W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Zgadzam się z Iv? - bardziej spytał niż stwierdził, bowiem nie był zapoznany ze sprawą i delikatnie objął Gab. - Uszy do góry, nosek też. - dodał po chwili z rozbrajającym uśmiechem.
Kochała. Kochała i to bardzo. Dlatego musiała czekać, tyle, ile będzie trzeba. Aż wszystko się wyjaśni. - Poczekam. Nie mam innego wyboru - szepnęła. - Uch, udusicie mnie - powiedziała stanowczo, czując uścisk obojga. Cieszyła się, że ma w kims oparcie, że nie jest już sama ze swoimi problemami. Chociaż i tak oni jeszcze o tylu sprawach nie wiedzieli.
Zarzuciła ręce na ramiona Gab. - Gabik, będzie dobrze! - potrząsnęła nią lekko po czym uśmiechnęła się pocieszająco. Podeszła do Ann i pocałowała ją w czółko. - A jak nie, to my już Kazuo się nim zajmiemy.
- Ty się niczym nie zajmujesz, bo sobie krzywdę zrobisz! - odpowiedział dziarsko - Poza tym jeśli Gab kocha tego kogoś, to my jako jej przyjaciele nie powinniśmy robić mu krzywdy, bardziej zrani to Gab niż jego. Gab, po prostu pamiętaj, że masz w nas oparcie, nawet jak na kogoś rzucisz Avadę!
- Nawet jak rzucę Avadę? - dopytywała się - ok. Dobrze wiedzieć - roześmiała się. My jako jej przyjaciele... - myślała nad tymi słowami. Nareszcie miała przyjaciół... Oby te słowa nie były zbyt pochopne. - Co powiecie na to, żeby iść do Hogsmeade?
- Ech, racja Kazz. - westchnęła. - Dobrze Gab, po prostu będziemy Cię wspierać w tym oczekiwaniu. - dodała, uśmiechając się lekko. Wzięła Małą na ręcę i przytuliła ją. - Słońce, pomożemy ciotce.
- Nawet jak ją rzucisz, no chyba, że na nas, wtedy Ci zza grobu nie popuścimy - puścił jej oczko. - Jasne, chodźmy. Wezmę wózek z małą, nie będziesz się męczyła, Iv. To co, laski? - spytał, gdy wstał już i zabrał się za wózek.
- A po co miałabym na was rzucać Avadę? - zaśmiała się, jednak była także lekko zaskoczona. - No idziemy, idziemy - potwierdziła. Chciała iść do Hogsmeade, by choć przez chwilę się nie zamartwiać. To nie było tak, że los Davida jej nie obchodził. Po prostu nie chciała znowu odciąć się od świata, jak niegdyś. Nie chciała być znowu sama ze wszystkim. - To gdzie idziemy najpierw?
- Idziemy, idziemy. - uśmiechnęła się. Cieszyła się, że ma tę wspaniałą dwójkę. - Zdaję się na Wasze oryginalne pomysły. Ale pamiętajcie, że jesteśmy z Małą. - dodała z zadziornym uśmieszkiem. - Żadnych klubów i imprez. Ann musi mieć dobry przykład. - zaśmiała się.
- No oczywiście, że nie będziemy ciągać Annie po klubach. Ona musi być grzeczną dziewczynką - znowu się zaśmiała radośnie. Tak, obecność bliskich jej osób poprawiała jej humor. Pociągnęła lekko obojga w stronę drogi do Hogsmeade. - Ruszcie się. Jak tak dalej będzie, to dzień minie, a my tam nie dojdziemy - udała, że ma do nich pretensje.
Blaise przysiadła przy jeziorze i zapaliła papierosa. Była dziwnie...smutna. Niby wszystko dobrze się układało, a jednocześnie czuła, że to tylko przejściowe. I że może pęknąć niczym mydlana bańka, jeśli zbyt mocno będzie się tym cieszyć. Spojrzała na wodę. Księżyc odbijał się w niej. Westchnęła smutno i rozejrzała wokół.
Dziewczyna, która przysiadła na brzegu jeziora widocznie jej nie zauważała. Ann nic sobie z tego nie robiła. Miała wyciągnięte nogi i moczyła stopy w chłodnej o tej porze roku jeszcze wodzie. Nie chciało jej się spać, ani przebywać w hałaśliwym pokoju wspólnym. Tegoroczni pierwszoklasiści byli nie do zniesienia. Zachowywali się jak małe rozpieszczone gnojki. Wspominała dzisiejszy dzień. Najpierw ta dziwna dziewczyna i jej wyznanie, potem jej zachowanie na moście... Nie chciała się denerwować. Zapominając o obecności dziewczyny rozchlastała wodę nogami czując kilka kropel na twarzy.
Nagle Blaise usłyszała dźwięk rozpryskującej wody i poczuła krople spadające na jej blond włosy. Obróciła się gwałtownie i dostrzegła ciemnowłosą dziewczynę. - Uważaj co robisz! - krzyknęła zirytowana. Dziwne. Siedziały zaledwie parę metrów od siebie, a nie zauważyła jej. Wstała i przeciągnęła dłonią po włosach, spoglądając w stronę dziewczyny. I znów to samo, znów sprawiała wrażenie wrednej. - Znaczy... - zaczęła przewracając oczyma. - Jestem Blaise. Nie widziałam, że tu siedzisz. Przestraszyłam się.
- Zauważyłam - stwierdziła z dystansem. Od razu w jej głowie pojawiła się jedna myśl. 'Ślizgonka.' Stereotypy robiły swoje. Nikt 'normalny' by nie zareagował w ten sposób na kilka kropel wody. Wieczna pogoń za nieskazitelną urodą. Diametralna zmiana tonu głosu zbiła dziewczynę z tropu. Również wstała otrzepując spodnie. - Ann - wyciągnęła dłoń w jej kierunku. - Nie chciałam cię przestraszyć. W ogóle cię nie zauważyłam. Pod stopami czuła chłód trawy, który nagle zaczął jej dziwnie doskwierać. Sięgnęła po leżące niedaleko trampki i zaczęła je zakładać. - Wieczorny spacer? - zapytała retorycznie. Chciała być po prostu miła.
Blaise zmierzyła Ann wzrokiem. Nie była brzydka, nie można jej było niczego zarzucić. Zauważając, jak dziewczyna zakłada trampki, Blaise również zrobiło się chłodno. Miała przecież na nogach letnie sandałki na obcasach, co było równoznaczne z gołymi stopami. - Tak, ja ciebie też - uśmiechnęła się mimowolnie i przechyliła lekko głowę. - Wieczorny spacer - powtórzyła kiwając głową. - Musiałam gdzieś pójść, oderwać się od tej całej szkoły... sama rozumiesz. A ty co tu robisz?
Spojrzała w górę na dziewczynę. - Nic konkretnego - mówiła lekko zdziwiona zachowaniem Ślizgonki. Chyba była uprzedzona. - Mam dosyć rozwrzeszczanych pierwszoroczniaków pałętających się pod nogami w Pokoju Wspólnym - mówiła lekko poirytowana przypominając sobie te... dzieci. Jeżeli w ogóle można im nadać owe określenie. Podniosła się do pozycji stojącej. - Wracasz do zamku? - zapytała, bynajmniej nie proponując jej wspólnego powrotu, miała w zamiarze przejść się jeszcze po błoniach. Naprawdę nie śpieszno jej było do zamku.
- Całkowicie to rozumiem - westchnęła ciężko. - Pierwszaki są do dupy, no może nie wszystkie, bo niektórzy są naprawdę fajni - uśmiechnęła się do siebie. Miała na myśli oczywiście Nathaniela, z innymi gówniarzami się nie zadawała. - Czy wracam do zamku? Nie... wolałabym tu jeszcze zostać - stwierdziła i zagryzła lekko usta. - Chyba, że chcesz być sama? Dziwne. Od kiedy była taka uprzejma? Sama nie wiedziała co się z nią dzieje, jednak nie próbowała na siłę kłócić się z Ann.
- Cóż - zaczęła nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć. - Nie znam żadnych pierwszorocznych, ale są upierdliwi do tego stopnia, że wykurzyli mnie nawet z własnego dormitorium. Ich piskliwe głosiki słychać w całym zamku - psioczyła. Spojrzała tęsknie na błonie. Zmierzwiła włosy po czym udzieliła kolejnej odpowiedzi. - Ja również tu zostaje i myślę, że twoja obecność nie będzie mi przeszkadzać. Slitherin, prawda? - zapytała znając oczywiście odpowiedź. Jednak należało być uprzejmym, nieprawdaż? Każdy Ślizgon lubił się chwalić swoimi atutami, a przynależność do domu Salazara na pewno takim była.
Roześmiała się słysząc jak mówi o pierwszorocznych. - Masz rację, są totalnie upierdliwi - przewróciła oczami. - Ale żeby wywalić cię z własnego dormitorium? Nieźle.. Nie dałabym im żyć. Zaciągnęła się papierosem. Skinęła głową. - A co wyglądam na zmanierowaną, zimną, złośliwą i nie chce mi się dalej wyliczać bo wiesz o co chodzi? - spytała uśmiechając się pod nosem. - A ty z jakiego domu jesteś? - uniosła brwi szczerze zainteresowana. Wyjęła czerwoną szminkę z torebki i przejechała nią po wydatnych ustach.
- Tak - odpowiedziała unosząc lekko kącik ust ku górze. - Nie potrafisz ukryć swojej prawdziwiej osobowości. Po za tym Blaise, po co ci to? Ja bym nie siliła się na bycie uprzejmą. Jestem z Ravenclaw i uwierz, wiem co mówię - lubiła być szczera. Fałszywy człowiek to nie taki, który jest wulgarny i niempiły w obyciu, ale ten, który próbuje być na siłę kimś innym. Wolała nawet wysłuchiwać jej uszczypliwych uwag niż zanudzania pustymi słówkami. Ruszyła wzdłuż błoni zerkając na dziewczynę. - Idziesz?
- Wolisz żebym była złośliwa bo taka jest moja natura? - uniosła brwi i spojrzałała na swoje krwistoczerwone paznokcie. Podeszła do Ann i ruszyła wraz z nią wzdłuż błoni. - Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Po prostu staram się być miła. Wiesz, trzeba robić dobre pierwsze wrażenie. Przynajmniej tak mówią. Zaśmiała się perliście odgarniając w tył długie blond włosy. - Jasne, że idę - wyrzuciła spalonego papierosa i wyjęła następnego. - Chcesz fajkę?
Pokręciła przecząco głową. Nie chciała palić. - Każdy bywa miły - mówiła spoglądając w dół na swoje trampki. - Albo uszczypliwy. Nawet ja bywam złośliwa, co równoważy się z cudem - dodała po krótkim namyśle. - Z tego co wiem niewiele osób wyraża się o tobie dobrze - uśmiechnęła się do niej. - Kierują mną stereotypy i zły humor - stwierdziła analizując swoją wypowiedz. Coś ją dzisiaj ugryzło. Czyżby pierwszoroczniaki aż tak na nią działały? Nie, na pewno to nie to. A może ta czarownica od transmutacji?
- Obgadują mnie, twierdzą, że jestem taka i taka, a lgną do mnie jak muchy - wzruszyła ramionami. - Tak bywa. Kiedyś dokonałam wyboru, że wolę być popularna i podziwiana, niż mieć przyjaciół. Teraz może trochę żałuję, ale takie jest życie. Popełnia się błędy - popatrzyła w bok i wypuściła z ust dym. Co jej się wzięło na wyznania? Przecież nawet nie znała tej Ann, jednak chciało jej się mówić. Może to ostatnie zdarzenia sprawiły, iż tak otworzyła się na ludzi. - Nie ma sprawy, możesz mówić o mnie co chcesz - zaśmiała się lekko. - Jeśli poprawi ci to humor to zbesztaj mnie czy coś - uśmiechnęła się pod nosem. - Niech chociaż jedna ma udany wieczór.
Spojrzała na nią zaskoczona. - Wiesz co, ja dzisiaj mam chyba jakiegoś cholernego pecha - mówiła szurając stopami od niechcenia. - Najpierw nachodzi mnie jakaś dziwna Gryfonka, a teraz Ślizgonka mówi mi, że mogę ją zbesztać jeżeli mi to pomoże. Paranoja - stwierdziła z uśmiechem na twarzy. Nachodził ją czarny humor. - Twoja popularność jest mi całkowicie obojętna. Nigdy nic szczególnego o tobie nie słyszałam. Po za tym... Nie wierze plotkom. Jeżeli chcesz mogę zaświadczyć, że bywasz miła. No, chyba, że popsuję ci to opinię - zaśmiała się rozbawiona.
- Nawet nie próbuj mówić o mnie dobrych rzeczy - udała oburzoną. - Co ludzie pomyślą? - spytała scenicznym szeptem, po czym roześmiała się. - Dziwna Gryfonka? Gryfoni zazwyczaj są dziwni - skrzywiła się. - Bywają tacy przesadnie mili, słodcy aż do wyrzygania. Zaśmiała się. - A ja mam cholerne szczęście, którego na pewno niedługo się pozbawię - wzruszyła ramionami. - Chcesz się zamienić? Pech bardziej do mnie pasuje - uśmiechnęła się szeroko. - Nie widziałam cię tu wcześniej.
- Mili? - prychnęła zażenowana. - Może jeszcze pomocni? Ann widocznie coś ugryzło, miała zły humor i nie zamierzała nic z tym robić. Dwie Gryfonki zdenerwowały ją do granic możliwości. Może gdyby nie one ten dzień nie potoczyłby się w taki sposób i nie musiałaby się wyżywać na nowych uczniach. - Całkiem możliwe, że nigdy mnie nie widziałaś - mówiła z zainteresowaniem patrząc w stronę Zakazanego Lasu. Czyżby coś się tam działo? - Nie bywam w Hogwardzkich elitach. Nawet mnie do nich nie ciągnie. Nie była typem imprezowiczki. Raczej statyczna i uprzejma dziewczyna odznaczająca się różnymi dziwactwami.