Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Autor
Wiadomość
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Była w Hogwarcie od pół roku, a musiała przyznać, że wciąż uczyła się pewnych twarzy, o imionach nie wspominając. Nie przywykła do tego, tym bardziej, że pamięć miała niezłą, a i ze zdobywaniem znajomych nigdy nie miała większych problemów. Prawda jednak była taka, że przez różne lekcje przewijały się różne osoby, a ona wciąż nie wiedziała na czym powinna się bardziej skupić... Nowych znajomościach, czy może nauce, jak robiła to przez większość swojego życia? Dlatego jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy dotarł do niej głos @Lazar Grigoryev. Spojrzała na niego i uniosła jedną brew. - Poranny jogging? - zapytała i parsknęła śmiechem, widząc jak dyszy. Miał jeszcze kilka minut, a ona sama nienawidziła biegać do tego stopnia, że wolałaby się spóźnić niż wypluwać płuca, tak jak Grigoryev w tej chwili. Kiedy oparł na niej swoją głowę, poklepała go lekko po miękkich włosach. - Nic mi nie mów, przed jedenastą w nocy, nie żyję. - odparła w tym samym języku co chłopak i w którym czuła się dużo pewniej niżeli w angielskim, a na potwierdzenie swoich słów ziewnęła. Parsknęła na słowa @Morgan A. Davies i spojrzała jeszcze raz na chłopaka, który wyglądał jakby naprawdę miał pluć płucami, chociaż chyba powoli powietrze zaczęło do niego docierać. Skupiła swoją uwagę na nauczycielu, kiedy ten zaczął mówić. Pokiwała głową na znak, że rozumie, no przynajmniej większość. Kiedy przyszła jej kolej, przyjęła pałkę i wsiadła na miotłę wzbijając się w powietrze. Wiatr we włosach, nawet ten zimny, sprawił, że natychmiast krew w niej zawrzała. Uwielbiała to, nawet jeśli miała bezsensownie walić pałką w tłuczka. Odbiła piłkę i przekrzywiła głowę, patrząc gdzie ta leci. Chyba nie poszło jej najgorzej, jak na to, że z quidditchem miała niewiele wspólnego. Przekazała pałkę kolejnej osobie i usiadła z powrotem na ziemi. Chciała rzucić jakąś grą, ale stwierdziła, że nie znała żadnych innych, niż te, które zostały już wymienione.
Widziała w członkach drużyny smutek i doskonale go rozumiała. No nie poszło najlepiej, ale wierzyła, że jeszcze mają szansę pokazać się w następnych meczach z najlepszej strony! Ale łatwo tak mówić, kiedy siedzi się jedynie na trybunach... Chciała ich jakoś bardziej pocieszyć, ale nie sądziła, że mogłaby powiedzieć cokolwiek co podniosłoby ich na duchu, a poza tym zaczynała się właśnie lekcja. Odgarnęła śnieg zaklęciem i usiadła na miejscu obok Nirah. Nie znała specjalnie historii quidditcha, jedyne co w miarę ogarniała to praktyka. Nie interesowała się też specjalnie innymi grami miotlarskimi, największą przyjemność sprawiało jej po prostu latanie na miotle, nieraz bez większego celu. Słuchała więc z zaciekawieniem odpowiedzi innych i otwierała oczy ze zdumienia. Czego też czarodzieje nie wymyślą! Piłki zrobione z organów zwierząt nie brzmiały zbyt zachęcająco. W życiu by tego nie dotknęła! Fuj... Zainteresował ją natomiast quod. Takim wybuchającym kaflem to by chętnie zagrała! Miała doświadczenie z eksplozjami. Kiedy w końcu przyszła jej kolej wsiadła na szkolną miotłę, złapała pałkę i uniosła się nad ziemię. Trochę się denerwowała, bo nie miała za dużo okazji trenować na pozycji pałkarza, ale wzięła głęboki oddech i skupiła się na lecącej piłce. Przycelowała w lecący tłuczek i sprawnie odbiła w odpowiednim kierunku. Nie poszło najgorzej! Zdecydowanie potrzeba trochę wprawy, ale wszystko jest do zrobienia! Uśmiechnęła się z satysfakcją i wróciła na swoje miejsce przekazując sprzęt następnej osobie.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Naprawdę nie miał ochoty się dziś odzywać – wciąż był zaspany i wolał żeby to inni wypowiadali się za niego. Zresztą szybko padły nazwy dawnych gier, które świtały mu gdzieś w odmętach pamięci i nawet Elaine postanowiła się wycofać, po prostu słuchając zajęć i szepcząc cicho, na co odpowiadał delikatnymi kiwnięciami głowy i cichymi słowami. Cieszył się, że zgromadził Kruczki wokół siebie, nawet jeśli, przynajmniej na ten moment, nie zapowiadało się, aby mieli jakoś współpracować. Kiedy nadeszła jego kolej, wziął pałkę i wsiadł na miotłę. Dziwnie było znów czuć jej ciężar w ręce – trzeba przyznać, że trochę za nią tęsknił. Dość długo grał na pozycji pałkarza ramię w ramię ze swoją bliźniaczą siostrą zanim zdecydował, że lepiej dla nich wszystkich będzie jeśli przejdzie na obronę. Pałka w ręce sprawiała, że czasem mu odbijało i zachowywał się w sposób, na który w normalnej sytuacji w życiu by sobie nie pozwolił; przykuty do bramki, nie miał podobnej możliwości. Wbrew własnym oczekiwaniom, poszło mu raczej słabo. Nie było źle, nikogo nie skrzywdził i całkiem ładnie wycelował w tłuczek, ale włożył w to stanowczo zbyt mało siły. Czyżby zapominał jak zrobić to z siłą godną prawdziwego pałkarza?
Wynik: 4 Kostki:1, 1 → przerzut na 3 → przerzut na 1 (). Mam bransoletkę z Ayuahascą, więc wybieram 3.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie wdawał się w żadne rozmowy z kolegami, bo o ile na innych zajęciach mógł sobie jeszcze wesoło pogaworzyć, tak na miotlarstwie wolał pozostać skupionym. Może nauczy się czegoś nowego, co mogłoby mu się przydać na szkolnym boisku? Nie miał zamiaru zaprzepaścić takiej szansy, więc uważnie słuchał, co ma do powiedzenia nauczyciel. Musiał jednak przyznać, że kiedy usłyszał zasady całej zabawy, był trochę zawiedziony. Wszak sam grał na pozycji pałkarze, i to nie tylko w Slytherinie, ale i Zjednoczonych z Puddlemere, więc szczerze wątpił, by na tych zajęciach pozyskał jakieś inne przydatne wskazówki. Szkoda, bo liczył na to, że będzie mógł się spróbować w innej roli. Tak czy inaczej podjął się zaproponowanej przez profesora aktywności i kiedy nadeszła jego kolej, wziął pałkę w dłoń i zamachnął się mocno, by uderzyć tłuczek. Nie trafił go niby źle – nikogo by nie uszkodził, chociaż podczas meczu spokojnie mógłby pokrzyżować czyjeś plany. Matthew nie był jednak usatysfakcjonowany, bo zdawał sobie sprawę z tego, że stać go na znacznie więcej. Tym razem chyba zbyt mocno się zniechęcił, a przez to jego koncentracja spadła niemalże do zera. No trudno, dopóki nie była to gra na punkty nie powinien się raczej przesadnie przejmować. Przekazał więc pałkę dalej i obserwował poczynania innych uczniów, w szczególności tych należących do przeciwnych drużyn quidditcha. Warto było spostrzec, jakie robią postępy.
Odwzajemniła uśmiech @Boyd Callahan, czując jakąś wewnętrzną satysfakcję. Musiał być zadowolony, że William oberwał za podrywanie dziewczyny, którą on sam lubił. Zerkanie w stronę Gabrielle i ta reakcja tylko utwierdziły Alise w tym przekonaniu. Nawet jeśli chciała się dosiąść, uznała, że lepiej będzie, jeśli puchonka nie zobaczy go z jakąś dziewczyną, bo to może skreślić jego szanse. Reakcja Elaine była taka, jaką krukonka przewidziała, nie podejrzewając, że powodem wcale nie była obraza na nią, a miłość do Rileya siedzącego nieopodal. Natomiast @Elijah J. Swansea pozytywnie ja zaskoczył. Posłała mu promienny uśmiech, a gdy zostali podzieleni na dwie drużyny, zajęła miejsce obok kapitana Ravenclawu, zaraz po wysłuchaniu objaśnień, gdy tylko tłuczek wszedł w ręce uczniów. - No cześć! Potem nie krzycz na treningu, jak się skompromituję. Miałam długą przerwę. - rzuciła w jego stronę z nutą rozbawienia i wzruszeniem ramion, jednocześnie śledząc spojrzeniem kolejne odbicia graczy. Cholera, większość z nich była naprawdę zdolna! Argentówna była jednak dobrej myśl, nawet jeśli wybraną przez nią pozycją była ścigająca lub szukająca. Była zwinna i miała cela, znacznie gorzej przedstawiała się siła w dłuższym rozrachunku. Pojedyncze uderzenia nie stanowiły problemu, jednak wytrzymanie całego meczu mogłoby być dla niej niemożliwe. Podniosła się, wsiadając na miotłę i odbijając się pewnie od ziemi, szybko znalazła się na odpowiedniej wysokości. Zacisnęła palce na pałce, skupiając spojrzenie na szalejącym tłuczku. Nadleciał szybciej, niż sądziła, jednak udało się jej odbić, nawet jeśli brakowało w tym wigoru i raczej przeciwnika z miotły by nie zrzuciła. Wróciła na ziemię, zsiadając i podając pałkę dalej. Znów kucnęła, obejmując kolana rękoma i spojrzała w stronę gryfona, posyłając mu zaczepny uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotkały. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, odwracając się w stronę Elijah. - Tylko błagam, nie rób ze mnie pałkarza. Wiesz, że to nie moja bajka.- rzuciła w jego stronę całkiem poważnie, wciąż pamiętając o tym, że wpisała się na listę rezerwową.
Kostki:7 - Jeśli nie jesteś jeszcze w drużynie, pora zastanowić się, czy do niej nie dołączyć. Wyraźnie widać, że jesteś stworzony do roli pałkarza, choć musisz jeszcze nieco poćwiczyć. Odbity tłuczek nie uszkodziłby nikogo, ale mógłby pokrzyżować czyjeś plany. Dobra robota!
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Przyjęła podaną jej pałkę, ważąc ją w ręku. Niezbyt lubi pozycję pałkarza. Z pewnością ma swoje plusy - zamiast obrywać tłuczkiem, możesz pieprznąć nim w innych. Ale Peril preferuje adrenalinę, szybkość i zwinność gry na pozycji ścigającego, zamiast krążenia po boisku i obliczania potencjalnej trajektorii lotu tłuczka, coby dobrze go w kogoś odbić. Nie należy twierdzić, że ścigający ma tak łatwo. Odpowiednie zagrania i zgrane w czasie podawanie sobie kafla może zaważyć o nabiciu tylu punktów, aby nawet znicz nie dał rady wyrównać. Współpraca - to jest najważniejsze pomiędzy ścigającymi a pałkarzami. Wzleciała zatem w powietrze i odbiła tłuczka pewnie, ale nie aż tak mocno. Nie chciała utrudniać innym treningu - po to on jest, aby podszkolili sobie braki. A później wylądowała, dając innym się wypowiadać odnośnie gier miotlarskich. - Na następnej lekcji zagramy w którąś z tych? - Zagadnęła profesora, teraz siedząc nieopodal Josha. - To by była miła odmiana - dodała z uśmiechem, patrząc, jak idzie innym Gryfonom. - Morgan! Nie myślisz o zmianie na pałkarza? - Rzuciła głośniej ku @Morgan A. Davies. W żartach. Nowa kapitan była skuteczna jako szukający. I chyba lubiła tę pozycję.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Wzruszył jedynie lekko barkami, wciąż z tym samym zawadiackim uśmiechem na ustach, gdy Puchonka nie zdecydowała się jednak skorzystać z jego ‘oferty’. Ledwie usadził to miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę na ziemi i łup, zupełnie niespodziewanie on również stał się ofiarą śniegowej kulki; w dodatku nie ze strony, z której mógł się spodziewać ewentualnego odwetu. Wzdrygnął się nieznacznie, kiedy kilka drobin wpadło mu za kołnierz. — Co do… — mruknął pod nosem, odruchowo kładąc dłoń na miejscu, w które oberwał i jednocześnie odwracając głowę w tył; jego oczom ukazała się bliżej nieznana mu Krukonka, ewidentna sprawczyni tego ataku. Uniósł brew, gdy dziewczyna zaczęła tłumaczyć, że to w sumie miało być w jakąś koleżankę, nawet krótko zerknął we wskazaną stronę, ale kiedy powrócił do niej wzrokiem widać było, że raczej średnio to kupuje. Za dobrze znał takie urocze, niewinne uśmieszki, żeby dać się nabrać; sam był w końcu niezły w podobnych gierkach. — Przyda się więc popracować trochę nad celnością — rzucił jednak ze śmiechem za nią, odprowadzając jasnowłosą wzrokiem i już miał strzepnąć resztki śniegu jeszcze zalegające mu na włosach i karku, kiedy Gabrielle zaoferowała się z pomocą, więc pozwolił jej się tym zająć. Zerkał przy tym na nią kątem oka, a następnie obdarzył ją uśmiechem w podzięce, gdy się z tym uporała. Na dalsze rozmowy niestety nie było już czasu, bo profesor właśnie rozpoczął zajęcia i to w jego stronę skierował swoją uwagę, by wysłuchać czym będą się dziś zajmować. Wykład o starodawnych grach miotlarskich połączony z odrobiną zabawy z tłuczkami brzmiał nawet interesująco, ale dla Fitzgeralda w sumie niemal wszystko co się wiązało z lataniem na miotłach tak brzmiało. Walsh podzielił ich na grupy pod względem Domów zestawiając Gryfonów z Puchonami oraz Ślizgonów z Krukonami, więc blondynka chcąc nie chcąc musiała opuścić jego towarzystwo; rudzielec powiódł za nią spojrzeniem, gdy trochę niechętnie dołączyła do swojego teamu, też odrobinkę zawiedziony, by zaraz z powrotem przenieść wzrok na profesora. — Gra z Queerditch Marsh, o której pierwsze wzmianki pochodzą z XI wieku, uznawana jest za prymitywną wersję współczesnego quidditcha — rzucił, bo jedynie o tym jeszcze nikt z pozostałych nie zdążył wspomnieć, a jakby nie patrzeć też można to uznać za pewną formę starodawnej gry miotlarskiej. Z uwagą obserwował poczynania pozostałych, w szczególności tych z przeciwnej drużyny i nawet wydał z siebie cichy gwizd, kiedy Gabrielle spowodowała uszkodzenie jednego z monolitów, by od razu wskoczyć na miotłę i wzbić się w powietrze, gdy tylko pałka została przekazana na jego ręce. Zważył narzędzie mordu w dłoni. Na poprzednim treningu drużyny Ślizgonów udowodnił, że sprawdziłby się świetnie na tej pozycji i dziś jedynie to potwierdził, kiedy wziąwszy porządny zamach, trafił bez trudu w nadlatującego ku niemu tłuczka, posyłając go prosto między wskazane wcześniej przez Walsha kamienne bloki. Zabawa niezła, nie mógł zaprzeczyć, ale mimo wszystko był zdecydowanie zbyt mocno przywiązany do kafla, żeby rozważać zmianę pozycji w bliższej czy nawet dalszej przyszłości. Na jakiś jeden mecz może, tak dla urozmaicenia życia, gdyby zaszła potrzeba, ale na pewno nie na stałe. W każdym razie wrócił na ziemię i oddawszy pałkę następnej osobie, usiadł z powrotem by obserwować poczynania kolejnych osób.
Zaśmiał się cichutko, prawie że bezgłośnie, kiwając nieznacznie głową. — Niestety. Wolę biegać wieczorami, zwłaszcza zimą — odpowiedział z pełną powagą, przymykając na kilka sekund powieki kiedy go poklepała. Na brodę Rasputina, marzył o tym żeby wrócić do łóżka... a zamiast — Morrgan — przez swój akcent nieco zbyt twardo wypowiedział jej imię, nie będąc przy tym świadomym, że pół Hogwartu zwraca się do niej w zgoła inny sposób. Nie miał jednak niczego złego na myśli i jego ton, choć noszący w sobie senność, był sympatyczny — Ja widzę, że Twoje zaproszenie jest bardzo poważne, skoro tak o mnie dbasz — uśmiechnął się, wciąż oparty o ramię swojej młodszej koleżanki i ani myślał się podnosić dopóki nie był do tego absolutnie zmuszony. Tym bardziej żałował, że przyszedł tak późno – tylko ukrócił tym swoje słodkie lenistwo. Kiedy nauczyciel rozpoczął zajęcia, chcąc nie chcąc wyprostował się i zmusił do słuchania; oko pewnie by mu uciekało gdyby nie to, że zapewnił im odpowiednie (czyżby?)... atrakcje, które miały, hm, wpłynąć chyba na stopień ich rozbudzenia. Nic nie budzi równie skutecznie jak groźba oberwania tłuczkiem w zęby. Zaspany Lazar nawet nie próbował odpowiadać na pytanie nauczyciela, jedynie po wypowiedzi Morgan dodał cicho, nachylając się w jej stronę: „To prawie jak w sobotnim meczu”. Jak zwykle nie było go na trybunach, ale o końcówce meczu Krukonów z Pchonami słyszał już chyba każdy w Hogwarcie. Kiedy przyszła jego kolej na latanie z pałką, nie był pewien czy to taki dobry pomysł; zmęczenie dawało mu się we znaki, pałka jakoś tak ciążyła w ręce, a za tłuczkiem trudno było mu nadążyć wzrokiem. A jednak poszło mu znacznie lepiej, niż mógł się tego spodziewać! Mocno odbił tłuczka (chyba powinien podziękować sobie za to, że pracował nad mięśniami) i nawet nikogo nim nie zabił. Totalny sukces.
Przysiadł na skrzyni, zakładając nogę na nogę, z różdżką w gotowości, gdyby komuś nie udało się odbić tłuczka, a ten mknąłby w stronę reszty grupy. Z tego miejsca dobrze wszystkich widział i nie musiał między nimi spacerować, dając także im nieco więcej swobody. Chciał sprawdzić, czy mają podzielną uwagę i kto tak właściwie czyta cokolwiek o quidditchu, ostatecznie raczej nie często mają na zajęciach teorię. Inna sprawa, że nie było zbyt wiele tematów do omawiania… No, może jeszcze o miotłach. Póki co, słuchał odpowiedzi, uśmiechając się lekko. - Dobrze, panno Davies… - zaczął mówić, ale urwał, gdy tłuczek uderzył w kamień, którego odłamki nieco się posypały. No nic, zabytek nie ucierpiał tak bardzo. Przez moment myślał, żeby tego jednak nie komentować, słuchając odpowiedzi Puchonki, gdy i ona pomogła zrzucić nieco wagi jednemu z kamieni. - Wyczerpująca odpowiedź, panno Levasseur, dziękuję. Proszę pozostałych, żeby jednak starali się nie trafiać w krąg. Myślę, że niektórzy woleliby, żeby pozostał w nienaruszonym stanie - poinstruował resztę, z lekkim uśmieszkiem na twarzy, choć bynajmniej nie był on oznaką wesołości. Na szczęście wszyscy zdawali się brać sobie jego słowa do serca. Obserwował dalej próby uderzeń kolejnych osób, dostrzegając, że w gruncie rzeczy, nie było źle. Większość dawała sobie radę na tyle dobrze, że można byłoby próbować wciągnąć ich do drużyny. Ciekawe… - Dobrze, panie Fairwyn. Co ciekawsze, podobną grę mają mugole, tak zwana “piłka parzy” - dodał, w ramach ciekawostki wzmiankę o grze, w którą sam kiedyś grał. Później, czytając historię quidditcha, śmiał się z tego, jak wiele mają wspólnego z mugolami. Nigdy jednak nie interesował się tym, kto wymyślił pierwszy tę grę. Mugole, a czarownicy ją udoskonalili, czy odwrotnie. Nie było jednak konieczność zastanawiać się nad tym w danej chwili, gdyż padły kolejne poprawne odpowiedzi, z czego jedna znów przypominała mugolską zabawę. Prawdę mówiąc, był pozytywnie zaskoczony ich znajomością gier. Każda odpowiedź wprawiała Walsha w jeszcze lepszy humor. Spodziewał się, że zostaną wymienione góra trzy konkurencje. Zamiast tego miał streszczone wszystkie. Z całą pewnością każdego profesora cieszyłaby taka wiedza uczniów i studentów, nic więc dziwnego, że Joshua uśmiechał się lekko i kiwał głową po każdej odpowiedzi, gratulując wypowiadającej się osobie. - Następne lekcje niech pozostaną dla was niespodzanką - odpowiedział Hemah, spoglądając w jej stronę. Nie miał zamiaru zdradzać, nawet jej, planów na następne zajęcia. Jeszcze ktoś mógłby uznać, że woli zostać w dormitorium. W końcu padła i ostatnia nazwa gry, po której pokiwał głową, podnosząc się ze skrzyni. Wszyscy w grupach zdążyli już odbić tłuczki, więc można było je śmiało, na moment wstrzymać. Uniósł więc różdżkę, zmuszając tłuczki do powrotu do skrzyni. - Tak, panie Fitzgerald. Dla tych, którzy mogą nie wiedzieć. W Queerditch Marsh rzucano skórzaną piłką tak jak my obecnie kaflem. Dodatkowo rzucano pierwszą wersją tłuczków. Grę tę poznaliśmy jedynie z zapisków Gretie Keddle - dopowiedział nieco, spoglądając na wszystkich i dając im gestem znać, że mogą wstać z ziemi. - Gratuluję, każda z odpowiadających osób zarobiła pięć punktów dla swojego domu. Jeśli słuchaliście z należytą uwagą, mogliście zauważyć, że większość z tych gier została zarzucona przez wzgląd na bezpieczeństwo graczy. Obecnie quidditch cieszy się dużym powodzeniem, ale patrzy się rygorystycznie na faule. Jeśli będzie więcej podobnych sytuacji jak na sobotnim meczu może się zdarzyć, że i ten rozdział zostanie zamknięty - to mówiąc, spoglądał z powagą po członkach drużyn. Trafienie tłuczkiem w kogoś i złamanie, to było częste. O ile nie dochodziło do naprawdę paskudnych obrażeń, dla Josha było to ryzyko zawodowe. Inną sprawą było celowe zrzucanie z miotły już po zakończonym meczu. Miał nadzieję, że podobna sytuacje nie będzie mieć miejsca. Przez chwilę nic nie mówił, aż w końcu uśmiechnął się szeroko. Machnął różdżką, zgarniając śnieg bliżej drużyn. - Ferie już za chwilę, teorię mamy omówioną, czas na odrobinę rywalizacji. W grupach, w których jesteście, będziecie celować pomiędzy te kamienie, które tworzą nam niejako bramę - zaczął mówić, wskazując ręką cel. - Pałkarz na miotle, pozostali, wciąż pozostając w kuckach, mają za zadanie utrudniać drużynie przeciwnej… śnieżkami. Która grupa zaliczy więcej trafień, ta wygrywa. Wybierzcie osobę, która będzie zaczynać i na miotły. Gdy wypuszczę tłuczki, możecie zaczynać rzucać śnieżki - dodał, uśmiechając się szeroko. Cóż, jak już część z nich chciała się bawić śniegiem, dlaczego tego nie wykorzystać? Spojrzał, czy wszyscy są gotowi, po czym ponownie wypuścił tłuczki.
GRUPY
Spoiler:
Grupa 1: 1. Hemah E. L. Peril 2. Lazar Grigoryev 3. Harriette Wykeham 4. Boyd Callahan 5. Morgan A. Davies 6. Bjørn H. Nordhagen 7. Gabrielle Levasseur 8. Nirah Anunnaki 9. Nancy A. Williams
Grupa 2: 1. Heaven O. O. Dear 2. Annabell Helyey 3. William S. Fitzgerald 4. Matthew C. Gallagher 5. Elaine J. Swansea 6. Riley Fairwyn 7. Violetta Strauss 8. Alise L. Argent 9. Elijah J. Swansea
KOSTKI
Spoiler:
Pod uwagę brane są punkty w kuferku za samą umiejętność + punkty za miotłę, jeśli postać przyszła ze swoją. Rzucamy jedną kostką, punkty w kuferku dają możliwość przerzutu: 21-40pkt jednorazowa możliwość przerzutu kostki 41pkt> dwukrotna możliwość przerzutu kostki
interpretacja wyniku:
1 Wsiadasz na miotłę, widzisz lecący na ciebie tłuczek, wykonujesz zamach… i do tej pory było dobrze, a o reszcie lepiej milczeć. Pałka wypada ci z ręki, a ty, chcąc uniknąć tłuczka, wisisz na miotle głową w dół. To wyraźnie nie jest twój najlepszy dzień. 3,5 Przyzwoite odbicie, choć zawsze mogło być lepiej. Tłuczek leci w odpowiednim kierunku, ale zamiast trafić w "bramkę" mija kamienie lekkim łukiem. 2,4 Tak należy odbijać. W trakcie meczu zdecydowanie obroniłbyś członków drużyny i nie wyrządziłbyś nikomu krzywdy. Piłka, odpowiednio pokierowana, przelatuje między kamieniami, a ty zdobywasz punkt dla grupy. 6 Odbicie idealne. Tłuczek leci dokładnie tam, gdzie chcesz, a ty jesteś tego świadom jeszcze zanim pałka dotyka piłki. Od ciebie jedynie zależy czy wykorzystasz swoją kolej na zdobycie punktu dla grupy, czy trafienie w kogoś z drużyny przeciwnej.
UWAGA! W przypadku celowania tłuczkiem w kogoś, po wyrzuceniu 6, osoba, w którą został on wymierzony, rzuca dodatkową kością.
wynik parzysty oznacza unik wynik nieparzysty oznacza oberwanie tłuczkiem
Termin odpisu - 04.02 godz. 22:00
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Śnieżki niby nie były jej straszne, ale była gotowa się przed nimi na miotle uchylać na tyle, na ile było to potrzebne. W końcu zdążyła już wynieść z boiska takie przyzwyczajenia, które najzwyczajniej kazały jej uchylać się od wszelkich świszczących i przepychających się niebezpieczeństw. Kiedy nadeszła jej kolej, skorzystała z doświadczenia nabytego podczas wspólnych ćwiczeń z Mattem i późniejszego pierwszego treningu, jaki postanowiła przeprowadzić Gryfonom jeszcze przed przejęciem kapitańskiej opaski. Huknęła, zdobyła punkt, niczego więcej nie oczekiwała. Celowanie w drużynę przeciwną było okej podczas meczu. Nie na lekcji, nawet, jeżeli było na to otwarte przyzwolenie. Na lekcję nikt nie przychodził z nastawieniem na poważną kontuzję pokroju zmiażdżonych kości, czy kolan w drugą stronę. Na meczach rzeczywiście z takimi przypadkami należało się niestety pogodzić, ale to już była zdecydowanie inna bajka. Po wylądowaniu, jedynym, czym się zajęła, było obrzucanie śniegiem kolejnych uczestników zabawy w drużynie przeciwnej. Póki co to ona otworzyła wynik. Jak się miała potoczyć dalsza część zabawy?
Grupa 1:1p.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyglądało na to, że ogólnie całkiem dobrze wszystkim szło to pałkowanie. Ogólnie obyło się raczej bez większych tragedii i wszyscy siedzieli w jednym kawałku. Josh w międzyczasie również wygłosił swoje krótkie przemówienie na temat dawnych sportów i obecnych w nich zachowań, które uznano za niebezpieczne. Przy okazji poruszył także kwestię tego, co stało się na poprzednim meczu. Przeszli zaraz do kolejnej części lekcji, w której pałkarzom miał przeszkadzać cały tłum siedzący na podłożu poprzez rzucanie śnieżkami. Ta lekcja chyba naprawdę wyjątkowa pod tym względem. Strauss upewniła się czy na pewno nikt nie chce przed nią jeszcze wsiąść na miotłę i nie widząc innych chętnych dosiadła wypożyczonego Nimbusa, by na nim wzbić się w powietrze. Zaraz też nadleciały z dołu liczne śnieżki. Jednak Krukonka albo ich uniknęła lub nie stanowiły one dla niej większego problemu, bo mimo wszystko udało jej się celnie trafić w szarżującego na nią tłuczka i wybić go w ustanowioną przez nauczyciela bramkę. 1:1. Worek z bramkami się rozwiązał! Jak tylko odbiła piłkę, wróciła na ziemię i przekazała pałkę kolejnej osobie, która miała powtórzyć jej wyczyn. Z jak najlepszym skutkiem oczywiście.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Kiedy Elaine znalazła się znowu blisko mnie, poklepałem ją krótko po ramieniu, aby docenić jej udany występ z pałką. Pochwaliłem ją też słownie, ale poza tym wciąż okazywałem się raczej bardziej milczący, aniżeli rozmowny. To i tak było bez większego znaczenia, ponieważ profesor wtrącał się w wypowiedzi innych i cała lekcja przypominała wciąż jeden wielki i żywy dialog. Kolejne zadanie wymagało dużej celności, która niekoniecznie szła ze sobą w parze, gdy myślałem o swoich występach jako pałkarz. Mimo tego jakimś cudem udało mi się odbić piłkę w ten sposób, aby zdobyć punkt dla swojej drużyny. Wylądowawszy na miotle uśmiechnąłem się nawet ucieszony z tego uśmiechu losu. Nawet przez krótką chwilę nie myślałem o tym, aby uderzyć tłuczkiem w inną osobę. Takie rzeczy to tylko na meczu, gdy faktycznie są wymagane. Po co bez sensu robić komuś krzywdę? Tymczasem do rzucania śnieżkami też nie byłem szczególnie chętny. Znalazłem o wiele więcej przyjemności, gdy wsunąłem swoją dłoń wprost w dłoń Elaine.
Słowa „odrobina rywalizacji” sprawiły, że z ust Nirah zniknął lekki uśmiech, który do tej pory się na nich błąkał. Do tej pory miała nadzieję, że obecne zajęcia są wyłącznie zabawą i tak też wolałaby je traktować, ale nie dlatego, że rywalizacji jako tako nie lubiła. Po prostu traktowała ją śmiertelnie poważnie. Zmarszczyła lekko brwi słuchając instrukcji i chociaż nie miała przy sobie żadnych rękawiczek i najpewniej miała tego pożałować to natychmiast zebrała trochę śniegu z ziemi, aby ulepić z niego swoją pierwszą śnieżkę. Miała zrobić ostrzał? Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Dopóki nie przyszła jej kolej, była prawdziwą maszynką do miotania tym zimnym, mokrym puchem. Ręce już dawno jej skostniały, kiedy w końcu otrzymała pałkę i sądziła, że najpewniej nie uda jej się dobrze odbić, skoro ledwo czuła, iż cokolwiek trzyma. Tak się jednak nie stało i Nirah udało się zdobyć punkt dla swojej drużyny, z czego była niezwykle rada. Jeżeli mieliby przegrać tę rywalizację wyłącznie z jej winy to chyba przez tydzień nie wyszłaby spod kołdry ze wstydu.
Kostka: 2 Grupa 1: 2 punkty
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Przysłuchiwałam się rozmową innych z profesorem, chociaż sam w niej nie uczestniczył. Miał wrażenie, że tego dnia jest jakiś zmęczony i ospały, a wspomniane wcześniej informacje przecież i tak znał już na pamięć. Nie potrafiłby zliczyć ile książek na temat quidditcha i pokrewnych gier miotlarskich przeczytał w swoim życiu, ale na pewno uzbierałaby się z tego całkiem spora sumka. Na tej lekcji wolał natomiast skoncentrować się na praktyce, skorzystać z okazji i pofruwać przez chwilę w powietrzu, pracując nad swą precyzją. Celował naprawdę dobrze, w innym wypadku nie dostałby się w końcu do drużyny Zjednoczonych z Puddlemere. Z tego względu jednak wymagał od siebie jeszcze więcej, a rezultaty jakie dzisiaj osiągał z pewnością go nie satysfakcjonowały. Usiadł na ziemi w siadzie tureckim i słuchał dalszych wskazówek profesora. Uśmiechnął się nawet, kiedy usłyszał, że w tym zadaniu obie grupy będą ze sobą walczyć o punkty. Uwielbiał rywalizację, więc z jeszcze większą ochotą wskakiwał na miotłę, kiedy tylko nadeszła jego kolej. Zamachnął się mocno swoją pałką, po czym trącił nią tłuczek. Odbita piłka przeleciała pomiędzy kamieniami, a on zdobył punkt dla swojej drużyny. Uderzenie niewątpliwie okazało się lepsze niż poprzednie, chociaż nadal nie skakał z radości. Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że stać go na znacznie więcej. Z drugiej strony nie zamierzał jednak przesadnie narzekać, bo przecież przysłużył się swej grupie.
Wysłuchała nauczyciela w spokoju, zerkając na członków grupy, do której należała. Oby byli lepszymi pałkarzami od niej, bo znając życie, ona wiele do punktacji nie wniesie. Zatopiła ręce w śniegu, a gdy tylko tłuczki zostały wypuszczone i miotła uniosła się do góry, rozpoczęła się bitwa. Białe pociski latały dookoła, raz lepiej, raz gorzej trafiając w cel. Ona sam też oberwała, wybuchając na to głośnym śmiechem i modląc się, aby zimny puch nie wleciał jej za kołnierz. Chowała się też trochę za Elijah czy innymi znajomymi, dzielnie rzucając w przeciwników. Zdrowa rywalizacja była naprawdę dobra, potrzebna młodym ludziom. Nauczyciel doskonale to rozegrał, wplątując w zajęcia zabawę, którą od dzieciaka wszyscy lubili. Gdy nadeszła jej kolej, weszła na miotłę i mocno chwyciła za pałkę, mając nadzieję, że się zbyt nie zbłaźni. Nie chciałaby spaść z piskiem, obrywając śnieżką w twarz. Alise odetchnęła głęboko, odbijając się od ziemi i ruszając ku górze, poszukując wzrokiem tłuczka. Zacisnęła palce na drewnie, przygryzając dolną wargę i z zaangażowaniem odbiła, mając nadzieję, że trafi w bramkę. Kierunek był dobry, jednak znów zabrakło jej siły oraz szczęścia. Piłka zaraz przed miejscem docelowym skręciła, omijając je łukiem. Westchnęła ciężko, niezbyt zadowolona. Zleciała w dół i wylądowała, poprawiając kurtkę i zapinając się pod szyję, bo zrobiło się jej chłodno — wcześniej oczywiście sprzęt przekazała dalej. Wsunęła na dłonie znalezione w kieszeni rękawiczki i wróciła do przeszkadzania przeciwnej drużynie. Bitwa na śnieżki wciąż trwała.
Pokręciła głową, na słowa Lazara, kto normalny biegał zimą? Ann ledwo zimą zmuszała się do wychodzenia na zewnątrz, toteż fakt, że pojawiła się na tej lekcji był całkiem imponujący, czyżby pobyt na wyspach dobrze jej służył? Nie przeszkadzało jej, że chłopak trzymał głowę na jej ramieniu, chyba nawet pomimo swojej porannej rozgrzewki poranek dawał mu się we znaki. Chociaż ona też się ledwo trzymała, kawa przestała na nią działać dawno temu, ale zrobiłaby wszystko, by poczuć to niebo w ustach, więc piła ją, cóż, nałogowo. Kiedy Grigoryev skupił swoją uwagę na nauczycielu, ona zrobiła to samo. Słuchała uważnie każdego wypowiedzianego przez mężczyznę słowa i zastanawiała się, co takie fantastycznego było w quidditchu. Pętle, piłki, odbijanie, nudy. W każdym razie trochę treningu zawsze było mile widziane, przynajmniej tak myślała, dopóki nie usłyszała co dokładnie teraz mają zrobić. Śnieżkami... Okej był środek zimy, większość osób była zaspana, mieli odbijać tłuczki między wielkimi kamieniami i reszta jeszcze miała rzucać w nich zimnym, mokrym śniegiem? Spojrzała na profesora wzrokiem, który wyrażał chyba więcej niż tysiąc słów i wewnątrz siebie zapisała, że profesor Walsh odrobinę postradał zmysły. Annabell lubiła śnieg przez pierwsze kilkanaście minut, pierwsze płatki śniegu były magiczne, później już zaczynał ją irytować, a bitw na śnieżki szczerze nienawidziła. Na Merlina. Kiedy przyszła jej kolej, przymknęła na chwilę powieki i postanowiła się skupić. Pomyśl sobie, że musisz wygrać wyścig, nic trudnego. Z odbijaniem miała co prawda niewiele doświadczenia, ale za to potrafiła latać, przynajmniej coś. Wzbiła się w powietrze i widząc nadlatującego tłuczka, odbiła go z całej siły. Zmrużyła oczy, patrząc gdzie leci i uśmiechnęła się lekko, widząc, że poszło jej naprawdę nieźle. Po chwili poczuła śnieżkę na swoich plecach, więc stwierdziła, że to czas wrócić na ziemię. Przekazała pałkę kolejnej osobie i otrzepała się ze śniegu. grupa 2: 4pkt kostka:2
Ostatnio zmieniony przez Annabell Helyey dnia Pon Lut 03 2020, 13:55, w całości zmieniany 1 raz
Kość: 5 -> 1 no jak widać ryzyko nie popłaca : / Grupa 1: 2 punkty
Jak dotąd wszystko mu się podobało w tej lekcji, i przypomnienie wiedzy o najstarszych grach, będących inspiracją dla quidditcha w obecnej formie, i celowanie tłuczkiem między kamienie, i wizja jednoczesnej bitwy na śnieżki z jednoczesnym dalszym pałowaniem. Z zaangażowaniem celował śnieżnymi kulkami w kolegów i koleżanki z przeciwnej drużyny, a gdy nadeszła jego kolej, wskoczył na miotłę, nie biorąc w ogóle pod uwagę opcji, że coś może pójść nie tak; Merlin jeden raczy wiedzieć, dlaczego jednak dokładnie tak się stało. Może oślepiło go ostre słońce, może rozproszyły go zaczepne uśmiechy Alise, a może jednak się do tego nie nadawał i zamiast pchać się do jakiejś zawodowej drużyny, powinien się zająć magicznyn haftowaniem albo hodowlą puszków pigmejskich? Te parę minut od momentu wzbicia się w powietrze było krótką, acz spektakularną porażką. Po wzięciu solidnego zamachu pałka wypadła mu z ręki i wylądowała gdzieś pomiędzy tłoczącymi się na murawie uczniami, a on sam prawie spadł z miotły, próbując uniknąć oberwania piłką w twarz. Trochę wkurwiony, rozczarowany i zażenowany jednocześnie poszybował z powrotem na dół, rzucając krótkie przeprosiny w stronę osób, które mogły paść ofiarą jego upadającej pałki, po czym zajął się z powrotem utrudnianiem zadania szybującym w górze rywalom. Przynajmniej to wychodziło mu całkiem nieźle.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Kostka:1 Wsiadasz na miotłę, widzisz lecący na ciebie tłuczek, wykonujesz zamach… i do tej pory było dobrze, a o reszcie lepiej milczeć. Pałka wypada ci z ręki, a ty, chcąc uniknąć tłuczka, wisisz na miotle głową w dół. To wyraźnie nie jest twój najlepszy dzień. Grupa 1: 2 punkty
Zrobiła kwaśną minę, kiedy nauczyciel zwrócił jej uwagę, choć właściwie nie była do końca wstanie zapanować nad torem lotu odbitego tłuczka. Gdyby celowo chciała w coś uderzyć, wówczas wybrałaby postać Gryfona, który wciąż działał jej na nerwy. Bitwa na śnieżki może i była fajnym pomysłem, jednak kiedy gdzieś w powietrzu między nimi latał tłuczek Gabrielle nie czuła się zbyt bezpiecznie. Kiedy nadeszła jej kolej wsiadła na miotle. Nie była w stanie wyczuc czy nieco skostniałe palce stabilnie chwyciły drewniany trzonek. Pech chciał, że zupełnie dziś zapomniała o rękawiczkach przez co jej dłonie były zmarźniete i obolałe. To negatywnie odbiło się na manewrze, który chciała wykonać - pałka wypadła jej z rąk, a ona chcąc uniknąć tłuczka zwisła głową w dół. Ciche przekleństwo opuściło usta blondynki, kiedy ostrożnie wróciła do pozycji wyjściowej lądując na ziemi. To nie jest jej dzień. Pocieszyć mógł ją jedynie fakt, że niektórym również nie szło najlepiej, w tym Boydowi.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Te zajęcia były dla niego czystą przyjemnością – przeplatanie praktyki z wykładem o starodawnych grach nawet zdało egzamin, przynajmniej jego zdaniem, choć sam nie dowiedział się niczego nowego; słuchał jednak z uwagą, traktując to jak takie małe przypomnienie i odświeżenie informacji, które jako zapalony miotlarz miał w małym paluszku. Zrobiło się jeszcze lepiej, kiedy padło hasło ‘rywalizacja’ i do gry weszły dodatkowo śnieżki. Fitzgerald błysnął zębami w szerokim uśmiechu i ochoczo zabrał się do miotania śnieżnymi pociskami w przeciwną ekipę, chcąc im maksymalnie utrudnić zadanie. Nie powstrzymał nieco paskudnego uśmieszku, gdy obserwował popis Callahana. Will żwawo wskoczył na swoją Błyskawicę i wzbił się do lotu, gdy tylko nadeszła jego kolej na zmierzenie się z tłuczkami oraz śnieżkami. Grając na pozycji ścigającego miał całkiem sporą wprawę w unikaniu śmigających w powietrzu obiektów, ale jakieś zbłąkane kulki zbitego białego puchu i tak zdołały go dosięgnąć, co prawdopodobnie zaważyło na jego celności; ewentualnie też wpłynęło na to drobne rozproszenie, gdy przyuważył kątem oka jak Gabrielle wypuszcza z rąk pałkę i manewrem a’la Zwis Leniwca ratuje się przed szarżującą na nią żelazną piłką. Całkiem możliwe, że obie te rzeczy jednocześnie. Bądź co bądź samej technice nie mógł nic zarzucić – to było całkiem przyzwoite odbicie, choć miał świadomość, że stać go na więcej, ba, pokazał już, że stać go na więcej; wprawdzie dał radę posłać tłuczka w odpowiednim kierunku, ale ten koniec końców rozminął się jednak z monolitami wyznaczającymi ‘bramkę’. Cmoknął niezbyt zadowolony, powracając na ziemię i przekazując pałkę kolejnemu członkowi drużyny. Samemu zaś włączył się z powrotem w obrzucanie rywali śnieżkami; może chociaż tak da radę bardziej wspomóc swój team.
Kuferek: 36 + 5 za miotłę = 41 Kostka:3 → 1 → 5 welp :’) Grupa 2: 4 pkt
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Zastanawiała się czy wszystko dobrze rozumiała. Panował harmider, wiele słów padało, wiele zachowań nauczyciel komentował i szczerze powiedziawszy przez parę pierwszych chwil nie słuchała, bowiem zapatrzyła się na mknącego zgrabnie Rileya, aby lada później przenieść wzrok na brata. Zbierał wokół siebie Krukonów, a więc była pewna, że zależało mu aby drużyna quidditcha pokazała się od jak najlepszej strony. Tak też zatem miało się stać - a przynajmniej z jej strony, bowiem przykładała się do zadania. Odbicie Elaine było odrobinę niepoprawne - zrzuciła winę na wiatr, który zawiał akurat wtedy, gdy nadeszła jej kolej na uderzenie tłuczka. Mimo wszystko nie było to najgorsze, bowiem znalazła się blisko celu. Po wykonaniu zadania zdjęła z dłoni sportowe rękawiczki, aby rozmasować wnętrze swoich dłoni. Ściskała pałkę zbyt mocno - emocje. Gdy obok niej znalazł się Riley, uśmiechnęła się doń ciepło, ochoczo splatając ich palce. Nie wyciągała go z milczenia, bowiem wiedziała, że tego teraz potrzebował. Oparła na moment policzek o jego ramię, a gdy Elijah powrócił z powrotem na ziemię, pomachała mu, by podszedł do nich i być może skomentował wykonywane przez krukonów zadania.
Bjørn H. Nordhagen
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Blizna na lewej łopatce, włosy w nieładzie, bardzo jasna cera, heterochromia centralna
Przy rzucaniu śnieżkami byłby chyba bardziej celny niż przy pałowaniu czegokolwiek, przynajmniej dzisiaj. Przygotował sobie mały stosik amunicji jeszcze nim te całe zawody wystartowały. Nie ugniatał ich za mocno, wystarczyło po prostu, żeby coś przelatywało koło zawodników, a nie ich nokautowało. Najgorsze co mogło się zdarzyć to oberwanie kulką z kamieniem w środku. Niby to bardziej oddawało zagrożenie ze strony latających tłuczków, ale było po prostu wredne. Kiedy przyszła jego kolej, tym razem ściągnął rękawiczki. Końce palców miał nieco zmarznięte od wcześniejszego dotykania śniegu, ale tym razem pałka nie ślizgała się po materiale. Skupił się idealnie na lecącej piłce, zaczął ignorować to, co działo się wokół poza przeszkadzajkami drużyny przeciwnej. Wszelkie rozmowy przycichły, wstrzymał oddech przymierzając się do uderzenia. Pałka to w końcu przedłużenie ręki, korzystał już z niej parę razy, wiedział przecież jak się odbija. Wykonał spokojne zamachnięcie i posłał tłuczek prosto w bramkę, tym razem trafiając tak jak trzeba, a nie byle jak w sposób zaprezentowany przez niego poprzednio. Po zdobyciu punktu powrócił na swoje stanowisko śnieżkomiotacza.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kiedy profesor Walsh wspomniał o końcówce sobotniego meczu, skrzywił się mimowolnie. Przypomniał sobie moment kiedy widział spadającego Fabiena, kiedy leciał w jego stronę, pewien, że nie zdąży i kiedy zdał sobie sprawę, że nie złapie go, a zamiast tego zleci razem z nim. Z perspektywy czasu było to nawet straszniejsze niż w tamtym konkretnym momencie, bo teraz w jego żyłach nie płynęła już słodycz adrenaliny. Bardzo prawdopodobne, że tym, czego było mu trzeba, była po prostu dobra rozgrzewka. Pierwsze odbicia tłuczka nie poszły mu tak dobrze jak życzyłby sobie tego ze względu na pałkarską przeszłość, ale już po kilku minutach oswoił się z miotłą i przyjemnie mroźnym powietrzem na tyle, że odzyskał swoją werwę. Teraz teoretycznie nie miało być łatwiej, bo nie tylko musiał trafić tłuczkiem do celu, ale i zrobić to mimo przeszkadzającego im tłumu w postaci ciskających śnieżkami uczniów. A mimo to poszło mu o wiele lepiej. Nic a nic nie było w stanie rozproszyć go dążeniu do celu, który miał przed oczyma – odbił tłuczek prosto w przestrzeń między dwiema częściami kamiennego kręgu i zleciał na ziemię, by dołączyć do lepiących śnieżki osób. Dobrze mu zrobiło to poprawne odbicie, zdecydowanie poprawiło mu ono humor.
Do rzucania śnieżkami wcale nie trzeba było jej dwa razy zachęcać. Całe szczęście, że zawsze miała przy sobie rękawiczki na takie okazje. Lepiła kulki jedna za drugą i rzucała w przeciwników. Bawiła się przednio dopóki nie przyszła jej kolej na odbijanie tłuczka. Wsiadła na miotłę, całkiem pewna siebie po sukcesie w poprzednim zadaniu i chwytając pałkę wzbiła się w powietrze. Od razu poczuła, że kij niebezpiecznie ślizga się w rękach, kiedy ma się na sobie przemoczone rękawiczki, ale było już za późno. Tłuczek szybował prosto w jej kierunku. Wzięła zamach i w tym momencie dostała wyjątkowo twardą śnieżka w ramię. Machnęła pałką na oślep, ale ta wyślizgnęła jej się z rąk. Rozproszyła się, straciła równowagę i po chwili już wisiała na miotle głową w dół. Zaklęła w myślach i zeskoczyła na ziemię. Czuła ogromne zażenowanie. Czemu nic jej ostatnio nie wychodziło? No jakiś dramat... Co prawda nie była jedyną osobą, której gorzej poszło, ale nie bardzo ją to pocieszało. Spojrzała przepraszająco po swojej grupie i usiadła ponownie koło Nirah. - Nawet nie komentuj... - mruknęła cicho. Jak jeszcze niedawno ponownie zaczęła rozważać dołączenie do drużyny tak stwierdziła, że coś jej na łeb padło z tym pomysłem.
To zabawne, że choć wyglądał najgorzej z nich wszystkich – a w każdym razie na najbardziej zmęczonego – poszło mu w gruncie rzeczy nie najsłabiej. Jasne, dało się to zrobić lepiej, chociaż trzeba przyznać, że pozycja pałkarza nigdy za dobrze mu nie leżała, mimo, zdawałoby się, odpowiednich predyspozycji fizycznych. Kiedy podzielono ich na dwie grupy, po prostu zamilknął i skupił się na swoim zadaniu. Wsiadł na miotłę, wzbił się w powietrze i czekał na odpowiedni moment. Kiedy zobaczył zbliżającą się piłkę, zerknął na profesora, czy aby na pewno na niego patrzy... kusiło go bowiem nieczyste zaranie, które mogłoby wspomóc jego wyraźnie słabszą drużynę. Ostatecznie jednak zrezygnował, nawet jeśli okoliczności były zgoła sprzyjające – nie był sadystą, nie sprawiało mu przyjemności sprawianie innym bólu, a to była przecież tylko lekcja, nie mecz, na którym każdy był gotowy na urazy i kontuzje. Zamiast knuć niecne plany, po prostu odbił piłkę... i zupełnym przypadkiem zrobił to tak dobrze, że cała senność odeszła w zapomnienie. Uśmiechnął się sam do siebie i dumny jak paw wylądował na ziemi. Może pozycja pałkarza nie była wcale taka zła?
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Cmoknęła z dezaprobatą, kiedy nie otrzymała satysfakcjonującej odpowiedzi na swoje pytanie. Miejscami bywała ciekawskim stworzeniem, nie ma, co się jej dziwić. Szczególnie, jak czuła się przy kimś komfortowo, a jedną z tych osób był Joshua. Ale nie komentowała otwarcie. Może pomęczy go potem listownie, może nie. Niewykluczone, że odpuści, wielce prawdopodobne, że zapomni w natłoku innych zdarzeń. Ale teraz skupiła się na zadaniu. Śnieżki nie były aż tak rozpraszające jak tłuczki. Co prawda mogły dostać się do oczu oraz zaburzyć widzenie, niemniej z goglami łatwo unikało się tego problemu. Nic nie szczypało, jedynie parę razy oberwała w okolice twarzy, przez co zimna woda spłynęła jej za kołnierz. Wzdrygnęła się, nim strzeliła, całkiem przyzwoicie. Ujdzie, jak na kogoś, kto woli być ścigającą. Opadła na ziemię i zaczęła okładać resztę zawodników śniegiem. Niech też cierpią.
Kostki: Cośtam przerzucone na 2, ale nie pamiętam już co :c Grupa 1: 5 pkt
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Spojrzał na @Hemah E. L. Peril i uśmiechnął się kącikiem ust. Widział, że nie spodobała jej się jego odpowiedź, ale nie zamierzał zdradzać szczegółów następnych lekcji. Jeśli jest ciekawa niech pyta listownie, albo niech przyjdzie na następne zajęcia. Przynajmniej będzie mieć choć trochę niespodzianki. Prawdą jednak było, że zarówno starodawne gry, jak również każda z pozycji współczesnego quidditcha, dawała dużo inspiracji na kolejne lekcje. Josh nie lubił się nudzić, a co dopiero uczniowie, albo studenci. Chciał, żeby na jego zajęciach nikt nie narzekał na nudę, albo brak wyzwań. Jeśli więc teraz ktoś uważał, że Walsh nie należał do całkiem normalnych, skoro dorzucił im bitwę na śnieżki, to strach pomyśleć, jakie zdanie wyrobi sobie o nim później. Jednak hej, wszyscy wciąż żyli, nie było źle. Nie rozmyślał o kolejnych lekcjach dłużej, bowiem rozpoczęła się bitwa na śnieżki, w której większość osób brała udział. Znaleźli się co prawda maruderzy, najwyraźniej nieprzepadający za taką zabawą, ale nie zamierzał ich do tego zmuszać. Najważniejszy element lekcji nie został pominięty, więc mógł im darować przeszkadzanie drugiej drużynie. Obserwował, jak tłuczki zgrabnie latają w stronę “bramki” i jak większość z nich celnie trafia. Było bardzo dobrze, a do tego znali historię quidditcha, więc nie mógł narzekać. Kiedy Gryfon i Puchonka, jedno za drugim, nieomal spadli z miotły, Josh zaczął rozważać przerwanie zajęć. Jednak pozostali trzymali się mocno na miotłach. Może dobrze byłoby przećwiczyć zachowanie równowagi? Z pewnością nie zaszkodzi. Liczył kolejne trafienia drużyn, nie kibicując żadnej szczególnie. Myślał, że sprawa jest już przesądzona, kiedy padł ostatni punkt zdobyty przez Hemah. - A więc mamy remis - rzucił, jednocześnie zmuszając tłuczki do powrotu do skrzyni. - Każda z drużyn zarobiła dwadzieścia punktów dla swojego domu, gratuluję. Na ferie nie dostaniecie pracy domowej, liczę jednak, że nie wyjdziecie z wprawy. Na dziś koniec - zakończył lekcję, odbierając pałki i kładąc je na skrzyni. Koniec, przed nimi ferie, a po nich powrót do treningów i jego lekcji. Prawdę mówiąc, już nie mógł się doczekać.
/zt dla wszystkich (chyba, że ktoś jeszcze coś chce )