Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Casper unosił się w powietrzu rozpatrując na ile wygrał życie robiąc ten trening i ile korzyści będzie mógł potencjalnie z tego wyciągnąć. W sumie Scarlett ładnie się spisała. Co do szukających też nie powinien narzekać. Jack wydawał się być człowiekiem na właściwym miejscu... Jego uwagi nie zachwiał nawet fakt, że innym średnio szło. Dawno nie ćwiczyli. To w końcu jego wina. Powinien pozbierać dupę z ziemi zanim znów ktoś go przydusi wpędzając do grobu. Nie miał na to już sił. Był wściekły i tyle. Dlatego gdy tak dryfował pomiędzy chmureczkami i dogoniła go pewna dziewczyna wpierw jej nie rozpoznał. Ba, on w sumie nigdy nie widział młodszej Young z bliska. Po prostu zazwyczaj wychodzili pić z Kaiem i tak to się działo dopóki nie rozpoczęła się walka o dziewczynę, do której dziś miał czysto obojętny stosunek, a Kai? Ulotnił się i tyle. Może dobrze, że nie wchodzili sobie w drogę. Pytanie tylko dlaczego nie przyszedł na trening skoro Lazare nakazał Kacprowi dać mu szansę? Jebało go to z góry na dół. Zwolnił lot i popatrzył na nią ze zdziwieniem i machnąwszy ręką dał jej znak, żeby zniżyli loty i wylądowali na boisku. Gdy to się dokonało popatrzył z tej perspektywy na odbywające się pojedynki bludgera. - Jesteś Young, tak? - Spytał choć właściwie nie potrzebował odpowiedzi, czuł to podświadomie. - Bez scen w sumie. Jestem Villiers. - Przedstawił się krótko. - Pierdolą mnie utarczki z twoim starszym braciszkiem, jeśli dobrze sobie poradzisz z tym zadaniem to miejsce w drużynie się znajdzie bez nakładania na to łatki rodzinnej. Po prostu to zrób. [b] - Przypomnij mi na jakiej pozycji grałaś w Red Rock? Przygotowałem zadania dla każdej pozycji oddzielne. Pokażę Ci. - I tu ponownie wzbił się w powietrze po kolei prezentując jej to co się tutaj działo ewentualnie coś potłumaczył, a potem za pomocą różdżki podreperował swój głosik. - Uwaga! Ci co skończyli bludgera mogą podejść tak jak Kath do zadań kwalifikacyjnych, żeby się sprawdzić! - A potem wygłoszeniu polecenia rozejrzał się wokół nie bardzo wiedząc, co sam powinien poczynić.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zrzucił swojego przeciwnika z miotły i w sumie w obecnej chwili tylko to się liczyło. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że ten sam los spotkał zaraz Katherine, bo wreszcie miał okazję do tego, aby zemścić się na Tannerze. Miał nadzieję, że łeb i tyłek będą go bolały jeszcze długo, dzięki czemu będzie mógł wspominać miło Rasheeda. Jak dobrze, że nie tylko on był na niego uczulony, bo jeszcze posądziliby go o jakieś hejterstwo! Julcia jednak grała sobie z Jackiem, którego też posłała na ziemię, więc nie chciał jej przeszkadzać. Wskoczył sobie znowu na miotłę, chcąc jeszcze polatać, chociaż raczej średnio go obchodziły te testy kwalifikacyjne. Ostatecznie chyba nie było tak źle, bo w sumie trzy razy trafił, raz co prawda niezbyt porządnie, ale kto by się tym przejmował. Dwa pudła skwitował tylko krótkim parsknięciem, zwalając niepowodzenie na pogodę, lub na Tannera, który swoim widowiskowym upadkiem nieco go rozproszył. Wiedział, że wielkiego popisu nie dał, ale w sumie czy się tym przejmował? Jak go ze składu wypierdolą, to go wypierdolą, nad czymże płakać? W każdym razie, przechodząc obok Katherine, uderzył ją lekko pałką w pośladki, uśmiechając się zaczepnie. - Co tam, mała? - zapytał jeszcze, uśmiechając się zaczepnie i oglądając się za Julką. Może też będzie chciała podejść do testów? - Jak życie?
[6, 2, 1, 3, 2]
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine po wykonaniu widowiskowych odbić wylądowała na ziemi. Jeśli kapitan będzie chciał by wykonała zadanie jeszcze raz to zrobi to, może nawet lepiej niż teraz, chociaż poszło jej bardzo dobrze, nawet jeśli nie było to na wybitny. Właśnie usłyszała jak mówił, że inni mogą robić to samo co ona czyli po prostu zamiast siedzieć na miotłach to ruszyć swe chude tyłki i trochę potrenować. Przecież chyba po to tutaj przyszli prawda? No właśnie. Później obserwowała jak Rasheed wykonuje swoje zadanie. Był tak samo jak i ona pałkarzem w drużynie. Uśmiechnęła się gdy poczuła lekkie uderzenie pałką o swoje pośladki. -Rekinek, cześć skarbie. Uważaj lepiej gdzie celujesz swoją pałką bo komuś może stać się krzywda- powiedziała po czym delikatnie musnęła pałką jego tors i wyszczerzyła radośnie ząbki w jego kierunku. -Życie? Powoli toczy się do przodu. Trochę już minęło od śmierci Maxima, ale Nadia chyba nadal nie może się pozbierać. Dostała przepustkę do domu. Wycofała z każdego klubu zainteresowań. Może dojdzie do siebie za jakiś czas. A u ciebie? Jak tam? Widziałeś wyniki ze "Złotego Sfinksa", jak wypadłeś?- zapytała mierząc go spojrzeniem.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Och, już widział jak zaczyna się martwić o to czy powinien klepać Russeau po tyłku pałka czy nie. Wyszczerzył się więc tylko, jak na rekina przystało, opierając kij o swoje udo i słuchając jej słów. Przewrócił oczami w taki sposób, jakby nie zrobił niczego złego, a mimo tego nie dostał ciastka na podwieczorek. Innymi słowy jakby Katherine wypróbowywała na nim jakieś nowe, wymyślne rodzaje tortur. - Daj spokój, mamo - mruknął cicho, ale wcale nie oznaczało to, że miał zły humor. Co z tego, że polatał tak sobie, skoro i tak odwalił dobrą robotę, strącając jedną łajzę z miotły? To wystarczyło do tego, aby utrzymać go w dobrym nastroju. - Och, to niefajnie - zakomunikował, jakby to było jakieś nieoczywiste, a po jej dalszych słowach skrzywił się tak, jakby polizał cytrynę - Nic mi nie mów. Ostatnia sierota ze mnie. Nie mam najwyraźniej szczęścia jeśli chodzi o szukanie jakich pierdół w tej graciarni, a jak mi poszło z duchem to chyba widziałaś. Znalazłaś mnie przecież w szafie. No i ten, później jak tam wróciłem to Baron połamał mi różdżkę. Nie wiem jak to zrobił, ale nie mogę przyzwyczaić się do nowej. Ma jakieś 7 cali więcej niż poprzednia i to drewno jakieś takie dziwne. Narzekał sobie radośnie, absolutnie świadom tego, że wcale mu tak bardzo ta grusza nie przeszkadza, jednakże kim byłby Rasheed bez koloryzowania i przesadzania na każdym kroku?
Po tym, jak strąciła dziewczynę z miotły, nie miała pojęcia, czy mają grać dalej, czy co robić. Więc zawisła w powietrzu, trochę jak sierota, ale to nic. Obserwowała zmagania innych. Kiedy zaś Villiers stwierdził, że oni także mają wziąć udział w "eliminacjach", wywróciła oczami i podleciała do miejsca, w którym miała odbijać tłuczki do pętli. Pierwsze uderzenie było najmniej fortunne, bowiem trochę brakowało do wcelowania idealnie w obręcz, nie mniej drugie było już perfekcyjne. Zaś ostatnie trzy były trafieniami, ale Scarlett mogła to zrobić w lepszym stylu. No cóż. Trochę energii zużyła do tego, aby oddać tamtej dziewusze uderzenie, które bolało ją nieco do tej pory. Jak ona będzie wyglądać? Dno. W każdym razie odleciała nieco, chcąc zrobić miejsce innym pałkarzom i wtedy dostrzegła Rasheeda gadającego z tą dziunią. Wywróciła oczami po raz kolejny, próbując wzrokiem zaczepić o coś wartego uwagi, ALE NIC. Nic nie było wartego jej uwagi. Latała więc sobie bez składu i ładu po boisku. Na Merlina, niech ten trening się już skończy.
Przecież było tak pięknie. Odbijali sobie te szalone tłuczki, waląc się po nogach, aż tu nagle poczuł silne uderzenie w głowę. Z początku cały świat się rozmazał, a potem chyba na moment stracił przytomność, bo nie miał pojęcia jak to się stało, że leżał na ziemi oglądając niebo i lecących nad nim zawodników quidditcha. Zamrugał gwałtownie, jednocześnie próbując wyostrzyć obraz, a wtedy usłyszał Julkę. Skrzywił się lekko, bo przecież to ona go tak niecnie urządziła! Ale chyba sprawiła też, że ból zelżał, więc próbował się podnieść do pozycji siedzącej. Spojrzał na nią trochę jak na wariatkę, bo w sumie jak mógł się czuć? No, ale ostatecznie wstał, otrzepując się z brudu trawy i innego syfu. - Spoko. Trenujmy - odparł zdawkowo, jak to on, po czym wsiadł na miotłę i rozpoczął okrążenia wokół boiska. Jako, że gnał bardzo szybko, to z taką samą prędkością wleciał w obręcze. Uparł się jednak, że chce być pierwszy. Dlatego przy pierwszej pętli zahaczył kolanem, na co syknął cicho, przy drugiej zaś udało mu się uchylić tak ledwo-ledwo, dlatego postanowił nieco zwolnić, bo jak tak dalej pójdzie to się zabije dzisiaj. No i w końcu trzecia wyszła idealnie. W końcu zaś mógł się zatrzymać gdzieś nieopodal, nie wiedząc, czy może już spadać CZY CO. Hehs.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Czy Katherine wyglądała w tym momencie jak Dziunia? Kurczę jeśli chodzi o makijaże na imprezy i eleganckie suknie to ona była ostatnia w kolejce. Co z tego, że miała ładną figurę, ale że od razu dziunia? Dobrze, że nie powiedziała jej ta blondwłosa dziewczyna nic nieprzyjemnego, bo Katherine od razu zmniejszyłaby jej tę szparę między zębami, od razu robiąc jej przy tym przysługę i dając szansę na nienoszenie aparatu ortodontycznego. Dopóki jednak tamta jej nic nie powie, to Kat nie zabroni się tamtej szczerzyć i niech każda żyje własnym życiem. Teraz jednak Kat skupiona była na Rekinie, a nie na obserwowaniu tej która zrzuciła ją z miotły. Dotknęła tyłu swojej głowy. -Auć, będę miała pięknego guza- powiedziała po czym zaśmiała się przy tym. Starała się bowiem uznać to jako zwykłą grę w końcu nie był to atak z nienawiści tylko tak było zaplanowane. Kapitan kazał im grać w tą grę. Gdy tylko chłopak opowiadał jak to mu nie poszło w pierwszym zadaniu spojrzała na niego tylko współczująco, a przynajmniej starała się by tak na niego spojrzeć. Jej ręka zatopiła się we włosach chłopaka na moment, by zaraz potem poczochrać je jeszcze bardziej. -Misiek, może to po prostu nie był twój dzień. Jeszcze pokażesz innym na co cię stać i tyle- powiedziała po czym obróciła swoją pałką w powietrzu i oparła ją o swoje ramię. -Mam nadzieję, że skład się nie zmieni. Bardzo dobrze gra mi się z tobą w zespole Rekin- skomentowała krótko i szczerze. Bo kto jak kto, ale ona zawsze od razu mówiła to co myśli.
Gdy już trochę udało mu się opanować okropny ból głowy kiwnął głową do Villiersa, dziękując mu w ten sposób za to, że zamortyzował jego upadek. Swojemu przeciwnikowi także kiwnął głową, chcąc tym samym pogratulować mu zwycięstwa. Gdy tylko znicz uniósł się w powietrze, Chapman ruszył w jego kierunku z zabójczą prędkością. Przez chwilę miał go na wyciągnięcie ręki, ale gdy ten odleciał kawałek dalej Chapman przyspieszył i już trzymał go w garści. Spojrzał zadowolony na Villiersa, machając mu złotą kulką. - I kto jest mistrzem, kapitanie? - krzyknął do niego z drugiego końca boiska, szczerząc zęby. Idealnie mu się udało. Dzisiejszy dzień z pewnością nie ma żadnych przeszkód.
Jako że, Jack po przegranej był z całkiem dobrym stanie odeszła od niego bez słowa i stanęła na skraju boiska. Obserwowała poczynania innych tu obecnych jednocześnie zupełnie nie mając ochoty na jakiekolwiek interakcje. Szczerze mówiąc nie chciała także brać udziału w zadaniach dla nowych, których swoją drogą niestety nie było zbyt wielu. W dalszym ciągu miała przy sobie pałkę, którą grała w bludgera. Dzięki wygranej humor miała nieco lepszy jednak patrząc na zachowanie Chapmana aż się zagotowała. Pierwszym pomysłem było to aby zrobić użytek z pałki, no ale przecież nie mogło to wyglądać na celowe zachowanie, bo co jak co ale nie chciała wylądować na dywaniku, a szczególnie nie przez 'kolegę' z drużyny. Gdy ten wylądował podeszła do niego i powiedziała - Jedno udane zadanie nie świadczy o zajebistości, a mistrzem na pewno nie jesteś - uśmiechnęła się do niego złośliwie po czym minęła go i krzyknęła do Rekina żeby rzucił jej piłkę, specjalnie zamachnęła się tak, że uderzyła kijem Tannera, w głowę, plecy wszystko jedno. Ważne, aby dostał nauczkę i nie myślał, że jest taki 'fajny'. Jasne, że po uderzeniu udawała że był to przypadek, jednakże nie przeprosiła go i swoją drogą ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Co jak co, ale nie znosiła wywyższania się innych, szczególnie jeśli nie zasłużyło się na opinie bycia lepszym od reszty.
Casper rozejrzał się wokół zanim ogarnął co się dzieje w życiu pozostałych. Poinstruował jeszcze kilkoro ludzi z drużyny dzieląc się swoimi uwagami i może jakimiś pomysłami na szybsze wykonanie danego manewru. W końcu jednak zorientował się, że i tak są już na boisku z półtory godziny, a w sumie nie ma sensu żeby ich tu trzymać na siłę. Przynajmniej mieli pełny skład, który do czegoś się nadawał, więc tym którym dobrze poszło pogratulował. Po drodze śmiał się z Tannera, ale zapamiętał sobie, aby teraz dać mu upust w dowcipach o jego braku umiejętności. Wszak nie zależało mu na poniżaniu ludzi z drużyny. - To koniec na dziś. Spadajcie. - Rzucił luźno śmiejąc się. A potem zniknął z kimś za rogiem. Chyba poszli na piwo.
Dzisiaj był ten dzień! Trening drużyny Ravenclawu, niby nic takiego, ale nie dla niej. Po raz pierwszy miała się sprawdzić w roli kapitana i sama od początku do końca poprowadzić trening i rekrutację do drużyny. Zaraz po zajęciach przebrała się w coś luźniejszego i ruszyła w stronę boiska. Była przed czasem, ale musiała wszystko sobie przygotować. Ze składziku wyjęła miotły, kukły, tarcze, pałki i piłki do quidditcha. Zaklęciem przeniosła sprzęt na lewą stronę boiska, tuż pod trybuny, gdzie zazwyczaj miejsce zajmowali członkowie domu borsuka. Rzuciła odpowiednie zaklęcia na pałki, piłki, kukły i tarcze. Te ostatnie od razu wzniosły się ku górze wraz z tarczami. Teraz pozostało jej czekać, aż ktoś wreszcie przyjdzie. Po kilkunastu minutach zaczęli się schodzić, Nadia gestem dłoni wskazywała im, żeby odłożyli miotły i stanęli przed nią. - Witajcie na treningu – odparła uciszając jednocześnie tych, którzy rozmawiali. – Na początku zaczniemy od rozgrzewki. Wszyscy biegniecie jedną okrążenie wokół stadionu, teraz – powiedziała i sama rozpoczęła bieg. Taka mała rozgrzewka dobrze im zrobi i przy okazji łatwiej będzie jej wykluczyć tych, którzy już teraz będą się obijać i wlec. Drużyna musi być w jak najlepszej formie. Ponownie stanęła przed nimi i odczekała chwilę aż wszyscy dobiegną. Ostanie trzy osoby posłała do dormitoriów, zdecydowanie nie nadawały się do drużyny, zero kondycji fizycznej. - Ludzie z drużyny na lewo, reszta na prawo – mruknęła i dała im chwilę, żeby się odpowiednio ustawili. Poszło im to zadziwiająco sprawnie, może nie będzie tak źle. - Drużyno, do was należy prawa połowa boiska i tam będziecie ćwiczyć. Na początek trzy okrążenia wokół boiska na miotłach, a potem zagracie sobie w bludgera, w pary dobieracie się już sami - wyjaśniła. Na trening odpowiedni do danej pozycji przyjdzie jeszcze pora, jak już skompletuje drużynę, teraz nie ma na warunków, bo trzeba się zająć nowymi. - Wy również robicie trzy okrążenia na miotłach. Potem ściągający biorą kafle stąd – gestem wskazała na sprzęt. – I będziecie próbować zdobyć punkt rzucając do obręczy, bronić będzie zaczarowana kukła. Macie sześć rzutów. Pałkarze biorą pałki, waszym zadaniem będzie obrona kukły i trafienie tłuczkiem w tarcze, im bliżej środka tym lepiej. Obrońcy, bronicie sześciu moich rzutów. Zaś szukający, musicie złapać znicza. Będzie się świecił i trzymał boiska, kto pierwszy ten lepszy. Wszystko zrozumiałe? No to świetnie, zaczynamy – mruknęła i wsiadła na miotłę. Czas zacząć trening!
Drużyna robi trzy okrążenia i gra w bludgera. Wszyscy chętni, którzy chcą się przyłączyć do drużyny wykonują zadania według poleceń, ściagajacy rzucają, pałkarze odbijają, obrońcy bronią, a szukający szukają. Xdd Punkty w kuferku się nie liczą, każdy rzuca tylko raz.
Tutaj są kostki:
3 okrążenia wokół boiska Każdy wykonuje trzy okrążenia, kostki pokazują z jaką prędkością wam się to udało. Rzucacie dwiema kostkami. 1-4 – chyba po drodze miałeś jakieś problemy, może zagapiłeś się i mało nie wpadłeś na jedną z kukieł? Potem niekoniecznie dobrze poszło ci na zakręcie. Niestety nie udało ci się nadrobić straconego czasu. 5-9 – początek był całkiem udany, wystartowałeś jako jeden z pierwszych i objąłeś prowadzenie. Niestety dwa razy wpadłeś z zakrętu i mimo, że jakoś sobie poradziłeś i wyszedłeś z opresji straciłeś kilka cennych sekund. 10-12 – od początku szło ci wyśmienicie. Bez problemu poradziłeś sobie na zakrętach, kukły też nie stanowiły dla ciebie żadnego problemu! Okrążenia pokonałeś jako jedna z pierwszych osób.
Rzuty kaflem Rzucasz jedną kostką, która mówi ile udało ci się razy wykiwać kukłę i zdobyć punkt. 1-2 – to zdecydowanie nie jest twój dzień. Kukła broniła dziś po prostu lepiej niż ty rzucałeś. 3-5 – poszło ci dobrze, kilka razy nawet udało ci się wykiwać kukłę! Oby tak dalej. 6 – kukła nie miała z tobą szans, wszystkie twoje rzuty były udane, a ty możesz teraz odtańczyć taniec radości.
Obrona kukły i celowanie do tarczy Rzucasz dwiema kostkami, które pokazują czy udało ci się obronić kukłę i czy masz cela. Pierwsza kostka 2, 5 – niestety nie udało ci się obronić twojej kukły i tłuczek oberwał jej głowę. 1, 3 – chyba zapomniałeś do czego służy pałka i zamiast nią odbić tłuczek, chroniłeś kukłę własnym ciałem. Udało ci się, ale jak nic będziesz miał jutro siniaki. 4, 6 – nie miałeś problemów, żeby uratować swoja kukłę i odesłałeś tłuczek tam skąd przyleciał, brawo, będziesz kukłowym bohaterem! Druga kostka 1-2 – cóż, nie udało ci się trafić nawet w tarczę, jesteś pewny że bycie pałkarzem to coś dla ciebie? 3-4 – trafiłeś! Może nie w sam środek, ale było całkiem blisko, jeszcze trochę poćwiczysz i jak nic ci się uda 5-6 – zamachnąłeś się i trafiłeś w sam środek tarczy! Obyś właśnie tak posyłał tłuczki w stronę Ślizgonów, Puchonów i Gryfonów w czasie meczu.
Obrona Rzucacie jedną kostką, która pokazuje ile rzutów udało wam się obronić. 1-2 – no cóż, nie udało ci się dzisiaj, ale to nie jest wstyd, przecież broniłeś rzutów pani kapitan. 3-5 – oho, ktoś tu ma zadatki na całkiem dobrego obrońcę. Trzeba jeszcze trochę poćwiczyć, ale poszło ci naprawdę dobrze! 6 – wszystkie rzuty obronione! Dobra robota, naprawdę masz talent i dużo szczęścia, bo obronić rzuty Russeau, to jest wyczyn.
Szukając znicza Rzucasz jedną kostką, która pokazuje czy udało ci się złapać znicza czy nie. 1, 6 – myślałeś, że zauważyłeś znicza i rozpocząłeś szaleńczy wyścig, żeby go złapać. Niestety to nie był znicz i w tym czasie złapał go ktoś inny. 4, 5 – twoją strategia było śledzenie innych graczy, nie szukałeś znicza na własną rękę. Kiedy zauważyłeś, że ktoś przyśpiesza, poleciałeś za nim. Niestety to była tylko zmyłka i w odpowiedniej chwili twój przeciwnik skręcił. Nie dość, że niemalże nie wleciałeś na trybuny, to jeszcze nie udało ci się złapać znicza. 2, 3 – krążyłeś po boisku w poszukiwaniu znicza, kiedy ten znalazł się tuż nad twoim uchem. Chciałeś go złapać, ale ten szybko odleciał. Po szaleńczym pościgu udało ci się go wreszcie złapać.
Amelia była dzisiaj wyjątkowo zdeterminowana, coby wypaść dobrze na treningu Quidditch'a. Swoją drogą, ciekawe kto był ich nowym kapitanem drużyny po tym, jak Sheane zdecydowała się odejść. Wielka szkoda, ponieważ wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Panna Wotery także bardzo ją lubiła prywatnie, więc może dlatego była dość sceptycznie nastawiona do nowego kapitana drużyny. Mimo wszystko gdy ją zobaczyła uśmiechnęła się lekko, zerkając na resztę drużyny, która już powoli zbierała się w lewej części boiska. Amelia wskoczyła na miotłę, podlatując do nich i witając się z częścią osób, którą już znała. - Cześć - powiedziała, zbijając piątki z kilkoma osobami, a później wysłuchała wszystkiego, co nowa pani kapitan ma do powiedzenia. Gdy jednak dziewczyna kazała im przebiec się dookoła boiska, było to dla Amelii lekkim przegięciem. Z dziwnym prychnięciem zeskoczyła z miotły i zaczęła biec truchtem, rozglądając się dookoła. Po co im to było? Przecież w powietrzu raczej się lata, nie biega. Czyżby nowa pani kapitan o tym nie wiedziała? - Żałosne.. - wymruczała Amelia, gdy dobiegła na miejsce, w którym zostawiła swoją miotłę i po raz kolejny wzbiła się w powietrze. Gdy okazało się, że mają grać w tą brutalną grę, podczas gdy dziewczyna będzie wybierać resztę drużyny, Amelia skrzywiła się jeszcze bardziej. Nienawidziła tego sportu. Wolałaby już chyba nie przychodzić na trening. Posłusznie jednak wykonała polecenie, biorąc pałkę i odbijając tłuczek w bliżej nieokreślonym kierunku. Okazało się, że trafił on jej przeciwnika w nogę. Całkiem zgrabnie, jak na kogoś, kto nigdy nie trzymał pałki w dłoni.
Od ostatnich dni myślała właśnie o tym momencie. Dziś były kwalifikacje do drużyny krukonów, a ona była wyśmienitą szukającą. Gdy dowiedziała się co to Quidditch, mimo swojego charakteru zamierzała grać w tą wyśmienitą grę. Próbowała na każdej pozycji i jako szukająca sprawdziła się najsprawniej. Do tej pory nie była w drużynie, ale to z powodu studiów. Od 5 do 7 klasy dziewczyna była w drużynie i to wtedy krukoni byli jedni z najlepszych. Teraz Cassidy chciała tamte dni przywrócić. Brakowało jej tylko miotły, gdyż starą straciła podczas podróży. Straciła ją w grze w pokera z mężczyzną, który widać było oszukiwał, bo dziewczyna miała bardzo dobre karty. Od tamtego czasu nie wzbiła się w powietrze, ale nie martwiła się, że straciła formę. Słuchała uważnie nowego kapitana i robiła co jej i innym kazała. Rozpoczęła rozgrzewkę, wśród poleceń Nadii od biegu. Na początku biegła bardzo szybko, była jedna z pierwszych, ale przy ostatnim okrążeniu... no coś zobaczyła, jej się wydawało, że smoka, więc trochę zwolniła, tracąc znaczną przewagę. Gdy zrozumiała, że się pomyliła klęła cicho, że straciła sekundy i pobiegła jeszcze szybciej niż wcześniej. Na początku biegła i szybko, i tak by się zbyt nie zmęczyć, ale teraz ją to nie interesowało. Musiała nadrobić i miała mało czasu. Gdy skończyła biegi jako 3, rozciągnęła mięśnie, zrobiła po 50 brzuszków, pompek etc. Wyjaśniła Nadii, że ona chce zostać szukającą. Znicz został wypuszczona, a ona wbiła się w powietrze. Cudownie było czuć ten wiatr we włosach. Przeleciała się dla zabawy i zaczęła wypatrywać znicza. Usłyszała brzęczenie przy jej lewym uchu... spróbowała jak najszybciej umie złapać znicza. Ten wymignął się ręki, lecz Cass nie dała się tak łatwo spławić. Goniła go morderczo, jak najszybciej umiała szkolna miotła, aż wreszcie udało jej się złapać znicz. Zwróciła się do kapitana: - Udało mi się! - Nie czekając na odpowiedź wypuściła znicz i gdy za każdym razem go łapała, puszczała go wolno i dalej goniła.
Nieco sceptycznie była nastawiona do pierwszego treningu z nową panią kapitan, jednak postanowiła tego nie okazywać. Przecież każdemu trzeba było dać szansę. Wysłuchała krótkiej przemowy, a potem pobiegła. Może nie była to typowa rozgrzewka, ale z pewnością męczyła nieco szybciej niż latanie, a kondycja... no, kondycja była ważna. Potem wskoczyła na miotłę i śmignęła trzy okrążenia bardzo bardzo szybko, wcale nie oglądając się za siebie. Ach, tak to się właśnie robi. Szybko skończyła zadanie i nawet musiała czekać chwilę, aż reszta drużyny też doleci. Mieli grać w bludgera, co Bell wcale się nie spodobało. Co oni mieli z tym bludgerem? Przecież to było niebezpieczne i wcale nie była pewna czy dozwolone w szkole. Ale przecież nie mogła wyjść na tchórza! Była w parze z Amelia, wzięła więc pałkę. Krukonka prawie od razu trafiła ją w nogę, na co ruda się skrzywiła i zaczęła w myślach przeklinać tę głupią grę. Jej uderzenie nie wyszło, tłuczek poleciał gdzieś tam, wcale nie gdzie powinien. I pomyśleć, że cały jeden mecz grała na pozycji pałkarza.
Jesper nie był wybitnym graczem, nie oszukujmy się co do tego, ale na trening chętnie przyszedł. Słyszał w pokoju wspólnym jak o tym niektórzy mówili i pomimo wahania na boisku się pojawił. Można nawet powiedzieć, że spodobało mu się to całe latanie na miotle z innymi. Dlatego zjawił się na boisku i wyczekiwał przybycia She, dlatego zdziwił się, kiedy trening zaczęła prowadzić inna osoba. - A Shenae gdzie? - spytał z ciekawości, bo może się rozchorowała? Wtedy chętnie poszedłby ją odwiedzić czy coś. Może jakiś list miły by napisał, aby szybciej do zdrowia wracała? No nie wiedział co by zrobił z taką informacją, ale w sumie to liczył, że się tutaj spotkają. Miła się wydawała i to zawsze kolejna znajoma twarz w tym wielkim zamku, który nadal mu płatał psikusy i zaprowadzał go nie tam gdzie chciał. Zagubiony się nadal czuł i nic nie wskazywało na to, że ma to się zmienić na lepsze. Wzbił się jednak w powietrze, bo teraz głupio mu było uciekać. To całe ściganie nie spodobało mu się za bardzo, ale co miał zrobić innego? No nic. Nie chciał psuć nikomu treningu, więc razem z innymi zaczął okrążać boisko. Szybko latać umiał, ale te zakręty w niektórych momentach mu jakoś nie wychodziły. Zapatrzył się na coś albo zapomniał o tym, że zaraz musi wykonać tak ważny manewr i ostatecznie choć nie był ostatnim to do pierwszego i tak dużo mu brakowało. Popatrzył jeszcze za Astrid, bo tak liczył po cicho, że się zjawi na boisku albo nawet na trybunach, żeby popatrzeć. Nigdzie jej nie wypatrzył i mu się przykro z tego powodu zrobiło, bo lubił kiedy była gdzieś blisko. Nie wiedział na jakiej pozycji chciałby grać. Bo skąd miał to niby wiedzieć. Wszystko to traktował bardziej jako zabawę. Złapał kafla, bo pewnie najbliżej niego był i zaczął celować. Nawet mu się to podobało, szczególnie w momentach kiedy trafiał! Bo udało mu się wykiwać kukłę aż cztery razy na sześć. To dużo. Więcej niż połowa, więc miał się z czego cieszyć! Nie patrzył się na innych, bo się bał, że wtedy mu odejdzie dobra passa.
Tak jak napisała, tak się stało – gdy na boisku rozpoczął się trening quidditcha krukonów, Vacheron ubrana w strój do ćwiczeń, pojawiła się na miejscu punktualnie, niosąc pod pachą miotłę, z której, ku jej ogromnemu niezadowoleniu, nieczęsto było dane korzystać. Postanowiła jednak w miarę możliwości nadrobić zaległości z miotlarstwa i doszkolić się w tej dziedzinie, a może nawet, kto wie, wstąpić do drużyny i grać w regularnych meczach! - Hej, jestem Freya, to ja zasypywałam Cię listami. Jeszcze raz dzięki za możliwość wzięcia udziału w treningu. – przywitała brunetkę, którą zidentyfikowała jako Nadię, kapitana drużyny i przedstawiła się, na wypadek, gdyby ta jej nie skojarzyła. Następnie przedreptała na część boiska przeznaczoną dla ludzi, którzy nie należeli do składu, wysłuchała instrukcji, po czym odłożyła swoją miotłę gdzieś na bok, żeby nikomu nie przeszkadzała i bez ociągania rozpoczęła bieg dookoła boiska. Co to było dla niej, biegała codziennie rano albo wieczorem i uwielbiała to robić. W przeciwieństwie do niektórych, nie miała problemów z dobiegnięciem do końca bez zadyszki i w dobrym tempie. Chwilę później wskoczyła na miotłę i razem z innymi zaczęła okrążać boisko. Doprawdy, czuła się świetnie na miotle. Wysforowała się do przodu i pochyliła jeszcze bardziej nad miotłą, by lecieć szybciej. Omijała wszelkie kukły po drodze, jakby miała w sobie radar i dokładnie wiedziała, gdzie i w którym momencie pojawi się następna, by w efekcie znaleźć się na mecie jako jedna z pierwszych osób, to dopiero sukces! Dopiero dalej rozpoczęły się schody, bo oto Freya musiała zdecydować, na jakiej pozycji chciałaby grać. Szczerze powiedziawszy niewiele o tym wcześniej myślała i wciąż nie była pewna w czym mogłaby być naprawdę dobra, o ile w ogóle w czymś, jednak po chwili namysłu chwyciła kafla i ruszyła w stronę obręczy, decydując się na spróbowanie swoich sił w roli ścigającej. Nie wiadomo, czy miała szczęście, czy to wrodzony talent, ale jak na osobę, która trzymała kafla w rękach zaledwie kilka razy w życiu i to całe wieki temu, poszło jej nadspodziewanie dobrze! Oczywiście kilka razy zacisnęła wargi w wąską kreskę, kiedy kukła broniła jej rzutu, ale i kilka ładnych razy wykonała dobrą zmyłkę i przestrzeliła kafla przez sam środek pętli. Po zakończeniu swojego zadania, zaczęła spokojnie krążyć po boisku, przyglądając się poczynaniom zawodników i czekając na dalsze instrukcje.
Amelia uśmiechnęła się lekko do Bell, krzywiąc się jednocześnie. Nie chciała, żeby to akurat ta dziewczyna była jej partnerką w tej brutalnej grze. Starała się nie zrobić jej krzywdy, właściwie nie chciała jej zranić. Westchnęła ciężko, gdy zobaczyła, że trafiła ją prosto w nogę. - Wybacz. Staram się nie celować w Ciebie, ale jestem dość marnym pałkarzem - krzyknęła w jej stronę przepraszającym tonem. Bell spudłowała, co Amelia przyjęła z wielką ulgą. Często miała połamane kończyny, najczęściej właśnie przez tą głupią grę. Czy nowa pani kapitan drużyny jest jakaś niepoważna? Jeśli chce mieć wszystkich zdrowych zawodników, to nie powinna kazać im grać w buldgera. Chyba, że jej zamiarem jest wymiana całej drużyny, wtedy wystarczyło tylko powiedzieć. Amelia poczuła, że będzie jej bardzo brakowało treningów z Sheane, na których uczyła się czegoś i z których z reguły wychodziła bez szwanku. Gdy tłuczek leciał prosto na nią, odbiła go tak idealnie, że nie trafił w żadnego z zawodników, a poszybował w stronę trybun z głośnym szumem. Na szczęście! Uśmiechnęła się wesoło, pokazując jej uniesionego kciuka.
Uśmiechnęła się szeroko do Amelii, to miło z jej strony, że też nie chciała w nią celować. Co za absurd, żadna z nich nie chciała w to grać, a i tak grały bo jakaś nowa kapitan, której wcale nie znała wymyśliła coś tak głupiego. Bell wyobraziła sobie, że trafia w głowę koleżanki, a ta spadała z miotły wszystko sobie roztrzaskując. Nie nie nie, tak nie mogło być Kiedy przyszła jej kolej, sprawnie posłała tłuczek w niebo. To wcale nie było takie trudne. - Nie będę w to dłużej grać! - krzyknęła do Amelii i poleciała w dół, gdzieś tam, gdzie stała Nadia, rekrutując nowych ludzi do drużyny. Rzuciła pałkę pod jej nogi, nie siląc się na jakąkolwiek uprzejmość. - Na następny raz wymyśl coś lepszego, jedynie dwie przyszłyśmy na trening po tym jak Sheane odeszła, a ty chcesz nas pozabijać, żebyśmy podczas najbliższego meczu siedziały w szpitalu. - Nie pytała tylko stwierdzała, jakby doskonale znała intencje Nadii.
Panna Wotery była wdzięczna Bell, że nie chce w nią trafić i tak sprawnie wysyła tłuczki w niebo. Sama żałowała, że pierwszy raz trafiła ją w nogę. Westchnęła ciężko, unosząc kciuk do góry i lecąc za Bell, coby wylądować obok nowej pani kapitan. - Przepraszam, nie chciałam Cię trafić na początku - mruknęła cicho, dotykając lekko ramienia dziewczyny. Po co miała w ogóle grać w buldgera, skoro była obrońcą, a nie pałkarzem. Takie zabawy mogły być tylko dla nich. Cała drużyna nie powinna być zmuszana do gry w tą brutalną zabawę. Na szczęście panna Rodwick się zbuntowała, a Amelia musiała ją poprzeć. - Ona ma rację. Po co w ogóle tu przychodziłyśmy? Nie dziwię się, że reszta drużyny wolała zostać w zamku - wzruszyła lekko ramionami, zerkając z pogardą na Nadię. Szkoda, że Sheane odeszła. Szkoda, że Krukoni mają teraz takiego kapitana drużyny Quidditcha. Ciekawe czy za swoją niesubordynację dziewczyny nie wylecą z drużyny? Chociaż patrząc na rekrutację, to nie było zbyt wielu chętnych, coby zająć ich miejsca. - Albo trenujemy razem z nimi, albo ja stąd idę - dodała jeszcze, krzywiąc się nieznacznie. Miała do napisania pracę zaliczeniową z eliksirów, której jeszcze nawet nie ruszyła. Po co marnowała czas na Quidditcha? Żeby jeszcze trening sprawiał jej przyjemność, ale dzisiaj? Dzisiaj zdecydowanie wolała książki.
Lazare, lub jak go zwali wszyscy w Hogwarcie, profesor Limier, od dłuższego już czasu sprawował pieczę mentorską nad wszystkimi zawodnikami Quidditcha oraz uczniami, którzy dopiero się szkolili, by wskoczyć na pozycję w drużynie. Jakiś czas temu obiło mu się o uszy, że doszło do zawirowań personalnych w składzie Kruczków i najbliższy trening będzie prowadziła nowa kapitan. Za czystej ciekawości, postanowił udać się na spacer, zahaczający o boisko i… niestety, to, co ujrzał, wprawiło go w stan daleki od zachwytu. - Pani Russeau, bludger nie jest dość legalną praktyką, a pani chce uszkodzić weteranów swojej drużyny domowej zamiast szkolić ich umiejętności? Dlaczego kandydaci włóczą się bezczynnie? Co ma w ogóle znaczyć tak niska frekwencja? I dlaczego nie radzi sobie pani z dyscypliną? Chyba musimy porozmawiać o pani nowej funkcji! Proszę na słowo! – zawołał, gdy był już dostatecznie blisko, żądając natychmiastowego zejścia z miotły Nadii i przyjścia na rozmowę. Ale oczywiście Lazare nie byłby sobą, gdyby zostawił resztę fanów Quidditcha bezczynną! – Cała reszta, do roboty! Slalom przez boisko, połączony z podawaniem kafla i cyrkiem z tłuczkami, później odpowiednio do pozycji odbijanie tłuczków, rzuty przez pętle lub ściganie znicza, wszystko w niekorzystnych warunkach atmosferycznych. Powodzenia! – rzucił, odwracając się do zebranych, po czym machnął kilka razy różdżką, by na boisku pojawiły się rzeczy, które jego zdaniem były niezbędne do odpowiedniego treningu. Zadowolony z obrotu spraw, odszedł na bok z Nadią, by przeprowadzić poważną rozmowę o losach drużyny krukonów, od czasu do czasu jeszcze zerkał na zmagania amatorów gry miotlarskiej, po czym wrócił do zamku.
zt dla Lazare i Nadii (z powodu jej nieobecności)
Na boisku pojawiły się przeszkody – kolumny wypchane trocinami, poprzeczki, które trzeba omijać przelatując poniżej lub powyżej nich. Pętle, przez które należało przerzucić kafla, znacznie zmniejszyły swoje rozmiary, a oprócz kliku dodatkowych tłuczków, niecierpliwie krążących w powietrzu, na boisku zaczął wiać silny wiatr, który sprawiał, że przelotny deszcz, który wcześniej był zaledwie mżawką, teraz nieprzyjemnie zacinał w oczy. Wszyscy po kolei pokonują przeszkody, po każdej z nich muszą przekazać lub oddać kafla, który zaczyna się nagrzewać i parzyć, jeśli znajduje się zbyt długo w czyichś rękach, przy okazji zawodnicy powinni unikać spotkań pierwszego stopnia z tłuczkami.
Kostki
Spoiler:
Pierwsza kostka - szybkość pokonywania slalomu 1, 3 – To nie jest Twój najlepszy dzień. Nie wiadomo, czy to zmiana kapitana, czy nagłe pojawienie się profesora Limiera wytrąciło Cię z równowagi, ale nie możesz nabrać odpowiedniej prędkości. Twój lot jest poprawny, ale szału nie ma, prawie wpadłeś na jedną z poprzeczek, a przynajmniej ogon Twojej miotły o nią zahaczył. Jeszcze musisz poćwiczyć! 2, 5 – Byłeś pewny siebie, jednak kiedy zobaczyłeś, co dzieje się na boisku, trochę zrzedła Ci mina. Ruszyłeś z bardzo dobrą prędkością, ale kiedy o mały włos nie oberwałeś w głowę pędzącym tłuczkiem, zahamowałeś gwałtownie i wytraciłeś prędkość. Resztę slalomu dokończyłeś w niezbyt powalającym tempie. 4, 6 – Świetnie! Nic nie wytrąca Cię z równowagi. Slalom pokonujesz szybko, zdajesz się wyczuwać instynktownie wszystkie przeszkody ruchome lub nieruchome, które czyhają na Twojej drodze i nie dajesz się niczemu zaskoczyć. Kończysz lot jako jeden z pierwszych!
Druga kostka - podawanie kafla 1, 3, 5 – Dziurawe ręce? Nie możesz zgrać tempa lotu z innymi zawodnikami, albo lecisz zbyt wolno, albo zbyt szybko, w dodatku rozpraszają Cię przeróżne przeszkody. Raz kafel przeleciał obok Ciebie, innym razem podałeś go w próżnię, a nie w ręce następnego gracza, jeszcze innym razem piłka zaczęła się niebezpiecznie nagrzewać i uniknąłeś poparzenia tylko dzięki ochronnym rękawiczkom. Bywało lepiej! 2, 4, 6 - Brawo! Mimo zacinającego w oczy deszczu i silnych podmuchów powietrza, które spychają Cię z zamierzonego toru lotu, dajesz radę sprawnie przyjmować i podawać kafla dalej. Gdyby Lazare obserwował Twoje poczynania, na pewno byłby zadowolony!
Trzecia kostka – przeciwności losu 1 – Leciałeś i leciałeś i chyba poczułeś się zbyt pewnie, bo obejrzałeś się, by zobaczyć jak Twoje umiejętności prezentują się w porównaniu z innymi. Jednej rzeczy nie przewidziałeś – niespodziewanej przeszkody. Odwracasz się akurat w idealnym momencie, by z paniką w oczach zauważyć trocinową kolumnę tuż przed swoim nosem. Masz szczęście, że była taka miękka. Odbijasz się od niej i lecisz dalej, bez większych uszczerbków. No chyba, że liczyć Twoją urażoną dumę i płonące ze wstydu policzki… 2 – Niby wszystko idzie, jak powinno i nawet pochylasz się niżej, by stawiać mniejszy opór powietrzu w trakcie lotu, kiedy nagle… silny podmuch wiatru zdmuchuje Cię z toru i posyła prosto w poprzeczkę! Odzyskujesz rezon i lecisz dalej, bardziej czujny na boczne podmuchy. Kto to widział, żeby na boisku były takie przeciągi? 3 – Jesteś czujny, ale może nawet aż za bardzo? Tak uważnie obserwujesz tor lotu tłuczka, który masz w zasięgu wzroku, że nawet nie widzisz innego, który niespodziewanie uderza Cię w bok! Wychodzisz z całości bez poważniejszych urazów, ale nie możesz uwierzyć w to, że w tak głupi sposób nie uniknąłeś ataku piłki! 4 – Czy jesteś pewny, że uciekanie przed tłuczkami to na pewno dobra metoda? Unikanie ich, owszem, ale kiedy lecisz z zawrotną prędkością, próbując uciec przed goniącą Cię piłką, nie jesteś w stanie skutecznie omijać przeszkód i raz po raz zahaczasz miotłą lub nogą o którąś z przeszkód. Dobrze, że wszystkie są w miarę miękkie, ale będziesz mieć kilka siniaków, a Twoja miotła gubi trochę witek! 5 – Wszystko idzie dobrze, omijasz przeszkody i unikasz tłuczków, tylko przy jednym z nich robisz to zbyt gwałtownie, w wyniku czego wpadasz na osobę lecącą obok. Całe szczęście prędkość ani siła zderzenia nie była zbyt zawrotna, więc oboje utrzymujecie się na miotłach i wracacie do dalszego lotu, ale na przyszłość powinieneś uważać! 6 – To Twój dobry dzień, zdajesz się być nietykalny! Tłuczki jakby Cię nie widziały, omijają Cię szerokim łukiem, tak samo jak Ty omijasz przeszkody na swojej drodze. Pozazdrościć sprawności i refleksu!
Czwarta kostka – rzuty przez pętlę/odbijanie tłuczków/łapanie znicza W zależności od pozycji każdy robi swoje. Oczka kostek od 1 do 6 traktujecie jak skalę, która mówi, jak dobrze poradziliście sobie z zadaniem (1 – źle, 6 – świetnie). W przypadku kafli i tłuczków możecie wspomnieć o tym, jak dużo piłek udało wam się przerzucić przez pętle (pamiętajcie, pomniejszone zaklęciem!) lub odbić pałką, a w przypadku znicza skala odnosi się do czasu i łatwości, z jaką go złapaliście.
Kody do kostek
Kod:
<zg>Szybkość: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Podania kafla: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Przeciwności losu: </zg> wpisz wartość kostki <zg>Rzuty kaflem/Odbicia tłuczków/Łapanie znicza (wybierz odpowiednie): </zg> wpisz wartość kostki
Amelia nie była już w tak dobrym humorze jak na początku. Kompletnie nie miała ochoty na trening Quidditcha, szczególnie, że nowa pani kapitan nie przypadła jej do gustu. Kto w ogóle zgodził się, żeby tak nieodpowiedzialne dziewczę zajęło pozycję kapitana drużyny? Wzruszyła nieznacznie ramionami i uśmiechnęła się szeroko do profesora Limiera, żeby pokazać mu, że cieszy się z jego przybycia. - Nareszcie ktoś zrobił tu porządek - uśmiechnęła się lekko do Bell, odchodząc od pani kapitan z krzywym uśmiechem na twarzy i widoczną pogardą. Jeśli tak będą wyglądać ich treningi, to panna Wotery zrezygnuje z bycia w drużynie. Po co ma się męczyć i stresować za każdym razem, gdy wejdzie na boisko Quidditcha? To ma sprawiać jej przede wszystkim przyjemność. Wskoczyła na miotłę i odbiła się stopami od ziemi ze sporą siłą, unosząc się sporo ponad innymi członkami drużyny. Była zdenerwowana i pierwszą część slalomu udało jej się pokonać dość szybko, jednak w momencie, gdy tłuczek śmignął jej przed oczami, prawie trafiając ją w głowę, zrezygnowała z zawrotnej prędkości i slalom skończyła z mało zadowalającym rezultatem. Cóż, tak też bywa, że nie wszystko w życiu człowiekowi wychodzi. Panna Wotery była ostatnio rozkojarzona, szczególnie dzisiaj dało się to we znaki. Mimo okropnego deszczu i silnych podmuchów wiatru dalsza część poszła jej zdecydowanie lepiej. Sprawnie przyjmowała i oddawała kafla. Szkoda, że profesor był zajęty rozmową z Nadią i nie zwracał na nich kompletnie żadnej uwagi, z pewnością byłby zadowolony z jej poczynań. Uśmiechnęła się do siebie tryumfalnie i przeszła do kolejnej części ich dzisiejszego treningu. Gdy tak sobie leciała i leciała, i leciała, poczuła się już całkiem pewnie na miotle i chciała zobaczyć, jak jej umiejętności prezentują się w porównaniu z innymi graczami. Nie wzięła pod uwagę jednej rzeczy - przeszkody, która wyrosła przed nią znikąd. Na szczęście była to tylko miękka, trocinowa kolumna, od której odbiła się z impetem. Nic jej się nie stało, jednak na policzkach można było zobaczyć czerwień. Publiczne upokorzenia nie były czymś, do czego panna Wotery była przystosowana. Obrona pętli wyszła jej tak sobie. Nie było tragedii, ale nie było także wielkiej rewelacji. Cały trening w sześciostopniowej skali oceniłaby by trzema słowami: szału nie ma. Gdy wykonała już wszystko, co zaplanował dla nich profesor, zeskoczyła z miotły i wolnym krokiem udała się do zamku, coby przebrać mokre ubrania i usiąść przed ciepłym kominkiem.
Przyszło jej zbawienie! Na początku czuła się świetnie, lecz po jakimś czasie czuła już znudzenie i irytację, że ciągle musiała robić to samo. I do tego jeszcze ten bludger. Jej zdaniem była to fajna gra, w jej stylu, ale nie na trening co nie?! Przecież tym sposobem jedynie może pozabijać swoich zawodników. Na czas wolny to ona rozumie, ale jeśli na treningu ktoś zostanie mocno ranny to kto będzie odpowiadać? Oczywiście Nadia, ich nowy wspaniały kapitan. Gdy przyszedł Lazare, nauczyciel Quidditcha odruchowo się uśmiechnęła. Gdy wytłumaczył im pan co mają robić wzięła się od razu do pracy. Została już szukającą w drużynie, co ją bardzo ucieszyło. Gdy spojrzała na tor trochę się zawahała, ale w następnej chwili olała to i poleciała z wielką szybkością. Leciałaby tak przez cały tor, gdyby nie tłuczek, który przeleciał jakieś 2 cale od jej nosa. Pisnęła cicho i zatrzymała się gwałtownie. -Kurwa... - przeklęła samą siebie za to, że dała się przestraszyć jakiemuś głupiemu tłuczkowi. Dalej poleciała ciągle na siebie zła za to, że straciła tyle cennych sekund. Po slalomie ich zadaniem było podawanie wzajemnie do siebie kafla. Niezbyt ją ucieszyła ta wiadomość, nie umiała takich rzeczy. I gdy przystąpiła do podawania pokazała to diametralnie. Kafel przelatywał obok niej, a jak już to nie umiała celnie nim rzucić. Cóż, trudno taki jest każdy człowiek, w jednym jest dobry, a w drugim zły. Bardziej zajmowała się wyszukiwaniem tłuczków i unikanie ich. Trochę za bardzo się wczuła - Tak się przyglądała jednemu tłuczkowi, że zapomniała o drugim, który uderzył ją w bok. Zaklęła cicho, lecz tak, że ktoś mógł ją usłyszeć. Nie zważała na to. Złapała się w miejsce, gdzie walnął ją tłuczek - będzie siniak, ale nic poważniejszego tam nie było. Uśmiechnięta zajęła się czwartym etapem, czyli tym najlepszym. Miała wreszcie łapać znicza! Zajęła się tym zajęciem, ale nie szło jej tak dobrze jak we wcześniejszym czasie. Trudniej jej było złapać znicza oraz w dłuższym czasie. Ten etap był podobny do całego treningu Nadii. Łapanie, wypuszczanie i tak w kółko. Była jednak zadowolona z tego, że z treningu wróciła cała i zdrowa, choć nie trenowała od kilku dobrych lat. Kiedyś Lazare uczył dziewczynę, w 7 klasie, więc może ją kojarzył... Cóż, na pewno byłby z niej dumny. Wróciła do zamku i położyła się od razu spać wykończona treningiem.
Freya, zajęta lataniem, nie widziała, że dziewczyny z drużyny mają grać w bludgera i dosyć dobitnie wyrażają swoją opinię na ten temat. Obniżyła lot dopiero, kiedy usłyszała wołanie Lazare, który nie wiadomo skąd pojawił się na treningu. Uśmiechnęła się lekko, ciesząc się na nowe wyzwanie i ruszyła rozpocząć slalom. Starała się lecieć jak najszybciej, jednak nie tracąc przy tym z oczu przeszkód, na które mogłaby w dość żałosny sposób wpaść. Nie przeszkadzał jej wiatr ani krople deszczu, które złośliwie cisnęły się jej prosto w oczy, zamiast tego zdawała się instynktownie wyczuwać poprzeczki i kolumny, które sprawnie omijała, jednocześnie przyjmując i oddając kafla innym graczom bez większej gafy czy zbaczania z toru lotu z powodu silnych podmuchów powietrza. W efekcie skończyła slalom jako jedna z pierwszych, a gdyby Limier nie był zajęty rozmową z Nadią, z pewnością doceniłby jej poczynania! Jedynym punktem programu, jaki wytrącił ją z równowagi i popsuł humor, był okropny, podstępny tłuczek, który uderzył ją w bok, kiedy obserwowała zbyt uważnie inną złośliwą piłkę. Uderzenie wcale jej nie bolało, dotknęła jednak miejsca na wysokości żeber, jakby miała wyczuć palcami ewentualne złamania. Nic nie wzbudziło jej podejrzeń, więc dokończyła trening, całkiem przeciętnymi rzutami kaflem, z których zaledwie trochę ponad połowę przerzuciła przez pętle i obrońcę, po czym wylądowała z gracą, pożegnała trenera i innych obecnych i wróciła do zamku.
Ucieszyło ją, że Amelia poleciała za nią. Hehe, może z takim posłuchem powinna sama zostać kapitanem! Rozważyłaby to pewnie, tyle, że była zbyt leniwa, żeby wymyślać te wszystkie treningi mogła jedynie krytykować albo chwalić (czasem). Nadia się nie odezwała, za to pojawił się pan Lazare i jemu też się to wszystko co się działo nie spodobało i zarządził nowy trening. No i bardzo dobrze, tak powinno być! Bell zabrała się za latanie, slalom poszedł szybko, śmignęło go raz dwa, nic niefajnego nie zagrodziło jej drogi i nie sprawiło, żeby musiała chociaż odrobinę zwolnić. Z podawaniem kafla szło jej jednak źle, aż się wstydziła za siebie, bo przecież byle deszczyk i wietrzyk nie powinien być jej straszny. Z tłuczkami to się popisała, doprawdy. Zobaczyła, że jeden mknie w jej stronę i zamiast zrobić coś sprytnego, uniknąć go albo coś, zaczęła uciekać, bo pomyślała, że slalom poszedł jej tak dobrze, że i teraz się uda. Nieco się przeliczyła, ale ostatecznie nie wyszła na tym tak strasznie źle. Potem jeszcze był rzucanie do pętli i chociaż te były maciupcie, trafiła za każdym razem. Ha! Mimo wszystko, wiatr i deszcz zaczynał być męczący, więc czym prędzej uciekła do szatni.
Zawsze była poukładana, ale odkąd uwolniła się od jarzma rodziny. Mogła wreszcie się wybrać do sklepu, kupić ubrania, które jej się podobają. Mimo że w domu rodzinnym ubierała same sukieneczki, szpileczki i takie tam, czasem potajemnie, gdy nikogo w domu nie było teleportowała się do mugolskich miast i tam kupowała magazyny o modzie. Zawsze czuła w sobie poczucie winy, no ale to ją nie powstrzymywało. Tak jakby z jednej strony głowy szeptał jej do ucha mały diabełek, że dobrze robi, a z drugiej aniołek, który ją ochrzaniał za to że tak się zachowywała. No ale co zrobić. Teraz ubierała się modnie i pięknie, według niej. Ale koniec już tego tematu. Właśnie wracała z Hogsmeade, gdy przypomniała sobie o lekcji Quidditcha. O kurka rurka. Zapomniała o tym totalnie. Torbę przewiesiła przez ramię i pobiegła truchtem na boisko. W szatni przebrała się, wzięła miotłę szkolną i wyszła na boisko... wait what? Czyżby pomyliła godzinę? nikogo jeszcze nie było na boisku. Wzruszyła ramionami, wskoczyła na miotłę i odbiła się od ziemi. Zrobiła kilka prostych trików, gdyż ona mistrzem nie była i latała tak cały czas dopóki nie pojawił się ten ktoś kto ma im prowadzić zajęcia.
W końcu w tej cholernej szkole mógł zrobić coś innego niż zajmowanie się sprawami Blytha. No bo doprawdy, pozycja assystenta dla niego? Storma Ethana Xandera, najmłodszego obrońcy Zjednoczonych z Puddelmeere? Niedorzeczne. Irracjonalne. Głupie wręcz. On był stworzony do rzeczy co najmniej dużych, a już na pewno wielkich. Całe szczęści zacny dyrektor zgodził się, by raz na jakiś czas poprowadził on trening z Gwuidditcha. Jego gwiazdki na niebie. Oczywiście miał być to trening dla wszystkich. Strom wzruszył lekko ramionami wtedy. Niech i będzie, że dla wszystkich, przecież nie wygoni nikogo dlatego, że ten ma ochotę polatać na miotle. No i zobaczyć jego z bliska. Bo przecież był sławny i zajebisty. Kto by nie chciał pławić się w blasku jego chwały i podkraść kilku złotych środków i trików, które przydają się na boisku. Każdy przecież. Spokojnie przebrał się w jakieś luźne dresowe spodnie i rozciągnięty T-shirt. Miał prowadzić trening, nie było mu potrzebne cały sprzęt. Z miotłą przerzuconą przez ramię ruszył na boisko. Mina mu jednak zrzedła, widząc niewiele osób. Podszedł do niewielkiej na razie grupki i odchrząknął. Czyżby jego trening nie był wydarzeniem na wielką skale? Postanowił jednak nie krzywić się. skoro byli tak głupi, by nie docenić jego wiedzy i umiejętności, to jego problem. Gdy rozmowy ucichły postawił miotłę i oparł się o nią, przejechał wzrokiem po tłumie, zawieszając spojrzeniem na chwilę dłużej na białowłosej dziewczynie, doprawdy niespotykane włosy. -Storm Ethan Xander. - przedstawił się wykonują lekki teatralny ukłon, kilka osób się zaśmiało i na jego też wstąpił lekki uśmiech. - Gram na pozycji obrońcy w Zjednoczonych z Puddelmere i będę tak miły podzielić się dziś z wami swoją wiedzą. Powitał ich tymi słowami. Cały Xander, najpierw musiał zaznaczyć jaki to nie jest super, no ale przecież był, to dlaczego miał to ukrywać przed kimkolwiek. -Zaczniemy od rozgrzewki! - zakrzyknął, opierając miotłę o ramię i klasnął raz w dłonie, by potem je zatrzeć w geście, no to do roboty. Machnął różdżką. Wyczarowując potrzebne mu to tego rzeczy. Wysoko nad ziemią czerwonym kolorem zaznaczony był tor wokół boiska. Trochę niżej, obok nich pojawiły się pachołki, a na drugiej stronie stadionu Kolorem niebieskim zaznaczony był tor lotu, jaki należy wykonać przy pikowaniu. - Rozgrzewkę wykonujemy w następującej kolejności. Trzy kółka wokół boiska, slalom pośród pachołków i pikowanie w dół. Pozwólcie, że pokażę. Zakończył swoją wypowiedź, wskakując na miotłę i wznosząc się na zaznaczoną linię startu. Wykonał na swojej ukochanej miotle trzy okrążenia z prędkością światła, gdzieś w międzyczasie zauważając wzrok zapaleńców, którzy przyszli. Czuł jak wiatr rozwiewał jego włosy i uśmiechnął się. Płynnie przeszedł do slalomu, omijając każdy pachołek bezbłędnie, by na koniec wznieść się na odpowiednią wysokość i zapikować w dół w odpowiednim momencie podrywając miotłę. Doleciał z powrotem do grupy i zszedł z miotły. -Wykonujcie zadania po kolei i POJEDYNCZO, nie wszyscy na raz! - zakrzyknął jeszcze raz, wskazując głową w stronę pierwszej osoby, by zaczęła próbę. On sam zaś wydobył z kieszeni stoper i ustawił się przy linii startu na magicznym torze.
Rozgrzewka:
Rozgrzewka:
Rozgrzewka jest wykonywana przez wszystkich. Rzucacie 3 kostkami w odpowiednim temacie.
Trzy kółka wokół boiska. - sprawdzian szybkości. 1-latanie na miotle? Jesteś pewny, że to bezpieczne, żebyś na nią wsiadał? Jakimś cudem zachaczas o trybuny, na szczęście udaje Ci się utrzymać na miotle i nie robisz sobie poważniejszej krzywdy. 2-leciesz, no cóż, poprawnie, inaczej tego nazwać nie można. Raczej się wleczesz, niż gnasz 3-nie jest źle. Jednak nie jest też idelanie. Twoja szybkość zdecydowanie pozostawia wiele do życzenia. 4-pokonujesz kółka może nie w zastraszającym tempie, jednak zdecydowanie zadowalającym 5-jesteś szybki. Twoja szybkości budzi wśród wszystkich podziw, choć mogło być odrobinę lepiej 6-gnasz jak błyskawica. Dosłownie, ledwo można Cię zauważyć.
Slalom pośród pachołków - sprawdzian koordynacji 1-latanie na miotle? Jesteś pewny, że to bezpieczne, żebyś na nią wsiadał? Wyglądasz jakbyś chciał staranować pachołki a nie je ominąć. Gdzieś po drodze zahaczasz miotłą o jednego z nich i zaczynasz wywijać orły, całe szczęście, że jesteśmy przy ziemi. 2-każdy pachołek zdaje się sekretnie Cię pożądać. Albo ty jego, zrzuciłeś wszystkie 3-nie masz powodów do dumy. Do płaczu też nie. Pokonujesz slalom, zostawiając za sobą kilka strąconych pachołków,nic to jednak, może następnym razem pójdzie lepiej. 4- nie jest źle. Otarłeś się o kilka pachołków i jeden powaliłeś na łopatki, ale mogłeś przecież strącić je wszystkie, czyż nie? 5- zgubiła Cię pycha. Może nie jest to idealny slalom, bo zahaczasz o jeden z pachołków, ale jesteś już niesamowicie blisko perfekcji 6-Idealny slalom, nic dodać nic ując
Pikowanie w dół z poderwaniem się do pozycji pionowej - sprawdzian zwrotności 1- latanie na miotle? Jesteś pewny, że to bezpieczne, żebyś na nią wsiadał? Nawet nie lecisz szybko, strach bierze górę. A ty na dodatek ryjesz w ziemię, dobrze, że nie leciałeś za szybko 2-zżera Cię strach, podrywasz się tak szybko, że nie można tego nawet nazwać pikowaniem. 3-wszystko zapowiada się dobrze. Przynajmniej z początku, cos jednak poszło nie tak w Twoich obliczeniach i podrywasz się zdecydowanie za szybko 4- podrywasz się o drobinę za szybko, jednak lepiej wcześniej, niż szorować zębami po trawie, prawda? 5- przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nie zdążysz, że z zapierającą dech w piersiach prędkością rozbijesz się o ziemię. Ty jednak, niestrudzony w otsatnim momencie podrywasz miotłę, zawadzając butami o trawę. Tym razem niewiele brakło. 6- idealnie. jest coś, co może Cię dzisiaj powstrzymać?
za każde 8 pkt w kuferku z gier miotlarskich możesz sobie dodać +1, do wybranej pozycji z rozgrzewki
Kod:
<zg>KOSTKA SZYBKOŚĆ:</zg> <zg>KOSTKA KOORDYNACJA:</zg> <zg>KOSTKA ZWROTNOŚĆ:</zg> <zg>PUNKTY W KUFERKU</zg>
NASTĘPNA CZĘŚĆ TRENINGU POJAWI SIĘ W PIĄTEK/SOBOTĘ, SPÓŹNIENIA BĘDĄ WPŁYWAŁY NA OGÓLNĄ OCENĘ
Ostatnio zmieniony przez Storm E. Xander dnia Pon Wrz 15 2014, 18:42, w całości zmieniany 2 razy