Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Jej wzrok powędrował na odsłoniętą ranę Jane. Na szczęście wyglądała lepiej. Ropy ani krwi nie było widać. Co wcale nie oznaczało, że nie ma, czym się martwić. Co to, to nie. Teraz musi się do końca zasklepić i trzeba uważać, żeby nie pojawiły się żadne sińce. Westchnęła cicho z ulgą i potarła ramiona dłońmi. Widok roznegliżowanej przyjaciółki sprawił, że poczuła nieprzyjemne zimno. Na szczęście Jane szybko ubrała sweter. - Hmm... pomyślmy. Zagrała utwór od początku, potem kierując się instynktem. Zaznaczyła jakieś nuty na kartce Krukonki i zagrała jeszcze raz, poprawiając parę dźwięków. No, teraz było w miarę dobrze. Chodzi tu oczywiście o część, którą skomponowała Elliott. Reszta była bez zarzutu. - Co o tym sądzisz? Przechyliła głowę i spojrzała na dziewczynę, zbierając jakieś zagubione kosmki sprzed oczu. Był świetny. Elliott wie, co mówi i proszę się z nią nie kłócić, bo się pogniewa, o.
Jane słuchała tego, co grała Elliott. Bardzo jej się podobał, efekt końcowy pracy przyjaciółki. Była świetna. Jane aż się wstydziła, za swoje wypociny (czyt. Refren). - Super –powiedziała. Zagrała całą piosenkę od początku do końca, nucąc pod nosem. To było świetne. Uśmiechnęła się delikatnie. - Dziękuje. –szepnęła- Że przyszłaś. Potrzebuje Cię. Wtuliła się w ramię Elliott. Niesamowite, ile ona znaczyła, dla naszego malutkiego, rudego chochlika. Jak by to powiedziała Sigrid... Mały promyczek w ciemności, anioł stróż.. Boże, Jane już odbijało.
Nie miała się czego wstydzić, serio. Jej refren był najcudowniejszą częścią tej piosenki. I nie ma co się kłócić! Elliott i tak postawi na swoim. - Ja bym raczej powiedziała, że nieźle. - Uśmiechnęła się szeroko, słuchając efektu ich wspólnej pracy. - Zaśpiewaj mi ją, proszę. Spojrzała na Jane z nadzieją. Słyszała co prawda pojedyncze słowa, wychodzące z ust Krukonki, ale chciała usłyszeć jej głos w pełni sił. - Nie ma za co. Całą przyjemność po mojej stronie - zaśmiała się. - Przyjdę zawsze, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Przytuliła swojego rudzielca. - Jesteś moim płomykiem. Najjaśniejszym, jaki można sobie wyobrazić. - Mimo pewnej powagi sytuacji, zaśmiała się cicho.
Jane skinęła głową i powoli zaczęła grać melodie. I cicho zaczęła śpiewać. Słowa nie były aż tak ważne. Ale Jane pisała je, myśląc o swoim życiu. O tym, do czego dąży. Kim będzie za kilka lat. Jak potoczy się jej życie? Do czego zmierza? Ile bólu ją jeszcze czeka? Ile łez wyleje przez te kilka lat? Piosenka była prosto z serca i była całkiem niezła. Takie przynajmniej było zdanie Krukonki. Gdy skończyła grać, przeniosła wzrok na Elliott, oczekując jej reakcji.
//przepraszam, że tak krótko i bez tekstu piosenki ale uznałam, że skoro Jane sama ją skomponowała to nie powinnam pisać tekstu jakieś cudzej piosenki xD Tak, wiem. Jestem dziwna. Rozleniwiłam się :P//
Zamknęła oczy i zaczęła się kołysać się w rytm muzyki. Starała się o niczym nie myśleć, bo czuła, że inaczej kompletnie się rozklei. Poza tym... nie przywykła myśleć o przyszłości. Wolała nie myśleć, co może się stać za parę lat, miesięcy czy nawet dni. Z doświadczenia wiedziała, że to wcale nie wpływa pozytywnie na nastrój. Albo człowiek się rozkleja, albo traci resztki dobrego humoru. I tak źle, i tak niedobrze. - Przepięknie. - Zdołała tylko wydusić i uśmiechnęła się lekko do Jane.
Krukonka była innego zdania, ale z Elliott kłócić się nie zamierzała. Ona często myślała o przyszłości. O tym co ją czeka. Przecież to taki ciekawy temat rozmyślań, gdy w nocy nie można spać. Przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Co tam u ciebie? Wszystko w porządku? Masz jakieś wieści od Math? Pisałam do niej, ale nie odpisała. Nawet nie chce myśleć, że mogłoby się jej coś stać... – mówiła jak nakręcona, ledwo łapiąc oddech. No cóż, taka już była. Zamartwiała się o wszystkich. I denerwowała tym wszystkich. Taka już była. I taką ją kochali inni.
I bardzo dobrze, że nie zamierzała, bo Elliott się ostatnio bardzo bojowa zrobiła, ot co. Swojego zdania będzie bronić, nawet jeśli musiałaby potem płacić za nowy fortepian. No co? Czy tylko jej się czasami zdarzało podczas zirytowania walnąć głową w najbliższy, w miarę możliwości stabilny przedmiot? Otóż nie, więc proszę się na nią nie patrzeć, jak na wariatkę, dobra? - Wszystko w jak najlepszym porządku, moja droga. A Math widziałam raz w bibliotece bodajże. Wszystko z nią w porządku, a w każdym razie wtedy było. A co z tobą? - Spojrzała na Jane z wyraźną troską w oczach.
Zawsze uwielbiałam tą komnatę. wchodząc do niej odnowiłam zaklęcie tarczy....Nawyk ten wszedł już w mój krwiobieg. Straszne. Usiadłam przy fortepianie i rozpoczęłam grę. Zawsze lubiłam niebanalne melodie. Miałam nadzieję, że Elliott jednak przyjdzie. Przecież ta niedorzeczna sytuacja i mi cierniem w sercu była. Bolało mnie to diabelnie, nic jednak nie mogłam poradzić na swój temperament... Moja wielka wada i do tego Ridge, był zupełnym przeciwieństwem mojego kuzyna. Też homoseksualisty, a jednak zupełnie innego. Nie tak groteskowego. Palce mknęły po klawiszach... Czekałam...
//Inny czas rzecz jasna// Kiedy tylko przeczytała list od Sigrid, narzuciła na ramiona sweter i ruszyła do Pokoju Muzycznego nawet nie fatygując się, żeby odpisać. Niezawodny dotąd Pan Psycholog podpowiadał jej, że Krukonka już tam była. I oczywiście się nie myliła. Już z daleka słyszała melodię fortepianu. Zdziwiło ją trochę, że słyszy muzykę Linkin Parku, ale to ten pozytywny typ zaskoczenia. Kiedy już znalazła się w pokoju, oparła się o ramę drzwi i wpatrywała się w dziewczynę, a dokładniej w jej palce przesuwające się gładko po klawiszach. Nic nie mówiła, żeby przyjaciółka przypadkiem nie przerywała swojej gry.
Czułam, że weszła. Była jednak na tyle dyskretna, by nie przerwać mojej gry. Uśmiechnęłam się do siebie i gdy ostatnie dźwięki ujrzały światło dzienne odwróciłam się do gryfonki. - Cześć. Spojrzałam na jej pozę. Opierała się o framugę drzwi. Być może była tak samo niepewna jak ja. - Szkoda, że tak wtedy wyszło...
Spoglądała w stronę okna w dziwnym transie, który przerwał się dopiero, gdy muzyka ucichła. Natychmiast przeniosła wzrok na Sigrid i uśmiechnęła się do niej delikatnie. - Cześć - nie mogła wysilić się na jakieś oryginalniejsze powitanie. Nie umiała też powiedzieć tego jednego, prostego słówka "przepraszam". Nie umiała się tak łatwo przyznać do błędu. Już nie. Chociaż z drugiej strony... działo się tak tylko wtedy, kiedy naprawdę była winna. Podczas zabaw i przedziwnych scenek łatwo przechodziło jej to przez usta. Teraz nie. - Tak, szkoda. Ja... ja chciałam cię prze... cholera. Przeprosić chciałam - uśmiechnęła się głupkowato i spuściła głowę, żeby ukryć rumieńce. Oj tak, teraz to dopiero popełniła wtopę. W jej mniemaniu, oczywiście.
Teraz byłam naprawdę zdziwiona...Ell przepraszała, choć ciężko mi było te przeprosiny uznać. W końcu to nie ona zawiniła, dała się ponieść chwili. Cecha wrodzona gryfonów, uśmiechnęłam się dość blado. - Daj spokój Ell. Dobrze wiesz, że to nie ty powinnaś przepraszać. Mi samej nerwy puściły, chociaż muszę przyznać, że i tak się opanowałam. W końcu całą tą farsę zaczęłam ja z przejawami swojego idiotycznego wychowania. Miałam nadzieję, że nie będziemy drążyć tego tematu dalej. Jednak był dość drażliwy i poruszanie go mogło być niczym chodzenie po bardzo cieniutkiej warstwie lodu. Tylko czekać, aż wpadnie się po szyję do lodowatej wody... - Wiesz przynajmniej wróciłam do swoich dawnych fobii związanych z bezpieczeństwem i nie wychodzę poza sypialnię bez narzuconego na siebie zaklęcia tarczy. chciałam by zabrzmiało to dość zabawnie, ale również nie wyszło najlepiej... - Ech do wszystkich diabłów. To tylko jedna sytuacja i też powinnam cię przeprosić za swoje, dość wybuchowe jak na krukonkę zachowanie.
Właśnie chciała walnąć się porządnie o futrynę drzwi, która aż się o to prosiła, ale powstrzymały ją słowa Sigrid. Zatrzymała się z lekko ugiętymi rękami, opartymi o ramę z głupkowatym wyrazem twarzy. Coś przypominającego zdziwienie na poły z zażenowaniem. Postanowiła, że jednak odpuści tej nieszczęsnej framudze i porachuje się z nią innym razem. Za te wszystkie obolałe palce, w które uderzała się o owy element, ilekroć wchodziła do Pokoju Muzycznego. - Przyznam ci rację, żebyśmy się przez pół godziny nie przepraszały nawzajem - uśmiechnęła się do Krukonki. Za głupkowate wychowanie to akurat nie ona odpowiada, tylko jej zacna familia. Ale kit z tym. Było, minęło. O mało o tym nie zapomniała, więc jest git. Zresztą każdy kto znał ją dłużej niż pięć minut wiedział, że nie umie się gniewać na nikogo. - Hmm... to dobrze czy źle? Bo wiesz, o ile się nie mylę, to w Hogwarcie wszystkich zabójców masz po swojej stronie - mrugnęła do niej zawadiacko i zaśmiała się beztrosko. No to atmosfera rozluźniona, co nie? W każdym razie taką miała nadzieję. Wzruszyła z uśmiechem ramionami i po prostu podeszła do dziewczyny, po czym ją przytuliła. - O ludzie! Chyba znowu urosłaś. - Zadarła delikatnie głowę, żeby spojrzeć na Sigrid i wyszczerzyła się do niej.
Jane zaśmiała się. O ludzie, zaśmiała się! Kto by pomyślał? - Wszystko dobrze. Radzę sobie. Już wiem, że to nie przeze mnie, choć nadal trudno mi w to uwierzyć. W każdym razie, pewna rozmowa bardzo mi pomogła. Uśmiechnęła się nikle do przyjaciółki i znów zaczęła grać. Czuła się dziwnie. Miała wrażenie, że Elliott też musi z kimś porozmawiać, a Jane ciągle o sobie! Jak jakiś cholerny Narcyz! - Ell, wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim? Wiem, że dla ciebie też to było trudne, a ja ciągle tylko o sobie. Może ty też musisz... –chciała powiedzieć „się wyżalić” ale nie ugryzła się w język. Elliott nie należała do osób, które lubią się nad sobą użalać, to Jane wiedziała na pewno. Jeszcze by się obraziła, i co by to było? -... porozmawiać z kimś. Dokończyła, zadowolona z siebie, że udało jej się tak ładnie z tego wybrnąć.
//Wybacz, że dopiero teraz. Problemy rodzinne i nie miałam głowy do forum//
No, i bardzo dobrze, że się zaśmiała. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale ważny był efekt. Jej samej od razu zrobiło się cieplej w serduchu. Uśmiechnęła się szeroko do Jane. - W takim razie bardzo się cieszę. - Wiele dla niej znaczyła poprawa stanu przyjaciółki. Gdyby nie ona, to sama zatrzymałaby się w miejscu, oczekując na poprawę Krukonki. Ale teraz można ruszyć pełną parą do lepszego "jutra", które pewnie i tak nie nadejdzie, ale kto by się tym przejmował. - Oczywiście, że wiem. I wcale mi nie przeszkadza, że mówisz o sobie. Ja... chyba już się pogodziłam z tym, co zrobiłam. Znaczy... przyswoiłam to sobie i już jest lepiej. Widocznie było mi to pisane. - Bycie potworem... Tego już nie wypowiedziała na głos. Jane od razu zaczęłaby protestować i jeszcze by się pokłóciły albo jeszcze gorzej - musiałaby przyznać dziewczynie rację. Przejechała palcami po klawiszach fortepianu i zagrała jakąś krótką, ale za to żywiołową piosenkę. - Dziękuję za chęci - wyszczerzyła się do przyjaciółki. - Powiesz mi kto był owym uzdrowicielem, czy będę musiała strzelać?
Jane znała Elliott...hmm...Wystarczająco długo, by wiedzieć, co chodziło jej po głowie. Mimowolnie skrzywiła się. Jak ta urocza i kochana Gryfonka, jej najwspanialsza siostra, może w ogóle myśleć, że jest potworem? - Elliś, odkryłam ostatnio, że jestem medium. Przynajmniej w tedy, kiedy ty kończysz zdanie w połowie. Wiem, co chciałaś powiedzieć –Jane zbliżyła się do niej – Jesteś... dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Jak promyczek słońca w ciemnościach. I nawet nie mogę znieść, gdy ty sama, źle o sobie myślisz. Bo to bzdura i tyle. Ostatnie dni były ciężkie dla nas wszystkich. Ale musimy się po tym pozbierać. Sama widzisz, że już ze mną lepiej. Nie pozwolę na to, byś ty nadal myślała o sobie... źle, tylko dlatego, że się broniłaś. I nawet nie waż się ze mną kłócić, bo nie jestem dziś w nastroju. Mówiła powoli, stanowczym tonem, którego używała ostatnio coraz częściej. Miała nadzieję, że przynajmniej Elliott nie będzie chciała się z nią kłócić. Po tym, jak dowiedziała się, że Nataniel szuka dla niej Feniksa, była trak wściekła, że gdyby go zobaczyła... nie pożyłby długo. - Wszyscy mi pomogliście. I to bardzo. Ale sama zrozumiałam, dopiero po rozmowie z Sigrid. Nie wiem czemu, ale jakimś cudem sprawiła, że uwierzyłam, że to wcale nie moja wina –wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nikle.
Oj, no... czy przed Jane nie można niczego ukryć. Mogłaby się spierać, że wcale nie myśli o sobie źle, że Krukonka coś sobie ubzdurała, ale na dłuższą metę to nie miałoby sensu. Prędzej czy później i tak musiałaby się do tego przyznać, bo rudzielec przecież by jej nie odpuścił, choćby nie wiadomo jak się starała. Musiała chyba trochę popracować nad maskowaniem tego, co chodzi jej po głowie. Bycie otwartą księgą wcale nie było przyjemne. Wolałaby niektóre rzeczy pozostawić tylko dla siebie, ot chociażby to, że pomyślała o sobie jak o potworze. Ale nie! Głupia, głupia, głupia. Zmarszczyła brwi i spojrzała Jane w oczy. - Tylko przez chwilę tak pomyślałam, naprawdę. Teraz przynajmniej widzisz jak to jest, kiedy ktoś baardzo ci bliski zaczyna się obwiniać i źle o sobie myśleć - pokazała jej język. Oczywiście, była to drobna aluzja do zachowania jej siostrzyczki parę dni wcześniej. - A ten promyczek to przez moje włosy, tak? Uniosła do góry brwi i spojrzała na nią pytająco. - No tak, Sigrid potrafi przemówić człowiekowi do rozsądku. - Pokiwała z udawaną powagą głową, ale przed jej oczami pojawił się widok Sig jako księdza spowiednika, więc wybuchła śmiechem.
- O ludzie! Chyba znowu urosłaś. Zaczęłam się śmiać jak opętana...Elliott bardzo często doprowadzała człowieka do niesłychanie dobrego humoru, choć sama mogła w głębi duszy cierpieć. O nie, jako rasowy mieszkaniec Domu Lwa nigdy się jednak do tego by nie przyznała...chyba, że się ją zmusi. Pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu zdążyłam wydukać jakieś mętne wytłumaczenie: - Bo widzisz... - Atak chichotu- Ja jak zwykle...- Złapanie oddechu po ataku śmiechu - Odżywiam się powietrzem, wodą i słońcem w wyniku czego mój pokrętny organizm interpretuje to jako " Rośnij roślinko do nieba". Ostatnie słowa powiedziałam już dość poważnie. Ja naprawdę nie miałam pojęcia, czemu tak bardzo wyrosłam. W końcu mój ojciec jest tylko parę centymetrów wyższy. - Ehh Ell nie masz pojęcia jak bardzo tęskniłam za tym, by móc się znowu z tobą pośmiać. Objęłam ją delikatnie. Czasami potrzebni są przyjaciele. Nawet, jeśli my sami możemy mieć cały świat przeciw sobie. Oni będą nam pomagać w tym, by z tego świata nie odpłynąć i nie zostawić wszystkiego daleko za sobą.
Z szerokim bananem obserwowała reakcję Sigrid. Uwielbiała jak ludzie w jej towarzystwie się śmiali, bo równocześnie jej również poprawiał się humor. A jeśli to dzięki niej mięli powód do śmiechu, to już w ogóle była happy. Sama najchętniej by się roześmiała, ale przepraszam bardzo, ktoś tu musi zostać w miarę poważni, o. Przynajmniej na razie. - Muszę spróbować tej niezwykłej diety. Przydałoby mi się parę centymetrów. Wyglądam przy tobie jak smerf przy Gargamelu. Nie, żebyś była jakkolwiek podobna do Gargamela, albo ja do smerfa. Ale rozumiesz... - Teraz już nie wytrzymała i zaczęła się chichrać. Po dłuższej chwili, którą potrzebowała, żeby się uspokoić, dodała: - Mam tylko nadzieję, że efektem ubocznym nie jest zielonkawy odcień skóry. - Mrugnęła do Sigrid zawadiacko. - Oj.. ja też. Nawet bardzo. W końcu mogę pogadać z ulubionym księdzem. Zaśmiała się na pierwszy rzut oka niepohamowanie. Ale nieee... panowała nad nim. W małym stopniu, ale zawsze.
- Hmmm, z tego co mi wiadomo od słońca raczej się nie zielenieje, już raczej brązowieje. Uśmiechnęłam się i puściłam Ell perskie oczko. Co jak co, ale słońce tylko lekko mnie latem chwytało na delikatnie złoty kolor. - Zielonych plam jeszcze nie zauważyłam. A ty jak myślisz? Mówiąc to puściłam przyjaciółkę i zrobiłam dość zgrabnego pirueta. Niezbyt szybkiego, ale wystarczającego do oględzin. Wiedziałam już ,że gryfonka weszła w swoją rolę i z miną znawcy obserwuje odsłonięte skrawki mojej skóry. Nie było jej zbyt wiele, ale jakby znalazły się na niej zielone przebłyski zdecydowanie by je zauważyła. - I wiesz jak masz ochotę to zawsze mogę cię ponownie wyspowiadać córko. Ponownie wczułam się w odgrywanie kapłanki. Był to jeden ze sposobów przyjemnego pozbywania się bólu i przy tym poznawaniu innych. Cieszyłam się, że tego dnia z Elliott wpadłyśmy na tak doskonały pomysł.
- Nie, nie, nie. Ktoś ci coś naściemniał. Myślisz, że dlaczego roślinki są zielone? - Uśmiechnęła się słodko. Zgrywanie słodkiej idiotki dobrze jej szło. Oby tylko Sigrid tak o niej na serio nie pomyślała, bo będzie musiała udowodnić swoją nieprzeciętną inteligencję rozwiązując jakieś piekielnie trudne zadanie. Ewentualnie mogła powiedzieć, ile jest 2+2*2, bo to mili państwo wiedziała. Sześć. Tak, tak. Sześć, nie osiem. Szczena wam opadła, jak się domyślam. Takiego geniuszu blisko nie znajdziecie. Jednak mimo wszystko radzę wam zamknąć swoje paszczurki, bo jeszcze wam coś tam wleci i dopiero będzie. Od razu mówię, że odszkodowania nie zapłacę. Zmarszczyła brwi i gładząc się po brodzie spojrzała badawczo na Sirgid. - Nieee. Nie widać. - Uśmiechnęła się, jednak zaraz zrobiła złowieszczą minę i powiedziała tonem, który najprawdopodobniej przestraszyłby największego twardziela: - Jeeeszcze. - Zaśmiała się równie mrocznie. Hmm... potrzebowała spowiedzi, czy też nie potrzebowała... oto jest pytanie. I wcale nie takie banalne. Od tego może zależeć jej życie. - Noooo.... sama nie wiem - spuściła wzrok i złapała się za plecami za ręce, po czym zaczęła kręcić nóżką, tak na palcach, jak robią to zakłopotane dziewczynki.
- Jeśli nie masz ochoty to możemy najzwyczajniej w świecie usiąść i powymieniać się ploteczkami. Choć zaznaczam, że ja ostatni trochę na bakier jestem z życiem szkoły. Była to całkowita prawda. Poza rozmowami z Yavanem, Jane i Natanielem unikałam ludzi jak tylko mogłam. Chyba, że za brak unikania uznamy picie i milczenie wraz z Simonem w opuszczonej klasie. Przypominając sobie ten dzień zachciało mi się śmiać. Widocznie potrzebowaliśmy odrobiny alkoholu we krwi i milczącej obecności tej drugiej osoby. Z perspektywy czasu, wydawało się mi to jednak odrobinę żałosne. - Och, wybacz mi na chwilkę muszę odnowić zaklęcie tarczy. Miałam nadzieję, ze nie wypadnę w jej oczach na paranoiczkę. Ostrożności jednak nigdy zbyt wiele. Tym bardziej po zdarzeniach na balu i przyjęciu.
- Mi tam wystarczą ploteczki o tych właśnie osobach. Opowiadaj, co u nich. Nataniel był bardzo zły na mnie? Jak rany, zasklepiły się już porządnie? Co tam u Yavana? Jak mu się układa z Marg? Jak udało ci się w końcu przekonać Jane, żeby się nie obwiniała? Noo mów... - Może i zasypała ją gradem pytań, ale mają przecież czas. Sigrid może spokojnie opowiadać. Usiadła sobie wygodnie na jednym z foteli, podciągając nogi do klatki piersiowej i opierając na nich brodę. Jej spojrzenie wręcz krzyczało, że nie może się doczekać odpowiedzi na wszystkie te pytania. Trochę ją zdziwiło, że Sigrid ciągle nosi na sobie zaklęcie tarczy, ale no, może bardzo przejęła się tym, co wydarzyło się na balu i chce być przygotowana na powtórkę z rozrywki? - Nie ma sprawy - uśmiechnęła się do niej i kiedy dziewczyna była zajęta odnawianiem zaklęcia, wyciągnęła z torebki małą buteleczkę coli z odrobinką sherry. Dosłownie kapką! Przysięgam... - Chcesz trochę? - wyciągnęła rękę z napojem w stronę Krukonki.
- Jak alkohol to z chęcią . Uśmiechnęłam się kminą niewiniątka. - Co do twoich pytań. Nataniel czuje się świetnie, choć w skrzydle szpitalnym miałam go ochotę i to taką prawdziwą ochotę udusić. Nie mam pojęcia co mu wtedy do głowy strzeliło. Rany nam wszystkim szybko się zagoiły, bynajmniej te na ciele.... Naprawdę byłam na niego wściekła. Rozumiałam powagę sytuacji, ale od czego są nauczyciele, prefekci...To nie tak być powinno, by uczeń narażał się dla dobra innych. - Wiesz cholernie martwiłam się o Jane. I nadal pojęcia nie mam w jaki sposób ją przekonałam do kuracji i nie tylko...To chyba dlatego, że jest jedną z niewielu osób na świecie, na której mi naprawdę zależy.
No dobrze, czas się przyznać. W buteleczce była raczej kapka coli, a pełno sherry, a nie odwrotnie. I wcale nie była alkoholiczką. Po prostu lubiła czuć ten przyjemny, do czasu, szum w głowie i niezły odpał. - W takim razie, proszę bardzo. - Podała jej butelkę z uśmiechem na ustach. Jeśli cokolwiek zniszczy, to nie jej wina! Miała tylko nadzieję, że nie będzie paradować po szkole z gitarą i nie zacznie śpiewać jakiś pijackich przyśpiewek. Brr... na samą myśl aż się odechciewa pić. Haha, uwierzyliście? Jeśli tak, to błąd. - Oj, wierz mi, że ja też. No, bo przepraszam bardzo, ale nie zgadzam się, żeby jego też ogarnęła MRŚ. Nie, nie i jeszcze raz nie! To będzie nie w porządku. W każdym razie, jeśli chodzi o Jane, dzięki ci dobra kobieto. Ja nie mam takiej siły perswazji, niestety. Uśmiechnęła się do Krukonki. - No, ale nie powiedziałaś mi jeszcze co u Yavana. I... czy wiesz jak mu się układa z Marg?
Przyjęłam od Ell butelkę i pociągnęłam solidnego łyka. Zawartość była zaiste ciekawa, na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. - Masz rację to jest tylko trochę doprawione... Mina gryfonki po tych słowach była bezcenna. Wyglądała jakby siłą powstrzymywała potężny wybuch śmiechu. - Z Yavanem wiąże się ciekawa historia. Spotkaliśmy się niedawno w punkcie widokowym. Ja, Yavan i Nataniel. Na początku chwilę trwała nasza rozmowa, ale pod koniec doszłam do wniosku, że bardzo chciałabym mieć w tym Arabie brata. Ja już od dłuższego czasu uważałam go za członka rodziny i pojęcia nie mam dlaczego. Być może przeznaczenie? Nie wiem, możesz nazywać to jak chcesz... w każdym bądź razie od tamtego czasu jest on moim oficjalnym bratem, choć w naszych żyłach nie płynie ta sama krew....Wiem, że brzmi to dość dziwnie, ale to nie jest zwykła przyjaźń. Co do jego związku z Margaret... Musiałam na chwilkę zamilknąć. W mojej głowie pojawił się obraz Yavana, gdy mówi o gryfonce. Jego oczy lśnią wtedy niesamowitym blaskiem a cała postać wprost promienieje. - Jednego jestem pewna, on kocha ją ponad życie. to widać w jego oczach, gdy o niej mówi. A teraz moja droga ty opowiesz mi co słychać u Simona, Feliksa i ludzi, którzy zostali porwani przez tego, pożal się boże czarnoksiężnika. Naprawdę nie mam pojęcia co się działo przez ostatnie tygodnie.