Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto Wrz 21 2010, 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Była wstrząśnięta, że Ruby odezwała się do Harry'ego w taki sposób. Przecież był dla niej miły, nie dał jej żadnego powodu! Rzuciła jej pełne chęci mordu spojrzenie i nic nie powiedziała, pozwalając, aby chłopak sam się obronił. Nie zastanawiała się skąd w niej tak duża niechęć do Ślizgona, po prostu uznała, że musi być zazdrosna. Pewnie wolałaby być teraz na jej miejscu, po tej stronie stołu, z Whitelightem u boku; pewnie nie mogła znieść myśli, że choć raz to ona – szara Hope – robiła coś ciekawszego, niż Maguire, w której cieniu zwykle stała. — A może to Ty postanowiłaś mnie unikać, bo masz ewidentny problem z tym, że ktoś odnosi jakiekolwiek sukcesy? — prychnęła jak rozgniewana kotka, chybiając piłeczką po raz kolejny. Obraziła się na tę grę, nie zamierzała więcej rzucać, miała dość ośmieszania się nie tylko na oczach Ruby, ale też Harry'ego. Oczywiście trudno było nazwać funkcję prefekta szczególnym sukcesem, zwłaszcza takim, którego mogła jej zazdrościć Maguire, ale w obecnej sytuacji i w obecnym stanie Hope nie wspinała się na wyżyny logicznego myślenia. Wcale nie podobał jej się komentarz Ślizgona i w normalnej sytuacji z pewnością jak lwica broniłaby swojej przyjaciółki, ale teraz nic nie było normalne, a one... chyba nawet nie były już przyjaciółkami, spojrzała więc tylko to na jedno, to na drugie, starając się zachować obojętną minę, choć z pewnością jak zwykle wcale jej to nie wyszło. Skrzywiła się jeszcze zanim napiła się bimbru, bo jego intensywny, nieprzyjemny zapach uderzył w zmysł węchu. Odstawiła kubek, ani myśląc wypijać jego zawartość, skoro Ruby i tak porzuciła ją przy stole. Nie oznaczało to bynajmniej, że zamierza przestać pić tego wieczoru, wręcz przeciwnie – potrzebowała udowodnić sobie i Ruby jak wspaniale potrafi bawić się bez jej towarzystwa. W oczach stanęły jej łzy, a dłonie z czystej bezradności na moment zacisnęła w pięści. Podniosła wzrok na Whitelighta i zacisnęła usta. Pogodzić się? Po jej trupie. Wzięła głęboki wdech i choć w głowie mocno jej się kręciło, poszła po kolejnego drinka, gotowa spędzić resztę imprezy bez przyjaciółki.
[ z.t. ]
+
Ostatnio zmieniony przez Hope U. Griffin dnia Pią Paź 08 2021, 12:56, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla Maxa jedno z drugim ściśle się wiązało. Sam przecież jeszcze do niedawna działał wręcz odwrotnie do puchonki. Dopuszczał do siebie tylko pożądanie, kompletnie wypierając możliwość istnienia czegoś takiego jak uczucia. Widać właśnie nastąpiło dość poważne zderzenie dwóch, przeciwnych światów. -Nie? - Zapytał szczerze zdzwiony, bo kompletnie nie rozumiał, jak ktoś może tyle lat przeżyć z takim podejściem. A przynajmniej ta najebana strona Maxa nie przyjmowała, jak mogło się to wydarzyć. -To co dla Ciebie jest naturalne? - Zapytał z ciekawości, kołysząc się lekko i przymykając ciężkie od wypitego alkoholu powieki. Chyba nie powinien już w siebie więcej wlewać, bo granica coraz bardziej się zbliżała i to ta, której przekraczać zapewne nie powinien, bo przecież jutro miał udać się na wyprawę z jakimś magiarcheologiem, który pojawił się w Anglii. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Stephanie mogło się to nie spodobać. Sam włożył w to zdecydowanie więcej serca niż początkowo zamierzał. Nie pamiętał już kiedy ostatnio był tak porobiony. Delektował się więc tym wszystkim, samemu czując rozlewające się po ciele ciepło. To było naprawdę zaskakujące... Mentor, czy nie, Max bawił się zajebiście i podobało mu się, jak Stepha bez najmniejszego sprzeciwu poddawała się jego głupocie. Z jednej strony ciekawiło go, ile granic mógłby przekroczyć, nim dziewczyna postawi granicę. Z drugiej, jeszcze kontaktował, a co za tym szło jakieś tam hamulce działały. Jakieś. Tam. -W kwestiach sprawiania innym przyjemności i przy okazji alkoholizowania się do upadłego. - Posłał jej piękny uśmiech, po czym napełnił ponownie kieliszki, podając jeden puchonce. -Za co chciałabyś wypić? A może powinienem spytać JAK chciałabyś wypić? - Spojrzał na nią pytająco i wyczekująco, chwiejąc się lekko. Czyżby miał to być ostatni kieliszek Maximiliana na tej imprezie?
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Czułem się… dziwnie. Dziwnie wesoły, dziwnie pobudzony i dziwnie podekscytowany całym tym wydarzeniem. Alkohol, który płynął radośnie w mojej krwi z pewnością był sprawcą całego tego stanu i było to warte zwrócenia uwagi, patrząc na to, że było to moje pierwsze zetknięcie się z etanolem. Do tej pory jakoś odmawiałem, nawet bez ściśle określonego powodu, jaki mógłby za tym stać. Pociągnąłem bucha, patrząc w bezkresną ciemność, która może i by „bezkresną” nie była, gdybym nie wyszedł przed chwilą z purpurowo oświetlonego pomieszczenia. Westchnąłem, ale w taki pozytywny sposób i uśmiechnąłem się sam do siebie, lecz nie na długo. Stres jakoś uderzył nieco w moje serce, kiedy pomyślałem, że w środku zostawiłem Ruby i Hope same sobie. Co jeśli w tej chwili w środku sobie obdzierają skórę, atakując się paznokciami i wszystkim dostępnym wokoło? A ja sobie spokojnie popalam tytoń, ciesząc się burzącym się we krwi alkoholu. I nie mogłem mieć świadomości, że właśnie w tej chwili, za tą ścianą rzucają się kurwy i inne przezwiska i nie skończy się to tak, jak sobie w głowie ułożyłem. Przez okno widziałem tylko Tadka tańczącego na rurze, co przyprawiło mnie o nagły napad śmiechu i zdecydowanie dobrym pomysłem było przekazanie innym swojego aparatu. Będę mieć haka na Tadka, jeśli w przyszłości będzie jakimś topowym zawodnikiem Quidditcha, o tak. Wyciągnąłem sobie różdżkę i zacząłem strzelać sobie czerwonymi iskrami, onieśmielony samym faktem, że wszystko wokoło mnie ruszało się i kołysało, niczym na jakiejś pirackiej łajbie. Wtem, na taras wyszła @Ruby Maguire i wystarczyło mi jedno spojrzenie na jej oblicze, żeby szybko pojąć, że nie wszystko poszło po mojej stronie. Uniosłem lekko brew na jej prośbę (choć ciężko takiej odmówić), lecz nie skomentowałem tego w żaden sposób, oprócz podania jej fajki i odpaliłem ją różdżką. Czy wiedziałem, że zacznie kaszleć? Oczywiście, że wiedziałem, ale to nie był czas, żeby od tak o tym wspominać, mogłoby to tylko zapalić w niej większą złość i bańka, która póki co trzyma jej nerwy na wodzy, pękłaby. Zbliżyłem się do niej i nie powiedziałem nic. Przytuliłem ją tylko czule, ściskając nieco mocniej, niż zwykle jak się zwykle witaliśmy, jakby w ten sposób chcąc przekazać jej wszelkie moje emocje i zastąpić je tymi jej, złymi. Alkohol jakby zszedł na drugi plan, w tej chwili to postawiona na skraju załamania przyjaciółka była najważniejszym punktem tej imprezy. Chciałem dobrze, wiedziałem jak bardzo ta kłótnia uderza zarówno w Ruby, jak i Hope. - Jeśli chcesz o tym jakoś bardziej pogadać, albo wytargnąć z siebie wszystkie emocje, żale, to jestem tu by ci pomóc. – Powiedziałem cicho do jej ucha, odchylając się i delikatnie sunąc kciukami po jej policzkach, jednocześnie nieco unosząc jej buzię do góry, tak żebyśmy mogli na siebie spojrzeć. Uśmiechnąłem się nieco nieśmiało, nie wiedząc czy tak mam się właśnie zachować, ale chrzanić to, tak czułem, że będzie najlepiej. - A tego lepiej nie pal, jak ktoś ma umrzeć na raka płuc, to wolę to być ja – odezwałem się jeszcze, patrząc na papierosa w jej dłoni. Mój gdzieś umarł w mokrej trawie, zapomniawszy nawet, że go wyrzuciłem, kiedy Ruby pojawiła się w zasięgu wzroku. - Zaś… jeśli nie czujesz się gotowa teraz o tym gadać, tooo mam pewien pomysł. Pamiętasz celtycką i tego gnoma zapchlonego, Harringtona? Całe pół roku czekałem na dzień, w którym wbiję mu do gabinetu i odzyskam swoją paczkę fajek, co ty na to? – Wyszczerzyłem się, mając nadzieje, że sama propozycja nie była nie na miejscu. - Oczywiście po drodze weźmiemy sobie parę piwek od kuzyna. – Dodałem, widząc w tym idealny sposób na zabicie wszelkich zmartwień i zajęcie się nimi dnia kolejnego. Imprezka była dojebana, ale wspólny wypad z Ruby do zamku w tym stanie był bardzo obiecującą perspektywą.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie wiedziała czy jest zła, poniżona, czy może żałośnie smutna. Miała dość tej całej kłótni, choć z drugiej strony teraz, kiedy wyrzuciła z siebie co jej leży na sercu, kiedy całą sobą wierzyła, że ma rację i Hope ją zwyczajnie totalnie olewała od początku roku, a teraz widziała ją klejącą się do tego całego Ślizgona… Ugh. Nie wiedziała skąd w niej pojawiła się potrzeba zapalenia papierosa, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie paliła, nawet nie popalała, jakoś tak niespecjalnie w ogóle chcąc. Ta noc jednak sprzyjała chyba nowym doświadczeniom, bo przyjęła szluga od przyjaciela i pozwoliła mu go odpalić, bo sama za bardzo nie wiedziała co ma zrobić. Miała kompletny mętlik w głowie i już pałała do kochasia Hope pełną nienawiścią, a może to tylko alkohol krążący w jej krwi? Skąd miała wiedzieć. Atak kaszlu skutecznie sprowadził ją na ziemię i skrzywiła się w wielkim grymasie, w ogóle nie wiedząc jak Percy mógł to okropieństwo palić, ale uparcie zaciągnęła się raz jeszcze – udając, że tym razem dym papierosowy wcale nie drapie ją tak w gardło. Kogo jednak chciała oszukać, siebie, czy może tego naczelnego palacza jakim był d’Este? — Kim jest ten cały Harry, dla którego Hope jest taka naiwna i czemu nic z tym nie robisz? — burknęła w odpowiedzi na jego słowa, kompletnie nic nie robiąc sobie z wcześniejszych słów Ślizgona. Już zdążyła sobie wyrobić o nim opinię i właściwie nawet w tej chwili niespecjalnie chciała ją zmieniać, ale ciekawość ją zżerała, tym bardziej, że nie bardzo wiedziała co się dzieje teraz w życiu przyjaciółki. Była za to pewna, że ten nakłoni ją do czegoś, czego Gryfonka będzie żałować, ale duma jej nie pozwalała się pogodzić z Griffin, więc nie zamierzała kiwnąć palcem. Oparła czoło o przyjaciela, czując, że od tego papierosa zaczyna jej się kręcić w głowie i jakby sobie przypomniała, że wypiła dużo, nawet jej mocna głowa nie mogła znieść wszystkiego. Jakoś tak kiedy miała go blisko było jej lepiej, jakby chociaż trochę wypełniał tę pustkę w sercu, która – czy tego chciała, czy nie – powstała gdy jej codzienność przestała zapełniać burza rudych włosów. Oddała mu fajkę, nawet nie oponując, za to kręcąc lekko głową, bo jednak wolałaby, żeby Percy nie umierał. Sama nie była w stanie wypalić tego do końca, może następnym razem. Uśmiechnęła się na jego kolejne słowa i wspomnienie celtyckiej nocy, a raczej tej sytuacji, kiedy Harrington zabrał paczkę fajek niepełnoletniemu Percivalowi. Parsknęła rozbawiona śmiechem, nadal uznając go za totalnego idiotę, że w ogóle stwierdził, że nikt go wtedy nie przyłapie. W jej zielonych tęczówkach jednak zabłysnęły iskry ekscytacji, a jej pijany umysł uznał to za fantastyczny pomysł i plan, który musieli wykonać. Rzecz w tym, że Hope, będąca zazwyczaj ich niewielkim głosem rozsądku, miała teraz inne zajęcia, więc nawet nie miał kto ich powstrzymać. — A to chuj, pamiętam doskonale, trzeba odzyskać twoją własność! — zawołała wniebowzięta i już ciągnęła go do środka, by zaopatrzyć się w piwerka na drogę, bo co z tego, że w głowie już miała karuzelę, skoro ta mogła być większa i nie widziała ku temu żadnych przeciwwskazań. Plan był doskonały, mimo jednej wielkiej dziury pośrodku, która najwidoczniej nie była ani dla Ruby, ani dla Percy’ego widoczna.
- Hm, nie wiem... Rozmowa? Wspólne spędzanie czasu? - palnęła pierwsze co przyszło jej na myśl, jeśli chodzi o to, czego oczekuje od innych ludzi. Bo z pewnością nie dążyła do tego, aby do kogokolwiek czuć pożądanie. A przynajmniej do tej pory tak było. Max zapewne nie pierwszą dziewczynę uświadamiał, jeśli chodziło o tego typu doznania, więc pewnie umiał przewidzieć jej odczucia. Jednak dla niej to była totalna nowość i nie spodziewała się, że pierwszy raz ktoś obdarzy ją taką pieszczotą w takich okolicznościach, w dodatku, kiedy jest w stanie mocno nietrzeźwym... Ale faktem było, że Max chyba dość mocno musiałby się postarać, aby w tej chwili Stefa zareagowała sprzeciwem. Alkohol wędrujący w jej żyłach, sprawiał, że była ciekawa nowych przeżyć i dlatego właśnie poddała się nastojowi, który panował na tej imprezie, a także pozwoliła Solbergowi na iście zmysłowy pokaz picia tequili. -Kreatywne alkoholizowanie się do upadłego... - powtórzyła za nim, lekko unosząc brew, po czym zachichotała i pokręciła lekko głową z niedowierzaniem. Nie wiedziała dlaczego, ale to stwierdzenie ją bawiło. Przyjęła od niego kieliszek, choć podświadomie wiedziała, że nie powinna już więcej pić. Jednak miała już przebłyski świadomości "starej Stefy", która nie potrafiła odmawiać... - Za solenizanta! Chociaż nie wiem gdzie on jest... - rozejrzała się, w poszukiwaniu Percy'ego, ale po chwili przypomniała sobie drugie pytanie Maxa. Uniosła kieliszek dumnie do góry. - Tradycyjnie, panie kreatywny. Wypijmy w tradycyjny sposób i już będzie dość tych przyjemności na dziś - zadeklarowała, po czym uśmiechnęła się szeroko, aby za moment przechylić kieliszek, a potem przegryźć smak trunku kawałkiem cytryny. O dziwo, tequila już tak nie paliła.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nieco się zaśmiał na tę odpowiedź, kręcąc głową z niedowierzenia. Zdecydowanie nie to miał na myśli, choć nie mógł zaprzeczyć, że faktycznie rozmowa była czymś naturalnym, ale pożądanie dokładnie tak samo. Ludzka reakcja, której nie widział sensu powstrzymywać. Dużo przyjemniej było jej się po prostu oddać i zatracić w tych przyjemnych chwilach. No tak, Steph nie była pierwsza w tym temacie, choć przewidzenie reakcji nie zawsze dobrze działało. Zawsze musiał liczyć się z odmową mniej lub bardziej agresywną, ale współpracę cenił sobie jak nigdy, a używki zdecydowanie tę kooperację ułatwiały. -Powinienem napisać poradnik o tym tytule! Co sądzisz? - Zaśmiał się, gdy powtórzyła jego słowa, po czym patrzył, jak bierze od niego kieliszek ciekaw, co takiego się zaraz wydarzy. -Za solenizanta! - Krzyknął tak, że pewnie wszyscy go usłyszeli, choć zdążył już zapomnieć jak człowiek wyglądał. Czy w ogóle mu się przedstawiał? Nie było to teraz ważne. Liczyło się, że nie musiał trzeźwieć przez następne wiele godzin. -Ehh. No dobrze, Pani tradycyjna. - Puścił jej oczko, po czym sam uniósł swój kieliszek o opróżnił go od razu, za chwilę zagryzając cytrusem. -Co powiesz, żebyśmy... - I w tym momencie cały świat przestał się liczyć, a jemu najzwyczajniej w świecie urwał się film.
//zt wraz ze Stephanie
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Halloweenowe popołudnie postanowił przeorganizować w taki sposób, aby spotkać się z elitą we Wrzeszczącej Chacie. Miał w zanadrzu parę godzin wolnego gdzie najlepsi z najlepszych będą mogli spędzić ze sobą czas. Doireann poinformował w przeddzień o swoich planach z wyraźnym zaznaczeniem, że jeśli nie chce szwendać się po upiornych miejscach to nie musi, nie będzie urażony. Łatwo przychodził jej strach więc nie stawiał jej przed faktem dokonanym. Z drugiej strony nie zamierzał zrezygnować z tego spotkania, co też wyraźnie jej zaznaczył. Robin i Hunter dostali dwie krótkie wiadomości "Halloween, Wrzeszcza Chata, jutro o szesnastej, ogarnij się i przyjdź". Akurat słońce powoli zachodziło za horyzont więc atmosfera miała być adekwatna do dnia. Nie przebierał się bo… nie chciało mu się. Zapakował trochę jedzenia do bezdennego plecaka i upewnił się, że wewnątrz wciąż znajduje się antałek z miodem pitnym, który kupił w trakcie ferii zimoych. Mógł też w końcu legalnie kupić całą paczkę feniksowych, a i po cichu wysłał Hunterowi wiadomość, aby zabrał jointy z glicynią błyskawiczną. Poprzedniego weekendu obejrzał wejście i główne pomieszczenie. Odkrył, że jest jeszcze zejście do piwnicy ale tam go akurat nie ciągnęło. Gdy tylko przyszedł tu z Doireann to wręczył jej swój bezdenny plecak i poprosił, aby wypakowała stamtąd antałek, a sam zajął się umieszczaniem zaklęcia kuli światła pod sufitem. Nie miał większych planów na ten wieczór oprócz chęci spędzenia czasu z pewną trójcą osób bez których nie mógł się obyć. Mroczne opowieści, dobre jedzenie, próby postraszenia wsyzstkich wokół i igranie z losem… to mogło wywołać przypływ adrenaliny za czym tak tęsknił. Gdy tylko zaklęcie zaczęło działać (miło wreszcie żyć bez Namiaru) to zajął się przesuwaniem starego, zakurzonego i zaniedbanego stołu z ułamaną nogą na środek pokoju. Póki słońce wpadało przez grube i brudne szkło okna to jeszcze nie było tak upiornie. Przesuwany mebel wydawał przy tym nieprzyjemne dla ucha dźwięki. Pochylił się nad ułamaną częścią. - Umiesz transmutować drewno w ludzką nogę? - zapytał Dori ze śmiechem bowiem oczami wyobraźni widział stół z trzema drewnianymi nogami i jedną ludzką.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Z początku plany Eskila w ogóle jej nie przeszkadzały. Chłopak chciał wyjść i zabawić się ze swoimi przyjaciółmi w tę najgorszą w roku noc. Oznaczało to więc, że nie wyciągnie jej w żadne ciemne, ponure miejsce pełne duchów, które z lubością pokazywałyby, w jaki sposób opuściły ten świat. Naprawdę, żyła w tym Zamku już wiele, wiele lat i do tej pory nie mogła przyzwyczaić się do groteskowego wyglądu wielu dusz. Miała więc szansę przeżyć Halloweenowy wieczór zakopana w ciepły koc, co najwyżej zaczepiona raz przez Grubego Mnicha - a on ze wszystkich nieumarłych-martwych-ludzi był akurat najmniej problematyczny. Zmienienia zdania zajęło jej parę godzin. Bo chociaż nie lubiła się bać, ani też przebywać w żadnych ciemnych miejscach, tak jednak uznała, że wizyta we Wrzeszczącej Chacie może wcale nie byłaby takim złym pomysłem. W końcu dobrze było sprawdzić, w jakich warunkach pełnie spędza ich wspólny przyjaciel, no nie? Jeśli byłoby zbyt obskurnie, to zapakowałaby mu na pełnię jakiś… koc? Albo kupiła narzutę na jakiś stary fotel? Wkroczyła do budynku zaraz za Eskilem - i kiedy tylko przekroczyli jego próg, Sheenani jakoś bardziej przykleiła się do chłopaka. Wprawdzie w środku nie panowały jeszcze egipskie ciemności, jednak światła było wystarczająco niewiele, by budziło to w dziewczynie niepokój. - Mhm. - pisnęła, przejmując torbę od półwila. Nie ruszyła się jednak na krok, dopóki Clearwater nie rozświetlił pomieszczenia. W tym samym momencie bladość Doireann nieco zelżała, a ona sama zaprzestała prób wciśnięcia się w chłopaka. Było jasno - znaczy, że było dobrze. - O bogowie. - jęknęła, kiedy dość obrazowo wyobraziła sobie stół podpierany amputowaną ludzką nogą. Jakby nie było… klimat wieczoru działał nawet na nią. Krwawe wizje nawiedzały ją znacznie łatwiej. Zdecydowanie żałowała swojej ciekawości. Wyciągnięty z torby antałek trzymała przyciśnięty do piersi. Jakoś… wolała go nigdzie nie odkładać, nie będąc pewną stabilności całego domu. - Możemy poszukać czegoś, żeby go podeprzeć.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie mogła ominąć tej imprezy. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciała to zrobić i jak mało czasu posiadała, ominięcie tego byłoby po prostu równoznaczne z wypięciem się na nich. A tego zrobić nie mogła, bo doskonale wiedziała, że zarówno Eskil jak i Hunter nigdy by jej nie wybaczyli. Zdążyła się przekonać, że Dori prawdopodobnie nie miałaby jej tego za złe, bez względu na to, jaką wymówkę by Robin zastosowała, ale nie chciała tego dokładnie sprawdzać. Nie była aż tak paskudnym człowiekiem. Poza tym, uważała, że to spotkanie to idealny pretekst, aby poinformować ich o swoim wyjeździe, który planowała. A to przecież miało być już za chwilę, więc powinni się o tym dowiedzieć czym prędzej. Później mogłyby się pojawić zarzuty, że nie chciała ich o niczym informować, że postawiła ich przed faktem dokonanym i jeszcze wiele, naprawdę wiele innych. Jeden z nich na pewno byłby prawdziwym; nie chciała im o niczym mówić, ale wiedziała, że musiała to zrobić. Gdyby o powodzie jej nagłego zniknięcia wiedział jedynie George, prawdopodobnie po powrocie wszyscy rzuciliby się na nią z rządzą mordu w oczach. A przecież nie chciała im robić krzywdy, prawda? Tak, zdecydowanie, przyzwoitość mówiła o tym, że powinna poinformować ich zawczasu. Dotarcie do Wrzeszczącej Chaty zajęło jej niewiele czasu, zważywszy na fakt, że była wcześniej w mieszkaniu George'a. Tam naszykowała się odpowiednio na ten dzisiejszy wieczór. Przywdziała strój, który miał ją upodobnić do jakiejś mrocznej szamanki, prosto z dalekich zakątków świata, przyozdobiła ciało liczną ilością tatuaży, które tylko pogłębiały to wrażenie. Na swoje bose stopy rzuciła zaklęcie rozgrzewające, które miało działać przez wiele godzin. Odpowiedni makijaż, biżuteria przyozdobiły jej twarz oraz dekolt. Nawet włosy pofarbowała na tę okazję na czarny kolor i poupinała je w jakieś dziwne warkocze na głowie. Ostatecznie była naprawdę zadowlona ze swojego wyglądu, gdy przeglądała się w lustrze. Nie sądziła, że będzie emanować taką mocą... Gdy zjawiła się na miejscu, dostrzegła ze środka domu jakieś światło, co niechybnie oznaczało, że Eskil bądź ktokolwiek inny dotarł już na miejsce. Ochoczo ruszyła przed siebie, ale mimo wszystko ściskała w dłoni różdżkę, gdyby to jednak okazał się być ktoś spoza kręgu jej przyjaciół. Kiedy weszła i usłyszała, jak to debatują nad tym, co zrobić z nogą od stołu, westchnęła głośno i pokręciła głową - Z ludzką nie będzie do twarzy temu stołowi - skomentowała krótko jego słowa, tym samym wychodząc z mroku. Od razu wycelowała w ten nieszczęsny stół i rzuciła odpowiednie zaklęcia. Urwana noga uciekła z Eskilowych łapsk i wpasowała się w odpowiednie miejsce, a zaraz potem każda jedna została otoczona przez gęsty i groźnie wyglądający bluszcz. Na tym nie poprzestała. Wycelowała w zabite deskami okna, a potem ściany, a na każdym z tych miejsc pojawiły się żywe nietoperze czy jeszcze większe pajęczyny. Skoro haloween to na poważnie! - No, teraz trochę lepiej - uznała w końcu, po czym schowała różdżkę w warkoczowe sploty na głowie. Kto by się spodziewał, że to taka idealna kryjówka dla różdżki.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nieodłącznym elementem codziennych spacerów czy to po Hogwarcie, błoniach bądź Hogsmeade było ciepło bijące od przytulającej się/stojącej odpowiednio blisko Doireann. Po wejściu do chaty przyczepiła się nieco bardziej, co skwitował zadowolonym uśmiechem jednak uznał, że powinna przyzwyczaić się do wystroju pomieszczenia i oswoić z tym, że być może będą się dzisiaj bać dla zabawy. Poza tym nie oszukujmy się, nie było tak strasznie. - No wyobraź sobie ich miny jakby nam stół popylał na ludzkich nogach! - oczy mu zaświeciły z radości na tak barwne wyobrażenia. Takiż też szeroki uśmiech mogła zobaczyć Robin, gdy już się wtoczyła do chaty. Na jej widok wybałuszył oczy i chyba zgubił szczękę. Przez chwilę zrobiło mu się za gorąco, potem zdecydowanie zbyt zimno. Zamiast powitania mrugał jakby zobaczył prawdziwego ducha, a gdy tylko skończyła czarować... wybuchł? - ZGUBIŁAŚ SPODNIE! - wytknął jej bo jednak wolał jej nie oglądać w żadnym stopniu odsłoniętej, a jej strój był tak wyzywający, że czuł się z tym źle. Z tego wszystkiego ręce nawet mu się zatrzęsły. Gdy Hunter ją zobaczy... o nie, nie można na to pozwolić bo ten uśmiech jaki później zakwitnie na jego gębie będzie go prześladować dniami i nocami. Nie można dopuścić, aby jego przyjaciel był zbyt zadowolony, prawda? Zmarszczył brwi i postanowił wziąć na siebie opieprzanie tej wariatki. Ogólnie wyglądała czadersko, zjawiskowo, niesamowicie, ale nie można dać tego po sobie poznać. Jakoś tak nie wziął pod uwagę, że faktycznie mieliby się za coś przebierać. - Zakładaj portki albo obkleję cię pajęczyną lub papierem toaletowym i będziesz mumią. - pogroził jej palcem. - Mogłaś ubrać coś strasznego, a nie się rozbierać. Jak Cię Hunter zobaczy to będzie się ślinić, fuj. Dori, weź jej coś daj, nie wiem, wyczaruj jej coś na tyłek bo jak ja się za to wezmę to z tej chaty nic nie zostanie jak ją zamienię w mumię, i na wszelki wypadek zamknę w trumnie. - popadł w gadulstwo, a to zdarzało mu się stosunkowo rzadko. Podszedł do Puchonki i zabrał od niej antałek, ale nie patrzył jej przy tym w oczy. Sięgnął po plecak i wyciągał pyszności na naprawiony stół, siłą woli nie odwracając się do dziewczyn. Głupia wiedźma!!! Jest tu od pięciu minut i już podniosła mu ciśnienie.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Doireann odwróciła się w stronę, skąd wydobywał się znajomy głos i… prawdę mówiąc, jej reakcja niekoniecznie mocno różniła się od tej eskilowej. Może nie musiała zbierać szczęki z ziemi, ale jednak czuła swego rodzaju zachwyt; bo przecież Robin wkroczyła tutaj emanująca siłą i pewnością siebie. Dziewczyna miała wrażenie, że Ślizgonka kroczyła dumniej od samej angielskiej królowej - i było to na tyle onieśmielające, że mózg Puchonki z ledwością zarejestrował równie odważny strój. Z tym, że wszystkie te bardzo zaskoczone uczucia zostały dość szybko wyparte przez dobrze znany strach. Ot, różdżka w dłoni szybko sprowadziła Sheenani na ziemię, sprawiając, że ta momentalnie skupiła się na szukaniu schronienia. Był nim Eskil, za którego plecami wylądowała w przeciągu sekundy. Może też dlatego nie zauważyła reakcji chłopaka do momentu, kiedy to postanowił się wydrzeć. Spojrzenie Sheenani momentalnie skupiło się na jego twarzy. Wpatrywała się w niego z coraz to mocniej otwartymi oczami, z każdą sekundą coraz mocniej zastanawiając się nad aktem fizycznej przemocy. Naprawdę, im dłużej mówił, tym mocniej miała ochotę potrząsnąć nim i powiedzieć, że "Bardzo przeprasza, ale naprawdę byłoby dużo lepiej, gdyby nie mówił podobnych rzeczy, bo Robin zrobi się przykro". - E-Eskil! - pisnęła w końcu, starając się bezskutecznie przerwać ten słowotok. - Bogowie, p-przestań. N-nie musisz się za nic brać. - rzuciła na sam koniec, wymijając go i podchodząc parę kroków bliżej w stronę Robin. Dziewczyny faktycznie… nieco inaczej się nosiły. Nogi Robin wesoło witały się z zebranymi, kiedy Sheenani ukrywała swoje pod spódnicą i dwiema halkami (bo zależało jej na tym, żeby materiał ładnie się układał). Pomijając już sam fakt, że Ślizgonka faktycznie włożyła trochę pracy w przygotowanie stroju, kiedy ona sama... Cóż, raczej nie przestrzegała halloweenowego dress-code'u. Spojrzenie Doireann, tym razem utkwione w Doppler, niemalże krzyczało "przepraszam". - Wszystko w porządku? - może i Robin zdawała się być silna, ale... Cóż, podobne komentarze potrafiły być całkiem bolesne.
Powinien był się przebrać. W końcu impreza halloweenowa jakiej zapowiedź dostał w krótkim liście od Eskila na pewno była przebierana. Bo heloł! to Halloween! Ale gdyby jeszcze miał pomysł na jakiś wystrzałowy strój. Nic takiego nie przychodziło mu do głowy, więc ostatecznie zamiast wysilać niepotrzebnie mózgownice, porzucił ten pomysł i założył na siebie biały golf, jasną sztruksową marynarkę i pasujące do niej spodnie, po czym teleportował się do Wrzeszczącej Chaty, z nadzieją, że reszta nie zeżre go za ponad dziesięciominutowe spóźnienie. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, kiedy wszedł to brunetka w warkoczach, o zgrabnych nogach, stojąca do niego tyłem. I jako, że dziewczyna Eskila miała ciemne włosy, od razu przyszło mu na myśl, że to ona, przez co zamrugał zszokowany kilka razy, po czym dopiero po chwili uzmysłowił sobie, kto przed nim stoi. Najpierw go zamurowało, a potem na jego ustach rozciągnął się szeroki, zadowolony uśmiech cwaniaka, który zwykł nosić, kiedy widział piękną kobietę. - Podoba mi się ta zmiana - mruknął, podchodząc do niej powoli i witając się krótkim pocałunkiem, otoczył ją ramionami w tali - Zostaje na dłużej? - dorzucił jeszcze po chwili, po czym zerknął porozumiewawczo na Eskila, a Dori puścił oczko. - W ogóle, co to za impreza jest? Bez żarcia, wódy i muzy? Widać, że Clearwater organizował - odezwał się po chwili, odsuwając się nieznacznie od swojej dziewczyny i rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Co prawda nastrojowo się prezentowało, ale jednak nie tak wyobrażał sobie imprezę halloweenową. - To co? Gramy w coś? - podjął, rozbawionym tonem, nawiązując do urodzin wilowatego, zerkając na wymownie to na niego, to na Puchonkę, która mu towarzyszyła.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie ma co, spodziewała się nieco cieplejszego przywitania ze strony tutaj już obecnych, niż słowa, które w jej stronę skierował Eskil. Nic dziwnego, że kiedy usłyszała go i jego ton, na twarzy Ślizgonki zakotwiczyło się bezbrzeżne zdumienie. Wyraźnie zmarszczyła brwi, jakby przynajmniej Clearater mówił do niej w kompletnie obcym jezyku, a ona nie rozumiała z tego ani słowa. Więc stała tak, niemalże na środku pomieszczenia, kompletnie nie rozumiejąc sytuacji, w której się znalazła. Tyle że chcąc nie chcąc, w końcu zaczynała rozumieć, co do niej mówił, a im więcej z tego docierało do jej umysłu, tym bardziej się jej to nie podobało... Wkurwienie zaczęło zakradać się na jej twarz, które na pewno musiało być odpowiednio podkreślone przez naprawdę mocny makijaż. To coś złego, że jej chłopak mógłby ślinić się na jej widok?! Na Merlina, jak można być takim dupkiem jak ten, który właśnie przed nią stał i groził jej palcem?! Oderwała wzrok od Clearwatera, kiedy to Dori podeszła do niej. Tak wiele emocji malowało się na tej puchońskiej twarzy, ale Robin nie mogła na nie zareagować. Po prostu nie była w stanie. Bo w niej samej kłębiła się taka złość, jakiej od naprawdę bardzo długiego czasu nie czuła względem nikogo. Kompletnie nie rozumiała, o co mu chodziło, dlaczego zachowywał się jak prawdziwy dupek i co w jej stroju było na tyle niepoprawnego, że wywołała taką reakcję. Nie zareagowała nawet, kiedy przyszedł Hunter i otoczywszy ją ramieniem, złożył na jej ustach pocałunek na powitanie. To wszystko nie miało znaczenia, a przynajmniej nie wtedy, gdy chciała rozszarpać półwila na strzępy. - Wiesz co, Eskil? Pierdol się - wysyczała w końcu w jego stronę, kompletnie nie przejmując się tym, jak jej słowa zostaną odebrane przez inne zgromadzone tutaj osoby. Dopiero wtedy przeniosła wzrok na biedną Doireann, która chyba próbowała załagodzić sytuację. - Nie, nie jest w porządku. Zwyczajnie nie wiedziałam, że z Clearwatera potrafi być aż tak egoistyczny dupek. Ale przynajmniej już wszyscy się o tym mogliśmy przekonać - wypowiadając ostatnie słowa, przeniosła wzrok najpierw na Huntera a potem utkwiła go w odwróconym tyłem półwilu. Szlag by go trafił... W momencie odechciało się jej jakiegokolwiek imprezowania, spędzania czasu we Wrzeszczącej Chacie. Tak, to z pewnością nie była wina Huntera ani Doireann, że Eskil zachowywał się jak chuj. Problem tylko polegał na tym, że Robin nie była w nastroju na tolerowanie tego typu wybryków. I zamierzała o tym mówić głośno.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Buzowała w nim trudna do wyjaśnienia złość. To było nagłe, intensywne, natychmiastowe. Zupełnie jakby tylko czekał na bodziec, który uruchomi falę emocji. Z nieznanej mu do końca przyczyny (bo czyż ubiór musiał być jedynym wyjaśnieniem?) wylał całą gorycz i złość na Robin. Zachował się jak skończony dupek, to fakt. Sęk w tym, że nie dojrzał jeszcze na tyle, aby zorientować się, że gdy przesadzi to powinien przeprosić. Duma nie pozwalała mu się ukorzyć choć pełne wyrzutu i złości spojrzenie Doireann nieco go otrzeźwiło. Bardzo głośno odstawił butelkę z piwem kremowym na stół, zupełnie jakby potrzebował rozbić szkło, aby złość została stłumiona. Słyszał głos Huntera, który pojawił się w najmniej dogodnym teraz momencie, a jego zwyczajny zaczepiający tekst nie pomagał Eskilowi we wrzuceniu na luz. Odwrócił się w złości na czarnowłosą Robin, która zamiast odgryźć mu się to przyjęła dziwną postawę, jakby nie miała siły walczyć/wygarnąć mu tak, że dojdzie do awantury. Żyłka na jego skroni pulsowała. - Powiedziała to wielka świętość, która jak pociśnie to człowiek się z ziemi nie potrafi pozbierać. - syknął w stronę Robin i wwiercał się w nią spojrzeniem, bowiem nie chciało mu się wierzyć, że ot tak się obraziła. Podszedł w jej stronę, a zatrzymał się za Doireann, którą napotkał na drodze. - Tylko ze względu na nią... - wskazał Puchonkę. - ... nie powiem nic więcej. - jakąż miał ochotę coś zniszczyć! Mógłby jednak ogarnąć się na tyle, aby niszczyć przedmiot martwy, a nie przyjaźń. Gdzieś w myślach zapaliła się malutka czerwona lampka, sugerująca, że powinien jednak powściągnąć zjadliwość. Było mu bardzo ciężko uspokoić złość, ale wystarczyło popatrzeć po ich twarzach, aby zrozumieć, że grubo przesadził i dał się ponieść emocjom. Zaciskał palce w pięść i walczył sam ze sobą - złość, duma, nienormalna uraza... By jakoś uspokoić swoje nerwy, sięgnął ukradkiem do dłoni Doireann. Nie zdziwi się, jeśli i temu odmówi po tym, co tu odwalał. Nie minęła długa chwila kiedy opuścił barki i cicho westchnął. Spuścił z tonu. - Macie racje. Dobra, przepraszam. Poniosło mnie. - mówiąc to trudne słowo, zasłaniał przez sekundę swoje oczy, rozmasowywał zamknięte powieki i dopiero kiedy dźwięk słowa skończył swe brzmienie, otworzył oczy z powrotem. Patrzył na Robin i próbował ukryć swoje prawdziwe emocje, wierząc, że będzie na nie ślepa. - Ostatnio mi odbija. Masz jointa, Hunter? - dłonie miał już zimne, bo w głębi serca dosyć mocno się bał, że Robin sobie pójdzie, a jemu duma nie pozwoli iść za nią.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Doireann zdecydowanie nie radziła sobie z sytuacjami, jak ta. Złość była dla niej dość jednoznacznym wyznacznikiem - w końcu jak ktoś się wkurwia, to pewnie zaraz będzie bić. Nie trudno było się domyślić, że ona sama wolałaby uniknąć sytuacji, w której mogłaby oberwać. Wszelkie zmiany tonu, czy gwałtowniejsze ruchy działały teraz na nią niczym trzask łamiącej się gałęzi na pasącą się sarnę. Innymi słowy, kiedy usłyszała to soczyste “Pierdol się” zapragnęła podwinąć spódnicę i rzucić się w stronę wyjścia - byleby jak najdalej od tych wszystkich trudnych emocji. Za plecami miała jednak Eskila, który zareagować mógł naprawdę różnie. Cokolwiek by się więc nie działo, kłótnie, bójki, czy też inne harpie, Sheenani resztkami trzeźwego myślenia trzymała się swojego postanowienia, że chłopaka nie należało teraz zostawiać samego. Wolała już być buforem, w który uderzyłyby dwie siły, niż pozwolić, by Clearwater mierzył się sam ze swoimi emocjami. Zwłaszcza, że… Bogowie, jak nikt wiedziała, jak denerwowały go jej wszelkie ucieczki. Na dalsze słowa Robin dziewczyna jedynie spuściła wzrok. Miała rację. Clearwater niezaprzeczalnie zachował się jak dupek, jednak jej poczucie lojalności wobec chłopaka sprawiało, że naprawdę nie chciała się z tym zgodzić. Eskil odebrał jej jednak wszelkie argumenty, by powiedzieć cokolwiek - podobnie jak i cała ta kłótnia sprawiała, że resztki śmiałości, którą w sobie miała, uleciały, pozostawiając ją samą, jak palec. Błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, ostatecznie zatrzymując się na moment na Hunterze. Jej spojrzenie zdawało się krzyczeć “No weź mi powiedz, no proszę, co mam robić”. Kiedy zaś Eskil uderzył butelką o blat, ta drgnęła i ponownie skupiła się na podziwianiu uroków starej, drewnianej podłogi. Najwidoczniej jednak stanie w miejscu i bezdźwięczne panikowanie nie było tutaj najgorszym rozwiązaniem. Eskil zatrzymał się zaraz przy niej i zrobił to, na co miała cichą nadzieję. Ot, została powodem, dla którego przestanie. Nie pójdzie dalej, nie powie nic więcej, po prostu utnie całą rozmowę. Pozwoliła wziąć się za rękę, chociaż jej palce nie oplotły się szczególnie mocno wokół jego dłoni. Po prostu… nauczona rodzinnym doświadczeniem trochę bała się ruszyć. Podniosła wzrok na Eskila dopiero kiedy usłyszała to niezwykle rzadkie "przepraszam". Wciąż jednak miała bardzo pasywną i milczącą postawę - dlatego też na wzmiankę o jointach wybałuszyła jedynie oczy i zmarszczyła brwi, zamiast serwując całej trójce monolog o szkodliwości narkotyków.
Nie był świadomy tego co zadziało się we Wrzeszczącej Chacie, zanim do niej przybył. To, że Robin droczyła się i wymieniała złośliwości z Eskilem, nie było niczym nowym i działało na podobnej zasadzie jak dogryzanie sobie jego i Doppler. Jednak w tym przypadku sprawa była grubsza. Zarówno ze strony dziewczyny, jak i półwila, ich rozmowa przeszła na zupełnie poważne tory, zamiast zatrzymać się na poziomie specyficznego żartu w postaci złośliwości. I dopiero, kiedy Robin odpowiedziała dosadnie Clearwaterowi, zrozumiał, że coś jest nie tak. Posłał Dori pytające spojrzenie, dokładnie w tym momencie, kiedy Puchonka szukała ratunku u niego samego, przyciągając wzrokiem jego spojrzenie. Zmarszczył brwi w wyrazie głębokiego zdziwienia tak niecodzienną sytuacją. Tych dwoje serio chce się kłócić? Tak serio serio? Autentycznie będą tu na ich oczach odstawiać taki pierdolnik? Poważnie? - HOOOLA HOLA - odezwał się w końcu, kiedy usłyszał od Eskila kolejny pocisk w stronę swojej dziewczyny, ale nie do końca wiedział jak powstrzymać tę wymianę ognia, bo jedyne na co miał w tej chwili ochotę to opierdolenie zarówno jednego jak i drugiego. Ale to chyba w niczym by nie pomogło, a spowodowałoby tylko dodatkowy chaos i nerwy. - Czy mnie ominęła jakaś sroga afera? Nie mieliśmy się przypadkiem rozerwać, a nie skakać sobie do gardeł? Bo jeśli tak, to mogliście uprzedzić wcześniej, to bym się przyłączył.. - dodał, zerkając to na jednego to na drugiego, odsuwając się od Robin, by stając niedaleko i włożyć ręce do kieszeni, kręcąc głową z niedowierzaniem. Ładna mi impreza... - pomyślał. Kiedy Eskil zagadał o skręta, przez chwilę milczał, jakby oceniał na ile sytuacja się uspokoiła i czy zioło pomoże nieco ją jeszcze złagodzić. Ostatecznie wyciągnął gotowe zawiniątka, które wcześniej przygotował i najpierw dał Eskilowi, potem poczęstował Robin, a na końcu podsunął jointa Doireann, nie będąc do końca pewny, tego czy dziewczyna odmówi czy też już w towarzystwie Eskila, nieco się rozluźniła. - Ale klimat, powiem Wam jest. Kogo to sprawka? - podpytał, zaciągając się pierwszy raz, po tym jak odpalił skręta od różdżki i rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowali, napotkał wzrokiem nietoperze, pajęczyny i dziki bluszcz. Wyglądało to czadersko!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Choćby stawali na rzęsach to atmosfera jest już nie do odbudowania. Nawalił w tej kwestii - bo to pierwszy raz? - co nie zmienia faktu, że zaczynał już srogo żałować, że w ogóle odezwał się do Robin w ten sposób. Najwyraźniej była już czymś rozdrażniona skoro zamiast mu się odgryźć tak, że się nie podniesie to okazała jak to ją zabolało. Nie do tego go przyzwyczaiła, a kiedy zdarzało się coś, czego nie śmiałby przypuszczać to znów się zdenerwował. - Przecież to jasne jak słońce, że jeśli postawisz mnie i Robin w jednym pomieszczeniu na dłużej to albo się będziemy kłócić albo płakać ze śmiechu. Dzisiaj, jak na Halloween przystało to się kłóciliśmy. Więcej nie chcesz wiedzieć. - rzucił do Huntera, posyłając mu przy tym znaczące spojrzenie, aby jednak nie drążył. - Aby klimat był lepszy to potrzeba nam futrzanego Drake'a. Obiecał mi, że będę mógł kiedyś popatrzeć jak wygląda w trakcie pełni. Muszę tylko ogarnąć do tego czasu jakieś alibi... - i zaczął gadać, opowiadać, planować, byleby jakoś tutaj się ktokolwiek rozluźnił, ale i tak sprawa była połowicznie skazana na niepowodzenie. Zamiast zakrapianej i mrożącej krew w żyłach małej imprezy wyszło im spotkanie, gdzie w powietrzu wisiało niezidentyfikowane napięcie. Wypili po piwku, zjedli trochę słodyczy ale o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie wrócili do zamku. Próbował założyć się z nimi, że wciśnie dynię na głowę Hawka ale od razu został przez towarzystwo sfukany... Uch!
| zt x4
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
- Witam na naszym kursie Czarna Magia 101, na którym nauczysz się prostych zaklęć czarnomagicznych oraz dowiesz się nieco o ich funkcjonowaniu - takimi oto słowami powitała Drake'a, kiedy w końcu udało im się spotkać we Wrzeszczącej Chacie. Ostatnio znowu niektórzy uczniowie i studenci podchodzili do niej, aby spytać ją o możliwość nauki zaklęć z sektora tych zakazanych. Najwyraźniej kolejne osoby zaczynały się interesować bardziej mroczną odnogą magii, a ona sama nie miała większych oporów przed tym, aby pomagać wybranym w nauce. W końcu lepiej, żeby robili to pod czyimś okiem niż pakowali się w to samotnie. Zwłaszcza, gdy brak im było doświadczenia. - Tematem dzisiejszych zaklęć będą zaklęcia Mora oraz Cistam Dolorum. Pierwsze możesz kojarzyć z zajęć OPCM. Służy do przerywania działania zaklęć czarnomagicznych. Drugie z kolei znane jest z tego, że powoduje silny ból w klatce piersiowej, który po pewnymczasie może uniemożliwić oddychanie. Wpierw skupimy się na pierwszym, a pomoże nam w tym... - tutaj rozpięła swoją kurtkę, aby wyjąć zza niej śpiącego szczura. - Ratthew. Jest pod wpływem Eliksiru Słodkiego Snu i nie powinien odczuwać skutków zaklęcia, które na niego rzucę. Ale to później. Może i ćwiczenie na żywych organizmach nie było najlepszym sposobem, ale przynajmniej dbała o to, aby robić to humanitarnie. Ratthew nie potrzebował dalszych traum. I tym razem będzie nieprzytomny podczas procesu przemieniania go w kamień. - Zaczniemy od Mory. Wymowa zaklęcia nie jest jakoś szczególnie skomplikowana. Musisz uważać jedynie, aby nie przedłużać niepotrzebnie samogłosek. Akcent na drugą sylabę. Z kolei Ruch różdżką prezentuje się następująco - powiedziała jeszcze nim powoli w ramach demonstracji wykonała odpowiedni gest, trzymając w dłoni różdżkę, a następnie poleciła Lilacowi, aby go powtórzył.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Do chaty wlazł oczywiście swoją preferowaną drogą, czyli tą która prowadziła pod bijącą wierzbą. Na szczęście wiedział jak tę na niezbyt długi czas unieszkodliwić i spokojnie pod nią przejść. Wylazł więc spod klapy i przeszedł do głównego pomieszczenia, gdzie już czekała na niego Violka. Na jej wstępniak nieco się uśmiechnął. Dosyć pozytywne wprowadzenie do lekcji niezbyt przyjemnej dla ofiary gałęzi magii. Wiedział na co się pisał praktykując tę sztukę. Felinus już go o niej ostrzegał. Nie zmieniało to faktu że magia nadal pozostawała tylko narzędziem. Śrubokręta można użyć żeby coś odkręcić albo dokręcić. Można też go wbić komuś w gardło. Noża za to można było użyć co pokrojenia chleba, albo do zadźgania kogoś. Wszystko zależało od sposobu użycia. -Mory troszeczkę nauczył mnie Felinus, więc inkantację i gest jako tako znam. Chociaż nadal potrzebuję praktyki. - I więcej wiedzy z zakresu dręczenia ludzi w ten sposób. Nie miał zamiaru zbyt często sięgać po tę magię z oczywistych przyczyn, ale będzie musiał. Popatrzył moment na szczurka, a następnie na Violkę. - Jesteś pewna że nie będzie tego czuć przez sen? - Nie mogła mieć co do tego pewności, bo raczej szczuroustą ani doktorem Dolittle nie była.-Mora. - Wypowiedział inkantację i wykonał ruch różdżką. Dokładnie tak jak uczył go Felinus i teraz prezentowała to Viola. -Dobrze było? - Spytał się patrząc jej w oczy. Sama inkantacja była tak prosta że nikt by jej nie spieprzył. Ewentualnie jakaś jąkała albo chory na Reranie. Ruchu różdżką zaś nie mógł być pewien w stu procentach.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Gdyby tylko wiedziała, że jej dawny student czarnej magii przekazuje dalej jej nauki, mogłaby czuć się naprawdę dumna. W sumie jakby nie patrzeć jeszcze nie tak dawno temu to właśnie z Felinusem ćwiczyła w tym samym miejscu Sectumsemprę. Oraz Rumpo... Co nie poszło zgodnie z planem, bo chłopak musiał składać jej ręce po użytym zaklęciu, które zamiast złamać, zmiażdżyło jej kości. - W takim razie idealnie się składa. Będziesz mógł je śmiało przećwiczyć - na jego kolejne pytanie jedynie podniosła szczura za jedną łapę i przytrzymała w powietrzu, patrząc przez chwilę jak ten zwisał w zasadzie bezwładnie. W zasadzie jedynie delikatne i miarowe unoszenie się klatki piersiowej wskazywało na to, że Ratthew oddycha i wciąż żyje. - Jestem pewna. Po takiej ilości eliksiru nic go nie zbudzi - potwierdziła, a następnie przyjrzała się próbom Drake'a, które chwilowo wykonywał na sucho bez żadnego obranego celu. - Wydaje się, że wszystko w porządku. Zaraz zobaczymy jak się sprawuje w praktyce - oświadczyła, sięgając po własną różdżkę. - Medusa - wypowiedziała, wykonując odpowiedni dla zaklęcia gest, a już po chwili niczego nieświadomy Ratthew został poddany procesowi przemieniania w kamień. Powolnemu, postępującemu od strony ogona do pyszczka.
Rzuć k6:
1, 2 - nie ma żadnego efektu, klątwa dalej postępuje. 3, 4 - klątwa spowolniła się, zatrzymała, ale po chwili znowu zaczęła działać. 5, 6 - wszystko zadziałało jak trzeba. Klątwa nie rozprzestrzenia się.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Na jej szczęście Drake jeszcze, JESZCZE nie chciał za bardzo zagłębiać się w czarną magię, która jak wiadomo należy do tych mniej akceptowanych przez większość społeczeństwa. Nie musiał więc ćwiczyć zaklęć które mogłyby jej wybuchnać kości bądź dokonać innej przypadkowej i niezbyt miłej rzeczy podczas nauki. Musiał też przyznać że delikatnie go uspokoiła. Skoro już wcześniej chyba na nim ćwiczyła, kiedy był naćpany eliksirem i jeszcze od niej nie spierdolił, to chyba faktycznie nic nie czuł podczas swojego drzemania. Kiedy już rzuciła na niego zaklęcie, wycelował w niego magicznym patyczkiem, wykonał gest i wymówił inkantację. - Mora. - Szczurek nadal zmieniał się w kamień, jednak zaczęło się to dziać bardzo powoli, co znaczyło że niezbyt dobrze mu poszło to zaklęcie. Z drugiej strony chyba pierwszy raz stosował Morę na tak zaawansowane zaklęcie. Prawda że Felinus kazał mu spróbować powstrzymać drążącą rany Sectumsemprę, ale z tego co się orientował, to Medusa stała stopień wyżej. I było to też czuć, bo nieco się zmęczył próbując ją zatrzymać. Szkoda że po chwili zaczęła zmieniać szczura w kamień z taką samą prędkością jak wcześniej -Kurde. - No nie udało mu się, ale nie znaczyło to że będzie chciał sobie odpuścić. Wolał mieć to zaklęcie opanowane do wakacji. Tak na wszelki wypadek w którym znowu na nich napadli jacyś fanatycy ognistych duszków czy też innego chujostwa. - W ogóle, to jak Ci się udało tyle nauczyć Czarnej Magii? W sensie tak żeby kadra nie wiedziała za bardzo. - W sumie to nieco go to ciekawiło. Z drugiej strony odrazu mógł obstawiać to że włamywała się do DKZ, przebierała się albo coś w tym guście. Mógłby się w końcu po Violce tego spodziewać.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż, zapewne nie odmówiłaby mu nieważne jak daleko sięgałoby jego zainteresowanie czarną magią. W końcu posiadanie pewnej wiedzy to nic złego. W końcu i Drętwotą można zabić. Wszystko zależało jedynie od czyichś intencji oraz tego jak w danej sytuacji chciał wykorzystać znane zaklęcie. Zresztą z pewnością nie była odpowiednią osobą do tego, by w jakikolwiek sposób krytykować innych i ich pobudki do uczenia się zakazanej magii. Przynajmniej dopóki nie byli psychopatami, chcącymi wszystkich wokół torturować bez większego powodu. Obserwowała uważnie to jak zaklęcie Drake'a radziło sobie z rzuconą przez nią klątwą. Co prawda może i należała ona do tych bardziej zaawansowanych, ale nie wkładała w nie aż tak wielkiej mocy, żeby stanowiła problem nie do przeskoczenia. Pierwsza próba wydawała się być udana. Przynajmniej na chwilę, bo spowolniła proces przemiany w kamień szczura, by po chwili puścić i sprawić, że Ratthew ponownie zamieniał się w miniaturową rzeźbę. Strauss ruchem własnej różdżki i odpowiednią inkantacją, cofnęła działanie swojego zaklęcia. - Z początku skupiałam się głównie na teorii i korzystałam z tego, co miałam pod ręką. Jeśli chodzi o praktykę to jest kilka mało uczęszczanych miejsc na uboczu w szkole, z których mógłbyś korzystać. Chociaż bardziej polecam okolice Hogsmeade - odpowiedziała, przerywając na chwilę, by ponownie rzucić Medusę na nieprzytomnego szczura. - Kiedy jesteś studentem to jest o wiele łatwiej. Nikt nie interesuje się tym, co robisz poza szkołą we własnym mieszkaniu. Swobodne przemieszczanie się było zdecydowanie ogromnym plusem. Dzięki temu mogła bez większego problemu, zapuszczać się w różne miejsca, które wcześniej nie były dla niej dostępne, co z kolei przekładało się na większe możliwości nauki i praktykowania czarnej magii. - Spróbujmy raz jeszcze. Skup się bardziej. Wcześniej prawie ci się udało - rzuciła jeszcze zachęcająco w stronę Gryfona, podstawiając mu dłoń z nieprzytomnym szczurem.
Czyli jeśli by mnie naszło uczyć się samemu, w co wątpię, to lepiej do studiów poczekać? W sumie niegłupie. Nauczyciel raczej nie zrobi mi nalotu na dom. - No chyba że jego ciotka postanowiła zabrać by się za Pattona, a wierzył że ta byłaby do tego zdolna. Mają w sumie delikatny podobny charakter. Oczywiście skończyłoby się to katastrofą, dlatego nawet same myśli o tym odsuwał gdzieś w dal. Im bardziej o tym nie myśli, tym mniejsza szansa że to się nie stanie, tak? W końcu życie było podłe, ale nawet ono jakieś zasady morlane posiadało i ich przestrzegało. Popatrzył moment na uroczo śpiącego szczurka i aż żal ściskał jak się widziało jak pochłania go czarnomagiczne zaklęcie. Wycelował więc różdżkę, wykonał gest i ponownie postarał się rzucić zaklęcie które miało na celu powstrzymanie klątwy. - Mora - I coś się nawet zaczęło dziać! Szkoda że tak słabo skutecznie bo zamiast zatrzymać skamienienie, tylko znacznie je spowolnił. Niby też dobre, ale nie był to zamierzony efekt. Może po prostu potrzebuje więcej praktyki? Albo doświadczenia w czarnej magii? W końcu podobno umiejętność zdjęcie uroku, definiuje umiejętność jego rzucenia. Drake zaś nie był mistrzem czarnej magii ani specjalistą w transmutacji. Chociaż nad tym drugim ciężko pracuje żeby chociaż odrobinę się polepszyć. No i żeby móc sobie sprawić lwią łapę. Tak czysto dla funu. To nie tak że gdyby mógł to by komuś nią zajebał. To tylko gdyby ktoś tak naprawdę mocno na to zasłużył. - No i znowu nie wyszło najlepiej.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
- Zależy jak bardzo skłonny jesteś do ryzyka. Wiele ci do studiów nie zostało. Jakbyś chciał to zawsze mogę cię ugościć u siebie. Tam z pewnością będziesz mógł robić, co chcesz - cóż, bo taka była prawda, że jeśli ktoś nie chciał zbytnio ryzykować i narażać się na utratę punktów, szlabany i ewentualne wywalenie ze szkoły to lepiej było jednak te kilka miesięcy odczekać. Niestety, ale pewne zaklęcia najlepiej ćwiczyło się na żywych organizmach, a z dwojga złego to już lepiej, żeby tym obiektem miał być mniej świadomy tego wszystkiego szczur, który smacznie sobie drzemał i z pewnością nie przeszkadzało mu to, że powoli zamieniał się w małą rzeźbę. - Ale już idzie ci o wiele lepiej. Pamiętaj, nie masz odwrócić zaklęcia, ale je zatrzymać. Skup się na tym i spróbuj jeszcze raz, a później przejdziemy do Cistam Dolorum - stwierdziła, a następnie poleciła Lilacowi raz jeszcze spróbować swoich sił przy wcześniej ćwiczonym zaklęciu. Dopiero, gdy upewniła się już, że Drake opanował przeciwzaklęcie zaczęła tłumaczyć mu tłumaczyć odpowiedni gest oraz wymowę inkantacji związaną z kolejnym czarem, którego chciała go jeszcze nauczyć, dając przy okazji drobne wskazówki odnośnie jego działania. W końcu, żeby szybko pojął co i jak to przydałaby się do tego chociaż podstawowa wiedza teoretyczna oraz bardziej praktyczne podpowiedzi, pomagające nakierować się na odpowiedni tor działania.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kolejny nieudany czar oznaczał że musiał podjąć się kolejnej próby zablokowania czaru przed dalszym rozprzestrzenianiem się. Delikatnie go to frustrowało, ale wiedział że da radę jakoś ogarnąć to zaklęcie do perfekcji. A przynajmniej do stopnia, który chociaż trochę go zadowoli. Jednak zanim za to się zabrał, mógł jeszcze troszkę podyskutować z Violką o jego nauce na studiach. - W sumie to nie wydaje mi się to głupim pomysłem. Jak będę na studiach, to będę mógł wpaść. - Uśmiechnął się i jeszcze przez moment popatrzył na szczurka. Wziął głęboki oddech, skupił się tak bardzo jak mógł i rzucił zaklęcie, które miało powstrzymać skamienienie - Mora! - I... Stanęło! Połowa sukcesu dnia dzisiejszego osiągnięta. Pozostało jeszcze zaklęcie którego chciała nauczyć go Viola. Niezbyt podobała mu się wizja rzucania zaklęć czarnomagicznych które oczywiście szkodzą innym, ale inaczej nie nabierze wprawy, prawda? Na szczęście że szczurek był na magicznych dragach dzięki którym nic nie poczuje i po prostu to prześpi. Trochę jak uśpienie u chirurga... - No dobra, to jak się je rzuca? - Przy dobrych obrotach dosyć szybko je ogarnie i obędzie się bez skutków ubocznych, które byłyby bardzo mocno nieporządane. Na przykład rykoszet zaklęcia w niego samego. Może i był wielkim bysiorem, ale na pewno nie masochistą czy też samobójcą.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Uśmiechnęła się jedynie, gdy Lilac zapewnił ją o tym, że zapewne ją odwiedzi, gdy tylko rozpocznie studia. Cóż w końcu należało wspierać innych. Nawet jeśli chodziło o naukę zakazanych zaklęć. Raz jeszcze mogła powtórzyć jedynie, że lepiej, aby Drake robił to pod jej nadzorem niż był pozostawiony sam sobie. Zwłaszcza, gdy chodziło o magię, która mogła się okazać szkodliwa także dla niego samego. Całe szczęście tym razem zarówno determinacja Gryfona jak i jej drobne wskazówki okazały się wystarczające, aby mógł z sukcesem rzucić zaklęcie. Strauss odczekała jeszcze chwilę, obserwując śpiącego Rata, aby upewnić się czy na pewno klątwa nie postępuje po czym uśmiechnęła się i samodzielnie zdjęła rzucone zaklęcie, przywracając szczura do normalności. - Całkiem prosto. Ruch różdżki nieco przypomina ten przy Drętwocie. Uważaj tylko na dokładną wymowę inkantacji. Cistam Dolorum. W obu członach akcent na ostatnie sylaby. Jak tylko będzie coś nie tak to dam ci znać - zapewniła jeszcze chłopaka, instruując go odnośnie poprawnego ruchu różdżką, a następnie odsunęła się od niego o kilka kroków. - Dobra to rzucaj. Celuj w klatkę piersiową. Pewny ruch. Nie przyjmowała odmowy. Jeśli Drake faktycznie chciał się nauczyć rzucać tego zaklęcia to musiał to robić na niej. Tylko ona była w stanie sprawdzić czy na pewno rzuca je poprawnie.
Rzut k100:
1-20 - nic się nie dzieje. 21-40 - lekki ból w klatce piersiowej. 41-60 - wyraźny ból w klatce piersiowej. 61-80 - silny ból w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. 81-100 - nieznośny ból w klatce piersiowej i duszności.