Leśny amfiteatr, niesamowicie klimatyczny i przyjemny. Akustyka tego miejsca zachwyci nawet największego sceptyka, a wydarzenia rozgrywające się na scenie są doskonale widoczne z każdego miejsca na widowni. Cóż tu więcej mówić, ten amfiteatr jest idealny na wszelakie wystąpienia!
Święto Kolorowych Lampionów:
Święto Kolorowych
Lampionów
Święto to ma swój początek w 1798 roku, kiedy to na stanowisko Ministra Magii została wybrana pierwsza kobieta w dziejach, Artemizja Lufkin. Dało to wszystkim czarownicom nadzieję na to, że mają szansę być partnerkami, a nie służącymi mężczyzn, a ponadto że wszystkie ich marzenia mogą się wtedy spełnić. Tradycją tego dnia jest wypuszczanie przez kobiety własnoręcznie pomalowanych lampionów, które mają symbolizować posłanie ich pragnień do nieba, by tam mogły trwać do momentu spełnienia.
• Święto skierowane jest przede wszystkim dla kobiet. Mężczyźni mogą wziąć udział jeżeli podlinkują zaproszenie od jakiejś z Pań. • W evencie może wziąć udział każdy kto ukończył 13 lat.
Wykonanie Lampionów
Wykonać lampion mogą tylko kobiety. Do dyspozycji są wszelkie formy plastyczne: magiczne kredki, farby, papiery kolorowe i przede wszystkim MAGIA! Dajcie ponieść się swojej kreatywności i poślijcie swoje pragnienia prosto do nieba!
Wykonanie lampionu:
Aby zobaczyć, jak pięknie idzie wam praca rzućcie 1xk100. Jeśli masz powyżej 15pkt z DA w kuferku, przysługuje Ci +10pkt do wykonania lampionu. :
<30 Jest tragicznie! Lampion jest cały podziurawiony, pomazany i pomarszczony jakby dorwał się do niego niemowlak. Zdecydowanie nigdzie nie poleci! Może spróbuj szczęścia w przyszłym roku? Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
31-65 Coś tam pomazałaś, coś pokleiłaś i poczarowałaś, ale wieje straszną amatorszczyzną. Jest jednak szansa, że Twoje życzenia dotrą do nieba. Rzuć k6 na rozpalenie lampionu.
Dorzut:
1-3 Po rozpaleniu lampionu Twoja praca zajęła się ogniem. Niestety, to nie jest Twój dzień! Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
4-6 Rozpaliłaś lampion i choć początkowo nie wyglądało to najlepiej, ostatecznie udało mu się polecieć do nieba!
66-85 - Idzie Ci naprawdę nieźle! Lampion wygląda estetycznie i w dodatku jest na tyle mocny, byś mogła unieść go do nieba wraz ze swoim pragnieniem.
86-100 - Prawdziwa z Ciebie artystka i lampionowa arcyksiężna! Twoja praca przykuwa uwagę wszystkich wokół zapierając dech w piersiach, a lampion delikatnie lewituje jeszcze nim puścisz go ku gwiazdom. Zdobywasz 1pkt Działalności Artystycznej.
Zaklinanie:
Pięknie wykonany lampion to jeszcze nie wszystko. Prawdziwej mocy nadają mu runy, które należy wyrysować i uaktywnić. Rzuć k6, by sprawdzić, jak Ci to idzie. Za każde 10pkt z Run w kuferku przysługuje Ci 1 przerzut!
Parzysta - Wyrysowałaś potrzebne runy, rzuciłaś zaklęcie i.....tyle. Oprócz ozdobionego lampionu, który uniesie się dzięki magii fizyki nic więcej się nie dzieje.
Nieparzysta - Runy rozbłysły, a Ciebie ogarnia błogostan. Najbliższy wątek jesteś pozytywnie nastawiona i pełna energii. Nic nie jest w stanie Cię pokonać!
Taniec Wokół ogniska
W miejscu, gdzie kiedyś stała scena amfiteatru tej wyjątkowej nocy płonie magiczne ognisko, wokół którego unoszą się dźwięki charakterystycznej muzyki. Według dawnych wierzeń ten zaczarowany płomień miał zapewnić bezpieczeństwo, spokój i ducha walki. Każdy bez względu na wiek i płeć proszony jest do tańca. Jest tylko jeden wyjątek, ognisko odstrasza od siebie każdego o nieczystym sercu tak więc jeżeli masz 5 lub więcej punktów Czarnej Magii w kuferku iskry parzą Twoją skórę, a Ty zostajesz wypchnięty z kręgu.
Taniec:
By zobaczyć, jak działa na Ciebie magiczny ogień rzuć literką.
A jak Asięnaebaem - Może to zbyt dużo kłębolota, może magiczna atmosfera, a może to Maybelline. W każdym razie strasznie kręci Ci się w głowie i co chwilę wypadasz z rytmu i potykasz się o własne stopy.
B jak było minęło - Płomienie i muzyka hipnotyzują Cię do tego stopnia, że zapominasz o wszystkich krzywdach wyrządzonych przez partnera, którego trzymasz za dłoń. Opuszczacie ognisko ze zdecydowanie poprawioną relacją. Rzuć k6 by sprawdzić, komu wybaczasz krzywdy:
Dorzut:
Nieparzysta - Osoba po prawej stronie
Parzysta - Osoba po lewej stronie
C jak ciemna nocy - W trakcie tańca nagle wysiada Ci wzrok. Muzyka jednak koi wszystkie Twoje obawy i czujesz się silniejszy. Rzuć k6 na to, jak idzie Ci dalszy taniec.
Dorzut:
1-3 - Wszystko jest w porządku! Może to partnerzy z obydwu stron, a może masz po prostu talent, ale tańczysz jakby wzrok wcale nie był Ci potrzebny!
4-6 - Niestety brak zmysłu wytrąca Cię kompletnie z równowagi, a Ty potykasz się i upadasz.
D jak do kitu z tym wszystkim - Nagle ogarnia Cię smutek i melancholia. Widać ognisko uznało, że nie do końca masz czyste serce. Przez następne 3 posty czujesz się wyjątkowo osamotniony i smutny.
E jak energia Artemizji Lufkin - Dostajesz nagłego zastrzyku energii i pewności siebie! Efekt ten utrzymuje się przez następny wątek jaki rozegrasz, a Ty jak prawdziwy dyplomata wychodzisz z każdej opresji!
F jak finezyjne fikołki - Nie wiesz co Ci strzeliło do głoy, ale nagle masz ochcotę na nieco bardziej ekstremalne harce. Próbujesz zrobić salto przez ognisko. Dorzuć k6 by zobaczyć, jak Ci to wyszło.
Dorzut:
Parzysta - Salto wyszło perfekcyjnie, a wszyscy są pod wrażeniem! Pamiętaj, że jesteś teraz po drugiej stronie i musisz zmienić partnerów po obydwu stronach! Dostajesz +1 do GM
Nieparzysta - Niestety nie jesteś mistrzem akrobacji. Co prawda znajdujesz się po drugiej stronie, ale upadasz, a kilka iskier parzy Cię przez ubranie. Warto zastosować kilka zaklęć magii leczniczej jeżeli chcesz dalej bawić się tej nocy!
G jak galopująca gazela - Twoja osoba musiała nie spodobać się magicznemu ognisku. W Twoim sercu nagle rodzi się panika, a Ciebie ogarnia chęć ucieczki jak najdalej, która utrzymuje się przez kolejne 3 posty!
H jak harce do białego rana - Muzyka i ogień tak Cię porwały, że nie ma opcji żeby Cię od tego odciągnąć. Tańczysz do ostatniej skrzącej się iskry. Jeżeli jesteś oklumentą lub posiadasz cechę silna psycha możesz spróbować oprzeć się temu urokowi. W tym celu dorzuć literkę.
Dorzut:
Spółgłoska - Niestety magia ognia jest zbyt silna i nie udaje Ci się przerwać uroku. Jesteś wycieńczony i musisz udać się do uzdrowiciela, u którego napiszesz jednopostówkę na min. 1500 znaków, gdzie dochodzisz do siebie.
Samogłoska - Choć nie było łatwo, jakoś udało Ci się oprzeć ogromnej chęci harcy do białego rana! Możesz cieszyć się innymi eventowymi atrakcjami!
I jak idź pan w ch...aszcze - Zdecydowanie nie jesteś osobą czystego serca. Z ogniska zaczyna unosić się czarny, gęsty dym, który szczelnie Cię otula i wypycha poza krąg, by dopiero tam Cię opuścić. Tańce dla Ciebie skończone.
J jak Jestem królową świata! - Wchodząc w taneczny krąg czujesz wzbierającą w Tobie magię, a Twoje ubrania zmieniają się w elegancką suknię i szpilki. Ognisko nie dba, jaka jest Twoja płeć, liczy się bycie zjawiskowym!
Kod:
<zgs> Partner z lewej: </zgs> <zgs> Partner z prawej: </zgs> <zgs> Wydarzenie: </zgs>
Loteria
Firma Magbelline zorganizowała loteria, której środki idą na biedne zwierzęta magiczne, na których firma z pewnością NIE testuje swoich produktów. Należy strzelać zaklęciami do biegających maskotek, które mają w kieszeniach szminki lub kosmetyki. Oczywiście wszystko jest BARDZO sprawiedliwe i nie jest to żadna ustawka. Przecież nikt by magicznie nie robił bariery by utrudnić zadanie uczestnikom... prawda? Los kosztuje 10 galeonów. Każdy zawiera 5 rzutów. Wobec tego po zakupie jednego losu rzucacie 5 razy literką, by sprawdzić czy wygraliście. Możecie kupować karnet nieskończoną ilość razy.
Wygrywacie jeśli wylosujecie literkę A. Tylko i wyłącznie. Jeśli wam się uda rzucie dwa razy kostką k6, by sprawdzić jaka maskotka biegła z jakim przedmiotem. Zgłaszacie się po obydwie z tych rzeczy w upominaniach.
Wszystkie przedmioty są wyjaśnione w spisie poniżej. A - Amroamulet B - Szminka #2 Kiss and tell C - Szminka #3 Playful D- Perfumy ochronne 3/3 (+1 do zaklęć na 3 użycia) E - Szminka #1 Color me surprised F- Lakier do paznokci Magic Hands 5/5(+1 do zaklęć na 5 użyć) G- Lakier I believe I can fly H- Szminka #4 Watch me I- Lakier do paznokci Chwalona Pani Domu 5/5 (+1 do zaklęć na 5 użyć) J- Lakier Superwomen
Jedzenie i Napoje
Oprócz harcy i tworzenia lampionów można się tutaj uraczyć kilkoma czarodziejskimi potrawami.
Jedzenie:
- płetwalki
- gały czekoladowe
- karmelkowe muszki
- kierowe orzechy - dorzuć literkę, by sprawdzić, czy czeka Cię lewitacja. Samogłoska oznacza, że efekt działa!
Napoje:
- kłębolot - Dorzuć k6, by sprawdzić, czy winko wybucha Ci w rękach. Wynik parzysty oznacza eksplozję! Jeśli posiadasz genetykę jasnowidza rzucasz dodatkowo k100 na to, czy pod wpływem napoju pojawi się wizja. Wynik z przedziału 40-80 oznacza przepowiednię!
- Herbata imbirowa mątwa - Jej barwa odzwierciedla Twój nastrój
- Magiczna lemoniada miodowo-miętowa - Daje Ci kreatywności i dodaje 10pkt do kostki na konstrukcję lampionów!
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki, przypominające o tym wspaniałym dniu i tym, co powinien oznaczać. Starsza czarownica zachęca do zapoznania się z asortymentem, rekomendując dosłownie każdą rzecz. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
•Lampion wspomnień - Drobiazg, który rozświetli mroki nocy. Wystarczy go zapalić i puścić w powietrze, a w naszej pamięci pojawi się jedno piękne wspomnienie. Cena: 40g •Perfumy z nutą amortencji - Perfumy z delikatną nutą, zdecydowanie bez przesady, ale mimo małej ilości eliksiru bez wątpienia są przydatne. Cena: 40g •Perfumy ochronne - Ich zapach dopasowuje się do perfumowych preferencji noszącej je osoby, zwykle jednak niosą choćby delikatną kwiatową nutę. Użycie perfum ochronnych broni przed niechcianym dotykiem, wywołując niewidzialną barierę, od której można się odbić. Niestety, ten urok nie chroni przed zaklęciami i ogólnie utrzymuje się dość krótko. (+1 do zaklęć na 3 użycia) Cena: 60g •Amortamulet - Naszyjnik lub breloczek w najprzeróżniejszych kolorach i kształtach, zawsze zawierający jakiś kryształ - to właśnie w nim zaklęta jest magia tego amuletu. Działa tylko będąc w posiadaniu kobiety, dając jej moc poznawania największych pragnień innych osób: wystarczy, że zapyta, a każdy będzie musiał jej szczerze odpowiedzieć. Cena: 120g •Zaczarowane szminki - nowiutka, limitowana kolekcja słynnej marki! Można kupić zestaw wszystkich czterech w promocyjnej cenie 120g, albo każdą oddzielnie. - #1 Color me surprised - szminka w sztyfcie lub płynie, która do momentu nałożenia na usta pozostaje bezbarwna; ostatecznie zmienia kolor w zależności od nastroju noszącej ją osoby. Dokładne odcienie i znaczenia u każdego mogą być inne! Cena: 20g - #2 Kiss and tell - ma kilka odcieni, raczej ciemniejszych, a przy tym wszystkich równie magicznych. Urok nie działa na osobę, która tę szminkę nosi, ale na innych jak najbardziej - wystarczy kontakt osoby postronnej z formułą szminki, by wymusić chwilową prawdomówność. Cena: 60g - #3 Playful - klasyczna szminka, która nigdy się sama nie ściera i nie traci wyrazistego koloru - ten zaś może zmieniać w zależności od upodobania noszącej ją osoby! Cena: 10g - #4 Watch me - ta szminka ma niezwykły efekt przyciągania uwagi - wystarczy się nią pomalować, a żadne twoje słowo nie umknie w tłumie niedosłyszane. Cena: 30g •Lakiery do włosów: - I believe I can fly - Kiedy nałożysz go na włosy możesz lecieć... W najbardziej nieoczekiwanym momencie. Koniecznie psiknij go na kogoś innego, by go zaskoczyć! Cena: 15g - Superwomen - Twoje włosy trzymają się w odpowiedniej fryzurze przez 24 h (dosłownie). I nie porusza się żaden włosek. Jeśli kogoś uderzysz głową - ktoś może zemdleć, tak ciężka jest Twoja głowa! Cena: 25g •Lakiery do paznokci: - Magic hands - spotykany tylko w ciemnych odcieniach. Tworzony jest z drzew do magicznych różdżek, więc zanim wybierzesz kolor - podaj drewno swojej różdżki. Dzięki dziwnej nici porozumienia, którą producenci nie chcę wyjawić - lakier tak dobrze koegzystuje z różdżką, że mając go na paznokciach zaklęcia idą znacznie lepiej. Niestety nie działa on wiecznie! +1 do zaklęć 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 80g - Chwalona Pani Domu - dzięki temu lakierowi Twoje umiejętności gotowania są niesamowite! Zaklęcia kuchenne znacznie bardziej się Ciebie słuchają. Występują w najróżniejszych odcieniach różu. Seksistowskie? Może! Przydatne? Też! +1 do Magicznego Gotowania 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 55g
Natomiast Titi w całej tej sytuacji czuła się bardzo niepewnie. Była tym typem osoby, który zazwyczaj nie pozwala się dominować. Owszem – często grała słodką dziewczynkę, ale nawet wtedy rzadko komu pozwalała na kontrolowanie sytuacji. Zawsze starała się trzymać wszystko za sznurki żeby życie toczyło się tak, jak ona to sobie wyobrażała. Jak wiadomo jednak los płata różne figle i nie zawsze jej to możliwe. I takim chaosem w oazie spokoju była Lilith czepiająca się jej jak rzep, Nathaniel, który czerpał radość z irytowania jej i naruszania przestrzeni osobistej i właśnie Lucas. - Ja... Wiesz... Dziękuję... - Już teraz nie jestem pewna, czy te rumieńce nadal były od zimna. Ale on nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym serce waliło jej jak oszalałe. Aż miała wrażenie, że to słychać. Nie wiedziała jak to się stało, ale pozwoliła mu naruszyć praktycznie każdą nietykalność. Nie pozwalała sobie na takie zbliżenia od bodajże 1,5 roku. Więc jej 1,66 m wpatrywało się w niego z dołu takie bezbronne i zastanawiające się co przyniesie następna chwila. Nie odrywała się od jego ciemnych oczy nawet na chwilę. Były jak otchłań, która ją wciągała. Już nie wiem, czy to alkohol, czy to może sama dziewczyna pomyślała o wykonaniu kolejnego kroku. Tak czy siak stanęła na palce i zbliżyła się do niego. Sprawiła, że ich wargi dzieliły już tylko centymetry. I w ty momencie się zatrzymała. W jej głowie pojawiły się myśli „Co ty robisz? Z obcą osobą, na dworze. To do ciebie niepodobne...”. Taka masa myśli pojawiła się w jej głowie. Nie przysunęła się bliżej ani też nie odsunęła. Czuła jego ciepły oddech. Ciekawe jak wiele będzie z tego jutro pamiętać.
Titi mimo tego że stała na palcach dalej była nieco niska. Lucas postanowił jej w małym stopniu pomóc, zjechał dłońmi pod jej pośladki i dźwignął ją powoli ku górze. Czemu powoli? Żeby nie dostała nagłego szoku, jej zmysły są nieco uśpione i nie chciał by dzięki niemu znalazła się na ziemi. Zapewne Titi musiała objąć go nogami w talii by nie spaść, Ślizgon objął ją w pasie rękoma i skrzyżował je za jej plecami. Zbliżył się powoli, zetknął się z jej nosem i długo się w nią wpatrywał. Badał jej charakter, wolę i buzujące w niej uczucia. Zetknął się swoimi ustami z jej, początkowo tylko musnął delikatnie dolną wargą jej górną. Byli na tyle blisko że mogli po prostu poczuć co pili zaledwie kilka chwil temu, a łączące się dwa oddechy tylko i wyłącznie rozpalały obie twarze jak żar z ogniska. Złączył wreszcie ich usta, dając przy tym pokaz tego że to on ma ochotę w tej chwili dominować nad nią. Jeżeli będzie chciała żeby było na odwrót.. no cóż, będzie musiała się nieźle postarać bo student nie da tak łatwo za wygraną. Co ciekawe, jego dłonie były wręcz gorące. Przynajmniej tak mu się wydawało, ponownie ułożył dłonie na jej biodrach wykonując proste ruchy góra-dół. Jak bardzo będzie tego żałował.. dowie się niedługo.
Kolejna impreza. Jedna z wielu których zapamiętanie jest nic nie znaczącą myślą. Już dawno obiecała Des pójście do baru. Wolała jak dziewczyna wychodziła z nią niż z innymi. Pomimo głupich pomysłów jakie czasami przychodziły im do głowy Oriane czuła się odpowiedzialna za nią. To właśnie ze świadomością przypilnowania jej wyszła z nią. Niestety, tolerancja na alkohol w jej przypadku była niska. Wystarczyło pół butelki ognistej bądź trzy piwa kremowe, a już świat stawał się dla niej weselszy i bardziej przyjazny. Zazwyczaj, aby stan ten minął w szybkim tempie, wychodziła na mały spacer. Pomagało to, dzięki czemu mogła dalej się alkoholizować. Okrywając się szczelniej płaszczem , choć wcale nie odczuwała zimna, ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Ciemność jak i ogień przerażały ją najbardziej, jednak dzisiejsza noc była na tyle jasna, iż nic nie było w stanie jej przestraszyć. Dotarłszy na miejsce uśmehnęła się lekko przypominając sobie jak śpiewała tutaj specjalnie dla Des. Jeszcze nigdy wcześniej nie zrobiła czegoś takiego. Z każdym krokiem robiło jej się coraz cieplej na sercu. Jednak uczucie to minęło w jednej sekundzie. W sekundzie w której to zpbaczyła osobę której nie spodziewała się tutaj spotkać. Na początku myślała, iż to zupełnie obcy ludzie chcący spędzić trochę czasu ze sobą. Jednak prawda okazała się brutalniejsza niż mogła przypuszczać. - Lucas... - cichy szept wyrwał się z jej ust. Jednak nie na tyle cichy aby osoby stojące przed nią go nie usłyszały. W tym momencie żałowała, iż jest tak jasno na dworze, gdyż nie chciała aby widział on w jakim jest szoku.
Szok mimo wszystko był nie mały. Nie spodziewała się, że będzie aż tak śmiały. Nie trudno było zauważyć, że chłopak raczej skacze z kwiatka na kwiatek i dzięki temu jest wprawiony w boje. Doskonale wiedział jak ją złapać, żeby tym bardziej odpłynęła – uwielbiała być w ten sposób noszona. Trzymała go nogami na tyle mocno, żeby nie spaść, a jednocześnie na tyle delikatnie by wydać się lekka jak piórko i 'wygodna' w niesieniu. Z otwartymi oczami wciąż zaglądała w niego. Czyżby jednak się nie zamierzał zdecydować na to, na co pod wpływem alkoholu mu pozwoliła? Jestem na 100% pewna, że na trzeźwo nie byłaby taka łatwa. Kiedy ich usta się zetknęła po raz kolejny zadrżała. Tym razem na tyle mocno, że mógł to poczuć. Zdecydowanie lekki swąd ognistej whisky jej w tym momencie nie przeszkadzał. Praktycznie nie zwracała na to uwagi. I stało się. Nawet chwili nie zajęło jej zastanowienie się nad kolejnym ruchem. Odwzajemniła pocałunek niemal natychmiast przeradzając go w mocny i głęboki. Takie niesamowicie czułe cmoki były przyjemne w stałych, romantycznych związkach. A ani Lucas, ani Titi nie myśleli o stabilizacji, prawda? Tak czy siak objęła go mocno rękami za szyję na wszelki wypadek jakby chciał się odsunąć. Zacisnęła powieki. Zdecydowanie świetnie całował. Lucas... Rozniosło się jakby echem nad ich głowami. Nie odrywając się od niego otworzyła jedno oko i zerknęła w stronę, z której dobiegał głos. Myślała, że to tylko szept wiatru. Jednak ktoś tam stał. I dlatego mimo wszelkiej niechęci oderwała się od ślizgona i zerknęła w stronę obcej jej dziewczyny. - Przepraszam, zajęte – Mruknęła niezadowolona, że ktoś nie dość, że im przerwał to jeszcze się natarczywie gapi. Kolejny upierdliwy uczeń z Hogwartu? Ile jeszcze musiała spotkać na swojej drodze zanim wreszcie wróci do domu?!
Ruchy które wykonywał nie były szczerze zaplanowane, zdziałał po prostu instynktownie. Nie było tego widać, dzięki ukojeniu alkoholowemu jego ruchy były jakieś.. żwawsze? Zazwyczaj jest na odwrót, a tu proszę. Włożył delikatnie dłonie pod jej kurtkę oraz górną część ubioru by móc dotknąć jej delikatnej skóry, nie próbował być nachalny. W żadnym razie, postępował jakby to był cały element układanki i wszystko musiało iść powoli ku dalszej części planu. To że ułożył ręce na jej ciele, nie oznaczało że przeszły one od razu na jej walory. W jednej chwili Titi oderwała się od niego, by.. no właśnie. Dlaczego? Nie usłyszał najwidoczniej słów Ślizgonki na lewo, zbyt wczuł się w tą chwilę że wszystko wokół przestało nagle istnieć. Dopiero w tej chwili dotarło kto stał po jego lewej, była to.. Oriane. To jeszcze nic, Titi dorzuciła tekst który musiał ją dobić. Stał jak wryty, patrzył na nią przez chwilę i później skierował wzrok ponownie na ślizgonkę. Był w dupie, jak nic.
Cała scena, jaka odgrywała się przed jej oczyma, była jak ze snu. Widziała, słyszała, czuła wszystko jednak nie mogła nic zrobić. Jakby jej nogi wrosły w ziemię, a głos zamarł na zawsze. Wiedziała, że źle robi stojąc i patrząc się na nich jak idiotka. Widziała to doskonale, jednak nie mogła nic zrobić. Nawet oderwanie wzroku było trudne. Okryła się mocniej płaszczem, gdyż zimny wiatr owiał jej odkryte części ciała. Przepraszam, zajęte słowa te kotłowały się przez dłuższą chwilę w jej głowie. Czy była zła? Nie. Nie odczuwała nawet najmniejszej złości. Ani na chłopaka ani nawet na dziewczynę, na której pojawienie się Ori nie zrobiło większego wrażenia. Czy czuła smutek? Może trochę. Bardziej zawód. Lecz z drugiej strony... Tak, była druga strona. Ona nie była z chłoapkiem stojącym przed nią. Co z tego, że nadal go kochała. Nie byli ze sobą więc nie powinna mu przeszkadzać. Z bólem odczuwanym w każdej komórce swojego ciała skierowała spojrzenie na chłopaka i wydukała parę słów chowając ręce do kieszeni i robiąc parę kroków w tył. - Ja... Wybaczcie, że wam przeszkodziłam. Już znikam. - nawet na chwilę nie oderwała od niego spojrzenia.
Nic, co się między nimi działo nie było szczerze zaplanowane. Tak mi się wydaje, że gdyby nie Oriana, to mogłoby się tutaj podziać wiele. Oj bardzo wiele. Nie mogę jej nazwać dziwką. Nie puszczała się nigdy z byle kim. Ale cóż. On nie był byle kim. A ona była pijana. Zdawał się jej inny niż każdy facet, a jednocześnie sposób w jaki ją podrywał i fakt, że obecnie całowali się gdzieś na dworze sprawiał, że jednak można o nim pomyśleć „Taki jak wszyscy. Nic tylko zaliczyć”. Teraz jeszcze to do niej nie dochodziło. Jednakże co będzie rano? To już całkiem inna sprawa. Jak widać jej nie dane było się na tyle zatracić w tym wszystkim. Gdyby nie zwróciła uwagi na dziewczynę obok czułaby się zdecydowanie lepiej. Ale spoglądała na nią i nie miała pojęcia czemu stoi taka wryta. No przepraszam, pierwszy raz w życiu widzi całujących się ludzi? Chyba że... On był dla niej kimś wartościowym. Może. Może oni nawet byli parą?! Może on właśnie zdradzał ją z Titi? Mnóstwo myśli pojawiło się w jej głowie. I to sprawiło, że zsunęła się z chłopaka na ziemię. Myślę, że na dzisiaj już dość tych rewelacji. - Ja pójdę... Lucas... - Wyszeptała jeszcze na chwilę wpijając się w jego wargi tak, jakby ślizgonka obok nie istniała. Właściwie to nie wiem, co zamierzała w ten sposób uzyskać. Z jednej strony było to po prost pragnienie. Z drugiej? W jakiś sposób chciała ją zdenerwować, może bardziej wyprowadzić z równowagi. Nic z tego nie było logiczne. Ale Ognista Whisky zabrała logikę całemu dzisiejszemu wieczorowi. Nie dała żadnemu z nich czasu na reakcję. Zniknęła. Teleportowała się z trzaskiem daleko, daleko stąd.
Podrapał się po głowie wolną ręką, nagła euforia jakoś znikła. Czuł się dosłownie jak w raju, a tymczasem.. tymczasem wszystko legło w gruzach. Dawna miłość, co prawda do prawda. Uczucia zostają mimo wszystko, pewna część Ślizgonki nadal była w jego sercu. Mimo że nie byli razem czuł się jak skończony debil, właśnie całował się i praktycznie obmacywał jakąś dziewczynę którą spotkał w barze na jej oczach. Chociaż.. Titi była na prawdę świetna i bez tych litrów alkoholu coś w niej zauważył, fakt faktem że był zalany w trupa. Rozkojarzenie, wszystko co było nagle zniknęło. Czuł się normalnie, a teraz chciał coś powiedzieć - cokolwiek. Lecz Amerykanka zatkała mu szybko usta, nie przerwał pocałunku co tylko chyba mogło pogorszyć sprawę.. no i sobie zniknęła. Sam nie wiedział dokąd, jeżeli będzie chciał to zapewne ją znajdzie. - To nie tak.. nie tak jak myślisz, nie jesteśmy.. cholera. Nie jesteśmy w żadnym związku Oriane ale.. czuję się głupio, byliśmy młodzi i teraz widzisz mnie u boku innej. Czy dobrą wymówką będzie że jestem nawalony jak dzika świnia? - Uśmiechnął się głupio, co nie wyglądało za dobrze. Oparł się o drzewo, emocje z niego zeszły jak cała energia. Wpatrywał się tylko w nią, tym razem przepraszającym wzrokiem.
Widząc jak dziewczyna znów go całuje stanęła. Po raz drugi już w ciągu niecałych kilku minut. chciała odejść, jednak coś ją powstrzymało. Ostatnio zbyt często ukazywała swoje uczucia. Nie rozumiała czemu. Czyżby się zmieniała? Starała się jednak ze wszystkich sił ukryć to co czuła w tej jednej chwili przed nim. Nie chciała obarczać go swoimi odczuciami. Wystarczyło jej, że sama musiała sobie z nimi radzić. Ta myśl trochę uderzyła w nią. Od kiedy to zaczęła przejmować się innymi osobami? Des, Will czy Rash to było zupełnie co innego. Byli dla niej wyjątkowymi osobami i za wszelką cenę starała się odciążyć ich ze swoich problemów. Ale czemu Lucas? No tak, nadal czuła coś do niego. Słysząc jego tłumaczenia na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. Pochyliła na chwilę głowę aby nie był w stanie go zauważyć. Oczywiście, że nie byli w związku. Wtedy to dopiero dałaby mu popalić. Teraz jednak... Właśnie, co czuła po tych słowach? Na początku sam widok wystarczył jej aby szok zawładnął jej ciałem, a teraz... Teraz jedynie czuła smutek. Smutek, że to wszystko tak się potoczyło. Opanowując swoją mimikę spojrzała na niego. - A skąd wiesz co ja myślę? Póki nie poznasz myśli drugiej osoby nie powinieneś mówić, że to nie tak... Zresztą, masz rację, nie jesteśmy razem. I naprawdę nie powinieneś czuć się głupio. To normalne. - odgarnęła trochę śniegu z jednego ze stopni i usiadła na nim wpatrując się przez chwilę w gwiazdy. Były tak piękne dzisiejszego wieczora. Nie spuszczając z nich wzroku mówiła dalej. - I zdecydowanie to, że jesteś pijany nie jest wymówką. Sama jestem wstawiona ale nie... Nieważne. - podniosła się z zimnego kamienia. Nie chciała się przeziębić przed feriami. Patrząc na niego pokiwała tylko lekko głową uśmiechając się delikatnie - Proszę, nie patrz na mnie tym błagalnym spojrzeniem. Przecież nie mam powodu do wybaczania Ci czegokolwiek. Ustaliliśmy to już, nie jesteśmy w żadnym związku. - znów uniosła głowę patrząc w nieboskłon. Nie chciała aby zauważył w jej oczach zalążki bólu.
Mruknął cicho marszcząc czoło, coś w tym było o czym mówiła ślizgonka. Tak naprawdę nie wie o czym myśli, nie ma pojęcia czy coś jeszcze do niego czuje. W końcu minęło sporo czasu, może kogoś ma i Lucas o tym nie wie.. ale po prostu się łudzi? - Skoro tak twierdzisz.. to co Cię jeszcze tu trzyma Oriane? Mogłaś odejść trzy minuty temu, dwie.. nawet teraz mogłaś po prostu sobie pójść. Jednak coś Cię zatrzymało, może mi w takim razie powiesz w czym rzecz? Bo jednak o coś musi się rozchodzić, skoro nie jesteśmy razem i tak zawzięcie próbujemy sobie to wmówić. - Podszedł do niej powoli i zerknął na jej twarz, Lucasa tak łatwo oszukać się nie da. Nie ma tak łatwo, więc od razu zaczął mówić. - Próbujesz ukryć przed drugim Ślizgonem żal, bądź ból bo nie wiem do końca co tobą targa. Jestem jednak przekonany że coś jest na rzeczy, więc.. po prostu powiedz i miejmy to już za sobą. Co ty na to? - Uśmiechnął się szeroko i skrzyżował ręce, odetchnął przy okazji głośno jakby wyrzucając z siebie całą złą energię jaka w nim siedziała. Przymrużył oczy i popatrzył na księżyc, noc niby jeszcze młoda - Można jeszcze wiele zdziałać.
Właśnie? Co ją trzymało? Już wcześniej uświadomił jej, że nie są razem, więc powinna odwrócić się na pięcie i wrócić do baru w którym zostawiła Des. Pewnie będzie chciała wiedzieć co ją zatrzymało tak długo. - Też próbujesz sobie coś wmówić zawzięcie? - zaciekawiło ją to jedno zdanie w jego wypowiedzi. Skoro powiedział to właśnie w taki sposób to... Właśnie, to co? Otrząsnęła się z niedorzecznych rozmyślań - Będę z tobą szczera. Faktycznie, coś mnie zatrzymało. Również spojrzała na niego. Miał rację w tym co mówił. Powinni już dawno wyjaśnić sobie wszystkie niedomówienia. A mimo to nie zrobili tego. Jej duma nie pozwalała na to, a on... Sama nie wiedziała czemu nigdy nie podjął się z nią tej rozmowy. Odetchnęła głęboko nie spuszczając z niego spojrzenia. Uwielbiała patrzeć w te jego ciemne oczy. Były nieprzeniknioną otchłanią w której można było się zgubić. - Masz rację. Coś jest na rzeczy. Już dawno powinnam Ci to powiedzieć ale... Nieważne. - ostatnio zbyt często nadużywała tego zwrotu. - Pomimo, iż zerwaliśmy ja nadal coś do ciebie czuję. Szczerze to nawet nie wiem co to jest. Miłość, przyjaźń, chęć przebywania blisko ciebie... Nie wiem. Wiem jedynie, że zawsze będziesz miał specjalne miejsce w moim sercu, jednak... Musisz coś wiedzieć. Od dziś mam zamiar zapomnieć o tobie już na zawsze. Nie chcę się męczyć przy każdej sytuacji... Sam wiesz o jakie sytuacje mi chodzi. Dlatego powiem to tylko raz, jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Żegnaj. - zbliżyła się do niego z lekkim uśmiechem na ustach i stając na palcach pocałowała go w policzek. Następnie odwróciła się od niego i ruszyła z powrotem do baru w którym zostawiła przyjaciółkę.
Kolejny dzień, który trzeba było jakoś przeżyć. Tak widziałby to każdy, klasyczny uczeń Hogwartu, którego tematami przewodnimi są "Co było na eliksiry?" czy "A czy naprawdę to byli mugole". Daniel widocznie był innym człowiekiem, bo opinie, wszelkie oceny czy tematy popularne go nie interesowały. Mugole? Super, byli i niech sobie będą, miał to w dupie. Gdy będzie trzeba to zmienią im pamięć i koniec problemu. Był zupełnie czym innym zdenerwowany i bardzo zaniepokojony. A dokładniej zniknięciem i usunięciem Hampsona z posady dyrektora. Na jego pozycji Daniel opierał całe swoje bezpieczeństwo. Każdy krok jaki postawiał, sama obecność w Hogwarcie była tylko dzięki temu człowiekowi. Wyraził zgodę na ukrywanie Daniela i teraz w takiej sytuacji... co miał zrobić? Miał udawać, że wszystko jest okej? Ktoś by powiedział, że powinien iść z tą sprawą do Bennett. Wytłumaczyć jej i tak dalej. Czemu tego nie robił? Prosta sprawa - Ursula jest najbardziej spierdoloną osobą jaką znał w gronie pedagogicznym. Już po samym balu, po drobnych urywkach, które słyszał potrafił sobie wystawić wobec niej opinię. Cała sytuacja tylko świadczy o prawdziwości twierdzenia, że historia toczy się kołem. O co chodziło? Sytuacja sprzed wielu lat, za czasów Voldemorta. Daniel w szóstej klasie dużo czytał o tym przedziale czasowym i był tam cały dział poświęcony różnym etapom życia Pottera, tego "sławnego czarodzieja". Była tam informacja o całej zakłamanej sytuacji z zniesieniem Dumbledore'a ze stanowiska dyrektora, na którego miejsce weszła pracownica z Ministerstwa, Dolores Umbridge, która była jednym z najbardziej irytujących ludzi, jacy mogą chodzić na tym świecie. I Danielowi wydaje się, że ta Ursula to chyba jej wnuczka czy coś, bo jest równie zjebana. To są główne powody, dlaczego nie pojawił się u niej. Teraz może tylko czekać, aż ojciec odnajdzie go i obedrze ze skóry. Ech... Zamyślony właśnie tymi problemami szedł ponurą uliczką Hogsmeade. Było dość jasno, ledwo popołudnie minęło, zaś on czuł się jakby był w wiosce bez żywej duszy. Po drodze nie spotkał nikogo, nie zaważył ani jednego czarodzieja ubranego w te obleśne szaty. Wypuszczając chmury dymu nikotynowego, skończył swój spacer w amfiteatrze, w którym w sumie nigdy nie był. Dziś o dziwo nie padało, więc deszcz nie przeszkadzał mu w egzystencji. No było mu tylko trochę zimno, gdyż ubrany był tylko w jakąś białą bluzę z kapturem. Czemu taka decyzja? Chuj wie. Bóg to odpowiedź na każde pytanie. Usiadł na kamiennym siedzeniu, po czym w oczy rzucił mu się jakiś zeszyt, pozostawiony na posadzce. Schyliwszy się po niego, zauważył, że nie był mokry, czyli ktoś tu musiał być niedawno. Może za niedługo po niego wróci? Co było w środku? Powinien zaglądać? Już pierwsze strony zeszytu skłoniły go do przekonania, że to był rysownik jakiegoś pseudo-artysty. Znaczy, nie ubliżał tej osobie, tak jakoś mu się pomyślało. Każdy rysunek wydawał się inni, zaś niektóre były aż depresyjne. I przeglądałby tak bez zainteresowania każdy obrazek, gdyby nagle nie zauważył jednego, który przedstawiał... jego.
Dobra, trzeba będzie się skupić uważnie, bo, o dziwo, jakimś cudem, pierwszy raz Charlie przyszedł przed czasem, przed zgrają wszystkich uczniów i w ogóle zdołał się załapać na zajęcia z uzdrawiania. Oj tak, piękne, niezwykłe, a przede wszystkim nietypowe, niedoceniane - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten przedmiot jest najmniej doszlifowany ze wszystkich, aczkolwiek należy do jednych z najprzydatniejszych, kiedy dochodzi do poważniejszych spraw i obrażeń. Niemniej jednak, ułomność Chapmana należała do takich, że po prostu nie powinien się uczyć tego przedmiotu - i koniec kropka. Nie dość, że krzywdę by sobie zrobił, to jeszcze przy okazji spowodowałby zapewne większe obrażenia niż wcześniej. Heh. Niemniej jednak, sytuację tą należało zapisać do kalendarzyka, powiesić na ścianie i obramować w jakieś święte znaczki - oto przed państwem pierwszy raz, gdy Charlie nie spóźnia się na lekcje i zwyczajnie przychodzi jako... Pierwszy? Co? Jak? Rozejrzał się po okolicy, do której zostali zaciągnięci - może pomylił adresy? Albo godziny? Niezbyt pewnie, aczkolwiek nadal, stawiał kolejne kroki, jakoby poruszając się w pewnym rodzaju po gruncie pełnym niestabilności, dziurawych desek, spróchniałych materiałów. Nie wiedział - jak to się stało. Jak zdołał usunąć farbę, nie czując, aby potrzebne było jakiekolwiek wyróżnianie się - jak zdołał założyć szatę wyjściową i zwyczajnie przybyć na miejsce jako jeden z nielicznych pierwszych studentów. Zdziwiło go to, a może zwyczajnie jego zapominalskość, o zgroza i o słodka Morgano, odeszła w zapomnienie? Nie wiedział, aczkolwiek była to dla niego bardzo miła odmiana - tym bardziej, że każdy, kto zna Charliego, wie doskonale o tym, iż ten ma tendencję do spóźniania się na zajęcia - może nie na wszystkie, aczkolwiek na większość. Czyżby szczęście się do niego uśmiechnęło? Nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, aczkolwiek ewidentnie wolałby jednak, żeby nie spóźnił się na zajęcia u innych nauczycieli. Może to zwyczajnie lekcje z magii leczniczej były mocno przereklamowane, olewane przez uczniów, niemniej jednak odbywanie szlabanu, nawet jeżeli należało to do przyjemnych rzeczy (czyżby był... masochistą?), nie wchodziło jakoś szczególnie w grę. Zamiast tego piwne oczy dostrzegły sylwetkę nauczyciela, którego kojarzył, jednak nadal miał problemy z zapamiętaniem nazwiska - niemniej jednak, pamiętał, że brzmiało ono trochę... zygzakowato? Jakby tam rzeczywiście były zygzaki! Mając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, podszedł spokojnym krokiem do mężczyzny, już z daleka kiwiąc mu na powitanie swoją czupryną. Starał się wychwycić to, na ile może sobie pozwolić - niemniej jednak, jego wylewność jak u kobiety zdawała się być w związku z tym ogromną wadą i brakiem profesjonalizmu. Wygadany, wyszczekany nieraz, aczkolwiek o wiele rzadziej, zdawał się być źródłem nieszczęść i kłopotów. - Dobry, profesorze! - uśmiechnął się w jego stronę, zachowując odpowiedni dystans, poprawiając po drodze okulary, które onieśmieliły się delikatnie zmienić pozycję. Najmniejszy z uczniów wśród chłopaków, jednocześnie najbardziej pechowy, każdy, kto go znał, wiedział, aby unikać z nim jakiegokolwiek kontaktu - jeżeli oczywiście nie chce się mieć pecha i być antytalizmanem. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, niemniej jednak był niczym szczeniak - potykał się, merdał ogonem, powstawał, szedł dalej, tuptając czterema łapami. Albo, bardziej realistycznie - mógł być takim czarnym, pechowym kotem, który zawsze upada na cztery łapy. Niemniej jednak, nie można mu odmówić niezwykłego potencjału charyzmatycznego - może wydawać się być uczniem o głębokim poważaniu na lekcji, aczkolwiek prawda jest w rzeczywistości inna, złudna. Oczy zlustrowały ostrożnie nauczyciela - ubrany w garnitur, jak to przywyknął go widzieć i mijać potencjalnie na korytarzach, choć przebłyski były wyjątkowo słabe. Problemy z pamięcią, nawet nie pamiętał, od kiedy je miał, zdawały się wbijać szpilki do jego życia i zabierać to, co najważniejsze. Przyczyniło się to do tego, iż kompletnie nie pamiętał, czy wcześniej jakoś na siebie zwrócił uwagę na zajęciach, czy może zrobił coś głupiego i odbębnił za to dość pokaźny szlaban, jakoby rozpoczynając raz jeszcze z pustą kartą. I tak kolejny dzień. I całe życie. Gadatliwa dusza Chapmana wyszła na światło dzienne. C h o l e r a. - Jeżeli mogę oczywiście zapytać, bo nie chcę się w jakikolwiek sposób narzucać - rozpoczął, uznawszy, że cisza to nie jest jego towarzyszka i po prostu lubi rozmawiać, a każdy, kto go zna bardziej, zdaje sobie sprawę z niezmiernie rozgadanej natury studenta - dlaczego właśnie w tym miejscu, a nie w sali? - zapytawszy, skierował zaciekawione spojrzenie w stronę profesora. Oczywiście zrozumiałby, gdyby ten nie chciał odpowiedzieć - a może mówił wcześniej i zwyczajnie o tym okularnik nie był w stanie sobie przypomnieć? Nie potrafił powiedzieć, niemniej jednak, również nie ubierał na sobie żadnej z masek - gdyby jakąkolwiek miał. Był po prostu człowiekiem prostym, człowiekiem, który nie potrafi owijać w bawełnę.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Magiczne uzdrawianie, to była jedna z tych dziedzin magii, w której dziewczyna w ogóle nie czuła się pewnie. Nic nie wiedziała na ten temat i w ogóle nie wiązała swojej przyszłości z uzdrawianiem. Ale chyba wychodziła z założenia, że jakieś podstawy trzeba posiadać, dlatego w jeden z pierwszych dni września ruszyła żwawo na wyznaczone przez nauczyciela miejsce spotkania. Na naukę nigdy nie było za późno, prawda? Może właśnie dla niej przyszedł ten moment, aby dowiedzieć się więcej o magicznym uzdrawianiu. Nie wiedziała czy i w ogóle kogo spotka na zajęciach, ale tym tematem akurat się nie przejmowała. Bardziej zastanawiało ją, jak jej znajomi zareagują na jej zmianę w wyglądzie. Bo nie co dzień człowiek decydował się na ścięcie włosów i farbowanie ich na różowy kolor. Aż w niektórych momentach żałowała, że z Daisy wpadły na taki pomysł... Trzeba było nic nie zmieniać, to przynajmniej byłby spokój. Nie musiałaby się martwić o takie błahe sprawy. Jakby nie dość miała problemów każdego dnia na swojej głowie, to jeszcze tego brakowało, aby musiała zwracać mocniej uwagę na swój wygląd. Przybycie do Hogsmade nie zajęło dziewczynie dużo czasu. Mały spacerek i była na miejscu po kilku minutach. Nie zobaczyła jednak jeszcze zbyt dużo osób. A właściwie zobaczyła tylko @Charlie C. Chapman i mina jej zrzedła w momencie. Nie chciała być z nim tutaj sam na sam. To nie mogło się dobrze skończyć, przecież przerabiała te scenariusze niejednokrotnie, prawda? Że też jeszcze nikt nie przyszedł na miejsce... -Dzień dobry. - rzuciła w kierunku profesora i tym samym Charlie również musiał ją usłyszeć, bo nie było innej możliwości przecież, skoro jak na razie byli tutaj tylko we troje..
/ Można śmiało zagadywać Silvię, nie gryzie!
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Uzdrawianie od jakiegoś czasu stało się jego konikiem na równi z onms. Miał już dość wykrystalizowane plany na przyszłość, wiedział, co chce i zamierza robić. Teraz to było tylko dążenie ku jasnemu celowi oraz pogłębianie wiedzy na konieczne dziedziny. Nie robiło mu różnicy, czy lekcja będzie w sali, na zewnątrz czy może w szpitalu. Lubił sam przebywać na otwartej przestrzeni, nie stanowiło to jednak wymogu. Uczyć mógł się wszędzie, póki przynosiło to efekty. A że nauczyciel postanowił być ekscentrykiem oraz zabrać ich do amfiteatru? Cóż. Może liczy, że jak nie magii leczniczej, to lizną nieco kultury i zaczną być poważnymi obywatelami świata magicznego... Ha. Dobre sobie. Na miejscu skinął głową profesorowi, nie wysilając się na poważniejsze powitania, zanim podszedł do @Silvia Valenti i @Charlie C. Chapman. Co za puchońska grupka. Pracowitość domu borsuka widać jak na dłoni, chociaż pomyślałby kto, że pierwsi zjawią się wychowankowie Roweny. - Hej. Charlie, wszystkie kości całe? - Spytał, mierząc postać Chapmana wzrokiem. Oceniając, w jak złym stanie musi być, że przyszedł punktualnie. - Chyba ci ten łomot naprostował klepki. Jesteś nawet przed czasem - czy to tylko kwestia szczęścia albo przypadku, że dziwnym cudem jesteś akurat w tym miejscu o tym czasie? Przeniósł po tym spojrzenie na Silvię. Nie wiedział, jak skomentować zmianę w jej wyglądzie. Definitywnie wyglądała inaczej. Tak. To w ogóle dobrze, że zauważył, faceci potrafią mieć problem nawet z czymś tak oczywistym jak pofarbowanie się na różowo. - Drastyczna zmiana - wyciągnął rękę, aby położyć na jej głowie i zmierzwić teraz malinowe kłaki. Gdy skończył, przeczesał kosmyki palcami, coby nie wyglądała, jakby miała gniazdo na czubku głowy. Posprzątałem po sobie.
Kto by pomyślał, że chłopaczyna z domu borsuka naprawdę się tutaj znajdzie przed czasem. Może rzeczywiście łomot spuszczony przez Thomena zadziałał na jego głowę jakoś pozytywnie? Niby potłukł sobie żebra, przedramię złamał, miał poparzoną od papierosa rękę, krew mu poleciała z powodu stresu, co nie zmienia faktu, iż tak drastyczne zmiany nie powinny w jego przypadku występować. Może ktoś mu podał złe godziny i zwyczajnie nie zapomniał o tym, że ma tutaj przyjść? Otóż nie. Po wielu latach wiecznej udręki postanowił sobie ulżyć i nosić zawsze przy sobie notatnik z najważniejszymi informacjami oraz datami. Po co? Na co? - Hej, Silvia! - przywitał się radośnie, zauważając tym samym znajomą wcześniej twarz. Nie chciał zapominać, a zdawał sobie sprawę z tego, że już zdołał przepuścić w otchłań bezkresu i pustki całe wakacje spędzone w Meksyku. Oczywiście, miał pewnego rodzaju przebłyski - wylał farby na jakąś Puchonkę, jakimś cudem dostał drzwiami od profesora Bergmanna, a na dokładkę nauczył się transmutacji z pewną Krukonką. No, ale nazw nie był w stanie przywołać - nie pamiętał, że to Bridget stała się ofiarą jego chęci zabłyśnięcia na tle artystycznym, przygoda z rudym komunistą była znacznie poważniejsza i spowodowała jego utratę przytomności, a Marceline postanowiła podjąć się wyzwania i go czegoś nauczyć. Co najgorsze bądź najlepsze, zależne dla której ze stron - jednocześnie nie był w stanie sobie przypomnieć w żaden sposób sytuacji na festynie. Nie utkwiło w jego głowie, iż został pocałowany przez innego ucznia, potem tego samego Ślizgona spotkał, teoretycznie zapamiętując jego imię. No tak, teoretycznie, bo teraz w ogóle nie był w stanie sobie przypomnieć, przywiązać go do odpowiedniej twarzy. Źle. Jak ten to odkryje, to będzie miał naprawdę przerąbane. Fakt prowadzenia najprostszego zeszytu, z którym budził się codziennie, którego miał przy sobie, spowodował, iż się nie spóźnił. Nie był w stanie nadal stwierdzić, czy przypadkiem zadziała to na dłuższą metę, niemniej jednak czuł się w pewnym stopniu dumny z własnego samozaparcia w tej kwestii. - Nie wiem, chyba tak. - dodał, wzruszając ramionami i spoglądając zza okrągłych bryli w stronę rudzielca, który był od niego o wiele wyższy. Coś się musiało stać, że o to zapytał, jednak z niego jest dość słaby deduktor, dlatego postanowił pozostawić tę kwestię na deser. Jednocześnie uśmiechnął się do niego charakterystycznie, tak samo, jak do Silvii. Z tego słynął, z optymistycznego nastawienia, nawet jeżeli w pewnym stopniu ślady po tej działalności Ślizgona pozostały - jeżeli nie na ciele, to w głowie. - Wiesz, myślałem, że będą tłumy, znowu się spóźnię, jednak dzisiaj jakoś się uparłem, no i mi to chyba wyszło na dobre. A Ty co tak wcześnie, hmm? - zlustrował badawczo piwnymi oczami sylwetkę należącą do Walijczyka, jakoby starając się znaleźć główny powód, dla którego rudzielec postanowił się znaleźć przed czasem. Potem obserwował, jak ten maca włosy należące do znajomej, która nie przepada za niosącym nieszczęście Puchonem - jednocześnie nie wiedział, jak ta zareaguje, niemniej jednak miał nadzieję, iż ta nie wybuchnie złością bądź czymś innym, bo doskonale wiedział o tym, że nie wszyscy przepadają za naruszaniem takiej sfery prywatnej. No dobra, nie aż takiej, niemniej jednak część osób nie lubi po prostu dotyku na głowie. - Słyszałeś? Podobno jak kolor włosów zmienia kobietę, świadczy to o całkowitej ich zmianie. - szkoda tylko, że przekręcił tak, jakby się czegoś naćpał. Spokojnie, to w jego przypadku normalne.
Silvia Valenti
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Wydawało jej się, że czekała w nieskończoność na to, aż ktoś jeszcze pojawi się na zajęciach prowadzonych przez profesora od magii leczniczej. Tak naprawdę nie wiedziała, czemu właściwie ma uprzedzenia względem Charliego. Może wynikało to z faktu, że bardzo często w jego obecności działy jej się przykre rzeczy? Jakiś szlaban? Znokautowanie przez roślinę, która nawet nie była groźna? Nagły atak wróbli na jej osobę? Chapman zawsze był w pobliżu. Chyba właśnie przez to wszystkie złe doświadczenia, jakie ją spotykały od momentu pojawienia się w Hogwarcie, przypisywała właśnie jemu. Po prostu, nie widziała innego, rozsądnego (chociaż to wcale takim nie było...) wytłumaczenia na te wszystkie kuriozalne wręcz sytuacje. Pewnie dlatego zazwyczaj traktowała go dosyć ozięble, ale kulturalnie. Nie chciała ryzykować jakichś dziwnych sytuacji, które i tak miały miejsce. Uśmiechnęła się w jego stronę i pomachała w odpowiedzi na jego powitalne słowa. Ot, zwykły, ludzki gest pomiędzy dwojgiem nastolatków, który wydawał się być w miarę odpowiednio dobrany do sytuacji i miejsca. Na jej szczęście, nie musiała zaczynać jakiejś większej rozmowy z Charliem, bo na horyzoncie pojawił się ktoś jeszcze. No właśnie... Chyba jednak wolałaby, gdyby już nikt nie przychodził... Zważywszy na jego rozmiary, ciężko było pomylić sylwetkę Neirina z jakąkolwiek inną. I ciężko było również nie zauważyć, jak dziewczyna zwykła się peszyć w jego towarzystwie. To była dla niej jeszcze większa zagadka, niż dziwne sytuacje w obecności Chapmana. Bo Nei zawsze działał na nią w taki sposób, że nie wiedziała, co powiedzieć, co myśleć a wręcz zapominała, jak się nazywa. No, to właśnie w towarzystwie tych dwojga przyszło jej spędzić najbliższych kilka minut. Świetnie. -Hej Neirin. - przywitała Puchona, czując jak wysycha jej w gardle. Tylko dlaczego?! Już miała zagadać w jakiś bardzo elokwentny sposób, czy spróbować w ogóle cokolwiek powiedzieć, kiedy dotarły do niej kolejne słowa Walijczyka. Wzrokiem krążyła pomiędzy dwojgiem chłopaków, nie do końca wiedząc, co się w chwili obecnej dzieje. -Jak to? Charlie, pobili Cię? - musiała zadać to pytanie. Może i nie przepadała za okularnikiem, ale chyba każdy normalny człowiek przejąłby się jego losem po usłyszeniu czegoś takiego, prawda? Ona raczej była normalna. Zazwyczaj. Czyn Neirina sprawił, że delikatnie się zarumieniła. Tak przyzwyczaiła się już do jej nowego wizerunku, że zdarzało jej się o nim zapomnieć. A to, że Nei to zauważył, musiało się odbić gamą różnych odcieni różu na jej policzkach. -Tak, drastyczna... - zdołała tylko przyznać, kiedy na powrót doprowadzał jej fryzurę do ładu i składu w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, jakie sensacje działy się właśnie w jej wnętrzu. Jakby ktoś otworzył szampana, a jego korek fruwał sobie bez ładu i składu tym samym wprawiając wszystkie organy w ruch. -Chyba coś Ci się pomieszało Charlie - parsknęła tylko śmiechem, co sprawiło, że na chwilę zapomniała o obecnym tutaj walijczyku. Tak chyba by było lepiej...
Rok szkolny się zaczął, a razem z nim pojawiały się ogłoszenia o pierwszych lekcjach. Nawet jeśli zielarstwo nie było ulubionym przedmiotem na liście Lanceleyówny, to nie mogło jej zabraknąć. Trzeba przyznać, że dziewczyna stęskniła się już za szkołą. Meksyk i spędzony w nim czas był cudowny, odkryła wiele nowych rzeczy. Nauka tam przychodziła jej naprawdę łatwo. Niemniej jednak ona szkołę i towarzyszące jej obowiązki zwyczajnie bardzo lubiła. Stała więc przed lustrem w swoim dormitorium, przeżuwając liść mandragory, który wciąż tkwił w jej ustach. Pogoda nie sprzyjała na warzenie eliksiru ani przeprowadzenie próby, więc rytuał trzeba było kontynuować, razem z recytowaniem formułki o wschodzie i zachodzie słońca. Dziewczyna skończyła zaplatać warkocza, którego koniec uraczyła zieloną wstążką i poprawiła kokardę w barwach domu, która tkwiła jej pod szyją. Biała koszula zapinana na perłowe guziki była na krótki rękaw, a plisowana, zielono-srebrna spódnica sięgała przed kolano. Dobrała do tego czarne zakolanówki oraz trzewiki na delikatnym obcasie, a na znajdującą się na piersi kieszeń przypięła odznakę prefekta. Westchnęła ciężko, opierając dłonie na biodrach i przyglądając się w lustrze swojej bladej twarzy. Bezsenność nadal ja męczyła, a do tego wszystko powrót do Anglii oznaczał kontynuowanie pracy w sklepie oraz praktyk jubilerskich czy muzycznych, co pochłaniało jej naprawdę dużo czasu. Złapała za leżącą na biurku torbę, schowała różdżkę i rozejrzała się jeszcze, czy aby na pewno wszystko wzięła, po czym wyszła z dormitorium i skierowała kroki w stronę miejsca, gdzie odbyć się miały zajęcia. Była nieco zdziwiona doborem "klasy", chociaż miło ją to zaskoczyło. Zajęcia na świeżym powietrzu zawsze były jej ulubionymi, stąd też delikatny uśmieszek nie schodził jej z ust. Rozejrzała się z ciekawością, stając przed nauczycielem i obdarzając go krótkim, intensywnym spojrzeniem, aby zaraz grzecznie się przywitać i następnie zająć miejsce gdzieś na uboczu, aby nikomu nie przeszkadzać. Zerknęła na błękitne niebo, dostrzegając promienie słońca nieśmiało wyglądające zza chmur. Wciąż czuć było lato. Początek września zawsze był przyjemny, nie dostawali od pogody tak bardzo w kość i mogli się spokojnie przestawić. Omiotła też spojrzeniem twarze zebranych, kiwając im głową z uśmiechem. Wygląda na to, że lekcje wciąż nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Większość pewnie nadal w głowie miała wakacyjnego harce, a w tym jej węże, na co pokręciła głową z dezaprobatą. Dłużej zatrzymała się na znajomej buźce jednego ze swoich ulubionych puchonów, @Neirin Vaughn, któremu pomachała i posłała promienny uśmiech. Ostatecznie jednak wyjęła z torby książkę do zielarstwa, zerkając jeszcze chwilę na brelok przywieziony z wakacji i ułożyła ją na kolanach, biorąc się za czytanie. Zawsze była to owocna forma zabicia czasu.
Przy całej swojej pasji poznawania świata i rozwijania własnych umiejętności, Agnes nie mogła przeboleć jednego, niezmiernie istotnego dla niej faktu, który wiązał się z nowym rokiem szkolnym - wstawanie z rana było dla dziewczyny zmorą już od najmłodszych lat, kiedy to całe dnie mogłaby spędzać w swojej dziecięcej pościeli w zaczarowane wiewiórki, biegające od jednego, do drugiego rogu kołdry. I o ile w wakacje dziewiętnastolatka miała możliwość pospania nieco dłużej, to odkąd ponownie przekroczyła mury Hogwartu, jasnym było, że nie dane jej będzie spędzić w objęciach Morfeusza tyle, ile by sobie życzyła. Nie wspomniawszy już, że tę noc spędziła w dużej części na jednym z foteli w pokoju wspólnym Hufflepuffu, słuchając opowieści z wakacji reszty domowników. Dlatego właśnie idąc na pierwsze w tym roku zajęcia, jedyne, na czym była w stanie skupić myśli, to jej własne łóżko w dormitorium dziewcząt, takie ciepłe i przytulne... - nagle została raptownie wyrwana z błogiej fantazji, bowiem błądząc głową w chmurach (a właściwie w sypialni), zboczyła z wysypanej żwirkiem ścieżki i nawet nie tego nie zauważywszy, zaczęła iść po zielonej, spalonej letnim słońcem trawie, by wreszcie potknąć się o wystający z ziemi, gruby korzeń drzewa. Rozpaczliwie zamachała rękami, próbując odzyskać równowagę, jednak bez skutku - po chwili leżała ze zdartym kolanem twarzą w trawie. -Merde...- mruknęła, wypluwając z buzi pojedyncze źdźbła i podnosząc się z klęczek. Czy ona zawsze musi mieć takiego pecha? Dziewczę rozejrzała się dookoła z lekkim zażenowaniem, otrzepując ubranie z zielska; jeszcze rano jej strój był nienaganny z idealnie wyprasowaną, czarną spódnicą i lśniącą od bieli koszulą, którą dumnie zdobił żółto-czarny krawat, natomiast teraz na czarnym materiale odznaczały się wygniecione pręgi, a śnieżna biel zastąpiona została zielonkawymi plamami. Agnes spojrzała na siebie i jęknęła w duchu - przecież nie wypada pokazać się w tym stanie na pierwszej lekcji po przerwie wakacyjnej. Pogrzebała chwilę w swojej niezmordowanej, skórzanej torbie odziedziczonej po ojcu, by po chwili spod stosu pergaminów, książek, piór i innych mniej lub bardziej przydatnych drobiazgów wyciągnąć różdżkę, którą wycelowała w siebie, mamrocząc pod nosem: -Chłoszczyść. - Nic się jednak nie stało, a jej ubrania jakie były, takie pozostały. Agnes westchnęła więc i wzruszywszy ramionami skierowała się ponownie w stronę amfiteatru - przynajmniej miała tyle szczęścia w nieszczęściu, że nikt raczej nie zobaczył jej małego upadku. Swoją drogą dziewczyna była naprawdę ciekawa tych zajęć, w końcu przez długi okres czasu Uzdrawianie było jej ulubioną dziedziną czarów, a swoją przyszłość wiązała z Kliniką Munga . I choć teraz o wiele bardziej skłonna byłaby oddać się karierze publicznej, to jednak magia lecznicza nadal ją fascynowała, zajmując szczególne miejsce w jej Puchońskim sercu. Agnes nie musiała długo kluczyć wśród uliczek i parkowych alejek, aby jej oczom ukazał się amfiteatr, wprawiający w osłupienie odrobinę zbyt łatwo popadającą w zachwyt szatynkę. Kilka kolejnych kroków i dziewczę już stało u podstawy leśnego obiektu, przypominającego wyglądem zarośniętą i porządnie zaniedbaną, starożytną budowlę. Na twarzy panny Lumière od razu zagościł szeroki, ciepły uśmiech, gdy tylko spojrzenie kasztanowych oczu spoczęło na twarzach jej współdomowników, a który to grymas nie stracił ni trochę na szczerości, gdy nieco dalej dziewczyna dostrzegła znajomą jej rudą osóbkę, jak zwykle z boku i jak zwykle z książką. Nie chcąc przerywać rozmowy, która nawiązała się między Puchonami, Agnes żwawym krokiem podeszła do Ślizgonki, którą oczywiście była @Nessa M. Lanceley i odchrząkując nieśmiało, nachyliła się nad nią tak, że kilka kosmyków, które podczas bliskiego kontaktu z glebą wymsknęły się spod upiętego luźno koka, opadło na stronnice czytanej przez koleżankę lektury, uniemożliwiając kontynuowanie tej czynności. -Hej! Miło widzieć Cię z perspektywy innej, niż pokojowa podłoga. - posłała jej przyjazny uśmiech, ukazując przy tym fragment białych ząbków -Myślałam, że podczas wakacji przerobiłaś już wszystko, co tylko się dało... - rzuciła, zerkając kątem oka na trzymany przez Lanceley'ównę wolumin - W takim tempie nie nadążą za Tobą z pisaniem nowych podręczników.
Irony z wielką radością powitała ogłoszenie o lekcji zielarstwa i magii leczniczej. Nie trzeba ukrywać, że to właśnie te tematy najbardziej ją interesowały, więc dziewczyny nie mogło na miejscu zabraknąć. Zdziwiło ją jedno – zajęcia miały odbyć się w okolicach Hogsmeade, a nie w klasie czy na błoniach jak zwykle. Była to jednak miła odmiana, rozruszać się trochę na samym początku roku. Przynajmniej według Irony, bo znając jej przyjaciółkę @Carson Gilliams, to ta zapewne marudziła na niesamowitą odległość, którą musiały pokonać tylko po to, by dostać się na lekcję. Rzecz jasna poszły razem, po drodze zapewne plotąc głupoty trzy po trzy. Temat wakacji został już wyczerpany w pociągu, teraz najgorętszym hitem były rozgrywki klubu Durni, pojawienie się nowych uczniów i nauczycieli oraz rzecz jasna – lekcje. Szczerze mówiąc Irony nie mogła doczekać się zajęć, dlatego nie rozumiała niektórych marudnych głosów, które do niej dochodziły na przykład w Wielkiej Sali. Jak można było nie lubić Hogwatu? Trzeba jednak zwrócić honor jej najbliższym znajomym – jeśli słyszała z ich strony narzekanie, to tylko na konieczność wczesnego wstawania. Dziewczyny miały jeszcze jeden gorący temat, który trzeba było obgadać. W końcu wraz z nowym rokiem szkolnym zaczynały pracę, i to w jednym miejscu! Nic dziwnego, że właśnie o tym paplały, przebijając się najpierw przez błonia, a potem przez główną ulicę Hogsmeade. – Myślę, że będzie fajnie, chociaż to moja pierwsza praca i nie wiem, czego się spodziewać – powiedziała nieco stremowana Irony po raz chyba tysięczny w ciągu ostatnich kilku dni. – Zawsze można się pocieszyć, wylewając na kogoś kawę. Wiesz, niby przypadkiem… – mruknęła nieco ciszej, bo dziewczyny właśnie mijały profesora Drizzta. – Dzień dobry – rzuciła Irony jako przykładna uczennica, po czym pociągnęła Carson nieco na bok, żeby profesor nie podsłuchiwał ich rozmowy dopóki nie zaczęła się lekcja.
Pierwsze zajęcia w szkole. Elisabeth miała nadzieję, że spotka na nich swoją siostrę @Isabele L. Cortez. W końcu od rozpoczęcia roku szkolnego i przydzielenia ich do innych domów nie miały że sobą kontaktu. Panna Cortez poprawiła swoją szatę i udała się ku miejsca, w którym odbywają się zajęcia. Idąc oczywiście ni obyło od zagubienia się parę razy na korytarzach. Jednak gdy dotarła na obrzeża zamku poszła za tłumem uczniów mając nadzieję że kierują się tam gdzie ona sama. Fakt tym razem jej intuicja nie zawiodła i czarodzieje udało się na zajęcia te same co dziewczyna. Nie ukrywając była w szoku gdy zobaczyła stary amfiteatr. Robił wrażenie i zabierał wdech w piersi. Elisabeth jedyne co mogła zrobić, to usiadła na jednym z kamienie i czekała na rozpoczęcie lekcji.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Pierwsza lekcja w tym roku szkolnym - nauczyciel chyba nie oczekiwał, że rozpromienieni i w podskokach zjawią się na miejscu zbiórki? Clarke szczerze mógł powiedzieć, że mu się nie chciało; znowu wstawać wcześnie, znowu codziennie robić kursy z mieszkania w Hogsmeade do zamku i z powrotem, denerwować się na goniące terminy prac domowych i wytrzymywać siedem dni w tygodniu na najwyższych obrotach. Nie podobało mu się też, że na pierwsze zajęcia musieli przemieszczać się z Hogwartu - dopiero przyszedł z tych okolic, okay? - podczas gdy zielarstwo i magia lecznicza nie leżały nawet blisko okręgu jego zainteresowań. Ale przyszedł, nie wypadało zaczynać szkoły od wagarów; nie pasowało to ani do jego natury, ani odznaki, która wciąż zachwycała go przez swoją nowość. Chciał chyba udowodnić sobie, że przynajmniej w minimalnym stopniu na nią zasługiwał. Poza tym, był zdania, że trzeba uczepiać się każdego pozytywnego wydarzenia w życiu. Nie potrzebował jak dzieciak przychodzić na miejsce zbiórki i dopiero razem z nauczycielem wędrować do amfiteatru. Dotarł więc chwilę później, kiedy zebrało się już kilka osób. Co ciekawe byli to głównie Puchoni oraz Krukoni. I Nessa, ostoja ambicji wśród Ślizgonów. Zaś Gryfoni po zeszłorocznym sukcesie zdecydowali się chyba ciut osiąść na laurach... Uważał, że w tym wypadku nie miał wielkiego wyboru w doborze towarzystwa - oczywistym było, że po rzuceniu krótkiego "dzień dobry" do profesora swoje kroki skierował w stronę @Irony McGregor oraz @Carson Gilliams. - Witajcie, drogie panie - odezwał się, uśmiechem ocieplając to wcięcie się w rozmowę (zarówno zwrot, jak i gest skierowane były raczej do Irony, ale jako że Gilliams stała obok, to można było naciągnąć fakty). - O czym rozmawiacie?
Wróciła. Pojawiła się w Hogwarcie, przeciwnie do tego co planowała, chcąc podświadomie wyplewić z umysłu niestosowne obrazy, tak intensywnie przenikające na wskroś umysłu, wypełniając szczelnie dziewczęce serce pogrążone w emocjonalnych rozterkach. Nie analizowała podejmowanych decyzji, zdając się ledwie na przeczucie, że jest to właściwe, nieskazitelnie czyste i właściwe, mimo narastającego strachu. Była pozbawiona instynktu samozachowawczego, brodząc pomiędzy uliczkami absurdu, nieustannie gnając do krain skąpanych w efemerycznych wspomnieniach, a zarazem nieistotnych (a może wręcz przeciwnie?). Szła uliczkami Hogsmeade, próbując dotrzeć do wskazanego miejsca, które narzucił im nauczyciel. Marceline Holmes wiedziała jednak, że to będzie ostatnia tego typu lekcja, wszak wybrała już przedmioty, które zamierzała studiować. Raz po raz – nieustannie – rozmyślała o tym, jakby chcąc mieć pewność, że postępuje właściwie, choć – czy cokolwiek takie mogło być w obecnym czasie? Błękitnymi tęczówkami poszukiwała sylwetki Bridget, której unikała od tamtego pamiętnego wieczoru, analogicznie czyniła z Ezrą, któremu nie umiała spojrzeć w oczy. Wiedziała, że coś łączy go z Hudson, toteż miała wyrzuty sumienia, że magia tak bardzo wpłynęła na nie obie i poddały się feerii uczuć. Powinny o tym porozmawiać? Zapewne, ale Francuzki nadal nie było na to stać, stąd kiedy dostrzegła krukona, zastygła w bezruchu i zatrzymała się w miejscu, gdzieś bardziej na uboczu, by nie skazywać się na rozmowy z kimkolwiek. Potrzebowała spokoju.
Wrzesień, miesiąc mylenia nazwisk nowych uczniów, sprawdzania co zapomnieli przez wakacje i straszenia odpowiednich roczników o zbliżającej się zagładzie(czytaj egzaminach). Wynudzeni przez wakacje i spragnieni wiedzy uczniowie...dobra, koniec żartów. Doskonale wiedząc jaki będzie zapał do nauki większości podopiecznych, Bjorn postanowił zabrać ich na małą wycieczkę. Zbytnio nie miał ochoty siedzieć w murach zamku kiedy na zewnątrz jest jeszcze ciepło, liczył na podobne podejście uczniów i brak pojękiwań "dlaczego lekcja jest tak daleko od mojego łóżka". Długo się zastanawiał co może przedstawić na 1 lekcji, którą kazano zrobić dla wszystkich. Ktoś chyba nie przemyślał sprawy, albo uważał poziom wiedzy 1 roczniaka i studenta ostatniego roku za równy. Byłby głupi spodziewając się tłumów na zajęciach i mógł spokojnie przygotować materiał skierowany tylko dla starszych, no ale, mus to mus. Zbliżająca się jesień nasunęła mu ciekawy pomysł z którym podzielił się w pokoju nauczycielskim. Spotkał się z aprobatą, a nawet otrzymał mały bonus dla uczniów od nauczyciela eliksirów. Nieco bardziej zadowolony zjawił się o wskazanej porze w Wielkiej Salii i zabrał uczniów bez pozwolenia. Czuł się jak niańka prowadząca 6 letniego bachora, co nie do końca jeszcze potrafi przejść przez jezdnię. Całe szczęście nikt nie chciał go złapać za rękę i machać nią w rytm jakieś popapranej melodii. Widok amfiteatru przyjął z ulgą. Nakazał przyprowadzonym osobom rozgościć się na kamiennych siedziskach a sam zszedł na dół rozpakować rzeczy. Torby które niósł były jedynie dokończeniem zebranych przedmiotów: 5 doniczek, w których osoba znająca się na zielarstwie mogła rozpoznać hibiskusa ognistego oraz stolik na którym położył tacę z kilkunastoma małymi fiolkami eliksiru pieprzowego. Po uporządkowaniu miejsca usiadł na pierwszym stopniu stękając głośno i zaczął czekać na resztę. Jakieś 5 minut później zaczęli się zjawiać starsi uczniowie. Witał się z nimi, kiwał głowami, wzajemnie ignorował, zależnie od tego jaką objęli taktykę. Nawet podszedł do niego uczeń z pytaniem, na co uniósł lekko brwi do góry. Przez jakieś 2s zanim padło pytanie puchona wyobrażał sobie rozbudowane historie typu "dlaczego obrażenia czarnomagiczne leczą się wolniej?" Odpowiedź byłaby równie długa i wyczerpująca, przedstawiająca pewne teorię i założenia, Bjorn byłby dumny ze swoich uczniów a tak... -Ponieważ Irytek puścił bąka w sali do magii leczniczej. Panie Chapman, doszukiwanie się powodu w każdej czynności nie jest dobrym pomysłem. Odparł bardzo poważnie i odwrócił wzrok od puchona. Całe szczęście chłopak odszedł do nowo przybyłych i zostawił Bjorna w spokoju. Nauczyciel zastanawiając się kogo on do cholery uczy mimochodem wyłapał słowa "bójka". Prychnął pod nosem wyobrażając sobie niemrawe ciosy i płacz po jednym celnym strzale w nos. Mieli szczęście, że nie przyłapał ich na gorącym uczynku, zrobiłby im musztrę którą zapamiętaliby do końca życia. -Dobra, koniec czekania. Witam starych i nowych uczestników zajęć dodatkowych o tematyce magia lecznicza. Dla tych którzy mnie nie znają lub zapomnieli jak się nazywam: Bjorn Drizzt. Zanim rozpoczniemy zajęcia mam dla Was mały prezent: zbliżający się okres jesienny przynajmniej u połowy z Was odznaczy się przeziębieniem lub grypą. Z racji tego, że chciało się Wam ruszyć tu tyłki każdy pod koniec lekcji otrzyma fiolkę eliksiru pieprzowego. Jedna dawka, trzy dni kichania i zdychania w łóżku mniej. Bądźcie tacy mili i zejdzcie tutaj do mnie. Stańcie w grupkach 3-4 osobowych przy doniczce. Zrobił chwilę przerwy by uczniowie wykonali jego polecenie. Kiedy większość się ustawiła konstytuował monolog. -Rośliny w doniczkach to hibiskusy ogniste. Powinniście czuć emitujące z nich ciepło, generowane przez ich kwiaty. Oprócz tego roślina wykazuje właściwości lecznicze i jest używana do stworzenia eliksirów i maści na przeziębienie. Waszym celem będzie zebranie liści. Zadanie z pozoru proste, ale tutaj zaczynają się schody. Stawiam 10 galeonów, że przynajmniej jedno z Was przypadkowo dotknie kwiat i się poparzy. Proszę Was, uważajcie na to gdzie pchacie ręce, miejsce oparzenia boli nawet dwa dni po wyleczeniu naskórka. Do dzieła, nigdzie się nie śpieszcie, mamy czas.
Mechanika:
Grupa 1: Charlie C. Chapman, Silvia Valenti i Neirin Vaughn Grupa 2: Nessa M. Lanceley, Agnes Lumière i Marceline Holmes Grupa 3: Irony McGregor, Elisabeth L. Cortez i Ezra T. Clarke
Pierwsza osoba z grupy rzuca 1 kostką: 1-2 oznacza roślinę prawie zimną, 3-4 przyjemnie ciepłą a 5-6 parząco gorącą. Następnie wszyscy rzucają 2 kostkami, pierwsza oznacza ilość zebranych liści natomiast druga ilość dotknięć kwiatków.
UWAGA: Jeśli w grupie z rośliną parząco gorąco ktoś dotknie kwiatki więcej jak 3 razy i nie posiada 10 pkt z magii leczniczej musi podzielić kostkę zebranych liści na pół i opisać interwencję nauczyciela leczącego oparzenia. Osoby z 10 pkt z magii leczniczej leczą się same i tracą 1/3 liści. Dodatkowo każde 10 pkt z zielarstwa uprawnia do przerzutu kostki: albo zebranych liści albo ilości poparzeń.
W razie pytań lub niejasności piszcie na PW. Macie czas do 9.09, koło 23.
Kompletnie zapomniała o lekcji! W dodatku bardzo ważnej lekcji. Czym prędzej udała się na wyznaczone miejsce. Po drodze oczywiście kilka razy się potknęła i o mało nie wylądowała na tyłku. Dała jednak radę dotrzeć tam w jednym kawałku. Kiedy pojawiła się, na miejscu było już kilkoro uczniów i oczywiście nauczyciel. Jakże by inaczej. Spóźniła się. Świetnie nie ma co. Zgrzytając zębami ze złości ( była zła na siebie oczywiście) ruszyła w stronę grupki uczniów i profesora. Zatrzymała się nieopodal i odczekała aż mężczyzna skończy tłumaczyć. Kiedy nadarzyła sie ku temu okazja podeszła do niego niepewnie. Nie wiedziała czy pozwoli jej jeszcze zostać na zajęciach. -Dzień dobry. Bardzo przepraszam Pana za spóźnienie Profesorze Drizzt. -powiedziała spokojnie karcąc się w duchu za spóźnienie. Czy pozwoli jej zostać na lekcji? -Mogę wziąć udział w zajęciach czy już za późno. Bardzo mi zależy na nauce uzdrawiania. Bardzo Pana proszę.-wyjaśniła szybciutko patrząc na mężczyznę błagalnym wzrokiem.
Przypatrywał się poczynaniom uczniów...a raczej ich braku. Najwidoczniej jego słowa tak wszystkich wystraszyły, że nikt nie chciał się zabrać za zadanie. Mógł zrozumieć młodszych uczniów, ale starszych, pełnoletnich? Pokręcił sam do siebie głową i usiadł na pierwszym stopniu amfiteatru zastanawiając się jak ma ich zachęcić do roboty. Najłatwiejszym sposobem byłby szlaban, ale nie miał zamiaru spędzić sobotniego wieczoru na pilnowaniu leniwych i strachliwych podopiecznych. Punktów też nie bardzo miał z czego odejmować. Rozmyślania przerwała spóźniona puchonka, niemal błagająca go o wstęp na lekcję. Uniósł lekko lewą brew i westchnął. -Ile razy mam powtarzać, że mnie nie interesuje Wasze uczestnictwo na lekcjach tylko wiedza. Proszę, dołącz do którejś grupy. Pozostawił dziewczynie wybór, bo może to była wina braku działań? "Panie psorze, jestem w grupie z kimś kogo nie lubię, nie będę pracował!". Biorąc pod uwagę wrażliwość dzisiejszej młodzieży ta myśl brzmiała całkiem możliwie. Wstał i podszedł do uczniów przyjrzeć się roślinom. Nadstawił rękę do każdej z nich, jedynie przy jednej czując gorąco. -Albo bierzecie się do roboty albo wracajcie do zamku, nie mam zamiaru czekać tu do jutra.
//W wyniku przestoju pozwoliłem sobie rzucić kostki na właściwości rośliny. Grupa 1 z rzutu Charliego ma przyjemnie ciepłą, grupa 2 przyjemnie ciepłą a grupa 3 parząco gorącą. Termin etapu pozostaje bez zmian.