błyszczące nasionka rącznika. Co prawda nie miała zamiaru ich spożywać, ale cała otoczka powagi związanej z egzaminem wymuszała na niej stuprocentową koncentrację, a tym samym wzmacniała dbałość o drobnostki, które nagle rosły do rangi czegoś poważniejszego. A co jak źle wykonane diffindo sprawi, że nasiono odbije się niefortunnie i wpadnie wprost do ust egzaminatora? Słodka Roweno, módl się za nami. No nic to, należało przejść do pracy. Pierwszym etapem było zebranie owoców, które przypominały swym wyglądem łupiny kasztanów. To własnie w nich kryły się nasiona, z których należało pozyskać olej rycynowy. Nie wiedziała ile musi go przygotować, ale stwierdziła, że zapełnienie fiolki choć w połowie będzie bardzo dobrym wynikiem - szkoda było obrywać cały krzew. Po zapełnieniu pojemniczka przystąpiła do rozcinania owoców rącznika, z których ostrożnie wydobywała bogate w toksyczne oleje i enzymy nasionka. Mina jej zrzedła automatycznie, bo te przypominały swym wyglądem wyciapkowane pestki arbuza albo... kleszcze o marmurkowym pancerzu. Później należało przejść do uwolnienia trującej właściwości (pod żadnym pozorem nie spożywać!) przy pomocy zaklęcia extracto, które skutecznie wydobyło z nasion olej. Tak, drodzy państwo, oto wspaniała prezentacja tłoczenia na zimno. Cóż, to by było na tyle... jeżeli chcieliście zostać mordercą. Frela nie chciała, dlatego dodała do wytłoczonego oleju wody, aby następnie przy użyciu odpowiedniego zaklęcia podgrzewać ciecz w celu usunięcia trującej rycyny. Odpowiednio przeprowadzony proces wygotowania w wodzie był kluczem do pozbycia się toksycznych związków. Wynik końcowy był... cóż. Wydawało jej się, że wszystko zrobiła dobrze, aczkolwiek otrzymanego oleju rycynowego nie było tak wiele, jak oczekiwała. Ciecz nie sięgała nawet połowy fiolki. Mimo to przekazała swe dzieło w dłonie profesora z nadzieją, że to wystarczy. Przecież nie określił ile miała dokładnie tego płynu przygotować... Prawda? Nie pamiętała. Czas jednak upłynął, więc nie pozostało jej nic innego niż grzecznie się pożegnać i liczyć na to, że ocena końcowa jej nie rozczaruje.
zt
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Etap II Punkty w kuferku: 5 Wylosowane zadanie:4 Wykorzystane modyfikatory: +5 za pkt z zielarstwa; +10 za pkt z zaklęć (25 w kuferku) Wykonanie zadania:100 + 5 + 10 = 115
Do egzaminu z zielarstwa nie podchodził ze szczególnym entuzjazmem – od zawsze uważał ten przedmiot za wybitnie nudny oraz mu do szczęścia zupełnie nieprzydatny i nigdy specjalnie się do niego nie przykładał, ograniczając się zazwyczaj do niezbędnego minimum; niestety zielarstwo zaliczało się w skład podstawowych przedmiotów, a co za tym idzie w oczach jego starych stanowiło element wszechstronnego wykształcenia. Oczywiście przed egzaminem przeprosił się z podręcznikami, żeby przypadkiem nie uwalić właśnie na tym, szczególnie, że jak do tej pory nawet całkiem nieźle mu szło na pozostałych, więc szkoda by było, żeby miał to przewalić przez jakieś durne rośliny. Po wejściu do cieplarni spojrzenie Ślizgona od razu spoczęło na centralnie umieszczonych czterech przedstawicielach flory, które stanowiły element części teoretycznej egzaminu. Ta ostatecznie chyba nie poszła mu nawet tak źle – potrzebował wprawdzie pewnej chwili namysłu nad każdą z roślin, żeby przywołać właściwe informacje, niemniej żadnego z pytań nie pozostawił bez odpowiedzi, a nawet udało mu się podać dodatkowo kilka ciekawostek, o których sobie przypomniał. Teoria za nim, została jeszcze do odfajkowania praktyka. Po oddaniu pergaminu został zaprowadzony do pomieszczenia, w którym w oczy od razu rzuciły się całkiem sporej wielkości donice – wystawały z nich jedynie nieznacznie poruszające się liście o dość charakterystycznym wyglądzie. Już w tym momencie miał mniej więcej pomysł z czym ma tu do czynienia, a kiedy dodatkowo wśród narzędzi przygotowanych na stole dojrzał nauszniki, nie miał już właściwie żadnych wątpliwości co do tego – mandragory. W ramach swojego zadania miał je odpowiednio spreparować. To w sumie nie powinno być specjalnie trudne; przede wszystkim musiał pamiętać, żeby zadbać o to, aby nauszniki dobrze zakrywały mu uszy – głupio byłoby zostać znokautowanym (albo gorzej, jeśli to były w pełni dojrzałe rośliny) wrzaskiem mandragor. Nałożył więc nauszniki na uszy, upewniając się przy tym, że dobrze leżą i skutecznie blokują wszelkie dźwięki z zewnątrz, potem założył przygotowane rękawice na dłonie i zabrał się do dzieła. Każdą z roślin bez zawahania chwytał u podstaw liści i jednym mocnym szarpnięciem wyrywał wraz z korzeniem, a w pomieszczeniu momentalnie rozbrzmiewał ogłuszający wrzask mandragory. Na całe szczęście nauszniki spełniły swoje zadanie, nie dopuszczając ów wrzasku do jego uszu, dzięki czemu mógł zająć się całkiem zręczną obróbką korzenia, żeby nadawał się do wykorzystania chociażby w eliksirach i nikomu nie zrobił krzywdy wydawanymi z siebie decybelami, poczynając od ścięcia liści przy pomocy prostego diffindo. Jeżeli okazywała się jeszcze zbyt niedojrzała, to po prostu wrzucał ją do innej donicy i zasypywał ziemią wymieszaną z kompostem. Wszystko robił bardzo sprawnie i bez zawahania, jakby wręcz zajmował się czymś takim niemal codziennie. Po zakończeniu pracy był cały umorusany ziemią i zdecydowanie szczęśliwy, że ma to za sobą, mając przy tym nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał czegoś podobnego robić. Grzebanie w ziemi i zajmowanie się zielskiem to mimo wszystko nie jego bajka.
| z/t
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Poniżej znajdują się wyniki egzaminu z zielarstwa, do których możecie nadal zastosować modyfikatory wskazane w temacie ze zgłaszaniem wyników egzaminów. Punkty były przyznawane na podstawie wyników z teorii oraz praktyki, jak również na podstawie waszej całorocznej działalności związanej z zielarstwem.
Z punktu widzenia fabularnego: Nancy otrzymuje z całą pewnością gratulacje związane z naprawdę dobrą znajomością teorii, z kolei William zyskuje pochwały za naprawdę doskonałe poradzenie sobie z mandragorami. Możecie to wykorzystywać zgodnie z wolą.
Pierwsze dni nowego roku szkolnego wyglądały nawet znośnie. Pogoda jak na wrzesień była wręcz wymarzona. Nawet tutaj na wyspach, czuć było jeszcze lato, które bezpowrotnie minęło. Niczym Hogwarts Express - zanim się obejrzałeś, już byłeś w Hogsmeade. Co mogło jednak bardziej sprowadzić uczniów do rzeczywistości - szarych murów szkolnych, niż lekcja zielarstwa z jednym z największych niszczycieli uczniowskiej zabawy - Enrico Wespuccim.
Enrico spokojnie szedł przez błonia zamku. Jak nigdy jednak nie myślał o zajęciach, które zaraz miał rozpocząć. Przejmowały go tematy tak codzienne, nad którymi nawet nigdy się nie zastanawiał. Czy Enrico faktycznie chce tutaj faktycznie spędzić ostatnie chwile swojego życia? Czy chce skończyć w jakimś domu starców... Do tych rozważań stale zmuszała go niepewna przyszłość jego najbliższej, jedynej rodziny - ciotki i jej męża. No, ale cóż... Trzeba było sobie jakoś radzić. Wespucci nie miał zamiaru nikomu mówić o swoich problemach, tym bardziej osobom obcym. Nie okazywał emocji, emocje to słabość. Prosta zasada, którą wpajał sobie od najmłodszych lat.
Gęsta trawa uginała się pod ciężarem butów Enrico. Przypomniało mu się teraz jego pierwsze zadanie, jakie dał młodym czarodziejom. Rozpoznanie brzytwotrawy od zwykłej trawy. Zapewne uczniowie nie lubią jego podejścia do przedmiotu, tak indywidualnego, nieprzewidywalnego, co najważniejsze tak innego od tego, który miała jego "konkurencja" - roztrzepana profesorka Vicario, czy jakoś tak. Ten jednak wiedział, że tylko takie, niecodzienne podejście może młodym uczniom pomóc w przyszłości. Dawanie ocen za ładne oczy mogło jedynie pogorszyć sytuację uczniów - utwierdzając ich w przekonaniu, że coś umieją, a prawda była jednak zgoła odmienna.
Wreszcie Enrico dotarł do kompleksu przyzamkowych szklarni. Na dzisiejsze zajęcia postanowił wybrać cieplarnię numer jeden. Zawsze ją się szybko sprzątało po zajęciach, była też przezstronna. Wespucci bardzo cenił sobie przestrzeń. Stanowiska uczniowskie rozstawione w sposób tradycyjny "klasowy". Ławki szkolne stały na przeciwko potężnego blatu nauczycielskiego, za którym stało kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt doniczek z różnymi, równie dziwnymi roślinami. Spora ich część pochodziła z jego londyńskiej kolekcji, którą bardzo skrupulatnie prowadził przez ostatnie miesiące. Był wręcz dumny, że udało mu się poszerzyć zasoby Hogwartu o tak niecodzienne rośliny w tak szybkim czasie.
Uczniowie mogli być zdziwieni takim wystrojem szklarni, chociaż Ci, którzy zdążyli poznać Enrico przed wakacjami, mogli przypuszczać, że i tym razem zaskoczy uczniów. Kilka książek zgromadzonych na blacie nauczyciela, kilkanaście kartek i pergaminów, oraz zielona tablica kredowa w oddali mogła zwiastować jakąś niezapowiedzianą formę sprawdzania wiadomości, czy jednak tak będzie? Enrico sam twierdził, że nie lubi takich form i metod. Właściwie nigdy nie pytał uczniów na ocenę, podobnie zresztą, jak nigdy nie kazał zakuwać.
Na kwadrans przed lekcją Enrico otworzył na oścież drzwi cieplarni, czekając na pierwszych uczniów, mając nadzieję, że ktokolwiek przyjdzie. Na tę okazję - pierwszą lekcję w nowym roku szkolnym, lekcję zapoznawczą postanowił zapodziać bardziej eleganckie ubranie, niż zwykły garnitur, czy szatę nauczycielską. Postanowił zaszaleć trochę bardziej. Zresztą, później miał wybrać się na ważne przyjęcie i nie miał czasu przebierać się i szukać lepszych ciuchów. Tak jak stoi, tak pójdzie. Ot, co. Miał nadzieje, że nie pobrudzi jednak swojego ekstrawaganckiego stroju. Każda osoba przekraczająca progi cieplarni została przywitana chłodnym spojrzeniem Enrico, który siedział na krześle za blatem nauczycielskim. Wypełniał właśnie jakieś papiery, których miał rekordowo mało. Jeśli ktoś zechciał się z nim przywitać, ten spokojnie kiwał głową.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Lekcja zielarstwa. Po co ona w ogóle tu przychodziła? A tak, ostatnio zaczęła się coraz bardziej interesować eliksirami więc stwierdziła, że może jednak rozwinięcie też nieco swojej wiedzy w zakresie zielarstwa do poziomu wyższego niż mierny nie jest jednak aż takim złym pomysłem. W zasadzie wydawało się być nawet sensowne. Dlatego też chwyciwszy wszelkie potrzebne jej rzeczy i wrzuciła do torby, by następnie udać się do wyznaczonej przez Wespucciego szklarni. Zjawiła się przed czasem i weszła do środka, gdy tylko mężczyzna otworzył drzwi, witając się z nim skinięciem głowy. Nie miała za bardzo jak zrobić tego w inny sposób. Dopiero wtedy zajęła jedno z wolnych miejsc, by zaczekać na rozpoczęcie lekcji.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cieszyła się na powrót do Hogwartu. Przede wszystkim dlatego, że w końcu będzie mogła zająć się tym, co lubiła najbardziej. Nie musiała się wiele zastanawiać nad udziałem w lekcji zielarstwa. Po prostu spakowała podręcznik i przybory do pisania do swojej torby, którą zarzuciła na ramię. Nie wiedziała czy przydadzą jej się w czasie zajęć, ale przezorny zawsze zabezpieczony. Choć coś czuła, że i tym razem Wespucci raczej zaszczyci ich czymś bardziej praktycznym. W pobliżu szklarni zjawiła się jak zwykle przed czasem. Nie chciała się spóźnić. Przez jakiś czas czekała jeszcze na to, aż nauczyciel otworzy drzwi i zechce wpuścić ich do środka po czym zajęła jedno z wolnych miejsc. Teraz tylko czekać na rozpoczęcie pierwszej lekcji zielarstwa w tym roku.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Naturalnie, że nie mogło jej zabraknąć na pierwszej lekcji zielarstwa, na którą niemalże pobiegła, z wrażenia odpuszczając sobie nawet śniadanie i nie zatrzymując się przy ani jednym napotkanym po drodze kwiatku; dzięki temu udało jej się dotrzeć do cieplarni w takim tempie, że miała jeszcze spory kawałek czasu do rozpoczęcia zajęć. Przystanęła przed wejściem, oddychając głęboko, żeby trochę uspokoić przyspieszone tętno i bijące mocno serce - kondycję miała naprawdę godną pożałowania - i napawając się wspaniałym widokiem szkolnych błoni, rozpościerającym się dookoła. Świeże powietrze było tego ranka dość rześkie, więc po krótkiej chwili opatuliła się szczelniej szatą, poprawiła szmacianą torbę zsuwającą się z ramienia i weszła do cieplarnianego wnętrza. Siedzący przy biurku nauczyciel przypominał jej jakieś bardzo stare drzewo i przez moment poczuła się lekko speszona, ale widok fantazyjnej czerwonej marynarki, którą miał na sobie sprawił, że nie mogła się nie uśmiechnąć. - Profesorze Peswucci, dzień dobry - przywitała się uprzejmie i zanim zdążyła przemyśleć, czy wypada mówić dalej, dodała z wielkim uznaniem: - Jaka szałowa stylizacja! Wygląda profesor jak polny mak. - Czy istniał piękniejszy komplement niż porównanie kogoś do wspaniałego kwiatu? O sobie lubiła myśleć, że w krukońskim mudurku wygląda jak niezapominajka; siedząca nieopodal inna Krukonka była z kolei jak granatowy chaber, a Puchonka z drugiego końca cieplarni przypominała jej bratka. Wyraziwszy swoje zdanie, zajęta rozmyślaniami o ludziach i kwiatach, wślizgnęła się na najbliższe wolne krzesło i zaczęła pieczołowicie ukladać na blacie pergamin i inne przybory; zupełnie nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale miała nadzieję, że praktyki będzie więcej niż teorii. I że osobowość pana Peswucciego będzie równie barwna i interesująca, co jego strój.
Gdyby Victoria nie pojawiła się na zajęciach, z całą pewnością uznałaby to za poważną ujmę na swym honorze. Nie zamierzała się obijać, nie zamierzała marnować swojego czasu, nie zamierzała udawać, że jej w zamku nie ma, czy coś podobnego. Nic zatem dziwnego, że bez najmniejszy problemów i bez opóźnienia udała się do szklarni, by wziąć udział w zajęciach z zielarstwa. Nie był to jej ulubiony przedmiot, nie radziła sobie z nim najlepiej, ale mimo wszystko - nadal była uczennicą i oficjalnie nie wybrała jeszcze swojej dalszej drogi rozwoju. Była już właściwie zdecydowana, co chce robić dalej, jak chce się zachowywać, co chce osiągnąć, ale skoro jeszcze nie przekroczyła tej magicznej linii prawdziwej dorosłości, nie pozostawało jej nic innego, jak wybierać się również na zajęcia, które być może nie pozostawały w kręgu jej zainteresowań, ale nadal były czymś, o czym zapomnieć po prostu nie mogła. Kiedy weszła do cieplarni, skinęła głową profesorowi i z miejsca się z nim przywitała, pomachała łagodnie @Yuuko Kanoe, przy okazji uśmiechając się do niej przelotnie, a następnie usiadła przy @Zoe Brandon, bo ani myślała zostawiać teraz kuzynki samej. Usłyszała jeszcze część z jej słów i aż odetchnęła głębiej, bo nie miała bladego pojęcia, jak może na to zareagować nauczyciel, ale też nie wiedziała do końca, jak powinna postępować z Zoe, w końcu dziewczyna była całkowicie niezależnym duchem, a ona nie chciała karcić jej za coś takiego - tym bardziej że tak naprawdę, to profesor powinien określić, czy takie zaczepki w jego przypadku wchodzą w grę, czy zupełnie nie. - Podekscytowana? - zapytała zatem, a jej głos brzmiał dość ciepło. Kiedy była z rodziną, nie była aż tak lodowata, a nad kuzynostwem roztaczała zdecydowanie parasol ochronny, nic zatem dziwnego, że rozglądała się jeszcze za Niko, mając nadzieję, że w razie czego ściągnie go gdzieś blisko. Albo, że kuzyn usiądzie przy Yuuko, która na pewno będzie miała na niego dobry wpływ, a przynajmniej na to potajemnie Victoria liczyła.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
ONMS i zielarstwo, jako pierwsze lekcje w tym roku nawet cieszyły Maxa. Drobne rozluźnienie przed mocniejszymi tematami zawsze się przydawało szczególnie, że ślizgon miał poważne plany na następne miesiące. Zdecydowanie nie miał zamiaru próżnować, a fakt że czekały go jeszcze OWUTEMy sprawiał, że nie miał pojęcia, jak znajdzie wolny czas na cokolwiek. Usłyszał ploty, że Enrico może chcieć zrobić im jakieś małe sprawdzenie wiedzy na samym początku. Max za bardzo nie przejął się tą informacją szczególnie, że po ostatnich nowinkach od Felinusa jego zapał do zielarstwa drastycznie spadł. Wciąż krew mu się gotowała na samą myśl o tak karygodnym zachowaniu. Dlatego też, gdy wszedł do cieplarni nie wyglądał na najszczęśliwszego ucznia w zamku. Wybrał sobie jakieś przytulne miejsce w kącie cieplarni i czekał aż rozpoczną się lekcje. Nawet nie przywitał się ze znajomymi mordkami, które tak jak on czekały już na zajęcia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Zielarstwo było drugą lekcją w planie dnia i choć Oli nie czuła się na siłach, to i tak postawiła się na niej pojawić. Oczywiście nie zamierzała zgrywać pilnej uczennicy, która zupełnie nie pasowała do jej wizerunku, niemniej postanowiła że w tym roku trochę bardziej przyłoży się do swojej edukacji. Swoją drogą nie była pewna, jak długo jeszcze ona potrwa, bo co jeśli rzeczywiście okaże się, że jest w ciąży? To na pewno odbije się na jej życiowych planach, ale również szkole. Westchnęła idąc przez błonia, które powoli zaczynały nosić ślady nadchodzącej jesieni. Otuliła się szczelniej ciepłym swetrem, pokonując ostatni odcinek drogi do cieplarni. Gdy weszła do środka, jej spojrzenie omiotło pomieszczenie, skupiając swoją uwagę na profesorze, który wyglądał naprawdę nietuzinkowo. Widok czerwonego ubrania wywołał chwilowy uśmiech na ustach Callahan. Instynktownie zajęło jedno z wolnych miejsc, nie zastanawiając się kto siedzi obok, dopóki do jej nozdrzy nie dotarł znajomy zapach perfum. Automatycznie spięła mięśnie prostując przy tym plecy. Starała się nie patrzeć w stronę Maxa (@Maximilian Felix Solberg), przez ostatni tydzień unikała rozmowy z nim, gdyż miała ku temu ważny powód i póki co, nie chciała zmieniać tego stanu rzeczy, dopóki sytuacja nie stanie się jasna; zacisnęła drobne, palce na książce w lekkim zdenerwowaniu czekając na rozpoczęcie zajęć.
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Ot zwykły dzień szkolny, dzień jak co dzień, można by powiedzieć. Noah cały czas był nie w humorze, a to z kolei wiązało się z jego coraz dalej idącą ucieczkę w naukę i szeroko rozumiany własny świat. Lekcje zielarstwa w miarę lubił, choć była to raczej zasługa nauczyciela - profesora Wespucciego, który może i był starym dziwakiem, ale na pewno potrafił zainteresować uczniów tematem, niż samego zamiłowania Noah'ego do tej dziedziny magii. Kiedy więc przyszedł do cieplarni numer jeden, w której to miały się odbyć zajęcia, zobaczył już kilka osób na miejscu, w tym profesora, do którego rzucił szybkie dzień dobry. Przechodząc pomiędzy ławkami, zobaczył obie panny Brandon (@Victoria Brandon, @Zoe Brandon), w kierunku których rzucił blady uśmiech na przywitanie - mieli wszak ze sobą sporo do czynienia, on kumplował się z Niko, Zoe zaś - z Orlą, przywitał się również z @Olivia Callahan. Dziewczyna nie była ostatnio zbyt rozmowna, nie chciał więc jej męczyć swoim towarzystwem. Zajął więc miejsce gdzieś z przodu sali i przygotował się do lekcji.
/dosiadajcie się śmiało!/
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pójście na zajęcia zielarstwa były dla Brooks szkolnym ekwiwalentem oberwania tłuczkiem w szczepionkę. Było to jednak coś, przez co musiała przejść, zwłaszcza że były to pierwsze zajęcia w tym roku. Nie tylko sam temat nie interesował ją zbyt szczególnie, ale również musiała się liczyć z kaprysami podstarzałego i mocno ekscentrycznego nauczyciela. Do tego zielarstwo wiązało się z grzebaniem w ziemi, co również nie było ulubionym zajęciem Krukonki. Właśnie dlatego miała dziś na sobie najbardziej znoszoną szatę w swojej kolekcji. Czerń zdążyła już wyblaknąć, łapiąc miejscami rude pręgi od słońca, a do tego w niektórych miejscach widać było odbarwione plamy. Krukonka zawsze zakładała tę szatę na zajęcia z zielarstwa. Zakładanie jakichkolwiek wartościowych ubrań w miejsce, gdzie w każdej chwili można było oberwać sokiem czy śluzem z hodowanych roślin, było prawdziwym samobójstwem dla garderoby. Julia skinęła głową w kierunku nauczyciela, który wyglądał jak kawałek czerwonej lukrecji, po czym zaczęła się rozglądać za znajomymi twarzami. Pierwszą osobą, którą zobaczyła, był @Maximilian Felix Solberg, wyróżniający się wzrostem ślizgon, któremu puściła porozumiewawcze „oczko”. Gdy dostrzegła @Zoe Brandon, uśmiechnęła się szeroko. Ile jej już nie widziała? Za długo, zdecydowanie za długo.
– Dzień dobry, czy można koło Pani usiąść? – zapytała oficjalnie, ale nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, szybko pozbyła się maski powagi i mocno ją przytuliła – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tęskniłam.
Kiedy już wymieniły pierwsze uprzejmości, Julia usiadła obok Zoe, wyjęła z plecaka swoje rzeczy i uśmiechnęła się szeroko do Victorii, koleżanki ze szkolnej drużyny quidditcha. – Hej, Brandon, gratuluję! – powiedziała, wskazując głową na odznakę prefekta na szacie dziewczyny. – Słyszałam, że wstąpiłaś do modowej policji i ganiasz za studenciakami w rozpiętych koszulach.
Ludzie z rana zadają sobie wiele pytań. Co zjem na śniadanie? Czy życie ma sens? Czy faktycznie słyszałem kobiece wrzaski w środku nocy na zewnątrz? Tego dnia Ignacy nie musiał zawracać sobie głowy tego typu zagadnieniami. Przez całą drogę do szkolnych szklarni w głowie tłukła mu się tylko jedna myśl – Co on w ogóle chciał robić na zajęciach z zielarstwa? Nie interesował się tą dziedziną magią, chociaż nie mógł odmówić jej tego, że w oczach co poniektórych na pewno była niebywale interesujące. W końcu niektóre zaklęcia powiązane z roślinnością były nawet całkiem przydatne i mogły się poszczycić całkiem niezłymi efektami. Tak właściwie największym problemem Puchona było to, że przedmiot ten po części kojarzył mu się z całą masą składników do wszelkiej maści eliksirów i magicznych mikstur. Eliksiry zdecydowanie nie były jego konikiem i szczerze mówiąc, wątpił w to, aby był w stanie przygotować cokolwiek zdatnego do użycia. Kierując się taką właśnie logiką, dosyć szybko doszedł do wniosku, że z zielarstwem może być podobnie, więc w większości przypadków starał się po prostu wyrobić minimalną normę na zajęciach, aby móc w razie czego bez problemów zaliczyć przedmiot – Uważajcie, nadchodzę – mruknął pod nosem, wchodząc do klasy, która powoli wypełniała się uczniami. Starał się ukryć zbolałą minę, więc szybko przemknął między kolejnymi ławkami, aż w końcu znalazł taką, która była wystarczająco daleko od biurka nauczyciela, ale też nie na tyle odległa, aby nie mógł słyszeć, o czym była mowa. Idealna pozycja. Ciekawy na jak długo starczy.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nauczyciele się niesamowicie rozkręcali. Ledwo co zawitał swoimi krokami w szkolnych progach, zastanawiając się poważnie nad sensem marnowania w niej czasu, a tu już poczuł, jak nauczyciele sięgają po najróżniejsze metody wyciągania wiedzy. Skrupulatnie prowadzony dziennik snów wraz ze szukanymi ich znaczeniami, jak również konieczność opisu jakiegoś bohatera podobnego do autora zadania domowego... I o ile te obowiązki załatwiał w tempie szybkim oraz bezbolesnym, to jednak największą utratę czasu widział pod względem konieczności przychodzenia na różnorakie lekcje. Osobiście mając gdzieś walkę o Puchar Domów, jak również posiadając ambicje zaniżone; jego zainteresowania przez wakacje diametralnie się zmieniły, a powoli powracający spokój, poprzez chęć nauki umiejętności zamykania umysłu, zdawał się coraz to częściej udzielać. Nawet jeżeli rozpoczął nowy rok szkolny w sposób burzliwy i poddający się różnorakim wątpliwościom, to zauważał, że jego głowa była przede wszystkim bardziej uporządkowana. Wszelkie informacje posiadane na swoim odpowiednim miejscu, ukryte przed powściągliwymi spojrzeniami potencjalnych uzdolnionych, co potrafią ludzkie umysły penetrować prostym ruchem dłoni. Zielarstwo nie należało do przedmiotów wiodących prym, przynajmniej u niego, a jednak zauważył siedzącego Maximiliana, do którego po krótkiej chwili namysłu zwyczajnie dołączył tuż obok ławki, gdzieś w nieużywanej, niezajętej, jak gdyby nigdy nic. Wiedział o konsekwencjach prawdy wystawionej na światło dzienne; będą musieli odwiedzić dyrektora i się tym wszystkim... pochwalić. — Czołem. — krótkie przywitanie; nawet nie zapytał się o zgodę, skinienie w celu podejścia, rozpoczęcia rozmowy. Jeżeli będzie miał ochotę, to go po prostu wyprosi gdzieś dalej, czyż nie? A siedział dość blisko jego ławki, by nawiązać jakikolwiek kontakt; nawet ten chwilowy, urywkowy. Chociaż, może być pod tym względem zabawnie, w szczególności jeżeli prefekci będą im się przyglądać w najbliższym czasie. — Kartkówka? A gdzie zasady pracy na stanowisku pracy i przepisy BHP? — rzucił półżartem w stronę Solberga tak cicho, by przynajmniej profesor tego nie usłyszał. Chociaż, czy ma się z czym ukrywać?
Nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. Wakacje pozostały już jedynie wspomnieniem, a uczniowie ponownie mieli zasiąść w szkolnych ławkach. Dla Nancy miał być to ostatni rok nauki, a świadomość tego wzbudzała w niej różne, dość skrajne emocje. Wciąż przecież nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem kiedy w czerwcu wybije ostatni dzwonek. Nostalgia dopadła ją już przy śniadaniu i jakoś nie chciała opuścić aż do momentu rozpoczęcia zajęć. Uchyliła drzwi cieplarni, a kiedy poczuła ten znajomy zapach mokrej ziemi, mimowolnie się uśmiechnęła. Nawet nie była świadoma, że się za nim stęskniła. Przywitała się grzecznie z profesorem Wespuccim, zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po zgromadzonych w cieplarni uczniach. Pomachała ukradkiem do @Maximilian Felix Solberg, bo jakoś dawno się z nim nie widziała, przechodząc obok @Noah P. Williams nie mogła się powstrzymać, by nie przeczochrać mu fryzury, później uśmiechnęła się do @Yuuko Kanoe i @Ignacy Mościcki, z którymi rano minęła się w domu, by ostatecznie zasiąść obok @Violetta Strauss i rozpocząć kolejny festiwal niezręczności. Już w poprzednim semestrze nie wiedziała jak się wobec niej zachowywać, a po wakacjach wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej. Jakby tego było mało, nawet nie mogła o tym porozmawiać, bo Krukonka akurat straciła zdolność mowy. Cóż, przynajmniej teraz tak mogła usprawiedliwiać swoje braki w zdolnościach komunikacji. Wyjęła ze swojej torby podręcznik, pergamin i pióro, upewniła się pięć razy, że wszystkie przedmioty leżą idealnie równo, poprawiła zbłąkany kosmyk włosów, który wysunął się z luźnego warkocza i dopiero wtedy uniosła wzrok, by spojrzeć na Violettę i uśmiechnąć się do niej niepewnie, zaciskając dłonie na rękawach mundurka.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Puchon nie miał najmniejszej ochoty na opuszczanie zamku w takie zimno. Jednak z drugiej strony zielarstwo było jednym z niewielu przedmiotów, które lubił, dlatego praktycznie w ostatniej chwili przebrała się w coś, co nadawało się na tak okropną pogodę i dosłownie biegiem pokonał drogę do szklarni, obawiając się utraty punktów. Na szczęście dotarł jako jeden z nie pierwszych. - Dzień dobry - uśmiechnął się do meżczyzny uprzejmie, dosiadł się do kolegi z brzegu. @Noah P. Williams Nikogo z rodzeństwa nie było tu oprócz Wiktora. Jeśli tak to cóż na to poradzić nic, wzruszył ramionami, odchrząknął głośno, wbijając wzrok w doniczki które stały nie opodal Wiktora .Chyba to nie jest.. o słodki Merlinie.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Wakacje z każdą kolejną chwilą spędzoną pośród szkolnych murów stawały się coraz bardziej odrealnione. Nie były już niestety rzeczywistością, w której pozwolono żyć młodemu gryfonowi przez ostatnie dwa miesiące, a zmieniły się, przeobraziły wręcz jedynie we wspomnienie, które zapewne z czasem będzie blaknąć jak niektóre z fotografii pozostawionych na zawsze w jednej z szuflad masywnej komody. Czy Cassian tego chciał, czy też nie wszelkie myśli o rozrywkach musiał odłożyć na bok i zatroszczyć się o to co w tym roku wydawało się nad wyraz istotne. Zaległości bowiem namnażały się z każdą kolejną próbą ich nadrobienia i nim się obejrzał potrafił już niejednokrotnie utonąć w stosie pergaminów przekonując się o tym jak bardzo bezradnym się stawał w obliczu ogromu wiedzy, któremu musiał sprostać.
Zielarstwo niewątpliwie zaliczało się do przedmiotów, które teraz powinien otoczyć nader szczególną troską i których nie powinien, a nawet nie mógł sobie odpuszczać. Do cieplarni przyszedł zatem wcześniej zwłaszcza mając na uwadze to co być może będzie ich niestety czekać. Personalnie uważał to za niesamowicie szalone posunięcie, bo w sumie... Czy powinien spodziewać się u siebie jakiejkolwiek innej oceny z potencjalnej kartkówki niźli trolla? Nie był w stanie i nawet nie chciał po raz kolejny raz siebie oszukiwać. Przez wakacje nawet nie zerknął na magiczne rośliny nie wspominając nawet o tym, że nie przeczytał ani jednego wartościowego zdania, które jakkolwiek mogłoby wpłynąć na jego wiedzę z ich zakresu.
Czy zatem denerwował się tym całym małym teścikiem? Nie... A przynajmniej nie na tyle by jakkolwiek przysłaniało mu to jego racjonalne myślenie. Nie był to też jedyny prognozowany troll przez niego w najbliższych tygodniach, a więc nie pozostawało mu nic innego jak jedynie wzruszyć beztrosko ramionami i realizować dalej to co sobie założył. Takie nastawienie w żaden sposób jednak nie determinowało tego jak zamierzał się zachowywać na tych zajęciach. Opieszałość i kolejne zaniedbania mogły jedynie dołożyć mu pracy, a tego sobie nawet nie wyobrażał. Nadrabiając zaległości nie mógł pozwolić sobie na dokładanie kolejnych, dlatego za wszelką cenę zamierzał chłonąć tak dużo z tego, co ma się tutaj odbyć, jak to tylko możliwe.
Skinął głową w kierunku wszystkich znanych sobie postaci, a jego wzrok przystanął na dłużej na sylwetce znajomego puchona. Szybko złapał się jednak na tym, że spojrzenie zawieszone było na nim dłużej niż na innych, dlatego też momentalnie skarcił się w myślach i czekając na rozpoczęcie zajęć zaczął się ni z tego, ni z owego rozglądać wokół siebie w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby nakierować go na temat zajęć.
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Krocząc przez błonia, spowite jeszcze poranną, mleczną mgłą, Nikola był naprawdę zadowolony, że udało mu się wstać tak wcześnie z łóżka. Uczucie, które towarzyszyło chyba każdemu, kiedy już od samego rana było się na nogach, oczywiście po bolesnej godzinie rozbudzania się i doprowadzania do porządku. Wdychając w płuca zapach mokrej od rosy trawy, grzejąc twarz w pierwszych promieniach słońca, przebijających się między gęstymi gałęziami majaczącego w oddali lasu, chłopak czuł się zdeterminowany i gotowy do działania. Niemałe znaczenie miał też fakt, że rok szkolny dopiero się rozpoczął, Puchon nie wyczerpał więc jeszcze zapasu motywacji do nauki i sumiennego przygotowania do egzaminów. Z uśmiechem na ustach wkroczył do cieplarni, ubrany w białą, wygniecioną koszulę, na którą zarzucił złoto-brązowy sweter - choć wrześniowa pogoda ich rozpieszczała, szczególnie zważywszy na normalny, brytyjski klimat, poranki potrafiły człowieka zaziębić, a ostatnie, czego Niko potrzebował w pierwszym tygodniu szkoły, był katar lub zapalenie płuc. Już od progu zobaczył wiele znajomych twarzy, co tym bardziej poprawiło mu humor - zajęcia w doborowym towarzystwie zawsze są lepsze, niż samotne próby nadążania za profesorem. No właśnie, nauczyciel był już obecny, a w tym jakże wyszukanym garniaku trudno było go przeoczyć. -Dzień dobry psorze. - przywitał się, a następnie skupił uwagę na zebranych w cieplarni uczniach. -Witam piękne panie. - puścił oczko w kierunku siedzących razem kuzynek, posyłając uśmiech zajmującej miejsce obok nich Krukonce (@Victoria Brandon, @Zoe Brandon, @Julia Brooks). Ani trochę nie zdziwił go fakt, że dziewczęta wybrały pierwszą możliwą ławkę, tuż przed biurkiem nauczycielkim. Jak zawsze ambitne, jak zawsze rozkoszne. Następni w kolejności byli @Noah P. Williams i @Wiktor Krawczyk, z którymi przywitał się, rzucając entuzjastyczne "Cześć", po czym ruszył wgłąb pomieszczenia. -Nancy! - pozwolił sobie uściskać panią kapitan, nie zauważając zupełnie niezręczności między nią a siedzącą obok dziewczyną. Mimo ogromnych pokładów empatii zdarzało mu się być okropnie niedomyślnym... Przywitał się jeszcze z kilkoma osobami, po czym bez pytania dosiadł się do znajomego Gryfona (@Cassian H. Beaumont). -To twój szczęśliwy dzień, trafiłeś na najlepszego Puchona wśród zielarzy...a może najlepszego zielarza wśród Puchonów... - rzucił ironicznie, siadając na drewnianym krześle i zdejmując wełniany sweter. Choć na zewnątrz nadal było chłodno, w cieplarni - jak sama nazwa wskazuje - oprócz przyjemnie ciepłej temperatury, panowała spora wilgotność, zdążyłby się więc ugotować, zanim Wespucci w ogóle zacząłby wykład. -No, to jak tam po rozpoczęciu roku? Zdążyłeś już założyć jakiś klub wspólnej nauki do egzaminów?
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Kiedy Noah rozpakowywał się z nic nie wyrażającą miną, ktoś dość gwałtownie przejechał mu po włosach. Zrobił kwaśną minę, patrząc na @Nancy A. Williams, ale uśmiechnął się do niej wesoło. Zwrócił w końcu piwne oczy na rudego Puchona, który dosiadł się do niego. - Cześć, @Wiktor Krawczyk - przywitał go zapowietrzonym głosem. Oparł głowę na łokciu oczekując na rozpoczęcie lekcji, pomachał jedynie z uśmiechem @Nikola Brandon, kiedy ten wszedł do cieplarni. Jeśli nikt go nie zaczepiał, nie odzywał się aż do rozpoczęcia lekcji.
Graziana Abbracciavento
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Mówi pięknym, literackim angielskim, czym wyraźnie zdradza to, że tego języka się nauczyła. Kiedy jest rozemocjonowana, wplata włoskie słowa. Lekko sepleni, nie potrafi poprawnie wymówić "s". Kiedy się uśmiecha, pokazuje się dołek w jej lewym policzku. Uwielbia się stroić i bardzo dba o swój wygląd. Ma ruchy modelki.
Graziana ciągle nie mogła się jeszcze przyzwyczaić do hogwarckiego trybu nauczania. Na lekcję zielarstwa znów prawie się spóźniła, nie mogąc znaleźć odpowiedniej cieplarni, bo znów strasznie dużo czasu spędziła rano w łazience i nie mogła się zabrać z innymi Puchonami. Kiedy już wreszcie weszła, była prawie spóźniona, choć zdążyła! Przywitała się nieśmiało z nauczycielem - profesor Wespucci musiał wzbudzać w niej nieco większy szacunek, niż pozostali nauczyciele, bo wyglądał o wiele poważniej. Prawdę mówiąc, w pierwszej chwili dość uderzyła ją w oczy relatywna młodość ciała pedagogicznego w tej szkole... Przeszła przez cieplarnię, rozglądając się dookoła, ale przecież tak niewiele osób tu znała... Nie miała do kogo się dosiąść, zajęła więc pierwsze wolne miejsce, które zauważyła i lekko zdenerwowana czekała na początek lekcji.
/można się dosiadać
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Przebierała niesamowicie szybko nóżkami (ułatwiał jej to fakt, że toczyli się z górki) i ciągnęła za sobą Aslana, którego entuzjazm był nieco mniejszy. Widziała po nim, że bardzo się stara nie okazywać, na którym miejscu w hierarchii znajdują się u niego zajęcia z zielarstwa; choć uśmiech miał piękny, to jego szkity nie zasuwały tak samo prędziutko, co dobitnie dawało jej znać, że idzie tam głównie dla niej. Czy miała serce go tak męczyć? Jeszcze jak. - Rośliny składają się na mnóstwo różnych eliksirów i ważnych medykamentów. Musisz coś o nich wiedzieć. – Paplała radośnie, a jej policzki stopniowo pokrywały różane rumieńce. – Wiesz, że to właśnie natura może ci dać zdrowie? No. I uspokoić człowieka może. Nie patrz tak na mnie, wzięłam w termosie trochę meliski. Chcesz? – zapytała, podsuwając mu kubek pod nos na chwilę przed przekroczeniem progu cieplarni. Przywitała się z profesorem uprzejmym skinieniem głowy i pomachała wesoło do @Victoria Brandon, której sylwetka mignęła jej na chwilę przed oczami. - Hejko! No co wy wszyscy, uszy do góry, nie będzie tak źle! – oświadczyła entuzjastycznie; wiedziała, że zielarstwo nie jest dziedziną, która była bliska jej sercu, ale musiała drogiej prefekt naczelnej oddać, że była bardzo sumienną osóbką. Obdarowała ją ciepłym uśmiechem i złapała Aslana za rękę, aby pociągnąć go w stronę wolnej ławki. - O, tu będzie dobrze. No, to siadaj wygodnie. Odynie, ale mi tego brakowało! Choć w Luizjanie nie było na co narzekać, pamiętasz te piękne białe dzwoneczki ze słonecznym środkiem? – Zerknęła na niego pytająco, a widząc głupią minę Coltona kontynuowała naprowadzanie go na właściwy trop całkiem bezsensownie i bezskutecznie . - Te, co mijaliśmy w drodze powrotnej z chatki Horbel? Solanum douglasii? Naprawdę nie pamiętasz? – drążyła cichutko, skazując swego towarzysza na dalsze męki i cierpienia. Tak teraz miało wyglądać jego życie.
Mknęła boso przez błonia, a trampki dyndały z jej prawej dłoni trzymane za sznurówki. Póki jeszcze było ciepło, chciała korzystać z pogody – jesienne dni przyjdą pewnie w zastraszającym tempie i nim mrugnie oczami, na podobne eskapady zrobi się zdecydowanie zbyt chłodno. Nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami, pędziła z przekrzywionym krawatem, rozwichrzonymi włosami i szkolną szatą nadmuchaną od pędu. Nie mogła się już doczekać swoich ulubionych zajęć. W końcu dotarła do cieplarni numer jeden, jeszcze nie spóźniona. – Dzień dobry, profesorze, ale ma pan odjazdowy garnitur! – przywitała radośnie profesora Wespucci, zupełnie nieprzejęta jego niewzruszeniem. Mimo jego posągowej prezencji, ciągle był jednym z jej ulubionych nauczycieli, zwyczajnie dlatego, że za obojętną maską chowała się niewyczerpana zielarska wiedza, a zdaniem Bird, nie dało się być tak do końca niewzruszonym, a jednocześnie posiadać pasję dla magicznych roślin. Szybko wciągając skarpetki wyciągnięte z kieszeni na ubrudzone stopy i niedbale zakładając zniszczone trampki, przebiegła spojrzeniem po już obecnych uczniach. – Freja! – wykrzyknęła, niemal się przewracając, bo wyrwała się do przodu, zanim zdążyła naciągnąć prawy but na stopę. W końcu nie widziała @Freja Nielsen od zeszłego roku szkolnego, nie zdążyła się z nią jeszcze przywitać. Przez połowę drogi podskakiwała na jednej nodze, walcząc z obuwiem, drugie pół przebyła już szybkim marszem i przytuliła mocno Krukonkę. – Jak dobrze cię widzieć! Cześć Aslan! – Z braku laku, rzutem na taśmę i jego też krótko przytuliła, bo z @Aslan Colton nie znała się aż tak dobrze. Opadła na siedzenie obok tej dwójki. – Co tam u was? Jak było w Luizjanie? Jak się bawiliście? – obsypała ich pytaniami, niezręcznie zawiązując sznurówki, bo wzrokiem wodziła od jednego do drugiego. Dostrzegając ich złączone ręce, przechyliła lekko głowę. Co prawda już w zeszłym roku zauważyła rosnącą między nimi zażyłość, ale ominęły ją wszystkie plotki i wieści, a jej niewinna głowa powoli procesowała informacje.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
To, że on w ogóle musiał otworzyć oczy – to był żart. Jeszcze większym żartem, i zarazem farsą, było to, że Freja, nie miała ani trochę litości, zgarniając go z pokoju wspólnego prosto na błonia. Jego wygląd wołał o pomstę do nieba: zwichrzona czupryna, niedbale narzucona szkolna szata i krawat, niezawiązany, wciąż wesoło (chociaż on) dyndał w aslanowej dłoni. - Nielsen, jak Merlina kocham, mów ciszej, bo pęknie mi głowa. Dopiero co wstałem. Sam fakt, że muszę opuścić zamek, to naprawdę nieadekwatna kara za moje grzechy – burknął na wstępie. Czy Frela wzięła to pod uwagę? No oczywiście, że, kurwa, nie. Szczebiotała jak najęta, bezczelnie robiąc mu wykład na temat słuszności udziału w lekcji zielarstwa. Szedł tam tylko i wyłącznie ze względu na nią. Może i miała rację, że ta dziedzina była mocno powiązana z uzdrawianiem, ale litości – nie w czwartek o brzasku. Tak, dla Aslana Coltona nawet dwunasta w południe była niebotycznie wczesną porą. Dopiero w połowie drogi się zreflektował, że się z nią odpowiednio nie przywitał, toteż w locie (bo cisnęła do przodu z prędkością światła i ledwo nadążał) musnął jej policzek ustami, próbując utrzymać frejowe tempo. – Nie prowokuj mnie, błagam – mruknął, w odpowiedzi na propozycję melisy. Jedyne, co mogło ich wszystkich uratować to spokój. Ale jak go zachować, gdy Krukonka paplała odkąd tylko przekroczył próg dormitorium? Westchnął ciężko, zbierając w sobie resztki cierpliwości. Nawet nie zareagował, gdy Freja z radością powitała wszystkich zgromadzonych entuzjastycznym okrzykiem. Przewrócił oczami, modląc się w duchu, aby ten koszmar skończył się jak najszybciej. Kiwnął w kierunku @Victoria Brandon, bo skoro Nielsen się z nią przywitała, nie mógł jej zignorować. Zrezygnowany usiadł na ławce, wciąż trzymając dziewczynę za rękę. Tylko to go powstrzymywało przed srogim wybuchem złości. – Jakie, kurwa, białe dzwoneczki? – skrzywił się, nie mając zielonego pojęcia o czym mówi Frela. – Przypominam ci, że w Luizjanie byliśmy niemal wszędzie, nie jestem w stanie spamiętać każdego chwasta, który mijaliśmy – wzruszył ramionami, dobitnie dając jej do zrozumienia jak wielkim ignorantem był w stosunku do roślin. I gdy na horyzoncie pojawiła się pewna nadpobudliwa Puchonka, która wzięła w objęcia najpierw Freję, potem jego, spojrzał błagalnie na Krukonkę: - Jednak daj mi tej melisy. Uśmiechnął się do Bird, kiwając leciutko głową w ramach powitania. – Hej. Odsunął się na bok, robiąc dziewczynie miejsce. Wyłapując jej podejrzliwe spojrzenie, ścisnął frelową dłoń mocniej. Pamiętaj, Colton, uratuje cię tylko spokój, powtórzył w myślach. – Fantastycznie, spytaj Nielsen jak zajebiście było na rytuale – posłał winowajczyni spojrzenie pełne wyrzutu. Co jak co, ale ona bawiła się w Nowym Orleanie przednio. On natomiast wrócił z bagażem dodatkowych ran i urazów, z którymi borykał się do tej pory.
Nawet burkliwość Aslana nie była w stanie ani trochę nadszarpnąć jej dobrego nastroju; kręciła delikatnie głową na jego przepełnione oburzeniem słowa i uśmiechała się czule, jak do niezrównoważonego rozczulającego dzieciątka, które buntowało się uparcie przed zjedzeniem sielawy ze świeżego połowu. - No jak to jakie! – westchnęła, aby za chwilę otworzyć podręcznik od zielarstwa i zacząć szkicować na marginesie widzianą w Luizjanie roślinkę. Bardzo ważną. - Dlatego umieściłam ten obraz w konkretnym czasie – przypomniała, kiedy napomknął o niezliczonych luizjańskich podróżach, obłaskawiających zmysł wzroku w piękną, dziką florę. - Naprawdę nie pamiętasz? To było zaraz po zabawie z voodoo, zwróciłam nawet uwagę, że kielich by idealnie pasował na czapeczkę… – kontynuowała dzielnie, kompletnie nic sobie nie robiąc z jego bufoniastego tonu. Ku rozpaczy Krukona, cierpliwie tłumaczyła zawiłość tej jakże istotnej sprawy. Zachowywała się zupełnie tak, jakby jej uszu nie docierała poirytowana, zmęczona życiem melodia, która co jakiś czas wypływała z aslanowych ust. Nie mogła jednak zignorować charakterystycznego głosu, za którym zdążyła się niesamowicie stęsknić. - Birdie! – Automatycznie zdrobniła imię dzwoneczka, którego zamknęła po chwili w objęciach. - Siadaj, jest jeszcze miejsce! – powiedziała uradowana, przepychając delikatnie Aslana na bok i mierzwiąc mu przy okazji rozczochraną lwią grzywę jeszcze bardziej; niechże zrobi trochę miejsca dla koleżanki. Tak się cieszyła, że mogła mieć ich obok! - Było fantastycznie! Na początku odbierałam to jako coś niezręcznego, dziwnego, trzeba było się przełamać i dopuścić do siebie dziką magię. Trochę się obawialiśmy, bo to jednak coś zupełnie nieznanego, przez chwilę nawet rozważaliśmy, czy to nie jaki pic na wodę.. – opowiadała z ekscytacją, kompletnie nie wyłapując ironicznego tonu Aslana. Była zbyt szczęśliwa, aby jej mózg rejestrował takie drobnostki. Nieco nazbyt gwałtownie przysunęła w jego stronę termos z melisą żeby się odczepił; niedokręcona zakrętka pobłogosławiła ziołowym naparem spoczywający na ławce krawat. - Oj… – Spojrzała na Coltona przepraszająco, dokręcając na szybko poluzowanego winowajcę. No przecież to nie jej wina, że sobie w porę nie zawiązał sznura na szyi. Choć pewnie bardzo teraz o tym marzył.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
"Dzień dobry, Panie Profesorze". Tak oto wybrzmiały jego pierwsze słowa, gdy tylko przekroczył próg cieplarni, ciepłym i spokojnym w swojej niskości tonom pozwalając zaginąć nieco w dźwiękach rozmów, a jednak zarówno wzrok skupiony na nauczycielu, jak i samo skinienie głowy wyraźnie dawało znak, że to na @Enrico Wespucci skierował całą swoją uwagę, zanim wzrok przemknął mu po obecnych w pomieszczeniu uczniach. Jak zwykle pojawił się na styk, choć w tym roku to nie drzemki na parapetach, a dodatkowe obowiązki wymuszały na nim pośpiech przy każdym kroku, przez co niemal dwukrotnie częściej sięgał dłonią do poskręcanych kosmyków, by poprawić ich ułożenie, jakby jego loczki miały rozpaść się zupełnie od zbyt szybkiego przekręcenia głowy. - Zawsze przede mną - mruknął z uśmiechem, czułym muśnięciem ciemnych włosów witając się z @Yuuko Kanoe, będąc już spokojnym o to, że nawet gdyby coś go ominęło, to przyjaciółka z pewnością skrupulatnie mu to przekaże. - Nawet gdy to ja wychodzę pierwszy z domu - dodał nieco rozbawiony, że ten plan wcześniejszych pobudek wcale nie sprawił, że czuł, by tego czasu miał więcej, bo przecież narzucał sobie zadania, których nikt od niego nie wymagał, jak chociażby zajrzenie po wakacjach do szkolnej kuchni, by poplotkować ze skrzatami. - Wywłoczka Cię pozdrawia - przekazał jeszcze z uśmiechem, w ostatniej chwili przypominając sobie o życzeniu swojej ulubionej skrzatki, bo już zaraz ucałował w policzek @Nancy A. Williams, chcąc przede wszystkim przywitać się z domownikami Puchońskiej Komuny, z którymi minął się dziś rano przez zerwanie się z łóżka o nieludzkiej porze. Zaraz jednak jego wzrok padł na @Felinus Faolán Lowell i @Maximilian Felix Solberg, którzy siedzieli dość blisko siebie, a po pokazie, jaki zapewnili im już pierwszego dnia podczas Wielkiej Uczty, przeczuwał, że wypada ich subtelnie obserwować. Dlatego też zaraz podszedł do @Victoria Brandon i @Zoe Brandon, witając się z dziewczynami standardową formułką, zwłaszcza drugą z nich obdarowując ciepłym uśmiechem, by przeprosić ją za odciąganie uwagi jej kuzynki od prowadzonej rozmowy na rzecz prefektowych uwag. Dość lakonicznie podzielił się z dziewczyną swoimi wątpliwościami, by dać jej znać, że on będzie miał problematyczną dwójkę na oku, by załagodzić w razie czego starcie między nimi tak, by stary Enrico nie musiał mieszać się w ten problem, tak naprawdę.... cóż, dość egoistycznie nie chcąc, by Hufflepuff tracił zbyt wiele punktów przez bunt dojrzewania jednego z wychowanków. Dość wygodny też był fakt, że Victoria siedziała na początku klasy, więc on dość naturalnie mógł dosiąść się do @Ignacy Mościcki na jej końcu, mając w ten sposób swój puchońsko-ślizgoński obiekt obserwacji na wyciągnięcie ręki. - I jak tam Twój stan wiedzy po wakacjach? - zagadnął współlokatora, łącząc przyjemne z pożytecznym, bo w końcu i tak chciał go zaczepić przed rozpoczęciem zajęć, chcąc przynajmniej się z nim dziś przywitać. - Jak coś to wiesz, korkami z zielarstwa też mogę dopomóc... chociaż Yuu wie znacznie więcej - dodał, posyłając mu lekki uśmiech, odgarniając dłonią włosy, zanim nie sięgnął nią do torby w celu wyjęcia swojego notatnika.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zielarstwo z profesorem Wespuccim nie należało do jej ulubionych zajęć. Właściwie mogłaby skrócić to zdanie do stwierdzenia, że nie przepada za zielarstwem i tyle. Niestety, póki wciąż była uczennicą, musiała chodzić na wszystkie zajęcia. To prowadziło do konieczności zebrania się w sobie i ruszenia w stronę cieplarni, starając się nie mieć miny męczennika. Weszła do środka witając się ze znanymi jej osobami. Uśmiechnęła się szeroko do @Victoria Brandon, przypominając sobie, że wciąż nie pogratulowała jej odznaki prefekta. Będzie musiała to nadrobić. Zerknęła w stronę @Cassian H. Beaumont uśmiechając kącikiem ust, jakby chciała powiedzieć mu, że mogą się ścigać o to, komu pójdzie gorzej. W końcu z cichym westchnięciem zajęła wolne miejsce czekając, aż zaczną się zajęcia i cóż, będzie w końcu ich koniec. Dostrzegła jeszcze @Skyler Schuester i @Ignacy Mościcki , do których uśmiechnęła się szeroko. Pamiętała o niby randce, na którą niby się umówili w cukierni, w której pracował Sky, a teraz nieomal parsknęła śmiechem. Myśli jednak płynęły dalej, więc zamiast jakkolwiek zagadać do nich, przypomniała sobie, że zpomniała Skylerowi podziękować za czekoladki… Zdecydowanie musi się otrząsnąć po wakacjach, bo zaczęła zaniedbywać znajomych. Poprawiła upiecie włosów i wbiła spojrzenie w profesora.