Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Dosiadła miotły i od razu wzbiła się w powietrze. Sprawiało jej to niemałą radość. Zaczęła krążyć wokół boiska z zawrotną prędkością po czym śmignęła obok Willa, uśmiechając się do niego zadziornie i wyzywająco. - Mówisz, że jest szansa na tę motywację?
Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy dziewczyna zaczęła dookoła niego krążyć. Co w niej takiego było? Nie był w stanie tego stwierdzić, ale musiał przyznać, że to było przyjemne. - Zawsze jest szansa. - stwierdził, zanim się pohamował. Zabrzmiało to aż na zbyt optymistycznie. - Ale to nie zależy ode mnie, tylko od otoczenia.
Zaśmiał się, wzbijając się w powietrze i nabierając coraz większej prędkości. - Do otoczenia zaliczają się też ludzie, najdroższa Ivette. A z ludźmi jest najgorzej. - stwierdził ponuro. - Nie zapisywałem się i raczej tego nie zrobię. Nigdy nie byłem fanem sportów. - odpowiedział. - A Ty?
- To jakaś aluzja? - spytała po czym zaśmiała się krótko. - Przyjęłam do wiadomości, przeanalizuję w wolnej chwili. - zapewniła go z rozbawieniem. - Szkoda. Ja się zapisałam i jestem nawet kandydatką na kapitana. - powiedziała z błyskiem w oku. - Myślałam, że mogłabym Cię trochę pomęczyć, a tu zawód.. - zrobiła 'smutną' minę.
- Nie do końca aluzja. Chyba że podpisujesz się pod listą ludzi kompletnie nieatrakcyjnych i nieinteresujących, ale to już kwestia Twojego gustu. - sprostował z tym samym uśmiechem. - A z męczeniem... Płonne nadzieje. A nawet jeśli, mnie się nie da wymęczyć.
- Ja tak nie uważam, choć jestem ciekawa Twojego zdania na ten temat. - puściła do niego oczko po czym zrobiła beczkę w powietrzu i już po chwili znalazła się naprzeciwko Willa, blokując go. - Jestem mistrzem w wymęczaniu ludzi, więc poradzę sobie i z Tobą. - uśmiechnęła się łobuzersko.
- W tym wypadku moja opinia wydaje się być podobna do Twojej. O dziwo. - zaśmiał się, śledząc wzrokiem dziewczynę, po czym sprawnie wykonał unik, żeby na nią nie wpaść. - Dlaczego nie zaczniesz już teraz, mistrzu? - zapytał, patrząc na nia wyzywająco.
- Poprawna odpowiedź. - uśmiechnęła się po czym przyspieszyła. - Zaatakuję wtedy, kiedy nie będziesz się spodziewał. - powiedziała lecąc nad nim i utrzymując się na miotle tylko nogami. Jej twarz znajdowała się właśnie naprzeciwko Willa.
- Normalnie czuję się, jakbym wygrał na loterii. - oświadczył radośnie, lecąc coraz wyżej. - Wiesz co? To trąca klasycznym przypadkiem Ślizgonizmu Wrodzonego. - oznajmił poważnie, uważając na to, żeby nie widziała jego uśmiechu. Zahamował i spojrzał na Ivette, unosząc jedną brew.
- Nie porównuj mnie do Ślizgonki.. - skrzywiła się nieznacznie. - Ja jestem ponad to. - dodała z rozbawieniem po czym powróciła do normalnej pozycji na miotle i pomknęła przed siebie z zawrotną szybkością.
- Jakże bym śmiał porównywać! - zarzekł się od razu, na chwilę puszczając się miotły dłońmi i rozkładając ręce w geście bezradności. - Oczywiście. Jesteś ponad to. - prychnął cicho.
- I tak niech pozostanie. - powiedziała, nie patrząc w jego stronę. - Lądujemy? - spytała po chwili milczenia. Powoli zaczęła odczuwać znużenie, więc nie chciała ryzykować kolizji.
- Zostanie, zostanie. - obiecał, robiąc kolejną pętlę. Po chwili podniósł się trochę i spojrzał na Ivette. - Aż tak szybko się nudzisz? - zaśmiał się, podlatując bliżej. - Ale może być. Lądujemy. - zgodził się, po czym zaczął obniżać lot.
- Nie nudzę się. Po prostu zaraz zasnę. - wyjaśniła z uśmiechem po czym zgrabnie wylądowała na boisku. - Powinieneś grać w Qudditcha. Nawet dobrze latasz.
- Gdybyś się nie nudziła, nie chciałoby Ci się spać. Przecież ekscytacja i tym podobne nie daje szansy znużeniu! - stwierdził, lądując obok niej. - Brat mnie uczył. Grał w zawodowej drużynie. - powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język. - Ty też nie najgorzej.
Przerzuciła sobie miotłę przez ramię po czym spojrzała na niego z wybałuszonymi oczami. - Naprawdę? W zawodowej drużynie? - spytała z charakterystycznym błyskiem w oku.
- Nie, amatorskiej. - zakpił tak, jak to zawsze robił, gdy temat był niewygodny. A ten był, właśnie ze względu na osobę, o której rozmawiali. Otrzepał miotłę jedną ręką i wyprostował trochę zwichrowane witki, nie wiedząc, co powiedzieć.
Lekko przekrzywiła głowę. - No już dobrze, wystarczyło powiedzieć, że to drażliwy temat.- uśmiechnęła się nieznacznie. - To co, wracamy do zamku? - spytała, choć jej samej jakoś się nie spieszyło.
Wywrócił oczami, nie znajdując nic lepszego do zrobienia. Tymczasowo wyczerpał zasób komentarzy i reakcji. - Może być. - stwierdził w końcu. - Nie masz mnie jeszcze dość? - zapytał, patrząc jej w oczy i jakby szukając w nich odpowiedzi.
- Nie jesteś taki straszny. - puściła do niego oczko. - Zwłaszcza jak jesteś znudzony i nie chce Ci się wymyślać ripost. - dodała z rozbawieniem po czym schowała do szatni miotłę i wróciła z powrotem na boisko.
- Burzysz mój światopogląd! - wykrzyknął oskarżycielskim głosem, siląc się na powagę. - Jak możesz? Jesteś okropna! Wyląduję przez Ciebie w Mungu! - kontynuował swoje przedstawienie, dopóki tylko mógł się opanować. - To dokąd teraz i co dalej? - zapytał po chwili, wracając z szatni.
Uśmiechnęła się uroczo. - Ja? Okropna..? - zatrzepotała teatralnie rzęsami. - Nie skrzywdziłabym nawet muchy. - dodała, również siląc się na powagę. - Teraz? Nie mam pojęcia. Ty coś wymyśl.
Zaśmiał się i aż się skrzywił, słysząc echo swojego głosu, niosące się po boisku i okolicach. - Nie skrzywdziłabyś nawet muchy mówisz? - powtórzył z namysłem. - Problem w tym, że ja nie jestem muchą. Może niestety, może "stety". - wzruszył ramionami. - Też nie mam pojęcia. - dodał po chwili. - Jestem kompletnie wyprany z weny.
Również się zaśmiała. - No cóż, dla kogo stety, dla tego stety. - odpowiedziała wymijająco, uśmiechając się lekko. - No to w takim razie chodźmy przed siebie. W końcu gdzieś dojdziemy. - wzruszyła ramionami.