Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Trening trwał w najlepsze. Przez pewien czas zdał sobie nawet sprawę, bo szczęście mu dopisuje, ponieważ przez jakiś nikt w niego nie celował, a nawet jemu udało się w kogoś trafić. Zajęcia i treningi nie szły na darmo, bo jakoś sobie radził, nie najgorzej. Przynajmniej do czasu, bo wkrótce koledzy sobie przypomnieli, że tylko raz został strzelony w tors. Westchnął. I oczywiście musiała na niego się napatoczyć Krawczyk, z którą na zajęciach miał niezłe starcie. Czy to była jego wina, że dziewczyna nie umiała odbić piłki i złamała sobie nos? Nie powinna na niego się wydzierać, a tym bardziej mieć do niego jakieś urazy. Byli dorosłymi ludźmi, więc też tak powinni się zachowywać. A kogo on sobie ubrał za cel? Nie kogo innego niż Frediego (który zresztą jako pierwszy postanowił go wcześniej zaatakować i przez niego ma kolorową plamę na torsie) oraz Hem, która nic złego mu nie zrobiła, ale zwyczajnie była pod ręką. Jaki był rezultat jego działań? Dwa razy spudłował. On to potrafi.
Mimo postrzału w udziec, który dostał, zabawa była elegancka. Dostał raz, raz uniknął i raz trafił, więc wyszedł na zero. Wojowniczej duszy może i nie miał, ale wolał wyjść choć trochę na plus i nie być ostatnim. Strzelanie spodobało mu się bardziej niż unikanie, więc postanowił poświęcić obronę (a raczej kostki) i przejść do ofensywy. Nie musiał długo czekać, żeby obrać swój pierwszy cel, był nim jeden z puchatków @Thaddeus H. Edgcumbe, a strzał jaki chciał oddać był tym najbardziej punktowanym w samą głowę. Był na jego plecach, więc może mu się uda? Wystrzelił pocisk i nie czekając, miał okazję do zemsty na przyjaciółce, która również leciała gdzieś obok. Prawie pociągnął za spust, ale skoro już jego dzisiejsza ofiara również się napatoczyła, to postanowił oszczędzić Lou i spróbować swoich sił ponownie z @Russell Alvarez. Gdy miało się dobrą passę, to czemu miałoby się z niej rezygnować?
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kolor: błękit królewski Cele:56 i 96 czyli @Loulou Moreau i @Christopher O'Connor Trafienia: B (przerzucone na J czyli brzuch) i F czyli twarz Uniki 6, 3,1 ostatnie dwie przerzucone na 5 i 6 Zyski/straty: miałam ci lunaballę z pierwszego etapu Pozostałe przerzuty: 0/5
Czemu miała wrażenie, że nagle wszyscy się na nią uwzięli i dostała zadziwiająco dużo kulek? The fuck? Czyżby ta żółta farba na grzbiecie robiła z niej naprawdę dobry cel? Kolejne kulki rozbijały się o jej ciało, zostawiając czasem po sobie i siniaki. Typowy dzień z typowym treningiem miotlarstwa. Czy można chcieć czegoś więcej? Może mniejsza ilość trafień byłaby całkiem miłym udogodnieniem, ale nie zamierzała na to narzekać. Zamiast tego skupiła się na wyłapaniu kolejnych ofiar, unosząc marker, by w nie wycelować. Pierwsza na celownik nawinęła jej się Loulou, której przydałoby się nieco niebieskich barw na szacie. Zresztą powinna się pilnować! Kolejnym celem był gajowy, który zapewne wyglądał dla niej jak idealna tarcza do ćwiczeń. Wyróżniał się nieco w całym tym tłumie uczniów i może dlatego tak łatwo było jej go namierzyć i pociągnąć za spust.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Kolor: farba turkusowa Wydarzenie: - Cele:@Christopher O'Connor, @Hemah E. L. Peril Trafienia:F i G Chris w twarz, Hem nie trafiam Uniki(link wyżej) 5, 1, 6 - przerzucam 5, ostatecznie -> 4, 1, 6 Efekty w tej turze: mogę dowolnie wybrać pierwszy cel Zyski/straty: - Pozostałe przerzuty: 0/3 (2 zwykłe, jeden darmowy)
Starała się unikać cudzych strzałów, ale nie zawsze się to udawało. Trudno! Ubranie powoli zdobiły kolejne kolorowe plamy, a skoro taki był jej los, to niech przynajmniej więcej osób ma na sobie turkusowe plamy. Latała między wszystkimi starając się nie dać zaskoczyć i strzelając do tych, którzy akurat się nawinęli. Nie zwracała uwagi na to, czy ktoś był z Gryffindoru, czy nie, czy z głównego składu drużyny, czy rezerwowy. Liczył się tylko trening i dobra zabawa. Mógł się o tym przekonać, chociażby gajowy, któremu wycelowała prosto w twarz. Czy powinna przeprosić? Nie. A przynajmniej nie w tej chwili. Może później, gdy zobaczy faktycznie obrażenia mężczyzny, ale hej, przecież wiedział, na co się pisze, prawda? Kolejnym celem miała być Hemah, ale najwyraźniej zbyt pochłonięta myślami o gajowym, Lou zwyczajnie spudłowała. Skrzywiła się z niezadowoleniem, sprawdzając stan swoich ubrań. Miała wrażenie, że znów oberwała kilka razy, ale może był to efekt placebo, skoro widziała, jak dostają inni?
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kolor: farba, róż pompejański Cele:@Ferdinand Emerson (80 - nabijam siniaka) + @Nancy A. Williams (45 - nabijam siniaka) Trafienia:G (pudło) > przerzucone na C (udo) i J (brzuch) Uniki5-1-4 Efekty w tej turze: - Zyski/straty: pluszowa lunaballa (+) Pozostałe przerzuty: 0/3
Kiedy Nancy do niego podleciała - nawet się nie spiął - znali się chyba zbyt dobrze, żeby myślał, że dziewczyna ma zamiar wymierzyć mu strzał z bliska. Wyszczerzył się do Puchonki od ucha do ucha - i puścił jej porozumiewawcze oczko. Deathmatch. Niech nie myśli, że ją też ominie tadkowa kula. Skierował się w dół, żeby wlecieć w sam krzyżowy ogień - sam już nie zauważał, czy oberwał czy nie - wokół pryskały drobinki farbek, odbijając się od obelisków, mioteł i innych uczestników. Był pewien, że skończy jak jedna wielka pisanka - najpierw jednak postanowił wystrzelać swoje ostatnie ładunki farby. Wirując na miotle w samym środku bitwy - wycelował w jednego z Gryfonów - tylko po to, żeby zaraz odnaleźć wzrokiem Williams i również w nią puścić jeden z pocisków. — Orientuj się Nan! — rzucił jeszcze, ponownie nurkując w dół, niemalże ku ziemi, by lawirować między monolitami. Większość uczestników było już tak pochłoniętych walką, że nie zauważali swoich nabitych siniaków. Thad coś czuł, że jeszcze dzisiaj dostrzeże w lustrze więcej sińców niżby się spodziewał.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Hem x6 Viola x6 Ola x4 Chris x4 Ode x3 Lou x4 Tadek x3 Russell x3 Fergie x4 Nans x3 Leo x1 Moe x1
Rozhulali się i serduszko rosło, kiedy się na to patrzyło. Sama oglądała to wszystko w biegu, starając się przy okazji unikać kul i oddając pierwszy ze swoich strzałów w Lou, która jako pierwsza pojawiła się przed nią i znalazła na linii bezpośredniego ostrzału. Nie sprawdzała, czy trafiła, chcąc jak najszybciej oddalić się z miejsca zbrodni, a samej ofierze posłała wyłącznie bezradny uśmiech. - Hej, hej. Zdrowa rywalizacja, chłopcy. - po nauczycielsku upomniała Russella i Fergiego, widząc, że najwyraźniej trochę za mocno skupiali się na sobie nawzajem. Nie miała zamiaru bardziej ingerować, dopóki nie wychodziło to poza ramy drużynowych rozgrywek. Czy mieli coś sobie do wyjaśnienia? Lepiej, żeby nie okazało się, że był między nimi jakiś konflikt, skoro mieli współpracować ku chwale Gryffindoru i ku rozpaczy rywali. Skłóceni mogliby nieszczególnie wywiązywać się ze swoich ról.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Cios w brzuch był w zasadzie początkiem tej niejakiej drogi przez mękę, którą stanowił trening. Pociski latały wkoło, ludzie celowali w kogo tylko się dało. Trzeba by było chyba mieć oczy z tyłu głowy, aby uniknąć każdego ciosu. A już szczególnie, kiedy było się bardziej zainteresowanym zbieranie fantów aniżeli grą. Poprawiła sobie lunaballę, siedzącą na honorowym miejscu na trzonku miotły. Obity brzuch trochę bolał, ale nie przejmowała się tym za mocno. Ba - zamiast strzelać do innych i walczyć o bycie najlepszym, to niemal natychmiast zwróciła uwagę na leżącą pod drzewem szmatę. Po bliższej inspekcji, szmata okazała się pluszanką. Kolejną. Zleciała zatem i zsiadła z miotły, aby otrzepać zabawkę z paprochów. Dementorek wciąż działał - podleciał i przytulił dziewczynę. Uroczy był. Nic więc dziwnego, że uśmiechnęła się, przywłaszczając sobie malucha. Do kogokolwiek należał wcześniej, to nie miało znaczenia. Teraz jest Hem. Nie przemyślała faktu, że ta ilość pluszu i miłości może odrobinę utrudniać jej grę. Pierwszy pocisk dość szybko uderzył ją w ramię, ale kolejne mniej lub bardziej mijały dziewczynę. Wygląda na to, że tylko @Christopher O'Connor miał jaja, aby trafić Gryfonkę. Może jeszcze nie wiedział. A może sądził, że status pracownika go chroni. Peril nie miała czasu wnikać, bowiem gra szła dalej, pozycje się zmieniły i nie dostała możliwości zemszczenia się. Za to wycelowała w jednego z Puchonów, zdejmując @Thaddeus H. Edgcumbe sprawnie i skutecznie. Biała farba rozlała się po ubraniu chłopaka, wyglądając zgoła dwuznacznie. Hem starała się nie śmiać, ale cóż. Ciężko było. Zakręciła na miotle i pomimo małego zwierzyńca, zdołała trafić też @Loulou Moreau - czysto już złośliwie, aby zobaczyć tę biel na dziewczynie. Trzeba przyznać, że znalezione fanty skutecznie poprawiły Gryfonce humor. Chociaż nie była najlepsza na tym treningu, reagowała jakoś wolniej oraz nie starała się zbytnio unikać, to koniec końców dobrze się bawiła. Dementorek nie pozwalał jej zacząć się stresować i przejmować.
Kolor: biały Wydarzenie: 5 > milion rzutów później > 6 Cele: Po przerzutach @Thaddeus H. Edgcumbe oraz Lou Trafienia: B i E Uniki 4, 4, 5 Efekty w tej turze: Nie unikam żadnego ataku, ale trafiam. Zyski/straty: Duet lunaballa i dementorek mocy. Strzeżcie się. Pozostałe przerzuty: 0.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Viola x6 Hem x5 po poprawkach Lou x5 Ola x4 Chris x4 Fergie x4 Tadek x4 Ode x3 Russell x3 Nans x3 Leo x2 Moe x1
Podsumowanie:
Leo - lunaballa, farba w odcieniu różu pompejańskiego i siniak na brzuchu, czerwona farba na twarzy, turkusowa farba na lewym ramieniu; ustrzeleni - Tadek, Leo (!) Chris - różowa farba na twarzy, purpurowa farba na lewym ramieniu, ustrzeleni - 2x Tadek, 2x Ola, Hem Ola - 2x farba w odcieniu feldgrau i 1 siniak na klatce, ustrzeleni - Violka, Russell Lou - biała farba na torsie, ustrzeleni - Fergie, Leo Viola - lunaballa, 2x żółta farba i 1 siniak na plecach, żółta farba na torsie, brzoskwiniowa farba i siniak na lewym ramieniu, ustrzelona - Nans Rusty - farba w morskim odcieniu na klacie, purpurowa farba na twarzy, ustrzeleni - Moe, Ode, Chris Ode - biała farba na plecach, różowa farba na torsie ustrzeleni - Hem, Chris Nans - lunaballa, królewski błękit na twarzy, róż pompejański i siniak na brzuchu, ustrzeleni - 3x Viola (!) Tadek - lunaballa, czerwona farba i siniak na plecach, farba w odcieniu feldgrau na prawej łydce i torsie + siniak (tors), biała farba na lewym udzie; ustrzeleni - Leo, Fergie, Nans Hem - lunaballa, dementor, purpurowa farba i siniak na brzuchu, farba w odcieniu feldgrau i siniak na prawym ramieniu; ustrzeleni - Ode, Lou, Tadek Fergie - turkusowa farba na lewym udzie, złota farba na torsie i prawej łydce + siniak (łydka), róż pompejański i siniak na udzie, ustrzelony - Rusty Morgan - różowa farba na lewym ramieniu, ustrzeleni - 2x Fergie
Ostatecznie nie obyło się bez kilku siniaków, jednak wszyscy przetrwali do końca. Nikogo finalnie nie ominął ostrzał, choć pudeł i uników zaliczyli tyle, że ewentualna osoba 'chętna' na odrabianie tutaj szlabanu zdecydowanie miałaby co robić. - Koniec strzelania! - nie ma takiego bicia, zresztą nikt już nie powinien mieć kul, albo i tak o strzelaniu jakoś nieszczególnie myślał mając dementora mocy. Trening mogła uznać za zakończony. Nikt nie oberwał w nos ze skutkiem krwotokowym, choć kilkukrotnie było blisko. - Złóżcie markery pod ten obelisk, muszę je oddać Harringtonowi. - poleciła i sama przykładnie złożyła broń w wyznaczonym przez siebie punkcie. Nie pozostało zatem nic innego, jak się pożegnać i zająć porządkami. - Ewentualne pochwały i nagrody dotrą listownie. Mam nadzieję, że trochę się wyszaleliście. Widzimy się!
[z/t dla wszystkich]
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren przeciągnął się odłożeniu pary treningowych mioteł na trawę. Nieco nabiegał się dzisiejszego poranka w poszukiwaniu odpowiednich modeli. Nie chciał przecież z nikim początkującym trenować na Nimbusach 2015 - jeden zły ruch i miotła wystrzeliłaby do przodu, co mogłoby się skończyć nieciekawie. Modele dziecięce jednak wykluczył - bez przesady. Zdecydował się więc na parę starych, bardzo starych Srebrnych Strzał, które ledwo odrywały się od ziemi i także bardzo wolno przyśpieszały, osiągając maksymalnie jakieś dwadzieścia pięć mil na godzinę. Ostatecznie więc nic specjalnego - wystarczająco jednak na trening. Shaw wyciągnął różdżkę i machnął nią kilka razy, usuwając zaklęciami transmutacyjnymi pęknięcia w lakierze i starając się odnowić wizualnie stare miotły. W końcu nikt zapewne nie chciałby latać - lub chociaż próbować - na jakimś starym kiju. Krukon zerknął w niebo, oceniając pogodę. Atmosfera była całkiem ciężka - zapewne wieczorem lub nawet w nocy z nieba runie potężna ulewa. Na razie jednak pogoda była idealna by pofruwać nieco na miotle, a potem może polecieć na niej prosto do zamku. Chłopak westchnął i rozejrzał się, przyglądając się uważnie kamiennemu kręgowi, w środku którego był umówiony z Jessicą na wpychanie ją na miotłę. - Trzy... chyba trzy - mruknął do siebie, po czym począł biegać dookoła ustawionych przez starożytnych głazów, rozpoczynając swoją rozgrzewkę, którą od czasu treningu z Silvią, wiernie kopiował od profesjonalnych graczy. W końcu na pewno znali się na rzeczy lepiej niż jakiś losowy pałkarz niebieskiego domu w Hogwarcie.
Miała wrażenie, że ten rodzaj zadania dla niej to jest jakaś zemsta związana z tym, że nie kibicowała gryfonom na meczu. No bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że dostała polecenie posprzątać po treningu?! Od razu wiadomo, komu O'Conner kibicował (w przeciwieństwie do niej). Nie zamierzała jednak skomentować swoich podejrzeń głośno tym bardziej, że był to ostatni z jej szlabanów - jego zakończenie zwiastowało wolność! Dlatego cóż, będzie musiała to jakoś przeżyć. Pojawiła się tutaj o wyznaczonej godzinie. - Dzień dobry - Rzuciła z mieszanym entuzjazmem biorąc do ręki ścierkę, wiadro i ruszając na pierwszy z kamieni. Różowa i biała farba zmywała się o dziwo całkiem nieźle, ale wszystkie ciemniejsze kolory zdawały się odbarwić kamień i bardzo mocno utrudniać jej domycie - musiała użyć dużo siły żeby wyszorować skalną powierzchnię. Duży problem też jej sprawiła kwestia ubrudzonej trawy - no bo jak ona ma wyczyścić trawę?! Na szczęście wpadła na to, że wystarczy zlać ją porządnie wodą, ale przez to musiała kilkukrotnie po nią iść. Będzie miała łydki jak modelka. W pewnym momencie przez rozproszenie potknęła się wpadając sobie na jeden z kamyczków i... przenosząc farbę z niego na siebie. Westchnęła. Dobrze, że i tym razem wzięła sobie cichy, które nadają się do wyrzucenia (No bo po co miałaby używać chłoszczyść? No po co?), bo nie byłaby sobą, gdyby jej ubrania nie miały na sobie wszystkich kolorów tęczy. Tak jak ręce... I chwile później twarz, gdy przeniosła plamy drapiąc się po policzków. To tym bardziej utrudniało sprzątanie, bo nie raz co wyczyściła, to ubrudziła ponownie. Praca była mozolna i zdawała się nie mieć końca, przez co trwała na prawdę długo. Dla rozrywki podśpiewywała sobie pod nosem po hiszpańsku, żeby czymś dodatkowo zająć swoje myśli. W końcu udało się doprowadzić to miejsce do stanu sprzed treningu. - Gotowe. Mogę iść? - Spytała z uśmiechem, a gdy profesor pozwolił, ruszyła ku bram Hogwartu by potem teleportować się jak zwykle do domu.
Właściwie to nawet egzaminami nie stresowała się tak bardzo jak tym - co miało mieć miejsce dzisiejszego poranka. Wstając rano z łóżka, przywitały ją prawdziwie ambiwalentne uczucia - skotłowane ze sobą tak bardzo, że właściwie niemożliwym było rozplątanie tego prawdziwie gordyjskiego węzła. Zwaliła więc to wszystko na uczucie zestresowania - bo były całkiem, całkiem podobne, niemal identyczne. Poza tym stres była bardzo uniwersalną emocją - również siejącą zamęt zarówno w umyśle jak i pod mostkiem. Sturlując się rano z łóżka - natrafiła na pierwszy ważny dylemat. Typowy chyba dla wszystkich nastolatek i młodych kobiet. Choć ona akurat w tym konkretnym wypadku nie powinna mieć żadnych wątpliwości - w końcu co takiego mogła ubrać na trening? Słodka Roweno, trening... Czy to słowo w ogóle mogło tyczyć się Smith? Ubrana w - chyba swój jedyny, chociaż nie da sobie ręki uciąć, że nie zawinęła go Violi - dres, z sercem na ramieniu ruszyła przez błonia na miejsce... t r e n i n g u. Miała co prawda ochotę wszystko odwołać, zwyczajnie się nie pojawić albo wymigać się owutemami - ostatecznie jednak i tak ze wszystkiego rezygnując. Darren sam jej to zaproponował, a ona się zgodziła - na jaką by wyszła, gdyby teraz się wycofała? Starszy Krukon musiał się postarać, żeby coś dla nich zorganizować. Już z daleka dostrzegła Shawa, biegającego wokół obelisków w kamiennym kręgu. Zwalczyła ochotę odwrócenia się na pięcie - kierując się w stronę chłopaka, najpierw powoli, potem przechodząc w szybki marsz - aż w końcu zrównała się z nim truchtem, robiąc te swoje długie, sarnie kroki. Jakby przy każdym kroku skakała. — Hej Darren — przywitała się ze studentem, uśmiechając się niepewnie, kiedy dołączyła ramię tuż obok jego ramienia. Nie wzięła ze sobą okularów, choć machinalnie próbowała poprawić je na nosie w nerwowym geście. — Ile kółek? — spytała tylko. Póki co wolała absolutnie nie patrzeć na leżące nieopodal miotły. Udawać, że ich nie ma.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Dwa! - powiedział, nie chcąc nakładać na Jess zbyt dużego wysiłku na start. To miała być tylko rozgrzewka - bieg nie miał na celu zastąpić całego zestawu ćwiczeń. Przed Shawem był jednak ciężki orzech do zgryzienia. Zauważył, że Jessica starała się nawet nie patrzeć na dwa stare kije leżące pośrodku kręgu. Zły znak - pomyślał, oddychając przez nos i kończąc swoje drugie kółko. Przed nim było jeszcze jedno, podczas którego mógł zastanowić się jak usadowić na miotle kogoś, kto najwidoczniej odczuwał przed tymi urządzeniami sporą dozę strachu. W końcu skończyli bieganie. Darren zaczął rozgrzewać nogi, poczynając od kostek i dążąc do góry, dając Krukonce znak, że jeśli chce - może powtarzać jego ćwiczenia. Dało mu to jeszcze dobrych kilka minut na zastanowienie się... i rozejrzenie się po okolicy. Zmarszczył brwi, wbijając wzrok w punkt położony kilka metrów dalej, na trawie, po czym rozpromienił się i potruchtał tam. Przy okazji któregoś ze skłonu zgarnął stamtąd kilka przyniesionych tu być może przez wiatr, zwierzęta albo młodszych uczniów (te dwa ostatnie zbiory miały ze sobą zaskakująco wiele wspólnego) szyszek i rozrzucił je dookoła mioteł. - Invento - mruknął Krukon wraz z machnięciem różdżką. Zmienił zebrane przedmioty w spore, puchate poduszki o błękitnej barwie, z wyhaftowanymi nań krukami i zniczami - przynajmniej mniej więcej, bo część ptaków przypominała wróble, a niektóre znicze były ciut zbyt kanciaste. - Upadki mamy z głowy - powiedział z uśmiechem, wskazując na zestaw małego strażaka ułożony na ziemi - Ale to na później - dodał, łapiąc obie miotły i podchodząc do Jessici. Wyciągnął w jej stronę jedną z nich - wybrał nawet tą wyglądającą ciut lepiej - Najpierw trzeba tu posprzątać - oznajmił, wciskając jej w dłoń trzonek, samemu podchodząc do jednego z obelisków tworzących kamienny krąg. Gwiżdżąc Super Trouper zaczął jak gdyby nigdy nic szczotkować lekko wielki kawał skały, próbując ściągnąć zeń stare pajęczyny czy suche porosty, omijając jednak te, które wyglądały jak najbardziej na "żywe".
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Przytaknęła głową na znak zgody przy zalecanych kółkach - zwyczajnie za nim podążyła, starając się nadążać. Co ostatecznie nie okazało się takie trudne - dobrze, jasne, nie latała... Jednak nie oznaczało to, że była kompletną miernotą w jakiejkolwiek aktywności fizycznej! W końcu nie było drugiej takiej osoby, która tyle razy dziennie latałaby do biblioteki i z powrotem z naręczem książek. Biceps musiała mieć naprawdę porządnie wyrobiony od dźwigania tych wszystkich wyrywających się tomów od ONMS... I choć mięśnie rozgrzały się nieco - to nie złapała nawet zadyszki, a oddech miała miarowy. Bez słowa zaczęła powtarzać po studencie dalszą rozgrzewkę - czując się tylko trochę dziwnie. Cóż, ostatecznie byli tu tylko we dwójkę, a Darren stanowił raczej przychylne jej towarzystwo. Nie obawiała się specjalnie, że zaraz ją wyśmieje. Albo, że jest to jakiś żart. Przynajmniej... nie aż tak bardzo, żeby nie zgodzić się na jego propozycję. Brew delikatnie powędrowała jej ku górze, kiedy Shaw się od niej odłączył i poszedł po... szyszki? Okej, to zaczęło się robić odrobinkę dziwne. Z pewną konsternacją obserwowała jego poczynania, coraz bardziej nabierając pewnego dystansu - i choć była pod wrażeniem (który to już raz?) łatwości z jaką Krukon posługiwał się różnymi inkantacjami, tak kiedy wcisnął jej w dłonie miotłę... — Darren — zaczęła, ujmując trzonek miotły w jedną rękę - dalej obserwując z rosnącym zdziwieniem, ale i niejakim zażenowaniem, co też jej towarzysz wyczynia. — Darren... — powtórzyła, przerywając mu wesołe gwizdy. Podeszła do niego, zachodząc mu drogę, żeby wyłapać jego brązowe tęczówki w swoje - odważnie! Nie zwracała nawet uwagi na latające wokół porosty i pajęczyny, które obsiadły jej (Violi?) dres. Usta ściągnęła w prostą, napiętą linię - którą zaraz zburzył jednak niepewny uśmiech. — To są stare Srebrne Strzały... ale służą do latania, a nie zamiatania. — Kto jak kto, ale Jess miała poszanowanie do sprzętu miotlarskiego. Nawet jeśli liczył sobie kilka dekad. Wyjęła miotłę z rąk Shawa - i bezceremonialnie rzuciła (sic) obie Strzały na trawę niedaleko nich. — Doceniam — nieśmiałość jeszcze tliła się w jej szarych oczach, kiedy z uporem maniaka zakładała rozwiane przez wiatr kosmyki włosów za ucho. Zdała sobie sprawę, że Shaw nie chciał jej spłoszyć i rzucić na głęboką wodę - starając się ją oswoić z miotłą. Nie sądziła, że będzie zmuszona kiedyś do analizy... podejścia do samej siebie. — Z-Zacznijmy od podstaw, a-ale... bez przesady. Dobrze? — Nie czekając w sumie na odpowiedź, podeszła do wcześniej rzuconych przez siebie mioteł i stanęła przy jednej, tak, żeby mieć ją po prawej - dominującej - stronie. Zawahała się - i podniosła wzrok na Darrena. — Jak to szło? Wiedziała. W końcu miała za sobą miliony podręczników od Quidditcha i miotlarstwa. Ale zwyczajnie przeciągała nieuniknione. I... jednak wolała przerobić to z Shawem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren przewrócił oczami, opierając się o miotłę. Zacmokał i pokręcił głową, mrużąc oczy i wpatrując się w Jessicę. - A jednak na czymś się nie znasz - powiedział z uśmiechem, wskazując podbródkiem stertę poduszek i zapraszając tym samym Smith by wróciła za nim w tamtym kierunku - A są to mianowicie mugolskie techniki treningowe. Ciesz się, że nie kazałem ci woskować samochodu - dodał Krukon, będąc święcie przekonany, że każdy mugol, który zapragnie zagłębiać się w starożytnych technikach wschodnich sztuk walki, na początku swej drogi jest dręczony poleceniami dokładnego umycia automobilu - Chodzi o odpowiedni chwyt, stabilny i pewny - powiedział, trzęsąc Srebrną Strzałą, która teraz zapewne nie czuła się w jego dłoni ani stabilnie, ani pewnie. Problem w tym, że ten sentyment dzieliła także prawdopodobnie Krukonka. Kiedy Jessica ustawiła się przy miotle, Darren chrząknął i umilkł na chwilę, przypominając sobie zajęcia w pierwszej klasie. Szczerze mówiąc, nie był w stanie przywołać tego, co mówił im wtedy nauczyciel miotlarstwa. Zapewne coś o pewności siebie, nie poddawaniu się i inne tego typy pierdoły, które pierwszoklasiści słyszeli od przydzielenia do domu. - "Do mnie" - powiedział łagodnym tonem, wcześniej kładąc samemu swoją miotłę obok swojej stopy. Kawałek drewna zadrżał teraz na dźwięk jego słów i bardzo powoli uniósł się do góry, jakby nie chcąc odrywać się od ziemi. Shaw zmarszczył czoło, po czym pochylił się i złapał miotłę, gdy była na wysokości jego kolana. Przyjrzał jej się, sprawdzając czy aby na pewno nie była wadliwa - wygląda jednak w porządku. A może popsuł coś podczas zewnętrznej odnowy? Westchnął i pokręcił głową, opierając się na drągu. Istniała też możliwość że miał dość mioteł przynajmniej na jakiś czas z powodu całej tej presji związanej z finałem quidditcha, ciagłymi treningami, pracą, egzaminami. Darren sam nie wiedział, czy wolałby żeby doba trwała trzydzieści godzin by móc to wszystko zmieścić, czy dziesięć - by z czegoś musieć zrezygnować. - Nie przejmuj się, jeśli się od razu nie uda - powiedział, uśmiechając się do Jess - Z miotłą jest jak z... emm... - zatrzymał się na chwilę, szukając odpowiedniego porównania - ...z... kotem? - oznajmił na wpół pytającym tonem - Tak, z kotem, czasem trzeba się wysilić żeby futrzak do ciebie podszedł - dodał, wyjątkowo dumny ze swojej przenośni, po czym zerknął na Jess i zachęcającym gestem skinął w jej kierunku.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nawet ona nie mogła powstrzymać brwi wędrujących ku górze, na wspomnienie o... — Mugolskie techniki treningowe? — parsknęła cicho - zaraz jednak zasłaniając dłonią usta, by opanować kwitnący na nich uśmiech. Maskujące mimikę odruchy były u niej naturalne - choć w tym wypadku występowały ze znacznym opóźnieniem. — Naoglądałeś się 'Karate Kid', że uważasz zamiatanie sportową miotłą za element treningu? Zaraz zorientowała się, że mogła zabrzmieć opryskliwie - nawet pomimo wyraźnie rozbawionego tonu. Schowała się nieco we własne ramiona, przygryzając nerwowo wnętrze policzka i posyłając Darrenowi przepraszające spojrzenie. — Wybacz, rozumiem zamysł tylko... Śmiesznie to zabrzmiało. Sama jestem z mugolskiej rodziny i nigdy takich sposobów nie stosowaliśmy. Zazwyczaj nie wspominała o swoim pochodzeniu - nie będąc z niego specjalnie... dumna. Choć trzeba było przyznać, że wyniosła z domu coś więcej niż nabytą nieśmiałość i kompleks niższości - przede wszystkim znajomość licznych języków i ciekawość nowego. I choć miotlarstwo i Quidditch nie były dla niej nowe pod względem teoretycznym... Tak w praktyce było to coś nowego. Emocjonującego. Ale też wzbudzającego swego rodzaju obawę. Z powagą wymalowaną na twarzy obserwowała jak Shaw przywołuje do siebie miotłę - po czym spojrzała na swoją Srebrną Strzałę, leżącą u jej stóp. Wzięła głęboki oddech - a ręka widocznie jej zadrżała, kiedy do jej myśli zakradło się wspomnienie. Dokładnie to - przez które tak bardzo stroniła od miotły. Opuściła rękę wzdłuż ciała, wznosząc szare oczy ku niebu i wzdychając ciężko - spojrzała na Darrena. — Na drugim roku spadłam z miotły na zajęciach. Od tamtej pory nawet nie miałam żadnej w rękach — Do dzisiaj - chciała jeszcze dodać, ale zamilkła, wgapiając się w miotłę, która w istocie, jeszcze w jej dłoni nie leżała. Poza zamiataniem. — Do mnie — rzuciła niepewnie - i Srebrna Strzała równie niepewnie poruszyła się na murawie. Niby kot, leniwie przewracający się na drugi bok - kiedy został zawołany przez właściciela. — Z Boo jest zdecydowanie łatwiej... — głos jej zadrżał, kiedy siliła się na żart nawiązujący do porównania Darrena. Próbowała się rozluźnić, rozciągając łopatki - ale miała wrażenie, że nawet pomimo rozgrzewki jej mięśnie nagle zdrewniały, trzeszcząc przy każdym ruchu. Zdecydowanie nie będzie za dobrą uczennicą.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren wydął policzki, przybierając minę wyrażającą więcej niż tysiąc słów - a na pewno więcej niż "skąd miałem wiedzieć że techniki treningowe podejrzane w pewnej mugolskiej produkcji, którą-na-pewno-nie-było-Karate-Kid, nie będą wystarczające do nauki posługiwania się miotłą?". - Następnym razem będziesz nakładać i ściągać płaszcz - powiedział obrażonym tonem - Na wieszak, oczywiście - sprostował prędko. Kiedy Jess wspomniała o spadaniu z miotły, Shaw pokiwał ze zrozumieniem głową. Potrafił postawić się w sytuacji osoby wychowanej w mugolskiej rodzinie, wsadzonej na nowy środek transportu i ponoszącą bolesną - zarówno fizycznie, jak i mentalnie - porażkę. Według Darrena dobrą analogią byłaby sytuacja, w której bliżej nieokreślony ktoś siada go za kierownicą autobusu, Krukon zaś - niewyszkolony w prowadzeniu tych mugolskich maszyn - zjeżdża nim z klifu prosto do morza. Wtedy też zapewne nie wsiadłby na fotel kierowcy zbyt prędko - o ile w ogóle. Świetne porównanie - pogratulował sobie w myślach Shaw, obserwując raczej niezgrabne próby podniesienia miotły do góry przez Jessicę. Chłopak chrząknął i kucnął z półtorej metra od Smith i splótł palce obu dłoni, wyglądając jak połączenie greckiego filozofa i słowiańskiego blokowego szamana wpierdolu. - Spokojnie, nic się nie dzieje - powiedział, zamykając oczy i dokonując sztuki, o której przeczytał w mądrych książkach - z pewnością zaś nie widział jej w programie śniadaniowym mugolskiej telewizji. - Wyobraź sobie, proszę, że jesteś bąkiem - zaczął powolnym tonem. Otworzył nagle szeroko oczy i z paniką spojrzał na Jessicę - Chodzi mi o taką otyłą pszczołę, nie... ekhm, wracając... - poprawił się szybko, po czym znowu zamknął powieki i wrócił do wizualizacji - ...także ten, bąkiem, tak? Bąkiem. Nie latasz jak sokół, szybko i wysoko, nie latasz też jak bocian, przez dwa miesiące z małymi przerwami, tylko jak bąk, nisko nad ziemią, całkiem powoli, dla relaksu, zupełnie nic nie musisz, słońce ogrzewa ci skrzydełka, a nawet jak spadniesz, to na poduszkę z kwiatów, a nie, na przykład, ekhm, z klifu. Darren wzdrygnął się, bo pisk jakiejś dziewczyny dochodzący znad jeziora przypomniał mu klakson Błędnego Rycerza który także był autobusem, jednak Shaw z jakiegoś powodu sądził że czerwony pojazd niewiele zrobiłby sobie z takiego mankamentu jakim byłoby wpadnięcie do wody. - Chodzi mi o to, żebyś po prostu pomyślała o czymś relaksującym czy przyjemnym - powiedział nieco bardziej rzeczowym tonem - W końcu nikt nie oczekuje od ciebie uciekania na miotle przed smokiem, tylko rekreacyjnego pofruwania nad łączką. Zero presji - dodał, po czym zrobił dłuższą pauzę. Kiedy podniósł głowę można było zauważyć w jego oku nieco zawadiacki błysk. - Poza tym, oficjalnie przedstawię cię Klaudiuszowi jeśli ci się uda - zaproponował Jess i wstał na równe nogi - No dalej, bo naprawdę zagonię cię do zamiatania kamieni - pogonił Krukonkę do kolejnej próby.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Do Kamiennego Kręgu dotarł, korzystając z uprzejmości Ajaxa. Pomimo, że nie dopisywało mu ostatnio dobre zdrowie, udało mu się, wraz z Caine podprowadzić na polanę dwa niewielkie stadka magicznych koni. Prowizorycznie wyczarowany drewniany płot z belek, przeznaczonych na zimowy opał, otaczał magiczny krąg. Konie, część koni swobodnie poruszała się wewnątrz kręgu, skupiąc trawę, inne stały przywiązane lejcami do beli. Część od razu zajęła miejsce przy korytach, pojąc się wodą. Jeden z nich, kary aeotan należał do prywatnie do profesora Shercliffe'a. Tupał gniewnie kopytami, prychając na pozostałe skrzydlate konie, choć ugłaskany marchewką zdawał się coraz mniej koncentrować na nich uwagę.
ZASADY:
Post z pierwszym etapem pojawi się 19.09. Potem nie będzie można dołączać, chyba, ze będzie mało osób – wtedy będzie to możliwe w parach.
Rozgrywka jest przewidziana na przynajmniej jeden krótki post na 24h.
Czas rozgrywki będzie zależny od waszej aktywności. Będzie się wahał od 2-7 dni.
W pierwszym poście mozecie, ale nie musicie dobrać się w drużyny, wg kodu:
Kod:
<zg>Drużyna:</zg> Aeotany/Abraksany
Pozostałych ja dopasuję do drużyn. Jeśli będą nierówne, zastrzegam sobie, że mogę niektórych z Was przerzucić.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę cieszyło ją to, że Shercliffe zwołał spotkanie koła. Była ciekawa tego, co też nauczyciel dla nich wymyślił. I miała nadzieję na to, że faktycznie czekają ich jakieś wyzwania. Już zbliżając się do kamiennego kręgu mogła zauważyć czekające tam skrzydlate konie wśród których od razu rozpoznała kilka abraksanów. Głównie ze względu na to, że to właśnie od nich wzięła się nazwa jednego z jej ulubionych zespołów rockowych. Dlatego właśnie to do nich zbliżyła się, domyślając się, że zapewne ich zadanie będzie miało coś wspólnego z tymi majestatycznymi zwierzętami. Nie chciała jednak podchodzić zbyt blisko, by ich nie spłoszyć lub sprowokować. Ostatnim czego jej brakowało było stratowanie przez pegaza. Przy okazji skinęła również głową obecnemu już na miejscu opiekunowi koła, nie bardzo mając jak inaczej się z nim przywitać.
Drużyna: Abraksany
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
W tym samym dniu zapisał się do Kółka Magicznych Wyzwań, jak również w tym samym dniu jego opiekun - Caine Shercliffe - zadecydował o spotkaniu. Zdziwił się, jak precyzyjne przeczucie miał, wszak nie mógł uznać tego za zwykły przypadek, niemniej jednak ostatecznie postanowił udać się do kamiennego kręgu, który z nieznanych przyczyn był tuż nieopodal zamku. Kroki stawiał spokojnie, będąc opanowanym. Ostatnio dużo ćwiczył - a raczej ćwiczył zaklęć czarnomagicznych, za które chętnie kadra nauczycielska wywaliłaby go ze szkoły - w związku z czym posiadał już nową różdżkę od Fairwynów. Idealnie wyprofilowaną, wydobywającą każde zaklęcie z siebie bez najmniejszego szwanku. Nadal traktował ją z należytą ostrożnością, niemniej jednak z czasem zaczął się przyzwyczajać. Na miejscu zastał na razie niewielką ilość osób. Violetta, która nadal nie mogła mówić, no i opiekun kółka, z którym przywitał się kulturalnym skinięciem głowy. Zastanawiające, jak wcześniej w ogóle nie angażował się w jakiekolwiek aktywności, a teraz zjawiał się jak najszybciej, byleby zdążyć - czas jest walutą niezwykle ważną. Można ją marnować, można nie mieć z niej żadnego użytku, niemniej jednak Faolán był w pełni nastawiony na wyciśnięcie z tego jak największych zysków, dlatego stał i czekał, przyglądając się koniom, które były podzielone w poszczególnych zagrodach. — Hej, Viol. — powiedział do niej, niemniej jednak nie oczekiwał żadnej odpowiedzi - dosłownie i w przenośni - kiedy to był świadom jej utraty strun głosowych. Jakby nie było, to on właśnie przywracał ją do porządku tuż po teleportacji, która odebrała jej mowę, a jemu - zdolność reprodukcyjną.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
To miały być jej pierwsze zajęcia koła. Miała jednak nadzieję, że nie będzie żałowała tego, że się na nim pojawiła i nauczy się czegoś przydatnego. Już i tak w ostatnim czasie udało jej się podciągnąć swoje zdolności magiczne, które nie należały do wybitnych. Teraz mogła powiedzieć, że chyba powoli wyszła z lektur podręczników zaklęć dla początkujących i powoli wchodziła na poziom średni. Oby tylko dalej tak szło. Chciała skończyć tę szkołę z naprawdę dobrymi wynikami. Przy kamiennym kręgu zjawiła się jak zwykle nieco przed czasem, aby nie spóźnić się przypadkiem na spotkanie. Na miejscu czekały już na nich dwa małe stadka skrzydlatych koni oraz nauczyciel, z którym się przywitała dosyć krótko acz kulturalnie nim w końcu zajęła miejsce po stronie Aeotanów. To właśnie te konie zdołała nieco lepiej poznać dzięki lekcjom ONMS i spotkaniom kółka miłośników przyrody. Oby tylko znaczyło to tyle, że wiedziała jak się z nimi obejść...
Drużyna: Aeotany
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kolejny poranek miał zlecieć Maxowi na treningu, gdy jednak usłyszał o spotkaniu koła, bez zastanowienia odłożył swoje plany na później. Zastanawiał się co Shercliffe dla nich dzisiaj szykuje, a widok któy zastał na polanie nie za bardzo pomógł mu rozjaśnić w głowie. Przed niewielkim gronem stało stadko skrzydlatych koni. Solberg wątpił, żeby mieli zamiar ćwiczyć na nich jakieś zaklęcia, więc doszedł do wniosku, że może będzie im dane dosiąść tych magicznych stworzeń. Przynajmniej na to po cichu liczył. Przywitał się zarówno z prowadzącym jak i pozostałymi członkami koła i ostrożnie podszedł do jednego ze zwierząt, by mu się lepiej przyjrzeć. Po ostatniej lekcji z Ajaxem, bez problemu rozpoznał, że jest to przedstawiciel rasy Aeotanów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Próbuję sobie przypomnieć czy byłem już na spotkaniu kółka prowadzonego przez opiekuna od kiedy zostałem przewodniczącym, ale mam wrażenie, że mam sprzed Luizjany mam tylko gigantyczną dziurę w głowie. Jednak skoro nic mi nie przychodziło na myśl, to znaczy, że raczej nie współpracowałem z Cainem, bo zapamiętuje bardzo rzadkie przypadki kiedy faktycznie mam styczność z nauczyciela, poza uczestnictwem zajęciach w ostatnich ławkach. Docieram na spotkanie sam, dla odmiany bez Boyda czy choćby Viki obok, chociaż rozglądam się w ich poszukiwaniu niepewnie. Witam się z profesorem oraz kiwam głową osobom z którym chcący lub niechcący łapię kontakt wzrokowy. Uznaję jednak, że ciekawszymi kompanami póki co będą magiczne konie, które łaziły sobie w swojej małej zagrodzie. Ja nie chodzę na ONMS, nie wiążąc z tym przyszłości, więc najwyraźniej nie wiem o nich tyle co reszta zgromadzonych i pilniejszych uczniów. Za to mam znacznie ciekawsze skojarzenia z nimi! - Mój ghul je uwielbia. Zobaczył kilka obrazków w książeczce, którą mu znaleźliśmy i teraz za każdym razem jak Boyd się pochyla próbuje mu wskoczyć na plecy, żeby polecieć i jęczy przy tym okropnie- oznajmiam, osobie stojącej obok czyli niechcący całkiem raczę moją opowieścią profesora @Caine Shercliffe. Pewnie jego nazwisko sprawiło, że akurat do niego przyszedłem z taką historyjką. Kiedy orientuję się komu to mówię, uśmiecham się uprzejmie, jakby moje zagadanie było specjalną zagrywką, po czym skupiam się z powrotem na Aeotanach, które wolę niż te drugie, bo jest ich trochę w Irlandii. Zagadywanie profesora, przewodniczący kółka, dziewczyna prefekt naczelna i jeszcze szukający w drużynie i teraz już w końcu w prawdziwym zespole. Jak wszystko mogło tak się diametralnie zmienić od zaledwie czerwca? Niedługo będę kablował na Boyda i przykładał się do zajęć, których nie lubię; aż czuję jak dreszcz zgrozy przebiega mi po plecach.
Drużyna: Aeotany
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Koło magicznych spotkań nie mogło jak dotąd pochwalić się wybitną aktywnością. Właściwie – choć mogła to być wina jego nieuwagi i braku czasu, nie możliwości – było to drugie spotkanie, na którym miał się pojawić, odkąd w ogóle się do niego zapisał, a i tak wydawało mu się, że nie przegapił ich zbyt wiele. Tego zdecydowanie nie zamierzał odpuścić, obiły mu się o uszy plotki o magicznym polo i choć nie miał pojęcia czy była to prawda – bardzo chciał się przekonać. Jego ojciec był wielkim fanem tej gry, choć od lat zamiast graczem, pozostawał wiernym kibicem. — Dzień dobry — odezwał się do profesora, skinął głową znajomym i zatrzymał się przy Violi, posyłając jej uśmiech. Nie było sensu się odzywać, nie mógł przecież liczyć na rozmowę. Ale może tak właśnie było lepiej?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia nigdy nie odpuszczała okazji, żeby polatać. Oczywiście nie zawsze wiązało się z trzymaniem między nogami kija od szczotki. Czasami miotłę zastępował latający koń, a quidditcha – towarzyskie spotkanie w magiczne polo. Krukonka nie za bardzo przepadała za pegazami, w gruncie rzeczy to się ich nieco bała, podobnie jak większości zwierząt, które gdyby tylko chciały, mogłyby ją jednym kopniakiem wysłać na tamten świat. Ciekawość i ekscytacja wygrały jednak tę rundę i ostatecznie dziewczyna pojawiła się przy kamiennym kręgu. Nie była pierwsza. Jak się okazało, tematyka spotkania była na tyle interesująca, że wielu uczniów postanowiło pojawić się przed czasem. Julia przywitała się z opiekunem, a mijając Violę, koleżankę ze szkolnej drużyny, przywitała się z nią ruchem głowy. Następnie minęła puchonkę, o której wiedziała tylko tyle, że jest prefektem i Felka, o którym wiedziała, że bije się jak baba (co udowodnił podczas uczty). W oddali zamigał jej również Max, zaaferowany doglądaniem jednego z aeotanów.
– Hej – przywitała się, stając obok i wbijając wzrok w zwierzę. – Wszystko gra? Czemu nie stoisz z Felkiem? Zazwyczaj jesteście nierozłączni.
Puchon i Ślizgon faktycznie byli ze sobą tak blisko, iż Krukonka była przekonana, że nawet do toalety chodzą razem, aby wzajemnie się wspierać w ciężkich bataliach z ceramiczną muszlą.
Korzystając z okazji, że dla odmiany Solberg jest właśnie sam, bez przyjaciela, bez wianuszka adoratorek, czy ich wkurwionych braci, poruszyła z nim temat, który od jakiegoś czasu chodził jej po głowie.
– Max… – zaczęła cicho, konspiracyjnie. – Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy o bludgerze w szkole? Myślałam o tym ostatnio dosyć często i wyklarowała mi się pewna myśl, a mianowicie… Klub Tłuczka, czyli swego rodzaju liga uczniowska. Mam dwa zupełnie skrajne pomysły na zorganizowanie tego, które chciałabym z kimś przegadać. Właśnie dlatego się zastanawiałam, czy nie byłbyś zainteresowany dołączeniem do tej... hmm...inicjatywy?
Gdy tylko skończyła, momentalnie musiała uspokoić oddech. Chociaż nie robili nic złego, tylko rozmawiali, to biorąc pod uwagę temat ich dyskusji, poczuła lekki przypływ adrenaliny. Bludger był w końcu grą zakazaną, a przyłapanie kogoś na okładaniu się tłuczkami, mogło mieć poważne konsekwencje, nie tylko natury zdrowotnej. Znała się jednak z Solbergiem już trochę czasu i ufała mu na tyle, żeby się z nim tym podzielić.
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Nie należała do Klubu Magicznych Wyzwań - pod żadnym względem. Nie była ani opiekunem, ani tym bardziej członkiem kółka - a mimo to nie mogła sobie odpuścić pojawienia się na spotkaniu. Z kilku powodów - pomijając ten jeden prywatny, który był wydarzenia prowodyrem; była niesamowicie ciekawa jak wygląda gra w magiczne polo; dawno nie miała do czynienia z pegazami (a zwłaszcza aeotanami, z którymi wiązał ją szczególny sentyment); i oczywiście - nie wierzyła, że nie obejdzie się bez kontuzji. A gdzie mogły być urazy - tam wiadomo, powinna znaleźć się i Whitehorn. Absolutnie niewyjątkowo - ubrana jak zwykle, w spódnicę i koszulę wykończoną koronką, podpierając się lekko swoją nieodłączną Ferulą - nieco kulawym acz zaskakująco tanecznym krokiem, zawędrowała w pobliże Kamiennego Kręgu. Już z daleka uśmiechając się promiennie. — Dzień dobry, skarby! Podekscytowani? — zagaiła na wejściu, lawirując między zebranymi uczniami, każdego z nich obdarzając cząstką swojej uwagi - głównie kontrolując, czy rzeczywiście byliby w stanie bezproblemowo dosiąść skrzydlatego konia. Nieco dłużej zawiesiła wzrok na @Violetta Strauss i @Felinus Faolán Lowell - nie tracąc jednak choćby krzty ze swojego uśmiechu. — Uważajcie na siebie, dobrze? W razie czego, będę w pogotowiu. I delikatnie, pamiętajcie, że nie będziecie latać na miotłach! Chyba nieprzypadkowo na zajęcia stawili się praktycznie sami miotlarze - z wyjątkiem jej dwóch borsuczych podopiecznych. Mało im było podniebnych wrażeń - choć obawiała się, że mogliby obchodzić się z pegazami nieco zbyt przedmiotowo. Sama wyminęła gromadkę uczniów, podchodząc do organizatora spotkania @Caine Shercliffe - nieco wolniejszym krokiem, z nieco subtelniejszym uśmiechem i zdecydowanie bardziej iskrzącym spojrzeniem. Przechodząc obok skrzydlatych koni - stworzenia zdawały się jej nawet nie zauważać - pogładziła kilka z nich po bokach. — Dzień dobry — ton jej głosu otarł się o te niższe, aksamitne nuty, kiedy stanęła tuż obok mężczyzny, miękkim gestem przygładzając klapę jego marynarki. Figlarne ogniki tańczyły w niebieskozielonych oczach. — Dobrze wyglądasz. Chyba nie masz mi za złe, że przyszłam? Nie czekała na odpowiedź - po prostu wspięła się na palce, składając krótki pocałunek w kąciku ust Shercliffe'a - po czym energicznie odsunęła się, zerkając na mężczyznę spod ciemnozłotych rzęs. — Jestem do dyspozycji, jak coś! — rzuciła jeszcze, ze śmiechem odsuwając się na bok, żeby dopiero teraz dołączyć do gromadki uczniów.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Caine witał się kolejno z każdą nowoprzybytą na miejsce osobą zwykłym skinieniem głowy. Wyjątkowo, nie ubrał dzisiaj typowego garnituru, a strój dżokerski zapewne zdradzajac już tym powód ich zebrania się. Zerkał akurat na zagarek, kiedy usłyszał obok siebie głos przewodniczącego. Podniósł na niego spojrzenie, znad łba swojego konia i utkwił spojrzenie na twarzy Ślizgona. — Chyba nigdy nie macie nudno w domu, co, panie Ó Cealláchain? Miał szczęście, że Filin sprawował opiekę nad Klubem Magicznych Wyzwań w innym razie zapamiętanie jego nazwiska byłoby znacznie większym wyzwaniem właśnie niż wszystkie zawarte podczas tych spotkań. Jednakże widząc często jego imię w dokumentacji, potrafił je zapamiętać, choć z wymową z irlandzkiego okazało się to znacznie trudniejsze. — Rozda pan mallety kolegom i rękawice? Wskazał głową na kufer, ułożony pod płotem. Zerkając na zegarek, w końcu założył na dłonie skórzane rękawiczki bez palców i poprawiając je na palcach, dokładnie z sekundą wybicia odpowiedniej godziny, wyprostował się, oficjalnie rozpoczynając spotkanie klubu. — Zaczynamy. Jak pewnie już podejrzewacie, a co niektórzy wyczytali z ogłoszenia ze szkolnej tablicy, dziś zagramy w magiczne pole. Słowem wstępu… – urwał wodząc spojrzeniem po twarzach przybylych osób. Spodziewał się większej frekwencji, a tym samym mniejszego obciążenia każdego z zawodników, jednakże większość uczniów nie pojawiła się na zajęciach, dlatego odchrząknął, nie tyle zly, co zwyczajnie zawiedziony zmianą planów. Nie będąc pewnym, czy fizycznie uczniowie wytrzymają takie obciążenie podczas gry. Większość z nich pewnie nawet nie miała wcześniej styczności ze skrzydlatymi końmi. — Magiczne polo to obecnie gra dżentelmeńska. Obowiązują wszelkie zasady fair play. Kiedyś wykorzystywano ją do szkolenia wojsk. Przybyła do nas z Azji, a dokładnie… – urwał, ponieważ przez zamiłowanie historyczne zapędził się w historię, a zapewne uczniowie nie zebrali się tu po wykłady, więc powstrzymał się od długiej tyrady. — Musicie tylko wiedzieć, że to gra kontaktowa i bardzo dynamiczna, wymagająca wykwalifikowanych umiejętności, refleksu i strategicznego myślenia. Dlatego była tak idealna do trenowania i dyscyplinowania wojska. Jednak zapewne większość z was nie latała nigdy na skrzydlatych koniach, ani nie uprawiała tego sportu. Dlatego uprościmy nieco zasady. W tradycyjnym polo drużyna składa się z czterech zawodników ujeżdżących skrzydlate konie. Odpowiednio: atakujący, rozgrywający, strateg, obrońca. My jako początkujący nie będziemy grać taktycznie na role. Zawodnicy latają na wysokości do 30 metrów na boisku o wymiarach 400x200 metrów. To wiecej niż mugolska wersja tej gry, z uwagi na rozpiętość skrzydeł koni. My będziemy latać do kilku metrów nad ziemią, żeby nie nabawić się większych kontuzji. Panie przewodniczący, mogę prosić…? Odebrał od Ślizgona jeden z malletów, chwytając go w dłoń i zważył go najpierw w dłoni, kontynuując wypowiedź. — Celem gry jest wbicie piłki do bramki przeciwnika, ulokowanej na ziemi. Służy do tego tak zwany mallet. Tutaj podniósł rattanowy kij na wysokość oczu, zanim oddał go irlandczykowi, splatając ręce na piersi. — Gramy po 7-8 minut w tzw. czakerach. To bardzo wyczerpująca, gwałtowna i zużywająca wiele energii waszej i waszych koni gra, więc po każdym czakerze następuje 3-4 minuty przerwy na wymianę konia. Profesor Swann zgodził się przypilnować konie podczas gry, kiedy ja będę śledził jej przebieg. Wyjaśnił najważniejszą część zasad i opis gry, dlatego teraz mógł przejść do rzeczy jeszcze ważniejszych, które miał nadzieje zajdą uczniom w pamięć, z efektu psychologicznej “świeżości”. — Nie martwcie się brakiem umiejętności. Wasze konie są przeszkolone do gry w magiczne polo. Pochodzą z prywatnej hodowli przyjaznego mojej rodzinie rodu. Każdy z nich wart jest 500 galeonów. Dlatego proszę grać rozsądnie, ponieważ łatwo o kontuzję własną lub konia, a ich zranienie w sądzie może was srogo kosztować… Zawiesił ton, a kącik jego ust drgnął, choć nie uniósł warg w uśmiechu. Mimo to, ta wizja naprawdę go rozbawiła. – Niedługo powinna się pojawić szkolna pielęgniarka, bądź Profesor Whitehorn, na wszelki wypadek. Większość wykonają za was wasze wierzchowce, postarajcie się z nimi zaprzyjaźnić i nie spaść z konia. Tyle. Pytania? Dalej pozostało już tylko rozdzielić obecnych na drużyny. Jako, że wierzył, że miał do czynienia z dorosłymi, dojrzałymi ludźmi, pozwolił im to rozwiązać między sobą. W tym czasie swoją obecnością zdążyła ich zaszczycić Perpetua. Ogniki w jej oczach wskazywały na to, że knuła coś, co zapewne go porazi. Cofnąłby się, kiedy pochyliła się nad jego twarzą, ale mógł odchylić głowę tylko na bok, bo za sobą stał już jego jary koń. Cmoknął z pobłażaniem, kontrolnie zerkając, czy uczniowie skupili się już na swoich koniach czy na nowo przybyłej pani profesor. – Profesor Whitehorn dołączy do aeotanów! – zagrzmiał, zatrzymując ją tym stwierdzeniem w miejscu. Zarządzając przygotowanie wierzchowców, podszedł do nauczycielki, jako jedynej pomagając jej w tym zadaniu. Używając głośnego instruktażu oporządzenia koni, jako pretekstu by zabezpieczyć ogiera półwili. Pomagając jej na niego wsiąść, w tym właśnie momencie pożałował swojej małej zemsty. Poprawił strzemiona, pytając: – Jak noga? Dasz radę? Oparł się rękoma na grzbiecie konia. Przynajmniej ten wydawał się spokojny przy kobiecie z domieszką krwi wili. Odszedł dopiero po uzyskaniu odpowiedzi. Przechodząc się obok tych, którzy jeszcze nie dopięli swoich siodeł. Pozaciągał paski siodeł kobiecej części zebranego towarzystwa wobec chłopaków przyjmując jednak trochę zaufania w ich siłę.
START GRY:
Grę przy piłce rozpoczyna drużyna, wylosowana kością w tym poście:
Parzysta – Aeotany
Nieparzysta – Abraksany
PRZEBIEG GRY:
Gracze piszą posty na krzyż, np. Abraksany > Aeotany > Abraksany. W dowolnej, ustalonej między wami kolejności w drużynie.
Każdy gracz w drużynie pisze obowiązkowo: 1 post z rzutem + opcjonalnie: 1 post z efektem kostki na 1 turę trwającą max. 24h (czaker). Jeśli gracz nie napisze w ciągu 24h od posta Caine, jego kolejka przepada, a jeśli piłka była w posiadaniu jego drużyny, przechodzi do drużyny przeciwnej.
Każdy kolejny czaker rozpoczyna post Caine. Czaker może skończyć się wcześniej jeśli wszyscy zawodnicy z obu drużyn napiszą min. 1 post. Pomiędzy czakerami fabularnie jest 3-4 min przerwy na wymianę koni.
W SWOJEJ KOLEJCE: Rzucacie kością “Tarot” i wstawiacie 1 obowiązkowy post z dowolną treścią (pierwsza osoba opisuje tylko start gry, każda następna uwzględnia w poście opisy efektów kostek osób przed sobą). Do posta dołączacie poniższy kod:
Następnie czekacie na post z konta Czarodziejskiej Duszy, w którym zawarty zostanie opis efektu rzuconej przez was kości! OPCJONALNIE: po tym poście możecie wstawić 1 dodatkowy post, bez kodu, uwzględniający efekt kości, jaki został opisany z Czarodziejskiej Duszy.
Jeśli wylosujecie numerek, który już wcześniej był wylosowany, wynik waszego rzutu przybliżam do najbliższego "wolnego" numerka. Jeśli są dwa najbliższe numerki – abraksanom przybliżam w górę, a aeotanom w dół.
KONIEC GRY:
Gdy skończą się numerki z jednej bądź drugiej tabeli.
Gdy wylosujecie wszystkie kostki strzelonych bramek.
Remis zostanie rozwiązany rzutami kośćmi.
Przy piłce:
1 – słyszysz szepty, przez które tracisz koncentrację i piłkę
2 – nie możesz zyskać kontroli nad koniem, spadasz z jego grzbietu*
3 – STRZELIŁEŚ BRAMKĘ
4 – rozpędziłeś się za szybko. Twój koń i przeciwnika obiły się skrzydłami, prychając na was rozeźlone*/**
5 – Twój koń oberwał skrzydłem od gracza przed Tobą, jest osowiały, podajesz piłkę do innej osoby z Twojej drużyny
6 – próbowałeś strzelić do bramki i chybiłeś
7 – 2 przeciwników po Tobie próbowało wyprowadzić atak, ale zamiast tego zderzyli się bokami koni**
8 – jesteś przy piłce, przeciwnik wyprowadza atak, ale zamiast tego trafia kijem w Twój nadgarstek, tracisz piłkę*
9 – STRZELIŁEŚ BRAMKĘ
10 – drogę zagrodziła Ci sowa, próbując ją ominąć koń rąbnął kogoś kopytem w plecy, ale nie tracisz piłki**
11 – zapatrzyłeś się na gracza przeciwnej drużyny i… sam oddałeś mu piłkę!
12 – to twój koń kieruje Twoim lotem, dlatego lecisz teraz w kierunku swojej bramki, podaj piłkę dalej
13 – Twój koń dziwnie zawija skrzydłami, więc zupełnie nie widzisz co robisz*
14 – STRZELIŁEŚ BRAMKĘ
15 – latanie na magicznym koniu jest trudniejsze niż ci się wydaje, zdekoncentrowany, gubisz strony i STRZELIŁEŚ SAMOBÓJA
16 – Twój koń mocno wierzga, aż wpadasz z impetem na jego szyję i podajesz do losowej osoby*
17 – Twój koń jest niespokojny, od jego rżenia rozbolała Cię głowa. Nic nie wnosisz do gry.
18 – straciłeś kontrolę nad koniem i oddałeś piłkę przeciwnikowi
19 – inny koń wykonuje zaloty do Twojego!** Nie możesz się skupić i tracisz piłkę
20 – Twój koń odmawia latać, przez co nie możesz dosięgnąć bramki. Podaj do gracza z Twojej drużyny
21 – STRZELIŁEŚ BRAMKĘ
22 – podając piłkę do zawodnika swojej drużyny, uderzasz malletem w piszczel konia przeciwnika, który Cię gryzie!
23 – zderzyłeś się z kamieniem kręgu i wybiłeś sobie bark
24 – Twój skrzydlaty koń zrobił kupę. Nie ma to żadnego wpływu na grę
*Ty i przeciwnik po Tobie rzucacie kością ‘k6’, piłka trafia do drużyny gracza z wyższym wynikiem (ustalcie między sobą, kto jest następny w tym czakrze)
**wytypuj osobę/y, które nie grały jeszcze w tej kolejce (upewnij się, że mają czas, żeby teraz napisać posta), jeśli czaker się kończy, gracze mogą się powtórzyć
Bez piłki:
1 – umyślnie bądź przypadkiem sfaulowałeś gracza przeciwnej drużyny, łamiąc podstawową zasadę dżentelmeństwa gry w polo
2 – Twój koń całą grę rozprasza się szeptami z kamieni i miota się chaotycznie po polu
3 – atakując przeciwnika, nie zauważasz członka swojej drużyny i wpadasz na niego**
4 – Twój koń wierzgnął podczas ataku na przeciwnika, wybiłeś piłkę dalej niż chciałeś*
5 – udaje ci się przechwycić piłkę od przeciwnika
6 – jakiś koń nasrał ci na nogę
7 – wyleciałeś poza linię boiska i obiłeś się o płot, kontuzjując swojemu konikowi nogę
8 – szarżując na przeciwnika, zlecieliście na ziemię i wzbiliście tumany ziemi i kępek trawy, oboje tracicie widoczność*
9 – zdekoncentrowałeś przeciwnika zjawiskowym piruetem przed jego nosem! Stracił piłkę*
10 – atakując przeciwnika oberwałeś kopytem prosto w pierś, spadasz z grzbietu konia
11 – udaje Ci się przeprowadzić z kolegą udaną akcję, przyblokowując przeciwnika z obu stron, tak, że podał piłkę waszej drużynie**
12 – oberwałeś skrzydłem konia przeciwnika w twarz, kiedy próbowałeś odzyskać piłkę i od razu ją straciłeś*
13 – pochylając się do piłki przeciwnika ze swoim malletem uniknąłeś malletu kolegi z drużyny, który walnął nim przeciwnika. Piłka wasza.
14 – od latania dostałeś zawrotów głowy, do końca gry niezależnie od kostek tracisz piłki
17 – źle przygotowałeś sobie siodło i zsunąłeś się razem z nim, upadając zwichnąłeś sobie kostkę
18 – Twój koń nie chce Cię słuchać i leci tyłem, przypadkiem zderzając się z przeciwnikiem wytrąciłeś mu piłkę na rzecz swojej drużyny!
19 – zapatrzyłeś się na tyłek koleżanki/kolegi** i wyleciałeś poza boisko, między drzewa
20 – Twój koń gna do chmur, zwalając Cię z siodła, gdyby nie Arresto Momentum Caine, mogło się to źle skończyć
21 – chciałeś zaatakować piłkę przeciwnika, a zamiast tego zaatakowałeś jego kolano!**
22 – wybiłeś przeciwnikowi piłkę poza boisko, następuje przymusowa przerwa na szukanie piłki
23 – przyblokowałeś przeciwnika, a kolega z drużyny zyskał piłkę**
24 – Twój koń stanął sobie na ziemi i zrobił sobie przerwę, nie masz wyboru, musisz poczekać aż sobie odpocznie
*Ty i przeciwnik po Tobie rzucacie kością ‘k6’, piłka trafia do drużyny gracza z wyższym wynikiem (ustalcie między sobą, kto jest następny w tym czakrze)
**wytypuj osobę/y, które nie grały jeszcze w tej kolejce (upewnij się, że mają czas, żeby napisać teraz posta), jeśli czaker się kończy, gracze mogą się powtórzyć
***następna, która się pojawi, jeśli takiej nie będzie, niestety ten rzut jest stracony