Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto 21 Wrz - 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Śmieję się tylko krótko na słowa @Marla O'Donnell, bo wyjątkowo mam znacznie ważniejsze rzeczy do roboty niż przekomarzanie się z nią. Na dłuższą chwilę zatapiamy się w pocałunku niczym dwie beztroskie dusze, którymi faktycznie byliśmy. Mimowolnie przesuwam dłonią po skórze Marli, ale prędko zdejmuję z niej długie palcem i grzecznie poprawiam je bluzkę podczas gdy ta czyta zadanie. Uśmiecham się lekko rozbawiony na jej komentarz i podążam ukrytym za okularami spojrzeniem w kierunku, który wskazuje mi Gryfonka, by znowu zobaczyć tańczącego minutę wcześniej Puchona. By nie wchodzić nikomu szczególnie w paradę (w końcu teraz tego nie zrobiłem, to tylko gra) odsuwam się od O'Donnell. - Przypominasz sobie czy mi, że mam się trzymać z daleka - pytam jeszcze beztrosko i unoszę do góry ręce, by pokazać, że nie mam więcej niecnych zamiarów. - Dobrze, dziś odpuszczę sobie bijatykę o Twoje względy, nie chciałbym przesadnie uszkodzić Twojego ochroniarza - dodaję żartobliwie, bo pewnie rozbiłbym się już o jego ramię i padł bez ducha, gdybym rozpoczął bitkę. - Cała Twoja, wybacz, że przeszkodziłem - mówię szczerze do @Thaddeus H. Edgcumbe, kiedy go mijam, kładąc dłoń na sercu, ale wzrokiem już podążam za Hope, która właśnie kieruje się do stołu od beerponga. Dlatego w pośpiechu idę za rudowłosą, pozostawiając Marlę w wielkich łapach przystojnego Puchona. Staję obok Hope dokładnie w momencie kiedy jej koleżanka grozi jej i faktycznie trafia celnie w kubeczek. Mam wrażenie, że obydwie wyglądają na strasznie rozemocjonowane tą zwykłą grą. - Wydaje mi się, że ma racje, możesz nie mieć z nią szans, Hope - mówię patrząc na wpadającą do kubeczka piłeczki i nonszalancko opieram się na stół, tuż obok Gryfonki. - Wróciłem do Ciebie. Mogę być Twoją czirliderką, kimś z kasyna kto chucha na szczęście... albo Cię porozpraszam - kończę radośnie dokładnie w momencie, kiedy ta nie trafia do celu, po czym podnoszę głowę na jej zażartą przeciwniczkę. - Chyba się nie znamy. Jestem Harry - witam się uprzejmie z @Ruby Maguire, obdarzając ją oczywiście miłym uśmiechem. Mam wrażenie, że wraz z większą dawką alkoholu z obu dziewczyn wręcz kipią jakieś emocje, których nie umiem określić ze swoją średnią trzeźwością. - Hope jesteś zła na mnie? Czy na koleżankę? W którymkolwiek przypadku - dlaczego? - dopytuję ciekawsko i przestaję się opierać o stół, by napić się łyka mojego drineczka i drugą dłoń położyć tym razem w talii Gryfonki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ściskał sobie wesoło Steph, zarzucając ją pytaniami, gdy nagle podbił do niego jakiś roznegliżowany typek i Max od razu poczuł, że nie wpasowywuje się w klimaty tej konkretnej imprezy. -No i kurwa takich gospodarzy to ja szanuję! Max jestem i JA PIERDOLĘ ZOSTAJĘ DO RANA! - Zaśmiał się, gdy już wiedział gdzie jest alkohol i żarcie. Niczego więcej nie było mu chyba trzeba szczególnie, że towarzystwo było tu wyborowe. Przynajmniej z tego co widział, a nie widział zbyt wiele. Spojrzał z niedowierzaniem na @Stephanie Davies, która zaczęła mu przedstawiać tańczącego na rurze chłopaka. Musiał przez chwilę pogmerać w pamięci, by skojarzyć o kim ona mówi. -Tadzio? TEN Tadzio? Oczywiście, że znam Tadzia! Co prawda wyjebałbym mu za zranienie mi Tereski, ale kurwa, Tadzio to jest ziomek! - Samemu trudno mu było odwrócić wzrok od tańczącego puchona, ale na szczęście ten niedługo potem zakończył ten swój pokaz. A może i właśnie nie na szczęście. -Powiedzmy, że przyszedłem się bawić. Wszedłem, usłyszałem głosy i postanowiłem dołączyć. - Wytłumaczył się bez żadnego skrępowania, bo nie były tym starym dobrym Solbergiem, gdyby przejął się faktem, że może nie być tu najmilej widziany. Na szczęście wszyscy byli już podpici i wydawali się nie mieć mu tego za złe raczej. -MARLA TY STARA MENELICO! - Od razu doskoczył do gryfonki (@Marla O'Donnell), unosząc ją i obracając w powietrzu, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że jeżeli miała już srogo wypite, mogła zwrócić na niego zawartość swojego żołądka. -Tak tęsknisz za widokiem mojej gołej klaty? Nie mogę pozwolić, by kobieta zbyt długo prosiła. - Bez nawet sekundy zawahania zrzucił z siebie skórzaną kurtkę, by następnie pozbyć się koszulki, którą odrzucił gdzieś w kąt. Od razu poczuł, że bardziej pasuje do tego miejsca. -Jasne, że gramy! - Powrócił do Steph, ale nie mieli okazji dojść nawet do stołu, gdy już zaczepiła ich @Freddie Moses kwestionująca jego talent do beer ponga. -Słuchaj czarnowidzko, raz w życiu mi nie poszło, ale dzisiaj pokażę wam jak się w to naprawdę gra! - Dźgnął ją palcem w mostek, z szerokim bananem na ryju. Chyba nie było wątpliwości, że w tym stanie mógł mieć dość spore problemy z trafieniem czymkolwiek w cokolwiek, ale nie miał zamiaru tak po prostu bez próbowania przyznać się do porażki. I już miał chwytać pierwszą piłeczkę, by rozpocząć grę ze Steph, gdy dostrzegł kolejną znajomą mordę. -Pani wybaczy na chwilę. - Powiedział zapijaczony, po czym podbiegł od tyłu do znajomej sylwetki, z którą zrobił dokładnie to samo, co z Marlą chwilę temu. -Boyd, Bodzio, Bogdan, BOGUSŁAW! A TY co tu kurwa robisz? KONIECZNIE musimy się napić! Rozwalę tylko Stefkę w beer ponga i wracam do Ciebie z drinem! - Ta reakcja zdecydowanie wskazywała na to, że z Maxem było coś mocno nie tak, ale czy się tym przejmował? Tu nie było wątpliwości, że zdecydowanie nie. Napierdolony w trzy chuje cmoknął @Boyd Callahan w policzek, po czym wrócił do puchonki, by w końcu rozpocząć ich pojedynek. -Dawaj, panie przodem. - Powiedział, tym samym wskazując, by dziewczyna czyniła honory i jako pierwsza spróbowała trafić piłeczką w jego kubeczek. Już nie mógł się doczekać, aż kolejna porcja alkoholu trafi do jego gardła.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Beerpong Moje rzuty: jedyny trafiony - 4, 2, 88 Pijaństwo: Piwo Dverga (1), Big Ben (2), Absynt (3), Żeglarski Bimber (3,5) = 9,5 → Lekko chwiejny krok, słowotok
Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać, zwłaszcza że Freddie wyraziła aprobatę dla tego pomysłu. Wzięła od Persiego aparat i napstrykała kilka fotek, chociaż niezbyt pewną ręką, więc Merlin jeden wie czy nie będą rozmazane. Złapała i @Boyd Callahan z @Thaddeus H. Edgcumbe, i samego Tadka w gryfońskim dresiku. To drugie aż się prosiło na gryfońską tablicę w pokoju wspólnym... Jeśli chodzi o wyzwanie, to Percy zawsze sprawiał, że wszystko, co zdawało się ją przerastać, nagle stawało zupełnie proste albo przynajmniej wydawało się takie być. Pocałunek zdecydowanie taki się okazał, bo mimo wszelkich obaw i zahamowań, skończyło się przyjemnie i całkiem naturalnie. Starała sobie wmawiać, że nie ogarnęło ją delikatne wewnętrzne ciepło i przede wszystkim obiecała sobie, że to się już nigdy nie powtórzy. Generalnie była tak rozkojarzona, że podążyła za nim bezmyślnie i dopiero kiedy się odezwał, zauważyła Ruby. Spojrzała pytająco najpierw na nią, a potem na przyjaciela, który w dodatku zdjął z siebie koszulę i zrozumiała z tego tak niewiele, że aż wzięła w ręce piłeczkę. — Tylko dla Percy'ego — powiedziała do Ruby, kiedy ten zostawił je na moment. — Co do... — dodała zaskoczona, widząc jak d'Este robi malinkę na szyi Hariela, który z kolei jak na skrzydłach leci do Marli i zajmuje się nią z zaangażowaniem, które skwitowała cichym prychnięciem. — Zresztą chrzanić to, zaczynaj — burknęła do przyjaciółki, nagle chętna na znalezienie sobie jakiegoś zajęcia. Rzuciła jej pobłażliwe spojrzenie i jedynie uniosła brew, czekając na jej ruch. Obok zmaterializował się Whitelight, sprawiając, że poczerwieniała jeszcze bardziej. Ten to chyba nie widywał jej w normalnych barwach. Nie doszukiwała się w jego słowach złośliwości, to chyba nie było w jego stylu. — To ja tu jestem ścigającą — przypomniała im z wyższością sztucznie napompowaną procentami. Zaraz Ruby oddała celny rzut, a Hope nie pozostało nic innego, jak pokornie wyjąć z kubka piłeczkę i z krzywą miną wypić jego zawartość, która okazała się być na szczęście delikatnym piwem. Rzuciła niecelnie i zmarszczyła brwi. — Po prostu te — zakręciła palcem w powietrzu, wskazując na kubki — pętle są cholernie małe. — Dorobiła sobie wspaniałą wymówkę, problem leżał w tym, że dla Ruby były w sam raz i tak oto Hope wypiła zawartość kolejnego kubka, tym razem znacznie mocniejszą, choć smaczną. Zamknęła piłkę w dłoni i uniosła ją ku górze, by mógł, zupełnie jak zaproponował, filmowo chuchnąć na szczęście. Dopiero kiedy to zrobił, wykonała rzut, który nie miał nic wspólnego z trafieniem. — Mam powód, żeby być na Ciebie zła? — zapytała, odwracając głowę, by na niego spojrzeć. Uśmiechnęłaby się, gdyby rzeczywiście nie była zła – choć nie wiedziała, na które z nich. Gniewanie się na Harry'ego było głupie; z drugiej strony gdyby powiedziała, że to jak całował Marlę wcale jej nie ruszyło, byłoby to oczywiste kłamstwo. Nachyliła się nad stołem, by rzucić i znów nie trafić. — A może Ty powiesz Harry'emu, dlaczego jestem na Ciebie zła, Ruby? Albo lepiej zacznij od tego, dlaczego Ty jesteś zła na mnie, bo nie mam, kurwa, bladego pojęcia — wyprostowała się i przysunęła do chłopaka na tyle blisko, by móc się o niego oprzeć. Nie wiedziała, czy może liczyć na psychiczne wsparcie od swojej cheerleaderki, więc zasięgnęła przynajmniej tego fizycznego. Piłka po raz kolejny wpadła do jej kubka; zmarszczyła gniewnie nos.
Stan Maxa i jego zachowanie wskazywało ewidentnie na to, że był już dość mocno wstawiony, jednak Stephanie jakimś cudem nie przyjmowała tego do wiadomości. Owszem, widziała, że jest wesoły i tryskający energią, ale wydawało się jej to w tych okolicznościach normalne, zwłaszcza, że w tej chwili nie zagłębiała się w szczegóły, kiedy świat wydawał się bardziej przystępny po szklaneczce tequili, którą się uraczyła. - Jakiej Tereski? Teddy odbił Ci dziewczynę? - wypaliła bez większego zastanowienia, wnioskując to niezbyt trafnie ze słów byłego Ślizgona. Tylko nie zgadzało jej się, że na końcu nazwał go ziomkiem. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy chłopak powiedział, że trafił na imprezę przez dźwięki, które z niej dochodziły. Za chwilę jednak Maxa dorwała najpierw @Marla O'Donnell, aby zmusić go do ściągnięcia koszulki, co Steph skitowała lekkim rozchyleniem ust, ze zdziwienia i aprobaty jednocześnie, po czym omiatając wzrokiem (po raz kolejny!) klatę Maxa dyskretnie pokazała Marli kciuk w górę, za to posunięcie. Jak tak dalej pójdzie, wszyscy faceci będą bez koszulek. Chyba szybko nie opuści jednak tej imprezy... Czując jak zaczyna lekko szumieć jej w głowie, zaśmiała się cicho na krótką wymianę zdań między @Freddie Moses a Solbergiem, aby po chwili pociągnąć go w stronę stolika z grą, zanim znów ktoś go zaczepi. Trochę terytorialnie do tego podeszła, jednak naprawdę chciała z nim zagrać, a przez ilość wypitego alkoholu, do którego nie była przyzwyczajona, jej zachowanie było zdecydowanie śmielsze niż zwykle. - Nie ma szans, kolego - odparła do chłopaka, który oznajmił, że pokaże wszystkim jak się gra w beerponga. Posłała mu uroczy uśmiech, kiedy ustawili się przy stoliku i już mieli zaczynać, gdy Max znowu zniknął. Z cichym westchnieniem opuściła gwałtownie ramiona wzdłuż tułowia i kiedy po chwili jej wzrok napotkał sylwetkę @Thaddeus H. Edgcumbe, tańczącego z Marlą, nagle jakoś tak mimowolnie wstrzymała oddech, obserwując ich przez chwilę. Nie wiedziała czym to jest spowodowane, ale w jakiś sposób niewygodny dla niej był ten widok. Zdecydowanie wolałaby w tej chwili być na miejscu jasnowłosej Gryfonki, niżeli stać w tym miejscu, w którym stoli... Czyżby to była...? Nie, nie, nie. Przecież to Tadzio. Potrząsnęła lekko głową i rozejrzała się za Maxem, który już do niej wracał. -Gotowy? Nie uciekasz już nigdzie? - spytała dla pewności, zanim to nie rzuciła pierwszy raz, celując do jednego z kubeczków. Jednak piłeczka ominęła go zgrabnie. - O nieeee... - jęknęła wielce niepocieszona tym, że Maxowi się upiecze i nie będzie musiał pić. Nawet zrobiła charakterystyczną podkówkę, kiedy podniosła wzrok na chłopaka. A kiedy i on nie trafił, zaśmiała się, lekko klaszcząc kilka razy w dłonie. Ewidentnie była już w wyśmienitym humorze, bo teraz znowu była jej kolej, co wyraźnie zakomunikowała Maxowi, ponaglając go i machając dłonią, aby podał jej nową piłeczkę, bo tamta poleciała gdzieś w do stóp stojących nieopodal osób. - Teraz ja, teraz ja! - zaszczebiotała jak kilkuletnia dziewczynka, a kiedy ściskała już w dłoni małą piłeczkę, nieco się przymierzyła, celując do pierwszego kubeczka i o dziwo TRAFIŁA! - JEEEEST - ucieszyła się głośno, posyłając Maxowi szeroki i zadowolony z siebie uśmiech. - Do dna, mój drogi - dodała jeszcze, zachęcając go do picia, nadal dumna z tego, że to akurat ona zdobyła pierwsze punkty.
Było jak to na imprezach dziko, niebezpiecznie i dość nieprzewidywalnie. Z daleka obserwowała kolejne osoby dołączające do zacnego grona uczestników, trochę nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca, ale na reszcie nadszedł czas na butle, która dość szybko się potoczyła, przepełniona buziakami, całusami i innymi malinkami. Ta sukienka we smoki to naprawdę chyba była szczęśliwym odzieniem, bo długo nie musiała czekać na ten uśmiech od losu i spełnienie najskrytszych rządz - buzi, nieee, to nie było buzi to był tak normalny, porządny pocałunek na jaki w swym mniemaniu zasługiwała się znów wylosował i padło akurat na nią. Nie pierwszy w życiu i daj Merlinie nie ostatni się całowała. Bez wstydu uśmiechnęła się do Kryśki, chcąc jej dać tym drobnym gestem troszkę otuchy i może podnieść na duchu, bo przecież nie każda baba była nią i nie dla każdej baby takie coś było tylko niewinnym gestem, no i nie wiadomo, czy taka ona by się chciała z nią całować, co nie? Potem były już tylko miękkie, dziewczęce usta, chwila przyjemności i brak czasu by cokolwiek powiedzieć albo coś więcej zrobić, bo Grimm ponownie usunęła się w cień (niestety). A Candace tak bardzo chciała z nią jeszcze porozmawiać. Zaraz w jej dłoni zmaterializowała się butla. Uniosła ciecz do góry na wysokość swych oczy, zmarszczyła powieki w skupieni przyglądając nieznanej cieczy i tak patrzyła przez moment i patrzyła przez kolejny moment i patrzyła jeszcze chwilę i się niczego nie dopatrzyła, bo z eliksirów była noga, a jedyne płyny jakie znała dobrze to a) woda, b) wóda c) herbata. Nie było czasu na myślenie, uprzednio dobrze wstrząsając buteleczką zamaszystym ruchem dłoni, zarechotała złowieszczo, bo to może być najlepszy alkohol jaki na tej imprezie podają i wydudniła go jednym haustem, po wszystkim wierzchem dłoni wycierając jedną z kropelek, która gdzieś się na brodzie zapodziała. Zaburczało, zaskrzypiało, zachrupotało Riggs w krzyżu i zaczęła cholera, maleć, a malało wszystko od nosa po palce, od palców po uszy od uszów po ciuchy i wszystkie inne części ciała co pod sukienką się skrywały. Zamknęła oczy trochę zestresowana tym całym zdarzeniem, a jak je otworzyła i ogarnęła co się z nią stało i co tak naprawdę tam w tej buteleczce było. - O Merlinie, gdzie się podziały moje cycki? - rzuciła dramatycznie, dłonie od razu powędrowały do płaskiej klatki piersiowej, a wzrok powędrował w dół by spojrzeć na stopy, a ona przecież od ukończenia 15 roku życia swych stóp tak z góry do dołu spoglądając zobaczyć nie mogła - Kurczę, ja chyba potrzebuje niańki - zakończyła dramatycznie, opadając gdzieś na jakieś siedzenie co to się w pobliżu znajdowało. W dłoni, w której jeszcze kilka minut wcześniej znajdowała się buteleczka, pojawił się drink, a ona nieśmiało upiła jeden łyk, próbując wyczuć swoje obecne możliwości. Może i była w tym szaleństwie metoda, bo mniejsze ciało to i oszczędność, ale gorzej, jak jej tak na zawsze już pozostanie.
Zadanie:4 - im baby przez 2 posty Osoba: Pustelnik - @Boyd Callahan(bo rzuciłam 4 taroty i nie chce mi się przerzucać, a co mi wyszło to albo byli albo nie ma nikogo pod kartą, więc idę z pierwszą osobą co wypadła XD)
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kompletnie nie zwrócił uwagi na ewentualny błysk flesza zwiastujący udokumentowanie jego upodlenia występu. Był zbyt pochłonięty tym, żeby nie zjebać się na posadzkę jak ostatni pijak - męska duma dopiero wtedy by mu ucierpiała! Poza tym, no bądźmy szczerzy, Thaddeus był już nawykły do tego, że ktoś mu ukradkiem strzela zdjęcia - chociaż może nie w takich sytuacjach... Z szerokim wyszczerzem przyjął ponowną obecność @Marla O'Donnell u swojego boku, kiedy ta szybko przykopytkowała do niego po tym jak zeskoczył z rur. Odebrał od niej swoją koszulę, zarzucając ją sobie na ramiona. — Mówisz, że większą furorę zrobię w klubach? — ze śmiechem skomentował pomysł przyjaciółki o jego alternatywnej karierze z pole dance, biorąc się za powolne zapinanie guzików. Wtedy też jak spod ziemi wyrósł przy nich @Hariel Whitelight, by bezceremonialnie objąć O'Donnell w talii i przygwoździć Gryfonkę do ściany pocałunkiem. Thaddeus zjeżył się gwałtownie - i tylko lewitująca tuż obok butelka powstrzymała go od chwycenia za fraki blondwłosego Whitelighta - oraz to, że przyjaciółka jednak chłopaka nie odepchnęła (a wiedział, że kto jak kto, ale Marla byłaby w stanie pozbyć się niechcianego natręta). Mimo to, przesunął się nieco do stołu z alkoholem, by przywłaszczyć sobie pełny kubek ognistej i wbić bazyliszkowy wzrok w plecy Harrego. Nawet kiedy oboje, Gryfonka i Ślizgon, obrócili się w jego kierunku - nie spuszczał spojrzenia, a jedynie uśmiechnął się sztywno, pociągnąwszy solidny łyk whisky. Tylko promienna aura przyjaciółki sprawiła, że sam nieco złagodniał. — Nie mam czego wybaczać, bo nie jest moja... Twoja też nie. Jest wolna — skwitował już w miarę swobodnie, odprowadzając wzrokiem Whitelighta, na którego już chyba zaczął mieć delikatne objawy towarzyskiej alergii - zwłaszcza, kiedy ten widocznie zwietrzył nowy zapach, bo szpagatami pognał za Hope. Edgcumbe pokręcił głową z niejakim niedowierzaniem, upijając kolejny rozgrzewający łyk trunku - zerkając przy tym na zrzucającą buty przyjaciółkę. Parsknął cicho pod nosem, kiedy ta zadała swoje pytanie - i delikatnie ujął jej szczupłą dłoń, kładąc ją sobie na ramieniu. — Wiem, Marla. Tylko dlatego się powstrzymałem — przyznał, z lekkim, przepraszającym nawet uśmiechem poprawiając przekrzywionego maka w jasnych puklach O'Donnell. — Jesteś już dużą dziewczynką, umiesz sobie radzić — mrugnął do niej porozumiewawczo, jawnie nawiązując do historii ich znajomości. — A mi się włącza rycerzykowanie... Ale jeśli ktoś znowu mi Cię zaraz odciągnie, to Bowman mi świadkiem, zaprezentuję jego czołu nieudany zwód Wrońskiego na posadzkę — sarknął po szkocku z ochrypłym śmiechem, otaczając przyjaciółkę ramieniem i zaczepnie trącając ją biodrem. Cóż, prawda była taka, że Edgcumbe nawet po alkoholu żadnym agresorem nie był - no, nie bez powodu. Płynnym krokiem poprowadził ich prosto na parkiet, po drodze jeszcze raz wprawiając Marlę w karkołomny piruet - z widocznym zadowoleniem odnotowując to jak dziewczyna błyszczała, naładowana swoją pozytywną energią. Nie spuszczał z niej wzroku, szczerząc się niedorzecznie szeroko - i w tanecznych ruchach nie pozwalając jej zbyt daleko umknąć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No jasne, że wskazywał. Gdyby tylko wiedział, że natknie się na takie zgromadzenie, pewnie nieco by się oszczędził, żeby więcej móc zaszaleć w towarzystwie, ale ostatecznie i tak nie żałował. Widać tutaj mogło się jeszcze wiele wydarzyć. -Dziewczynę? - Zaśmiał się głośno, kręcąc głową. -Nie, nie, nie. To moja przyjaciółka. Stara historia, nieważne. - Nawet teraz, gdy najebany kołysał się na boki, nie miał zamiaru wdawać się w szczegóły i to wcale nie dlatego, że nie znał całego obrazu sytuacji. Tęsknił za Peregrine, która znowu rozpłynęła się gdzieś w powietrzu, ale wiedział, że prędzej czy później i tak ten kontakt się odnowi. Taką przynajmniej miał nadzieję. Rozebranie się nie było dla Maxa żadnym problemem, wręcz po takiej ilości alkoholu robił to z przyjemnością. Oczywiście nie latał roznegliżowany to rosołu, ale klatę wyeksponować musiał, a teraz, gdy powoli jego sylwetka nabierała dawnych kształtów, na pewno patrzyło się na nią milej niż podczas wakacji w Arabii. Uśmiechnął się jedynie szerzej, gdy został pociągnięty do stolika, ale długo przy nim nie zabawił musząc, po prostu kurwa MUSZĄC, przywitać się z Callahanem. Nie wybaczyłby chyba sobie, gdyby w tej chwili przepuścił taką okazję, a przynajmniej tak podpowiadał mu jego najebany umysł. -Oho! Podoba mi się ta pewność siebie! - Wyszczerzył się, gdy już wrócił do stolika gotowy by w końcu rozegrać partyjkę w beer ponga. -Gotowy jak nigdy! - Dodał, po czym zaczął się ten festiwal porażek i śmiechu. Piłeczka początkowo nie chciała wskoczyć do żadnego kubeczka, co patrząc na stan Maxa nie było ani trochę dziwne, za to Steph powinna radzić sobie zdecydowanie lepiej. No i w końcu to ona zaliczyła pierwszy celny rzut. -Z przyjemnością milady! - Puścił jej oczko, uniósł kubeczek i w zawrotnym tempie wyzerował piwo. Trochę żałował, że nie było to nic mocniejszego, ale w końcu od czegoś trzeba było zacząć. Kontynuowali rozgrywkę przez dłuższy czas, nim tym razem to Solberg trafił w kubeczek puchonki. -No dajesz, musisz mi dorównać! Co tam masz dobrego? - Zapytał z ciekawością patrząc, jak Davies wlewa w siebie alkohol. Był to widok powodujący u niego dysonans, jako że dziewczyna kojarzyła mu się raczej z grzeczną i cichą, a tutaj widział ją w tak imprezowym wydaniu. Nic tylko zapamiętać tę chwilę na zawsze.
Przez krótką chwilę zastanawiała się o co chodziło @Maximilian Felix Solberg, kiedy zaczął mówić o jakiejś Teresce, jednak kiedy uznał, że to stara sprawa, nie dopytywała już. Skoro to było dawno, to raczej nie jest już aktualne. W dodatku Stefka miała w tej chwili inne, ważniejsze rzeczy. Zwłaszcza, kiedy przybiegła do nich Marla, rozbierając Solberga. Ale w końcu, kiedy chłopak przywitał się ze wszystkimi, zaczęli grać i choć na początku nie szło jej najlepiej, to w końcu trafiła kubeczek, a Max z zadziwiającą chęcią go opróżnił. Potem dla odmiany to byłemu Ślizgonowi nie wyszły kolejne dwa rzuty, aby ostatecznie kilka minut temu wreszcie trafić jeden z poustawianych na blacie plastikowych kubków. Steph westchnęła lekko i zajrzała do niego, aby zobaczyć, co znajduje się w środku. O nie... - Ognista... Och, nie znosze Ognistej - jęknęła, podnosząc kubeczek, aby najpierw powąchać trunek. Ten magiczny alkohol był zdecydowanie dla niej za mocny i nie cierpiała tego uczucia palenia w przełyku... Ale jak mus to mus. Zacisnęła powieki i najpierw zrobiła niewielkiego łyka i już wydawało jej się, że nie da rady przełknąć ani kropli więcej, jednak zdeterminowana nie odstawiła kubka od ust, uparcie połykając kolejne porcje trunku. Paliło niemiłosiernie, ale nie mogła przecież się poddać. To była zabawa. Max też pił. Z niemałym grymasem na twarzy, w końcu odłożyła pusty kubeczek, aby oprzeć ramiona o kant stołu i pochylić się nad nim, dając sobie chwilę, aby przetrawić ten ogień. Merlinie... Oczywiście to zachowanie nie było do niej podobne na żadnej płaszczyźnie i ewidentnie wiele zawdzięczała wypitemu alkoholowi, który w tej chwili krążył w jej żyłach. A będzie jeszcze zabawniej, kiedy ta porcja Ognistej Whisky, którą przed chwilę wypiła, do tego dołączy. - Dobra, Maxie, rewanż - rzuciła w jego stronę, kiedy w końcu się wyprostowała i wyjęła piłeczkę z pustego kubka, przymierzając się do kolejnego rzutu. Jednak ten nie wyszedł, tak samo jak kolejny i kolejny. Dopiero po chwili, kiedy powoli zaczynała u niej wzbierać frustracja, niewielka piłeczka wylądowała w kubeczku po przeciwnej stronie stolika. Uśmiechnęła się triumfalnie, unosząc ramiona do góry i wykonując krótki taniec zwycięstwa, kołysząc biodrami i poruszając ramionami. - Na zdrowie! Ciekawe co... - zaczęła wesoło, jednak dokładnie w tym momencie w jej dłoni zmaterializowała się magiczna butelka. To oznaczało tylko jedno. Wyzwanie! Zerknęła z nieukrywaną ekscytacją w swoich zielonkawych tęczówkach na Maxa, który właśnie podnosił kubeczek do ust, kiedy przeczytała treść zadania. I to nawet ją nie przeraziło! Była gotowa w mig polecieć do osoby, którą miała pocałować. Poczuła, jak butelka znika jej z rąk, aby po chwili rozejrzeć się po zebranych osobach i wyhaczyć wzrokiem gdzie powędrował magiczny rekwizyt. -Teddy, krawat! - zawołała po chwili, ruszając w jego kierunku, przypominając sobie nagle jego hasło. Zaśmiała się, kiedy zobaczyła, że zwróciła jego uwagę na sobie i kiedy stanęła z nim twarzą w twarz, jej oczy błyszczały od sporej ilości - jak na nią - wypitego alkoholu, a na ustach rozciągał się szeroki, promienny uśmiech. - Muszę Cię prosić, żebyś mi trochę ułatwił zadanie. Brodaczu Ty mój... - powiedziała rozbawiona, po czym zupełnie jak nie ona sięgnęła dłonią jego nieco zarośniętego policzka, delikatnie badając jego fakturę przez krótką chwilę, po czym jeśli rzeczywiście ułatwił jej to i pochylił się, wspięła się na palce, aby dosięgnąć w końcu jego ust. W pierwszej chwili jedynie je musnęła, zatrzymując się kilka milimetrów od jego ciepłych warg, aby za moment wplatając palce drugiej dłoni we włosy chłopaka znów połączyć ich usta w niebywale przyjemnym pocałunku.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy @Thaddeus H. Edgcumbe w wybitnie uroczy sposób określił ją jako osobę wolną, doskonale mając na uwadze jak zwykle wzdrygała się na słowo moja w odniesieniu do siebie. Nie zdążyła jednak zrobić kroku w kierunku Puchona, bo nagle wirowała w powietrzu przez @Maximilian Felix Solberg, z trudem powstrzymując mdłości. - Jaki ty jesteś nieudany, Solberg, prawie bym się obrzygała - wyznała elegancko i parsknęła, kiedy odstawił ją na ziemię, przytrzymując się jego ramienia do czasu aż odzyskała równowagę. - Mówisz o tych kościach obleczonych skórą? To tak, stęskniłam się jak chuj - poklepała go przyjacielsko, ale nie miała czasu na dalszą dyskusję. Po chwili była już w ramionach najlepszego kumpla, śmiejąc się radośnie. Beztrosko wyrwała mu drinka z ręki, żeby wypić połowę jego zawartości - gdyby nie to, że właśnie opierała się o Tadka, zapewne wywróciłaby się na ziemię, bo grawitacja powoli przestawała być po jej stronie. - Pomyślałabym, że jesteś zazdrosny, ale przecież to u ciebie dzisiaj zostaję na noc - wyszczerzyła się, super dumna z dwuznaczności tego komentarza. - Chociaż raz wyłącz tryb dżentelmena, nie szukaj nikogo do uratowania i chodź wreszcie podbić ten parkiet! - krzyknęła entuzjastycznie, dając mu się poprowadzić tanecznym krokiem na środek chaty, uprzednio odkładając drinka na pobliski stolik. Z zaskakującą lekkością wirowała z Puchonem, zapominając o swojej codziennej niezgrabności i braku powabu; oddawała się muzyce i z radością kręciła się dookoła własnej osi, z jeszcze większą radością wracając do chłopaka. Nie było im jednak dane potańczyć zbyt długo; zatrzymała się w połowie obrotu, obserwując jak @Stephanie Davies biegnie w ich stronę, krzycząc coś o jakimś krawacie. - Przecież ty, kurwa, przyszedłeś w samej koszuli - odparła skonsternowana. A potem już tylko obserwowała jak Puchonka, która rzekomo była tylko dobrą znajomą, wspina się na palce, żeby go pocałować. Zapomniała, że gra w butelkę toczy się dalej, zapomniała także, że sama przed kilkoma minutami całowała się z Harielem. Stała i patrzyła, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku, bo jak na złość - z całej widowni była w pierwszym rzędzie tego spektaklu. Edgcumbe wyglądał na całkiem zadowolonego, gdy oddawał pocałunek z takim samym zaangażowaniem, zupełnie jakby wypadło mu z głowy, że przed chwilą wzywał jakiegoś bałwana na świadka, że każdego, kto im przerwie, potraktuje strzałem w potylicę. - To teraz jeszcze ta posadzka, Thad - mruknęła pod nosem, zachęcając przyjaciela do dalszego eksplorowania ust Stefy, tym razem z poziomu podłogi, na której miał wylądować ewentualny typ, ośmielający się im przeszkodzić. Nie czekała na dalszy rozwój akcji tylko odwróciła się, zmierzając w kierunku balkonu. Dopiero kiedy chciała wyciągnąć z kieszeni papierosy, zauważyła, że od dłuższego czasu zaciska dłonie w pięści.
______________________
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Radośnie wirowali sobie po parkiecie, zaśmiewając się do siebie nawzajem - Thad wiedział, że akurat jeśli chodzi o O'Donnell, to mógłby spokojnie liczyć na przetańczenie całej nocy. Gdyby był oczywiście w stanie zatrzymać ten żywioł na wyciągnięcie ręki - co było już nieco trudniejszym zadaniem. W tej chwili przynajmniej mógł cieszyć się wesołym blaskiem Marli, wirującej mu w ramionach. No, do czasu - bo ponownie postanowiła przerwać im butelka, choć od innej strony niż ostatnim razem. Słysząc 'krawat' Thaddeus zastrzygł uszami, przystając i prostując się, by wyłapać charakterystyczną burzę rudych loków zmierzających w ich kierunku. Pokręcił głową na uwagę Marli o koszuli, marszcząc z zatroskaniem brwi. — Nie, nie... Coś się musiało stać — rzucił, momentalnie nieco trzeźwiejąc - mimo wszystko naprawdę na poważnie brał rzucone niby w żartach do Stephanie 'hasło'. Widząc jednak radosną, uśmiechniętą od ucha do ucha @Stephanie Davies nieco zgłupiał - zerkając pytająco na Marlę, jakby u niej doszukując się odpowiedzi. Wtedy też dopiero zauważył lewitującą przy sobie butelkę i nagle zaschło mu w gardle. — Umm, Stephie, wiesz, że jeśli nie chcesz, to... — Słowa mu gdzieś uciekły, kiedy przyjaciółka - zupełnie jak nie ona - sięgnęła do jego policzka. Kark oblała mu fala gorąca, kiedy tak gorączkowo, chaotycznie zaczął myśleć - w końcu sam namówił ją na tę imprezę; ona podjęła się wyzwania (a wiedział doskonale, że beztroskie całowanie było BARDZO poza typowym zachowaniem Davies), więc jak mógłby jej teraz odmówić? Chrząknął nieco nieprzekonany i nachylił się ku dziewczynie - jego wstrzemięźliwość jednak szybko stopniała, kiedy poczuł ciepłe usta Stephanie na swoich. Aż westchnął ze słodkiego wrażenia, momentalnie podchwytując pocałunek. Jego dłoń naturalnie odnalazła drogę do talii dziewczyny - kiedy drugą zaczął badać krzywiznę jej szyi, by ułożyć ją ostatecznie na gorącym policzku Stephanie. Niewątpliwie był to przyjemny pocałunek - który Edgcumbe, wiedziony dawno zapomnianym wrażeniem (i alkoholem) pogłębił łapczywie, przyciągając do siebie Davies. W uszach mając jedynie szum własnej krwi i tętniącą muzykę, a w głowie miękkie usta rudowłosej - kompletnie stracił wątek i pojęcie przestrzeni, które przywrócił mu dopiero bezdech. — Cóż... — podjął, w lekkim oszołomieniu odsuwając się od przyjaciółki, by obdarzyć ją lekkim, zakłopotanym (i pełnym zadowolenia) uśmiechem. Wycofał dłoń z jej talii, miękkim gestem - przedłużając jeszcze tę chwilę - muskając kciukiem dolną wargę dziewczyny, do której jeszcze na sekundę zbłądził wzrokiem. — Wyzwanie wykonane! — chrząknął, kiedy w potylicę szturchnęła go butelka, sprowadzając go na ziemię. Sięgnął po zadanie dla siebie - nagle orientując się, że Marla gdzieś zniknęła. — Przepraszam. — Sam nie wiedział za co i czy w ogóle było mu przykro. — Ale chyba muszę podjąć rękawicę — wyjaśnił, machając zwitkiem pergaminu z wypisanym zadaniem. Odsunął się od Davies, choć widocznie niechętnie - co sam odnotował z niejakim zaskoczeniem. — Zaraz wrócę. Chyba — rzucił jeszcze, ponaglany przez magiczny rekwizyt, za którym prawie bezwiednie podążył. Ocierając usta w zamyśleniu rozglądał się za O'Donnell, właściwie skonfundowany jej nagłym zniknięciem - i szczerze zawstydzony tym, że tego nie zauważył. Znalazł przyjaciółkę wyłącznie przy pomocy butelki - która widocznie również wzięła sobie dziewczynę na celownik. — Marlenko, kwiecie mojego życia...! — dopadł do O'Donnell na tarasie chaty, obejmując ją swoim ramieniem. Z miejsca właściwie poczuł, że była napięta jak struna i szybko odsunął się o krok - opierając się o barierkę tarasu, by kontrolnie zajrzeć między jasne kosmyki przyjaciółki. Podbródkiem skinął na lewitującą butelkę i zacytował swoje zadanie: — Podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą. — Podniósł spojrzenie znad karteczki, starając się podchwycić ciemne tęczówki Marli. — Już Ci pisałem jak olśniewająca jesteś na wizzengerze... — podjął, siląc się na lekki ton. Próbował nie przybierać skruszonej postawy - którą mimowolnie przyjmował. — Ale jeśli mam wybrać jedną cechę to... Teraz słuchaj... — zastrzegł, unosząc ostrzegawczo palec. — Mówi się, że oczy to zwierciadła duszy. Więc uśmiech musi być obrazem serca — wypowiedział swoją mądrość niedorzecznie poważnym tonem. — A uśmiech masz najpiękniejszy i najszczerszy jaki widziałem. — Ostatecznie mrugnął zaczepnie, szczerząc się jak niesforny dzieciak. — Poza tym, na Merlina, Marla, wzroku nie mógłbym oderwać od twoich ramion i obojczyków! — dopowiedział już nieco bardziej trzeźwo, śmiejąc się ochryple. I nieco nerwowo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie było to dla Steph ważne, kim była Theresa i co łączyło ją z Tadziem. A przynajmniej tak Max uważał, choć będąc kompletnie najebanym pewne filtry przestawały u niego działać i choć nie zawsze chciał jakieś myśli rozwijać, tak często one same po prostu z niego wypływały, jakby puściła pewna uszczelka, chroniąca świat przed jego całkowitym zjebaniem umysłowym. Przywitanie z Marlą jak zawsze należało do udanych i faktycznie, nie przejmował się tym ,że dziewczyna mogła mu się zrzygać. Na komentarz o kościach obleczonych skórą tylko szerzej się uśmiechnął. Doskonale wiedział, że nie wygląda już jak dawniej, choć naprawdę chciał wrócić do formy, co jednak ciągłe bycie pod wpływem nico mu utrudniało. Beer pong, jakkolwiek dobrze by się nie zapowiadał w ich głowie, okazał się być festiwalem porażki. Musieli srogo się namęczyć nim ktokolwiek trafił w jakiś kubeczek. -Jak możesz?! Ognista to DOBRO NARODOWE! W ogóle nie pijasz whisky? Dios mio, muszę zabrać Cię do destylarni w Inver to zmienisz zdanie! - Rozgadał się na widok jej skrzywienia przy trunku, za który prawdopodobnie byłby w stanie oddać życie. Sam miał nieco mniej szczęścia jeżeli chodziło o walory smakowe, bo Steph wrzuciła piłeczkę prosto do kubka z bimbrem, który choć zajebiście kopał, nie był jednak tak smaczny, a w tym momencie upojenia chłopaka, był nawet lekko niebezpieczny. -Do przepalanki Avgusta się nie umywa. - Skomentował, wycierając usta wierzchem dłoni i przepłukując usta wodą, by pozbyć się tego charakterystycznego dla samogonu posmaku. Szykował się do kolejnej rundy, gdy nagle w rękach Steph pojawiła się butelka, a ona zaczęła czytać tajemniczą karteczkę. Spojrzał pytająco na dziewczynę, kompletnie tracąc powoli kontakt z rzeczywistością, a gdy ta podeszłą do Tadka, uniósł brew widocznie zainteresowany tym, co się odpierdalało. Nie chciał jednak bezczynnie czekać na dziewczynę, więc postanowił nieco napełnić swój żołądek czym innym niż alkohol. Podszedł do stołu z jedzeniem i odpakował jedną czekoladową żabę, po czym zaczął wlewać w siebie dość dużo zwykłej wody. Żaba oczywiście mu spierdoliła, ale w swoim najebaniu zaczął oglądać kartę, jaka mu się trafiła. Uśmiechnął się pod nosem widząc postać Sacharissy Tugwood. Czarownica żyła na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku i była znana z tego, że jako pierwsza zaczęła używać eliksirów piękności. Musiał na chwilę odwrócić wzrok od karty, bo zaczęło mu się nieco zbyt mocno kręcić w głowie. W tym czasie Steph właśnie przestawała całować Tadka, a wkurwiona Marla wybiegała na taras. Nie miał pojęcia, czy powinien czekać na puchonkę, czy może lecieć za swoją ukochaną menelicą, ale sytuacja rozwiązała się sama, gdy Edgcumbe poszedł za gryfonką. -To co tam piękna, lecimy dalej? - Zapytał swoją towarzyszkę gry, która została opuszczona przez partnera do całowania. Oczywiście im więcej mieli w siebie wlane, tym ciężej było trafić kolejny kubeczek. Max dwoił się i troił, podobnie jak Davies i w końcu, po wielu nieudanych rzutach, udało mu się trafić w aż dwa kubeczki dziewczyny, a ta strzeliła jeszcze sobie samobója, tym samym skazując się na potrójne picie. -No to smacznego! Przynieść Ci wody? - Zapytał, gdy ta zerowała kolejne porcje alkoholu, po czym faktycznie dostarczył dziewczynie butelkę z życiodajnym płynem. Nie chciał przecież, by ta mu zezgonowała tam nim uda mu się rozjebać ją w tę grę, w którą widocznie był zajebiście chujowy.
To nie tak, że była taka święta, że nie lubiła i nie pijała w ogóle alkoholu. Tylko magiczna whisky nie przypadła jej do gustu, a to przez te procenty, które najbardziej były w niej wyczuwalne. Mogła wypić cokolwiek innego, słabszego, najlepiej orzeźwiającego, ale Ognista nie była na liście jej ulubionych trunków. Co ewidentnie @Maximilian Felix Solberg przyjął z dezaprobatą. - Mugolskiego whiskacza piłam raz i nie był taki zły. Ale ognista strasznie pali... - broniła się przed chłopakiem, kiedy praktycznie zbeształ ją za to, że nie przepada za tym czarodziejskim alkoholem. A potem wielki znawca trafił na bimber, który musiał wypić i porównał go z jakimś trunkiem od dawnego nauczyciela miotlarstwa. Jednak nie zdążyła wyskoczyć z pytaniem, kiedy miał okazję go próbować, bo była już zaaferowana butelką, która wyznaczyła jej konkretne pytanie. Nie zawahała się więc, aby przerwać gre z Solbergiem i szybko znalazła się przy @Thaddeus H. Edgcumbe, którego wyraz twarzy wskazywał na początku na zaniepokojenie. Jednak nie zważając na pytanie, które zadał zanim dotknęła jego nieco kłującego policzka, poczekała aż schyli się ku niej, aby spróbować jego ust. Poczuła delikatne mrowienie, kiedy jej własne odsunęły się na kilka milimetrów od warg Puchona, tak jakby czekała na jakąkolwiek jego reakcję. Wtedy poczuła jego ciepły oddech na twarzy, a potem było już błogie uczucie cudownego zatracanie się w tym gorącu, które wnikało w jej klatkę piersiową i sprawiało, że z każdą sekundą, coraz większe rumieńce pojawiały się na jej policzkach. Kiedy przygarnął ją do siebie, jej palce mocniej zacisnęły się na dłuższych kosmykach ciemnych włosów, aby za moment zupełnie machinalnie zacząć oddawać mu równie żarliwie pocałunki, bazując tym co dostawała od niego. Davies bowiem nie całowała się zbyt często i sama nie potrafiła zainicjować prawdziwie namiętnego pocałunku, jak mówiło wyzwanie, dlatego potrzebowała w tym pomocy przyjaciela. Czując swoje przyspieszające bicie serca i to charakterystyczne drżenie w wewnątrz w końcu i jej zabrakło tchu, ale uświadomiła sobie to, dopiero, kiedy Thadd przerwał pocałunek. Podniosła na niego wzrok i coś zatrzepotało w jej klatce piersiowej, kiedy chłopak musnął kciukiem jej wargę. Przez moment nie była w stanie wydać z siebie żadnego słowa, jedynie wpatrywała się w niego, próbując wyrównać oddech i szaleńcze bicie serca i uśmiechając się delikatnie, w skutek nagłego przypływu endorfin. Niestety gra toczyła się dalej, o czym przypomniała Tadkowi nachalna butelka, szturchająca go w kark. - Och - wyrwało jej się, kiedy Puchon tak się rozglądał, trzymając karteczkę z zadaniem i oznajmił, że musi się go podjąć. - Masz rację - gra.... - oznajmiła, jakby dopiero co sobie o niej przypomniała, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy, co nastąpiło dopiero kiedy Thaddeus się od niej odsunął. - Wróć! - rzuciła jeszcze za nim, kiedy ten już znikał w tłumie, aby ruszyć w kierunku tarasu. Steph westchnęła z widocznym niezadowoleniem, że przyjaciel ją opuścił, a przecież tak było fajnie i czując nadal mocne dudnienie w jej głowie, spowodowane ekscytującym pocałunkiem, uśmiechnęła się do siebie, na samo wspomnienie. -Maxiu, jasne, że gramy dalej! Muszę Ci złoić tyłek - odparła na słowa byłego Ślizgona, kiedy już do niego wróciła. Ale póki co to on łoił jej tyłek i to srogo... Jej za to szło masakrycznie, bo kubeczki ułożone po stronie chłopaka jakby odpychały rzucaną przez Davies piłeczkę. - Dobra, to co pierwsze? - spytała sama siebie, wcale nie zmartwiona, że musi w siebie wlać kolejną - dość sporą! - porcje alkoholu. Chwyciła więc kolorowy trunek, znajdujący się w jednym z kubeczków i wypiła go duszkiem, a kiedy Max zaproponował wodę, pokiwała lekko głową, twierdząco, nawet nie odstawiając od ust kubka, wypijając wszystko do końca. - Merlinie... nie dam rady więcej... - jęknęła, po wypiciu jagodowego jabola i zamoczeniu ust w wodzie, którą przyniósł jej Solberg. - Nie dam rady. Zróbmy przerwę, cokolwiek. Obiecuje, że potem wypije ten ostatni kubeczek, który mi został, ale... chodźmy się przewietrzyć albo zatańczyć... - paplała jak najęta, czując, że jej głowa za chwile eksploduje, a więc zacisnęła powieki, trzymając się za skronie i próbując rozmasować sobie ten obszar. Ale w głowie ciągle jej wirowało. I czuła, że na chwilę obecną nie jest w stanie wypić już ani kropli. Niezależnie czy będzie to alkohol czy najzwyklejsza woda...
Beerpong:2x pudło (standardowo XD) | trafiony kubeczek nr 6 - Jagodowy Jabol (1,5) Sytuacja na stole: O TUTAJ Stan upojenia Stefy: drin od Bodzia - jakieś pewnie 2 + tequila 2 + Ognista, którą trafił Max 2,5 + absynt 3 + jabol 1,5 -> 11 lekko chwiejny krok, słowotok i zawroty głowy (tzw helikopterek )
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Sama nie wiedziała co ją rozdrażniło aż do tego stopnia, że wolała wyjść na tę pizgawicę, zamiast pić i bawić się dalej. Rozprostowała palce, aż zbielałe od kurczowego zaciskania, wyciągając z paczki papierosa - wszystko byleby nie analizować zbyt przesadnie okoliczności, dławiących jej wewnętrzny ogień. Rozluźnienie, które nadeszło wraz z tytoniem, goszczącym w płucach, prędko zniknęło wraz z głosem @Thaddeus H. Edgcumbe. Zastygła, gdy ją objął, udając wielce zajętą papierosem i skórką przy paznokciu, której koniecznie musiała się pozbyć. Jego spojrzenie, tak intensywne i natarczywe, zmusiło ją do zerknięcia na przyjaciela, który jak gdyby nigdy nic wesoło trajkotał, rozwodząc się nad zadaniem z butelki. No właśnie - przecież NIC się nie stało, nie zrobił absolutnie nic, co powinno wprawić ją w taki stan. A może właśnie w tym tkwił problem - że nie poczynił żadnego kroku, że zajmował się wszystkim, tylko nie tym co trzeba? Dopiero popiół, spadający na jej dłoń i delikatnie parzący skórę przywrócił ją do rzeczywistości - akurat w połowie monologu Puchona, który w klasyczny dla siebie sposób - poetycki, na granicy rozczulenia i śmiechu z jego manier sprzed dwóch wieków - wychwalał jej oczy, uśmiech, ramiona i obojczyki. Czuła napięcie w łopatkach, alkohol, który w połączeniu z nikotyną rozmywał świat, a ten przeklęty wyszczerz Edgcumbe'a wcale nie ułatwiał procesu dojścia do siebie. - A jednak się okazuje, że możesz - wypowiedziała ironicznie niechcianą myśl na głos, jak zwykle uderzając szczerze i bezpośrednio. Zaciągnęła się po raz kolejny, obracając się w jego stronę i wypuszczając dym prosto w tadkową twarz. - Poza tym miała być jedna rzecz, nie milion - zwróciła mu uwagę, próbując zatuszować swoje wcześniejsze słowa. Szturchnęła go zaczepnie w ramię, aby przywrócić choć namiastkę ich normalnej relacji i jak najszybciej wrócić do codzienności, w której przekomarzają się, śmieją i nie przywiązują wagi do tego, kto inny się wokół nich kręci. - Trzymaj - podała mu papierosa, czując dreszcz, kiedy opuszki ich palców zetknęły się ze sobą. Reakcja ta była na tyle zauważalna, że nieświadomie opuściła wzrok, wbijając go w bose stopy. - Chyba powinnam założyć buty. I ogarnąć zadanie, bo butelka zaraz się na mnie zesra z niecierpliwości - zadowolona, że znalazła wymówkę, dosyć logicznie wyjaśniającą jej zachowanie i chęć ucieczki, sięgnęła po zadanie. Treść zapisana na karteczce ponownie przywróciła uśmiech, choć wciąż nie tak szeroki jak zwykle. - Ty tu sobie dopal, a ja idę przytulać Drake'a - rzuciła beztrosko, kierując się do środka chatki. Nietrudno było dojrzeć @Drake Lilac w tłumie. - DRAKE! - krzyknęła radośnie, biegnąc w stronę Gryfona. Nie uprzedzając go i niewiele myśląc, wskoczyła wprost w jego ramiona, nieszczególnie przejęta, że jak jest pijany to szansa na wyjebanie się jest tak wielka jak on sam. - Los się do ciebie uśmiechnął - powiedziała głośno do jego ucha, czując przyjemne ciepło bijące od skóry chłopaka - w przeciwieństwie do niej, bawił się w środku i to w dodatku w butach, więc nie miał możliwości przemarznąć. - Nie wiem ile tak wytrzymasz, ale mi jest całkiem wygodnie - zaśmiała się, ciaśniej oplatając ręce dookoła jego szyi, prawdopodobnie delikatnie go dusząc. Po chwili zeskoczyła na ziemię, poprawiając sobie koszulę. - Obyś miał jakieś fajne zadanie - wskazała na lewitującą nad nim butelką i pocałowała go na pożegnanie w policzek, szczerząc się wesoło. Gdy już odzyskała jako tako równowagę, nalała sobie kolejną porcję tequili i wyruszyła na misję poszukiwania butów, które rzuciła chuj wie gdzie tuż przed tańcem z Tadkiem. Miała wrażenie, że to wszystko działo się sto lat temu i do tego czasu zdążyła poczuć pełen pakiet emocji, które w takim natężeniu powodowały drżenie dłoni i jeszcze większą chęć zabawy - byleby tylko wyprzeć to, co niewygodne. - Teddy, weź no mi je znajdź - burknęła do Puchona, który albo nagle zmaterializował się obok, albo stał tu od dłuższego czasu, nie mogąc sobie darować tego zdrobnienia, którego użyła wcześniej Stefa.
______________________
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Zdecydowanie było coś nie tak. Thaddeus nie był zwyczajny do takiego obrazu Marli - ZWŁASZCZA na imprezach, a już szczególnie w stosunku do siebie samego. @Marla O'Donnell była istnym żywiołem, ogniem zamkniętym w drobnym ciele, który z werwą trawił wszystko na swojej drodze, ale też ogrzewał ciepłem, gwarantując bezpieczeństwo. W tym momencie jednak Edgcumbe miał wrażenie, że to typowe ciepło, do którego już przez tyle lat nawykł zaczyna sypać na niego iskrami. Widział je w ciemnych oczach przyjaciółki, gdy zerkała na niego, zaraz też uciekając wzrokiem. Zmarszczył brwi, wyraźnie, najzwyczajniej w świecie głupiejąc - nie trzeba było być szczególnie trzeźwym czy wyczulonym, żeby zauważyć tę zmianę atmosfery między nimi. I niesprecyzowane napięcie, którego n i g d y wcześniej nie uraczył u boku Marli. — Co słucham? — aż sapnął zaskoczony kąśliwym tonem O'Donnell, nachylając się nieco ku dziewczynie, jakby rzeczywiście nie dosłyszał jej słów. W punkt, żeby oberwać kłębem dymu prosto w twarz - w ostatniej chwili przymykając powieki, żeby nie rozpłakać się zaraz jak dziecko przez gryzący smog. Prychnął, spoglądając z lekkim wyrzutem na Marlę, która zaczęła gorączkowo udawać. Teraz jedynie upewniał się w tym, że coś się stało. — Marlena... — zaczął jeszcze niepewnie, właściwie bezwiednie przyjmując na wpół dopalonego papierosa, którego wcisnęła mu dziewczyna. Czy on powiedział coś nie tak? Przecież, na Merlina, był zupełnie szczery. Toż nie raz i nie dwa obsypywali się komplementami - zazwyczaj o nieco zaczepnym wydźwięku. Znali swoje ciemne i jasne strony - wytykanie ich było czysto przyjacielskie. — Kurwa mać, Marla! — zawołał jeszcze za nią, kiedy ta okręciła się na bosej pięcie i zniknęła we wnętrzu chaty. Zaalarmował go jej uśmiech - taki na pół gwizdka. O'Donnell nigdy nic nie robiła na pół gwizdka. Albo wszystko, albo nic. Zaklął szpetnie pod nosem, zaciągając się papierosem - teraz to już chyba wytrzeźwiał całkowicie. Zjarał fajkę właściwie na dwa machy - rzucając niedopałek gdzieś za balustradę i podążając tropem przyjaciółki. Odnalazł ją wzrokiem praktycznie od razu, uwieszoną na człowieku-wieży Drake'u. Spojrzeniem odnalazł jeszcze Stephanie, którą przed momentem opuścił - jednak dziewczyna zajęta była grą w beerponga, więc przynajmniej w tej kwestii mógł odetchnąć. Szybko odnalazł porzucone buty O'Donnell i trzymając je w jednej ręce zaraz podszedł do przyjaciółki, która rozglądała się za nimi w kompletnie innym miejscu. — Ty blond roztrzepusie — sarknął po szkocku, kucając przy niej i bezpardonowo ubierając jej lodowatą stopę w jednego pantofla. — O chuj chodzi, Marla? — podniósł na nią zielone tęczówki, przybierając naprawdę poważny wyraz twarzy. — Tylko nie mów, że o nic. Widzę te twoje kurwiki w oczach, mała! — Pogroził jej drugim butem, mimowolnie uśmiechając się półgębkiem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Na imprezie działo się więcej niż był w stanie faktycznie zarejestrować. Maliny, tańce, komplementy, całusy... Zabawa trwała, a butelka niemal cały czas starała się go unikać. Starał się w miarę ograniczyć z piciem żeby nie ulać się w trzy dupy. W międzyczasie pojawiło się nieco więcej osób, ale za bardzo nie mógł się oderwać od obserwowania gry. Niektóre osoby przeszły do grania w beerponga, więc samą butelkę było już dużo łatwiej ogarnąć. Nie zdążył nawet zareagować kiedy Marla na niego wskoczyła. Troszeczkę pił, ale nie aż tyle żeby się z nią wywalić. Zwłaszcza że trochę pary w łapach mimo wszystko posiadał. -Myślę że wytrzymam całkiem długo. - Rzucił w odpowiedzi. Ciężka w końcu nie była. Po jakiś dwóch minutach, kiedy już z niego zlazła, wyjął swoje zadanie i zakręcił butlą, która wskazała... Marlę. On zaś odczytał zadanie, mina nieco mu zrzedła i ruszył w kierunku rury na której miał tańczyć. I tak jak świstek kazał, tak też zrobił. Nie był w tym wybitny ale jakoś sobie radził. Po kilku chwilach oddalił się od niej i dalej przyglądał grze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie uważał Steph za świętą, po prostu nigdy nie widział jej, jak łamała pewne zachowania, które dla niego były naturalne. Zdecydowanie uwielbiał poznawać ludzi od tej strony. Gdy hamulce puszczały, często na jaw wychodziła ich prawdziwa natura, a to Solberg uwielbiał obserwować. -No dobra, tym razem Ci odpuszczę, ale na lokalny trunek i tak muszę Cię kiedyś zabrać! - Wskazał na nią palcem, mrużąc przy tym oczy. Oczywiście wszystko to było w ramach żartów i podśmiechujek, a że był najebany, to nie zawsze wychodziło to na jakimkolwiek poziomie. Odprowadził ją wzrokiem do Tadka, by samemu zająć się posiłkiem, który i tak mu spierdolił. Spojrzał jeszcze na kartę czarodziejki, która ponoć była siostrą Felicitany Tugwood, która była świadkiem łamania ustawy o tajności, a do tego Sacharissa opracowała magiczne właściwości ropy z czyrakobulwy. -Ciekawe, ciekawe. - Mruknął do siebie, chowając kartę do kieszeni, po czym czknął sobie i wrócił do stołu czekając na powrót puchonki. Usłyszał jej krzyk za Tadkiem i uniósł pytająco brew, ale nie wnikał, bo teraz musiał pokonać ją w beer ponga. -Ty mi? No chyba niedoczekanie, moja kochana. - Wyszczerzył się, po czym po kilku błędach sprawił, że dziewczyna musiała zerować wszystko to, co jej zostało. Dał Steph wodę i czekał, czy ta przeżyje tę ilość alkoholu, czy będzie musiał ją zbierać, co mogło być w jego stanie naprawdę bardzo, ale to bardzo wymagające. -Tańczyć? Nie zrzygasz mi się na buty? - Zapytał, woląc się upewnić, bo miał zamiar wziąć ją w obroty i to porządnie. -W takim razie podejmę ryzyko i zapraszam na parkiet, Madame. - Pochylił się, ujął jej dłoń i pocałował jej wierzch, by następnie pociągnąć za sobą dziewczynę tam, gdzie mieli miejsce, by trochę rozruszać swoje kości. Objął ją tak, by obydwoje mieli nieco więcej równowagi i zaczął w miarę swoich możliwości prowadzić ją w rytm lecących w tle nut. -No więc co jest grane z Tobą i Tadziem? - Zapytał, patrząc w jej duże i obecnie mocno najebane oczy. Był cholernie ciekaw, co tam się odpierdalało. Szczerze brakowało mu tych krążących po korytarzach plotek, choć zazwyczaj wolał sam konfrontować fakty z tym, co szkolna społeczność opowiadała szeptem między lekcjami.
Bardzo rzadko bywała w takim stanie. I nawet jeśli miała wyśmienity nastój, kiedy wracała do Maxa, to jej lekko chwiejnych chód wskazywał na to, że wypiła już zdecydowanie za dużo, jak na swoje możliwości. Oj, następnego dnia z pewnością stanie się chodzącą pochodnią, jeśli przypomni sobie ile wstydu sobie przyniosła takim zachowaniem przy ludziach. - Obiecuje - oświadczyła uroczyście, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej, z poważną miną, jakby przysięga "nie zrzygania się na niego" była czymś więcej niż kwestią honoru. - Och, no już nie podlizuj się tak - rzuciła jeszcze, chichocząc, kiedy ucałował jej rękę, po czym ruszyła z nim na parkiet, trzymając się ściśle jego ramienia - bo zwyczajnie tak było prościej utrzymać jej równowagę. A kiedy się zatrzymali, oparła na jego brodą na jego bark i znowu zaśmiała, jakby to, że chwianie się na własnych nogach było takie zabawne... - No, co jest grane? Cooo? - spytała, prostując się nieco i odchylając do tyłu, aby na niego spojrzeć. Oczywiście musiała mocno trzymać się chłopaka za ramiona, żeby nie polecieć za bardzo do tyłu. - Przyjaźnimy się, nie widać? Baardzo go lubię, jest kochany i naprawdę zupełnie inny niż reszta chłopaków. Zawsze taaaki pomocny i kochany. - mówiła, nie kryjąc uwielbienia względem przyjaciela. Nie znała osoby z większym serduchem niż Thaddeus i tym bardziej w tej chwili, kiedy była w wiadomym stanie nieważkości, nie była w stanie tej opinii nie wyznać na głos. Tym bardziej, że Max zapytał wprost. Więc odpowiedziała. Ale po chwili przypomniała sobie ich pocałunek, przez co na jej twarzy pojawił się niemy wyraz zdumienia. - Ale wiesz, nie myśl sobie nic... Ten pocałunek to tylko pocałunek przecież. To przyjaciel, zresztą on na pewno nie myśli o mnie w ten sposób. Weź, na pewno - mówiła jeszcze, kiedy znów opadła głową na jego ramię, aby rozejrzeć się po zgromadzonych na imprezie ludziach, próbując odnaleźć wzrokiem Tadka. I zobaczyła... Jak przynosi Marlence buty. Uh, jakie to romantycznie - pomyślała, z kwaśną miną, jednocześnie nie przestając przestępować z nogi na nogę, próbując dorównać lekkiemu bujaniu, w jaki wprowadził ich Max. - O, taka Marla to do niego pasuje. Na pewno są parą. Popatrz tylko... - znowu włączył jej się tryb komentatora i ciągle to Solberg musiał wysłuchiwać jej nietrzeźwej gadaniny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max na szczęście (bądź nie) był do takiego stanu przyzwyczajony. Uwielbiał to lekki odcięcie od rzeczywistości. Ten chwiejny krok i brak hamulców. Choć wiedział, że obecnie powinien przystopować, nie potrafił tego zrobić. Potrzebował więcej i więcej, byle nie wracać w pełni do tego, jak czuł się na trzeźwo. -To nie podlizywanie, to szacunek, moja droga. - Posłał jej swój najpiękniejszy, choć nadal najebany uśmiech, by następnie wziąć ją w ramiona i rozpocząć taniec. Oczywiście nie miał zamiaru odpierdalać tu dzikich numerów, bo obydwoje by źle na tym wyszli, ale też nie miał zamiaru tylko stać w miejscu. Zaśmiał się na jej najebane pytanie, ale nie powiedział nic, czekając na dalszy rozwój wypowiedzi. -Taaaaaaki pomocny i kochany? - Zapytał nieco drwiąco, rozbawiony unosząc brew by dać jej jasno do zrozumienia, co sobie o tym myśli. Może i sam nie był mistrzem romantyzmu, ale to co widział wyrobiło w nim opinię, której miał zamiar się trzymać, dopóki ktoś go skutecznie nie przekona, że jest inaczej. -To, że on o Tobie tak nie myśli, nie znaczy że Ty tak o nim nie myślisz. Daj spokój Stephanio, na piętnaście kilometrów widać, że brałabyś go jak dzika kuna w agreście. - Ach ten typowy, delikatny, subtelny Solberg, który z taktem potrafił podejść do tematu. Nie wiedział czemu, ale bawiła go ta sytuacja, choć pewnie dużą zasługę miał tu wlany w jego organizm alkohol. Mechanicznie podążył wzrokiem za Marlą i Tadkiem, którzy udali się na taras. Puchon, jak prawdziwy rycerz niósł gryfońskiemu kopciuszkowi buty, a Max najchętniej by to jakoś głupio skomentował. W tej chwili jednak czas na głupie teksty zarezerwował dla kołyszącej się z nim puchonki. -Czy są parą? Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie wiem, czy do siebie pasują. Ale coś tam chyba się u nich kręci. - Dodał bez żadnego zbędnego pierdolenia, bo nie chciał okłamywać Steph, ale też nie chciał, by traciła jakiekolwiek nadzieje na wyrwanie ukochanego. -Ty, pokażę Ci trik, jak go wyrwać. Chcesz? - Wyszczerzył się, a w jego szmaragdowych tęczówkach pojawiły się ogniki wskazujące jasno na to, że właśnie przyszedł mu do głowy głupi pomysł, choć Davies mogła nie wiedzieć, że tak to u niego działało. Obrócił ją delikatnie wokół własnej osi, zwracając twarzą do stołu z alkoholem. Chyba nie myślała sobie, że jego metody zakładają jakąkolwiek trzeźwość.
Och, czyli nie tylko Tadzio miał szacunek do kobiet. Najwyraźniej i Max okazywał go płci przeciwnej w tak szarmanckich gestach jak pocałunek dłoni przy okazji proszenia do tańca. I zapewne wielce by ją to zawstydziło gdyby NIE BYŁA WSTAWIONA. - No prosze Cię! Przekochany i przepomocny! - uściśliła, nie wiedząc, że jednocześnie działa poniekąd na swoją niekorzyść. Ale jeszcze nie wiedziała, że za moment przyjdzie jej przekonywać Solberga do tego, że nie czuje nic do Tadka. Bo przecież tak jest! Gdyby jeszcze nie szumiało jej tak w głowie i mogła panować nad własnym językiem i rozgalopowaną świadomością... - Nie, nie, nie, Maxio Felku. To nie tak jak myślisz - momentalnie sprzeciwiła się jego słowom, przez które nagle zrobiło jej się gorąco. Morgano, nikogo nie chciała brać! Nie miała takiego prawa! A już na pewno nie Teddy'ego. Na garbate gargulce, co też ten Maxiooo... - Skąd Ty wiesz, co ja myśle, hm? Jesteś legilimentą? - dorzuciła po chwili z lekko naburmuszoną miną, niezbyt zadowolona z tego, że chłopak próbuje jej coś wmówić. Tym bardziej, że jest to coś odnoszącego się do jej uczuć. Jednak po jego kolejnych słowach nie mogła powstrzymać cichego fuknęcia, które zdecydowanie Solberg mógł usłyszeć, bo jej twarz znajdowała się aktualnie przy jego szyi, kiedy tak się kołysali, obserwując tamtą dwójkę. Merlinie, nigdy nie spodziewałaby się tego po sobie - że będzie obgadywać własnego przyjaciela z dziewczyną, jeszcze do tego pod wpływem alkoholu. - Jak nic coś kręcą... - rzuciła markotnie, zanim to Max nie odwrócił ją w stronę stołu z alkoholami tak gwałtownie, że aż zrobiło jej się niedobrze. Na moment przymknęła oczy, a kiedy już się ogarnęłap rozchyliła powieki i widząc wszelakie trunki. - Ja go nie chce wyrywać, Maxio Felku, czego nie rozumiesz? - zwróciła się do niego, choć te słowa nie miały w żadnym wypadku wydźwięku negatywnego. Raczej była już odrobinę zmęczona tłumaczeniem byłemu Ślizgonowi jej stosunku do przyjaciela. Ale ostatecznie westchnęła i dała się zaciągnąć ku stoliku, aby podnieść wzrok na Solberga, kiedy już się przy nim znaleźli. - Dobra, to co to za trick? - spytała jakby od niechcenia, przyglądając się całemu arsenałowi alkoholi, w które Percy zaopatrzył imprezę. W sumie to była ciekawa co Max miał jej do pokazania. Ale na pewno nie zamierzała tego wypróbowywać na Thaddzie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może i był to szok dla wielu, ale Max jak chciał, to naprawdę potrafił, a ucałowanie wierzchu dłoni nawet nie było początkiem jego możliwości. Dziś jednak nie chciał i nie miał zamiaru czarować Steph w wiadomym celu. Chciał się po prostu dobrze bawić, a do tego był najebany jak Messershmit, więc jego postrzeganie świata było naprawdę zaburzone. Nie skomentował tego wychwalania Tadka, tylko jeszcze bardziej znacząco spojrzał na Stephę czekając, aż ta zda sobie sprawę z tego, jak bardzo się wkopuje. Naprawdę nie potrafił zachować powagi, więc jego usta rozciągnięte były w bardzo wymownym uśmiechu. -A ja myślę, że to jednak DOKŁADNIE tak, jak myślę. - Powiedział, posyłając w stronę Tadeusza znaczące spojrzenie, jakby chciał w tym swoim stanie upojenia coraz bardziej Steph prowokować. Do czego? Tego jeszcze nie wiedział, ale nie było to teraz ważne. Imprezowy Max przejął kontrolę, a z nim u sterów, nic nie było przewidywalne i bezpieczne. -Legilimentą może nie, ale akurat na pożądaniu to ja się znam. - Odezwał się jebany półroczny już ponad abstynent, choć nie zmieniało to faktu, że ten dawny Solberg nie umarł. Czekał po prostu, by obudzić się u boku tego, kogo kochał i komu chciał zostawić tę najbardziej intymną część relacji, bo zaczynał rozumieć, ile może to znaczyć, gdy w grę wchodzą uczucia. Nie raz jednak Max musiał naprawdę się powstrzymywać, by nie wrócić do dawnego stylu życia, bo używki naprawdę znosiły mu wszelkie hamulce, choć na szczęście ten jeden wciąż działał tak jak powinien. Oczywiście, że wciąż jej nie wierzył, a fuknięcie tylko go ugruntowało w tym, że ma jebaną rację. Zazdrość przelewała się przez jej mimikę bez względu na to, co mówiły jej słowa. -Skoro nic do niego nie czujesz i nie chcesz wyrwać, to skąd ta zazdrość co? - Zapytał bezczelnie szczerze, w pewien sposób naprawdę dobrze się bawiąc słuchając tych niedorzecznych zaprzeczeń, gdy mowa ciała dziewczyny mówiła coś kompletnie przeciwnego. Skoro jednak nie chciała, nie miał zamiaru jej do niczego namawiać, choć nie musiał długo czekać, niż ciekawość, czy też cokolwiek kierowało właśnie Stephanie, wzięły górę, na co Max rozpromienił się cały, bo zdecydowanie potrzebował teraz tego, co planował zrobić. W dodatku był ciekaw, jak na to wszystko zareaguje puchonka, która przecież na trzeźwo tak nieśmiało podchodziła do najmniejszych uprzejmych gestów, jakie w jej stronę wystosowywał. -Widziałem, jak tu przyszedłem, że stałaś z tequilą. Skoro lubisz ją, to mam coś idealnie dla Ciebie. Pokażę Ci, jak naprawdę powinno się to pić. - Wycelował palcem w mostek dziewczyny tak samo, jak dużo wcześniej zrobił to z Freddie i sam zaczął rozglądać się po stole szukając wszystkiego, co było mu potrzebne. Nalał do kieliszka szota tequili, zgarnął cząstkę cytryny i solniczkę w dłonie, a następnie wyszczerzył się do Davies, zaczynając swoje małe show. - Chwyć cytrynę w palce i nie ruszaj się. - Poinstruował ją, umieszczając cząstkę cytrusa odpowiednio w jej dłoni, a następnie z solniczką w ręku przechodząc za Stephanie. Wolną dłonią odgarnął delikatnie burzę włosów tak, by odsłonić sobie prawą stronę szyi dziewczyny w pełnej okazałości. Przez chwilę wpatrywał się w ten niesamowicie gładki kawałek skóry, czując zapach puchonki, który uderzał do jego nozdrzy. Od razu przypomniały mu się niezliczone imprezy, podczas których stosował ten, czy kilka innych sztuczek i poczuł, jak jego serce przyspiesza tempa. Nawilżył w ustach dwa palce swojej prawej dłoni, a następnie delikatnie, acz zdecydowanie przejechał nimi po odsłoniętej szyi dziewczyny, od ucha aż po miejsce złączenia z barkiem, po czym posypał to miejsce solą tak, że drobinki przyprawy przykleiły się do jej skóry. -Gotowa? - Wyszeptał jej do ucha, po czym bez pardonu chwycił ją wolną ręką w talii i zlizał sól z jej szyi. Następnie przeszedł przed dziewczynę i walnął przyszykowanego wcześniej szota tequili, by ostatecznie unieść jej dłoń, w której trzymała cząstkę cytryny i włożyć sobie cytrusa do ust, lekko wysysając miąższ spomiędzy jej palców utrzymując z nią znaczący, acz subtelny kontakt wzrokowy. Przez chwilę poczuł się jak za starych dobrych czasów, gdy konsekwencje go nie obowiązywały, a on sam nie czuł się wcale źle z tym, że przyćpał, czy mocniej zaimprezował. W pewnym sensie tego mu brakowało, choć nie chciał porzucać tego, co zbudował z Felkiem, na rzecz dawnej beztroski. Wiedział, że to nie jest tego warte.
Nie dość, że w głowie miała niezłą karuzele, to jeszcze musiała wyjaśniać Maxowi, że wcale nie jest skrycie zakochana w swoim przyjacielu. I to nie było jej wymarzone zajęcie na tej imprezie, a ta rozmowa zmierzała niestety w wiadomym kierunku. Czemu Solberg ubzdurał sobie, że to jakieś jednostronne uczucie... W tej chwili wydawało jej się to niedorzeczne, ale też nie widziała we własnym zachowaniu jednoznacznych znaków, które wskazywały na to, że jednak lubi Thadda bardziej niż przyjaciela. - P-pożądaniu? Maxiu, o czym Ty...? - urwała, lekko kręcąc głową, ciągle uparcie zapierając się rękami i nogami przed jego wnioskami, które wysnuł na podstawie jej dzisiejszego zachowania. I wtedy, gorąc zaatakował jej głowę i to niekoniecznie od wypitego alkoholu, ale przez pokaźny rumieniec, który zaatakował jej policzki. Ukryła twarz w jego ramieniu, kiedy tak tańczyli, niezbyt dynamicznie, ale jakoś. - Nie mów takich rzeczy. Ja nie... przecież ja nie... - wydukała, po czym westchnęła w końcu się poddając i czując jak ciepło, spowodowane zawstydzeniem rozlewa się jeszcze bardziej po jej ciele. Szare komórki w jej mózgu w końcu pobudziły się do pracy, zaalarmowane słowami "pożądanie" i "Tadek" w jednym zdaniu. Mimowolnie przypomniała sobie sytuacje, w których rzeczywiście Thaddeus sprawiał, że serce jej przyspieszało, ale przecież to było zazwyczaj w skutek niczego innego jak niewinnego przytulasa... Ale ten pocałunek dodatkowo mieszał jej teraz w głowie. Rozchyliła lekko usta, patrząc na Maxa, jakby chciała coś powiedzieć, w momencie, kiedy rzucił argumentem odnośnie jej rzekomej zazdrości, jednak szybko je zamknęła, prychając. Zupełnie jak nie ona... - Widze, że jesteś znawcą - odezwała się rozbawiona, kiedy stanęli przy stoliku z alkoholem, aby za moment zobaczyć jak zbiera potrzebne rzeczy i kompletuje je blisko, wciskając jej w dłoń cząstke cytryny. - Zaraz, ale co Ty ro... - urwała, kiedy zgarnął jej gęste, rude pukle z jej ramion, aby odsłonić szyję. Zamrugała kilka razy, momentalnie postawiona w stan czujności, kiedy kompletnie nie wiedząc czego ma się spodziewać po prostu czekała. Była tak oniemiała tym co chłopak wyprawiał, ale jednocześnie ciekawa co się wydarzy, że zgodnie z jego poleceniem, nie drgnęła ani na milimetr. Nie zupełnie się kontrolując, pokiwała lekko głową, na jego pytanie, aby dosłownie wstrzymać oddech, kiedy poczuła najpierw wilgotne palce na swojej skórze, a potem delikatne łaskotanie, przez które lekko zadrżała i już miała się odwrócić aby zapytać co on na Merlina robi, kiedy poczuła ciepły język na swojej szyi. Zesztywniała momentalnie, aby po chwili pozwolić, by słodki dreszcz przeszył jej ciało, zupełnie mimowolnie. Zapomniała o tym, że to Max, zapomniała o tym, że znajdując się na imprezie, o tym, że tyle ludzi ich widzi... Liczyło się tylko to okropnie przyjemne uczucie gorąca, które zawładnęło jej ciałem. Miała naprawdę znikome doświadczenie jeśli chodzi o tego rodzaju kontakt fizyczny, dlatego była to dla niej nowość, jednak robiąca na niej niemałe wrażenie. Za moment śledziła wzrokiem Solberga, który przeszedł znowu przed nią, aby wyzerować kieliszek tequili i spojrzała mu prosto w oczy, w momencie, kiedy sięgnął po jej dłoń, ciągle trzymającą cytrynę. Pozwoliła mu na to, aby złapał ją wargami, a kiedy te zetknęły się również i z jej palcami, niekontrolowanie rozchyliła usta, jak zahipnotyzowana wpatrując się w ociekające kwaśnym sokiem wargi chłopaka. Poczuła, że jeszcze bardziej zakręciło jej się w głowie... A kiedy skończył i uwolnił jej rękę, uniosła wolną dłoń ku twarzy Maxa, zupełnie automatycznie ocierając opuszkiem kącik jego ust. - Gdzie się tego nauczyłeś? - spytała po krótkiej chwili milczenia, opuszczając rękę, tylko po to, aby nalać sobie trunku do tego samego kieliszka, z którego wcześniej pił Max, po czym z wrażenia go opróżnić. Naprawdę było jej mega gorąco.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ona nie widziała, ale on owszem. Niezbyt chciało mu się myśleć, czy to tylko wytwór jego wyobraźni, bo najebany mózg podpowiadał Maxowi, że ma świętą rację i nic innego się teraz nie liczyło. Steph mogła zaprzeczać do usranej śmierci, ale Solberg postawił już pieczątkę z własną opinią przy tym konkretnym temacie. -Oj Steph, nie udawaj że nie wiesz o co mi chodzi. - Pokręcił rozbawiony głową, jednocześnie odgarniając z jej oczu zagubiony kosmyk, by móc wypalić w jej tęczówkach to spojrzenie, które znaczyło, że OCZYWIŚCIE że podoba jej się Tadeusz i ma nawet nie zaprzeczać, bo nie z Maxem te numery. -Daj spokój, przecież to normalne. - Tym razem sam pokręcił z rozbawieniem głową, gdy ta ukryła swoją twarz w jego ramieniu. Nigdy nie rozumiał tego wypierania się podobnych rzeczy. Dla Maxa była to jedna z piękniejszych stron ich życia i wstydzenie się tego nie miało dla niego najmniejszego sensu. Na jej urwane pytanie odpowiedział tylko łobuzerskim uśmiechem, którego nie mogła zobaczyć, jeżeli nie odwróciła się w jego stronę. Słowa tutaj nie miały już znaczenia. W tej chwili liczył się dotyk i to, by Steph skupiła się na tym, jak się dzięki niemu czuje. Wszystko oczywiście w celach edukacyjnych. Rozpoczął więc swoje małe show, samemu na moment zatracając się w każdym z tych gestów po kolei. Oczywiście, że na trzeźwo pewnie by się na to nie porwał uważając, że nie jest to odpowiednie, skoro jest przecież w związku, ale obecnie nie wydawało mu się to takie złe. Przecież koniec końców nawet jej nie pocałuje, prawda? Tak przynajmniej chciał to sobie tłumaczyć i musiał przyznać z zaskoczeniem, że ta wymówka mu wystarczała. Skupiał się nie tylko na sobie, ale i na reakcji Stephanie, której ciało samo mówiło mu, jak odbiera cały ten akt. Zdecydowanie musiał przyznać, że była to reakcja jakiej oczekiwał. Alkohol wylądował w końcu w jego gardle, a następnie sok z cytryny. Wzrok, jakim puchonka go obdarzyła mówił jasno, a słowa które wystosowała po otarciu kącika jego ust sprawiły, że uśmiechnął się z pewną dumą i satysfakcją. -Tam od razu "nauczyłeś". Lubię być kreatywny w wielu sprawach. - Puścił jej oczko, nie mając zamiaru przyznawać się, że znał dużo ciekawsze sposoby wlewania w siebie tequili, ale zdecydowanie nie miał zamiaru ich na dziewczynie pokazywać. No i na pewno nie na oczach innych imprezowiczów. Nie cofnął się jednak od niej. Gdzieś w głębi serca wciąż czuł tę potrzebę, by prowokować, sprawdzać kolejne granice Stephanie i jej reakcję na kolejne poczynania Maxa.
Nie udawała. Po prostu jej mózg wolniej przetwarzał informacje, a kiedy potem dotarło do niej co konkretnie miał na myśli chłopak, próbowała za wszelką cenę wyrzucić to ze swojej głowy. Jego tok myślenia sprawiał był całkowicie inny od tego, który posiadała Davies. Dotąd przecież dopuszczała do siebie tylko platoniczne uczucia, zwłaszcza względem chłopaków i nigdy, przenigdy nie myślała o nich jak o obiektach pożądania. To nie oznaczało, że się jej nie podobali, ale jednak wypierała z siebie tę część swojego człowieczeństwa. - Nic nie rozumiesz... Dla mnie nie, Maxiu - rzuciła nieco ciszej, na jego stwierdzenie, że "to normalne". Nawet jeśli nadal w jej żyłach krążyła spora dawka alkoholu, to nie zmieniało faktu, że przecież znała samą siebie. Nie była tego typu dziewczyną... Gdyby miała powiedzieć co było dla niej największym szokiem w tym całym pokazie Maxa, to z pewnością byłoby to to, że zdecydowanie to co robił, jej się podobało. Kompletnie się tego nie spodziewała. Rzeczywiście, w pierwszej chwili jego dotyk ją przeraził, ale jednak było to tak przyjemne uczucie, jak samo całowanie, którego dopuściła się chwilę temu z Tadkiem. W normalnych okolicznościach, pewnie by się odsunęła, już na wstępie będąc nieufną i w ogóle nie pozwalając, aby Max się do niej zbliżył. Merlinie, przecież ją zwykły całus w policzek przyprawiał o szkarłatne rumieńce! A co dopiero... I nie dość, że poddała się temu wszystkiemu, posłusznie stojąc w miejscu, to jeszcze na koniec starła mu resztki soku z ust, co jakby nie było również należało do sensualnego kontaktu fizycznego. Jednak w tamtej chwili, chyba potraktowała Maxa jako swojego mentora w tej kwestii. Po prostu podniosła rękawice, którą jej rzucił. Ona! Kto by się spodziewał. - Hm, w jakich kwestiach? - wypaliła od razu po jego słowach, uważnie mu się przyglądając, a w jej oczach czaiła się jawna ciekawość. Jakimś cudem, tym co jej pokazał wzbudził w niej zainteresowanie, bo jednak trzeźwa Stefa z pewnością nie odważyłaby się doznać tego typu odczuć. Ale w tej chwili niewiele ją ograniczało i jak widać po jej zachowaniu, nie krępowała się praktycznie w ogóle. Oj, będzie tego wszystkiego żałować na drugi dzień...
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Prychnęła pod nosem na słowa Hope. Oczywiście, że dla Percy’ego, niby czemu miałaby to robić dla kogokolwiek innego, skoro w aktualnej sytuacji to z nim rozmawiała. Wypiła więc swoje piwo do końca i odstawiła pustą butelkę gdzieś na bok, zupełnie nie przejmując się krążącym już w jej krwi alkoholem. Jakoś cała ta sytuacja sprawiła, że jej dobry humor poszedł cholerę, kiedy trzymała tę durną piłeczkę, powtarzając sobie, że przecież nieraz już grała z braćmi w tego typu rzeczy i prawdopodobnie w innych okolicznościach – gdy nie byłaby tak zła na Hope – dałaby jej totalne fory, mając na uwadze, że przyjaciółka niespecjalnie dużo piła wcześniej w swoim życiu. Ale to nie były takie okoliczności. Przeniosła niechętnie spojrzenie zielonych tęczówek na blondyna i uniosła lekko brew. No proszę, jak niewiele czasu jednak potrzebowała Griffin, a może robiła jej na złość? Właściwie miała to w nosie. Skinęła mu głową. — Ruby, nie lubię kłamać, więc nie jestem wcale pewna czy tak miło mi cię poznać. — odparła i wzruszyła ramionami. Nie była też pewna, czy jej szczerość była całkowicie naturalna, czy po prostu przemawiała przez nią złość, zazdrość i alkohol. Ale co właściwie wiedziała o tym chłopaku, prócz tego, że był nowy w szkole i kręcił się wokół jej przyjaciółki, jak i chyba każdej innej dziewczyny, która naiwnie była zauroczona tym jego sposobem bycia? Cóż, na Maguire to raczej średnio działało i jedynie poczuła jakieś ukłucie w sercu, że Hope dawała tak się porobić. Trudno, widocznie potrzebowała wrażeń. — W takim razie rzucaj, pani ścigająca. — powiedziała, niby od niechcenia, rozglądając się za jakimś drinkiem, kiedy poczuła, że to towarzystwo coraz bardziej ją męczyło. Że im dłużej patrzyła na Hope, z którą nie miała aktualnie ciepłych stosunków – tym gorzej się czuła, jakby z większym poczuciem winy, a to przecież wcale nie była jej wina! Uniosła brew, kiedy piłeczki Hope raczej niespecjalnie trafiały w kubki, za to te Ruby, jak najbardziej. Obserwowała, z niepokojem, z którym nic nie mogła zrobić, jak Griffin wypija kolejne porcje alkoholu. — Hm no nie wiem, może dlatego, że postanowiłaś mnie całkowicie olać dla swojej głupiej nowej funkcji, ale jak tylko pojawiła się okazja do pokazania, że wcale nie jesteś nudna, to już nagle nie jesteś panią prefektką, co nie? — powiedziała, kończąc zdanie już właściwie przez zaciśnięte zęby, kiedy ostatnia rzucana przez nią piłeczka nie trafiła do kubka, ale miała to totalnie w nosie. Odechciało jej się grać. Nawet nie próbowała odszukać wzrokiem Percy’ego, żeby przekazać mu, że to był cholernie głupi pomysł. Patrzyła za to na Hope, jakby trochę z wyzwaniem, odrobinę z wyrzutem, całkowicie ignorując obecność Ślizgona. — Ale spoko, jak widać, całkiem szybko znajdujesz nowych przyjaciół, życzę szczęścia. — powiedziała i chwyciła pierwszy lepszy kubeczek, pierdoląc już tę idiotyczną grę i tylko krzywiąc się, kiedy poczuła w ustach smak absyntu. Odstawiła puste naczynie na stolik i bez żadnego więcej słowa postanowiła znaleźć d’Este, kiedy w jej głowie pojawiła się chęć zapalenia głupiego papierosa, chociaż przecież nigdy tego nie robiła. — Percy, daj mi szluga. — powiedziała tonem, który nie akceptował żadnego sprzeciwu, a kiedy ten już spełnił jej prośbę – zirytowana światłami, muzyką, całym tym gwarem i wszystkimi ludźmi, wyszła przed chatę, z całych sił powstrzymując się od przemożnej chęci krzyku i płaczu. Waliła jej się przyjaźń, a ona tylko pogarszała sprawę, zupełnie nie potrafiąc tego naprawić. To nie Hope była we wszystkim beznadziejna, jak sama zwykła marudzić, to Ruby potrafiła spieprzyć kompletnie wszystko. Zaciągnęła się nikotyną, by chwilę później zacząć kaszleć. Nawet palić nie umiała. Niech to wszystko szlag trafi.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Z czystym zdziwieniem unoszę najpierw brwi na odpowiedź Ruby. Patrzę na nią przez sekundę zdumiony, bo rzadko spotykam się z taką wrogością (przynajmniej na początku znajomości), wymierzoną znienacka w moją stronę. Nieczęsto też również mierzę kogoś z miejsca nieszczególnie przychylnym spojrzeniem, bo zazwyczaj mam gdzieś takie rzeczy. Teraz jednak mam wrażenie, że jej zdanie o mnie, szufladkuje jakoś Hope w miejsca, w których bardzo nie pasuje mi by się znalazła. - Och, Ruby, niekłamanie w stosunku do osoby, której nie znasz, to po prostu wymówka do bycia niegrzecznym. Szczerze rozmawia się z matką czy przyjaciółką, nie z osobą, którą oceniasz po pierwszym wrażeniu - mówię z rozczarowaniem w głosie i kręcę głową na zachowanie Gryfonki, by podkreślić jego infantylność. Przez chwilę obserwuję tę tragiczną grę dla Hope. Może odszedłbym już na początku, rzadko zostaję w miejscu gdzie nie jestem pożądany, ale prędko zadaję jeszcze jedno pytanie i czuję się zobligowany by przeczekać konwersację przy mojej towarzyszce, w tej niekomfortowej sytuacji. Jej przyjaciółka wyrzuca jej jakieś kompletne brednie na które aż uśmiecham się krzywo. Zwyczajnie nie pomyślałem o młodych dziewczynach i ich durnych perypetiach jakie mogą mieć, zanim nie podszedłem do tego stołu. Nie komentuję słów Ruby, która wylewa jakieś idiotyczne żale i gdybym nie poprawiał właśnie okularów na nosie (i jakby obydwie nie były tak pijane) pewnie zauważyłyby moje wywrócenie oczami. Najwyraźniej w tym roku zamieniły się rolami i Ruby bardzo nie chciała by tą nudną. Kiedy jednak kończą ten pojedynek nie mogę się powstrzymać od podejścia do butnej Gryfonki, której celem przewodnim tej imprezy było szkalowanie Hope z błahych powodów. - Chciałaś wszystkich olśnić, a jedynie świecisz zazdrością - zauważam, patrzę znacząco na sukienkę Ruby i uśmiecham się krzywo. Zostawiam ją na wieczne zachłyśnięcie się dymem papierosowym. Wracam do Hope i całuję ją lekko czubek rudej głowy. - Powinnaś pogodzić się z przyjaciółką, wyraźnie nie radzi sobie bez ciebie - stwierdzam z uprzejmością godną dyplomaty i biorę do ręki kolejnego drinka, by na moment wtopić się ponownie w tłum.
Występ Tadzika na rurze był taki p i ę k n y, że zagapił się na niego jak zahipnotyzowany i dopiero kiedy Fredka wskoczyła na niego znienacka, przypomniał sobie że przecież po pierwsze to interesują go dziewczyny, a po drugie, to że z jedną nawet jest w związku. Przytrzymał ją uprzejmie za część ciała, której obiecał pilnować, przy okazji dopilnowując żeby nie spadła na ziemię. - Zdecydowanie starczy - przyznał i zajął się odwzajemnianiem jej pocałunków, żeby przestała drzeć mu mordę do ucha i żeby skończyła te nikomu niepotrzebne pretensje o wykonywanie zadań fajnej gry towarzyskiej; choć nie kłamał, bo nie była to jakaś wielka przyjemność, całować inne osoby, kiedy mógł to robić z Fryderyką, najlepszą dupą w całej galaktyce. Niestety, te miłe chwile przerwał im nie kto inny, a najebany jak Zmiatacz 11 @Maximilian Felix Solberg, który rzucił mu się niespodziewanie na szyję, zawodząc coś z pijackim zaśpiewem. W odpowiedzi na te jego czułości klepnął go w łopatkę z hukiem. - Maksiu! Siema mordo, i nara, bo zajęty jestem trochę, nie widzisz? - przywitał go uprzejmie, nieszczególnie zadowolny że ktoś przerwał mu obściskiwanie z Fryderyką i nie na tyle najebany, żeby reagować na Solberga jakimś ogromnym entuzjazmem, a kiedy tamten poszedł zajmować się beerpongiem, Bogdan z Fredką ruszyli jeszcze kilka kroków w stronę parkietu, ale nie było im dane go podbić swoimi kocimi ruchami, bo już dobijała się do niego butelka, nakazując przytulanie ze Stephanie. Absolutnie nie było mu to na rękę, no w końcu nie przyszedł tu sam. - Dobra, spierdalaj - polecił kulturalnie butelce, odganiając się od niej jak od natrętnej muchy i zamiast zająć się nią, to sięgnął po jakiś w miarę pełny i drogo wyglądający trunek ze stołu, przejmując go tym samym na własność. - Nie da nam spokoju ta flaszka, idziemy stąd? Zagramy sobie sami - zaproponował, machając zachęcająco butelką czegoś, co najprawdopodobniej było jakimś ruskim szampanem. Impreza imprezą, ale co tu kryć, najlepiej i tak bawili się we własnym towarzystwie.
/Ztx2
Ostatnio zmieniony przez Boyd Callahan dnia Sro 22 Wrz - 15:23, w całości zmieniany 1 raz