Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Widziałam jak Piotr zdziwił się gdy zaczęłam tłumaczyć, że nic nie zrobię z peleryną. Zapewne dlatego, że mu to przeszło przez myśl i zgadłam. Ucieszyłam się gdy blondyn stwierdził, że mi ufa. Uśmiechnęłam się. Miły z niego chłopak. Zauważyłam, że spogląda w stronę wiszącego mostu, więc i ja zwróciłam głowę w tamtą stronę. Zauważyłam dziewczynę, na początku jej nie poznałam, wiedziałam tylko tyle że to dziewczyna. A Piotr? Zgadł tyle rzeczy na podstawie jedynie cienia postaci w oddali. - Wow, masz nieźle wyczulony wzrok, jak ty to robisz? - spytałam chłopaka z czystej ciekawości. Postać zaczęła się zbliżać. Na mój gust dość nieśmiało, zapewne nie chciała nam przeszkadzać czy coś. Uśmiechnęłam się, gdyż dziewczyna przypominała mi samą siebie gdy godzinę temu podchodziłam do Diany. Jednak dobrze zrobiłam, że tu przyszłam. Diana od początku wydała mi się dość miła, i choć nie przepadam za Puchonami, takie ciepłe kluchy z nich, ale Potterównę od razu polubiłam. No i spotkałam Piotra. Ale wróćmy do owej dziewczyny. Zbliżyła się na tyle ze z łatwością ją rozpoznałam. Towarzyszący mi Ślizgon miał rację. Dziewczyna nie była Ślizgonką, a Puchonką, no i była w piątej klasie choć była ode mnie zaledwie o rok młodsza. Dolores Swan. Znałam ją już jakiś czas, na początku nasze relacje nie były zbyt fajne ale tak jakoś podczas kłótni wyszło, no i teraz czasem się spotkamy, pogadamy.Gdybym jeszcze była pod wpływem depresji teraz na pewno nie odezwałabym się do niej, a już tym bardziej nie uśmiechnęłabym się. Ale ostatnio było mi coraz lepiej. Nie miałam zamiaru się wywyższać, tylko dlatego że jestem starszą od niej Ślizgonką. Dlatego też uśmiechnęłam się do Dolores i przywitałam ją. -Cześć Lola.
//Przepraszam was za tak długie nie pisanie, ale miałem problemy w zakazanym lesie ;) //Sorry, że tak krótko, ale następne posty postaram się pisać dłuższe
Piotr ucieszył się z tego, że ktoś zainteresował się jego zdolnościami zwiadoczymi i na pytanie Victorii odpowiedział: -"Rozpoznałem tyle szczegółów, bo przeszedłem kursy zwiadowcze." Nagle podeszła do nich jeszcze jedna dziewczyna, znał ją, była to puchonka Dolores Swan, przywitała się, bardzo lubił towarzystwo dziewczyn, dlatego powiedział z lekkim uśmieszkiem:: -"Hejka, Dolores, miło cię widzieć."
Mając na względzie swoje bezpieczeństwo, bardziej patrzyłam na swoje nogi niż na twarze osób, którym powiedziałam cześć, jednak kiedy usłyszałam odpowiedź padającą z ust obu Ślizgonów, nie powiem, mocno się zdziwiłam! No, tak szczerze to spodziewałam się usłyszeć "cześć" od jednej osoby, Victorii. Nasze relacje są doścć... Hm, specyficzne? Tak, to chyba dobre słowo. Cały myk polega na tym, że nie wiedząc o sobie praktycznie niczego dość dobrze się znamy. Dziwne, prawda? Nie, to głównie za sprawą podobnych przeżyć z przeszłości oraz nawet dosć podobnych charakterów. Lubię ją, serio. Silverstone, mimo że kryje się pod maską chłodnej i wrednej Ślizgonki, naprawdę jest całkiem ciepłą osobą. Nie wahałam sie więc przed posłaniem jej ciepłego, chociaż bladego, uśmiechu. Odgarnęłam włosy z twarzy, gdyż własnie zawiał dośc mocny wiatr i zasłonił mi nimi cały obraz. Przez to lekko się zatoczyłam, próbując po ciemku złapać równowagę. Obawiałam się, że potknę się o jakiś kamulec, w końcu pełno i ch było naokoło, a potem wyrżnę głową w ziemię i stracę pamięć. Chociaż właściwie... Nie byłoby to głupim rozwiązenim. Znajomych wielu i tak nie mam, a o własnych sprawach rodzinnych nawet nie wspomnę, więc, czemu nie? Nie, bo wiatr ustał i włosy wróciły na swoje miejsce, trochę za pomocą moich smukłych palców. Poaptrzyłam nieco zaniepokojona na stojącego niedaleko Piotra, ale odwzajemniłam uśmiech, choć w mojej wersji wyszedł nieco niemrawo. Właściwie to go nie znałam, wiedziałam tylko jak ma na imię i że był po części Polakiem - tak oto przedstawiają się wszystkie znane mi wiadomości o nim. Dlatego też zrobiłam dwa niepewne kroki w ich stronę. Równeż rozpoznałam stojącą z boku Dianę, była w tym samym domu co ja, ale wymieniłyśmy się tylko skinieniami głowy. Wciąz miałam obawy, że jednak im przeszkodziłam, ale cóż. Bywa. Stanęłam przed nimi i przybrałam w miarę optymistyczny wyraz twarzy, starając sie sprawiać wrażenie radosnej i energicznej dziewczyny. - Co u was słychać? - zaczęłam.
Lola najwyraźniej była czymś zmartwiona albo miała gorszy dzień gdyż jej uśmiech był nieco niemrawy i tak jakby sztuczny. Widziałam też że jest dość zdziwiona tym, że my, Ślizgoni, odnieśliśmy się do niej w miarę ciepło. Staliśmy chwilę w milczeniu gdy nagle zawiał dość mocny wiatr. Przyważyłam że Puchonka lekko się zachwiała więc nie chcąc by upadła podtrzymałam ją lekko za ramiona i postawiłam z powrotem jednocześnie uśmiechając się do dziewczyny. - Uważaj, Swan, jeszcze się potkniesz o jakiś kamulec i umrzesz a nie chcemy cię mieć na sumieniu, prawda Piotr? - zachichotałam. Wiem że nie powinnam bo ze śmierci się nie żartuje ale miałam dość dobry humor, gdyż byłam w świetnym towarzystwie. Lola przybliżyła się do nas z lekkim opóźnieniem witając się z Dianą. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech, jednak patrząc jej w oczy widziałam jedynie zaniepokojenie, niepewność i generalnie to nie wiem co jeszcze. Może to tylko jesienna chandra a może nie...nie wiem. Udając że niczego nie zauważyłam odwzajemniłam uśmiech. Co słychać - W sumie to nic, siedzimy tu sobie i czekamy na Herpetydy. No wiesz, te słynne komety. Ponoć dziś, koło północy przelatują nad Anglią. Mam nadzieję, że się do nas przyłączysz.- Piotr i Diana kiwnęli glowami na znak że tez mają taką nadzieję. -A co u ciebie?
Piotr na dźwięk słowa Herpetydy, spojrzał w niebo, coś zaczynało się żarzyć z daleka, to chyba były właśnie one, Dolores dalej stała mimo wypowiedzi Vicotri, dlatego Piotr przymróżył swoje lekko skośne oczy i uśmiechnął się, pokazał Dolores miejsce obok siebie i powiedział: -"Za niedługo już północ, siadaj bo przegapisz, te Herpe... coś tam." Piotr był lekko podekscytowany, zaraz miało się stać coś o czym on nie miał choćby najmniejszego pojęcia, a mało było takich rzeczy, w tej chwili jednak był też zainteresowany dziwną tajemniczością Dolores.
Naprawdę słyszałam w swoim życiu wiele rzeczy. Głównie były to kłamstwa i oszczerstwa pod adresem innych, bądź moim, ale tych drugich znowu nie było tak wiele. Jakoś nie wychylam się ponad towarzystwo w którym zwykłam się obracać, jesli w ogóle można to tak nazwać, wiec nie ma na mnie co powiedzieć. Przynajmniej czegoś złego i gorszącego. Słyszałam wiele plotek, wiele relacji, opini, słyszałam też wiele bajek, opowieści, historii z życia wziętych, jak i tych wyssanych z palca. Ale nigdy, mogę przysiąc, nigdy, naprawdę nigdy nie słyszałam o jakichś Herpetydach. Na początku usłyszałam "Hybrydy", a później skojarzyło mi się z "harybdą", jeśli w ogóle coś takiego istnieje. Nie mam pojęcia o znaczeniu jakichś tam mugolskich słówek, tak jak oni nie znają na przykład pojęcia 'animagia'. Uniosłam brwi w geście zdumienia i już otworzyłam buzię, żeby dopytać się, czym te Serpentyny były, ale Victoria mi wyjaśniła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, że chodzi o komety. Komety, ostatnio przerabiałam je na astronomii. Odłamki skalne, potocznie zwane meteorami, które ciągną za sobą jasny ogon, a przynajmniej tak pokrótce powiedział nauczyciel na zajęciach na wieży. Nie miałam okazji ujrzeć komet na własne oczy, ogarnęło mnie podniecenie. Nowe doświadczenie w życiu, ho-ho! - Jasne, chętnie się przyłącze do was! - przytaknęłam ochoczo. Czułam, że dosłownie zaświeciły mi się oczy z radości. Tak, jestem głupia. Ekscytuję się byle czym, nawet jeśli to nic wartego uwagi. Dla osób tak ciekawskich jak ja nawet taka głupia kometa, pojedynczo, była czymś wyjątkowym, bo nigdy nie widziałam czegoś takiego na oczy. Czasem sama siebie nie rozumiałam. Na brodę Merlina, przecież to zwykły kamulec, co prawda ogromnych rozmiarów, który niedługo przeleci nad naszymi głowami. I co z tego? Ups, przepraszam, kamulce, liczba mnoga... Jeszcze lepiej! Patrzyłam przez chwilę na Victorię, dodam, że z uśmiechem. Uśmiech ten troszkę przygasł, gdy mój wzrok spoczął na Piotrze. Wszak nie znałam go dosc dobrze, ba, prawie wcale! Nie byłam pewna, czy to rzeczywiście dobry pomysł. Nieco się ociągając zajęłam miejsce obok niego i uniosłam głowę ku ciemnemu niebu. - Nie wiecie, kiedy dokładnie mają spaść te komety? - zapytałam po chwili.
Mówiąc o Herpetydach zauważyłam że Lola patrzy na mnie najpierw ze zdziwieniem i niezrozumieniem a potem wzrokiem pytającym "Ale o co chodzi?" więc od razu jej wyjaśniłam co i jak. Sama nie wiedziałam praktycznie nic, po prostu idąc tu podsłuchałam rozmowę swoich znajomych ale starałam się wytłumaczyć koleżance jak najlepiej. I myślę, że zrozumiała gdyż po chwili uśmiechnęła się szeroko a jej twarz rozjaśniła się z podekscytowania. Ucieszyłam się z myśli że poprawiłam Puchonce humor. Dziewczyna jeszcze stała więc Piotr zachęcił ją gestem by usiadła obok niego. Dziewczyna spojrzała na niego, z pewną dozą niepewności. Z tego co wiem prawie go nie znała więc wcale jej się nie dziwię. Ale taka okoliczność jak dzisiaj na pewno pozwoli im się lepiej poznać a na razie niech się nie martwi, Piotr jest w porządku. Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco i również spojrzałam w niebo. Gdy usłyszałam pytanie dziewczyny zamyśliłam się chwilę spoglądając na zegarek. -Kolega mówił mi że parę minut przed północą będą przelatywały nad Anglią więc myślę, że zaraz się pojawią.
Piotr zauważył zmarkotnienie Dolores gdy na niego spojrzała, nie chciał aby dziewczyna się go bała, czy coś w tym stylu, dlatego, kiedy obok niego usiadła odetchnął z ulgą i pomyślał: -"Sam w towarzystwie, aż trzech dziewczyn, od lat się dużo zmieniło." Sięgnął myślami kilka lat wstecz i przypomniał sobie jak bawił się z wujkiem i kuzynką, a potem w jego życiu zapanowała pustka i dopiero kiedy spotkał Dianę na nowo odżył. Teraz siedział w towarzystwie, trzech osób, które o dziwo nie uważały go za dziwaka lub strasznego typa. Kiedy siedział obok diany czuł się dosyć swobodnie proponując koleżance miejsce chciał być miły, nie pomyślał tylko o jednym o sobie. Kiedy tylko Dolores usiadła obok jego krew zaczęła krążyć szybciej, poczuł to co było w jego rodzinie od lat, dziwny głos podszeptujący złe myśli, była to czarna część psychiki Piotra, ale przez ostatnie lata nauczył się ją kontrolować, dlatego szybko odpędził się od takich myśli. Spojrzał na Dolores i żeby nic się nie zorientowała, że przez chwilę Piotr był w lekkiej rozterce uśmiechnął się i zapytał o coś co go gryzło: -"A tak, w ogóle to co cię tu sprowadza Dolores, nie potrafiłaś zasnąć, czy też jak ja odwiedzałaś zakazany las? " Wiedział, że pytanie może być trudne dla dziewczyny, ale nie miał wyjścia, naprawdę bardzo go to interesowało.
Nie miałam zielonego pojęcia o osobowości Piotra, tak właściwie to cała nasza znajomość opierała się na mijaniu na korytarzach Hogwartu, jeśli w ogóle wiedział, kim jestem. Znał moje imię (ciekawa jestem skąd!), ale to nic nadzwyczajnego, bo ja znałam jego. Nie wiedziałam nawet na którym roku jest, choć wiedziałam że jest w Slytherinie. To dość mało informacji, ale nie dziwcie się mi. Jestem dość nieśmiała, skryta, nie lubię większego towarzystwa. Łatwo się peszę, dlatego też kiedy zadał mi to pytanie (chodzi mi tu o pytanie, co Dolores robi przy kręgu), na mojej twarzy zawitał rumieniec. - Tak właściwie to... No i co mu odpowiem? Że przyszłam tu, bo słyszałam, jak jakaś małolataz przejęciem relacjonowała w pokoju wspólnym, że będąc z koleżanką w kamiennym kręgu, usłyszała wołania jakichśtam duchów? Co on by sobie pomyślał o mnie? Parsknęłam śmiechem, w ostatniej chwili próbując się zreflektować. No cóż, nie udało się, jak zwykle. - Pewnie i tak byś nie uwierzył - "jak bardzo głupia jestem" - dokończyłam w myślach. Niestety, ten pomysł nie należał do najmądrzejszych, a ja sama nie potrafiłam znaleźć sposobu, którym mogłabym to jakoś racjonalnie wyjśnić. Czysta ciekawość, w tym momencie, przerodziła się w czystą głupotę. Sądziłam, że jestem na tyle inteligentna, żeby nie wierzyć w te zabobony, a jednak! Chociaż w sumie nawet w to nie wierzę...
Mnie samą także ciekawiło co Lola tu robi. Znałam ją na tyle dobrze iż wiedziałam że nie należy do osób które lubują się w chodzeniu nocami po błoniach czy zamku, tak jak ja na przykład. -Oj Lola, nie przeceniaj naszych możliwości. Od jakiegoś czasu nic mnie już nie zdziwi. Dla mnie to nic dziwnego chodzić nocą po błoniach. Robię to już od wielu lat. Dziś usłyszałam o Herpetydach od Marcella. Wcześniej nie miałam zamiaru tu być ale...nogi mnie jakoś same przyniosły w to miejsce. No i jestem. Znacie tą historię o duchach w środku kręgu? Ja w nią wierzę. Kiedyś gdy tam siedziałam usłyszałam COŚ. Brzmiało jak moja zmarła przyjaciółka. Może to omamy, może mi się wydawało, może usłyszałam ją dlatego że tak bardzo tego pragnęłam...Nie wiem. Ale tam niezaprzeczalnie jest coś nie do wyjaśnienia. -opowiadała tajemniczym, nadającym grozę, głosem Tori tak jakby czytała w myślach Puchonce. -A ty, Piotr, co robiłeś w Zakazanym Lesie? Jeśli oczywiście mogę spytać. -spojrzała na chłopaka. Może było to niegrzeczne, wścibskie i dość trudne pytanie ale co ja mogę poradzić na to że Victoria jest taka ciekawska. Ponownie spojrzała w niebo zastanawiając się gdzie, u diabła, są te cholerne komety.
Zapewne zainteresuje was, co Profesor Sherazi robił o tej porze poza zamkiem? Miał swoje powody, którymi zapewne nie podzieliłby się nawet z najlepszym przyjacielem, gdyby tylko takie posiadał, w końcu nigdy nie wiadomo, kto tak naprawdę jest po twojej stronie a kto nie, i Farid dobrze o tym wiedział. Stała czujność! Tak więc każdy z osobna i wszyscy razem będziecie musieli sami pogłowić się nad kwestią przybycia Profesora... Trzeba przyznać, że nie spodobało mu się, iż spotyka kogoś na swej drodze i w zasadzie z początku chciał przemknąć niezauważony obok, ale chęć wyżycia się na uczniach i wyładowania na nich swej złości wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Odchrząknął głośno wkraczając w krąg a jego chłodne spojrzenie zatrzymało się po kolei na każdym dzieciaku. - Proszę, proszę... - rzucił krzyżując ręce na piersi. Jego długą, czarną szatę tarmosił wiatr, co wyglądało jakby poruszał wielkimi, nietoperzowatymi skrzydłami. - Co my tu mamy. Trzech uczniów poza Hogwartem w środku nocy... Dyrektor nie byłby zadowolony widząc was tu. - postąpił kilka kroków w ich stronę mrużąc delikatnie oczy. Dopiero teraz dostrzegł ich twarze, więc jego usta wykrzywił delikatny, nie zwiastujący nic dobrego uśmiech. - Ślizgoni i Puchonka, pięknie... Dwa węże na jednego borsuka. Chcieliście ją tu złożyć w ofierze dla duchów? - zapytał unosząc jedną brew. Niezbyt udany żart, ale Profesora najwyraźniej rozbawił, wszak na jego twarz wpłynął nieco szerszy uśmieszek. - Może któreś z was raczy mi wytłumaczyć co tak właściwie tu robicie?
Piotr nie przepadał za nauczycielami, ale cieszył się w duchu, że Farid przyszedł, przynajmniej chłopak mógł nie odpowiadać Victori na pytanie. Spojrzał na nauczyciela i powiedział z promiennym uśmiechem, podkreślając to ilu ich tam jest: -"Dobry wieczór panie profesorze siedzimy sobie, jak pan widzi w czwórkę, dwie Puchonki, Ślizgon i Ślizgonka, nie rozumiem czemu miało by być to coś dziwnego. Proszę o wybaczenie, ale za niedługo zjawią się Herpetydy i naprawdę chcielibyśmy je zobaczyć, a może pan też jest nimi zainteresowany?" Piotr spojrzał na nauczyciela z twarzą niewinnego i pilnego ucznia, miał nadzieję, że uda mu się coś wskórać jego słowami.
Gdy czekałam na odpowiedź Piotra zauważyłam że ktoś się zbliża. Spojrzałam uważniej i...zdębiałam Nauczyciel. Jeden z tych nowych, bodajże Sherazi. -Cholera jasna, przerypane. - mruknęłam wkurzona. Gdy spytał nas co tu robimy już miałam odpowiedzieć, w końcu byłam dobra w kłamaniu i różnych takich ale ubiegł mnie Piotr. Słuchając jego wymówek myślałam że wybuchnę. Były za słabe, na pewno go nie przekona. Zaczęłam się zastanawiać co by tu dodać. -Panie profesorze...-odezwałam się spokojnie ale stanowczo. Nie chciałam wyjść na pyskatą ale musiałam bronić swoich racji. -Tak. Przyszliśmy tu z przyjaciółmi, - wskazałam na resztę.- by pooglądać Herpetydy, wie pan te słynne komety. Na astronomii słyszałam że mają przelatywać dziś nad Anglią, a to się zdarza strasznie rzadko. Strasznie mnie to zainteresowało więc chciałam się przekonać jak to wszystko wygląda. A tu w kręgu jest niezwykle magiczna atmosfera, wprost na taką okoliczność. Przyjaciół nie namawiałam, sami chcieli przyjść. Przepraszamy, wiemy że złamaliśmy regulamin ale naprawdę, mieliśmy na uwadze tylko te Herpetydy, taka praktyczna lekcja Astronomii. Proszę o wybaczenie, to naprawdę się nie powtórzy. - To wyjaśnienie kompletnie mi się nie spodobało. Wydawało mi się niewystarczające, nie wiedziałam jak nauczyciel je przyjmie. Miałam nadzieję, że ujdzie nam na sucho. Naprawdę nie chciałam szlabanu bądź straty punktów mojego Domu. Przeklęłam w myślach czekając na odpowiedź nauczyciela. Oby odpuścił, oby odpuścił... Nie wyglądał na łaskawego nauczyciela, nie wiem, nie znałam go. Jednak miałam nadzieję, że nam się nie oberwie. Nie chciałam by Slytherin stracił przeze mnie te cholerne punkty. Szlaban jeszcze jakoś bym zniosła choć też mi się nie uśmiechał.Hardym wzrokiem patrzyłam profesorowi w oczy by pokazać że się nie boję.
Wytłumaczenie Piotra sprawiło, że obie brwi profesora powędrowały ku górze. Pokręcił delikatnie głową i z pełnym pogardy uśmiechem rzucił wbijając w niego wręcz lodowate spojrzenie. - Doprawdy, po Panu, Panie Korm, spodziewałbym się wszystkiego, tylko nie tego, że jest Pan na tyle rozgarnięty, by siedzieć w dormitorium, jeśli stracił Pan już tyle punktów. Ślizgoni na pewno nie oklaskują Pana przy każdym wejściu do Pokoju Wspólnego... Nie myliłem się, ba, można by rzec, to nawet za mało. Najwyraźniej jest Pan na tyle bezmyślny, by uważać, że włóczenie się po błoniach w środku nocy jest świetnym pomysłem. Może nie dotarło jeszcze, po tylu latach nauki, do Pana ograniczonego umysłu, że jest to surowo ZABRONIONE... - ostatnie słowo powiedział bardzo głośno i wyraźnie, jakby zwracał się co najmniej do wyjątkowo głupiego trolla - ... i tak, widzę w tym wiele dziwnych rzeczy. Skoro tak bardzo interesuje Pana astronomia, może powinien Pan spędzić więcej czasu nad książkami w bibliotece? Zrobiłoby to dobrze i Panu i zapewne inni Ślizgoni również byliby zadowoleni, nie mylę się Panno Sliverspone? - teraz przeniósł wzrok na dziewczynę, a jego spojrzenie stało się jeszcze chłodniejsze niż uprzednio. Mimo wszystko nie czekał na odpowiedź i już otworzył usta by powiedzieć coś jeszcze, kiedy i ona zaczęła się tłumaczyć. Słuchał jej wymówki, a uśmiech na jego twarzy poszerzał się z każdym kolejnym zdaniem. - Skoro to takie ważne zjawisko astronomiczne dlaczego nie widzę z wami żadnego nauczyciela? Powinniście mieć na tyle oleju w głowie, by nie zapuszczać się tu sami w środku nocy, doprawdy gdyby to ode mnie zależało moglibyście już pakować swoje kufry. Macie szczęście, że trafiliście na mnie, a nie jakieś dzikie stworzenia, które kręcą się tu coraz częściej, czy do was nie dociera, że dyrektor zakazał wychodzenia po zmroku nie dlatego, że tak mu się podobało? - wzrok nauczyciela padł na jedną i drugą Puchonkę. Tym najwyraźniej zabrakło języka w gębie, zresztą nawet nie spodziewał się z ich strony jakiś dobrych wytłumaczeń. - Daruje sobie odbieranie wam punktów i tak was to niczego nie nauczy. - w tym momencie zerknął na Piotra. - Ale nie myślcie, że obejdzie się bez kary. Każdy z was dostanie szlaban, niektórym już mogę powiedzieć co będą robili. Pan, Panie Korm napisze mi bardzo drobiazgowe wypracowanie na temat "Dlaczego nie powinienem opuszczać szkoły po zmroku", co najmniej cały zwój pergaminu. Panny Puchonki pomęczą się trochę myjąc wszystkie schody w Hogwarcie. Oczywiście bez użycia magii. Zgłosicie się do woźnego po wszystkie środki czyszczące i on was przypilnuje, a Panią, Panno Sliverspone, widzę jutro w moim gabinecie zaraz po lekcjach. Mam nadzieję, że równie bardzo interesuje się Pani Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami, bo jutrzejsze popołudnie spędzi Pani pomagając mi w przygotowywaniu lekcji. A teraz wszyscy wracacie ze mną do zamku, NATYCHMIAST. - rzucił prostując się i dumnie unosząc głowę. Zmierzył każdego krytycznym spojrzeniem i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać dodał. - I nie obchodzą mnie żadne Herpetydy. Gdybyście równie mocno przykładali się do nauki, co do łania szkolnego regulaminu bylibyście geniuszami. Pospieszcie się, nie mam całej nocy, żeby tutaj z wami stać. - i odwrócił się na pięcie zagarniając przy okazji swą czarną pelerynę. Ponownie zatrzepotała wściekle na wietrze sprawiając wrażenie wielkich skrzydeł nietoperza. Ruszył w stronę zamku zatrzymując się po kilku krokach i oglądając za uczniami, czy aby na pewno za nim idą.
Piotr chciałby jeszcze trochę posiedzieć w kamiennym kręgu i zobaczyć Herpetydy, ale nie miał wyjścia, musiał się posłuchać nauczyciela, gdyby nie był uczniem, to by zwyczajem rodziny Hornów wyzwał Farida na pojedynek. Był to jednak jego nauczyciel, a poza tym na pewno był potężniejszy niż Piotr, dlatego chłopak mógł tylko unieść się honorem i powiedział: -"Dziękuję panie profesorze za to, że pan nie odejmie nam punktów i najmocniej przepraszam." Twarz Piotra znów przybrała pogodny wyraz twarzy, wyglądał poważnie, ale tak jakby w ogóle się nie załamał szlabanem, Piotr chciał aby nauczyciel zrozumiał, że chłopak nigdy nie da za wygraną, a Farid nie zobaczy na jego twarzy choćby grymasu. Chłopak już myślał, że nie zobaczy Herpetyd, ale nagle nad ich głowami pojawiły się wielkie komety, Piotr spojrzał w górę i uśmiechną się szeroko.
Diana zawiesiła sie na... dość długą chwilę. No niby cos tam kontaktowała, ale bardziej pochłonęły ja własne myśli. A o czym myslałą? O wszystkim i o niczym... O Smoku, o centaurach, o rodzinie... Ocknęła sie tylko w momencie gdy Piotr wyjawił ich sekret. Obrzuciła go zdumionym i wściekłym spojrzeniem, po czym wzieła głeboki oddech i dalej zatoneła w myślach. Potem przyszłą jakaś dziewczyna... i nauczyciel, który kazał im sie wynosić... a ona i tak sie nie ruszyła. Czekałą przecież na Herpetydy! I akurat kiedy sie podnosiła setki jasnym plamek przemknęło przez niebo. Dziewczyna opadła z powrotem na zeimię i wpatrzyła sie w niebo. Teraz juz o niczym nie myślała. Po jakiejś godzinie oczka same jej się zamukały, więc wstałą i dalej patrzac w niebo, zerkajac tylko co jakiś czas czy aby na pewno idzie w strone wqejścia, ruszyłą do zamku. W końcy z jej dormitorium miała idealny widok na rozwiezdzone niebo.
Piotr przez około 4 minuty oglądał Herpetydy, potem uświadomił sobie, ze nie może tu zostać, nauczyciel kazał mu iść do szkoły, a on nie chciał by jego dom stracił kolejne punkty, dlatego gdy już skończył podziwiać Herpetydy, wstał i powiedział do reszty zgromadzonych przy kamiennym kręgu: -"Do zobaczenia!" Po czym ruszył za Faridem w stronę Hogwartu, po drodze rozmyślał nad kilkoma sprawami, między innymi nad tym jak trudno zgrywać grzecznego ucznia, nagle jego pierścień zaczął go piec, a gdzieś z oddali dał się słyszeć wycie wilka. Normalnie pierścień Piotra go nie parzył, a teraz właśnie to odczuwał chłopak na palcu, dziwna reakcja pierścienia i wycie wilka mogło oznaczać tylko jedno, gdzieś blisko zamku kręcił się wilkołak, Piotr jednak spokojnie ruszył w stronę zamku, myśląc o tym, że rano dowie się z kąt pochodził ów ryk.
Jeszcze zanim zaczęłam mówić ten cały Sherazi zaczął opieprzać Piotra. Chciałam jakoś zareagować, zaprzeczyć, powiedzieć że to nie jego wina...No dobra, stracił sto punktów ale to jest przecież łatwe do nadrobienia! Nie wiem jak inni Ślizgoni ale nie miałam do niego żalu, był w porządku. Jednak coś mnie powstrzymało przed wyrażeniem swojego zdania. Zamiast tego i ja zaczęłam się tłumaczyć. Nie wiem czemu, po prostu nie wiem. Myślałam, że coś wskóram. Jednak widząc ten chłodny wyraz twarzy z jakim profesor zwrócił się do mnie wiedziałam że nic to nie da. Zagotowało się we mnie. Co?! Jak on śmie przekręcać nasze nazwiska?! To może ja zaczn e na niego mówić "profesorze Chujrazi"?! (ej, fajne nazwisko no nie? xDD) Ech. Gdy zaczął gadać na temat szlabanu...Na Merlina! Ręka mi drżała. Byłam tak wściekła, że mogłabym wyciągnąć różdżkę i rzucać Cruciatusami, naprawdę! Ja, Victoria Silverstone, która od wielu lat bez przyłapania szwenda się nocami po zamku i błoniach dostała właśnie za to przewinienie szlaban. Uch, nienawidzę tego faceta. Dobrze, że nei uczy tych przedmiotów na które chodzę, bo nie wiem co by się na takiej lekcji z moim i jego udziałem działo. Ba, nie chodziłabym wcale na taką lekcję, nawet jakby mnie torurowano przez tydzień! Mam nadzieję, że równie bardzo interesuje się Pani Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami, bo jutrzejsze popołudnie spędzi Pani pomagając mi w przygotowywaniu lekcji. Że co, ja się pytam?! Ja pomogę w lekcji? A co ja, jaki s jego zastępca albo wspólnik? I to jeszcze ONMS!!!!!! A jak kaz e mi łapać jakieś sklątki czy inne groźne stworzenie, które spowoduje jakieś uszczerbki na moim zdrowiu? No podam go do czarodziejskiego sądu, naprawdę. Szczerze mówiąc byłam teraz tak zbulwersowana, że te Herpetydy miałam po prostu w dupie. W moich myślach widziałam tylko to co mogłabym zrobić złego temu nauczycielowi. Kazał nam wstać i iść za nim do zamku, więc wstałam i ruszyłam za nim. No bo co innego miałam zrobić? Gdybym zostaął dostała jeszcze gorszy szlaban. I wypraszam sobie że "Gdybyście równie mocno przykładali się do nauki, co do łania szkolnego regulaminu bylibyście geniuszami" No ja przepraszam bardzo, mam tak dobre oceny że równie dobrze mogłabym być Krukonką, a ten tutaj obraża przynajmniej moją inteligencję! Aż sapnęłam zbulwersowana. Niebo nagle zajaśniało. Spojrzałam i aż się uśmiechnęłam. Owe światło dawały małe punkciki przesuwające się po niebie. Herpetydy, jednak zdążyliśmy! Chciałam zaśmiać się temu nauczycielowi w twarz. I co staruchu? Nie powstrzymałeś nas od obejrzenia ich! Naprawdę fascynujący widok. Zauważyłam że moi przyjaciele także przystanęli by je obejrzeć. Zerknęłam jeszcze na nauczyciela, widać było że był wściekły że nas nie powstrzymał. Staliśmy tak jeszcze oniemiali pięknem zjawiska przez parę minut, po czym dziarsko ruszyliśmy do zamku by odbyć nasze szlabany. Hepretydy trochę ukoiły moje zdenerwowanie, jednak je zobaczyliśmy. Teraz niestraszne mi nawet stada sklątek tylnowybuchowych. Postawiliśmy na swoim i to dawało mi cholerną satysfakcję. Spojrzałam na nauczyciela z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
//oks, wreszcie koniec wątku xD A teeeraz, na szlaban marsz!!
Wieczorem idąc razem z Felix Marcus Jerome do kamiennego kręgu rozmawiali o dziewczynach i kogo by styrać następnym razem. W końcu się zatrzymali. Puchon wyjął 2 piwka, jedno oczywiście dał Felixowi. Po jednym łyku Warsaw zadał pytanie: - Więc jak, myślisz wbijemy jakiemuś młodemu z VI klasy? By się przydało troche więcej respektu na dzielni. - nagle pojawił się ten błysk w oku u Warsawa, który pojawia się gdy ma on jakiś chytry pomysł.
Wyszli wieczorem, jak dobrzy kumple połazić, a co nie mogą? znają się od najmłodszych lat w tej szkole. Często jeden za drugiego nadstawiał karku, i nie rzadko lądowali w areszcie. Jednak z ich paczki tym rozsądnym był zawsze Felix, choć i on najczęściej dawał się namową swoich kumpli. Jak się pokłócili, no to nie dużo czasu mijało, aż się pogodzą i ponownie zostaną "Najlepszymi kumplami" a i nie rzadko zdarzało im się pobić, wtedy to najczęściej kończyło się w skrzydle szpitalnym, gdzie kończyło się wyzwiskami, a potem wspólnym śmiechem z otrzymanych obrażeń. Jak już się szykowała jakaś ustawka z ślizgonami to wszyscy trzej, szli się tłuc, zaraz po to żeby zobaczyć gniewne spojrzenia nauczycieli. Od najmłodszych lat zasada "Nie ma wstępu dla dziewczyn." obowiązywała, jednak z czasem gdy zaczęły hormony buzować, ta zasada zanikła. -Wiesz stary. Po co mamy wtłuc młodszemu. Zawsze można dorwać starszego. Uśmiechnął się do kumpla i odkręcił korek zębami, wypluwając go w trawę. W końcu upił łyk alkoholu. Usiadł i oparł się o kamień. -Powiedz mi jakie dziewczę Ci w oku siedzi, War.
Słysząc pytanie Felixax Warsaw trochę się zamyślił, ale po chwili odpowiedział mu: - Na oku mam Courtney Anderson, ją pierwszą chce zdobyć, ale jeśli się nie uda to może spróbuje z Naomi Young. - po tej prostej odpowiedzi spytał swego kumpla o jego sprawy. - A jak tam z tobą i Eleną, a pozatym gdzie jest Brian? Miał przyjść 5 minut temu. - nastała cisza między nimi, ale było słychać już świerszcze i sowy. Po chwili Warsaw zmienił kamień na którym siedział.
Był wieczór. Leżałem na łóżku i rozmyślałem na temat moich pięknych samochodów. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że od pięciu minut powinienem być przy kamiennym kręgu. -O cholera!- Krzyknąłem a następnie szybko zerwałem się z łóżka, wziąłem dżinsową kurtkę i ruszyłem. Na samym początku biegłem, obijałem się o innych którzy zmierzali w przeciwną stronę niż ja. Jednak po chwili zatrzymałem się i zacząłem iść powoli. -Mogą zaczekać jeszcze chwilkę, nie będę się przemęczał.- Powiedziałem pod nosem i spokojnym krokiem ruszyłem dalej. Gdy wyszedłem z zamku wziąłem głęboki oddech i stwierdziłem. -Jakie świeże powietrze.- Tak wiem to twierdzenie było genialne. Po jakimś czasie na horyzoncie zauważyłem mój cel. Gdy tam dotarłem zobaczyłem moich kumpli, którzy o czymś rozmawiali. -Siema.- Powiedziałem i przybiłem z każdym tak zwaną piątkę. Następnie postanowiłem usiąść na kamieniu który był niedaleko.
Czy on usłyszał "Courtney Anderson."? Wars, nie pakuj się w to! Felix Jerome chciał krzyczeć. To była przedostatnia dziewczyna,z którą Jerome umówiłby się na randkę, a co dopiero STARAŁ SIĘ ZDOBYWAĆ! Nie chodziło w tym momencie Felixowi o wygląd dziewczyny, bo, nie czarujmy się, była przecież ŚLICZNA! po prostu owa panna była Najgorszym typem charakteru (W mniemaniu F.) jaki może istnieć. Często pakowała się przecież w kłopoty przez swoją bezmyślność, już nawet nie wspomnę o jej znajomych. Także, Felix chciał to jakoś wyperswadować kumplowi, ale na osobności najlepiej. Po co Brian ma tego słuchać? Odpowiedź Warsawa skwitował krókim. "aha." Podniósł brwi zdziwiony o jego pytanie. Przecież co go obchodziła Elena. Po co się jeszcze pytam... to kumpel od lat dzieciństwa, chce bardzo wiedzieć, co się dzieje u przyjaciela. Tak, tak! -Elenka jak Elenka. Uśmiechnął się zawadiacko wiedząc, że kumpel zrozumiał. Po chwili Jerome dostrzegł Briana na horyzoncie. -Patrz, Wars. Spóźniony książę. Powiedział do Warsa, gdy Brian usiadł na kamieniu. Na jego twarzy zakwitł ironiczny uśmieszek.
Puchon słysząc odpowiedź Jeroma wyczuł coś niepokojącego, ale niezraził się tym. Gdy usłyszał, co u niego i Eleny powiedział: - Czyli jak zawsze. - po tym Wars uśmiechnął się. Nagle zjawiła się zguba z Gryfindoru. Warsaw klasycznie się z nim przywitał przez piatke i rzekł: - Brian, wiesz ile my czekamy na cb? Aż 15 minut! Ale dobra. Musimy pomyśleć kto będzie następną ofiarą. Macie kogoś na liście do zlania? - i pojawił się złowieszczy uśmiech.
Gdy dotarłem na miejsce spotkań stwierdziłem, że to dziwne miejsce na spotkania, szczególnie wieczorem. Najpierw odpowiedziałem Marcusowi. -Nie musisz od razu nazywać mnie księciem, wystarczy Brian.- Zaśmiałem się i zacząłem odpowiadać Warsawowi. -Lepiej, że teraz przyszedłem niż za pół godziny. A co do naszych łowów to nie mam żadnego celu.- Uśmiechnąłem się i czekałem. Nagle zauważyłem, że moi towarzysze mają piwo i tylko ja nie mam. Zasmuciłem się tym faktem i powiedziałem. -A dla mnie to nie macie piwa?- Powiedziałem to smutnym głosem i czekałem na odpowiedź. Miałem szczerą nadzieję, że jednak coś dla mnie mają.
Zaskoczony pytaniem Briana, Warsaw wyciąga z kieszeni wewnętrznej płaszcza buteleczke piweczka i mówi: - Zawsze jestem przygotowany na spotkania. - i uśmiechnął się. Czekał ciągle tylko na odpowiedź Felixa, który wciąż myślał popijając piwko. Nagle Puchon usiadł na ziemi w sposobie prostym i rozmyślając nad sprawami w Hogwarcie, które mają bieg, a zwłaszcza Wars myślał o Courtney.