W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Nie wiem takie wrażenie odniosłam, rozmawiając z gryfonami - wzruszyła ramionami. Westchnęła ciężko wyrzucając papierosa. Miała ochotę na co Ona także usłyszała dźwięki dochodzące z Zakazanego Lasu. - Też coś słyszysz? - spytała, spoglądając w tamtą stronę. - Ciekawe co tam się dzieje. Uśmiechnęła się. - Elity? Jak to brzmi - zaśmiała się.
Postać bardzo szybko zniknęła w gęstwinie lasu. Była ciekawa co to mogło tu robić o tej porze i kim, albo czym było. - Ja ostatnio przekonałam się jacy bywają mili - odpowiedziała z zainteresowaniem wpatrując się w las. - Albo to był jakiś uczeń - mówiła. - Albo coś z Zakazanego Lasu... - zastanawiała się na głos. Żałowała, że nie założyła swoich okularów. Niestety nie miała ich również przy sobie. - Idziemy? - zapytała rozradowana perspektywą odwiedzenia tajemniczego lasu. - Wolisz inne określenie niż elity? - spytała zbaczając nieco z kursu, kierując się w stronę drzew. Przystanęła na chwilę. - Gorzej jeżeli był to jeden z nauczycieli albo woźny...
Blaise ciągle przypatrywała się miejscu, gdzie przed chwilą coś przebiegło w Zakazanym Lesie. Czy chciała sprawdzić co to? Pytanie! Oczywiście, że chciała. - Idziemy - uśmiechnęła się radośnie. - Nawet jak to któryś z nauczycieli mi to nie robi różnicy. Slytherin się chyba nie obrazi jak odbiorę im kolejne 40 punktów. Parę w tą czy w tą nie robi różnicy - wzruszyła ramionami. Śmiejąc się pociągnęła dziewczynę w stronę lasu.
Wraz z dziewczyną skierowała się w stronę ściany lasu. Szykowała się interesująca noc. Wreszcie jakieś odreagowanie tego cholernego dnia. Przystanęła i włożyła ręce w kieszenie spodni. Popatrzyła na czarną przestrzeń przed nimi. - Wchodzimy - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Ravenclaw jest tak grzeczny, że tym bardziej nam to nie zaszkodzi. Chciałabym przyłapać woźnego jak odczynia te swoje dziwaczne rytuały. Słyszałaś o tym? - paplała przedzierając się przez krzaki coraz głębiej w las. Usłyszała szelest. - Super - stwierdziła patrząc w górę i widząc kilka nietoperzy. - Kici, kici potworku.
Hanna siedziała nad brzegiem jeziora i z niezwykłą jak na nią brutalnością ciskała kamienie w wodę. Jej humor nadal był fatalny, a złość z każdej minuty w niej wzrastała. Westchnęła teatralnie i chwyciła kolejny duży kamień w dłoń. Przez chwilę przyglądała się mu, jednak po chwili potraktowała go tak jak inne.
Gabrielle doszła nad jezioro. Miała dosyć dobry humor. Zobaczyła znajomą jej Ślizgonkę siedzącą nad jeziorem, która była zła. Gabrielle nie mogła przepatrzeć, jak Hanna cierpi. Dlatego podeszła do niej i usiadła obok niej. - Witaj - przywitała się. - Co się stało? - zapytała z troską. Chciała ulżyć choć trochę dziewczynie. Nawet jeśli zostanie zignorowana.
- Cześć. - Odpowiedziała uśmiechając się nieco sztucznie. Uniosła głowę i spojrzała na krukonkę znaną jej z lekcji opcm. - Nic się nie stało. - Mruknęła mało przekonująco i cisnęła kolejny kamień przed siebie.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak - odpowiedziała Gabrielle. Sama wzięła jakiś kamień i zaczęła obracać go w ręku. - Ale nie będę cię zmuszać. Jak nie chcesz, nie mów - dodała smutno. Ciężko było pomagać ludziom, gdy nie wiadomo było, co ich gnębi.
- Chodzi o osobę. - Słowa te Hanny wypowiedziała z taką gwałtownością, że mogło to zadziwić Gabrielle. Westchnęła głośno i cisnęła kolejny kamień w kierunku jeziora. Mały przedmiot zaburzył naturalną strukturę tafli wody i w miejscu zderzenia powstawały małe kółeczka. - Starałam się jak cholera, żeby mnie opuściła nawet się nie żegnając. To chore. Hanna ponownie miała ochotę cisnął jakimś przedmiotem w stronę wody, jednak żadnego nie znalazła pod ręką. Przez chwil nawet przez głowę przemknęła jej myśl, że owym 'przedmiotem' mogłaby być krukonka, ale potrząsnęła głową wyrzucając z niej tą myśl.
Gabrielle nie odpowiadała przez chwilę. Zastanawiała się, co może powiedzieć w tej sytuacji. Znalazła jakiś kamień i podała go Hannie. - Gdyby sama tego nie chciała, nie opuściłaby cię - powiedziała, pewna swych słów. Jednak nie wiedziała, jak one zadziałają na Ślizgonkę.
- Wiem i dlatego tak się wściekam. - Powiedziała, a na jej policzkach wystąpiły rumieńce od nadmiaru złości. Westchnęła ciężko. - Tylko nadal nie wiem, co zrobiłam źle. Starałam się tylko pomóc. Odgarnęła z twarzy kosmyk włosów i przyłożyła lodowate dłonie do rozgrzanych policzków.
Gabrielle spojrzała na Hannę. Ze Ślizgonki aż kipiała złość. - Czasem ludziom nie można pomóc. Sami muszą poradzić sobie ze swoim problemem - powiedziała niezbyt głośno. Związała potem przeszkadzające jej włosy w kitkę.
- Chyba za bardzo się denerwuje. - Odparła uśmiechając się sztucznie. - Zadręczam Cię moimi problemami, przepraszam. To nie uprzejme. Potarła paznokciami swoją łydkę, na której widniała czerwona plamka, najwyraźniej jakiś wstrętny owad pożywił się słodką krwią rudowłosej.
- Nie przepraszaj - zaczęła - nie zadręczasz mnie. Wtem Gabrielle zaczęła swędzieć ręka. Zerknęła na nią i zobaczyła ślad od ugryzienia komara. - Te komary są nieznośne.
- Wkurzają mnie. - Skomentowała kolejny raz zabijając jednego owada, który osadził się na jej ramieniu. - Serio ? - Zapytała unosząc brew w górę i spoglądając na dziewczynę. - Zazwyczaj ludzi nudzą problemy innych.
- Widać się wyróżniam - musiała powiedzieć to tak, by dać slizgonce do zrozumienia, że chce jej słuchać. Ale jednocześnie musiała pokazać przeświadczenie o swojej wyjątkowości. - Szkoda, że nie ma zaklęcia, które odpychałoby komary - wyraziła swoje neizadowolenie.
Pomimo tego, ze świeciło słońce, Kim zdecydowała się przyjść nad jezioro. Dzisiaj akurat słońce jej się podobało. Upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu, przemieniła się w ptaka i usiadła na jednej z niżej położonych gałęzi na pobliskim drzewie. Zaczęła z ciekawością obserwować okolicę patrząc, czy ktoś nie idzie.
Aaron z szerokim uśmiechem udał się nad jezioro. Nareszcie udało mu się odwiedzić to miejsce. Kurukon podszedł bliżej wody tak aby mógł zamoczyć swoje gołe stopy, nabrał powietrza po czym wypuścił je powoli. Miał okazje nawdychać się jodu, to bynajmniej wyjdzie mu bardzo dobrze na zdrowie. Rozejrzał się dookoła, nikogo nie było. Głucha cisza, jedynie jakiś ptak siedział na gałęzi przyglądając mu się. Aaron miał wrażenie, że widział już gdzieś te oczy.
Zatrzepotała wielkimi skrzydłami, widząc Aaron. Wszystkie inne ptaki widząc harpię uciekły i nastała cisza. Wiedziała, że tak będzie. Zawsze bały się drapieżnika. Przeleciała na inną gałąź, wciąż wpatrując się w chłopaka. Była ciekawa, co będzie dalej. Rzeczywiście, oczy miała takie same jak w ludzkiej postaci. Ten sam kolor czekolady, no może ciut ciemniejszy.
Aaron patrzył z zaciekawieniem na drapieżnego ptaka. Usiadłwszy sobie zaczął bawić się piaskiem, jednak nie spuszczał wzroku ze stworzonka na gałęzi. " Hmn..kogoś mi przypominasz, ale ty jesteś zwierzęciem a nie człowiekiem, chyba że.....animag??" Bez większego zastanwoienia Aaron podszedł do ptaka pzyglądając mu się uważnie. To była harpia, niczym istota z mitologi greckiej. Aaron uśmiechnął się do siebie. - Coś mi się wydaję, że nie jesteś zwykłym ptaszkiem. Mam rację? - Aaron spojrzał przyjaźnie na harpię, wiedział, że coś jest nie tak, czuł to.
Aaron dosyć szybko skojarzył. Na to odpowiedziała dźwiękiem przypominającym krakanie. Przeleciała na jeszcze inną gałąź. Jeszcze raz zatrzepotała skrzydłami, tym razem bez celu. Wbiła swe oczy w chłopaka czekając na jego reakcję.
Ten ptaszek lubi się bawić. Aaron podszedł bliżej ale był ostrożny. Przyjrzał się harpii jeszcze raz, a zwłaszcza jej oczom. - Zaraz, zaraz...ciemne niczym czekolada - Krukon patrzył ze zdziwieniem na ptaka. " Czyżby Kim była animagiem?" - Kimi, czy to ty?
Kraknęła tylko, nie wskazując ani na odpowiedź twierdzącą, ani przeczącą. Niech jeszcze pomyśli, o! I ponownie przeleciała na inna gałąź. Jak ona lubiła innych trochę pomęczyć. Przynajmniej zapewni Aaronowi trochę ruchu. Bo co innego miała zrobić? Najwyżej zaraz kraknie na cały regulator.
To była zdecydowanie ona, nie znał jej dobrze ale wyczuł jej obecność w tym miejscu. - Widzę, że chcesz się ze mną podrażnić - Aaron uśmiechnął się do Kim, po czym powędrował do jeziora nabrać nieco wody. Podszedł do niej oblewając ją, wiedział, że ptaki nie zabardzo lubią kiedy mają wilgotne pióra. Ale jak było z Kimberly? Przecież ona uwielbiała wodę.
Z wody akurat niezbyt się ucieszyła i jak obiecała sobie, kraknęła tak głośno, że nawet stado wron, które nie przestraszyły się harpii natychmiast uciekło. Zatrzepotała skrzydłami, żeby pozbyć się wody z piór, przy okazji opryskując Aarona. I jeszcze raz kraknęła, tym razem nieco ciszej.
Aaron zaczął się śmiać, gdy nagle na jego nową koszule khaki poleciały krople wody. " Szczęście, że to tylko woda" - pomyślał, po czym znów spojrzał uważnie na harpię. - Dobra wygrałaś, poddaje się. Teraz już możesz ukazać swoje prawdziwe "ja" - Krukon patrzył z nieco łobuzerskim uśmiechem na ptaka, czy też raczej na Kimberly.