W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Uniosła brwi. Aha. Czyli.. Pojawili się dawniej, niż sto lat temu? Ok, nieważne, pewnie i tak tego nie zrozumie. Cholerna genealogia! -To nie ja go sobie wybrałam, to przede wszystkim. Poza tym, czy męża nie powinno się kochać? - aha. Właśnie zorientowała się, że on ma zupełnie inne podejście do małżeństw niż ona. Po pierwsze - jest mężczyzną. Po drugie - jest mężczyzną sprzed sześciuset lat. Wtedy miłość i małżeństwo wyglądały.. inaczej. -Taka ze mnie dobra żona jak z Ciebie łabędź. - wyjaśniła w końcu.
Zacisnał usta w wąską kreskę. Ohoho. Amelie miala obrazoburcze poglądy! Czas na kazanie! -Ja kochalem moją żonę. Szaleńczo. I mnie otruła. Gdybym poslubil dziewczynę wybrana przez rodzine i mi przeznaczoną, dozylbym starości i miał dzieci i wnuki.- odparł z jakaś bardzo bardzo smutna goryczą. -Jesli mężczyzna nie ma wielkich wad, miłość jest nieważna. Przychodzi sama po nocy poslubnej.- obwiescil z głębokim przekonaniem. Potem zaś złagodniał nagle, spogladajac na sliczna twarz, złote włosy i niewinne oczy dziewczyny. -Uwazam, a mam duże doswiadczenie, ze bylabys cudowna żona.- szepnal dziwnie marzycielsko.
Również zacisnęła usta. Taktak super kochałem blablabla, no miałeś akurat do niej wyjątkowe nieszczęście, a mając wnuki i dzieci i starość wszystko byłoby super? Patrzyła na niego z rękoma założonymi na pięściach i wyjątkowo zaciętą miną - teraz naprawdę wyglądała jak mała słodka dziewczynka. Miłość jest nieważna? Jak to? Na jego następną uwagę jej twarz przyznała niesłychanie ciekawy wyraz. Zwłaszcza oczy, które ze zdziwienia momentalnie zrobiły się co najmniej dwa razy większe. Że co? Chyba.. Nie, to niemożliwe, żeby była tak pruderyjna! Chyba spąsowiała. Nieee, to na pewno od chłodu! Jego ostatnia kwestia już zupełnie zbiła ją z pantałyku. -..... To ja już mówiłam, że od Twoich czasów jednak sporo się zmieniło? - rzuciła, chcąc jakby zmienić temat.
Uśmiechnął się nieco ironicznie i nachylil do przodu, aby spojrzeć Amelie prosto w oczy. Bardzo przenikliwie. -Nie, Amelio. Obserwuje ludzi i chociaż zmienia się sposób zawierania małżeństw i kojarzenia par, rzeczy o których mówię, się nie zmieniają. Wszystko co prawdziwe przychodzi po nocy poslubnej, i pewnie jeszcze prawdziwsze po pierwszym dziecku, ale tego już nie dozylem. Zauroczenia są ulotne i klamliwe, a Ty...Ty i teraz i wtedy bylabys najwspanialsza żona a Twój wybranek najwiekszym szczesciarzem.- urwał na moment, zapalony. Delikatnie położył dłoń na ramieniu Amelie i dodał ciszej. -Bo tu nie chodzi ani o gotowanie ani o urodę, tylko o to, co wewnątrz.
Brrr. Miała wrażenie, że uczuła nieco chłodu nawet na swoich oczach. Mimo to nie cofała wzroku i chyba robiła się coraz bardziej różowa. Po nocy poślubnej? -Dlaczego uważasz, że noc poślubna wszystko zmienia? - nie rozumiała takiego podejścia. Dziecko... Niby tak. Ale przecież wszystkie małżeństwa się teraz rozpadały, nawet te z dziećmi. No, jej nie mogłoby się rozpaść, świetnie, JESZCZE LEPIEJ. -Więc kojarzenie ma być bardziej trafne, niż zauroczenie? Tak samo bezsensowne. - przyznała, wydając się jeszcze bardziej zaciętą. Na jego "pewność" pokręciła głową z niedowierzaniem. No, ostatnia uwaga dała jej przynajmniej szansę na to, aby się odgryźć. -Ach, to chyba, że tak. Moje wnętrzności są z pewnością w jak najlepszym porządku. - skonstatowała. Ech, Amelio, Amelio..
Przewrócił oczami, ale zaraz znowu złagodniał. -Mam na myśli duszę.- odparł cicho. Zaś jej pytanie o noc poslubna ewidentnie go rozbawilo. -Bo można sie pozbyć tlumionych fantazji, przeżyć piękne chwile i zacząć z czysta karta!- wyjaśnił lekko. -A zauroczenie...działa na zasadzie zwierzecefo magnetyzmu i niczego wiecej. Kojarzenie bierze pod uwagę charaktery, dopasowanie, wady...
Też przewróciła oczami. Niestety, Emil nigdy nie będzie mógł dorównać efektowi, jaki uzyskiwała, przewracając dużymi oczami, które okalał wachlarz gęstych rzęs. Hm. Nagle poczuła niewyjaśnialną chęć poznania jego reakcji na pewną odpowiedź, która przyszła jej do głowy. -Wątpię, aby noc poślubna dla kogoś kto ten "pierwszy raz" ma już za sobą miała jakiekolwiek znaczenie. - odparła z przekorą, która mogłaby się mu wydać.. Szokująca. Czyżby Mademoiselle de Cheverny miała swój NIEŚLUBNY (grzeszny!!!) "pierwszy raz" w poczcie swoich osobistych doświadczeń?!! -Nieprawda i nieprawda! - wyrzuciła z siebie zniecierpliwiona. O, zaczęła bogato gestykulować rękoma. Słodkie. -Przecież może nas zauroczyć czyjaś delikatność. Subtelność. Wrażliwość. Nie tylko uwydatnianie męskości i bezwzględności. -.. na co kobiety wprawdzie leciały najbardziej. Ale.. Ale to nie była reguła, tak? A o to się właśnie sprzeczają, no. -A Ci ludzie.. Oprócz tego, że nasze rodziny zawierają małżeństwa od dawien dawna, przecież nie mogą mieć o mnie najzieleńszego pojęcia. Chyba jedyna rzecz, którą mają - o ile w ogóle ją mają - to moje zdjęcie. Na temat mojej "wspaniałej osobowości" można byłoby nagadać im przecież dosłownie cokolwiek. - westchnęła ciężko. Nieważne. I tak go nie przekona, miał sześćset lat na miłość boską, miałaby w kilka chwil odwrócić jego pojmowanie tematu małżeństw do góry nogami? -Wiem, co miałeś na myśli. - odparła wzdychając. Tak tylko się z nim droczyła. Ale.. Ale! A może jednak nie mogła być tego pewna? Spojrzała na niego przenikliwie, zdjęta narastającym zaciekawieniem. Czy Emil mógł widzieć.. Ludzkie dusze? Czy sam był duszą? Czy dusze istniały?
Co? Co?! Cooooo?!?!!! Pierwszy raz?! Wyglądał jakby Amelie wymierzyla munsiarczsty policzek. I na jakoś głęboko zranionego. -W takim razie nie mamy o czym rozmawiać.- rzucił chlodno. Ale wbrew sobie kontynuował. -Wtedy nie widzi się całości, tylko te jedna cechę. Może swaty nie są idealne, ale unika się wtedy życiowych błędów.- pouczyl, zastanawiając się czy można by go uznać za delikatnego i subtelnego. Oby!!!
Kobieta uniosła brwi i siedziała nieruchomo z rękami założonymi na piersiach wpatrując się w Emila. -Dlaczego MY mamy nie mieć o czym mówić? - dopytała nieco zażenowanym, nieco zniecierpliwionym tonem. A podobno to kobiety nadinterpretowują. Na jej ustach zagościł dziwny uśmiech. To słodkie, że tak zmartwił się o jej cnotę. -Nieważne. Sama mam zamiar znaleźć sobie męża, i to tak późno, jak to tylko będzie możliwe. W końcu, trzeba się bawić! - skonstatowała, idąc bezustannie w zaparte. Nie była stuprocentowo pewna jakże radosnej doktryny, którą wygłosiła, ale była dość logiczna.. Nie?
Schowała jaszczurkę do kieszeni swojej koszulki, będzie tam sobie chodzić. - Dzięki... - Wzięła bluzę od Davida i otuliła się ją. Jaki on miły... I taki fajny... Wtuliła się trochę mocniej w bluzę, było jej dość zimno. - Zanim ja tu przyszłam, aż tak nie padało... - Przyznała się. - Ja też lubię deszcz... Dzięki niemu, gdy byłam mała urosła mi roślinka... Tulipan... - powiedziała. - No, ale przyznam ci rację, jest taki jaki jest. Uśmiechnęła się do Davida, zawsze dodawało to ciepła. - Z chęcią pójdę z Tobą, nie mam zamiaru stać dłużej w tym zimnie i w tym... deszczu... - Powiedziała i uśmiechnęła się.
Jego mina momentalnie się odmieniła. Na coś pomiędzy bezgraniczną radością a bezgraniczną ulgą. Uff! Odetchnął, uspokojony. Chociaż jej filozofia była nieco niepokojaca. -Az się zestarzejesz i nie znajdziesz nikogo.- postraszyl. -W małżeństwie tez można się bawić.
A Ty brzmisz jak ktoś, kto po prostu boi się odpowiedzialności, milosci lub mężczyzn.
Przecież nie powiedziała, że jest dziewicą! Nic nie powiedziała. Czyli w teorii cały czas tworzył nadinterpretacje jej słów. -Możliwe, trudno. - uznała, spoglądając na niego z niedowierzaniem. Bawić się w małżeństwie, a to Ci dopiero. No tak, on był tego najlepszym przykładem. Szkoda, że długo się nie pobawił. -Gdy nadejdzie czas na dzieci, z pewnością bardziej zainteresuję się tematem. - niezła wymówka, która w teorii powinna kończyć rozmowę na ten temat. Ostatnich przecież nie bała się wcale. Dwóch pierwszych - raczej.
Chciałby zadać pytanie czy była w końcu ta dziewica czy nie.. Ale nie wypadało. Echhh! -Jako stara panna będziesz żałować.-ostrzegł. -A dzieci nie powinno się odwlekac. Ja odwlekalem i puff, nie mam!- orzekł groźnie. Chociaż dla niego to lepiej, ze Amelie jest panna. Może ja chronić i podgladac w kąpieli!
-Dzięki, cieszę się że tak świetlanie widzisz moją przyszłość. Chcę mieć pewność, że będę na nie gotowa. - przyznała. Czasy się zmieniły. Chciała pracować, poznawać nowych ludzi, a nie ledwo co się spełniać jako część świata magicznego wychowując dzieci i żyjąc w cieniu męża-również-czarodzieja. I jak na złość w tej samej chwili pomyślała o tym, że gdy tylko wróci do zamku - weźmie gorącą kąpiel. Robiło się odrobinę chłodno!
A może to złamane serce?! -Bylas już kiedyś zakochana?- wyrwalo mu się nagle, ledwo o tym pomyślał. Chciaz polprzezroczysty, od razu niemal się zaczerwienil. Spuscil ze wstydem wzrok. -Wybacz. Zapomnij. To....było vardzo niestosowne pytanie, przepraszam.
-Niezupełnie. Nie szkodzi. - wyjaśniła, nieco mimo wszystko okazując nagłe zgaszenie. Niezupełnie. Nie potrafiłaby zdefiniować miłości i nazwać miłością tego, co przeżyła. Zauroczenie? A mimo to coś więcej. Bywało różnie. A Mor.. Nie, nie ciągnijmy tego tematu. -Nie. To chyba znaczy, że nie. - a czemu pytał?
Przypatrywał się jej badawczo. Usmiechnal się z ulga. -Nie, nie bylas.- i dobrze! Ale... -Ale wygladasz jakby jakieś niespelnione zauroczenie zranilo Ci serce, poslubiajac inna albo wyjeżdżając do Australii.- osmielil się dodać vardzo cicho.
-Nie. - skwitowała krótko. Wybacz Emilu, ale o tym już naprawdę nie chciałabym rozmawiać. Nikt nie wyjechał do żadnej Australii, ech. Skąd z taką pewnością wiedział, że nie była zakochana? Przecież nawet ona tego tak naprawdę nie wiedziała. Ale może on znał się lepiej. Dużo więcej przeżył. A raczej - zobaczył. Jego przeżycia szybko doprowadziły go do śmierci, niestety. -Po prostu chciałabym w pełni móc decydować. - uznała.
Rozesmial się z nieskrywanym rozbawieniem. Coś śmiesznego przyszło mu do głowy. -Zdradze Ci sekret, Amelio.- szepnal, nachylajac się nad nią konspiracyjnie. -PRAWDZIWY mężczyzna potrafi decydować tak aby kobieta miała wrażenie ze to ona decyduje. Ani się obejrzysz a będziesz usidlona!- obwiescil, patrząc jej prosto w oczy. Ooo, gdyby był żywy on chętnie by ja usidlil! Szkoda...
-Słucham niewymownie uważnie. - odszepnęła, zakładając ręce na piersi i z lekkim uśmiechem nachylając się tak, aby słyszeć lepiej. Ohohoho, i tak właśnie zaczyna się mini wojna płci! Wyglądała tak, jakby jego śmiała teoria ją oburzyła. Zadarła nieco nos, uniosła podbródek, ręce zacisnęły się jeszcze mocniej tuż pod biustem i właśnie z takiej perspektywy zaczęła mu się podejrzliwie przyglądać. -Doprawdy? Nie wydaje mi się, aby poskromienie złośnicy takiej jak ja mogłoby się udać jakiemukolwiek mężczyźnie chodzącemu po tym świecie. - obwieściła dumnie, czyniąc z tego niemal postanowienie. Jeszcze zobaczymy, kto kogo będzie usidlał!
Uniosl brwi, zastanawiając się, czy jego egzystencje należy zalezyc do chodzenia, czy do fruwania. Wzruszyl ramionami. -Moze masz racje...-przyznał bardzo niechętnie, zerkajac nieznacznie w dół. Ohohoho. Amelie nieświadomie nachylila się tak, ze mi doskonały widok!
Był to jeden z cieplejszych dni w tym miesiącu. -Emil co ty robisz nad jeziorem? Kąpać się chcesz? Zaśmiał się. Usiadł przy drzewie poprawiając włosy które były krótkie. Siedział pod drzewem i zobaczył kamień płaski. Przypomniał sobie że mugole rzucają tym w wodę i kamień skacze. Można spróbować. Wziął zamach i rzucił a kamień zrobił trzy odbicia od wody i spadł na dno. Nie było to dobre jezioro do kaczek gdyż woda falowała. Stał jeszcze chwilę i usiadł ponownie pod drzewem.
-Pewnie, że mam. I żaden mężczyzna nie powinien kwestionować jej w sposób tak śmiale bezpodstawny. - wyrecytowała, spoglądając nań z "wyższością". Roześmiała się perliście, i.. Och. Zerknęła na mężczyznę. Kto to był? Uniosła brwi. Nieelegancko wtrącił się w rozmowę! -To.. Ja może nie będę już Ci zawracać głowy. Miło było.. Ponownie się z Tobą zobaczyć. - chociaż zanim zaczęliśmy rozmawiać miałam w całkiem nieodległych planach oderwanie Ci Twojej już niezbyt żywej głowy. Ale było miło. Kąpiel, kąpiel, czas na gorącą kąpiel! Nieświadomie dla siebie dopieściła Emila jeszcze na chwilę, kłaniając się mu bardzo nisko na odchodne. -Au Revoir! - rzuciła, przesyłając mu buziaka. I zaczęła się oddalać!
Coco? To jak był martwy to już nie mógł nad jeziorem przebywać? To jawna dyskryminacja niezywych! Zacisnal usta. -A owszem. Podobnie jak panna de Cheverny, nabralem ochoty na kąpiel.- mruknal. Cococo odchodzila?! Pięknie, sploszono mu ja! Ale CYCKI i CALUS wynagrodzily mu cała gorycz. -Au revoir...- rzucił nieco nieprzytomnie do obojga i znikl. Znaczy, w niewidzialnej postaci, pognal za Amelie.
Nad jezioro przybył Ryan Tlover... Kiedy uczęszczał tu do szkoły było do jego ulubione miejsce. Przychodził tu zawsze pomyśleć. Uwielbiał siedzieć i gapić się w jezioro. Chociaż dziś pogoda ewidentnie nie sprzyjała tej rozrywce to on i tak tam siedział. Po jakimś czasie zauważył, że ktoś obok niego stoi, był/a to...
Stał obok faceta młodszego od niego. -Cze jestem Martin. Tutejszy nauczyciel, od zaklęć. Wyjął z kieszeni puszkę z napojem energetyzującym. Otworzył ją i upił łyka. -Ja Ciebie kojarzę jak jeszcze chodziłem do szkoły ty jesteś Ran? Nie Ryan o tak nie? Spytał ciekawsko. Wypił szybko napój i wyrzucił puszkę, obok drzewka. -A ty mnie pamiętasz czy nie za bardzo?