W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Zaśmiała się. Cóż, był bystry. Nie wychodziłaby na słońce, po to, aby skryć się w cieniu chłopaka. - Owszem, zasłaniasz, a skoro wyszło zza chmur, warto cieszyć się jego widokiem - dodała, czując jak siada przy niej. Uniosła tylko dłonie, aby przesunąć kręcone kosmyki włosów. - Nie jest zamknięta w sobie, większość czasu spędza poza murami zamku. Och, powinnam czuć się urażona, to znaczy, że w ogóle nie obserwujesz świata. - podniosła się i w końcu pierwszy raz na niego spojrzała. Brązowe tęczówki przeszywały ją wzrokiem. Podobała się jej fryzura chłopaka, mogła określić ją jako "artystyczny nieład". - Trzy osoby? O których mówisz?
Arthur westchnął. Była śliczna, ale on miał swoje priorytety i inne osoby. Zastanowił się chwilę:-Julie Violet, to moja stara znajoma... Ann Brown..prześliczna dziewczyna... Kimberly Treese... ciekawa osoba....-po czym spojrzał na Cassie:- A Ciebie jak zwą, dziewczyno, która powinna się czuć urażona?-spytał z czarującym uśmiechem.
Zaczesała włosy na lewą stronę szyi i zdjęła bluzę, już zaczynało się robić coraz cieplej. Ułożyła ją w kostkę obok butów, a następnie ponownie spojrzała na chłopaka. - Och, nie wydaję mi się, abym znała którąkolwiek. Chociaż z Kim... chyba chodzę do jednego domu. - rzekła zamyślona - Tak, ma obok mnie dormitorium. Widzę, że lubujesz się tylko w płci pięknej. - zaśmiała się, zerkając w oczy chłopaka - A czy to takie istotne, kim naprawdę jestem i z jakiego domu? - uśmiechnęła się czarująco, nie odwracając wzroku. Przerwała spojrzenie. Na nogi założyła z powrotem balerinki, a bluzę zawiązała na biodrach. - Chodź. - powiedziała do chłopaka. Wolała go znać jako tajemniczego nieznajomego niż Adama, Paula. Wtedy świat wydawał się ciekawszy.
Arthur westchnął i odparł:- W zasadzie nie... ale zawsze to pomocne....-wyszczerzył zęby w uśmiechu.- I tak, lubię płeć piękną.... czy to wada?-spytał z łobuzerskim uśmiechem. Ciekawe, gdzie była Ann, chciał ją zobaczyć, ale ma okazję poznać kilka nowych osób....Wstał i ruszył za dziewczyną:- Wolisz tajemnice, stąd ten brak imienia?
- Pomocne do zidentyfikowania osoby? Wiesz, ile ludzi ma na imię tak samo? - spytała ze śmiechem, ruszając w kierunku jeziora. Nie mogła się nie uśmiechnąć, gdy ujrzała, jak małe zwierzę pije ze zbiornika. Dopiero potem dostrzegła, że to kot. - Nie uważam tego za wadę, jednak mała część kobiet będzie chciało pograć z Tobą mecz, nieprawdaż? - spytała, podchodząc do zwierzęcia i drapiąc go po karku. - Tajemnica to jest coś, co przyciąga do siebie ludzi, świat wydaje się wtedy naprawdę ciekawszy, spróbuj, a zobaczysz. Jest takie coś, że zapamiętujesz ich bardziej. Dla mnie będziesz chłopakiem o czarującym uśmiechu i diabelskim błyskiem w brązowej tęczówce, a nie zwykłym Paulem, Natem. - gdy zakończyła swój monolog, spojrzała na niego. - Kim więc ja będę dla Ciebie?
Arthur rozważał jej słowa. Spojrzał na kota i powiedział:- chcieć, dużo będzie chciało.. to kwestia umiejętności w dziedzinach innych, niż rzucanie uroków.... a do tego nie potrzebuję różdżki.....-po czym uśmiechnął się czarująco, odparowując cios:- Skoro tak lubujesz tajemnice, to tajemnicą pozostanie to, co myślę o Tobie....
Zdjęła baleriny i zamoczyła stopy w tafli jeziora. - Kwestia nie tyle umiejętności, co zainteresowań, mój drogi. Miotłą można również kierować za pomocą różdżki, pozostaje tylko pytanie, czy chcemy to robić. Każdy ruch, jaki podejmujesz jest jakimś ryzykiem. Od Ciebie tylko zależy, czy naprawdę chcesz je podjąć. - wzruszyła ramionami, a potem ochlapała go wodą. - No, no, szybko się uczysz - zacmokała i zaśmiała się. - A Ty wolisz wiedzieć wszystko o danej osobie?
Arthur odparł:- Wolę wiedzieć.. ale powoli.. krok po kroku.. tak to lepiej smakuje...... gdy poznajesz osobę, i delektujesz się co lepszymi szczegółami.... -nabrał wody i również ją ochlapał:- Każdy ruch, jaki wykonasz.. gest,, decyzja.. tworzy echo...-puścił kamień w wodę, który zostawił koliste ślady rozchodzące się we wszystkich kierunkach.:- echo, z którym ewentualnie się spotkasz...
- Więc jednak się zgadzamy. - puściła do niego oczko. Podskoczyła do góry, gdy oblał ją wodą. Sukienka była przynajmniej w połowie zamoczona. - Osz Ty! - zaśmiała się, przeganiając kota. Prawie go zdeptała. A to pieszczoch! Również go ochlapała, czekając na ten czarujący uśmiech. Kim na prawdę był? To ją ciekawiło, jednak jeszcze za wcześnie, ciągle sobie to powtarzała.
Arthur podskoczył zwinnie w górę i opadł, kopiąc w wodę i ochlapując ją całą:- Kim jestem.. to mało ważne.. ważne, co robię... bo to świadczy o człowieku, a nie nazwy.... chyba to tez część twojej teorii, co?-uśmiechnał się czarująco.
Upomnienie 1/5 - złamanie pierwszego punktu regulaminu klimatycznego
Nie zrozumiała w ogóle jego wypowiedzi, gdzie zadała takie pytanie, skąd w ogóle wyczarował je? Uznała, że jest z księżyca albo... - Czy Ty czytasz mi w myślach?! - spytała nieco zagubiona. Tak, to była jej teoria, nie liczą się słowa, tylko czyny. Przeprosiny na miarę zachowania, nigdy pięknych wierszy.
Arthur po raz pierwszy uśmiechnął się tajemniczo:- Może... to zagadka dla ciebie.. próbuj rozwiązywać..-zaśmiał się i znowu ją ochlapał. Potem odparł:-Czy to, co powiedziałem zgadza się z Twoją teorią?
Szarooka Krukonka opuściła mury zamku. Miała dosyć siedzenia już w szkole. Nogi zaprowadziły ją przez błonia w kierunku jeziora. Nie rozglądała się wogóle. Nie potrzebowała towarzystwa na siłę. Jak ktoś będzie chciał zagadać, to zrobi to. Jak nie, przecież płakać nie będzie. Sydney usiadła na brzegu i przejeżdżając delikatnie dłonią po wodzie zaczęła nucić.
Nie ochlapała go ponownie. Czuła się, jakby przekroczył pewną granicę i zdeptał jej wolność. - Owszem zgadza się. - rzekła powoli zdenerwowanym tonem. - Ty masz być moją tajemnicą, a nie to, że czytasz w myślach, cokolwiek. Grasz niefair. - dodała. Dopiero teraz ujrzała dziewczynę o magicznym spojrzeniu. Nie obchodziło ją to, że jest mokra. Naciągnęła na siebie bluzę, wyszła z wody, wciągając buty na stopy. - Kochana! - krzyknęła, upewniając się, że jest to na pewno dziewczyna. Zaczęła biec w jej stronę, a gdy dotarła do postaci, przytuliła się. - Jak ja się za Tobą stęskniłam! - mówiła głośno i wyraźnie - Ileż to minęło? - spytała, ściskając ją ponownie - Później Ci wytłumaczę - dodała szeptem. - Mów mi Cass - rzekła przy jej uchu - Ależ wyrosła!
Arthur wzruszył ramionami i westchnął:- Kobiety... pełne tajemnic, ale kiedy sam zaczniesz się chować.. tracą całą zabawę...-po czym wyszedł na brzeg i położył się na trawie, przymykając oczy. czekał, aż dziewczyna przestanie się bawić.
Lekko zdziwiona spojrzała na dziewczynę. Przeniosła wzrok na chłopaka, z którym wcześniej stała, a potem z nów na nią i mniej więcej domyśliła sie o co chodzi. Przytuliła ją, żeby nie było. - Cass! - prawie, że krzyknęła dalej tuląc dziewczynę. - Ja jestem Syd. - szepnęła do niej. - Nie widziałyśmy sie z kilka miesięcy. - przyjrzała jej się. - Zrobiłas coś z włosami? A może schudłaś? - spytała uśmiechając się. Spojrzała na siebie. - A no pobyt w Meksyku troszkę mi pomógł i no troszeczke mi się urosło. Widywałyśmy się przecież tylko na korytarzach przez te miesiące, a wydaje mi się, że tego wogole nie było. Wszystko przez te zajęcia.
Mike, po całym dniu szkoły, postanowił że wyjdzie na świeże powietrze. Bez zastanowienia wybrał jezioro. Było to jego ulubione miejsce. Zauważył dwie starsze dziewczyny, które prowadzą dialog, i krukona. Usiadł przy jeziorze, dokładnie mu się przyglądając, czasami spoglądając na dziewczyny lub chłopaka.
Spojrzała na siebie, jakby była jeszcze chudsza to widać byłoby dokładnie wszystkie kości, a teraz... cóż wyglądała nieco jak szkielet. - Tak, to prawda, wszystko przez ten stres przed egzaminami! - dodała na swoją obronę, wszak była w ostatniej klasie. - Och, w Meksyku? Właśnie widzę, jaka jesteś opalona! - rzekła, uważnie obserwując dziewczynę. I do tego ładna. Czy ja Cię nie widziałam gdzieś? - Wyjazd Ci dobrze przysłużył, ale nie zostawiaj mnie więcej! - rzekła, ponownie ją tuląc. Cóż, wszystko musiało wyglądać realistycznie, nawet bardzo realistycznie.
Arthur westchnął i wziął źdźbło trawy. Zaczął się nim bawić i rzekł do nadchodzącego gryfona:-Poczekaj.. niech przestaną się nad sobą rozczulać....-po czym uśmiechnął się do siebie. Poczeka, aż skończą szczebiotanie.
Usmiechnęła się lekko do dziewczyny. - Nie zostawię! Obiecuję! - pocałowała ją w policzek i tuli dalej. - A co do mojej opalenizny to tylko troszke sie opalałam. Reszta to moja naturalna meksykańska skóra. Odsunęła jednak dziewczyne na długość rąk by móc na nią patrzeć. - A co do egzaminów to opowiadaj. Jak Ci poszły? - spytała.
Pociągnęła ją za rękę, aby mogły usiąść pod drzewem. Chciała, aby wyschły jej ubrania. - Właśnie widzę, zawsze podziwiałam Cię za to, że możesz tyle na tym słońcu usiedzieć! - dodała ze śmiechem, zerkając na swoją porcelanową skórę. - Egzaminy? Mam nadzieję, że wszystkie dobrze, choć wiesz, jak się obawiałam. Tak naprawdę są najważniejsze, a potem opuszczę Was. - dodała ze smutkiem. - Poznałaś kogoś w Meksyku? I jak rodzice? Pozdrowiłaś ich ode mnie? Doskonale wczuła się w role, nikt nie mógł jej zarzucić, że są dla siebie zupełnie obcymi osobami.
Arthur westchnął:- No to sobie poczekamy...-po czym uśmiechnął się czarująco do mokrej dziewczyny. Wstał i otrzepał się powoli, spoglądając na jezioro jakby podziwiając tafle wody. Po chwili pokręcił głową z rozbawieniem.
Mark uśmiechnął się na komentarz Krukona. -Takie są w końcu dziewczny. Nawet jak na mój wiek coś o tym wiem. - Odpowiedziałem mu, i zanurzyłem ręke w wodzie, aby poczuć jej przyjemny chłód.
-Właśnie... spokojnie..... niech sobie poświergoczą..-podał mu rękę:-Arthur Uther. Uśmiechnął się do nowego kolegi i spojrzał na Puchonke. Zasalutował jej i zaśmiał się głośno. Dziewczyny, takie komiczne są czasami!! jak małe paple... albo jak wróble.. tylko piszczą i piszczą...
-No właśnie! Gdy już zacznął coś mówić, to nie ma końca. Czasami to trochę denerwuje. - Odpowiedziałem koledze, i także podałem moją mokrą rękę koledze mówiąc - Mark White, Gryfon.
Usiadła obok dziewczyny i wsłuchała sie w jej słowa. Odgarnęła włosy. - Tak, tak zawsze mi powtarzasz, że nie musze długo na słońcu przebywać. - pokiwała głową. - No mnie też będą czekały te egzaminy. Troche się boję, a po Tobie było widac jak sie obawiasz ich. Nie musiałam z Tobą rozmawiać, a wiedziałam. Tylko szkoda, że nas opuścisz. - westchnęła, a na jej ostatnie słowa skrzywiła się lekko. - Nigdy Ci nie mówiłam, ale ja nie mam rodziców. Ona także wczuła się w rolę. Rozmawiała z Puchonką swobodnie. Przymnajmniej dowie sie czegoś o niej.