Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
- Dobra, ale pamiętaj, że słuchasz jej na własną odpowiedzialność. Nie dość, że nie umiem śpiewać, to jeszcze piosenka jest po polsku, którego nie znam. Często jej słucham, ale język nadal u mnie kuleje. Jeśli chodzi o wymowę... - Spojrzała na nią znacząco, ale zaczęła grać. -Żyj z całych sił, i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sam. Śpij nocą śnij, niech zły sen Cię nigdy więcej, nie obudzi, teraz śpij. Niech dobry Bóg, zawsze Cię za rękę trzyma, kiedy ciemny wiatr, porywa spokój siejąc smutek i zwątpienie, pamiętaj że ... Jak na deszczu łza, cały ten Świat nie znaczy nic a nic Chwila która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia, żeby umieć żyć. Bez znieczulenia bez niepotrzebnych nie spełnienia, myśli złych. Jak na deszczu łza, cały ten Świat nie znaczy nic a nic Chwila która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil. Jak na deszczu łza, cały ten Świat nie znaczy nic ... a nic Chwila która trawa, może być najlepszą z Twoich chwil, najlepszą z Twoich chwil. I nie skończoną... - I to by było na tyle. W sumie to... pewnie jej nie zrozumiałaś, co? Nawet o tym nie pomyślałam. - Skrzywiła się.
Dziewczyna skinęła głową ale gdy Elliott zaczęła grać, zatkało ją. Polki musiał być dość trudny, bo nie zrozumiała ani słowa. - Hmm....chyba czas na lekcje Polskiego. -przyznała- Ale melodia śliczna i ta cała kompozycja...Wow.
Uśmiechnęła się zadowolona i poklepała fortepian. - Ale go dzisiaj wymęczyłyśmy. Chociaż raz udało mi się nie zepsuć piosenki. A właśnie jej głównym przesłaniem było, aby cieszyć się chwilą, ufać ludziom i by nigdy nie schodzić z drogi, jaką sobie wyznaczyłeś. Swoją drogą, mój kuzyn chyba o tym nie pamiętał. Ale, ale dosyć o mnie. Pokazałabyś mi swoje rysunki?
Zamrugała gwałtownie. - Ołł....wspominałam ci o tym że rysuje ? YY.... rysowałam-położyła nacisk na czas przeszły. No cóż, musiało się jej coś wyrwać podczas rozmowy. Westchnęła i wyjęła ze swojej trorby, w której miała dosłownie wszystko stary szkicownik. Podała go Elliott. Doskonale pamięta wszystko co tam malowała. Pierwsza strona była ozdobiona kwitkami, w rogu był napis : Własność Janet Monique Stivenson, czerwonowłosej księżniczki. A na środku rysunek małej dziewczynki o czerwonych włosach i zielonych oczkach. Na następnych kartkach było wszystko co namalowała w wieku 9, 10 i 11 lat (ona i Caroline, jej mama, kwiatki, zające, czarownice na miotłach itp). Potem, po tym jak ojciec wyrzucił ją z domu, przestała rysować, tak samo jak po śmierci matki, przestała grać. - Nic specjalnego -powiedziała, gdy Elliott otworzyła zeszyt.
- A nie? Oj, przepraszam, wydawało mi się, że coś o tym mówiłaś, ale możliwe, że coś mi się pokićkało. - Uśmiechnęła się do zszokowanej Jane. Naprawdę wydawało jej się, że rudowłosa coś o tym wspominała. Może to znowu PP, znowu niezawodny i znowu wtrącający się we wszystko. - Nawet jeśli, to i tak zgadłam, więc efekt jest ten sam. Jane podała jej zeszyt, który natychmiast otworzyła. Widząc podpis, zachichotała pod nosem. Miała nadzieję, że przyjaciółka tego nie usłyszała. Przejrzała zeszyt, a z każdym rysunkiem, zachwycała się coraz bardziej. Co prawda widać było, że rysowało to wszystko dziecko, ale bił od tego talent. Wielki talent. - Nic takiego? Żartujesz sobie? Są cudowne. Szczególnie ten. - Wskazała na rysunek przedstawiający kobietę z rudowłosą dziewczynką na rękach. Obie uśmiechały się do siebie i patrzyły sobie w oczy. Było w tym coś naprawdę magicznego i przyciągającego wzrok.
Jane uśmiechnęła się, słysząc chichot koleżanki. - Tak mnie zawsze nazywała. "Czerwonowłosa księżnczka".- Dziewczyna wierzyła, że Elliott ma na tyle dobrą intuicje by się domyślić że chodzi o jej matkę. Spojrzała na rysunek, którym się tak zachwycała. - To było przed jej śmiercią-odparła po chwili- Namalowałam to, a dzień później zmarła....To miał być dla niej prezentna urodziny.....Widzisz, ten zeszyt, to coś w rodzaju...pamiętnika. To rysunki opowiadały historie. Każdy z nich był częścią mego życia. Ten rysunek...taki sam jest na grobie mamy.... Dziewczyna zorientowała się o czym mówi i szybko ugryzła się w język. - Moge cię namalować ? Co prawda, dawno tego nie robiłam ale...- wzięła ołówek i otworzyła zeszyt. Zrobiła troche przerwy, napisała date i zaczęła szkicować przyjaciółkę.
Słysząc pierwsze słowa przyjaciółki, spłonęła rumieńcem. Brawo, wielce taktowne posunięcie Usłyszała w swojej głowie, zirytowany głos PP. Zignorowała i zaczęła się wachlować, próbując doprowadzić twarz do jej normalnego wyglądu. Gdy jej się to w końcu udało, dotarły do niej słowa dziewczyny. To był jej pamiętnik! Osobisty zbiór, jeszcze bardziej osobistych spraw. Wiedziała, że dla dziewczyny było to wielkie poświęcenie i była jej za to wdzięczna. - Moge cię namalować? - Spojrzała na Jane z szeroko otwartymi oczami i ustami otwierającymi się i zamykającymi na przemian. Zaskoczyła ją. Widząc, że dziewczyna już zaczęła to robić. Zamknęła usta i przyglądała się jej z zainteresowaniem. - Widzę, że nie mam tu dużo do gadania. - Zaśmiała się.
Zaśmiałą się. - Jesteś teraz w moim życiu, to też wypada abyś się tutaj znalazła. Wyjaśniła i patrzyła jak jej ręka nasuwa na kartce delikatne cienie. Nie robiła tego on lat i nawet nie sądziła, że sprawi jej to tyle radości. Gdy to co malowała zaczęło przypominać Elliott powiedziała. - Jeśli wyjdzie łdne, zrobie ci odbitkę, jeśli nie....wyrzuce. Złąpała za swoje kredki. Powoli, płynnymi ruchami zaczęła kolorować twarz przyjaciółki. Szczególnie uwieczniła jej rumieńce i iskierki w oczach. Tak by wyglądała jak najbardziej naturalnie.
- Na pewno wyjdzie cudownie. Przy takiej modelce. - Puściła Jane oczko, po czym zaczęła się śmiać jak szalona. Gdy już się uspokoiła, zaczęła się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu inspiracji. Spojrzała rudowłosej przez ramię i aż się zachłysnęła. Tam była... tam była ona... Elliott. Jak żywa. Prawie tak, jak na fotografii. - Dobrze, skoro ty mnie rysujesz, to ja muszę ci zrobić zdjęcie. Ale to później, ponieważ wyjątkowo zostawiłam aparat w dormitorium. - Wyszczerzyła się.
Zaśmiała się widząc reakcje dziewczyny, która spojrzała na rysunek. - Aż tak źle ?-zachichotała-Według mnie wyszło całkiem całkiem. Znaczy się...napewno gdyby nie ta przerwa potrafiłabym lepiej ale cóż.... Właśnie skończyła swoje arcydzieło. - Włala. Słysząc pytanie (hmm...raczej stwierdzenie) skrzywiła sie. - Dobra, chociaż nie wiem po co. Zapomnisz kiedyś takiego rudzielca jak ja ? Zaczęła się śmiać i dla efektu poprawiła włosy.
- Jest przepiękny. - Uśmiechnęła się, a jej oczy wyrażały pełny podziw. Kiedy dostanie do Jane kopię, powiesi ją sobie na ścianie pamięci obok jej zdjęcia, które niedługo zrobi. Będzie tam idealnie pasowała. - Dziękuję. - Powiedziała jej do ucha. - Hmm... może i nie zapomnę, ale wolę mieć cię na papierze. - Zaśmiała się. - Czekaj, czekaj... W takim razie ty chciałaś mnie uwiecznić na rysunki, żeby nie zapomnieć, jak wyglądam, tak? - Zapytała zaczepnym tonem.
Zaczęła się śmiać. - A kot wie, czy jako stare babci się poznamy. Będziesz patrzeć na ten obrazek i mówić sobie "AH, jaka ja kiedyś byłam młoda i piękna". -zaczęła udawać ton staruszki. Nie było rady -ryknęła śmiechem. Kiedy się już uspokoiła zamknęła zeszyt, wyjęła różdżkę i szepnęła. - Amderfii -wyszeptała formułkę i pomyślała o obrazie,który przed chwilą namalowała.Z jej zeszytu wypadła kartka....kopi rysunku. Jane zadowolona z siebie podpisała się w rogu. "Na pamiątke przyjaciółce, Jane" i dała kartkę Elliott.
- No widzisz. Muszę mieć twoje zdjęcie, a ty jego kopię, żebyś mogła mówić tak samo. - Zaśmiała się z babcinego tonu Jane. - Dziękuję. - Przytuliła przyjaciółkę, po czym sięgnęła po rysunek. Włożyła go starannie do plecaka. Przez chwilę czegoś w nim szukała. Nagle uniosła w triumfalnym geście swój ukochany aparat. - Ha! Szczęście ci dopisuje Jane. Będziesz miała jedyne w swoim rodzaju zdjęcie od sławnego i podziwianego fotografa, jakim jestem ja. Elliott. - Na jej twarzy pojawił się banan.
Jane spojrzała na nią spodełba. - Niby zostawiłaś go w dormitorium...-powiedziała z wyrzutem. Jednak po chwili odgarnęła włosy i uśmiechnęłą się do Eli. - Cykaj to panie fotograf, bo sie jeszcze rozmyśle-syknęła przez zęby.
- Naprawdę myślałam, że tam został - powiedziała z udawanym wyrzutem. - Nie patrz tak na mnie, bo się zamknę w sobie. I tego... no... bądź bardziej naturalna, okej? Elliott ustawiła wszystko, co potrzebne, przyjrzała się przyjaciółce, lekko się przesunęła, wykadrowała i przycisnęła spust migawki. Spojrzała krytycznym wzrokiem na zdjęcie. - Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to zdjęcie ruchome. Nie wyjdzie, jeśli będziesz siedzieć nieruchomo. - Pokazała Jane język.
- Nienawidze zdjęć-mruknęła, odsunęła się i zaczęła grać na fortepianie. Akurat wykonując tę czynnoś musiała wyglądać naturalnie - nie było innej opcji. Grała piosenke z dzieciństwa i czekała aż Eli zaczy zrobić to głupie zdjęcie.
- No, od razu lepiej. - Uśmiechnęła się zadowolona. Napstrykała parę zdjęć. - Wybiorę później najlepsze ujęcie i dam ci kopię. Usiadła koło Jane i słuchała granej przez nią piosenki. - Byłaś bardzo dzielna.- Zaśmiała się.
- Dzięki. Wzruszyła ramionami. - Chyba zbyt długo cierpiałam w ukryciu. Duszenie tego wszystkiego w sobie kosztuje sporo wysiłku i szczerze mówiąc ciesze się, że wie o tym ktoś kto będzie mnie wspierał i komu ufam -uśmiechnęła się do przyjaciółki i zaczęła grać szybciej.
W skupieniu przejrzała zdjęcia. Nie chwaląc się, były cudowne. Chociaż nie była to do końca zasługa fotografa. Jane miała na fotkach minę pełną pasji i zaangażowania, co idealnie oddawało naturalność zdjęcia. Tak jakby było ono robione z ukrycia. - Mi też dzisiaj ulżyło. Dotąd tylko jedna osoba wiedziała o moim kuzynie. - Uśmiechnęła się smutno. - No, ale dosyć już tych smutków, czas zająć się czymś zabawniejszym. Hmm... pomyślmy. Co by tu zrobić... Jakieś propozycje?
Jane pokręciłą tylko głową. - Możemy...-zamyśliła się- Hmmm....W Hogsmeades już dziś byłyśmy.... W Hogwarcie ....eeee....zero atrakcji...... można przejść się do Zakazanego Lasu...mogłby być zabwanie. Wzruszyła ramionami. Miała szczerą nadzieje że Eli coś wymyśli.
Rudzielec miał rację. W zamku nie znajdą nic ciekawego, choć pełen był skrytek i tajemniczych pokoi. Zastanowił ją Zakazany Las. Było tam niebezpiecznie, co przyciągało Elliott, która szczerze uwielbiała to uczucie. Nie wiedziała tylko, czy "zabawnie" jest dobrym określeniem tego, co mogło ich tam spotkać. - Nie boisz się? W lesie jest pełno stworzeń. Za oknem jest ciemno. - Wyszeptała tajemniczo. Wcześniej, nakręcała tak Zoey, ale nie wiedziała czy z Jane też jej się uda.
Uśmiechnęła się. - NIe, ale jeśli ty się boisz, możemy zostać -zaśmiała sie. Była pewna że Eli się niczego nie boi....przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
Spojrzała na Jane z tajemniczym ognikiem w oku. - Bać się? Nie... Boję się tylko dwóch rzeczy. - Uniosła brwi. - Tak więc, skoro ani ty ani ja nie mamy pietra, to myślę, że możemy tam iść. Skoro ty wymyśliłaś tą wędrówkę, prowadzisz. - Uśmiechnęła się słodko.
- Czemu mam wrażenie, że robisz to złośliwie ?-spytała, ale wstała i założyła płaszcz. Przerzuciła torbę przez ramię i odwróciła się do przyjaciółki. - To jak ? Idziesz ?
- Ja? Złośliwie? Broń Boże... Tylko... Cóż. Taka już moja natura. Robię to lekko podświadomie. - Wstała i opatuliła się szalem, po czym narzuciła płaszcz. Dokładnie i bez pośpiechu zapięła wszystkie siedem guzików, po czym założyła plecak na ramię. - Idę, już. Idę. - Radosnym krokiem ruszyła w stronę Jane.
Ależ cisza i spokój. Nikt nie będzie mi przeszkadzał. Bynajmniej nie powinien i jest fortepian . Jak dobrze, że skrzypce zostawiłam w sypialni .Siadając przy tym pięknym, czarnym, lśniącym niby klejnot instrumencie czuje się moc promieniującą prosto z serca w smukłe dłonie. Pierwsze nuty, zamknięte oczy i już świat zewnętrzny przestał mieć znaczenie. Co się właściwie stało? Czemu zachowuję się w ten sposób? Każda myśl spływa na klawisze, każda nuta ma odzwierciedlenie w głęboko skrywanych dotąd uczuciach. Czy to się nazywa radość? grana melodia Muzyka jest moim katharsis...