Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Najwyraźniej tak. Serio, to dziwne, że wszystkie mało uczęszczane miejscówki są ostatnio tak bardzo rozchwytywane. A cholera jasna no, te nieco bardziej przezywają prawdziwe oblężenie. Dla przykładu, jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał, by w zamku istniało coś takiego jak Herbaciany Raj. A tu proszę, podczas ostatniej wycieczki, jeszcze przed wakacjami, dosłownie nie dało się tam wejść. Nie wiem, chyba będzie musiał ten Piątek poszukać jakiegoś pokoju zyczeń, czy coś. Może wtedy sobie poradzi jakoś z samotnością w zamku? Cholera, no. A potem się taki jeden z drugim dziwią, że Friday w szkole jest praktycznie duchem. No i że w Hogsmaede też go nie idzie doświadczyć. Jak się żąda spokoju, to tak jest. Szuka się tych mniej uczęszczanych miejsc, mniej wydeptanych dróg i szlaków, zamiast ciągle poruszać się po gościńcach. Szczęśliwie tutaj nie było aż tak dużo osób. Jedna blondynka, w dodatku ze znajomym ryjkiem, toteż.. no. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Prawda. - Czyli jednak się nie znamy. – rzucił lekko, z pełnym dobrego humoru, ironii oraz swoistych dwuznaczności, uśmiechem. Niemniej szybko zapomniał o tamtej uwadze – nie chciał jej po prostu tłumaczyć sensu swojej logiki – i także się przedstawił. – Ambroge. Po prostu Ambroge. – zapomniał na ten moment o wszystkich Fridayach, Piątkach i innych. Niech wie, jak się nazywa, choć pewnie już o nim słyszała. Albo i nie, co byłoby mu nawet na rękę. - Ej.. ja Cię pamiętam! Tak! – rzucił nagle, przyglądając się dziewczynie i instrumentowi. Akustyk. Trochę roztrojony, z tego co mu się wydawało, ale co on tam wiedział. W końcu był tylko malarzem, a instrumentów tak bardzo nie ogarniał. No, może harmonijkę, gitarę i bardzo słabo fortepian. Niemniej. Tak mu się wydawało. Szybko jednak przeniósł wzrok na dziewczynę. Tak to już było. Ludzie którzy zrobili coś wielkiego dla nas, raczej są zapamiętywani. Czy zapisała się zatem w jego pamięci tym, że przelizała się ze Scarlett? Oczywiście, że nie, bo na bogów nawet nie wiedział kim była tamta Azjatka. Widział ją pierwszy i zapewne na długo, ostatni raz. Co by jednak nie było, patrzył na nią, machając palcem i zastanawiając się, czym sobie zasłużyła. W końcu wreszcie sobie przypomniał! – NO TAK! – rzucił nagle, przyjmując raczej niezbyt przyjazny i dociekliwy wyraz twarzy. – Zjarałaś moje zielsko! Tak! Pamiętam! NA TEJ IMPREZIE, PODCZAS WAKACJI! TAK! DAŁEM CI MOJEGO DOBREGO BLANTA A TY NIE WIEM, CO Z NIM ZROBIŁAŚ. I pewnie jeszcze spaliłaś go za szybko! Na pewno! – krzyczał, starając się jednak nie unosząc za bardzo głosu. Ostatecznie żadne z nich nie chciało chyba nalotu szanownych prefektów. No, a zjebać ją musiał. – I pewnie jeszcze wypaliłaś je za szybko, pomijając to wszystko, co działo się z twoim ciałem… Ech.. dzieciaki.. niczym się nie podzielą. Wszystko muszą zagarniać… - rzekł ostatecznie zrezygnowany, łapiąc w dłoń harmonijkę. Zagrał na niej strzępek jakieś melodii. Widocznie rozpromienił go ten fakt. Przypomniał sobie, to dobrze. Pamiętał co było dalej! Ta dziwna satysfakcja i pozytywne uczucia, przeniosły się na Carrie. – Zamierzasz mi to mam nadzieję jakoś wynagrodzić?
Najwyraźniej dużo uczniów pragnie spokoju. Każdy szuka sobie miejscówki, samotnej i cichej. Ale po co to ? Jak i tak potem ktoś się tam wpierdoli w butach. Herbaciany raj ? No cóż nadal są ludzie którzy nie wiedzą o jego istnieniu. Jedna z tych osób siedziała sobie właśnie obok Friday'a, a nie przepraszam, obok Ambroge'go. Tak z innej beczki to bardzo niespotykanie imię, a wręcz zapomniane. No cóż, najwyraźniej jeszcze wiele niespodzianek czekają ją w tym życiu. Bardzo wiele, pewnie. Wracając do samotności w zamku, w sumie to nawet nie można się dziwić że nie ma tutaj miejsca gdzie ktoś może posiedzieć sobie sam. Nie dość ze było ich już tutaj wielu, to przyjechali jeszcze uczniowie z Salem i już w ogóle zrobił się cholerny tłok. Oczywiście nie miała nic do przyjezdnych, ale jednak. Tłok to tłok, a człowiek czasem chce posiedzieć sobie sam. Proszę, pan Ambroge sobie przypomniał że ją zna. W sumie z taką opinią społeczną, to nawet nie zdziwiłaby się ze gdyby jej nie pamiętał, albo pomieszał jej imię. Tyle pięknych dziewczyn tutaj, a krukon musiał mieć każda. Może nie musiał, źle to ujęła. Ale wszyscy wiedzą i znają go z opowieści o swoich romansach. Bo kto go nie kojarzył ? Casanowa numer jeden w całym Hogwarcie. Powinien się już w pisać w jakieś rekordy Guinnessa. Akustyk rozstrojony ? Możliwe, jakoś nigdy nie zwracała na to uwagi. Nie była profesjonalistką, bardziej amatorką. Przelizała się z Azjatką ? Ależ skąd, to było tylko palenie po studencku! Ale ok, można to pomylić z przelizaniem się. Ale dla niej to dwie różne rzeczy. Ciągle miała wzrok wbity w jego palec, którym tak machał. Zmarszczyła tylko nos i spojrzała się na niego z pod byka gdy zaczęła tak na nią "krzyczeć". Po jego wielkim wysiłku, obdarzyła go znudzonym wzrokiem. -Widzę że za dużo z tej imprezy nie pamiętasz.- Pokręciła głową. - Chciałam Ci go oddać, ale byłeś za bardzo zajęty swoją nową koleżanką i jakoś straciłeś zainteresowanie swoim blantem. To już nie moja wina.- Puściła do niego oko i spojrzała na sufit. Zachowała nawet spokój, chociaż tak szczerze to nie zrobił na nią wrażenia tym krzykiem. Przecież nie będzie się teraz kulić i przepraszać. Gdyby tak bardzo nie zajął się swoją koleżanką, to zobaczył by że nawet dwa razy próbowała mu oddać tego blanta. Ale niestety, to już nie jej wina. I nei ma zamiaru przepraszać. -Przepraszam, ale co się działo z moim ciałem ?-. Teraz to warknęła i to na prawdę warknęła na niego. A w jej oczach pojawiły się iskierki gniewu. Wynagrodzić ? Co mógł przez to rozumieć, hmm.. Może to co każdy facet ? Tak pewnie tak. Zbliżyła się do jego twarzy, uśmiechnęła się słodko i wyszeptała przesłodko. -Nie będę Ci wynagradzać swojej nie uwagi. -. Po czym odsunęła się od niego i pojechała odłożyć gitarę na miejsce. Wynagrodzić ?! Phi, też mi coś. Ma wynagradzać mu jego pieprzoną nie uwagę ? NIGDY.
Klasa muzyki zawsze stała pusta. Już dawno nikt nie przychodził na zajęcia do niej. Był to kolejny punkt na liście w Hogwarcie, dawno zapomniany przez uczniów, jak i nauczycieli tej szkoły. Niegdyś często odwiedzany, teraz świecił pustkami, nie licząc starych gratów, na których kurz osadzał się latami oraz starego pianina zapomnianego nawet przez samego właściciela. Właśnie dlatego Ria postanowiła udać się w to miejsce. Mogła tutaj liczyć na chwilę prywatności i spokoju, którego od dłuższego czasu jej brakowało. Jak i poczekać w ciszy na Des. Klasa owiana była ciemnością, gdy dziewczyna otworzyła jej drzwi, wyjęła więc swoją różdżkę wypowiadając ciche Lumos, a z przedmiotu wystrzeliły jasne ikry, by po chwili rozświetlić pomieszczenie. Panowała tutaj całkowita cisza, wręcz grobowa przerywana stukotem jej kroków. Ślizgonka podeszła do pianina otwierając jego klapę. Przejechała mlecznobiałymi palcami po klawiszach, co spowodowało, że instrument wydał z siebie dźwięk. Wzięła głęboki wdech, i jakby z lekką niepewnością po raz kolejny jej palce styknęły się z czarnymi i białymi klockami. Pojedyncze dźwięki zaczęły układać się w swego rodzaju utwór, choć jak dotąd nikomu poza nią nie znany. Carstairs grała to co podpowiadało jej serce, jedne dźwięki były delikatne, jak skrzydła najpiękniejszego motyle, inne zaś mroczne i ciężkie, jak największy grzech zatrważający naszą duszę. Nie chciała jednak aby melodia była właśnie taka. Postanowiła, w oczekiwaniu na przyjaciółkę, zagrać coś przyjemniejszego choć w dalszym ciągu z nutką smutku. Tylko jeden utwór przychodził jej do głowy. Spięła swoje włosy do tyłu gumką i zaczęła grać melodię. Zapominając o całym świecie poszczególne nuty ją wchłonęły. Już tak dawno nie grała na tym instrumencie, że uśmiech sam wypłynął na jej usta.
W czasie ferii, jak i po nich Destiny była nieco nieobecna. Miała swoje ciche dni i nie widywała się właściwie z nikim. Najbardziej żałowała, że nie rozmawiała z Oriane. Właśnie szła na spotkanie z nią w pokoju muzycznym. Zdaje się, że nigdy tam nie była. Nie była przywiązana do muzyki. Potrafiła coś zagrać na pianinie, ale to nic wielkiego. Zawsze większą wagę miały dla niej sporty. Melodię dobiegającą z pokoju, było już słychać na korytarzu. Postanowiła po cichu wejść do pomieszczenia, nie rozpraszając osoby tam się znajdującej. Domyśliła się, że to Oriane. W pokoju była o wiele ciemniej, niż na zewnątrz. Minęła chwila, zanim oczy Sharewood przystosowały się do oświetlenia. Usiadła obok przyjaciółki i wsłuchiwała w grany przez nią utwór. -Rzadko słucham jak grasz- zasmuciła się. Uwielbiała przyglądać się z boku osobom, które oddawały się swojej pasji.
Słyszała jak jej przyjaciółka wchodzi do pomieszczenia. Nawet fakt, że usiadła obok niej nie spowodował iż miałaby przerwać grę. Postanowiła dokończyć melodię. Słowa Des jedynie ją w tym utwierdziły. Faktycznie, nie słuchała jej często ale też nie często Oriane grała na tym instrumencie. Ostatnio praktycznie w ogóle. A przecież tak to kochała. Wraz z wybrzmieniem ostatniej nuty zamknęła fortepian i spojrzała na Des. Wyglądała jakoś inaczej. Tak spokojnie. Jednak nie przejęła się tym specjalnie. Była już późna godzina i możliwe, że zmęczenie całym dniem dawało o sobie znać. Ona również była zmęczona jednak miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Chciała się jeszcze dziś spotkać z Lucasem. W końcu musieli ze sobą o czymś porozmawiać. - Bo rzadko gram, a jak już to robię to w samotności. Boję się krytycznych uwag na temat mojej gry. - wzruszyła ramionami. - Co się stało Des? Czemu przez ostatnie dni byłaś taka zamknięta w sobie? Wiesz doskonale, że mi możesz wszystko powiedzieć. - ujęła jej dłoń w swoje. Chciała tym gestem dodać jej otuchy jak i zapewnić, że nadal jest dla niej ważna. To nie zmieni się nigdy, tego była pewna. Przecież traktowała ją jak siostrę. Jedną już straciła, nie chciała aby i druga ją zostawiła. serce z pewnością by jej wtedy pękło.
Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć. Przecież nic się nie działo. Żadnych problemów, ani kłopotów. Po prostu nie miała ochoty z nikim rozmawiać. To nie tak, że strzeliła focha na cały świat i nikt nie był godzien rozmawiać z księżniczką. Potrzebowała czasu, chwili wytchnienia. Przemyślała parę spraw i była gotowa powrócić do normalnego życia. Przynajmniej taką miała nadzieję. - Ciche dni...- spuściła wzrok i powiedziała niemal niesłyszalnym głosem.- Wiesz... Zdarzają mi się od czasu do czasu.- Wtuliła się w Oriane i zaczęła płakać. Tak po prostu, bez powodu. Szybko się odkleiła i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. - Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, Ori.- zaczęła-Ostatnio prawie w ogóle nie wychodzę z dormitorium, z nikim się nie spotykam, ani nie wymieniam listów. Nie mam żadnych problemów, nic z tych rzeczy. Wiesz, zazwyczaj mam na wszystko wylane i jakoś się żyje, a teraz? Już sama nie wiem co mam ze sobą zrobić. Na nic nie mam ochoty, najchętniej leżałabym w łóżku i spała- powiedziała jak najszybciej. Już dawno tak nie płakała. Otarła oczy z łez, ponownie usiadła obok przyjaciółki i spojrzała na nią błagającym o pomoc wzrokiem.
Nie spodziewała się takiej reakcji po niej. Owszem, Des płakała czasem przy niej ale przeważnie wiedziała co jest tego powodem. Tutaj nie wiedziała nic. Zmartwiło ją to bardzo. Przytuliła ją mocno do siebie, jakby jej ręce miały ochronić przyjaciółkę przed złem całego świata. Nawet na chwilkę nie chciała jej wypuścić. Bała się, że jak to zrobi całe zło skupi się na niej, co było wręcz absurdalne. Przecież takie rzeczy nie mogłyby mieć miejsca. Jednak nie trwało to długo. Po chwili Destiny chodziła cała roztrzęsiona po pomieszczeniu. Oriane tylko biegała wzrokiem za każdym jej ruchem. Chciała mieć ją cały czas na oku w razie jakby miało coś się stać. Słuchała każdego jej słowa analizując je od razu. Miała nadzieję, że znajdzie w nich rozwiązanie całego stanu rzeczy lecz jedyne na co trafiła to mur mówiący Koniec drogi. Już chciała coś powiedzieć i wstać do niej, gdy przyjaciółka w tym momencie usiała obok niej. Z czułością położyła dłoń na jej chcąc dodać jej otuchy, a drugą otarła pozostałości po łzach. Uśmiechając się najczulej jak mogła zaczęła mówić. - Nie zostawię Cię z tym samej razem znajdziemy rozwiązanie tego sta... - przerwała, a jej oczy zrobiły się większe. Czyżby Des... Nie! To było niemożliwe. A może jednak? - Na feriach widziałaś się z Joshuą. Wiem, że czujesz coś do niego. Nie dziwię się tobie i naprawdę się z tego cieszę. Może to jest powodem twojego stanu. Zakochałaś się, a podejrzewam, że od ferii go nie widziałaś więc bardzo prawdopodobnym jest, że tęsknisz za nim. Brałaś tą możliwość pod uwagę? - używając bardzo miękkiego głosu spytała się jej. Nie chciała aby znów musiała płakać.
Po słowach przyjaciółki spoważniała. Nie. Nie wyobrażała sobie, że Oriane mogła wpaść na tak niedorzeczny pomysł. Destiny przez myśl nie przeszło, że mogłaby czuć coś więcej do Joshuy. Są przyjaciółmi, jeśli tak to można nazwać. Ona sama nie wie na jakim etapie znajduje się ich relacja. Spotkali się na peronie, byli razem na balu, porozmawiali na feriach i tyle. Historia skończona. - Mistaen? To tylko znajomy. Tak naprawdę spotkaliśmy się kilka razy. Poza tym wiesz jakie mam podejście do tego typu spraw.- Związki nie były w jej stylu. Nie potrafiła się ograniczać tylko do jednej osoby i szybko się nudziła, więc jaki miałoby to sens? -Jedna historia miłosna mi wystarczy. Więcej nie potrzebuję.- uśmiechnęła się.- Dość o mnie! Co u ciebie? Jak się trzymasz? I co z Lucasem?- zasypała przyjaciółkę pytaniami. Wiedziała, że coś się dzieje pomiędzy nią i chłopakiem... Znowu.
Doskonale to wiedziała. I faktycznie, musiała przyznać, że był to głupi pomysł. Jednak Ria należała do osób które najpierw mówiły, a dopiero później myślały w momencie, gdy za wszelką cenę chciała komuś pomóc. A Des była dla niej priorytetem, osobą najważniejszą. Dla niej była w stanie zostawić każdą sprawę. W końcu siostry nie zostawia się w potrzebie, prawda? - Wybacz. Zdecydowanie był to głupi pomysł ale była to pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy. Choć z drugiej strony... wydaje się on naprawdę sympatyczny. I chyba nawet jest w twoim typie, nie uważasz? - czy ona właśnie próbowała przekonać swoją przyjaciółkę do związków? Jeśli tak to musiała postarać się bardziej. Destiny nie była głupia i z pewnością domyśliła się co planuje Ria. a może i nie... Seria pytań od przyjaciółki nie zaskoczyła Oriany. Spodziewała się tego od momentu w którym wyciągnęła pergamin aby napisać do niej list. Było tego tak wiele, że nie wiedziała od czego zacząć ani co powiedzieć. Przez parę sekund wpatrywała się w nią z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Szybko jednak się ogarnęła i uśmiechnęła do niej. - Zacznijmy zatem od pierwszego pytania. U mnie trochę się zmieniło ale mniej więcej wiesz co i jak. - mówiąc to spojrzała na nią w charakterystyczny sposób mówiący wiesz o czym mówię. - Więc przejdźmy do drugiego pytania... A pieprzyć to. Opowiem Ci wszystko. Więc, jestem z Lucasem. Na feriach dostałam od niego list i spotkaliśmy się przy gorących źródłach. Nie wiem czy to za sprawą gorąca ale o mało co nie przespałam się zanim. Choć przespanie się nie jest odpowiednim słowem jak na miejsce gdzie do tego doszło. Przerwał nam nauczycie. A szkoda, bo mogło być ciekawie. Później, po powrocie do zamku, odwiedziłam go w skrzydle szpitalnym i wtedy zaczęliśmy spotykać się na poważnie. W między czasie dowiedziałam się, że Vittoria z którą korespondowałam to Titi. Ta sama która kręciła z Lucasem i miała z nami pokój na feriach. Teraz mnie nienawidzi. - powiedziała to wszystko na jednym wydechu. Oczywiście nie było to wszystko, jednak te informacje uważała za najważniejsze i według niej znajdowały się na samej górze listy rzeczy które chciała powiedzieć Des. - Wiesz, na początku nie wiedziałam czy go kocham. Myślałam, że jest to tylko przywiązanie ale rozmowa z Maxem uświadomiła mi, że wcale tak nie jest. Kocham go i mam zamiar mu to powiedzieć. Dziś. - zakończyła swoją wypowiedź patrząc na nią iskrzącymi się od emocji oczami.
Znalazła to miejsce parę dni temu. Całkowicie przypadkiem. Od jakiegoś czasu snuła się po korytarzach bez celu. Odkąd wróciła z Londynu nie mogła sobie nigdzie znaleźć miejsca. Nie sprawiało jej już satysfakcji ani siedzenie w bibliotece, ani bawienie się nowymi eliksirami, a tym bardziej przebywanie w gronie znajomych. Po prostu nie mogła się od kilku dni pozbierać. Ciągle w głowie chodziła jej jedna myśl. Kilka zdań wypowiedzianych przez gryfona, który odwrócił jej świat do góry nogami. Jak to jest możliwe? W przeciągu kilku tygodni zostać dwukrotnie zdradzoną przez facetów, na których przecież jej kompletnie nie zależało – tak to sobie wmawiała. Prawda była jednak inna. W pierwszym wypadku czuła się jak przegrana, w drugim... Jak szmata. I to sprawiło, że odcięła się od ludzi w poszukiwaniu spokoju. Podczas jednych ze swoich wypraw po zamku zajrzała właśnie tutaj. Do starego pokoju, który nie wydawał się niczym zachęcać. Odrapane ściany, połamane krzesła. Jego centrum stanowił fortepian. I to właśnie dlatego zdecydowała się tu wejść. Po naciśnięciu kilku klawiszy zorientowała się, że jest rozstrojony. Kilka godzin zajęło jej doprowadzenie instrumentu do takiego stanu, by dało się na nim zagrać nie strasząc wszystkim pobliskich kotów. Usiadła przy klawiszach wciskając je leniwie. W pewnym momencie przymknęła oczy dając się ponieść melodii. O tym nie wiedział nikt. Nikt nie miał pojęcia, że dziewczyna potrafiła grać. Nawet ojczym, który tak usilnie zmuszał ją niegdyś do lekcji żeby „wyszła na ludzi”. Przy nim udawała, że jest kompletnym, muzycznym beztalenciem. Będąc sama dużo ćwiczyła. I lubiła to robić. Pozwalało jej się odprężyć, wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli. - If I could do it all over, baby I'd do it different Maybe I wouldn't be here, in this position I found you then I lost you, looking back is torture And it hurts to know I let you go, you live right around the corner And I could've had it all, could've had it all - Nie wiem czemu wybrała akurat tą piosenkę. Ale jej słowa... „Jeśli mogłabym zrobić wszystko od nowa zrobiłabym to inaczej”, „Znalazłam cię, potem cię straciłam, patrzenie wstecz to tortura”, „I mogłam mieć to wszystko”. Śpiewała dość głośno wiedząc, że tu jej nikt nie usłyszy. Chroniła się tutaj przed całym światem wyrzucając z siebie wszystko, co leżało jej na sercu. - True love, If I could get it back, I'd never let it go this time...
Dziewczyna planowała to od dłuższego czasu i nie miała zamiaru się wycofać z tego wszystkiego. Kiedy udało jej się odnaleźć Vittorię wyciągnęła pergamin z kieszeni i wysłała sowę, z którą chodziła po szkole od kilku godzin. Obgadała z nim wszystko co trzeba. Skoro odrzucił jej serce, to musi spełnić jej jedno życzenie, jeżeli nie chce, żeby się powiesiła ze smutku. Widać było, że mu się nie podobał ten pomysł. Jednak widząc śliczne kocie oczka nie mógł jej odmówić. Teraz wystarczyło, że chłopak pojawi się w odpowiednim momencie. Gryffonka weszła do pomieszczenia wręcz na palcach. - Jeśli mogłabym zrobić wszystko od nowa zrobiłabym to inaczej – wydukała posyłając swojej przyjaciółce szeroki uśmiech – szukałam cię – dodała po chwili i podeszła do niej i fortepianu. Nacisnęła przypadkowy klawisz. - Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym… ale chyba ty masz większe problemy, co? – zapytała nie przestając się uśmiechać.
- If I could get it back, yeah. I'd never let it go this time... - Nie słyszała, że ktoś wchodzi. Była zbyt mocno skupiona na piosence. Miała zamknięte oczy, a mimo to trafiała bezbłędnie w każdy klawisz. Zagrała kilka ostatnich dźwięków i westchnęła cicho. Wtedy usłyszała głos Lilith. Podskoczyła jak oparzona odwracając się natychmiast w jej stronę i naciskając bezwiednie kilka klawiszy łokciem. - Wystraszyłaś mnie – Szepnęła wzdychając cicho. Jeśli ktoś miał to słyszeć, to może dobrze, że Lilith. Widać było, że Amerykankę bardzo speszyło to nieoczekiwane spotkanie. Nawet się lekko zarumieniła z tego wszystkiego. Szukała jej? Ale po co. No tak. Od niej też się odcięła. Nie dała znaku życia od... Od „Lecę do Londynu, kryj mnie”. Po tym natomiast co działo się w Londynie miała jeszcze mniejszą ochotę na widzenie się z kimkolwiek. Chciała zostać sama. Ze swoimi myślami, ze swoimi problemami. Nie, stop. Ona nie miała problemów. To po prostu przejściowe humorki i tyle. - Nie... Nie mam problemów. Trochę mnie męczy to, co zrobiłam podczas mojego małego wypadu, ale to nie jest coś o czym warto rozmawiać. Poza tym jest w porządku. Nawet dałam się wrobić w mecz Quidditcha, tylko nie znam zasad. Będzie zabawnie – Monolog u Vittori? To jest kompletnie do niej nie podobne. Na jego końcu zaśmiała się cicho. Czarodziej, a nie zna zasad najbardziej popularnego sportu. Szkoda gadać. Tak to jest, jak się wychowuje wśród mugoli. Nie jeden ślizgon by ją za to wyklął w diabły.
Miał dosyć. Ta dziewczyna to istny demon. Pod tą słodką buźką i drobnym ciałkiem kryje się prawdziwa diablica. Nie dość, że zmusiła go do potwierdzenia swoich przypuszczeń w dosyć okrutny sposób, to jeszcze szantażowała go tymi dużymi smutnymi kocimi oczkami. Przeklęta dziewczyna. Wiedziała, że on ulegnie i zrobi wszystko o co będzie prosić. Ech… najgorzej. Znudzony Gryffon szedł leniwie przez korytarze trzymając w dłoni skrawek kartki. Czego ona od niego oczekiwała? Że co? Przyjdzie i będzie czekał na nią przed pokojem? Po cholerę miał się tak udać? Nic nie rozumiał. Nic nie miało teraz sensu. Jego myśli błądziły po różnych tematach cały czas zastanawiając się, co powie bratu. Że był z jego laleczką na randce? Czy cokolwiek to jest. Ale to ona na nim to wymusiła! On powinien to zrozumieć. Pan Harper zatrzymał się przed drzwiami i dopiero gdy usłyszał znajomy głos doznał szoku. Co ona tu robi? Dlaczego ona tu jest? Miał ją unikać całe życie, a teraz wpadł na nią tak po prostu? Nagle dostał olśnienia i spojrzał na kartkę, teraz do jego uszu dobiegł głos diabła. Oparł się plecami o ścianę nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Ta dziewczyna widocznie chciała by tutaj stał i przede wszystkim wszystko słyszał, nie domknęła za sobą drzwi…
Z ust dziewczyny nie schodził delikatny uśmiech. Jednak kiedy salemka się rozgadała spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Usiadła obok niej na stołku od fortepianu i wlepiła swój zamyślony wzrok w klawisze. - Martwię się o ciebie wiesz? – wydukała zerkając na nią kątem oka. Czyli z nią również było coś nie tak. To jeszcze bardziej zmotywowało ją do działania, a ona wyprostowała się i z nową motywacją i wielką determinacją odwróciła się do dziewczyny. - Nie uwierzysz co wczoraj zrobiłam! – skoro dziewczyna nie chciała o tym rozmawiać, to nie będzie jej do tego zmuszać. Możliwe, że było to dla niej ciężkie, a nie chciała stracić do niej zaufania. Nagle panna Nox zakłopotała się i odwróciła wzrok – Ale będziesz na mnie zła jak ci to powiem… – wyszeptała i przegryzła dolną wargę… - jednak muszę Ci to powiedzieć! – wręcz wykrzyczała w jej stronę. Wlepiła przerażone spojrzenie w jej twarz i wzięła głęboki oddech – Więc proszę po prostu wysłuchaj mnie do końca dobrze? – zapytała zerkając na nią spod byka.
Nie było się o co martwić. Vittoria to typ osoby, która zawsze sobie poradzi. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Dlatego tą ogromną potrzebę zwierzenia się miała tylko raz – przez Lucasa. Teraz znów dusiła wszystko w sobie mając nadzieję, że zginie w zarodku. Że żadne z tych uczuć, które próbowały nią zawładnąć nigdy nie ujrzy światła dziennego. - Nie martw. Rozmawiałaś już z Jayem? Wiesz... O tym, że się do mnie... No wiesz – Spytała spoglądając na gryfonkę. Z jednej strony była ciekawa, z drugiej chciała po prostu odwrócić od siebie jej uwagę. I chyba się to udało, bo tej nagle przypomniał się jakiś jej szalony wyczyn. Vittoria zaśmiała się pod nosem. - Nie uwierzę, ale mów – Powiedziała czekając, na jej kolejne słowa. Te ją zaskoczyły. Zamrugała kilka razy. Poprawiła sukienkę, którą miała na sobie i założyła nogę na nogę. W tym czasie zastanawiała się. - Nie rozumiem dlaczego miałabym być na ciebie zła? - Przekrzywiła twarz lekko w bok. Nie miała zielonego pojęcia co ta by mogła odwalić na tyle strasznego, by ruszyło to obecną Vittorię. Tą, która odcina się od wszystkiego.
Dziewczyna zmieniła temat i teraz to co miała zrobić gryffonka było najtrudniejsze. Z szerokim uśmiechem powiedziała wyciągając palec wskazujący w stronę nieba. Nie mam zielonego pojęcia co miała znaczyć ta gestykulacja, ale ją po prostu zrobiła. - Jasne, że rozmawiałam! – była zbyt wesoła, ale to może dlatego, co powiedziała później – I dowiedziałam się, że Edward nie miał z tym nic wspólnego, nie miał zielonego pojęcia o planie Jaya – kłamała. Chłopak wcale jej tego nie powiedział. Sama wysnuła takie wnioski. To było po prostu łatwiejsze. Na całe szczęście miała rację i może właśnie dlatego zabrzmiało to szczerze mimo iż sama nie była co do tego w stu procentach przekonana. Nie chciała kłamać, nawet jeżeli to było prawdą, ale nie wiedziała jak inaczej to zrobić. Musiała się upewnić, że dziewczyna będzie wiedziała to. - Wiesz... – zaczęła opuszczając głowę i wpatrując się w ziemię. Była bardzo zdenerwowana – byłam wczoraj w bibliotece i… – spojrzała na salemkę. Miała tylko nadzieję, że ta nie wyjdzie z tego pomieszczenia bez słowa, bo inaczej cały plan się rypnie. Było tyle niewiadomych, a mimo wszystko ryzykowała. Lilith wlepiła swoje spojrzenie w towarzyszkę i uważnie obserwowała jej spojrzenie i jej mimikę twarzy – wyznałam Edwardowi, że coś do niego czuję…
Gapiła się na nią jak na wariatkę, kiedy ta nagle zwróciła się w stronę nieba. A gdy ta powiedziała to, czego to się dowiedziała... Vittoria westchnęła i poklepała przyjaciółkę po głowie jak małe dziecko. - Kocham cię, wiesz? Ale jesteś strasznie naiwna słoneczko – Poinformowała ją. Od zawsze uważała, że Lilith dość szybko daje się nabierać. Bracia Harper byli w tym na tyle dobrzy, że nawet ona się początkowo nie zorientowała, że jej również dotyczył cały ich chytry plan. Pewnie Lilkę też w to zamieszali. Szczerość w jej głosie nie przekonała Vitki do tego, co mówiła. Raczej sprawiła, że ta jeszcze bardziej zagniewała się na tą dwójkę gryfonów. Musiała pogadać z Jayem. Przypilnować go żeby nie zrobił z jej przyjaciółki swojej zabawki. - Poza tym to nie ważne i... Czekaj, co zrobiłaś! - Kiedy ta poinformowała ją o jakimś swoim niby to uczuciu do Edwarda. W pierwszym momencie nie załapała, w następnym jakoś to do niej doszło ze zdwojoną siłą. Aż wstała. - Przecież ty... Myślałam, że ty żartowałaś z tym jedzeniem, że... Co? - Zamrugała zaskoczona. Nie mam pojęcia czemu zareagowała tak gwałtownie. Zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, ale zaraz się z powrotem odwróciła do gryfonki – Litka nie powinnaś. To nie jest dobry człowiek kochanie. Może jest przystojny, zabawny... Czasem nawet uroczy. Tylko, że to są wszystko pozory. Powinnaś się trzymać od niego z daleka. Od obu...
Widząc, że dziewczyna wstała, ona również to zrobiła i podeszła do niej z lekkim, aczkolwiek smutnym uśmiechem. Przewidziała, że tak to będzie wyglądać. Ależ ona jest naiwna… Jeżeli myślała, że taki słaby plan zadziała… Nie! To jeszcze nie koniec! Musi tylko teraz powiedzieć całą resztę i… powinno być dobrze. Przynajmniej taką miała nadzieję. - Odrzucił mnie – wydukała posyłając jej uśmiech. Że co zrobił? Bracia Harper nie rezygnują. Jak kobieta sama się podstawia to biorą ją i zaliczają. Tak też powinno być tym razem, przecież przy Titi też tak było. Czyżby od tego czasu coś się zmieniło - Vittorio – sam fakt, że Lilith zwróciła się do przyjaciółki pełną formą jej imienia pokazywał, że to co powie ma niesamowitą wagę dla niej. Nie są to byle jakie słowa wymyślone na poczekaniu – wydaje mi się, że dobrze znam się na ludziach. A przynajmniej intuicja pozwala mi zdecydować komu powinnam zaufać – wyszeptała i dopiero teraz podniosła wzrok na dziewczynę. Widać było, że się starała czegoś dokonać, ale czego? – kiedy rozmawiałam z Edem… – wzięła głęboki oddech – powiedział mi prosto z mostu, że kobiety są dla niego zabawką… nie obchodzą go moje uczucia… wspomniał też o tobie – wydukała i złapała ją za dłoń by mieć pewność, że ta nie wybiegnie z tego pomieszczenia by zatłuc chłopaka na miejscu – to co powiedział było straszne i okrutne, ale… – nagle jej mimika się zmieniła, a oczy zalśniły jakby miała zaraz płakać. Ten smutek, który w nich się pojawił był wielki – bałam się go do momentu, w którym spojrzałam w jego oczy – teraz była najtrudniejsza część. Mogła jej nawet nie uwierzyć, mogła ją wyśmiać, uznać, ze zmyśla… ale to wszystko mówiła prosto z serca – ja nigdy nie widziałam kogoś, kto tak cierpiał wypowiadając kilka słów… –ten smutek, rozpacz tak wielka samotność – pierwszy raz w życiu spoglądając w czyjeś oczy miałam ochotę się popłakać… ale nie ze strachu, a z bólu, który ścisnął me serce – panna Brockway powinna dobrze wiedzieć jaka dziewczyna była empatyczna. Bardzo dobrze wyczuwała uczucia ludzi i ona była tego świadoma. Nawet kiedy salemka była z Lucasem wyczuła z daleka jej strach i niepewność. Więc czy w tym momencie się mogła pomylić?
Chłopak z wielką uwagą słuchał każdego słowa, które wypowiadały w tej rozmowie. Słysząc jak dziewczyna zaczyna nawiązywać do zdarzenia z biblioteki miał ochotę tam wbiec i ją powstrzymać, ale… nie umiał się ruszyć z miejsca. W głębi serca wyczekiwał tego co dziewczyna ma do powiedzenia. Słuchał z uwagą każde jej słowo i szok, który ogarniał go z minuty na minutę powiększał się. Ona… wyczytała z niego to wszystko jak z otwartej książki, on sam nie był pewny tego wszystkiego, uważał, że wcale się tak nie czuje, okłamywał się przez cały czas, że nie jest z nim źle. Ale kiedy ta mała diablica nazwała wszystko po imieniu poczuł pustkę, z którą nie umiał się pogodzić. Zacisnął dłonie w pięści i wyprostował się. To spotkanie wcale nie miało przekonać Vittorii do niego, ono miało za zadanie sprawić, że on zrozumie wszystko co się w nim kłębi, a kiedy to zrobi… Musiał podjąć decyzję co zrobić dalej. Musiał się nad tym wszystkim zastanowić. Wszystko w nim zaczęło wariować, a on bez zawahania otworzył drzwi i zerknął na małą tym samym spojrzeniem. - Starczy Lilith – jego głos był jakby przybity, a on sam odwrócił po chwili wzrok. Nie był w stanie patrzeć na nie zbyt długo – ja… już rozumiem…
Słuchała jej z pełną uwaga. Im dłużej Lilith mówiła tym bardziej wierzyła w to, co mówi. Ta pewność gryfonki przerażała ją. Jak mogła być tak przekonana o tym, co mówi, skoro nie znała Edwarda? Dogadywała się z jego bratem, a przecież oni byli w gruncie rzeczy całkiem różni. Mim ot Lilith potrafiła idealnie opisać wszelką jego reakcję. A gdy mówiła o tym bólu Amerykanka przypomniała sobie to, co widziała w oczach Edwarda, kiedy mówił jej te najgorsze słowa. Najgorsze, jakie mógł powiedzieć. Nie była pewna swoich uczuć. Nie była pewna swoich myśli. Jednak Liltka była najważniejszą osobą w jej życiu i ufała dziewczynie. W stu procentach. Dlatego też uśmiechnęła się do niej delikatnie i już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle... Wszedł on. Wpatrywała się w Edwarda tak, jakby nie wierzyła, że tu jest. Był tam? Przez cały czas? Jak długo? Słyszał całą ich rozmowę. I to, co sam powiedział... Lilith to zaplanowała. Od początku do końca. I gdyby nie widok gryfona, a dokładnie stanu w jakim był, to by się wkurzyła i uznała to wszystko za kłamstwa. Jednak on był potwierdzeniem. - Litka, masz coś do zrobienia w innej części zamku, pamiętasz? - Spojrzała na przyjaciółkę kątem oka. Nie ruszyła się z miejsca.
Nie spodziewała się, że Edward pojawi się w pomieszczeniu. Myślała, że oddali się kiedy uzna, że to wszystko jest bezsensowne, albo zrozumie to co miała do przekazania. Okazało się, że udało jej się osiągnąć swój cel. Miała zamiar przeprosić przyjaciółkę, która na pewno się wkurzyła na nią, ale ta wygoniła ją bez żadnego powodu… chociaż powód miała dobry. Chciała ją przeprosić, chciała wszystko wytłumaczyć, ale nie było jej to dane. Spojrzała tylko niepewnie na Titi, a później na Eda po czym westchnęła głęboko. - Zostawiłam żelazko włączone, muszę znikać – zaśmiała się pod nosem chcąc rozluźnić trochę atmosferę, ale to chyba nie było możliwe… wymknęła się jak najszybciej pozostawiając ich samych sobie.
Kiedy gryffonka wyszła chłopak wziął głęboki oddech i zerknął przez ramię przyglądając się jak znika na korytarzu. Odwrócił wzrok i zamknął za sobą drzwi. Nie obdarzył salemki ani na chwilę spojrzenia. Widocznie ciekawsza była podłoga. - Ta mała to istna diablica – powiedział drapiąc się zakłopotany po szyi. Nie wiedział dlaczego tak bardzo starał się omijać tego tematu jak tylko się da – nie wierzę, że udało jej się mnie w to wszystko wrobić – potrzebował tego tak bardzo… nie był w stanie sam się do tego przyznać, a ona w dosyć pogmatwany sposób udowodniła mu czego tak naprawdę chce. W końcu chłopak odważył się i spojrzał na Vittorię niepewnym spojrzeniem. Nie udawał. Nie bawił się w zdobywanie jej czy okłamywanie na temat swoich emocji. Był z nią przez tą krótką chwilę szczery. - Ja… – z trudem mu to przychodziło. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Nigdy nie musiał… - przepraszam… – przepraszać. To była dla niego nowość, dlatego właśnie potrzebował, by ktoś go nakierował – powiedziałem to wszystko… bo wiedziałem, że chcesz się mnie pozbyć…
Gdy Lilith na jej prośbę wyszła westchnęła cicho. Jakby z pewnego rodzaju ulgi. Teraz pozostali już tylko we dwoje. Rozluźniła się trochę po czym zrobiła kilka kroków w stronę chłopaka. - Nic dziwnego. Martwiła się... - Ta myśl sprawiła, że Titi uśmiechnęła się sama do siebie delikatnie. Uparta gryfonka... Co za dziewczyna! Mimo wszystko dopięła swego. Doprowadziła do tego, że zamiast się unikać mieli okazję porozmawiać ze sobą. Oboje mieli być szczerzy. Przede wszystkim z samym sobą. Dlatego chciała być bliżej niego. Bo mimo to iż bardzo ją bolało wszystko, co zrobił i powiedział. To chciała być blisko niego. - Ja myślałam, że to ty chcesz... Że zależy Ci tylko na seksie. Że wykorzystujesz do tego Jaya – Była już przed nim samym. Spoglądała na niego z dołu nie mając odwagi go dotknąć. Chciała słuchać. Albo ciszy, albo tego co jeszcze ma jej do powiedzenia.
Chłopak wpatrywał się w nią uważnie i lustrował każdy jej krok i ruch. Zbliżała się do niego, a każdy jej krok sprawiał, że czuł ucisk w żołądku. Miał ochotę uciekać stąd jak najdalej. Jakie to niepodobne do niego, aż przeklął w myślach tą chęć ucieczki. - Masz rację… poprosiłem brata o pomoc – wydukał szczerze i zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, czy w jakikolwiek sposób zareagować dodał – ale nie prosiłem go, by udawał mnie… po prostu nie wiedziałem co mam z tobą zrobić… ze sobą zrobić – jego szczerość sięgała zenitu. Było to dla niego tak mało naturalne i tak niewygodne, że aż trudno mu było w to uwierzyć. Przez całe życie żyjąc w kłamstwie, to prawda staje się fałszem. W jego życiu tak było… trudno było się przestawić – gdyby cię zaciągnął do łóżka, to bym mu chyba łeb urwał… – zaśmiał się pod nosem. Teraz to rozumie, ale wcześniej było mu to obojętne. Odwrócił od niej wzrok i westchnął głęboko. Musiał to powiedzieć inaczej wszystkie starania małej gryffonki poszłyby na marne, a trzeba przyznać, że zaimponowała mu tą upartością i całym tym demonicznym planem. - Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji… pogubiłem się – wydukał i po chwili się wyprostował. Czuł jak cały ciężar, który go przygniatał powoli znika – nie chciałem tego kończyć… dobrze się z tobą bawiłem… Tak teraz jest tego świadomy. W głębi duszy był gotowy przeciągać w nieskończoność tą znajomość i odwodzić od końca jak najdłużej się dało. A kiedy on nastał… poczuł wielką pustkę i frustrację.
Wyglądał jak wystraszona owieczka, a ona czuła się wilkiem. Zdecydowanie nie podobał jej się podział ról. Gdy się kumplowali i było odwrotnie – wtedy było o wiele lepiej. Na prawdę dobrze czuła się w jego towarzystwie. Przyjemnie było się droczyć, przekomarzać. I mimo iż po tej całej akcji nie mogła się do tego otwarcie przyznać, to bardzo za nim tęskniła. Stojąc przed nim objęła się rękami i wpatrywała w Edwarda. - Oboje się pogubiliśmy. A ja wolę być twoim kumplem niż wrogiem – Wyszeptała widząc, że wszystko co mówi, jest prawdą. I najwyraźniej obojgu im ulżyło. Czuli się lepiej mając siebie obok. Dla niej przestało się już liczyć to, co zrobili ze sobą w Pokoju Życzeń. Przestało być ważne wszystko złe, co jej powiedział. Wszystko za sprawą tej diablicy Nox. Będzie musiała jej podziękować. Nagle jednak coś wpadło jej do głowy i Vittoria zarumieniła się odwracając twarz w bok. - Eee... Przepraszam, że Cię wrobiłam w ten seks... - Nie ma to jak przeprosić faceta, że się go zaciągnęło do łóżka! Szczególnie, że gdyby z tej sytuacji wyjąć wszystkie negatywne emocje, knowania i podejrzenia, to było naprawdę przyjemnie.
Słysząc jedno słowo: „Przepraszam”, chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Dlaczego ona przepraszała? Nie może tak być. Jeżeli mają wrócić do poprzedniej relacji, to nie może tak być. Bez wahania podszedł do niej jeszcze bliżej i złapał ją za podbródek. Uniósł go wyżej i na kilka sekund obdarzył ją tym pełnym uczucia spojrzeniem, by po chwili wrócić do tego, do którego się już przyzwyczaiła. - W takim razie mam nadzieję, że wracamy do codzienności – żadna kobieta nie przeprosiła go za seks… och panno Brockway oprócz tego, że jego dusza i serduszko się oczyściło, to jeszcze bardziej go interesujesz. Oczywiście, że ten idiota nie kapnął się o co naprawdę chodziło Lilith. On chyba jest ułomny jeżeli chodzi o głębsze uczucia niż pożądanie. Ale tyle dobrego, że chociaż wróciliście do swojej poprzedniej znajomości, a on wrócił przede wszystkim do bycia sobą i bycie… wilkiem. Osaczył ją spojrzeniem jakby miał zaraz ją pożreć. Coś mi się wydaje, że jego życie ulegnie wielkiej zmianie. - Wiesz… wisisz mi jeszcze kolacje – powiedział pewnym siebie tonem unosząc jedną brew.