W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
- Serio, jesteś mokra? - powiedziała niby to zdziwionym tonem ale po chwili się roześmiała. Gdy tylko Emma zaczęła na nią chlapać, zamknęła oczy. Położyła się na plecy i kopała nogami z jeszcze większym efektem niż Gryfonka rozpryskując wodę dookoła. - Gdy ktoś to widział, szczególnie nauczyciel, było by po nas. Ej, Em, my przypadkiem nie jesteśmy prefektami? Powinnyśmy odjąć same sobie punkty za nocne wycieczki po błoniach!
Próbowała się uchylić kiedy Bell zaczęła rozbryzgiwać wodę naokoło, ale niezbyt jej to wyszło. Woda „uderzyła” ją prosto w twarz. Teraz i włosy miała już mokre. Złożyła ręce w tzw. koszyczek i z rękoma pod wodą okręciła się wokół własnej osi. Efekt był zadowalający. Bell teraz była już cała mokra. - Ja nie wiem. – odparła niewinnie. - Jestem prefektem dopiero od paru dni. To raczej ty, jako prefekt naczelny powinnaś mi dać dobry przykład. Ale wiesz, masz rację. Chyba powinnam odjąć Ci punkty. Chyba, ze potraktujemy to jako nasz nocny dyżur. Wiesz, koleżanka wpadła do wody – wskazała głową na Megnan – a my jej pomagamy się z niej wydostać.
Megan spojrzała na Emme i Bell i uśmiechnęła się szeroko. - No ładnie teraz chcecie mnie w to wplątać - rzekła żartobliwym głosem i ochlapała dziewczyny wodą. Położyła dłonie na tafli wody i zaczęła robić delikatne fale. Księżyc odbijał się na niej tak mocno, że wrażenie było, że coś z wody się wynurza.
- Wybieram ostatnią opcję - zdecydowała szybko i podpłynęła do Megan. - Ja ją złapię za jedną rękę, ty za drugą... i jakoś ja przetransportujemy na brzeg... Spojrzała niepewnie na Puchonkę. Wcale nie miała ochoty nigdzie jej ciągnąć ale przecież to był obowiązek, nie? A tam, walić obowiązki! Gdyby robiła wszystko co prefekt powinien, już dawno umarłaby z nudów w tej szkoły. - Aaa, kałamarnica ciągnie mnie na dno! - wysapała i zanurkowała.
Megan spojrzała na Bell, która ją złapała i zaczęła się śmiać. Nagle krukonka krzyknęła coś i zniknęła pod woda. Megan nie wiedziała czy Bell żartuje czy nie. Jednak jej mina nie była zbyt wesoła. Puchonka zanurkowała. Pod wodą było ciemno jedynie gdzie nie gdzie można było coś zobaczyć przez światło księżyca. Nagle przed jej oczami ukazała się Bell, podpłynęła do niej i pociągnęła ją za rękę wynurzając ją na wierzch. - Bell, wszystko ok?
Najpierw była przekonana, że Bell żartuje. Jednak, gdy Meg po nią zanurkowała upewniła ją w przekonaniu, iż to nie żart. Jak zwykle, zanim zdążyła otrząsnąć się z szoku było już po wszystkim. Ach, ten jej wspaniały refleks. - Kałamarnica? – zdziwiła się. – Nie wiedziałam, że są tu kałamarnice. – no tak na zawsze, była w jakiej kwestii niedoinformowana. Pisnęła i podskoczyła. A jeżeli tych kałamarnic jest więcej? Spojrzała przelotnie na Bell, którą podczas swojego podskoku ochlapała wodą prosto twarz. Z drugiej strony może przywróci jej to trzeźwość.
- No co wy, oczywiście, że nic mi nie jest - wyszczerzyła się do dziewczyn. - Ale miło, że aż tak się o mnie martwicie... wiadomo, może gdybym się teraz utopił, cała wina spadłaby na was? - zaczęła się zastanawiać. - Ja też nie wiedziałam! Ale na pewno są wielkie, morskie ślimaki, poczułam jednego stopą... - Nie wiem jak wam, ale mi już zrobiło się zimno. Chyba wyjdę z wody - powiedziawszy to, zaczęła płynąć w stronę brzegu.
- Fuuj! – powiedziała, gdy Bell wspomniała coś o jakiś ślimakach. Pomysł wysuszenia i ogrzania zdecydowanie jej odpowiadał/ - To gdzie pójdziemy? – wysapała, gdy już w końcu dotarła na brzeg. Jednak „chodzenie” przez wodę jest trudniejsze niż myślała. Wskoczyć było o wiele łatwiej.
Megan odetchnęła z ulgą, myślała, że Bell naprawdę się coś stało. Uśmiechnęła się do dziewczyn. - Tak mnie też się zrobiło zimno i to nawet bardzo. I w dodatku te ślimaki - Megan teraz wolała nie wiedzieć co jest pod woda. - O ile to w ogóle były ślimaki. Wzięła różdżkę do ręki i wypowiedziała zaklęcie. Teraz była sucha, a nawet czuła, że robi się jej cieplej. - Gdzie pójdziemy? Do zamku..chyba. Bo do zakazanego lasu wole już nie wchodzić. Raz mnie złapano. - Megan zaśmiała się na te wspomnienia.
- Właściwie… wiecie dziewczyny, ja już chyba wrócę do dormitorium. Straszne zmarzłam i znając moje szczęście zaraz złapię jakieś przeziębienie. A to zdecydowanie nie jest mi na rękę. – powiedziała z przepraszającym uśmiechem. Zresztą, była już trochę śpiąca. Tej nocy za wiele nie spała. Czas to w końcu nadrobić. Wzięła do ręki pasmo swoich białych włosów i zaczęła nim kręcić kółko. - Sory. I pa. – pożegnała się i udała się ku zamkowi. A więc ruszyła, a myślami była już w dormitorium gryfonów w swoim ciepłym, wielkim łożu z czerwoną pościelą.
Megan przeczesała włosy ręką i spojrzała na śpiącą Emme. - Dobranoc Emma - zdążyła jej jedynie posłać uśmiech, bo dziewczyna znikła wśród drzew. - Bell, my może także chodźmy do zamku. Jestem także śpiąca i chciałabym się położyć w mięciutkim łóżeczku. Puchonka miała przed oczami jej dormitorium, suche, cieplutkie. Teraz tylko o tym marzyła.
- Branoc, Em - pomachała Gryfonce na pożegnanie. - Rzeczywiście, powinnyśmy wrócić. Mimo, że teraz już prawie nie jestem śpiąca... zawsze, tak mam, że o którejś godzinie mija czas największego zmęczenia i mogę być na nogach jeszcze długo... - Silverto - machnęła różdżką na swoje ubrania i włosy i już po chwili była zupełnie sucha. - Chodźmy.
- No to chodźmy - rzekła śpiącym głosem, lecz nie zapomniała o uśmiechu, który posłała Bell. Dziewczyny skierowały się teraz w stronę zakmu. Megan była zmęczona, ale ten dzień jej się spodobał. Od pewnego czasu, jej życie nabrało ciekawych ''barw'', miało większy sens. Z pewnością zapamięta te wszystkie ostatnie chwile spędzone w Hogwarcie.
Iv wyszła na spacer z Ann gaworzącą wesoło w wózku. Trzeba było wykorzystać taką piękną pogodę na małą integrację córeczki z najbliższym otoczeniem. Iv zatrzymała się przy jeziorze, by Mała mogła trochę pooglądać wodę.
Gabrielle wyszła na błonia. Panowała tak piękna pogoda, że grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Nogi zaniosły ją nad jezioro, gdzie zobaczyła Ivette wraz z małą Annie. Podeszła do niej cicho od tyłu i zakryła jej oczy. - Zgadnij, kto to - szepnęła.
Dobrze wiedziała, kto za nią stoi. - Gaab! - uśmiechnęła się szeroko. Ann ożywiła się, słysząc hałas i zmrużyła niepewnie oczka. - Kochanie, wszystko w porządku. Przyszła ciocia Gab. - pocałowała małą w czółko.
Jesteśmy nad jeziorem. Jakie jesteśmy?! Wyszedł z zamku z pochmurną miną. Cała ta sytuacja go przerosła. Niby był wolny, ale wcale się z tego nie cieszył. Zauważył Iv i Ann. Wpierw przypatrywał się im z daleka. Tak, ktoś już towarzyszył im przy spacerze i była to Gab. Wolnym krokiem zmierzał ku nim.
- O, jest i nasz Japończyk! - zawołała, gdy dostrzegła zbliżającego się Kazuo. - Cześć kochany. - objęła go przyjaźnie. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. - Co się stało?
- Tak, ciocia Gab stęskniła się za małą Annie - powiedziała, patrząc na małą istotkę. - I za jej mamą też - dodała, kierując wzrok na Ivette. Gabrielle pocałowała małą Annie w policzek. Wciąż nie mogła się nacieszyć tą dziewczynką. - Witaj - powiedziała, widząc nadchodzącego Kazuo. Widziała, że coś jest z nim nie tak, ale nie wypytywała o nic. Wolała zostawić to Ivette.
Objął ją mocno, następnie Gab, a potem ucałował małą Ann. W końcu ktoś się do niego uśmiechał, nie patrzył jak na morderce i w dodatku był miły. - Ee... nabroiłem i nie będzie ślubu - rzekł szybko - No jak tam u Was? Och, ona rośnie w oczach!
- No to co Kruszyno, damy cioci się Tobą trochę nacieszyć? - zaśmiała się krótko po czym wyjęła Ann z wózka i ostrożnie podała ją Gab. Przeniosła wzrok na Kazuo. - Jak to nie będzie ślubu? - spytała spokojnie. - Ach, chodzi o ten artykuł? - skrzywiła się lekko.
- Tak, o artykuł - powiedział krótko - Cóż, teraz nie kocham, zdradzam ją z każdą, aż szkoda gadać - machnął dłonią, obserwując jak Gab zabawia małą Ann. Uśmiechnął się wymuszenie, zerkając na Iv.
- No to nieciekawie.. - powiedziała, patrząc na niego z troską. Lekko pogłaskała go po głowie. - Mogłabym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie jestem tego pewna. Wszystko zależy od Christy. Daj jej czas. - spojrzała na Ann i Gab.
- Taaa... - burknął, wiedząc doskonale, że Christy nie chce go znać. - Mam zniknąć z jej życia - wzruszył ramionami, starając ukryć to, jak bardzo go to boli. Uśmiechnął się - No, ale moje drogie, jak tam u Was? - spytał.
- Nie dziwię się, że tak zaregowała. Opadną emocje, to na pewno podejdzie do tego inaczej. - powiedziała, patrząc na Ann. - Jak widać, u nas wszystko w porządku. Mała rośnie jak na drożdżach.
Bawiła się z małą Annie, a przy tym przysłuchiwała się rozmowie. Miała okazję czytać tą gazetę i domyślała się, że pewnie nie jednemu już pokrzyżowała plany. Ale i Kazuo na pewno nie był bez winy - w każdej plotce przecież było ziarenko prawdy. - I do góry, tak - szepnęła, podnosząc Annie do góry. Ta śmiała się tak, jak małe dziecko najładniej potrafi. - I w dół - teraz Krukonka wzieła Annie do dołu. Gab, by urozmaicić zabawę, wykorzystywała swoje wrodzone zdolności. Teraz zmieniła kolor włosów na zielony, a mała Annie złapała za nie i śmiała się nadal.