Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto Wrz 21 2010, 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- Taki już ze mnie typ. Troskliwy łobuz. – On z kolei się uśmiechnął, choć grymas nie sięgnął jego oczu. Z jednej strony niezmiernie go irytowała, z drugiej zaś czuł się zaintrygowany jej osobą. Na tyle, na ile ją znał, z całą pewnością był w stanie stwierdzić jedno – nie należała do kobiet prostolinijnych i nieskomplikowanych w obyciu. To ponownie nasunęło mu skojarzenie z tą, która prześladowała jego umysł, boleśnie go to zakłuło, bo cisza Blaithin była aż nader wymowna. Musiał się jednak skupić, bo sytuacja przedstawiała się następująco. Stał naprzeciw niej przy paczce, której nie zdążył jeszcze przejąć. Ręce luźno zwieszone przy ciele w każdej chwili mogły sięgnąć po różdżkę, ale nie sposób stwierdzić, jakie może przynieść to skutki. Była ewidentnie pewna siebie, może nawet za bardzo, na pewno zaciekawiona, być może już wkurwiona albo i świetnie się bawiła. Słowem – nieprzewidywalna, może trochę pierdolnięta. No, to ostatnie to na pewno, bo i co ją tak niezmiernie rozbawiło? Zjeżył się, gdy wspomniała o Nicholasie. Prawda była taka, że nazwanie go partnerem to już było dość dużo, ich relacja była dynamiczna i umykająca wszelakim etykietom. Ale był ważny, tak wiele już przecież wiedział, Díaz mu ufał i nie był w stanie powiedzieć, jak przetrwałby ten dość nieprzyjemny czas od zniknięcia Fire bez jego towarzystwa. - Ależ panno De Guise, mężczyźni również mają potrzeby i absolutnie nie widzę w tym nic gorszącego. Ja po prostu chciałem pomóc, może coś doradzić. Przypuszczenia są niestety niezbędne, tak słabo przecież panią znam. A co pytania, nie mam pojęcia o co może pani chodzić – po części kręcił, po części wcale nie kłamał. Mogło jej chodzić o multum rzeczy – jego profesję, bisekusalność, chrapkę na przygody. Albo może i skłonność do poligamii? Nico zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego, nie żeby to była jej sprawa. - Ale to nie ja wyczarowałem kwiaty – zaśmiał się, szczerze rozbawiony tym florystycznym akcentem. - Z przyjemnością przyjmuję zaproszenie, choć mam pewne obawy, że sytuacja może zostać wykorzystana na moją niekorzyść. Zakładam, że trik z wielosokowym po raz kolejny okaże się fiaskiem, więc może od razu przyjdę w kajdanach? – Był złośliwy, filuterny, starał się przekuć wpadkę na swoją korzyść. Niczego nie mówił na serio i zaczynał się świetnie bawić. Głupio założył, że potyczka okaże się jedynie słowna. A te nierzadko faktycznie kończyły się w łóżku, choć jak na jego gust to stojące pomiędzy nimi był zbyt spróchniałe i zatęchłe.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Prychnęła na to stwierdzenie. W połowę jego słów nie wierzyła, a drugą połowę uważała za mocno złagodzoną z jego strony. Porównanie do Dear zapewne mocno by ją zabolało, uważała Fire za niezrównoważoną i niepotrzebnie impulsywną, choć zapewne miały kilka cech, które dzieliły. Sama myśl o tym była dla Irvette obrazą, więc może i dobrze, że Díaz postanowił trzymać te myśli dla samego siebie. Jego przypuszczenia w kwestii romansów rozbawiły dziewczynę bardzo mocno. Z jednej strony mieli ją za nietykalską cnotkę, która prędzej rzuci się do morza niż pozwoli na siebie choćby spojrzeć, z drugiej nazywano ją dziwką i uważano, że tylko tym się zajmuje. Bardzo ciekawy podział społeczeństwa. Niestety prawdziwy dla wielu kobiet na tym świecie. Wydawało się jednak, że jej słowa o tamtym czarodzieju miały mocniejszą moc. Miała wrażenie, że Díaz nieco zesztywniał, choć było tu na tyle ciemno, że mogło być to jedynie złudzenie. -Jeśli będę potrzebować doradców, na pewno się do Pana zgłoszę. Wygląda na to, że ma Pan wiele do powiedzenia. - Przyjmowanie od niego porad sercowych, czy jakichkolwiek innych, wydawało się być niedorzeczne. Dała mu lekko do zrozumienia, że wątpi, by w uczynkach był choć w połowie tak zaparty jak w słowach, ale nie miała pewności, czy był na tyle bystry, by wychwycić to znaczenie z jej wypowiedzi. Uśmiechnęła się tylko krótko uważając, że jego odpowiedź jasno wskazuje na to, że ma przed tamtym czarodziejem sekrety. Nie było to nic dziwnego, ale warto było wiedzieć, czym się z nim nie dzielił. Mogła to być niezmiernie cenna informacja. -Proszę się nie obawiać. Bez względu na to, komu przychodzi mi przekazywać wiedzę, jestem raczej wyrozumiała i łagodna. Poza tym, to tylko rośliny, nawet gdyby chciał Pan mi jakoś zaszkodzić, to rzucenie w moją stronę stokrotką za wiele w tej sprawie nie pomoże. - Zastanawiała się, czy na pewno byłby tak nierozsądny, by spróbować wywinąć jakiś numer podczas takiego spotkania, ale uznała, że nie. Mogła wiele temu człowiekowi zarzucać, ale nawet jego głupota miała swoje granice. -Poza tym, mam wrażenie, że czerpałby Pan niezdrową radość z tych kajdanek, a to zdecydowanie mijałoby się z celem, nieprawdaż? - Czy ona właśnie zrobiła aluzję? Tak i ani trochę się tego nie wstydziła. Błysk w jej spojrzeniu jasno na to wskazywał. Prowokowała go i była ciekawa, co jeszcze może mieć jej do powiedzenia.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- Będę czekać. Nie mam przed panią absolutnie nic do ukrycia – parsknął rozbawiony, bo oboje wiedzieli, jak wielkie to kłamstwo. Nie spodziewał się jednak, że rozmowa z Irvette będzie taka przyjemna, taka wieloznaczna. Ewidentnie na wstępie nie docenił jej inteligencji, nie zauważył również subtelnego przytyku, jej słowa biorąc za komplement. Głupi i stary, a z wiekiem było przecież coraz to gorzej. Jej uśmiech był śliczny, ale chyba powinien nauczyć się już, że też niebezpieczny. Nie był w stanie przewidzieć, co też najlepszego zrobi, więc po prostu szczerzył się jak gumochłon do sałaty w oczekiwaniu na kontrę. Ta okazała się aż nader łagodna. - Wyrozumiała i łagodna? – powtórzył z niedowierzaniem. Spojrzał na nią z rozbawieniem i kontynuował: - Stokrotki bym nie wybrał. Już prędzej… piękny narcyz albo narkotyczny mak. Co to by oznaczało? Bawił się lepiej niż powinien, na zbyt wiele sobie również pozwalał. W ciągu kilku chwil z niebezpiecznej rywalki stała się aż nazbyt interesująca. W końcu miała w sobie coś tajemniczego, wyglądała na stworzenie uparte i ciekawskie. A on potrafił był bardzo interesujący, gdy tylko chciał. Zastanawiał się, czy powinien dać jej obejść się ze smakiem, czy nie uchylić przypadkiem rąbka tajemnicy. To było głupie, wiedział o tym, ale jako, że bardzo mu się w życiu nudziło, naprawdę brał to pod rozwagę. Złapał aluzję w locie i po prostu się uśmiechnął. Wzruszył ramionami, dalej bezbronny, nie tylko dosłownie, ale i coraz to bardziej metaforycznie. Díaz miał najwyraźniej słabość do pyskatych rudowłosych piękności. - Przypuszczalnie. Ale czy jest w tym coś złego? – Spojrzał na nią jakoś inaczej, jeszcze bardziej bezczelnie, jego wzrok na chwilę zatrzymał się nawet w okolicy jej bioder. A potem ciemnobrązowe spojrzenie wwierciło się w jej tęczówki, ale w tym półmroku trudno było określić, jaki mają kolor. - Tylko proszę nie twierdzić, że i pani nie poprawiłoby to humoru. Być może również i radość, ale tu już niewiele zależałoby ode mnie.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Dobrze wiedziała, że miał do ukrycia przed nią wiele i dobrze o tym wiedziała, więc pozwoliła sobie odpuścić komentarz na ten temat. Była pewna, że ten świat jest na tyle mały, że jeszcze przyjdzie im porozmawiać na ten temat w innych okolicznościach. Podobne rozmowy rzadko same rozpływały się w zapomnienie. -Domyślam się, że spodziewał się Pan usłyszeć, że wciskam wiedzę Cruciatusem a Imperiusem wymuszam podwójne stawki? - Odpowiedziała ironicznie na jego reakcję. Zdawała sobie sprawę z tego, jak była postrzegana. Czasami ją to faktycznie bolało, czasem nie było dalekie od prawdy, ale w większości po prostu dziewczynę bawiło. Miała wiele twarzy chociaż nie w jej zwyczaju było dzielenie się nimi z każdym napotkanym człowiekiem. -Tryumf i śmierć. Ciekawe połączenie, pasuje do Pana. Może być jednak odczytywane na wiele sposobów. - Rozwiała wątpliwości Diaza w sprawie wyboru kwiatów. Musiała powiedzieć, że nie spodziewała się po nim nic wielce ambitniejszego, ale nie była to tylko jego wada. Wiele osób, nie znając mowy roślin, intuicyjnie skłaniało się ku tym, które najlepiej opisywały ich charakter czy pragnienia. Równie nie zaskoczona była faktem, że Díaz że wszystkich aluzji najlepiej zrozumiał tę o podtekście seksualnym. Powstrzymała się przed przewróceniem oczami i śmiechem, uznając, subtelniejsze przytyki dają jej o wiele więcej satysfakcji. -Zazwyczaj moralność czynów zależy od kontekstu. - Nie odpowiedziała wprost, dając jednak do zrozumienia, że podczas warsztatów zdecydowanie byłoby coś takiego nieodpowiednie. Poczuła się dziwnie spięta, gdy zlustrował wzrokiem jej biodra. Nie podobało jej się to ani trochę i wolała nie wyobrażać sobie zbyt mocno, co przeszło mu teraz przez głowę. -Widok Pana w kajdankach? To banalne i zupełnie nie interesujące. - Prychnęła, pozwalając sobie na pewne niepowodzenia. A niech się Díaz na myśli może w końcu w jego umyśle powstaną jakieś połączenia neuronowe od takiego wysiłku.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Díaz najpierw się uśmiechnął, ale w jego spojrzeniu było coś smutnego. Bo myśli mimowolnie pomknęły do tej nocy, która wszystko zmieniła, zanim jeszcze wszystko doszczętnie spierdolił. Ból czarnomagicznych klątw nie był mu obcy, ale w tej chwili to przecież nic nie zmieniało. Mimowolnie dotknął ramienia, na którym wciąż miał bliznę po poparzeniu od świecy. Przez chwilę myślał i dopiero potem się odezwał. - Śmiem twierdzić, że pani urok całkowicie wystarcza. Imperius w tej sytuacji jest kompletnie niepotrzebny – mruknął, nie przejmując się jej nad wyraz ironiczną reakcją. Drugiej kwestii nie skomentował, grzecznie opuścił doń kurtynę milczenia. Uniósł brwi, gdy przetłumaczyła na ludzki tę całą mowę kwiatów. Doprawdy, nie spodziewał się, że ma taki naturalny talent. Jego wybór opierał się tylko i wyłącznie na intuicji – narcyzy kojarzyły mu się z samouwielbieniem, a mak z otumanieniem. Jego zdaniem idealnie pasowało zarówno do niej, jak i do… jego skromnej osoby. - To brzmi niemal jak wróżba – zauważył rezolutnie, wzruszając ramionami. W jego fachu to, że umrze prędzej niż wcześniej było niemal pewne. Ale tryumf? To mu się podobało, brzmiało to niemal jak zapowiedź tego, że zanim sczeźnie może zrobi coś heroicznego. Albo zdobędzie się na to, na co od zawsze brakowało mu chęci – poświęci się dla kogoś innego. - Duże słowa od zawsze mnie konfundują – odpowiedział z uśmiechem, migając się od zajmowania jakiekolwiek konkretnego stanowiska. - I och, jak boli. Kto by pomyślał, że nie jestem dla pani interesujący. Zwłaszcza bezbronny, bo jak mi się zdaje, takiego mnie pani preferuje. I jakby na potwierdzenie tych słów, zrobił coś, co zrobić po prostu musiał. Kucnął, wyszarpnął zdecydowanym ruchem spróchniałą deskę i wyjął paczuszkę. Oczywiście musiał spuścić z niej spojrzenie swoich uważnych do tej pory oczu. I wbrew temu, co nakazywał rozsądek, wciąż nie dobył różdżki. Może to był test, może prowokacja – ale czy jedno wyklucza drugie?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie umknął jej ten dziwny błysk w jego oczach. Zanotowała sobie ten szczegół w pamięci, by w przyszłości spróbować dotrzeć do sedna tego stanu rzeczy. W tej chwili jednak o wiele bardziej skupiła się na jego słowach, bo i te były nader interesujące z jej perspektywy. - Och, skoro do tej pory Pan tak uważa, boję się, co by było, gdybyśmy spotkali się w bardziej formalnych okolicznościach. Bankiety i bale potrafią obudzić moją czarującą stronę. - Bawiła się świetnie wypowiadając słowa, które mogły wzbudzić w nim nieoczekiwaną reakcję. A może właśnie dokładnie wiedziała, jaką odpowiedź chciała od niego usłyszeć i specjalnie kierowała rozmowę na te tory? Na to pytanie tylko rudowłosa znała odpowiedź, ale nie dało się zaprzeczyć, że ta wymiana zdać niezmiernie ją zajmowała. Musiała przyznać, że choć nie darzyła mężczyzny zaufaniem, to jednak w pewien sposób szanowała to, jak dotrzymywał jej tempa w tej osobliwej wymianie zdań. Díaz nie miał pojęcia, że kwiaty były całym jej życiem i potrafiła wyrecytować przynajmniej jedno znaczenie każdego z nich, w każdym dowolnym momencie, jak chociażby teraz. Sama jednak interpretowała narcyzy w połączeniu z makami nieco inaczej niż on, który skupiał się na poszczególnych wartościach roślin i próbował z tego złożyć pasującą mu opowieść. Irv wiedziała, że to o wiele bardziej skomplikowana sztuka. - Wróżba, obietnica, co tylko Pan chce. - Posłała mu zadziwiająco filuterne spojrzenie. Jej ojciec zawsze mówił, że wszystko zależy od intencji tego, kto obdarowuje nas kwiatami i sama szczerze w to wierzyła. W tym wypadku, rudowłosa raczej miałaby na myśli tryumf śmierci nad Diazem, ale pozostawiła tę interpretację dla siebie. - Przykro mi, że sprawiam Panu zawód, choć ponownie jest Pan w błędzie. Wolę mężczyzn stanowczych i uzbrojonych. Na co kobiecie ktoś, kto nie jest w stanie udowodnić swojej siły? Poza tym, tak jest o wiele zabawniej. - Jej oczy zabłysły niebezpiecznie, ale jakby na potwierdzenie swoich słów, nie zaatakowała go, choć automatycznie wyprostowała się i pewnie wycelowała w niego różdżką, gdy ten z siłą zerwał stary panel w podłodze i wyjął z niego jakiś pakunek. - Czy to jest moment, w którym zaczynamy naszą zabawę? - Zapytała niemal uwodzicielsko, gotowa na wszystko, co miało teraz nastąpić.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- A więc lubi pani przepych i blichtr? - Díaz uśmiechnął się, starając się nie zdradzać spojrzeniem, że poniekąd tego po niej oczekiwał. Nie znali się zbyt dobrze, ale De Guise brzmiało dosyć… szlachetnie. A sama dziewczyna, choć kręciła się po raczej wątpliwie bezpiecznych miejscach, miała w sobie coś z arystokratki. Ludzie tacy jak on, którzy zaczynali na samym dnie, niemal natychmiast rozpoznają tę wyniosłość w spojrzeniu. - Obawiam się, że byłoby trudno spotkać się w bardziej formalnych okolicznościach. No chyba, że samodzielnie zaaranżujemy taką… sposobność. Widzi pani, my chyba pochodzimy z zupełnie różnych światów. Aż dziw, że chadza pani po miejscach takich jak tamte zatęchłe moczary czy ten znamienity przybytek Naprawdę nie spodziewał się, że będzie się tak dobrze bawić. Przypadkowe spotkanie w starej, przegniłej, trzeszczącej chacie okazało równie wielkim zaskoczeniem, co i przyjemnością. Niezbyt obchodziły go takie szczegóły jak to, że z różnych powodów nie powinien. Że to igranie z ogniem, że kobieta zdecydowanie nie ma dobrych zamiarów, że jego niedawne doświadczenia powinny go uczulić. Że między słowami w sumie go obraża. I że nie sposób przewidzieć, jak skończy się ta słowna potyczka. Dobrze się bawił, rozmowa była ciekawa i w tej chwili tylko to się liczyło. - Co tylko chcę? - Uczepił się słówek jak rzep psidwakowego ogona, a na jego twarzy wykwitła nierozsądna pewność siebie. Podrapał się w głowę, zupełnie jakby się speszył - nic bardziej mylnego, po prostu zastanawiał się nad stosowną kontrą. Wiedział, że nie ma jej czym zaimponować jeśli chodzi o posadę, ilość pieniędzy czy inne równie społecznie szanowane kwestie. Ale nie był również ślepy, gdyby nie bawiła dobrze się wymieniając półsłówka, pewnie już dawno zaniechałaby kontynuowania rozmowy. Spodobało mu się jej spojrzenie, było bardzo miłe i dwuznaczne. Podobnie jak jej słowa, bo wbrew pozorom dobrze pamiętał, czego owa przepowiednia dotyczyła. Przez myśl przemknęło mu, że Irvette jest świadoma swoich walorów i wie, do czego wykorzystać swoją urodę. - Życie rzadko kiedy jest tym, czym chcę. - Choć dalej się uśmiechał, w jego oku znowu błysnęło coś smutnego. - Wiem, że pani nic mi nie obieca. Ale ja mogę obiecać pani, że przed następnym spotkaniem przygotuje się nieco lepiej. Nie trzeba wmuszać w mnie wiedzy cruciatusem. Tylko musiałoby… nie być przypadkowe. Czuł, że stąpa po kruchym lodzie, ale średnio go to obchodziło. Dlaczego? Przecież Díaz uwielbiał ryzyko i adrenalinę, z tego żył i od tego był uzależniony mocniej niż od zwyczajnych używek. - Nie, nie. To mi jest przykro, że ja nie spełniam pani oczekiwań. Gdybym tylko wiedział, już dawno cisnąłbym w panią jakimś zaklęciem - mruknął z rozbawieniem. Spojrzał na nią, wyciągnął paczkę i schował ją do kieszeni. Wstał, otrzepał się flegmatycznie z kurzu i kopnął deskę z powrotem na miejsce. Prawda była taka, że nie zamierzał dobywać różdżki, choć jego ręka już kręciła się w jej pobliżu. Tak w razie czego. - Ależ moja droga Irvette, zabawa trwa już od dawna. W końcu te najlepsze potyczki wcale nie polegają na wymianie zaklęć, a poglądów. Nie musisz się tak jeżyć, wbrew pozorom nie mam wobec ciebie złych zamiarów. Siłę można udowadniać na wiele sposobów. Po co miałbym zabijać tak ciekawą rozmowę?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-A któż nie lubi? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Może nie wszystkie wygody były ludziom potrzebne, ale jak miło się wokół nich żyło. Była pewna, że Díaz również doceniał podobne okoliczności, nawet jeśli nie został w nich wychowany. -Może nie różni nas tak wiele, jak się Pan spodziewa. Poza tym, formalne okoliczności często obfitują w zaskakujących gości. - Bawiła się z nim dalej, ciekawa kolejnych i kolejnych reakcji. Miała przeczucie, że idealnie odnalazłby się na salonach, gdzie podobne pogawędki były wręcz obowiązkowe. Poza tym, nie mogła mu odjąć tego, że w dobrze skrojonym garniturze musiał wyglądać naprawdę przystojnie. To, co początkowo wyglądało na niezaprzeczalnie niebezpieczną sytuację, przemieniło się w bitwę na słowa, która była niemniej intrygująca dla każdej ze stron. Irv nie wiedziała, gdzie ich to zaprowadzi, ale była w dobrym nastroju i chyba chciała przekonać się o tym na własnej skórze. -Oczywiście. Choć trzeba liczyć się z konsekwencjami swojego wyboru. - Po raz kolejny nie dała się zbić z tropu, patrząc na mężczyznę znacząco. Szło mu naprawdę dobrze, ale Irv też wiedziała, jak grać w tę grę. Szczerze mówiąc podobne potyczki interesowały ją bardziej niż zawartość jego skrytki u Gringotta, ale mniej niż tajemnicza paczuszka, która miała niedługo ukazać się jej oczom. -W takim razie źle je Pan przeżywa. - Odpowiedziała z pewna dumą w głosie i zdecydowanie wielką pewnością siebie. Zawsze była pewna, że jeśli człowiek czegoś chce, to będzie potrafił to zdobyć. Ciężka praca nie była jej obca i to jej zawdzięczała wiele z tego, co miała. Oczywiście nie mogła zignorować faktu, że dzięki swojej rodzinie dostała o wiele więcej niż przeciętny czarodziej. Chciała już odrzec, że to wielka szkoda, bo chętnie by go Cruciatusem uraczyła, ale ostatnie zdanie, które opuściło jego usta o wiele bardziej zainteresowało rudowłosą. -Panie Díaz, zaraz zacznę podejrzewać, że chce mnie Pan zaprosić na randkę. - Nie schodziła z filuteryjnego tonu. Drażniła się z nim, jednocześnie nie odpowiadając jasno, czy byłaby zainteresowana jakimkolwiek kolejnym spotkaniem, czy też nie. Dawała mu wolną rękę w sprawie interpretacji swojego zachowania, co jak do tej pory dało jej wiele rozrywki. -Widać musi Pan się nauczyć jeszcze wiele o kobietach. - Jej oczy znów błysnęły, a Irv ledwo powstrzymała skrzywienie warg, które cisnęło jej się na usta, gdy usłyszała, jak bezpardonowo się do niej zwraca. -Racja, choć jej brak również można zgrabnie zamaskować pięknymi słowami. - Wytknęła mu w tym samym tonie, co praktycznie przez całą rozmowę. -Jakie w takim razie ma Pan zamiary wobec mnie, Panie Díaz? - Podpuszczała go dalej, widząc tę pewność siebie w jego postawie i słowach, które coraz bardziej ją interesowały.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Prychnął z rozbawieniem, słysząc jej uwagę. W sumie fakt, choć nie wszystkim było dane pławić się w luksusie. Jemu o wiele bliższy był smród ulic, błota i stęchlizny, zupełnie takiej jak ta, o tu. Marzył o wspięciu się wyżej w społecznej hierarchii, choć szanse miał na to marne. - Słuszne spostrzeżenie - oddał jej ten punkt, a gdyby tylko miał przy sobie pełną piersiówkę, z pewnością wzniósłby ją teraz w geście toastu. - Ależ proszę pani, czy ja dobrze słyszę. Porównuje się pani do takiego szemranego typa jak ja? Jak widać nieformalne spotkania równie bywają zaskakujące. Obfitujące w jakże miłe niespodzianki. Bawił się nie gorzej niż ona, choć w jego głowa zapaliła się jakaś czerwona lampka, która podpowiadała pełne pretensji i niezrozumienia “co ty do cholery robisz”. Mało mu było relacji o niejasnej naturze? Najpierw Olivier, potem Nico i wreszcie Fire… Gdyby dołożyć do tego równania niestabilną i enigmatyczną rudą, to mamy już ich czworo. Niby mówi się, że troje to już tłum, ale jakoś nie mógł powstrzymywać się od wyobrażania jej w bardziej przyjemnych okolicznościach. Na przykład w ubiorze bardziej adekwatnym do tonu rozmowy, może przy blasku świec, otumaniony winem. To na pewno nie było rozsądne. I z całą pewnością brzmiało jak dobra zabawa. - Trzeba, nie trzeba. La di da. Istnieje wiele sposobów, aby migać się od odpowiedzialności, a ja znam je wszystkie - mrugnął do niej porozumiewawczo, również niezbity z tropu. Podobało mu się, z jaką lekkością wymieniali skrajnie różne poglądy. Było w tym coś magnetyzującego, może obietnica, może wróżba, że to będzie jedna z wielu takich rozmów? Czas pokaże. Widząc jej dumę i pewność siebie, nie mógł powstrzymać teatralnego przewrócenia oczami. No tak, kiedy on był w jej wieku, też mu się wydawało, że świat leży u jego stóp. Wszystko zweryfikowała okrutna rzeczywistość, które nie życzył nikomu, nawet swoim wrogom. A coraz więcej wskazywało na to, że Irvette jednak nie mieści się akurat w tej kategorii. - Czego ja nie robię źle, moja droga… - Obrócił to wszystko w żart, nie zamierzając wdawać się w tym aspekcie w głębsze dyskusje. Prawda była taka, że jak pożyje, to zobaczy. I wówczas wrócą do tego wątku. - Ależ panno de Guise, bardzo słusznie. Czy to by było coś złego? - mruknął, lustrując jej oczy. Uśmiechnął się z dziką pewnością siebie i kontynuował. - Przyznam szczerze, że na początku tej rozmowy byłem skłonny wydrapać pani oczy. Rozumiem, skąd wzięła się tamta złość, ale nieładnie tak upokarzać mnie przy świadkach. Jestem również zmuszony do wyznania, że inteligencja działa na mnie… no cóż, bardzo zachęcająco. Nie widzę przeciwskazań, by wrócić do tej rozmowy w bardziej sprzyjających warunkach, dajmy na to, przy lampce wina? Nic o nie wiedział, to było szalone. Równie dobrze mogłaby go wydać Ministerstwu, ale chciał wierzyć, że wcale tego nie zrobi. A razie czego dobrze, że jest tak biegły w aportacji. - Pani mogłaby mnie wielu rzeczy nauczyć. Wbrew pozorom jestem bardzo pojętnym uczniem, polecam się - odrzekł, myśląc sobie, że taka dobra zabawa powinna być nielegalna. Pytanie, dokąd go to koniec końców zaprowadzi. - Jestem przekonany, że jeszcze nie raz nie dwa będzie okazja, aby się na mnie poznać. Moich intencjach i mojej krzepie. On nie stąpał już na kruchym lodzie, on na nim stepował. - Moje zamiary są jasne jak słońce. Za pani uśmiech dam chociażby gwiazdkę z nieba. Kusząca propozycja?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Może i dobrze, że tej piersiówki nie miał, bo oprócz innych nieprzychylnych łatek, dodałaby mu jeszcze tą alkoholika. -To, że łączą nas pewne aspekty, nie znaczy, że jesteśmy w innych tak samo podobni. - Szczerze rozbawiła ją ta myśl, że mogłaby być taka jak on. Owszem, zapewne mieli więcej wspólnego w szemranych interesach, niż obydwoje się spodziewali, ale nie chciała odkrywać tych kart. Zamiast tego stawiała na słowa, które potrafiły być równie skutecznym orężem jak różdżka. -Odważne stwierdzenie. - Odpowiedziała po tym, jak mimowolnie przewróciła oczami na jego słowa. Irytował ją i fascynował jednocześnie, była to niebezpieczna mieszanka i dobrze o tym wiedziała. -Obawiam się, że nawet Pan nie jest w stanie wymigać się od wszystkiego. - Po raz kolejny rzucała mu rękawice, tym razem już pewna, że ją podniesie. Jeśli czegoś się o nim dzisiaj dowiedziała, to zdecydowanie był to fakt, że mężczyzna nie bał się niczego. A to akurat uważała za głupotę, no chyba, że tak dobrze maskował swój strach i przekuwał go w interesujące słowa, wtedy musiałaby przyznać, że jest nieco pod wrażeniem. Ponownie powstrzymała mdłości, gdy zwrócił się do niej moja droga. Wzruszyła tylko ramieniem, jakby nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi na to pytanie. Nie zamierzała dawać mu zbyt wylewnych komplementów. Na pewno nie dziś, nie teraz. Widząc jego pewność siebie, gdy odpowiedział bezpardonowo na jej pytanie poczuła, jakby w końcu udało jej się złapać w pułapkę zwierzynę. Uwielbiała to uczucie, a jeszcze bardziej uwielbiała fakt, że teraz mogła pozwolić sobie na dużo ciekawszą zabawę. Nie podała mu więc odpowiedzi, by jeszcze trochę potrzymać mężczyznę w niepewności. -Proszę wybaczyć mi w takim razie tamten niegodny czyn. - Poniekąd nawet przeprosiła, choć nie żałowała słów, które wtedy w jego kierunku wystosowała. Kolejne słowa dały jej jednak szansę, którą postanowiła wykorzystać. Powoli zlustrowała jego sylwetkę, zatrzymując w niektórych miejscach wzrok na pół sekundy dłużej, jakby szukała potwierdzenia tej zachęty, lub faktycznie zastanawiała się, czy i ona nie czuje się nęcona taką propozycją. -Rzadko odmawiam dobrego, francuskiego wina. - Odpowiedziała w końcu powoli, powracając spojrzeniem o jego oczu i w pewien sposób przekazując, czego by po takim spotkaniu oczekiwała. Prawdą było, że podczas tej konwersacji wyczuła pewien potencjał, który mógł okazać się jej naprawdę na rękę, jeśli udałoby im się nie pozabijać przez jeszcze jakiś czas. -Więcej, niż się Pan spodziewa. - Odpowiedziała tym samym, kuszącym tonem. Zrozumiała dość szybko zasady tej gry, a będąc w niej biegłą nie widziała powodu, by teraz się wycofać, jeśli mogła zgarnąć główną nagrodę. -Pozwoli Pan, że sama to ocenię. - Nie pozwalała mu jednak zbyt mocno obrastać w piórka, wciąż pokazując, że w jakiś sposób to ona dyktowała tu warunki. Słysząc o gwiazdce z nieba uśmiechnęła się nieco szerzej. Nie wiedziała nawet, kiedy opuściła nieco różdżkę i postąpiła kilka kroków w jego kierunku, nie tracąc przy tym jednak grama czujności. -Jest Pan widocznie zdeterminowany. - Zaczęła powoli, nie spuszczając wzroku z jego oczu, po czym wolną dłonią przesunęła powoli po brzegu klapy jego skórzanej kurtki. -Jeśli takie są Pana intencje, musi jednak znaleźć Pan coś, czego jeszcze mi nie oferowano. - Zakończyła w końcu pewnym głosem, rzucając mu jeszcze jedno wyzwanie.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Miała rację, były na tym świecie rzeczy, od których wymigać się nie mógł. Poczucie winy związane z tym, że miłość jego życia wylądowała za kratkami zamiast niego. Przeszłość, która ciągnęła się za nim jak smród. Zarówna ta dalsza, jak i ta nieco bliższa… Gdy wzruszyła ramionami, co stanowiło jedyną odpowiedź na jego jakże nierozsądne pytanie, po prostu się uśmiechnął. Paradoksalnie, ona myślała, że złapała jego. A on pomyślał sobie to samo o niej. Skąd mógł wiedzieć, że trafił na przeciwnika równego sobie, a może nawet przewyższającego jego umiejętności? Jej przeprosiny przyjął machnięciem ręki. Spojrzenie, którym go omiotła wyraźnie mu schlebiało. Aż w końcu jej słowa odebrał jako zachętę. - Francuskie, zapamiętam. - Uśmiechnął się ślicznie, a brzmiało to niemal jak obietnica. Podobnie to, jak na niego spojrzała, a może to wszystko mu się po prostu wydawało? Díaz był namiętny, ona – nie wiadomo. Wydawała się mimo wszystko dosyć opanowana i wyrachowana, kto wie, może gdyby nie dziwna ciekawość i chęć sprawdzenia jego oratorskich umiejętności już dawno leżałby spetryfikowany na wilgotnej, zatęchłej ziemi? Nie mógł nie uśmiechnąć się, gdy tak sprawnie przejęła od niego pałeczkę. Z jednej strony rzadko kiedy wleciał się w rolę „och, jaki jestem głupiutki”, zdecydowanie wolał dominować we wszystkich relacjach. Z drugiej zaś, odwrócenie ról i zmiana układu sił bardzo w ich przypadku pasowała. Irvette czuła się jak ryba w wodzie, z tym swoim władczym tonem i wyniosłym spojrzeniem. Dobrze, proszę bardzo. Gra ta polegała również na tym, by wiedzieć, kiedy zrobić krok w tył, by następnie poczynić dwa do przodu. Gra ta była subtelna, zmieniała się dynamicznie, trzeba było być czujnym i sprytnym. Gra ta była jej nieobca, to przecież jasne, ale coś podpowiadało Diazowi, że jej pewność siebie może okazać się kulą u nogi. To ironia, bo sytuacja wcale nie była taka różna i w jego przypadku. Nie drgnął, gdy podeszła bliżej, bo po prawdzie trochę na to czekał. Obserwował ją po prostu w milczeniu, z dziwnym uśmiechem na twarzy i poczuciem, że albo wygrał los na loterii albo idzie mu spuścić wpierdol. Nic pomiędzy, w końcu był bezczelny i choć może niektórych to pociągało, innym wręcz działało na nerwy. Gdy w końcu się odezwała, dalej milczał. A gdy go dotknęła, spojrzał na nią – zadowolony i mile połechtany. Lubił wyzwania. Dzięki nim czuł, że żyje. - Zdeterminowany albo bardzo głupi. Albo bardzo oczarowany – przyznał wreszcie, nie odsuwając się nawet o milimetr. Spojrzał na nią, zastanawiając się, czy jej nagła chęć dotyku nie bierze się w tego, co kryje w wewnętrznej kieszeni kurtki. - Jeśli takie jest pani wyzwanie, muszę wiedzieć więcej. Chciałbym dowiedzieć się więcej. O Pani. Spotkajmy się o ósmej w „Feeri”. Będę czekał. Codziennie – Chciał ucałować jej dłoń, ale w tej chwili musiał się od niej po prostu odsunąć. Postąpił krok w tył i z tym dziwnym uśmiechem na odchodne po prostu aportował się z Wrzeszczącej Chaty, zostawiając ją sam na sam z myślami.