W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Gdy tylko się ubrałem, umyłem, i zjadłem śniadanie, przyszłem pod moje ulubione miejsce na błoniach. Rozejrzałem się za kimś, lecz jak na razie nikogo nie zauważyłem. Wyrwałem źdźbło trawy, i zacząłem się nim bawić, czekając na kogoś...
Znów miała problemy z zasypianiem - to musiało być ciśnienie, albo inna rzecz, na którą zwalają wszystko mugole, gdy nie mogą zasnąć. W każdym razie była niewyspana, a co za tym idzie - niezmiernie podatna na irytację. Mimo, ze na zewnątrz było dosyć ciepło, wzięła ze sobą swoją ulubioną skórzaną kurtkę i wyszła na błonia pooddychać świeżym powietrzem. Zatrzymała się przy jeziorze. Usiadła po turecku tuż przy brzegu, wpatrując się w taflę jeziora mąconą delikatnie lekkimi podmuchami wiatru.
Mark rozejrzał się raz jeszcze po okolicy. Zauważył nowo przybytą Gryfonkę, więc wstał, i usiadł koło niej. -Cześć, ja jestem Mark, a ty? - Zapytał Gryfonki, którą zna tylko z widzenia.
Arthur pojawił się chwile później, Wyczerpany po treningu, postanowił ochłodzić sie nad jeziorem. Gdy zobaczył dziewczynę, podszedł bliżej:- hej... nie możesz zasnąć?-spytał i uśmiechnął sie lekko.\ gdy zobaczył marka, kiwnął mu sztywno głowa. Ruchy chłopaka gdy szedł do Hogsmeade zdradzały, ze jednak nie był nastawiony do Arthura pozytywnie, wiec chłopak postanowił się zdystansowac.
Hayley podniosła wzrok na chłopaka. Znała go, na pewno, chociaż tylko z widzenia. Zdawało się, ze jest w tym samym domu co ona. Mogłaby przysiąc, że widywała go czasami w Pokoju Wspólnym. - Hej - odezwała się sennie. - Hayley. Po chwili druga osoba do nich dołączyła. Zmierzyła chłopaka wzrokiem. Nie mogoła sobie przypomnieć, czy już go widziała, czy nie. - Niestety, kłopoty z zasypianiem.
Arthur zacmokał:- Wiesz..... a próbowała eliksiry nasenne? -uśmiechnał się. Po czy podszedł i obmył twarz w wodzie:- Rany..-przetarł się ręcznikiem. Usiadł z powrotem i westchnął:- Piękna noc..... często tu przychodzisz?
-Wiem, też czasami tak miewam -Odpowiedziałem koleżance, lecz nie zapominając, że zadał pytanie Arthurowi - Czasami to nie daje spokoju. Gdy nie mogę zasnąć, zazwyczaj wstaje z łóżka, i zajmuje się czymś innym. To zawsze pomaga, już po chwili oczy same mi się sklejają.
- Nienawidzę eliksirów, ani niczego, co chociaż w przybliżeniu przypomina mugolskie leki - powiedziała i podparła się od tyłu na rękach, unosząc wzrok do nieba. - Wiele razy też tak próbowałam - powiedziała do Marka - ale nie zawsze działa. Czasami wtedy jeszcze bardziej się rozbudzam i nie mam żadnych szans na zaśnięcie. Spojrzała na drugiego chłopaka i przyjrzała mu się. - Zazwyczaj w każdej wolnej chwili - powiedziała z lekkim uśmiechem. - A przy okazji, jestem Hayley.
-Ja też uwielbiam to miejsce. Tu jest tak... magicznie. Gdy mam doła lub coś w tym stylu zawsze tu przychodzę. Lubie pobyć tu w samotności. - Powiedział Mark do Hayley po czym spojrzał pytająco na Arthura. -To jesteś na mnie zły? - Zapytał go ponownie
Arthur ucałował lekko jej dłoń:- Arthur Uther. -Po czym spojrzał na jezioro:- Ja tam lubię eliksir nasenny... przynajmniej potem nic nie pamiętam....-uśmiechnął się:- A tutaj przychodzę po treningach... by odpocząć... to lepsze niż duszny Pokój Wspólny..... -Nie, nie jestem... ale swoje wiem...
- Nie lubię nie pamiętać swoich snów - powiedziała Hayley. - To, w gruncie rzeczy, irytujące. - Dla mnie wszystko jest lepsze niż Pokój Wspólny. Nienawidzę ciasnoty - ledwo powstrzymała się przed chichotem na to niedopowiedzenie. - Jesteś w drużynie quidditcha? - spytała zaciekawiona. - Zgadzam się z tym - rzekła w stronę Marka. Przyjrzała się obu chłopcom, zastanawiając się, czy między nimi jest jakiś konflikt. Nie była ciekawska, więc nie pytała o to.
Arthur zaśmiał się:- Nie, nie jestem...... to.. trening nad moja animagiczną formą...-odparł krótko. Zmierzył dziewczynę spojrzeniem. Wyglądała, jakby była ciekawa, napiętej sytuacji. Może lepiej było nie wdawać się w rozmowę.... rozejrzał się po jeziorze i zerknął znów na dziewczynę:- A Ty może jesteś w drużynie, Hayley?
- Animag? - Hayley mimowolnie uśmiechnęła się. Zdziwiła się trochę, że Arthur nie kryje się ze swoją umiejętnością, ale w sumie... po co było się kryć? - W co się zmieniasz? Uśmiechnęła się lekko. Postanowiła na razie jeszcze nic nie mówić. - Gram na obronie - wyjaśniła krótko, machnąwszy ręką wyrażając nieistotność tej informacji.
Arthur odparł:- W co się zmieniam... zobaczysz... rano zazwyczaj jestem w Zakazanym lesie...... a Ty? Też jesteś animagiem?-spojrzał na dziewczynę. Lekka... zwinna.... i choć wyglądała wiotko jak na obrońcę, na pewno była zwinna i szybka. Uśmiechnął się lekko i odgarnął włosy:- Ćwiczysz co jakiś cza, by nie wypaść z formy?
Zrobiła w buzię w cium. A miała nadzieję go zaskoczyć! Cóż, nie wyszło. - Tak - przyznała niechętnie. - Jak na to wpadłeś? Zastanowiła się chwilę. - Ostatnio nie trenowałam, chociaż powinnam. Ale z treningami na ziemi mam, cóż, drobne problemy.
Nie chcąc przerywać dialogu, siedział cicho. Wyrwałem sobie źdźbło trawy, i zaczął się nim bawić. Po chwili rzucił źdźbło, i zaczął przyglądać się i jednocześnie przysłuchiwać ich rozmowie. Dwoje animagów...
Arthur spojrzał na dziewczynę. Obrońca... animag.. w co się mogła zmieniać.... w zwierze lądowe? Nie..... na pewno lubi latać, skoro jest w drużynie.... i jest obrońca... on robi najwięcej uników, poza szukającym... musi być przyzwyczajona do powietrza... Analizując te fakty wypalił:- Jakim ptakiem jesteś?-po czym uśmiechnął się. Analiza postawy, działa cuda. Spojrzał na jej minę:- oj przestań. Grasz w Quidditcha, na pewno lubisz latać... treningi na ziemi Ci nie wychodzą....
Zaśmiała się lekko. - Treningi na ziemi nie wychodzą mi z innych powodów - powiedziała. - Ale tak, zmieniam się w ptaka. A w jakiego... - Hayley zastanowiła się. Postanowiła na razie tego nie mówić. Lubiła posiadać jakąś informację, o której nikt inny nie wiedział i zdradzić ją w odpowiednim momencie, dlatego tak ją ubodło, gdy odgadł, że jest animagiem. - Kiedyś zobaczysz - powiedziała z uśmiechem. - Nic się przed tobą nie ukryje, co?
-Nie.. to nieprawda.. można ukryć dużo.. a przynajmniej mnie zmylić..-uśmiechnął się:- To kwestia doświadczenia...-powiedział i machnął ręką. Te rzeczy to już posiada instynktownie... a rozwijał je 5 lat.... Spojrzał na jezioro i odparł:- Nie chcesz, nie mów... podobno to dodaje tajemniczości...
Hay uśmiechnęła się pod nosem. Tajemnice... tak, z pewnością je lubiła. Bez tajemnic świat byłby jednolity i nudny, nic nie miałoby celu. - Kiedyś ci pokażę - powiedziała. - Ale na pewno nie tu i nie teraz. Wolę, kiedy ludzie nie wiedzą o mojej umiejętności.
Arthur odparł:- Skoro to taka tajemnica, to musi być duże zwierze... pewnie drapieżnik....wątpię, byś robiła tajemnicę, gdyby to był wróbel...-zaśmiał się cicho. Po chwili rzucił kamień w wodę robiąc pięć kaczek
- Gdyby to był wróbel, kruk, czy quetzal, robiłabym z tego tajemnicę - powiedziała, przyglądając się jego ruchom. - Gdyby to był jamnik, gąsienica, motyl czy świnka morska, też. Nie lubię po prostu się tym chwalić. Westchnęła, po czym położyła się w trawie, patrząc na niebo. Kilka chwil temu widać było jeszcze jasną łunę zachodzącego słońca, ale w tym momencie było całkowicie czarne, pokryte mozaiką z gwiazd. Odszukała na niebie wielką niedźwiedzicę, jak to miała w zwyczaju i uśmiechnęła się lekko, jakby do niej.
Arthur westchnął. Spojrzał w niebo i powiedział:- No dobrze... można i tak odpowiedzieć. Mozę trochę się myliłem...-uśmiechnął się nikło:- Ale to dobrze, skromność jest jedną z cnót. pewnie dlatego jesteś z Gryffindoru.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego akurat tam przydzieliła mnie Tiara. Ale skromność bardziej pasuje mi do Puchonów. - Hayley przeczesała dłonią trawę i westchnęła cicho, prawie niedosłyszalnie. - Ty jesteś z Ravenclawu, tak?
-Tak..-odparł Arthur. Westchnął i rzucił dwa kamyki w wodę, które robiły kaczki jakby ścigając się ze sobą. :- Tak, ja z tych niebieskich...-uśmiechnał się:- I szczerze mówiąc pasuje mi tam.... nawet znalazłem parę osób godnych zainteresowania...
- Kogo na przykład? - spytała Hayley. Podniosła się do siadu i uśmiechnęła lekko. - Może ich znam. Chociaż w czasie, kiedy przez miesiąc byłam w domu, uczniów się nagle jakby namnożyło. Nie wiem, gdzie oni się wcześniej chowali - zaśmiała się cicho.