Nikt nie wie czemu właściciel tego miejsca nadał mu taką specyficzną nazwę. Nijak to się odnosi do wnętrza, ani nie ima się to wielu innych spraw, które mogą Ci się kojarzyć z tym miejscem. Nie mniej jednak zaraz po wejściu do środka tego starego budynku nasuwa Ci się myśl, że panuje tu przyjemny półmrok. Jest to miejsca dwupoziomowe. Na górze znajdują się zarezerwowane stoliki oraz te dla członków specjalnego klubu. Jeśli chciałbyś złożyć tu podanie o kartę stałego klienta, aby mieć wynajęty stolik na górze na zawsze musisz skontaktować się z właścicielem i przede wszystkim zasłużyć sobie.
Dolna sala jest przeznaczona dla wszystkich klientów i możesz ją z powodzeniem wynająć na swoje urodziny czy inne kameralne przyjęcie, które chciałbyś zorganizować dla ściśle określonego grona. Kto wie, może wy wszyscy chcecie zagrać w partyjkę tajemniczej gry, która obowiązuje tylko w tym barze?
Kłębolot Dymiące Piwo Simisona Smocza Krew Ognista Whisky Różowy Druzgotek Rum porzeczkowy Malinowy Znikacz Łzy Morgany le Fay Wino z czarnego bzu Uścisk Merlina
- Co... - Zdążyła powiedzieć tylko, zanim przebiła się przez tłum ludzi i idąc za Eiv, wylądowała w łazience. Posłała jej pytające spojrzenie, unosząc do góry prawą brew, a kiedy zobaczyła fiolkę, którą wyjęła z torebki, na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech. - Ach, przecież wiesz, że nie odmówię. - Zmrużyła lekko oczy. - Niezależnie od tego, jak działa zawartość.- Ujęła buteleczkę w dłoń i obejrzawszy ją pobieżnie, odkorkowała. Poczuła dotyk Eiv na swoich ustach i spojrzała na nią wymownie, zanim jeszcze przechyliła fiolkę z przeźroczystą substancją. Wypiła połowę, a drugą część zostawiła Gryffonce. Eliksir zaczął działać niemalże natychmiastowo i chyba rzeczywiście był rozweselający, bo twarz Trice już po chwili wyraźnie rozjaśniała. Co więcej, matowe dotychczas oczy, zabłysnęły wesoło, a ona sama czuła się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Takim, dla którego nie istnieje wczoraj, dla którego nie ma dnia jutrzejszego, a ważna jest tylko chwila obecna. Takim, który żyje, nie przejmując się konsekwencjami i ograniczeniami, które nie istnieją w jego życiu. - Eiv. - Szepnęła, a po jej twarzy błądził błogi, szczery, uśmiech. - Nie wiem, co to jest. Nie muszę wiedzieć. - Rzuciła, spoglądając w niebieskie oczy. - Czuję się zajebiście, wow, naprawdę. Wszystko jest takie jasne i nic mnie już nie rusza... - Przymknęła na chwilę powieki, chcąc napawać się tą chwilą przez jakiś czas, a kiedy je otworzyła, zbliżyła się do Eiv, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. Najwyraźniej eliksir oprócz działania rozweselającego, miał też właściwości pobudzające, bo Trice nie mogła oprzeć się urokowi brunetki i choć na co dzień wolała chłopców, teraz przejechała palcem po policzku Gryffonki. - Nie wiem, czy to ja odkryłam właśnie jakieś ukryte skłonności, czy to eliksir tak działa, ale... - Delikatnie musnęła ustami jej usta, a na jej twarz wpłynął lekki, trochę zadziorny, uśmiech. - Ale bawmy się, po prostu. - Rzuciła, prowokująco mrużąc oczy, po czym pociągnęła Eiv za sobą. Wychodząc z łazienki, czuła, jak nogi same rwą jej się do tańca. Omiotła salę wzrokiem, a w samym jej środku, dostrzegła grupkę takich, którzy najwyraźniej także nie bali się dobrej zabawy. Toteż z tym błogim uśmiechem na twarzy, ruszyła w ich kierunku, wciąż trzymając przyjaciółkę za rękę. Szła zgrabnym, równym krokiem, a już po chwili stanęła przy całkiem przystojnym brunecie i utopiła swoje ciało w zmysłowym tańcu. Poruszała się z gracją, jaką wydobywała z siebie przy każdej takiej okazji, a powieki miała przymknięte. Czuła wolność, radość, a swoją melancholię rozrywała na strzępy. Przekraczała granice. Eliksir, a może po prostu jej dobre samopoczucie sprawiło, że każdy zmysł Darrell był maksymalnie wyostrzony. Dźwięki były czystsze, uderzenia basów mocniejsze, a zapachy bardziej wyczuwalne. Niesamowite. Jak piękne są chwile pozbawione refleksji nad przeszłością, pozbawione granic i tej przeszywającej bezradności
W relacji z Eiv nie istniały żadne pytania. Nie istniał żaden klucz, który można było jasno przypasować do tej jednej istoty. Każdy chciał wiedzieć wszystko, ale Henley nie dopuszczała do siebie takich perspektyw. To po prostu było zbędne, bo jakby nie patrzeć – pytania określały ograniczenia, a tych z kolei Cara nie tolerowała. Zbędne zagwozdki przyprawiały ją o zawrót głowy. Nie miała ochoty już dłużej rozważać, czy to jest dobre, a co gorsza – właściwe. Wolała zatopić wszystkie myśli na poziomie alkoholowym bądź transmutacyjnym. To jeden z powodów, dla których lepiej odnajdywała się w ciszy niż głośnych miejscach, ale gdyby przestała bywać w takich miejscach jak Pusta Klata straciłaby na swoim uroku. Patrz. Pożądaj, ale nie będzie należeć. To prosta logika, równe zadanie matematyczne, które ma tylko jedną prawidłową odpowiedź. Co zatem jest niezrozumiałego w tej prostej zasadzie? Sentencji, który płynie jasny przekaz? Henley tego nigdy nie ogarnie. Dopiero gdy Trice wypiła nieco eliksiru, a resztę zostawiła Eiv ta się uśmiechnęła szerzej. Jej intensywnie niebieskie tęczówki zmieniały kolor z każdą zmieniającą się emocją, jaką można było odczytać z jej ślicznej buźki. Kiedy natomiast krukonka odważyła się pocałować Henley, ta wzięła głębszy wdech. Była jeszcze na to zbyt trzeźwa, ale usta laski z różowymi włosami, były doprawdy miękkie i delikatne. Nie trwało jednak to jakoś nadzwyczajnie długo, bo gdy tylko Eiv wypiła swoją część powędrowały z powrotem na parkiet. Źrenicy gryfonki zmniejszyły się drastycznie, bo eliksir, który właśnie spożyła podziałał na nią nieco inaczej niż na Bet. Szła otępiła, a ludzie, którzy się tutaj bawili coraz bardziej stawali się rozmytymi sylwetkami, które tak naprawdę wirowały na parkiecie, a sama Henley chyba wolał usiąść. Podeszła zatem do jednego ze stolików, kelner przyniósł jej piwo, a ta nie odrywając wzroku od koleżanki wodziła za nią spojrzeniem. Nie chciała dołączać, póki sytuacja nie robiła się niebezpieczna, bo przecież dwie pijane panny to najłatwiejszy cel. I tak poczuła delikatne muśnięcia opuszkami palców na karku, zaraz potem odchyliła lekko szyję, odwracając całkowicie wzrok w stronę Tice. -Dzisiaj będziesz moja… – Wyszeptał jakiś nieznajomy facet wprost do ucha gryfonki, a ta jedynie spojrzała na niego wymownie, by ująć jego twarz, a zaraz potem wyszeptać, krótkie wypierdalaj. Nie czekała zbyt długo, nie miała zamiaru tu siedzieć. Wstała gwałtownie i ruszyła do Trice, z którą miała zamiar się bawić, bo przecież o to w dzisiejszym wieczorze chodziło, prawda? I tak mniej więcej spędziły czas, a przynajmniej większość czasu, bo kto im miał tego zabronić?
Trzeba było odpocząć od zgiełku dnia, od tej przeklętej codzienności. Edward siedział w Pubie już jakąś drugą godzinę, a w ręku trzymał, którąś z kolei szklaneczkę ognistej Whisky. Ostatnimi czasy przychodził tu coraz częściej i coraz częściej zatapiał swoją nudę w alkoholu. Miał mocną głowę, a przynajmniej tak mu się wydawało i następna kolejka wcale mu nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie. Rozbarwi ten szary świat na różne kolory i sprawi, że nuda zniknie. Nienawidził tego. Nie ważne co robił, zawsze ogarniało go to straszne uczucie nudy i beznadziejności… Chociaż spotkanie z Vittorią było dla niego bardzo ciekawą i fascynującą odskocznią, od której nie był w stanie uciec i której ni był w stanie zapomnieć. Na samą myśl o dziewczynie przeklął pod nosem i dopił duszkiem z niezadowoloną miną. Ta przeklęta dziewucha nie dawała mu spokoju, a do tego stawał się przy niej jeszcze słabszy niż przedtem, a na to nie mógł sobie pozwolić. Bez zażenowania zamówił jeszcze jedną szklankę Whisky i zatopił się w niej nie zwracając uwagi na rzeczywistość.
Czyżby chłopaki mieli ten sam problem? Problem miłosny? Eric na pewno miał takowy problem. Brandon można powiedzieć się do niego nie odzywa po upojnej nocy w Dolinie Godryka. Przecież tak bardzo go pragnął i gdzie on teraz jest? Eric nieco się na nim zawiódł, a nawet bardzo się na nim zawiódł. Miał nadzieję, że coś z tego będzie, ale chyba teraz było już wszystko stracone. Może chciał jedynie Erica wykorzystać w tej pięknej dolinie? Zabrał go tam, ażeby przedstawić mu owe miejsce i na tym się ich znajomość ma skończyć? Sam nie wiedział co on od niego oczekiwał. Pewnie gdy go spotka nie będzie zadowolony z tego spotkania. Zawiódł się na nim. Był chociaż szczęśliwy z faktu, że jakoś się to bardzo nie rozwinęło, chociaż tyle. Wybrał się dzisiejszego dnia do pubu. Pusta Klata bo tak się on nazywał nie był ulubionym miejscem Erica, ale jednak liczył na spokojne spędzenie czasu w samotności i wypiciu kilku drinków, przecież mógł prawda? Nie miał zamiaru siedzieć sam w pokoju i rozmyślać nad tym wszystkim, może kogoś spotka, bo szczerze powiedziawszy na to najbardziej liczył. Ostatnio doskwierała mu samotność, niestety. Wszedł do pubu i usiadł przy pierwszym wolnym stoliku po zamówieniu drinka zamoczył w nim swoje usta spoglądając za okno.
Już miał wychodzić, już miał wrócić do nowego mieszkania, kiedy jego oczom ukazała się pewna osoba. Prawdę mówiąc w normalnym wypadku pewnie zignorowałby chłopaka i poszedł do domu tak jak zamierzał, ale że był na tyle znudzony i można powiedzieć odurzony alkoholem, że zmienił swoje plany w trybie natychmiastowym. Dopił duszkiem resztki Whisky na otuchę i zamówił nową. Kiedy trzymał już w ręku kolejnego przyjaciela ruszył w stronę Erica. Nie wyglądał na osobę pijaną, zachowywał się całkowicie normalnie. On właśnie tak reagował na alkohol, nie widać było żadnej zmiany, tylko po prostu… jego tok myślenia się zmieniał. - Można? – zapytał wskazując na miejsce obok pana Moore, posyłając mu cudowny uśmiech numer dwanaście, zajął miejsce upijając łyk cudownego trunku. Och jak on kochał whisky! Nie ma na świecie nic cudowniejszego od whisky… no może tylko karmel. Ed kątem oka przyglądał się nowemu towarzyszowi, co on właściwie planował? Pewnie sam nie miał pojęcia. Poszedł na żywioł, a nóż stanie się tej nocy coś ciekawego, co będzie warto zapamiętać.
/Przepraszam, że nie odpisałam wcześniej, ale nie wyświetliło mi się w powiadomieniach i tak jakoś wyszło!/
Siedział sobie i nic specjalnego się nie działo, szczerze to miał taką nadzieję, że będzie sobie siedział i nic ani nikt mu nie przeszkodzi. Jednakże mylił się, jego oczom ukazał się gryfon. Mimo iż w Hogwarcie jest już trochę czasu to jednak chłopaka widział pierwszy raz na oczy. Chyba, że przelotnie na korytarzach, no ale przecież on nie ma tak dobrej pamięci do wszystkich imion, prawda? Jakoś przeczuwał to, że niebawem odezwie się może jego siostra. Tak bardzo za nią tęsknił, tak bardzo chciał z nią porozmawiać, bo jakby nie było to była najbliższa osoba jego serca, więc na kogo miał innego liczyć? Zawsze była dla niego najważniejszą osobą na świecie i chyba nigdy się to nie zmieni. Zawsze mógł na nią liczyć, więc gdzie ona się teraz do jasnej cholery podziewa? Ehh.. Jednak czuł, że to będzie przełom w ich relacjach, może Olivia dowiedziała się o tym, że Eric lubi chłopców? Ale Olivia chciałaby z nim o tym porozmawiać to na pewno. Na sto procent nie odrzuciłaby go z tego powodu. - Cześć, można. - mruknął do chłopaka szczerze powiedziawszy nawet nie przenosząc na niego swojego wzroku. Może, może przecież na nikogo innego nie czeka. A zawsze to jakieś towarzystwo, tak?
Ostatnio życie się trochę komplikowało. Zawsze najważniejsze była zabawa dla niego. Zarywał do każdej dziewczyny, którą tylko zobaczył, wmawiając jej, że jest jego bliźniakiem. Wystarczyło kilka słów, imię Jay, piękny uśmiech i mógł mieć wszystko, mógł mieć każdą. A później jego brat miał rzeszę fanek, które chciały się pozabijać, ewentualnie zabić jego. W całej szkole wszyscy wątpili w istnienie niejakiego Edwarda Harpera. Plotki mówiły, że Jessie wymyślił sobie brata, by móc oczyścić sobie imię z tych wszystkich podrywów. Mit staje się prawdą, w momencie kiedy dwóch braci stoi obok siebie, a ty nie masz zielonego pojęcia który, to który. A oni bawią się w najlepsze. Gorzej jak pojawia się kobieta, która jest w stanie powiedzieć bez problemu, że Edward to on. Na samą myśl, na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Zabawa skończona, koniec z byciem człowiekiem widmo, trzeba wymyślić nową grę, w której trzeba się zagłębić. Kątem oka zmierzył swojego partnera wzrokiem. Nigdy nie miał problemu z podrywaniem obu płci, za każdym razem była to super zabawa, zwłaszcza, jeżeli się starało poderwać heteroseksualnego mężczyznę. Wtedy miał ubaw po same pachy, a o to chodziło przecież w życiu! A przynajmniej w życiu Edwarda. - Pozwól, że następną kolejkę ja stawiam – wydukał w końcu pozbywając się tej przerażającej i natrętnej ciszy. Wracając do chytrego uśmiechu ponownie wlepił spojrzenie w szklankę, mieszając zawartość. - Też szukasz jakiegoś… towarzystwa na wieczór, czy jednak czekasz na wybrankę swego serca? – zapytał. Nie miał zamiaru owijać w bawełnę. Bo po co? Miał powiedzieć, jestem Edzio (ewentualnie Jay, w zależności od humoru i ochoty), poznajmy się bliżej. Do dupy z takim poznawaniem się! Akurat teraz nie miał ochoty na takie gierki – Chyba, że ciebie trawią podobne problemy z kobietami do moich – odburknął pod nosem upijając odrobinę alkoholu.
No tak życie płatało różne scenariusze, Eric zawsze chciał mieć brata, niestety to nigdy nie doszło do skutku, a jeżeli miałby już brata bliźniaka byłby chyba najszczęśliwszym facetem na ziemi. Eric do rodziny przywiązuje dość dużą wagę, jest dla niego najważniejsza, potrafi zrobić dla każdego dosłownie wszystko. Dlatego też tak ciężko znosił nieobecność swojej siostry przy nim można nawet powiedzieć w najważniejszym momencie jego życia, kiedy to jego losy warzą się między kobietami a mężczyznami. Sam nie potrafił zadecydować, przecież do tamtego feralnego wypadu do Doliny Godryka wszystko układało się tak jak powinno, a więc Eric podrywał sobie dziewczyny, bawił się nimi, rzucał i tak w koło macieju, a teraz? Teraz kompletnie się do tego nie nadawał tak jakby wypuszczono z niego całe powietrze. To było okropne uczucie, ale jak najbardziej prawdziwe. Nie potrafił znaleźć w sobie jakoś odwagii czy skoncentrować się na tym. Ehh. Życie naprawdę zmienia się niekiedy w ułamkach sekund, w życiu by nie powiedział, że to teraz faceci grają rolę tych rzucających dziewczyn. Rzucających, teraz sam nie był pewny czy chciałby kogoś rzucać czy szukać już coś na stałe. Na pewno będzie musiał złapał Olivie to ona ma mu pomóc, nie kto inny. Spojrzał przelotnie na chłopaka jedynie kiwając przytakująco głową na temat stawianego przez niego drinka. On tam nie widział w tym nic złego, ażeby obcy facet stawiał mu drinki. Czyżby był tak miły, czy tylko coś od niego chciał? Ale co mógłby od niego chcieć? Przecież się tak praktycznie w ogóle nie znają. - Wybranka serca? Dobre... - mruknął do niego prychając pod nosem. Eric dopiero teraz zainteresował się bardziej chłopakiem siedzącym obok niego, dlatego też przewrócił głowę ażeby mieć go dla swoich oczu. - Podobne problemy... Być może tak jak tylko dowiem się jakie są Twoje. - powiedział nieco mrużąc oczy. Bardzo często to robił, tak jakby chciał dowiedzieć się o nim czegoś więcej jakby chciał wycisnąć z jego głowy coś czego on sam mu nigdy nie powie.
Na całe szczęście Edward nie miał z tym problemów. Nigdy się nad tym też poważnie nie zastanawiał. Po prostu zachciało mu się flirtować z mężczyznami, to zaczął to robić. Jego brat był pod tym względem taki sam… może właśnie dlatego nie sprawiło mu to problemu. Nie ważne co się działo zawsze miał Jessiego przy boku, nie ważne jak było źle, nie ważne jak było dobrze. Byli od siebie uzależnieni i nie potrafili żyć bez siebie. Nigdy sobie nawet nie wyobrażał, jak jego życie będzie wyglądać, gdy będzie musiał opuścić Lessie… przerażała go sama myśl o tym! Wtedy by dopiero spoważniał, bo czułby się nieziemsko samotny. Jakby ktoś wyrwał cząstkę jego samego i porzucił gdzieś na dnie oceanu. Gestem przywołał kogoś i zamówił chłopakowi to, co wcześniej pił. Nie chciało mu się wydziwiać i wymyślać. Skoro to pił, to musiało mu smakować, czyli to był najlepszy wybór. Ed nie bez powodu zadał to pytanie. Zazwyczaj pomagało mu określić wiele rzeczy na temat rozmówcy. A teraz… albo jego umysł był zaćmiony, albo nie widział w tym konkretnego znaczenia. Prawdopodobnie pierwsza opcja. Jednakże nie odrywając od salema wzroku upił trochę whiskey. Trzeba przyznać, że tępo picia to on miał dosyć duże. To był jego moment do namysłu. Z zewnątrz wyglądało to tak, jakby delektował się tym jednym łykiem, a w rzeczywistości myślał jakiego pionka teraz uruchomić. - Kobiety… – wydukał w tym wielkim zamyśleniu – to skomplikowane bestie – dodał po chwili. Zastanawiał się, czy to, co chciał powiedzieć będzie dobrą decyzją, jednak… bez ryzyka nie ma zabawy – może właśnie dlatego wolałem z nich zrezygnować – bardzo odważne posunięcie. Jaki będzie odzew ze strony Ericka? Nie odpowiada uważnie, bo to może zaważyć o jego… bliskiej przyszłości.
Ano tak zawsze tak jest, że w życiu zajdzie się jednak osoba, której się bezgranicznie ufa i wierzy. Podobnie jest z psami, czy kotami. Wybierają sobie tylko jedynego właściciela, którego tak naprawdę słuchają i są na każde jego zawołanie. Eric nikogo takiego nie szukał, ponieważ jego siostra odgrywa tę rolę. Wie o nim wszystko tylko tego nie, że przespał się z chłopakiem, ale co tam. Miał jej zamiar o tym powiedzieć, ale z nią się skontaktować to jak walić głową w mur. Czym ona jest tak do cholery zajęta, że nie mogła nawet godzinki poświęcić dla swojego brata. Już on sobie z nią porozmawia jak tylko dojdzie do ich konfrontacji. Skoro chłopak rzeczywiście przywołał kelnera i zamówił mu to sam co wcześniej Eric pomyślał, że nie na darmo przysiadł się do niego i nie na darmo się tutaj pojawił. Może to Edward ma mu pomóc jakoś rozwiązać te problemy sercowe? Tylko do cholery w jaki sposób? Patrząc na po czynania gryfona również wziął drinka i przechylił pozbywając się połowy zawartości. - Nie powiem, że nie mogę Ci przyznać racji... - powiedział do niego i kiwnął lekko głową. No tutaj miał rację. Dziewczyny były bardzo skompliwane, wiele miały problemów, wiele wymyślały. Może właśnie dlatego Eric postanowić spróbować czegoś innego? Na ten moment nie był przecież stu procentowym gejem, ale pragnął więcej, Brandon zmusił go do tego, że patrzył inaczej na chłopaków. Podniósł lekko brwi na ostatnie słowa Edwarda. - Co masz na myśli? - zapytał się go. Nie chciał nic podejrzewać, bo przecież to nawet nie jest jego sprawa. Nie znał go, będzie chciał to sam powie, a Eric na pewno nie będzie niczego zgadywać.
Każda sekunda ta rozmowy sprawiała, że Harper jeszcze bardziej łaknął zabawy, chciał prowokować tego chłopaka, zobaczyć ja się zastanawia, zobaczyć jak reaguje na jego zabawę. Aktualnie nie myślał o niczym innym jak właśnie o tej małej zachciance. Znając zdolności gryffona, po dwóch godzinach by mu przeszło i porzuciłby salema tak szybko, jak nim się zainteresował. Chociaż… jeżeli ktoś zainteresował chłopaka to pozostanie w jego umyśle prze bardzo, bardzo długi czas. Dobrym przykładem była ta kobieta, która walczyła z nim na tym samym poziomie i prawie go pokonała. Jest źle. Jego myśli znowu wróciły do panny Brockway, a na samo to wspomnienie poczuł jak cały się w środku gotuje. On nie przegrywał, nigdy. Może właśnie dlatego chciał sam sobie udowodnić, że dalej jest doskonałym graczem i bez względu na wszystko uda mu się zwyciężyć… oczywiście, że zdarzało mu się przegrywać… ale nie w taki sposób i zazwyczaj tylko dlatego, że nudziła go już ta gra. Erick mógł dostrzec, że na to jedno pytanie, chłopak zareagował aż nazbyt intensywnie. Śmiejące się oczy z tańczącymi iskierkami i ten uśmiech, który bez słów łamał każde dziewczęce serce. Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, ale on miał już jedną przygotowaną. - Człowiek sam sobie tworzy bariery – odstawił szklankę i wyprostował się nie odwracając wzroku od towarzysza. Można powiedzieć, że to intensywne spojrzenie wwiercało się w chłopaka bez chwili wytchnienia – po co się ograniczać? Jeżeli nie spróbujesz smaku whisky – wydukał w widocznym zamyśleniu – nigdy nie będziesz wiedział, czy Ci przypadnie do gustu – porównanie bardzo dziwne, ale tak prawdziwe i pasujące do tego co mówił, że aż mi się chce z tego powodu śmiać. Ni z tego, ni z owego, Edward odwrócił wzrok od chłopaka i wlepił go w trunek. Czyżby te wszystkie uśmieszki i spojrzenia nie miały większego znaczenia? Tak to wyglądało, jakby opowiadał swoją historię i nic więcej. Można było się troszkę… zawieść? Możliwe. - A jak z tobą? Problem podobny, czy całkowicie inny? - teraz czas na to, by pan Moore opowiedział co nieco o sobie.
No na pewno Edwardowi nie można było odmówić tego, że jest przystojny, nawet cholernie przystojny, ale przecie o tym doskonale już wiedział. Eric można powiedzieć, że zaczynał się interesować gryfonem, ale żeby od razu coś tego? Na pewno salemczyk teraz nie ma ochoty na żadne związki, coś na pozór romansu to na pewno. Musiał się przecież jakoś rozerwać, a dziewczyny nie sprawiały mu już takiej samej frajdy jak faceci, ale przecież jak nie będzie mógł żadnego znaleźć to i dziewczyną się nacieszy. Jak to mówią raz dziewczyna raz chłopaczek, żeby życie miało smaczek, prawda? Zawsze śmiał się z tego przysłowia, a tutaj samego go to trafiło. Życie jest naprawdę bardzo, ale to bardzo skomplikowane. Ludzie myślą, że znają samych siebie, a tak naprawdę wcale się nie znają. - No tak masz całkowitą rację. - mruknął do niego. Jak ktoś może mówić, że nie lubi tego czy tego skoro nawet nie miał tego w ustach? Nie rozumiał takich ludzi. Wszystko jest dla nich i wszystko trzeba spróbować. Eric wyznaje taką zasadę, dlatego też zabrał się teraz dla mężczyzn, ażeby tego nigdy później nie żałować, a musiał przyznać, że o wiele bardziej podoba mu się seks z facetem niżeli z kobietą. Być może tak było. Na Erica jego uśmieszki nie działały, tutaj musiał postępować nieco inaczej. Może dlatego, że cały czas miał myśli skierowane w stronę Brandona, jego krukona, który już nie był jego. Nie mógł go wymazać z pamięci, może warto się oddać zalotom Edwarda, może on pozwoli mu o nim zapomnieć? Tak bardzo by tego chciał. - Powiedziałbym nawet że identyczny... - mruknął pod nosem również zatapiając swój wzrok w trunku, który już apropo się kończył. Przywołał kelnera, ażeby zamówić kolejną kolejkę.
Gdyby Edward szukał związku na stałe to byłby Armagedon. On nie potrzebował nikogo. Sam sobie świetnie radził, a bycie casanovą i zaliczanie kolejnych kobiet było bardzo ciekawą i zabawną alternatywą. Nie chciał tego zmieniać, bo i po co? Ach! No tak, musi znaleźć jakąś kobietę, żeby przedstawić ją ciotce… horror. Już naprawdę myślał o planie z przedstawieniem chłopaka Alfreda, ale brat odciągał go od tego pomysłu jak tylko mógł. Oprócz tego, że ciotka by go wydziedziczyła, to chyba jeszcze zakopała żywcem… Jednakże wracając do teraźniejszości. Uśmiech nie schodził z twarzy gryffona. Intensywnie obserwował swojego towarzysza domawiając kolejnego drinka. Nie zamierzał odwracać wzroku. Wręcz przeciwnie, miał zamiar nacieszyć się tym widokiem i pożerać go kawałek po kawałki. Z jego ust wydał się tylko odgłos zamyślenia. Czyżby? Nie… nie powinien nadinterpretować jeszcze jego słów. Powinien powoli i spokojnie pociągnąć tą rozgrywkę, no chyba że Erick wcześniej go znudzi. - Powiedziałbyś? – musiał zadać to pytanie. Ciekawiło go jak diabli, co tam chłopak ukrywa. Ale żeby się tego dowiedzieć musiał postawić krok dalej. Po chwili przyleciała do nich taca z zamówionymi trunkami i chłopak automatycznie wziął go do ręki rozkoszując się smakiem ognistej whisky. - Ach.. gdzie moje maniery – wydukał w końcu odkładając szklankę – jestem Ja.. – zawahał się. Czy na pewno tym razem chce się podszywać pod brata? A może tym razem weźmie wszystko na klatę? – Nazywam się Edward. – powiedział po dłuższym zastanowieniu. Ciekawe czy dobrze zrobił i czy nie będzie tego za niedługo żałował.
Można powiedzieć, że chłopcy byli do siebie bardzo podobni. Potrafili podrywać dziewczyny, wykorzystywać ich. Nie mieli zamiaru jak na razie wiązać się na stałe mimo iż jak to mówią zegar biologiczny tyka. Eric był z pewnością za młody na dzieci, małżeństwo. Owszem, miał takie plany, ale teraz to sam już nie wiedział czego tak naprawdę chce. Edward wydawał się być miły, ale domyślał się, że gra w jakąś gre. Tylko sam nie rozumiał dlaczego. Przecież wcale się nie znali, więc po co miał kogokolwiek udawać i robić wszystko inaczej niż naprawdę sam by zrobił? Wydawał się być sympatyczny i z pewnością był przystojny, widywał go na szkolnych korytarzach był chyba od niego starszy. Kiedyś się zastanawiał czy chłopak go nie śledzi, idąc z wieży astronomicznej w Hogwardzie szedł za nim, a gdy ten skręcił to z przeciwnej strony wyszedł ten sam chłopak. Czyżby miał jakieś omamy, a może już tak pragnie chłopaka, że wszędzie go widzi? Eric zazwyczaj był szczerym chłopakiem, szczerym nie kiedy aż do bólu, ale czy to jest już odpowiedni moment, ażeby powiedzieć chłopakowi o co mu tak naprawdę chodzi? Może to Edward pierwszy pęknie i sam się przedstawi kim tak naprawdę jest? - Eric jestem - przedstawił się imieniem i kiwnął przytakująco głową, tak jakby chciał mu pokazać, że wcale go nie kłamie, a mówi prawdę.
To była zasadnicza różnica pomiędzy nimi. Eric był szczerym chłopakiem, a Edward wręcz przeciwnie. Kłamstwo było jego chlebem powszednim i bez niego nie był w stanie przetrwać. Wszystko w jego życiu opierało się na kłamstwie i nie chciał nawet tego zmieniać. Nie byłby w stanie tego zrobić. Akurat chłopaka nawet nie podejrzewał o kłamstwo. W przeciwieństwie do gryffona grającego w tą swoją grę, salemczyk nie miał powodu by go okłamywać. Również też nie widzę powodów, dlaczego miałby podejrzewać Edwarda o kłamstwo. Po tych przedstawieniach się nastała grobowa cisza, która podejrzewam nie pozwalała się skupić żadnemu z nich. Ed dokończył whisky i rozciągnął się widoczny zmęczony tą całą ‘rozmową’. W ciszy wstał z miejsca i ubrał na siebie płaszcz. Czyżby zamierzał go opuścić? Tak o? Bez żadnego powodu? - Masz ochotę się przejść? – zapytał ni z tego ni z owego. Z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów. Na blacie zostawił kwotę odpowiednią do rachunku. Już miał dosyć tego pomieszczenia. Zaczynało mu się kręcić w głowie i mdlić od duszności. Musiał się przewietrzyć i z lub bez pana Moore podążył w stronę punktu widokowego.
z\t x2? /możesz zacząć na punkcie jak chcesz oczywiście iść z Edziem/
Zbliżała się godzina dwudziesta. Oriane zebrała się w sobie i zabierając ze sobą Lucasa wyszła z zamku kierując się w wyznaczone miejsce. Ubrała się w zwykłą sukienkę w groszki. Chciała się dziś zabawić i nikt ani nic nie było w stanie jej w tym przeszkodzić. Zanim jednak wyszła z pokoju napisała trzy listy. Do Des, Maxa i... Jaya. Czemu akurat do tego ostatniego? Nie chciała aby Des poczuła się samotna. Zdawała sobie sprawę jaki chłopak potrafi być. Jednak Destiny nie była głupia i idealnie poradzi sobie z nim. A przy okazji się zabawi. Co do Maxa... Chciała aby poznał Lucasa i aby się trochę rozerwał. Ostatnio chodził przygnębiony przez Rose. Nie znała tej dziewczyna ale nie była z pewnością warta smutku jej brata. Weszli do pomieszczenia. Niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu zaproszonych osób. Nikogo jednak nie znalazła. Pewnie dołączą później. Znalazła za to wolny stolik i to właśnie tam skierowała się ze swoim chłopakiem. Usiadła do stolika przytulając się do niego. - Mam nadzieję, że nie jesteś zły. Nie chciałam aby Des była sama jak to ująłeś w pokoju jedenaście. Jay wydaje się dla niej odpowiedni. - wzruszyła ramionami i wstała aby zamówić sobie jakiś alkohol. Nie po to tutaj przyszła aby siedzieć na trzeźwo. Zamówiła rum porzeczkowy i wraz z nim wróciła z powrotem do Lucasa czekając na resztę.
Ostatnio zmieniony przez Oriane L. Carstairs dnia Pon Mar 14 2016, 21:40, w całości zmieniany 1 raz
Ubrał się typowo do niego, czyli oczywiście skórzana kurtka i jeansy. No czego można było się po nim spodziewać? Nie miał jakiegoś wyrafinowanego gustu, a Ria jakoś nie narzekała.. bo wyglądał całkiem nieźle w tej skórze i sprawiała że wyglądał na nieco.. szerszego w barach. Może to dziwnie brzmi ale przy jego szczęce na prawdę tak się wydawało. Usiadł wraz z Ori, tuż obok niej. Ona natomiast od razu się w niego wtuliła, tylko skomentował to krótkim uśmiechem i objął ją ramieniem. Byli pierwsi, w sumie to oni wpadli na ten pomysł więc szczerze mówiąc dobrze że byli tu pierwsi. - Miałem nadzieję że przyjdzie ten drugi.. kurcze, zapomniałem jego imienia. Wspominałaś o nim i byłem przekonany że to on przyjdzie. Skoro już przyjdzie Harper to przynajmniej niech się zachowuje normalnie, nie ręczę za siebie w innym wypadku. - Kiedy tylko ruszyła po alkohol zsunął się nieco z krzesła, nie chciał dziś przesadzić z alkoholem.. jednak miał zamiar się napić. Jak to rozegrać by wilk był syty i owca cała, może coś delikatnego.. chociaż żaden alkohol nie zastąpi mu ognistej. Jest typowym szkotem, większość napojów wyskokowych nie smakuje mu zbyt. Kiedy tylko wróciła podniósł się z powrotem mówiąc. - Nie powinienem dziś dużo pić, zacznę kiedy przyjdzie reszta. Chyba nie będziesz miała przeciwko? - Uśmiechnął się i skrzyżował ręce, kiedy wreszcie się zbierze ekipa by móc zacząć wstępnie imprezę? Chciało mu się pić, nie ukrywał. Ostatnio pił tylko wino ze swoją dziewczyną, co prawda smakowało mu dlatego że po prostu.. nie czuł smaków. Tylko słodycz, słodycz która wypełniła jego organizm dając mu srogiego kopa.
No tak, nie powiedziała Lucasowi kto będzie. Wspominała mu o Joshule, a tutaj nagle taka zmiana. Tak naprawdę sama nie wiedziała co ją popchnęło do zaproszenia właśnie tego osobnika. Może liczyła na to, że w jakiś magiczny sposób zakocha się w Des. Co ona wygadywała ?! Jay Harper nigdy nie zakocha się czystą miłością w jakiejś dziewczynie. Dla niego liczyło się zaliczanie i odhaczanie na liście swoich zdobyczy. Teraz dotarło do niej, że był to zły pomysł aby zapraszać go tutaj. Może gdyby nie dostała od niego wiadomości zwrotnej, mogłaby liczyć na jego nie pojawienie się. A tak to? Musiała czekać i patrzeć na rozwój wydarzeń do których sama doprowadzi. - Jay mimo wszystko nie jest taki zły. - akurat. Każda dziewczyna w tym pubie była zagrożona. I w ogóle czemu ona go broniła ? Czyżby nadal coś do niego czu.... Nie ! Na pewno tak nie jest! Przecież ma wspaniałego chłopaka, więc co jeszcze było jej do szczęścia potrzebne? - Poza Harperem będzie Des i Max. Mój kuzyn, a w sumie to brat. Chciałabym abyście się poznali. Od teraz jesteście dwoma najważniejszymi mężczyznami w moim życiu. - dała mu całusa w policzek. Jego wyznanie odnośnie picia trochę ją zaskoczyło. Nie spodziewała się, że Lucas zrezygnuje z picia. Czyżby chciał jej pilnować aby nie zrobiła niczego głupiego? a może chciał mieć na oku Harpera? Było to dla niej niespotykane zjawisko. aż głupio się czuła pijąc samej. Jednak nie na tyle aby nie upić trochę trunku ze swojej szklanki. - Oczywiście, że nie będę miała nic przeciwko. choć muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. - uśmiechnęła się do niego promiennie po c przeniosła swoje spojrzenie na salę. Dużo osób wybrało na dzisiejszy wieczór to miejsce. Bała się, że znajomi nie znajdą ich w tym tłumie. - Szkoda tylko, że nie można tutaj tańczyć. A może i można ? - jej myśli wypłynęły na powierzchnię lecz Ria nie zwróciła na to uwagi cały czas wpatrzona w ludzi dookoła. Jay mówił, że się spóźni ale może jednak da radę wyrobić się wcześniej. STOP! Czemu jej myśli krążyły wokół Harpera? Czyżby nieświadomie wypiła eliksir miłosny? Nie, na pewno nie. Więc co z nią było nie tak. Przecież miała obok siebie najwspanialszego mężczyznę. Więc czemu myślała cały czas o Jayu?
Oj taj Ori miała w stu procentach rację, miał ochotę się dzisiaj rozerwać, dlaczego nie? Szkoda, że Rose z nim tutaj nie była, ale szczerze powiedziawszy nawet nie miał okazji zapytać się czy by z nim tutaj nie przyszła. Może to i lepiej? Może jakoś się sam rozerwie? Gdyby ona była kto wie jakby się to potoczyło. Pewnie przejmowałby się dosłownie wszystkim i cała ta impreza byłaby na marne. Dlatego też jak najszybciej wybrał się we wskazane miejsce. Ori nic nie odpisywał, bo niby po co? Przecież przyjdzie to przyjdzie, ale czy będzie tym faktem zaskoczona? Szczerze powiedziawszy on sam tym faktem był zaskoczony, bo jednak ostatnio miał lekkiego doła i pewnie myślała, że i tak tutaj nie przyjdzie, a jednak niespodzianka. Można powiedzieć, że przyszedł tutaj poznać chłopaka siostry, miał nadzieję, że choć trochę się do niego przekona. Mimo iż był ślizgonem, miał nadzieję, że znajdą jakiś wspólny język. Przecież Ori była bardzo podobna do Maxa więc charakter musiał odpowiadać Lucasowi. Dlaczego nigdy nie miał okazji poznać ślizgona? Pewnie dlatego, że był od niego o rok młodszy, dlatego też nie interesował się jego osobą. A poza tym był ślizgonem w czasie nauki w szkole raczej starał się omijać ślizgonów. Co prawda Cait, jego dalsza kuzynka była również w Slytherinie i również mieli bardzo dobry kontakt. Wszedł niczym duch do pubu. W Hogsmeade od ostatniego czasu przebywal bardzo dużo czasu. Lubił tę wioskę z nią wiązał naprawdę wspaniałe wspomnienia. Przecież z Gwen spędził tutaj wiele wspaniałych chwil. Czy za nią tęsknił? Owszem, ona na pewno była jedną z najpoważniejszym dziewczyn które traktował. Przecież planowali wspólne życie, ale jednak nic z tego nie wyszło. Coś pękło i tyle musieli się pożegnać, a szkoda. - Cześć. - przywitał się z siostrą, podając tym samym dłoń ślizgonowi. Przecież nie będzie nie miły, prawda? Jednak na jego twarzy widać było lekki grymas niezadowolenia, który na pewno Ori doskonale znała. Przecież nie musiał nic udawać, ona doskonale wiedziała jakie on ma zdanie na ten temat. - Max jestem - można powiedzieć, że burknął do młodszego kolegi. Jednak na trochę kultury w stosunku do ślizgona było go stać.
- Owszem, nie jest zły. Przecież z niego tylko maszynka do ruchania, co tam. Poznałem bliżej jego historię, w gruncie rzeczy lubię zdobywać informacje o osobach z którymi mam do czynienia. Nie jest trudno kiedy zapyta się którąś ze Ślizgonek, a ona nazwie go dupkiem. Wiadomo w czym rzecz, kochana. - Wzruszył ramionami i przybliżył się do niej, musnął delikatnie jej górną wargę swoją dolną zaczynając tym samym wstęp do francuskiego pocałunku, po czym go wykonał. Miała słodkie usta, nie znał się na kosmetykach ale możliwe że była to jakaś szminka czy też błyszczyk.. albo smakowy alkohol który piła. Chyba nie zaczął dobrze, bo dosłownie po skończonym pocałunku przyszła pewna osoba. Chciał się już zapytać czy aby w czymś nie pomóc, a tu proszę bardzo.. gość się nawet przywitał. No proszę, czy się znali.. o cholerka. Czyli to był jej brat, ten cały Max o którym mówiła. Trochę zaliczył lipę, tak na start całując jego siostrzyczkę w ten oto sposób. Podniósł się zaraz na nogi, po czym uścisnął jego dłoń i także coś mruknął. - Lucas. - Gdzieś go już widział, chyba kilkukrotnie na korytarzach. Czemu teraz nie jest tak dobrze poinformowany o osobach z którymi ma zamiar imprezować, dobrze że chociaż wiedział co nieco na temat Jaya. Max natomiast był dla niego drobną zagadką, a może nawet wyzwaniem. Był ciekaw na ile sobie może przy nim pozwolić, chciał niby wypaść dobrze ale.. jak będzie reagował na ich całusy, czy miłe słówka? - Puchon jak mniemam, tak? - Rzucił krótko i z powrotem usiadł na miejsce, słowa przez niego rzucone były tak jakoś.. prowokujące? Chciał go w ten sposób obrazić, czy po prostu stwierdzić coś co było oczywistym skoro już wcześniej go widział. Kto go tam wie, próbował być chyba miły na swój własny sposób. Co do tańca, nie był jakimś wybornym tancerzem. Znał parę prostych kroków by bawić się w większej grupie, ale nic poza tym. Miał nadzieję że nie wyciągnie go na parkiet kiedy nadarzy się okazja, nie chciał się skompromitować.. sam nie wiedział przed kim bardziej. Przed nią, czy może przed Maxem.. a może przed Jayem? Des nie do końca go znała, była znajomą Ori. Chociaż jak na to patrzeć to też była dla niej kimś ważnym, czyli ją także musiał w jakiś sposób szanować. Może Max będzie widział w Harperze coś więcej niż tylko tą sztuczną powłokę i jak będzie trzeba stanie po jego stronie.
Destiny zdecydowanie potrzebowała się rozerwać i wypić trochę procentów. Oriane doskonale wiedziała, czego potrzebuje Sharewood i za to ją kochała. Rozumiały się bez słów. Trzymała się znacznie lepiej niż w poprzednich dniach. Wciąż nie wiedziała co czuje i do kogo to czuje, ale udało jej się przestać o tym myśleć po rozmowie z przyjaciółką. Przeczytała list i szybko odpisała, po czym ruszyła na miejsce. Była ubrana w obcisłą, czerwoną sukienkę, którą założyła tylko raz w życiu i nawet nie pamiętała na jaką okazję. Weszła do pubu i od razu odnalazła znajomą jej twarz. Podeszła do grupki i przywitała się ze wszystkimi. Wiedziała, że z jej stanem psychicznym powinna trochę przystopować z tymi wszystkimi chłopakami, ale nieznajomy brunet szczególnie ją zaciekawił. - My się chyba jeszcze nie znam- uśmiechnęła się.- Destiny- przedstawiła się, po czym wyciągnęła dłoń, aby się przywitać, jak należy. Następnie podeszła do Oriane i dała całusa w policzek. Spojrzała na chłopaka przyjaciółki i uśmiechnęła się sztucznie.- Lucas- powiedziała poważniej. Nie przepadała za nim. Sama nie wie czemu. Oczywiście życzyła im szczęścia, ale obawiała się, że chłopak mógłby skrzywdzić Oriane.
O, jakie to było miłe, że Oriana postanowiła go zaprosić. W pierwszej chwili pomyślał, że może po ich ostatnim spotkaniu obudziły się w niej jakieś dawne uczucia, a na to czekał. Jednak okazało się, że to nie to – w końcu miał być nie tylko ze ślizgonką, ale i z trójką jej ochroniarzy. Lucas cóż, nie był dla niego ani kompanem do rozmów, ani zagrożeniem – od cipciak płaczący na lekcji z byle powodu. Destiny, ona była przeuroczą, słodką ślizgonką, której już nie raz (razem z bratem) kręcił w głowie – szczególnie, że była na ich imprezie. Choć tam okazało się, że chyba jest zainteresowana ich sąsiadem, cóż. I została jeszcze jedna osoba, której imienia niestety nie skojarzył z żadną konkretną twarzą, a to oznaczało, że się nie znali. Mając pamięć fotograficzną od razu orientował się kto jest kim i dzięki temu nigdy nie myli imion kobiet mimo iż mieli ich mnóstwo z bratem. Na przykład ostatnio zakończyli sukcesem swoją zabawę z nie jaką Vittoria. On natomiast? Był w trakcie powrotu na stare śmieci... Odpisał Ori, że się spóźni, bo akurat był na spotkaniu z Lilith i nie chciał go zbyt szybko kończyć. Za bardzo lubił tę dziewczynę by tak po prostu wymykać się by iść z inną ekipą na imprezę. Jednak gdy przyszła pora w której grzeczne gryfonki idą spać, przebrał się w coś bardziej odpowiedniego na wypad do pubu. I z wielkim uśmiechem pojawił się w jego drzwiach. - Oriana! - Krzyknął z wielką radością na widok ślizgonki. Kompletnie ignorując jej rzekomego faceta podszedł do dziewczyny i cmoknął ją na powitanie w policzek. Zaraz potem – Des, słoneczko! - Równie entuzjastycznie przywitał się z Destiny. Ją również obdarzył przelotnym buziakiem. Następnie podał rękę temu chłopakowi, którego nie znał, czyli Maxowi. - My się chyba jeszcze nie znamy, prawda? Co dziwne, raczej znam ludzi. W każdym razie jestem Jay Harper – Przedstawił się z przyjaznym uśmiechem. Chłopak mimo lekkiego grymasu wydawał się naprawdę sympatyczną osobą, z którą chętnie by się zakumplował. Dobrze było mieć znajomych, a akurat wśród puchonów miał ich dość mało chociaż kompletnie nie miał pojęcia dlaczego. Może dlatego, że ten dom był raczej poniewierany przez resztą uczniów. Bez sensu, przecież puchoni mieli wiele cech, które opisywały ich jako wartościowych i ciekawych ludzi. - Siema Lucas – Odpowiedział na końcu już nie podchodząc do niego tylko machając ręką. Nachodził się już. W sumie tak spojrzał na twarze wszystkich... Poza Orianą w tym towarzystwie chyba NIKT nie przepadał za Lucasem. Dobrze dla niego.
Nie spodziewała się takiego pocałunku ze strony Lucasa, a może ona nie byłaby w stanie tego zrobić? druga opcja wydawała się najprawdopodobniejsza. Mimo wszystko ucieszyło ją to. Sama z żarliwością zaczęła oddawać je nie zwracając uwag na otoczenie. I możliwe, że gdyby nie głos Maxa zapomniałaby o całym świecie na dobre. Szybko oderwała się od Lucasa. Spojrzała na niego z miną niewiniątka po czym wstała i mocno go przytuliła. - Wiedziałam, że przyjdziesz. - szepnęła mu na ucho dając przy okazji buziaka w policzek. Jego widok naprawdę ją ucieszył. Choć musiała przyznać sama przed sobą, że był to pierwszy raz gdy zaprosiła go aby pobawił się z nią i jej znajomymi. Miała już dość tego ciągłego urywania się. Podejrzewała, że chłopak czuje to samo. Dziś jednak miało to wszystko się zmienić. Nie wiedziała jaki stosunek ma Lucas do puchonów. Nigdy o tym nie rozmawiali ale w tej chwili jej to nie interesowało. Czuła, że Des jak i Jay nie odtrącą chłopaka. Chwila! Czemu w jej myślach znów pojawił się Jay?! Po woli zaczynało być to męczące. Uwagę od tego odwrócił na szczęście Lucas. Choć jego zdanie odnośnie puchonów zaniepokoiło Rię. Nie czekając aż chłopak się odezwie sama zaczęła mówić. - Owszem, Max jest puchonem i najważniejszą osobą w moim życiu. Chyba nie przeszkadza Ci to ? - w tym momencie jej spojrzenie mogłoby ciąć metal... lód. Zdecydowanie mogłoby ciąć jak i zmieniać w lód. Nie wiedziała jednak co tak naprawdę chciał powiedzieć pytając go o to. Może wcale nie miało być to obraźliwe, a ona zareagowała zbyt gwałtownie? Ech, cała Oriane najpierw robi, a później myśli. Dobrze, że nie musiała kontynuować dalszej tej rozmowy bo zaraz obok pojawiła się Des. Na widok swojej najlepszej przyjaciółki uśmiechnęła się promiennie. Wiedziała, że na nią zawsze można liczyć. Jej zainteresowanie Maxem trochę zaniepokoiło Oriane. Wiedziała doskonale, że on ma kogoś i bała się o serduszko przyjaciółki. Choć z drugiej strony, czy nie byli by oni idealną parą? O nie! Uwaga, Oriane ma pomysł i wcale on nie musi być tym najlepszym... da nich. - Jak tak patrzę na was to... Pasujecie do siebie. - puściła oczko do chłopaka i w myślach zapamiętała sobie aby poprosić go kiedyś o poznanie tej całej Rose. W końcu była jego siostrą, musiała wiedzieć z jaką dziewczyną planuje się związać. I musiała pogadać z nim o Des. Może przekona się do Ślizgonki i... Związek będzie idealny. Des była idealną partnerką dla Maxa. Brakowało jeszcze... Jay. Kiedy tylko o nim pomyślała ten jak na zawołanie zmaterializował się obok nich. Pewnie wystarczyłoby aby poczekała na jego zbyt radosne powitanie jej. Choć przestało jej to przeszkadzać. Pytanie brzmi tylko kiedy? - Skoro już jesteśmy wszyscy to może zamówicie sobie coś do picia bo trochę głupio pić mi samej. - podniosła szklankę z kolorowym alkoholem upijając spory łyk. - A nie chcę być pijana tylko ja. - ostatnie zdanie wypowiedziała już ciszej ale doskonale wiedziała, że wszyscy będą je słyszeli.
Można powiedzieć, że Max mógł się tutaj czuć nieco dziwnie, przecież tak naprawdę tutaj nikogo nie znał prócz swojej siostry, ale czuł się niesamowicie pewnie, tak jakby to Ori rządziła całą tą zgrają i nie pozwoli na głupie odzywki z ich strony w stosunku do Maxa. Nie miał pojęcia jak będzie się tutaj bawił, czy w ogóle dojdzie do zabawy? Nieco wypiją to może im coś w głowie głupiego się zamydlić, prawda? Wchodząc od razu wpadł na całującą się parę. Co jak co, ale naprawdę do siebie pasowali, przynajmniej wygłądem. Nie znał go i nie mógł nic na jego temat powiedzieć, ale Max raczej stara się ludzi poznać, a nie ocenia po wyglądzie i pierwszym zachowaniu. Wiadomo, że od razu nie rzucą się w ramiona, ale kto wie jak to wszystko się potoczy. - Tak puchon. - powiedział do niego, ale nie miał najmniejszego zamiaru się tego wstydzić. Hufflepuff przyjmował do siebie samych dobrych uczniów. W tym gronie już nie było dzieci, więc miał nadzieję, że nie będą się zachowywać w stosunku do niego neutralnie czy też negatywnie tylko dlatego, że nosił barwy Helgii Hufflepuff. To byłoby na pewno bardzo dziwne, a Max już wtedy wiedziałby, że to nie jest towarzystwo dla niego. Przyszedł tutaj tylko i wyłącznie dla Ori, ażeby nie poczuła się w jakiś sposób przez niego odrzucona. Później pojawiła się znajoma mu z wyglądu ślizgonka. Również przedstawił się imieniem, ale głupio się nie uśmiechał, bo po co? Miał jedynie przelotnie spojrzeć na Destiny, ale jednak jego wzrok zagościł na niej nieco dłużej. Podobała mu się? Być może. Na całe szczęście pojawił się chłopak przez którego chłopak naprawdę odetchnął, dlaczego? Dlatego, że prezentował barwy Gryffindoru, a więc nie będzie tutaj sam wśród zielonych, a to naprawdę go bardzo ucieszyło. Przedstawił się kolejny raz gryfonowi i przeniósł wzrok na Ori która to mówiła na temat Destiny i jego. Spojrzał na nią nieco groźniejszym wzrokiem, ażeby dała sobie spokój. Nie przy ludziach, nie? Poza tym Max miał głowę zaprzątaną jedną puchonką, a tak naprawdę chciał się uwolnić od tych myśli tylko w jaki sposób? - Siostrzyczko... Chyba nie chcesz, ażebym się na Ciebie pogniewał, prawda? - zapytał jakby ostrzegając dziewczynę przed głupimi odzywkami. Jak mogła mówić przy wszystkich o ewentualnym związku ze ślizgonką, skoro pierwszy raz usłyszał jej głos? Co prawda Max był podrywaczem, ale był. Teraz się to naprawdę zmieniło. Teraz próbował się jakoś przywiązać do jednej osoby, ale mu to nie wychodzło. Sam nie wiedział dlaczego Rose była dla niego tak bliska jak i zarazem obca. Nie potrafili się dogadać. Być może to wszystko zabrnęło za daleko, a przede wszystkim za szybko? Może potrzebowali więcej czasu? Teraz pewnie oby dwoje myślą czy to co ich łączy ma sens.
Cały skład już się zebrał, a Destiny zaczęła się zastanawiać czy to spotkanie będzie jakieś ciekawsze, czy będą tylko siedzieć, pić i rozmawiać. Przyszła tu tylko ze względu na Oriane. Przecież nie mogła jej tak po prostu odmówić i się nie zjawić. Chociaż to nie był jedyny powód jej przybycia. Główny, ale nie jedyny. Nie pamięta kiedy to ostatnio była w jakimś pubie, żeby się napić. Czuła jakby wszyscy zebrani byli strasznie sztywni i nie mieli tematów do rozmowy. Założyła, że tylko Ori znała wszystkie te osoby, ponieważ to ona zaproponowała to spotkanie. Sharewood jedynie kojarzyła Lucasa z opowieści przyjaciółki, z Jayem parę razy się widziała, no i była u niego na imprezie, a Maxa... Maxa spotkała po raz pierwszy i nie miała za złe, że Carstairs ich poznała. Puchon... Szkoda- pomyślała. Jeszcze go nie znała, a już oceniała. Nie mówiła na głos co o nim myśli, bo tak naprawdę nic o nim nie wiedziała. Dom i imię to przecież nie cały człowiek, prawda? Prawda! Teraz mogła mieć tylko nadzieję, że nie będzie taki, jak większość osób w Hufflepuff. Niezdarny, delikatny, wrażliwy... Tacy ludzie nie są dla Destiny. Nie ma do nich cierpliwości. - Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor, Carstairs- zaśmiała się. Nie, nie, nie. Des nie patrzyła na Maxa, jak na przystojnego faceta, z którym chciałaby spędzać każdą wolną chwilę. Wydawał się sympatyczny, ale Przeznaczenia nie interesują żadne związki. Nie nadaje się do nich... Przynajmniej tak twierdzi. Bo po co się ograniczać? Wiązać tylko z jedną osobą, a jak pocałujesz kogoś innego to od razu dramat. Destiny nie to, że nie chciała tak, ona po prostu nie potrafiła. Zawsze znajdzie się ktoś inny, więc dlaczego miałaby się przejmować czy kogoś zdradzi czy nie. Nie spodziewa się, że po tym spotkaniu będą z Puchonem codziennie wymieniać listy i się spotykać, ale jeśli go polubi to czemu nie? Zawsze o jednego znajomego więcej
No, no. Kto tu się zjawił jak nie sam Jay w swojej własnej osobie, szczerze powiedziawszy miał drobną nadzieję że już nie przyjdzie. Atmosfera robiła się nieco napięta, Max niezbyt za nim przepadał.. bo po prostu go nie znał. Oho, oraz Destiny która ma minę w stylu "zrób jej coś, a zabiję gołymi rękoma" no i nie zapominajmy o gwieździe - Jayu. Nie miał zamiaru mu podać ręki, dlatego nawet nie wstał tylko mruknął coś cicho. Co do ślizgonki, kiwnął do niej głową i odpowiedział. - Witaj, Des. - Użył skrótu, jak to w zwyczaju ma robić Ria. Nawet obarczył ją ciepłym uśmiechem, nie chciał być niemiły skoro były z Oriane w dobrym kontakcie. Zapewne jak go oceni teraz, będzie oceniała go przez cały ich związek. Wstał, przeprosił krótkim skinięciem głowy i podszedł do baru gdzie zamówił sobie szkocką. Wrócił ze szklanką i upił drobnego łyka kładąc szklaneczkę przed sobą. Co ciekawe nie chciało mu się bardzo chlać, może powinien zachować większą czujność na wypadek kiedy Gryfon zechciałby mu przywalić. - W żaden sposób mi to nie przeszkadza, Ria. Po prostu chciałem wiedzieć czy dobrze mówię, nie raz widziałem go na korytarzu i szczerze mówiąc nie sądziłem że to twój brat. - Jakoś średnie miał wrażenia z Puchonami, na przykład panna Rose. Była dla niego co najmniej nieznośna, a w dodatku potrafiła w nieoczekiwanym momencie zadrzeć nosa i często można było wykorzystać tą okazję na swój sposób. Ria nie chce pić w samotności? Tak się składa że posiada przed sobą szklankę ognistej która potrafi zamiast zamroczyć, pobudzić zmysły trzykrotnie. Pić niezbyt często, w małych ilościach i trzymać umiar. Te rzeczy sprawią że wyjdzie z pubu o własnych nogach, jakby się nawalił to wątpił by Jay podał mu pomocną dłoń. Objął delikatnie Oriane w pasie, a następnie zapytał ów Gryfona. - Jak tam Jay, kogo masz teraz na celowniku jeżeli chodzi o Panie z Hogwartu? Ustatkowałeś się czy nadal skaczesz z kwiatka na kwiatek? - Jakoś wypowiedzenie tych słów nie sprawiało mu większej trudności. Czemu miał oszukiwać siebie oraz resztę, skoro to co powiedział było jak najbardziej prawdziwe.