Nikt nie wie czemu właściciel tego miejsca nadał mu taką specyficzną nazwę. Nijak to się odnosi do wnętrza, ani nie ima się to wielu innych spraw, które mogą Ci się kojarzyć z tym miejscem. Nie mniej jednak zaraz po wejściu do środka tego starego budynku nasuwa Ci się myśl, że panuje tu przyjemny półmrok. Jest to miejsca dwupoziomowe. Na górze znajdują się zarezerwowane stoliki oraz te dla członków specjalnego klubu. Jeśli chciałbyś złożyć tu podanie o kartę stałego klienta, aby mieć wynajęty stolik na górze na zawsze musisz skontaktować się z właścicielem i przede wszystkim zasłużyć sobie.
Dolna sala jest przeznaczona dla wszystkich klientów i możesz ją z powodzeniem wynająć na swoje urodziny czy inne kameralne przyjęcie, które chciałbyś zorganizować dla ściśle określonego grona. Kto wie, może wy wszyscy chcecie zagrać w partyjkę tajemniczej gry, która obowiązuje tylko w tym barze?
Kłębolot Dymiące Piwo Simisona Smocza Krew Ognista Whisky Różowy Druzgotek Rum porzeczkowy Malinowy Znikacz Łzy Morgany le Fay Wino z czarnego bzu Uścisk Merlina
-Idź i zamów jeszcze jeden, może trafisz na ten sam co ja. Wyjście awaryjne z trudnej sytuacji mamy, nie? Osobiście uważał, że wygląda jak gej, ale ten komentarz zostawił dla siebie. Bardzo źle to nie wyglądało, zmiana nie była trwała to może się zabawić. Dobrze się komponował z rozmarzoną Cherry więc postanowił to wykorzystać. Bez pytania pociągnął ją za rękę na parkiet i rozpoczął taniec solo w rytm "Stayin' Alive". Królem parkietu może nie był, ale tańczyć potrafił. No, o ile nagroda którą dostał rok temu nie była ironią ze strony sędziów. -Dalej Cher, wyginaj śmiało ciało! Osoba postronna pomyślałaby, że za dużo wypił. Ostatnio faktycznie przesadził i odwalił cyrk w klubie. Dzisiaj jednak był w dobrym humorze, miał partnerkę to trzeba było to wykorzystać. Nie będą podpierali ściany i rozmawiali na temat smarów do miotły, nie?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Od razu robiło się Leośkowi cieplej na sercu, kiedy widział troskę w zachowaniu swoich bliskich. Jednocześnie paskudnie paliło go w klatce piersiowej, że aż tak jawnie pokazywał swoje beznadziejne uczucia. Nie tłumaczył nawet o co chodziło, bo nie miał siły na wyjaśnianie, że to praca - Merlinie, praca modela czarodziejskiego - aż tak rozłożyła go na łopatki. To był gorszy dzień, no i tyle... - A ty umiesz tę krytykę wyrażać? - Dopytał retorycznie, z drobnym uśmiechem na ustach, żeby Krukon przypadkiem nie odebrał tego negatywnie. W kwestii Blanc jedynie potaknął, bo faktycznie dostanie się do Skrzydła Szpitalnego nie było takie proste. Chłodne okłady powinny zniwelować tragiczną opuchliznę i zaczerwienienie, zatem Vin-Eurico nie spodziewał się zbyt wielkich zmian u swojego chłopaka. Zresztą, nawet jeśli... - Ciebie miałbym nie chcieć? Imposible. Głupio mu się zrobiło, że tak swojego chłopaka ponaglał. Miał nadzieję, że przepraszający uśmieszek zrobi swoje... Chociaż ta impreza i tak odrobinkę dogorywała. Loteria dobiegła końca i spora część ludzi wysypała się na ulice Hogsmeade, zabawę przenosząc na bardziej prywatne rejony. - Tylko przytulania? - Cmoknął wierzch dłoni Ezry, a potem już wlepił spojrzenie w Fire. Wiedział, że rudowłosa nie jest zbyt skora do okazywania głębszych emocji, ale on widział w jej niebieskich tęczówkach to, co chciała przekazać. Przyzwyczaił się już. Odprowadził zatem Gryfonkę ciepłym spojrzeniem, czekając już tylko aż Clarke pozbiera swoje fanty. Tak bardzo chciał do domu... Pomógł Ezrze z prezencikami, dziękując w duchu za tak wyrozumiałego ukochanego.
/zt x2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie dyskutował jakoś szczególnie na temat Ezry i tego, jak z nim wytrzymać. Byli na tym samym roku i znali się jeszcze sprzed czasów hogwarckich, ale ta relacja zawsze należała do wybitnie skomplikowanych. Teraz nie miał pojęcia na czym stoją, bo chwilami było nieźle, a innymi tragicznie - cóż, dopiero co parsknął śmiechem na jego złamany nos, także teraz skłaniałby się do mniej pozytywnych stosunków. Cisza zatem nastała wyjątkowo szybko, niezręczna - zdaniem Mefisto - tylko odrobinę. W gruncie rzeczy nie czuł się jakoś mocno zobowiązany do dotrzymywania Vivien towarzystwa, ale coś powstrzymywało go przed odejściem. Nie lubił marnować okazji, a tutaj narodziło się coś, co nie przypominało niechętnych spojrzeń. Byli na imprezie, więc... - Jakich znowu "żmij", my to mamy być "żmije"... - zauważył z zadziornym uśmiechem. Pokiwał lekko głową i nawet miał pozwolić dziewczynie odejść, gdy doszedł do wniosku, że zupełnie mu nie wypada puszczanie jej samej na parkiet. Swoją wypowiedź zakończyła w taki sposób, że szczególnie odrzucony czy pożegnany się nie poczuł. - Oho. A zaszczycisz mnie może jednym tańcem? - Zaproponował zatem, podążając za Ślizgonką w stronę parkietu. Tam przechwycił jej dłoń i zachęcił ją do obrotu, pozwalając sobie na jeszcze jedno zerknięcie w stronę @Emily Rowle. Ona wzgardziła wspólnym tańcem...
W gruncie rzeczy byłam bardzo zaskoczona, że towarzystwo Noxa było względnie przyjemne - wprawdzie nieufałam mu i nie czułam się przy nim do końca swobodnie, ale jednak było całkiem... sympatycznie? - Metafora- rzuciłam krótko - Lwy teoretycznie nie powinny być fałszywe, nie sądzisz? Nie wzbraniałam się przed tańcem ze starszym Ślizgonem (mimo iż uderzyła mnie ta pewność, że się zgodzę), bo w gruncie rzeczy obcowanie z nim wydawało się znacznie przyjemniejszą alternatywą od samotnego kręcenia się w kółko, szczególnie że jego osoba dość skutecznie odstraszała wszelkiego rodzaju upierdliwców. Ku mojemu zdziwieniu Nox, chociaż zupełnie się tego nie spodziewałam, tańczył naprawdę nieźle. Jego ruchy nie były oparte tylko na typowym klubowym podrygiwaniu czy wręcz obleśnym ocieraniu się, ale na prawdziwym tańcu, w którym pojawiały się całkiem zgrabne figury. Byłam po raz kolejny tego wieczoru bardzo zaskoczona Mefisto i gdzieś w kościach czułam, że Ślizgon jeszcze nie jeden raz zdąży mnie zadziwić. Mimo wszystko nie czułam się w jego towarzystwie do końca swobodnie, a cała ta impreza piekielnie mnie frapowała, więc po dłuższej chwili tańca pożegnałam sięz Mefistofelesem i wróciłam do domu.
Lubił włóczyć się po Hogsmeade, głównie dlatego, że nie trzeba było tak tajniaczyć się z czarami, jak w mugolskich zakamarkach Londynu. Jasne, ostrożność nie zawadzi, ale tu można było się wreszcie nieco zrelaksować. Dziś okutał się w szarą koszulę z rękawem 3⁄4, ukazującym elegancko srebrzysty zegarek, na którego tarczy wygrawerowany był kształt rysunkowego chochlika, oraz nierzucający się w oczy rodowy sygnet na serdecznym palcu, z literką "W". Były też żółte skarpetki w cytryny. Ot tak, by pokazać, jak wesołym jest człowiekiem, jakie ma poczucie humoru i dystans do życia. A przynajmniej, by sprawić takie wrażenie. Wszedł do pubu jak do siebie, z błękitnym gryfem w ustach, choć właściwie nigdy przedtem go tu nie było, i zasiadł na stołku barowym, tuż obok jakiejś ładnej samotnej brunetki (@Saoirse Noelle Horan) obciętej na krótko, bo zamiary miał dziś jasne. Bardzo często zapraszał urokliwe młode kobiety poznane w barach do swojego mieszkania na noc; po epizodzie z małżeństwem nie miał najmniejszej ochoty na stały związek. Miał kota. Halo. Saoirse, co ciekawe, znał już od dawna. Wymieniali się przecież listami, nawet dostał od niej kilka uroczych pamiątek ze Stanów, do których ciągle kleiły mu się palce, bo przecież tęsknił za swoim pięknym domkiem w Oregonie, otoczonym pachnącymi żywicznie świerkami. Przemógł się też, by nie wspomnieć kobiecie o mieszkającej tam rodzinie, bo jeszcze zechciałaby ich, nie dajcie bogowie, od niego pozdrowić. Tak czy siak, teraz przyjaciółki nie poznał, i to ze względu zarówno na długi odstęp niewidzenia, jak i jej nową fryzurę - nowe włosy, nowa ja w końcu. - Nalej mi tych niebieskich łez, dobry człowieku - rzucił do baristy, opuszczając niewielkie ciemne szkła na czubek nosa jak profesor, i zerkając ponad nimi ze zmarszczonym czołem. Łzy Morgany le Fay były tym idealnym drinkiem, który pachniał i wyglądał ekskluzywnie, zauważalnie odmładzał i pokazywał status społeczny pijącego, jak ta kawa w Starbucksie za piętnaście polskich złotych z zieloną syrenką na kubku. Zauważalnie przysunął się do kobiety, dając jej wyzcuć subtelny aromat nie takiej znowu najdroższej wody kolońskiej; od razu dostrzegł jej dojrzały wiek, co w innych wypadkach nie byłoby atutem, dziś jednak miał ochotę na kogoś... doświadczonego. A młódkom często tego brakowało. - Witam panią. Samotna dziś wieczór? - Upił łyk migdałowego, słodkiego płynu, i oparł się swobodnie łokciem o platformę baru, przekładając okulary z ciemnymi szkłami nad czoło. Gdy jednak ujrzał bliżej jej twarz, z jakiegoś powodu wydała mu się znajoma. Przypatrzył się jeszcze bliżej. Zmarszczył lekko dostrzegalnie jedną brew, drink zamarł mu w dłoni. - JEZUS, MARIA! HORAN! - krzyknął w czystym uniesieniu, zaburzając spokój całego lokalu, zanim opanował zaskoczenie. Niebieski płyn naprawdę znalazł się cale od wylądowania na podłodze w odpryskach szkła. Gwałtowne odskoczenie na stołku barowym kobieta mogła spokojnie uznać za faux pas.
Zerknęła na leżącą na blacie gazetę i wystukała równy rytm na brzegu szklanki wypełnionej różnokolorowym drinkiem. Nie podejrzewała, że znalezienie mieszkania może być aż tak trudne. Już dawno doszła do wniosku, że sama z pewnością nie da rady podjąć decyzji. Już podnosiła głowę, by zadać barmanowi kolejne pytanie - ot, okazało się, że to ten typ człowieka, który pomoże nawet z największym problemem egzystencjalnym - gdy usłyszała tuż obok znajomy głos. Mężczyźni, choć niewątpliwie zwracali na nią uwagę, byli teraz ostatnim, czego Saoirse potrzebowała do szczęścia. Z takiego przynajmniej wyszła założenia po ostatnim nieudanym związku; bycie singielką przez półtorej roku powoli wchodziło jej w nawyk. Z szerokim uśmiechem skierowała bystre spojrzenie na delikwenta, który postanowił oczarować ją swoją obecnością, po czym powoli uniosła brew. Tego człowieka przecież nie dało się zapomnieć. Charakterystyczna bródka, błysk w oku i charyzmatyczny ton zapadały w pamięć każdej kobiecie - również pannie Horan. - Warren! - wykrzyknęła radośnie, choć zdecydowanie z mniejszą gwałtownością niż jej barowy towarzysz. Uśmiechnęła się szeroko, z niemałą przekorą, po czym pokręciła głową, starając się okazać, jak bardzo zraniła ją reakcja starego przyjaciela. - Jak zawsze uroczy - parsknęła, odwracając się na krześle w jego stronę. Nie spodziewała się takiej reakcji, nie spodziewała się, że w ogóle go zobaczy. Najwyraźniej pewne przyzwyczajenia nawet po latach zostają bez zmian. - Jeśli powiem, że w istocie dzisiejszy wieczór spędzam w samotności, czy mogę liczyć na drinka? - zapytała, unosząc dłoń i muskając palcami krótkie włoski. Jeszcze kilka miesięcy temu na szczupłe ramiona spływały kaskadami czarne pukle; teraz został im jedynie kolor. - Chyba, że twój okrzyk to oznaka pożegnania? Chcesz uciekać? Nie jestem duchem, jeśli tego się obawiasz - zapewniła, stukając zadbanymi paznokciami o blat. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, nawet w momencie, gdy wyciągnęła rękę w stronę rozmówcy i ujęła jego dłoń - tę, która obejmowała bliski upadku kieliszek. Ze wszystkich osób, które zostawiła w Londynie, jedynie z tym mężczyzną utrzymywała kontakt. Podczas podróży, kiedy poznawała zupełnie nowy świat, stawała się lepszą wersją siebie i spełniała marzenia, pozwoliła sobie na chwilowe odcięcie się od dawnego życia. Wierzyła, że jej młodsza siostrzyczka sobie poradzi, że kuzynostwo w cierpliwości będzie wypatrywało ulubionej aktorki i że wszyscy, na których jej zależy, zrozumieją tak długą nieobecność. Planowała wrócić wcześniej. Zaledwie po kilku występach na większych scenach w Stanach, zatęskniła za domem. Za rodziną, za przyjaciółmi, nawet za byłym narzeczonym, z którym przecież rozstała się w niezbyt sympatycznych okolicznościach. Można by pokusić się o stwierdzenie, że Saoirse próbowała uciec od swojego życia. Od wszystkich zobowiązań, od złożonych obietnic, których nie potrafiła dotrzymać, a w końcu i od świata, który tak doskonale znała. Po trzydziestu latach wreszcie udało jej się rozłożyć skrzydła. I chociaż diametralnie zmienił się również wygląd czarownicy, cała ta podróż wyszła jej na dobre.
Patrzył się na nią trochę tak, jakby była zjawą. Czasami dawał się podobnie zaskoczyć i, podobnie jak teraz, nie maskował swoich uczuć. Nienawidził tego! Lubił być otwarty, szczery w intencjach, nigdy nie kłamał co do tego, czego chciał (chyba, że bardzo tego chciał, a dostać nie mógł, ale to już inna kwestia). Niektórzy lubili cień. Może nie cień - mrok. Owijali się całunem utkanym z czerni, nakładali komicznie i groteskowo powykrzywiane maski, byle tylko nikt nie ujrzał ich prawdziwej twarzy. Trochę ich podziwiał. Bardzo im współczuł. Była też jeszcze jedna pechowa grupa, czyli ci ludzie, których mimika najzwyczajniej w świecie nie była w stanie ukryć emocji. To czyniło ich bezbronnymi, zdanymi na łaskę tych, którzy emocjami i uczuciami kochają się bawić. Grać sobie nimi w bierki. Zręcznymi paluszkami wyjmować po jednym patyczku, czasem po dwóch. Patrzeć, kiedy misterna konstrukcja się zawali. Warren Singer z kolei, jak wynika z przyjętego założenia, że narcyzm to jego główna cecha charakteru, uważał się za kogoś lepszego od obu tych grup. Dobrowolnie wybrał, że będzie się otwierał, że chce ostentacyjnie faszerować kapustę dnia codziennego mielonym mięsem swojej ekstrawertyczności i ryżem teatralnego zachowania, za pomidorową omastę zaś biorąc cięty język i niewybredny humor. Pieprznego posmaczku z kolei nadawały ładne kobiety. - Zależy jak mocną masz głowę, muszę wiedzieć, czy mi się opłaca - oznajmił i puścił jej perskie oko, nadal biegając źrenicami po postaci, która wydawała się być wyrwana z innego wymiaru, nierzeczywista. Nie odwracając od niej twarzy, skinął na barmana. - Kieliszek wina z czarnego bzu - zażądał, rzucając nań spojrzenie kąta oka. - Jest w tobie coś innego. Czyżbyś nieco zmieniła fryzurę? - padło pytanie. Przekrzywił nieco głowę, wnikliwie ją obserwując, jakby rzeczywiście nie mógł się dopatrzeć różnicy. Ruchem nadgarstka zakręcił kieliszkiem, by poczuć unoszący się migdałowy aromat. Nie był to jego ulubiony zapach, ale można przyznać mu jedno z wyższych miejsc, choć nadal kosmicznie daleko od jego amortencji. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło; uniósł jedną brew i kącik warg, gdy jej dłoń dotknęła jego dłoni. - Panno Horan, pani się ze mną spoufala - zauważył, a po wyrazie jego twarzy mogła wywnioskować, że w najmniejszym stopniu mu to nie przeszkadza. Poza tym, że teraz, aby upić łyka "łez", musiał objąć jej nadgarstek drugą dłonią i wszystko to razem podnieść do ust, co też niezwłocznie uczynił. Mocny, niebieski alkohol przyjemnie zaczął rozsupływać jego umysł. - Hm... mam wrażenie, że jesteś mi winna kilka zdrowych akapitów opowieści. Co cię przygnało z powrotem? Stęskniłaś się za kolonizatorską społecznością? Myślałem, że Hollywood cię pochłonie, to los, który często się przytrafia dobrym aktorom - Taki komplement jej sprzedał, a co! Niech się kobitka uśmiechnie na szczerość z ust mężczyzny z dolną wargą upapraną niebieskimi kropelkami drinka. Był gotów posłuchać jakichś historyj z wielkiej Ameryki, bądź co bądź, to tam był jego homeland i Alma Mater, a także niezastąpione Dunkin' Donuts na każdym kroku, w tym jedne należące do jego rodzicielki, skrywające pod sobą magiczny sklepik pełen zakazanych dóbr...
- Miło, że zauważyłeś! - Trudno byłoby przejść obok tej zmiany obojętnie. Niegdyś bujne, czarne loki sięgały Saoirse aż do pasa. Aktualnie został im tylko kolor i trwałość, bo pomimo upływu lat pozostawały tak samo silne i miękkie w dotyku. - Za to ty, Warrenie, prezentujesz się tak samo olśniewająco. Zastanawia mnie, czy to nowa kuracja eliksirowa czy czas po prostu się ciebie nie ima? - Skoro już tak zasypywali się komplementami, panna Horan nie chciała być gorsza! Bo nie da się ukryć, że jak na czterdziestolatka, Singer trzymał się zadziwiająco dobrze. - W zasadzie... jestem ci winna dużo więcej niż opowieści. Przywiozłam wiele pamiątek, mam też drobny prezent dla ciebie, ale... - Saoirse puściła dłoń Warrena i nim mężczyzna zdążył zareagować, zacisnęła palce na trzymanym przez niego kieliszku. Bez pytania, nie oczekując pozwolenia, upiła łyk wina, przymykając przy tym oczy. Tęskniła za tym smakiem, bo przez cały okres nieobecności odmawiała sobie alkoholi. Trudno powiedzieć, w jakim stanie będzie jej organizm i biedna głowa po nagłym szoku procentowym. - Obawiam się, że nie mam go dzisiaj przy sobie. Zdaje się, że będziesz musiał odwiedzić mnie w mieszkaniu - mruknęła z delikatnym, może zbyt figlarnym uśmiechem, ale... tak bardzo stęskniła się za tym charyzmatycznym człowiekiem! Był nie tylko wspaniałym przyjacielem i wielkim wsparciem, ale i nieopisaną pomocą w planowaniu wyprawy życia. To dzięki niemu tak wiele nauczyła się o Ameryce zanim zawitała na wschodnim wybrzeżu. To dzięki niemu wiedziała, jakie miejsca zwiedzić, dokąd się udać, by nie żałować ani jednego dnia spędzonego w tym pięknym, tajemniczym świecie. I chociaż jej doświadczenie z podróżowaniem jest znacznie mniejsze niż Warrena, zaczęła stawiać małe kroczki i uczyć się poznawać życie. Teraz, po trzydziestce, nadeszła ku temu idealna okazja. - Oczekiwałeś, że tam zostanę? - zapytała, unosząc brew. Nie sądziła co prawda, że witać ją będą z fajerwerkami, mnóstwem pluszowych zabawek i balonami w kształcie serduszek, na których byłoby wypisane jej imię, ale lubiła zakładać, że nie tylko ona tęskni za bliskimi. - Stany to... to naprawdę coś. Zakochałam się w Hollywood, masz rację, ale to nie był mój dom. - Przeniosła spojrzenie na wino, sunąc palcem po brzegu kieliszka. Podczas przeżytych przygód doszła do wniosku, że każdy człowiek ma swoje miejsce w świecie. Takie, do którego wraca zawsze, bez względu na okoliczności. Takie, które wita go z uśmiechem, obejmuje ciepłymi ramionami i obiecuje, że zapewni dobry byt. Lubiła sądzić, że odnalazła to wszystko w Londynie. Z siostrą, niegdyś z mężczyzną, którego kochała na zabój, z młodszym bratem i planami na przyszłość. Teraz... teraz Wyspy wydawały się tylko przystankiem. Dłuższym, podczas którego panna Horan nabierze energii, by znowu wyruszyć na podbój świata. - Chociaż poznałam tam naprawdę cudownych ludzi, którzy pomogli mi rozwinąć skrzydła i - tutaj uniosła dłoń, machając nią w okolicy włosów, jakby chciała zwrócić na nie szczególną uwagę - pokazali, że mogę się zmienić, to wciąż tęskniłam za wszystkim, co mnie tutaj kiedykolwiek spotkało. Włączając w to nawet ciebie - zażartowała, uśmiechając się szerzej, bo tak wielką przyjemność sprawiało jej dokuczanie starszemu przyjacielowi! - Podejrzewam, że i ty nie próżnowałeś w czasie mojej nieobecności! Śmiało, opowiadaj. Czy dostanę w najbliższym czasie zaproszenie na ślub? - Och, życzyła mu szczęścia, miłości i wszystkiego, co najlepsze, podobnie jak sobie, ale... każde z nich mimo upływu lat wciąż pozostawało samotne. Saoirse nie liczyła tych jednodniowych związków Warrena, z których jedyne, co mogło wyjść, to choroba weneryczna lub w najgorszym wypadku dziecko. Pragnęła stałości, niegasnącego uczucia i nadziei na lepszą przyszłość. Wciąż szukała tego jedynego (lub - jak okazało się w Stanach - może tej jedynej), który zabrałby od niej bagaż trosk i był nie tylko świetnym kochankiem, ale i przyjacielem.
Uniósł brew, ściągając swoją twarz w jednym z bardziej warrenowych grymasów, a był to grymas wyrażający jednocześnie politowanie i odczucie połechtania swego ego. Chciałbym, Horan, chciałbym jak diabli. Niestety, zegareczki tykają we wspólnym rytmie od zarania dziejów i tykać będą, a Singer będzie tykał razem z nimi aż zwiędnie i skruszeje jak liść jesienią. Pocieszające jest, że dotyczy to każdego - prędzej czy później - o ile nie zerwie go wcześniej z gałązki natrętny dzieciak. Spodobała mu się własna metafora. Czyż los nie powinien być personifikowany przez pulchnego dziewięciolatka, nie do końca świadomego konsekwencji własnych działań, a jednak mającego bezgraniczną niemal władzę nad drzewkiem, obok którego stoi? Z lekkim uśmiechem przysunął kielonek z winem w jej stronę; w końcu dla niej go zamówił, sam stronił od roztworów o niższym stężeniu alkoholu niż, powiedzmy, trzydzieści procent. Dlatego łezki były mu tak drogimi, poza, oczywiście, samym kozackim wyglądem i cudną wonią. - Czy ty mi coś proponujesz? Zazwyczaj, gdy wchodzę komuś do mieszkania, zostaję tam długo, więc przemyśl to. - Przekrzywił głowę, udając, że rozpracowuje, co kobieta mówi. Faktem jest, że kiedyś spędzili ze sobą mnóstwo czasu, on mógł nawet powiedzieć, że spędził z nią więcej czasu niż z własną byłą żoną, chociaż żadne romantyczne relacje ich nie łączyły. - Miałem szczerą nadzieję, że nie, ale wiem z doświadczenia, jak amerykański sen rzuca się na mózg - zakląskał językiem, na udobitnienie swoich słów. - Nawet mnie? Cóż za zaszczyt, że tak odcisnąłem się w twoim życiu - parsknął i pociągnął spory łyk, osuszając kieliszek i skinął na barmana po dolewkę. Miał ogromną ochotę nakazać zamianę drobnego naczynka na karafę. - Ominęło cię zaproszenie na rozwód, moja droga, a impreza była wyśmienita i nie są to puste słowa. - Nie zasępił się, mówiąc to, a nawet delikatnie roześmiał. Nie był typem sentymentalisty i nie wracał często do przeszłości. Nie przechowywał kartek urodzinowych, pocztówek ani listów. Jedynymi papierami, które trzymał blisko, zamknięte bezpiecznie w folderach, były faktury, paragony, odpis aktu zgonu jakiegoś wujka piąta woda po kisielu. I mnóstwo dokumentów sądowych. Nuda. - Wygląda na to, że ostatnio przysiągłem wierność pracy, a nie było to przed ołtarzem, lecz przed moimi klientami. - Wzruszył ramionami. Związki zaczęły go męczyć. Ludzie nieustannie zawodzili, zdradzali, znikali. Psuli jego nastrój i sprawiali, że nie mógł skupić się na pracy, a w jego przypadku to skupienie było bardzo potrzebne, bo przecież na co komu roztargniony prawnik? Gorszy jest tylko roztargniony kardiochirurg.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy wyszli z Olivią z imprezy, przez dłuższą chwilę nie wypowiedział ani słowa. Zapalił zamiast tego papierosa i czuł, jak zaczyna się uspokajać. Dopiero, gdy zgaszony pet leżał już na ziemi, Max postanowił się odezwać. -Wejdziemy? - Wskazał na pub, przed którym właśnie stali. Przepuścił Callahan w drzwiach i wszedł za nią do środka. Większość stolików była pusta. Zajęli miejsca i Max podszedł do baru. Liczył na łut szczęścia i spróbował zamówić sobie szklankę ognistej whisky. Chociaż raz, coś mu dzisiaj wyszło i barman musiał uznać, że Solberg wygląda na pełnoletniego bo bez pytania zrealizował jego zamówienie. Ślizgon często słyszał, że wygląda na starszego niż rzeczywiście jest, co nie raz wykorzystywał. Zamówił także piwo kremowe dla Oliv, zapłacił i wrócił z trunkami do stolika. Wziął porządnego łyka swojego napoju i spojrzał na dziewczynę. -Teraz chyba już nie mam wyjścia i muszę Ci o wszystkim powiedzieć. - Westchnął głęboko. Nie spodziewał się, że to wszystko tak się dzisiaj potoczy. To miała być zwykła impreza urodzinowa. -Nie chciałem Cię w to mieszać, nie chciałem nikogo w to mieszać dopóki sprawa się nie wyjaśni do końca. - Zawsze ciężko mu było mówić o rzeczach, które głęboko go dotykały, a ta z całą pewnością taka była. Palcami lewej dłoni gładził brzeg swojej szklanki, a drugą trzymał zaciśniętą w pięść na stoliku. -Jakiś czas temu dostałem list, który sugeruje, że mogę być bratem Flory. - Myślał, że już się pogodził z tą sprawą, ale w tej chwili, czuł jak to wszystko uderza go od nowa. Jego poczucie przynależności do jakiejś rodziny zawsze było w nim słabe i teraz, gdy już zaczynał czuć się członkiem jego rodziny zastępczej, okazało się, że znów nie wie kim tak naprawdę jest i kogo może nazywać prawdziwą rodziną. -Gdy się o tym dowiedziałem straciłem kontrolę i.... - Odwrócił wzrok, kierując spojrzenie na swoją szklankę. -Powiedzmy, że wywiązała się z tego nieprzyjemna sytuacja. - Dokończył i upił kolejny łyk. Nie wiedział w jak duże szczegóły powinien się wdawać. Nikomu nie powiedział, że to Lennox go tak urządził i przez niego wylądował w skrzydle szpitalnym.
Z każdą kolejną minutą wydawało się, że Olivia wie znacznie mniej, a wszystko stawało się coraz bardziej zagmatwane. Dlatego po ataku Lennoxa, kiedy Solberg zaproponował, by opuścić imprezę, zgodziła się bez wahania, gdyż powietrze wokół było zbyt gęste, a nastroje już nie tak przyjemne. W ciszy przemierzali alejki, idąc ramię w ramię, a Oli nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć. Właściwe to brakowało jej słów, by opisać to, jak bardzo było jej przykro z nieudanej próby ocieplenia relacji Maxa z Florą (wyszło na odwrót). Stanęli pod jednym z pubów, do którego weszli. Callahan, jak nigdy nie do końca wiedziała, jak powinna się zachować, dlatego po prostu zajęła miejsca przy jednym ze stolików, mając chwilę na wytchnienie oraz zebranie myśli. Zastanawiała się od czego powinna zacząć, bo każde zdanie, jakie udawało jej się ułożyć w głowie brzmiało protekcjonalnie. Na szczęście, gdy Max wrócił z napojami jako pierwszy zabrał głos. W milczeniu, sącząc powoli piwo kremowe słuchała tego, co ma do powiedzenia, niebieskie tęczówki wpatrywały się intensywnie w postać Ślizgona. Im więcej mówił, tym gorzej Olivia się czuła, dała chwilę; szok, niedowierzanie, strach i coś na kształt złości przemknęły przez twarz brunetki. Nieśmiało wyciągnęła w jego kierunku dłoń, opuszkami palców dotykając jego skóry. - A masz pewność, że ten list jest prawdziwy? Właściwe macie jakiekolwiek powody by sądzić, że jest to możliwe? - pierwsze pytania popłynęły z ust Gryfonki, chociaż miała ich o wiele więcej. W dodatku wciąż jeszcze nie usłyszała opowieści dotyczącej blizny na jego piersi. Widziała, jak wiele wysiłku kosztuję go wyznanie tego wszystkiego, a fakt, że to właśnie jej postanowił o tym powiedzieć znaczył dla niej naprawdę wiele. W lekkim zdenerwowaniu przeczesała palcami włosy. - Co masz na myśli mówiąc nieprzyjemna sytuacja? - zapytała, poprawiając się na barowym krześle, zakładając nogę na nogę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, że właśnie zaczynał opowiadać dziewczynie całą tę historię było dla niego ciężkie i nie do końca rozumiał, dlaczego to robi. Zwykle nie dzielił się rozterkami i próbował wszystko jakoś ogarnąć sam. W pewien sposób jednak Olivia została w to wplątana. Można by powiedzieć wręcz, że sama się wplątała w tę sytuację. Nieświadomie i z głupiego powodu, ale jednak. Max patrzył na kalejdoskop emocji na twarzy dziewczyny i nie wiedział, co powinien mówić dalej. Ile szczegółów tamtej sytuacji powinien jej podać. Ufał jej to akurat nie było problemem. Gorzej z zaufaniem do samego siebie. No i nie wiedział, jak Callahan zareaguje na jego niezbyt przyjemną historię. Z tej strony jeszcze chłopaka nie znała. Do tego jeszcze ta historyjka o pchnięciu nożem... -Zbyt wiele elementów do siebie pasuje. Moja matka była... - Zatrzymał się na chwilę szukając w miarę miłego słowa na swoją rodzicielkę. -...specyficzną kobietą. Wszyscy wiedzieli, że nie jestem dzieckiem jej męża tylko jakiegoś przypadkowego Hiszpana. Do tego w liście padły informacje, które byłyby zbyt dużym przypadkiem, gdyby ktoś próbował to zgadnąć. - Ciężko było mu pogodzić się, że to wszystko może być prawdą, ale z drugiej strony miało to zbyt duży sens, jak na zwykły żart i zgadywankę w ciemno. -Czekam, aż Flora napisze do ojca i to wszystko potwierdzi. - Nie chciał pośpieszać puchonki. Wiedział, że dla niej też nie była to łatwa sytuacja. Może nawet bardziej niż dla Maxa. On był przyzwyczajony do tego typu numerów w życiu, a on a przecież wychowywała się w domu pełnym miłości i szczęścia. Gdy poczuł, jak gładzi jego skórę, chwycił jej rękę wolną dłonią. Potrzebował teraz tego ciepła szczególnie, że nie wiedział, czy Olivia zaraz nie zmieni o nim zdania. Przez chwilę nie odpowiadał na jej pytanie, a gdy w końcu się odezwał, ostrożnie warzył każde słowo wychodzące z jego ust. -Flora miała to nieszczęście, że ją spotkałem zaraz po otrzymaniu listu.Nie byłem wtedy sobą, emocje wzięły nade mną górę. Zacząłem na nią krzyczeć i.... Skończyłem z wstrząśnieniem mózgu, złamanym nosem i sporą utratą krwi. - Przed oczami zaczęły mu się przewijać wspomnienia z tamtego dnia. Czuł każde uderzenie, jakie zadał mu Lennox i widział przerażoną twarz Flory, która próbowała ich powstrzymać. Niestety na darmo. -Widzisz Oliv... Są takie moje twarze, których nie znasz i raczej nie chcesz poznać. Podobnie było z tą cholerną blizną... - Nie można było powiedzieć, że Felix miał problemy z gniewem i agresją. Takie napady nie zdarzały mu się często, ale jednak się zdarzały. Zazwyczaj wtedy, gdy targały nim emocje, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Starał się zachowywać spokój, ale czuł jak wspomnienia z tego dnia przejmują nad nim kontrolę. Chwycił mocniej dłoń gryfonki, aby zapobiec drżeniu własnej, a zamiast w jej piękne oczy wpatrywał się ciągle w bursztynowy płyn, który w zawrotnym tempie ubywał z jego szklanki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia należała do osób, które rzadko kiedy mieszały się w sprawy innych ludzi, jeśli ktoś jej o to nie poprosił. Dlatego sama była bardzo zaskoczona swoim zachowaniem na imprezie, kiedy to bezceremonialnie, nie bacząc na protesty Maxa i z zaciętą miną stanęła przed obcą sobie osobą zwyczajnie ją pouczając. Wiedziała, że nie miała do tego prawa, a jednak świadomość tego nie zatrzymała jej w zrobieniu głupoty. Z każdą upływającą minutą ciszy między nimi, Callahan była coraz bardziej na siebie wściekła i wątpiła w to, że Solberg wobec niej nie ma podobnych odczuć. Z tego powodu nie skomentowała szklanki ognistej, którą zamówił sobie w barze. Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Ślizgona Oli miała coraz większy mętlik w głowie, już nie wspominając o tym, jak wiele emocji w jednej chwili zawładnęło jej ciałem. Przymknęła na chwilę powieki, próbując poukładać sobie wszystko w głowie, z wypowiedzi chłopaka stworzyć pełen obraz sytuacji, która wydawała się być bardzo nieciekawa. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co musiał czuć, gdy dostał wówczas list, jego rzeczywistość na nowo została wywrócona do góry nogami, zaś poczucie przynależności znowu zbesztane. Zastanawia się, dlaczego wcześniej nie dostrzegła, że w jego życiu dzieje się coś tak ważnego, jakim cudem jej to umknęło? Wzięła głębszy oddech słuchając odpowiedzi bruneta, który zakwestionował możliwość pomyłki. Jeśli w takim razie to wszystko było prawdą, to Max miał rodzinę, taką z którą łączyły go więzy krwi. Tylko czy ta informacja była dla niego radosną nowiną? Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. - Więc jeśli to prawda… nie wyglądasz jakby cię to uciszyło - zauważyła, patrząc w jego niebieskie oczy. Oczywiście rozumiała, że i Florze nie było łatwo z tym, co nagle na nich spadło, ale z drugiej strony nie rozumiała, dlaczego dziewczyna nie chce wyjaśnić tego, jak najszybciej. Życie w niewiedzy (bo w końcu wciąż nie mieli pewności) było straszniejsze i bardziej destrukcyjne niż próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Ich życie - tak samo Flory, jak i Maxa - właśnie zostało wywrócone do góry nogami, a Olivia odnosiła wrażenie, jakby Puchonka miała to wszystko gdzieś. Przecież to do niej należał teraz kolejny krok, którego brunet nie mógł wykonać, będąc całkowicie zdanym na łaskę dziewczyny. Sama myśl o tym wywołała u Olivii niepohamowaną złość wymierzoną w osobę Flory, a jednocześnie okrutne poczucie niesprawiedliwości. Kolejne słowa Solberga jedynie podsyciły negatywne emocje, zacisnęła mocniej palce na jego dłoni, nie mogąc powstrzymać fali złości, która niczym trucizna rozlała się po drobnym ciele brunetki. - Jak to z wstrząśnieniem mózgu, złamanym nosem i sporą utratą krwi?! - wyrzuciła z siebie znacznie głośniej niż zamierzała, robiąc się czerwona na buzi. - Chcesz mi powiedzieć, że ona ci to zrobiła? - zapytała, wracając do naturalnego tonu głosu, jednak trudno było jej ukryć przejęcie całą tą sytuacją. O ile o Puchonce nie miała żadnego zdania, teraz jawiła się jej jako naprawdę zła osoba, aż ciężko było uwierzyć, że Max może być z nią spokrewniony. Nagle głos Ślizgona stał się niepewny, jego ton przybrał dziwny wydźwięk, którego nigdy nie słyszała, lecz największym zaskoczeniem było dla niej to co powiedział; rozdziawiła subtelnie usta, patrząc na niego z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy. Niepewnie rozłączyła ich dłonie, by sekundę później swoją ułożyć na policzku chłopaka. - Ale… Ale ja chcę poznać każdą twoją twarz, Maximilian - oznajmiła ciepło, używając jego pełnego imienia by miał pewność, że mówi poważnie. Miała wrażenie, że między nimi nawiązała się więź, którą ona bardzo chciała rozwijać; była nawet gotowa powiedzieć mu o sobie znacznie więcej niż komukolwiek innemu, ale i o nim chciała dowiedzieć się, jak najwięcej. - Więc powiedz mi tyle ile chcesz. - dodała, nie chcąc naciskać. Zabrała dłoń z jego twarzy, obejmując palcami swój kufel, gotowa by usłyszeć całą historię.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie był na nią zły. Nie miała w końcu prawa wiedzieć, co się wydarzyło, chociaż mogła posłuchać jego prośby, by tego nie robiła. W tej chwili Solberg był po prostu zmęczony. Chciał żeby Flora napisała do ojca i wyjaśniła tę chorą sytuację, ale też wiedział, że nie powinien jej poganiać. Najbardziej wkurwiał go Zakrzewski, który za bardzo się w to angażował, chociaż ta sprawa nie miała z nim nic wspólnego. Max nie rozumiał jego dzisiejszego zachowania na imprezie. Dla Solberga Zakrzewski odegrał już swoją rolę i mógł się serdecznie pocałować w dupę i odpierdolić. Widział, jak Oliv próbuje przyswoić informacje, które wypływały z jego ust. Trochę zaczynał żałować, że w ogóle ją w to wtajemnicza, ale było już za późno. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna dotrzyma obietnicy i nie będzie się w to mieszać. -To nie tak, że nie chciałbym Flory jako siostry. Po prostu myślałem, że wraz ze śmiercią mojej matki moje problemy rodzinne się skończyły. Niestety się pomyliłem. - Może nie zabrzmiało to miło w stosunku do rodzicielki Solberga, ale taka była prawda. Mimo miłości, jaką darzył kobietę, nie zamierzał udawać, że była idealną matką. Od początku nie ułatwiała mu życia i nawet po śmierci musiała namieszać. Na słowa gryfonki sugerujące, że to Flora pobiła Felixa, chłopak szczerze się zaśmiał. -Jasne. Wyobrażasz sobie tego drobnego skrzata z taką parą w piąstkach? - Widok agresywnej Flory był jednocześnie zabawny jak i trochę przerażający. Mimo wszystko była to dla Solberga czysta abstrakcja. -Na szczęście pojawił się jebany rycerz, który ją przede mną uratował. - Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Wizja Zakrzewskiego w lśniącej zbroi i na białym rumaku była jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż Flora, która rzuca się na kogoś z nożem. -Uważaj czego sobie życzysz. To naprawdę nie jest dobry pomysł. - Tego mu jeszcze brakowało, żeby Olivia ujrzała go podczas napadu szału. Wystarczyła już jedna taka szopka, nie potrzebował w tej chwili więcej akcji tego typu. Zależało mu na ich relacji i nie chciał jej psuć przez coś tak infantylnego i głupiego. Zresztą, nie wiedział, czy Oliv byłaby tak skłonna mu wybaczyć, gdyby coś takiego zrobił. -Podczas jednych wakacji wpadłem na genialny pomysł podpalenia szopy z kumplami . Każdy z nas był przekonany, że jest pusta. Chyba domyślasz się w jak dużym błędzie byliśmy? - W gryfonce było coś, co sprawiało, że Max potrafił się otworzyć. Jedyne czego się bał to jej reakcji i tego, że może się od niego odsunąć. -Gdy usłyszeliśmy wołanie o pomoc uciekliśmy z miejsca zdarzenia. Kumpel zaczął mnie obwiniać, zaczęliśmy się bić. Nie miałem pojęcia, że ma przy sobie nóż, dopóki nie poczułem, jak mi go wbija... - Wywalił to z siebie prawie na jednym oddechu. Nie patrzył na nią. Nie chciał widzieć zawodu w jej oczach. Wolał patrzeć w swoją whisky. Ona nie oceniała.
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pią Maj 01 2020, 21:35, w całości zmieniany 1 raz
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Max miał to do siebie, że wiele emocji ukrywał za szerokim uśmiechem czy też słowami przepełnionymi żartami, z tego powodu Olivii niezwykle ciężko było ocenić, co w danym momencie chłopak czuje; sądziła, że jest zły, a tak naprawdę był po prostu zmęczony całą sytuacją i ciężko byłoby go za to winić. W dodatku sądziła, że chłopak nie czuje się dobrze z tym, że nie tylko ona postanowiła się wtrącić, ale również Lennox. Byli przecież obcymi i żadne z nich, niezależnie od tego jak blisko byli w relacjach z nimi nie powinni się mieszać. Do Gryfonki dotarło to dopiero po tym, gdy Ślizgon wyjaśnił jej całą sytuację, która była zgoła odmienna od tego, co kotłowało się w jej myślach wcześniej. Uniosła kąciki ust w subtelnym uśmiechu widząc, jak w jego niebieskich tęczówkach pojawia się coś na kształt niepewności czy może nawet przygnębienia. Czyżby w momencie, kiedy jej o tym mówił już tego żałował? Myśl ta w umyśle dziewczyny pojawiła się mimowolnie i nagle, zaburzając spokój, który w przypadku ich relacji odczuwała. Zachwiała na ułamek sekundy wiarę, że wtedy w parku nawiązała się między nimi więź, którą doskonale czuła przy każdym okazanych jej geście. - Czekaj - powiedziała wyciągając w jego kierunku dłonie, które ułożyła po środku stołu. - Czyli dla ciebie problemem nie jest to, że nagle możesz mieć siostrę, a sam fakt, że dowiadujesz się o tym w tak inadekwatny sposób? A co o tym wszystkim myśli Flora? - pytanie za pytaniem opuszczało malinowe usta Oli, jednak w tonie jej głosu nie było żadnej nachalności. Jeśli Ślizgon nie chciał, mógł przemilczeć odpowiedzi, ona była w stanie to zrozumieć. Niemniej w taki sposób próbowała wczuć się w jego sytuację i zrozumieć jego tok myślenia. Wiadomo, że nie było to łatwe, jednak też nie nieosiągalne. Brunetka westchnęła cicho, choć nie miała zamiaru oceniać podejścia chłopaka do jego mamy. Wiedziała już, że w życiu nie miał łatwo, z doświadczenia wiedziała również, że nie wszyscy rodziciele nadają się na rodziców; tak było w jej i Maxa przypadku. Różnica między nimi polegała na tym, że ona w przeciwieństwie do chłopaka wiedziała na czym stoi, mimo wszystko miała pewność kim jest, a on? Wydawało się, że powoli zaczyna się z tym godzić, a tymczasem od losu otrzymał kolejny cios. Zmarszczyła czoło słysząc jak w ciężkim od wyznań powietrze nagle rozbrzmiewa szczery śmiech Ślizgona. Wydęła w zabawny sposób usta, zaciskając palce na zimnym kuflu, skonfundowana jego zachowaniem. Dopiero kiedy zabrał głos i wyjaśnił, z rozbawieniem uderzyła otwartą dłonią w czoło. - A więc to ten Lennox cię tak urządził? - zapytała dla pewności, a kiedy brunet skinął potwierdzająco głową mimowolnie zacisnęła dłoni w piąstki. - Powinnam była potraktować go jakimś zaklęciem - oznajmiła z zaciętym wyrazem twarzy, bardzo poważnie. Nie omieszkała przy następnej, nadarzającej się okazji odpłacić chłopakowi. Ogólnie Callahan nie była mściwa, ale Lennox powinien dostać za swoje. -Zgłosiłeś gdzieś to pobicie? - popatrzyła na niego pełna nadziei, choć podświadomie czuła, jaka będzie odpowiedź na to pytanie. Najbardziej zmartwił a zarazem rozzłościł ją fakt, że Flora która była tam obecna nie zrobiła nic, by powstrzymać Zakrzewskiego, a przecież byli razem, mimo to pozwoliła, by ten wręcz skatował Maxa, jej brata. To wcale dobrze nie świadczyło o dziewczynie, w tym momencie Olivia straciła do niej resztki jakiejkolwiek sympatii, które swoim niewinnym wyglądem budziła, jeśli nie szacunek. Wywróciła oczami na jego kolejne słowa. Czy on naprawdę sądził, że Olivia nie zdawała sobie sprawy z tego, że niektóre życzenia mogą mieć wysoką cenę? - Tak, jak niezbyt dobrym pomysłem jest rozbieranie się na imprezie - odparła, nawiązując do jego jakże irracjonalnej chęci pływania w wodzie, która pojawiła się po spożyciu magicznego piwa. Może nie było to zbyt dobre porównanie, jednak kąciki ust Solberga drgnęły delikatnie, co wywołało śmielszy uśmiech u Oli. Popatrzyła na niego niebieskimi oczami, dając mu swoim spojrzeniem do zrozumienia, że gotowa jest usłyszeć, co ma do powiedzenia. By odeszła musiałby dać jej milion powodów ku temu, ale nie był takich których nie byłaby w stanie znieść. Nie ważne co by się tak naprawdę działo, brunetka zamierzała zostać, bo zwyczajnie jej zależało nawet jeśli nie byłaby w stanie powiedzieć tego na głos. Z resztą, dla niej ważniejsze od słów były czyny, dlatego uparcie wciąż tkwiła na barowym stołku. Z trudnością przełknęła wielką gule w gardle, która pojawiła się wraz z wyznaniem Ślizgona. Na chwilę uciekła wzrokiem w kierunku drzwi, nad którymi zawieszony dzwonek dał znać, że ktoś właśnie przekracza próg pubu, choć tak naprawdę nie to zwróciło uwagę dziewczyny. W jej oczach pod naporem wszystkich emocji jakie czuła zebrały się łzy - objaw słabości, którego nie chciała pokazywać Maxowi. Trwała w ciszy, niezdolna do wypowiedzenia chociażby słowa, klatka piersiowa Oliv unosiła się i opadała kiedy robiła to coraz głębsze oddechy, by zwyczajnie się uspokoić. Wizja wydarzenia z przeszłości, w której Max brał udział mimowolnie pojawiła się jej przed oczami. Zacisnęła dłonie mocniej na zimnym szkle, które nagle pękło; nawet nie wiedziała, że ma w sobie tak dużo siły. Przestraszona odsunęła się gwałtownie czując jak drobinki szkła boleśnie wbijają się w jej skórę. - To… to nic takiego, zaraz posprzątam - powiedziała, wciąż zdziwiona własną reakcją, biorąc drżącymi i krwawiącymi dłońmi kilka serwetek, próbując zebrać w całość większe odłamki szkła. Zupełnie zapomniała, że może użyć do tego różdżki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie miał pojęcia, jakie wątpliwości narodziły się w głowie Oliv. Z jego perspektywy, jego zdolność do wyznania jej swoich emocji i wątpliwości była oznaką, że relacja z gryfonką jest dla niego naprawdę ważna. Nie byłby w stanie przeprowadzić takiej rozmowy z każdym. Jej westchnienie na tekst o zmarłej matce, kąciki jego ust lekko się uniosły. Wiedział bardzo dobrze, jak to wygląda, ale kobieta też nie była święta. Po kimś w końcu Max musiał mieć swoją ciemną stronę. Dzięki niej nauczył się jednak radzenia sobie w wielu nieprzyjemnych sytuacjach. A może, trzeba powiedzieć że przez nią? Zależało to wszystko od punktu widzenia. -Nie wzdychaj tak. Moja matka od zawsze była spisana na straty. Mimo to, kochałem ją w jakiś sposób. - Jej śmierć nie zdziwiła Maxa, ale nie potrafił przyjąć tej wiadomości obojętnie. Długo nie mógł się z tym pogodzić. Z tył€ głowy jednak wciąż pojawiała się myśl, że może teraz, jego życie przybierze spokojniejszy bieg. Jak widać kolejny raz się mylił. -I tak i nie. Sposób przekazania mi tej informacji może nie był najlepszy, ale chyba po prostu wolałbym, żeby moje życie było trochę nudniejsze. Naprawdę nie potrzebuję tego rodzaju dramatów. - Bez względu na to, czy jego siostrą miała być Flora, czy kto inny, zapewne zareagowałby tak samo. Gdy Olivia zapytała wprost, czy to Lennox go tak urządził, nie powiedział nic. Skinął tylko potwierdzająco głową. Była jedyną osobą, która o tym wiedziała. -Obiecałaś, że nie będziesz się mieszać. Zakrzewski jest niebezpieczny, nie chcę żeby coś Ci się stało. - Wyzywająco spojrzał jej w oczy. Nie żartował. Gdyby Oliv wpakowała się w tę chorą sytuację, były na nią wściekły. Nie ze względu na to, że się wtrącała, ale ze strachu, że coś jej się stanie. -Proszę... - Dodał już nieco delikatniej i ciszej. -Musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz. - Nie chodziło o to, że chciał bronić Lennoxa. Zdecydowanie miał go głęboko w dupie. Jednak Max miał wrażenie, że Florze zależy na starszym ślizgonie i nie chciał sprawiać jej kolejnej przykrości. -Nie musiałem zgłaszać. Whitehorn znalazła mnie i Florę nieprzytomnych w kuchni i posłała sowę do Dear. - Gdyby nie interwencja Perpetui, Max w życiu by nie zgłosił tej sytuacji. Była to jego sprawa i na dodatek dość prywatna. Nie widział potrzeby mieszania w to osób trzecich. -Akurat rozbieranie się na imprezie, nie jest aż tak szalonym pomysłem. - Puścił jej oczko. Widział, jak jej wzrok uciekał w stronę jego klatki piersiowej w domu puchonek. Poza tym, na pewno było to mniej niebezpieczne niż informacje, jakie miał jej za chwile przekazać. Widział, jak teraz jej wzrok ucieka w stronę drzwi. Nie dostrzegł łez w jej oczach. Myślał, że dziewczyna chce uciec. Nie zatrzymywałby jej. Nie miał prawa. -Jeżeli chcesz wyjść, zrozumiem. - Zanim jednak dziewczyna coś odpowiedziała, usłyszał dźwięk pękającego szkła. Z przerażeniem zobaczył krew na ręce Oliv. -Chłoszczyść - Mruknął pomagając jej w zbieraniu odłamków. Gdy szkło już zniknęło, objął swoimi rękoma jej dłonie. -Pozwól, że pomogę. - Zamoczył palce w szklance z Ognistą i skropił rany Olivii w celu odkażenia ich, a następnie przez serwetkę delikatnie wyciągnął znajdujące się tam drobinki szkła. Na koniec podał jej kawałek chusteczki, aby przycisnęła krwawiące miejsca.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia nie wątpiła w to, że w pewien sposób jest dla Ślizgona ważna, niemniej jednak w żadnym stopniu nie zmieniało to faktu, że w sprawy rodzinne nie powinna się mieszać - nie dotyczyły one dziewczyny, ani też Lennoxa. Było to coś, co Max musiał rozwikłać i wyjaśnić tylko i wyłącznie z Florą, osoby trzecie były w tym wszystkim po prostu zbędne, wprowadzały niepotrzebny zamęt w już i tak mocno zagmatwanej sytuacji. Oczywiście brunetka w żadnym razie nie zamierzała negować podejścia chłopaka do jego rodzicielki, sama czasem traktowała swoich rodziców w krytyczny sposób - oczywiście w odczuciu innych, którzy nie znali całej prawdy, rozumiała jego sytuację, jednak nie potrafiła powstrzymać westchnięcia, które mimowolnie opuściło usta; dziwnego, trochę jakby nie na miejscu. - To nie tak. - pospieszyła z wyjaśnieniami chwytając jego dłoń - Po prostu poniekąd rozumiem, jak ciężko ci było, a teraz wcale nie jest łatwiej, choć bardzo chciałeś wierzyć w to, że w końcu znalazłeś swoje miejsce na ziemi, ale jeśli chcesz to, to przy mnie zawsze będziesz miał miejsce i możesz zawsze na mnie liczyć - powiedziała, obdarzając go jednym ze swoich najbardziej uroczych kiedy to policzki dziewczyny uniosły się delikatnie do góry, a w niebieskich tęczówkach pojawiał się tajemniczy, lecz przyjazny błysk. Z każdą kolejną informacją, która w przypadku tej właśnie rozmowy stanowiła jeden z elementów układanki, tworzącej całość Oli odczuwała coraz większą niechęć wymierzoną nie tylko w osobę Lennoxa, który jawił się jej niczym wariat oraz oprawca, ale również Florę, bo to ona musiała mieć jakąś "władzę" nad swoim znajomym, przyjacielem czy chłopakiem. Słysząc prośbę bruneta mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, lecz sekundy później rozluźniła uścisk, dając tym samym za wygraną. - Dobrze, nie będę się mieszać w TĄ sytuację - powiedziała patrząc mu prosto w oczy i wiedziała, że tej obietnicy nie może złamać, nie znaczyło to jednak, że…. [b b] - Ale jeśli nadarzy mi się okazja, oczywiście w innych okolicznościach, bym mogła mu dopiec lub zaszkodzić, to nie będę się przed tym powstrzymywać [/b] - dodała podstępnie. Max nie znał jej jeszcze z tej strony, jednak Oli potrafiła być naprawdę przebiegła, ale przede wszystkim chciała chronić osoby na których jej zależało, a Ślizgon zaliczał się do tej grupy. Nie zamierzała stać z boku posiadając informacje, które jej przekazał, skrzywdził go i musiał za to zapłacić. - Coś dużo tych obietnic dziś, ale dobrze. Nie mam zamiaru niczego nikomu mówić, jednak Lennox właśnie stał się moim wrogiem i nie zamierzam zdania na jego temat zmieniać - powiedziała, nie do końca rozumiejąc pobudki, którymi kierowała się Solberg, może chciał chronić tym Florę? Jeśli Zakrzewski był dla niej ważny, to było to bardzo możliwe. - Flora też była nieprzytomna? On jej coś zrobił? - zapytała z wyraźnym strachem słyszałbym nie tylko w tonie głosu brunetki, ale również w jej oczach. Jednocześnie czuła, jak bardzo irracjonalnie brzmi to założenie, choć z drugiej strony patrząc na to, jak nieobliczalny jest Lennox, wszystko było możliwe. Niemniej z całej jego wypowiedzi najbardziej cieszyło ją to, że ktoś z dorosłych o tym wiedział i nie omieszkał wyciągnąć konsekwencji. - Absolutnie, zwłaszcza przy tak dużej ilości osób - zawtórowała mu, kręcąc przy tym z rozbawieniem głową. Brązowe kosmyki włosów mimochodem zostały wprawione w ruch, łaskocząc policzki dziewczyny, by po chwili opaść niczym zwiewna chusta na jej ramiona. W czasie ich rozmowy nastroje obojga zmieniły się niczym pory roku, budząc za każdym razem inną mieszankę uczuć, ciężki do jednoznacznego określenia. - Nie zamierzam nigdzie iść - odpowiedziała automatycznie, lecz jej spojrzenie wciąż utkwione było w drzwiach, dlatego zbyt późno zorientowała się, że szkło kufla pęka. Na szczęście Max pomógł jej ogarnąć bałagan, który zrobiła i w tym samym momencie, kiedy wyciągnął różdżkę spojrzała na niego przepraszająco. Syknęła cicho, kiedy alkohol wdarł się do ran, jednak odważnie wciąż trzymała wyciągniętą dłoń,którą chłopak opatrzył. - Dziękuję - powiedziała, biorąc głęboki wdech; jej reakcja była zaskakująca nawet dla niej. Czyżby tak istotny był dla niej Ślizgon? że nawet wydarzenia z jego przyszłości wywoływały w niej tyle emocji? Możliwe. - Nie zadawałeś się ze zbyt przyjemnymi osobami - zauważyła, nawiązując do jego wcześniejszej opowieści - A co… - zaczęła, milknąć gdyż nie była pewna czy chce usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Czyżby Max pozbawił kogoś życia? - co z osobą, która była w szopie? - wydusiła z siebie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy pierwszy raz spotkali się w stajni, nie myślał, że uda im się nawiązać tak bliską znajomość. Oczywiście, bardzo dobrze się im rozmawiało, ale po śmierci jego matki myślał, że ten kontakt się urwał. A jednak od ich spotkania w parku mocno się do siebie zbliżyli. -Nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - Ponownie zamknął jej dłoń w swojej. Czasem miał wrażenie, że znali się o wiele dłużej niż te nieszczęsne pół roku. "Nieszczęsne" było właściwie bardzo na miejscu w tym kontekście. Felixowi wydawało się, że od śmierci jego matki zdarzały mu się same nieszczęścia i miał dziwne wrażenie, że to jeszcze nie był koniec. Bał się tylko, co jeszcze go czeka. -Najlepiej trzymaj się od niego z daleka. - Martwił się, że dziewczyna zrobi coś głupiego. To, jak wypowiedział ostatnie zdanie, za bardzo Maxa nie pocieszało, ale nie mógł przecież jej kontrolować. -Zresztą, nie możesz go tak oceniać skoro nawet nie znasz tego człowieka. Możliwe, że gdybyś była wtedy na jego miejscu zrobiłabyś to samo. Sytuacja wyglądała bardzo źle, a do tego zamiast odpuścić, sam pchałem się na jego pięści... - Nie miał zamiaru bronić Lennoxa, ale nie chciał też, żeby Olivia miała niepełne spojrzenie na to, co zaszło w kuchni. Solberg był sam sobie winien wizyty w skrzydle szpitalnym i nie miał zamiaru się wybielać przed dziewczyną. W końcu, sama powiedziała, że chce poznać każdą z jego twarzy. -Na szczęście nie. Flora zemdlała ze stresu. Nie wytrzymała tej sytuacji... - Gdyby Zakrzewski zrobił coś puchonce, Solberg chyba nigdy by mu nie odpuścił. Na coś takiego w życiu by nie pozwolił. -Jakoś nie zauważyłem, żeby ktoś oprócz Ciebie zwrócił na to uwagę. - Zazwyczaj im większy tłum tym łatwiej zrobić było coś głupiego tak, żeby przeszło to po cichu. Im więcej zieje się naokoło, tym łatwiej o rozproszenie uwagi zgromadzonych. A zdjęcie koszulki nie było przecież czymś aż tak interesującym, żeby Max nagle został gwiazdą wieczoru. Ślizgonowi trochę ulżyło, gdy dziewczyna wyznała, że nie ma jeszcze zamiaru przed nim uciekać.Nie jedna osoba miałaby już dosyć, lub bałaby się, że Max wciągnie ich w swoje niezbyt szczęśliwe życie. Nie mógł udawać ofiary losu i kłamać, że jest aniołkiem, ale dużo rzeczy działo się też bez jego interwencji. Może matka powinna mu dać na drugie imię Infelix. Dużo bardziej by do niego pasowało. -To nic takiego. Musiałem opanować podstawy pierwszej pomocy. - Zażartował nawiązując do swojego życiowego pecha. Gdy Olivia była już opatrzona, podszedł do baru po dolewkę whisky. Ta rozmowa była zdecydowanie zbyt poważna, żeby mógł ją przetrwać całkowicie trzeźwy. -Nie powiedziałbym, że to była tylko ich wina. Sam też inicjowałem wiele rzeczy. - Musiał być fair i mówić, jak było naprawdę. Nie chciał, żeby Oliv miała wyidealizowany obraz jego w swojej głowie. Chociaż po takich wyznaniach chyba już mu to nie groziło. Na kolejne pytanie dziewczyny, uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Felixa. Powinien się spodziewać, że gryfonka o to zapyta. Wziął głęboki oddech i jeszcze głębszy łyk Ognistej nim jej odpowiedział. -Z osobami, nie osobą...To była matka z dzieckiem. - Było to chyba najcięższe z wyznań dzisiejszego wieczoru. -Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że udało się ich uratować. - Teraz już w ogóle nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Przecież właśnie przyznał się, że mógł być niezamierzonym mordercą. I to jeszcze niewinnego dziecka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
W swoim życiu Oli miała okazję spotkać naprawdę dużo ludzi, jednych lubiła bardziej innych znacznie mniej, jednak tylko z nieliczną grupą była w stanie nawiązać relacje na tyle bliskie, by zachowywać się swobodnie przy danej osobie, czy też otwarcie mówić o swoim pochodzeniu. Nie wstydziła się tego z jakiej rodziny pochodzi, jednak jednocześnie nie rozpowiadała tego wszystkim wokoło. Max był jedną z jednostek wyjątkowych, które wiedzieli coś więcej, przed którymi brunetka zdolna była się otworzyć bez żadnych oporów. Ona również dostrzegła to, że dla chłopaka nie była zwykłą koleżanką, nawet jeśli oficjalnie takich słów z jego ust nie usłyszała - czasem były zbędne. Na jego odpowiedź odpowiedziała ciepłym uśmiechem, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brunet potrzebował czyjegoś wsparcia, a czy mógłby na takie liczyć ze strony swoich kumpli? Faceci raczej nie rozmawiali ze sobą na tak emocjonalne tematy, dlatego Olivia śmiała wątpić to, że któryś z przyjaciół Solberga wie dokładnie co dzieje się aktualnie w jego życiu. Faceci ogólnie mieli tą dziwną tendencję do życia w przeświadczeniu, że uczucia są dla mięczaków. Gdy zamknął jej dłoń w swojej, poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzić się po jej ciele, wywołując fale pozytywnych uczuciu, zaś serce w piesi dziewczyny zabiło trochę mocniej. Była to dla Callahan zaskakująca reakcja, z którą nigdy wcześniej się nie spotkała, jednak nie zamierzała analizować w głowie dziwnych odruchach swojego ciała; nie należała do tego typu dziewczyn. Słysząc kolejne ostrzeżenie pokręciła głową z wyraźnie niezadowoloną miną. - Przecież będę - powiedziała, świadomie przemilczając to, że jeśli to nagle Lennox wejdzie jej w drogę to zwyczajnie nie zawaha się wyciągnąć przeciwko niemu różdżki. Było to na tyle sprytne podejście, dzięki któremu dotrzymywała danej Maxowi obietnicy, ale również zostawiała dla siebie pewnego rodzaju furtkę, pozwalającą na uniknięcie ewentualnych wyrzutów sumienia. Obdarzyła Ślizgona ciepłym uśmiechem, w którym który się coś tajemniczego, ale nawet jeśli by o to zapytał Gryfonka szybko zakwestionowała by fakt, że coś ukrywa. Westchnęła, w tym co mówił było trochę, a nawet dużo prawdy, jednak z drugiej środku ilekroć wyobraźnia podrzucała jej wizje zmasakrowanego Solberga nie potrafiła powstrzymać złości. - Dobrze, ale to w żaden sposób go nie usprawiedliwia, dlaczego próbujesz go usprawiedliwiać? - zapytała znacznie ostrzej niż zamierzała, zaciskając dłonie w piąstki. Nie do końca potrafiła zrozumieć dość heroiczną postawę bruneta, który chciał wziąć - wydawało się - większość winy na siebie. Chciał w jej oczach wyjść na tego złego? Przecież ona doskonale wiedziała, że Max jest dobrym człowiekiem, tylko zwyczajnie zagubionym. Kto na jego miejscu nie byłby? - Aham - tylko tyle była w stanie z siebie wydusić, gdy wytłumaczył o co chodziło z Florą. I choć trochę przykro było jej z powodu dziewczyny, jakoś nie potrafiła wykrzesać z siebie wobec niej ciepłych uczuć. - No właśnie, ale ja zwróciłam, a zawsze to jedna osoba wiecie niż żadna - rzuciła argumentem, który tak naprawdę pozbawiony był sensu, jednak wywoływał pożądany uśmiech w ich ciężkiej od wyznań rozmowie. Olivia nie bała się niczego, co związane było z Maxem, niemniej to, co mówił wywoływało u niej zdziwienie zmieszane z pewną obawą, jednak nie dawała tego po sobie poznać. - W takim razie będę wiedziała, gdzie się zgłaszać w przypadku innych wypadków - oznajmiła, choć te nie zdarzały się jej często, nie była typem niezdary, jednak mając takiego ratownika, kto wie czy nagle się w nią "przypadkowo" nie zmieni. Kolejne wyznania również nią wstrząsnęły, mimowolnie przytkała dłonią usta tłumiąc tym odgłos zaskoczenia. Nie spodziewała się usłyszeć takich słów z ust Ślizgona, niemniej jednak poza wyrazem szoku w niebieskich tęczówkach zachowała spokoju. Dała sobie chwilę by to wszystko do niej dotarło. - Na pewno, inaczej już dawno by cię tu nie było - odpowiedziała, mając nadzieję, że było to prawdą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Większość znajomości Maxa była długotrwała lecz powierzchowna. Jeżeli chodziło o męskie grono, miał kilku kumpli, którzy wiedzieli o nim dużo, lecz większość była po prostu zwykłymi znajomymi, z którymi raz na jakiś czas się spotykał. Nie zawsze nawet rozmawiali. Wystarczyło pójść pograć w koszykówkę, czy wspólnie coś znowu odjebać. Z kolei relacje Solberga z kobietami były dużo bardziej skomplikowaną historią. Sam nie wiedział dlaczego dokładnie, ale nie potrafił utrzymywać bliskiej relacji z płcią piękną. Zazwyczaj taka znajomość ograniczała się do bliskości fizycznej lub kończyła się złamanym sercem jednej z dam. Max nigdy nie szukał jeszcze czegoś "poważnego" chociaż parę razy dawał dziewczynom fałszywe nadzieje. O dziwo nie narobił sobie aż tylu wrogów ilu powinien. Oczywiście, jak wszędzie, i w tym przypadku były wyjątki. Chociażby właśnie siedząca teraz na przeciw niego Olivia. Felix skłamałby mówiąc, że nie podobały mu się ich pocałunki, czy dotyk delikatnej skóry dziewczyny, ale to nie było wszystko, co w niej widział. Nie była typową, jednowymiarową laleczką, kolejną która nadawała się tylko na chwilę zabawy i później się nudziła. Siedząc tutaj i trzymając jej dłoń, czuł co chciała mu przekazać bez zbędnych słów, których i tak już zbyt wiele dzisiaj padło. Wyglądało to na noc najgorszych zwierzeń Solberga. Zapewnienia gryfonki, że będzie się trzymała z dala od tego bałaganu nadal były lekko podejrzane, ale Max nie chciał drążyć tematu. Nie chciał się dzisiaj z nią kłócić. Potrzebował jej bardziej niż chciał to przyznać. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że rozmawiają o rzeczach, które nie stawiają go w dobrym świetle, ale to że Olivia nadal tu siedziała dawało chłopakowi nadzieję, że może faktycznie nie traci w jej oczach aż tak wiele. Gdy spytała, dlaczego broni Zakrzewskiego, Max nie wiedział czy się śmiać, płakać, czy złościć. -Akurat on będzie ostatnią osobą, za którą kiedykolwiek stanę. Po prostu chcę, żebyś dobrze zrozumiała sytuację. - Przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć, to co właśnie zamierzał, ale uznał że nie ma już chyba nic do stracenia. -Wyobraź sobie, że wchodzisz do pomieszczenia i widzisz okropny chaos, jak po przejściu tornada. Do tego na środku tej bajkowej sceny, pod ścianą stoi wystraszona na śmierć dziewczyna i chłopak, który... - Przez chwilę w jego oczach błysnęły łzy, ale szybko się ich pozbył. Uniósł wzrok znad szklanki i spojrzał Oli prosto w błękitne tęczówki. - ...który zamachuje się na nią pięścią. - Nieważnie, co mówiła Flora, tego jednego momentu, tej głupiej chwili słabości nie mógł sobie wybaczyć i prawdopodobnie zawsze będzie uważał to za jedną ze swoich większych porażek. Mocniej ścisnął dłoń dziewczyny, aby uspokoić drżenie, które nagle pojawiło się w jego ręce. Przełknął ślinę i kontynuował. -Ja pewnie zareagował bym tak samo jak on. - Koniec grania adwokata diabła. Callahan znała teraz prawdziwy powód bójki i Max miał nadzieję, że dziewczyna zrozumie, dlaczego nie kazał jej oceniać Lennoxa akurat przez TEN jeden odruch. Niechęć do Zakrzewskiego była spowodowana u Felixa tym, jak bezczelnie się do niego odzywał i nie próbował nawet zrozumieć sytuacji. Solberg miał wrażenie, że jego przeciwnik po prostu czerpał radość z agresji i nie interesował go powód całego zajścia. Do tego sposób w jaki zwracał się do Flory brzydził w Maxie obrzydzenie. Ogólnie rzecz ujmując, pierwsze wrażenie zrobił na Solbergu kiepskie. Do tego ten dzisiejszy incydent na imprezie. Jak on w ogóle śmiał zarzucić Felixowi, że ten ma gdzieś Florę.... Na twarzy Maxa widać było gniew i obrzydzenie na samą myśl o tym człowieku, ale także jakiś głęboko zakorzeniony smutek. Czy Flora też tak o nim myślała? Z tego natłoku myśli wyrwała go wzmianka o łuskach, które magicznie wyhodował dzięki jednemu z imprezowych piw. -Uznam, że miało to sens. Czy w takim razie mam teraz obiecać, że nie będę się rozbierał na imprezach? Wiesz, nie wiem czy dam radę... - Na początku uniósł brew w geście zdziwienia, by następnie wybuchnąć śmiechem, gdy zdał sobie sprawę jak niedorzecznie i dwuznacznie mogło to zabrzmieć. Oj tak, ta rozmowa to był prawdziwy rollercoaster emocji dla nich obojga. -Nie wiem czy jestem aż tak dobrym medykiem. Ale jeżeli chcesz podejmować to ryzyko, prywatna klinika im. M.F.Solberga jest czynna 24/7. - Na pewno dużo lepszy był w powodowaniu ran niż ich leczeniu, ale zawsze był czas żeby się podszkolić. Szczególnie, jeżeli myślał o karierze uzdrowiciela, choć ten pomysł coraz bardziej wydawał mu się bezsensowny. Spojrzał na zranione ręce Olivii, jakby próbował wyczytać z jej zaschniętej krwi swoją przyszłość. -Muszę Cię zmartwić Callahan. Gdy tak na to patrzę, to mam wrażenie, że czeka Cię długa, męcząca noc w towarzystwie kłopotliwego ślizgona. - Przybrał poważny wyraz twarzy, by na końcu zastąpić go szerokim uśmiechem. Na serwetce nie było już widać świeżych śladów krwi, co oznaczało, że rany powoli zaczynają się goić. W dodatku były odkażone i nie było na nich żadnych niepokojących śladów. Wyrzucił zakrwawione chusteczki i uniósł lekko ręce dziewczyny, by następnie złożyć na nich delikatny pocałunek. -No i masz, teraz na pewno szybko się zagoją. - W końcu mówi się, że "ałka" trzeba pocałować, prawda? Max nie chciał żeby ten wieczór był całkowicie oparty na smutku i żalu. Zawsze starał się dbać o chociaż odrobinę pozytywnego spojrzenia, nawet w takie dni jak ten. Nawet, gdy lata temu leżał w szpitalu z nożem między żebrami potrafił obrócić to wszystko w żart i znaleźć jasną stronę całej sytuacji. Chwilę później, ręka Olivii powędrowała do jej ust, by stłumić szok, jaki wywołało jego wyznanie, na temat tamtego lata. -Obyś miała rację. Chociaż, nie zawsze to tak działa. Nie było świadków, nikt nas nie widział. Do tego ponoć zgłoszenie na straż pożarną było anonimowe... - Przed oczami widział tamtą noc. Czuł żar płomieni oplatających stary budynek i słyszał przeraźliwe krzyki kobiety. Potrząsnął głową, by oddalić te wspomnienia. -W każdym razie należało mi się i nie będę udawał poszkodowanego. - Dodał prawie obojętnie, jednym haustem opróżniając resztę swojej Ognistej Whisky.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivii ciężko było określić czy z kimś łączyła ją relacja bardziej zawiła, wychodząca poza ramy powierzchownej znajomości. W gruncie rzeczy tylko z rodzeństwem była naprawdę blisko, choć Max zaintrygował ją do tego stopnia, że i między nimi granica między zwykłą znajomością a przyjaźnią powoli się zacierała. Nie wiedziała dlaczego to właśnie przy nim czuje się tak swobodnie, a w dodatku potrafi być nie tylko słuchaczem, ale również mówcą. Trzeba zaznaczyć, że Oli rzadko kiedy mówiła o sobie, często udzielając wymijających, jednak wciąż zgodnych z prawdą odpowiedzi. Z Solbergiem czuła dziwną więź, wystarczyło jedno spojrzenie w jego zielone oczy, by wiedziała jak w danym momencie powinna się zachować. Może ich relacja rozwijała się w taki sposób, dlatego, że mieli podobne poglądy na życie? A może po prostu dlaczego, że czują się pewnie, już z góry ustalone mając, iż ich pocałunki nic nie znaczą? Dla każdego z nich fizyczna bliskość była w porządku, jednak żadne nie chciało się bardziej angażować. Ale czy prowadząc tego typu rozmowy nie zbliżali się do siebie coraz bardziej? Może byli zbyt młodzi, zbyt niedoświadczeni by już to dostrzec. Uśmiechnęła się, kiedy Ślizgon dał w końcu za wygraną, jeśli chodziło o Lennoxa. Ich dalsza rozmowa na ten temat mogłaby zakończyć się sprzeczką, która i tak nie zmieniłaby podejścia dziewczyny, a byłaby jedynie niepotrzebną rysą w ich relacji; warto było się kłócić o ważne rzeczy, zaś Zakrzewski zdecydowanie się do takich nie zaliczał. Ważniejsze dla niej było to, jaką dokładnie rolę Max odgrywał i ile było jego winy w tym wszystkim. Mimo, że historia nie była ciekawa, chciała znać jej szczegóły, gdyż dopiero mając pełen obraz sytuacji była w stanie zająć jakieś konkretne stanowisko oraz wyrazić swoją opinię. Wzięła głęboki wdech otwierając już usta, jednak to Max zabrał pierwszy głos. Z ciszą ponownie zamknęła malinowe usta, słuchając kolejnych informacji, by parę sekund później otworzyć je jako wyraz niemego zaskoczenia. W pierwszej chwili nie wiedziała zupełnie, co powinna zrobić, jak się zachować czy co powiedzieć. Siedziała wpatrując się w bruneta przepełniona mieszanymi uczuciami, których nie potrafiła zidentyfikować. Zamknęła na chwilę oczy próbując wyobrazić sobie przedstawioną przez Ślizgona, lecz poddała się bardzo szybko. Maximilian Felix Solberg nie pasował jej do wizji mrocznego chłopaka, który jest w stanie podnieść rękę na dziewczynę. Myśląc trzeźwo nie byłby do tego zdolny i to właśnie był wniosek do którego doszła prawie od razu. Emocje potrafią pchnąć człowieka do robienia głupich rzeczy, rozumiała to. - I co w związku z tym? - zapytała, a ton głosu Gryfonki wydawał się dziwnie beznamiętny, jednak nie chodziło o to, że wyznanie czarodzieja nie zrobiło na niej wrażenia, wszakże wywoływało wiele uczuć, niemniej był to akt desperacji zagubionego chłopaka, którym w tamtym momencie się stał. Łatwo byli z góry wydać werdykt, skakając z łapami i czy takie zachowanie było rycerskie? Olivia prychnęła głośno do własnych myśli. W tym momencie w jej opinii Lennox ze zwykłego agresora stał się tępym agresorem, a jeśli Flora widziała w nim rycerza, to powinna przejrzeć na oczy. I wcale nie było tak, że Callahan broniła Maxa czy też usprawiedliwiała, po prostu będąc myślącą istotą wiedziała, że najpierw należy zadawać pytania, a dopiero później - gdy zajdzie taka potrzeba - używać siły. - Nie sądzę byś zareagował tak samo. Nie wiesz, co byś zrobił i tak naprawdę nie będziesz wiedział tego nigdy, dopóki podobna sytuacja nie spotka ciebie. Założenie "Ja pewnie zareagowałbym tak samo jak on' jest błędne, bo w życiu pewna jest tylko śmierć - odpowiedziała, zmieniając całkowicie ton wypowiedzi, który z pozbawionego emocji stał się ciepły i przyjazny. Olivia była naprawdę młoda osobą, a jednak gdy otwierała usta wydawało się, że jest o wiele starsza; miała poukładane w głowie, a jej wartości którymi kierowała się w życiu były stabilnymi fundamentami jej charakteru. Kiedy dostrzegła, jak na twarzy Ślizgona gniew, ścisnęła mocniej jego dłoń, mając nadzieję, że gest ten uspokoi trochę jego nerwy. Wszystkie wydarzenia, które miały miejsce należały do przeszłości na której nie powinien się skupiać. Przyszłość była ważniejsza, niestety zbyt wiele leżało w rękach Flory, która wystawała się być jakby trochę oderwana od rzeczywistości, porcelanowa pacynka w rękach Zakrzewskiego. Zaśmiała się na jego odpowiedź dotyczącą łusek. -Jeśli chodzi o mnie, możesz się rozbierać, ja chętnie popatrzę - zażartowała, śmiejąc się przy tym. Pokręciła nawet głową nie wierząc,w jak prosty sposób ich rozmowa z jednej skrajności przechodziła w kolejną, nie dając możliwości na to, by całkowicie pochłonęła ich powagą, która u ludzi w ich wieku była naprawdę rzadko spotykana. - Jestem gotowa na to ryzyko, a czy ty jesteś gotowy na to, bym się odwdzięczyła? - zapytała, unosząc do góry prawą brew i uśmiechając się kokieteryjnie. Nie była do końca pewna, co ma na myśli wypowiadając te słowa, lecz sądziła, że Max sam dopowie sobie resztę, a co z tego wyjdzie to już czas pokaże. Niemniej jednak Olivia nie zamierzała pakować się tarapaty, które doprowadzić mogły do kolejnych ran. Zwyczajnie nie przepadała za widokiem krwi nawet tej własnej, dlatego z niej w przeciwieństwie do Solberga marny byłby Uzdrowiciel. - A czy ja kiedykolwiek dałam ci do zrozumienia, że mnie to martwi? - zapytała w odpowiedzi, przekrzywiając delikatnie głowę. Była ciekawa, dlaczego wysnuł właśnie taki wniosek. - Poza tym lubię kłopoty - dodała i była to całkowita prawda. Oli od zawsze lubiła się w nie pakować, jednak kiedy objęła funkcję prefekta, to pewnych rzeczy nie mogła już robić. Było to jednocześnie przytłaczające, jak i ciekawe, z tego względu, że musiała panować nad własnymi żądzami, a to uczyło pokory, której często jej brakowało. Z uśmiechem obserwowała, jak brunet przygląda się jej dłonią, by ostatecznie uznać, że rany szybko się zagoją. - Dziękuję, jesteś naprawdę wspaniałym ratownikiem dla damy w opałach - powiedziała, patrząc na niego z wyraźnym uznaniem. Max potrafił zachować zimną krew nawet w najbardziej zaskakujących sytuacjach i to ujęło w pewien sposób Olivię; zadbał o nią, choć wcale nie musiał. To było naprawdę urocze i aż dziwne, że taka osoba jak on była jednym z wychowanków Salazara, którzy Gryfonce kojarzyli się z samymi negatywnymi cechami oraz odczuciami. - Jeśli było zgłoszenie, to na pewno udało się ich uratować - powtórzyła, choć bardziej niż Maxa chciała przekonać do tego siebie. Niezwykle ciężko byłoby jej żyć z myślą, że brunet odbierał - choć nieświadomie - komuś życie, a jeszcze ciężej było zapewne jemu. - A może spróbujemy odnaleźć tę kobietę i się przekonać? - zapytała, choć sekundę po tym, jak wypowiedziała te słowa pożałowała ich. Mimo wszystko miała nadzieję, że cała ta historia miała szczęśliwe zakończenie i gdyby tak rzeczywiście było zapewne chłopak poczułby się znacznie lepiej, nawet jeśli swoje już zapłacił za ten nieodpowiedzialny czyn.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby Max wiedział, jak bardzo myli się co do ich relacji, można by uznać, że w końcu dorósł. Chciał, czy nie, ale ich znajomość zaczęła mocno wykraczać poza sporadyczną fizyczność. Bardzo mało osób potrafiło sprawić, że się otworzy, a już na pewno na takie tematy, które poruszał z Olivią. Do tego dziewczyna nigdy nie zmuszała go do rozmowy, wszystko działo się naturalnie. Miał wrażenie, że gdyby po prostu siedzieli w ciszy przez długi czas i tak atmosfera między nimi by się nie zmieniła na niezręczną. Gdyby Solberg zaczął rozmyślać na ten temat na pewno by się przeraził i wycofał. Dlatego dobrze, że w tej chwili więcej kontrolował jego czyny wypity tej nocy alkohol, niż jego prawdziwa natura. Przynajmniej nie sprawi przykrości dziewczynie, zamykając się nagle przed nią i uciekając jak przestraszony jelonek. Jedyne, co wprawiało go w lekki dyskomfort to fakt, że praktycznie cały wieczór rozmawiają o nim i jego problemach. Miał przebłyski myśli, że jest to bardzo egoistyczne z jego strony, ale musiał wytłumaczyć gryfonce zajście z Zakrzewskim. Musiała zrozumieć. Gdy się odezwała, tym razem Max przybrał zaskoczony wyraz twarzy. Jej pytanie totalnie wybiło go z rytmu. Przez chwilę patrzył na nią mrugając oczami i próbując zrozumieć, tak proste pytanie. -I...I co.. w związku... z tym? - Powtórzył, jakby nie docierały do niego tak proste słowa. -Nie rozumiesz? Chciałem...Chciałem... Prawie ją uderzyłem. - Jakimś cudem był w stanie skończyć zdanie, chociaż nie było to łatwe. Pytanie Callahan, tak trywialne, po prostu go sparaliżowało. Jak mogła nie rozumieć jak wielki błąd popełnił. To, że nie widziała go w takiej akcji było dla Maxa ogromnym szczęściem. Nie chciał jej ranić i nie chciał, żeby widziała jak rani innych. Co prawda koniec końców nie uderzył Flory i zamiast tego tradycyjnie skrzywdził siebie, ale to nie było aż tak ważne teraz. -Ok, może masz rację. Ale potrafię zrozumieć, dlaczego mnie zaatakował. Tyle chciałem przez to powiedzieć. - Nie powinno się oceniać osoby po jednej sytuacji i to właśnie próbował przekazać dziewczynie. Mimo, że jednocześnie chciał jej w ten sam sposób udowodnić, że nie jest tak dobrym człowiekiem, za jakiego go ma. Gdy poczuł, jak mocniej ściska jego dłoń, wziął głęboki oddech i trochę się uspokoił. Kobieta zdecydowanie miała magiczne ręce, które leczą. Przynajmniej Solberga. Uśmiechnął się do niej słabo w podziękowaniu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio pozwolił sobie na takie chwile słabości. Poza dniem, kiedy przepraszał Florę, ale to była zupełnie inna sytuacja. -Nie jestem z siebie dumny i nie chcę, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Nie powinienem był tracić kontroli. Przez to znowu ktoś ucierpiał. - Kiedyś w końcu musiał dojść z tym do ładu, ale to wszystko było jeszcze zbyt świeże. Ledwo udało mu się pozbyć wszystkich siniaków, jakich nabawił go Zakrzewski. Jej nagła zmiana frontu w sprawie jego nagości lekko go zdziwiła. -To już zdążyłem zauważyć. Ale zapamiętam to sobie nie myśl, że nie! Tylko może nie na środku pubu. - Nie potrafił nie obrócić tego w żart. Przypomniał sobie lekko speszoną minę Olivii, gdy pozbył się koszulki na imprezie. Jej zaczerwienione policzki i usilne próby odwrócenia wzroku. To było nawet urocze. -Wszystko zależy, jak masz zamiar to zrobić. - Uniósł jedną brew w geście zdziwienia i oczekiwania. Nie miał wątpliwości, że dziewczyna może wymyślić wszystko. Zarówno coś żartobliwego, jak i całkiem poważną odpowiedź. Co prawda miał kilka pomysłów, jakie gesty wdzięczności by przyjął, ale nie miał zamiaru i uzewnętrzniać. Nie wypadało. Max nie miał wyboru i musiał dobrze znosić widok krwi. Już od dzieciaka stykał się z nią prawie codziennie. Gdy dziadek wyrzucił ich z domu i trafili z matką do squatu, widywał tyle urazów i krwi, że przestało to na nim robić wrażenie. Dzięki temu jednak nauczył się nie tracić głowy w takich przypadkach i zdobył podstawowe umiejętności wykonywania opatrunków, które mógł wykorzystać w sytuacji jak ta. Do tego nie miał najmniejszego problemu z brakiem profesjonalnego sprzętu. Tam, gdzie mieszkał do ósmego roku życia, apteczka była legendarnym przedmiotem, którego nikt nigdy na oczy nie widział. Trzeba było improwizować i to zostało Solbergowi do dzisiaj. Potrafił wiele rzeczy wyczarować z niczego i przystosować się praktycznie do każdej spotykającej go sytuacji. -Szczerze mówiąc to chyba nie, ale po tym co dzisiaj usłyszałaś, mogłaś zmienić zdanie. - Nie chciał i nie miał zamiaru się nad sobą użalać. Nie mógł mieć jednak pretensji do Oliv, gdyby zdecydowała, że Felix nie jest jednak człowiekiem, którego chce trzymać przy sobie. Na jej kolejne wyznanie, jego uśmiech poszerzył się, a w oczach pojawiły się ogniki. To właśnie chciał usłyszeć. -Czyli jednak drzemie w Tobie ten diabełek. - Już sam fakt, że zadawała się z kimś jego pokroju był dla niego jasnym sygnałem, że całkowitym aniołem to ona nie jest. Jednak, gdy sama otwarcie przyznała, że lubi kłopoty, w jego głowie pojawiło się mnóstwo planów. -Pani Prefekt, ale czy to tak wypada? - Oczywiście prefekci mieli niezwykle ważną i odpowiedzialną rolę w zamku. Nie mogli sobie pozwolić na uczynki o wątpliwej moralności. Dlatego też Maxa nigdy nie zdziwiło, że nie otrzymał swojej plakietki. To by dopiero był śmiech na zamku, gdyby Solberg miał dawać przykład innym uczniom. Hogwart pogrążyłby się w chaosie już pierwszego dnia jego rządów. -To tylko lekkie skaleczenie, nic wielkiego. - Oczywiście opatrzenie nawet tak maleńkiej rany było niezwykle ważne, ale nie uważał zaraz, żeby należało mu się ogromne uznanie. Tak naprawdę każdy potrafiłby zrobić to, co on. Może nie każdy byłby w stanie poświęcić do tego celu własny alkohol, ale to już inna sprawa. Pokręcił głową na jej dziecinny optymizm, który sam pewnie nazwałby naiwnością. Nie chciał wyprowadzać jej z błędu. W końcu ile takich zgłoszeń kończyło się tym, ze ofiary nie dało się uratować? Wystarczyło, by służby przyjechały na miejsce minutę za późno. -Nie! - Propozycja dziewczyny sprawiła, że na jego twarzy momentalnie pojawiło się przerażenie, a ręce, które były splecione z jej dłońmi, machinalnie się z nich uwolniły i cofnęły. -Nie chcę wiedzieć. - Powiedział już nieco spokojniej znów odwracając od niej wzrok. Nic nie przerażało go tak, jak myśl, że tamtej nocy mógł zostać mordercą. Jego bogin przybierał formę pożaru, bo symbolizował on tę wielką niewiadomą w życiu Felixa. Zagadkę, której bał się rozwiązać.
Potrzebujesz pieniędzy po kupnie pianina? A może jednak dorzucanie się do czynszu domu, a nie jedyne drobnego pokoju, odbiło się na Twojej kieszeni? Niezależnie co Tobą kierowało - zgodziłaś się, mimo niechęci, którą z pewnością odczuwałaś podczas rozmowy o pracę w tym miejscu i zgodnie z zaleceniami - wciąż w swoim mundurku szkolnym - przekroczyłaś własnie próg kawiarni. -Yuu-chan, Oł-haj-oł, japoński cukiereczku - przywitał się z Tobą starszy mężczyzna, dość niewyraźnie klecąc słowa przez grubo zbite cygaro między mięsistymi wargami - Huuuuh, za moich czasów mundurki wyglądały inaczej - sapnął, gubiąc przy okazji całe kłęby dymu, które choć na chwilę pozwoliły przysłonić łysinę na jego głowie i kilka zlepionych potem samotnych kosmyków. Wyciągnął krótką i tęgą różdżkę, by bez żadnego pytania czy ostrzeżenia skrócić Ci spódniczkę.
Rzuć kością k6, by dowiedzieć się gdzie sięga teraz Twoja spódniczka: 1: Spódniczka nawet nie zakrywa Ci dobrze pośladków, więc wystarczy minimalny ruch, by odsłonić zdecydowanie zbyt wiele. 2: Spódniczka minimalnie zakrywa Ci pośladki, więc o ile nie poruszysz jej gwałtowniejszym ruchem, może nikt nie dowie się jaką masz na sobie bieliznę. 3: Spódniczka sięga Ci do połowy uda. Bez nachylania się i gwałtownych obrotów Twoja bielizna jest bezpieczna. 4, 5: Spódniczka skróciła się nieco do granic przyzwoitych możliwości, ale za to materiał przyległ ciasno do Twoich nóg, podkreślając wszystkie linie ciała. 6: Spódnica wydłużyła się do połowy Twojej łydki
- Jak widzisz pianino już na Ciebie czeka - mruknął, machając niedbale dłonią na środek pubu, gdzie stał zgrabny, bladoróżowy instrument, sam już unosząc wzrok w górę, by spojrzeć na VIPowskie stoliki i oczekujących na koncert mężczyzn - Ale dobrze, że wzięłaś skrzypce. Graj co masz ochotę, Słodziutka. To i tak bez znaczenia - bełkotnął i zostawił Cię, byś przygotowała się w spokoju do gry. Cóż, względnym spokoju, bo o ile krępy mężczyzna faktycznie zdjął już z Ciebie wzrok, tak wszyscy pozostali w lokalu wbili swoje spojrzenia w każdy Twój ruch, szumiąc przy tym szeptami niczym ogromny rój pszczół.
Rzuć kością k100, by wylosować procent Twojego rozproszenia otoczeniem. Rozegraj według własnego uznania, zgodnie z charakterem i umiejętnościami postaci, pamiętając, by rozbudować ten etap posta, jeśli w rozliczeniu pracy chcesz zgłosić się po 1pkt kuferkowy.
Niezależnie od tego jak Ci poszło po koncercie na ziemię pada kilkanaście rzuconych galeonów, a nawet jeden pluszak i wyczarowany bukiet kwiatów. To jak, i czy w ogóle, zdecydujesz się je podnieść, zależy już tylko od Ciebie. Po wszystkim podchodzi do Ciebie na oko trzydziestoletni mężczyzna, wyciągając w Twoją stronę spoconą z emocji dłoń, zaraz rzucając rozchwianym głosem prośbę o zdjęcie i nie czekając na odpowiedź zgarnia Cię w objęcia, po czym błyskawicznie pstryka fotkę, zaraz już podekscytowany uciekając do swojego stolika na górze. Ledwo zdążysz otrzeć męski pot ze swojej skroni, a już ustawiła się do Ciebie kolejka chętnych do zrobienia sobie z Tobą wspólnego zdjęcia, a część z nich... chyba nawet ma ze sobą opaski z magicznymi kocimi uszkami.
Przewiduję krótką reakcję zwrotną na Twój post, określającą ilość i jakość Twojego napiwku - wynik zależy od wyrzuconych kostek, podjętych decyzji (np. o repertuarze) i Twojego zachowania. Pytania, skargi, zażalenia i wyrazy miłości proszę kierować do @Skyler Schuester
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Coś jej podpowiadało, aby nie iść do pubu o takiej... specyficznej nazwie. Jednak tutaj proponowali jej największą stawkę za występ, a akurat potrzebowała galeonów. Chociażby dlatego, że zdecydowała się zdecydowanie odciążyć finansowo. Tym bardziej, że zorganizowanie imprezy urodzinowej także jego sporo kosztowało. Musiała jakoś się odwdzięczyć i chociażby zająć się innymi wydatkami. Z niewiadomych przyczyn także sam właściciel tego przybytku wydawał jej się być... podejrzany? Z pewnością nie czuła się przy nim dobrze. I choć zwykle starała się nie dostrzegać ani nie wyszukiwać złych stron w ludziach to tak teraz jej obawy okazały się mieć całkiem solidne podstawy. Jedno machnięcie różdżki czarodzieja wystarczyło, by jej spódniczka magicznie skróciła się do takiej długości, że zasłaniała... nawet nie tyle, co bielizna, którą miała na sobie. Niemal od razu zaczerwieniła się niemalże do granic możliwości. Czuła się niesamowicie zawstydzona i upokorzona. Najlepiej zapadłaby się po ziemię i nigdy już stamtąd nie wyszła, ale... zobowiązała się już do czegoś. I tym razem zamierzała faktycznie wykonać swoje zadanie do końca. W takich okolicznościach uznała, że najrozsądniej będzie usiąść przy fortepianie, by chociaż w ten sposób móc zakryć to, co odkrywała skandalicznie krótka spódniczka. Albo chociaż to, co za nią uchodziło. Musiała przyznać, że się denerwowała. I to chyba o wiele bardziej niż przy swoich pierwszych publicznych występach. Czuła na sobie uważny wzrok mężczyzn zebranych na galeriach w sekcji VIPowskiej, którzy śledzili uważnie każdy jej ruch. Słyszała gwizdy, komentarza i okrzyki, które padały z niemalże wszystkich stron przez co jej palce nie zawsze uderzały tak jak trzeba w klawisze pianina. Była niemalże pewna, że wybrane przez nią melodie nie brzmiały w stu procentach tak jak powinny przez nieprzyjemną mieszankę emocji, która szarpała jej wnętrzności. Najchętniej rzuciłaby wszystko, ale starała się dobrze wykonać swoje zadanie. Rytmiczne takty z drobnymi niedociągnięciami wypełniały swoim dźwiękiem pomieszczenie, gdy Puchonka, nie odrywając wzroku od pudła fortepianu wygrywała kolejne nuty fortepianowych aranżacji znanych głównie popowych piosenek ze szczytów list przebojów zarówno czarodziejskiego świata jak i z mugolskiego. Choć tych było zdecydowanie mniej. Niekiedy wygrywane przez nią utwory zmieniały się w coś, co można byłoby nazwać nieco żwawszą balladą, która z pewnością posiadała swój urok nawet jeśli odbiegała w jakiś sposób od oryginału. W pewnym momencie na chwilę udało jej się nawet odciąć od wpatrującego się w nią tłumu mężczyzn, którzy wyglądali niczym sępy czekające na padlinę i skupiła się jedynie na przesuwających się po klawiaturze dłoni i oporze każdego klawisza, na którym lądowały jej palce. Choć wcale nie było to takie łatwe, bo co jakiś czas coś przypominało jej o tym w jakim dokładnie miejscu i sytuacji się znajduje, a to jedynie sprawiało, że pod wpływem nagłej nerwowości jej mięśnie się spinały, gotowe do tego, by wydać nieczystą nutę. Cały występ oceniłaby najwyżej jako mocno średni, ale wyglądało na to, że jej publiczności przypadł do gustu, bo prezenty od jej nowych fanów błyskawicznie uderzyły w parkiet całkiem niedaleko jej stanowiska. I choć mogłaby je zapewne zignorować to jednak zdecydowała się na pozbieranie ich przy pomocy Accio, bo to zdecydowanie było o wiele bezpieczniejsze niż schylanie się w i tak za krótkiej spódniczce. Tym czego się jeszcze nie spodziewała było to, że podszedł do niej... wielbiciel? Nie wiedziała jak go opisać. W każdym razie mężczyzna poza wyraźnym brakiem poszanowania przestrzeni osobistej i rozemocjonowaniem nie zrobił na niej złego wrażenia. Choć zdecydowanie wolałaby ludzi, którzy wiedzieliby jak zachować dystans. Nie mając czasu na reakcję, dała sobie zrobić z nim zdjęcie i kiedy fan zaczął się oddalać, zauważyła całą gromadę podobnych osobników. Uśmiechnęła się do nich uprzejmie, wiedząc już, że chyba nie uda jej się im wymsknąć i będzie musiała z niektórymi wymienić kilka słów i dać się sfotografować. Oby tylko oni wiedzieli co to jest bezpieczny dystans. Co najmniej metr, proszę...
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
W przeciwieństwie do Maxa, brunetka nie miała tendencji do wycofywania się z relacji, która naturalnie zaczynała rozwijać się zupełnie inaczej niż w pierwotnym jej założeniu. Dla niej ich rozmowy czy wspólnie spędzony czas nie były jednoznaczne z tworzeniem związku czy nadaniem ich relacji konkretnej nazwy. Problem pojawiał się w momencie, gdy jedno zaczynało czuć coś więcej, gdy budzić zaczynały się emocje zbyt silne, aby móc je ignorować; to mogło wówczas wystraszyć Oli, jednak w tym momencie ciężko było powiedzieć czy poza troską i ogólną sympatią jest między nimi szansa na coś więcej. Analizowanie tego, co działo się między nimi byłoby nie tylko nie na miejscu, ale również wywołać mogło niepotrzebne napięcie, zgoła odmienne od tego, które rodziło się za każdym razem, gdy ich ciała znajdowały się blisko siebie. Callahan nie myślała o tym, skupiając się wyłącznie na chwili obecnej i tym, że Solberg ewidentnie potrzebował przy sobie obecności drugiego człowieka. Dziewczyna była w stanie mu to zapewnić, wysłuchać go i w miarę swoich możliwości poradzić mu, jak należy podejść do danej kwestii. Nie we wszystkim się zgadzali, co widoczne było nie tylko w słowach opuszczających usta, ale również zmiennej pod ich wpływem postawie. Brunetka starała się zrozumieć postawę Ślizgona oraz jego próby wzięcia na siebie całej winy za to, co wydarzyło się między nim, Zakrzewskim i Florą, lecz było to niezwykle trudne; troska, złość oraz beznamiętność mieszały się ze sobą. Dostrzegła zaskoczenie malujące się na twarzy bruneta pod wpływem słów które opuściły jej usta. Niejako sama była nimi zszokowana, choć popierała je trafnymi argumentami. Westchnęła słysząc o tym, że prawie uderzył dziewczynę. Chwyciła mocniej dłonie chłopaka. - Właśnie, PRAWIE. Myślę, że nie jesteś zdolny do takiego czynu, nawet jeśli wtedy straciłeś nad sobą panowanie - powiedziała, patrząc w jego zielone oczy. Naprawdę wierzyła w to, co mówiła. Postrzegała Maxa zupełnie inaczej niż on sam siebie, co wynikało przede wszystkim z jego zachowania, ale również ich rozmów, w czasie których chłopak wykazywał się dużą empatią. Wtedy podczas spotkania z Florą stracił nad sobą kontrolę, jednak było to uzasadnione dużym wzburzeniem oraz rozdarciem. Próbowała mu to pokazać, gdyż na całą sprawę patrzyła jakby z boku, łatwiej było jej podejść do tego na chłodno przez co dostrzegała więcej niż pozostała trójka. Oczywiście Puchonce należały się przeprosiny, rozmowa wraz z wyjaśnieniami, lecz zdaniem Callahan Lennox również powinien przeprosić, bo on w przeciwieństwie do Solberga nie potrafił powstrzymać swoich zapędów, a to nie świadczyło o nim zbyt dobrze. Gryfonka wiedział, że ludzie popełniają błędy, ona sama miała ich na swoim koncie dużo, niemniej najważniejszym było, aby je dostrzec i próbować coś zmienić w swoim życiu. To świadczyło o mądrości, a tej Maxowi nie brakowało. Kolejnych słów nie skomentowała, bo doskonale rozumiała ich przekaz, był jasny, co nie było równoznaczne z tym, że nagle zmieni zdanie na temat któregoś ze Ślizgonów. Nie była pewna, co musiałoby się wydarzyć, by nagle odwróciła się przeciwko Maxowi. Może nie znali się zbyt długo, ich relacja pełna była czasowych luk, które w jakiś sposób zastopowały jej rozwój, niemniej czuła z nim więź, której nie była w stanie wytłumaczyć. Poniekąd miała wrażenie, że znają się całe życie, dzięki czemu łatwiej było im się wzajemnie zrozumieć. Oli w pewien sposób imponowało to, jak Max otwiera się przed nią, odkrywając kolejne swoje twarze, pokazując słabości,które posiadał każdy człowiek. Pokręciła z subtelną dezaprobatą głową, kiedy po raz kolejny zaczął obwiniać siebie. - W takim razie, gdy po raz kolejny będziesz czuł się w podobny sposób to wyślij do mnie swojego patronusa, a wtedy ja od razu pojawię się przy tobie - powiedziała, chcąc dodać mu w ten sposób otuchy, jednocześnie chciała, aby wiedział, że w jego otoczeniu zawsze jest ktoś na kogo może liczyć niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdzie. Dla przypieczętowania niejako obietnicy, którą właśnie mu złożyła wspięła się delikatnie na ramionach i dała chłopakowi buziaka w policzek, po czym uśmiechnęła się uroczo wracając na swoje miejsce. W pierwszej chwili miała ochotę pocałować go w usta, jednak to wydawało jej się zbyt odważne czy też nie na miejscu. Czy to już nie było niejako tradycją, że reakcja Olivii zaskakiwała - często nawet ją samą. Wciąż w pamięci miała swoje zawstydzenie oraz delikatne rumieńce na policzkach, kiedy Max nagle zaczął się przed nią rozbierać. Swoje zachowanie tłumaczyła, tym, że zwyczajnie ją zaskoczył, wszakże mając wielu braci przyzwyczajona była do widoki nagich, męskich klatek piersiowych. Na słowa chłopak przytaknęła ze śmiechem na ustach głową, jak najbardziej zgadzając się z nim w tej kwestii. - Jeszcze się nad tym zastanawiam - odparła wymijająco, przybierając tajemniczy wyraz twarzy. Zamrugała rzęsami, nie mogąc powstrzymać się przed tą chwilą kokieterii, na jaką pozwala sobie bardzo rzadko. W Gryfonce było coś takiego, co rozbudzało wyobraźnię jej rozmówcy, który dodatkowo nie mógł być pewien jej reakcji; potrafiła zaskakiwać, a jednocześnie wydawała się na tyle młoda i delikatna, że ciężko było posądzić ją o śmiałe czyny czy gesty, zwłaszcza wobec przedstawicieli płci przeciwnej. Niemniej była to jedynie iluzja, gdyż Olivia uwielbiała fizycznie obcować z chłopakami nawet jeśli ograniczała się jedynie do tańca i pocałunków. Widziała, jak zielone tęczówki Maxa ciemnieją pod wpływem wypowiadanych przez nią słów. Schlebiało jej to, dodatkowo wywołując ukłucie w dole brzucha. Patrząc na Solberga, słuchając jego kolejnych opowieści, które nie należały do szczęśliwych momentów życia miała wrażenie, że skrywa on w sobie mrok, który był charakterystyczny dla wychowanków Salazara. Cienie przeszłości wciąż wisiały nad brunetem nie dając o sobie zapomnieć, ale to w żadnym stopniu nie zniechęcało Olivii, wręcz przeciwnie - czyniło z Maxa na tyle ciekawą osobowość, że pragnęła poznawać go coraz lepiej, odkrywać tajemnice, z których nie był dumny, które wywoływały wiele sprzecznych emocji, a jednocześnie czyniły go tym, kim był teraz. - I właśnie to sprawia, że chce poznać całego ciebie, bez żadnych ulepszeń, tylko takiego prawdziwego - odpowiedziała, trochę zdziwiona tym, że nagle Max śmie wątpić w ich znajomość. Właśnie w taki sposób odbierała jego słowa, nie rozumiejąc jego postawy, bo przecież gdyby nie chciała go znać, wyszłaby z pubu kilka minut temu, a przecież wciąż tkwiła w miejscu, rozmawiając z nim. Czy to poniekąd nie świadczyło o tym, że jej na nim zależy? Chociażby, jak na przyjacielu? W rozbawieniu zmarszczyła czoło patrząc na niego jakby z byka.-A czy ty śmiałeś w to wątpić? - zapytała w odpowiedzi, jakby z oburzeniem, że nie wierzy w jej nieco diabelską stronę. Co prawda, teraz obejmując funkcję prefekta musiała nieco się uspokoić, jednak nigdy nie przepuszczała okazji, gdy ta się nadarzała, by coś zmalować, a ukochaną ofiarą żartów Oli był jej brat Boyd. - Czasem trzeba nagiąć pewne zasady - oznajmiła puszczając chłopakowi oczko. Przeczesała dłonią włosy, jakby w lekkim zdenerwowaniu, jednak było to mylne wrażenie. Trzeba przyznać, że w kwestii łamania czy też naginania pewnych zasad Oli emanowała niezwykłą pewnością siebie. Często by po ewentualnie wpadce bronić się wcześniej szukała w regulaminach luk,które później wykorzystywała na własną korzyść. Ciężko było wyobrazić sobie Maxa w roli Prefekta i wcale nie chodziło o niecne uczynki, których dopuszczał się każdy, Liv miała wrażenie, że on po prostu za punkt honoru wziął sobie pobicie rekordu w szlabanach w danym semestrze szkolnym, co automatycznie wykluczało go z bycia wzorem dla innych. Callahan również miała swoje za uszami, jednak miała znacznie więcej szczęścia niż Ślizgon, gdyż rzadko kiedy została przez kogoś przyłapana, trzeba przyznać, że wykazywała się dużym sprytem. - Ja to nie wiem czy poradziłabym sobie bez magii ze zwykłym zadrapaniem, zaklęcia to najlepsze co istnieje-przyznała otwarcie. Nauka zaklęć zawsze wychodziła jej najlepiej, miała do nich wrodzony talent, czego nie mogła powiedzieć o uzdrawianiu przy pomocy innych narzędzi niż różdżka. Dobrze, że od dziś ma swojego prywatnego uzdrowiciela. Z lekkim strachem w oczach spojrzała na Maxa, kiedy kategorycznie i z lekko uniesionymi głosem zakazał jej szukania kobiety z pożaru. Dziewczynie również też pomysł po krótkiej chwili wydał się beznadziejny, jednak nie sądziła, że Ślizgon zareaguje w tak emocjonalny sposób. Ponownie chwyciła jego dłonie, nie była osobą która szybko dawała za wygraną, niemniej tym razem odpuściła, wzdychając głośno. - Rozumiem - powiedziała, choć cała sprawa nie dawała jej spokoju. Było pięćdziesiąt procent szansy na to, że tamte osoby żyły, a wraz z tą wiadomością demony Maxa odeszłyby na zawsze, jednocześnie istniała możliwość, że stał się mordercą, a ta przerażała również brunetkę. -Jeśli nie chcesz o tym mówić, nie będę naciskała, ale wiedz że zawsze cię wysłucham - dodała, obdarzając go ciepłym uśmiechem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Właśnie ta bliskość psychiczna i swoboda były głównymi powodami, które mogły sprawić, że Max zacząłby oddalać się od dziewczyny, gdyby przyszło mu o tym myśleć. W końcu nic nie przerażało go bardziej niż otworzenie się przed kimś. Przerażało go, jak bardzo potrzebuje teraz towarzystwa dziewczyny. Chciałby zostać sam, nie zamartwiać jej swoim zjebaniem umysłowym i bardzo wątpliwymi życiowymi decyzjami. W tej chwili jednak już nie było odwrotu. Za dużo już powiedział. Był w szoku jak wiele zrozumienia mu okazywała i jak bardzo go broniła. nie potrafił do końca tego zrozumieć. W końcu to on był tym złym, niemoralnym ślizgonem, który co chwilę pchał się w jakieś kłopoty. Z drugiej strony w pewien sposób cieszyło go, jak oburzyła się na Zakrzewskiego. Martwiło go tylko to, że Florze tak na nim zależało. Będą musieli kiedyś o tym porozmawiać. -Skoro było już tak blisko, myślę, że byłbym w stanie to zrobić. - Nie chciał tego mówić, ale taka była prawda. Co, jeżeli dłużej siedzieliby sami w kuchni? Czy agresja Solberga by się wyciszyła, czy wręcz przeciwnie? Za dużo pytań i zdecydowanie za mało odpowiedzi krążyło teraz po jego głowie. -Chętnie, tylko nie opanowałem jeszcze tej sztuki. - Uśmiechnął się słabo. Od dawna marzył mu się cielisty patronus, ale nie był jeszcze dość dobry w zaklęciach, by go wyczarować. Na dodatek pojawiał się problem z wystarczająco silnym, szczęśliwym wspomnieniem. Nie miał pojęcia, co by wybrał jako to najważniejsze. Dużo bardziej zapadały mu w pamięć jego mniej honorowe chwile, których z dnia na dzień było coraz więcej. Dlatego też na tę chwilę musiał zadowolić się kontaktem przez sowy, lub wizzbooka. Dziewczyna zdecydowanie wiedziała, jak trzymać Solberga w napięciu. I to każdym możliwym. Była to niezaprzeczalnie wielka zaleta dla Maxa. Dodawało to ich relacji nieco adrenaliny, którą przecież tak uwielbiał. W jednej chwili Olivia kokietowała go, w drugiej wygłupiali się a w kolejnej siedzieli tutaj i dyskutowali o jego głupich pomysłach. Nie znał drugiego człowieka, z którym były w stanie tak naturalnie przechodzić przez te wszystkie etapy i to zaledwie w ciągu kilku chwil. Uśmiechnął się, gdy otrzymał od niej buziaka. Zdecydowanie go teraz potrzebował. -Wstęp do teatrzyku zwanego moim życiem już masz i to porządny. - Miał wrażenie, że jeszcze nie raz dziewczyna usłyszy, co nawywijał. Nie liczył na to, że będzie go klepać po główce i pocieszać, ale po prostu czuł, że może jej powiedzieć wszystko. Felix sam siebie zaskakiwał, jak łatwo mu to przychodziło. Widać potrzebna była odpowiednia osoba i już słowa zaczęły niekontrolowanie opuszczać jego usta. No, może nadal dość ostrożnie, ale w niekontrolowanej ilości. -Zdarza mi się wątpić w bardziej oczywiste rzeczy. - Powiedział przekornie choć naprawdę dziwiło go, że Olivia nadal tu siedziała. To nie było w stylu wielu dziewczyn. Zazwyczaj wystarczył najmniejszy powód, żeby odwróciły się na pięcie i już nigdy na niego nie spojrzały. -Zgadzam się z Tobą w stu procentach. - Podejście do zasad miał bardzo luźne. Raczej się nimi nie przejmował, dopóki ktoś nie przyłapał go na ich łamaniu. Prefekt byłby naprawdę z niego marny. Szczególnie ten rok, był jakiś pechowy dla ślizgona. Nie można uznać, że kombinował bardziej niż w latach poprzednich, ale jakimś dziwnym trafem dużo bardziej mu się teraz obrywało. Może był to znak, że czas się ogarnąć? Jeżeli tak, to Max z pewnością nie potrafił tego znaczenia odczytać. -Dałabyś radę, to naprawdę nie jest takie trudne. - Uważał, że każdy jest w stanie się czegoś nauczyć, jeżeli tylko chce, a pierwsza pomoc była dość przydatną umiejętnością. -Na początek wystarczy, że zapamiętasz, że alkohol jest świetny na odkażanie ran. - Właściwie zadbanie o czystość zranienia była najważniejsza. Jeżeli dopuściło się do zakażenia, robiło się bardzo nieprzyjemnie. Nie każdy nosił ze sobą wodę utlenioną, a alkohol dużo łatwiej było zdobyć. Odetchnął z ulgą, gdy gryfonka nie ciągnęła tematu. Jego świat by się załamał, gdyby prawda wyszła na jaw. Jeżeli ofiary nie przeżyły tamtego wypadku, prawdopodobnie nigdy by sobie tego nie wybaczył, chociaż karę już otrzymał. Gdyby jednak jakimś cudem matka i dziecko zostali uratowani, Max czułby się w obowiązku do odnalezienia ich i przeproszenia, co oczywiście też by go zniszczyło. Nie było dobrego rozwiązania tej sytuacji. -Wystarczy już, że całe Inverness żyło tym bardzo długo. Ale dziękuję. - Temat był przewałkowany przez całe miasteczko. Jego przybrani rodzice nie wiedzieli, co dokładnie się stało i kto za tym stał. Tylko jego siostra wiedziała. Musiał jej powiedzieć, bo i tak już zachowywał się podejrzanie, a nie chciał, żeby znów pomyślała o czymś gorszym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees