Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie zagłębiał się w dyskusje właściwie w ogóle, pozostając głównie we własnych myślach. Nie chciał rozważać wszelkich aspektów wypadku na OPCM, ale wszyscy usilnie mu przypominali, że właśnie tam go zabrakło. Wtedy, kiedy nie tylko Ezra został potwornie narażony, ale również Fire, Harriette, a nawet, na Merlina, Mefistofeles czy Bridget. Gryfon wcale nie uważał, że jest jakiś wybitnie uzdolniony i jego obecność cokolwiek mogłaby zmienić. Nie życzył sobie również tego typu horroru w prawdziwym życiu - o wiele bardziej lubił usiąść przed ekranem (a to już coś, biorąc pod uwagę jego nadpobudliwość). Najzwyczajniej w świecie głupio było mu z tym, ile "szczęścia" go nagle dopadło. Poza tym miał wrażenie, że inni mogą mu mieć za złe, że nie było go obok. Leo chciał być obok. Robił wszystko, żeby jakoś pomóc swoim najbliższym. Jeśli ktoś szukałby tej osoby, która skoczyłaby w ogień - to byłby Vin-Eurico, a gdyby sytuacja tego wymagała, to w trakcie nawet by się uśmiechał. Teraz po prostu spoglądał wesoło na znajomych wkraczających do cieplarni, zawieszając na dłużej spojrzenie na swoim chłopaku. Wolałby widzieć go w łóżku... I wyjątkowo chodziło po prostu o odpoczywanie i regenerację. Jednocześnie Leo byłby strasznym hipokrytą, gdyby męczył go o większe przykładanie uwagi do swoich kontuzji. Ile razy pomykał gdzieś z najróżniejszymi uszkodzeniami? - Ta anomalia chyba dopadła cały Hogwart, skoro prefektami Gryffindoru jesteśmy my - odparł błyskawicznie, ze słodkim uśmiechem skierowanym bezpośrednio do przyjaciółki. Widział, że jest rozdrażniona. Leo był chyba jedną z tych nielicznych osób, która nie zrażała się szorstkim tonem i nie poddawała się, nawet jeśli Gryfonka bardzo próbowała się odsunąć. On zawsze siedział obok, dalej żartował i uśmiechał się uparcie, czekając aż trochę jego pozytywnej energii spłynie na nią. Teraz również zignorował jej niezadowolenie i skoncentrował się na profesorze, którego zamierzał słuchać całkiem uważnie. Nie robił notatek - nie poruszali zupełnie obcych mu tematów. Leonardo nie był geniuszem, a te wszystkie podziały zawsze mu się myliły (już teraz w głowie ćwierćolbrzyma tańczona była jakaś dzika makarena). Mimo wszystko intuicyjnie nie radził sobie tak źle! Z zasłuchania wyrwało go pojawienie się @Maevis Harper, która dopadła go tak błyskawicznie, że nie miał jak zareagować. To źle, że pierwszym odruchem Leo było przytrzymanie przyjaciółki? Automatycznie objął ją jedną ręką, uśmiechając się na to słodkie cmoknięcie. Zabrał rękę powoli i z pewnym zakłopotaniem, nieśmiało wpełzającym mu również na twarz. - Maeee - zaśmiał się cicho, kręcąc głową na jej komentarz. Odprowadził Gryfonkę wzrokiem i z niejakim zaskoczeniem dostrzegł, że zamiast przysiąść się do niego i Blaithin, to powędrowała do wytatuowanego Ślizgona. Tak czy inaczej, w jego głowie już pojawił się cień niepewności. Po pierwsze, jego chłopak siedział tuż obok. Po drugie, nie rozmawiał z Maevis od dobrych paru miesięcy i dopiero teraz dotarło do niego, że powinien poinformować ją o drobnej zmianie w temacie ich relacji. Rzecz w tym, że teraz to nie był odpowiedni moment. - Co mówiłaś? - Dopytał Fire, zerkając na profesora, którego przecież zamierzał słuchać. Dalej rejestrował cały jego wywód, ale szybko zorientował się, że coś nie jest w porządku. Przeniósł pytające spojrzenie na swoją towarzyszkę. Dearówna zwykle doskonale ukrywała emocje, ale Leo powoli uczył się, jak poprawnie odczytywać jej intencje. Teraz coś mu podpowiedziało, że warto się zainteresować. Kiedy tak na nią patrzył, ponownie sobie przypomniał, jakim idiotą był organizując wyjazd do Meksyku w trakcie zajęć. W zeszłym roku właściwie w ogóle nie zaglądał na lekcje i co? I nie zdał. Teraz postawił sobie solidne priorytety, ale wszystko się psuło, bo tajemnicze ataki terroryzowały Hogwart. Vin-Eurico zarzucił rękę na oparcie krzesła Fire, inicjując kontakt fizyczny, ale nie chcąc jej jakoś okrutnie przytulać. Nie mógł niestety powstrzymać się od tego, aby potrzeć kciukiem jej ramię. - Ej, przepraszam, że tak zniknąłem. Cieszę się, że nic wam nie jest - mruknął cicho, niemalże prosto do ucha Gryfonki. W jego głosie słychać było szczerą troskę i skruchę - przyjąłby każdy cios na siebie, byle oni nie musieli. Leo nie miał pojęcia, że Fire czuje się w jakikolwiek sposób zagrożona. Starał się nie selekcjonować swoich znajomych, ale chyba widać było, z kim jest najmocniej związany... Kiedy dostali zadanie, bez wahania sięgnął po nożyk. Nie był jakimś wybitnym zielarzem, ale chyba bardziej już mu się podobało obcinanie liści, niż słuchanie o podziałach i stopniach niebezpieczeństwa. Odsunął się również oczywiście od Blaithin, która również musiała wykonać zadanie. Vin-Eurico nie miał większego problemu z pielęgnowaniem rośliny, a jego towarzyszce poszło niewiele gorzej. Szturchnął ją lekko, odkładając nożyk. Uśmiechnij się.
Kostka: 2, przerzut (7pkt z kuferka) na 5!
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Żarty z ich funkcji prefektów zawsze bawiły Fire, ale tym razem miała wrażenie, że odznaka naprawdę zrzucała na nią odpowiedzialność. Odpowiedzialność za bezpieczeństwo i dobro uczniów, których bądź co bądź, miała pod opieką. Szkoda, że nigdy nie potrafiła zmusić się do działania... Blaithin mogła udawać ile wlezie, że ma to wszystko gdzieś, że wcale nie czuje wyrzutów sumienia, że wcale nie martwi się, a spotkanie z przemienioną Pober nie wywołało u niej jakiejś traumy, jak u niektórych uczniów. Tyle, że z pewnością miało na Blaithin wpływ. Wyrzuciła z głowy Maevis, próbując jakoś skoncentrować się na nauczeniu czegokolwiek, ale nie wychodziło. Zerknęła w oczy Leo dopiero, kiedy zarzucił rękę na jej oparcie. Zwalczyła odruch powiedzenia, żeby trzymał je przy sobie, a tylko zacisnęła usta w wąską kreskę. Mógł doskonale wyczuć, jak bardzo jest spięta. Przeprosiny sprawiły, że wypuściła wstrzymywane powietrze z płuc. Nie chciała sprawiać przyjacielowi przykrości ani tym bardziej robić mu jakichkolwiek wyrzutów. Leo był jedyną osobą, na którą mogła teraz w stu procentach liczyć, zawsze i wszędzie. Mimo, że Fire pojęcie wdzięczności było bardzo odległe, teraz w jej spojrzeniu można było odczytać nieme podziękowanie. - Cieszę się, że to tobie nic nie jest. - szepnęła ze szczerością. Powinna patrzeć na wyjazd Leo właśnie w taki sposób - był daleko od zagrożenia, zajmował się przyjemniejszymi rzeczami niż słuchaniem o wilkołaku w każdym kącie Hogwartu. Nie musiał widzieć wysłanników Ministerstwa na błoniach, a widok odprowadzanego przez funkcjonariuszy, wyjątkowo niesprawiedliwie osądzonego Ramireza nie dręczył go przez następne dni. Wykonali zadanie, ale sporo osób jeszcze pracowało przy swoich roślinach, a nauczyciel był zajęty pilnowaniem tego, żeby nikt przypadkiem sobie czegoś nie odciął. Fire przetarła dłonią czoło i objęła się ramionami po szturchnięciu, jakby nagle zrobiło jej się chłodniej. Mimo to kącik ust dziewczyny nie drgnął. - Nic wtedy nie zrobiłam. - powiedziała nagle, tak cicho, żeby tylko Leo stojący tuż obok, mógł usłyszeć jej głos. Dusiła w sobie tak wiele myśli i problemów, że bolało. Blaithin wzięła głębszy oddech, kontrolnie sprawdzając wzrokiem, czy nikt nie podsłuchiwał. Dręczyło ją, że stała bezczynnie, że tak bardzo paraliżowała ją myśl o tym, że być może w ciele bestii kryje się dusza jej przyjaciela. - Ezra mógł zginąć. - dziwnie było wymawiać jego imię. - Ettie. Lys. Gemma, moi kuzyni... Nie mogę - zacięła się na krótko, nie wiedząc czy nie przerwać swojego wywodu. Dramatyzowała, po prostu dramatyzowała, podczas gdy inni mogli swobodnie śmiać się i wracali do normalności. Dlaczego rzeczywiście aż tak się przejmowała? - Właściwie to nie mogę zająć swoich myśli czymś innym. Zwłaszcza, gdy tacy idioci jak ten tam, latają z ranami na pokaz. Wskazała podbródkiem na Caspra. Żałowała, że to nie jego przygniótł wilkołak, że to nie on miał połamane żebra, a Clarke mógłby być choć trochę bezpieczniejszy. Z wyraźnym wahaniem Szkotka odnalazła dłoń Leo i delikatnie ją uścisnęła, oplatając swoimi palcami te należącego do chłopaka. Przełknęła cicho ślinę, nie chcąc zabrzmieć, jakby była przewrażliwiona. Po prostu dopiero teraz do Fire dotarło, że po prostu potrzebuje obok siebie tego Gryfona, potrzebuje świadomości, że ma wsparcie, kogoś kto zapewni, że jeszcze wszystko jakoś się ułoży. - Leo... Po prostu bądź, okej?
Kiedy Corbijn zaczął swój wykład, trochę odpłynęłam, bawiąc się krawatem na przegubie dłoni, który zapomniałam zawiązać na szyi; poszczególne słowa docierały do mnie jak przez ścianę, a ja chyba niespecjalnie miałam ochotę na notowanie - w moim przypadku mijało się to z celem; bez pomocy Samonotującego Pióra gąszcz postawionych przeze mnie liter był nie do rozszyfrowania. Później zerknę do tego, co zapisał Caspi, teraz po prostu słuchałam słów profesora, odnotowując w pamięci szczególnie te informacje, których nie kojarzyłam ze stron podręcznika. Ożywiłam się dopiero, kiedy przeszliśmy do części praktycznej, niemniej jednak mój entuzjazm odrobinę przygasł, gdy okazało się, że mamy się dzisiaj zająć Blekotem - a konkretniej, przycięciem jego liści. Zerknęłam niepewnie w stronę swojej różdżki - ostatnimi czasy niespecjalnie jej ufałam, więc sięgnęłam po nożyk, przed przystąpieniem do wykonania zadania upewniając się uprzednio, czy był wystarczająco ostry - aby powstałe z jego pomocą rany były małe i gładkie - wtedy szybko się zagoją. Skoncentrowałam się na poleceniu, precyzyjnie przycinając kolejne liście - zajęło mi to sporo czasu, ale przynajmniej obeszło się bez żołdu w postaci kropel krwi. Widząc efekt zmagań Bri, zanurkowałam po torbę, przekopując się przez zawartość jej czeluści i ostatecznie odnajdując staroświecką chusteczkę, którą dostałam od babci - z wyhaftowanym w rogu imieniem (oczywiście w znienawidzonej przeze mnie, pełnej formie) - kiedyś próbowałam go zmienić i w tym miejscu znajdowało się teraz zdeformowane U oraz dziura, skutek nieudanego zaklęcia. Podałam ją Bri - gdyby chciała wytrzeć strużki krwi, które z pewnością zdążyły zabarwić skórę jej dłoni, zanim nauczyciel zabandażował ranę.
kostka - 5
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Nie miała ochoty na żadne lekcje, ale chyba wypadało jej się pojawić przynajmniej na pierwszym zielarstwie od jej rozmowy z Corbijnem. Do tego tak naprawdę zdawała sobie sprawę, że musi się kiedyś ogarnąć i zacząć systematycznie uczestniczyć w zajęciach, nawet jeżeli zdawało jej się, że nie da rady. Zwlekła się z łóżka ewidentnie za późno. Czekała aż współlokatorki opuszczą dormitorium – tak bardzo nie chciało jej się mówić im „cześć”. Zamiast w Wielkiej Sali, zjadła śniadanie w kuchni, czekając aż zacznie się pierwsza lekcja i korytarze opustoszeją. Spóźni się, ale trudno. Wtedy przynajmniej wślizgnie się do cieplarni, usiądzie po cichu gdzieś z tyłu i nikt się do niej nie dosiądzie. Dzisiaj nie dała rady się socjalizować. Liczyła na to, że jąkanie tak jak samo przyszło, samo sobie pójdzie. Jakoś w miarę szybko. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Skinęła głową profesorowi i ulokowała się w ostatniej ławce, usiłując skupić się na wykładzie. Koncentracja nigdy nie była jej mocną stroną, więc z ulgą powitała praktyczną część lekcji, nawet jeżeli było to tylko nudne przycinanie listków. Może to i lepiej? Przy tym przynajmniej prawie nic nie da się spartolić. Prawie robi jednak wielką różnicę, o czym Gemma przekonała się, kiedy zamiast w roślinkę, przypadkiem wkroiła się sobie w rękę.
Kostka: było 2, ale Etka to miała, więc żeby nie pisać dwa razy tego samego sobie przerzuciłam na 1
Znalazł się w centrum zainteresowania? Miło. Przez swoją fatyczną głupotę czy może dar do specyficznego poczucia humoru? Aż mu się cisnęły na usta wszelkie żarty dotyczące wilkołaków, które swojego czasu opowiadała mu ciotka z Liverpoolu, uważana za wariatkę. Rozsądek podpowiadał mu, że nie powinien komentować żadnej z uwag swoich kolegów, aby nie zszargać opinii na swój temat jeszcze bardziej; już był uważany za śmieszka i kretyna, który nie posiadał taktu, aby zachować co najmniej subtelne milczenie na temat ostatniej sytuacji. Jednak to oni zaczęli. On się tylko przyłączył. Poza tym naprawdę chciał pokazać @Ulla Tiverton swoją bliznę, chciał zobaczyć, jak się o niego martwi, a ostatecznie ponownie zmierzwić jej włosy i z szelmowskim uśmiechem stwierdzić, że nic mu nie będzie. W końcu przeżył – jednak nie wszystkim to się najwyraźniej podobało. Postanowili odebrać mu okazję do typowej popisówki. No, jak tak można? Już otwierał usta, aby rzucić jakąś uwagą w kierunku Mefisto, który zachowywał się, jakby nie posiadał żadnego dystansu, kiedy na horyzoncie ukazał się nauczyciel. Nieświadomie, zapewne, uratował tyłek Caspara, a następnie uciszył wszelkie rozmowy. Wszyscy zebrani w grobowej atmosferze wpełzli do cieplarni za nauczycielem, a następnie skupili się na słuchaniu słów Corbijna. Usiadł obok Uleńki i przyglądał się jej notatkom – sam nie zaczął ich robić, ponieważ temat, pogłębiony przez nauczyciela, był ich pracą domową i zdążył już zapoznać się z tymi informacjami. Siedział, zasłuchany, przyglądając się w zamyśleniu przyjaciółce i jej pergaminowi, a ruszył się dopiero w momencie, gdy wszyscy wstali. – Co robimy? – rzucił szybko szeptem w stronę Uleńki, podążając za nią swoimi krokami. Uzyskawszy odpowiedź, zgarnął doniczkę z Blekotem. Cóż, zapowiadały się kolejne nudne zajęcia – prawdopodobieństwo tego, że Caspar kiedykolwiek skończy na podcinaniu roślinnych listków, było mniejsze niż zero. Jednak, co dziwne, poradził sobie całkiem nieźle. Nawet profesor go pochwalił; szybko i sprawnie przyciął listki swojemu Blekotowi, uśmiechając się do przyjaciółki siedzącej obok, gdy spostrzegł, że również sobie świetnie poradziła. Niestety, nie można było tego powiedzieć o Bridget; skaleczyła się w palec. Whitley posłał jej krzepiące spojrzenie, gdy podchodziła do biurka nauczyciela, a następnie Thijs owijał jej palec bandażem. Gdy wróciła, ból w palcu nie pozwolił jej na dalszą pracę z roślinką. Westchnęła ciężko i oparła się zrezygnowana o oparcie krzesła, dlatego Caspar wyciągnął rękę w kierunku jej doniczki. – Pomogę ci – stwierdził cicho, posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Dopiero wtedy zauważył, że Blekot Bridget diametralnie zmienił swój wygląd. Zmarszczył brwi; przecież jeszcze przed chwilą listki obrastały całą jego łodyżkę. Nawet się nie domyślał, że Riley postanowi wspomóc koleżankę. – Widzisz, Ulka? Chciałem pomóc, a ty mówisz, że jestem egoistą. Nie moja wina, że Bridget sobie poradziła sama – zaśmiał się pod nosem, gdy oddał Puchonce jej doniczkę. Zamiast tego wstał i poszedł po kolejnego kwiatuszka, z którym rozprawił się równie szybko. Jednak co innego miał robić, skoro zostało mu sporo nadprogramowego czasu?
Kostka: 6
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Mefisto oczywiście musiał być dupkiem i nie docenić tego, że Ezra starał zachować się w porządku. Owo szturchnięcie miało wszak znaczenie dosyć symboliczne - tradycji musiało stać się zadość. Stanowiło raczej niewerbalnie wyrażone "zauważ mnie" niż "chciałbym ci przywalić". Clarke wymownie przewrócił oczami. - Po prostu nie mogę się powstrzymać od dotykania ciebie - odparował z sarkastycznym uśmieszkiem i mieszaniną szyderstwa z rozbawieniem w oczach. Tym bardziej po tym jak zauważył małą dezorientację Mefisto w kwestii tego niby podziękowania. Ślizgonowi chyba obce były miłe słowa do niego kierowane. - No nie wiem. Bohaterowie chyba nie potrzebują podziękowań - zauważył, zapewne zostawiając go z małym niedosytem. Ezra nie lubił mówić rzeczy wprost, bo gdyby Mefisto był inteligentny lub chociaż trochę myślący, wiedziałby, że Krukon zawarł w tym zdaniu nutkę wdzięczności. Nawet stokroć mniejszą od determinujących ją odczuć. W każdym razie, zdecydowanie wolał towarzystwo Sapphire niż Mefisto. Zaśmiał się na jej uwagę, kiwając głową. - Nie chwaląc się, mogę okazać się przydatny - Zielarstwo nie mogło się równać z ONMS, ale Ezra i na tym przedmiocie uzyskiwał zadowalające wyniki. Wiadomo, czasem szło gorzej, czasem lepiej, jednak z przycinaniem roślinek na ogół nie miał problemu. Zerknął na dziewczynę, która jeszcze do nich dołączyła, posyłając jej sympatyczny uśmiech. Raczej jej nie kojarzył, jednak towarzystwo ładnych pań zawsze było mile widziane! - Cześć Alice - powtórzył zatem po Sapphire, uznając że pytanie było raczej skierowane do jego koleżanki, niż do niego. Co się dało w sumie na ten temat powiedzieć? Na pierwszy rzut oka było widać, że lekcja przebiegać będzie spokojnymi, trochę leniwym rytmem. Nawet po wstępnej pogadance profesora na temat tych nieszczęsnych prac domowych, Ezra jakoś nieszczególnie potrafił się przejąć. Bardzo chciał, ale no nie potrafił! Corbijn emanował taką... ludzką energią. Jak na nauczyciela. Samo zadanie, jak podejrzewał, nie sprawiło u większego problemu. Spokojnie przycinał sobie listki, z efektem do którego nie było jak się przyczepić. Jedna ze ślizgońskich towarzyszek także przyzwoicie sobie radziła, wbrew wcześniejszemu komentarzowi. I co, można było bez głębokiej znajomości teorii? Można.
kostka: 5
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Na całe szczęście wszystkie te głupie dyskusje po prostu zostały zakończone. Mefisto w pewnym sensie odetchnął z ulgą, chociaż niby dalej był w bojowym nastroju. Mocno wytrąciło go z równowagi pojawienie się w cieplarni @Ezra T. Clarke. Dodatkowo Krukon miał dobry humor, co nie było tak często spotykane wśród ofiar ataku wilkołaka, nawet u tych, które nie zostały draśnięte jego kłem. Nox zatem musiał wyglądać faktycznie na zaskoczonego nie tylko samymi słowami chłopaka, ale ogólnie jego obecnością tutaj i jego pozostałym zachowaniem. - Twój obecny chłopak ci nie wystarcza? - Palnął, sprowokowany tym durnym uśmieszkiem. Jego kolejną uwagę po prostu zbył wzruszeniem ramionami, nie dając się wciągnąć w dyskusje. Wcale nie był bohaterem, dalej nie uważał swojego czynu za szczególnie heroiczny. Inna sprawa, że faktycznie oczekiwał podziękowań i byłoby miło, jakby został doceniony. Kogo obchodzą jego pobudki? Pomógł to pomógł, nie wymagajmy zbyt wiele. Kompletnie nie mógł się skupić na nudnawym monologu profesora, ale wyjątkowo postanowił nie sprawiać zbyt wielu kłopotów. Siedział sobie grzecznie, milcząc uparcie i wpatrując w eter, gdzieś tuż za Corbijnem. Raczej nie miał problemów z udawaniem przeciętnie zainteresowanego wykładem. Ocknął się z tego transu dopiero w momencie, kiedy doskoczyła do niego jakaś śliczna istotka z Gryffindoru. Zlustrował ją szybkim spojrzeniem i pozwolił sobie na drgnięcie jednego kącika ust ku górze. - To zależy, co jeszcze byśmy robili przez ten tydzień - odparł spokojnie, z zawadiackim błyskiem w oku. - Mefistofeles. Mów mi Mefisto. - Chciał jeszcze coś dodać, zapewne sarkastycznego albo nawet zabawnego... Profesor w tym czasie niestety dał im zadanie do wykonania, a Ślizgonowi jednak trochę na zielarstwie zależało. Zajął się swoją roślinką korzystając z metod mugolskich - zupełnie nie rozumiał tych, którzy chcieli ryzykować z tnącym zaklęciem podczas tych wszystkich magicznych zakłóceń. Nie miał najmniejszego problemu z wykonaniem polecenia Corbijna. - To się nazywa mieć rękę do roślin... - Skomentował, zerkając na porozrzucane listki wokół @Maevis Harper.
Wkrótce grupka obecnych jeszcze trochę się powiększyła, dzięki spóźnialskim. Evie doskonale ich rozumiała - sama niejednokrotnie przebiegała dosłownie na ostatnią chwilę, pomimo że wskazówki jej zegarka i tak ustawione były na pięciominutowe wyprzedzenie. Chyba tylko dzięki temu udawało jej się ostatnio pojawiać na lekcjach całkiem punktualnie i nie robić niepotrzebnego zamieszania. Trzeba jednak było przyznać, ze medal w tej dziedzinie niewątpliwie należał się temu biednemu krukonowi, który zaklęciem rozszarpał swoją torbę na kawałki. Lynn skrzywiła się lekko, zastanawiając się, czy powinna pomóc, ale chłopak z twarzą całkowicie objętą czerwienią znajdował się na tyle daleko od niej, że uznała, że ostatecznie pomoże mu ktoś z bliższej okolicy. Co się będzie niepotrzebnie wciskać? Evie zajęła się zatem słuchaniem profesora, czując się odrobinę zawstydzona, gdy mężczyzna wyraźnie zaakcentował spojrzeniem, iż wie, że Puchonka należy do tej grupki leserów, którzy wymigali się od dostarczenia mu zadania domowego. Teraz zatem robiła szczegółowe notatki, chcąc zrehabilitować się w jego oczach. W ogóle najlepiej by było, gdyby wykazała się na praktyce, ale znając swoje możliwości, starała się nie robić sobie nadziei, nawet jeśli zadaniem było zwykłe podcinanie listków. Evie stwierdziła, że po popisie Tony'ego lepiej zaklęć nie używać i dlatego sięgnęła po nożyk położony przy przeznaczonym jej Blekocie. Początkowo wydawało jej się, że idzie jej przyzwoicie, ale była to zgubna pewność siebie. Wystarczyła chwila rozproszenia, by jej nożyk na wylot przeciął łodyżkę roślinki. Odchrząknęła, nie bardzo wiedząc co zrobić z Blekotem, a ostatecznie stwierdzając, że może w takim razie warto ewakuować się ze stanowiska. Większość uczniów była zajęta swoimi roślinkami, więc Puchonka zawędrowała do krukona, któremu też nie szło najlepiej (@Tony Stark) - Potrzebujesz pomocy? Nie mam na myśli roślinki, bo właśnie swoją uśmierciłam, ale ta twoja torba i w ogóle... A ja jeszcze trochę wolnego miejsca w swojej mam - zagadnęła przyjacielsko, trochę nieskładnie formułując zdanie, ale najważniejsza w końcu była intencja, a ją Puchonka miała jak najlepszą.
Kostka: 2 /Tony, jak ktoś cię już zaczepił, a ja po prostu jestem ślepa, to zignoruj xD/
Towarzystwo na dzisiejszą lekcję udało jej się znaleźć idealne. Sapphire, jak i Krukon, którego imienia nadal nie poznała, wydawali się nie być źli za to, że postanowiła do nich dołączyć. A naprawdę wolała ich w miarę ciche towarzystwo, od plotkującej na niezbyt dla niej przyjemne tematy grupki. Oczywiście mogła równie dobrze usiąść gdzieś w kącie i w ogóle odciąć się od reszty uczniów, ale jakoś coś jej nie pozwoliło. Nie zdziwiłaby się, gdyby po prostu szukała towarzystwa, przy którym mogłaby odetchnąć. Bo ostatnimi czasy przy jej przyjaciołach było to trochę trudne. Do cieplarni wszedł nauczyciel. Już dawno oddała swoją pracę domową, więc nie miała żadnych obaw, że może sobie dziś za to nagrabić. Zdziwiła się, słysząc ton jego głosu. Naprawdę, wydawał mówić do nich jak do co najmniej kolegów z roku, a nie do swoich uczniów. Było to naprawdę inne i dziwne, jednak nie mogła zaprzeczyć, że przez to lekcja zapowiadała się całkiem miło. Krótko powtórzyli to, co miała zawierać ich praca domowa i przeszli do praktycznej części zajęć. Spojrzała na roślinkę, która stała przed nią. Mieli tylko przyciąć liście? Rzuciła porozumiewawcze spojrzenie stojącym obok niej dziewczynie i chłopakowi, po czym wzięła do rąk nożyczki i zabrała się za przycinanie roślinki. Ostatnio wolała robić te rzeczy, które tylko mogła za pomocą mugolskich metod. Przez te wszystkie zakłócenia, przestała ufać swojej rożce, mimomimo że wcześniej polegała na niej częściej, niż to było potrzebne. Uwinęła się ze swoją robotą całkiem zręcznie, a roślinka naprawdę dobrze się prezentowała. Widocznie miała jakieś tam umiejętności w tej dziedzinie. - Skończone - szepnęła z uśmiechem i odłożyła nożyczki na bok, czekając na dalsze instrukcje nauczyciela.
Kostka 5
Ostatnio zmieniony przez Alice Wildfire dnia Pon 23 Paź 2017 - 15:21, w całości zmieniany 1 raz
Wierzył w swoich uczniów i mówiąc szczerze to miał nadzieję, że skończą bez pociętych palców. Jednak po krótkim pokazie jednego z Krukonów, chyba nieco zwątpił w ich możliwości. Nie miał zamiaru nikogo krytykować. W końcu każdemu mogło się zdarzyć rozwalić torbę. Szczególnie teraz, kiedy magia strasznie szalała. Szybko się okazało, że nie tylko z magią mają problemy. Błędnie założył, że każdy z dzieciaków potrafi posługiwać się nożykiem, przez co musiał zając się aż trójką uczniów. Nie chciał używać magii, by przypadkiem czegoś nie pogorszyć, więc zwyczajnie odkaził ich rany i zabandażował. Uważnie starał się obserwować swoich uczniów, spacerując pomiędzy nimi. Nie umknęło mu dosyć czułe przywitanie dwójki Gryfonów. Na ich szczęście, potrafił przymrużyć oko na takie wybryki dopóki nie pchali sobie języków do ust. Bawiły go te wszystkie próby sklejenia bądź ukrycia zniszczonych łodyg. Zdawał sobie sprawę, że przecież się uczyli i każdemu mogło się zdarzyć. Nie czuł potrzeby karania ich, co najwyżej mógł się przyczepić za ich brak szczerości. Z drugiej strony mogli jeszcze być nieświadomi, że Thijs łatwo wybacza błędy. Może poprzednia nauczycielka strasznie krzyczała – nie wiedział, bo nie miał okazji jej poznać. Mniej więcej, gdyby wszyscy kończyli, poszedł na moment na tyły szklarni, by przyprowadzić kilka małych kociołków pełnych czystej wody i średniej wielkości worek z ziołami. Rozstawił je tak, by każdy mógł dostać jeden i odebrał wcześniej zebrane liście. -Następnym razem, gdy coś wam nie wyjdzie po prostu to powiedzcie, a nie uciekacie od martwej rośliny – powiedział chyba z delikatnym uśmiechem na twarz i raz jeszcze przeszedł pomiędzy uczniami, zabierając poprzecinane łodygi, które na kolejnej lekcji będą już bezużyteczne. -Wracając do Blekotu. Można z niego zrobić bardzo prosty wywar, który możecie kojarzyć z niektórych alkoholi. Zrobimy sobie coś podobnego i zobaczymy co z tego wyjdzie. Niestety muszę was zawieść, ale w naszym nie będzie żadnych procentów – delikatnie skrzywił się na moment. W takiej postaci zadanie przypadłoby uczniom zdecydowanie bardziej do gustu. Nie mógł jednak im na to pozwolić, więc musieli się zadowolić tym co mieli. -Zagotujcie wodę w kociołkach za pomocą zaklęcia, a później po prostu dodajcie zioła. Brzmi dosyć prosto. Gdyby różdżka odmówiła wam posłuszeństwa po prostu przyłączcie się do kolegi albo koleżanki obok. Jak się zaparzy przybierze lekko zielonkawy kolor. Nie smakuje za dobrze, ale za to działa szybko. Dowiecie się co dostajecie do drinków tylko w nieco bardziej profesjonalnej formie. Chyba, że już wiecie to nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem. Pogadamy jak skończycie – uśmiechnął się delikatnie i prostym gestem dal wam znać, że do roboty
Zasady:
Bum, nie ma kostek! Uznałem, że nie da się tego zwalić, a waszym jedynym utrudnieniem są kostki na zaklęcia. Myślę, że to uczciwy układ.
Jeśli bardzo chcecie (nieobowiązkowo) to możecie rzucić coś takiego: Parzysta – pijesz wywar Nieparzysta – nie pijesz, powód możecie sobie sami ustalić. Bo znacie działanie, albo się boicie whatever.
Miłego niekontrolowanego słowotoku.
Co do zacięcia się różdżki, dam wam tutaj wolną rękę. -Możecie napisać do kogo się przyłączacie, -Napisać że dołączacie do osoby, która napisze poniżej by to uwzględniła, -Dołączyć do osoby wcześniej, -Czy cokolwiek innego. Wierzę, że dacie sobie radę i zrobicie tak by było najlepiej. Wiecie, jak osobie do której się dołączyliście się nie uda to idziecie do trzeciej, a może ktoś w końcu zrobi.
Powiedzmy sobie szczerze – chłopakowi niezbyt dobrze szło na zielarstwie. Najpierw torba, a teraz roślinka. Przez chwilę przyglądał się swojemu paluchowi, patrząc, jak sączy się z niego krew. Dobrze, że zaczepiła go @Sapphire O.U. Lightingale, bo wciąż patrzyłby na swojego palca i nie wiedziałby, co z nim zrobić. - Dzięki. – Uśmiechnął się do Ślizonki. Był nieco zmieszony. Nie bardzo wiedział, skąd ma wytrzasnąć kawałek czystej tkaniny, ale wetknął palca w krawędź koszulki. Następnie wpatrywał się w roślinkę z nieukrywaną już nienawiścią. Czy naprawdę w przeciągu dwóch lat zdążył już tyle zapomnieć, że nawet problemy z magią akurat „zaszczyciły” jego? Gdy nauczyciel zaczął przechadzać się po cieplarni, schował dumę w kieszeń i poprosił o pomoc, by opatrzył mu profesjonalnie zraniony palec. Zawsze to lepiej, prawda? Nie mógł stać przez całą lekcję z palcem schowanym w koszulce. To byłoby bez sensu. Powrócił na swoje miejsce, chociaż jego morale były już tak niskie, że nie miał ochoty tutaj przebywać. Zastanawiał się poważnie, czy znów spróbować podciąć roślinkę, ale po jego zabawach z nożykiem, może wcale nie byłoby to aż takie bezpiecznie dla niego. Od tych wszystkich czarnych myśli odgoniła go przyjazna Puchonka @Evangeline V. I. Lynn. Spojrzał na dziewczynę, a potem na swoje książki. - Ja urżnąłem sobie palca. – Wskazał na profesjonalny plasterek (ciekawe czy był z jakąś ciuchcią albo kolorowym bohaterem jakieś magicznej książki?). – Także to chyba również nie jest mój najlepszy dzień. – Przecież nie usiądzie i się nie rozpłacze, prawda? Zresztą… Ten wybuch torby był całkiem zabawny. Szkoda tylko, że miała dla niego wymiar sentymentalny, bo używał ją nieprzerwanie od pierwszej klasy. - Na Merlina, naprawdę? – Dobra, wiedział, że Puchoni są bardzo przyjaźni i pomocni, ale myślał, że to już dawno jest przereklamowane i nikt z Hufflepuffu już nie oferował tak bezinteresownej pomocy. – Spadasz mi z nieba, ale… Uwieś ją na mnie, nie będziesz nosić moich ciężarów na ramieniu. Oddam Ci swoją różdżkę na wszelki wypadek, gdybym znów miał coś podpalić albo zniszczyć. – To właściwie był dobry plan. Kiedyś nie wyobrażał sobie życia bez swojej różdżki, ale teraz? Teraz była ona całkowicie bezużyteczna. Gdy nadeszła kolejna część lekcji, Stark zamrugał parę razy oczami. Spojrzał na Puchonkę. - Czy on mówi poważnie? Za pomocą zaklęcia? Przecież wiadomo, że zamiast ognia, wyczaruję wodę. – Przysunął w ich stronę kociołek. Stuknął w niego różdżką, wypowiadając zaklęcie. Kiedy zaczęła z niej lecieć woda, spojrzał na dziewczynę z miną a nie mówiłem?. Przynajmniej podlał roślinki, bo tak uniósł różdżkę, by co nieco na nie poleciało, a nie leciało na ławkę albo podłogę. Wreszcie różdżka się uspokoiła. - Nawet nie próbuję trzeci raz. Mam dość zaklęć. Tak w ogóle jestem Tony. – Właśnie, nie przedstawił się, a powinien zrobić to już bardzo dawno.
Kostka: 1, 1 (przerzut) Punkty w kuferku: • z zaklęć - 15 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget była naprawdę przybita, że akurat ją musiał spotkać tak okrutny los. Przecięty palec piekł i uniemożliwiał jej dalszą pracę - o ile mogła zacisnąć zęby, bardzo nie chciała się zmuszać, bowiem miała bardzo niski próg bólu i nawet mimo bandażu doskonale czuła bolącą ranę. Stała taka biedna i przybita, przyglądając się swojemu prawie nieruszonemu blekotowi. Jej smutek jednak nie trwał długo - z odsieczą przybył Riley Fairwyn! Chłopak był na tyle uprzejmy, że oddał jej swój obrobiony blekot, a chęć podobnej pomocy wykazał również Caspar, co do reszty wzruszyło Bridget. Z iskierkami radości w oczach spojrzała na każdego z osobna i obojgu szczerze z całego serca podziękowała za ten gest. Od razu zrobiło jej się lepiej, że mimo wszystko miała w grupie ludzi, na których można było polegać. Ciekawa sprawa - wszyscy byli z Ravenclawu... Gdzie Ci pomocni Puchoni? Ostatecznie Bridget skończyła z blekotem przed sobą i z nową porcją energii. Zadanie, które dostali następnie było chyba jeszcze prostsze niż poprzednie, ale może to i dobrze? Okazało się, że Bridget nie była jedyną poszkodowaną i więcej palców ucierpiało podczas tej lekcji. Profesor chyba dobrze robił nie stawiając przed nimi dużych wyzwań. Bridget bez problemu wznieciła ogień pod kociołkiem, by zagotować wodę do zaparzenia wywaru z blekota. - Będziecie to pić? - zapytała @Ulla Tiverton oraz @Caspar Whitley. Sama nie była jeszcze przekonana, bo doskonale wiedziała, że blekot dodawany do drinków powoduje nadmierny słowotok, a ona sama z siebie potrafiła paplać prawdziwe głupoty bez opamiętania. Jeśli jednak Krukoni będą chcieli spróbować i się pośmiać, to ona też wypije.
Kostka: 1 -> 4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 18 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Profesor był wprawdzie bardzo miły, ale wydawał się strasznie nierozgarnięty i jeśli mam być szczera to odrobinę mnie to irytowało. Wysłuchałam kolejnych instrukcji nauczyciela, po czym zabrałam się za kolejne zadanie. Bardzo cieszyłam się, że tym razem nikt nie wpadł na pomysł, żeby się do mnie dosiadać i mi przeszkadzać - tego typu praca wymagała ode mnie jednak dość dużo skupienia. Wodę udało mi się podgrzać już za drugim razem z czego byłam bardzo, ale to bardzo zadowolona - w ostatnim czasie zaburzenia magii szczególnie mnie dręczyły i miałam problem nawet z bardzo prostymi formułami zaklęć. W kilka minut udało mi się przyrządzić całkiem niezły wywar, jednakże nie zamierzałam go pić - dobrze znałam właściwości blekotu i nieszczególnie miałam ochotę robić z siebie idiotkę przed resztą klasy - byłam pewna, że tak czy siak parę osób wyjdzie na debili.
Kostka: 1-> 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 17 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1[/quote]
- Książę, bez takich, proszę, to jakieś oszczerstwa, przecież wiadomo, że jesteś moim bohaterem, nie wiem, jak bym sobie bez ciebie poradziła, nie przetrwałabym ani jednego dnia - ja? Zarzucająca mu egoizm? Co najwyżej w myślach! - Żadna dziewczyna w tym zamku nie dałaby sobie bez ciebie rady - egzaltowanych kłamstw ciąg dalszy. Dopiero teraz śmiertelna powaga na mojej twarzy ustąpiła miejsca rozbawieniu, a ja - w przypływie matczynej czułości - szturchnęłam go łokciem w bok. - No nie wiem, czy pogadamy - rzuciłam cicho w odpowiedzi na słowa nauczyciela, bo chyba wszyscy doskonale wiedzieli, jak szybko poprawnie uwarzony wywar z blekotu rozwiązuje - chociaż może powinnam napisać zaplątuje? - język. W każdym razie pochyliłam się nad kociołkiem i rzuciłam zaklęcie, by podgrzać wodę, obyło się bez apokaliptycznych doznań - różdżka wyjątkowo się mnie posłuchała; zgarnęłam dłonią odpowiednią ilość ziół, po czym wrzuciłam wszystko do środka, pochylając się nad zawartością naczynia tak bardzo, że zielne owiewy opatuliły mnie całą - czekałam na odpowiedni moment, aż woń stanie się charakterystycznie intensywna, a ciecz zabarwi się odpowiednim pigmentem zieleni. Dopiero wtedy uznałam, że wywar jest gotowy i odstawiłam kociołek - gdyby komuś nie wyszło zaklęcie, bierzcie i pijcie z tego wszyscy można się śmiało częstować. Zerknęłam w stronę dzieła Bri, a na jej słowa - po chwili wahania - jedynie przytaknęłam głową. - Wypijmy, ale może zróbmy to razem, w tym samym momencie - jak już robić z siebie idiotkę, to przynajmniej w ich towarzystwie. Zajęłam się nalewaniem solidnej porcji dla naszej trójki, po czym podniosłam swój kubek i uroczyście dodałam - wasze zdrowie - niekoniecznie psychiczne, bo po takiej dawce blekotu o to trudno; liczyłam na to, że się zsynchronizujemy, nie uśmiechało mi się zostać jedyną osobą, która gada od rzeczy.
Miałam nadzieję, że mimo niechęci Mefisto do wszystkich wokół, znajdzie trochę uprzejmości dla mnie. W gruncie rzeczy jechaliśmy na tym samym wózku. Mi znajomi Leo bardzo często wywijali prześmieszne numery, a ilości wrogich spojrzeń, jakie dostałam od Fire nie zliczę. Na szczęście jak się okazało, Ślizgon tylko wrogo wyglądał, a w gruncie rzeczy był całkiem przyjemny. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie po pierwszej wymianie zdań. - Na pewno miałabym parę pomysłów - uśmiechnęłam się do nowo poznanego chłopaka - Masz równie rzadkie imię co ja - powiedziałam, jakby to było coś niezwykle istotnego - Chyba się dogadamy - zaśmiałam się i przeszłam do wykonywania zadania, co w zasadzie poszło mi nie tak źle, ale Mefistofelesowi udało się wykonać je znacznie lepiej. Nie omieszkał mi przy tym dogryźć, co skwitowałam pokazaniem mu języka, udając urażoną. Oczywiście był to tylko głupi żart. Profesor przeszedł do dalszej części lekcji. Tym razem mieliśmy przyrządzić wywar z liści, które przed chwilą zebraliśmy. Zadanie brzmiało znacznie przyjaźniej, bo eliksiry były akurat moim konikiem. Nie miałam najmniejszego problemu z podgrzaniem kotła, więc wywar z Blekotu wyszedł mi bezbłędnie. Nie wiedziałam jednak, czy wypicie go byłoby dobrym pomysłem. Spojrzałam na Mefisto pytająco. - Próbujemy? - spytałam, zostawiając mu tę decyzję.
Kostka: 4 Przerzuty: nieważne
kostka na picie: niby 3, ale niech Mefisto zdecyduje
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Przyjąłem wdzięczne spojrzenie Bridget z lekkim zawstydzeniem. Nie było moim celem zwracanie na siebie większej uwagi niż zazwyczaj, więc dość szybko odwróciłem spojrzenie i nie przeszkadzałem jej już aż do końca zajęć. Chyba sam nie byłem pewien, dlaczego kobieca wdzięczność aż tak mnie zawstydzała… przecież to tylko blekot. Starałem skupić się na słowach profesora, a potem i także na wykonaniu jego zadania, ale okazało się dla mnie zbyt trudne. Dwukrotna próba zagotowania wody doprowadziła tylko do dwóch rzeczy. Najpierw moja różdżka się zacięła i przez kilka minut walczyłem z tym, aby zmusić ją do współpracy. Kiedy wreszcie udało mi się ponownie coś uczynić to zamiast wodę zagotować, zamieniłem ją w lód. Westchnąłem z rezygnacją, odkładając magiczny badyl do kieszeni, tam gdzie powinien pozostać przez cała lekcję. Nawet nie rozglądałem się za pomocą. Ludzie pozbijali się w tak szczelne grupki, że przeszkadzanie im wydawało mi się tylko nieuprzejme. Wyszedłem z założenia, że Thijs zagotuje moją wodę w razie, gdyby nadmiar eliksiru był nam potrzebny.
Kostka: 5->6 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 14 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dobrze było dostrzec u kogoś taką zmianę. Fire chętnie ukrywała emocje, a Leo czasami męczyło doszukiwanie się ich - teraz odpuściła, pozwoliła mu się zbliżyć, choćby minimalnie. Nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, a kiedy szepnęła do niego tak uroczo, jedynie go poszerzył. Blaithin mogła wiele mówić, ale koniec końców była kochaną osobą. Nie potrafiła pokazać każdej swojej emocji i większość lubiła dusić, jednak nie miała takich mocy, aby się ich w pełni pozbyć. Wiedział, że jej na nim zależało. Rozglądał się właśnie po cieplarni, kiedy Gryfonka zaczęła kontynuować rozmowę. W pierwszej chwili nawet nie zrozumiał, o czym do niego mówi. Obserwował poczynania pozostałych uczestników lekcji i z niejaką ulgą zauważył, że przynajmniej na zielarstwie nie szło mu jakoś tragicznie. Nie wychylił się w żadną stronę i po prostu wykonał zadanie. Zgiął się nieco bardziej, tym samym nachylając do przyjaciółki. Uśmiech zamarł mu na ustach, kiedy wspomniała o Ezrze - w jednej chwili zupełnie stracił grunt pod nogami i doskonale wiedział, jak bardzo było to po nim widać. Drgnął niespokojnie, pozwalając aby jego klatka piersiowa uniosła się kilka razy trochę szybciej, zanim po prostu zacisnął szczękę i wbił na krótką chwilę spojrzenie w swojego chłopaka. Był tam, całkiem blisko, w jednym kawałku. - To nie tak, że powinnaś coś zrobić. Nie miałaś co zrobić. Nawet sobie nie wyobrażam... - przerwał, mając wrażenie, że w cieplarni zrobiło się przeraźliwie gorąco. Sama wizja ataku wilkołaka tak go wybijała z rytmu? Ruszała go bardzo świadomość, że coś poważniejszego mogło stać się Ezrze, ale troszczył się też niesamowicie o samą Fire i innych znajomych. - Nie roztrząsaj tak tego. Ja się po prostu cieszę, że nic wam nie jest. - Dla niego taki gest jak złapanie za rękę był czymś niesamowitym - wiedział, jak rzadko Blaithin pozwala na coś takiego. Pogładził leciutko wierzch jej dłoni opuszkiem swojego kciuka, a kiedy rzuciła tą rozbrajającą prośbą, przyciągnął jej rękę do swoich ust i złożył na niej malutki pocałunek. - Jestem i będę, Płomyku - zapewnił ją, dopiero teraz znowu mogąc się uśmiechnąć. Nie mieli więcej możliwości co do rozmowy, ponieważ profesor Corbijn zabrał głos i zorganizował im małą zabawę, jaką miało być upichcenie łatwego wywaru. Ponure tematy zostały oficjalnie zakończone - w cieplarni za dużo się działo, żeby dalej dyskutować. Sprawa została wyjaśniona, prawda? Leo bez zastanowienia zabrał się za robotę, ale oczywiście nie przemyślał tego, że jego różdżka zacznie wydziwiać i po prostu odmówi współpracy. Vin-Eurico sprawdził najpierw jak radzi sobie jego partnerka, a potem obejrzał się na @Ezra T. Clarke, który przecież słynął ze swojego niebywałego szczęścia. - Cóż, ja tym patyczkiem wiele nie zrobię. Idę błagać o przygarnięcie - mrugnął do przyjaciółki i gestem zachęcił ją, żeby w razie czego do niego dołączyła. Sam przysunął się mało dyskretnie do Krukona, siadając sobie obok i opierając brodę o jego ramię. - Heeeej. Info z pierwszej ręki - wciąż nie umiem czarować.
5
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie nazwałby samego siebie przyjemnym, ale na szczęście Maevis przemyśleń nie wypuściła poza obszar własnej głowy. Mefisto w tym samym czasie zastanawiał się, czemu taka Gryfonka postanowiła się z nim trochę poużerać - wyglądała niesamowicie niewinnie, ale chyba jednak ślepa nie była, nie? Jej uwaga o tatuażach bardzo przypadła mu do gustu i była to pierwsza oznaka, że może uda im się przeżyć te zajęcia. - Możemy kiedyś coś przetestować - zasugerował luźno, przeciągając się leniwie. Niezbyt wiedział, o czym tak naprawdę rozmawiają. Może rzucali podtekstami, a może po prostu prowadzili niewiele znaczącą konwersację? To i to całkiem mu pasowało, tak więc nie dopytywał i jedynie skinął niedbale głową na wspomnienie o jego nietypowym imieniu. Zajął się swoim zadaniem, ale dziecinne zachowanie dziewczyny trochę go rozbawiło i rozproszyło. Pewnie to dlatego zamiast podgrzania, to tylko zmroził swój wywar z blekotu! Zacmokał z dezaprobatą nad własnymi umiejętnościami, po czym schował różdżkę i zatarł dłonie, pochylając się nad kociołkiem Maevis. - No, teraz ty się popisujesz! I to rozumiem. - Sięgnął po chochlę i nalał nią odrobinę eliksiru do dwóch niewielkich czarek, a następnie jedną z nich podsunął swojej towarzyszce. Nie miał co się łudzić, że odratuje swój wywar - mógł za to trochę się pobawić i przetestować dzieło panny Harper. Skinął głową i wychylił czarkę, pozwalając aby nieszczególnie przyjemny smak rozlał się po jego podniebieniu. Przełknął ślinę kilka razy i spojrzał na Gryfonkę, szukając u niej jakiejś zmiany. Rozchylił wargi, aby zadać proste pytanie "i jak", ale zamiast tego wyrzucił z siebie cały potok słów. Płynnie przeszedł od wyrażania zainteresowania tematem lekcji do tego, że w gruncie rzeczy nigdy jakoś bardzo nie lubił mówić, a potem nawet wspomniał, że jest dobrym słuchaczem i tyle. W tym wszystkim zupełnie nie koncentrował się na tym, że Mae go słucha, czy też zajmuje się czym innym. Bełkotał sobie dalej, aż w końcu zakrył usta dłonią i zacisnął mocno szczęki, zmęczony potwornym trajkotaniem. Nikt nie musiał wiedzieć, że pod tym zapobiegawczym gestem kryje się rozbawiony uśmiech.
1
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Starał się utrzymywać pozytywny nastrój i może dlatego raczej unikał podejmowania tematu ataku wilkołaka, wiedząc że budziło to negatywne uczucia nie tylko w nim, ale i ludziach go otaczających. Ezra zwyczajnie stosował najbardziej skuteczny mechanizm obronny i wypierał całą sytuację ze swojego umysłu, a w tym był naprawdę dobry. I czuł się z tym szczęśliwy. Do tego stopnia, że jego w gruncie rzeczy dobry nastrój i jako taka forma - po prostu nawet jak go bolało, to tego nie okazywał - zaszokowały Mefisto. Jego uśmieszek z "durnego" zrobił się trochę porozumiewawczy, kiedy na moment przeniósł wzrok na Leo, po czym uniósł brew, jakby chciał powiedzieć "naprawdę o to pytasz?". Leonardo wystarczał mu pod wieloma względami. W towarzystwie dziewczyn pracowało mu się wyjątkowo dobrze. Chyba doskonale wybrali sobie grupkę, ponieważ cała trójka poradziła sobie bez żadnych problemów. Była między nimi jakaś taka przyjemnie spokojna atmosfera, że Clarke dopiero po dłuższej chwili spojrzał na Alice i zorientował się w swoim gapiostwie. - Och, a w ogóle to ja jestem Ezra. Ezra Clarke - przedstawił się jej wreszcie, śmiejąc się cicho pod nosem. Nie zauważył, kiedy nauczyciel na moment wyszedł z sali, aby przynieść narzędzia niezbędne w dalszej części zajęć. Ezra nie czuł się zbyt pewnie w ważeniu wywarów i początkowo trochę się zaniepokoił, ale na szczęście jedyną rzeczą, którą musieli zrobić, było zagotowanie wody i wrzucenie listków. Prawie jak zrobienie herbaty. Nim zdążył zabrać się za zaklęcie, ich mała grupka troszkę się powiększyła. Ezra w miarę możliwości przekręcił głowę, spoglądając na @Leonardo O. Vin-Eurico i lekko się uśmiechając. (Dyplomatycznie pominął wcześniejszą sytuację z Maevis, uznając to za jednorazową akcję.) - Gastronomiczny mistrz we własnej osobie nie potrafi podgrzać kociołka wody - skomentował, czując teraz jakąś taką presję. Byłoby przykro, gdyby świat zechciał się zemścić za te drobne przechwałki. Odchrząknął więc teatralnie, rzucając zaklęcie i... Tak, jego szczęście wciąż funkcjonowało bez zarzutu. Uśmiechnął się więc z dumą. - Jestem ciekawy, kiedy w końcu ja wyczerpię limit - Każdy miewał złe dni, ale Ezrę dotykały one do tego stopnia sporadycznie, że zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie okradał kogoś z farta. - Próbujcie, odważni Gryfoni - powiedział, choć na myśli miał nie tylko Leo i @Blaithin ''Fire'' A. Dear - zakładając że dziewczyna przydreptała za swoim przyjacielem - ale każdego, komu nie udało się wykonać zadania. On sam zdecydował się skosztować wywaru jako pierwszy - słowotok w wykonaniu oszczędnego w wypowiedziach Ezry Clarke'a? Ktoś powinien to nagrać. Pierwsze co odczuł to mało przyjemny smak osadzający się na języku - i nie omieszkał się tą informacją natychmiast podzielić, szczegółowo opisując co konkretnie mu nie pasuje i z czym ten smak się mu kojarzy. Nie przywiązując uwagi, że temat włosów @Alice Wildfire niekoniecznie wiąże się z wywarem, - po prostu przyszła mu do głowy jakaś myśl i bardzo chciał ją wyrazić - skomplementował ich kolor i ładne ułożenie. Zaraz potem mimowolną pochwałę wypowiedział też na temat dawnej rudej czupryny Fire, a żeby to zamaskować zainteresował się @Sapphire O.U. Lightingale i jej umiejętnościami medycznymi, zadając pytania odnośnie skąd taka pasja lub czy nic w tym zawodzie jej nie przeraża. Niekoniecznie jednak oczekiwał odpowiedzi. Potem za to zaczął narzekać do Leo, dlaczego chłopak mu na to pozwolił i że w sumie takie długie mówienie, mówienie i jeszcze raz mówienie jest bardzo męczące i jak Leo może na co dzień takie długie opowiadanie nie przeszkadzać? Całą swoją wypowiedź zwieńczył bezczelnym pytaniem, prowokującym Leo do wymyślenia sposobu zatrzymania słowotoku Ezry. A najbardziej skutecznym byłoby bez wątpienia nieskomplikowane zamknięcie mu ust!
Najwyraźniej oboje byli ogromnymi pechowcami, zatem to była dobra decyzja, że Evie ostatecznie odważyła się podejść do Krukona. Wedle podstawowych zagadnień matematycznych, dwa minusy dawały plusa. Pokładając wiarę w to równanie, razem powinni mieć jakieś szanse na wskoczenie na "zadowalający". - To już prawdziwe rany bojowe - zaśmiała się przyjemnie, patrząc na ten plasterek okalający palec chłopaka. Evangeline rzadko miewała zły humor, raczej okresowo przełączała się pomiędzy kolejnymi modułami - zażenowania, smutku, niepewności, jeszcze większego zażenowania - by jak bumerang po kilku chwilach powrócić do stanu pierwotnego, jakim była promienna życzliwość do każdej napotkanej osoby. - Naprawdę, naprawdę. - Bawiło ją to niedowierzanie chłopaka. Na świecie była cała masa bezinteresownych ludzi, a przynajmniej naiwnie była gotowa w to wierzyć. - W takim razie to chyba ja wychodzę na tej całej sprawie lepiej, skoro ty dodatkowo będziesz dźwigał moje - odparła, przystając na propozycję Krukona, bo przecież nie będzie się z nim kłóciła, kto powinien nosić ciężkie rzeczy. Evie nie miała tak rozbudowanego przywiązania do feminizmu i nie odbierała tego jako jakiejś ujmy dla jej płci. - Dasz mi swoją różdżkę w zastaw, a ja przez gapiostwo ją zgubię albo zepsuję. Jeśli można zepsuć różdżkę, to jestem pewna, że przytrafiłoby się to właśnie mi, więc pozwól że jednak tak po ludzku ci jednak zaufam - parsknęła. Przywiązanie Krukona do jego różdżki było powalające. Evie traktowała własną niczym przedłużenie ręki i nie wyobrażała sobie nawet na moment się jej pozbyć. Nawet, jeśli bywała całkowicie bezużyteczna. Profesor zaczął przechadzać się po cieplarni i zbierać listki, które wcześniej przycinali. Kiedy zjawił się przy jej byłym już stanowisku i jeszcze skomentował ten taktyczny odwrót, na jej twarzy wykwitł dorodny rumieniec. Największą porażką na tych zajęciach okazał się brak zielarskich umiejętności Evie, ale zwykła nieporadność w podejmowaniu decyzji. Tony jako pierwszy podjął próbę zaczarowania kociołka, zresztą niezbyt udaną. Evie aż zasłoniła usta ręką, powstrzymując śmiech, kiedy jego złowróżebne przewidywania się sprawdziły. Lynn wyciągnęła więc własną różdżkę, zabawnie przepędzając chłopaka, by zrobił jej miejsce. Jej myśli kręciły się w okół silnej potrzeby popisania się. Raz w życiu no. Może tymi wewnętrznymi błaganiami skłoniła nadprzyrodzone siły do zlitowania się nad nią, bo rzeczywiście, choć na początku wyglądało na to, że różdżka się zablokuje, zaklęcie zadziałało bezbłędnie. Jeszcze tylko trzeba było wrzucić listki i voilà. Jakimś cudem mieli ten cały wywar. Ale czy działający? - Evangeline. Evie właściwie - przedstawiła mu się, bo faktycznie chyba coś im się kolejność poplątała - W takim razie... chyba za naszą znajomość, Tony. - Nawet nie zapytała go, co sądzi o próbowaniu tego ich podejrzanego dzieła - po prostu wlała sobie do ust pokaźną porcję wywaru, natychmiast tego żałując, przez mało przyjemny smak. Sok dyniowy to to nie był. - To smakuje jakbym miała w ustach skarpety mojej siostry. Nie żebym kiedyś ich próbowała, ale w ten sposób mogłabym je sobie wyobrażać. Gdybym się zastanawiała. W każdym razie, odradzam próbować. Chociaż nie, spróbuj, efekt jest odlotowy. Kompletnie nie panuję nad moim językiem - pochwaliła się zachwycona. Evangeline nigdy nie miała problemów z otwartością, teraz jednak przechodziła samą siebie. Płynnie przeszła do trajkotania na temat imprez - ten wywar powinien być obowiązkowym elementem. Wystarczyło pomyśleć jak żywiołowa byłaby rozmowa! Potem z kolei przeszła na pogodę, która niezbyt zachęcała do wyściubiania nosa z zamku (a ponadto wilgotne powietrze sprawiało że jej włosy magicznie dostawały jakiejś woli walki i odstawania w każdą stronę) i zdecydowanie zbyt wiele powiedziała o swojej największej słabości jaką było lenistwo. Tyle wypowiedzianych słów mógł przetrawić chyba tylko ktoś, kto sam znajdował się pod specjalnym wpływem roślinki.
Kostka 5 -> 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 15 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
zgadnijcie kto jest tak mądry, że po napisaniu większości usunął sobie posta? ;-;
Ostatnio zmieniony przez Evangeline V. I. Lynn dnia Pią 27 Paź 2017 - 23:12, w całości zmieniany 1 raz
Pracowało jej się naprawdę przyjemnie. Cisza, spokój, tylko ona i roślinka wymagająca pielęgnacji. Naprawdę, zajęcie było niezwykle relaksujące, a przy okazji całkiem łatwe. Przynajmniej dla niej. Reszta jej towarzystwa także całkiem dobrze poradziła sobie z zadaniem, dlatego wkrótce mogli już tylko czekać na dalszą część lekcji. Nagle dostrzegła, że towarzyszący jej Krukon na nią spogląda, by po chwili się przedstawić. Uśmiechnęła się do niego. Sam poznał jej imię tylko przez przypadek, więc stwierdziła, że nie zaszkodzi przedstawić się samej. Zawsze lepiej jakoś to wyglądało. - Miło mi. Moje imię już chyba udało ci się poznać, ale tak dla formalności. Alice Wildfire - powiedziała, przy czym też się lekko zaśmiała. Profesor Corbijn zniknął na chwilę, a gdy znów pojawił się w cieplarni, przyprowadził kociołki z wodą oraz rozdał woreczki z ziołami. Cóż, wystarczyło zaparzyć blekotową herbatkę. Nie wyglądało to na trudne, jednak przy ostatnich zakłóceniach magii, wszystko mogło się wydarzyć. Alice użyła zaklęcia do zagotowania wody, co o dziwo wyszło jej całkiem sprawnie i wrzuciła do niego parę liści rośliny. W tym czasie dołączyło do nich jeszcze parę osób, w tym dość wysoki Gryfon. Widocznie nie mieli tyle szczęścia i ich różdżki postanowiły odmówić współpracy. Jej wywar po paru chwilach był już gotowy. Wokół panowała jakaś dziwna atmosfera pogody ducha, tak dziwna przy ostatnich wydarzeniach. Już nie pamiętała, jak to jest po prostu siedzieć sobie na lekcjach i robić coś łatwego i przyjemnego. Zaczęła czuć się lekko, jej głowa przestała być tak dziwnie ciężka od tych wszystkich myśli. Ezra, jako pierwszy z nich postanowił napić się wywaru. Alice postanowiła jednak oprzeć się pokusie i nie przyłączyła się do chłopaka. Coś jej świtało w głowie, że picie blekotowej herbaty nie było najlepszym pomysłem, ale mogło jednocześnie jej się tylko wydawać. Obserwowała więc ich ochotnika, czekając na efekty działania rośliny. Już po chwili Krukon zaczął gadać od rzeczy, robiąc przerwy tylko na wzięcie oddechu. Musiała przyznać, że było to bardzo zabawne. Ezra z tematu wywaru szybka przeskoczył na inny, rozwodząc się przy tym nad jej włosami. - Dziękuję, cieszę się, że twierdzisz, że mam ładne włosy - zaśmiała się i słuchała, o czym dalej będzie paplał.
Kostka: 2 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 11 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1
Ostatnio zmieniony przez Alice Wildfire dnia Sob 28 Paź 2017 - 0:46, w całości zmieniany 2 razy
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Łatwo było powiedzieć, że czegoś nie powinno się roztrząsać. Nawet jeśli Fire wydawała się rzadko powracać myślami do przeszłości albo analizować w kółko jakieś zdarzenia, to w rzeczywistości było inaczej. Po prostu nie lubiła uświadamiać innym, że się martwi albo potrzebuje rozmowy. Przynajmniej Leo mogła zaufać i wiedziała, że tego nie zbagatelizuje. Ale może Gryfon miał rację i może czas było odetchnąć z ulgą. To, że usprawiedliwiał w jakiś sposób Fire przed nią samą, przyniosło dziewczynie nieco otuchy. Uśmiechnęła się lekko, mimowolnie pozwalając sobie na czułe spojrzenie. Rzeczywiście powinna cieszyć się, że Leo ominęła ta cała tragedia. W milczeniu skinęła głową, wierząc w słowa przyjaciela i tylko nieznacznie poddając je w myślach w... wątpliwość? Na całe szczęście mogła zająć się tym, co wprost uwielbiała. Oczywiście, gotowanie wywaru było sprawą tak banalną, że jedyne czego się obawiała to szwankowania różdżki. Chciała nawet zagrzać wodę w inny sposób, ale nie wiedziała kompletnie jak to inaczej zrobić. Kiedy użyła magii, woda pokryła się lodem, więc Fire tylko westchnęła, chowając czarny bez do rękawa szaty. - Idę też, ale z pewnością nie błagać. - zaznaczyła, podążając za Leo i ograniczając się do krótkiego skinięcia głową Ezrze. Jego wywar był całkiem dobrze przygotowany, to musiała przyznać. - Eliksiry nie są dla zabawy. - stwierdziła szorstko, nie widząc problemu w odmówieniu picia wywaru. Blekot może i nie był groźny, ale jego skutki nieco przypominały veritaserum. Mówiło się dużo i wylewnie, a nawet jeśli miały to być jakieś bzdury wzięte z kosmosu, Fire nie ryzykowała. Obserwowała tylko rozgadanych chłopaków z cieniem uśmiechu.
5
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Sro 15 Lis 2017 - 17:20, w całości zmieniany 1 raz
Mimo, że lekcja zaczęła się dość burzliwie to najwyraźniej szybko zapadł spokój... Może to obecność profesora Corbijna tak wpływała na uczniów, a może wyjątkowo nikt nie chciał już robić burd i po prostu skupić się na zajęciach? Szafirowi odpowiadał taki stan rzeczy. Chciała popracować nad swoimi umiejętnościami, a przerywania lekcji przez jakichś pajaców uważających za ciekawe rzucanie na kogoś zaklęć (znała takie przypadki!) nie lubiła. Za to w towarzystwie Ezry i Alice pracowało się naprawdę przyjemnie, a Lightingale zaczęła nawet nieco żałować, że częściej nie ma z nimi okazji posiedzieć w jednej ławce. W milczeniu słuchała instrukcji nauczyciela. Wydawało się, że są po prostu banalne, ale kiedy Sapphire spróbowała podgrzać wodę we własnym kociołku, ta zaczęła zamarzać. Ślizgonka westchnęła cicho, ale w dalszym ciągu nie mówiła nic. Po prostu mogła przysunąć się bliżej do Ezry i Alice, podobnie jak dwójka prefektów Gryffindoru. Wyjątkowo nie przeszkadzał jej drobny ścisk. Odmówiła uprzejmie picia wywaru. Nie wyobrażała sobie siebie samej plotącej takie głupoty, jak za chwilę chłopaki. Uśmiechnęła się lekko rozbawiona komplementami Clarke'a odnośnie włosów Alice (swoją drogą też uważała je za ładne!). W duchu zaskoczyły ją nieco pytania odnośnie uzdrawiania, ale spokojnie napomknęła o tym, że uważała ten rodzaj magii za najciekawszy i najmniej zbadany. Na pytanie, czy coś ją przeraża, pokręciła tylko przecząco głową, a chłopak nie dopytywał, co też przyjęła z ulgą. Dawno nie spędziła żadnej lekcji w tak... swobodny sposób.
Kostka: 6
Ostatnio zmieniony przez Sapphire O.U. Lightingale dnia Pon 20 Lis 2017 - 22:13, w całości zmieniany 1 raz
Zdecydowanie pozostawił sporo luzu uczniom na tych zajęciach. Prawda była jednak taka, że Blekot nie był rośliną wymagającą zbyt wiele opieki i mógł pozwolić młodzieży robić to na co mili ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku, Holender wciąż był w cieplarni i czuwał nad ich bezpieczeństwem, a może bezpieczeństwem roślin. Czasem strach pomyśleć, co mogłoby przyjść im do głowy Ufał im, ale nie zdziwiłby się gdyby przy zakłóceniach z magią, któreś z nich wznieciło pożar. Szczególną uwagę musiał poświęcić Puchonce, z którą zamienił kilka słów w gabinecie. Jej delikatnie skaleczenie okazało się być dużo bardziej krwawe, niż można było się tego na początku spodziewać. Dobrze, że nie straciła kawałka palca. Niestety nie chciał przypadkiem zrobić jeszcze większej krzywdy @Gemma Twisleton wiec tylko owinął jej dłoń bandażem uprzednio odkażając ranę. Młody botanik nawet pomimo tytułu nauczyciela, chyba trochę obawiał się korzystania z zaklęć. Mając chwilę i widząc jak różdżki niektórych osób odmawiając posłuszeństwa – co swoją drogą było bardzo zabawne - sam też postanowił wykonać jedną porcję wywaru. Tak na wszelki wypadek, gdyby nikomu nie wyszło. Nie zajęło mu to zbyt długo i nawet pozwolił sobie na dodanie kilku ekstra składników by nadać wszystkiemu słodki, malinowy smak. Kociołek odstawił na bok i przeszedł się miedzy uczniami, a na jego twarzy pojawił się nieco szerszy uśmiech, kiedy niektórzy tracili kontrolę nad własnym językiem. Zatrzymał się tuż obok @Riley Fairwyn i pokręcił lekko głową na boki widząc zamarzniętą wodę w kociołku. Na początku nie wiedział jak to skomentować i nie miał zamiaru obwiniać chłopaka za jego pecha. Każdemu mogło się zdarzyć, ale trzeba było szukać plusów. -Jest w tym jakiś potencjał... Nikt jeszcze chyba nie wpadł, na to by zrobić lody z Blekotem. To może być jakaś nowość jeśli chodzi o desery – uśmiechnął się do chłopaka i pokazał mu na kociołek z nieco smaczniejszą wersją wywaru jeśli miał tylko ochotę spróbować. Oczywiście nikogo nie zmuszał, w końcu nie każdy miał ochotę na bezsensowne paplanie i jak zdążył już zauważyć, kilka osób się z tym wstrzymało. Nie było ani odrobiny szans na to, że uda mu się ich przegadać, więc założył ręce na krzyż i oparł się o jedno biurko, tak by stanąć twarzą do uczniów. Gdzieś tam w tym wszystkim starał się wyłapać jakieś ciekawsze plotki, ale ostatecznie dał im kilka minut na wygadanie, a później klasnął w ręce z nadzieją, że się uspokoją. -Dobra Blekot to dosyć zabawna roślina, ale nie przesadzajcie z nim na imprezach, bo możecie wypaplać dosłownie wszystko – zaczął upewniając się, czy go słuchają.-Zapytałbym czy macie jakieś pytania, ale biorąc pod uwagę wywar, który wypiliście, mogą być one nieadekwatne do tematu dzisiejszych zajęć. W każdym razie, zapraszam z nimi po zajęciach, postaram się odpowiedzieć na wszystkie – nawet te najgłupsze… -Na następny raz przygotujcie wypracowanie na temat Tojadu i dostarczcie mi go na zajęcia albo poprzez sowę. Także to by było dzisiaj na tyle. Dziękuje i miłego dnia– uśmiechnął się i kiwnął im głowa na pożegnanie.
[z/t] - wszyscy (chyba, że ktoś coś jeszcze chce napisać, to śmiało)
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
W życiu Nae działo się na tyle dużo, że praktycznie nie znajdowała żadnej wolnej chwili. Dostała się na parę drobnych kursów związanych z pracą w rezerwatach magicznych zwierząt. U samych Fairwynów spędziła dwa tygodnie i z trudem nadrabiały zaległy materiał. Spodziewała się, że nie uda jej się nadgonić poziomu reszty klasy (ze zgrozą popatrzyła na pierwsze od roku PO z transmutacji), ale wzięła się w garść... Czas było powrócić do życia towarzyskiego, mimo że Nae czuła się, jakby już wieki z kimś nie rozmawiała. Aż tak pochłonęła ją praca i składanie co jakiś czas pytań czy jest może wolne miejsce na stażystę w Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków? Czy po prostu znowu stała się wycofaną dziewczyną, której ciężko było się do kogokolwiek odezwać? Wygładziła wyjątkowo starannie przygotowany mundurek i rozluźniła nieco niebieskoszary krawat. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie popełnia błędu. W końcu na zielarstwie bardzo często można się było nieźle wybrudzić i nawet, jeśli dla Krukonki nie stanowiło to żadnego problemu to jednak przez szwankującą magię, musiałaby znowu wszystko ręcznie czyścić. Pomyśleć, że w ciągu tych lat w Hogwarcie tak bardzo się od tej czynności odzwyczaiła... Sourwolf pospiesznie weszła do cieplarni, bo na dworze temperatura zdecydowanie spadła w ciągu ostatnich kilku dni. Zimno szczypało jasnowłosą w policzki i normalnie z łatwością zapobiegłaby temu, stosując zaklęcie ocieplające, ale wiadomo dlaczego wolała nie ryzykować. Ściągnęła puchate rękawiczki, zauważając, jak bardzo skostniały jej zmarznięte palce. - Ale zimno dzisiaj... - mruknęła, pociągając nosem i dopiero wtedy rozejrzała się po cieplarni. Uniosła delikatnie brew, zdziwiona obecnością tylko profesora. Przyszła przed czasem? - O, dzień dobry. Przynajmniej roślinom jest ciepło. - dodała, bo dziwnie byłoby jej tak po prostu urwać i zamilknąć. Naeris nie miała nawet pewności, czy profesor w ogóle ją pamięta. Nie grzeszyła dobrą frekwencją na zielarstwie, ale planowała to zmienić.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, że zdecydowałam się w ogóle pójść na tą lekcję - przecież nie lubię zielarstwa. Dodatkowo jeszcze zupełnie się na nim nie znam. Może jest we mnie jeszcze jakaś część, która bardzo chciałaby zadowolić ciotkę. Lub chociaż trochę ją zadowolić, bo jej zaimponować niełatwo. Zdobywanie wiedzy na temat roślin i ziół z pewnością nie jest czymś co robię z wielką chęcią, ale z bólem serca przypominam sobie, że tak właściwie, to jest mi całkiem przydatne. Tak samo jak eliksiry. Prędzej czy później będę musiała się z tym pogodzić. Zakładam swój znienawidzony mundurek i zaciskam mocniej krawat na szyi. Gdy wychodzę na zewnątrz, czuję na policzkach delikatne ukłucie chłodu, więc szybko kieruję się w stronę szklarni. Tam panuje o wiele przyjemniejsza temperatura - zakładam, że bardziej odpowiada roślinom, chociaż tak na dobrą sprawę to nie wiem. Niektóre z nich wolą wszakże rosną w okolicach podmokniętej chatki albo w środku mroźnej zimy, a ja nie potrafię odróżnić jednych od drugich. Nie dość, że zjawiam się na miejscu to jeszcze najwyraźniej wychodzę na niezmiernie zainteresowaną tematem, bo oprócz siebie dostrzegam jedynie profesora i jakąś jasnowłosą dziewczynę. W przeciwieństwie do niej nie rozpoczynam rozmowy, jedynie uśmiecham się delikatnie i staję w odpowiednim miejscu. Nie mam dziś humoru na rozmowy, zwłaszcza o pogodzie. Doceniam to, że ktoś zna się na tym przedmiocie, ba, że kogoś może fascynować coś takiego, ale wbrew silnej chęci zmiany nie do końca mogę się przełamać. Obrzucam pomieszczenie wzrokiem, bo wcale niezbyt często mam okazję się tu pojawić. Wygląda jak typowa szklarnia, chociaż o szklarniach pojęcie mam raczej małe - co zrobić, lekcje zielarstwa nigdy nie były moimi ulubionymi. Słyszałam, że nie trzymają tu specjalnie niebezpiecznych roślin, ale dla mnie samo pojęcie niebezpiecznej rośliny wciąż wydaje się być abstrakcyjne. Oczywiście słyszałam o nich, część może nawet widziałam, ale wiąż ma to dla mnie przedziwny wydźwięk.