W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Kilka wyjątków, dobre sobie! - A jest tego konkretny powód? - zapytała z wyraźną troską. Co jak co, ale Quiddicha nie odpuściłby ot tak. Musi być jakiś poważniejszy problem. Nawet nie miała mu za złe, ze prawie nie spędza z nią czasu. Po prostu martwiła się o niego. - Mi możesz powiedzieć - dodała nie myśląc nawet jak to brzmi, musiała mu to przypomnieć. Położyła mu rękę na ramieniu skłaniając do zwierzeń.
- Olive miała wypadek. To moja najmłodsza siostra i martwię się o nią. Rodzice nie piszą co z nią mimo iż ja wysyłam kilka razy dziennie do nich listy. Dowiedziałem się tego od Samuela. Nie od rodziców, rozumiesz? - powiedział po chwili zastanowienia. Zerknął na dłoń dziewczyny, a potem na nią.
- Czasami bark wiadomości to dobra wiadomość. Może chcą cię powiadomić jak już wszystko będzie dobrze. Nie martw się. - cofnęła rękę. Nie wiedziała co jeszcze powiedzieć, nie chciała gadać od rzeczy w rodzaju ,,Na pewno wszystko będzie dobrze". - Twoja siostra chyba by nie chciała, żebyś tak się zamartwiał. - współczuła mu. Odcięty od informacji. - Trzeba mieć nadzieję - Bezwiednie wypowiedziała myśli. Przyjrzała mu się. Był taki...smutny. Nie mogła wytrzymać takiego spojrzenia. Spuściła wzrok.
- Może i masz rację. Wszystko się okaże. - powiedział. Nabrał kilka głębokich oddechów by po chwili wziąść trochę śniegu i wetrzeć go w twarz Angie. - Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się czekając na reakcję dziewczyny. To mi się teraz oberwie.
Oooo, nie, teraz mu się oberwie - No wiesz co ?! Dla zmyłki zrobiła obrażoną minę, aby mieć czas na obmyślenie manewru. Zwinnie wzięła trochę śniegu, uformowała twardą śnieżkę i wycelowała prosto w głowę chłopaka, unikając jednocześnie jego pocisku. - Trafiony! - krzyknęła i zaśmiała się chochlikowato.
Wciąż się śmiał dopóki nie dostał śnieżką. Prosto w czoło i w jego włosy! - Tylko nie włosy! - krzyknął z udawanym oburzeniem. - Przesadziłaś - uśmiechnął się wrednie zbliżając się do niej. Potarł ręce i złapał ją w pasie. - Teraz Cię nie puszcze i wytarzam w śniegu.
Oo, trafiłam w czuły punkt - Nieee, nie zrobisz tego! - Przesadził, nie zrobi tego, nie zdobędzie się! Zrobiła maślane oczka- Jak byś mógł? - mam nadzieje, że na niego podziała, bo w przeciwnym razie będzie źle, oj bardzo źle. - pomyślała.
- Zrobię - powiedział stanowczo. - Chyba, że się bardziej postarasz i mnie przekonasz bym nie wytarzał Cie w śniegu. - uśmiechnął się chytrze i ją trzyma. Był ciekaw co dziewczyna wymyśli. A może się podda? Wszystkiego się dowie za chwilę.
Po jego słowach zaświtała jej myśl. Nie, nie mogę tego zrobić. Postanowiła więc grać na zwłokę: - A co na przykład pana by usatysfakcjonowało? - chociaż miała wielka chęć na zrealizowanie swojego głupiego pomysłu, ciekawa była jego reakcji. No i co proszę pana?
- Cwaniara z Ciebie - uśmiechnął się wrednie. - Oj na pewno nie chcesz wiedzieć co to takiego. - wciąż jej nie puszczał. Patrzył w jej oczy cały czas z uśmiechem na twarzy i czekał. - Czekam na Twoje propozycje.
- Chyba wiem co ci chodzi po głowie - i z łomoczącym sercem coraz bardziej się do niego przybliżała, bojąc odtrącenia. Już blisko, bliżej. Skapitulowała i w ostatniej chwili cmoknęła go w policzek. Stchórzyłam - przeklinała się w duchu. Odchyliła głowę, by zobaczyć jego reakcje, lecz nie mogła nic odczytać z jego twarzy. Ciekawe czego się spodziewał?
Szczerze to nawet tego się nie spodziewał. Wiedział, ze łatwo dziewczynę doprowadzić do stanu by zemdlała z wrażenia, ale nie sądził, ze jest do tego zdolna. Cóż podroczy się z nią. - Musiałbym się zastanowić czy to mi wystarcz - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem wciąż obejmując ją w pasie.
- Targujesz się jak stara przekupa - zaśmiała się krotko - Och, niech ci będzie - i podziwiając swoją odwagę zdecydowanie i nieoczekiwanie go pocałowała. - To ci wystarczy? zapytała go, gdy odchyliła się nieznacznie. Koniec z nieśmiałą Angie! Uważnie obserwowała chłopaka, ciekawa jego reakcji.
Zaszokowała go jeszcze bardziej, ale wciąż ją trzymał. - Chyba wystarczy - odparł po chwili namysłu. Patrzył na nią. W tym momencie to nie była dziewczyna, którą znał, ale podobała mu się. Nachylił się lekko nad nią. Zrobiłby to samo co ona, ale bał się jej reakcji, więc powstrzymał się.
- Puścisz mnie wreszcie? - patrzyła z rozbawieniem, jak próbował ją pocałować, lecz się wycofał. - No, chociaż się trochę ogrzałeś - zauważyła nie zdejmując rozbawionego uśmiechu z twarzy. - Chyba wrócę do dormitorium, chyba, że nie masz mnie dosyć i pokręcimy się po zamku - puściła do niego oczko. Była ciekawa jego odpowiedzi.
- Nie mam Ciebie dosyć. Nigdy. - powiedział. - I nie puszczę Cie nigdy. Co ty na to kochana? - zapytał z lekkim uśmiechem i przytrzymał ją jedną ręką by drugą szybko poprawić włosy. Znów złapał ją w pasie obiema rękoma i przybliżył się do niej. Odgarnął kilka pasemek jej włosów za ucho i lekko pocałował.
Nie spodziewała się tego pocałunku,ale musiała przyznać, że to przyjemne doznanie. O mało nie zapomniała, ze postawił jej pytanie. -Mmmm kusząca propozycja, ale może już chodźmy, co? - zignorowała jego cudowne zielone ślepia, bo gotowa była się w nich utopić, a chciała zachować trzeźwość umysłu - jeszcze się przeziębisz - dodała troskliwie.
- Martwisz się? Czemu? Czyżby Ci zależało na mnie bardziej jak na przyjacielu? - zapytał niespodziewanie, ale po prostu był ciekawy tego. No i oczywiście chciałby z nią być, ale czy warto ryzykować przyjaźń dla tego? On by zaryzykował, ale czy ona tego chce?
- Hmmm...trudne pytanie. Nie wiem, czy chcę narażać przyjaźń dla tego ,,czegoś więcej" bo jak to nie wypali to co? Koniec przyjaźni? Zależy mi na Tobie, ale...- w tym momencie podjęła szybką i ostateczną decyzję - no ok, oczywiście stanęło na Twoim - uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go długi namiętnie. Może potem będzie tego żałowała, ale w tym momencie była najszczęśliwszą dziewczyna na świecie.
Odwzajemnił ten pocałunek przyciągając ją bliżej siebie. - Jeśli by coś się nie udało wciąż chciałbym się z Tobą przyjaźnić - powiedział po chwili patrząc w jej oczy. - Nie chce tracić z Tobą kontaktu. Tak wiem, ze teraz tak mówię, ale chciałbym by tak było.
- Ale to przecież oczywiste! - powiedział też patrząc mu w oczy znowu się w nich gubiąc. - A teraz na prawdę chodźmy - zrobiła maślane oczna mając nadzieję, że to podziała - Wygodnie mi, nie powiem, ale nam obu będzie lepiej w ciepłym dormitorium - uśmiechnęła się do niego szeroko pokazując białe ząbki i cmoknęła w policzek, coby przystał na jej propozycje.
- No dobrze. Chodźmy - powiedział i pocałował ją lekko. - Chociaż mi zimno nie jest. Puścił ją i uśmiechnął się lekko. Nie sądził, że będzie z Angie. W ogóle nie brał tego pod uwagę. Aż do dziś i nie żałuje. Ruszył w kierunku zamku obejmując ją jedną ręką w pasie.
Głośne westchnienie wyrwało się Gryfonce, gdy siadała nad jeziorem. Cóż za dziwny tydzień! Jednego dnia jest wesoło z Wilkiem, następnego jest wściekłą na cały świat, a teraz... teraz jest chyba smutna, ale nie miała pewności. Ogarnęło ją dziwne uczucie, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale brakowało jej łez. Ale co za różnica? Myśli wypełniły jej się błahostkami, gdy spoglądała w dal, na drugi koniec jeziora. Cholera, jaka nuda! Poprzednie uczucie zniknęło jak za dotknięciem różdżki i pojawiła się chęć zrobienia czegoś niewyobrażalnie głupiego. To co? Poskakać przed Wierzbą Bijącą, tuż przed zasięgiem jej witek? Wskoczyć do jeziora i popływać w tym chłodzie? A może rzucić się z Wierzy Astronomicznej i zmienić się w orła w ostatniej chwili? Nie, dziewczyna odrzuciła w myślach wszystkie te pomysły. Żaden nie był wystarczająco dobry, żeby wzbudzić w niej szalone podniecenie, a to było bardzo ważne, bo im większy zapał, tym lepsza jakość wykonania. Odetchnęła głęboko, wkładając rękę w śnieg i rysując na nim esy-floresy, jakieś wzroki, linie - nie wiadomo co.
Joel nasłuchał się gdzieś na korytarzu, że zimą te całe błonia wyglądają pięknie, niesamowicie, blablabla. I nie, wcale nie miał zamiaru tego sprawdzać, bo mało co interesowały go krajobrazy. Zimy też nie lubił, a może lubił? Nie wiedział sam. Każda pora roku miała w sobie coś pozytywnego, jak i coś, co dosłownie doprowadzało go do szału. W zimie, to spierzchnięte wargi były dla niego istną udręką, a z kolei była idealną porą roku na snowboard, który dosłownie uwielbiał. Ale wróćmy do tematu! Otóż Garcon wybrał się na wędrówkę po terenach Hogwarckich, z nadzieją, że może znajdzie tu jakieś ciekawe miejsce, do poskakania, czy wyczynowych wspinaczek! Wprawdzie znalazł już Wieżę Astronomiczną, jako idealny obiekt do skoku, ale chciał więcej opcji, możliwości. Mało kogo tu na razie znał, więc potrzebował rozrywek. Wędrował i wędrował, a błonia wydawały się jakieś takie dziwne, puste pomimo tego, że kręciło się tu mnóstwo uczniów. Nawet Henryk II nie towarzyszył mu w tej wyprawie, bo Joel stwierdził, że jego wierny przyjaciel mógłby się przypadkiem przeziębić, a do tego to on nie dopuści! Tak też Henryk II i druga tarantula Joela siedziały bezpieczne w swoim terrarium, w pokoju, a on niestrudzenie brnął przez śnieg, aż dotarł nad jezioro. Prawie żadnej żywej duszy, oprócz jakiejś niewysokiej blondynki. Joelowi sięgała gdzieś do klatki piersiowej? Pewnie tak. Widział zaledwie jej profil, ale i tak zdawało mu się, że kojarzy - choć nie wiedział skąd - delikatny zarys twarzy i bardzo jasne włosy. - A cóż to za przedziwne bohomazy? - spytał, uważnie przyglądając się rysunkom na śniegu. Skonsternowany starał się dostrzec w tym jakiś ukryty przekaz czy nawet malarski geniusz, niestety bezskutecznie. Zupełnie nie przejął się faktem, że nieznajoma (?) może nie mieć ochoty na rozmowy, czy towarzystwo. Najwyżej mu powie, co nie?
Wciągnęło ją to bazgranie na śniegu, chociaż straciła już czucie w palcu, którym rysowała i zdawało się, że zaraz odmarznie. Dodała zakrętasa z jednej strony, kilka kropek z drugiej, a następnie przeprowadziła długą, falistą kreskę przez środek. Przyjrzała się znudzona swojemu dziełu. Cóż za talent malarski, panno Splend, pochwaliła się w myślach. Ależ dziękuję, Hayley, bardzo mi miło, odpowiedziała sobie. Już miała kontynuować dialog wewnętrzny na głos, gdy odezwał się ktoś inny. Spojrzała przez ramię na intruza i zamrugała kilka razy. Nie znała go, chociaż była pewna, ze gdzieś już go spotkała - pewnie znała go z widzenia, w końcu, de facto, Hogwart nie jest tak ogromny, by kogoś nie widzieć przynajmniej raz w życiu. - A, to... - zaczęła, ale zabrakło jej słowa. Przeniosła więc wzrok z powrotem na swoje "dziełło". Wydało jej się wyjątkowo brzydkie. - To takie... takie tesy. - O tak, zdecydowanie to słowo było najlepsze, by opisać rysunek. Odwróciła głowę z powrotem, by zmierzyć chłopaka wzrokiem. Nie, chyba jednak nie widziała go przedtem. Więc kim mógł być? Wyglądał na sporo starszego od niej, może był studentem? Aaach! Brakowało tylko świecącej żarówki nad głową Gryfonki. Wymiana! Przecież! Zapewne ten tutaj jest jakimś prostakiem z Durmstangu albo dziwakiem z Salem. Dziewczyna przyjrzała mu się krytycznie, ale jego aparycja zdecydowanie nie wykazywała cech tego pierwszego. Wyglądał zbyt miło na Bułgara, nie pasował też na Amerykanina. Jest jeszcze trzecia szkoła. Dziewczyna w głowie już przykleiła mu etykietkę - "Francuz". - Piękne, prawda? - mruknęła, bardziej do siebie niż do niego. Wyciągnęła dłoń, by dodać jeszcze jakiś zakrętas, ale zamiast tego pacnęła otwartą dłonią w sam środek śniegowego rysunku.
O Matyldo! Czyżby blondynka naprawdę sądziła, że Joel był tak głupi i nie wiedział, co ona tam bazgrze? Spytał bardziej do siebie, ze zdziwienia. No, może ewentualnie po to, żeby jakoś zacząć konwersację. - Mam kłamać, żeby było ci miło, czy mówić prawdę? - spytał, ciągle przyglądając się malunkowi na śniegu. Nie był interesujący, ani trochę, ale czymś musiał się choć przez chwilę zastanawiać. I wcale nie miał zamiaru urazić jej samej, ani zdolności malarskich. No nie ma co się oszukiwać, bo na śniegu dzieło raczej nie powstanie. No, chyba że tworzyłby Raphael, to by i pewnie powstało. Bo to mistrzu... geniusz... nie, ciągle było za mało, żeby opisać jego prace. Niesamowity był, jeśli chodziło o tworzenie takich dzieł, ale to chyba każdy już wiedział. A przynajmniej wiedzieć powinien. Wielce zdziwiło go to, że blondynka przygląda mu się tak bacznie, jakby był co najmniej jakimś uciekinierem z Azkabanu. I kiedy udało mu się pochwycić na chwilę jej wzrok i zobaczyć całą twarz, w końcu go olśniło. - Hayley? - spytał z niedowierzaniem na twarzy. Swoją drogą, długo mu zajęło zczajenie, że siedzące przed nim dziec.. dziewczyna. Siedząca przed nim dziewczyna to Hayley, tudzież; ten dzieciak lub młodsza siostra Tyrona. Właśnie tak zapadła mu w pamięć, ot co.