Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Autor
Wiadomość
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Nie chciała, żeby to wszystko tak wyglądało, dlatego musiała zapytać jeszcze raz, czy Chris jest pewny kolejnego ciosu, nawet kiedy już byli na miotłach. Nie wiedziała, czy ten dawał jej fory, jednak kiedy patrzyła jak znowu spada z miotły odruchowo zamknęła oczy. I może lepiej, bo gdyby była świadkiem tego, jak wygina się dłoń jej przyjaciela to by straciła nerwy. Usłyszała tylko syk bólu i zanim się zorientowała sama zeskoczyła z miotły i stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła swoje "dzieło". Bała się podejść, że sam ruch ziemi sprawi, że Chrisa będzie bolało jeszcze bardziej. Zapomniała przez chwilę, że są czarodziejami i że bardzo szybko mogłaby to naprawić, bardziej skupiła się na tym, żeby się nie rozpłakać. Z letargu wyrwało ją przyzwanie Joshuy przyz Chrisa i przybycie miotlarza, który szybko zaleczył kontuzję O'Connora. Nie wtrącała się w dyskusję dwóch profesorów i dopiero kiedy Walsh odezwał się do niej personalnie uniosła wzrok znad ziemi. - Hej, to on zdecydowanie daje mi wygrać. Ledwo jestem w stanie utrzymać ten kij, nie wiem jak do tego w ogóle doszło. - Powiedziała, ręką machając w kierunku miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu razem ćwiczyli. Znowu musiała się upewnić milion razy, czy gajowy w ogóle chce się podjąć dalszego treningu. Starała się nie trafić w miejsce, gdzie uderzenie może spowodować zaburzenie równowagi i postarała się walnąć jeszcze lżej. Oczywiście przy samym manewrze straciła równowagę, a kij jej wypadł. - Więcej tego nie robię. Ciężki jest ten kij, nie mam już siły. - Powiedziała, zeskakując z miotły na ziemię.
Jak widać Gryfon chciał wykorzystać jego słabość i następny cios wycelował prosto w jego twarz. Przed oczami w zadziwiającej prędkości mignął mu pobyt w skrzydle szpitalnym i jeszcze dłuższa rekonwalescencja. Nie chciał tego powtarzać. Złapał mocniej trzonek miotły i w ostatniej chwili uchylił się przed rękawicą, jednocześnie ponownie zaciskając oczy. Czy naprawdę punkty były warte walenia komuś w nos? Trochę go to zirytowało i miał nadzieję, że będzie druga runda, w której będzie mógł się też wykazać swoją pałkarską siłą. Wrócił na podstawową pozycję i ruchem głowy zasygnalizował, że jest gotowy do dalszych uderzeń. Ciekawe czy na meczu Gryfoni też byliby na tyle honorowi, żeby zaczekać aż przeciwnik się lepiej złapie miotły. Miał wrażenie, że mecze wyzwalały w ludziach najgorsze instynkty, a takie lekcje tylko je wzmagały. Skoro nauczyciel dawał przyzwolenie do bicia się po ryjach na lekcji, to co dopiero w trakcie meczu, gdzie zadaniem niektórych graczy był celowanie ciężkimi piłkami w innych.
Kostki:6: +1 równowaga,4 Uderzenie/unik: 2 Członek drużyny: tak: +1 do uniku, czyli 5, utrzymuję się na miotle Dodatkowo: - 1 równowaga, +1 równowaga, +15 Ravenclaw
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Gdyby był delikatniejszy albo nie spędzał tyle czasu w Lesie, gdzie spotkało go już wiele problematycznych kwestii, jak chociażby ostatnie przyjemności z gejzerami, pewnie rozpłakałby się albo zrobił coś podobnego. Tak po prostu siedział na ziemi pilnując, by fala bólu nie zalała do końca jego umysłu, co byłoby katastrofalne w skutkach i czekał, aż pomysłodawca tego całego okładania się po głowach, postanowi jednak do niego podejść i mu pomóc. Z jednej strony chciał mu wygarnąć, że to chyba jednak jest przesada, z drugiej - pamiętał, że ten sport nie należy do najprzyjemniejszych i jest raczej brutalny, poza tym Josh najwyraźniej panował nad wszystkim i nie dało się powiedzieć, żeby nie pomagał, kiedy to było konieczne. Niemniej jednak czuł coś na kształt irytacji, być może wywołanej bólem, który na całe szczęście wkrótce ustąpił, a on uznał, że skoro już zaczęli tę zabawę, to trzeba ją dokończyć. - Mam się spodziewać atrakcji pod postacią jakichś gejzerów? - spytał jeszcze dość cicho, bardziej chyba siebie, niż kogokolwiek innego, a później pozwolił April wyprowadzić ostatni cios. Poczuł ukłucie bólu, ale tym razem, jakimś cudem, być może stosując się do rady Josha?, zdołał utrzymać się na miotle i nawet lekko uśmiechnął się do swojej towarzyszki. - To jak twój raport do dyrektora? - spytał, dość łagodnie, choć w pewien sposób podejmował się tej jej wcześniejszej zabawy.
Kostki:4 i 4 Unik: 3 Członek drużyny: wygląda na to, że członek drużyny fajtłap Dodatkowo: -1
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Wcale by się nie zdziwił, gdyby Fitzgerald również miał ochotę łupnąć mu tym kijem między oczy, ale jednocześnie nie spodziewał się z jego strony stanowczej odmowy. W końcu chłopak zajmował w meczach pozycję ścigającego, a to ćwiczenie pozwalało mu udoskonalić swoje uniki – niezwykle potrzebną umiejętnością w przypadku ataku tłuczkiem wyprowadzonym przez zawodnika przeciwnej drużyny. Później pewnie zamienią się rolami, ale póki co obaj mogli być zadowoleni z takiego podziału. Obaj niestety zdawali sobie również sprawę z ryzyka, jakie niosło za sobą zlecone przez profesora zadanie. Co gorsza, tym razem Matthew był atakującym, więc to przede wszystkim na nim ciążyła odpowiedzialność za zdrowie towarzysza ze szkolnego boiska. Sam nie był pewien dlaczego uderzył tak mocno. Czy to przez ten zaczepny ton i zadziorny uśmiech kolegi, czy może przez to, że nie był przyzwyczajony do ciężaru swojej nowej broni? Szczerze mówiąc, przyczyniło się do tego wiele czynników, włącznie z nieświadomością obrażeń, jakie można wywołać za pomocą tego sprzętu. Kiedy tylko trafił Williama w lewe ramię, widział że przesadził, ale jednocześnie w żaden sposób nie mógł cofnąć czasu. Obserwował jedynie jego upadek i sam w duchu modlił się, by chłopak nie złamał sobie przez niego ręki. Na szczęście Ślizgon miał twardy tyłek, a poza kilkoma prawdopodobnymi siniakami, nie nabawił się żadnej poważniejszej kontuzji. Gallagher odetchnął więc z ulgą, ocierając czoło, na którym w międzyczasie zdążyło się zebrać kilka kropelek potu. Ze stresu, nie ze zmęczenia, bo wigoru to niewątpliwie mu nie brakowało. - Yhm… – Mruknął nadal zakłopotany, próbując znaleźć dobre słowa. – Spróbuję, ale uwierz, że niełatwo jest ogarnąć TO COŚ. – Wyjaśnił mu wreszcie, wskazując na dziwny twór, jaki uzyskał od Walsha. Nawet nie potrafił powiedzieć, czy to dziwactwo jest lekkie, czy ciężkie, a już na pewno nie umiał precyzyjnie określić siły uderzenia. – Zresztą… sam zobaczysz. – Dodał jeszcze, poprawiając uchwyt i oczekując, aż jego kumpel z pary przyjmie wyjściową pozycję. Tym razem postanowił celować w nogi. W myślach powtarzał sobie zaś, by podejść do zadania z większym spokojem i delikatnością, ale kiedy ponownie się zamachnął, miał wrażenie że cios niewiele różni się od poprzedniego. Przeklął więc pod nosem, mając nadzieję, że tym razem zwinność Fitzgeralda pozwoli mu uniknąć bolesnych skutków zderzenia z bokserską rękawicą.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Fitzgerald starał się ignorować stłuczone, nadal pulsujące bólem lewe ramię, na którym zapewne już zdążył się utworzyć wielki krwiak; z nadgarstkiem też wydawało się być coś nie do końca halo, choć krążąca w żyłach adrenalina sprawiała, że nie odczuwał tego aż tak mocno i był w stanie bez jakiegoś znaczącego trudu trzymać się miotły. Wprawdzie trochę gorzej, że tak mocno oberwała akurat jego dominująca ręka, ale jakoś sobie poradzi. A poza tym co go nie zabije, to go wzmocni, prawda? Szczególnie, że to i tak było nic w porównaniu z tym jak podczas meczu mógł go urządzić tłuczek. — Wierzę w ciebie, Gallagher — odparł z uniesionym zawadiacko kącikiem ust, poprawiwszy nieco chwyt na trzonku swojej Błyskawicy. Zaraz potem kiwnął Mattowi głową na znak, że jest gotów i może wyprowadzać kolejny cios. Na własnej skórze przekonał się już z jaką siłą można przyrżnąć tym narzędziem mordu, więc tym razem do sprawy podszedł z mniejszą nonszalancją niż za pierwszym razem. Ponownie jednak niestety wykazał się refleksem szachisty i nie zdołał wycofać odpowiednio szybko spod wycelowanej w jego lewą nogę rękawicy. Momentalnie zacisnął zęby, wypuszczając powietrze z sykiem, gdy uderzenie okazało się równie silne co poprzednie. Na szczęście tym razem był nieco bardziej przygotowany na taką ewentualność, więc chociaż zdołał się utrzymać na miotle i nie narobił sobie większego przypału drugą glebą. — Kurwa, stary, jak z taką siłą posyłasz w innych tłuczki, to chyba powinienem się cieszyć, że gramy w jednej drużynie — rzucił, rozmasowując sobie dłonią stłuczoną do kompletu nogę; drugi wielki siniec jak nic. Całe szczęście, że go tak w brzuch nie trafił, bo pewnie by się tu jeszcze porzygał na dokładkę.
Kostki:4 [na równowagę], 3 [unik] Uderzenie/unik: II Członek drużyny: tak, ale ponownie nic mi to nie daje, bo się zeruje z literą Dodatkowo: +1 do równowagi, + 5 pkt dla Ślizgonów
Co nie zabije, to wzmocni… Chciałby wierzyć w te słowa, ale zamiast tego nadal podejrzliwe spoglądał na Williama. Początkowo jego zapewnienia go uspokoiły, teraz jednak znów zaczął się zastanawiać, czy z jego ręką na pewno wszystko w porządku. Nie chodziło wyłącznie o wkład, jaki Fitzgerald mógł wnieść do ślizgońskiej drużyny. Wiadomo przecież, że na boisku dawał z siebie wszystko. Matt miał go po prostu za dobrego kumpla, więc nie oszukujmy się – czułby się tragicznie, gdyby przez niego chłopak trafił do Skrzydła Szpitalnego. Z drugiej strony… może nie powinien się aż tak przejmować? Jego kompan bez problemu poruszał uderzoną kończyną, a przecież jako zawodnik quidditcha doskonale wiedział na co się pisze. Oberwanie tłuczkiem niekiedy przynosiło jeszcze gorsze skutki. - Ta… – Mruknął pod nosem na słowa Fitzgeralda, a myślach dodając jedynie „to dobrze, bo ja sam nie do końca”. Nie potrafił zapanować nad tym dziwacznym kijem, co właściwie wydawało się dość zabawne. Nie miał wszak żadnych kłopotów z utrzymaniem równowagi na miotle, nawet pomimo ciężaru nietypowego przedmiotu. Kiedy jednak przychodziło do zamachu, miał wrażenie że bokserska rękawica brała górę nad jego wolą. Tak było i tym razem, przez co ponownie ze sporą siłą zdzielił Willa po nodze. Chłopak nie zdążył w porę uchylić się przed jego atakiem, ale przynajmniej udało mu się utrzymać na miotle, co niewątpliwie można było określić mianem jakiegoś postępu. – Zawsze daję z siebie wszystko. – Rzucił żartobliwym tonem, zdając sobie sprawę z tego, że w takim momencie przeprosiny na niewiele się zdadzą. Minę miał jednak nietęgą, co wyraźnie świadczyło o tym, że wcale nie miał zamiaru posłać Fitzgeralda do Munga. - Dobra, ostatnia próba. Trzymaj kciuki. Może wreszcie zapanuję nad tym cholerstwem. – Odezwał się dopiero po dłuższej chwili, kiedy obaj zajęli odpowiednie pozycje. Czyżby potem mieli się zamienić rolami? Na Merlina… miał nadzieję, że Will nie odwdzięczy mu się pięknym za nadobne. Na razie starał się o tym nie myśleć. Po prostu podleciał nieco bliżej, próbując wycelować w chłopaka kijem. Po dwóch ostatnich próbach czuł jednak taką presję, że mimowolnie rozluźnił nieco uchwyt, tracąc tym samym na mocy uderzenia. Cóż, przynajmniej w takich okolicznościach miał stuprocentową pewność, że nie wyrządzi kumplowi krzywdy, a i na swą precyzję ani równowagę nie mógł przecież narzekać.
Nigdy w życiu by nie przyznała, że pchnięcie koleżanki mogło być za mocne. Zresztą skoro uniknęła, to nie miało to znaczenia. Dlaczego Annabelle ją w ogóle zapewniała, że tym razem będzie atakować lżej? Czy ona wyglądała jakby sobie nie radziła? – Nie musi – rzuciła hardo – I tak mie nie trafi. Nie wiadomo, czy Węgierka potraktowała to jako wyzwanie, w każdym razie trafiła. Na szczęście tym razem celowała w nogę, nie w twarz, choć i tak zabolało prawie tak, jakby przyłożyła jej tłuczkiem. Gorsze od potencjalnego siniaka było jednak to, że zupełnie nie spodziewająca się tego Niamh, straciła równowagę i spadła z miotły. Trudno powiedzieć co było dla niej gorsze: upokorzenie, czy ból w ręce, w której przy kontakcie z ziemią coś chrupnęło. – KIIIIEEEERWA TWOJA MAAAĆ! – zawyła na całe gardło, bo choć zgrywała twardą, jej odporność na ból była niewielka – To je te twoje letko, zarazo ty?! – krzyknęła do koleżanki, zupełnie zapominając o swoich wcześniejszych zapewnieniach. Do oczu napłynęły jej łzy, ale naprawdę nie chciała płakać przy ludziach. Bolało i było jej wstyd. Chciała koniecznie komuś oddać, ale Annabelle była na miotle, a więc poza zasięgiem. Przez zamglone od łez oczy widziała idącego w jej stronę nauczyciela. – Czego?! – wrzasnęła na niego, zapominając do kogo mówi. Przypomniał jej się bludger i to jak dostała od Walsha ochrzan, gdy zdenerwowała się, że nauczycielka wyeliminowała ją z gry. I teraz znowu ją ośmieszyli, a on pewnie szedł jeszcze jej dokopać. Łzy jeszcze bardziej napłynęły jej do oczu i chciała je przetrzeć, ale przypomniała sobie, że boli ją ręka. – Nic nie zrobiłam! – krzyknęła, przyciskając złamaną rękę do piersi i odwracając się plecami do ludzi patrzących w jej kierunku – Opierdolta się wszyscy od mnie!
Naprawdę nie wiedział, że uda mu się wycelować prosto w jego twarz. Na szczęście nic mu nie było. Przynajmniej tak mu się zdawało, a z takiej odległości naprawdę trudno o szczegóły. Na szczęście zauważył, że tamten macha mu ręką by kontynuował swoje poczynania. Czy na meczu również by zaczekał? Szczerze mówiąc gryfon nigdy nie zagrał w żadnym meczu mimo że od bardzo dawna się stara. Przychodzi na treningi, coraz częściej uczęszcza na zajęcia z latania a nawet odrobił ostatnią pracę domową odnośnie mioteł. To było już coś, prawda? Czy coś się zmieni i w końcu weźmie udział w meczu? To było całkiem wątpliwe. Nie spieszyło mu się do tego. wiedział, że byli bardziej umiejętni od niego. Wyścigi to była zupełnie inna sprawa. W zamyśleniu postanowił ponownie zaatakować chłopaka. Wyglądało na to, że to był ostatni jego atak. Postanowił tym razem słabiej. Nie chciał by w ostatniej rundzie ten spadł z miotły, prawda?
Kostki:5, 1, A Uderzenie/unik: trzeci Członek drużyny:nie Dodatkowo: +1 do następnej kostki na unik,+15pkt dla domu -1 do następnej kostki na unik
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie było w porządku; połamać może i się nie połamał, ale coś musiał sobie z tą ręką jednak zrobić przy tym upadku, bo nadgarstek coraz intensywniej o sobie przypominał przy każdym ruchu. Dało się wytrzymać, szczególnie gdy już odpowiednio ustawił dłoń, dzięki czemu ból był jakby mniejszy. Nie zmieniało to jednak faktu, że było to nieco upierdliwe i niekomfortowe. Mógł się w zasadzie założyć, że temu zawdzięczał właśnie swój opóźniony czas reakcji przy drugim podejściu, przez co nie dał rady uniknąć miażdżącego ciosu ze strony drugiego Ślizgona. Ewentualnie w grę wchodziło też to, że miał po prostu gorszy dzień, w końcu nawet najlepszym się zdarza, nie? Taki wariant nie napawał w ogóle optymizmem, ale stanowił sensowne wytłumaczenie jego niezbyt udanych popisów; choć ten pierwszy wynikł też najpewniej trochę z tego, że zbyt słabo docenił możliwości tego badyla z rękawicą bokserską, dopiero przy kolejnym biorąc poprawkę na to, że można tym dostać całkiem solidne wciry. — I tak trzymać, choć nie powiem, miło by było jednak wrócić w jednym kawałku z tych zajęć — odparł okraszając swój ton równie żartobliwą nutą, by dać Mattowi znać, że nie ma mu niczego za złe. W sumie nawet nie podejrzewałby go o jakąś chęć celowego zafundowania mu wizyty w Skrzydle Szpitalnym, czy coś. — Do trzech razy sztuka, nie? — rzucił z uniesionym kącikiem ust, w pełni gotowy na kolejny atak. Gallagher ponownie obrał za cel jego lewą nogę, co w innej sytuacji wcale nie byłoby takie głupie, bo po poprzednim ciosie była już osłabiona. Nie przekonał się jednak czy kumplowi z drużyny udało się w końcu zapanować nad kijem z wieńczącą go rękawicą, bo tym razem udało mu się bezbłędnie wykonać unik; widać w jego przypadku przytoczone powiedzenie sprawdziło się idealnie. Uśmiechnął się zadowolony; może wcale nie była to jednak kwestia gorszego dnia, a urazu? — To co, teraz zmiana ról? — odezwał się z zadziornym błyskiem w oczach oraz adekwatnym uśmiechem na ustach. Zaraz jednak przez jego twarz przebiegł grymas bólu, gdy mocniej poruszył uszkodzonym nadgarstkiem przy poprawianiu chwytu. — Ale najpierw dam Walshowi rzucić na to okiem — uniósł lewą rękę w górę — nie mogę sobie pozwolić przecież na niepełną dyspozycję, nie? — Uśmiechnął się szerzej, po czym wylądował i zwrócił się do profesora (@Joshua Walsh); jedno proste zaklęcie wystarczyło, żeby nadgarstek był jak nowy. Mógł wprawdzie próbować zgrywać jakiegoś samca alfa, któremu niestraszny żaden ból, ale dobrze sobie zdawał sprawę z tego, że niewielki uraz szybko mógł przerodzić się w znacznie poważniejszą kontuzję i to na własne życzenie tak w zasadzie. Skinięciem głowy podziękował nauczycielowi za pomoc, mogąc teraz bez większych przeszkód kontynuować ćwiczenie.
Kostki:6 [na równowagę], 5 [unik] Uderzenie/unik: III Członek drużyny: tak Dodatkowo: +1 do równowagi x2, +15 pkt dla Ślizgonów
Ostatnio zmieniony przez William S. Fitzgerald dnia Sob Mar 28 2020, 01:59, w całości zmieniany 1 raz
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Cieszył się, że trochę Cherry się humor poprawił. Kucnął nieco, coby pozwolić jej łatwiej zeskoczyć, wyciągając jedną rękę po pufka. Nie spodziewał się zwierzaka... Nie brał go - wyjątkowo - celowo na te zajęcia. Fakt faktem, zdarzało mu się przemycać różne stworzenia na lekcje, ale nawet on posiada na tyle zrozumienia dla przebiegu miotlarstwa, że nie ryzykowałby celowo zdrowia ani życia swojego malucha. Pufek po prostu wszedł mu do torby. I to ten pigmejski. Gdyby to był ten dziki, to by już kupę sierści wielkości piłki do nogi, śpiącą mu w torbie, z pewnością dostrzegł. Welp. Shit happens, jak ma się tyle podopiecznych. Zerknął w stronę Niamh, zanim położył rękę na ramieniu Cherry. Ścisnął je lekko, chcąc dodać jej otuchy. - Nie przejmuj się - rzucił, przytulając pufka do piersi. A po tym podszedł po jedną ze szkolnych mioteł i zahaczył o @Joshua Walsh. - Zaplątał mi się w rzeczy. Zostawię go na chwilę - wyjaśnił po walijsku, nim chwycił pokrytą bliznami dłonią za rękę profesora. Położył na niej pufka i chwycił jednego kijaszka z dostępnych dla tych bez własnego sprzętu, zanim odszedł ćwiczyć. - Wezmę pałkę. Ty dobrze bijesz. Mnie się przyda trening - ocenił. Zresztą, zaraz i tak się zamienią. To nie ma chyba dużego znaczenia. Poderwał się na miotle i po chwili, kiedy puchonka była już gotowa, zamachnął się na jej lewą nogę. Niezbyt idealnie, ale cios wymierzył. Chociaż nie chciał, by był zbyt silny. Wolał nie zrobić jej krzywdy... A dobrze wiedział, że potrafiłby.
Kostki: 5, 3, B Uderzenie/unik: 1 Członek drużyny: tak Dodatkowo: +5 dla domu
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Parsknęła cicho a te gratulacje. Nie spodziewała się tego. - Dzięki - odparła, szykując reakcję na kolejny cios. Jeszcze nie wiedziała, co zrobić. Przyjąć, uniknąć? Dopiero w momencie, kiedy zauważyła, że Lou zamierza się na tę samą, biedną, lewą nogę, poderwała się płynnie, unikając ciosu. - Podobają ci się mojej nogi, co? - Puściła jej oczko. Zawsze uważała, że ma zgrabne nogi i ładny tyłek. Gdyby nie była wśród tylu ludzi, to by pewnie zsunęła spodnie, coby zobaczyć siniaka. Ale to musi poczekać do końca lekcji. Zleciała na ziemię, zsiadając z miotły oraz czekając, aż reszta uczniów zakończy zadanie. - Teraz zmiana, eh? - Nie czuła się jeszcze pewnie jako pałkarz, niemniej... W tym akurat wydaniu może być zabawnie. Wyciągnęła dłoń po pałko-rękawicę.
Kostki: 6, 4 Uderzenie/unik: 3 Członek drużyny: Tak Dodatkowo: +25 dla domu (5+10+10), +1 do równowagi na następny etap x3
Cieszył się, że dał radę się uchylić przed tym ciosem w twarz, bo coś czuł, że to byłby koniec jego obecności na tej lekcji. Zwycięstwo nad strachem jednak sprawiło, że stał się odrobinę bardziej zmotywowany i rozedrgany. Przełknął głośno ślinę, kiedy Russel wymierzał kolejny cios, bo mimo wszystko miał wrażenie, że upadek z miotły może go wiele kosztować (widział już jak jego znajomi łamali sobie ręce spadając z małych wysokości). Zacisnął rękę na trzonku i skupił się, żeby ominąć cios. Na szczęście udało mu się przytrzymać na tyle, żeby nie stracić równowagi. Cios w nogę był dość słaby, jednak i tak mógł mu zrobić dużo kłopotów. Miał szczęście, że skończyło się tak, a nie inaczej i mógł się pochwalić tym, że nie spadł z miotły ani razu,a w dodatku uniknął ciosu w twarz. Zeskoczył z miotły i podszedł do swojego przeciwnika, żeby zbić z nim pionę za udane ćwiczenie.
Kostki:5,2 Uderzenie/unik: 3 Członek drużyny: tak Dodatkowo:-1 równowaga, +1 równowaga x2, +20 Krukoni
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwował uważnie każdego, kto upadał z miotły, albo obrywał zbyt mocno w to samo miejsce. Kogo wymagało, leczył od razu, kto dzielnie ćwiczył mimo bólu, został odnotowany w pamięci. Przed zamianą, Josh zamierzał wyleczyć każdego. Z pufkiem na ramieniu. Musiał przyznać, że całkiem urocze stworzonko. - Postaram się nim zaopiekować - odparł po walijsku z wyraźnym rozbawieniem, gdy @Neirin Vaughn podał mu zwierzątko do ręki. Cóż, nie było to nic szczególnego, a zwierzątko mu nie przeszkadzało. W trakcie leczenia @Christopher O'Connor nie mógł powstrzymać się od śmiechu i drobnych zaczepek. Składało się na to wiele wcześniejszych zdarzeń i nie tylko. - Zapraszasz mnie na spotkanie, żeby nie powiedzieć, że na randkę? - odpowiedział cicho, żeby tylko gajowy go słyszal, wspominając komentarz w trakcie walki z gejzerami. Mrugnął zaczepnie i spojrzał na @April Jones. - Dobra, Dobra, wszyscy znają twoje zdolności na miotłach - odparł, śmiejąc się cicho W międzyczasie dostrzegł spadającą na ziemię @"Niamh O’Healy". Ruszył ku niej, pełen złych przeczuć, a słysząc jej krzyki, jedynie upewnił się w tym. - Przecież nie mówię, że coś zrobiłaś - odparł lekko, uśmiechając się łagodnie, gdy podszedł do dziewczyny. - Musisz popracować nad upadkami, żeby ograniczyć możliwość połamania się. Locus - dodał, celując różdżką w złamaną rękę dziewczyny i lecząc ją jednym zaklęciem. -[b] Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Jeśli masz siły, wskakuj na miotłę i kontynuuj ćwiczenie. Ręka już jest cała, choć może jeszcze trochę boleć - rzucił, wstając i wracając spojrzeniem do pozostałych. W końcu dostrzegł, że większość obecnych wykonała już dostateczną ilość ciosów i nadeszła pora na zmianę. - Uwaga, wszyscy stop! Lądujemy, sprawdzę wasze obrażenia - polecił wszystkim, dając znać także dwóm nowicjuszkom, żeby stanęły z miotłami w dłoniach na ziemi. Podchodził kolejno do wszystkich, uśmierzając ból, lecząc zwichnięcia. Siniaki niestety pozostawały. - Panno Davies, Panie Swansea, bardzo ładnie, ale czego innego mógłbym się spodziewać po kapitanach? Oby tak dalej - pochwalił dwójkę kapitanów. - Dobrze. Zamieńcie się teraz rolami. W razie upadku z miotły skulcie się, żeby zmniejszyć możliwość połamania rąk - dodał, dorzucając niewielką poradę. Może powinni zrobić zajęcia z upadku? -Panny Brandon i Argent, proponuję zmienić kierunek lotu - dodał jeszcze w stronę @"Victorii Brandon" oraz @Alise L. Argent
UWAGA, kończymy lekcję jeszcze w marcu - czas na odpis do 31.03 do godz. 21:00
PARY - UWAGA! ZASZŁY ZMIANY - DOSZŁY PUNKTY UJEMNE
Spoiler:
Nancy A. Williams - Violetta Strauss Loulou Moreau - Hemah E. L. Peril Russell Alvarez - Gabriel R. Swansea Victoria Brandon - Alise L. Argent Boyd Callahan - Fillin Ó Cealláchain Annabell Helyey - Niamh O’Healy Seonghwa Bitsch - Jean Strauss Matthew C. Gallagher - William S. Fitzgerald Elijah J. Swansea - Morgan A. Davies Cherry A. R. Eastwood - Neirin Vaughn April Jones - Christopher O’Connor
KOSTECZKI dla par UDERZAJĄCY - rzucamy dwoma kostkami i jedną literką Kostka I - w co celujesz 1 - nos 2 - lewe ramię 3 - prawe ramię 4 - brzuch 5 - lewa noga 6 - prawa noga
Kostka II - równowaga, a co to? 1, 2 - najwyraźniej to nie jest Twój dzień, niezależnie czy za dużo zjadłeś na śniadanie, nie wyspałeś się, nie jesteś aktywnym graczem, czy układ planet nie odpowiada twojemu szczęściu, po wyprowadzeniu ciosu masz problem utrzymać się na miotle, upuszczasz kij z rękawicą (-5pkt dla domu) 3, 4 - poprawnie, choć można jeszcze popracować, dla swojego dobra nie próbuj poprawiać włosów w czasie latania, bo kiedyś szczęście może cię opuścić 5, 6 - idealnie, czujesz, że możesz złapać kij w dwie dłonie i utrzymać się na miotle (+10pkt dla domu)
Litera - jak bardzo może zaboleć? A - 10% - na pewno zaswędziało, ale czy to był ból? B - 20% - oj, to bolało, ale siniaka nie będzie C - 30% - oj, to bolało, ale siniaka nie będzie D - 40% - duży siniak, będzie widoczny na następny dzień E - 50% - duży siniak, będzie widoczny na następny dzień F - 60% - duży siniak, będzie widoczny na następny dzień G - 70% - stłuczenie/mdłości, ale nie wymiotujesz oraz (-1 do uniku dla uderzanego) H - 80% - stłuczenie/mdłości, ale nie wymiotujesz oraz (-1 do uniku dla uderzanego) I - 90% - stłuczenie/wymioty oraz (-1 do uniku dla uderzanego) J - 100% - stłuczenie/wymioty oraz (-1 do uniku dla uderzanego)
UNIKAJĄCY Kostka II - unik - zwróć uwagę na literę! 1, 2 - otrzymany cios, spadasz z miotły* (-5pkt dla domu) 3, 4 - otrzymany cios, utrzymanie się na miotle (+5pkt dla domu) 5, 6 - udany unik, utrzymanie na miotle (+10pkt dla domu)
*w przypadku upadku z miotły możliwe złamanie, rzuć kostką - parzysta oznacza złamanie ręki, nieparzysta zwichnięcie, ale na pewno macie obity tyłek. W przypadku złamania profesor podejdzie i wyleczy, zaznaczcie to w poście.
WAŻNE!! Dostawaliście +/-1 do uniku/równowagi, teraz kolejno je odejmujcie. Jedno dodatkowe/ujemne oczko na jeden rzut.
Możecie do następnego moje postu napisać po maksymalnie 3 posty. Koniecznie podlinkujcie swoje kostki! Członkowie drużyn quidditcha mają +1 do rzutu na unik/równowagę przy każdym poście z racji fabularnej częstszej styczności z lataniem.
NIELOTY
Spoiler:
Kostka I - w górę 1, 2, 3 - strach cię paraliżuje, a miotła wyczuwając twoja niepewność, zaczyna się wznosić coraz wyżej i wyżej, aż profesor musi zaklęciem ściągać cię na odpowiednią wysokość 4, 5, 6 - odbijasz się, wznosisz na odpowiednią wysokość i zawisasz, wszystko wręcz podręcznikowo, co zostaje nagrodzone 5pkt dla domu
Kostka II - wykonujemy ósemkę 1, 2 - miotła nie chce cię słuchać, zamiast lecieć do przodu, zaczynasz lądować 3, 4 - lot w przód idzie ci całkiem sprawnie, co prawda, zanim zawrócisz, wykonujesz kilka kółek w miejscu, ale ostatecznie można powiedzieć, że wyszło ci całkiem przyzwoicie 5, 6 - czyżby odzywał się ukryty talent? Ósemka wychodzi wręcz idealnie, jak dla nowicjusza, widzisz zadowolone spojrzenie profesora (+5pkt dla domu)
Kostka III - lądujemy 1, 2 - pochylasz się nad trzonkiem i zamiast lecieć w dół, miotła zaczyna kręcić się w kółko, aż robi ci się niedobrze 3, 4 - opadasz w dół, ale co chwilę miotła się zatrzymuje, jakby chciała się zapytać, czy naprawdę chcesz już kończyć zabawę 5, 6 - nieco za szybko, ale lądujesz bezpiecznie na ziemi, na co profesor kiwa z uznaniem głową (+5pkt dla domu)
Jak pozostali, powtarzacie ćwiczenie maksymalnie trzy razy aż do mojego kolejnego postu.
Slalom - tu bez zmian
Spoiler:
Kostka I - ile kamieni wyminęliście 1, 2 - dwa kamienie 3, 4 - trzy kamienia 5, 6 - cztery kamienie
Kostka II - wydarzenia towarzyszące 1 - wiatr okazuje się zbyt silny i wyrzuca się poza krąg, wracasz do początku (liczenie kamieni zaczynasz od początku) 2 - chyba odrobinę za szybko próbowałeś lecieć, zahaczasz witkami o kamień, co sprawia, że zataczasz kółko wokół kamienia i zaczynasz lecieć i przeciwnym kierunku 3 - wiatr wprawia miotłę w drganie, choć z nią walczysz, musisz zwolnić (-1 do ilości kamieni) 4 - nie chcesz wpaść na drugą osobę, więc zwalniasz (-1 do ilości kamieni) 5 - mżawka ci nie straszna, pochylasz się nad miotłą i nic innego się nie liczy, masz wrażenie, że wiatr sam cię niesie (+1 do ilości kamieni) 6 - jesteś ty i miotła, nie zwracasz uwagi na nic innego, póki los ci sprzyja, wymijasz kolejne kamienie (+1 do ilości kamieni)
Powtarzacie maksymalnie trzy razy do mojego postu.
Kodzik dla par:
Kod:
<zg>Kostki:</zg> tu wpisujecie podlinkowane kostki <zg>Uderzenie/unik:</zg> tu wpisujecie który z kolei wykonujecie cios/unik <zg>Członek drużyny:</zg> tak/nie <zg>Dodatkowo:</zg> tu wpisujecie zdobyte dla domu punkty oraz czy macie dodatnie albo ujemne oczka na następny etap
Kodzik dla nielotów:
Kod:
<zg>Kostki:</zg> tu wpisujecie podlinkowane kostki <zg>Dodatkowo:</zg> tu wpisujecie zdobyte dla domu punkty[/b]
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Kostki:3, 1 (-1), H Uderzenie/unik: 1 atak Członek drużyny: nie Dodatkowo: -5 pkt dla domu
- Wszystko w porządku, jeszcze żyję. - Kiwnęła głową sprawdzając stan swojej ręki. Co prawda wciąż lekko bolała, ale nieporównywalnie mniej. Nie mogła wyjść z podziwu jak szybko profesor Walsh poradził sobie ze złamaniem. Jedna chwila i kość jak nowa. Niesamowite! - Ja mam nadzieję, że żadna z nas nie będzie miała już bliskiego spotkania ziemią. - Zażartowała zdając sobie sprawę, że jeśli ktoś spadnie w tej rundzie to będzie to najpewniej nie kto inny jak ona sama. Urodziła się pod jakąś wyjątkowo pechową gwiazdą. - Dobra, miejmy to za sobą... - Wstała z ziemi, chwyciła miotłę i pełna obaw uniosła się w górę dzierżąc kij z rękawicą w jednej ręce. W ogóle nie miała ochoty nikogo tym kijem okładać, nawet Violi, która nie miała wcześniej dla niej litości, ale zadanie to zadanie. Zrobi to co trzeba, ale wcale nie musi wkładać w to dużo siły, prawda? Kiedy jej przeciwniczka ustawiła się na pozycji posłała jej, tak na zaś, niepewny, przepraszający uśmiech i wycelowała rękawicą w prawe ramię dziewczyny. Niestety zmęczenie (albo po prostu wrodzony pech) dało o sobie znać, bo Nans nie dała rady utrzymać kija i zaraz po wyprowadzonym ciosie wypadł jej z ręki na ziemię.
Kostki:4,3 (-1 z poprzedniej +1 za drużynę), F Uderzenie/unik: 1 cios Członek drużyny: tak Dodatkowo: +15 pkt z poprzedniej rundy, -1 do równowagi, +1 do równowagi
Po tym jak Walsh zgrabnym ruchem różdżki naprawił mu bolący nadgarstek i zarządził zamianę ról w parach, Boyd wskoczył na miotłę i wzbił się w górę, gotów zmasakrować Fillina, aż zostanie z niego tylko krwawa plama na murawie. Wcale nie, tak naprawdę to chciał mu tylko ponabijać kilka siniaków, w końcu to była jego największa życiowa pasja; choć, biorąc pod uwagę że jego wątły przyjaciel to był gibki skurwysyn, mogło być ciężko. Wycelował w miarę w środek jego postaci i przyłożył mu kijem, prosto w brzuch, krzycząc przy okazji jakieś bojowe hasła w stylu „Giń, nędzny psidwaku!!!”. Zabawa była naprawdę wyśmienita, aż z tych emocji zachwiał się nieco na miotle, nie utrzymując tak idealnej równowagi, jak by chciał.
Ostatnio zmieniony przez Boyd Callahan dnia Pią Mar 27 2020, 23:48, w całości zmieniany 1 raz
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kostki:2 +1 -1 xd Uderzenie/unik: I unik Członek drużyny: tak Dodatkowo: punkty dla domu wyzerowały mi się więc nic, - 1 na następny etap
Trochę zacząłem się filozoficznie zastanawiać nad tym co powiedział mój przyjaciel, nie posądzając go o takie mądre słowa. Zerkam gdzieś tam na lecącą Victorię zastanawiając się czy mój ziomek ma rację. Czy lubię ją bardziej niż inne dziewczyny i muszę w końcu ustatkować się, a nie biegać od jednej do drugiej, nie wiedząc u której mam tak naprawdę szansę na coś co się utrzyma dłużej niż jedna noc? Tak rozkminiam to sobie, średnio się skupiając na zadaniu i postanawiam się podzielić moimi przemyśleniami z Boydem, więc nieuważnie podlatuję odrobinę bliżej. - Wiesz co, w sumie masz ra... - kończę to co chciałem powiedzieć, czyli przyznać racje tej tępej pale, bo właśnie dostałem tak mocno w brzuch, że od razu spadam z miotły bez życia tak jak Boyd trochę wcześniej. Leżę przez chwilę na ziemi czując, że coś mnie kostka napierdala, ale w sumie to nie potrzebna mi ona do latania, więc trochę się otrzepuję, by się ogarnąć i wspinam się na miotłę i wzbić się w powietrzę. Już nie mam ochoty na pogadanki.
- SORRY MORDO – zawołał za spadającym w dół Fillinem i podleciał kawałek za nim, żeby się upewnić, czy da radę wstać; wydawało mu się, że wcale nie przypierdolił mu aż tak mocno, ale widocznie trochę źle to ocenił. Przyjaciel dość szybko się pozbierał i wczołgał z powrotem na miotłę, wrócili więc do pozycji startowych i Boyd zamachnął się ponownie, również już o nic nie zagadując, bo chciał choć przez chwilę skupić się na porządnym treningu, a nie plotkowaniu o duperkach. Nie chcąc celować drugi raz w to samo obolałe miejsce, postanowił że teraz zamachnie się w kierunku prawej nogi towarzysza, starając się zrobić to nieco lżej niż poprzednio, żeby już drugi raz nie zwalać go z miotły. Widzicie, na meczach to nie miał litości ani dla niewidomych obrońców ani dla kobiet ani nawet dla dzieci pewnie też by nie miał – a dla Fillina miał.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kostki:4 +1, -1 Uderzenie/unik: II unik Członek drużyny: tak Dodatkowo: + 5pkt
Wczołguję się jakoś na miotłę po moim spektakularnym upadku i sykam jeszcze z niezadowoleniem, bo coś mnie pobolewa ta kostka. Spróbowałbym sam coś zrobić od razu, ale to przecież jeszcze nogę sobie sam urwę, czy coś w tym stylu, bo z uzdrawiania mistrzem mnie nie można było nazwać. Nie chcę też się mazgaić teraz do Boyda, bo przecież on jakoś po moim ciosie od razu się pozbierał i przyjął kolejny. Dlatego wznoszę się w powietrzu i widzę, że nagle Boydzik super się skupia jakby wtedy kiedy puszcza bąka po piwerku; bo pewnie znowu chce mi przyłożyć z całej siły. Uciekam więc prędko i śmigam na mojej miotełce, ale w końcu Boyda zawodem będzie zrzucanie ludzi z mioteł, więc trafia mnie bez jakiś specjalnych problemów. Jednak widzę, że już nie tak brutalnie jak wtedy więc tylko podnoszę dłoń w geście poddania i podziękowania za niespierdalanie ponowne z miotełki.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kostki:5/6 Uderzenie/unik: 1 unik Członek drużyny: tak Dodatkowo: +10pkt
Przytaknęła jedynie, gdy Nancy stwierdziła, że na pewno jej nic nie dolega. Przynajmniej tyle dobrego. Naprawdę nie chciałaby jej jakoś ciężko uszkodzić. Akurat Puchonkę bardzo lubiła i nie chciała, żeby stała jej się krzywda w czasie zajęć. - Oby tak się stało - powiedziała jeszcze, czując, że może faktycznie nie pójdzie jej tak źle. Przynajmniej miała taką nadzieję, bo wiadomo, że wychodki wypadki chodzą po ludziach i nawet najprostsze ćwiczenie na miotle może się czasami skończyć naprawdę tragicznie. Zasiadła po raz kolejny na swojej miotle i wzbiła się w powietrze na ustaloną przez Josha wysokość i ustawiła się naprzeciw dzierżącej przerażający kij Williams, która właśnie zadała pierwsze pchnięcie. Całe szczęście Violetta nie miała większego problemu z tym, by nie tracąc równowagi uniknąć ciosu i utrzymać się na miotle. Chyba miała dzisiaj o wiele więcej szczęścia niż jej puchońska koleżanka, bo jeśli chodziło o umiejętności to wiedziała, że Nancy znajdowała się na podobnym poziomie.
Ostatnio zmieniony przez Violetta Strauss dnia Sob Mar 28 2020, 15:32, w całości zmieniany 1 raz
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie zważał na słowa, nie myślał o ich znaczeniu w chwili kiedy je wypowiadał. Dawał po prostu upust nagromadzonym w nim emocjom i plótł trzy po trzy, by w ten sposób oczyścić umysł na tyle, żeby być w stanie znaleźć wyjście z ich popieprzonej sytuacji. Ta jednak, choć w tamtym momencie wydawała mu się tragiczna, nie była ani aż tak bardzo niebezpieczna, ani długotrwała. Właściwie kiedy stanęli już na ziemi, z wolna zaczął sobie uświadamiać, że tak naprawdę nawet przez moment nie stali w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Czy to sprawiało, że mniej się denerwował? Ani trochę. Nie chciał by się obijała, łamała, skręcała; nie chciał by cierpiała, by była zmuszona robić dobrą minę do złej gry. To w jego rękach było jej szczęście i nieszczęście – a przynajmniej przez moment miał takie poczucie. Choć wiązało się z ogromną odpowiedzialnością, w pewnym sensie było całkiem przyjemne. — Chętnie bym... — urwał, otrzymawszy jej wsparcie. Uśmiechnął się pod nosem i choć starał się nie zgnieść jej swoim ciężarem w istocie skorzystał z jej pomocy, odciążając obolałą nogę. — Trzymam. Mam czego. — Nie chciał wpadać w panikę dopóki nie obejrzał tego ktoś, kto znał się na medycynie, ale dopóki nie znał diagnozy, nie chciał głupio ryzykować. Sprawność fizyczna zdecydowanie za dużo dla niego znaczyła. Wyciągnął różdżkę i wycelowawszy w nogę, rzucił niewerbalne durito, dzięki któremu mógł bezboleśnie dosiąść miotły. Komentarz profesora Walsha miło połechtał jego ego, choć starał się nie pokazywać zbyt wyraźnie, że ostatnimi czasy było mu to potrzebne. Skinął głową do mężczyzny i wzleciał w powietrze. — Skoro ci się podobało to mogę to jeszcze przemyśleć. Ale teraz... teraz to się broń — nie miał ochoty jej bić, ale nie zamierzał też odmawiać udziału w rywalizacji, zwłaszcza po tym jak pozwolił jej się zbić. Podejrzewał, że to ugodziłoby w jej dumę i wcale by się temu nie dziwił. To tak jakby przyznał, że jest za słaba, by się z nim mierzyć – a przecież nie była. Chciał wycelować w jej bark, ale ręka mu się omsknęła i kij poleciał bardziej w stronę twarzy....
Kostki:1, 5, C Uderzenie: I Członek drużyny: jeszcze jak Dodatkowo: -1 do równowagi, +10 pkt dla Ravenclawu
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Przekrzywiła głowę lekko na bok, bacznie mu się przyglądając, bo sprawił, że obudziły się w niej wspomnienia z pustynnych wakacji, kiedy również zmuszona była ratować mu życie. Od tamtego czasu chyba sporo się zmieniło. Najbardziej to, że tym razem rzeczywiście mógł liczyć na jej wsparcie. Co prawda nie trwało to długo, bo zaraz miotłomaster zaczął robić kółko między grupkami i leczyć obrażenia, ale usłyszenie, że ktoś czuł, że mógł na nią liczyć za każdym razem było budujące. Podniosła na niego wzrok i, pobłażliwie się uśmiechając, uniosła jedną z brwi, dość mocno dziwiąc się na to, że po swoich wygłupach i jej zsunięciu się z miotły otrzymali jeszcze pochwałę od prowadzącego zajęcia Walsha. Być może profesor spodziewał się, że nie wezmą zadania na poważnie i miło się zaskoczył, widząc okładanie się z pełną premedytacją? - Jasne, pokaż... - kiedy już sięgnęła z powrotem po miotłę i wspólnie unieśli się w powietrze, miała zamiar jeszcze zagrzać Swansea do boju, coby jej jakoś zbyt nie oszczędzał, ale najwyraźniej nie było mu to potrzebne. Musiała urwać zdanie w połowie, żeby w ogóle uchronić się przed utratą zębów. Zareagowała jednak w porę, nawet, jeżeli był to ostatni moment na interwencję. Uchyliła się na bok i odsunęła nieco na miotle, przygotowując się do kolejnej napaści z rękawicą bokserską na kiju. Coś czuła, że to koniec żartów i rywalizacja wchodziła na wysokie obroty. Skoro potrafili być zaciekłymi przeciwnikami w czasie meczów, nic nie stało na przeszkodzie, by i tu wzięli sprawy na poważnie. Niezależnie od tego, jakie relacje łączyły ich poza boiskiem. Przyglądając się kapitanowi Krukonów, była wyjątkowo skupiona i milcząca. Czyżby była na tyle skoncentrowana, że odjęło jej mowę?
Kostki:3 +1 z poprzedniej tury + 1 za bycie w drużynie = 5 -> udany unik, utrzymanie na miotle (+10pkt dla domu) Uderzenie/unik: unik I Członek drużyny: tak Dodatkowo: wykorzystuję +1 z poprzedniej tury, łącznie +30 punktów dla Gryffindoru
PS. Przypadkiem rzuciły mi się dwie kości, więc tę drugą wykorzystam w następnej turze.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Ta zabawa była dość niebezpieczna albo po prostu on miał takie szczęście. Najwyraźniej nie nadawał się do tego, ale nigdy nie twierdził, że był w zakresie latania jakimś orłem, czy coś podobnego, nie chciał również zrobić żadnej krzywdy April i skończyło się na tym, że teraz to on musiał być składany. Komentarz, jaki rzucił, był skierowany raczej w przestrzeń, a nie do Walsha, na którego spoglądał spod przymkniętych powiek, kiedy składał jego rękę do kupy. Z miejsca zapomniał właściwie o bólu i tym dziwnym uczuciu, kiedy mężczyzna przesunął palcami po jego ciele, kiedy usłyszał jego pytanie i spojrzał na niego z niekłamanym szokiem, czując jednocześnie, jak jego twarz staje się właściwie z miejsca purpurowa. - To nie było... - zaczął cicho, ale Walsh już zwrócił się do April i może tak było najlepiej, bo przynajmniej Chris nie musiał jakoś za mocno się w to angażować, chociaż i tak serce biło mu mocno ze stresu, który nagle go opanował. Mógł się założyć, że to wszystko wpłynęło również na jego dalsze zdolności, kiedy obiecał April, że postara się nie zrobić jej krzywdy i tak było, bo ledwie ją musnął w ramię, na pewno nie nabawi się nawet siniaka, a kij po prostu spadł mu na ziemię. Równowagi zachować nie umiał, to zdaje się przerastało jego możliwości, ale też myślami był zupełnie gdzie indziej i całe skupienie, jakie odczuwał do tej pory, mówiąc prosto - poszło w las. Uwaga Walsha całkowicie go zdekoncentrowała.
Kostki:2, 1, A Uderzenie: 1 Członek drużyny: - Dodatkowo: - 1
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Nim zdążyła właściwie porozmawiać z Alise, usłyszała, jak profesor każe zmienić im kierunek lotu, spokojnie spróbowała zatem zawrócić. Czuła się już nieco lepiej, mniej skrępowana, wydawało jej się, że coś może z tego wszystkiego będzie, furia już jej minęła, a kiedy wiatr tak wściekle zrzucił ją na początek trasy, główna fala irytacji właściwie odpłynęła. Nie spieszyła się teraz aż tak bardzo skupiała się również na tym, co się działo dookoła, a nie tylko na gorącym dudnieniu w głowie, które nie chciało w żaden sposób przejść, przeminąć i odejść. - A ty? Powiedział ci zdecydowanie... za dużo - rzuciła w końcu, gdy wzięła głębszy oddech, ale nie patrzyła nawet w stronę pozostałych graczy, nie chciała przypadkiem odszukać wśród zebranych Fillina albo Boyda, bo naprawdę miała teraz do nich uraz. I odnosiła wrażenie, że Alise również, chociaż nie była do końca pewna, co się właściwie dzieje i o co tutaj chodzi.
Kostki:3 i 3 Wymijam 2 kamienie Członek drużyny: -
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Zerknęła na krukonkę, wzruszając delikatnie ramionami. Z Callahanem to nigdy nie była prosta sprawa — miała wrażenie na początku, że nawet źle zapięty guzik jest w stanie doprowadzić go do pasji, a co dopiero krzywe spojrzenie czy źle dobrane słowo. W jakiś sposób udało się im jednak stworzyć coś, co wyrównywało wszystko i przy niej Boyd nie denerwował się tak szybko i często, przez co zyskiwał na charakterze i uroku osobistym, pozostając fajnym, normalnym chłopakiem. Dyplomatycznie pomijała zapędy do agresji. Podleciała bliżej przyjaciółki, wlepiając w nią błękitne oczy. - Ja? Nie przejmuje się. Gdybym miała stroić fochy i obrażać się za wszystko, co gorzej brzmi z jego ust, to pewnie byśmy nie mogli na siebie patrzeć. Jest szczery, cenie to sobie w nim. A jeśli chodzi o Fillina — oni są po prostu chyba w pakiecie. Odparła z rozbawieniem, zerkając w stronę ćwiczących gdzieś na boku uczniów, zaciskając mocniej palce na trzonku miotły. Nigdy nie miała problemu z przyswajaniem czyjeś opinii, niezależnie od tego, jaka ona by nie była. Każdy miał prawo żyć i wyrażać siebie. Alise była też dziewczyną stroniącą od konfliktów i chociaż Fillin oraz Boyd mieli rację z jej braniem udziału w meczach, było to trochę bardziej skomplikowane. Może chciała coś zmienić dla kogoś, a nie dla siebie..? Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc ponownie na Victorie. - Nie powinnaś się tak przejmować, może pod tym całym flirtowaniem i żartami kryje się fajny, wrażliwy chłopak, który po prostu nie znalazł jeszcze swojego miejsca? Każdy ma swój sposób na codzienność i kompleksy. Są takie sekundy, gdzie mam ochotę rzucić w Boyda butem, a jednak zaraz widzę wśród tych kilku wad, mnóstwo pozytywów. Ty też się nie dowiesz, dopóki sama nie sprawdzić, bo nie ma co wierzyć plotkom. Zakończyła swój monolog, tracąc koncentrację. Ominęła raptem dwa kamienie, a silny wiatr sprawił, że o mało nie spadła z miotły — zepchnięta na bok, zostawiając dziewczynę samą. Musiała zacząć od początku! Złapała oddech, uśmiechając się pod nosem — bo co innego na warunki atmosferyczne zostało — i zgarnęła warkocz na plecy. Pierwszy wyścig poszedł jej lepiej. Postanowiła poczekać na Victorie, aby mogły zacząć razem jeszcze raz.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Delikatnie wzruszył ramionami. Osobiście był przekonany, że ich wygłupy zostaną odebrane w sposób negatywny, więc pochwała była miłym zaskoczeniem. Co prawda nie można było im odmówić zaangażowania w ćwiczenie, jeśli więc to było dla profesora głównym wyznacznikiem dobrze wykonanego zadania, to może nie powinno ich to aż tak dziwić. Pulsująca bólem noga jasno mówiła, że Moe mocno mu się przyłożyła; teraz powinien chyba odpłacić się czymś podobnym. Byłoby mu łatwiej, gdyby po samym wycelowaniu w nią tą dostojną bronią nie zalały go wyrzuty sumienia. Usilnie starał się robić dobrą minę do złej gry i nie pokazywać, że odkąd zamienili się rolami, ćwiczenie zaczęło mu sprawiać psychiczny dyskomfort. Fizyczny właściwie też, bo kiedy wyprowadzał cios, zaciskał mięśnie ud, co zaś skutkowało przeszywającym bólem. Miał szczęście, że była zwinna i bez problemu uniknęła jego uderzenia, bo w momencie kiedy zmiarkował się, że niechcący wycelował bliżej twarzy niż planował, w środku zamarł ze strachu. A gdyby złamał jej nos?! Merlinie, nie chciał o tym nawet myśleć. Przekrzywił głowę i uśmiechnął się, widząc to skupienie malujące się na jej twarzy, a potem wycelował w nią znowu. Bez ostrzeżenia – przecież ewidentnie była teraz gotowa na wszystko.
Kostki:4, 6, F Uderzenie: II Członek drużyny: a i owszem Dodatkowo: -1 do równowagi, +10 pkt dla Ravenclawu x2 (+15 z poprzedniego etapu, razem 35)
siniak na lewym ramieniu, lewa noga do amputacji
Ostatnio zmieniony przez Elijah J. Swansea dnia Sob Mar 28 2020, 17:31, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Trochę widziała, że bycie po tej drugiej stronie ćwiczenia niezbyt mu odpowiadało. Prawda była jednak taka, że i ona nigdy nie poczuła żadnej przyjemności z wymierzanych mu wcześniej ciosów. Jasne, robiła to, bo na tym polegało polecenie. Robiła to dość celnie i z premedytacją, choć chyba wyłącznie po to, żeby nie uznał, że miała go za kogoś nieodpowiedniego do wspólnych treningów. Słabszego. Jakakolwiek taryfa ulgowa byłaby uderzeniem w honor. Czy to jego, czy jej. Przy uderzeniu w brzuch musiała zdecydować się na dość trudny wariant uniku - obróciła się na miotle tak, że zawisła głową w dół, jednocześnie ściągając miotłę nieco niżej, by 'broń' Swansea przeszyła powietrze zamiast sięgnąć przez wszystkie znajdujące się po drodze organy do jej kręgosłupa. Czuła, że to nie są żarty, ale to tym bardziej budowało w niej zaciekłość i pewność ruchów. Nie miała zamiaru godzić się na trafienie jej tylko w ramach rewanżu, ale też czuła że w pewien sposób i jemu robiła tym sposobem pewną przysługę. Nadal nic nie mówiła, zdecydowała się jedynie na jakiś pomruk aprobaty, kiedy już cofnął dłoń. Czekała na kolejny ruch, aby i na niego móc na czas zareagować. Wymieniła się z nim spojrzeniami, choć zupełnie tego nie planowała. To nie był dobry moment na wzajemne rozkojarzanie się. A jednak coś w jego oczach było silniejsze od jej ostrożności, czy oddania miotlarskiemu zadaniu.
Kostki:5 (ta druga kość teraz) + 1 za bycie w drużynie = 6 -> udany unik, utrzymanie na miotle (+10pkt dla domu) Uderzenie/unik: unik II Członek drużyny: jak babcię kocham Dodatkowo: łącznie +40 punktów dla Gryffindoru!