Niewielki domek z zaledwie jednym pomieszczeniem. Przy jednej ze ścian znajduje się kominek, oraz niewielkie okno w widokiem na podwórko. W rogu stoi łóżko, a na środku drewniany stół z kilkoma krzesłami do kompletu. Przy chatce jest średniej wielkości ogródek z różnymi rodzajami roślin, przeznaczonymi głównie do karmienia magicznych stworzeń zamieszkujących zakazany las i jego okolice.
Autor
Wiadomość
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Kiedy księżyc jest w pełni to uważamy na wilkołaki. - wbiła się w pewnym momencie do rozmowy, choć wcześniej dała parze profesorów dokończyć swoje wypowiedzi. Mówiła zaskakująco poważnie, bo wśród Gryfonów znajdowała się zatrważająca liczba uczennic, czy studentek w zbliżonym do siebie wieku, które dotknęła likantropia. Z tym nie było żartów i chyba nie warto było ryzykować swojego zdrowia dla okopywanie roślin. Ale okopywanie się w kocyk? Jeszcze jak. A to, że w ogóle nie pomyślała, że księżyc mógł być w pełni również (chyba?) w ciągu dnia? Davies nigdy nie zapowiadała się na gwiazdę zielarstwa, czy astronomii. Choć jej wyniki na ostatnich lekcjach, czy podczas starań odnośnie hodowania kwiatów sugerowały zupełnie co innego. - To znaczy... Dzień dobry. - początkowo zmrużyła brwi z zakłopotaniem, aby następnie nerwowo się zaśmiać i przywitać. Potem skierowała wzrok na chatkę, która chyba właśnie otrzymywała świąteczny lifting i wpadła na myśl, że co trzy mózgi to nie dwa, nawet, jeżeli jej był estetycznie i zielarsko w dużym stopniu ograniczony. - Mogę jakoś pomóc? - rzuciła trochę w przestrzeń, nie spodziewając się, że mogłaby dostać jakiekolwiek ambitniejsze zadanie niż wyrzucenie śmieci, jeżeli w ogóle. Poza tym, jeżeli gajowy miał wizję, to po co miałaby się w nią mieszać? A miał bez wątpienia. Był gajowym.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher drgnął lekko, kiedy usłyszał za plecami czyjś głos i spojrzał w tamtą stronę, po czym lekko uśmiechnął się do Morgan. Po jej wyczynach z rumiankiem w czasie poprzedniego kółka zielarzy całkiem dobrze ją zapamiętał, w końcu poradziła sobie zdecydowanie lepiej od pozostałych uczniów. Może nie jako jedyna miała rękę do roślin, ale zdecydowanie wyglądała dość komicznie z tą wielką doniczką pełną rumianku, kiedy z taką pewnością wchodziła do cieplarni. Potem trenował razem z nimi latanie, co sprawiło mu całkiem wiele przyjemności, mógł więc spokojnie powiedzieć, że panna Davies nie była mu obca i chyba nawet całkiem polubił dziewczynę. Na dokładkę pojawiła się tutaj z całkiem trafną uwagą, chociaż oczywiście, mógłby się w tej chwili zirytować, że przerywa jego rozmowę, czy robi cokolwiek takiego, ale machnął na to ręką. - Dzień dobry, Morgan - powiedział na to, przez chwilę nie skupiając się na kwiatach, którymi próbował się właśnie zająć i te postanowiły się rozsypać, na co jedynie wzruszył lekko ramionami. Miał jeszcze dostatecznie wiele czasu, żeby się nimi zająć, a skoro zjawiła się potencjalna pomocnica, to na pewno pójdzie mu o wiele lepiej, niż dotychczas. - Czemu nie? Z rumiankiem radziłaś sobie naprawdę świetnie - dodał zaraz, zerkając jeszcze na panią profesor, ale ta zajmowała się najwyraźniej zaplataniem wianka, więc nie chciał jej w tym zupełnie przeszkadzać. Odgarnął włosy, które następnie przeczesał palcami i rozejrzał się znowu po okolicy. - Nie było cię tym razem na kółku, nie przepadasz za kwiatami, czy ich mowa nie bardzo ci odpowiada? - zapytał jeszcze, dodając zaraz, że może chodzi o to, jak są hodowane i fakt, że większość z nich jest naprawdę niesamowicie wrażliwa i trudno sobie z nimi radzić. Podniósł roślinność, którą upuścił chwilę wcześniej i próbował coś z niej zrobić, ostatecznie wzruszył ramionami i spojrzał ponownie na uczennicę. - Pomożesz mi zapleść kilka większych wianków? - poprosił zatem, czekając jeszcze na odpowiedź z jej strony, bo jeśli tylko miała chęć, to mógł jej nieco poopowiadać o uprawie kwiatów. Oczywiście, nie zamierzał naciskać, bo nie uważał, żeby to było w jakimkolwiek sensie dobre, ale jeśli tylko dziewczyna choćby przebąknie coś w tym zakresie, to pewnie buzia nie będzie mu się zamykała w czasie tego dekorowania domu. Miał nadzieję, że nie będzie tym przeszkadzał profesor, ale zdaje się, że ta była w pełni pochłonięta tworzeniem wianka.
Zaczerwieniła się, słysząc uwagę o tym, że ominęła zajęcia w ramach Koła Zielarzy. Wytknięto jej jedyne szkolne wydarzenie, które ominęła w tym roku, a poczuła się z tym tak, jakby właśnie dostała wyjca o niedopuszczalnej frekwencji. Zacisnęła zęby, walcząc z gniewem, choć chyba był on skierowany wyłącznie do jej samej. A potem dzielnie postanowiła odpowiedzieć. I szczerze. Chyba. - Brakowało mi inspiracji. I pary. - usprawiedliwiła się najlepiej, jak mogła, bo choć towarzystwo byłoby zapewnione przez zebranych w cieplarni uczniów oraz samego opiekuna koła, tak ten pierwszy, najważniejszy element trudno byłoby jej sprowokować na siłę. - Jak tylko podołam. - obiecała, aby zaraz zabrać się do pracy bez dalszych zgadywanek. Czy teraz nadeszła dla niej inspiracja, której potrzebowała na kółko? Chwyciła znajdujące się obok niej gerbery - symbol szczęścia - w odmianach czerwonej, różowej oraz pomarańczowej. Przez wielkość kwiatów bardzo pasowały jej do dużego wianka - obawiała się, że w mniejszym wydaniu albo bardzo by je poniszczyła, albo wyglądałyby jak jedna plama różnych barw bez ładu i składu. Kierowała się własnym nastrojem, a i trochę również skłonnością do figli, więc gerbery dodatkowo przeplatała z kosmosem. Podwójnie. Pierzastym. Ta nazwa oddawała wszystko, czego Davies tego dnia potrzebowała. I bez mała w pełni określała stan, w jakim była teraz jej oderwana od rzeczywistości głowa. - Zna Pan genezę jego nazwy, Profesorze? - zapytała, wyciągając kwiat kosmosu przed siebie, zanim użyła kwiatu do wianka. Obie wybrane przez nią rośliny wiązały się ze szczęściem, radością, spełnieniem. Być może wybrała je bardzo świadomie, ale gdyby podświadomość nie dyktowała jej nastroju, raczej nigdy nie decydowałaby się na tak krzykliwą mieszankę pozytywnych uczuć. Wyjątkowo zgrabnie poszło jej zarówno wicie, jak i dostrajanie pierwszego wianka. Wstała z miejsca i przekazała go O'Connorowi z dumnym uśmiechem. Z pewnością znał mowę kwiatów znacznie lepiej od niej. I pewnie jeszcze przed rozpoczęciem przez nią pracy nad uzyskanym tworem zdawał sobie sprawę, że choć nadal pozostawała w pewnej mierze bezczelnym chochlikiem, przede wszystkim przybyła tutaj cała w skowronkach. Nie chcąc tracić czasu, złapała się za kolejne kwiaty. Za rumianek, choć w tym wypadku już nie miało być z żadnym przekazem. Miało być wspominkowo, a przy tym miała ochotę na chatce zostawić ślad, który kojarzyłby się typowo z nią nie tylko gajowemu, ale i tej części szkoły, która uczestniczyła w marcowych hodowankach. Rumianek miał dominować, więc za subtelny dodatek posłużyła biała koniczyna, zwłaszcza jej liście, które przecież tak silnie wiązały się ze świętym Patrykiem - jego święto też odbywało się w marcu. Uśmiechnęła się pod nosem, wręcz fizycznie czując te wszystkie skojarzenia i wspomnienia. Czy to właśnie była ta mowa kwiatów? Chyba właśnie na dobre sprowadziła ją do stanu, gdzie na poważnie zainteresowałaby się zielarstwem. Choćby dla siebie. Choćby dla możliwości wyrażania się bez słów. - To... Wciągające. - przyznała w pewnym momencie, gdy skończyła drugi z wianków i poczuła, jakby wybudziła się z głębokiego snu. Ten akurat wianek z pewnością okazał się za mały na ozdabianie drzwi, czy okien. Za to idealnie pasował na jej głowę, zupełnie, jakby docelowo właśnie sama dla siebie go szykowała. Uśmiechnęła się przepraszająco, zdając sobie sprawę, że zmarnowała kilka dobrych minut na egoistyczne cele zamiast pomagać. A zatem rumianek i koniczyna?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Rozumiem - powiedział spokojnie, kiwając głową na jej słowa. Nie zamierzał jej z tego powodu karać, ani robić czegoś podobnego, w końcu Kółka nie były obowiązkowe, a jeśli nie czuła się na siłach, to nie zamierzał jej nigdzie ciągnąć, bo też po co? Miał jednak nadzieję, że w maju Morgan uda się dotrzeć na spotkanie i będzie z tego powodu zadowolona. - Nie zawsze mamy do czegoś nastrój, a kwiaty na pewno nie są dla wszystkich zbyt rozwijające. Ja je lubię, właśnie dlatego, że za ich pomocą można przekazać bardzo wiele - dodał jedynie w formie wyjaśnienia, ale nie zamierzał ciągnąć jej za język, nie chciał również robić jej żadnego niemądrego wykładu, bo zdecydowanie nie o to tutaj chodziło. Uśmiechnął się do niej lekko, kiedy zabrała się do pracy i sam również wziął się za plecenie większych wianków, które chciał umieścić nad oknami, zgodnie ze wskazaniem profesor, która wyłączyła się teraz z dyskusji i której na pewno nie zamierzał przeszkadzać w zadumie, w jaką ta popadła. Uniósł lekko brwi, gdy usłyszał pytanie Davies, a następnie spojrzał na trzymany przez nią kwiat. - Kosmos podwójnie pierzasty? Brzmi fantastycznie, prawda? Ale szczerze mówiąc, to niestety nie znam genezy tej nazwy. Wiem jednak, że występuje też kosmos pierzasty, a to nie jest dokładnie ta sama roślina. Ten kwiat, który teraz trzymasz, bywa też nazywany onętką, ponętką, wschodniaczkiem albo kosmosem po prostu. Ma wiele nazw, ale jedyne co mogę ci o nim powiedzieć na pewno to to, że pochodzi z rodziny astrowatych - odparł na to uprzejmie i całkiem szczerze, bo nie chciał wprowadzać jej w błąd i opowiadać jej jakichś niestworzonych historii. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego, a przynajmniej z takiego założenia wychodził Christopher, który po prostu nie lubił oszukiwania i nadmiernego kręcenia. Nie wiedział czegoś, to się do tego przyznawał i w razie konieczności albo i dla własnej satysfakcji, szukał po prostu odpowiedzi, wsparcia albo czegokolwiek takiego. Uśmiechnął się jeszcze lekko, kiedy Morgan wróciła do zaplatania kwiatów i on również się na tym skupił, by wkrótce posłać pierwszy wieniec nad okno, przy okazji zapytał dziewczyny o opinię co do jego umiejscowienia, żeby przypadkiem nie wyszła z tego jakaś skończona głupota. Nie chciał dekorować domu na chybił trafił, bo to też do niczego nie prowadziło i nie byłoby w tym niczego dobrego. Chciał, żeby chata wyglądała ładnie, nie była przesadzona w swojej ozdobności i nie sprawiała wrażenia nieestetycznego bohomazu na tle okolicy. - Prawda? To dość odprężające, a na dokładkę można stworzyć niezliczoną liczbę kompozycji, które mogą opowiadać różne historie. Nie wiedziałem nawet, że są różnego rodzaju słowniki mowy kwiatów, Yuuko uświadomiła mi to podczas spotkania, obiecała, że opowie mi kiedyś o różnicach, jakie dostrzegła - dodał jeszcze, spoglądając na Morgan przez ramię. - A ty chciałabyś się jej nauczyć? Czy wolisz, żeby kwiaty pozostały nieme?
Coraz bardziej lubiła sposób, w jaki wypowiadał się na temat swojej pasji. Choć wcale nie był obieżyświatem i z całą pewnością nie mógł też znać się na wszystkim. Ale jego narracja potrafiła wciągać w jakiś inny, upstrzony kwieciem świat, z którego z bólem wracało się do rzeczywistości. W jego słowach potrafiła znaleźć jakiś niewymuszony i zupełnie błogi spokój, jak w tajemniczym ogrodzie, do którego wpuszczał wyłącznie tych, którzy chcieli słuchać. A Davies nawet nie musiała się starać, by słuchać. Wręcz płynęła wgłąb kolejnych opowieści i ciekawostek. - Dziękuję. - odezwała się tylko, jeszcze intensywniej oddając się pracy, z której wyszedł potem rumiankowo-koniczynowy twór. Doradziła gajowemu w sprawie umiejscowienia wieńca (właściwie tylko pojedynczym przytaknięciem, bo na jej gust trafił bardzo gustownie i z wyczuciem), a potem zdjęła posiadany wianek z głowy i wyciągnęła go ku O'Connorowi, znajdując dla niego lepsze zastosowanie. - Ten może być w oknie. - być może niekoniecznie za tym samym, nad którym jeden wianek już wisiał, ale był on na tyle drobny, że stanowiłby niezły dodatek do wystroju wnętrza, będąc przy tym widocznym przez szybę, ale bez większego wpływu na ilość promieni słonecznych, które trafiałyby do chatki. Od kiedy ona zajmowała sie wystrojem wnętrz? - Chyba lubię, kiedy sami nadajemy im znaczeń. - rumianek nie byłby dla niej teraz tym samym, gdyby nie przygoda z jego uprawą i zachwyt, jaki wywołał po miesiącu wspólnych wysiłków. Czy taka odpowiedź uszczęśliwiała go? Chyba każda oznaka, że ktoś z uczniów zainteresował się kwiatami działała w ten sposób. Przez chwilę jeszcze wyglądała, jakby chciała zadać mu jeszcze jakieś pytanie, ale najwyraźniej zwątpiła, nie chcąc się narzucać, albo nie chcąc wciskać nosa, gdzie nie byłaby pożądana. Zamiast tego na nowo zainteresowała się kwiatami wokół chatki. Zwłaszcza tymi, o których opowiadał. - Ponętka. - powiedziała z lekkim uśmiechem, jakby sama do siebie, wracając myślami do wcześniejszej rozmowy, po czym figlarnie wplotła sobie jeden z kwiatów podwójnego kosmosu we włosy.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Spokojnie można było powiedzieć, że Christopher miał swój własny świat, w którym nie każdy umiał i chciał się odnajdywać, to było dla niego wręcz oczywiste i wcale nie chciał, żeby wszyscy po prostu się tam pchali i próbowali nauczyć się tego, co chciał im przekazać. Nie każdy tego potrzebował, nie dla każdego były te wszystkie informacje, nie każdemu odpowiadało zielarstwo i wszystko to, co było z nim związane. Lubił jednak o tym opowiadać, a jeśli Gryfonce podobało się to, co mówił, tonie miał nic przeciwko temu, by zdradzić jej nieco więcej sekretów. Zupełnie inną sprawą było to, że skoro już się raz rozgadał w temacie, którym się zajmował, to potem po prostu trudno było go zatrzymać. Uśmiechnął się do niej lekko, kiedy podała mu ten prosty, ale całkiem ładny wianek i przyznał jej rację, uznając, że faktycznie będzie pasował powieszony w oknie. Właściwie to nawet jemu będzie po prostu miło, przynajmniej tak sądził. Musiał przyznać, że w gruncie rzeczy takie dekorowanie domu było całkiem przyjemne, a kiedy miał taką pomocnicę, szło jeszcze szybciej, przy okazji mógł jej poopowiadać co nieco o kwiatach, chociaż oczywiście też nie zamierzał zarzucać jej informacjami ze zbyt szerokiego zakresu, nie chciał jej zanudzać, a doskonale wiedział, że istnieją pewne ograniczenia nie tylko skupienia, ale i chęci zdobywania wiedzy. - Muszę przyznać, że bardzo ci te kwiaty pasują - powiedział łagodnie, kiedy dziewczyna wplotła kwiaty we włosy. Uśmiechnął się do niej ponownie, ale widać było, że nie miał nic złego na myśli, ot, zwykła, prosta i uprzejma uwaga. Na pewno nie chciał spowodować, żeby dziewczyna źle się czuła, ale miał nadzieję, że nie odbierze tego w jakiś niezbyt przyjemny sposób. Wrócił później do pracy i dalszego dekorowania domu, rzucając jakieś całkowicie luźne uwagi i pytając towarzyszących go kobiet, czy będą uczestniczyć później w obchodach Celtyckiej Nocy, czy nie mają na to zbyt wielkiej ochoty. Kwiaty, które układał delikatnie pod stropem, zaczynały wyglądać jak elegancka fala i to właściwie mu odpowiadało, nie widział w tym niczego złego, a musiał nawet przyznać, że wyglądało to całkiem estetycznie. To prawda, że chata traciła przez to swój dość surowy charakter, ale w gruncie rzeczy nie zamierzał się tym jakoś szczególnie mocno przejmować. W końcu święta były raz do roku, mógł zatem się nimi cieszyć, prawda? Nie chciał również dłużej zatrzymywać tutaj swoich towarzyszek i gdy pozostawało już tylko posprzątanie okolicy, pożegnał się z nimi życząc im miłej reszty dnia, a później zabrał się do zbierania reszty kwiatów, których nie wykorzystał, by po prostu rozstawić je w chatce albo zanieść do Wielkiej Sali, gdzie obecnie całkiem dobrze pasowały. Był w gruncie rzeczy zadowolony i cieszył się, bo spędził ten czas całkiem przyjemnie.
z.t dla wszystkich
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Fabuła zadania losowego #5 Ulewa jaka zebrała się ponad Hogwartem w dniu dzisiejszym była doprawdy zaskakująca. Pojedyncze pioruny przecinające niebo i nadające tempa całemu zjawisku jeszcze bardziej pogarszały sprawę i nie wyglądało jakby miało się to wszystko tak łatwo zakończyć. Szczęście w nieszczęściu, że w trakcie meczu nie dopadła ich aż tak zła pogoda, bo chyba wtedy musieliby wspólnie z kadrą zadziałać i otoczyć boisko jakąś ochronną barierą lub całkowicie przełożyć finał. A tego nie chcieliby…wszyscy. Szczególnie, że atmosfera przed meczem była tak napięta, że jeszcze kilka dni i doszłoby do zamieszek. W tej jakże cudownej ulewie musiał przemierzyć całe błonia, aby dojść do chatki gajowego. Rzecz jasna nie wziął ze sobą kurtki, bo było duszno, a w ramach parasola służyło mu ochronne zaklęcie skutecznie odganiające krople deszczu od jego osoby. Problem był taki, że kompletnie nic nie widział w tej ścianie wody, a fakt, iż był wieczór w żadnym stopniu nie ułatwiał sprawy. Poddał się w momencie, w którym o mało nie wyrżnął się wpół o jeden z większych, leżących na łące kamieni. Wtedy wyczarował swojego patronusa, który w zasadzie w linii prostej miał doprowadzić go do chatki gajowego i zniknąć tuż pod jej drzwiami. Jeszcze kilka metrów przed lokum O’Connora wyjął z kieszeni paczkę fajek i jedną z nich zapalił, czując jak zaczyna męczyć go niedobór nikotyny. Zdawało się, że miał spędzić tam całkiem sporo czasu, a nie wypadało palić w czyimś mieszkaniu nawet za zgodą właściciela, po prostu. Wciąż mając połowę papierosa w ustach, wyciągnął rękę w kierunku drewnianych drzwi i zapukał kilkukrotnie czekając na odpowiedź samego zainteresowanego. Miał jedynie nadzieję, że Christopher nie zapomniał, bo powrót będzie katorgą.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie zapomniał, nie spodziewał się jednak na pewno, że pogoda będzie aż tak zła. W chacie było cicho, ciepło i całkiem przyjemnie, ale na dworze wyglądało tak, jakby za chwilę miała nadejść jakaś mała apokalipsa. Nic zatem dziwnego, że kiedy tylko usłyszał puknie, podszedł, by wpuścić gościa. Woda na herbatę była już właściwie zagotowana, wszystko przygotowane i nawet Wrzos siedziała przy stole, starając się zorientować, co to za jakaś specjalna okazała, żeby tak się starać i jaki to gość dzisiaj do nich zajrzy. Kocica była niesamowicie ciekawska, musiała wszędzie wciskać swój nos i musiała wiedzieć dokładnie wszystko o tym, co ją otaczało, jakby bez tego nie była w stanie sobie z niczym poradzić. Poruszyła teraz lekko ogonem, kiedy jej pan wpuszczał do domu drugiego mężczyznę i zaczęła węszyć w powietrzu, dość mocno zaciekawiona, doszła jednak dość prędko do wniosku, że zna ten zapach, jaki pojawił się w pomieszczeniu. - Wejdź - powiedział w tym czasie Christopher, wpuszczając Alexa od razu do środka, by nie musiał dalej stać na deszczu, a później wskazał mu miejsce przy stole i zajął się zaparzeniem do końca herbaty. - Na taką pogodę też pewnie przydałyby mi się jakieś zaklęcia - zauważył z lekkim uśmiechem i cieniem namysłu, a następnie poprawił okulary, które zsunęły mu się niemalże na czubek nosa, po czym odwrócił się, by postawić na stole czajnik i kubki, jak również inne dodatki, bo nie miał pojęcia, co dokładnie chce wypić Alexander. Deszcz bębnił o szyby w niewielkich oknach, ale to nie przeszkadzało temu, by wewnątrz było właściwie całkiem spokojnie. - Ostatnio, przy mocnym słońcu, próbowałem używać fallat, ale wyszło na to, że nie jest zbyt efektywne i zacząłem się zastanawiać, czy jest może coś, czym mógłbym je zastąpić - powiedział, zajmując miejsce i biorąc się do przygotowanej herbaty. Ciekaw był, czy Alex będzie w stanie znaleźć dla niego jakiś korzystniejszy czar, czy może po prostu pozostanie mu wypracowanie jakiejś innej metody radzenia sobie w słoneczne dni. Noszenie soczewek było męczące, a czapki z daszkiem dość mocno przeszkadzały, wolałby więc, mimo wszystko, znaleźć jakieś magiczne rozwiązanie na tę bolączkę, ale wiadomo - nie można mieć wszystkiego, niestety. Pozostawało więc poczekać na odpowiedź Alexa i przekonać się, jak ostatecznie powinien zacząć działać. Były też inne zaklęcia, które przychodziły mu do głowy, ale to jedno jakoś szczególnie mocno go gryzło i wiedział doskonale, że będzie mu niesamowicie mocno potrzebne.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
W typowym dla siebie, alexowym spokoju dopalał papierosa przed drzwiami O’Connora i choć wiedział, że nic mu to nie da to jednak próbował rozejrzeć się wokół i przebić wzrokiem przez ścianę deszczu. Oczywiście na próżno. Dopiero dźwięk uchylanych drzwi zwrócił jego uwagę z tego jakże ambitnego planu podziwiania okolicznych widoków. Zwrócił głowę w tamtą stronę i dostrzegając sylwetkę właściciela chatki kiwnął mu głową bez zbędnych werbalnych ceregieli. To była chyba jego najczęstsza forma powitania z innymi ludźmi. Chęci kontaktów międzyludzkich poziom Alexander. Jego białe oczy zwróciły się na siedzącą przy stole kotkę, ale dość szybko spojrzenie zostało przerzucone na wystrój wnętrza, aby na sam koniec grzecznie spocząć na właścicielu tego przybytku. Zgodnie z sugestią zajął miejsce przy stole i zerknął z ciekawością na stojący przed nim czajnik. - Wybacz, ale czy mógłbym prosić o wodę? – zapomniał mu o tym wspomnieć jeszcze temu, a teraz w sumie miał przed sobą pełne naczynie zaparzonej już herbaty, którą Christopher będzie musiał wypić najprawdopodobniej samodzielnie. Nieszczególnie ufał wszelakim napojom, nawet jeśli była to zwykła herbata. Do tej pory zastanawiał się jakim cudem dał się namówić na Celtyckiej Nocy na to cholerne mleko. Jakby sobie przypomniał smak nabiału sprzed dwudziestu lat, to chyba by zwrócił teraz zawartość żołądka. - Nie próbowałeś zwykłych ochronnych? – zapytał, uprzednio zapewne przyjmując szklankę z przezroczystym płynem od gajowego. – Wiesz, tak silna ulewa nie trwa zwykle długo. Nawet śpiąc możliwe, że dałbyś radę je podtrzymać. – odwzajemnił lekkie uniesienie kącika ust ku górze i w ciszy wysłuchał tego, co miał do powiedzenia mężczyzna siedzący naprzeciw. - Przepadam za tym, że od razu przechodzisz do rzeczy, a nie bawisz się w zbędny small talk. – zwrócił białe oczy na taflę unoszącą się we wnętrzu naczynia i widać było, że się zastanawia. Już miał powiedzieć cos na temat własnych oczu i ich reakcji na słońce, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Nie sądził, że Christopher miałby wobec niego złe intencje, ale jakoś zdradzanie niektórych słabości nie było najlepszym pomysłem. - To zależy czego tak naprawdę potrzebujesz. Zakładam, że raczej nie chcesz podziwiać przez minutę powierzchni słońca tylko raczej sprawić aby nie raziło jak stoisz wprost pod nie. Fallat to dobre zaklęcie, ale wbrew pozorom wymagające i być może nie do końca wyszło. Po prostu. – jeśli chodziło o wszelakie inkantacje, to naprawdę potrafił mówić ponadprzeciętnie dużo. Oczywiście we własnych standardach i miarach.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Najbardziej zainteresowana tym, co się działo, była Wrzos. Patrzyła na Alexandra dość bezczelnie i nie wyglądała, jakby przejmowała się w, choć minimalnym stopniu swoim, zapewne, karygodnym brakiem manier. Przekrzywiła lekko łeb, gdy z czajnika buchnęła para, a potem poruszyła uchem, gdy jej pan kręcił się po niewielkiej wnęce kuchennej, by wyciągnąć szklankę i nalać do niej wody. Bardziej interesował ją gość, w końcu gajowego znała już całkiem dobrze i nie sądziła, by miała się po nim spodziewać czegoś nowego i niesamowitego. Mężczyzna w tym czasie zajął już miejsce i zaczął sobie szykować herbatę, nie mając nic przeciwko temu, że jego gość wybrał coś innego, w końcu nie każdy musi lubić to samo, ostatecznie bowiem mieli różne gusta i upodobania, a Christopher starał się to szanować, tak jak i wiele innych rzeczy, na które przecież nie miał wpływu. - Nie jestem w nie aż tak dobry. Niektóre zaklęcia wymagają ode mnie o wiele większego skupienia niż od ciebie, chociaż muszę przyznać, że staram się rozwijać również w tej dziedzinie. Po... leśnych spotkaniach wiem, że z niektórymi rzeczami nie poradzę sobie przy pomocy prostych zaklęć - odpowiedział na to i pokręcił nieznacznie głową na znak, że daleko mu do ideału, jeśli chodzi zdolności czarowania. Mógł być naprawdę dobry, jeśli mowa o zielarstwie, radził sobie z nim naprawdę świetnie i był w stanie hodować rośliny, które nie były wcale tak popularne, ale już inne dziedziny życia magicznego nie były dla niego tak proste i oczywiste. O dziwo - czasami miał wrażenie, że jednak lepiej idzie mu z transmutacją, może posiadał dostatecznie rozwiniętą wyobraźnię, a może jego druga, ukryta natura, która domagała się ujrzenia światła dziennego, kierowała jego ręką, gdy przemieniał jedne obiekty w drugie. Teraz zaś uśmiechnął się lekko. - Rozmowy o niczym bywają krępujące - powiedział łagodnie. - Poza tym mamy czas egzaminów, na pewno jesteś zajęty szykowaniem czegoś, co zajmie twoich podopiecznych w znacznym stopniu - dodał jeszcze, całkiem spokojnie, a następnie wysłuchał tego, co Alex ma do powiedzenia, jednocześnie mieszając miód w herbacie. Zamyślił się na moment i przyznał, że testował zaklęcie, starając się obliczyć czas jego trwania, ale to nie było w gruncie rzeczy przydatne. Zrobił to bardziej, jako ciekawostkę, a nie coś konkretnego. - Problem leży w tym, że często pracuję w okularach i nie mam idealnego sposobu na to, żeby odpowiednio chronić oczy przed słońcem. Opieka nad drzewami wymaga ciągłego spoglądania w górę, więc bywa to po prostu potwornie męczące - wyjaśnił, starając się jak najprościej wskazać na główny problem, jaki dotyczył jego pracy i wymagań, jakie posiadał względem potrzebnych czarów.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Z kolei profesor zaklęć praktycznie nie zwracał uwagi na siedzącego obok kota, który nie omieszkał lustrować go wzrokiem niczym swojego przyszłego obiadu. Nie przepadał za tymi zwierzętami jakoś szczególnie, a już na pewno nie za ich odpowiednio większymi magicznymi kuzynami, przez których to w zasadzie właśnie ta niechęć się objawiała. Wolał po prostu nie zwracać uwagi na kotkę i skupić się na swoim rozmówcy, podającym mu właśnie szklankę wody. Nawet nie wiedział jak aktualnie był mu wdzięczny za tej życiodajny napój. Strasznie chciało mu się pić i za pierwszym haustem pozbył się połowy zawartości naczynia. - Ach, legendarne leśne spotkanie. – uśmiechnął się od niego porozumiewawczo, bo kto jak nie Alex rozumiał ostatnie przeboje z terenu Zakazanego Lasu. Perpetua co nieco wspomniała, ale jakoś o szczegóły się nie prosił, sam w końcu miał swoje przygody i wolał tematu unikać jak najbardziej potrafił. – Zawsze mogę Ci pomóc w tym zakresie. – założył nogę na nogę, aby zmienić pozycję. Z niewiadomego powodu zaczęły go boleć plecy… może była to kwestia pogody, a może tego, że o poranku znów się przeforsował. Upił kolejny łyk wody marszcząc przy tym brwi i zastanawiając się nad kolejnymi wypowiedziami gajowego. Przez chwilę nie odzywał się, zupełnie jakby analizował w myślach to co powiedział tamten, a następnie przewijał kolejne kartki swojej wiedzy z zakresu zaklęć chroniących przed słońcem, ale jakoś – mimo swoich wzrokowych słabości – chyba nigdy nie używał nawet fallat. Taktycznie przemilczał kwestię smalltalkowych rozterek. - A gdybyś zakrył słońce jakąś materią? Wiesz, uniósł coś, co skutecznie nadałoby cień z tamtej strony. Chociażby jakąś chmurę pyłu lub uwolnił trochę dymu. – oparł się wygodniej o krzesło, podkładając jedną dłoń pod ramię. – W ostateczności klasyczna, mugolska czapka z daszkiem i okulary hybrydowe. – dodał, wzruszając ramionami, choć to akurat rzucił bardziej z przymrużeniem oka, już po chwili uśmiechając się lekko. Choć kto wie. Czasami najprostsze rozwiązania okazywały się być tymi najskuteczniejszymi.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wrzos, gdyby pewnie tylko mogła, wpakowałby się na kolana profesora, ale obecnie ograniczała się do tych ciekawskich spojrzeń, jakby była jakąś namolną uczennicą, która domaga się nieco atencji. Christopher zerknął na nią, ale nie przeganiał, bo mimo wszystko kocica nie robiła niczego złego, a skoro chciała uczestniczyć w ich rozmowie, to proszę bardzo. Przeczesał włosy palcami, a następnie zerknął na Alexa, po czym nieznacznie rozchylił wargi. - Plotki jednak się rozchodzą? Słyszałeś w ogóle o tym, że podobno straciłem palec? - rzucił na to, bo mimo wszystko ta kwestia nieznacznie go bawiła. Naprawdę, dzieciaki miały czasem taką fantazję, że można się było co najmniej za głowę złapać. Nie mógł nic na to poradzić, w końcu to nie on wymyślał te niedorzeczności, ale musiał przyznać, że takiej inwencji twórczej raczej się nie spodziewał, tym bardziej że przecież nie robił wtedy niczego niebezpiecznego. Zaraz jednak skoncentrował się na kolejnych słowach Alexa i skinął lekko głową. - Jeśli znalazłbyś dla mnie czas, chętnie dowiedziałbym się czegoś nowego - przyznał prosto, a później wysłuchał tego, co mężczyzna miał do powiedzenia, jednocześnie zastanawiając się, czy to miałoby sens. Ponieważ nie bardzo lubił omawiać coś całkowicie na sucho, doszedł do wniosku, że kiedy tylko pogoda się polepszy, będzie musiał tego spróbować, jednocześnie zaś zapytał Alexa, o jakich dokładnie myśli zaklęciach. Gdyby rozmawiali o roślinach, pewnie nie miałby takich problemów i sypałby ciekawostkami jak z kapelusza, ale w chwili obecnej po prostu nie był co do tego wszystkiego jakoś szczególnie przekonany. - Wierz mi, próbowałem z czapką. Po dłuższej chwili staje się to niewygodne, a daszek całkiem sporo zasłania, więc szukam rozwiązań, które byłyby bardziej, cóż... magiczne. Chociaż nie bardzo wiem, co masz na myśli, mówiąc o tych okularach - zauważył na to i uniósł lekko brwi, po czym uśmiechnął się do Alexa, bo doskonale wiedział, jak teraz obaj brzmią. To było nieco abstrakcyjne, a najłatwiejsze rozwiązania czasami były, cóż, najlepsze, aczkolwiek w tym przypadku nie do końca. Upił łyk herbaty, a następnie zerknął na swojego gościa. - Mam w ogóle wrażenie, że przez Forestera cały zamek oszalał na punkcie muzyki i sztuki. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie powinienem dodać jakichś punktów za poprawne narysowanie roślin na egzamin - powiedział, uśmiechając się nieznacznie kącikiem ust. Nie wiedział, co się właściwie działo, ale to było dość zabawne. - Obiło mi się nawet o uszy, że niektórzy uparcie śpiewają piosenki po korytarzach. Może to wpływ zabawy zorganizowanej przez Perpetuę.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Powoli sięgał po kolejne łyki wody, w międzyczasie nawet nie rozglądając się po chatce gajowego. Popijając swój bezbarwny płyn, uśmiechnął się mimowolnie do wnętrza szklanki słysząc słowa towarzysza, aby już po chwili odstawić naczynie i zwrócić na niego swoje białe tęczówki. - Oczywiście, że się rozchodzą. – wzruszył ramionami, zupełnie jakby rozmawiali o szalejącej na zewnątrz pogodzie. – W ocenie uczniów przez chwilę byłeś martwy. – dodał, unosząc kąciki ust szerzej i doskonale wiedząc jak wielką abstrakcją była wiara w to co mówili Żakowie. W każdej plotce co prawda było zasiane jakieś ziarenko prawdy, niemniej jednak starał się brać poprawkę na wszystko co krążyło po szkole i doskonale na tym wychodził. Zwykle prawda była po jego stronie, a i on mógł zachować zimną krew i nie stresować się ponad program. - Mugole mają takie okulary, że pomagają na wzrok, a jak świecą w nie promienie to robią się przeciwsłoneczne. – kiedyś takie widział i był święcie przekonany, że świetnie sprawiały swoja rolę. Zwyczajni ludzie w końcu też mieli swoich czarodziejów, potocznie zwanych naukowcami, a ci potrafili robić rzeczy tak magiczne, że ich świat nawet sobie nie zdawał z tego sprawy. Wciąż patrzył na rozmówcę, nie spuszczając z niego wzroku ani na chwilę. Wybitnie rzadko też mrugał, co było dość niepokojące. Zmarszczył jednak brwi, kiedy Christopher wspomniał o muzyce. - Co? – to było pierwsze co przyszło mu do głowy słysząc słowa O’Connora. Kompletnie nie miał pojęcia co aktualnie działo się w zamku jeśli chodziło o tak prozaiczne rzeczy jak dodatkowe aktywności. Oczywiście, że o potańcówce Perpetuy jak najbardziej słyszał, niemniej jednak uczniowskie przyśpiewki pozostawały dla niego tajemnicą. – A wiesz, że nie zwróciłem uwagi? Ostatnio… mam inne sprawy i chyba zbytnio nie angażuję się w życie pozalekcyjne szkoły...
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Powiedzieć, że Christopher był oszołomiony tym, co właśnie usłyszał, to jak nie powiedzieć nic. Zamrugał, wpatrując się z prawdziwym zdziwieniem w Alexandra, mniej więcej tak, jakby zobaczył ducha, a później aż pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie mieściło mu się w głowie, że naprawdę po zamku mogły wędrować aż takie plotki, już brak palca był dla niego rzeczą co najmniej abstrakcyjną, a tutaj coś takiego. - Martwy? Czyli pewnie zakładali, że ta osoba, którą widzą, jest naprawdę duchem? - rzucił i nagle parsknął z ubawienia, bo naprawdę coś podobnego było na tyle abstrakcyjne, że nawet wolał się w to nie zagłębiać. To było jakieś skończone szaleństwo i doszedł do wniosku, że niektórzy uczniowie naprawdę powinni zastanowić się nad tym, co opowiadają, bo później mogło dochodzić do różnych, niekoniecznie przyjemnych nieporozumień, z których nie dało się już, niestety, tak łatwo wybrnąć. - Jakoś nigdy się tym nie zainteresowałem... Ale teraz już chyba wiem, czego spróbować poszukać, chociaż nie jestem pewien, czy będzie to naprawdę wygodne - stwierdził i skinął głową na znak wdzięczności, bo to również było dość istotne, przynajmniej z jego punktu widzenia. - Swoją drogą, jakie zaklęcie poleciłbyś, żeby do ogródka nie wpadały żadne wściekłe manekiny? - spytał, nieco tą sprawą rozbawiony. Pamiętał jednak, jak wyglądał ogródek, kiedy wpadł tam jakiś rozwścieczony manekin i nie chciałby tego znowu przerabiać, w końcu zniszczenia były całkiem spore, a on miał wrażenie, że ponowna odbudowa roślin nieco by mu zajęła, zastanawiał się więc, czy nie mógłby faktycznie rozstawić dookoła ogrodu czegoś, co ułatwiłoby mu pracę. Zerknął jeszcze na Alexandra i uśmiechnął się lekko, łagodnie. - naprawdę? Ostatnio słyszałem, jak ktoś śpiewał... Jak to dokładnie leciało? Viva forever, I'll be waiting, everlasting, like the sun - rzucił, by ostatecznie cicho zanucić i parsknął z rozbawienia. - Koleżanki mojego brata nieustannie nuciły to, kiedy mieli jakieś, bo ja wiem? Dwanaście lat?
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Parsknięcie towarzysza tej rozmowy rozbawiło go na tyle, że sam pokusił się o uniesienie kącików ust. W istocie, jeśli chodził o plotki to zdecydowanie uczniowie przodowali w coraz to lepszych pomysłach, zwykle nie pozostawiając suchej nitki nie tylko na sobie wzajemnie, ale również na kadrze. - Że Cię też to dziwi. Ja w Zakazanym straciłem obie nogi, a na początku roku miałem romans z profesor Jones. – wzruszył ramionami, a w jego oczach dało się widzieć wyraźne rozbawienie perspektywą romansowania z osobą, która w najlepszym razie mogłaby być jego przybraną siostrą. Wyciągnął stopę zza drewnianej nogi stołu i ostentacyjnie nią pomachał. – Jak widać prawdziwa. Druga też. W przeciwieństwie to kreatywnych stwierdzeń uczniów. – uśmiechnął się szerzej, na powrót prostując się, choć już po chwili podpierając głowę na swojej prawej dłoni. Upił szklankę wody. - Manekiny? – zmarszczył brwi przez chwilę zastanawiając się czy to jakieś magiczne stworzenie. Nawet jeśli by było, to i tak by raczej nie rozpoznał, nie był w tym najlepszy, ba! był praktycznie tłukiem, jeśli chodził o jakieś mniej znane zagadnienia onmsu, a na pierwszy rzut oka brzmiało to jakby właśnie takowe miał na myśli. A może jednak nie? – Zwykłe ochronne nie pomoże? – podrapał się po głowie. – Ewentualnie pozamykać zaklęcie w płocie, albo roślinach. Np. depulso. Coś ich dotknie i zostanie odbite. – kompletnie nie znał się na ogrodnictwie i gajownictwie (?), tak wiec nie miał pojęcia jakby to zadziałało, ale w jego głowie miało to całkiem sporo sensu. Przy okazji odganiałoby szkodniki i inne takie… który gnom nie chciałby dostać depulso od rośliny? - Na Merlina… to Felix Felicis, prawda? – przetworzył w głowie słowa piosenki, szybko zdając sobie sprawę, że się nie myli. – Znajoma ze szkoły miała fioła na ich punkcie…mam wrażenie, że znam wszystkie teksty na pamięć, mimo że nigdy tego nie słuchałem i minęło z dwadzieścia lat. – dodał, próbując sobie przypomnieć jak w zasadzie to szło. – Live forever, for the moment Ever searching for the one… - mruknął, bo zdecydowanie nie można było nazwać tego śpiewem. On nie śpiewal, ale cytować mógł! A tu było całkiem sporo tekstów, które wryły mu się już w głowę chyba na wieczność.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher chyba nigdy nie przywiązywał nadmiernej wagi do tego, co się działo dookoła niego i pewnie właśnie z tego powodu wszystkie plotki tak bardzo go dziwiły. Nie należał do osób, które by ich wysłuchiwały, więc ta historia z palcem była co najmniej komiczna, ale teraz to dopiero sprawiał wrażenie rozbawionego, jednocześnie unosząc z niedowierzaniem brwi, bo po prostu nie mieściło mu się w głowie, że mogło zdarzyć się coś tak absurdalnego. - Nie wiem, co brzmi bardziej fantastycznie - powiedział na to, nadal rozbawiony i pokręcił nieznacznie głową, bo po prostu nie uimał sobie wyobrazić ani jednego, ani drugiego, aczkolwiek te romanse to były po prostu skrajem jakiejś głupoty, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Widać jednak uczniowie nie bardzo mieli o czym dyskutować i później tak to wyglądało. Chyba nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zastanowić się, czy po szkole nie pędzą już jakieś niemądre plotki na jego temat, widać nie było to dla niego aż tak istotne i zaraz skoncentrował się na tym, o czym mówił Alex, po czym wyjaśnił mu całą sprawę z manekinem, również tą kwestią nieco rozbawiony, bo nigdy chyba nie wpadłby na to, że coś podobnego może go spotkać. Czy raczej - prowadzony przez niego ogród. - Właściwie to chyba masz rację... Zastanawiam się tylko, czy depulso byłoby tutaj odpowiednie? Może jakieś inne zaklęcie odstraszające? Nie chciałbym ostatecznie zrobić krzywdy zwierzętom albo uczniom, którym do głowy przyszło coś głupiego - zauważył jeszcze dość miękko, ciekaw tego, czy Alex będzie w stanie mu coś jeszcze podpowiedzieć, a domyślał się, że posiada o wiele większą wiedzę od niego. Działając wspólnie, na pewno byliby w stanie jakoś odpowiednio zabezpieczyć okolicę. Później jednak przyplątała się ta kwestia ze śpiewaniem, a Christopher po prostu nie mógł się powstrzymać przed nuceniem tych niemądrych piosenek. - Dokładnie, sam nie wiem, czemu to takie popularne. Najgorsze były dziewczyny, które to śpiewały i nie miały pojęcia, o co właściwie chodzi. Wiesz, jak z... - rzucił, milknąc na chwilę i starając się przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiał ten tekst, po czym ze szczerym rozbawieniem zanucił: - If you wanna be my lover, you gotta get with my friends - po czym aż zaśmiał się ciepło, bo naprawdę to było co najmniej szalone. Dziewczyny, które nie do końca wiedziały jeszcze wtedy, co kryje się za tym tekstem i ich ekscytacja tą piosenką.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
W tym wszystkim pozostało mu tak naprawdę wzruszyć ramionami. Na szczęście nie należał do ludzi, którzy przejmowali się tego typu prozaicznymi sprawami, a i wszystkie plotki puścił mimochodem. Zresztą, poza momentem w którym musiał wytłumaczyć to z jakiegoś powodu kilku osobom (czy raczej osobie) to tak naprawdę sprawy rozwiązały się same. Panna Jones wyjechała na kolejną misjonarską misję do Afryki, a nogi jak widać miał wciąż obydwie i to bynajmniej nie w postaci protez. Choć zapewne niektórzy do tej pory sądzą, że pewnie po prostu są dobrze zakamuflowane. - Sam widzisz, natomiast słucha się tego nad wyraz zabawnie. – upił kolejny łyk wody opróżniając tym samym naczynie do końca i bezróżdżkowo dolewając sobie kolejną porcję świeżego napoju. – Chyba, że ktoś ma słabą psychikę. – dodał wpatrując się przez chwilę w przezroczystą ciecz i gładząc opuszkiem palców brzeg szklanki. Była na szczęście na tyle gruba, że nie wydawała żadnego dźwięku. Dopiero po chwili jego wzrok wrócił z powrotem na towarzysza rozmowy, choć sprawiał wrażenie jakby obudził się z jakiegoś chwilowego transu. - Mam kilka pomysłów, pozwól, że się zastanowię szerzej nad tym tematem i z Tobą skontaktuję. Obiecuję, że Twoje rośliny będą bezpieczne. – cóż, jedni dbali o zwierzęta, drudzy o kwiaty, a jeszcze kolejni o innych. On natomiast raczej zajmował się sobą, można było rzec, że był wyznawcą stwierdzenia Umiesz liczyć? Licz na siebie. Z drugiej strony z numerologii był delikatnie mówiąc tłukiem. W ostateczności jednak czemu miał nie pomóc gajowemu? - Nie przypominaj mi. Wiesz że jak byłem jakoś w piątej klasie to chcieli sprowadzić je do Hogsmeade na koncert? – coraz szerzej się uśmiechał. Perspektywa wspominania szkolnych czasów była całkiem przyjemna, a O’Connor okazywał się całkiem… otwartym rozmówcą, jak na człowieka którego kojarzył raczej z podobnej mu konwersacyjnej wstrzemięźliwości. – Ooo tak, Make it last forever, friendship never ends. – dodał do jego słów kolejną linijkę, tym razem prychając z rozbawienia. – Dziewczyny wręcz brały to dosłownie. To było straszne. – oczywiście kolega mu opowiadał, nie, żeby znał z autopsji.
Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia Pon Lip 06 2020, 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher pokręcił nieznacznie głową, bo nadal te wszystkie plotki jakoś nie mieściły mu się w głowie i nie bardzo miał pojęcie, co powinien z tym zrobić, ale cóż, tak to już bywało i tyle. Zgodził się jeszcze z Alexem, że faktycznie, niektóre z tych roznoszonych po Hogwarcie informacji mogły być zabawne, aczkolwiek nie był przekonany, czy miałby ochotę słuchać, że według uczniów wdał się z kimś w romans. Można śmiało powiedzieć, że skierowana do niego przez profesora uwaga, właściwie padła na podatny grunt, bo w istocie, gajowy chyba nie wszystko znosiłby tak cierpliwie, jak informację o tym, że po drodze udało mu się stracić palec. Być może dobrze, że dzieciaki nie wiedziały, co dokładnie wydarzyło się w Zakazanym Lesie, bo wtedy okazałoby się, że ma romans z centaurem, czy coś podobnego albo że zabija masowo akromantule, jednym tylko spojrzeniem. - Dziękuję. Na pewno poradzisz sobie z tym lepiej niż ja - powiedział i skinął nieznacznie głową, po czym napił się herbaty i uniósł lekko brwi, kiedy jego rozmówca wspomniał o planowanym koncercie, po czym naprawdę parsknął z rozbawienia, bo to wyglądało wręcz komicznie. Przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się nad tym tematem, starając sobie to wszystko wyobrazić. - Dziewczyny pewnie by szalały, ale nie wyobrażam sobie, jak można by się do tego bawić. Zaczęły mi się teraz przypominać wszystkie te niedorzeczne teksty. Pamiętasz, jak to się nazywało, zdaje się, że If you wanna have some fun? - rzucił, przesuwając opuszkami placów po brodzie i spoglądając gdzieś w bok, po czym skinął nieznacznie głową, chyba sam do siebie, by po chwili rzucić tym faktycznie niedorzecznym tekstem: - At the party after the show, I see a face I want to get to know. Wink wink, nudge nudge. Tell me do you like the rudest stuff - po czym aż zaśmiał się w głos, bo to było tak niemądre, że aż strach o tym jakoś głębiej pomyśleć. - Nie wiem zupełnie, dlaczego to było takie popularne - stwierdził jeszcze, zerkając na Alexa i zastanawiając się, co dokładnie kryło się pod jego słowami. Cóż, nie zawsze mówił dużo, ale kiedy czuł się rozluźniony, a przede wszystkim nie czuł się osaczony, zachowywał się właściwie zwyczajnie, jak na każdego człowieka przystało. I tyle, żadna tajemnica.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Może i nie znał Christophera jakoś wybitnie dobrze, ba! nie miał z nim do czynienia zbyt wiele, poza okazjonalnymi spotkaniami w zamku i ewentualnymi wzmiankami ze strony Joshuy, ale musiał przyznać, że mimo wszystko rozmawiało się z nim nadzwyczaj dobrze. On raczej nie należał do entuzjastów small talku, ale tutaj o dziwo szedł mu nad wyraz dobrze i choć nie od niego rozpoczął rozmowę, to jednak jej rozwinięcie przeobraziło się w najzwyczajniejszą na świecie pogawędkę, okraszoną wspomnieniami z młodości. Kto by pomyślał. - Ja też nie, zdecydowanie jestem entuzjastą muzyki klasycznej. – rzucił na stwierdzenie gajowego o potencjalnym koncercie. W istocie nie kłamał, zdecydowanie wolał wszelkiego rodzaju modelowe i reprezentatywne bale pod krawatem niż huczące dyskoteki i inne imprezy. I to nie tak, że na starość mu się coś odmieniło, ba! miał tak już od dłuższego czasu, zahaczając wręcz ze swoimi muzycznymi upodobaniami o okres szkolny. – Nigdy nie zrozumiem czemu te wszystkie piosenki nawiązują do feministycznej miłości. Ta twoja, ta poprzednia i ta… jak to szło… Put it a little bit wiser, baby! – tu już nie wytrzymał i prychnął wyraźnie rozbawiony. Z każdą kolejną sekundą coraz bardziej abstrakcyjne wydawało się wspominanie rzeczy sprzed ponad piętnastu lat, ale nie mógł nic poradzić na to, że ten temat wchodził im tak swobodnie. Zupełnie jakby urwali się z tego samego podwórka (choć nie mijało się to aż tak z ewentualną prawdą). - Unikałem wszelkich szkolnych potańcówek w których prefekci mieli prawo głosu co do repertuaru. – uśmiechnął się szeroko upijając kolejny łyk wody i wyraźnie się zastanawiając nad dalszymi słowami niektórych utworów. Jak tak dalej pójdzie to nie daj Merlinie zacznie śpiewac, natomiast całe szczęście, że pozostawał w błogiej abstynencji, która ewentualne, niekontrolowane recitale utrudniała.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Być może rozmawiało im się na tyle dobrze, bo po prostu obaj byli dość spokojni i skryci, nie wychylali się, nie starali się robić Merlin raczy wiedzieć czego i po prostu pozwalali, żeby ta rozmowa toczyła się sama. Czasami Christopher odnosił wrażenie, że inni ludzie mają zwyczaj naciskania, podejmowania prób wymuszenia dyskusji, chociaż nawet nie ma na nią miejsca, wydawało mu się, że starają się zatrzymać go na siłę, a to na pewno nie było coś, co mu się podobało, co mu odpowiadało, nie było to coś, nad czym chciał się jakoś mocno zastanawiać, a nie chciał również znajdować się w pułapce. Może właśnie dlatego wydawało mu się, że ta rozmowa jest taka prosta, taka zwyczajna i po prostu nie potrzebował w niej niczego więcej. - Klasyczna? Właściwie można było się tego spodziewać - powiedział z lekkim uśmiechem. - Ja wolę... po prostu muzykę. Nie potrzebuję tam żadnego tekstu, wystarczy mi coś, co imituje, chociażby naturę, ale gdybym miał już coś wybierać, to pewnie szedłbym bardziej w stronę czegoś nawiązującego do musicali - stwierdził, marszcząc lekko brwi, a później pokręcił głową, bo nie do końca umiał to wyjaśnić, jednocześnie zaś zastanowił się nad tym, co Alex miał do powiedzenia na temat zespołu, o którym tak całkowicie przypadkowo zaczęli teraz dyskutować. Pokiwał lekko głową, a później napił się znowu herbaty. - Właściwie, gdyby się zastanowić, to większość ich tekstów kręci się koło tego samego. Była jeszcze ta piosenka... Last time lover, do you think I'm really cool and sexy, and I know you want to get with me - mruknął, marszcząc lekko brwi i zastanawiając się, jak leciało to dalej, a przede wszystkim, jaki to dokładnie miało tytuł, ale nie był w stanie tego rozgryźć, więc po prostu się poddał. Przeczesał włosy palcami, a później zerknął na Alexa i uśmiechnął się do niego lekko. - Chodziłem na nie z przyjaciółmi, ale bardziej się męczyłem na tych wszystkich imprezach, niż naprawdę dobrze bawiłem. Czasami zastanawiałem się, czy im po prostu nie może odpowiadać cisza, tylko to zawsze musi być jakaś głośna, bezsensowna muzyka - przyznał całkiem szczerze. Cóż, on również nie nadawał się na dyskoteki, wielkie koncerty, nie wiadomo co, jakoś to do niego nie pasowało, nie leżało mu to zupełnie i wolał zostawać na uboczu, niż pchać się tam, gdzie pchał się cały tłum. Pewnie dlatego pod wieloma względami był po prostu nudny, bo nie potrafił bawić się tak, jak robili to inni.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
A on miał po prostu to do siebie, że zdecydowanie w swojej małomówności wolał słuchać tego, co ludzie mieli do powiedzenia, a nie osobiście strzępić języka. Można było bardzo dużo dowiedzieć się o człowieku po tym co mówił i jak to przedstawiał i to zdecydowanie lepiej niż po absurdalnej ocenie na podstawie wyglądu czy tak zwanego pierwszego wrażenia. Wychodził z założenia, że po co strzępić niepotrzebnie język tam, gdzie można odpowiedzieć krótko i bez zbędnych ceregieli, przy okazji nie zdradzając dodatkowych faktów. Gaduły zdecydowanie miały z tym problem, a on nie musiał się o to martwić. - O tak, musicale również są w porządku. – relaksacyjnej muzyki z kolei nienawidził. Dźwięki ptaków czy szumiącej wody… jakby chciał posłuchać natury to mógł po prostu wyjść z obrębów zamku i się teleportować tam gdzie zechciał. Tego typu techniki bardziej go irytowały niż pomagały, tak więc pozostawał w obrębie pewnej sobie i lubianej muzyki klasycznej. Wyborów rozmówcy jednak w żadnym stopniu nie oceniał, w końcu miał pełne prawo to posiadania swojego gustu, a kimże był Voralberg, aby go krytykować. Mógł jedynie oceniać w myślach i to jedynie w kontekście własnej osoby. - Cieszę się, że nie mam np. młodszej siostry, bo myślę, że wtedy moje dzieciństwo opierałoby się na torturach piosenkami Felix Felicis. Play my game or get left beeehind… – tym razem zanucił (a raczej wymruczał na chrypie) kolejny wers i choć nie było to perfekcyjnie czyste, to jednak nawet brzmiało. Na sam koniec już nie wytrzymał i parsknął śmiechem z absurdu tej sytuacji, ukazując rząd zębów. Musiał znów napić się wody, aby się uspokoić. Niedorzeczność. - O, to w takim razie znam to doskonale. Przynajmniej potańcówka Whitehorn była… w porządku… pod względem muzyki oczywiście. Dalszych wydarzeń nie komentuję. – sam nie wiedział czy dobrze było zaczynać ten temat, ale w zasadzie nie pomyślał o tej imprezie pod względem końcowych godzin, tylko miał na myśli muzykę… cóż, może przynajmniej dowie się co gajowy sądzi o ostatnich wydarzeniach. On sam nie wiedział co miał myśleć.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris zawsze stanowił coś w rodzaju tła i chyba tam właśnie było mu najlepiej. Nie musiał się pchać na afisz, więc pewnie również dlatego jego rozmowy z Joshem wyglądały tak, a nie inaczej - dla niego wiele wystarczyło przekazać przez obecność i niekoniecznie musiał rozgadywać się jak szaleniec. Właśnie dlatego był pewien, że to właśnie Walsh będzie wiecznie gadał więcej, nadrabiając za niego i pewnie za Alexa również, biorąc pod uwagę, chociażby ich wyprawę na przyjęcie urządzane przez Perpetuę. Teraz zaś gajowy czuł się całkiem swobodnie, nie musiał naciskać, nie potrzebował kolejnych, dodatkowych wypowiedzi i atrakcji, trzymał się tego, co się działo i to mu w zupełności wystarczyło. Na uwagę na temat musicali, skinął jedynie głową, gdyż nie czuł najmniejszej nawet potrzeby, żeby tę kwestię jakoś rozbudowywać i robić z niej nie wiadomo co, nie wiadomo na co i nie wiadomo po co. Kiedyś może jeszcze do niej wrócą, ale nie czuł nadmiernej potrzeby, by jakoś się rozgadywać. Ot, przyjął do wiadomości, ciesząc się, że ktoś podziela jego preferencje. - A ja mam. Dwanaście lat różnicy, więc na całe szczęście, kiedy była na tyle duża, żeby zacząć słuchać muzyki nieco bardziej świadomie, wybierała już inne kawałki - powiedział na to i uśmiechnął się lekko. Właściwie to może Alex ją kojarzył? Chyba powinien? Chociaż, co Shannon wyprawiała, gdzie teraz dokładnie była i czy znowu nie postanowiła, że to najwyższa pora rzucać studia, to Christopher właściwie nie wiedział, bo po prostu za nią nie nadążał. - Gdybym miał słuchać cały czas, że Just girl power is all we need We know how we got this far, to chyba naprawdę bym oszalał - przyznał i aż się wzdrygnął. Jeśli zaś mowa o muzyce na przyjęciu, potańcówce, jakkolwiek to nazwać, to Christopher za mocno się na niej nie skupiał, ale nie była taką inwazyjną i właściwie nawet chyba musiał przyznać, że w jakimś stopniu mu się podobała. Chyba, bo oczywiście nie bardzo się wtedy na tym koncentrował, ale ostatecznie skinął głową. - To prawda. Pewnie gorzej będzie na wakacjach, w końcu nie wiem za bardzo, co teraz jest popularne wśród dzieciaków - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, a to, że będą się odbywały jakieś imprezy, było dla niego właściwie jasne jak słońce.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
I kolejny łyk wody. Jeśli chodziło o dziennie zapotrzebowanie na uzupełnianie tego jakże neutralnego, a tak potrzebnego płynu, to cóż, Alexander zdecydowanie spełniał wszystkie warunki do pozostania naczelnym przykładem w tej kwestii i nawet ponad normę. Szybko jednak pożałował tego, że postanowił napić się ponownie, bo kiedy jego towarzysz rozmowy wspomniał o młodszej od niego siostrze, to o mało się nie udławił. Choć zgrabnie dał radę zamienić to w nieznaczne kaszlnięcie, jakby po prostu woda wpadła mu nie w tę stronę co trzeba. Dwanaście lat różnicy… czy to nie była przypadkiem ta sama liczba jaka dzieliła jego i Éléonore? Z tym, że oni mieli nieco inną relację…zdecydowanie nie byli rodzeństwem. - To chyba dobrze… – naprawdę chciał odpowiedzieć jakoś neutralnie w momencie kiedy myśli zajmowała mu perspektywa tego jaka przepaść dzieliła jego i pannę Swansea. Szybko jednak odrzucił tę myśl, zdając sobie sprawę jak bardzo byłoby niegrzeczne pogrążenie się w abstrakcyjnych myślach. W każdym razie to nie był odpowiedni czas. Swoją drogą chyba nie kojarzył aż tak siostry O’Connora… chyba by zapamiętał. Chociaż, miał tyle uczniów, że z pamięci mógł jedynie wymienić swoich Krukonów, a to i nie wszystkich. - Była jeszcze ta…You'll never be wrong… Merlinie nie pamiętam. – roześmiał się wyraźnie rozbawiony ich niespodziewaną zabawą w szukanie piosenek z młodości, na dodatek takich które bardziej przyprawiały ich o nerwy niż o jakiekolwiek sensowne dyskusje. – Wystarczy, naprawdę. – podrapał się po nosie, próbując uspokoić wzrastające rozbawienie. Nie przystało mu się śmiać! Halo! Panie poważny profesorze zaklęć, proszę o spokój. - Nic mi nie mów. Chyba będę musiał pomyśleć nad zatkaniem permanentnym uszu. – rzucił na jego stwierdzenie, marząc o tym, żeby nie trafił do pokoju z żadnym entuzjastą Felix Felicis. [eot!]
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Bardzo dobrze znała okolice chatki gajowego. Głównie dlatego, że często przy niej bywała, by razem z O'Connorem zajmował się niektórymi z roślin. Tym razem jednak zjawiła się tu w zupełnie innym celu. Wyglądało na to, że nie było jeszcze nikogo innego ze Stowarzyszenia Miłośników Przyrody. Najwyraźniej zjawiła się przed czasem. Nie wiedziała, co dokładnie mieli robić, ale zapobiegawczo zrezygnowała z mundurka na rzecz bardziej swobodnych i sportowych ubrań, które zawsze mogła ubrudzić jeśli tylko byłaby taka możliwość. Postanowiła skorzystać z chwili czasu, którą miała jedynie dla siebie i przyjrzeć się roślinom, o które dbał gajowy. Nie widziała ich od kilku miesięcy. Z pewnością niektóre z nich wymagały nieco uwagi. Niemniej nie wyglądało to aż tak źle. Powoli przesuwała wzrokiem po kolejnym fragmencie polanki przed chatą, starając się nazwać w głowie jak najwięcej widocznych roślin, co w niektórych przypadkach było naprawdę proste, a w innych wymagało od niej chwili namysłu. Chyba powinna niedługo po raz kolejny przysiąść do lektury któregoś z zielarskich tomiszczy...
/można śmiało podbijać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mógł nie wybrać się na pierwsze w tym roku spotkanie Miłośników Zielska. W zeszłym roku został zachęcony poprzez nalewki z Chrisem i był ciekaw, czego nauczy się tym razem. Poza tym naprawdę zastanawiał się jak jemu i puszkowej Oli wyszedł ten leczniczo-alkoholowy napój. Dziś jednak to nie gajowy miał prowadzić spotkanie, a Keiyra. Zapakował manatki, które uznał za najbardziej potrzebne w takich warunkach i udał się pod chatkę Chrisa. Zrezygnował z długich szat szkolnych na rzecz czegoś bardziej wygodnego i praktycznego. Na posterunku zastał już @Yuuko Kanoe, z którą przyjaźnie się przywitał i jak zawsze ulokował się gdzieś z boku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Pierwsze spotkanie członków jego ulubionego koła i miałoby go nie być? Pff! Oczywiście, że nie mógł opuścić tego wydarzenia. To zabawne, ale jeśli coś było nieobowiązkowe, to miał o wiele więcej samozaparcia, żeby w tym uczestniczyć. Paradoks Truna. Wyjątkowo też się nie spóźnił. Ba! Był sporo przed czasem, bo przed chatką przebywało niewielu uczniów, z którymi przywitał się uniesieniem dłoni. Rozważał nawet, czy nie zapukać do Chrisa. Może zdążyłby wypić na szybko herbatkę? Porzucił jednak ten pomysł jeszcze w powijakach, bo do głowy przyszła mu myśl, że gajowy może będzie uczestniczyć w ich dzisiejszym spotkaniu, a teraz właśnie się na nie szykuje. Bo czy inaczej spotykaliby się pod jego domem? Poprawił wywinięcie w rękawach flanelowej koszuli i podszedł do omszonego pnia, by po chwili wspiąć się na niego i usiąść jak na stołku. Czekał. Cóż lepszego miał do roboty?