Leśny amfiteatr, niesamowicie klimatyczny i przyjemny. Akustyka tego miejsca zachwyci nawet największego sceptyka, a wydarzenia rozgrywające się na scenie są doskonale widoczne z każdego miejsca na widowni. Cóż tu więcej mówić, ten amfiteatr jest idealny na wszelakie wystąpienia!
Święto Kolorowych Lampionów:
Święto Kolorowych
Lampionów
Święto to ma swój początek w 1798 roku, kiedy to na stanowisko Ministra Magii została wybrana pierwsza kobieta w dziejach, Artemizja Lufkin. Dało to wszystkim czarownicom nadzieję na to, że mają szansę być partnerkami, a nie służącymi mężczyzn, a ponadto że wszystkie ich marzenia mogą się wtedy spełnić. Tradycją tego dnia jest wypuszczanie przez kobiety własnoręcznie pomalowanych lampionów, które mają symbolizować posłanie ich pragnień do nieba, by tam mogły trwać do momentu spełnienia.
• Święto skierowane jest przede wszystkim dla kobiet. Mężczyźni mogą wziąć udział jeżeli podlinkują zaproszenie od jakiejś z Pań. • W evencie może wziąć udział każdy kto ukończył 13 lat.
Wykonanie Lampionów
Wykonać lampion mogą tylko kobiety. Do dyspozycji są wszelkie formy plastyczne: magiczne kredki, farby, papiery kolorowe i przede wszystkim MAGIA! Dajcie ponieść się swojej kreatywności i poślijcie swoje pragnienia prosto do nieba!
Wykonanie lampionu:
Aby zobaczyć, jak pięknie idzie wam praca rzućcie 1xk100. Jeśli masz powyżej 15pkt z DA w kuferku, przysługuje Ci +10pkt do wykonania lampionu. :
<30 Jest tragicznie! Lampion jest cały podziurawiony, pomazany i pomarszczony jakby dorwał się do niego niemowlak. Zdecydowanie nigdzie nie poleci! Może spróbuj szczęścia w przyszłym roku? Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
31-65 Coś tam pomazałaś, coś pokleiłaś i poczarowałaś, ale wieje straszną amatorszczyzną. Jest jednak szansa, że Twoje życzenia dotrą do nieba. Rzuć k6 na rozpalenie lampionu.
Dorzut:
1-3 Po rozpaleniu lampionu Twoja praca zajęła się ogniem. Niestety, to nie jest Twój dzień! Ze względu na porażkę, kostka na zaklinanie Cię nie dotyczy!
4-6 Rozpaliłaś lampion i choć początkowo nie wyglądało to najlepiej, ostatecznie udało mu się polecieć do nieba!
66-85 - Idzie Ci naprawdę nieźle! Lampion wygląda estetycznie i w dodatku jest na tyle mocny, byś mogła unieść go do nieba wraz ze swoim pragnieniem.
86-100 - Prawdziwa z Ciebie artystka i lampionowa arcyksiężna! Twoja praca przykuwa uwagę wszystkich wokół zapierając dech w piersiach, a lampion delikatnie lewituje jeszcze nim puścisz go ku gwiazdom. Zdobywasz 1pkt Działalności Artystycznej.
Zaklinanie:
Pięknie wykonany lampion to jeszcze nie wszystko. Prawdziwej mocy nadają mu runy, które należy wyrysować i uaktywnić. Rzuć k6, by sprawdzić, jak Ci to idzie. Za każde 10pkt z Run w kuferku przysługuje Ci 1 przerzut!
Parzysta - Wyrysowałaś potrzebne runy, rzuciłaś zaklęcie i.....tyle. Oprócz ozdobionego lampionu, który uniesie się dzięki magii fizyki nic więcej się nie dzieje.
Nieparzysta - Runy rozbłysły, a Ciebie ogarnia błogostan. Najbliższy wątek jesteś pozytywnie nastawiona i pełna energii. Nic nie jest w stanie Cię pokonać!
Taniec Wokół ogniska
W miejscu, gdzie kiedyś stała scena amfiteatru tej wyjątkowej nocy płonie magiczne ognisko, wokół którego unoszą się dźwięki charakterystycznej muzyki. Według dawnych wierzeń ten zaczarowany płomień miał zapewnić bezpieczeństwo, spokój i ducha walki. Każdy bez względu na wiek i płeć proszony jest do tańca. Jest tylko jeden wyjątek, ognisko odstrasza od siebie każdego o nieczystym sercu tak więc jeżeli masz 5 lub więcej punktów Czarnej Magii w kuferku iskry parzą Twoją skórę, a Ty zostajesz wypchnięty z kręgu.
Taniec:
By zobaczyć, jak działa na Ciebie magiczny ogień rzuć literką.
A jak Asięnaebaem - Może to zbyt dużo kłębolota, może magiczna atmosfera, a może to Maybelline. W każdym razie strasznie kręci Ci się w głowie i co chwilę wypadasz z rytmu i potykasz się o własne stopy.
B jak było minęło - Płomienie i muzyka hipnotyzują Cię do tego stopnia, że zapominasz o wszystkich krzywdach wyrządzonych przez partnera, którego trzymasz za dłoń. Opuszczacie ognisko ze zdecydowanie poprawioną relacją. Rzuć k6 by sprawdzić, komu wybaczasz krzywdy:
Dorzut:
Nieparzysta - Osoba po prawej stronie
Parzysta - Osoba po lewej stronie
C jak ciemna nocy - W trakcie tańca nagle wysiada Ci wzrok. Muzyka jednak koi wszystkie Twoje obawy i czujesz się silniejszy. Rzuć k6 na to, jak idzie Ci dalszy taniec.
Dorzut:
1-3 - Wszystko jest w porządku! Może to partnerzy z obydwu stron, a może masz po prostu talent, ale tańczysz jakby wzrok wcale nie był Ci potrzebny!
4-6 - Niestety brak zmysłu wytrąca Cię kompletnie z równowagi, a Ty potykasz się i upadasz.
D jak do kitu z tym wszystkim - Nagle ogarnia Cię smutek i melancholia. Widać ognisko uznało, że nie do końca masz czyste serce. Przez następne 3 posty czujesz się wyjątkowo osamotniony i smutny.
E jak energia Artemizji Lufkin - Dostajesz nagłego zastrzyku energii i pewności siebie! Efekt ten utrzymuje się przez następny wątek jaki rozegrasz, a Ty jak prawdziwy dyplomata wychodzisz z każdej opresji!
F jak finezyjne fikołki - Nie wiesz co Ci strzeliło do głoy, ale nagle masz ochcotę na nieco bardziej ekstremalne harce. Próbujesz zrobić salto przez ognisko. Dorzuć k6 by zobaczyć, jak Ci to wyszło.
Dorzut:
Parzysta - Salto wyszło perfekcyjnie, a wszyscy są pod wrażeniem! Pamiętaj, że jesteś teraz po drugiej stronie i musisz zmienić partnerów po obydwu stronach! Dostajesz +1 do GM
Nieparzysta - Niestety nie jesteś mistrzem akrobacji. Co prawda znajdujesz się po drugiej stronie, ale upadasz, a kilka iskier parzy Cię przez ubranie. Warto zastosować kilka zaklęć magii leczniczej jeżeli chcesz dalej bawić się tej nocy!
G jak galopująca gazela - Twoja osoba musiała nie spodobać się magicznemu ognisku. W Twoim sercu nagle rodzi się panika, a Ciebie ogarnia chęć ucieczki jak najdalej, która utrzymuje się przez kolejne 3 posty!
H jak harce do białego rana - Muzyka i ogień tak Cię porwały, że nie ma opcji żeby Cię od tego odciągnąć. Tańczysz do ostatniej skrzącej się iskry. Jeżeli jesteś oklumentą lub posiadasz cechę silna psycha możesz spróbować oprzeć się temu urokowi. W tym celu dorzuć literkę.
Dorzut:
Spółgłoska - Niestety magia ognia jest zbyt silna i nie udaje Ci się przerwać uroku. Jesteś wycieńczony i musisz udać się do uzdrowiciela, u którego napiszesz jednopostówkę na min. 1500 znaków, gdzie dochodzisz do siebie.
Samogłoska - Choć nie było łatwo, jakoś udało Ci się oprzeć ogromnej chęci harcy do białego rana! Możesz cieszyć się innymi eventowymi atrakcjami!
I jak idź pan w ch...aszcze - Zdecydowanie nie jesteś osobą czystego serca. Z ogniska zaczyna unosić się czarny, gęsty dym, który szczelnie Cię otula i wypycha poza krąg, by dopiero tam Cię opuścić. Tańce dla Ciebie skończone.
J jak Jestem królową świata! - Wchodząc w taneczny krąg czujesz wzbierającą w Tobie magię, a Twoje ubrania zmieniają się w elegancką suknię i szpilki. Ognisko nie dba, jaka jest Twoja płeć, liczy się bycie zjawiskowym!
Kod:
<zgs> Partner z lewej: </zgs> <zgs> Partner z prawej: </zgs> <zgs> Wydarzenie: </zgs>
Loteria
Firma Magbelline zorganizowała loteria, której środki idą na biedne zwierzęta magiczne, na których firma z pewnością NIE testuje swoich produktów. Należy strzelać zaklęciami do biegających maskotek, które mają w kieszeniach szminki lub kosmetyki. Oczywiście wszystko jest BARDZO sprawiedliwe i nie jest to żadna ustawka. Przecież nikt by magicznie nie robił bariery by utrudnić zadanie uczestnikom... prawda? Los kosztuje 10 galeonów. Każdy zawiera 5 rzutów. Wobec tego po zakupie jednego losu rzucacie 5 razy literką, by sprawdzić czy wygraliście. Możecie kupować karnet nieskończoną ilość razy.
Wygrywacie jeśli wylosujecie literkę A. Tylko i wyłącznie. Jeśli wam się uda rzucie dwa razy kostką k6, by sprawdzić jaka maskotka biegła z jakim przedmiotem. Zgłaszacie się po obydwie z tych rzeczy w upominaniach.
Wszystkie przedmioty są wyjaśnione w spisie poniżej. A - Amroamulet B - Szminka #2 Kiss and tell C - Szminka #3 Playful D- Perfumy ochronne 3/3 (+1 do zaklęć na 3 użycia) E - Szminka #1 Color me surprised F- Lakier do paznokci Magic Hands 5/5(+1 do zaklęć na 5 użyć) G- Lakier I believe I can fly H- Szminka #4 Watch me I- Lakier do paznokci Chwalona Pani Domu 5/5 (+1 do zaklęć na 5 użyć) J- Lakier Superwomen
Jedzenie i Napoje
Oprócz harcy i tworzenia lampionów można się tutaj uraczyć kilkoma czarodziejskimi potrawami.
Jedzenie:
- płetwalki
- gały czekoladowe
- karmelkowe muszki
- kierowe orzechy - dorzuć literkę, by sprawdzić, czy czeka Cię lewitacja. Samogłoska oznacza, że efekt działa!
Napoje:
- kłębolot - Dorzuć k6, by sprawdzić, czy winko wybucha Ci w rękach. Wynik parzysty oznacza eksplozję! Jeśli posiadasz genetykę jasnowidza rzucasz dodatkowo k100 na to, czy pod wpływem napoju pojawi się wizja. Wynik z przedziału 40-80 oznacza przepowiednię!
- Herbata imbirowa mątwa - Jej barwa odzwierciedla Twój nastrój
- Magiczna lemoniada miodowo-miętowa - Daje Ci kreatywności i dodaje 10pkt do kostki na konstrukcję lampionów!
Upominki
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć niewielkich straganów, oferujących upominki, przypominające o tym wspaniałym dniu i tym, co powinien oznaczać. Starsza czarownica zachęca do zapoznania się z asortymentem, rekomendując dosłownie każdą rzecz. Rozliczeń dokonuj w odpowiednim temacie.
•Lampion wspomnień - Drobiazg, który rozświetli mroki nocy. Wystarczy go zapalić i puścić w powietrze, a w naszej pamięci pojawi się jedno piękne wspomnienie. Cena: 40g •Perfumy z nutą amortencji - Perfumy z delikatną nutą, zdecydowanie bez przesady, ale mimo małej ilości eliksiru bez wątpienia są przydatne. Cena: 40g •Perfumy ochronne - Ich zapach dopasowuje się do perfumowych preferencji noszącej je osoby, zwykle jednak niosą choćby delikatną kwiatową nutę. Użycie perfum ochronnych broni przed niechcianym dotykiem, wywołując niewidzialną barierę, od której można się odbić. Niestety, ten urok nie chroni przed zaklęciami i ogólnie utrzymuje się dość krótko. (+1 do zaklęć na 3 użycia) Cena: 60g •Amortamulet - Naszyjnik lub breloczek w najprzeróżniejszych kolorach i kształtach, zawsze zawierający jakiś kryształ - to właśnie w nim zaklęta jest magia tego amuletu. Działa tylko będąc w posiadaniu kobiety, dając jej moc poznawania największych pragnień innych osób: wystarczy, że zapyta, a każdy będzie musiał jej szczerze odpowiedzieć. Cena: 120g •Zaczarowane szminki - nowiutka, limitowana kolekcja słynnej marki! Można kupić zestaw wszystkich czterech w promocyjnej cenie 120g, albo każdą oddzielnie. - #1 Color me surprised - szminka w sztyfcie lub płynie, która do momentu nałożenia na usta pozostaje bezbarwna; ostatecznie zmienia kolor w zależności od nastroju noszącej ją osoby. Dokładne odcienie i znaczenia u każdego mogą być inne! Cena: 20g - #2 Kiss and tell - ma kilka odcieni, raczej ciemniejszych, a przy tym wszystkich równie magicznych. Urok nie działa na osobę, która tę szminkę nosi, ale na innych jak najbardziej - wystarczy kontakt osoby postronnej z formułą szminki, by wymusić chwilową prawdomówność. Cena: 60g - #3 Playful - klasyczna szminka, która nigdy się sama nie ściera i nie traci wyrazistego koloru - ten zaś może zmieniać w zależności od upodobania noszącej ją osoby! Cena: 10g - #4 Watch me - ta szminka ma niezwykły efekt przyciągania uwagi - wystarczy się nią pomalować, a żadne twoje słowo nie umknie w tłumie niedosłyszane. Cena: 30g •Lakiery do włosów: - I believe I can fly - Kiedy nałożysz go na włosy możesz lecieć... W najbardziej nieoczekiwanym momencie. Koniecznie psiknij go na kogoś innego, by go zaskoczyć! Cena: 15g - Superwomen - Twoje włosy trzymają się w odpowiedniej fryzurze przez 24 h (dosłownie). I nie porusza się żaden włosek. Jeśli kogoś uderzysz głową - ktoś może zemdleć, tak ciężka jest Twoja głowa! Cena: 25g •Lakiery do paznokci: - Magic hands - spotykany tylko w ciemnych odcieniach. Tworzony jest z drzew do magicznych różdżek, więc zanim wybierzesz kolor - podaj drewno swojej różdżki. Dzięki dziwnej nici porozumienia, którą producenci nie chcę wyjawić - lakier tak dobrze koegzystuje z różdżką, że mając go na paznokciach zaklęcia idą znacznie lepiej. Niestety nie działa on wiecznie! +1 do zaklęć 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 80g - Chwalona Pani Domu - dzięki temu lakierowi Twoje umiejętności gotowania są niesamowite! Zaklęcia kuchenne znacznie bardziej się Ciebie słuchają. Występują w najróżniejszych odcieniach różu. Seksistowskie? Może! Przydatne? Też! +1 do Magicznego Gotowania 5 razy. Uwaga! Wpisz w kuferku datę zakupu przedmiotu, bo po roku będzie nieużyteczny. Cena: 55g
Dramat wisiał w powietrzu, choć Gemma o tym jeszcze nie wiedziała. Powinna przewidzieć, że w którymś momencie znajomi... Eiv (na Merlina, co za durne imię) zaczną ją z nią mylić, ale prawdę powiedziawszy, gdzieś po drodze między jednym życiem, a drugim, zgubiła gdzieś tę świadomość. Pogrążyła się w kontemplacji świata zewnętrznego, który był pełen uciech a nie ciotodram, na które nasza przyjezdna nie miała w tym momencie ochoty. Już wystarczająco jej się takowych rzuciło na inteligentny mózg, kiedy poznała swą bliźniaczą siostrę, w co do końca nie mogła uwierzyć po dziś dzień, ale... no życie. Życie trzeba przegryźć, przeżuć i przetrawić. Tymczasem zaś paradowała z wąsem przy zagrodzie z kołkogonkami, kiedy jakaś osóbka ją zaczepiła. Cóż, przynajmniej nie kłamała - śmierdziała okrutnie. Zaharov się skrzywiła i zatkała palcami nos, drugą dłonią machając sobie przed twarzą, jak gdyby to miało w czymkolwiek pomóc. W końcu postanowiła się jednak przemóc i sięgnęła po swoją różdżkę, wystrzeliwując ją w kierunku kompletnie nieznanej dziewoi. - Chłoszczyść - powiedziała, a po chwili niebieskowłosa mogła szczycić się czystym, wolnym od odorosoku wdziankiem. - Nie ma sprawy, ale kim ty właściwie jesteś? - spytała osóbki, próbując sobie przypomnieć, czy może ją jednak zna. Nie, kogoś z takim kolorem włosów na pewno by zapamiętała... W dodatku, gdy chciała się już przedstawiać, uznając, że nieznajoma jest po prostu otwarta i kontaktowa, podszedł do nich jakiś chłopak, który także zdawał się być bardzo hmmm, bezpośredni. Zaharov zamrugała gwałtownie, widząc jego rękę na swoim ramieniu, a potem pokręciła głową i tak dosyć nieelegancko i niedelikatnie ściągnęła ją stamtąd. - A ty kim jesteś? Nie chcę być niegrzeczna, ale zagadując do obcych osób należy się chociaż najpierw przedstawić - rzuciła. Była trochę zirytowana ich zachowaniem, ale starała się być uśmiechnięta i rozluźniona. Na dowód podkręciła swojego wąsa. - Gemma Zaharov jestem, a wy? - przedstawiła się pierwsza, zerkając to na jedną osobę, to na drugą i oczekując na jakieś wyjaśnienia. Lubiła nawiązywać nowe znajomości, ale nawet ona nie była aż tak nachalna jak ten chłopak. No i mówił do niej jakieś niezrozumiałe rzeczy, w których się nie połapała za pierwszym razem.
Ściągnął z Gemmy rękę mrugając i zastanawiając się, o co chodzi. Czyżby ona pomimo wszystko wciąż była na niego obrażona? Zupełnie nie rozumiał, skąd nagle w siostrze taki dystans oraz skąd pomysły na takie, a nie inne akcje. Patrzył na nią, jak sięga do twarzy i bawi się magicznymi wąsami. Czyżby była podirytowana, czy to może po prostu kolejny stopień aktorstwa, jaki osiągnęła? Udawanie, że nie jest się Eiv coś topornie jej wychodziło. - Kiedy jestem dla Ciebie po prostu miły, mogłabyś nie bawić się tylko przytaknąć jak rzesze grzecznych dziewczynek, które kochają braci. Pewnie lekko nie w smak powinna mu być taka zabawa, jednak po atrakcjach, z których cudem uciekł cało Sweeney nie zamierzał martwić się głupotkami panny Henley. Poza tym, na gacie Merlina, byli na terenie magicznego festynu, a on był częstym świadkiem dziwnych zaklęć krążących pomiędzy czarodziejami. Evelyn mogła równie dobrze oberwać chwilową amnezją, czy też potrzebą udawania, że nie jest tym, na kogo wygląda. Podjął więc gierkę, uprzedzając Neptun i przykładając dłoń do piersi. - Miło nam, Gemmo. Ja jestem cierpiący młody krukon Henley, a ta piękność tutaj to Czarodziejka z Księżyca Leighton. Uśmieszek rozjaśnił jego twarz na ułamek sekundy, nim Sween podjął kolejną próbę bliskości i klepnął, tym razem delikatnie, Gemmę po głowie. Zaraz jednak cofnął rękę, nie dając jej szansy ponownie niedelikatnie się z nią obejść. Lubił bliskość? To zależało. Nie miał nic przeciwko, jednak nic nie bawiło go tak, jak gierki z Eivi.
- Hahaha! Gdyby tylko był to łeb wilkołaka, biedak nigdy by już nie wstał! - zawołał radośnie Godryk, obserwując w swobodnej pozycji kolejne rzuty Gemmy. Gdyby nie fakt bycia ojcem założycielem, osoba za niego "przebrana" z pewnością sama zechciałaby spróbować kilku rzutów, chociaż prawdę mówiąc, wolałaby nie skończyć tak jak dziewczyna, która próbowała rzucać dwa razy i dwa razy zaliczyła oranie ziemi ze wspaniałym finiszem w postaci uderzenia w tarczę. Zadziwiające, jak ludzie potrafią ciągle popełniać ten sam błąd, licząc że przez przypadek zostanie on im wybaczony, a konsekwencje nigdy nie nadejdą. Gryffindor pokręcił głową, podbiegł do dziewczyny, pomógł jej znowu wstać, znów ją otrzepał z całej chmary różnorakich ubraniowych intruzów, aż wreszcie powiedział, że może na dziś topory powinna sobie już odpuścić. Uśmiechnął się do niej jeszcze, odprowadzając biedną pannę kilka kroków, aż wrócił na swoją pozycję, czekając na kolejnych śmiałków. Jednym z nich była Callisto, której niestety - tak jak w poprzednim przypadku - nie znał w ani jednym ze swoich wcieleń, chociaż w tym drugim kojarzył, że chyba uczyła jakiegoś tam przedmiotu. Transmutacji? OPCM'u? Ciężko stwierdzić. Nonszalanckim gestem zaprosił ją do spróbowania swych sił, obserwując potem całkiem celne oko, jakim się popisała. Już miał bić brawo... i skończyła tak jak bliźniaczki, choć o tym że dziewczyny były bliźniaczkami mężczyzna wcale nie wiedział. Do czarodzieja, który sprawował prawdziwą pieczę nad konkurencją zagadnął, aby ten sprawdził czy z toporami na pewno wszystko w porządku, a sam pobiegł pomóc pani profesor wstać. Gdyby tylko wiedział, że tym czynem uruchomi zaklęcie ze strzały, która trafiła kobietę wcześniej... Ale to nic, ludzie bawili się przednio, a do założyciela najlepszego domu w całym Hogwarcie postanowiła podejść jego rówieśniczka. Dziwnymi były słowa przez nią wypowiedziane, ale Godryk nie zwrócił na nie większej uwagi, uśmiechając się najcieplej jak mógł, nie dając rady ukryć pewnego rodzaju niezręczności w nim zawartej. Obserwując wyczyny dziwacznej panny z niebieskimi włosami, włożył dłonie do swoich kieszeni, nie znajdując przyjemności w żadnej innej pozie. Ku jego zdziwieniu, nadal miał przy sobie kamień - problem z tym, że nie był to już ten sam, co wcześniej. Westchnąwszy cicho, stwierdził, że trzeba się go będzie prędko pozbyć. Zaśmiał się znów, głośno i ciepło, kiedy Neptune nagle zmieniła jeden z toporów w lwa, równie szybko sobie z nim radząc. - Nie wydajesz się być Gryfonką, mała, mam rację? Dobra robota tak czy inaczej! - powiedział przyjaźnie, klepiąc dziewczę po ramieniu, a kiedy ta odwróciła się, aby odwiedzić inne stoiska, jak rasowy złodziej podrzucił jej kamień, który nie wiadomo jak znalazł się wcześniej w jego kieszeni. Potem nie działo się nic zbyt ciekawego, aż do momentu, w którym Jego Ekscelencja Salazar Slytherin wtargnął na Merliniady. - Powinieneś naprawdę odwiedzić uzdrowiciela, Salazarze! - jak to dobrze, że aktor przeczytał wcześniej też o innych postaciach - Twój kompleks wyższości naprawdę daje się we znaki! - dodał, wracając potem do swoich spraw. Zdziwiło go tylko, że Slytherin zaczął się potem kierować w jego stronę. Czego on znowu chce?
Przekazywany kamień: Księżycowy Komu przekazuje:Neptune Leighton Wylosowana kostka: nie dotyczy
Skoro wszyscy się bawili, czemu nie mogła i Mila? Rozpamiętując nieszczęsny przyjazd do Hogwartu i ostatnie przeboje pod zakazanym lasem roztarła jedynie siniaka na kolanie i z niepewną miną wstąpiła na teren Merliniad, od razu ulegając urokowi panującego tam klimatu. Xavier kiedyś opowiadał jej, jak to było za dawnych czasów, dlatego potrafiła sobie wyobrazić, że wzorowane stragany i poprzebierani w szaty z epoki czarodzieje nie wymyślili sobie tego na poczekaniu, zaś cała biesiadna otoczka nie jest jedynie ułudą. I chociaż była tam od zaledwie dwunastu minut, już zaczynała dobrze się bawić. Na pierwszy ogień poszedł konkurs Helgi. Mila nieśmiało pozdrowiła Założycielkę skinieniem głowy widząc, jak ta kręci się gdzieś dookoła i uczestniczy w dziwnej zabawie, której dziewczyna jeszcze nie rozumiała. Na wyraźny znak jakiegoś czarodzieja zaczęła pochłaniać placki dyniowe, jednak zmieściła ich jedynie 7. Po wszystkim czuła się dziwnie najedzona lecz spokojna – ani nie bolał ją brzuch, ani nie zbierało jej się na wymioty chociaż wiedziała, że więcej do ust nie weźmie przez dłuższą chwilę. Zachęcona pierwszym pozytywnym wrażeniem uczestniczyła także w konkursie mężnego Godryka. Nie czuła się z tym co prawda pewnie, a i siły w niej było tyle, co w nowonarodzonej kózce, jednak nie mogła odmówić sobie pewnej masochistycznej przyjemności dźwigania ciężkich toporków. Trafiła czterema, przy czym z którymś z kolei zaczęło dziać się coś dziwnego. Oto przed zgromadzoną publiką opadł na ziemię i w ułamku sekundy przemienił się w złocistego, pięknego lwa, który zaryczał jakby miał taką możliwość pierwszy raz w życiu. Co zaś zrobiła Mila? Była nieco odmienna od innych. Nie upadła, nie uciekła, nie zaczęła krzyczeć. Owszem, była przestraszona i zestresowana, jednak na Merlina – widziała ziejące ogniem smoki i głaskała smocze jaja… Byle lwiątko nie było czymś, co potęgowałoby jakikolwiek lęk. Trzeźwa na umyśle prawie od razu wysunęła rękę z nową różdżką i wypróbowała jej moc szepcząc Finite. Błysk delikatnego światełka, kolejny groźny pomruk i puff – lwa nie było. Mila odetchnęła z ulgą i poszła bawić się dalej. Gdy zobaczyła balię pełną różnokolorowych jabłek, zwątpiła. W pierwszej chwili chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak zaraz przypomniała sobie zmarszczone czoło Xaviera nakazującego jej korzystanie z życia. Westchnęła i przystąpiła do zabawy. W końcu właśnie tworzyła wspomnienia, prawda? Pełne barw, kolorów i wszechobecnego hałasu, które kiedyś mogły uratować ją przed chandrą i zapewnić możliwość rozmowy z kimkolwiek. Była tu bowiem znamienita większość Hogwartu. Złapała zębami 7 jabłuszek, co było i tak niezłym wyczynem przy stopniu jej sprawności operowania buzią. Uniosła się, rozprostowała ręce i podrapała pod nosem, rejestrując nieproszonego gościa w postaci pokaźnych, gęstych, jasnych wąsów. To był moment, w którym spanikowała, dlatego uciekła na ustronie i starała się jakoś temu zaradzić. Czary nie pomagały, zaś Mila potrzebowała wiele czasu nim pogodziła się ze skutkami ubocznymi magii. Czy coś jeszcze ją zaskoczy? Gdy ochłonęła, zapragnęła się zmęczyć. Oferował jej to kurs szermierki, do którego chętnie przystąpiła. Z założeniem kostiumu nie miała większych problemów. Czysty, niewymięty i schludny idealnie dopasował się do jej niewielkiego ciała i całkiem dobrze kontrastował z wąsiskami. Z samym zaklęciem także poradziła sobie bez większego problemu, przez co widziała pewien rodzaj zadowolenia na twarzy instruktora. Ha, nauka wcale nie okazała się takim złym wyborem. Chwilę po tym, jak stwierdziła, że całkiem nieźle idzie jej z floretem instruktor wyzwał ją na walkę, którą oczywiście przegrała jako niedoświadczony podrostek, mimo to widziała, że spisała się bardzo dobrze. Instruktor poklepał ją po ramieniu i odesłał do ogarnięcia się stwierdzając, że może powinna podjąć się nauki szermierki, skoro tak ładnie sobie poradziła. Mila uciekła zdejmować ciuchy, a spod jasnych wąsów wyzierał tak samo jasny uśmiech. Podążyła dalej… Następnym kursem do odhaczenia było magiczne haftowanie. Tu, mimo najszczerszych chęci, nie poradziła sobie szczególnie sprawnie. Bardzo prawdopodobne, że warunkowała to pewna ułomność w wykonywaniu prac manualnych. Igła nie chodziła jak chciała, zaś nitka wydawała się nie słuchać poleceń jej różdżki. Dopiero z drobną pomocą instruktorki w końcu dała sobie radę, co przypieczętowała bardzo nieudanym motywem herbu Wielkiej Brytanii. Nitka rwała jej się, a płótno strzępiło i falowało. Zupełnie nie radziła sobie z ogarnięciem przestrzeni dookoła, co utwierdziło ją w przekonaniu, że nigdy nie pomoże Venice w szyciu, czy haftowaniu czegokolwiek. Powinna zostać deportowana do Bośni za to, co uczyniła, instruktorka jednak na pocieszenie poklepała ją po ramieniu i zabrała zestaw małej hafciarki – tak na wszelki wypadek. Nie wzięła tego, co popełniła przed chwilą, a jedynie kazała zrobić dobry użytek wierząc, że ludzie odpowiedzialni za kurs jakoś sobie z tym poradzą. Westchnęła zrezygnowana, posmyrała się po wąsie i odeszła. Udzieliła się także w kursie gry na lutni. Starała się jak umiała, jednak dźwięki przez nią rodzone dalekie były od akceptowalnych dla ludzkiego ucha, toteż szybko dała sobie z tym spokój. Bycie kobietą było dla niej widać zbyt trudne i nie odnalazłaby się w starszych czasach. Westchnęła ponownie i poczęła zbierać siły na ostatni konkurs. Dała się także pochłonąć wszechobecnemu klimatowi i zaserwowała sobie dreszczyk emocji przystępując do konkursu strzeleckiego. Tak po prawdzie pierwszy raz miała łuk w rękach. Zaśmiała się pod nosem wyobrażając sobie minę Charlesa. Osoba opiekująca się konkursem wytłumaczyła jej to i owo, pokazała pewne sztuczki, dlatego Mila ostatecznie trafiła 11 strzałami, osiągając chyba całkiem niezły wynik. No, była zadowolona. Niestety coś poszło nie tak, albo to Irytek maczał w tym swoje paluchy jeszcze w fazie przygotowania. Jedna ze strzał wróciła do niej i ugodziła ją boleśnie w nogę. Mila upadła na jedno kolano, miauknęła płaczliwie i postarała się nie rozpłakać, co jednak przychodziło jej z wielkim trudem. Oprócz fal nieprzyjemnego uczucia zaczęły ogarniać ją także ciepłe fale, a kiedy uniosła głowę, twarz jej oblał rumieniec, zaś serce przyśpieszyło bicie. Dobrze, że te cholernie wąsy ukrywały znaczną część jej twarzy.
kostki:
Konkurencja: Strzelanie z łuku Wylosowane kostki:6+5=11, 3 Konkurencja: Konkurs jedzenia Wylosowane kostki:2+5=7, 5 Konkurencja: Rzucanie toporami Wylosowane kostki:2+2=4, 4 Konkurencja: Poławianie jabłek Wylosowane kostki:1+6=7, 6 Kurs: Magiczna szermierka Wylosowane kostki:4, 3, 1 (+ 2 punkty do zaklęć i umiejętność „podstawy magicznej szermierki") Kurs: Magiczne haftowanie Wylosowane kostki:2(+2), 1, 2 (+1 punkt do zaklęć +1 punkt do zdolności artystycznych) Kurs: Średniowieczne instrumenty Wylosowane kostki:4, 2 (+1 punkt do zdolności artystycznych)
Mistrz Gry widzi, że Mila czuje dziś miętę do... Samuel Doyle! Ta miłość zapewni wam świeży oddech.
-Ej, to jest świetne. -Stwierdziła i wyrwała mu z ręki jego dzieło, po czym zaczęła oglądać go ze wszystkich stron. Serio, kto by pomyślał, że ona będzie miała żyłkę do szermierki, a jej przyjaciel do haftowania. Powinno być chyba odwrotnie, ale nie narzekała. Jak widać on chyba też, więc przemilczała tą uwagę. Oddała mu natomiast to co wcześniej zabrała i teatralnie westchnęła. -Cóż, musisz mnie kiedyś nauczyć. Będę Ci dawała w prezencie moje hafty. -Dorzuciła i się roześmiała. Śmiała się jeszcze dość długo, widząc jego próby wyłowienia jabłek. Nie wytrzymała zaś, gdy zobaczyła jego pomarszczoną twarz. Naprawdę, uwierzcie mi, ale w tamtej chwili nie mogła opanować śmiechu, a ludzi, którzy zaczęli się na nią dziwnie patrzeć, miała najzwyczajniej w świecie gdzieś. Jej radość zniknęła jednak równie szybko jak się pojawiła, gdy jakiś facet zaprosił ją do wzięcia udziału. -Dzięki Sol. -Mruknęła na odchodnym i poklepała go po plecach. Łowienie jabłek najwyraźniej nie było jej najlepszą stroną. Nie dość, że wyłowiła zaledwie 5, to na samym końcu nad ustami wyrosły jej...wąsy! Tak, wąsy! Machinalnie zakryła dolną część twarzy ręką i podeszła do chłopaka. -Ja Cię kiedyś zabije. -Rzuciła żartobliwie i zdjęła rękę z ust. -I jak wyglądam? -Grunt, to mieć do siebie dystans, nie? A Urane z całą pewnością go miała i jak nikt inny potrafiła się z siebie śmiać godzinami. W zasadzie nie bardzo interesuje ją też opinia innych, więc potraktowała to nie inaczej jak zabawę i swego rodzaju doświadczenie -Jak to jest być facetem?
Naprawdę mile zakołatało ją w sercu, gdy podczas konkurencji z toporkami zwrócił się do niej sam Godryk. Skinieniem głowy potwierdziła, że nie przynależy do domu Gryfindor i że jej domem, jest dom Roweny. Słowa uznania z ust samego godryka to było nie byle co. Nep podeszła do Eiv by ta zdjęła z niej ten okropny odór i z tym samym pomysłem w jej stronę skierowała się Utopia. -Jasne. - odpowiedziała ze śmiechem niebieskowłosa chwilę po tym jak Gemma rzuciła w jej strone chłoszczyść. Neptune złapała za różdżkę i zrobiła dokładnie to samo. A mianowicie rzuciła zaklęcie czyszczące na Utopie pomagając pozbyć się brzydkiego zapachu. Teraz jednak stała przed Eiv, lecz ta zachowywała się normalnie jakby ją coś trafiło. Zanim Tuna cokolwiek zdążyła powiedzieć zjawił się Sweeney. I do tego przedstawiła się jako Gemma! Dobre sobie. Chciała z nimi tak pogrywać? Swen miał już na to sposób. Nep dygnęła niczym księzniczka na dworze, a zaraz potem wsadziła łapy w kieszenie dżinsowej kurtki którą miała na sobie. I to wtedy własnie odkryła, że jest w posiadaniu kamienia. -A więc Gemmo, widzę, że i Ty zgarnęłaś uroczego wąsa. - powiedziała Tuna, obejmując ramieniem dziewczynę, jednocześnie drugą dłonią wrzucając do jej kieszeni kamień. Na szczęście bez większych problemów, nie chciała na domiar wszystkie skończyć s kolorową twarzą.
Kamien, ktory przekazuje: Księżycowy Komu przekazuje:Gemma Zaharov Wylosowana kostka: 2KOSTKI:
Wygrał. Co prawda tylko wyścigi na pegazach, ale zawsze coś. Potem znamiennie potaplał się w błotku, które ściągnęła z niego kobieta za pomocą chłoszczyść. Miał naprawdę dobry humor. Jak mógł mieć zły? Wygrał w naprawdę świetnym stylu. I wtedy stały się dziwne rzeczy, po pierwsze podeszła do niego sama Rowena, nie spodziewał się tego, bo czy ona przypadkiem nie była martwa czy coś? W każdym razie podeszła i zadała pytanie, zanim jednak Strom zdążył jej cokolwiek powiedzieć zjawiła się blondynka, której imienia nie pamiętał, ale z wyglądu kojarzył i oznajmiła założycielce, że się kochają. On z nią! Niedorzeczne. Naprawdę. Storm otworzył znów usta, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć dziewczyna oznajmiła, że musi gdzieś iść. I dobrze. Była jakąś wariatką. -Pani wybaczy - mruknął do Roweny Storm zaszczycając ją jednym z swoich najlepszych uśmiechów i jednocześnie skłaniając lekko głowę w geście szacunku, bądź co bądź dzięki niej Hogwart istniał. - Koło nie ma początku, droga pani. - dodał jeszcze odpowiadając na zadane pytanie. Uznał, że lepsza będzie kolejność w której to najpierw przeprasza za zachowanie tej chodzącej lunatyczki a potem odpowie na zadane mu pytanie. Ledwo skończył zdanie i u jego boku pojawiła się ponownie SMS, widział jej maślany wzrok. Wiedział, że kobiety się w nim podkochują, ale aż tak? -Dostałaś ostatnio czymś mocnym w głowę? - zapytał zgryźliwie, nie miał ochoty na jakieś miłostki z niewiadomokim, tym bardziej, że jak każdy mężczyzna SEX był zdobywcą, nie chciał by mu zwierzyna na tacy sama się kładała
Przebrać się za jednego z założycieli Hogwartu? Genialny pomysł! Można podszkolić swoje umiejętności aktorskie, pośmiać się i może lekko wyprowadzić kilka osób z równowagi, a przy okazji wspomóc ukochany dom... Właśnie! Kamień Słoneczny! Przydałoby się go komuś przekazać... Och, tyle zabawy przy tych całych Merliniadach! Tyle ciekawych osób, tyle dobrego jedzenia, a wśród tego wszystkiego inni założyciele, do których Hufflepuff powinna być nastawiona nadzwyczaj pokojowo. Do roboty, dzień dopiero się zaczął. Rum porzeczkowy tak pięknie pachnie... A co to za mężczyzna tutaj klęczy? I jakim cudem ma tak wielkie wąsy? Ach, to nie jest mężczyzna. To Puchonka! Dużo biedy sobie narobiła. Helga podeszła więc do Mili Zoellis i pochyliła się nad nią, biorąc za rękę. - Hej no, robaczku, coś Ty? Dlaczego nikt Ci nie pomoże? - skrzywiła się, jakby mówiła o najbardziej karygodnej rzeczy na świecie. Rozejrzała się dookoła, szukając osoby z domu, w którego opiekunkę się dzisiaj wcieliła. Może warto sprawdzić, jak bardzo koleżeńscy są jej wychowankowie? - Robaczku! Ty! Tak, Ty, kochanie! - zawołała, kiwając na Ivy Haden palcem. - Chodźże, no! Tylko szybciutko! Raz, raz! Pomóż koleżance z tą paskudną raną, co? - dodała, wskazując głową na nogę Mili, której równocześnie wcisnęła do ręki Kamień Słoneczny. - Dzielmy się serdecznością! - uśmiechnęła się radośnie do obdarowanej wychowanki i ruszyła na dalszy obchód. A rum porzeczkowy wciąż pięknie pachniał...
Kamien, ktory przekazuje: Słoneczny Komu przekazuje:Mila F. Zoellis Wylosowana kostka: Nie dotyczy
Jupiter w jednej chwili pożałował, że nie ma znaczących wyników w jakiejkolwiek konkurencji. Mógłby zaimponować Eiv, a ona z pewnością padłaby mu w ramiona. Nigdy wcześniej tego nie czuł, ale teraz wiedział - kochał ją jak Irlandię. To było niesamowite doznanie - te motyle w brzuchu, ekscytacja i przyspieszone bicie serca. To zabawne, jak bardzo może wpłynąć na nas głupia strzała w jeszcze głupszej konkurencji. Mogli zapomnieć o tym, co łączyło ich wcześniej, czyli o przyjaźni. Oczywiście jedynie na czas Merliniad. Pytanie tylko, jak bardzo ta cała sytuacja im zaszkodzi? Kiedy już dojdą do siebie? Czy to może wszystko zrujnuje? Póki co Leighton nie zadawał sobie takich trudnych pytań. Szczerze? W ogóle nie zadawał sobie żadnych pytań. Był otumaniony uczuciem do Henley, które, choć sztuczne, to jednak na tyle silne, aby poprzestawiać mu wszystkie klepki w mózgu. - Dzięki. Ty masz za to seksowne wąsy - wymruczał, nachylając się lekko do ucha gryfonki, rozkoszując się zapachem jej skóry oraz szamponu. Jakim cudem to nigdy na niego nie działało? Och, popełniał życiowy błąd nie doceniając urody oraz kunsztu swej kumpeli! Jakże mógł być tak ślepy, głuchy i... w ogóle ułomny! To niedopuszczalne! Skarcił siebie w myślach, ale tylko przez sekundkę. W końcu musiał wziąć w ramiona najcudowniejszą kobietę wszechświata. - Ach, wiesz, podobo mężczyzna im starszy, tym lepszy... - powiedział, choć takie rzeczy mówiło się właśnie o tej drugiej, piękniejszej płci, ale nie zamierzał teraz nad tym dywagować. Przy Eiv nie mógł się skupić. - Ty mnie też! - zapewnił żarliwie, z równą pasją oddając Henley pocałunek i przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej. Cudowna chwila, która powinna trwać wiecznie - to właśnie przyszło mu na myśl. - Gdzie byś chciała iść? - szepnął jeszcze, rozglądając się konspiracyjnie. Inni nie mogą wiedzieć, dokąd ta dwójka zmierza!
Nie było za dużo osób, ale nie wyłapała też wzrokiem nikogo znajomego. Wolnym krokiem podeszła do stoiska z konkursem gryfindoru,uśmiechnęła się lekko do Godryka. Po czym,uniosła głowę zerknęła w stronę tarczy,rzuciła kilka toporków w środek,i to aż sześć razy o dziwo udało się Cellly. No ale na szczęście Gryfonki żaden z toporków,nie uciekał z rąk czy się wyślizgiwał,ale za to jeden nagle zmienił się w lwa i wcale nie sprawiał wrażenie bardzo przyjaźnie nastawionego. Jednak Celly postanowiła szybko rzucić zaklęcie transmutacyjne na lwa aby ten nie rzucił się na nią zmieniając go w małe ptaszki.
Gemma oczywiście była wdzięczna Godrykowi za pomoc, jednak nie zrozumiała za bardzo jego słów - wolała się od tego odciąć i jak najszybciej zapomnieć o swoim upokorzeniu przy konkursie rzucania toporami. Dlatego próbowała się wkręcić w te całe łapanie kołkogonka, ale pewne osobniki skutecznie jej to uniemożliwiły. Nie ogarniała, dlaczego się tak do niej przyczepili. WŁAŚNIE DO NIEJ. Mało tu osób w pobliżu? Może spodobały im się jej wąsy? Wywróciła oczami. W zasadzie już chciała powiedzieć im o parę słów za dużo, jednak wreszcie pewna zapadka przeskoczyła na właściwe miejsce. Brat. Henley. No przecież! - przemknęło jej przez myśl. Uśmiechnęła się więc słodko do tej uroczej dwójki. I tak jak chłopak był już przez nią zidentyfikowany, tak niebieskowłosa wciąż była tajemniczą zagadką nie do rozszyfrowania. Na chwilę się jednak zawiesiła, bowiem przypomniała sobie o kamieniu, który dostała już dobrą chwilę temu. - Wiecie co? Wrócimy do tej szalenie fascynującej historii za moment - ucięła, okręcając się na pięcie i poszukując w tłumie pożądanej osoby. Wreszcie się na nią natknęła. Obdarowała uśmiechem firmowym numer cztery, zupełnie bez gracji wpychając mężczyźnie kamień do kieszeni. Zanim ten jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, Zaharov wtopiła się w kolorowy tłum ludzi poszukujący wrażeń. W końcu wróciła do swych oprawców, bardziej zadowolona ze swojego odkrycia niż przytłoczona informacją, którą posiadła kilka dni temu i w którą po dziś dzień ciężko było jej uwierzyć. - Musicie mylić mnie z Eiv. Nie jestem nią. Tylko siostrą bliźniaczką. Rozdzielili nas dziesięć lat temu. Nie powiedziała wam tego jeszcze? - rzuciła spokojnie, jednocześnie ponownie strącając rękę, tym razem nieznajomej jej dziewczyny aka Czarodziejki z Księżyca. - Błagam, bez poufałości, nie znam was - mruknęła stanowczo, zastanawiając się, czy nie wyszła na wariatkę. Och, na pewno tak!
Uśmiechnął się zadowolony, gdy Urane nie tylko nie wyśmiała go, że się zajmował takimi babskimi sprawami jak haftowanie, to jeszcze wydawała się być zachwycona. - Jasne, ale jak ty mnie nauczysz szermierki, okej? - zaśmiał się. Nawet nie był na nią zły, gdy zaczęła się śmiać z jego pomarszczonej twarzy do rozpuku. Cóż, to na pewno był dość zabawny widok, więc miała ku temu prawo. Nie śmiała się też złośliwie tylko dlatego, że naprawdę ją to rozbawiło. W końcu nie wytrzymał i sam z siebie się zaczął śmiać aż ludzie zaczęli się na nich dziwnie patrzeć. Cóż, niech się gapią, nie ich problem ani nic. Zrobi niewinną minkę, gdy skrzywiła się po tym jak obsługa zaprosiła ją do spróbowania sił w poławianiu jabłek. Cóż... Skoro ona jego wrobiła to teraz jego kolej na "zemstę". Zresztą, jest festyn i trzeba wszystkiego spróbować, prawda? Nie szło jej wcale lepiej niż jemu, ale w tej zabawie nie chodziło o świetny wynik a o to, żeby się dobrze bawić. - Wyglądasz naprawdę stylowo - zapewnił ją, gdy uniosła twarz znad powierzchni wody prezentując wspaniałe wąsy. - Tylko monokla ci brakuje i będziesz wyglądać jak prawdziwy dżentelmen - dodał, nie mogąc powstrzymać śmiechu, bo wąsy Urane był naprawdę zabawne. - Chodź, mój ty morsie, sprawdzimy naszych sił w graniu na instrumentach! - powiedział, obejmując ją po przyjacielsku ramieniem. - Może mamy kolejny ukryty talent?
Ktoś sobie ładnie zakpił, ale co z tego. Dali Ci okazję do zabawy i popuszczenia z powagi to łap i korzystaj. Faktem jest e chyba ubrałem się nieodpowiednio, ale zawsze szybko można się przebrać. Korzystając chwili przebrałem się w stare jeansy i adidasy na górę zakłada jąć wyłącznie t-shirta, nie będę przecież w szacie po błocku latał. Wszedłem by stawić czoła wyzwaniu, zobaczyłem najwredniejszego najbrzydszego kołkogona jakiego miała okazja nosić matka ziemia. Spojrzał na mnie i prychnął z wyższością. -Jesteś mój- zakląłem i ruszyłem za nim w pogoń. Był szybki ale i ja do wolnych nie należałem, nic z tego żem się wypieprzył i załadował bokiem w ogrodzenie, nie pierwszy nie ostatni raz. ale dorwałem to bydle wierzgało kwiczało ale go dorwałem. -no i kto tu jest górą paskudo- powiedziałem mu, trzymając wyrywającą się bestię. Oddałem go i poszedłem na spróbować sił dalej. Jak się okazało to nie mój dzień, podczas strzelania z łuku oberwałem własną strzałą i miałem po tym lekki zawrót głowy, mimo tego 6 trafień to nie jest źle biorąc pod uwagę obrażenia w wyniku gonienia kołkogona, nie nie zamierzam tego paskudztwa nazywać kołkogonkiem. To naprawdę nie mój dzień, rzucasz toporami do tarczy, jeden poszedł w niebo dwa wylądowały za blisko, reszta wpadła w cel poza ostatnim dorwą dowcipnisia który zaczarował łuk i toporki, rzucasz a ten nie pozwala się puścić i ciągnie cię ze sobą prosto w krawędź tarczy, rozcinając mi czoło. Potem tylko ciemność...
UWAGA! Podchodzę do Sweeney'a i całej reszty, która tam przy nich jest, a ze sobą mam Jupitera!
Gdyby tylko mieli świadomość, że ta miłość to magia, a oni wpadną w kaca moralnego nad ranem, to pewnie nigdy nie byli dla siebie tak spoufali. Niemniej jednak warto wspomnieć, że zarówno jedno jak i drugiego, potrzebowało bardzo dużo czułości, a co za tym szło – było to idealne rozwiązanie. Trochę pocałunków, macanka (chłopak przynajmniej sobie ulży), a finalnie chciała spędzić z nim czas, sam na sam. Z pewnością nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Eiv kompletnie nie robiła sobie takich jaj z przyjacielem. Jednak jak już zostało ustalone – nasze rodzinne konszachty przejdą do historii. I całe szczęście, że Mars jeszcze nie zauważył jak bardzo poniosło Carę i Jupitera… -Och… Musimy chyba zacząć umawiać się na randki, nie sądzisz? – uśmiechnęła się szerzej, a po chwili odsuwając się lekko od chłopaka, chwyciła jego dłoń i podreptać z nim do swojego brata. No przecież temu, to akurat trzeba było przedstawić nowego partnera, prawda? Poprawiła jeszcze wąsy, a zaraz potem tkwiła przy Sweeney’u i… Och, właśnie się wszystko zaczynało komplikować, aa przecież to wcale nie miało tak być. Spoglądała na Henley’a i Leghtonównę, a chwilę później przyciągnęła do siebie Jupitera, obejmując go na wysokości pasa. -Poznaliście już Jupka, prawda? To niesamowite, ale od dziś jesteśmy razem! Kocham go jak nikogo innego! – Ucałowała jego usta raz jeszcze, nie mając w ogóle świadomości, że w tym momencie mogła przegrać wszystko, no ale była pod wpływem magii taka miłość się nie liczy. -Poznaliście już Gemmę? To świetnie. Jest moją siostrą, ekstra nie? Wyglądamy identycznie! – Tak, Eiv była zdecydowanie pod wpływem jakiegoś uroku, a co za tym szło – trzeba było jej jak najszybciej pomóc, ale zanim ktokolwiek to ogarnie, to z pewnością ona sama zdąży sobie poradzić.
Salazar, słysząc głos kogoś, kogo znał wieki temu, obrócił się na pięcie i stanął twarzą w twarz z Roweną. Rzucił jej jeden z tych cynicznych uśmiechów, gdy wygłaszała swą kolejną unikalną mądrość, przy czym wywrócił oczami w takim wymowny sposób, iż nie dało się powstrzymać cichego prychnięcia. - Moja droga... Roweno - wymamrotał, strącając jej dłoń z ramienia. - Nie jestem twoim uczniem, więc daruj sobie te zagrywki. Mogę być martwy od stuleci, ale nie zmienisz mnie. To niemożliwe. - I zdusiwszy w sobie chęć pokazania jej języka, odszedł, by znowu krążyć między uczniami. Tym razem powstrzymał wszystkie słowa, całkowicie poświęcając się obrzucaniu wszystkich pogardliwym wzrokiem. Nie zamierzał słuchać uwag Ravenclaw, gdy mówiła takie bzdury. Niech sama zobaczy, do czego doprowadziło przyjmowanie do Hogwartu każdego, kto miał w sobie magię. Co za paranoja! - Godryku, powtarzasz mi to od tysiąca lat i widzisz jakieś efekty? - Zadrwił z dawnego przyjaciela, po czym dalej krążył, aż odnalazł swoją pierwszą ofiarę. Gryfoński rudzielec, do prawdy. Wyciągając różdżkę pozwolił kącikom warg unieść się na sekundę w lekkim uśmiechu, po czym rzucił w Samuela ciche zaklęcie zmieniające kolor włosów. Nawet przez sekundę nie dał po sobie poznać, że to on był sprawcą tej małej zmiany, ale niewątpliwie tylko on mógł coś takiego zrobić.
Osoba, ktora zaczepiam: Samuel Doyle Co robie: zmieniam kolorów włosów na zielony
Scarlett nie rozumiała. Nie rozumiała co się z nią dzieje i nawet nie miała świadomości, że w ogóle coś jest nie tak. Tak samo jak Storm. Zapewne uznał, że ta oto blondynka zawsze się tak zachowuje - no bo przecież jej nie znał. To sprawiało, że sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej niezręczna, choć Saunders póki co nie miała o tym pojęcia. Beztrosko wgapiała się w piękne oczy swego towarzysza, który był taki mądry! Taki przystojny! Taki zachwycający! Ślizgonka trzepotała rzęsami jak oszalała, jeszcze chwila, a można by pomyśleć, że zaraz stąd odleci. Jak nie na rzęsach, to na pewno na skrzydłach miłości, która wylewała się z niej wszystkimi porami. Tylko Xander zdawał się być niewzruszony. Odrzucał jej gorące uczucie! SMS było przykro, bardzo. Posmutniała na moment, ale za chwilę znów się uśmiechnęła, czując, że nie może się poddawać - chłopak był po prostu zaskoczony, to wszystko! Zaraz się w niej zakocha! - Nie - ucięła krótko niewygodny temat, po czym znów chwyciła go za dłoń. - Jestem Scarlett, a ty? - spytała kokieteryjnie, nawet się zarumieniła od tej swojej śmiałości, hihi. O rany, każdy, kto zna Saunders, na pewno widząc ją w takim stanie miałby wypisane na twarzy WTF? - Bo wiesz, kocham cię. Kocham cię do szaleństwa! Musimy być razem. Ty i ja... jesteśmy sobie przeznaczeni. Na pewno wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia - mówiła słodkim głosem, przymilając się do biednego mężczyzny. A może wykorzysta okazję? Któż to wie!
Katniss i średniowiecze? Kto by pomyślał, że akurat ta Gryfoneczka weźmie udział w takim święcie dla wikingów i pasjonatów historii? Nikt, powiedzmy sobie szczerze. Sama panna Johnson była tym zdziwiona, gdy przepychała się wśród gwarnego tłumu, próbując dostrzec miejsce, gdzie można zrobić coś typowo średniowiecznego. Nie musiała szukać długo, bowiem jej oczom ukazał się kram ze strzałami od Slytherina. Wychowanka Gryffindora podeszła do stoiska z rezerwą i ostrożnością. Kiedy okazało się, że ma po prostu trafiać w kolorowe tarcze, odprężyła się i z przyjemnością oddała się zadaniu. Ostatnia strzała była chyba jakaś zatruta albo zaklęta, bo wróciła i ugodziła ją boleśnie w ramię. Poza bólem, Gryfonka poczuła nagle jakąś lekkość serca, jakby ktoś, kogo kocha, był gdzieś blisko. Zadowolona podeszła do stoiska obok, mając nadzieję, że tam znajdzie miłość swojego życia. Rzucanie toporami! Cholernie ciężka broń sama wyrywała się z rąk. Katniss udało się jednak utrzymywać je na tyle dobrze, że kilka razy trafiła w środek tarczy. Tylko ostatni topór wyślizgnął jej się z dłoni tak, że omal nie trafiła niewinnego przechodnia. Przeprosiwszy, szybko pobiegła do bezpieczniejszego stoiska, jakim był kram z jedzeniem. Placki dyniowe? Jedzenie na czas? Świetnie. Dziewczyna dała z siebie wszystko i gdy tylko skończył się czas, poczuła się ociężała. Chyba nie powinna jeść tego tak szybko. W dodatku to odbijanie się, ohyda! Odeszła powoli, uważając, by nie podrażnić żołądka jeszcze bardziej. Poławianie jabłek wydalo się Katniss dobrym pomysłem. Można odświeżyć trochę twarz, zanurzając ją w zimnej wodzie, prawda? To chyba pomaga na żołądek. Gryfonka wykazała się zębami-chwytakami i złowiła aż 11 jabłek. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że zanurzała się jako piękna siedemnastolatka, a wynurzyła jako staruszka. Tak bynajmniej wynikało z faktury jej skóry, która poorana była zmarszczkami. Dowiedziała się od organizatorów konkursu, że zostanie taka piękna inaczej do końca Merliniad. Katniss szła dalej, próbując omijać skupiska ludzi ze względu na swoją nietypową urodę w tym czasie. Kram z kursem szermierki wydał się odpowiedni do zakrycia twarzy, więc to tam Gryfonka skierowała swoje kroki. Strój okazał się za luźny, w dodatku śmierdzący... Mimo to udało jej się poprawnie rzucić zaklęcie na floret, który jednak w walce zachowywał się, jak chciał. Latał na prawo i lewo, tworząc zagrożenie na tyle poważne, że instruktor wyrzucił dziewczynę z kursu i zaproponował spokojniejsze zajecie, jakim było haftowanie. Katniss wzruszyła ramionami i ruszyła we wskazanym kierunku. Na wejściu wybrała sobie wzór do haftowania, jakim był skaczący kuguchar i zabrała się do roboty, zerkając na przemiłą staruszkę. Formuła zaklęcia, ruch taki...nienie, o, tak! Johnson zmusiła do posłuszeństwa nici, które zaczęły tworzyć wybrany przez dziewczynę wzór. Skończywszy haft, Katniss wzięła swoje małe arcydzieło i skierowała swe kroki w stronę, z której dobiegały różne dziwne dźwięki. Stała tam jakaś piękna pani, która tłumaczyła uczniom, że mogą wybrać sobie instrument i wziać udział w kursie. Gryfonce od razu wpadły w oko cymbały, które zgarnęła szybkim ruchem ręki. Kiedy instruktorka uderzała w beleczki, Katniss robiła to razem z nią, uważnie obserwując ruch ręki i wsłuchując się w wydobywane dźwięki. Dziewczyna czuła się dobrze zarówno w prostych melodiach, jak i bardziej skomplikowanych. Zdarzało jej się źle wymierzyć i trafić w zły klawisz, ale i tak instruktorka była z niej dumna, choć uśmiechała się pod nosem na widok jej magicznie postarzałej twarzy. Po zakończeniu Katniss podziękowała kobiecie i ruszyła na poszukiwanie jakiegoś kąta, gdzie mogłaby odnaleźć trochę spokoju.
Kurs: Magiczna szermierka Wylosowane kostki:5,1->3,4 (dostaję 2 pkt z zaklęć)
Kurs: Magiczne haftowanie Wylosowane kostki:5-wzór, 5, 6 (dostaję 2 pkt z zaklęć, 3 z artystycznych i umiejętność podstaw haftowania)
Kurs: Średniowieczne instrumenty Wylosowane kostki:6-instrument, 3->5 (dostaję 3 punkty z artystycznych oraz umiejętność podstaw gry na cymbałach)
Konkurencja: Strzelanie z łuku Wylosowane kostki:5,1,3
Wolnym krokiem przemierzała stoiska z różnymi konkursami. Musiała się wyrwać ze szkoły,od brata i całej reszty jako iż nadarzyła się okazja, bez zastanowienia z niej skorzystała. Przywołała na twarzy uśmiech, nie chciała, aby każdy wiedział, że dotknęła ją tragedia. Nie umiała udawać, ale starała się. Kiedy tak szła, w pewnej chwili zobaczyła stoisko Salazara wiec postanowiła spróbować tam kolejnych sił a nóż widelec się uda.No cóż zatrzymała się parę metrów przed stoiskiem,skupiając się na tarczy. Przechyliła głowę i uśmiechnęła się widząc kolejnych sześć udanych strzałów w środek tarczy,była zadowolona,no ale nie obyło się bez ostatniej. Kiedy strzała wróciła do Gryfonki z powrotem oprócz bólu Celly poczuła ze dostała w udo jedynie co zrobiła to lekko zapiszczała,może nie będzie widać śladu. Nagle z znikąd Celly uderzyła fala gorącego ciepła,coś jak uczucie...tylko jeszcze nie wiedziała jakie ale wyglądała naprawdę na szczęśliwą.
Konkurencja: Strzelanie z łuku Wylosowane kostki:5+1 3
Raphael uwielbiał takie miejsca i wydarzenia. Przecież to najwspanialsza okazja, by poobserwować trochę ludzi, spotkać jakichś znajomych, a może po prostu włączyć się do radosnej zabawy, będącej wspaniałym zwieńczeniem lata? Przechadzał się wśród stoisk z typowym dla siebie, rozmarzonym uśmiechem, myśląc sobie, że cudownie, że będzie mógł mieszkać z Curtis - tak dobrze się rozumieli, on nie mógł już znieść mieszkania w zamku, a odkąd Georgina wróciła do Francji, nie mógł sobie pozwolić na wynajem mieszkania. Uwielbiał Hogwart, ale dzielenie dormitorium z czterema innymi osobami miało tę wadę, że nigdy nie było się samemu, w nocy część chciała spać, część gadać, a on chciał po prostu w spokoju pisać. Jego największym marzeniem był własny pokój, w którym mógłby się zamknąć i pisać choćby do rana, jeśli miał taką potrzebę. A odkąd jego życie uczuciowe legło w gruzach (już drugi raz), rzucił się w wir pracy, przelewając wszystkie uczucia na papier i czując, że jeszcze nigdy nie był tak blisko osiągnięcia idealnego balansu między słowem a obrazem. Sam nie wiedział, co go podkusiło, żeby spróbować jednej z dyscyplin. Ba, może nawet dwóch? Nieśmiało podszedł do miejsca, gdzie strzelano z łuku. Nie wyglądało to na specjalnie trudne, więc może spróbuje? Nieszczególnie wierzył w swój talent do czegokolwiek prócz pisania, ale przecież co mu szkodzi? Zważył łuk w ręku, naciągnął cięciwę i... trafił. Raz, drugi, trzeci...! Trafił do siedmiu tarczy, co napawało go w równym stopniu zachwytem i zdumieniem. Niestety, ostatnia ze strzał odbiła się nagle i zgrabnie wróciła do Raphaela, trafiając go w prawą nogę. Wrzasnął z bólu, mimo że nie został tak naprawdę zraniony. Głupie, głupie, prymitywne zabawy! Nie zniechęcił się jednak szybko i z niewinną miną podszedł do miski, w której pływały jabłka. Co może być niebezpiecznego w takiej konkurencji? Może tym razem dopisze mu szczęście? Przyklęknął przy balii i spróbował złapać zębami jabłko, ale to odpłynęło poza jego zasięg. Merlinie, kto by pomyślał, że to takie trudne?! Zdołał wyłowić tylko dwa jabłka, a kiedy podniósł głowę po raz ostatni znad miski, zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Przesunął palcami po twarzy i stwierdził, że jego skóra jest pomarszczona jak u wiekowego starca. Zaklął pod nosem, bardzo niezadowolony z takiego obrotu spraw, bo mimo że nie był nadmiernie próżny i nie przywiązywał specjalnej wagi do swojego wyglądu, to postarzenie się o jakieś sześćdziesiąt lat nie sprawiło mu szczególnej przyjemności. Był już naprawdę zrezygnowany, ale postanowił spróbować ostatniej rzeczy - gry na średniowiecznych instrumentach. Zawsze go fascynowały i nie mógł przepuścić takiej okazji! W udziale przypadł mu akordeon - trudny instrument, Raphael zawsze podziwiał paryskich grajków, siedzących na ławkach i wygrywających przeboje Edith Piaf. Jak można się połapać w tych wszystkich klawiszach, guziczkach i jednocześnie pilnować harmonii? Wydawało się to bardzo skomplikowane, jednak Raphael zawsze miał dobry słuch, znał się trochę na nutach, a poza tym - był Francuzem, a jaki instrument bardziej pasuje do tego narodu niż akordeon właśnie? Szybko podłapał, w czym rzecz i z wyraźną przyjemnością wygrywał różne melodie - głównie francuskie, a instruktorka nie chciała uwierzyć, że nigdy wcześniej nie próbował gry na tym instrumencie. Taka z niego zdolna bestia!
Konkurencja: Strzelanie z łuku Wylosowane kostki: 2, 5, 4
Spojrzał na Nep i wzruszył ramionami przybierając tak samo nieodgadnioną minę jak i ona. Sam miał problem z określeniem, o co może chodzić siostrze. Gemma niczym rącza gazela przeskakiwała między ludźmi by zniknąć, a następnie kilkoma sprawnymi susami znaleźć się z powrotem w pobliżu. Nie załapał, po co nagle zwiała, by po minucie, może dwóch zająć to samo miejsce, jednak nawet sylaba nie opuściła jego ust w pytaniu. Cóż, koty mają swoje własne ścieżki zupełnie tak jak niektórzy ludzie, poza tym Sween widział dzisiaj już tyle dziwnych rzeczy, że to akurat zdawało się błahostką. Najlepsze przecież miało nadejść… Siostra bliźniaczka? Tu, teraz, tak blisko? Bullshit jak mugolskie bajki o polach kapusty i bocianach. Dziewczyna zachowywała się zupełnie, jakby miała to przygotowane. Ha, dał się nawet nabrać na jej zdziwienie ich natarczywym zachowaniem, a tu proszę, proszę. Zagrała tak głupią kartę, że przez chwilę Sweeney’owi aż było szkoda siostry. Czy ona na serio myślała, że jak zacznie gadać głupoty ten się nie zorientuje w czym rzecz? Nie to, ze chciała uciec, czy coś w tym guście. Widać miała wybitny humor na żarciki, postanowił więc zażartować i on. Puścił oczko w kierunku Tuny, by nie zareagowałą zbyt pochopnie na to, co zamierzał zrobić. Doskonale znał każdą z reakcji Eiv na niespodziewane zagrywki. Wiedział, gdzie chwycić i co powiedzieć, by wywołać pożądaną reakcję. To musiał jej jednak przyznać – widać sługo i sumiennie przygotowywała się do takiej sytuacji, bowiem nawet otwartość na ludzi miała zupełnie nie eivową. To postawiło przed Henleyem kilka znaków zapytania, strząsnął je jednak z pola widzenia zdecydowanym ruchem głowy i zaatakował. - Mmm, wierzę Księżniczko. Mówiąc to, jego ręka nagle znalazła się na wysokości klatki piersiowej Gemmy, palce zaś rozciapirzyły się i zatopiły w materiale jej ubrań. Bezceremonialnie i bezpardonowo schwycił jej pierś, usta ściągając z wąską linię i patrząc jej wyzywająco w oczy. [i]No takej Eivi, spójrz na mnie jak na debila i spytaj się, co do kurwy wyprawiam. Odsłoń się.[/b] Całkiem poważny na twarzy nie zabierał kończyny aż zaatakował go głos z boku, a on zaskoczony odwrócił głowę. Co do…?! Oto bowiem stała przed nim druga Eiv, która nie dość, że potwierdziła wcześniejsze słowa Eiv pierwszej, to przylepiała się do boku Leightona. Sweeney oszalał. Zgłupiał kompletnie i oniemiał. Dłuższą chwilę zajęło mu zorientowanie się kim właściwie jest i co tu robi. Ma gacie Merlina, czego jeszcze się dzisiaj dowie? Może na domiar złego zaraz przedstawi mu się jakiś typek twierdzący, że jest jego bratem i szuka matki?
Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko i jednocześnie było zbyt dziwaczne. Bo oto przed nią stała Eiv, która twierdziła, że wcale Eiv nie jest. Musiała chyba chodzić na jakieś zajęcia z aktorstwa, bo jej gra jak dla Tuny była całkiem przekonująca. Nie miała zamiaru się jednak dać na to nabrać. Skąd niby nagle Eiv miałaby wziąć bliźniaczkę? Przecież to nie tak, że wchodzisz do sklepu zamawiasz jedną i na drugi dzień kurierem Ci ją dostarczają. Prawda? Prawda, Tuna coś o tym wiedziała, sama przecież miała siostrę zrodzoną w tym samym dniu, na jej szczęście Urane była całkiem różna. Dramaty z myleniem jednej z druga ich nie dotyczyły. I dobrze. Stała tak, patrząc jak EivniejestemEivtylkojejsiostrą zniknęła na chwilę w tłumie, by zaraz powrócić. Zerknęła na Swen'a a on posłał jej oczko. Tuna odetchnęła, czując, że chłopak znalazł już sposób na to, by całą to farsę skończyć. Co prawda nie spodziewała się takiego zachowania. Uchyliła lekko usta, gdy dłoń Henleya zacisnęła się na piersi Eiv. Zaraz jednak usta zamknęła, nie mogła jednak odgonić lekkiego uczucia zazdrości, które zagościło w jej sercu. Było ono nie tyle co złe ile idiotyczne, przecież nie chciała, żeby Sweeney obłapywał ją przy ludziach. Chyba. W każdym razie, gdy już jej się wydawało, że cała farsa zostanie zaraz przerwana jakimś zabarwionym niecenzuralnie zdaniem obok nich odezwał się głos. Eiv'owy głos. Tuna miała ochotę przetrzeć oczy, ale powstrzymała się pokonując jedynie spojrzeniem drogę kilka razy od Eiv i nieEiv. W dodatku Eiv stała z Jupiterem, pytając czy go znają. Tuna pokręciła głową i zamrugała kilka razy. -do jasnej, jak mogłabym nie znać brata?-przeszło jej przez głowę, ale zniknęł w chwili gdy z ust gryfonki padły kolejne zdania. -Od dziś? CO? - nie wytrzymała w końcu Tuna wyrzucając z siebie dostatecznie głośno, by usłyszeli ją wszyscy zainteresowani i kilka osób na około. Spojrzała na Swen'a ale on wyglądał na równie zdezorientowanego co ona. Zerknęła też na swojego brata, na którego obliczu widniał rozanielony uśmiech, by finalnie spojrzenie swoje skierować na przyjaciółkę w nadziei, że w końcu ktoś powie coś, co ma sens. Albo nada sens temu wszystkiemu.
Kurs: Średniowieczne instrumenty Wylosowane kostki:6 5 instrument Cymbały Dostajesz 3 punkty kuferkowe do zdolności artystycznych oraz umiejętność podstaw gry na danym instrumencie średniowiecznym.
Gryfonka jednak się nie zniechęciła aby wziąć udział w kolejnym konkursie,wiec tak były już toporki i łuk czas na jakąś muzykę,jeszcze zaliczymy to stoisk i może jeszcze jedno i chyba koniec na dziś. Zawsze liczy się dobra zabawa nie ważne czy sama czy z kimś. W końcu udała się do stoiska z instrumentami wybrała cymbały,łał..świetnie Celly szło nawet dość dobrze i o dziwo szybko załapała na czym to polega. Gryfonka grała całkiem te proste ja i trudne jak i dość skomplikowanie utwory.No ale wiadomo człowiek uczy się na własnych błędach ale to mało istotny znaczący szczegół. Liczy się to ze instruktorka jest pod wielkim wrażeniem. Wszystkie konkursy poszły jej całkiem nieźle,zadowolona z kolejnego konkursu poszła szukać swojej drugiej polówki na czas Merliniady.
-Nauczę. -Powiedziała poważnym tonem i skinęła lekko głową na znak, że rozumie, po czym znów się roześmiała. I pewnie śmiała by się tak jeszcze przez długi czas, gdyby...właśnie. Gdyby włosy Sama nie zmieniały magicznym sposobem swojego koloru. Na zielony! Serio, rudy jeszcze znosiła. W zasadzie nigdy jej zbytnio nie przeszkadzał, a nawet uważała, że dodawał mu pewien urok, ale zielony? W ogóle co się stało i kto to zrobił? Podeszła do niego parę kroków i ze zmarszczonymi brwiami dotknęła niesfornej czupryny. -Sol, tak jakby... -Zaczęła i ciężko westchnęła. -Eee, nie wiem o co chodzi, ale twoje włosy są zielone. -Szybko dokończyła wzruszając ramionami i się uśmiechając. Cóż, Urane z każdej, nawet tej najbardziej beznadziejnej sytuacji potrafi wyjść z uśmiechem na twarzy. Stali tu teraz na samym środku, ona z wąsami, a on z pomarszczoną twarzą i zielonymi włosami, ale wiecie co? Dla takiej przyjaźni warto zrobić z siebie idiotów przed całą szkołą, uwierzcie mi. -Ja raczej talentu do muzyki nie mam... -Już nie raz próbowała przecież udowodnić rodzicom, że ona od Neptune nie jest gorsza i też potrafi na czymś grać. Za każdym razem kończyło się to jednak narzekaniem każdego z dość licznej rodziny Leightonów, zabawne nie? -Ale zawsze możemy spróbować. -Dodała i przytuliła się do niego. Tak po przyjacielsku, a co!
Kurs: Średniowieczne instrumenty Wylosowane kostki:1, 1 (Jeden punkt zdolności artystycznych)
No to ustalone! Ona go będzie uczyć szermierki o on jej haftu. Układ idealny po prostu! Poczuł jakieś mrowienie w czubku głowy. W pierwszej chwili nawet nie wzwrócił na to uwagi, bo przecież tyle dookoła się dzieje, żeby przejmować się tym, że głowa go zaswędziała, prawda? Ale chyba to było coś więcej, bo Urane zwróciła mu uwagę na to, że włosy zmieniły mu kolor. Na zielony! Ze wszystkich kolorów musiały mu się zmienić na ten, w którym mu najgorzej. Zaklął szpetnie. Niech no tylko tego żartownisia dorwie to mu nóżki z dupy powyrywa! Ot co! - Bardzo głupio to wygląda, prawda? - zrezygnowany, westchnął i pytająco spojrzał na koleżankę. Musieli zabawnie wyglądać, ona wąsata, on zielony i pomarszczony. Westchnął jeszcze raz, po czym się uśmiechnął. Jest festyn i nie ma co się dołować głupotami. - Hej, a ja mam talent od muzyki? Nie mam za grosz, ale są Merilniady i musimy się zabawić! - odwzajemnił uścisk, po czym zaprowadził ją do stoiska, na którym prowadzone były zajęcia z gry na instrumentach. Dostał dudy, ze wszystkich dostępnych instrumentów ten durniej wyglądający, ale nie zbiło go to z tropu. Najpierw uważnie obserwował instruktorkę a potem przystąpił do pierwszych prób. Jak się okazało równie nieudanych jak w przypadku szermierki, bo niezależnie jak dmuchał i chuchał to dudy wdawały z siebie odgłos przydeptanej kozy, który nijak nie przypominał tego, co z instrumentu wydawała nauczycielka. Poddał się w końcu i odłożył dudy na bok. - Urane, teraz twoja kolej - zachęcił dziewczynę. - Na pewno nie pójdzie ci gorzej jak mi a jak spróbujesz to w nagrodę kupię ci pluszowego smoka, ot co! - dodał.
Bardzo mu się podobały takie czułości ze strony Eiv, choć oczywiście w normalnych warunkach uznałby je za co najmniej dziwaczne i niezręczne. Ale nie oszukujmy się - w normalnych warunkach ona też nie traktowałaby go w ten sposób. W końcu byli przyjaciółmi, a nie parką zakochanych w sobie gryfonów. Choć teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że teraz ta dwójka poza sobą świata nie widzi. I tak było. Dla Jupitera teraz nikt inny się nie liczył. Zapomniał o tłumie osób dookoła, zapomniał o Merliniadach, swych obrażeniach i innych rzeczach. Teraz liczyła się Henley, którą namiętnie całował i której policzki ujął w swoje dłonie. A kiedy ta się od niego odsunęła, uśmiechnął się szeroko, by odgarnąć kosmyki jej ciemnych włosów za uszy. Randki? Tak, poproszę. Z tak cudowną istotą zawsze i wszędzie! W zasadzie to mogliby już się nigdy nie rozstawać... - Tak, tak, koniecznie! - przytaknął entuzjastycznie (on i entuzjazm? Ostro!) na jej propozycję, ale potem trochę posmutniał, bo pociągnęła go w stronę swego brata, jego siostry i... takiej samej wersji siebie samej, świetnie. Leighton popiera, nawet pokiwał głową z uznaniem. Im więcej Eiv tym lepiej dla niego i dla całego świata! Biedaczek, w ogóle nie ogarniał, co się dzieje między tymi wszystkimi ludźmi. Że każdy z nich przeżywał swój dramat, a on jedyne, o czym myślał, to aby pobyć sam na sam ze swą towarzyszką, bo tak bardzo ją kochał. - Tak. Jesteśmy parą. Możecie nam gratulować - powiedział do wszystkich z wyraźną dumą w głosie, zupełnie ignorując panujące nastroje i to, co się przed chwilą wydarzyło, ale nie będę wyprzedzać faktów, bowiem Gemma opisze to w swym poście, ot co. - Kochanie, może pójdziemy stąd? - zasugerował konspiracyjnie gryfonce na ucho, bowiem autorce nie uśmiecha się pisać ze swym multi, soreczka.
Kiedy usłyszała pierwszy raz o Merliniadach, wiedziała, że koniecznie chce na nie iść. Ale kiedy nadszedł dzień zabawy, całkiem wypadło jej to z głowy. Skutkiem tego był fakt, że kiedy pojawiła się na miejscu, wszystko trwało już w najlepsze. Było mnóstwo ludzi i jeszcze więcej różnych konkursów i kursów. Wiedziała, że chce wziąć udział we wszystkim, nie miała tylko pojęcia, od czego zacząć. Ostatecznie zdecydowała, że zacznie od konkursu na strzelanie z łuku. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale była pełna entuzjazmu. Lubiła takie rzeczy. Nowe, dziwne. Nie bała się, że zrobi z siebie pośmiewisko, w końcu nie ona jedna próbowała tego po raz pierwszy. Przed chwilą nawet widziała, jak komuś strzała z łuku wypadła zaraz przed strzałem, więc przecież gorzej sobie nie poradzi, co nie? Złapała łuk. Jej uchwyt został nieco poprawiony, za co uśmiechnęła się z wdzięcznością. Może dzięki temu pójdzie jej lepiej, kto wie. Założyła pierwszą strzałę. Skoncentrowała się mocno i… Jest! Pierwsza poszła dobrze. Teraz druga. Chwila skupienia… Drugą też się udało! A kiedy żadna ze strzał do niej nie wróciła, uśmiechnęła się szeroko. Czuła, że dzisiaj ma szczęście. Popatrzyła przez chwilę, jak inni strzelają i poszła dalej. Następny w kolejce był konkurs rzucania toporami. Uznała, że to wystarczająco podobne do strzelania z łuku, żeby wziąć udział. Kiedy jednak wzięła do ręki pierwszy toporek, zmieniła zdanie. Był ciężki. Naprawdę ciężki i nieporęczny. Zamachnęła się i co prawda trafiła w tarczę, ale ledwo. Miała nadzieję, że chociaż z drugim pójdzie jej lepiej, ale gdzie tam. Wzięła głęboki wdech, zamachnęła się, rzuciła i… Toporek w locie zamienił się w lwa. Lwa! Normalnego, wielkiego, agresywnego lwa, który wyglądał, jakby chciał ją zaraz zjeść. Wrzasnęła i cofnęła się o kilka kroków. Potknęła się i o mały włos nie wylądowała na zadku. Wtedy to już na pewno by ją zabił, przeklęty kocur. Wyciągnęła szybko różdżkę i zaczęła szybko szukać w głowie zaklęcia, które by się tu nadawało. - Petrificus Totalus! - krzyknęła, unieruchamiając zwierzę. Nie czekając na dalszy ciąg, uciekła. I nie zamierzała wracać. Po tym koszmarze usiadła na chwilę na ławce, żeby odetchnąć. Kto by pomyślał, że przez jakiś konkurs może być zagrożone jej życie! Miała nadzieję, że następne nie będą już takie groźne. Nie była przekonana, czy chce w nich uczestniczyć, ale w sumie nie mogła się oprzeć. Tym bardziej, że konkurs pod patronatem założycielki jej domu zostawiła sobie na koniec, nie mogła więc teraz odpuścić. Wybrała się na konkurs jedzenia. Uznała, że dobrze jej zrobi napełnienie żołądka. No tak czy nie? Poza tym tu jej się nic nie mogło stać. Tym bardziej, że lubiła placki dyniowe. Zapowiadało się dobrze. Usiadła przy stole i obrzuciła wzrokiem stos placków, który miał znaleźć się w jej brzuchu w jak najkrótszym czasie. No dobra. Da radę. Dwanaście to nie tak dużo, nie? Wystartowała równo z zegarem. Jeden, drugi, trzeci… Nie było łatwo. W pewnym momencie aż ją szczęka zaczęła boleć od tego przeżuwania. Bała się, czy ją skurcz gdzieś nie złapie, bo to byłby koniec, ale nie. Obyło się bez tego. Dziewięć, dziesięć, jedenaście i już, już zabierała się za dwunasty, kiedy skończył jej się czas. Była zła. Tak troszkę. No bo tak mało jej zabrakło! Kiedy próbowała wstać od stołu, okazało się, że to nie takie proste. Była tak pełna, że ciężko było jej się ruszyć. W końcu przy kolejnym podejściu jej się udało. Miała wrażenie, że można by ją przewrócić i toczyć jak piłkę. I tak pewnie byłoby wygodniej! Postanowiła zrobić sobie przerwę. Na ostatni konkurs jeszcze zdąży, a teraz sensowniej byłoby czymś to zalać, żeby szybciej było lżej. Przez chwilę myślała o alkoholu, ale uznała, że nie ma ochoty. W końcu wzięła rdest ptasi. Podobno pomaga na trawienie, to jak znalazł. Położyła się na ławce i powoli sączyła napój. Minęła prawie godzina, zanim poczuła się na siłach wrócić do zabawy. Z konkursów został jej ten najważniejszy, nie mogła go opuścić. Poza tym kiedy tak leżała i obserwowała wszystko, dostrzegła miejsca, gdzie przeprowadzali jakieś kursy. Na nie też chciała iść! Ale najpierw jeszcze ostatni konkurs. Nie była pewna, czy ma na to siłę, ale była zawzięta. Całość wyglądała na dość trudną. Uklękła przed miską, pochyliła się i włożyła ręce do tylnych kieszeni dżinsów. Policzyła w myślach do trzech i zaczęła konkurencję. Szło jej koszmarnie. Jabłka uciekały jej z buzi, nie mogła ich złapać, a kiedy czas się skończył, okazało się, że wyłowiła tylko trzy. Skrzywiła się. Nie tak to miało wyglądać. Gorzej, że usłyszała jakieś żartobliwe komentarze na swój temat. Zmarszczyła brwi i ostrożnie uniosła dłonie do twarzy. Nie była pewna, co właściwie czuje pod palcami, więc szybko wstała i zaczepiła jakąś dziewczynę, prosząc o pożyczenie lusterka. Kiedy się w nim przejrzała, aż zaniemówiła. Wyglądała jak stuletnia staruszka! Jej twarz była pokryta siatką zmarszczek tak głębokich, że nie wiedziała, co powiedzieć. A zwykle była przecież nieźle wygadana. Ktoś jej powiedział, że to tylko do końca imprezy, o tyle dobrze. No trudno, to tylko zabawa, prawda? Nie można się przejmować niepowodzeniami. Dlatego właśnie nie czekając ani chwili poszła na kurs haftowania. Chciała najpierw na szermierkę, ale wolała jednak zacząć od czegoś spokojniejszego, żeby odsapnąć po dotychczasowych przygodach. Kurs prowadziła staruszka, która wyglądała na przesympatyczną, chociaż właściwie Vi nie była pewna, która z nich ma obecnie więcej zmarszczek. Zabawna świadomość. Swoją drogą zastanawiała się, czy te jej zmarszczki były z kategorii tych raczej sympatycznych, czy może raczej groźnych. Musiała kogoś spytać, koniecznie. Wyciągnęła różdżkę i uważnie popatrzyła, jak to wszystko robi instruktorka. Wyglądało na całkiem proste. Powtórzyła zaklęcie i ruch nadgarstkiem. Udało się! Igła z nitką tańczyły, aż miło. Zabrała się więc za właściwe haftowanie. Wzór, który miał pojawić się na płótnie, to herb Hogwartu - czyż nie byłoby miło dać komuś takiego pięknego dzieła w prezencie? Tyle że chyba podeszła do tego zbyt pewnie, bo nitka nagle zaczęła się niemiłosiernie plątać i co chwilę rwać. Trochę zaczęła tracić cierpliwość. Kiedy wreszcie skończyła, efekt końcowy wyglądał strasznie. Nijak nie przypominało to herbu, który tak bardzo starała się wyhaftować. Wcisnęła płótno do kieszeni ramoneski i szybko odeszła na następny kurs. Wybrała kurs średniowiecznych instrumentów. Lubiła i umiała grać na gitarze, więc uznała, że to powinno być łatwe i przyjemne. W sumie może byłoby prościej, gdyby dostała jakąś lutnię czy coś podobnego do gitary, ale nie, padło na akordeon. Trochę szkoda, bo ani to ładne, ani romantyczne, duże, nieporęczne i pewnie nigdy nie będzie na tym grać. Ale spróbować można, tak czy nie? Właśnie. Tak więc wzięła instrument i zaczęła próbować grać. Szybko załapała, na jakiej zasadzie to działa i proste melodie wychodziły jej naprawdę dobrze, ale trudne ją przerastały. Cóż, nie można za wiele oczekiwać po przyspieszonym kursie, także i tak było dobrze. Była już zmęczona i nie była pewna, czy ma ochotę podejść do ostatniego kursu. Z drugiej strony gdzieś niedaleko mignęła jej Robin Hunt, więc pomyślała, że może mogłaby się z nią pojedynkować. Widziała, jak inni to robią, mimo że dopiero uczą się szermierki, więc chętnie też by spróbowała. Pierwszy etap kursu obejmował przebranie się. Sięgnęła więc po strój i zaczęła go na siebie zakładać. Jakoś podejrzanie łatwo szło, coś jej nie pasowało. Kiedy już go całkiem wciągnęła, okazało się, że jest za luźny, a do tego zapach, który rozchodził się dookoła, wyraźnie pochodził właśnie z niego. A taką miała nadzieję, że naprawdę gdzieś w pobliżu spacerowała jakaś zabłąkana krowa… Liczyła jednak na to, że paskudny kombinezon nie przeszkodzi jej w dobrym rzuceniu zaklęcia. Uniosła różdżkę, wypowiedziała formułę zaklęcia i… nic. Nie miała pojęcia, co poszło nie tak, więc poprosiła rycerza o pomoc. Dzięki temu poszło już o niebo łatwiej. Ostatnia nadzieja w trzecim etapie. Miała walczyć. Tyle że floret zupełnie jej nie słuchał, jak bardzo by się nie starała. Zgodnie z sugestią, zaczęła próbować dodatkowym zaklęciem. - Bolate Acendelai - rzuciła, wierząc, że to zadziała. Ale nie. Powtórzyła więc formułę zaklęcia. Wciąż nic. Dopiero za piątym razem jej się udało. Piątym! Przynajmniej teraz była gotowa do walki z prowadzącym. I bardzo się starała, ale oczywiście nie miała szans. Miała jednak ogląd na to, jak taki pojedynek powinien wyglądać. Dlatego była pewna tego, że chce wyzwać Robin. Teraz szło jej lepiej. Może fakt, że Gryfonka też dopiero się uczyła, nie był onieśmielający i to pomogło? A może po prostu już się trochę wprawiła. Grunt, że poszło jej całkiem nieźle, sam instruktor to przyznał. No i trafiła dziewczynę aż pięć razy!
Konkurencja: Strzelanie z łuku Wylosowane kostki: 5+5=10; 2