Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie spodziewała się niczego interesującego, więc w ogóle nie przejęła się tym, że tematem zajęć będą najnudniejsze zwierzęta świata. Większość i tak jej nie porywała. Profesorowi udało jej się trochę przykuć jej uwagę, gdy wspomniał o niesłusznym skategoryzowaniu jednego ze zwierząt (nieścisłości w prawie zawsze wzbudzały w niej ciekawość), ale w trakcie wykładu o gumochłonach zdążyła zgubić wątek i zrezygnowała ze słuchania. Na szczęście nie musieli bezczynnie siedzieć i udawać słuchają bo dostali za zadanie przerysować preparaty. Byłoby to może bardziej pocieszające, gdyby Ettie umiała i lubiła rysować. Bazgroły, które wychodziły spod jej ołówka były o tyle jeszcze bardziej żenujące, że siedziała obok Bianci, która rysowniczym sprzętem posługiwała się sprawniej niż Ette własnymi palcami. Nie zamierzała się jednak zbytnio przejmować. Za bardzo ją na to muliło. Kończyła właśnie rysować rogala, który miał być gumochłonem, kiedy usłyszała doskonale znany sobie głos. Merlinie... Carson Wiem-Wszystko-Jestem-Taka-Super Gilliams wtrącała swoje trzy grosze. Wow, to było tak zaskakujące, że aż wcale. - Ty wiesz co mówisz - wymamrotała znudzonym tonem, nadal opierając się na łokciu - Założę się, że potrzebujesz tony kremów na... - niedbałym ruchem machnęła ręką przed własną twarzą, po czym wskazała na Krukonkę - ...to coś. Nie mówiła tego głośno, ale wystarczająco wyraźnie by doszło do uszu dziewczyny i wszystkich, którzy siedzieli w tym samym promieniu co ona.
Dorysowała obok robala-rogala owłosionego grzywa, który nie był grzybem, podpisała wszystko, żeby nikt nie miał wątpliwości i położyła się na ławce, zerkając znad ramion na profesora, który dopiero opisał wygląd chorbotka i chyba nie planował na tym skończyć. Wyglądało na to, że resztę tej teorii będzie się nudzić. Po chwili jednak padły magiczne słowa "mamy kiepski podział" i w głowie Ettie zaświeciła się lampka - to było to, o czym wspominał wcześniej! Uniosła nieznacznie głowę słuchając, a wtedy padło jeszcze magiczniejsze słowo. Najmagiczniejsze jakie mogła usłyszeć w tej sytuacji, a było nim - paradoksalnie - "mugole". Wyprostowała się jak struna i prawie przewróciła słoik z martwym gumochłonem, rzucając się na ołówek i pergamin do notowania. Słuchała tego co mówił psor, chociaż trzech czwartych zupełnie nie rozumiała. Jej wiedza o ochronie przyrody ograniczał się do tego, żeby nie wyrzucać śmieci w lesie. Zapisywała jednak najważniejsze hasła, próbując wyłapać do nich definicje, a kiedy Cromwell skończył i poprosił o pytanie jej ręka poszybowała w górę z takim odrzutem, że gdyby Ettie miała odrobinę mniej mocne stawy, wyleciałaby przez dach. - Czyli uważa pan, że mugolskie prawo jest pod tym względem lepsze? - upewniła się, w drugiej dłoni trzymając ołówek przyłożony do kartki, gotowa notować każde jego słowo - Hipotetycznie: gdyby czarodzieje współpracowali z mugolami przy tworzeniu programów ochrony gatunków, to porównując do tego co mamy na dzień dzisiejszy, magiczne stworzenia wyszłyby na tym lepiej? Hipotetycznie.
Bianca patrzyła na reakcję profesora przepraszajacym wzrokiem, czekając na jego reakcję. Nie miała pojęcia czego się spodziewać po Cromwellu, ale na pewno nie spodziewała się, że praktycznie nic nie powie i jakby nigdy nic powie, że musi usiąść. Zmarszczyla lekko brwi, niemniej jednak cieszyła się, że ich nowy opiekun nie był sztywny i zimny. To było na plus, duży plus. Już miała się do kogoś dosiasc kody poczuła, że ktoś ciągnie ją za łokieć do ławki. Zaskoczona spojrzała na tego osobnika, ale widząc, że to @Harriette Wykeham doszła do wniosku, że to nie mógł być nikt inny. - Tak, byłam w dużych rozjazdach, które nic mi nie dały. - powiedziała i wyszczerzyła się do Etki. Wiedziała, że musi jej brakować Łysa drą. Zresztą jej samej brakowało brata w szkole. Ostatnio byli w innych szkołach kiedy ona miała jedenaście lat. Musiała przyznać, że przyzwyczaiła się do jego obecności, nieważne jako shit odwalał. Podpisała się na liście i uśmiechnęła się do @Leonardo O. Vin-Eurico. Miała wrażenie, że bez niego i Lysandra w szkole było jakoś inaczej. Cieszyła się, że Leo nie do końca z niej uciekł, ale nadal nie widywala go już w pokoju wspólnym. Dziwnie... Na początku zaczęła słuchać nauczyciela. Z każdym jego słowem odbiegają myślami zupełnie gdzieś indziej. Postanowiła więc otworzyć podręcznik i spojrzeć na rysunki stworzeń. Nie potrafiła się nie wyłączyć przy takim natłoku informacji, tym bardziej na przedmiocie, który nie do końca ja interesował. Właściwie, to wcale jej nie interesował. Oczywiście kochała zwierzęta, w mieszkaniu miała dwa duże psy, ale nie rozumiała fascynacji robakiem w formalinie, albo tym czymś co przypominało grzyba. Dlatego skupiła się na rysowaniu. Nie bardzo się starała, bo przecież to miał być tylko schemat. Aczkolwiek i tak niektórzy uznaliby to za dzieło sztuki. Cóż, w końcu była artystką i nie mogła wybrać kiedy przestać nią być. Dokładny szkic miała we krwi, nawet nie myślała o tym co robi. Podniosła głowę dopiero kiedy odezwała się Harriette. Ona sama nawet nie wychwycila słowa "mugole", więc teraz spojrzała na nauczyciela zaintrygowana tym co może odpowiedzieć na pytanie Wykeham. Mogła się z tego wywiązać całkiem niezła dyskusja.
IDĘ NA ASP (Bianca ma ładniej.)
Sunny nie mam pojęcia Bridget 3/4 no neutralnie Ettie 4
Stała w milczeniu rozglądając się po cieplarni. Wszyscy byli bardzo pochłonięci rozmowami między sobą lub z nauczycielem więc wolała się nie wpierniczać. Po chwili podeszła do niej Bridget. Z uśmiechem na twarzy Sunny spojrzała na nią. -Hejka. Oczywiście, że pamiętam.-powiedziała nie przestając się uśmiechać. Niestety ostatnie wydarzenia w Wielkiej Sali nie były zbyt miłe dla Bridget. Sunny kompletnie ją zapomniała oczywiście nie ze swojej winy, ale Pani Prefekt na pewno musiało być z tego powodu smutno. -Na prawdę przepraszam Cię za to w Wielkiej Sali. Nie mam pojęcia jak to się stało. -wymamrotała pod nosem krzywiąc się z niesmakiem na myśl o tamtym dniu. Profesor Cromwell w końcu postanowił zacząć wykład. Tak więc Sunny podążyła za Bridget i stanęła obok wsłuchując się w wykład. W sumie mówił o takich nudziarstwach ale za to z jaką pasją. Nie dało się po prostu zignorować jego wykładu, aż chciało się słuchać. Sunny kiedyś już gdzieś słyszała o tych dziwnych zwierzątkach, jednak nigdy nie słuchała z takim zachwytem. Kiedy okazało się, że mają rysować skrzywiła się i wycofała. Ok rysowała ładnie, ale to było kiedyś. Teraz nie łapała się ołówka a nic z tych rzeczy. Tak więc pominęła to zadanie i tak nie było ono obowiązkowe.
Bridget (5) Bianca (3 bo nie znam) Ettie (tak samo 3 bo nie znam)
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Słowa Elisabeth były jak policzek wymierzony prosto w twarz. Jak to dobrze się bawiła? Przecież Elis nie miała nawet o niczym pojęcia. Musiała z nią jak najszybciej o tym porozmawiać. Zszokowana wróciła spojrzeniem do obecnych przy niej osób. Aleksander wydawał się bawić tą sytuacją. Zgromiła go spojrzeniem dając do zrozumienia aby nie mówił już nic więcej. Po chwili do Cieplarni weszła Nessa. Nie zwracała na nią zbytniej uwagi lecz gdy ta znalazła się koło nich posłała w jej stronę ciepły uśmiech nie wiedząc co odpowiedzieć. Tęskniła? Przecież nawet się znały tak dobrze, a tym bardziej nie widywały tak często. Jej pozytywne nastawienie polepszyło trochę humor dziewczyny. Profesora nie słuchała do momentu aż padło słowo "smoki". Od razu podniosła wyżej głowę i spojrzała na prowadzącego zajęcia z zainteresowaniem. Z drugiej jednak strony obawiała się, że smoków wcale nie będzie. Bo niby jak te wielkie zwierzęta mają się tutaj zmieścić? Nawet jeśli jakimś cudem znalazły by się tutaj to ona natychmiast by uciekła. Małe zwierzątka robiły małą krzywdę, a taki smok...? Byłoby już na pewno po niej. Przełknęła ślinę niepewnie spoglądając na kuzyna. Z pewnością obroniłby ją przed nimi. Elisabeth też. A przynajmniej miała taką nadzieję. Dalsze słowa Profesory uspokoiły ją na chwilę. Nie będzie smoków. Nie będzie płonięcia. Nie będzie dużych szkód. Zaraz po rozdaniu słoiczków z okazami zabrała się za rysowanie. Nie było to trudne ale również do łatwych zadań nie należało. Gdy tylko skończyła odłożyła kartkę i rozejrzała po cieplarni. Większość również miała za sobą tą cześć zadania. Profesor po obejrzeniu ich prac podzielił ich na grupy. Całe szczęście, że była z Aleksandrem. Być może jakoś to przeżyje. Elisabeth nie była dziś w dobrym nastroju. A przy najmniej nie do niej. Czwartej osoby z ich grupy nie znała, jednak nic nie stało na przeszkodzie do tego. Z uśmiechem spojrzał ana chłopaka wyciągając w jego stronę rękę. - Cześć. Isabelle Cortez. - miała nadzieję, że nie była zbyt bezpośrednia i @Riley Fairwyn nie pomyśli sobie nic złego o niej.
Grupa Elisabeth - 5 Aleksander - 5 Riley - 3 nie znam
Rysunek xD
Hyacinthe Layton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 154 cm
C. szczególne : Blizna na barku, której towarzyszy nienaturalny, wyżarty przez wilkołaka dół, małe zadrapania i szramy na całym ciele, brązowe piegi, drobna postura.
Pogrążona w myślach, w pierwszej chwili nie zauważyłam, chłopaka dosiadającego do mej ławki. Dopiero tak dobrze znany głos, wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam do góry głowę, by móc się mu dobrze przyjrzeć i uśmiechnęłam promiennie. - Tak, nawet ja chodzę na zajęcia na samym początku roku - beznamiętnie wzruszyłam ramionami, by za chwilę delikatnie uderzyć kolegę w ramię - Twoje paplanie byłoby w stanie wybudzić z wiecznego snu cały szwadron umarlaków, więc nie martw się o mnie, przyjacielu - rzuciłam, by za chwilę powrócić do jakże interesującej czynności, jaką było dumanie o niczym. Czasami miałam wrażenie, że Rudzielec (5) nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielką rolę odgrywa w mym nastoletnim życiu. Być może nie okazywałam mu sympatii w bardzo dosłowny sposób, zdecydowanie bardziej woląc przekomarzanie i wzajemne dokuczanie, ale był chyba jedyną osobą, z którą zerwania znajomości sobie nie wyobrażałam. Nim się zorientowałam odpłynęłam. Przestałam słuchać, gdy zorientowałam się, że lekcja będzie dotyczyć gumochłonów i chrobotków, z każdą kolejną minutą, słowa profesora zamieniały się w jeden, całkowicie niezrozumiały ciąg, bez składny zlepek wyrazów. Narysowanie tych dwóch niegroźnych istot, nie było zbyt trudnym zadaniem, więc szybko się z nim uwinęłam. Nudziło mi się jednak niezmiernie, więc zabrałam się za malowanie profilu Jerrego, (4) siedzącego dokładnie na ukos mnie. Ten to dopiero był zagadką, lubiłam go, był sprytny, przebojowy i nie raz pomógł mi z podrobieniem podpisu rodziców, jednak dalej nie wiedziałam co o nim myśleć. Niby byliśmy znajomymi, ale nie raz czułam, że mogłabym jeszcze bardziej rozwinąć naszą relację. Szkicowanie Daviesa nie zajęło mi całej lekcji, więc zabrałam się za brązowe włosy całkowicie nieznanej mi krukonki. Ładnie opadały wzdłuż pleców dziewczyny, zdrowe i naturalne, na pewno były chlubą. Ciekawe kim była, jaki miała charakter. Czy tak jak oceniłam z wejścia była typową krukońską kujonką, czy może swoim zachowaniem łamała wszelkie stereotypy związane z tym domem. (3) Z stanu skupienia, wyrwały mnie słowa Wykeham. Nie chciałam się jednak za bardzo wyrywać i dalej malowałam proste, brązowe kreski będące moim odzwierciedleniem włosów krukonki. Czekałam na rozwój akcji, do powiedzenia miałam niewiele, ale byłam ciekawa słów profesora Cromwella.
Złośliwość - jest niebywale przyjemna. Nic nie zdołało zagościć, z równą rozkoszą na wargach Jerry'ego Daviesa - jak właśnie - specjalnie naostrzona ironia. Jego wypowiadane sentencje - złożone są właśnie z mniej albo bardziej eksponowanych docinek - tak, tak, wprost uwielbia on wyszukiwać kłopotów, uwielbia - werbalnie kąsać. Właśnie dlatego - znajduje się obok @Carson Gilliams, masochistycznie ciesząc się z beznadziejnej jej obecności zbyt blisko. - Obawiam się - odpowiada, bez najmniejszego wzruszenia - że prędzej można spotkać tu twoich krewnych - dodaje. Zduszenie entuzjazmu - przez profesora Cromwella nie dziwi zbytnio Gryfona; Jerry Davies z natury jest dość nieufny, do wielu rzeczy odnosi się z odgórną, wprost naturalną rezerwą. Bezpiecznego dystansu. Nie czuje - dzięki temu zawodu; od samego początku uważał bowiem mężczyznę za okropnego dziwaka (jeszcze został ich opiekunem, s z l a g i cholera jasna); utwierdzał się w tym stwierdzeniu z każdą przemijającą minutą. - Zdaje się, miałem rację - wyprowadza złośliwy atak, dość prymitywny, na poziomie pierwszoklasisty (on zdaje się, nie dorasta, nigdy się w zupełności nie zmienia). Jest w stanie teraz - wysłuchać nudnego wykładu oraz obejrzeć robala i grzyba. Świetnie. Cudownie. Wspaniale. Intrygujące zajęcia (chyba dla pierwszorocznych z rodziny czysto mugolskiej - oraz po odpowiedniej dawce eliksiru euforii w żyłach). - Co za żenada - załamuje się Jerry Davies, mruczy pod nosem, kiedy kujonka Gilliams postanawia (niezbyt) wspaniałomyślnie się wtrącić. Łypie na nią - z początku - zielonymi ślepiami, po czym pogrąża się w zaleconym zajęciu. Najpierw - w akcie wyładowania frustracji nakreśla „Cromwell to nudziarz” (co później, rzecz jasna - usiłuje zamazać i ukryć). Szkicuje dalej, chociaż nie może się skupić; wyłącznie czeka na koniec przeklętej lekcji.
Rysunek: dzieUo sztóki, oczywiście w realu jest zamazane lepiej, tutaj wyróżniam dla artystycznego efektu
Relacje: Hya (4) Pro (4) Carson (1 XDDD bo dodatkowo go teraz striggerowała)
Zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami wydawały się nietypowe, pomimo że Marceline nie czuła się najlepiej, kiedy przyszło im słuchać tych wszystkich, cudacznych zagadnień. Uniosła nawet wymownie brwi, gdy to wreszcie została ściągnięta na ziemię, bo nawet jeśli nie ptaki – to co? Smoki? Jednorożce? - Był twoim sąsiadem? – nuta zdziwienia rozbrzmiała w głosie rudowłosej. Jeżeli profesor Cromwell był sąsiadem Ariadne to przecież powinna być świadoma na jakie dziwactwa go stać, prawda? Kto wie!, może dziesięć minut po północy każdego dnia obserwował te całe chorbotki, skoro posiada tak obszerną wiedzę. Niemniej, przemyślenia te wynikały raczej ze złego samopoczucia dziewczęcia, które robiło wiele, by skupić się na wypowiadanych słowach mężczyzny. Owszem, talent do rysowania był jej kompletnie obcy, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, ażeby stworzyć własną interpretację ów stworzeń. - Myślicie, że wspomina o gumochłonach, bo większość nauczycieli zapewne sklasyfikowałaby nas w tej kategorii? – szepcze do @Gemma Twisleton i @Ariadne T. Fairwyn. Kontakt z @Blaithin ''Fire'' A. Dear od zawsze wydawał się bardziej skomplikowani, pomimo iż to właśnie gryffonka pomogła jej i Meluzynie ostatnim razem na zielarstwie. Obdarzyła jednak rudzielca jedynie spojrzeniem, wszak nie była do końca pewna czy panna Dear ma ochotę wdawać się w jakąkolwiek dyskusję.
Relacje: Ariadne 4 Gemma 3 Fire 3
Rysunek: Rysunek, który jest ironicznym żartem Niemniej, lubię punkciki
Zaczepki Ezry i próba odjęcia jej punktów za rujnowanie jego fryzury sprawiła, że roześmiała się niczym mały chochlik, robiąc minę, że to wcale nie musiał być koniec figli z jej strony. Zlustrowała go swoimi karmelowymi oczyma, ochoczo kiwając głową i raz jeszcze, naruszając jego przestrzeń osobistą poprzez pstryknięcie palcami w jego ramię. Była naprawdę nadpobudliwa. — Nie przejmuj się tym. To nic takiego, sama bym chętnie nie zdała. Tyle jeszcze jest materiału do opanowania.. A wiesz, że wcale nie czuję się gotowa? Poza rokiem szkolnym mam jakieś problemy z właściwą organizacją czasu Ezra. Mogłam zrobić i przeczytać więcej, a nie marnować czas na jakieś pierdoły. No i nie sądzę, żeby moja znajomość zielarstwa urosła zgodnie z moimi oczekiwaniami do poziomu oceny PO. — odparła cicho, wzdychając teatralnie i bezradnie rozkładając ręce na boki. Z tego właśnie powodu powrót do normalnej, szkolnej codzienności był czymś cudownym. Mogła ułożyć plan, zorganizować sobie dzień i jakoś się tego trzymać, aby uzyskiwać upragnione efekty. Naprawdę chciałaby mieć same wybitne na świadectwie z drugiego roku! Przesunęła palcami po włosach, odgarniając rudy kosmyk za ucho. — Troszkę szkoda, gdybyś już odszedł. Nie mieliśmy aż tylu okazji do wspólnego chodzenia na zajęcia. Dziewczyna lubiła ONMS i nauczyciela, a dodatkowo podładowana kofeiną — tupała w miejscu nóżką, rozglądając się dookoła i nie mogąc znaleźć sobie jakiegoś punktu zaczepienia. Co rusz zerkała na Ezrę, który natomiast wędrował wzrokiem w stronę Fire. Ich relacja ślizgonce naprawdę wydawała się dziwna i gdyby nie zapewnienia kuzynki o tym, że nie mają romansu, pewnie by tak myślała. Ah to nastoletnie życie i jego chemia! Uśmiechnęła się pod nosem, poprawiając tkwiącą na ramieniu torbę. Opierała się wygodnie, stukając paznokciami w skórzany pasek przedmiotu. Swoją drogą, skoro Blaith nie lubiła Aleksandra, to dlaczego akurat wybrała jego towarzystwo podczas dzisiejszych zajęć? Wszystko to wydawało się Nessie zagmatwane i podejrzanie, a w rzeczywistości mogło być efektem braku snu, nadmiaru kofeiny i braku normalnego jedzenia. Jakby na siłę szukała czegoś, co będzie w stanie jej głowę zająć. Przekręciła ją w stronę krukona, posyłając mu delikatny uśmiech i wzruszając ramionami.- U mnie też to nie występowało razem w zdaniu. Mam lęk wysokości, nienawidzę latać na miotle, ale moje węże mają drużynę tragiczną i chyba nie będę miała wyjścia, będę musiała się zgłosić. Myślałam, że dasz młodszej koleżance jakieś wskazówki, żebym na tej miotle się nie zabiła. Widać było, że chciała kontynuować, jednak zaczęła się lekcja. Przysiadła więc na ziemi, wyjęła notes i pióro, biorąc się za przygotowywanie notatek. Zapisywała wszystko, co mówił nauczyciel. Oczywiście nie przykładała się do zapisków, byle dało rozczytać — przepisze wszystko od nowa w dormitorium wieczorem, podkreślając najważniejsze informacje. Na szczęście ruda miała nabytą umiejętność szybkiego i wyraźnego pisania przez ilość zajęć, gdzie uczęszczała. Temat był dość ciekawy, chociaż nadal czekała na hipogryfy. Westchnęła cicho, zerkając na towarzysza. - Mamy dwa węzę i dwa kruki w grupie. Nie może być źle, nie?-rzuciła cicho, wstając i podchodząc do próbek. Apetycznie to te zwierzątka nie wyglądały.. Mimowolnie zerknęła w stronę sióstr Cortez, a następnie przesunęła wzrokiem po członkach ich grupy. Cóż, krukonkę znała z widzenia, a ślizgon w zamku był raczej nowy i Lance wydawało się, że chłopak idealnie wpasuje się w kanon typowego przedstawiciela domu Salazara. /przepraszam za syf post, odgruzowuje się
Zaczynała doceniać to, że niektórzy jawnie okazywali jej niechęć i nie bali się rzucić pogardliwym spojrzeniem czy dwoma. Sprawianie takich sympatycznych pozorów świetnie pasowało do Ślizgonów zdaniem Fire. Nie wiedziała w gruncie rzeczy czy bycie z nim w jednej grupie zniosłaby bez słowa. - Przestań się podlizywać. Obserwowała uważnie mimikę Corteza, ale nie mogła w niej odnaleźć niczego stricte nieprzyjemnego, co tylko dodatkowo sprawiało, że była nieufna. W końcu pokręciła głową, rezygnując z zastanawiania się co też on knuje. Na wzmiankę o smokach wyraźnie się zaciekawiła. To były jedne z nielicznych zwierząt, które naprawdę szanowała i bardzo lubiła. Były potężne, majestatyczne i groźne - posiadały więc te cechy, które Gryfonka ceniła. Naprawdę zdążyła pomyśleć, że to będzie ciekawa lekcja i w końcu coś na ONMSie jej się spodoba, gdy Hal brutalnie zniszczył te marzenia. Tym większe było rozczarowanie Blaithin, gdy okazało się, że wykład dotyczy gumochłonów. Miała wrażenie, że cofnęła się w rozwoju do pierwszej klasy. Znalazła sobie miejsce obok dziewczyn do których została przydzielona, po czym wzięła się za rysowanie korpusów tych stworzeń. Co prawda myślała, że bardziej się wynudzi, ale od czasu do czasu słuchała wykładu profesora i stwierdziła, że przynajmniej potrafił interesująco opowiadać o mało interesujących zwierzętach. Ale zamyśliła się i w głowie nadal miała smoki. W efekcie rysunki były słabe i pokreślone, a na boku pergaminu zaczęła mazać jakieś szlaczki. Ocknęła się na moment, gdy Marceline zadała pytanie, ale odpowiedziała milczeniem, wzrok kierując ku profesorowi. Nie wypadało przecież mówić "chyba ciebie". Dalej była solidnie rozdrażniona przez Aleksandra. Z Holmes nie znała się dobrze, pamiętała ją tylko z paru lekcji i tego, że była dobra z transmutacji. Nie wydawała się wyjątkowo irytująca osobą, więc Fire nie miała większych obiekcji. Za to co innego w przypadku potomkini Fairwynów. Tę postanowiła całkowicie ignorować i nawet nie patrzeć w jej stronę. Ariadne od dawna dziwnie wpływała na rudowłosą, co sprawiało, że traktowała ją ze znacznie większym dystansem niż innych. Tylko z Gemmą lubiła się na tyle, że mogła z nią wymienić kilka słów, ale one też dawno nie rozmawiały. Nie wiedziała co u niej i nie pokusiła się o pytanie o to, nie wiedząc czy dziewczyna pamięta jeszcze te czasy, kiedy się kumplowały. Zaczęła bawić się zielonym piórem, gdy Wykeham zadała pytanie. Fire przewróciła oczami, a na usta cisnęło się "A ta znowu z tymi mugolami". Mimo wszystko dalej nic nie mówiła.
Ariadne - 2 Marceline - 3 Gemma - 3
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zaskakująco łatwo rozmawiało mu się z Nessą - nie to, żeby Ezra zbyt często martwił się, w jaki sposób zostanie odebrany przez rozmówcę, ale na pewno miłe było dla niego to, ze Lanceley bez problemu rozumiała jego humor. A trzeba było zauważyć, że nawet wielu odpornych na głupotę ludzi potrzebowało często z jego strony zapewnienia, że obracali się wyłącznie w granicach żartów. Oni pod tym względem łapali przyjemny balans. - Wiem, ale mimo wszystko... nie wybrałem tego i trudno o tym myśleć, jak o możliwości. Nie mniej, skoro mi zazdrościć, to co powiesz, żeby w następnym roku zrobić powtórkę z rozrywki? We dwójkę będzie raźniej - zaproponował jej, mając jednak świadomość, że Nessa prędzej się zajedzie na śmierć niż obleje jakiś egzamin. Zaraz jednak jego uśmiech złagodniał i zabarwił się lekką pobłażliwością. Szturchnął ją w ramię z trochę poważniejszym "ej". - Jesteś chyba najambitniejszą osobą jaką znam. Ale wiesz, że i bez wybitnych od góry do dołu jesteś już wspaniała? Czasem dla odpoczynku też trzeba zająć się "pierdołami". - Ezra naprawdę wiedział, co czuła Ślizgonka - był przecież wymierającym we współczesnym świecie gatunkiem perfekcjonisty. Ale nawet on wiedział, że łapanie wszystkich srok za ogon, do niczego nie prowadziło. - Lub zrywania się z nich dla zabawniejszych rzeczy - dodał więc; musiała panować równowaga pomiędzy ich zupełnie różnym sposobami spędzania czasu. Nie analizował Fire wcale przesadnie długo - całe szczęście, że w tym wszystkim nie widział (lub zdecydował się nie widzieć) tych spojrzeń Nessy ani jej uśmieszku czającego się pod nosem. Wolał zwyczajnie nie wiedzieć, jakie myśli wędrowały sobie po jej kreatywnej główce. Cóż, głupie, skoro chciała porywać się na coś, czego nie lubiła i czego się bała, bo drużyna była słaba. - Głuptasie, myślisz że przysłużysz się drużynie, jeśli dodatkowo będzie musiała kontrolować, czy na pewno jesteś jeszcze w powietrzu, czy może zaznajamiasz się z mrówkami w trawie - Nie zniechęcał jej, nic z tych rzeczy - przedstawiał jej po prostu własny punkt widzenia, którym usprawiedliwiał swój brak zainteresowania czarodziejskim sportem. - Cóż, nie kieruj trzonka zbyt mocno ku ziemi, omijaj pałkarzy. A jak nie przejmiesz kafla, to nawet nie będą się tobą interesować - wymienił jej strategiczne "złote" rady. Wiele więcej nie mógł zaoferować; nie był nawet pewny, czy znał nazwy wszystkich pozycji. Nie zdążyli tego wątku rozmowy kontynuować ze względu na rozpoczynającą się lekcję. Ezra poderwał głowę na słowo "smoki" - cóż, łatwo było odgadnąć, że był to blef, w cieplarni nie panowały odpowiednie warunki do takich zajęć, a mimo to Clarke dał się nabrać przez jedną chwilę. To, że mieli zajmować się prawdopodobnie najnudniejszymi magicznymi stworzeniami było trochę rozczarowujące. Mimo to Ezra u boku Nessy musiał stwarzać pozory pracy - nawet brak umiejętności rysowniczych skłonił go do wykonania niedokładnych szkiców. - To chyba najlepsze połączenie - zgodził się. Ambicja i kreatywność - co mogłoby pójść źle? Wiedział, że z Nessą będzie pracowało mu się idealnie (5). Winter z kolei dużo zyskiwała w jego oczach kolorem kołnierzyka; nie miał pewności, czy ją zna choćby z widzenia, ale dobry humor i ogólne silne przywiązanie do pozostałych mieszkańców domu Kruka stawiały ją w pozytywnym świetle i cieszył się, że będzie im dane razem pracować (3,5). Cocytus z tej trójki był mu najbardziej obcy (3). Ezra wychodził jednak z założenia, że nie należy ludzi bezpodstawnie oceniać. Nie miał podstaw, aby nie obdarzyć Ślizgona skinieniem głowy i uśmiechem. Przynajmniej na razie. Był ciekawy czy ta lekcja skoryguje w jakiś sposób jego opinie...
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Złapany. Albo raczej, zatrzymany. Siłą rzeczy zwolnił, kiedy Mefisto zwrócił się w jego stronę, spoglądając po studencie. - Hej - przywitał się ochryple, wciąż nie mając gardła wygojonego po ostatniej bójce. - Chciałem zrobić szkiele-wzro, ale skończyły mi się suszone liście - wycharczał po tym. Z takim głosem mógłby startować do castingu na wokalistę zespołu metalowego. Wygryzłby konkurencję z miejsca. - Ale wygląda na to, że trafiłem na lekcję. Po prawdzie, zamierzał właśnie wyjść ostentacyjnie z cieplarni. Unieszkodliwił mu to jednak Charlie, wpadający do pomieszczenia ze swoim zwyczajowym entuzjazmem. I pospiechem. Profesor coś w tle mówił, a Neirin skupił się na tym, aby nie oberwać od wbiegającego Chapmana ręką w żadną nadmiernie wystającą część ciała. Tak się obaj zakręcili, że koniec końców wylądowali na krzesłach niedaleko jakiejś biednej Krukonki. Chyba biednej. Rudzielec mało na nią zwrócił uwagę. - I nie mogę z niej wyjść - dodał w stronę Mefa, po czym wyprostował się, aby ponad głowami innych zerknąć na temat ich zajęć. Bo słuchać dalej nie słuchał. - Jeżeli brakuje profesorowi godnych uwagi eksponatów, mam czaszkę hipogryfa - skomentował w stronę @Hal Cromwell tkwiące na stole truchełka najnudniejszych stworzeń w magicznym świecie. Głos miał naprawdę toporny i charczący, tym gorzej, im więcej mówił. Z kolei na gardle różowiła się blizna niczym po poderżnięciu. - Jakby profesor wspomniał wcześniej, bym przyniósł - dorzucił, zanim zgarnął z rąk Mefisto pergamin, chwilę po tym zabierając mu różową kredkę. Ślizgon zawsze ma jakieś artykuły artystyczne ze sobą. To dobrze, jest od kogo kraść. Z nudów zabrał się za mazanie chrobotka, niestety porzucając to zadanie w połowie. Zostawił zatem szkice, aby zacząć rozglądać się po sali. Co on tu robi? Wolałby już iść i nakarmić testrale skradzionymi z kuchni jabłkami.
Łysy chrobotek, artystyczny mocno. Wysypał mi się program, więc gumochłona nie ma ¯\_(ツ)_/¯
Mef - 4 Charlie - 4 Lotta - 3
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Drgnął z zaskoczeniem, prześlizgując uważnie spojrzeniem po sylwetce Neirina. Jego głos nie brzmiał normalnie, a to zaalarmowało Mefisto i zmusiło go do przyłożenia większej wagi do, cóż, wszystkiego. Szukał jakichś oznak choroby, albo jakichś śladów po bójce... Szkoda tylko, że u Puchona zauważenie czegoś takiego graniczyłoby z cudem, bo on i tak wyglądał, jak gdyby każdego dnia ktoś inny próbował go zamordować. Wzrok Noxa na dłuższą chwilę zatrzymał się na bliźnie zdobiącej szyję. To chyba nie ona sprawiała, że Neirin zachrypł? Wcześniej było normalnie... No, na tyle normalnie, na ile mogło być po walce z wilkołakiem; a nawet z dwoma, gdzie jeden był przyjazny i nieskoordynowany. - Taaak - przytaknął co do lekcji, chcąc jeszcze dodać "niestety". Niby przyszedł tu z własnej woli, ale teraz - widząc brak chęci u Neirina - zdecydowanie bardziej podobał mu się pomysł wyjścia z cieplarni i może zrobienia czegoś bardziej rozrywkowego. Niekoniecznie na tym poziomie co walka z trollami, ale Vaughn sprawiał, że cięzko było się przy nim nudzić. Z tym, że w to wszystko wplątał się Charlie i Mefisto nawet zdobył się na uśmiech... Ten zaś zaraz zniknął. Na szczęście, różdżkę miał pod ręką. - Mefistofeles - przedstawił się, chwytając dłoń Puchona i przyciągając ją do siebie. Niewerbalnie rzucił Fuco, zerkając jeszcze w stronę Cromwella, który coś tam gadał o gumochłonach i chrobotkach... W każdym razie, Ślizgon przytknął różdżkę do nadgarstka Charliego, trzymając go na tyle stabilnie, żeby mu się przypadkiem nie wyrwał. I tak potrzebował tylko chwili, żeby nabazgrać na jego skórze permanentne trzy literki. - Ale ty miałeś zapamiętać Nox. - Liczył na to, że teraz chłopak go skojarzy. Nie wiedział nawet, że przypadkiem zaklęcie wyszło mu nieco mocniej; napis z założenia cienki wyszedł znacznie grubszy, wyraźniejszy i mocniejszy, a w dodatku charakterystyczne dla czarodziejskich tatuaży pewnie przypominało bardziej poparzenia. No, trudno. Ostrzegał Chapmana, żeby nie testował jego cierpliwości. - Skąd ty masz czaszkę hipogryfa? - Zainteresował się, chowając różdżkę i biorąc się za rysowanie. Modlił się też w duchu, by nauczyciel również zwrócił na to uwagę... to zdecydowanie było ciekawsze.
W sumie to może nieco przesadził ze swoją reakcją. Co jak co, ale Hya zdecydowanie lubiła ten przedmiot i to właśnie z nią najczęściej tutaj przesiadywał, żeby później godzinami obgadywać do niej nowe materiały. Ona jedna potrafił to znieść przez tyle czasu i nie dać mu w twarz (no dobra, czasem dawała, gdy miała bardzo dość). Właśnie dlatego odpowiedział jej równie ciepłym wyszczerzem, prychając lekkim śmiechem na jej odpowiedź. O tak, zdecydowanie nie dałby jej żyć, gdyby się tutaj dzisiaj nie zjawiła. - No i bardzo słusznie! Uniknęłaś drogi przez mękę, jaką byłby moje kazania, a poza tym nie chcę Ci już teraz odrabiać prac domowych, bo nie znasz materiału! Czasem sama musisz ruszyć swój leniwy tyłek na zajęcia! - Po tych słowach sam szturchnął ją lekko w ramię, aby następnie zwrócić się w stronę przodu klasy, czekając na początek. Gdy profesor nagle wspomniał o smokach Pro drgnął i momentalnie się wyprostował, wpatrując uważnie w jego osobę. Czy ta lekcja naprawdę miała być na ich temat?! Momentalnie się wyszczerzył do Cyn i już chciał zabrać głos na ich temat, robiąc mini elaborat (gdyż sam starał się doinformować w ich kwestii jak najbardziej), gdy nagle jego marzenia i serce zostały roztrzaskane na milion kawałków. Nauczyciel postanowił po prostu zabawić się ich kosztem! Z jednej strony doceniał tego typu śmieszki, ale tym razem dotyczyły dokładnie tego, czym chciał się w przyszłości zajmować! Mimo wszystko wytrącił się w końcu z tego zamyślenia i skupił na sali. Pomachał lekko dłonią do @Charlie C. Chapman, ale z racji tego, że miał już towarzystwo nie ruszył w jego stronę. Będą jeszcze mieli okazję porozmawiać innym razem. Zresztą, po rozgrywce Durnia przesiedzli razem kilka dobrych godzin. Póki co jego uwagę na nowo przykuł Hal, szczególnie wzmianką o rozdaniu po jednym egzemplarzu z obu gatunków. Brzmiało ciekawie, ale fakty okazały się nieco mnie... interesujące. Gumochłony i chrobotek, cóż, smoki były ciekawsze. Zawsze to jednak nieco więcej informacji, a więc z zapałem zabrał się za szkicowanie wedle polecenia, przy okazji wsłuchując się w słowa wykładowcy. Gdy w końcu skończył swój rysunek pokazał go przechodzącemu akurat obok niego Halowi, aby zaraz po tym zerknąć na to, co zdążyła stworzyć @Hyacinthe Layton. - Co tam natworzyłaś? - rzucił lekko, próbując odebrać jej notatnik.
Grupa: Carson (3), Hyacinthe (5), Jerry (4). Rysunek.
Charlie doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej niezwykłej niepamiętliwości; nieraz odczuwał braki czegokolwiek, jakby pustka w jego głowie zdawała się uderzać z nadmierną siłą. Nie inaczej było w tym przypadku, kiedy to przybył do cieplarni i, całe szczęście, profesor go wpuścił do środka. Już myślał, że raczej nie uda mu się wejść, a zamiast z lekcją przywita się z karą wynoszącą dokładnie jeden okres szlabanu - zahaczający zazwyczaj o niezbyt przyjemne łazienki, do których się przyzwyczaił. Niemniej jednak, był względnie zadowolony z tego, że może pomóc woźnym, choć niezmiernie szkoda, że bez możliwości wykorzystania magii. Nie zmienia to mimo wszystko i wbrew wszystkiemu jednego faktu - iż nieraz tracił głowę, zapominał o przyznanych przez pracowników szkoły szlabanach, przez co wpakowywał się w jeszcze większe tarapaty. Tak jak teraz. Niefortunnie, uniemożliwił Neirinowi potencjalne opuszczenie pomieszczenia, które to posłużyło za salę lekcyjną. Przez swoją głupotę, Puchon został wręcz zmuszony do pozostania na odpowiednim miejscu, mimo że wylądował na krześle obok nieznanej mu wówczas Krukonki; bądź takiej, o której wcześniej jego zwoje mózgowe zostały zapomnieć. Nie zmienia to faktu, jednego szczególnego, że kompletnie nie kojarzył Mefistofelesa, żadnych prześwitów, żadnych nagłych zwrotów akcji, po prostu kompletne, binarne zero, zahaczające o brak przepływu danych. - Mefisto... ah! - chociaż nie był to dźwięk świadczący o tym, że sobie przypomniał, chwycenie za nadgarstek nie było aż takie spodziewane, jak mógłby się spodziewać. No ba, nie wiedział, co Ślizgon chciał zrobić, poza tym Ślizgoni niezbyt dobrze mu się kojarzyli; jednak nie szarpał się, mimo że na początku coś tam próbował, kiedy zauważył zbliżającą się w jego stronę różdżkę. Wiedział jednak, że nie ma szans, że w społeczeństwie to właśnie on jest najsłabszym ogniwem, tudzież westchnął cicho, zaciekawiony tym, co tam wychowanek domu Slytherina postanowił sobie narysować. - Nox, Nox... Hej! Czy przypadkiem nie wyrąbałem się na plaży w Meksyku tuż obok Ciebie? - zapytał się, chociaż to było częściowe stwierdzenie, kiedy to ciepło wydobywające się z różdżki pozostawiło permanentny ślad na jego skórze. Proszę bardzo, oto otrzymał podpis samego Mefistofelesa E. A. Nox'a. Teraz tylko czekać, aż zostanie kimś sławnym, to się rękę odsprzeda i nieźle na niej zarobi. - Cooo... Czaszka hipogryfa?! - powiedział zszokowany, co nie zmienia faktu, iż było to o wiele ciekawsze niż o gumochłonach czy tych grzybach. Niefortunnie - zapomniał również zeszytu, przy czym skwaszone lico przyozdobiło jego mordkę. Zero kredek. Nawet rysownika nie ma, torba praktycznie pusta. Cholera, cholera, cholera.
Lotta: 3 Neirin: 5 Nox: 4
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Okazało się, że profesor tylko ich trollował, co zresztą skomentowała cichym rechotem, głównie dlatego, żeby dodać mu otuchy. Właściwie to była zdania, że Cromwell poszedł w dobrą stronę. I tak - z całym szacunkiem - nie miałby zbytnich szans konkurując ze Swannem w organizowaniu emocjonujących zajęć. A tak mógł przynajmniej zdobyć sympatię tych uczniów, którzy nie potrzebowali do szczęścia adrenaliny. W sumie to gdyby obu nauczycieli uczyło o tej samej grupie zwierząt, wyszliby stąd raczej niedouczeni. Gumochłony i chorbotki były jej na rękę, bo miała lenia i nie bardzo chciało jej się robić coś, co wymagałoby sporo skupienia. Wykład profesora nie był w ogóle nużący, mężczyzna w sumie bardziej luźno opowiadał im ciekawostki niż wykładał, a ponieważ miała ręce zajęte rysowaniem, nawet nie zdążyła się rozproszyć.Nie umiała rysować, toteż nie starała się jakoś przesadnie, na jej szkicach było jednak widać co jest gdzie, więc chyba nie było problemu. Następnie zostali rozdzieleni w grupy, a do trójki, którą utworzyła podchodząc do dziewczyn, dosiadła się Fire, ku uciesze Gemy, bo chociaż dziewczyny wydawały się w porządku, to lubiła mieć przy sobie kogoś znajomego. - Możemy w związku z tym liczyć na jakieś fory, czy byłaś raczej głośnym i irytującym sąsiadem? - zapytała Ślizgonkę wesoło jeszcze zanim nauczyciel powiedział im, czym konkretniej będą się zajmować.
Relki: Ari i Marce 3 Fire 4
rysunek Taki trochę gównopost, ale jakośmi nie idzie, a czas nagli
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Powątpiewał w to, że profesor zacznie temat z smokami. Dlatego wcześniej się nie odzywał, czekając jedynie na to, aż zdradzi swój prawdziwy temat zajęć. Nie potrafił się jednak powstrzymać od nie zaśmiania się krótko, na wieść, że nie będzie dzisiaj smoków, ani nic z nimi związanego. Spojrzał się po twarzach i wyczytał w nich rozczarowanie. Potrząsnął jedynie w niedowierzaniu głową i słuchał słów profesora. Przydzielił go do pary z kuzynkami i Krukonem, znał go jedynie z pojedynku w nielegalnej gry. Ale na tym kończyły się ich relacje. Ruszył więc w stronę tych osób i uśmiechnął się delikatnie. Kiedy mieli narysować Cortez przyglądał się temu jak rysuje jego kuzynka i wyciągając kartkę pergaminu zaczął sam coś na nim bazgrać. Wyciągnął jednak rękę z różdżką tak by zakrywać ją swoim ciałem rzucił zaklęcie kopiujące na kartkę kuzynki. Oczywiście za jej niemym pozwoleniem. Nic jednak jego różdżka nie była w stanie wyczarować przez co Cortez zirytowany spojrzał się na swoją różdżkę i zaklął w duchu. Już zaczynały go denerwować te całe zakłócenia. Isabella się zlitowała nad kuzynem i narysowała mu jeszcze jeden taki sam rysunek. Po czym spoglądając na niego i na stworzonka dorysował rączki Panu grzybkowi.
rysunek Relacje Eli - 5 Isa - 5 Riley - 3
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Cromwell go nie pamiętał; to dopieor było smutne. Leonardo oczywiście postanowił się tym zupełnie nie przejmować. W gruncie rzeczy nie naciskał wcale, żeby Hal mu jakieś wielkie zadania wymyślał. Bennettowa posłała go na tę lekcję mocno z zaskoczenia i nie było niczego dziwnego w tym, że żadne zajęcie na byłego Gryfona nie czekało. Miał nawet powiedzieć mu, żeby niczego nei wymyślał, a Leo sam się sobą zajmie - posiedzi grzecznie w kąciku, poobserwuje sobie i no, na podziwianiu pracy profesorka może się skończyć. - Tak lubię najbardziej - zaśmiał się cicho i krótko, gdy Hal postanowił go wykorzystać. Vin-Eurico nie miał żadnego problemu ze zrobieniem listy obecności, bo większość z tu obecnych po prostu znał. Był też wysoki i ogólnie, dostrzec potrafił nawet tych chowających się w kącikach na końcu cieplarni. Ostatecznie i tak puścił kartkę przez salę, coby się ludzie podpisali. Mógł też przy okazji wyszczerzyć się do kilku bliższych znajomków, ale nie zagadywał, bo przyszli się tu uczyć, a on nie chciał Cromwellowi przeszkadzać. Tylko zaśmiał się na pytanie Etki i mrugnął do niej znacząco - no, nie mógł, ale mógł. I tak zaraz dostał kolejne zadanie, żeby przytargać jakieś graty - no i doskonale, bo świetnie się nadawał jako mięśnie operacji zwanej lekcją. Z zaklęciami nie cudował, bo jeszcze by coś rozwalił ze swoimi umiejętnościami z tymi zakłóceniami. - A skąd- nie narzekał. Zacząć mógł dopiero w momencie, w którym Cromwell rozpoczął swój wykład. Leo niezbytt rozumiał jaki był sens w opowiadaniu o chrobotkach i gumochłonach, skoro widział tu starych uczniów. Przynajmniej nauczyciel mówił w dość ciekawy sposób, a Vin-Eurico... Cóż, odrobinę odpłynął, tworząc jakieś dzieło sztuki na tablicy. Potem tylko stał obok niej i uśmiechał się słodko, udając, że to właśnie jest arcydzieło i powinni podziwiać. Z zaciekawieniem spojrzał w stronę @Neirin Vaughn, gdzieś tam w duchu podziwiając jego bezczelność. Głównie skoncentrował się na tym, że tego chłopaka z pewnością można było o zwierzaki zagadać... Może Leonek sam opracowałby coś na jakąś lekcję?
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Jemu również było smutno, że nie pamięta asystenta, a przede wszystkim strasznie głupio, nie był jednak w stanie nic na to poradzić. Za dużo nowych nazwisk, za dużo nowych rzeczy i informacji. Zastanawiał kiedy zapomni własnego imienia. Dzieciaki usiadły, Leo rozdał preparaty i już po chwili do jego uszu doszedł sygnał niezadowolenia w postaci być może trochę złośliwego komantarza. - Dziękuję, ale jak pan widzi mam wystarczająco - odparł wesoło - Proszę się nie martwić, panie Vaughn, rozmiar nie zawsze ma znaczenie. Nie zamierzał się obrażać. Gdyby w jego wieku wszedł w posiadanie czaszki hipogryfa też się tym podniecał i chwaliłby na prawo i lewo, nie zwracając zbytnio uwagi, czy ma to jakiś związek z tematem. W normalnych okolicznościach pewnie okazałby więcej zainteresowania tym faktem, dopytując chociażby w jakich okolicznościach ją zdobył, jak oczyszczał, czy ma pewność, że to hipogryf, czy był w stanie określić coś więcej i tak dalej - nie chciał jednak odchodzić od tematu zajęć, w końcu mieli ograniczony czas, a o hipogryfach można było rozmawiać w kuluarach, jeżeli Neirin miałby ochotę. Skończył gumochłonową część wykładu, kiedy panna Gilliams podniosła rękę dodając garść informacji od siebie. Otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, kiedy uprzedziła go jakaś Gryfonka, mówiąc co prawda dużo ciszej od poprzedniczki. Początkowo myślał, że chce coś dodać do kwestii śluzu, więc wytężył słuch. - Ej! - oburzył się jakby kąśliwości panny Wykeham były skierowane w niego samego. Zwracając już na siebie jej uwagę, posłał dziewczynie karcące spojrzenie - Bez złośliwości, proszę - upomniał ją stanowczo. Ostatnim, czego mu brakowało do szczęścia były kłócące się nastolatki. - Szczerze mówiąc to o kremach nie wiedziałem - wrócił do przyjacielskiego tonu i tematu poruszonego przez Carson. Nigdy nie wczytywał się w składy kremów. Nigdy nawet nie przyznawał się, że jakiegoś używał, a raczej powinien był używać, ale o tym zapominał. W sumie uważał, że to głupi i że nie było nic śmiesznego, wstydliwego, ani gorszącego w dbaniu o siebie, a jednak wieś siedziała w nim dość głęboko i trzymała na wodzy jego otwarte poglądy - Jak widać nawet po 40 latach pracy ze zwierzętami można się dowiedzieć czegoś nowego o gumochłonach. To co? Pięć punktów dla Ravenclawu? - rozłożył ręce jakby pytał ich czy robi to dobrze, po czym uświadomiwszy sobie sytuację, cały się rozpromienił - To moje pierwsze - wyjaśnił, śmiejąc się z samego siebie. Może i wydawało się to głupie i niepoważne, ale dla niego pierwsze przyznanie dodatkowych punktów było bardzo miłym kamieniem milowym. Skończył omawiać chorbotki, kończąc tym samym część wykładową lekcji. Prawdę mówiąc nie spodziewał się pytań, bynajmniej nie dlatego, że uważał, żeby nie było nic do dodania, a już na pewno nie dałby sobie ręki uciąć, że sam o niczym nie zapomniał. Po prostu doskonale wiedział, że młodzież nie jest zbyt skora do zadawania pytań na wykładach. A jednak w powietrze natychmiast wystrzeliła ręka Gryfonki, którą chwilę temu strofował. - Noo… tak - odpowiedział trochę podejrzliwie. Gdy w zdaniu padały dwa "hipotetycznie", człowiek automatycznie doszukiwał się drugiego dna, chociaż w pytaniu Harriette nie było chyba nic podchwytliwego - Znaczy… - chciał dodać coś o tym, że oczywiście mugolskie prawo także nie było idealne, a w wielu aspektach nie możliwe do przełożenia na magiczne stworzenia, ale tak się zaplątał, że nie był pewien czy aby na pewno o to pytała i musiał to jeszcze trochę przetrawić - No hipotetycznie tak. Nie była to można najbardziej inteligentna i wyczerpująca odpowiedź w jego życiu, ale dziewczynka o dziwo wyglądała na ukontentowaną. Nie nadążał czasem za młodzieżą. Przeszedł się po uczniach sprawdzając ich rysunki. Trzeba przyznać, że niektórzy wzięli się za nie z prawdziwą rysowniczą pasją. Nie zamierzał jednak oceniać jakości ich rysunków - aż nazbyt dobrze wiedział, że dla niektórych narysowanie łamanych patykozwierząt było równie angażujące, co dla innych dokładne odwzorowanie. Może nawet bardziej stresujące. Dopóki wszystko było na miejscu i było czytelne, nie zamierzał się czepiać. O ile było na miejscu, bo gdzieniegdzie rysunkom nie udało się nawet trafić na pergamin, co trochę go zabolało. Nie wymagał przecież wiele. Chciał im iść na rękę zadając rysunki zamiast długich notatek, ale widocznie metaforyczny palec, który im dawał nie wszystkim wystarczał. - Nie muszą wam się te lekcje podobać - spochmurniał, stając na @Neirin Vaughn i @Charlie C. Chapman, którzy na dwóch mieli jednego chorbotka i to bez ważnej anatomicznej struktury, o której wyraźnie wspominał - Nie musicie nawet na nie chodzić. Ale jeżeli już na nich jesteście, to wykonujcie polecenia. - Bez rysunków nie wyjdziecie - oznajmił całej klasie, starając się nie brzmieć przy tym, jakby to była groźba - Jeżeli ktoś nie zdążył teraz, będzie musiał dokończyć po lekcji - dodał pogodniejszym już tonem i wrócił do oglądania rysunków. Nie chciał być dla nich zbyt cięty, ale nie przy tym, żeby tej jego dobroci nadużywali i zaczęli włazić mu na głowę. Trochę tym faktem zmartwiony stanął na @Bridget Hudson zerkając na jej rysunek i zapominając o tym, że mu przykro parsknął śmiechem. Początkowo próbował to jeszcze jakoś zatuszować, ale im dłużej mu się przyglądał, tym szerzej się uśmiechał. - Jakbym miał własną klasę, to bym Ci ten rysunek zabrał i powiesił sobie na tablicy - oznajmił wesoło i uśmiechając się pod nosem przeszedł dalej. Rysunek Puchonki był świetny. W ten sposób powinno się ilustrować wszystkie podręczniki. Albo chociaż te dla dzieci. Do lat siedemdziesięciu. Nie tylko ona postanowiła podejść do tematu niekonwencjonalnie. Podobało mu się, że niektórzy w tych rysunkach starali się zawrzeć także co nie co o zachowaniach czy środowisku życia zwierząt, a nie tylko ich wygląd. - No dobra, rysunki są dla was. Jak ktoś czegoś nie ma, to dokończy po lekcji - przypomniał po skontrolowaniu wszystkich prac - Panna Hudson, pan McGregor i panna Holmes dostają jeszcze po 5 punków za kreatywność. A teraz w tył zwrot i idziemy w głąb cieplarni. Póki jeszcze siedzieli podzielił ich w grupy, po czym skinął na Leo i przeszli dosłownie kilka kroków dalej, gdzie wcześniej przygotował dla nich stanowiska pracy. - Jak już wspominaliśmy gumochłony są wykorzystywane gospodarczo na wiele sposobów, więc jak się pewnie domyślacie można je hodować i na dużą skalę, podobno nawet się opłaca. Hodowli zwierząt bezkręgowych można nie rejestrować i legalnie można je sprzedawać bez dodatkowych pozwoleń, więc to jest bardziej popularne niż wam się wydaje. W związku z tym warto sobie coś powiedzieć, o tym jak je utrzymywać. Podwijając rękaw koszuli podszedł do stolika, na którym stał duży plastikowy pojemnik. Z pomocą Leo, przechylił go tak, żeby każdy mógł zobaczyć co jest w środku. Pudło do połowy zapełniony był wilgotną ziemią i torfem, na powierzchni którego walało się trochę sałaty. - Taki pojemnik spokojnie wystarczy, jeżeli zależy nam na zrobieniu tego jak najekonomiczniej i przy zachowaniu dobrostanu. Najważniejsze jest podłoże - gumochłony się zakopują, więc warstwa musi być taka ze dwa razy grubsza od długości ciała, musi to też być coś co dobrze trzyma wilgoć - torf, czips kokosowy, ziemia. Tylko bez nawozu, a jeżeli bierzemy ją gdzieś z podwórka to koniecznie wyparzona. Poza tym trzeba pamiętać o wentylacji - wskazał dziury po bokach pojemnika i na pokrywie pojemnika, odłożonej na bok - No i jedzeniu oczywiście. Odstawili pojemnik na miejsce, a Hal zaczął w nim grzebać, uwolnioną z rękawa ręką. - Jak tyle im zapewnimy, to spokojnie, bez naszej dalszej ingerencji, będą nam się rozmnażać i produkować śluz. Nie każdy jednak chce na nich zarabiać. Możecie się dziwić i tego nie rozumieć, ale coraz popularniejsze staje się utrzymywanie gumochłonów hobbystycznie przez takich szurniętych ludzi zwanych terrarystami, którym często nie przeszkadza, że ich pupile nie robią sztuczek i nie nadają się do głaskania. I waszym dzisiejszym zadaniem jest przygotowanie terrarium dla gumochłonów, które będzie nie tylko będzie im odpowiadało, lecz także będzie cieszyło oko. O, mam! - wyciągnął z pojemnika niedużego gumochłona, który natychmiast zaczął produkować śluz, który spływał mu po ramieniu - [b]W najlepszym terrarium zamieszka ta właśnie grupka z tego pojemnika - kontynuując “wydoił” zwierzę do słoika stojącego obok i odłożył do wiaderka, stojącego przy stoliku - Możecie korzystać z wszystkiego co znajdziecie w cieplarni. Do dekoracji polecam kamienie oraz korzenie. Rozkładając je pamiętajcie o tym, żeby mieć do zwierząt dostęp i tym, że z powodu śluzu trzeba im dość często sprzątać. Co do roślin, to pamiętajcie, że wszystko co tam włożycie, zostanie zjedzone. Do reszty musicie dojść - czas start! Wskazał im stoły, na których czekały już na nich puste terraria. Sam w tym czasie czystą ręką wyciągnął z kieszeni knuta i podrzucił ją do góry. - Reszka - obstawił, gdy moneta była w powietrzu, po czym złapał ją i odłożył na stół - Wygrałem! - spojrzał na @Leonardo O. Vin-Eurico i wskazał mu wiadro - Pan szuka, ja wyciskam. Powinno ich być tam jeszcze sześć. Do końca zajęć Leo zmuszony był grzebać się w wiadrze z ziemią w poszukiwaniu młodych, a przez to jeszcze dość małych gumochłonów. Hal tymczasem odbierał je od niego i zbierał śluz do słoika w sobie tylko znanym celu, wykorzystując ten czas do rozmowy. - Czemu nauczyciel? Czemu onms? Myślałem, że celuje pan w transmutację? Owszem - przypomniał sobie. Leo otwarcie przyznał się na pierwszej lekcji Hala do animagii. Być może oceniał zbyt pochopnie, ale zawsze wydawało mu się, że ta sztuka wymaga sporo umiejętności z tej dziedziny.
Szanowni uczniowie! Przygotowujecie terrarium, a w praktyce: 1 - każde z Was rzuca kością; liczba punktów wskazuje wasz wkład w pracę w skali od 1-6 (interpretacja własna) 1a - za każde 5pkt z onms oraz każde 5pkt z da w kuferku macie dodatkowy punkt 2 - każda z grup ma “punkty relacji” wskazujące jak się dogadujecie w grupie (podane w spojlerze niżej; w razie pytań co skąd można na priv) 3 - ostatnia osoba z grupy podlicza wszystkie punkty i w drugim spojlerze macie opis jak Wam wyszło Wasze terra)
”pkt relacji”:
Grupa I: 2 Grupa II: 4 Grupa III: -4 Grupa IV: 8 Grupa V: 0 Grupa VI: 3
*skład grup w poprzednim poście
Spoiler:
>7 - zupełnie nie mogliście się dogadać; całą lekcję sprzeczaliście się zamiast działać. W efekcie pod koniec lekcji nie macie nic, oprócz skromnej warstwy niewypłukanej z nawozu ziemi na dnie, którą wrzuciliście tam na odczepnego 7-10 - chyba nie słuchaliście zbyt uważnie, albo część z Was nie słuchała, a reszta nie potrafiła przekonać ich do swoich racji. Na podłoże użyliście piasku, który nie trzyma wilgoci i generalnie jest kiepski, a dodatkowo wstawiliście roślinę, która okazała się być trująca. Nie dość, że nie przeżyłyby tu gumochłony, to po kilku godzinach wyskakuje Wam swędząca wysypka (która dokucza Wam w najbliższym wątku) 11-15 - zrobiliście bardzo ładne terrarium, ale trochę niepraktyczne. Podłoża jest mało, a dekoracji tyle, że dostanie się do ziemi wymagałoby wyjęcia wszytkiego. 16-21 - w waszym terrarium gumochłonom na pewno byłoby dobrze, ale stawiając na praktyczność poskąpiliście z dekoracjami. Jest poprawnie. Ale trochę ubogo. 22-24 - wasze terrarium jest dokładnie takie jakie powinno być - przystosowane dla gumochłonów, ale i bardzo dekoracyjne. Zamieściliście w nim nawet roślinki, które zwierzęta będą mogły bezpiecznie podgryzać.
Najlepsze terrarium stanie u Hala w gabinecie, a twórcy dostaną dodatkowe punkty!
Osoby, które nie zrobiły, albo nie skończyły rysunków: @Neirin Vaughn, @Charlie C. Chapman, @Sunny O. Saltzman, rzucacie kostką: parzysta - nie chce Wam się zostawać po lekcji, więc kiedy inni robią terra, Wy ukradkiem kończycie rysować. Waszą grupę kosztuje to jednak -2 pkt nieparzysta - jesteście zbyt zajęci terrarium, żeby teraz rysować. Po zakończeniu tego etapu musicie wstawić kolejnego posta o tym, że Wasza postać zrobiła rysunki (nie musicie rysować naprawdę! ale jak narysujecie, to dostaniecie pkt dla domu; Nei już nie musi) @Lotta Hudson, @Elisabeth L. Cortez, @Riley Fairwyn, @Cocytus Kane - nie rzucacie kostką, ale jeżeli po tym etapie napiszecie kolejny post, o tym, że Wasza postać robi rysunki, macie szansę dostać drugi pkt do kuferka za lekcję.
@Leonardo O. Vin-Eurico - j.k. wygrzebujesz gumochłony z pojemnika i podajesz je Halowi. Kostki: 1,4 - idzie Ci sprawnie, ale ostatniego gumochłona chwytasz zbyt mocno, zgniatasz i zabijasz na miejscu, Ty chory zwyrolu 2,6 - jeden z gumochłonów wyślizguje Ci się z ręki i wpada do słoika ze śluzem; rzuć jeszcze jedną: parzysta - Hal zdążył go wyciągnąć, będąc jednak zmuszonym włożyć całą dłoń w to paskudztwo; nieparzysta - biedny, Bogu ducha winny gumochłon topi się w wydzielinie swoich kolegów, przez Ciebie Ty chory zwyrolu 3 - za nic nie możesz znaleźć ostatniego gumochłona; rzuć kostką: parzysta - Hal Ci pomaga i w końcu mu się udaje; nieparzysta - szukacie oboje aż Hal przypomina sobie, że gumochłonów było jednak sześć 5 - znalazłeś wszystkie sześć gumochłonów bez większych problemów.
Każdy kto faktycznie narysował dostanie dodatkowe pkt dla domu, ale to już po całej lekcji będę ogarniał.
CZAS DO: 30.09 godz. 23.57 (jak cośto w weekend mnie nie ma - ostrzegam)
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Sorki, jeśli kogoś zignoruje, ale mam słabego neta i totalnie nie ogarniam.
Wykład Hala tak mnie pochłonął, że zupełnie zaginąłem we własnym świecie podczas rysowania. Mój rysunek musiał zawierać absolutnie wszystkie podane przez profesora szczegóły. Kiedy zostaliśmy podzieleni na grupy, zerknąłem na Isabelle, jedyną osobą z grona Cortezów, która postanowiła zwrócić na mnie większą uwagę. - Hej - przywitałem się, z nieznaczną niechęcią odrywając się od pracy. Spojrzałem na jej wyciągniętą rękę, wciąż nie mogąc się nadziwić, że wszyscy tak lubią witanie się uściskiem dłoni. Nienawidziłem dotyku, zwłaszcza obcych, ale kultura osobista nie pozwoliła mi na zignorowanie jej dłoni. - Riley - Przypomniałem swoje imię. Dotąd wydawało mi się, że wszyscy pamiętają jak nazywa się ich prefekt naczelny. Uścisnąłem szybko jej dłoń, a potem zacisnąłem znów palce na piórze, aby usprawiedliwić swój pośpiech. Dorysowałem kilka szczegółów, lecz gdy Hal chciał zajrzeć w mój rysunek, zasłoniłem go dłonią. Poprosiłem o więcej czasu i go dostałem. Będę musiał zostać po lekcji, cudownie. Tymczasem mieliśmy wspólnie przygotować terrarium. Chociaż do swojej Cortezowej grupy byłem nastawiony niezwykle neutralnie, nikt jakoś nie wyrywał się, aby mi pomóc, gdy zaoferowałem, że spróbuję skompletować rośliny, jakie będziemy mogli włożyć do nowego domu naszych gumochłonów. Może to i lepiej? Nie przeszkadzała mi praca w samotności. Zresztą, skupiony na wybieraniu najmniej inwazyjnych gatunków, a jednocześnie rodzimych dla tych okolic, nie byłem specjalnie rozmowny.
Nie czułam się pocieszona - poprzez fakt znajomości profesora Cromwella, znajomości zetkniętej niemal z nie-znajomością. Znajomości, wywodzącej się czysto od typowego widzenia, ewentualnych, nakazywanych obyczajami uśmiechów i dźwięczącego dzień dobry - porywanego natychmiast przez niespokojne powietrze. - Mieszka w Dolinie Godryka - podałam im objaśnienie. Więcej już nie musiałam tłumaczyć - Fairwynowie byli znaną rodziną oraz pozwolę założyć - każdy wiedział, gdzie była ulokowana siedziba oraz ich sklep z różdżkami. Zamyślam się; przez moment wytężam pamięć, usiłuję wyostrzyć niejasne kadry niektórych wspomnień. Bez skutku. - Szczerze mówiąc - odpowiadam @Gemma Twisleton, tuż po owej odrobinie zadumy - nie wiem. - Jedynie osoby pamiętające mnie z czasów dzieciństwa, będą w stanie przyswoić posiadane obawy. Byłam niezmiernie żywa i buntownicza, buntowałam się niemal - przeciwko niepojętemu wszystkiemu, zdzierałam do krwi kolana i byłam dumna ze swojej - mieniącej się odcieniami kolekcji siniaków. Teraz, jestem zupełnie inna. Nie śmieję się nawet, kiedy słyszę wypowiedź @Marceline Holmes. - W ich opinii, gumochłony przynajmniej coś robią - mówię; jedynie treść wypowiedzi naprowadza na żartobliwość. Wysłuchuję profesora Cromwella do końca, pozostaję w milczeniu jak obserwator - słysząc wytknięcie ze strony @Neirin Vaughn; nieporuszona. Podejrzewałam, że oto na nowym profesorze ONMS nie wywrze to specjalnego wrażenia; dziwiła mnie jednak forma niezbyt ambitnych zajęć - przyszłam na studia, tutaj z kolei zaczynam mieć lekcję pokory - szczerze mówiąc, liczyłam na bardziej ambitne podejście - pokazywanie nam czegoś, o czym dotychczas nie mieliśmy specjalnego pojęcia. Być może dlatego - nie wykazuję zbytnio zaangażowania podczas naszej współpracy. Mimo wszystko, staram się - jak mogę - zwierzęta są moją pasją. - Obserwowanie gumochłonów może mieć właściwości usypiające - zauważam, szeptem na tyle dyskretnym, aby nie został wykryty przez postać nauczyciela. Pracuję dalej.
Kostka: 2 dowód + 4pkt za ONMS + 1pkt za DA = 7pkt
Ostatnio zmieniony przez Ariadne T. Fairwyn dnia Wto Wrz 25 2018, 10:00, w całości zmieniany 1 raz
Fakt faktem, pamiętała specyficzne, wręcz cudaczne zajęcia z drugim nauczycielem opieki, gdzie to musieli zbierać kupki Lunaballi, co nie było nad wyraz czyste, intrygujące i ciekawe, ale irytacja wstępująca powolutku w Marce zdawała się być jeszcze większa niż wtedy. Przygryzła nerwowo dolną wargę, zaraz potem mierząc Cromwella wzrokiem, bo jak rozumiała sprawy rysunkowe, podobnie przydział do grup, tak nie wiedziała dlaczego mówił z taką pasją o gumochłonach, skoro dla rudowłosej połowa hogwarckiej świty taka właśnie była. - Myślisz, że te zajęcia mają jakiś podtekst? – zapytała ledwie słyszalnym szeptem Fairwyn, by zaraz potem przyjrzeć się raz jeszcze osobom ze swojej grupy. Nie zamierzała odwalać wszystkiego za innych i wierzyła, że każdy ma takie podejście, by praca była wspólna, ale czy faktycznie tak mogło być, skoro dziewczęta prawie w ogóle nie znały? Przynajmniej Marceline nie podejmowała się interakcji z Fire i Gemmą w ciągu ostatnich miesięcy, toteż nie wiedziała jak koleżanki wolą pracować, bo jedyne co pamiętała z zielarstwa, to że Blaithin była indywidualistką. Czy i tym razem będzie tak samo? - Od czego zaczynamy?
Kostka: zaangażowanie w pracę grupową – 1 Kuferek: ONMS 10 – 2 punkty, DA - 20 – 4 punkty = 6 punktów razem
+ proszę pamiętać Grupo VI, że mamy 3 punkty za relacje między nami
Choć Carson nie była bazyliszkiem, spojrzenie, które posłała w kierunku @Harriette Wykeham spokojnie mogłoby zabijać. Była naprawdę zirytowana faktem, że Gryfonka w ogóle skomentowała jej dodatek do wykładanych przez nauczyciela informacji. Nic jednak dziwnego w tym, że przeszkadzało jej, kiedy uwaga prowadzących skupiała się na kimś innym niż na niej, przecież to ona była naczelnym siewcą zamętu na wielu innych przedmiotach, nie cofając się nawet przed rzucaniem uroków na nauczycieli czy przed rzucaniem przedmiotami w innych uczniów. To samo @Jerry Davies, zawistny szczur, który lubował się w podcinaniu jej skrzydeł i dogryzaniu w każdym możliwym momencie. Carson nie znosiła, gdy ktoś ją poniżał lub próbował ośmieszyć, szczególnie przy ludziach. Cała poczerwieniała, lecz powstrzymała się od komentarzy - bardzo słusznie, bowiem Hal nie tylko postanowił docenić jej wkład w zajęcia, ale także upomniał Wykeham za jej chamskie odzywki. Rumieniec wstydu szybko ustąpił szerokiemu uśmiechowi, z którym przyjęła dodatkowe pięć punktów dla Ravenclawu. - Dziękuję - odparła, kiwnąwszy Cromwellowi głową z uznaniem. Zmierzyła jeszcze raz spojrzeniem atencyjną Gryfonkę, po czym postanowiła skupić się na dalszym przebiegu zajęć. Ich zadanie polegało na zbudowaniu i udekorowaniu odpowiedniego dla gumochłona terrarium. Profesor udzielił im kilku rad, które Carson skrupulatnie zanotowała na boku stronicy z koślawymi rysunkami. Nie była zadowolona ze swojej grupy, głównie przez fakt, że należał do niej ten oszołom, który znając życie zepsuje całą jej pracę i przyczyni się do ich porażki. Skrzywiła się nieco, lecz zamaskowała swoje niezadowolenie cieplejszym uśmiechem, po czym zwróciła się do @Hyacinthe Layton i @Procrastination McGregor: - Chcecie się jakoś podzielić konkretnymi zadaniami? - wolała wiedzieć, jak przedstawiała się ich idea grupowej pracy. Oczywiście wolałaby sobie sama wszystko zaplanować, lecz mimo to chciała wysłuchać ewentualnych sugestii. - Ja wolałabym się zająć nieco bardziej tymi kamieniami i ogólnym rozplanowaniem terrarium. W roślinach radzę sobie gorzej - przyznała, licząc, że ktoś inny z chęcią dobierze roślinki do ozdoby i na pożywienie dla gumochłonów. Chwilę później zaczęła kolekcjonować przy sobie kamienie mniejsze i większe, układając w głowie plan na jak najlepsze ich rozmieszczenie na dnie, aby pozostawić dostęp do sprawnego sprzątania. Szło jej nieźle, przynajmniej w głowie. Efekt końcowy nie zależał jednak tylko od niej...
kostka: 5 z DA mam 10 punktów, więc +2 bonusu Ostatecznie od Carson mamy 7 punktów punkty naszej grupy to 4
Zerkała raz na Ezrę, raz na Winter i raz na gumochłony, jakby całkiem nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Ciche westchnięcie uciekło spomiędzy warg ślizgonki, która jedną z dłoni ułożyła na biodrze, a w drugiej wciąż trzymała pergamin i pióro, na wypadek konieczności przygotowywania jakiś głębszych notatek. Wzruszyła delikatnie ramionami, zadzierając głowę i patrząc na Orzełka z dołu, posyłając mu jedno z tych pociągłych, nieco może nazbyt nachalnych spojrzeń. - Zapamiętam Twoje rady co do miotły. Wiesz, że nawet rozważałam oblanie w trzeciej klasie? Myślę jednak, że rodzice by mnie wydziedziczyli. -szepnęła z zawadiackim, nieco może rozczarowanym uśmiechem. Zaraz jednak uwagę skupiła znów na nauczycielu, który dość ochoczo konwersował z pozostałymi uczniami. Musiała przyznać, że frekwencja na zajęciach była naprawdę niezła. Jej sąsiad był idealnym materiałem na wykładowcę, przynajmniej skrupulatnie przygotowywał się do lekcji, chociaż nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego ze wszystkich magicznych sworzeń, postawił akurat na to. Jakby na potwierdzenie swoich myśli, przeniosła spojrzenie na stworzonko. Nie miała ochoty przyglądać się, jak śluz zostaje wydojony z robaka niczym z krowy. Przymknęła na chwilę powieki, kręcąc głową i starając się przypomnieć sobie jakiś miły obraz z księgi o smokach czy żmijoptakach. Dlaczego akurat robienie terrarium? Schowała rzeczy do torby, podbijając rękawy i biorąc się do pracy. Trochę tego mieli, cieplarnia była olbrzymia i pełno tu było materiałów nadających się do stworzenia idealnego domu. - Ez skarbie, masz lepszy zmysł artystyczny ode mnie. Poukładasz to w całość? Poszukam korzeni, kamienni i jakiś liście, co by z głodu nie padło. Winter mogłabyś, proszę, zdecydować o podłożu? W tym czasie Orzełek mógłby przygotować jakiś projekt na aranżacje tego terrarium. - rzuciła w końcu w stronę dwójki krukonów, zerkając jeszcze na ślizgona, który jednak większej chęci do współpracy nie wykazywał. Cóż, jego sprawa. Miała tylko nadzieję, że ich dom przez niego nie ucierpi. Jak na prawdziwego węża przystało, miała skłonności przywódcze i wychodziło jej to jakoś automatycznie, bo nawet nie zauważyła, że zachowuje się jak jakiś lider. Zakasała rękawy białej koszuli i zabrała się za szukanie materiałów, które mogłyby się przydać. Gdy tylko znalazła coś ciekawego, od razu dostarczała do ich miejsca pracy. I naprawdę, nie miała pojęcia, jakie kwiaty czy gałęzie czego mu przynosi, nawet jeśli była bardzo zaangażowana w pracę.
Gdy tylko wszyscy skończyli rysować profesor wznowił swoją wypowiedź chwaląc kilka rysunków. Na swój spojrzała mrużąc oczy. Nie do końca uzyskała efekt który chciała ale dobre to niż nic. Zerknęła przelotnie na identyczny rysunek jej kuzyna. Gdyby nie dorysowane rączki przy grzybkach radioaktywnych można by było mieć wrażenie, że na jej rysunek zostało rzucone zaklęcie kopiujące. Idąc na koniec cieplarni rozejrzała się za Elisabeth. Była bardzo ciekawa czy dziewczyna była w dalszym ciągu na nią zła. Znając jej temperament to z pewnością tak. Wymyślenie czegoś na udobruchanie jej z pewnością zajmie jej sporą część dnia jak i nie kilka dni. Westchnęła obejmując się rękoma. Wiedziała doskonale, od samego początku, że przyjazd tutaj to zły pomysł. Bardzo zły. Może ojciec wreszcie przejrzy na oczy i zmieni zdanie co do szkoły. Chodź szczerze w to wątpiła przypominając sobie ostatni list od niego. Jego zachwyt nad domem do którego trafiła wynosił całe dwie strony tekstu. Dziwił ją pomysł na jaki wpadł profesor. Mieli zrobić terrarium? Niby nic trudnego, jednak biorąc pod uwagę, że nie odzywała się z siostrą i nie znała Riley'a mogło być to trudniejsze. Gdy krukon zabrał się za szukanie roślin Is stanęła na chwilę przyglądając mu się. Nie myślała o niczym, po prostu stała i gapiła się na niego przez kilka sekund po czym uniosła głowę wyżej kierując ją w stronę Aleksandra i Letti. - Ja mogę poszukać tutaj jakiejś sałaty. Niech nie umrą nam z głodu. - skrzywiła się na są myśl o tych stworzeniach. Nie wyobrażała sobie jak ktokolwiek mógł się nimi zachwycać, albo co gorsza brać na ręce. Dreszcz obrzydzenia przeszedł po jej plecach.
Bridget otworzyła oczy, bardzo zdziwiona reakcją Hala, lecz ostatecznie uśmiechnęła się doń szeroko, bardzo wspaniałomyślnie oferując, że mógłby sobie ten rysunek zabrać, ona sobie drugi narysuje czy coś. Nie była pewna, czy tę propozycję usłyszał, bowiem w związku z cała tą uwagą, którą jej poświęcił, trochę się zawstydziła i ściszyła głos. Czekała cierpliwie, aż nauczyciel obejrzy wszystkie rysunki i następnie ogłosi, co było ich zajęciem tego dnia. Bridget nigdy nie przygotowywała sama terrariów dla takich zwierząt jak gumochłony, lecz pracowała od pół roku w menażerii w Hogsmeade i kilka terrariów i klatek zdążyła obejrzeć, więc miała jako taką ideę, jak powinny one wyglądać. Spojrzała na członków jej grupy i z radością stwierdziła, że dostała bardzo dobry przydział! Zajęła się układaniem kilku kamieni, a potem swoje skupienie przełożyła na wybór roślin, które będą odpowiednie zarówno do ozdoby terrarium, jak i do jedzenia dla gumochłonów.
kostka: 5 kuferek: onms 31 -> 6; DA 20 -> 4 od Bri w sumie: 15 punkty relacji: 8
Słowa Hala były po prostu nudne i dotyczyły najnudniejszych rzeczy na świecie. Winter wiedziała o tych stworzeniach wystarczająco dużo, a przynajmniej na tyle, żeby móc bezustannie zdawać sobie sprawę z zagrożenia, które ze sobą noszą - czyli żadnego. Westchnąwszy, spojrzała w stronę Ezry, który to znalazł się niefortunnie w grupie, gdzie zasiadała także Nessa oraz mało co znany Cocyus. Pierwszy prefekt, drugi prefekt, trzeci... zwykły uczeń. Jak ona, niczym się szczególnym nie wyróżniał. Westchnąwszy cicho, pozostało jej tylko i wyłącznie czekanie na dalsze polecenia ze strony nauczyciela; na szczęście było ono na tyle kreatywne, że nie siedziała w miejscu i od razu szukała odpowiednich rzeczy do utworzenia terrarium dla tak śmiesznego stworzenia jak gumochłon. W międzyczasie wsłuchiwała się jeszcze w rozmowę między obydwoma prefektami; wydziedziczenie było u niej czymś tak śmiesznym, bo w sumie już dawno to się stało. Dawno temu, tuż po śmierci matki, ojciec nie miał zamiaru się nią opiekować, zaś przytaknął na opiekę nad dziewczyną tylko z powodu babki Imonet, która była na niego cholernie zła, aczkolwiek nie pozostawiała wnuczki samej. Niestety, dwa lata temu umarła, z zawiązanymi dłońmi za pomocą różańca, z ostatnim uderzeniem trumny w wykopanym dołku i z ostatnią łopatą, która przykryła drewno za pomocą ziemi cmentarnej; brała w tym udział. Otrzymała spadek, aczkolwiek został jej odebrany w te wakacje. Ktoś chciał ją zakopać żywcem. - W porządku. - wypowiedziała prosto, sięgając po wszelkie dostępne składniki w cieplarni. Jak to mówił profesor? Podłoże kokosowe podobno jest odpowiednie, bo wchłania dużo wody. Być może powinna go użyć, skoro już odpowiednia ilość trafiła do jej rąk, w sumie to trochę ciężka, aczkolwiek nie zwracała na to żadnej szczególnej uwagi? A może torf będzie lepszy? No ale przecież to właśnie włókna kokosowe odznaczają się sporą wchłanialnością wody... Dobra, chwila zastanowienia się zakończyła ostatecznie przyniesieniem włókna, przeczytawszy instrukcję dotyczącą zastosowania. Zalać wodą. Super. Brzmi jak plan. - Tylko to musi napęcznieć po wrzuceniu - poinformowała ich - więc zaleję wodą. - wypowiedziawszy, wsadziła całokształt tej śmiesznej ziemi do terrarium, by następnie podnieść różdżkę oraz rzucić niewerbalnie Aquamenti. Jak się okazało, zaklęcie było dwukrotnie silniejsze; na szczęście przerwane w odpowiedniej chwili wystarczyło do tego, żeby podłoże kokosowe wchłonęło wystarczającą ilość oraz zwiększyło niemalże dwukrotnie swój rozmiar. Następnie wzięła dowolne narzędzie (jakąś mniejszą łopatę znajdującą się w cieplarni), którym mogła rozwalić bryłę, pozostawiając na dnie ładny, wyrafinowany grunt. No, to chyba tyle, jeżeli chodzi o jej robotę, co nie zmienia faktu, że z drobnym zaciekawieniem oraz nutą błysku w tęczówkach przyglądała się krokom wykonywanym przez grupę. Która składała się teoretycznie z mniejszej ilości osób, bo Ślizgon jakoś nie wykazywał chęci do współpracy. - W czymś jeszcze - rozpoczęła, przenosząc spojrzenie na obydwóch, którzy zajmowali się dekoracjami - pomóc? - wieńcząc te słowa, nie mogła przecież stać bezczynnie, a jeżeli wykazali oni jakąkolwiek chęć otrzymania wsparcia, Winter bez problemu go udzieliła.
Aquamenti: 5 Kuferek: totalne 0 Kostka: 3 W sumie od Winter: 3