Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Autor
Wiadomość
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Wznosił się już chwilę w powietrzu skupiając się wyłącznie na swoim zadaniu i unikaniu lecących w jego stronę tłuczków. Nie było to za trudne zadanie. Zwłaszcza jeśli wcześniej mieli taki trening i przyzwyczaili się do obrony przed manekinami i większą ilością wściekle latających piłek. W pewnym momencie zauważył jak ciemne niebo przecina złota smuga. Delikatna, ledwo widoczna, ale wystarczała by przyciągnąć uwagę Corteza. Bez namysłu nachylił się do przodu i pomknął przed siebie. Chwilę ganiał się z nią, latając w jedną i drugą stronę. Wyciągnął rękę i chwytając wpierw w dwa palce. Wskazujący i środkowy zamknął rękę w pięść i pewnie już trzymając złoty znicz wyciągnął ją w górę pokazując @Liam S. Dear, złapany znicz. Uśmiechając się przy tym delikatnie.
Wybrana rola: Szukający Kostki: 6 i 6 Drużyna nr 1
Była zima, ale co z tego? Jeżeli ktoś naprawdę chciał poćwiczyć przed oficjalnym meczem, przyjdzie nawet w największy mróz czy najgęstszą mgłę. Aczkolwiek wtedy Liam nawet nie proponowałby treningu. Ostatnio dał młodzieży niezły wycisk, więc tym razem postanowił zorganizować mecz towarzyski z nadzieją, że się nie pozabijają. W końcu nie będą podzieleni na domy. Przygotował już boisko do zajęć, przyniósł też zapas mioteł – tych lepszych, o ile można o jakichkolwiek szkolnych miotłach tak powiedzieć – i kolorowe koszulki, żeby drużyny nie znały się w jedną. Brakowało mu tylko samobójów. Oczyścił trochę teren dookoła, żeby gracze nie musieli stać po kolana w śniegu, i nad ławką rezerwowych utworzył magiczną osłonę, żeby śnieg się tam nie dostał. Teraz pozostało mu tylko czekać na zdeterminowaną młodzież.
Każdy w swoim poście niech napisze, jaką pozycję chce zająć (może być kilka, na wszelki wypadek), a niżej, ile ma punktów z Quiddicha. Gdy będę tworzył drużyny i na jedno miejsce zgłosi się kilka osób, będę przydzielał je ze względu na doświadczenie. Gramy według nowych zasad, które każdy znajdzie tutaj. Przedostatni post.
Kod:
<zg>Pozycja:</zg> ścigający/obrońca/szukający/pałkarz <zg>Punkty w kuferku:</zg> tu wpisz
Ostatnio zmieniony przez Lazare Limier dnia Nie Lut 12 2017, 13:47, w całości zmieniany 1 raz
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie zazwyczaj wszędzie się spóźniała, ale treningi quiddicha należały do wyjątku. Gdy tyko dotarła do niej wieść o planowanym meczu towarzyskim, bez ociągania przebrała się w sportowy strój i wybiegła zamku. Może tym razem nikt nie złapie znicza w pierwszej minucie i zdążą sobie pograć. Zaskoczona stwierdziła, że jest pierwsza. Przychodzić na czas to jedno, ale jako pierwsza... to już był cud. - Dzień dobry - rzuciła sucho do trenera, do którego wciąż nie pałała ciepłymi uczuciami - To ja się rozgrzeję - oznajmiła i wzięła się do pracy. Po pierwsze, pamiętała ostatni trening, po drugie, nie miała ochoty sterczeć tu sama z typem, który nie kojarzył nawet jej nazwiska.
Sama nie wiedziała po co tutaj przyszła, ale jednak pojawiła się. Zawsze interesowały ją mecze Quidditcha, co prawda nie latała najlepiej, ale jednak jakieś tam pojęcie na ten temat miała. Może ją nie zabiją. Wiedziała, że to ma być treningowy mecz, dlatego też się odważyła, bo przecież tutaj profesor nie pozwoli, ażeby komukolwiek coś się stało. Postanowiła zajrzeć tutaj. Przebrała się w strój, a raczej była w normalnej szacie szkolnej. No co, najwyżej się później rozbierze, tak? Ale było dość zimno, dlatego postanowiła nie ryzykować, że wyląduje po treningu w skrzydle szpitalnym. Pojawiła się z miotłą w ręku. Cholera czuła się super. Stadion dawał jej jakąś wiarę w siebie. Co prawda nigdy nie grała tak bardziej profesjonalnie, ale może to będzie ten przełom? Może teraz będzie chciała grać i coś robić w tym kierunku? - Witam pana profesora. - mruknęła do nauczyciela, dziewczynę nieco lekceważąc. Nie znała jej, a poza tym wydawała jej się nieco młodsza od niej. Ale czy to ważne. Jedynie kojarzyła ją z pokoju wspólnego, że tam spędzała czas ze znajomymi. Widząc jak dziewczyna lata na miotle, Summ sama zasiadła na miotle jednak czekała na więcej osób, oraz na jakiekolwiek polecenia profesora.
Leonore nie lubi zimy. Nie uśmiecha jej się marznięcie na dworze, a zamienienie się w sopel lodu podczas latania na miotle to zdecydowanie nie szczyt marzeń dziewczyny. Skoro jednak trener wykazał się pomysłowością, determinacją i zapędami sadystycznymi, postanowiła go nie zawieść. Może faktycznie przyda jej się rozgrzewka przed prawdziwym mieczem. Ubrała się w swój cieplutki strój do Quidditcha, związała włosy w ciasnego kucyka i ruszyła na boisko truchtem - ot, dla zdrowotności. O dziwo nie była pierwsza. Nieco młodsze Gryfonki już rozciągały się, prężąc zgrabne ciałka przed nauczycielem. Chyba spieszyło im się do przegranej. Leonore spokojnie podeszła do małego kółeczka wzajemnej adoracji i kiwnęła profesorowi głową, wygłaszając przy tym krótkie "Dzień dobry". Przemyślenia na temat pogody i temperatury o dziwo zostawiła dla siebie. Studentka wykonała kilka szybkich rozciągnięć, poprawiła fryzurę i wybrała sobie jedną z przyniesionych przez profesora mioteł. Zachwycać - nie zachwycała, ale przynajmniej dało się na niej latać. Usadowiła się wygodnie po czym uniosła jakieś dwa metry nad ziemię, nigdzie nie lecąc. Rozglądała się za to za resztą drużyn, pragnąc szybko skończyć ten mecz. Przecież było tak cholernie zimno!
Nathaniel długo i niecierpliwie czekał aż w Hogwarcie zostanie wreszcie zorganizowany jakiś oficjalny trening quidditcha. Puchon uwielbiał latać. Ba, ostatnio dostał się nawet do pierwszego składu Nietoperzy z Ballycastle! Od dawna marzył o tym, żeby grać w jakiejś światowej klasy drużynie i teraz czuł, że w końcu udaje mu się dążyć do spełnienia swoich marzeń. Na szkolny trening wyszykował się dość wcześnie, jako że nie chciał się spóźnić. Pod bluzę założył także swoją magiczną koszulkę quidditcha, która zawsze przynosiła mu szczęście. Poza tym fajnie było mieć widoczne z tyłu koszulki swoje własne nazwisko. Chłopak pojawił się na boisku chwilę przed czasem. Stanął gdzieś z boku, zastanawiając się nad tym, co też tym razem wymyśli profesor Limier.
Pozycja: Szukający Punkty w kuferku: 19 + 1 za koszulkę = 20
Deven stawił się na boisku w dziwnym nastroju. Z jednej strony zdawał sobie sprawę, że pogodzenie funkcji prefekta, pracy w sklepie ze zwierzętami, bycia kapitanem gryfońskiej drużyny i jeszcze ogarnianie nauki to i tak za dużo, ale z drugiej... nadal nie mógł odżałować, że nie brał udziału w mistrzostwach, że nawet nie próbował dostać się do jednego z klubów. Wiedział, że jest wystarczająco dobry, ba - lepszy od wielu, którzy zostali przyjęci, jednak bał się, że ucierpią na tym nauka i praca. Nie mógł sobie pozwolić na niepewną karierę gracza, przynajmniej dopóki nie ukończy studiów i nie będzie musiał się martwić, że nie znajdzie dobrej pracy. W dłoni ściskał własną miotłę. Z powagą skinął głową Limierowi, który przyjechał razem z nim z Kanady, jako trener Reemów z Riverside. I podobnie jak Deven, został na stałe. Czasem zastanawiał się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby na to się nie zdecydował. Gdyby nie spapugował starszych braci, którzy grali w reprezentacji. Ale roztrząsanie tego nie miało sensu.
Pozycja: szukający Punkty w kuferku: 29 (+5 za miotłę)
Ah! Cóż za wspaniała wiadomość. Odbędzie się trening na świeżym powietrzu, fizyczna aktywność, oraz szansa do poprawienia swoich zdolności gry w Quidditcha. Kto wie? Może dziś jest dzień, w którym Puchoni stwierdzą, iż to on nadaje się na kapitana drużyny! Fakt faktem, według jego informacji, tylko jedna osoba go przewyższała w umiejętnościach.. Ale jeszcze tylko wiosna i z latem jest za stara na szkołę! Tak przynajmniej kojarzył. Więc warto by było gdyby oddano rolę kapitana tak wspaniałemu człowiekowi jak on! Oczywiście, gdyby był wspaniały. Nikt go za takiego nie uważał, może poza siostrą, a on sam uważał się za delikatnie ponad przeciętną. A zaś o ludziach zdolnych mówiąc.. Ruszył od razu w kierunku @Nathaniel Cole, z którym chyba tak naprawdę nie miał okazji nigdy porozmawiać prywatnie. -O'right mate? Rzekł ze swym szkockim akcentem Highlandera, kiwając ku niemu głową, po czym se zwyczajnie stanął obok. Trza czekać na polecenia, zwłaszcza, że każdy się mniej więcej zbiera.
Pozycja: Obrońca Punkty w kuferku: 7
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Po ostatnim treningu jej chęć do dalszego trenowania trochę osłabła, ale tylko dlatego, że Daniel celowo walnął ją tłuczkiem w łeb. Mimo wszystko nie odrzucała od siebie myśli, że niedługo będzie brała udział w meczu, co zresztą ostatnio też wytknął jej nauczyciel, ale jednocześnie tym samym zmotywował ją do przykładania się do treningów. Ćwiczyła sama, bo zebranie całej drużyny Ravenclawu wiązało się z cudem, co najmniej. W końcu pojawiła się i ona, być może chwilę spóźniona, ale za to z nowiuteńką Błyskawicą pod pachą. Pamiętała, że szkolna miotła ostatnim razem prawie spowodowała wypadek, rozpadając się na strzępy, więc zarobione ciężko pieniądze w cukierni z niemałym bólem serca przeznaczyła na swój własny model. Miała nadzieję, że nie zepsuje go tak samo jak poprzedniego. Oczywiście zrobiła wielkie wejście, bo gdy tylko przywitała się z nauczycielem kiwnięciem głowy, wpadła prosto w plecy uroczego kolegi, @Deven Quayle. - Oj, wybacz - rzuciła troszkę od niechcenia a potem rozmasowała policzki i stanęła niedaleko, zastanawiając się, w którym momencie Limier ich opieprzy za to, że się nie rozgrzewają.
Nauczona doświadczeniem, nie tylko ubrała się ciepło, ale i rzuciła na siebie zaklęcie rozgrzewające. Przed wyjściem wypiła też kubek gorącej herbaty, żeby jak najdłużej czuć ciepło. Związała włosy w wysoki i ciasny kucyk, żeby tym razem żaden kosmyk nie wpadł jej do oczu, a potem wyszła na to zimno. Miała wrażenie, że się spóźni, więc początkowo stawiała wielkie kroki, a w ostateczności trochę się przebiegła. I chyba przesadziła, bo na miejscu stałe spocona (w końcu ubrała się bardziej niż odpowiednio). Przystanęła i oparła dłonie na kolanach, żeby zaczerpnąć kilka głębokich oddechów. Dopiero potem wyprostowała się i rozejrzała. Niektórzy już się chyba rozgrzewali, inni po prostu stali i czekali. Ona należała do tej drugiej grupy (nadal nie było jasne, czemu przychodzi na treningi, skoro nie przepadała za sportem, przynajmniej w takim wydaniu), więc szybko znalazła kogoś znajomego. – Hej! – rzuciła w kierunku @Nathaniel Cole i @Eanruig Chattan. – Mecz o tej porze roku jest całkowicie normalny? – upewniła się. Według niej latanie w śniegu do zajęcia zdrowych umysłowo ludzi nie należało, ale już dawno zaczęła uważać Hogwartu na stan umysłu i starała się dostosować. W miarę możliwości, oczywiście.
Opuścił tyle treningów, że na mecz próbny musiał przyjść. Mimo że nie był odpowiednio przygotowany, ostatni przecież ćwiczył. @Flora M. Louzar dała mu kilka cennych wskazówek, które, miał nadzieję, mu się przydadzą. Wciąż obawiał się, że po prostu dostanie tłuczkiem i tak skończy się jego trening i na długi czas zostanie uraz, a po tym Yngve już pewnie nie wsiądzie na miotłę. Bo po co? Wystarczy, że raz ktoś brutalnie go uświadomi, że się do tego nie nadaje. Już na pewno nie będzie próbował na siłę. Potrafił powiedzieć sobie dość. Pogoda mu nie przeszkadzała, ale najwyraźniej większość odpuściła sobie trening głównie przez śnieg, więc na boisku stała garstka ludzi. Łącznie z nim tylko dziewięć osób. Wychodziło na to, że zabraknie na pewno pałkarza w jednej drużynie, była to przecież pozycja najmniej potrzebna, i bez tych graczy dało się wygrać mecz. Niektórzy się rozgrzewali, ale Yngve stał tylko i czekał na polecenia trenera.
Ostatnio był na treningu to i na próbnym meczu się musiał pojawić. Nawet jeśli na zewnątrz pogoda nie zachęcała, a on wolałby spędzić ten czas w dormitorium z jointem w dłoni. Jednak ostatnia motywacja sprawiła, że był w tym miejscu, a nie innym i nic już tego nie mogło zmienić. Wychodząc, ubrał się w luźne dresy oraz bluzę z kapturem, gdyż uważał, że strój do Quidditcha nie jest mu dziś potrzebny. Nie chciał się wywyższać, że jest w drużynie, a dokładnie zwracać na siebie uwagi. Chciał spokoju. Wychodząc na błonia, zimne powietrze uderzyło go znienacka, powodując dreszcze u chłopaka. Był gruboskórny, rzadko było mu zimno, ale -12 stopni w połączeniu z jedyną bluzą jako materiał, którym się okrył nie było dobrym pomysłem. Od razu rzucił na siebie zaklęcie ogrzewające i już w trochę lepszych warunkach, pobiegł truchcikiem na boisko. Już lekko zdyszany pojawiwszy się na nim, zauważył grupę ludzi. Nie chcąc rzucać się w oczy zaczął krążyć po boisku, wykonując pewne ćwiczenia fizyczne, by się rozgrzać przed meczem. Ujrzał nauczyciela i rzucił mu spojrzenie, które można było zinterpretować jako przywitanie.
Spodziewał się o wiele większej frekwencji, zwłaszcza że niedługo kolejny oficjalny mecz. Zresztą niewiele było osób, które należały do drużyny i reprezentowały swoje domy. Postanowił, że każdego, kto przyszedł, nagrodzi dodatkowymi pięcioma punktami dla domów. Punktualnie o umówionej godzinie polecił uczniom rozgrzać się, zrobić kilka kółek i wtedy się zameldować. Gryfonka najwyraźniej miała do niego o coś pretensje, ale ciężko było zrozumieć nastolatki, więc zignorował jej humorki. Zliczył uczniów – było ich parzyście, więc chociaż drużyny będą miały równą liczbę zawodników. Kiedy wszyscy zebrali się przed nim, Lazare spojrzał do swoich notatek i podzielił uczniów na dwie drużyny. Postarał się, żeby siły były w miarę rozłożone równomiernie. Brakowało ścigających, dlatego niestety dziewczyny, które chciały wziąć pałki, musiały zmienić pozycję. Limier jednak obiecał im, że jeśli tylko pojawią się spóźnialscy, pozwoli im zmienić stanowisko. Przypomniał jeszcze zasady. Wręczył drużynie drugiej fioletowe koszulki, żeby zawodnicy mogli się odróżnić, i kazał się ustawić. Kiedy wszyscy wzbili się w powietrze, wypuścił tłuczki i złoty znicz, a na koniec rzucił kafel i gwizdnął. Piłka natychmiast została przejęta przez @"Sumayah "Summer" Rochelle", @Yngve Løsnedahl, @Léonore Rožmitál.
Leonore nie była zachwycona takim obrotem spraw. Spodziewała się, że przed oficjalnym meczem trener pozwoli jej chwycić za pałkę i robić to, do czego została stworzona. Przecież jest w głównym składzie drużyny Ślizgonów! Miała prawo do tej roli. Wymamrotała kilka nieprzyjemnych słów pod nosem, kiedy Lazare kazał jej wejść w rolę ścigającego. Mało się na tym znała, ale ostatecznie da radę. Przecież zdolna z niej dziewczynka! Dzielnie zarzuciła fioletową szmatkę, potocznie zwaną koszulką, po czym usiadła na niespecjalnie wygodnej miotle i wzbiła się nad ziemię. Zobaczyła jak tłuczki i malutki, złoty znicz wznoszą się w powietrze, ale Leo skupiła się tylko na kaflu. Przecież to tę piłkę powinien obserwować dobry ścigający! Kiedy tylko trener gwizdnął na start, poderwała się w górę i przejęła kafel, by chwilę później sfrunąć niżej. Kiedy zaczęło się robić gorąco i jakby niebezpiecznie, podała do znajdującego się w zasięgu wzroku @Yngve Løsnedahl - niech teraz on się bawi.
Udało mu się załapać na odpowiednią pozycję, mimo niewielkich umiejętności, co ucieszyło go podwójnie. Po pierwsze – nie siedzi na ławce rezerwowych, po drugie – był ścigającym. A jeśli połączyć to z ostatnią lekcją OPCM, to zdecydowanie ten tydzień należy uznać za uważny. Rozgrzał się wcześniej, tak jak polecił profesor, a teraz wzbił się w powietrze i czekał, aż zobaczy kafel i wszyscy ruszą. Wolał skupić się na piłce niż profesorze, więc to gracze byli wyznacznikiem startu. Niestety piłki pierwszy nie przejął, ale zaraz dostał ją od dziewczyny z drużyny i pomknął przed siebie. Unikanie tłuczków i innych graczy było trudne, a że to jego pierwszy raz… Nie mógł za długo manewrować między tym wszystkim, więc czym prędzej rzucił do obręczy przeciwnika. Starał się jak najdokładniej, z mocnym zamachem, tak, żeby kafel świsnął obok głowy obrońcy.
6
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Tra la la la la... znowu się spóźniła. Ale to dlatego, že Chomik nasikał jej na łóżko, co w przypadku tej bidy znaczyło, że zatkała mu się cewka i boli go, gdy sika, więc robi to w jakimś bezpiecznym miejscu. Kocia loogika...W każdym razie musiała zabrać go do profesor Pober, wysłać mamie sowę, celem konsultacji i tak nie wiadomo kiedy zrobiło się strasznie późno. Kiedy przyszła na boisko reszta wsiadała już na miotły. Co ciekawe wśród tej reszty nie było Xaviera. Co z nim ostatnio? Aż tak mu ten Max uderzył do głowy? - Dzień dobry - przywitała się z trenerem bez zwyklego dla siebie entuzjazmu; nadal miała mu za złe odjęcie Xavowi punktów za nic - jest jeszcze miejsce w którejś drużynie? Okazało się, że brakowało wszystkich czterech pałkrzy, co Gemm średnio się Gemm podobało. Na szczęście, jeszcze zanim zdążyła się skrzywić, podbigło do niej jakieś dziewczę i skacząc jak królik na prochach, zaproponowało wymianę. W końcu obie usatysfakcjonowane dołączyły do drużyny. Rozległ się gwizdek i po chwili zawodnik przeciwnej drużyny rzucał już do ich obręczy. Gemm poczuła uderzenie uderzenie gorąca, kiedy rozpoznała w nim Yngve. Jak wspaniale, że przyszla na ten trening. Żeby tylko dobrze jej poszło...
Pozycja: ścigający w drużynie 1. Zmieniam @Harriette Wykeham Punkty: 4 pkt
@Xavier Whitegod wbijaj i zmień Candy. Będziemy z Heniem puchońskim dream teamem : D
Daisy nie wiedziała co się dzieje, ale niewątpliwie ustawili ją na pętlach, co oznaczała, że miała bronić. Co z tego, że obrońcą nie była i w zasadzie próbowała tej pozycji może parę razy na treningach. Czuła się trochę zbyt lekko bez pałki, którą mogłaby uderzać lecące w jej stronę cokolwiek. Założyła jednak rękawice z cielęcej skórki, wsiadła na Nimbusa 2015 i odbiła się od ziemi. Dosyć szybko w pobliżu pojawił się Yngve, któremu wydawało się, że tak łatwo zdobędzie pierwsze punkty. No chyba nie z nią! Może i doświadczenia jako obrońca nie miała, ale łapanie kafla nie było takie znowu trudne. Szybko wystrzeliła w jego kierunku, trącając go trochę zbyt mocno łokciami co sprawiło, że z łatwością złapała piłkę. Powiedziała do niego bezgłośne przeprosiny, uśmiechając się lekko. Co poradzić, taka była gra. Niestety chwilę później rozległ się gwizd trenera, który wyłapał ten jej niewinny faulik, więc musiała oddać kafla @Léonore Rožmitál i czekać, aż będzie próbowała oddać rzut karny.
Leonore kojarzy Daisy z treningów ślizgońskiej drużyny. Obie znały się na trzymaniu pałek i uderzaniu we wszystko, co popadnie. Aktualnie każda z nich znalazła się na pozycji, która niekoniecznie do nich pasowała. Ale przecież Rožmitálowie się nie poddają! Blondynka obserwowała lecącego w stronę pętli @Yngve Løsnedahl i mocno trzymała kciuki, żeby mu się udało. I prawie... prawie - rzucił wręcz doskonale: takiego zagrania nie powstydziłby się ścigający pierwszej klasy. Chwilę później jednak Dejzi zrobiła coś, czego robić nie powinna - a przynajmniej nie, kiedy widział trener. Faul wyglądał boleśnie i Yngve na pewno go odczuł, ale Leo przejęła kafla. Przynajmniej tyle dobrego. Ustawiła się na odpowiedniej pozycji i na znak trenera wykonała rzut. Może teraz coś z tego będzie.
Zdobyte punkty: 10
Ostatnio zmieniony przez Léonore Rožmitál dnia Pon Lut 13 2017, 22:48, w całości zmieniany 1 raz
Daisy trochę przesadziła z pewnością siebie i była pewna, że jak trochę oszukańczo obroniła rzut Yngve, to i z karnym pójdzie jej równie łatwo. Trochę się przestraszyła groźnej miny Leonore ale to wcale nie było specjalnie!! Kto ko słyszał, żeby tak bić kolegę, którego przecież lubiła? Starała się skupić na bronieniu, ale tym razem nie wyszło. Piłka leciała dosyć daleko od Daisy, a ta zapomniała, że jak nie ma pałki w ręku, to zasięg jest mocno ograniczony i trochę bardziej trzeba wyciągnąć ręce, żeby cokolwiek złapać. Z niemałym zaskoczeniem odwróciła się, żeby zobaczyć jak przelatuje przez pętlę i leci dalej. Dopiero po chwili poleciała do niej, żeby ją złapać i rzucić któremuś ze swoich ścigajacych.
Mecz zaczął się tak gwałtowanie, że zgubiła z oczu kafel. Cholera, to wszystko dlatego, że miała być pałkarzem, ale jakoś nikt nie kwapił się do gry na tej pozycji i profesor poprosił ją o zmianę. Nie odmówiła, bo wiedziała, że przecież bez ścigających to nie gra. Niestety zaczęła przeciwna drużyna i zdążyli rzucić do obręczy, ale Ślizgonka, która także była ścigającą, obroniła. W sumie Candy nie wiedziała, co się stało z ich obrońcą. Tyle tylko, że przy okazji sfaulowała przeciwnika i sędzia zarządził rzut karny, który okazał się perfekcyjny i nie było czego bronić. Candy westchnęła. To początek, więc dadzą radę. Była z Natem i Ettie, a także Eanem, dadzą radę. Podleciała, żeby odebrać piłke od obrońcy i wyrwała się do przodu. Zaraz jednak ktoś ją zablokował i musiała oddać kafel do @Daisy Manese.
Szybka niczym tygrys czy inne tego typu zwierzę, ledwo była obrońcą, już opuściła pętle, żeby stać się ścigającą. Kto wie, może sama mogłaby rozegrać cały mecz? Candy złapała kafla, a Daisy pomknęła z nim kawałek, ale szybko odkryła, że tak łatwo jednak nie będzie i jednak nie może sobie w pojedynkę poradzić, bo przeciwnicy skutecznie utrudniali jej dalszy lot. Wycofała się więc odrobinę i podała kafla z powrotem do Candy, już lecąc dalej, żeby móc jej się przesłużyć, gdyby takiej pomocy potrzebowała.
Gdy tylko oddała kafel, nagle zrobiło się przed nią puściutko. Nie miała praktycznie nikogo, kto stanowiłby niebezpieczeństwo. Postanowiła to wykorzystać i zniżyła lot, żeby inni gracze ją zignorowali. Zadziałało, bo wszyscy skupili się na Daisy, która widowiskowo obroniła pierwszy rzut, jednak dziewczyna teraz chyba bała się kolejnego, nieplanowanego faulu, więc nie szarżowała za bardzo i natychmiast oddała piłkę, gdy tylko manewrowanie z nią stało się niebezpieczne. Padło znowu na Krukonkę, reszta graczy strasznie się wlekła (albo byli lepsi, wiec przeciwnicy całkowicie się na nich skupili). Candy złapała kafel i pomknęła do obręczy. Tak blisko, jak to możliwe, nie ufała swojej sile i precyzji, była pałkarzem przecież! Ale rzuciła w nadziei, że może jednak da radę.
6
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Oj, wszystko działo się tak szybko, że Padme nie wiedziała nawet w którym momencie znalazła się już na swoim stanowisku. Na szczęście jej drużyna zaczynała, a więc i miała chwilę czasu na ogarnięcie sytuacji. No i mecze z różnymi osobami z różnych drużyn... skoro nie kojarzyła tych ludzi, to skąd miała wiedzieć po imieniu kto jaką pozycję zajął? W końcu jednak nadeszła jej kolej, jej pięć minut... kiedy po prostu spaprała. Nie wiedziała czy pochłonęła ją pewność siebie, zamyślania, czy może miłość do nowej miotełki, ale piłka idealnie prześlizgnęła jej się przez palce wpadając prosto w obręcz. Klnąc ze sporym impetem rzuciła piłkę do Summer a potem wróciła na swoje miejsce.
Mecz się zaczął. Jak ona dawno nie grała w tę grę. Bardzo się z tego cieszyła. Quidditch był od dziecka jej ulubionym sportem magicznym. Została przydzielona na pozycję ścigającą, na całe szczęście, bo w tej pozycji czuła się najlepiej. Dopiero teraz pierwszy raz rzucono do niej kafla. Złapała go, starała się pokazać z jak najlepszej strony. Dane jej było grać z dwoma ślizgonami, ale cóż dla niej to żadni dziwni ludzie po prostu ludzie, uczniowie. Podała więc do @Léonore Rožmitál.
Gra szła niesamowicie szybko. Leonore przez chwilę nie potrafiła odnaleźć się w otaczającym ją chaosie. Podświadomie chciała walić pałką w latające tłuczki i zgrabnie faulować przeciwników, ale... ale wciśnięto ją na miejsce ścigającego i nie taka była jej rola. Patrzyła z zaciśniętymi zębami jak kafel wpada do pętli należącej do JEJ drużyny. Remis? Ale jak to remis? DLACZEGO SZUKAJĄCY JEST TAKĄ CIAPĄ? Leonore pojawiła się w polu widzenia Summer i machnęła ręką na Gryfonkę. Wierzyła w siebie i czuła, że uda jej się trafić. Kiedy więc przejęła piłkę wykonała śliczny rzut prosto w stronę pętli.
Uśmiechnął się tylko, kiedy podszedł do niego Eanruig. Nie wiedział za bardzo, co mu odpowiedzieć, dlatego pojawienie się tuż obok Candy stało się dla niego zbawieniem. A co jeszcze lepsze, dziewczyna przyniosła ze sobą mnóstwo energii. - A czemu nie? - Odparł, kiedy zapytała, czy mecz w taką pogodę, o tej porze roku, to dobry pomysł. Dla niego nie było takiej pogody, która zniechęciłaby go do latania. Chociaż w porządku, on był dość dziwny. On był miotlarskim narkomanem, nie potrafił żyć bez quidditcha. - Damy radę! - Dodał jeszcze otuchę Krukonce, jak i Puchonowi, jako że okazało się, że będą razem w drużynie. Następnie, kiedy nauczyciel wypuścił wszystkie piłki, Nate wzbił się w powietrze, swym bacznym spojrzenie wypatrując od razu złotego znicza. Wreszcie dostrzegł chyba jakiś złoty punkt, tak mu się wydawało. Przyśpieszył, ale niestety tajemnicza, mała kulka tak jak szybko się pojawiła, tak samo szybko zniknęła z jego pola widzenia. Cóż, chłopak miał nadzieję, że po prostu będzie szybszy od Devena.