Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Dobra, jego kolej. Na początku meczu Lazare uznał, że najpierw bronić będzie dziewczyna, która w rzeczywistości była pałkarzem. Wszystko spoko, gdyby nie to, że na rezerwowej siedzi Daniel, który jest obrońcą w reprezentacji domu. Nie do końca to rozumiał, lecz wolał nie wgłębiać się w szczegóły. Bywa i tak, że go zastępowali bez żadnego powodu, logicznego przede wszystkim. Lecz jak przepuściła gola, wcześniej faulując inną osobę Limier chyba zrozumiał swój błąd zmieniając dziewczynę. Wchodził na boisko, rozgrzewka nie poszła na marne. Niestety, w ciągu posiedzenia na ławeczce zdążył ogarnąć na kogo gra. Jego oponentem była Padme. Wspaniale. Przypomniał sobie ich ostatni trening, ich ostatnie spotkanie. Miło było. On złamał rękę? Tak to było? Już nie pamiętał. Ona chyba zemdlała, albo coś mu się pierdzieliło w głowie. Wracając, gdy był już w powietrzu, czuł się dużo lepiej niż na ławce. Tyłek zaczynał go boleć od siedzenia, a pogoda wcale też nie była przyjemna. Szybko się przeciwnicy wzięli do roboty. Myśleli, że skoro inny obrońca to będzie im lepiej? Chyba nie. Zauważył lecącą w jego stronę Léonore, która cisnęła w stronę jednego z pachołków kaflem. Nic prostszego, Dan złapał piłkę i odrzucił do swojego zawodnika, uśmiechając się do Ślizgonki. Łatwo.
Nie wierzyła, że szło jej tak dobrze. Czy to za sprawa tych kilku treningów, na których wyciskała z siebie siódme poty? Naprawdę wystarczyło tylko tyle, żeby aż tak poprawić swoje wyniki? Wykonała nieporadny rzut, a jednak trafiła i przeciwna drużyna mogła się tylko wściekać. Przez chwilę Candy wisiała w powietrzu, kiedy reszta zdążyła się ogarnąć i natrzeć na ich obronę. Jako że Hiszpanka i tak bronić nie umiała i najpewniej skończyłaby zdjęta z boiska, po prostu krążyła w pobliżu, gotowa przejąć piłkę. I zaraz znowu ją otrzymała! Daniel widowiskowo powstrzymał Ślizgonkę, która ostatnio trafiła do obręczy i natychmiast oddał piłkę. Unikanie spojrzeń graczy było wyjściem idealnym, bo teraz znowu miała okazję na zdobycie punktów. Rzuciła z całej siły wprost do lewej obręczy. Ciekawe, czy tym razem @Padme A. Naberrie obroni.
1
Drużyna 1: 10 Drużyna 2: 10
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ale lipa… przyszło za mało osób i mieli grać bez pałkarzy. To znaczy dobra, mogła być i ścigającym, ale bądźmy szczerzy – rzucanie piłką nie była nawet w połowie tak fajne jak naparzanie w agresywne, chcące zwalić cię z miotły piłki. Już miała ustawić się na pozycji, kiedy doszła jeszcze jedna dziewczyna. Ettie postanowiła wykorzystać okazję i podbiegła do dziewczyny i trenera. - A nie chcesz być ścigającym, co? Chciej być ścigającym – tak jej zależało, że nie mogła ustać spokojnie i podskakiwała lekko w miejscu. Puchonki nie trzeba było długo przekonywać, jej samej chyba ta wymiana była na rękę, tak więc w krótce z pałką w ręku Ette była już w powietrzu. Dawała z siebie wszystko, choć może nie każdy to widział. Okej, stracili gola, które może i mogła powstrzymać tłuczkiem, ale przecież jej rola nie polegała tylko na ataku. Czy kogoś z jej drużyny trafił jak dotąd tłuczek? Nie? Nie ma za co. Ona sama bardziej była zainteresowana atakiem niż obroną. Tłuczki jednak miały to do siebie, że choć wdawało się, że latały wszędzie, kiedy potrzebowało się jednego do trafienia przeciwnika, nagle nigdzie ich nie było. W końcu nadarzyła się okazja. Candy rzuciła kafla w obręcze, a Ette miała czysty strzał w obrońcę przeciwnej drużyny. Zamachnęła się i bez problemu trafiła @Padme A. Naberrie w bok. Zdobyli kolejny punkt.
Oczywiście starała się jak najszybciej regenerować się po każdym punkcie. Obserwowała sytuację na boisku i okazja się nadarzyła. Dostała kafla do ręki przez co zaczęła lecieć jeszcze szybciej niż przedtem. Starała się sama coś ugrać, jednakże nie udało jej się to. Zauważyła lecących w swoją stronę ścigających z innej drużyny, dlatego za każdą cenę musiała się bronić przed utratą kafla. Podała więc do @Yngve Løsnedahl mając nadzieję, że ten albo trafi albo poradzi sobie tak, że nie stracą tego kafla i zarazem możliwość utraty kolejnego gola.
Porady Flory były jak najbardziej zrozumiałe i przydatne i pewnie Yngve zdobyłby punkty dla drużyny, ale obrońca przeciwnej drużyny brutalnie go sfaulował. Prawie wleciała w Norwega, ale ten wyhamował i siła zderzenia była mniejsza. Tylko dzięki temu nie spadł z miotły. Daisy jednak udało się na chwilę go oszołomić i zniechęcić do gry. Wkrótce jednak wrócił do aktywnych graczy i nie załamywał różnicą punktów. Mógł się jeszcze wykazać. Okazja nadarzyła się chwilę potem, ścigająca z jego rodziny została zablokowana, więc podała do niego piłkę. Teraz on musiał chociaż zbliżyć się do obręczy. I udało się, jednak zaraz spanikował, zbyt dużo osób go otoczyło, i oddał kafla najbliższej osobie.
Na szczęście osoby z drużyny przeciwnej odleciały w stronę chłopaka do którego podała gryffonka. Nieco odetchnęła, jednak latała w pobliżu pętli drużyny przeciwnej. Można powiedzieć, że czekała na swoją szansę. Czuła się dzisiaj naprawdę cudownie na boisku. Dobrze wiedziała, że to jest gra dość brutalna i niekiedy czarodzieje nie wracają cali do swoich dormitoriów. Ale ona wierzyła w siebie, a jak to mówią wiara czyni cuda. Yngve jednak również sobie nie poradził ze ścigającymi z przeciwnej drużyny była nieco zdziwiona ich determinacją. Dlatego też ślizgon odrzucił kafla do gryffonki. Na szczęście była dość blisko pętli, dlatego korzystając z okazji, że nikogo nie ma jedynie obrońca rzuciła. Miała nadzieję, że rzut będzie celny i trafny, naprawdę chciała choć raz strzelić gola i zdobyć punkt.
Kiedy ktoś wpadł na jego plecy, Deven zmarszczył lekko brwi, ale widząc Padme złagodniał i nawet posłał jej lekki uśmiech. W gruncie rzeczy był zadowolony, że trafili do jednej drużyny, choć znając go, niczym się z tym nie zdradził. Devenowi trudno było zapomnieć, że nie jest to jego drużyna gryfonów, że nie jest kapitanem. Te ciągłe zmiany składów działały mu na nerwy, ale swoim zwyczajem milczał, zaciskając zęby. Kiedy Padme przepuściła bramkę, wydał z siebie jęk zawodu, ale tym uważniej rozglądał się za złotym zniczem, zacięty i zdeterminowany, by wygrać ten mecz. Był bardziej doświadczony niż drugi szukający i zdawał sobie z tego sprawę, ale bał się, że przemęczenie i noce spędzone nad podręcznikami zaszkodziły jego spostrzegawczości. I faktycznie. Znicz śmignął mu koło ucha, a Deven nie zdążył go złapać. Wykonał piękny obrót w miejscu, ale niczego to nie zmieniło. Złota piłeczka rozpłynęła się w powietrzu.
6 i 2
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ledwie udało im się zdobyć gola, a kafel znów był przy ich bramkach. Uroki quidditcha. Ettie leciała za ścigającymi przeciwnej drużyny, chcąc złapać jakąś okazję na zatrzymanie ich. Bez skutku. Dziewczyna z jej domu już odprowadzała rękę, żeby przerzucić piłkę przez obręcz. Najgorsze, że nie było przy niej widać obrońcy. Może go zastąpić? Czy można odbić kafla pałką? Kurczę, czyli jednak znajomość teorii quidditcha jednak się przydaje. Wtedy zobaczyła lecącego nieopodal tłuczka. Alleluja! Nie zdąży trafić ścigającej, ale mogłaby spróbować zbić piłkę. Pomknęła w stronę tłuczka i wychylając się jak najbardziej uderzyła. Trafiła owszem, ale tak beznadziejnie, że zamiast zmienić trajektorię kafla, nadała mu jeszcze prędkości w drodze do obręczy. O siet! Dawno niczego tak nie popsuła. Można ją było teraz oskarżyć o to, ze pomogła w zdobyciu tego gola. Na wypadek, gdyby ktoś chciał to zrobić, zawstydzona uciekła na drugą stronę boiska.
Wynik: 2:2 Kostka: 1 Po ChatBoxowych konsultacjach bronię, bo chcemy grać ;p Sorki
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Zatrzymała się, oczekując w napięciu, gdy Yngve podleciał do ich obręczy zdobyć pierwszego gola. No, dawaj… TAK! Znaczy… o nie! Jaka szkoda… Kiedy Daisy zaszarżowała w stronę Norwega, miała ochotę lecieć w ich stronę i zepchnąć ją z toru. Podleciała nawet dwie stopy, ale w porę się powstrzymała. Gdzie jest sędzia?! Przecież ona zwali go z miotły! Przyglądała się bezradnie całej scenie, zaciskając mocniej dłonie na miotle. Nic mu się nie stało. Jak dobrze. Ale gdyby sienie utrzymał? Siedziałaby i patrzyła jak spada w dół? Czemu się zatrzymała? Mógł spaść, a ona tylko się temu przyglądała ze strachu przed linczem ze strony drużyny. Pełna obrzydzenia do samej siebie, wróciła do gry. Bez entuzjazmu. Wiedziała, że nie powinna, ale zamiast skupić się na meczu obserwowała tylko tego jednego Ślizgona, trzymając za niego kciuki. Było już 2:2, a ona wciąż jeszcze nie dotknęła nawet kafla. Wtedy właśnie ktoś (chyba obrońca) dosłownie wrzucił go w jej ręce. Otrząsnęła się i pomknęła w stronę przeciwnych pętli. I nagle przed nią pojawił się Yngve. Wyminąć go? A jeśli przewidzi jej ruch i jej się nie uda. O nie, nie będzie z nim walczyć o piłkę. Nie ma mowy. Na szczęście tuż przy niej pojawił się Eanruig i Gemma oddała mu kafla. Ten mecz był w jej wykonaniu kompletną porażką.
Gra się rozpoczęła i już nie było czasu na rozmowy. Przyzwyczajony do kompletnie innej pozycji, z początku grał pasywnie, po prostu latając i asekurując towarzyszy. Nie podobało mu się, że musiał odnaleźć się w nowej roli. Jednakże asekurowanie się przydało, bowiem przypadkiem otrzymał kafel od swojej psiapsióły Gemmy. Przytulił go do siebie i zatańczył na miotle, wzbijając się wzwyż i wzwyż. Z doświadczenia wiedział, że czym wyżej się jest, tym niebezpieczniejszą sytuację się tworzy dla mniej doświadczonych przeciwników. Ale nie ryzykował, bo wynik był za równy, dlatego rzucił kaflem pod siebie, prosto do kolejnej kobiety z którą ma dobrą relację; @Cándida Feliciana Miramon
Znowu totalnie zagubiła się w meczu. Tłuczki latały (serio, jeszcze żadnym nie dostała?), kafel ciągle gdzieś przelatywał, a ona latała to w prawo, to w lewo. Nawet zobaczyła złoty znicz i szukającego przeciwnej drużyny, który za nim podążał, ale i jemu ciężko było dogonić małą piłeczkę. Candy rzuciła okiem na swojego obrońcę akurat wtedy, kiedy kafel wpadał do obręczy. Daniel nie zdążył obronić, a do tego Ettie niechcący palnęła kafel tak, że strzeliła samobója. – Nic się nie stało! – krzyknęła do @Harriette Wykeham. – Odrobimy! – I rzeczywiście zaraz Gemma złapała kafel, podała do Enrique, a on do niej. I znowu Candy została sam na sam z obrońcą i mogła skupić się na strzale. Wybrała obręcz najwyżej, jako że znajdowała się prawie na tej samej wysokości. Zamachnęła się i, pewniejsza siebie, wyrzuciła kafel. Ha! Obserwowała piłkę z ogromną nadzieją.
6
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Skinęła ręką Candy, która próbowała ją pocieszyć, ale nadal miała ochotę popełnić harakiri. Pałka na (nie)szczęście była do tego za tępa. Z resztą gdyby się zabiła, nie byłoby komu bronić reszty przed tłuczkami. Kafel zgrabnie przemknął przez ręce wszystkich ścigających i znów trafił do Hiszpanki, która najwyraźniej miała dziś dobry dzień i mknęła po kolejnego gola. A po jej lewej mknął w jej stronę tłuczek. Ettie zrównała się z Candidą i odbiła wściekłą piłkę, celując przy okazji w obrońcę drugiej drużyny. Biedna dziewczyna. To wyglądało tak, jakby Ette się na nią uwzięła. Gryfonka w każdym razie teraz się tym nie przejmowała. Tłuczek uderzył Krukonkę oczyszczając drogę kaflowi. - I goool! – zawyła, przybijając piątkę @Cándida Feliciana Miramon
Nie wiedział, co ta Gryfonka chciała zrobić, więc patrzył z niemałym zdziwieniem na jej podniebne akrobacje i z zadowoleniem przyjął fakt, że przywaliła pałką w kafel pod takim kątem, że wpadł akurat do obręczy i tym samym jego drużyna zdobyła punkty. Za bardzo się na niej skupił, bo zaraz wszyscy zniknęli z jego pola widzenia i nim się zorientował… zdobyli punkt. Znowu w ten sam sposób – pozbyli się ich obrońcy. Pewnie by na nich nawrzeszczał, gdyby mógł, ale wtedy groziłoby mu oberwanie tłuczkiem, ta szalona pałkarka była niebezpieczna. Żeby jakoś uratować honor drużyny, podleciał do obrońcy, żeby odebrać kafel i zdobyć jakieś punkty. Niestety po kilku całkiem prawnych manewrach musiał oddać piłkę @"Sumayah "Summer" Rochelle" albo @Léonore Rožmitál.
Leonore przez jakiś czas nie do końca wiedziała, co dzieje się na boisku. Wszechobecny chaos sprawił, że nieco się pogubiła, a zanim zdążyła się w jakikolwiek sposób ruszyć - pewna Gryfonka wbiła im gola. Tak po prostu, bezkarnie. Mała Rozmitalówna zacisnęła pięści i zagryzła dolną wargę, obiecując sobie w głowie, że żadna laseczka z drużyny przegrywów nie będzie ślizgonom pluć w twarz. Trzymała się więc niedaleko Yngve, powoli przyzwyczajając się do nowej roli w drużynie. Mimo wszystko bardzo brakowało jej pałki. Kiedy chłopak został zamknięty w małej pułapce, zanurkowała w dół i przejęła kafel, lecąc prosto do pętli. Jak na złość przeszkodziło jej kilka latających tłuczków. PAŁKA. GDZIE PAŁKA? Zrobiła dziwny obrót w powietrzu i chcąc czy nie, znowu rzuciła piłkę w stronę chłopaka, z głośnym i soczystym "kurwa" na ustach.
Przed chwilą miał piłkę, zaraz jej nie miał… A nie, znowu ją miał. Teraz to on kontrolował sytuację. Zdążył mniej więcej poznać tłuczki i pałkarzy, więc wiedział, kiedy powinien się ich obawiać. Rozeznał się też w rozstawieniu drużyny, chociaż zorganizowanej na szybko. Poznał tez obrońcę i nagle poczuł, że to jest ta chwila. Przecież był prawie na wprost! Co prawda Daniel bacznie mu się przyglądał i był gotowy do obrony, ale tak będzie zawsze. Podleciał szybko, kilka razy zmienił kierunek, żeby zdezorientować chłopaka, podrzucił lekko kafel, a potem popchnął z taka siłą, że na pewno doleci do pętli. A czy wpadnie… Miał ogromną nadzieję.
Dzisiaj najwidoczniej nie miała dnia do gry. O ile jeden przepuszczony gol nie zrobił na niej wrażenia, bo pokładała nadzieję w Devenie i zniczu, tak dwa tłuczki, które nadleciały w jej stronę nie były zbyt przyjemnym doznaniem. Jeden z nich przeleciał, uderzając ją w ramię, z drugim miała o wiele mniej szczęścia - kiedy czerwona gówniara odbiła tłuczek, ten wleciał jej prosto w twarz. Chrupnięcie, krew i cholerny ból oznaczały jednoznacznie złamanie nosa. Chyba tylko cudem nie spadła z miotły, choć zachwiała się na niej niebezpiecznie, i również cudem zleciała na dół. Burknęła kilka słów do nauczyciela a potem zmyła się do skrzydła szpitalnego krwawiąc jak zarzynana świnka. Naturalnie szła trochę chwiejnym krokiem, bo ciężko jej było znaleźć linię prostą.
Nathaniel dzielnie wypatrywał znicza, licząc na to, że zapewni swojej drużynie zwycięstwo. Wiedział jednak, że rola szukającego nie jest taka prosta, a on w dodatku nie miał zbyt dużego doświadczenia. W końcu w Nietoperzach grał na pozycji obrońcy, a w puchońskiej drużynie ścigającego. Mimo wszystko wreszcie wypatrzył złotą, skrzydlatą kulkę i przyśpieszył, goniąc za nią chyba przez pół boiska. W którymś momencie znalazł się tak blisko niej, że postanowił wychylić się na swojej miotle i wyciągnąć rękę. Kilka sekund... i... złoty znicz znalazł się w jego dłoni! - Mam go, mam go! - Krzyknął do członków swojej drużyny, uśmiechając się przy tym szeroko. Czuł się tak, jak gdyby ocalił cały świat przed zagładą. - Widziałaś Candy?! Może jednak powinienem gonić znicza! - Dodał po chwili tym samym, radosnym wrzaskiem, w kierunku swojej krukońskiej przyjaciółki. Chciał jej zaimponować? Może trochę. Ale byli przecież w jednej drużynie, więc powinna się cieszyć tak samo, jak i on sam.
Młodzież chętnie zaczęła mecz, nikt nie stał niepotrzebnie w miejscu (zbyt często) i Lazare mógł zobaczyć, jak sprawnie ścigający wymieniają się kaflem i jak szukający starają się dostrzec znicz. Był również świadkiem kilku akcji, kiedy ktoś poza obrońcą starał się powstrzymać kafel. Dwie dziewczyny się spóźniły i obie dołączyły do drużyny pierwszej (ku uciesze jednej ścigającej). Niestety w drugiej drużynie brakowało pałkarzy, następnym razem będzie musiał bardziej rozgłosić informację o treningu. W pewnym momencie musiał przerwać i nawrzeszczeć na szarżującą Ślizgonkę, która wpadła na tego głuchoniemego Ślizgona. Zarządził rzut karny, który zakończył się golem dla drużyny numer dwa. Potem znowu mógł spokojnie obserwować, jak grają. Zauważył kilka pięknych zagrywek i musiał pogratulować Gryfonie, która przeszła na pałkę, talentu i wyczucia. Wiedziała, gdzie i kiedy uderzyć, żeby odpowiednia osoba oberwała tłuczkiem. Obrończyni drugiej drużyny miała kłopoty z tłuczkami i musiał odesłać ją do pielęgniarki ze złamanym nosem. Chyba niezbyt pasowała na tę pozycję… Nie rozumiał też, dlaczego Krukonka z drugiej drużyny tak bardzo chciała na pałkę, skoro świetnie radziła sobie jako ścigająca. Chciał ją zawołać i to przedyskutować, ale wtedy okazało się, że znicz został złapany i Lazare musiał skończyć mecz. Pogratulował wszystkim, którzy przyszli i dali z siebie wszystko, a potem odesłał ich do zamku, zapowiadając, że wkrótce może zorganizuje kolejny trening. Po feriach.
WYNIK: 80:20 (albo 30, nie wiem, czy Daniel wreszcie rzucił) WYGRAŁA DRUŻYNA NR 1.
Mecz zakończony, punkty rozdane. Jeśli ktoś nie dostał, niech się upomni w temacie z zaległymi punktami.
Klub Ostu i Jednorożca; Nielegalny Mecz Creaothceann
Powiew wcześnie wiosennego powietrza i nieśmiało wychylające się zza chmur słońce, zdawało się dodawać optymizmu nawet największym ponurakom. Czyżby to był koniec zimy? A i owszem, bo ziemia dzisiaj była bez śniegu, mokra i miękka. Każdy krok było słychać dość wyraźnie, bowiem zapadał się w ziemię, a wyciągnięta stopa tworzyła dźwięk zasysania powietrza. Takie bagno dziś mieli na boisku, że wciągało łapczywie wszystko. Ale to i dobrze, bo bez jakiejkolwiek asekuracji w postaci nauczycieli, każdy upadek mógł wiązać się ze śmiercią. Dobrze, że Klub zarezerwował dzisiaj boisko do treningu.. Co to oni wymyślili? A! Tak. Klub Ostu i Jednorożca chce zorganizować przedstawienie na miotłach. Hah. Mają fantazję. Na niebie nie było dużo chmurek, większość przewiał wiaterek, acz marcowe niebo mogło zaskoczyć tak samo, jak kwietniowe i deszcz był gotów przylecieć w każdej chwili. Brak mocnych wiatrów i jakichkolwiek innych warunków pogodowych zazwyczaj komplikujących lot na miotle, sprzyjał uczestnikom tegoż nielegalnego wydarzenia. Wszyscy osobiście zaproszeni przez kogoś z Gangu Szatanów, jak żartobliwie już określono klan Chattan, byli w mniej więcej zaufanym gronie i nikt nie obawiał się, że ktokolwiek puści parę z ust o tym nielegalnym wydarzeniu. Ale ryzyko było zawsze, bowiem w każdej chwili mógł pojawić się ciekawski nauczyciel, albo wścibski uczeń.
Każdy z graczy rzuca kostką w pierwszym poście. Musimy wyrzucić minimalnie trzykrotność uczestników, albo zostajemy wykryci na koniec meczu. Dla przykładu, jeśli jest nas 10, musimy wyrzucić wspólnie minimum 30.
Zbieranie Kamyków:
W każdej kolejce, od rozpoczęcia gry(czyli pomijamy pierwszy post, w którym pojawiamy się na meczu), rzucamy kością na ilość uzbieranych kamyków. Ilość oczek odpowiada ilości uzbieranych kamyków. Mecz kończy się, kiedy pierwsza osoba uzbiera 40 kamyków.
Tłuczki:
W każdej kolejce rzucamy kostką na tłuczki, które latają po boisku i próbują uszkodzić graczy. 1. Tłuczek uderzył Cię w twarz. Masz rozkwaszony nos i spadasz na ziemię. Odpadasz z rozgrywki. Po meczu zamelduj się do Skrzydła Szpitalnego z lekkimi obrażeniami. 2. Tłuczek uderzył Cię w tył głowy. Zmroczyło Cię i dla bezpieczeństwa wylądowałaś/eś na ziemi. W tej kolejce nie zdobyłaś/eś kamyków. 3. Tłuczek szturchnął Cię w ramię. Tracisz 4 kamyki. 4. Tłuczek Cię ominął. 5. Skuteczne odbicie tłuczka. 6. Udaje Ci się odbić tłuczka w kogoś innego. Wybierasz osobę, w którą uderza tłuczek. Ta osoba obrywa nim w tułów i traci 7 kamyków.
Przerzuty:
Za każdy punkt w grach, wliczając w to punkty z przedmiotów, otrzymujemy punkt przerzutu. Nie ma limitu przerzutów na kolejkę. Przerzuty można dokonać zarówno na ilość zebranych kamyków, jak i na tłuczki. Osoby z więcej niż 10 punktami w grach, jeśli wyrzucą 6 w Tłuczkach, mogą kosztem przerzutu, dokonać próby wyrzucenia kolejnej szóstki, tym samym dublując swoją akcję.
Posty:
Post umieszczamy raz na kolejkę. Kolejkę otwiera i zamyka mój post, który w połowie będzie się składał z podsumowania kolejki, a w połowie z posta mnie jako postaci. Nie ma kolejności względem Waszych postów, chyba, że stanie się coś nadzwyczajnego, czego nie przewidziałem. Umownie, czas na odpisanie to 48h. Punkty Przerzutu: Ilość Punktów z Kuferka[odejmujemy każdy zużyty] Rzut na Kamyczki: Rzut na Tłuczek:
Ostatnio zmieniony przez Eanruig Chattan dnia Wto Mar 14 2017, 14:22, w całości zmieniany 1 raz
Eanruig stał na środku boiska, dumny, wyniosły, w magicznej koszulce w kolorach Hufflepuffu, z numerem "69" na plecach i napisem "Satan". Z przodu za to pięknie błyszczała się jego nowa ozdoba, blaszka prefekta. Ledwo co dostał promocję, a już organizował coś, za co można go wyrzucić z Hogwartu. Ale skoro zobowiązał się wobec braci i już ogłosił wszem i wobec, co się dzieje, nie mógł się wycofać. Zresztą.. Byli z nim inni prefekci. Jego dobry znajomek, którego niejednokrotnie uspokajał w wybuchu furii, @Leonardo O. Vin-Eurico, @Oriane L. Carstairs która odjęła mu punkty za szwendanie się po nocy, po czym kupiła mu Nimbusa 2015, o którego właśnie opierał się Lider Gangu Szatanów, czy @Daisy Manese o której.. Cóż, myślał dzisiejszej nocy, bo jednak to, że przyłapała go śpiącego w łazience prefektów, nieco go zawstydzał. A o uczennicach i studentkach, które widział blisko negliżu, bądź właśnie w negliżu, mówiąc. Miała przyjść tu ta blada poważna Ślizgonka, @Erika L. Frisk, której w sumie uratował życie i nawet masował stopy. Miło, że zgodziła się dołączyć, choć wolałby, gdyby uważała na siebie. Jeszcze byli inni ludzie, którzy znali się z nim z meczów Quidditcha, jak @Saga Demantur czy @Lucas Kray albo @Aleksander Cortez. Jak teraz tak myślał, to teraz większość jego znajomych była ze Slytherinu.. Czyżby to był jakiś sygnał od bogów, że pora aby klan Chattan skręcił w stronę Śmierciożerców, którzy jako ideologia wciąż istnieli? Jakby nie było, stanie po stronie dobra ich wyniszczyło. A o wrogach mówiąc, to i miała pojawić się płaska @Harriette Wykeham, którą z chęcią umówiłby się na randkę, gdyby nie zbierało ją na wymioty gdy go widzi. Cóż, pozostało mu czekać, aż kolejna Ślizgonka zwana @Katherine Russeau, się upije i będzie chętna na kolejne pocałunki. Ah, ta dziewczyna jakoś go do siebie ciągnęła, choć wiedział, że nic dobrego z tego nie będzie. -Dobra chłopaki, żadnych głupich komentarzy odnośnie tego, jak poznałem niektóre z Pań. Przypomniał swym braciom, czy też właściwie kuzynom. Wolał aby @Tadhg Chattan i @Ainsley Chattan nie uszkodzili jego i tak kruchych relacji z innymi. Witał się z każdym z osobna, skinąwszy głową, podając rękę czy przytulając się, zależnie jak kto wolał, nawet jeśli komuś odbiło skraść mu całusa publicznie. Chyba, że to był facet. Wtedy mógł liczyć na oberwanie miotłą w swoje cohones. -Dobrze, moi drodzy przyjaciele, pasjonaci kultury szkockiej! Odezwał się, gdy już wszyscy zebrani stanęli przed nim i jego braćmi. -Witamy na próbie przedstawienia organizowanego przez Klub Ostu i Jednorożca. Dzisiaj będziemy czynić próbę przedstawienia z cyklu "Stare tradycje szkockie". Zasady są proste. Wszyscy startujemy, a ja rzucam zaklęcie rzucające kamyki z nieba i otwierające.. Tu zrobił szeroki zamach ręką i wskazał na skrzynię z tłuczkami. Były trzy, wściekle rzucające się wewnątrz skrzyni. -Skrzynię z atrapami oczywiście, bo któżby używał prawdziwych przy próbie przedstawienia? Hah, oczywiście, nikt. Zwłaszcza, że nad tą próbą czuwa tylu prefektów. Pomożemy sobie nawzajem przymocować oczywiście te wszystkie kociołki, co walają się za mną. Są zaklęte, więc będziecie odczuwać minimalnie obciążenie spowodowane samym kociołkiem i gromadzącymi się kamieniami. Wygrywa ten, co pierwszy uzbiera 40 kamyczków. Dzwonek wtedy zacznie się świecić i grać melodię "Flower of Scotland". Wtedy wszyscy zlatujemy na ziemię, zbieramy sprzęt i get the fuck out of here. Get it lads and lassies? Smashing! Wskazał zamaszystym ruchem na ogół prefektów, kończąc na sobie, gdy wspomniał o ich zacnym gronie. Czym dalej mówił, tym bardziej się ekscytował, coraz bardziej i bardziej mówiąc z ciężkim szkockim akcentem. Dodawało mu to sporego uroku, choć z pewnością utrudniało zrozumienie wszystkiego ludziom nieobeznanym. -Czy są jakieś pytania? Każdy z obecnych został poinformowany, że bierze udział w meczu zakazanym przez Ministerstwo Magii i jedyny powód, dla którego otrzymali dostęp do boiska, to to, że Heniek z braćmi wcisnął kit, jakoby zakładali klub sympatyków kultury szkockiej i organizowali przedstawienie na miotłach. Stąd też mogli wypożyczyć miotły i stroje i tak dalej. Oczywiście Heniek nie wypożyczał miotły. On szpanował swoim Nimbusem 2015. Będzie musiał wymasować stopy Ori za to, że na poważnie wzięła jego groźbę o byciu tępioną przez jego gang.
Rzut na wykrycie: 4 (Proszę, zsumuj swój wynik z poprzednim postem) Punkty Przerzutu: 9+1+6=16
--- Odpisujcie sobie spokojnie do 13.03 godz 22:08. Ot, zebranie Was już w jednym temacie i ustalenie, czy nas wykryją na koniec meczu :)
No i się zaczęło. Nie znałem praktycznie żadnej osoby z tych które przyszły oprócz swoich dwóch braci, ale wyglądało na to, że Eanruig niezłe ma kontakty w tej szkole. Spoglądając tak na te osoby zastanawiał się czy to dobre, aby dziewczyny brały w tym udział. Martwił się, żeby coś się im nie stało i miał nadzieję, że wiedzą co robią. Chłopak nie znał nikogo, dlatego podszedł do każdego z lekkim uśmiechem na twarzy i przywitał się przy okazji się przedstawiając. Gdy skończył stanął koło swojego kuzyna i zaczął słuchać co ma wszystkim do powiedzenia. Ciekawiło go tylko czy wszyscy zrozumieją o co chodzi pod koniec wypowiedzi kiedy to się trochę zapomniał i zaczął mówić akcentem szkockim, dlatego postanowił im pomóc. - Czyli sumując 40 kamyczków trzeba zebrać, żeby wygrać. Jeśli ktoś tą liczbę osiągnie zacznie się dzwonek świecić i grać melodię, wtedy kończymy mecz. Chociaż tyle im powiedział, bo ta część była najgorsza, a ta pierwsza miał nadzieję, że wszystkim uda się zczaić o co chodzi. Czekał jeszcze na pytania ewentualne, ale jeśli ich nie było to wziął jakąś miotłę bez stroju, bo chciał grać w swoim. Czekał aż każdy będzie przygotowany i czekał aż zacznie się zakładanie kociołków.
Rzut na wykrycie: 6 (razem = 10) Punkty Przerzutu: 6
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wybierając się na spotkanie "klubu sympatyków kultury szkockiej", czy pod jaką tam się spotykali przykrywką, na pewno nie należało robić jednej rzeczy - zakładać koszulki w narodowych barwach Anglii. Oczywiście, że Ettie to zrobiła. Każda okazja żeby zirytować Chattana była dobra i musiała być wykorzystana. Raźnym krokiem weszła na płytę boiska mierząc pełnym pogardy wzrokiem Eanruiga. Widząc jego miotłę poczuła ukucie zazdrości, a słupek nienawiści do chłopaka podskoczył o kilka jednostek. (Tato miał jej kupić 2015 zaraz po jej wejściu na rynek, ale niefortunnie Ettie w tym akurat okresie solidne pobiła się z kimś na podwórkowym "boisku", co mu się oczywiście nie spodobało. A ponieważ doktor Wykeham miał doskonałą pamięć i był wprost beznadziejnie stanowczy, Ettie musiała na nową miotłę zarobić sama i niestety szło jej to jak po gruzie.) - 'Sup, sissys? - przywitała Eanruiga i jego kuzynów. Niby nie znała pozostałych Chattanów, ale z góry założyła, że są równie niedorobieni. Splunęła przez zęby i oparła się nonszalancko o miotłę. Nie miała większego problemu z akcentem Szkota, właściwie słuchała go tylko jednym uchem, kontemplując wypożyczone stroje. "Przedstawienie na miotłach". Zaśmiała się w duchu. Genialne, o ile żaden nauczyciel nie wpadnie na pomysł, żeby je obejrzeć. Sama ani myślała się przebierać. Jeżeli komuś nie podobała się jej koszulka, to jego problem.
Kostka na wykrycie: 3; razem: 13 Liczba przerzutów: 10+1(koszulka)=11
No i znaleźli się tutaj, na boisku do Quidditcha, pierwsze spotkanie "klubu sympatyków kultury szkockiej" czy tam klubu "Ostu i Jednorożca" czas zacząć. Eanruig rozpoczął swoją wypowiedź na temat dzisiejszego przedstawienia. Oczywiście wiadomo było że owe przedstawienie było tylko przykrywką, Tadhg choć nie chętnie podchodził do czegoś nielegalnego z czego mogły być problemy, tak nie mógł pominąć nawet odrobiny aktywności fizycznej, a to co dzisiaj planowała cała trójka Chattan'ów zapowiadało się naprawdę ciekawie. Tadhg stał razem ze swoimi kuzynami, nic nie mówiąc, a co miał mówić? Eanruig wszystko wyjaśnił, a Ainsley podsumował na prosty chłopski sposób. Pozostawało czekać i mieć nadzieję że mała tajemnica dzisiejszego spotkania, nie wyda się...
Nigdy wcześnie nie słyszała o Creao-coś tam, ale kiedy Eanruig jej o tej grze opowiadał, nawet za bardzo nie myślała, że jest nielegalna, a ona jako prefekt nie powinna się na takie rzeczy godzić, a co dopiero jeszcze w nich uczestniczyć! Zawsze mogła potem powiedzieć, że dlatego tam była, bo chciała wszystko obserwować, żeby na koniec donieść jak to dokładnie wglądało. Sposób w jaki poznała nowego prefekta Hufflepuffu niespecjalnie ją zawstydził, może dlatego, że sama była ubrana. Miała zresztą w zwyczaju w takich sytuacjach raczej żartować i gadać kąśliwe komentarze, a nie się czerwienić. Nie mogła się doczekać meczu. Co mogło być trudnego w lataniu z kociołkiem i łapaniu do niego kamieni? Jej Nimbus 2015 był oczywiście przebrany. Nie wiedziała w jaki sposób powinna to zrobić, dlatego dała się ponieść wodzom fantazji i z przodu przylepiła kartonowy róg, który miał imitować ten u jednorożca, a witki miotły zamieniła zaklęciem tak, że teraz iskrzyły się na różowo. W podobnym kolorze był jej strój, chociaż porównać go można było raczej do delikatnie różowej chmurki na niebie. Ogólnie było wygodnie i na sportowo, dziwnie wyglądała jedynie tiulowa spódnica, chociaż pasowała do miotły-jednorożca. Uściskała wszystkich, których znała, a potem wysłuchała zasad, zastanawiając się czy nie ładnie by było, gdyby i kamienie przekolorować na różowo. A może na różowe kryształy? Wtedy, nawet gdyby ktoś tutaj przyszedł, mogliby powiedzieć, że to część dekoracji.
Prefekt. Z definicji ktoś odpowiedzialny. Szanujący ogólne założenia szkoły jak i jej regulamin. Karający osoby wykraczające poza ogólne ustalenia i pomagający słabszym, o czym przypomniał jej puchon. Więc co robiła tutaj? Więc co robiła tutaj, jako prefekt... Dla tych co znali dziewczynę odpowiedź była bardzo prosta, jednak ci co jej nie znali... Mogli zadowolić się jedynie tym, że lubiła ryzyko. Uczucie adrenaliny we krwi dawało jej poczucie, że żyje. Nie zakładała na to spotkanie szat. Wolała wtopić się w tłum aby nikt nie miał możliwości doniesienia na nią. Zawsze jednak, gdyby ktoś wyskoczył z takim głupim pomysłem mogła wybronić się w dość prosty sposób - jako prefekt obowiązkiem jej było sprawdzenie tego zgromadzenia i powiadomienie o wszystkim wyższe władze szkoły. Dzięki temu kara ją ominie, a dodatkowo może zyskać. Nie chciała jednak tego używać. Z roztargnieniem spojrzała na puchona opierającego się o jego nową miotłę. Uśmiech sam zagościł na jej ustach. Duma i radość z posiadanej miotły biła od niego na kilometr. Nie spodziewała się jednak spotkać tutaj drugiego prefekta Slytherinu. Uśmiechnęła się do Daisy i podeszła do puchona. @Eanruig Chattan odwalił naprawdę kawał niezłej roboty. - Widzę, że podoba Ci się miotła. Pasuje do Ciebie. - oparła się niedbale o swoją starą, zniszczoną przez lata pracy miotłę. Pierwszą którą kupiła na pokątnej, jednak jej to nie przeszkadzało. Nigdy nie potrzebowała lepszej.
Wykrycie: 23+5=28 przeżuty: 2
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leosiek nie wiedział, co tutaj robi. Fanem gier miotlarskich nie był, bowiem uważał, że te kijki są dla niego za malutkie i czuł się na nich jakoś tak nieporęcznie. Z przyjemnością obserwował mecze quidditcha i tego odmówić nie mógł. Jednak Heniek zaprosił go na zupełnie inną zabawę, a gdy z jego ust padły słowa "niebezpieczne" i "nielegalne", postanowił znaleźć odrobinę czasu na pojawienie się na boisku. Miał wrażenie, że słyszał kiedyś o grze, którą jego puchoniasty kumpel chciał wcielić w życie. Tak czy inaczej, w zwykłym sportowym stroju (najzwyklejszym t-shircie i dresowych spodniach) ruszył w drogę. Musiał wypożyczyć miotłę, własnej nie posiadał - ale przecież i tak nikt tutaj nie znał się na Creoblahblah, także wszyscy powinni startować z równych pozycji. Względnie. Rozejrzał się po zebranych z zaskoczeniem stwierdzając, że zaroiło się tutaj od prefektów. Heniek to zaplanował? Leo pomachał swojemu przyjacielowi, a potem przysunął się nieco bliżej drobnej dziewczyny, którą kojarzył z wieży Gryffindoru (@Harriette Wykeham). - Szykuje się niezła zabawa, co? - Sam był gotowy do startu i rozbijania się na miotle z kociołkiem i kamykami, ale chyba nie zjawili się jeszcze wszyscy.