Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Ich obrońca oberwał tłuczkiem, więc teraz było właściwie 1-1. Uprzedzając fakty, skąd w ogóle wziął się tu Edward? W sumie to nikt nie był pewny. Ale, że skład się lenił, a strategia z oczarowywaniem urodą była najwyraźniej skuteczna, nie mieli na co narzekać. Dlatego wraz z resztą pozbieranej na szybko drużyny wzbił się na miotłę. Naturalnie, jako kulturalny młodzieniec grywał już w Quidditcha. Tym bardziej odpowiadała mu pozycja ścigającego. Luz, bluse i tak dalej. Ponieważ po golu była ich kolej, chwycił kafel i mijając po drodze kilkoro przeciwników szybko przerzucił go na drugą stronę do swojej również wilowatej przyjaciółki @Avalon Cufferborough. Uśmiechnął się do niej nonszalancko, bezgłośnie życząc powodzenia. Raz już dała radę, miejmy nadzieję, że i tym razem! W skupieniu obserwował boisko i znajdujących się na nim graczy.
Roześmiała się typowym dla siebie, perlistym śmiechem, kiedy jej pierwszy w życiu rzut w prawdziwym meczu okazał się trafionym. Posłała prowokacyjnego całusa do jednego z przeciwników, który właśnie do tegoż rzutu bez problemu dopuścił, a potem wróciła do szaleńczego latania nad boiskiem. Skrzywiła się, kiedy jej drużyna straciła punkt, ale widząc, że w posiadanie kafla wszedł Edward, uśmiechnęła się i popędziła na pętle Puchonów. Rozumieli się bez słów - Szkotka otrzymała piękne podanie, bez zastanowienia postanawiając wykorzystać okazję, po czym rzuciła raz jeszcze, w sposób podobny do tego użytego ostatnim razem. Passa raczej nie skończy się zbyt prędko, prawda?
Nie czuł się zbyt dobrze na tej pozycji. Bo jak to tak, w kobiety tłuczkiem? Przecież może im krzywdę zrobić! To w ogóle jest bardzo brutalny sport, ten Quidditch i teraz właśnie nadszedł moment, kiedy zaczął się zastanawiać, co go podkusiło, że zgłosił się do drużyny. Mógł w spokoju obserwować mecz z trybun! Rysować to wszystko, uwieczniać! A nie, latać z jakąś wielką pałką i mieć za cel skrzywdzenie znajomych. To jakieś nielogiczne było. Ale dobra, skoro już się zgłosił, to trzeba było się postarać. Avalon rzuciła kafel w stronę pętli. Zdobywanie punktów niosło ze sobą bardzo miłe uczucie, a obrończyni Hufflepuffu wyglądała, jakby chciała temu zapobiec. Niewiele myśląc, odbił tłuczka w jej stronę. I trafił. I nie wiedział, czy się cieszyć, czy może nie powinien. Ale to jednak miłe uczucie.
Rzuciła spojrzenie gryfońskiej ścigającej, starając się w tym wyrazić całą swoją wściekłość z powodu starty punktów. Cała spięta obserwowała dalszy ciąg gry. Parę podań ścigających jej drużyny, rzut i gol! Szczęśliwa krzyknęła razem z tłumem na trybunach, podnosząc ręce do góry w geście zwycięstwa. Zaraz się jednak opamiętała i skupiła na kaflu. Podanie, potem kolejne i znowu piłkę miała ta sama dziewczyna. Tuż przed rzutem ich oczy się na chwilę spotkały. Skręciła starając się zapobiec ponownej klapie i złapała. Tryumfalnie uniosła go nad głowę i… trach. W tym momencie poczuła silne uderzanie w ramię. Starając się obronić nie zauważyła nadlatującego tłuczka. Z trudem utrzymała się na miotle.
kostka: 4
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Co za przerąbany mecz! Nie mógł uwierzyć, że zamierzali latać z jednej strony boiska na drugą i strzelać gole. Zero jakiejkolwiek rywalizacji! No poza pałkarzami, którzy najwyraźniej uwzięli się na obrońców obu drużyn. Całe szczęście nie był już obrońcą w swojej ekipie. Teraz zajmował się tym, co naprawdę lubił. Latanie z kaflem po całym boisku, który zebrał prosto zza pętli po strzelonym golu. Aleks znowu przepuściła, ale tym razem oberwała tłuczkiem, toteż nie ma co kogo obwiniać, bowiem Emmet popędził na miotle prosto pod pętle przeciwników i wykonał rzut.
No i chyba bardzo dobrze, że się tu pojawił, może i nie był najlepszym obrońcą, ale był! Tak czy inaczej będzie miał się czym pochwalić, a może i po paru rzutach rozgrzeje się wystarczająco i zacznie bronić? Nyh, no mecz nie był dobrym momentem na takie rzeczy, ale nic nie mógł na to poradzić. Gryfonom znów udało się rzucić do pętli, jednak jak to w tej grze bywa nadszedł i zamach na niego, był naprawdę ciekaw ile razy ktoś rzuci w jego stronę. Pałkarz mu pomoże czy nie? Najlepiej było liczyć na swoje umiejętności, nawet mimo tego, ze jest to gra zespołowa. Taka rola obrońcy, nie zawsze ktoś może mu pomóc. Dobra, zostawmy rozkminy na kiedy indziej. Nieznajomy z Pucholandii zmierzał w jego kierunku, a potem rzucił... co dalej? Niestety, nie udało mu się no i chyba wiadome było, że raczej dumny z siebie nie jest. Żeby tylko coś obronić, tylko ta myśl krążyła mu w głowie.
Charlotte najpierw podała dłoń Emmetowi, a potem wzbiła się w powietrze. Była całkiem zadowolona ze swoich zawodników. Czyżby było już 2-2? No, ale Ettore bronił dość dobrze, nie można było mieć większych zarzutów, szczególnie, że nie miał w tym doświadczenia. Avalon i Edward radzili sobie świetnie. Felix również. Jedynie ona latała bezczynnie nad boiskiem wypatrując znicza. Była chwilowo bezużyteczna. Przynajmniej Mia również nie złapała jeszcze skrzydlatej piłki. Zrezygnowana zniżała i podwyższała lot, licząc na jakąś oznakę szczęścia. Póki co? Nic, kompletnie nic.
Jakieś niepasujące liczby i zużyty przerzut, ładuje mi się milion lat, więc nie powiem jakie dokładnie.
Zamarła na moment, kiedy dziewczyna z Hufflepuffu dorwała rzuconego kafla. Zagryzła nawet wargę, w nadziei na jakiś cud, który wepchnąłby jednak piłkę do pętli i - jak na zawołanie! - takowy prędko się przydarzył. Zawołała coś radośnie, podleciała do Feliksa, zbiła z nim piątkę, a potem... kolejny punkt dla Puchatych. Jęknęła cicho, oglądając zagubionego Ettore, a następnie odebrała od niego kafla. Pokazała mu jeszcze, jak na siebie przystało - twarzą, że musi się skupić, żeby coś z tego wyszło. Sama zupełnie znikąd zerwała się do szaleńczego pędu, a w połowie drogi do pętli oponentów podała chciała podać do Echo, w ogromnej nadziei, że nie będzie musiała sama zdobywać wszystkich punktów dla Gryfonów. Niestety, Eugenius miał tego dnia nadzwyczajnego farta.
Kostka: 2 - podanie
Ostatnio zmieniony przez Avalon Cufferborough dnia Pią Kwi 10 2015, 21:29, w całości zmieniany 2 razy
Wzbiłem się w powietrze z sygnałem wyznaczonym przez sędziego. Od początku gry zajmowałem się jedynie tłuczkami - to do mnie należało uchronienie zawodników od tych okrutnych piłek. Wystawiłem pałkę przed siebie, kiedy leciała w moją stronę i najmocniej jak potrafiłem, odbiłem ją. Najwyraźniej trening naprawdę czyni mistrza, bo nie dość, że utrzymałem kij w ręku i nie spadłem z miotły, to jeszcze tłuczkiem uderzyłem Avalon, a jeden z naszych ścigających (z tego całego zamieszania nie przejmowałem się nawet, kto to był) przejął od niej kafla. Wspaniale! Chociaż Gryfonka pewnie nie była zbyt zadowolona... Szkoda, nawet nie wiedziałem, że gra w drużynie. - Sorki! - krzyknąłem do niej i znów zacząłem krążyć na miotle, tym razem obserwując to, co dzieje się na boisku. Chyba pora się trochę ogarnąć.
Szczęśliwa z poprzedniej udanej próby, od razu poleciała ku następnej akcji. Poruszanie się w powietrzu sprawiało jej już mniej problemów. Może przez metaforyczne skrzydła, które nagle poczuła na swych plecach. Mimo, że z boku jej wyczyny wyglądały kuriozalne, ta czuła się w powietrzu zgrabna niczym sokół. Albo przynajmniej coś w tym rodzaju. Widząc tłuczka pędzącego w stronę jednego z żółtych, ruszyła do kontrataku. Rozejrzała się, ogarniając, w kogo tym razem może wycelować. Przyspieszyła, wzięła zamach... To zadziwiające. Mimo, że nigdy nie uważała się za dobrą z Quidditcha, znów miała szczęście!
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
No i nareszcie Emmet dostrzegł kogoś, kto wreszcie był na swojej pozycji! GIENEK spisał się naprawdę fenomenalnie i pozwolił kapitanowi przejąć kafel od przeciwników. Pozostała jeszcze tylko kwestia, co z nim zrobić, bo - poza przeleceniem przez boisko - nic nie przychodziło mu do głowy. Nie mógł znowu rzucać, to było zbyt oczywiste, toteż szybko się zreflektował i wyrzucił kafel w stronę najbliższego ścigającego swojej drużyny, aby równie zwinnie dostać się w takie miejsce, z którego mógłby ewentualnie go odebrać albo rzucić w pętlę Gryfonów.
Po raz kolejny przyszło jej złapać rzuconego przez Emmeta kafla i wszystko byłoby pięknie, gdyby mogła rzucić nim do pętli tak, jak ostatnim razem. Gra naprawdę nabierała tempa i z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zacięta. Cóż, miejmy nadzieję, że Mia szybko złapie znicza i to wygrają, o! Trzeba być dobrej myśli i działać szybko. Rozejrzała się dookoła, szukając dogodnej pozycji do oddania rzutu albo przynajmniej podania. Szkoda byłoby coś zawalić w takim momencie... no w każdym razie, przyspieszyła, chcąc znaleźć się jak najbliżej pętli, a że część drużyny Gryfonów najpewniej poleciała za nią, jedynym logicznym wydawało się podać do najbliższego ścigającego Puchonów i liczyć, że ten będzie czynił honory.
Kostka: 2 - podanie do drużyny.
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
No dobra, to było do przewidzenia. Jedno świetne podanie, by mógł się ustawić bliżej pętli Gryfonów i oddać strzał. Oczywiście wcześniej nie omieszkał przelecieć dobrego kawałka boiska, obserwując przy okazji, jak radziła sobie Ariana. Cóż, wypadało dbać o swoją drużynę, chociaż stawianie na konkretne pozycje najwyraźniej nie było tym, co wykonali najlepiej. Ale lepiej już się o to nie martwić, skoro miał przed sobą świetną szansę na zyskanie punktów i przybliżenie drużyny o krok do zwycięstwa.
Latałem w kółko, kiedy w końcu dostrzegłem zagrożenie. Po raz kolejny w moją stronę wyleciał kafel. Nie zważając na tego drugiego (albo tę drugą? - nie byłem do końca pewny, jakiej Puchon był płci), obiłem piłkę. Tym razem szczęście znowu mi dopisywało, bo gdy uderzyłem, cofnąłem się na miotle tylko trochę, a obrońca drużyny przeciwnej oberwał. Co? Nie mogłem w to uwierzyć! Podleciałem wyżej, aby być pewnym... Strzeliłem do pętli. Uniosłem ręce w górę w triumfie, uśmiechając się w stronę trybun. Co to za udany dzień!
Padał gol za golem. Niby na ich korzyść, ale i tak zaczynała być zła. Słuchała tych wrzasków z trybun i była coraz bardziej zawzięta. Musiała, musiała, musiała znaleźć ten znicz. I to szybko. W pewnej chwili już prawie była pewna, że go widzi. Coś błysnęło jej przy jednej z bramek, więc popędziła w tamtą stronę, prawie spadając z miotły przez tę prędkość. Niestety, znicz zdążył uciec, zanim tam doleciała. A już było tak blisko! Zaklęła pod nosem, choć przecież zwykle tego nie robiła. Co ten sport robił z ludźmi, naprawdę...
Echo nieco obawiała się meczu i swojej kondycji, która ostatnio była w wątpliwym stanie, ale podniosła się z łóżka i dzielnie ruszyła do boju, starając się wyglądać naturalnie, żeby przypadkiem nie dobijać drużyny. Przywitała wszystkich, a niedługo potem już wznosili się nad ziemią, do tego Gryfoni zaczynali. Widzowie na trybunach kibicowali głośno od początku, a Lyons, co zauważył komentator, jakoś uchylała się od gry i łapania kafla. Dopiero w pewnym momencie aktywnie włączyła się do gry, kiedy strzelony gol popsuł jej nastrój do reszty. Zaklęła pod nosem i przejęła kafla tylko po to, aby zaraz podać go Avalon, mając nadzieję, że zrobi z nim, co trzeba. Udało jej się przynajmniej podlecieć trochę w stronę pętli Puchonów, przez co Cufferborough miała ułatwione zadanie.
Kostka: 5, ale przerzut na 4, bo mogę jeden przerzut zrobić :<
Wkurzyła się nie na żarty, kiedy zupełnie znikąd dostała od własnego kumpla tłuczkiem. Spojrzała na niego z chęcią mordu w oczach, sugestywnie przejechała kciukiem po własnej szyi i zerwała się do prędkiego lotu, aby ku ogromnemu rozczarowaniu zauważyć, że jej drużynie przepadły kolejne punkty. Westchnęła na tyle, na ile pozwalało jej szaleńcze tempo, a potem zerwała się do ataku wspólnie z Echo. Pyk, pyk, pyk, tu podanie, tam zwód, tam zmiana kierunku... i utrata kafla. Chyba zapomniało jej się czarować wszystkich naokoło, bo ktoś nadzwyczaj fartowny capnął jej piłkę z taką gracją, że przez parę sekund nawet tego nie zauważyła.
kostka: 5
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Okej, to było odrobinę dziwne. Wprawdzie trafił do pętli, przy pomocy swojego cudownego pałkarza, ale nie spodziewał się, że losy kafla będą aż tak dziwne! Najpierw jego dobra koleżanka Echo przejęła piłkę, podała do swojej ścigającej, ale tej nie wyszło i Emmet wpadł w jej posiadanie. Był już na dobrej drodze, aby celnie podać kafel komuś ze swoich, jednak przeleciał jeszcze kawałek boiska i to okazało się być totalnym błędem, bowiem po wykonaniu podania, piłka trafiła w ręce przeciwników.
Kiedy już zorientowała się, że kafel jakoś magicznie jej zniknął, nawet nie zastanawiała się nad dalszymi działaniami. Ruszyła w pogoń za Emmetem, bez skrupułów atakując go własnym barkiem i wchodząc na powrót w posiadanie piłki. Teraz miała zamiar dokładniej rozplanować akcję, ale doszła do wniosku, że źle im wszystkim takie planowanie wychodziło. Popędziła więc do średnio sprawnego obrońcy Puchonów, aby spróbować wrzucić mu kafla w pętlę.
Kolejny gol dla drużyny przeciwnej, coraz bardziej pogłębiał zdenerwowanie Aleks. Ta gra chyba będzie poległa głównie na rzucaniu do pętli, aż z tego wszystkiego sama zaczęła sobie współczuć. Czułą, że w czasie meczu najbardziej poszkodowani będą obrońcy. Ona jak i obrońca Gryffindoru, który jakby nie patrzeć również dostał. Potem jednak coś się zmieniło i ścigający, przez parę minut po prostu rzucali między sobą kaflem. Obserwowała to przez chwilę ze zdziwieniem. W końcu kafel dostała owa dziewczyna z niezwykłym talentem do strzelania i ruszyła w je stronę. Aleks czuła przybliżającą się powoli tragedie, która oczywiście nastąpiła. Gryfonka rzuciła i trafiła. Po raz kolejny z rzędu. Mia złap w końcu ten znicz!
Nikt nie zamierzał odpuścić, a mecz trwał w najlepsze. Stracili kolejnego gola, ale Ariany bynajmniej to nie zraziło. Dobre sobie. Dotarcie z jednego końca boiska na drugi zajęło jej chyba najmniej czasu w życiu, ale dzięki temu udało jej się przebić przez wszystkich i dotrzeć do Aleksandry w bardzo szybkim tempie. W porządku, na tym jej zależało. Z niewielkiej odległości złapała kafla od obrończyni i z tą samą szybkością pomknęła w stronę pętli przeciwników. Może w innych okolicznościach uważałaby na to, by nie przechylić się do przodu za bardzo i przynajmniej troszkę zmartwiła czymś takim jak równowaga czy odpowiednia prędkość, ale... to w innych okolicznościach, teraz liczyło się zwycięstwo, więc bez żadnego namysłu wycelowała i rzuciła kafla w stronę jednej z obręczy. Wyhamowanie trochę zajęło, ale miejmy nadzieję ta szybka akcja się powiodła.
W tym czasie Charlotte nadal latała gdzieś nad boiskiem, zapewne razem z Mią. Sport, sportem, Charlotte też była już odrobinę zirytowana. Mruczała coś pod nosem, klnęła, oglądała się na trybuny - nic. Przynajmniej chwilowo starcie było w miarę wyrównane. Póki co, nadal nic nie ma o czym pisać. Swoją drogą, chyba teraz @Felix Lockwood powinien się odezwać, dajesz, dajesz. Superkrótki post, ale nie ma tu o czym pisać! Może tylko o tym, że pani kapitan była na dobre zdenerwowana obecną sytuacją, ale to już pewnie wszyscy wiemy.
Punktacja nie wyglądała za dobrze i on dobrze o tym wiedział. Niewiele od niego zależało, więc mógł się tylko denerwować, no, może ewentualnie czasem odbić tłuczka w stronę przeciwników. Tyle że z jednej strony to przynosiło całkiem miłe uczucia, kiedy dzięki niemu zła passa została przerwana, a z drugiej... No w kogo miał uderzać? Arianę, której śliczne portrety zapełniały kilka stron jego notatnika? Emmeta, który był takim wsparciem wtedy, w szpitalu? Aleksandrę, którą poznał wtedy, na tamtym spotkaniu po bitwie na śnieżki? Tyle że to gra. A w grach nie ma miejsca na sentymenty. Więc skoro Ariana pędziła teraz z tłuczkiem w kierunku bramki, zamachnął się i odbił tłuczek w jej stronę. Chybił dosłownie o milimetry. Ale żeby nie było, nie zrobił tego specjalnie!
Chociaż Felixowi nie udało się powstrzymać Ariany, obrońca w barwach gryfonów stanął na wysokości zdania i pięknie złapał piłkę lecącą w stronę pętli. Wynik się nie zmienił, a on podał kafla do najbliższego ścigającego z drużyny.
Avalon Cufferborough trafia po raz trzeci z rzędu! Po głośno wypowiedzianym komentarzu rozległy się gromkie brawa. Wyrównany poziom obu drużyn dodawał tylko do emocji, jakie panowały na trybunach, zaś samej Avalon dokładały przyjemnej adrenaliny, dzięki której latając z tak zawrotną prędkością czuła się jak ryba w wodzie. Gdyby tylko nie tracili każdej swojej przewagi, mogłaby nawet zacząć się uśmiechać, ale w takiej sytuacji trzeba się było mocno skupić. Szkotka odebrała piłkę od obrońcy i znów przystąpiła do swojego osobistego Blitzkriegu. Za cel obrała sobie uderzanie tak szybko, żeby Puchaci nie zdążyli się obronić, a podając do kogokolwiek innego - co zresztą widzieliśmy - zepsułaby element zaskoczenia. Biedna Aleksandra, znów zmuszona do czytania Avie w myślach!
Te pościgi, te wybuchy! Mecz zaczynał nabierać odpowiedniego tempa - w końcu nie byłem w czymś najgorszy - co zdecydowanie było widać po zachowaniu poirytowanych Gryfonów. Powinni chyba trochę wrzucić na luz i wziąć przykład z nas, Puchonów! Każdy był świetny na swojej pozycji, nasz kapitan wymiatał jak mało kto, obrońca przepuścił tylko dwie bramki... Świetnie. Pewnie niedługo coś się popsuje, w końcu nigdy nie może być tak pięknie... Przygryzłem wargę, gdy w moim kierunku po raz kolejny zmierzał tłuczek. Kurde, kurde, kurde - myślałem, gdy znajdował się coraz bliżej. Cofnąłem się trochę na miotle i wystawiłem pałkę, żeby jak najlepiej odbić piłkę. Zamachnąłem się i nim się obejrzałem, znów trafiłem w Avalon. Nie chciałem, naprawdę... Ale to właśnie ona pędziła w kierunku naszych pętli. Nie mogłem do tego dopuścić, dlatego zamykając oczy, mocno uderzyłem. Biedna dziewczyna oberwała... Nie będzie zbyt zadowolona. Nagrabiłem sobie.