Niewielki domek z zaledwie jednym pomieszczeniem. Przy jednej ze ścian znajduje się kominek, oraz niewielkie okno w widokiem na podwórko. W rogu stoi łóżko, a na środku drewniany stół z kilkoma krzesłami do kompletu. Przy chatce jest średniej wielkości ogródek z różnymi rodzajami roślin, przeznaczonymi głównie do karmienia magicznych stworzeń zamieszkujących zakazany las i jego okolice.
Różnego typu zajęcia zwaliły się na wszystkich już następnego dnia po uroczystym rozpoczęciu roku. I te dwie prace domowe już w pierwszym tygodniu września... Profesorowie chcieli ich wykończyć. Człowiek jeszcze dobrze się nie rozpakował a już zagrzebał się w pergaminach i książkach. Cudownie. Na szczęście spotkania kółek nie były tak wymagające jak lekcje i można było dzięki nim "łagodnie" wejść z tryb gotowości do nauki. Tak samo jak Labolatorium Medyczne, tak Stowarzyszenie Miłośników Przyrody należało do zajęć pozalekcyjnych na które chętnie uczęszczał. Oczywiście na to pierwsze bardziej chętnie, ale mimo wszystko temat zielarstwa ostatnimi czasy bardziej go fascynował. Dotarłszy na miejsce, zauważył Solberga, stojącego gdzieś na uboczu, dlatego udał się w jego kierunku. - Siema, stary. Mam coś dla Ciebie, ostatnio przyszło... - przywitał się, od razu przechodząc do rzeczy, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu niewielkiej paczuszki, którą chwilę później wręczył kumplowi. - Kompas miotlarski. Mam nadzieje, że będziemy kwita w zamian za... sam wiesz co. - dorzucił z wymownym uśmieszkiem na ustach. Max miał coś na co jemu bardzo zależało, dlatego umówili się na małą wymiankę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy tylko Lucas odezwał się o interesach, Maxowi poprawił się humor. Jeden element mniej do zbierania całej tej sprzętowo-quidditchowej układanki. -Wielkie dzięki, stary! Powiem Ci, że chyba czytasz mi w myślach, bo patrz kogo ze sobą zabrałem. - Mówiąc to uchylił lekko swoją torbę, by Sinclair mógł dostrzec śpiącą w środku miniaturkę smoka. Delikatnie wyjął zwierzaczka i podał go kumplowi. -Mam nadzieję, że Alina będzie zadowolona i jeszcze takiego nie ma. Kompletnie nie wiem co to za rasa, ale z tego co czytałem jest to jakieś wyjątkowo rzadkie stworzenie. - Z pewnym sentymentem spojrzał pożegnalnie na smoczka. Nie był do niego tak przywiązany jak do Rycha, czy Andrzeja, ale musiał przyznać, że to miniaturki zmiękczały jego serduszko.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Szczerze mówiąc nie bardzo wiedział, po co dzieciaki gromadzą się w okolicy jego chatki, ale nie spodziewał się po nich niczego złego. Niemniej jednak musiał przez nich przerwać swoją pracę, gdyż ich widok w okolicy nie był jakoś szczególnie codzienny, a przynajmniej nie wtedy, kiedy zaczynali zbierać się w większej grupie, zupełnie jakby planowali zrobić coś zupełnie nieoczekiwanego, coś, czego robić na pewno nie powinni. Spokojnie otrzepał dłonie, które miał całe brudne od ziemi, podwinął mocniej rękawy flanelowej koszuli i podszedł w ich stronę, razem z Wrzos, która radośnie pobiegła za swoim panem, zupełnie jakby była psem, a nie na wpół dzikim kotem. Trzeba było jej oddać, iż była niesamowicie lojalnym stworzeniem, a co za tym idzie - bardzo rzadko go opuszczała, poza tym jednak była ciekawska, nic zatem dziwnego, że z miejsca zaczęła kręcić się między zebranymi, by przekonać się, co się tutaj właściwie dzieje. Sam Chris lekko uniósł brwi. - Mamy jakieś zebranie? - zapytał łagodnie. Nie miał okazji być ostatnio w pobliżu tablicy z ogłoszeniami, bo zajmował się mnóstwem spraw związanych z pracami na błoniach. Skrzaty wypełniły jego polecenia w czasie, gdy sam przebywał na wakacjach, ale to nie oznaczało, że nie znalazło się mnóstwo innych spraw, jakimi koniecznie musiał się zająć. Nie mówiąc zupełnie o dyniach, które w końcu zaczynały osiągać odpowiednie rozmiary, by móc wykorzystać je w czasie nadchodzącej Nocy Duchów. Przeczesał włosy palcami, nie przejmując się za bardzo tym, że się pobrudzi, bo po prawdzie już teraz był zgrzany i zakurzony, w końcu praca na świeżym powietrzu nie należała do najbardziej eleganckich zajęć pod słońcem, nic zatem dziwnego, że - w oczach niektórych - prezentował się obecnie jak obraz nędzy i skończonej wręcz rozpaczy, nad którym trzeba było jakoś zapanować.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Dłużyło mu się niemiłosiernie, choć nie mógł narzekać na złą aurę. Ostatnie (tego dnia) promienie słońca ogrzewały jego twarz, którą tak łapczywie wystawiał w ich kierunku. Wiał też przyjemny wiaterek, no można było się rozmarzyć. A jednak niecierpliwił się, nieprzyzwyczajony do tego, że to on na kogoś czeka, a nie odwrotnie. Przymknął powieki, by nie drażnić bardziej swoich źrenic i zanurzył się w odgłosach natury. Drzewa na terenie Hogwartu szumiały inaczej niż w Luizjanie, teraz to dostrzegał. I powietrze pachniało odmiennie. Jedno jednak było takie samo - zaczepne miauknięcie Wrzos. Uchylił jedno ślepie, by zlokalizować pół-kotkę, a także (a może przede wszystkim) jej właściciela. Stworzenie przechadzało się pomiędzy studenciakami, a sam Chris, widocznie oderwany od obowiązków, właśnie się zjawił. Bruno nie czekał na jakikolwiek sygnał - po prostu zeskoczył z pnia i podszedł do gajowego. - Chris! To znaczy... dzień dobry, Panie O'Connor. - poprawił się, coby nikt nie mógł mu zarzucić nieprzestrzeganie regulaminu. Na twarzy miał jednak wymalowany diabelski uśmieszek, jakby odpowiadało mu to, że jest z gajowym na ty i właśnie ktoś nowy się o tym dowie. Zupełnym przypadkiem... - Spotkanie koła Miłośników Przyrody. Nie zostałeś poinformowany? Och, myślałem, że to Ty szykujesz dla nas coś ciekawego. Czyli nie ma się co nastawiać na dobrą zabawę... - fuknął z rozczarowania, mamrocząc pod nosem damn it lub inne crap. Wolałby, żeby to Chris prowadził spotkania Stowarzyszenia. Nie tylko ze względu na swoją personalną sympatię. - Dynie? - zapytał po chwili, spoglądając na resztki ziemi znajdujące się na chrisowym ubraniu, we włosach i... wszędzie. Zaraz po tym uśmiechnął się ciepło, z lekkim rozczuleniem. Podziwiał ten zapał w pielęgnowaniu roślin. - O, Wrzos, no chodź tutaj, kici-kici... - przykucnął nagle, próbując zwabić kotkę, żeby przyszła do niego. Marne były na to szanse, ale zawsze warto próbować, prawda? Był wyjątkowo pobudzony, nawet jak na niego. Ale może to przez to, że wynudził się już na pieńku?
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Drgnął lekko, kiedy Bruno zwrócił się do niego w tak bezpośredni sposób, ale ostatecznie - pozwalał na to. Tak samo jak zgodził się bez problemu, żeby Nancy mówiła mu po imieniu, ostatecznie nie byli dziećmi, znali się już dość długo, a Chris naprawdę ich lubił, niemniej jednak cieszył się, że Tarly chociaż teraz umiał się zreflektować, bo mimo wszystko dla niektórych mogło wyglądać to dziwnie, jak jakieś niepotrzebne spoufalanie. - Dzień dobry - odparł i skinął lekko głową, by wysłuchać jego wyjaśnień. - Nie. Miałem zamiar przygotować dla was zajęcia nieco później, kiedy już okrzepniecie z powrotem do szkoły, ale widzę, że ktoś zdążył mnie wyręczyć, chociaż nawet nie wiem, kto dokładnie. Nie miałem ostatnio czasu przyglądać się wszystkim ogłoszeniom, mam sporo pracy po wakacjach, ale i tak czuję się nieco zaskoczony - odparł, jak zawsze łagodnie, aczkolwiek musiał przyznać, że był zdziwiony. Z reguły przewodniczący powiadamiali go, kiedy chcieli coś zrobić, zająć się czymś, dawali znać, że będą chcieli pójść do cieplarni, czy coś podobnego, a teraz naprawdę był dość mocno skołowany i nie do końca wiedział, co ma dokładnie o tej sprawie myśleć. To nie tak, że był jakoś szczególnie zły, czy coś podobnego, ale poczuł się nieco dziwnie, tym bardziej że całe zgromadzenie miało miejsce dokładnie przed jego domem. - Tak, dynie. W końcu muszą wyglądać odpowiednio dojrzale na Noc Duchów, a jeszcze trochę im do właściwej prezencji - odparł na kolejne pytanie Bruna, a później zerknął na Wrzos, która zatrzymała się i patrzyła na chłopaka szeroko otwartymi oczami, by następnie zacząć się zbliżać z zaciekawieniem, ale typową dla kotów ostrożnością. To prawda, że chciała się przekonać, cóż to za dziwy natury znalazły się nagle na jej terenie, ale zamierzała robić to na własnych warunkach. - Uważaj, jeśli uzna, że jesteś godny, to będziesz musiał nosić ją na rękach co najmniej do końca spotkania - stwierdził, a później uśmiechnął się do niego lekko na znak, że wcale nie żartuje i lepiej by było, gdyby jednak na Wrzos uważał, bo ta była zdecydowanie maniaczką głaskania, oczywiście dokładnie wtedy, kiedy sama tego potrzebowała. W tym czasie próbował zetrzeć ziemię, którą miał na policzku i rozejrzał się po zebranych. - Swoją drogą... ciągle mam wasze nalewki - rzucił.
- Wrzosia. - powiedziała sama do siebie, widząc podążającą za gajowym kotkę, która w wakacje bardzo dojrzała i teraz albo już była albo niedługo miała się stać dorosłą, odpowiedzialną za O'Connora bestią. Ich więź była na swój sposób magiczna, a świadomość tego, że Davies mogła obserwować narodziny tej znajomości dodatkowo budowała w niej jakieś sentymentalne westchnięcia. - Idę o wagon czekoladowych żab, że Shercliffe zmyśliła to spotkanie, a nasze listy chciała tylko po to, żeby móc podrabiać podpisy. - niby żartowała, ale niech jej ktoś powie, że Keys nie byłaby do tego zdolna. Czego powinni się spodziewać po organizatorce całego zamieszania? Prawdę mówiąc, Gryfonka miała całkiem dobre przeczucia. Choć świadomość tego, że całość miała odbyć się pod chatą Chrisa, który o żadnym spotkaniu nie wiedział aż do teraz była co najmniej podejrzana. - Jak to jest nie wiedzieć, o czym będzie lekcja, Profesorze? - wbrew wszelkim podejrzeniom, O'Connor nie przeniósł się na stanowisko nauczyciela Zielarstwa. I może to nawet lepiej - miał swoją chatkę, obowiązki, rośliny i zwierzęta do pielęgnowania. Miał więcej spokoju, mniej ludzi dookoła, stały kontakt z Wrzos... Kompletnie mu się nie dziwiła, że wolał utrzymać ten stan rzeczy na dłużej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę usposobienie mężczyzny. A jednak zwykle te kółkowe aktywności albo prowadził, albo tłumaczył, albo przynajmniej był w nich mocno zorientowany. A teraz?
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar przyszedł nie spóźniony, a idealnie na czas. Stawiając się przed chatką gajowego, akurat usłyszał tyradę mężczyzny, która z jakiegoś powodu wcale nie pasowała mu do jego wizerunku. Przycupnął na schodkach do jego domku, opierając ręce na swoich kolanach i… nie wytrzymał. Parsknął rozbawiony. — Panie O’Connor, nie chcę Pana martwić, ale przewodniczący i wiceprzewodniczący Koła Miłośników Przyrody mają pełne dyrektorskie przyzwolenia na prowadzenie kółek z pańskim udziałem, czy poza nim. Mamy jedynie obowiązek składać Panu raporty z przeprowadzonych działań. Rozumiem jednak, ze jest Pan na funkcji świezy i mógł o tym nie wiedzieć. Bez obaw. Wdrożę Pana w temat. Od zeszłego roku zdazył już przywyknąć do niezależności w podejmowaniu wszelkich decyzji w sprawie koła. W zeszłym roku żaden Opiekun się nim nie interesował, wiec zaangażowanie Christophera wydawało się mu tak samo miłą, jak i zaskakującą odmianą, do której musiał się przyzwyczaić. Keyira wyszła z inicjatywą spotkania, a Ragnarsson, teraz, szczególnie, miał wrażenie, że w kółku, które było dla niego ujściem dla wyładowania złej energii, robił się teraz szczególny tłok. Być może nawet o wartość tytularną i hierarchiczną koła… Na ten moment, Christopher musiał się jednak pogodzić z tym, że uprawnienia przewodniczących i członków sięgały szerzej, niż Opiekuna. Islandczyk odetchnął. rozkładając się wygodniej na chłodnych schodkach, podpierając ciało na łokciach za sobą. Nawet frekwencja wzrosła. Kiedy Koło Miłośników Przyrody stało się Klubem Gospodyń Domowych, wyjątkowo chętnych do gderania? Westchnął, czując, że to będzie ciężki rok.
Ciemna sylwetka, jakoby skąpana w czerni, zaczęła zbliżać się do grupek, które zebrały się - prawdopodobnie po to, by wziąć udział w Stowarzyszeniu Miłośników Przyrody. W tym roku szkolnym - a jakże - by się odpowiednio rehabilitować punktami, postanowił poświęcić parę godzin w miesiącu na uczestnictwie w zajęciach, które obejmowały zupełnie inne dziedziny. Zielarstwo kojarzyło mu się tylko i wyłącznie z Saskio, natomiast ręki do ONMS dawno już nie miał, dlatego pozostało liczyć, że uda mu się jakoś wdrożyć i tym samym odpowiednio wybronić się, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Spojrzenie oczu przeszyło okolicznych, jakoby próbując zgadnąć, jaki jest obecnie temat rozmowy ogólnej; powitawszy się z @Maximilian Felix Solberg, odważył się na proste machnięcie ręką, tak samo w stosunku do @Lucas Sinclair. Felinus nie wiedział jednak, o czym rozmawiali, a ze względów oczywistych postanowił, że nie będzie ingerować w ich konwersację, mając zamiar utrzymać się gdzieś na uboczu. Krótkie skinięcie głową w stronę @Christopher O'Connor, w ramach szeroko pojętego szacunku, również się pojawiło. Rozpoznał @Bruno O. Tarly, któremu sprzedawał prace domowe, a jego czekoladowe tęczówki mimowolnie zauważyły @Morgan A. Davies, z którą to miał okazję pograć na lekcji mugoloznawstwa w tenisa stołowego. Mimo tego - utrzymywał się gdzieś w cieniu, oparłszy o kamień, z którego to została wykonana chatka, by następnie przejść do pewnego rodzaju stanu odpoczynku.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie trzeba jej było wiele, by wyprowadzono ją z równowagi. Już obecność na co dzień Ślizgonów w Lwiej Wieży była deprymująca, a teraz jeszcze wychodziło na to, że ponownie gdzieś się wpraszali bez choćby wspomnienia o swoich planach. - Ragnarsson, Ty się słyszysz? Bez zapowiedzi ładujemy się gajowemu pod dom, a Ty mówisz o dyrektorskich przyzwoleniach? Chrzanić raporty, to kwestia jakiejkolwiek kultury. - nerwowo gestykulowała, co chwilę przenosząc spojrzenie między Ślizgonem, O'Connorem i chatą gajowego. Była żywo oburzona tym, że chłopak jakkolwiek śmiał wysławiać się do gajowego z tą obrzydliwą wyższością, kiedy postawili Chrisa w takiej sytuacji. Jasne, przewodniczący mogli sobie robić, co tylko chcieli i to nie była niczyja sprawa, gdzie robili swoje badania i kogo na nie ciągnęli. Ale, na cuchnące żmijowe oddechy, to było w dużej mierze wpraszanie się w czyjąś gościnę. Co innego, jakby głaskali sobie pegazy na skraju Lasu i badali wpływ ludzkiego dotyku na kondycję włosia tych stworzeń. Nie, musieli pakować się w odwiedziny u gajowego. Bez wiedzy gajowego. Kurwa mać. Było jej trochę wstyd, że w ogóle wzięła w tym udział.
Doczłapała się na kółko dość późno; pod chatką gajowego zgromadziło się już sporo uczniowskich sylwetek, a w ich centrum stał profesor O'Connor, który najwyraźniej postanowił umilić im ciągnący się w nieskończoność czas oczekiwania. A przynajmniej tak właśnie myślała, bo do jej uszu nie zdążyła dotrzeć cała dyskusja mająca miejsce na tutejszych terenach zielonych jeszcze chwilę temu. Jedyne co zarejestrowały jej jasne tęczówki to dziwna nerwowość promieniująca ze strony Moeś. Nie załapała się jednak na jej komentarz, dlatego błądziła przez chwilę wzrokiem bez większego zrozumienia po mniej-lub-bardziej znanych sylwetkach, aby ostatecznie zająć miejsce nieco na uboczu, w cieniu niewysokiego drzewa. Trudno, co robić; niech dyskutują zawzięcie.
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
Nie spieszyła się wcale; wyszła z dormitorium dosyć wcześnie, pogoda była piękna – nic, tylko spacerować, oddychać czystym powietrzem i taplać się w ostatnich podrygach silnych słonecznych promieni. Między innymi z tego samego powodu nie mogła odpuścić spotkania kółka. Czy wszystkie lekcje nie powinny być organizowane na świeżym powietrzu, dopóki to jeszcze możliwe? Po co kisić się w kamiennych murach, skoro mają do dyspozycji takie piękne tereny zielone? Cóż, przynajmniej teraz mogła nacieszyć się przestrzenią i powietrzem. – Cześć! – przywitała się, widząc @Freja Nielsen i trochę zwolniła kroku, widząc miny pozostałych uczestników kółka. – Co oni tacy... zagotowani? – zapytała cicho przyjaciółkę, kiedy już doczłapała się do niewysokiego drzewa, pod którym siedziała Krukonka. Rzuciła swoje trampki pomiędzy korzenie (tak, tak, przyszła boso) i usiadła powoli, przyglądając się z uwagą grupie.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Choć mimo wszystko był ciekawy tego, co będzie działo się na spotkaniu koła, to jednak w głowie zatliła mu się myśl, że może powinien zaproponować Chrisowi spontaniczny spacer skrajem Zakazanego Lasu lub... pogaduszki przy herbacie. Odpaliła się w nim jakaś wielka chęć rozmowy i czuł, że mógłby się trochę pouzewnętrzniać. Szczególnie przy kimś, kto był taką skarbnicą wiedzy, doświadczenia i... cierpliwości. Bo nie tylko dynie są wymagające. Gryfoni także. A Bruno... przede wszystkim. - Niesamowite, że jeszcze niedawno pakowaliśmy kufry do Luizjany, a teraz już gadamy o dyniach na Noc Duchów... - zasępił się odrobinę, czując powiew nostalgii. Może to ten mijający rok? W tak zastraszającym tempie? Spojrzał na gajowego w zamyśleniu, ale po chwili potrząsnął głową, by wybić się z tej melancholii i powrócić do wabienia kotki. Cóż, nie szło mu najlepiej, ale przecież Wrzos nie była byle jakim kotem! Gdyby udało mu się przekonać ją do siebie - czułby się jak wygrany. Kiedyś na pewno mu się to uda. W końcu rzadko kiedy się poddawał. - Niczego więcej nie pragnę!- zaśmiał się w odpowiedzi na groźbę noszenia Wrzos na rękach. Cóż, byłaby jedną z nielicznych samic, która uległaby brunowemu urokowi... Dalej kucając, przywitał się z Moe uśmiechem, zerkając jednak na pół-kuguchara ukradkiem. I już prawie miał ją na wyciągnięcie ręki, już smagnął palcami miękkie futro, gdy nagle, ni stąd, ni zowąd, pojawił się Ragnarsson. I wszystko byłoby w porządku, wszakże był dość znaczącą częścią Stowarzyszenia, tyle że... wyburzył od razu do Chrisa. A tego Tarly puścić płazem nie mógł. Tym bardziej, że w obronie gajowego stanęła już Moe. - Ale Gunnar! O co Ci chodzi właściwie? - wstał, otrzepując spodnie. Wyprostował nieco sylwetkę, złapał się pod boki jak Piotruś Pan i podszedł na dwa kroki w stronę schodków chatki g a j o w e g o. To była już lekka przesada, żeby tak panoszyć się przed domem Chrisa. Przyzwolenia swoją drogą, ale czy mężczyzna żywił jakąś urazę? Otóż nie, zwyczajnie zapytał o powód zgromadzenia. To bardziej sam Bruno, przez sympatię do osoby O'Connora, wyraził swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. A więc niech Gunnar obwinia właściwie osoby i z nimi się mierzy... - Davies ma rację. Może byś spojrzał na sytuację trochę pod innym kątem? Takim, który nie zahacza o czubek Twojego nosa. - starał się brzmieć spokojnie, ale jednak można było wyczuć w jego głosie nuty irytacji i buntowniczości. Jeśli będzie taka potrzeba, to porozmawiają na osobności, po zajęciach. Choćby w Dormitorium. Cóż, można by wykorzystać jakoś te nowe okoliczności.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Zdaje się, że w tym wszystkim zapomniał pan o jednej, bardzo istotnej sprawie, panie Ragnarsson. O kulturze - powiedział, uśmiechając się łagodnie. - Do tej pory ani pan, ani wiceprzewodniczący, nie wykazywali najmniejszego zainteresowania prowadzeniem zajęć, więc nie spodziewałem się, że ktokolwiek z was postanowi to zmienić. Żadne z was nie konsultowało ze mną również tematów spotkań, nie zgłaszało zastrzeżeń, że prowadzenie spotkań koła wam się nie podoba, więc wziąłem to w pełni na siebie. Raczy pan jednak zauważyć, że obecnie znajdujemy się dokładnie przed moim domem i chyba mam prawo być nieco zdziwiony obecnością młodzieży, która pojawia się dość niezapowiedzianie, nie sądzi pan? - dodał, nie podnosząc nadal głosu. Zachowywał całkowity spokój, a jego cierpliwość zdawała się mieć niesamowicie wiele strun, których nie dało się tak łatwo zerwać. Uśmiechnął się lekko do Morgan i Bruna, którzy najwyraźniej nie byli zbyt zadowoleni z zachowania swojego kolegi, ale nie zamierzał zachęcać ich do prowadzenia jakiejś wojny podjazdowej, czy czegoś podobnego. Był zdziwiony, to prawda, ale równie dobrze mógł sobie to wyjaśnić z młodzieżą na spokojnie, trzeba jednak przyznać, że bezczelność Ragnarssona spowodowała, iż nie zamierzał być w stosunku do niego tak miły, jak w stosunku do innych zebranych osób, skoro ktoś nie potrafił zachowywać się, jak dorosły, nie powinien w ogóle się odzywać. - Muszę jednak przyznać, że cieszę się, że w końcu zjawił się pan na zajęciach Koła, którego jest przewodniczącym. Być może ma pan jakieś propozycje na kolejne spotkania, które chciałby pan z nami omówić? - dodał jeszcze, całkowicie bezczelnie wytykając mu, że do tej pory nie interesował się w ogóle zajęciami kółka i jedynie zajmował zaszczytne miejsce. Nie podnosił głosu, nie zmieniał tonu wypowiedzi, ot, po prostu wymawiał kolejne słowa, tylko tyle, nic ponadto. - Skoro już tutaj jesteście, to kto chce napić się herbaty? - zapytał, tym razem zwracając się już do wszystkich zebranych, a następnie ruszył w stronę wejścia do chaty, by zagotować wodę.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć dyskutował z Lucasem. Nim jednak zaczęło się cokolwiek dziać, przyszedł @Christopher O'Connor zdziwiony obecnością tego małego zgromadzenia przed jego domkiem. Max również był pewien, że gajowy ma coś wspólnego z dzisiejszym spotkaniem koła, dlatego jego reakcja go lekko zdziwiła. -O! Właśnie miałem pytać, jakie wyszły. - Powiedział, gdy gajowy wspomniał nalewki, które w zeszłym roku robili podczas jednego ze spotkań kółka. -Ja chętnie się napiję. - Dodał jeszcze na propozycję herbaty. Chris wydawał mu się zawsze sympatyczny i już nie raz chciał wpaść do niego na kawę, ale Merlin mu świadkiem, że tamten rok nie zostawiał mu za dużo czasu, a ten zaczynał się jeszcze intensywniej. -Jak myślisz, co będziemy robić? Bo chyba nie zwabili nas tutaj na herbatę. - Zapytał @Lucas Sinclair.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Po pierwsze. Warto było zaznaczyć, ze Ragnarsson zupełnie nie wykazywał się brakiem kultury względem Christophera. Dopiero roszczeniowa postawa Morgan wskazywałaby na jakąkolwiek negatywną postawę Gunnara. Islandczyk z kolei dotąd wydawał się zwyczajnie rozbawiony, ale teraz spoważniał, wstając ze schodów. Uśmiechnął się kątem ust, prostując tylko jeden temat: — Dziękuję. Wierzę, że w zeszłym roku sprawdziłem się na funkcji Przewodniczącego zarówno w organizacji, jak i wykonywaniu zadań, ale jeśli uważa Pan, że da się to poprawić, podwoję zaangażowanie, żeby w tym roku go Pan nie przegapił. Miał skomentować postawę Davies, ale w obecnej sytuacji sobie odpuścił. Zszedł ze schodków domu gajowego, po niesprawiedliwych oskarżeniach i tonie jego głosu wnioskując, że nie jest na nich mile widzianym gościem. Dlatego, chcąc nie chcąc, stanął obok @Freja Nielsen i @Bird Burroughs, ponieważ pierwsza mógł zignorować, a druga emanowała ciepłem, które zamierzał teraz zaabsorbować. Dlatego nawet pozwolił sobie oprzeć łokieć na jej przedramieniu, czekając na @Keyira Shercliffe. Miał nadzieję, że wice-przewodnicząca miała lepsze zdolności negocjacyjne i łagodzące konflikty od niego, bo jemu nie dość, że totalnie to nie wyszło, to jeszcze go zaostrzył. Przy okazji słuchając fałszywych oskarżeń. Jako, że był jedną najaktywniejszych osób w zeszłym roku podczas zajęć klubowych.
Dla sprostowania faktów: 1. koło zgodnie z zasadami na forum prowadzone jest przez uczniów, nie opiekunów. 2. Gunnarem w zeszłym roku szkolnym przeprowadziłam co najmniej 2 spotkania (edit: sprawdziłam, jednak jedno, ale wieloetapowe, rozłożone na 2 miesiące, dlatego mi się pomyliło), wtedy jeszcze, Koła Fanów Fauny (co wcale nie jest niską frekwencją na forumowe standardy) oraz wykonałam WSZYSTKIE zeszłoroczne zadania z kółka przyrodniczego. Jako jedyny przewodniczący pisałam również zadania dla kółka. Będę wdzięczna za niewprowadzanie fałszywych informacji. Dzięki!
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Uważnie obserwowała rozwój sytuacji, ciesząc się w duchu, że ma u swego boku słodką Ptaszynę, z którą będzie mogła aktualizować przebieg wydarzeń. Po słowach Brunka wywnioskowała, że głównym prowodyrem całego tego jakże zbędnego zamieszania był @Gunnar Ragnarsson, co nieszczególnie ją zresztą dziwiło. Westchnęła z bezsilnością i powędrowała jasnymi tęczówkami w stronę Ślizgona. - Cóż, Ragnarsson jak zwykle sieje ferment - szepnęła na ucho @Bird Burroughs na chwilę przed tym, jak profesor O'Connor rozpoczął swoją przemowę. Wysłuchała go uważnie, odczuwając jednocześnie w środku jakiś dziwny rodzaj żalu; mimo spokojnej przemowy, która sugerowałaby, że cała ta sytuacja spłynęła po nim jak po kaczce, było go Freli zwyczajnie szkoda. Zawsze służył uczniom dobrym słowem i pomocną dłonią, a przygotowywane przez niego zajęcia były dopieszczone w każdym najdrobniejszym aspekcie. Poderwała się na nogi, kiedy i tym razem przemówiło przez niego ciepłe serducho i zaproponował wszystkim zgromadzonym herbatę, która umiliłaby im czas oczekiwania na rozpoczęcie zajęć koła. Wyciągnęła rękę w stronę Bird, aby i jej pomóc dźwignąć się na bose stópki. Nie miała nawet pojęcia, kiedy w ich otoczeniu zmaterializował się Islandczyk, i choć cisnęły jej się na usta krótkie słowa uznania (no gratulacja, gunnar) to zdecydowała się przemilczeć tę niepotrzebną sytuację z nadzieją, że za chwil kilka otaczająca ich gęsta atmosfera odejdzie w niepamięć. - Key przekazała nam testy od Ajaxa. Dotyczyły Luizjany. Co prawda to było dla chętnych, ale... organizować sprawdzianik z wakacji na początku roku szkolnego to trzeba mieć gest, nie? - Zagadnęła Burroughs, uprzejmie ignorując fakt, że gunnarowy łokieć ostentacyjnie spoczywa na ramieniu Puchonki (co do kurwy?).
Bird Burroughs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 155
C. szczególne : kwiatowy zapach, szeroki uśmiech i radosne iskierki w spojrzeniu; piegi; na szyi zawsze nosi medalik ze św. Antonim.
– Uhm... – wydobyła z siebie tylko, przysłuchując się reszcie zajścia. W sytuacji, w której nawet nie wiedziała, od czego się zaczęło, nie była skora do wyciągania jakichkolwiek wniosków o winie. Może faktycznie dyskusję wszczęła jedna osoba, a może wszystkich trochę poniosło? – Może się po prostu nie zrozumieli – odszepnęła do @Freja Nielsen, wzruszając ramionami. Pewnie z dobrym mediatorem wszystko można byłoby wyjaśnić i pogodzić, ale wyglądało na to, że nikt się nie kwapił do objęcia tej roli, zamiast tego jedynie opowiadając się po którejś ze stron. Może Bird, gdyby przyszła wcześniej i była świadkiem zdarzenia od początku, mogłaby się sprawdzić... i gdyby miała więcej odwagi, żeby przemawiać do wszystkich zebranych, a nie jedynie do zaufanej Frejki. Na szczęście zdawało się, że napięcie chyba zniknęło wraz z propozycją wypicia herbaty. Kolejny dowód na to, że jest dobra na wszystko. Z pomocą Nielsen dźwignęła się na nogi, kątem oka wyłapując zbliżającego się w ich stronę Gunnara. Uznała jednak, że Ślizgon raczej nie będzie zainteresowany ich dwójką, więc nie zwróciła na niego szczególnej uwagi, zamiast tego otrzepując się pobieżnie. – Sprawdzian z wakacji? – zapytała. Być może była to dla nich dosyć brutalne przejście od odpoczynku do roku szkolnego, ale Bird westchnęła tęsknie. – Jakby to znaczyło, że mogłabym pojechać do Luizjany, to napisałabym ten sprawdzian za was wszystkich – stwierdziła. Ale zamiast znawcą Nowego Orleanu, stała się po wakacjach specjalistką od węzłów, rozplątywania sieci, gotowania obiadów przy ciągłym bujaniu i znajdowania wygodnej pozycji do spania na twardej pryczy. Nie chciała jednak za bardzo narzekać. – W sumie Ajax nigdy nie miał litości – stwierdziła. Nie lubiła jego zajęć, bo zamiast pokonywać niebezpieczne stworzenia, wolałaby je obłaskawiać, albo przynajmniej zajmować się tymi bardziej bezbronnymi. Kiedy poczuła dotyk na swoim ramieniu, wzdrygnęła się z zaskoczenia, gwałtownie obracając głowę w stronę @Gunnar Ragnarsson, żeby zaraz posłać pytające spojrzenie Freli, jakby może ona miała lepsze pojęcie, skąd wziął się ten ślizgoński łokieć. – Uhm... cześć? – powiedziała do Ragnarssona, wyobrażając sobie, że przywitania załagodzi niezręczność pozycji, w której się znalazła, ale nie zadziałało to tak, jak myślała. Powoli, dyskretnie, przesuwała się w stronę Nielsen, starając się stopniowo wysunąć spod ręki Ślizgona. – Wiesz, co dzisiaj się będzie działo? – zagadnęła go niepewnie w ramach dywersji, pogrążona w typowym Ptaszce naiwnym przeświadczeniu, że zbyt gwałtowne odrzucenie tego dotyku mogłoby zranić jego uczucia.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Wyglądało na to, że dosyć tłumnie zebrali się przy domku gajowego, który w pewnym momencie pojawił się tuż obok nieco zaskoczony całym tym zbiegowiskiem. W zasadzie faktycznie mogli wybrać jakieś inne miejsce zebrania. Możliwe że nawet w pobliżu chatki, ale nie prawie pod samymi drzwiami. Spojrzała jeszcze w kierunku Gunnara, który postanowił się odezwać choć... może lepiej byłoby, aby tego nie robił. Całe szczęście został już w tej kwestii uświadomiony przez innych także Kanoe stwierdziła, że lepiej nie poruszać już więcej jego wypowiedzi, która nie była zbytnio na miejscu. Zamiast tego skupiła się na gajowym, uśmiechając się do niego, gdy tylko ten zaproponował im herbaty. - Jeśli to tylko nie problem - odpowiedziała, przystając na propozycję, wierząc w to, że z pewnością O'Connor posiada wybór fantastycznych herbat. W końcu widziała rośliny, które rosły przy jego chatce już nie raz. Choć z niektórych lepiej byłoby nie robić napojów. - I przepraszamy za najście - dodała jeszcze, bo nawet jeśli inni zdali sobie sprawę z tego, że nagłe pojawienie się u progu gajowego raczej nie było najlepszym czy też najtaktowniejszym pomysłem to raczej nikt nie garnął się do tego, by przeprosić mężczyznę za zakłócanie mu spokoju.
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Wyprostował się na słowa Nielsen, posyłając jej cyniczny uśmiech. Nawet nie miał siły tego w żaden sposób komentować, dając komukolwiek pożywkę do uznania go za agresora w tym wszystkim. Komentarz @Bruno O. Tarly dotarł do niego z lekkim opóźnieniem. A raczej reakcja na niego, ponieważ miał sobie odpuścić całą tą dyskusję, dlatego burknął tylko pod nosem: — Jestem jedną z nielicznych tutaj, nieroszczeniową osobą. Dlaczego mam tego wysłuchiwać? Nieważne co by powiedział, znaleźli sobie winnego prowokatora kłótni, pomimo, ze rzucił głupim, nieprzemyślanym żartem, a później wysłuchiwał fałszywych oskarżeń podobno przemiłego O'Connora. Jednak mówienie nieprzyjemnych rzeczy uprzejmym tonem nie czyniło ich wcale grzecznościowymi. Ragnarsson był prostszy. Mówił dokładnie to co myślał, a teraz po prostu myślał, że nie ma siły bronić się tam, gdzie nie wyprowadził żadnego ataku. Tym tylko bardziej stawiał siebie w świetle winnego. Parsknął trochę rozbawiony, a trochę zmęczony rozmową i towarzystwem i cofnął rękę. Nawet niewinna, nieznana puchonka pogardziła jego towarzystwem, odsuwając się od niego w kierunku (niech ją smok pożre) Freji. Podniósł więc obronnie ręce w górę i wycofał się POZA teren chatki gajowego. Dokładnie kilka metrów dalej na polankę przy chatce, która należała już do terenu publicznego i tam przystanął, splatając ręce na piersi. Miał nadzieję, że chociaż Keyira Shercliffe przyjdzie w mniej bojowniczym nastroju. Bo jeszcze przypadkiem na niej rozładowałby całe swoje napięcie, wiedząc, że darcie kotów szło im całkiem nieźle, przynajmniej listownie.
sorry, Bruno, przegapiłam Twój post, bo mam burdel w tagach xD
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nieroszczeniową my ass. Co się nagle stało ze słowami o tym, że opiekun nie miał nic do gadania w kwestii spotkań, a tak w ogóle to cały mógłby się schować, bo przecież doświadczony i samodzielny przewodniczący doskonale radził sobie bez niego? Co się stało z faktem wpraszania się do domu opiekuna z radosną myślą, że przecież w ogóle gajowego to nie dotyczyło? Zresztą, ten bufon chyba nawet za bardzo nie analizował swoich słów, a co dopiero byłoby to za wydarzenie, gdyby zaczął analizować cudze. W końcu O'Connor nawet nie wyraził sprzeciwu, czy choćby pojedynczej nuty dezaprobaty wobec spotkania ustalonego bez zapowiedzi pod jego drzwiami. Miałby więcej niż prawo roszczeniowo wyprosić ich, zrugać, rozgonić, czy wykopać na inną część błoni na ich zbite, bezczelnie inwazyjne wobec osobistej przestrzeni gajowego pyski. Być może Keys liczyła na jego wyrozumiałość i uprzejmość, ale niezbyt taktownie je wykorzystała. Czy warto było w to brnąć? Gdzie w ogóle była Shercliffe, organizatorka całego zamieszania? Bo Gunnar, niezależnie od tego, jak zadufanego, pewnego siebie i cwaniackiego pyska by nie miał, najwyraźniej wiedział o temacie spotkania tyle samo, co cała reszta. Tak właśnie dogadywał się między sobą 'zarząd' SMP. - Shercliffe przyjdzie, czy wytropienie jej po porzuconych płatach wylinki to jakaś część spotkania? - rzuciła nieco już zniecierpliwiona przed siebie, zdając sobie sprawę, że z całego przedsięwzięcia zaraz mogłoby nic nie wyjść i pożegnania mogłyby się odbyć w dość bojowej atmosferze. I w sumie nie miała by nic przeciwko. Tylko szkoda Chrisa, który wśród tego wszystkiego został zaatakowany za swoje domniemane panoszenie się w roku opiekuna. Na szpiczaste uszy onyo, czy ta mandragora nie miały aby uspokajać?
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Nawet gdyby skala jej słuchu nie wykraczała ponad normę, głosy dochodzące spod chatki gajowego były na tyle donośne, że dało się je usłyszeć ze znacznej odległości. Niosły się po dolinie nie tyleż echem, co po prostu mocnym pogłosem, pozwalając jej zorientować się, że coś jest nie tak jeszcze zanim dostrzegła zebrane tam towarzystwo i na własnej skórze przekonała się o napiętych niczym struny nastrojach zebranych uczniów oraz – jak się okazało – samego gajowego. Keyira przystanęła gdzieś z boku, poświęcając kilka minut na przeanalizowanie tej absurdalnej sytuacji, po czym poprawiła podkładkę, przyciśniętą do boku i nieśpiesznie przedarła się na przód. Jeśli ktoś w tym kółeczku wzajemnych pretensji i adoracji miał coś jeszcze do powiedzenia, był to najlepszy moment, bo później nie będzie czasu na dziecinne dyskusje i przekrzykiwanie wzajemnie swoich racji. — Dzień dobry, panie @Christopher O'Connor, proszę chwileczkę zaczekać — wtrąciła, zanim gajowy zdążył zniknąć w chacie. — Obawiam się, że nie będziemy mieli czasu na herbatkę, jakkolwiek smaczna by nie była — dodała, choć bez jakiegoś szczególnego przekonania. Zamiast tego łypnęła tylko kontrolnie na zgromadzonych członków SMP nim ponownie skupiła się na opiekunie. Jakby na to nie spojrzeć, całe to zamieszanie było chyba jej winą i czuła się w obowiązku wyjaśnić kilka kwestii, nim wszystko przybierze jeszcze gorszy obrót. — Zanim przejdziemy do sedna dzisiejszego spotkania, chciałabym naprostować kilka spraw. Wolałabym to przedyskutować w cztery oczy, ale skoro gówno już wypły… — urwała na moment, wzdychając ciężko nim odchrząknęła i kontynuowała, tym razem już nieco lepiej dobierając słowa: — Skoro mleko już się rozlało, nie ma sensu udawać, że jest inaczej. To, co miała teraz do powiedzenia nie miało nikogo urazić. Shercliffe miała nadzieję, że wszyscy okażą się na tyle ogarnięci, by to zrozumieć nim ktokolwiek podniesie jeszcze większy raban. Zignorowała także docinki ze strony tych wiecznie mających coś do dodania. — O ile jestem w stanie zrozumieć pana zaskoczenie czy też może zaniepokojenie tak liczną obecnością uczniów przed chatą, o tyle nie wydaje mi się, by wyjaśnienie tej sprawy wymagało takiego tonu i nastawienia zarówno ze strony studentów, jak i pańskiej — zauważyła spokojnie, chcąc zwrócić uwagę na to, że złe podejście leżało w tej chwili po każdej ze stron, niestety. — W jakikolwiek sposób @Gunnar Ragnarsson by tego nie ujął — łypnęła na wspomnianego Ślizgona znacząco – zwrócenie uwagi na jego brak kultury powinien wystarczyć, a jednak bardzo łatwo dał się pan wyprowadzić z równowagi i w odwecie zaatakował nie tylko funkcję przewodniczącego, ale również wice, zarzucając nam brak zainteresowania co jest o tyle krzywdzące, że osobiście pełnię tą funkcję dopiero od początku września. Tego roku — podkreśliła, na moment zaciskając usta w wąską linię, by nie wymsknęło jej się nic więcej. — Nie wspominając już nawet o tym, że pański zarzut trochę mija się z prawdą — ciągnęła, tym razem już z wyraźnym żalem. A może rozczarowaniem? — Cieszę się, że jako opiekun wywiązuje się pan ze swoich obowiązków, oraz że wykazał się pan inicjatywą, gdy nie było zastępcy, a przewodniczący oraz inni członkowie byli zbyt zajęci, by ją przejąć… Jednak wytykanie nam tego w sytuacji, kiedy z własnej, nieprzymuszonej woli trzyma pan nad tym pieczę i decyduje się pan na udzielenie SMP wsparcia jest równie niestosowne, co zarzucanie nam całkowitej bezczynności i przyznawanie głośno, że wierzy pan w utrzymanie się takiego stanu — zauważyła, marszcząc w niezadowoleniu czoło. Cóż, te zarzuty były w jej mniemaniu bardzo niesprawiedliwe i chciała, żeby była co do tego jasność. — Niemniej czuję się pocieszona, że jest pan tak zaangażowany i mam szczerą nadzieję na dalszą, o wiele mniej problematyczną współpracę. Przyznaję też, że wybór miejsca spotkania był z mojej strony bardzo niefortunny. — Nawet jeśli chata gajowego, w której się pan na czas pracy zadomowił, wciąż stanowi własność Hogwartu i zajmuje ją pan, zdaje się, nieodpłatnie, dodała już w myślach. — Mimo wszystko proszę mi wybaczyć, że nie uprzedziłam pana, że zgromadzę uczniów pod pańskim oknem. Najmocniej przepraszam także, jeśli wywołaliśmy zamieszanie i oderwaliśmy pana od aktualnych zajęć — kontynuowała, przyglądając się mężczyźnie uważniej. — W przyszłości zarówno ja, jak i przewodniczący na pewno postaramy się dobierać miejsca zbiórki rozważniej. Mimo wszystko, jeśli jest pan chętny, zapraszam na dzisiejsze spotkanie. Resztę spraw dotyczących współpracy faktycznie rozważniej będzie omówić już w bardziej okrojonym gronie. Tymczasem, za pozwoleniem, ukradnę panu jeszcze chwilę, a potem poprowadzę wszystkich dalej — mruknęła, po czym odwróciła się przodem do zgromadzenia.
— No dobrze, bohaterowie domów, przepraszam za spóźnienie. Mam tutaj wasze testy, już ocenione przez profesora Swanna. U dołu strony możecie znaleźć liczbę poprawnie udzielonych odpowiedzi, kryterium oceniania oraz liczbę przysługujących wam za wasz wynik punktów dla waszego domu — oznajmiła, unosząc w górę podkładkę. Następnie odpięła od niej plik kartek i rozdała je najbliższym osobom, chcąc, by przekazali je reszcie.
TESTY:
Felinus Faolán Lowell - 7 pkt Freja Nielsen - 15 pkt Maximilian Felix Solberg - 15 pkt Morgan A. Davies - 15 pkt Yuuko Kanoe - 13 pkt Lucas Sinclair - 15 pkt Gunnar Ragnarsson - 7 pkt Keyira Shercliffe - 15 pkt
— Biorąc pod uwagę, że jest nas aktualnie równo dziesięcioro, podzielimy się na grupy dwuosobowe. Po wykreśleniu nieobecnych przedstawiają się one następująco…
Wybaczcie mi taką obsuwę, ale przez wzgląd na sprawy osobiste nie miałam dostępu do laptopa i po prostu fizycznie nie byłam w stanie niczego wrzucić.
Ostatnio zmieniony przez Keyira Shercliffe dnia Sob Wrz 19 2020, 11:43, w całości zmieniany 1 raz
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Puchon wyszedł z zamku i od razu odetchnął świeżym powietrzem. A czerwone dotychczas policzki nabiegły nowym odcieniem szkarłatu. Wesołym krokiem ruszył w stronę chatki gdzie miało być kółko przyrodnicze, nucąc pod nosem coś.Co mogło wywołać czkawkę, która męczyła go od śniadania, sprawdzał wszystkie sposoby aby się pozbyć i nic.Gdy znalazł się w pobliżu rozejrzał sie za kimś znajomym z domu. - O. Cześć Wszystkim.-Rzucił przyjaźnie i podszedł z innymi na polane. Z/T
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Termin spotkania z gajowym zbliżał się nieubłaganie, a Cassian wciąż i wciąż zastanawiał się jak powinien sformułować towarzyszące mu myśli odnośnie tego, czego tak właściwie chciał się uczyć z mężczyzną. Na dobrą sprawę... interesowało go tak wszystko jak i nic. Większość magicznych roślin miała zastosowanie w eliksirach, więc powiedzenie, że chce się skupić na tych, których używa się przy magicznych wywarach jest zbyt ogólnym pojęciem. Z czasem jednak zaczął wykształcać w sobie przekonanie, że na dobrą sprawę interesują go bardziej te rośliny, których może użyć przy leczeniu. Te, które posiadają właściwości lecznicze.
Niewątpliwie określenie własnego stanowiska poprawiło chłopakowi humor, bo w zdecydowanie pewniejszym tonie, z lepszym humorem udał się do chatki gajowego na spotkanie z Chrisem. Niósł ze sobą arkusze pergaminu i pióro - będąc przekonany, że lekcje, szczególnie te pierwsze, mają to do siebie, że skupiają się wokół teoretycznych zagadnień praktykę pozostawiając na potem. Niemniej jednak... Chciał się trochę ubrudzić. Skrycie w sercu na to liczył i miał nadzieję, że się nie rozczaruje.
Stojąc u progu chatki wziął głębszy oddech chowając różdżkę do swojej kieszeni. Na zewnątrz było chłodno, rześko... Niemniej spacer przez szkolne błonia był przyjemnym doświadczeniem i mimo zaróżowionych policzków chłopaka i cieknącego nosa, ten nadal czuł się wyśmienicie. Po chwili dało się słyszeć lekkie, swobodne kołatanie do drzwi i dużo cichsze odchrząknięcie. Skrycie w duchu liczył również na dobry humor swojego nauczyciela. Jak do tej pory miał raczej pozytywne wspomnienia dotyczące O’Connora, ale wiedział, że to szybko się może zmienić. - Dzień dobry! - Zagaił, kiedy drzwi się tylko otworzyły, a on sam jakby wzrokiem pytał, czy powinien wejść, czy raczej wychodzili na zewnątrz.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie spieszył się właściwie nigdzie, nie miał ku temu najmniejszej potrzeby. Pamiętał również o umówionym spotkaniu, więc po prostu cierpliwie czekał na przybycie kolejnego ucznia, który był zainteresowany poszerzaniem swojej wiedzy. To było coś, co O'Connorowi zdecydowanie się podobało, chociaż oczywiście nie mówił tego na głos, nie biegał do wszystkich znajomych w zamku i nie opowiadał o tym, jaki jest szczęśliwy, że młodzież jednak poszukuje u niego pomocy, że szuka u niego odpowiedzi na pytania, których nie stawiała zazwyczaj na zajęciach. Bawił się tym całkiem dobrze, czuł się z tym właściwie jeszcze lepiej i miał pewność, że to jest coś, co daje mu satysfakcję, nic zatem dziwnego, że kolejnego spotkania wypatrywał z przyjemnością. I chociaż było już chłodno, chociaż nadeszła już zima, a święta były coraz bliżej, nie przejmował się ani trochę chłodem na dworze, przywykł do tego, że pracował we wszystkich możliwych warunkach, że nie zawsze było ciepło i słonecznie, więc nie obawiał się ani trochę dzisiejszego wyjścia na zewnątrz. Otworzył właściwie od razu, kiedy tylko usłyszał pukanie i uśmiechnął się ciepło do młodszego Gryfona. Zakładał już wygodną, sportową kurtkę, by nie odczuwać chłodu i nie przejmować się za mocno, kiedy okaże się, że jego ubrania nie skończą najlepiej w spotkaniu ze śniegiem, błotem i całą resztą, jaka mogła czekać ich teraz na zewnątrz. Poprawił wysoki kołnierz, wsunął okulary głębiej na nos i witając się z chłopakiem, dał mu znać, że idą gdzieś dalej. Wyciągnął w jego stronę samonagrzewający się kubek, w którym parowała herbata, nie chciał w końcu, żeby uczeń jakoś szczególnie mocno zmarzł i przyjrzał mu się uważnie, gdy zszedł już po schodkach. Do ich uszu doleciało kocie nawoływanie i chwilę później wokół jego nóg zakręciła się Wrzos, patrząc uważnie na nowego gościa na jej włościach. - Zastanowiłeś się nad tym, nad czym chciałbyś pracować? - spytał, uśmiechając się lekko do Gryfona, kiedy kierował go do ogrodu znajdującego się w pobliżu drewutni. Kocica kroczyła za nimi niczym pies, ciekawa tego, co jeszcze ich tego dnia czeka i czy znajdzie sposób na to, by ich zaczepiać i się z nimi bawić. Była jeszcze młoda i chociaż w połowie była dzikim kotem, sprawiała wrażenie niezłego rozrabiaki, który nie do końca przejmuje się tym, co o nim powiedzą. Przynajmniej tak postrzegał ją Chris, który pokręcił aż głową, gdy Wrzos nagle pobiegła gdzieś przed nich, by schować się za ułożonym stosem drewna. - Uważaj, może zaraz wyskoczyć na twoje nogi - poinformował zatem uprzejmie chłopaka.
Naprawdę cieszył się na to spotkanie - liczył, że w ten sposób naprawdę uda mu się pogłębić wiedzę z zielarstwa, a co za tym idzie jakkolwiek wzbogacić siebie. No i... Generalnie nawet Chris, czy raczej Pan Christopher nie wydawał się mu tak straszny jak początkowo to miało miejsce. Generalnie czuł, że ich spotkania mają potencjał i jedyne co pozostało im do zrobienia to po prostu działać. Ciepły kubek herbaty we własnych dłoniach skwitował serdecznym uśmiechem i skinął mężczyźnie głową. Szybko jego zmarznięte wargi zostały przyjemnie zroszone ciepłym napojem. - Tak, tak... - Odparł szybko upijając jeszcze jeden łyk napoju. - Generalnie chciałbym się skupić na roślinach mających właściwości lecznicze. To przyda się samo w sobie jak i przy każdej innej dziedzinie, którą zgłębiam. Bo widzi pan... Chcę iść na magimedyczne studia, a więc i eliksiry, i magia lecznicza i zielarstwo... No wszystko jakieś takie. Przedziwnie ciężkie dziedziny. - Całość wypowiedzi skwitował dość pewnym wyrazem twarzy, ale wiedział, że trochę się motał. Choć plany miał dobrze sprecyzowane tak... Niespecjalnie chciał się nimi chwalić na wypadek, gdyby nie wypaliły.
Jednocześnie szedł za mężczyzną do miejsca, w którym obecnie mieli pewnie coś do zrobienia. Niewielki ogród w okolicach drewutni jawił się gryfonowi jako całkiem rozważne miejsce na pierwsze ich spotkanie, a co za tym szło nadal czuł się dość zmotywowany do dalszego działania. Jednocześnie obserwował uroczą kotkę, która faktycznie mogła sprawiać wrażenie... Zawadiaki w ich towarzystwie, chociaż taką opinię generalnie o kotach miał Beaumont. - To nie będzie problemem. - Odparł wypatrując jej za stosem drewna. - Do zwykłych zwierząt nie mam problemu... - Dodał jeszcze na sam koniec nawiązując do swojej fobii względem magicznych stworzeń.
Spojrzał w kierunku mężczyzny przypatrując się czynnościom przez niego wykonywanym i czekał an jakiekolwiek pierwsze zdanie tego, czy powinien coś robić, czy raczej będzie teraz teoretyczny wstęp? Zadawał sobie mnóstwo pytań w głowie będąc zaintrygowany tym wszystkim, ale... W sumie nie wiedział czego powinien się spodziewać i czy już powinien coś działać.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris był ciekaw, jaki dokładnie pomysł ma chłopak, chociaż oczywiście mógł się domyślać, w jakim pragnie udać się kierunku. Rzadko kiedy trafiały się osoby zainteresowane zielarstwem tylko z uwagi na sam ten przedmiot, nie znał zbyt wielu osób, które chciały zajmować się stricte roślinami, najczęściej ciekawiło je to ze względu na ich właściwości lecznicze, czy możliwość stosowania w konkretnych eliksirach, czasem zaś nawet we wróżbiarstwie, choć na tym akurat nie znał się ani trochę. Dlatego też odpowiedź chłopaka nie zdziwiła go jakoś mocno, ale to też nie oznaczało, że był nią jakoś rozczarowany, czy cokolwiek podobnego, w końcu nie uważał, żeby cały świat musiał koncentrować się tylko na jednej kwestii, żeby inni musieli być tacy, jak on, czy coś podobnego. Nigdy tego nie chciał, nie naciskał, nawet wtedy, kiedy widział, że ktoś miał talent, ostatecznie bowiem to nie były jego decyzje, mógł do czegoś zachęcać, mógł coś proponować, mógł jakoś działać, ale rzeczą wręcz oczywistą było, że nie zamierzał stać nad uczniami i suszyć im głowy, żeby zrobili coś tak, a nie inaczej. - Pytanie, czy masz to już nieco bardziej sprecyzowane? Zioła mają wiele zastosowań, możemy uczyć się czegoś z konkretnych dziedzin, ale możemy też skakać z miejsca w miejsce, jest tego naprawdę wiele, więc warto byłoby zawęzić nieco obszar poszukiwań. Możemy zacząć choćby i od rumianku, ale jeśli ciekawi cię jakaś konkretna dziedzina, to powiedz, przejrzę swoje wszystkie notatki, żeby znaleźć coś odpowiedniejszego - powiedział prosto. Czasami, kiedy wspominał czas własnych studiów, kiedy przypominał sobie, jak sam kierował się na medycynę, robiło mu się dziwnie przykro. Nie był jednak pewien, z jakiego dokładnie powodu, nie umiał tego opisać, ani dobrze określić, bo nie był przekonany, czy chodziło o czas, który stracił, czy może o fakt, że robił to dla kogoś innego, nie dla siebie, bez zupełnego przekonania. Pokręcił teraz lekko głową, a potem spojrzał na Wrzos, która faktycznie była zaciekawiona i próbowała ich zaczepiać, by się z nią bawili, co było całkiem słodkie w jej wykonaniu. - Dzisiaj zaczniemy od czegoś całkiem prostego. Może cię to zdziwi, ale właściwie co mi tam. Jak myślisz, jak chroni się zimą cebule kwiatowe? - spytał, kiedy weszli już na teren ogrodu, gdzie zawsze rosły warzywa. Wzdłuż płotu znajdowały się jednak teraz zupełnie niewidoczne, rabaty i to właśnie na nich mieli się skupić.