Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Przyglądała się osobom przybywającym na lekcję. Rety, sami gryfoni i ślizgoni? A gdzie podziały się wszystkie kruczki? Można by pomyśleć, że po ostatnim meczu powinni podciągnąć nieco swoje umiejętności, a tu taki klops. No nic. Bell zamierzała dumnie reprezentować swój dom, dlatego krótkie i wcale niestrasznej przemowie (w końcu była taka grzeczną uczennicą, gdzie tam ona złe zachowanie?), kiedy nauczycielka zadała pytanie, zaraz wyrwała się do odpowiedzi. Podniosła oczywiście rękę, chociaż tak super bardzo nie była pewna odpowiedzi. Ale co tam, trzeba zaryzykować, zamiast siedzieć cicho. - To dlatego, że jak raz się dotknie złotego znicza, to on zapamiętuję dotyk tej osoby na zawsze. To jest też powód dla którego przy każdym meczu powinno się używać nowe znicza, który jeszcze nie pamięta dotyku danej osoby - powiedziała, po czym złapała się na tym, że mówi razem ze ślizgonką. Yyy no cóż, może nauczycielka uzna jej odpowiedź, bo była dłuższa i bardziej podniosła rękę?
Słysząc wypowiedź panny Grimm miała ochotę się popłakać. To był jeden z powodów, przez które nie lubiła tych zajęć. Zawsze czuła się taka zestresowana samym faktem latania, a jeszcze nastawienie pani profesor było straszne! Kiedy padło pierwsze pytanie nie zrozumiała za bardzo co się dzieje. Znała odpowiedź, ale nie zdążyła nawet podnieść ręki, a raczej nie sądziła, że to będą zawody na szybkość, udało jej się dojść do połowy z podnoszeniem ręki i usłyszała znajomy głos pewnej ślizgonki. Wystrzeliła jak z armaty. Spojrzała na nią zdekoncentrowana i zamrugała kilka razy. Zanim zdążyła opuścić rękę krukonka dokończyła zdanie, które zaczęła Eli… Co tu się dzieje! Przecież to istne wyścigi! Co ja tutaj robię… Miała ochotę się popłakać… tak w skrócie. Usiadła lekko skulona i przyglądała się niepewnie czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Znowu to samo. Ja to po prostu mam szczęście do tych cholernych schodów. Problemem było zorientowanie się w pogmatwanej mapie schodów w Hogwarcie, a co dopiero gdy nagle zmieniały kierunek... Można było dosłownie oszaleć! Po raz kolejny "wykiwana" przez schody błądziłam korytarzem na 1 piętrze gdy w końcu zobaczyłam je. Schody prowadzące do wyjścia na boisko Quidditcha! Pobiegłam do nich licząc na to, że w końcu zaprowadzą mnie tam gdzie powinny. TAK! Udało się uniknąć kolejnego błądzenia tysiącem korytarzy tej szkoły. Gdy dobiegłam na boisko lekcja już trwała. - Pani profesor! - wysapałam. - Przepraszam za spóźnienie... To te schody... - próbowałam złapać oddech. Na dworze było strasznie zimno, a ja nie byłam przygotowana na aż taki chłód. - Bullae. - szepnęłam cicho robiąc odpowiedni ruch ręką i znalazłam się w bańce, przynajmniej było mi trochę cieplej, no i nie czułam na twarzy tego mroźnego wiatru.
Wpadla spozniona na zajecia, a ze biegla caka droge ledwie wydusila z siebie - Dzien dobry, przepraszam za spoznienie - iscie grzecznosciowo z szacunku do samej pozycji nauczyciela bo mlodej dziewczyny ktora byla ponoc psorka wcale nie kojarzyla. Oparla sie na kolanach stajac za Bell zehy jeszcze bardziej nie rzucac sie w oczy, a zaraz potem oparla sie o jej ramie warczac pod nosem - Zabije gnoja... mial mnie obudzic o 5, wstalam o 9 - mruczala albo do siebie albo do ucha Rodwick. Trudno bylo w sumie stwierdzic. Fakt faktem trsymala sie blisko krukonki. - Duzo mnie minelo? - szepnela patrzac sie uwaznie na nauczycielke zeby jie budzic podejrzen jakoby rozmawiala z kolezanka. Probowala mowic wtedy kiedy profesorka na nie nie patrzyla.
Grimm pokiwała tylko z zadowoleniem i lekko się uśmiechnęła, mówiąc - Dobrze. Slytherin dostaje plus dziesięć, Ravenclaw również, ponieważ odpowiedziałyście obie dobrze i równocześnie- Nauczycielka zanotowała coś na liście, spojrzała na uczennice i zadała kolejne pytanie - Co według was należy zrobić, kiedy ktoś strąci nas z miotły ale jeszcze się na niej utrzymujemy? Jak mi odpowiecie zaczniemy latanie- Spojrzała na nowo przybyłe dziewczyny.. i tylko pokiwała głową z niezadowoleniem.
Ostatnio zmieniony przez Diana Grimm dnia Czw Gru 25 2014, 13:29, w całości zmieniany 1 raz
Heheszki, jak cudnie, że dostała punkty. Zawsze pięć do przodu! Tymczasem pojawiła się Shenae, do której się uśmiechnęła, coby nie denerwować nauczycielki gadaniem. Ale z nią się tak nie dało, bo zaraz słyszała szepty przy swoich uchu i Bell nie byłaby sobą, gdyby jej nie odpowiedziała! - Kogo? - szepnęła do niej, ledwo odwracając głowę, coby zbytnim ruchem nie wzbudzać podejrzeń. - Nic ciekawego - dodała jeszcze równie cicho, a potem zabrała się za odpowiadanie na pytanie. Nie miała pojęcia czy tutaj mogła istnieć jedna poprawna odpowiedź... - Ja bym próbowała na nią wsiąść, a jakby się nie udało, to trzymając się miotły zleciałabym na dół, żeby stanąć na ziemi. No i wtedy już wiadomo. Przypomniała sobie spadanie Amelii na treningu w wakacje i chciała coś powiedzieć o użyciu różdżki przez kogoś innego, ale ostatecznie postanowiła zamilknąć.
Lekcja Quidditcha? O nie, zdecydowanie nie mógł tego odpuścić. No bo, jak? Wystarczało, że ostatnio miał dość kiepską frekwencję na treningach, nie? A poza tym, jeszcze Kapitanowa przyjdzie, zobaczy, że jest na lekcji i się ucieszy. No, wiadomo, po wszystkim mu pewnie coś powie, ale na pewno będzie zadowolona. Inna sprawa, że tutaj zawsze mogą dostać punkty i w ogóle, no a na treningu to tak nie bardzo. Z resztą, tymi punktami to pewnie by się nie przejmował tak bardzo, bardzo, gdyby nie fakt, iż ostatnio ktoś mu nabluzgał, za dziecinne i bagatelizujące podejście do Pucharu Domów. Stąd właśnie znalazł się w miejscu prowadzenia lekcji. Starał się nie wzbudzać za bardzo zbytnich kontrowersji swoją obecnością, bo i po co? Widząc już wcześniej grupkę ludzi, zastanawiał się, kogo też dane będzie mu tam spotkać. No i przyuważył rzeczoną kapitanową razem z Panną Bell. – Brawo Krukoni. She, czyżbyś zdążyła się już wypowiedzieć? – spytał, kiedy był już wystarczająco blisko dziewczyn. Szybko dodał coś w rodzaju dzień dobry, po czym uśmiechnął się delikatnie do nich. Nieważne, czy będą w stanie to zauważyć, czy nie. A potem kolejne pytanie. I kolejna odpowiedź Krukonów! Brawo niebiescy! Więcej punktów. No i w sumie tak, też miał w głowie sytuację z Amelią. Kto jej wtedy pomógł? On, albo d’ Angelo. Były dwie takie sytuacje. W jednej nawet wlaśnie on się wykazał. No, nieważne.
Elishia była bardzo ambitna i dlatego zdecydowanie nie pasowało jej to, że ktoś próbował ją przekrzyczeć. Jednak była pewna, że fakt, że zaczęła swoją wypowiedź jako pierwsza, a Bell tylko dokończyła sprawi, że Slytherin zgarnie punkty. Udało się, niestety niesprawiedliwie krukonom też się dostało. Trudno, czekała na następne pytanie. Musiała przyznać, że było z kategorii tych trudniejszych, więc pozwoliła wypowiedzieć się komuś innemu zanim sama podniosła rękę. - Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba trzymać się jak najmocniej i spróbować zapanować nad miotłą. A jeśli się to nie uda, to dolecieć z nią w możliwie najbezpieczniejsze miejsce, najniżej jak się da i jak tylko będzie możliwość, to się puścić. Lepiej złamać sobie rękę spadając z niewielkiej wysokości niż się zabić spadając z ogromnej. Poza tym zdaje mi się, że zawsze ktoś jest w pogotowiu, żeby użyć odpowiednich zaklęć... – Takie było jej zdanie. Miała pewność, że zawsze jest ktoś, kto kontroluje przebieg meczu i w razie czego zadziała zanim poszkodowany się roztrzaska, ale na wszelki wypadek zawsze trzeba było przedsięwziąć niezbędne środki, żeby się ratować.
Pani Grim spojrzała niezadowolona, poprawka, bardzo niezadowolona na spóźnialskich. Widząc że młodzież zaczyna gadać, a przede wszystkim zaczął jeden chłopak, powiedziała gromiącym tonem - Panie Friday, od gadania jest przerwa. Na moich lekcjach otwierasz usta tylko w tedy, jak znasz odpowiedź na moje pytanie! A co do spóźnialskich, następnym razem będą minusowe punkty bo pisze jak byk na planie, o której zaczynają się lekcje. Wyrażam się jasno? Dziewczyny, dostajecie po plus pięć za dobrą odpowiedź- Pani Grimm wskoczyła na miotłę i odbiła się od ziemi, wzlatując w powietrze. Jej szata powiewała od wiatru, westchnęła i uspokoiła się - Niech każdy po kolei, wzleci w powietrze i zrobi dwa okrążenia. Następnie proszę przelecieć przez środkową obręcz. Potem poćwiczymy parę ruchów, jednak najpierw chcę zobaczyć jak dobrze potraficie latać Może i uczniowie mają ją za wredną mendę, jednak dla Grimm taka metoda nauczania byłą najlepsza.
Spóźnił się na lekcję latania. Co go zatrzymało? A Pewnie, to , że musiał napisać do końca pracę z innego przedmiotu. Wbiegł na lekcję próbując, aby pani profesor nie zauważyła jego nieobecności. Właśnie wszyscy mieli dosiąść miotły. Może mnie nie zauważyła. Nie chcę tracić punktów. Pomyślał w duchu wybijając się od ziemi. Myślał o czynności, którą mieli wykonać najpierw. Co, to było? Hmm dwa okrążenia? Kurcze mogłem przyjść kilka sekund wcześniej. Po locie jednej osoby stwierdził, iż naprawdę trzeba zrobić dwa okrążenia. Chwiejąc miotłom leciał coraz szybciej. Nie był mistrzem Quidditcha, więc, wiele spodziewać się nie można było. Chyba będzie krzyczeć. Następne było przelecenie przez obręcz. Ustawił miotłę na prosto środkowej obręczy, po czym wystartował. Przeleciał przez cel bez większych utrudnień. No może, lekko otarł barkiem. Chciał kiedyś wejść do głównego składu jako obrońca, ale nie robił sobie większych nadziei. Czekał tylko na, to, co powie pani profesor
Rains nie odezwała się ani razu podczas tej śmiesznej, teoretycznej części. Przyszła tu polatać, a nie bawić się w jakieś idiotyczne quizy. Tym bardziej, że kilka nieco mocniej narwanych dziewczyn wyrzucało ręce w górę, z pewnością jeszcze na długo przed tym, zanim zastanowiły się nad odpowiedzią. Uznając, że zaczeka w spokoju na to, co ją samą interesowała najbardziej, słuchała tylko stosunkowo uważnie. A nuż nauczy się czegoś, czego do tej pory nie wiedziała. Albo nie... Jednak nie. Podejrzana część teoretyczna dobiegła końca i Rains mogła w końcu dosiąść miotły, którą wygrzebała ze sterty wypożyczonych ze szkoły. Nie była złamana, ani nie wyglądała na prehistoryczną, więc nie było najgorzej. Zanim ktokolwiek ogarnął się w sytuacji, uniosła się nieco nad ziemię, żeby wyczuć miotłę. Leżała pomiędzy udami całkiem nieźle, a Nash czuła się dostatecznie stabilnie, żeby unieść się jeszcze wyżej. Może nie była pupilką nauczycieli, ale miała w pełni działające mózg, z którego korzystała przez większość czasu. Gdy miotła była już całkowicie pod jej kontrolą, naparła na nią lekko, przelatując zgrabnie przez środkową obręcz. Nie była orłem latania, ale takie ćwiczenie nie stanowiło dla niej większego problemu, odkąd tylko nauczyła się utrzymywać na miotle. Zerknęła na Grimm, mając nadzieję, że jeszcze dzisiaj czeka ich cokolwiek trudniejszego.
(W związku z brakiem konkretnych instrukcji i dotarciem spóźnionych nie mam pojęcia, czy mam czekać na "swoją kolej", czy mogę pisać. Jakby co, to dajcie znać PMką. Usunę i dodam w swoim czasie.)
Vivi spoglądała na pannę Nash z uwagą. Była pierwsza i to od niej chciała zgapić, jak po kolei wykonać to ćwiczenie. Nie była dobra w lataniu, prawdę mówiąc bała się latać. Kiedy jej koleżanka skończyła spojrzała niepewnie na miotłę. Wzięła ją pomiędzy uda i zamknęła oczy. I co teraz? Trochę czasu jej zajęło, zanim wzleciała w powietrze. Potwornie też wyglądał jej lot… jakby w każdej chwili mogła spaść. NIENAWIDZIŁA LATAĆ. Jakoś udało się jej pokonać dwa okrążenia, pokazując, że na wiele różnych sposobów można zrobić sobie krzywdę na miotle. Jedyna rzecz, która jej wyszła to przelecenie przez obręcz i lądowanie. Tyle razy spadała z miotły, że nauczyła się już lądować perfekcyjnie. Nie było najgorzej, ale za dobrze też nie. Zaśmiała się zakłopotana i modliła się o to, żeby nikt się na nią nie patrzał w tym momencie.
Spóźniona Czemu musiała się spóźnić, akurat na lekcje Quidditcha? Jak tylko mogła najszybciej wybiegła z dormitorium. Z pośpiechu zdążyła tylko narzuciła na siebie kurtkę i po wyjściu od razu tego pożałowała. Zimny wiatr ostro zacinał jej w twarz. Zatrzęsła się z zimna. Gdy weszła na boisko starała się być jak najmniej widoczna, nie chciała dostać minusowych punktów za spóźnienie. Hufflepuf już i tak był na szarym końcu w Pucharze Domów. Lubiła panią Grimm, pomimo tego, że była dość surowa. Stanęła na skraju i przyjrzała się co robią inni. Okej, jak na razie latają w kółko i przelatują przez obręcz. Dużo ją w ogóle ominęło? Uwielbiała latać i była w tym nawet dobra, w końcu pozycja ścigającej do czegoś zobowiązywał i nie dostała jej bez przyczyny. Wzięła ze sterty mioteł pierwszą lepszą jak je wpadała w ręce, dosiadła jej i lekko wzbiła się w powietrze. Ile mieli przelecieć okrążeń? Powiedzmy, że jedno. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić jej miotła, zatrzeszczał i złamała się na pół, a ona upadła na śnieg. To jakiś żart? Chyba następnym razem, będzie musiała lepiej wybierać miotłę. Zakłopotana spojrzała na panią Grimm, wstała, otrzepała się ze śniegu, podniosła dwie złamane części miotły i odrzuciła je w bok. Ona i jej czterdzieści pięć kilo były na tyle ciężkie, żeby złamać miotłę. Świetnie. Brawo Aleks. To nie zwróciłaś się na siebie uwagi. Podeszła do sterty i wybrała inną, mniej zniszczoną miotłę. Usiadła na niej i odczekała chwilę, ta jednak się nie złamała. Szybko i sprawnie zrobiła okrążenie, przeleciała przez środkowa obręcz i z gracją wylądowała na ziemi.
[czekam aż każdy uczeń opisze swój przelot] Grimm obserwowała z góry boisko, toteż widziała następnych spóźnialskich. Dzisiaj jednak postanowiła podarować sobie punkty ujemne, tak o bez powodu. Z lekkim uśmiechem na twarzy zaobserwowała, jak ścigająca Huffelpuf'u złamała miotłę. Obserwowała jednak uczniów, oceniając ich uważnie. Vic chyba miała rację z tym, że średnio idzie jej latanie. Kiedy już każdy zrobi to, co ona kazała, da poszczególnym uczniom rady. Widząc jednak że Victorique ląduje, zakrzyknęła do niej z góry - Pani Victorique i Aleksandro! Proszę z powrotem na miotłę i utrzymać się w powietrzu! Reszta też nie ląduje po zrobieniu dwóch okrążeń! Nie wspomniałam o tym, moja wina! Następnie ona musiała zająć się złamaną miotłą, więc zleciała w dół i rzuciła zaklęcie - Reparo! Miotła znów miała dwa końce. Grimm wzleciała ponownie w górę i w milczeniu oceniła Rains, Rosha i Aleksandrę. Jeszcze kilkoro uczniów i zaczną w końcu coś... trudniejszego? No tak to chyba można nazwać.
Katniss postanowiła nie odpowiadać na pytania i nie tracić przy tym ciepła, jakie jej organizm jeszcze wytwarzał. Zresztą zanim zdążyłaby otworzyć usta, Ci wszyscy wyrywający się uczniowie zdazyliby odpowiedzieć. Po usłyszeniu polecenia, zacisnęła dłonie na miotle, przerzuciła przezeń nogę i odbiła się. Dwa kółka zwykłego przelotu bez przeszkód? To nie powinno sprawić trudności. Ze dwa razy wiatr dmuchnął mocniej, powodując chwilowe zachwianie dziewczyny na miotle, ale bez utraty panowania, bo to przecież byłaby hańba. Przelecenie przez obręcz nie sprawiło dziewczynie najmniejszego problemu, bo nie zastanawiała się pół godziny jak niektórzy, tylko wykonała zadanie szybko i sprawnie. Dosłyszawszy krzyk nauczycielki, by nie schodzili na ziemię, zaczęła wzbijać się i opadać delikatnie w ramach rozgrzewki.
Dziewczyna nie zamierzała długo czekać. Trochę wyprzedziła kolejkę, ale tylko dlatego, że im szybciej na miotłę wsiądzie tym szybciej z niej zejdzie. Wspominałam, że podoba jej się funkcja pałkarza. Że nawet starała się o tą pozycję w drużynie! A mówiłam, że nie bardzo lubi być w powietrzu? Dlatego też wypożyczona miotła ze schowka nie mogła być jej perfekcyjnie posłuszna. A mimo to okrążenia wykonała nawet ładnie, przelot przez obręcz prawie poprawnie, chociaż musiała zrobić do tego drugie podejście, bo za pierwszym razem wyhamowała przed samym kółkiem mając wrażenie, że w nie uderzy. Potem wylądowała na ziemi i czekała na następnych uczniów jednocześnie rozglądając się po ludziach i rozmyślając... Tak po prostu.
Co prawda czuła, że spóźnienie może się bardzo źle skończyć, ale musiała być na tym treningu! Już raz spóźniła się na zajęcia, a wtedy wcale nie skończyło się to dobrze. Trafiła do skrzydła szpitalnego! Chociaż przynajmniej Brendan wysłał jej potem czekoladową żabę. A może to nie było wtedy? Uh... Tak czy inaczej biegła przez zaspy na złamanie karku, potykając się co chwilę. Na ziemi nie miała tyle gracji, co w powietrzu. A jednak gdy tylko nastał moment, w którym złapała miotłę w dłoń i dosiadła jej, wciąż jeszcze w biegu wznosząc się w powietrze, nagle zdawała się być kimś zupełnie innym. Kimś, kto zdecydowanie nigdy nie potyka się o własne nogi. Nie odlatując zbyt wysoko, zbliżyła się do Grimm. - Dzień dobry - zawołała, uśmiechając się przepraszająco. - Przepraszam za spóźnienie - dodała, mając nadzieję, że nauczycielka nie postanowi wywalić jej z boiska. Jako kapitan Hufflepuffu Haden musiała ćwiczyć i, nawet jeśli wyglądało to inaczej, nie traktowała lekcji latania lekko. Prawdę powiedziawszy były to jedne z ważniejszych zajęć w jej planie. Wzleciała wyżej, obserwując przez chwilę, jak wygląda zadanie, po czym dołączyła do kolejki i przeleciała zgrabnie przez pętlę. Pozostała w powietrzu, oczekując następnego zadania.
Kolejna spóźniona.. pomyślała sobie profesor, jednak akurat wiedziała kim jest dziewczyna. Ivy była kapitanem więc w pewnym stopniu nauczycielka jej odpuściła, jednak nie ma tak dobrze. Spojrzała tylko na nią karcąco i powiedziała - Proszę Was tylko o jedno, o niespóźnianie się. To naprawdę aż tak niewykonalne?? Ivy, będziesz pierwsza w kolejce do następnego zadania..- Poinformowała ją, bo jeszcze nie wszyscy wykonali jej polecenie.
Chyba jako ostatnia wzbiłam się w powietrze. Pomimo, że latanie na było moim hobby, zadanie które dała nam profesor Grimm nie należało do najtrudniejszych i właściwie to szczerze miałam nadzieję, że zaczniemy od czegoś w miarę prostego. Łatwo poszło zrobienie dwóch okrążeń, chociaż przelecenie przez środkową pętle nie sprawiło mi szczególnych trudności tuż za obręczą lekko przechyliłam się w lewo i przez chwilę miałam to nieprzyjemne uczucie ściskające gardło gdy obawiałam się, że zaraz spadnę. Na szczęście, lekkie zachwianie nie strąciło mnie z miotły, z czego byłam strasznie dumna. Byłam trochę przygnębiona gdy obserwowałam jak świetnie radzą sobie inne dziewczyny ale ostatecznie stwierdziłam, że może nie będę mistrzynią Quidditcha, za to z pewnością już za kilka lat szkolne drużyny będą nosić stroje zaprojektowane przez mnie. Przełknęłam to niepowodzenie i pogodziłam się z tym faktem. Czekałam razem z innymi wisząc na miotle w powietrzu.
*przepraszam za niezbyt dobrą składnie, itp, itd. ale nocka zarwana i zmęczenie i w ogóle...*
Pada śnieg, pada śnieg.. A Quiet zaspał. Znowu. Biedny aczkolwiek krukoński geniusz, ledwie co otworzył swe zaspane ślepia a już musiał się zmierzyć ze swoim idiotycznym, zaczarowanym budzikiem, który wył mu niemiłosiernie głośno nad obolałą głową. Poduszką go nie trafił ani za pierwszym podejściem ani tym bardziej za drugim, dlatego też, ziewając jak smoczydło, podniósł swój ciężki tyłek z królewskiego wyra i przeciągając się, omiótł sennym spojrzeniem swe dormitorium w poszukiwaniu jakiejkolwiek żyjącej duszy. I nikogo nie było. I wtem uderzyła w niego durna myśl, że dzisiaj jest kolejna lekcja Quiditcha. Rano. W taki cholerny mróz! Wygiąwszy więc wargi w grymas, wciągnął pośpiesznie na siebie koszulę, sweter oraz spodnie. (przecież grzeczny z niego uczniak!) i łapiąc w locie swoją miotłę, wyleciał jak strzała z najwyższej Wieży Krukolandu. (przy okazji klnąc na te wszystkie schodki) Nie mając żadnego innego wyjścia - wskoczył zgrabnie na miotłę, gdy tylko mroźne powietrze owiało jego buźkę i zmierzwiło niesfornie jego włosy. W ten magiczny jak i również niezbyt legalny sposób, jego transport na boisko Q. zdecydowanie skróciło mu czas, jak i umniejszyło jego szansę z OLBRZYMIEGO spóźnienia na zwykłe w jego mniemaniu. W każdym razie, zgrabnie wylądował w powietrzu tuż przy dwóch dziewczętach z zacnego domu ślicznej Roweny i opierając się łokciem o gładką powierzchnię wyścigowej miotły, podparł swój podbródek na dłoni i używając ówcześnie zaklęcie Sonorusa, uśmiechnął się skromnie do nauczycielki i przywitał się ze słowami. - Wybaczy mi Madame Grimm, spóźnienie. Profesorowi Ettrévalowi pomagałem w przygotowywaniu lekcji z szóstym rokiem. - ładnie zełgał i wyprostował się na miotle, po czym zezując w stronę nauczycielki, podleciał odrobinę bliżej w stronę Perfekt Naczelnej i nieznacznie ją szturchnął w kolano, od razu uśmiechnąwszy się weń przepraszająco. - Straciłem coś ciekawego? Dała komuś tłuczkiem w łeb? Punkty ujemne poleciały? - Spytał, wydąwszy zabawnie dolną wargę przy sparodiowaniu Grimm i mrugając do niej łobuzersko, poderwał lekko miotłę do góry po czym wywinął na nieboskłonie małe salto, jak i dał istny pokaz szalonego latania pełnego finezji. Wzlatywał na siedem - osiem stóp w górę, by chwilę później niczym szaleniec pikować głową w dół i wykonywać ostre oraz gwałtowne manewry tuż przy samej murawie, która pod wpływem niskich temperatur, zamieniła się w istną ślizgawkę. Miał nawet na tyle (bez)czelności by przeszkód, pomknąć tuż obok profesorki, wbijając za sobą tumany śniegu i .. nagle bez żadnego ostrzeżenia zawisnąć w powietrzu i zaprzestać swoich dzikich poczynań w powietrzu.
Uśmiechnęła się sama do siebie zadowolona, że zdobyła kolejne punkty. Pomachała do Piątka, który właśnie przyszedł, a potem dalej starała się słuchać. No wiadomo, zadanie było łatwe, w końcu latać to ona jedna umiała, ale miała nadzieję, że to tylko rozgrzewka a potem będzie coś bardziej wymagającego. Dźgnęła Shenae miotłą, bo ich trójka została jako jedni z ostatnich, a potem wzbiła się w powietrze, zrobiła okrążenie, przeleciała przez pętlę... No i czekała co dalej.
-Prze-szam! To już się więcej (prawie) na pewno nie powtórzy! - Will zdyszany wpadł na na boisko z miotłą w ręce. Znowu, znowu się spóźnił. Co prawda u niego nie było to niczym wyjątkowym, spóźniał się permanentnie na każdą możliwą lekcję, umówione spotkania, posiłki i na cokolwiek jeszcze można się spóźniać, na to też się spóźniał. Nauczyciele albo załamywali ręce, albo odbierali punkty, albo już nawet nie zwracali uwagi na jego wątpliwą punktualność. Miał nadzieję tylko, że Profesor Grimm będzie w dobrym nastroju. Wszak powinna zrozumieć, że przy dobrej lekturze "jeszcze tylko jedna strona" okazuje się kilkoma rozdziałami i w żaden - absolutnie żaden - sposób nie można nad tym zapanować. Wskoczył na miotłę i wzniósł się w powietrze, czekając na reprymendy i polecenia.
Tym razem Pani Grimm nie wytrzymała, podleciała do spóźnialskiego i powiedziała - Rozumiem że piętnaście minut, ale dwadzieścia? Minus pięć panie Ettreval- widząc jak ten rozmawia, już się wyrywa do panienki powiedziała znowu zła - Od pogaduszek i podrywania przyjaciółek jest przerwa czyż nie!? Chce pan zarobić kolejne minusowe punkty? Nie? No to proszę otwierać buzię tylko w tedy, jeżeli zna pan odpowiedź na pytanie albo masz coś ważnego do powiedzenia!- Wzleciała w górę i kontynuowała ocenianie zabójczym wzrokiem uczniów. Następnym razem chyba po prostu nie wytrzyma, skończy się to szlabanem i tyle. Zakrzyknęła z góry -Dla niewtajemniczonych, dwa okrążenia i pełny przelot przez środkową obręcz!- [przypominam kto jeszcze nie leciał: Ambroge Friday... i chyba tylko on z tego co widzę. Zaraz mu na PW wyślę przypomnienie bo blokuje wszystko]
Zadowolony że jemu się bardziej upiekło niż Quietowi ruszył zrobić wymagane dwa okrążenia i przelot. Wzbił się wysoko w powietrze i wciągnął je głęboko w płuca. Pozwolił, by lodowaty wiatr smagał go po policzkach, rozkoszując się lotem. Nie był doskonałym lotnikiem. Był ledwie dobry. Jednakże nie przejmował się tym zbytnio, ponieważ i tak nie zamierzał nigdy być w drużynie Quidditcha. Jemu wystarczył spokojny lot, obserwowanie wszystko z góry, wiatr i uczucie wolności. Pochylił się do przodu na miotle i przyspieszył, pozwalając by wiatr ułożył mu włosy. Może i nie latał na miotle najlepiej na świecie, ale wyglądał na niej dobrze i zdawał sobie z tego sprawę. Łechtało to jego próżność, z której istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy.
Młodzieniec uśmiechnął się z rozbawieniem na słowa Madame Grimm i pokręcił nieznacznie głową, gdy ta nieomylnie przekręciła jego nazwisko. Doprawdy tak tragiczna wymowa, tak przyjemnie brzmiącego nazwiska była wielką zbrodnią. Toć to powinno się wymawiać z dużą dozą słodyczy i miękkości. Nadanie mu swoistej melodyjności. Szkoda, że nie miał sił na tłumaczenie tego, kobiecie w okresie przed-menopauzalnym, która aktualnie się na nim wyżywała tylko dlatego, że miał czelność się odezwać do Perfekt kruczków. Potarł ze znużeniem grzbiet swojego nosa i wyłapując wzrokiem Bell, uśmiechnął się do niej z szelmowskim uśmiechem. - Rodwick, czy ja Cię podrywam? Spójrz tylko! Miłość ma tak wielka, że straciłem dla Ciebie punkty. Niechaj tylko spadnę z miotły i połamię swe wszystkie kości za mą karę. Amen! - zironizował lecz nie do dziewczęcia a do ów blondwłosej kobiety i skrzywił się nieznacznie. Dlaczego profesorem Quiditicha nie mógł zostać normalny facet?! Żeby pozwalać babie na miotłę zasiadać i dawać jej jeszcze gwizdek do ręki! Westchnął cierpiętniczo i przechylając się swawolnie na prawą stronę - ponownie zanurkował głową w dół i jedynie nudząc się jak wszyscy diabli, okrążył te boisko stylem jak najbardziej frywolnym czyli nieokrzesanym i powracając na swe miejsce, zasalutował dwoma palcami pani oficer Grimm i naraz słysząc jej komentarz o nieotwieraniu buzi (buzi!) wybuchnął niepohamowanym, radosnym i głośnym śmiechem. - Madame Grimm, ja zawsze mam coś ważnego do powiedzenia. - odpowiedział jej życzliwie i odleciał na swojej miotle do kolejnej krukońskiej dziewuchy by ją podręczyć. Anielica, anielica gdzież ona jest? W końcu De Angelo również miała drastyczny styl latania. A co! A nuż znajdzie na dzisiejszej lekcji jakąś pokrewną duszę do urozmaicenia zajęć?
Diana na szczęście potrafiła też obdarzyć ignorancją takich lalusiów, jak właśnie Quietus. Popatrzyła tylko na niego i słodkim, spokojnym, udawanym głosem powiedziała - A więc kochany powiesz mi wszystko w gabinecie po lekcjach.. tak? No to super- Teraz musiała jednak zająć się lekcją, (powiedzmy że A. Friday dopisze swój post... nie chce mi się już dłużej czekać) więc podleciała najpierw do b]Victorique[/b] i powiedziała - Średnio ci idzie latanie. Jeżeli masz problem z równowagą, spróbuj przenieść ciężar ciała w trzy punkty. W tedy powinno ci się nieco lepiej latać- Potem popatrzyła z góry na uczniów, dosłownie z góry, bo była wysoko w powietrzu. Spojrzała każdemu na twarz, jednak nie przypomniała sobie aby ktoś z nich poleciał słabo. Zleciała więc niżej, centralnie na środek boiska. Wyciągnęła różdżkę i zawołała -Accio kukły- Kukły zjawiły się niemal natychmiast, ciała były zrobione z wypchanych małymi kamyczkami worków, głowy to dynie. Siedziały na miotłach -Wingardium Leviosa- wypowiedziała następne zaklęcie, unosząc kukły i ustawiając je w odstępach na całym boisku. Jedne były niżej, drugie wyżej, spojrzała na uczniów i powiedziała - Te kukły pełnią rolę graczy Quiddicha. Waszym zadaniem jest ominąć je, oczywiście będę nimi poruszać dla utrudnienia. Następnie gdy dotrzecie do ostatnich trzech kukieł ustawionych obok siebie, macie się rozpędzić i staranować je. Jeżeli dla kogoś te zadanie jest... zbyt "trudne" to może usiąść na trybunach- Kukły ustawione były po dwie, trzy pary a Grimm cały czas utrzymywała je w powietrzu. W sumie było ich piętnaście. Tak jak mówiła, kukły co jakiś czasu przesuwały się gwałtownie w losową stronę.
//Uwaga pojawiają się kostki. Rezultat przelotu zależy od wyniku, losujecie jedną kością 1 LUB 2- Z początku szło ci dobrze, jednak miałeś już mijać piątą kukłę, gdy ta niespodziewanie skoczyła w twoją stronę i popchnęła cię mocno na bok. O mało co nie spadłeś, jednak uderzenie zdawało się być bardzo mocne. Ruszyłeś dalej ale staranowanie kukieł wyszło ci kiepsko, tylko lekko się przesunęły pod wpływem uderzenia. Pani Grimm patrzy na ciebie i zapisuje coś w notesie. 3 lub 4- Czułeś że podołasz temu wyzwaniu, przemijałeś kukły z pełną gracją. Jednak przy przedostatnich kukłach, między dwoma ludzikami pojawił się odstęp. Chciałeś między tą dziurą przelecieć, udało by się, jednak nagle kukły ponownie zbliżyły się do siebie. Zakleszczyły koniec miotły między sobą, poczułeś że zaraz spadniesz. O dziwo utrzymałeś się, więc lecisz dalej. Staranowałeś kukły, jednak nie było to zbyt mocne. Tylko jeden ludzik odleciał gdzieś daleko, prawie rozwalając sobie głowę. Pani Grimm patrzy na ciebie i zapisuje coś w notesie. 5 lub 6- Na to zadanie od razu ogarnęło cię podekscytowanie, wiedziałeś że to potrafisz! I ta też było, ominąłeś kukły bez kłopotów, wiatr dmuchał ale ty i tak staranowałeś kukły. Uderzenie było duże, więc wszystkie trzy odleciały na sporą odległość. Pani Grimm patrzy na ciebie zapisuje coś w notesie, wyraźnie zadowolona. //Pierwszy raz stosuje kości, więc mam nadzieję że napisałam dobrze. W razie pomyłek napiszcie mi na PW