Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto Wrz 21 2010, 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ciche westchnięcie wydostało się z jego ust, kiedy to przeszedł do ćwiczeń, a te całkiem nieźle wyszły. Przynajmniej ruch różdżką miał w miarę opanowany; zawsze mogło wyjść gorzej, prawda? Jakby nie było, to jednak czarna magia jest przedmiotem, którego uczył się na własną rękę - bez nauczycieli, bez nikogo. Teraz dopiero, po tak niewielkiej ilości czasu, postanowił sięgnąć po czyjąś pomoc; a wiedząc, że Violetta coś potrafi, postanowił zwrócić się właśnie do niej. Zamknąwszy oczy na krótki moment, powtarzał sobie w głowie inkantację Rumpo; z odpowiednim udźwięcznieniem, z odpowiednim akcentowaniem. Mógł sobie tak pomóc, by zachować różdżkę w sposób stabilny - ściśniętą w dłoni, dość kurczowo, ale za to w miarę pewnie i bez większych wahań. No właśnie. To wahania wpływają na magię zakazaną, która śmie opuszczać rdzeń magiczny; jeszcze nie zakupił nowej różdżki, aczkolwiek do nowych wydatków całkiem porządnie się przymierzał. Spojrzenie czekoladowych oczu natomiast utkwiło ponownie na pergaminie, który to stanowił podstawę komunikacji z panną Strauss; odczytując literkę za literką, układając je słowa, a następnie w odpowiednie zdania. Wszystko zdawało się brnąć w dobrym kierunku. — Rumpo. — powiedział, gdy Krukonka wystawiła lewą rękę w jego kierunku, a sam Felinus przyłożył się do zaklęcia. No właśnie, przyłożył, słowo klucz. Może się zagapił, może się nie skupił, bo o ile ruch był dobry, o tyle jednak nic z tego nie wyszło. Żadnego światła, jakoby tylko występująca nicość, spowijająca różdżkę i niepozwalająca jej na wytrącenie z rdzenia ani trochę magii. Powtórzenie, z większą dozą skupienia - zapewne spowodowane to wszystko inkantacją; nie przyniosło żadnych dodatkowych efektów. — Myślę, że bezcelowe ruszanie nadgarstkiem i mówienie nic tu nie da. Gdzie popełniam błąd? — zapytawszy się, skierował brązowe tęczówki w jej stronę, starając się cokolwiek wychwycić z jej twarzy.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Sama również uczyła się czarnej magii głównie na własną rękę. Jedynie przez krótki czas ufała w to, że ojciec może powiedzieć jej coś więcej na ten temat. Była to jednak wiedza teoretyczna. Miała też kilka mniejszych czy większych kontaktów z mroczniejszym nurtem magii ze starszym kuzynem, z którym niestety nie utrzymywała na co dzień zbyt bliskich kontaktów ze względu na dzielącą ich odległość. Z pewnością jednak posiadanie jakiegoś wsparcia w nauce mogło sprawić, że uniknęło się przykrych konsekwencji niewiedzy... Stwierdzając, że w ten sposób będzie jej wygodniej zawiesiła notatnik w powietrzu przy pomocy odpowiedniego zaklęcia, by mimo wszystko mieć wolną jedną rękę i obserwowała starania Felinusa, które krótko mówiąc nie przyniosły żadnego efektu. Kompletnie. Jak do tego doszło, nie wiem. Czarna magia nie dała znaku. Przyglądała się krótko jego staraniom po czym zacisnęła prawą dłoń na jego nadgarstku i przyciągnęła go bliżej siebie tak, że czubek jego różdżki dotykał jej skóry. Zapewne w normalnych okolicznościach by tego nie zrobiła, ale cóż... chwilowo chyba była dużo bardziej garnęła się do dotyku. Następnie zajęła się kolejną wiadomością, którą miała mu do przekazania.
Skup się na jednym punkcie. Możesz go dotknąć różdżką, by było łatwiej. I pamiętaj że bardzo chcesz złamać tę kość.
Miała nadzieję, że przynajmniej tyle wystarczy. Nie bardzo wiedziała, co tkwiło w umyśle Felinusa. Mogła się jedynie domyślać. Silna wola była sukcesem do opanowania czarnej magii. Czasem choćby odrobina wątpliwości mogła decydować o efekcie zaklęcia. Chwilowo ruchy różdżką i wymowa wydawały jej się poprawne więc problemów doszukiwałaby się raczej w skupieniu lub innych niewidocznych czynnikach. Jeśli spróbuje raz jeszcze to będzie mogła ocenić co mogło stanowić dla niego kłopot.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Powinien się skupić, zamiast tego rozmyślał, mimo próby oczyszczenia umysłu. Zaklęcia zakazane były mu dziwnie... znane. Może nie do końca, ale stanowiły coś jakby nieodłącznego; mimo skutków, jakie potrafią przynieść, mimo ran, jakie potrafią zadać, chciał się ich nauczyć. Być może dlatego, bo nie uważał siebie za dziecko, a za osobę odpowiedzialną w pełni za własne czyny i postępowanie. Nawet jeżeli czasami nie ma zamiaru ponosić kary za własne przewinienia, nawet jeżeli bywa arogancki i nieznośny; czuł, że ta wiedza może mu się kiedyś przydać. Czy to do bronienia się, czy to do ataku, gdy zajdzie taka potrzeba. Powoli zbliżały się czasy niepewne, czasy pozbawione bezpieczeństwa - nawet jeśli są w Hogwarcie, to już pojawiają się w nim głosy partii politycznych, do których nie zamierzał w żaden sposób przynależeć. — Jeszcze raz zatem. — powiedział, starając się wydobyć z siebie złość, choć wcale nie było to takie proste. Początkowe zamyślenie, początkowa myśl - ojczym. Ale, przypominając sobie o tym, że gniew musi być nieuzasadniony, a chęć naprawdę ogromna, zdołał zauważyć, że ponownie jego zaklęcie nie przyniosło żadnego rezultatu; najwidoczniej będzie musiał się ponownie postarać. — Daj mi chwilę. — westchnął, spoglądając na dziewczynę, by następnie zamknąć oczy. Wyobraźnia w jego przypadku nie jest spora, ale każdą z emocji trzymał na smyczy. Negatywne, pozytywne, neutralne. Neutralne znajdowały się zawsze między tymi dobrymi a tymi złymi; o wydźwięku pozbawionym jakiejkolwiek subiektywnej oceny. Psy te spoglądały na niego ochoczo, zastanawiając się poniekąd, dlaczego postanowił ich po tak długim czasie odwiedzić. Trącały nosem, zaciekawione, gotowe do opuszczenia własnych łańcuchów i wydostania się na wolność. Biedne, pozbawione swoich praw. Jakby nie było, rzadko kiedy decydował się na tak drastyczny krok; skoro nie mógł się bez powodu zdenerwować, musiał uwolnić to, co trzymał w sobie przez dłuższą chwilę. Cichy dźwięk opadającego metalu, który z widocznym trzaskiem uderzył o ziemię, dotyczył emocji negatywnych. Pies ten, wychudzony i pozbawiony strawy, wyprostował własne, chude kończyny, by następnie wyszczerzyć zęby, spoglądając wzrokiem żądnym krwi. Oblizując pysk, wbijając pazury w ziemię, by następnie rzucić się ofierze do gardła i pożywić się nową strawą. — Rumpo. — zabrzmiało to nietypowo jak na Felinusa, a i jego wzrok wydawał się mieć iskrę czegoś niebezpiecznego; nim się Violetta zdołała jakkolwiek przyzwyczaić do takiej formy studenta, dopełnił się czynów wystarczająco silnych. Złość, nieuzasadniona, zapanowała nad jego umysłem, a rzucone zaklęcie w sposób odpowiedni wykonało polecenie właściciela różdżki. Trzask kości zdawał się odbijać echem... dopóki żadne z nich nie spojrzało na lewą rekę Strauss. Osłabienie, spowodowane wcześniejszym rzuceniem Rumpo, przyczyniło się do ułatwienia rzucenia zaklęcia, ale zaklęcie to posiadało tak potężną moc, napędzaną głównie gniewem, że doszczętnie zmiażdżyło dziewczynie kończynę, wywołując zapewne falę trudnego do opisania bólu. — Durito. — powiedział, rzekł, dając chwilowe znieczulenie, by potem rzucić Surexposition, które wykazało sporo złamań w obrębie lewej kończyny górnej. Bardzo dużo, jakoby kość rozdrobniła się na wiele małych części. — Kurwa mać. — powiedział, powoli przywołując psa do porządku i ponownie przywiązując go do budy, by ten pozostał do dyspozycji w późniejszym czasie; nie było to jednak łatwe. Do umysłu natomiast wpłynęły zaklęcia uzdrawiające, których to zaczął używać w sporych ilościach - różdżka zdawała się natomiast po części nagrzewać. Odpowiednie ustawienie odłamków, Episkey, sprawdzenie, odpowiednie ustawienie odłamków, Episkey. Kość leczył stopniowo, przywracając jej poprzedni stan, aczkolwiek trwało to dość długo; zresztą, nie ma co się dziwić. Dopiero po paru minutach zdołał to wszystko przywrócić do względnego porządku. — Tego się nie spodziewałem. — westchnął.
Kości: 3, 6
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chciała mu naprawdę pomóc. Nie sądziła tylko, że będzie to dla niej tak fatalne w skutkach. Zupełnie nie spodziewała się tego, że w zasadzie w ułamku sekundy Felinus przejdzie z 0 do setki i włoży wszystko, co posiadał w rzucenie zaklęcia, które zadziałało zupełnie mocniej niż powinno. Gdyby tylko mogła to krzyknęłaby. Nieraz przeżywała już złamania kości. Sama nawet je sobie serwowała w ramach nauki magii leczniczej, ale to było coś zupełnie innego. Miała wrażenie, że kość niemal jej eksplodowała w ciele. Chyba nigdy nie będzie w stanie zapomnieć tego szczęku, chrzęstu, trzasku... jakkolwiek mogłaby to nazwać. Fala bólu zalała ją momentalnie. Miała wrażenie jakby zmiękły jej kolana. I choć nie był to dobry pomysł to spojrzała na swoją lewą rękę, która wyglądała... okropnie. Żołądek ścisnęły jej mdłości. Lowell starał się ją ratować przy pomocy Duritio, ale szczerze powiedziawszy... nie sądziła, by którekolwiek ze znanych mu zaklęć potrafiło uśmierzyć jej ból. Nawet jeśli nie całkowicie to w znacznym stopniu. Jebana czarna magia... Zacisnęła prawą dłoń w pięść i zagryzała kostki palców, czując jak Felinus pracował nad tym, by przestawić odłamki kości w odpowiednie miejsca i zaleczyć dokonane obrażenia. Gardło zaciskało się samo zupełnie jakby chciało wydobyć z siebie krzyk choć nie było do tego zdolne. I choć zawsze starała się go tłumić, gdy tylko cisnął jej się na usta w podobnych chwilach tak teraz nie musiała się o to starać. Musiała jedynie starać się trzymać w miarę zaciśniętą szczękę. Minuty spędzane na układaniu kości ciągnęły jej się w nieskończoność. Ból wciąż był obecny. Przeszywał ją choć miała wrażenie, że z każdą chwilą przyzwyczaja się do niego coraz bardziej. Dopiero, gdy Puchon skończył zajmować się jej ręką sięgnęła po pióro. Drżącą dłonią wypisała kilka słów.
Jeszcze raz. Panuj nad sobą lepiej. Precyzja. A nie jebiesz wszystkim co masz.
Oby tylko tego nie żałowała...
Rzuty:
1, 2 – Kość nie jest w pełni złamana, ale udało ci się sprawić, że pękła. Jeszcze trochę i ci się uda! 3, 4 – widać, że radzisz sobie doskonale z zaklęciami. Kość pęka bez większego oporu, poddając się twojej woli. Teraz trzeba ją nastawić i zrosnąć. 5, 6 – to miało być łamanie kości, a nie miażdżenie… Zdecydowanie masz złe intencje, a Krukonka musi poradzić sobie z okropnym bólem i bardziej skomplikowanym naprawianiem urazu.
Dodatkowo rzut k100: 1-40 – poprzednio rzucone Rumpo oraz długa seria zaklęć leczniczych sprawiła, że aktualnie nie jesteś w stanie osiągnąć aż tak silnego efektu zaklęcia. (-1 na k6) 41-85 – poprzedni incydent nie ma na ciebie żadnego znaczenia (brak efektu) 86-100 – wciąż zdajesz się napompowany dziwną energią przez, co twoje zaklęcie wciąż jest bardzo silne (+1 na k6)
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Najwidoczniej pomoc w tej kwestii, podejście altruistyczne, poddawanie się torturom, by drugi człowiek mógł w pełni korzystać z czarnej magii, będzie kosztowało dziewczynę bardzo wiele cierpienia. Być może nawet i za wiele, zważywszy uwagę, jaką obecnie siłę magiczną wyzwalał z siebie student, kiedy to świst powietrza zagłuszyło tylko i wyłącznie miażdżenie kości. Nie łamanie, a miażdżenie - przepełnione bólem, którego nie mogla wydobyć z siebie Violetta, zważywszy uwagę na brak jakichkolwiek strun głosowych. Być może to dobrze, bo przynajmniej nie będzie zwracała uwagi na innych, niemniej jednak długie składanie tego cholerstwa naprawdę zdawało się być niekorzystne, nawet dla samej Krukonki, która podstawiała lewą rękę, jakoby nie stanowiło to dla niej większego problemu. A psy, mimo że przywrócone w pełni do swojego składu, zdawały się oddziaływać na podejście psychiczne do tego wszystkiego. Trzask kości, mimo że był tragiczny w skutkach, nie stanowił dla Faolana żadnego większego problemu. Owszem, nie zamierzał sprawiać aż takiego cierpienia, ale za to, jak to przystało na kandydata na uzdrowiciela, przeszedł szybko do składania panny Strauss i przywrócenia jej w pełni do poprzedniego stanu, choć wiedział, że zaklęcia czarnomagiczne nie są zbyt łatwe do uleczenia. Nie bez powodu cały zabieg trwał dość długo, zważywszy uwagę na konieczność przestawiania każdego kawałka na swoje miejsce i łączenia go z głównymi kośćmi za pomocą Episkey. A w swych działaniach, nawet jeżeli był szybki i bez myślenia rzucał kolejne uzdrowicielskie zaklęcia, musiał uważać i musiał poświęcić im sporo czasu - chyba, że dziewczyna z Domu Kruka ma zamiar chodzić z jeszcze bardziej rozpierdzieloną ręką, niż ją wcześniej miała. — Aż tak silnego działania nie spodziewałem się u siebie. — mruknąwszy, skupił się na różdżce, odczekując parę chwil, aż rdzeń w pełni się uspokoi, choć wcale nie było to takie proste. Drewniany patyczek miał swoje lata i po części nie wyrabiał już z niektórymi czarami, a teraz był zapoznawany z dziedzinami magii zakazanej; zresztą, już wcześniej miał z nią do czynienia. Ale nie w takim stopniu, by dosłownie miażdżyć kończyny. Gniew, który miał w sobie, starał się wyzwalać wyjątkowo powoli, aczkolwiek najwidoczniej nawet jego drobna dawka miała skutki tragiczne. Pomyślał ponownie, ale starał się nie nakręcać; psów natomiast z łańcuchów nie spuszczał, wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem. Nienawiść jednak, jaką dzierżył, zadziałała ponownie; o ile nie chciał rąbnąć wszystkim, co miał, o tyle... — Rumpo. — podobny dźwięk trzasku kości, zdający się działać na wiele obszarów, spowodował falę bólu u dziewczyny, zapewne podobnego do wcześniejszego. Stanowczość, pewność oraz skupienie się na punkcie kompletnie nie zadziałały; zakazana magia zdawała się wiedzieć, z jakich obszarów umysłu ma korzystać, by się wzbogacić na sile. — Kurwa, ponownie. — odchrząknął, przechodząc do tego samego zestawu czynności, na początku znieczulając tym razem podwójnie rękę, ażeby jakikolwiek skutek to odniosło. Surexposition, Locus, Episkey. Powtarzane w kółko, do ostatniego kawałka, wzbogacone na tkanki za pomocą Vulnera Arcuatum, które posiadało zdolność do szybszego leczenia obrażeń czarnomagicznych.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Miała naprawdę wysoki próg bólu, ale nie wystarczająco. Zresztą chyba każdy by się złamał (hehe) jakby właśnie coś totalnie rozjebało mu kość w ręce. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek czuła coś aż tak intensywnego. Choć z drugiej strony może po prostu jej umysł chwilowo przyćmił podobne wspomnienia obecnym widmem bólu. Nieważne. Najważniejsze, że chyba zbliżali się do upragnionego efektu. Podziwiała przez cały czas to jak Felinus pierdolił się z układaniem kości ponownie w spójną całość, poruszając przy tym tułowiem jakby miała jakąś niewydarzoną chorobę sierocą lub była jebanym delfinem kołyszącym się na grzbietach fal. Musiała jakoś odreagować to wszystko. Tym bardziej, że żaden śpiewny ćwierk bólu czy inne cholerstwo nie chciało opuścić jej gardła choć bardzo tego chciała. Jakiś zwierzęcy ryk byłby w tej chwili bardzo na miejscu. Jej ręka na powrót była sprawna. Ignorując ból przeszywający dłoń poruszyła nią kilka razy i skinęła krótko Lowellowi głową w podziękowaniu. Wszystko po to, by zaraz znowu rozjebał efekty swojej pracy. Kości nie były osłabione przez co rozbiły się teraz nieco słabiej... Choć wciąż było to całkiem poważne zmiażdżenie kości. Niewiele myśląc trąciła głową Puchona prosto w klatkę piersiową, bo lewą rękę miała niepełnosprytną, a poza tym... jakiś dziwny zwierzęcy instynkt kazał jej to zrobić nawet jeśli nie miałaby jednej górnej kończyny strzaskanej, a w drugiej nie trzymała pióra, którym bardzo drżącą ręką nabazgrała jedynie.
CO. Z TOBĄ. DO CHUJA.
Krótka i jakże wymowna wiadomość. Na chuj drążyć temat skoro napisała już wszystko co chciała. Proces restauracji kości przebiegł jak można się tego spodziewać pomyślnie, a ona sama mogła ponownie wrócić do strofowania chłopaka czy też raczej dawania mu wskazówek.
Coś jest nie tak. Jakbyś nie panował nad magią. Spróbuj zapomnieć, że to CM. Nie triggeruj się. Myśl o tym jak o zaklęciu leczniczym
Może to zadziała? W końcu nie każde zaklęcie czarnomagiczne musiało opierać się na czystym sadyzmie i nienawiści. Czasem trzeba było jedynie oczyścić umysł i skupić się wyjątkowo na tym jaki efekt chciało się osiągnąć. Siła woli, a nie jakieś jebane emocje. Tego się uczyła przez cały czas choć jak widać nie zawsze jej to wychodziło.
Kości:
1-20 - chyba naprawdę wyczerpała ci się moc przez te szaleństwa (-2 do k6) 21-40 - czyżby lekkie zmęczenie po długich procesach magicznych? (-1 do k6) 41-60 - rzucane wcześniej zaklęcia nie mają dla ciebie większego znaczenia (brak zmian) 61-80 - wciąż jesteś nieco nabuzowany (+1 do k6) 81-100 - co jest dzisiaj z tobą i tą agresywną magią?! (+2 do k6)
1, 2 – Kość nie jest w pełni złamana, ale udało ci się sprawić, że pękła. Jeszcze trochę i ci się uda! 3, 4 – widać, że radzisz sobie doskonale z zaklęciami. Kość pęka bez większego oporu, poddając się twojej woli. Teraz trzeba ją nastawić i zrosnąć. 5, 6 – to miało być łamanie kości, a nie miażdżenie… Zdecydowanie masz złe intencje, a Krukonka musi poradzić sobie z okropnym bólem i bardziej skomplikowanym naprawianiem urazu.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Felinus również posiadał spory próg bólu, niemniej jednak, gdyby to właśnie on zmagał się z takimi obrażeniami, nie powstrzymałby się od krzyku, jakoby wyrażającego niezadowolenie układu nerwowego. Mógł bawić się, mógł testować to zaklęcie na sobie, niemniej jednak teraz czuł dziwną satysfakcję, że to właśnie dziewczyna obrywała; jakoby poniekąd próbując chronić własne cztery litery przed sobą. Niemniej jednak, pomijając to, że kość rozpierdzielił na bardzo małe kawałki, dość sprawnie przeszedł do jej naprawiania, byleby przywrócić pełną sprawność i gotowość do kolejnego psucia; jakby nie było, zaklęcie to było dość przydatne, prawda? Niemniej jednak, ku własnemu niezadowoleniu, ponownie przyczynił się do dość poważnego urazu, który musiał potem ponownie naprawiać. Był nawet aż tak pochłonięty, że kiedy Violetta trąciła go głową, nie zwrócił na to uwagi, choć ona mogła poczuć na własnej skórze, jak wychudzony jest Puchon. Jakby nie było, to przecież właśnie uderzyła głównie mostek, prawda? Bezpośrednie zetknięcie ze złą, okrutną rzeczywistością; jeżeli Strauss myślała, że ta czynność będzie bezbolesna, to się dość porządnie myliła. — Sam chciałbym wiedzieć. — tylko wzruszył ramionami, bo co innego miał do zrobienia? Najwidoczniej magia, która w nim płynęła, szukała ujścia w nienawiści, dlatego Rumpo mu całkiem nieźle wychodziło, chociaż ewidentnie zbyt potężnie. Musiał się skupić bardziej, musiał przestać myśleć o wszystkich sprawach, które stanowiły niezamknięte rozdziały historii życia. — Oby to tym razem zadziałało, bo ta różdżka już praktycznie do niczego cięższego się nie nadaje. — spojrzał na swój drewniany patyczek z rdzeniem magicznym, który prawdopodobnie, wraz z biegiem lat, po prostu stracił na swoich wartościach czarodziejskich. Ciche westchnięcie, zastosowanie się do rady, jakoby miał do czynienia z zaklęciem uzdrowicielskim - Violetta wiedziała, z czego szło mu po prostu dobrze, ale nie ma co się dziwić - by następnie obserwować efekty własnych działań. — Rumpo. — czuł, że dziwna nienawiść nadal krąży po jego ciele, aczkolwiek osłabiona na tyle poprzez zmagania ze sztukami zakazanymi, że ostatecznie zaklęcie wydostało z siebie to, co było potrzebne - jedno złamanie kości. A nie jej zmiażdżenie. — Wreszcie. — powiedział, kiedy to zaczął naprawiać kość Strauss w szybszy sposób i tym samym poddając się w pełni przez krótką chwilę własnemu zaciszu uzdrowicielskiemu. Powolna naprawa tkanki zdawała się trwać tylko i wyłącznie parę minut, kiedy to wydobywał magię z różdżki, która zdawała się mieć wyjątkową podatność na przeciążenia, by następnie wyprostować się i tym samym spojrzeć w stronę Krukonki. — Tyle z Rumpo? Jeżeli tak, to co ćwiczymy jako następne? — zapytawszy się, zachowywał jednak szczególną ostrożność.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie spodziewała się tego po nim. No, ale powinna być przygotowana na to, że coś może pójść zdecydowanie nie po jej myśli. Mogła jedynie znosić w milczeniu to wszystko, zastanawiając się kiedy też ją pojebało na tyle, by wypróbowywała na sobie czarną magię. Zdecydowanie coś było z nią nie tak. Ból był nieznośny, ale starała się na nim nie skupiać, co oczywiście nie było łatwym zadaniem. Całe szczęście, że Lowell był uzdolnionym medykiem. Inaczej miałaby po prostu przejebane. Może powinni się zapisać na jakieś sesje u pieprzonego magipsychologa, który nauczyłby ich jak panować nad swoją magią i nie sprawiać, by krzywdziła innych bardziej niż powinna. Oby różdżka Felinusa płatała podobne figle jedynie, gdy igrała z czarną magią, bo inaczej mogło być naprawdę... kiepsko. Mówi się, że do trzech razy sztuka. I oto proszę podejście numer trzy. Była już gotowa na kolejną falę nieopisanego bólu, ale zamiast tego... nadszedł, ale w dużo mniejszej dawce. Można by rzec nawet normalnej. Przynajmniej w jej mniemaniu, bo jednak złamania były czymś, co się zdarzało. I to dość często w przypadku zawodników Quidditcha. I nawet jeśli faktycznie mogli przećwiczyć jeszcze raz Rumpo, by upewnić się czy nie był to aby jedynie chwilowy sukces tak... Raczej nie miała na to większej ochoty. Dlatego też sięgnęła po swój notatnik i zaczęła wypisywać kolejne instrukcje.
Chyba skończymy na dziś. Pamiętaj, że czarna magia jest zdradliwa. Musisz panować nad emocjami i uwalnianą ilością energii. Inaczej nie będziesz nad nią panować i skończy się to marnie.
Tyle od niej słowem zakończenia nim w końcu zdecydowała się na to, by zakończyć te krótkie zajęcia i razem z Felinusem opuścić wrzeszczącą chatę.
z|t x2
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Po ostatnich komplikacjach związanych z nauką Rumpo postanowiła zrobić pewną przerwę przed przejściem z Felinusem do kolejnych zagadnień związanych z używaniem czarnej magii. Dodatkowo rozplanowała uważnie naukę dwóch pozostałych zaklęć, które go interesowały. Po raz kolejny spotkali się we Wrzeszczącej Chacie. Tym razem jednak to Krukonka czekała na Lowella i bez zbędnego wstępu przeszła do tłumaczenia mu działania konkretnego zaklęcia, używając Vox Suppono na wcześniej sporządzonej krótkiej notatce, która została odczytana głośno przez magiczny głos.
Fervere Dolor. Nie jest tak trudne. Pomyśl trochę jakbyś chciał uzyskać efekt Incedio bez rozpalania ognia. Nie wiem jak inaczej ci to chwilowo inaczej wytłumaczyć. Pokażę ci odpowiedni ruch różdżką i spróbuj samodzielnie
Bez zbędnego bawienia się w przedszkole i powtarzanko. Akurat to zaklęcie nie mogło mieć aż takich złych skutków ubocznych. Powoli pokazała Felinusowi odpowiedni ruch, który należało wykonać, rzucając zaklęcie, powtarzając go kilkukrotnie, by ten mógł go sobie utrwalić, a następnie przystąpić do próby rzucenia go.
post 1
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Z każdym z nich było coś nie tak. Felinus, niepanujący nad swoją magią, niepotrafiący jej wyważyć w odpowiedni sposób aż dwa razy oraz Violetta, która pozwalała poddawać się działaniu sztuk zakazanych. Naprawdę był jej za to wdzięczny, niemniej jednak wiedział, że ten ból wcześniej, na poprzednim spotkaniu, jaki u niej wywołał, zapewne był na tyle okropny, że aż nieznośny i trudny do wytrzymania, otrzymujący największą ilość punktów w skali bólowej. Był niczym ogień - powodujący ból, trudny do ugaszenia, gdy się rozprzestrzeni, a do tego niezwykle wymagający, choć pożywiłby się dosłownie wszystkim, co dałaby mu na warsztat panna Strauss. Czy był normalny? Nie. Już stracił część własnego ja, gdy zdawał się poniekąd uczyć właśnie czarnej magii; a pomyśleć, że prosty wypad z Maxime do Działu Ksiąg Zakazanych mógł się tak nie skończyć; mógł być nadal tym cichym, nierzucającym się w oczy Puchonem, poniekąd sprawiedliwym, poniekąd praworządnym. Dobre sobie. Szukając miejsca dla siebie w tym świecie, to właśnie dwie kompletnie przeciwne dziedziny magii zdawały się napełniać jego umysł oraz duszę - uzdrawianie oraz czarna magia. Z nimi nie miał większych problemów, choć zaklęcia użytkowe i obronne / ofensywne z zakresu tej białej zdawały się stanowić dla niego nie lada wyzwanie. Zastanawiające, jak dziwne posiadał obecnie predyspozycje Felinus, które zdawały się być nielogiczne i kompletnie pozbawione sensu. Nie wiedział jeszcze zbyt wielu rzeczy. — Dobrze zatem. — odsunął kawałek pergaminu od siebie, obserwując ruch różdżką wydobywający się z nadgarstka samej Krukonki; sam próbował go na początku naśladować, niemniej jednak dość szybko przeszedł do działań i tym samym skupił się na prawidłowej inkantacji, by następnie móc obserwować efekty własnych działań. Spokój, koncentracja, oczyszczenie umysłu ze zbędnych myśli, będące podstawą klucza do otworzenia furtki, nad którą głowił się przez dłuższy czas, a następnie dwa słowa, wydostające się beznamiętnie z jego ust. — Fervere Dolor. — błysk wydostał się z końca drewnianego patyczka, gdy ruch nadgarstkiem wywołał określony przepływ magii w rdzeniu, a sama Violetta mogła poczuć na własnej skórze, jak jest jej gorąco.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jeśli miałaby ocenić ten ból w skali od 1 do 10 z pewnością nie dałaby mu pełnej dziesiątki. Tę chciała zachować na ból o wiele gorszy, coś bardziej okropnego niż trzaskanie kości. Być może zarezerwowany był na Cruciatusa jeśli tylko pozwoliłaby komuś na to, by go na niej użył. Tego jeszcze nie wiedziała. Z pewnością jednak pomimo tego, że trudno było jej znieść odczuwany ból wciąż uważała, że nie był on taki najgorszy. Czy była masochistką? Całkiem możliwe. Jednak chwilowo wolała skupiać się na tym, że miała do wykonania pewną robotę. Felinus po raz kolejny skupił się na tym, by powtórzyć w miarę poprawnie wykonywane przez nią ruchy różdżką. Szło mu całkiem dobrze. Próby do których przystąpił dały całkiem dobry efekt. Co prawda nie czuła się jakby właśnie płonęła żywcem, ale raczej jakby stała przy wielkim ognisku na nocy celtyckiej, które było zdecydowanie za blisko. Tym razem przy pomocy różdżki odesłała notatnik gdzieś na bok, stwierdzając,że równie dobrze może aktualnie skorzystać ze Scribo i wypisywać różdżką odpowiednie napisy.
Było dobrze. Włóż w to tylko nieco więcej mocy.
Miała nadzieję, że nauka Lowella czarnej magii nie odbije się w znaczący sposób na jej zdrowiu. Co prawda zaklęcie, którego go chwilowo uczyła nie było groźne, ale zawsze w trakcie nauki coś mogło pójść nie tak.
post 2
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Spokój, opanowanie, koncentracja. Czy rzeczy, na których musiał się skupić, kiedy to ruch nadgarstkiem był po prostu prawidłowy. Spokój, by Violetta nie spłonęła żywcem, opanowanie, by nie utracić koncentracji; koncentracja, by nie przerwać przez przypadek rzucanego zaklęcia, które być może nie powodowało u panny Strauss uczucia płonięcia żywcem, niemniej jednak było wystarczająco silne, by Krukonka stwierdziła, że stoi za blisko ogniska; ciepło pozostawało w jej odczuciu, nie rozprzestrzeniając się na otoczenie. Mógł być z siebie częściowo dumny. Zacisnął palce mocniej na rozgrzanej różdżce, czując, jak ciepło rdzenia delikatnie piecze jego skórę. Wreszcie mu coś wychodziło w taki sposób, w jaki chciał, by wychodziło - pozbawione większych błędów, przepełnione przede wszystkim uczuciem słodkiego zwycięstwa. Kiedy przerwał zaklęcie, mimowolnie wsadził jedną dłoń do kieszeni, czując, że wszystko idzie wedle jego myśli; oby tylko się z tym w żaden sposób nie przeliczył. Przeczytawszy słowa, które wypisała mu za pomocą różdżki studentka, postanowił jeszcze raz rzucić zaklęcie, tylko tym razem bardziej pozwalając na to, by demony przeszły i skuteczne zaraziły swoją nienawiścią czarnomagiczny czar. Ciche westchnięcie, pogłaskanie psa znajdującego się wewnątrz jego umysłu i przejście do czynności praktycznych. Dłoń zacisnęła się na drewnie, a nadgarstek wykonał odpowiedni ruch. — Fervere Dolor. — wypowiedział, lecz ze skuteczniejszym, bardziej odczuwalnym dla dziewczyny skutkiem.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Już przez to przechodziła. Loulou rzuciła na nią to zaklęcia kilkukrotnie, a Strauss odwdzięczyła jej się tym samym. Wtedy jeszcze nawet nie podejrzewała tego, że będzie miała okazję do tego, by uczyć częściej innych zakazanej magii, na której działanie również samoistnie się wystawiała. Zupełnie jakby mało jej było bólu i kłopotów. Felinus skupił się po raz kolejny, a ona przygotowała się na kolejną dawkę bólu, która spłynęła do niej niemal ognistym potokiem. Czuła jakby została rzucona żywcem do ognia. Nie miała wątpliwości, co do tego, że zaklęcie tym razem zadziałało poprawnie, bo miała ochotę zacząć się wić i niemal błagać o to, by to wszystko się skończyło. Wrażenie, że za chwilę skóra odejdzie jej od kości zlizana przez gorące płomienie było naprawdę silne. Mimo wszystko starała się zacisnąć zęby i wytrzymać to wszystko. Tylko po to, by móc poinformować Puchona o jego sukcesie dzięki kilku słowom wypisanym w powietrzu.
Dobrze. Tym razem poszło ci naprawdę dobrze. To teraz przejdźmy do Sectumsempry aka Dojebanego Diffindo. Podobnie jak w przy Rumpo skup się bardziej na konkretnym miejscu jego działania.
Zaraz jednak przeszła do prezentacji odpowiednich ruchów różdżki, prezentując je tym samym Felinusowi i mając nadzieję, że chłopak powtórzy je bezbłędnie.
post 3
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czy dobrze robili, testując na sobie zaklęcia, kiedy to musiał improwizować, wszak rzadko kiedy miał do czynienia z obrażeniami czarnomagicznymi? Ciche westchnięcie przeszyło jego umysł. Zaglądanie do każdego z pokoi potrafiło być z czasem nużące; niemniej jednak szukał tego jednego, jedynego wspomnienia. Kroki skierował do miejsca, gdzie powinny zniknąć rzeczy niechciane, aczkolwiek z pewnego powodu wcale z nich nie rezygnował. Włosy delikatnie opadały mu na oczy, gdy otworzył do nich drzwi; włożywszy klucz do odpowiedniego zamka, przekręcił go równie skutecznie i spojrzenie tęczówek o barwie czekoladowej zawisło na tym jednym. Maxime LaVey. Sytuacja w Dziale Ksiąg Zakazanych, kiedy ta go wyrwała w objęcia mroku, kiedy ta - zdawać by się można było - ściągnęła go nieświadomie na złą drogę. ...Więc korzystaj z okazji. Zmień swoje życie na lepsze, albo zniszcz je komuś... Wszystko nam wolno. Moc, która objawiła się wraz z zabraniem książki, była potężna. Być może czuł wdzięczność do niej, niemniej jednak czuł, że jeżeli nie będzie potrafił wyrobić odpowiednich hamulców, to wszystko źle się dla niego skończy. Kiedyś był bardziej uległy zasadom - nawet nie zauważył, jak szybko zmieniło się jego podejście - jakoby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w związku z czym szukał luk. Szukał wszelkich możliwości zyskania dodatkowych profitów. Wychodzenia ze wszystkiego w sposób jak najlepszy, pozbawiony ran; nawet jeżeli mu to nie szło za dobrze w ostatnim czasie. — Działa też na materię nieożywioną? — zapytawszy się, uniósł kącik ust delikatnie do góry, jakby we własnym, niewielkim, drobnym wręcz uśmiechu. Spokój emanujący z jego tęczówek dawał jasno do zrozumienia, że jego gorsze emocje, że jego gorsza strona - że jego psy zostały w pewnym stopniu uciszone. Niemniej jednak ruch dłonią był powolny, co w sumie zauważył sam w sobie. Nie powinien zwracać uwagi tak szczególnej na każdy, nawet najmniejszy krok. Musiał się skupić, a porozumiewawczo skinął głową, by ta nie musiała niczego skrobać; wiedział doskonale, gdzie co poprawić, a kiedy obydwoje uznali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, przeszedł do głównego problemu. — Na kim testujemy? W sumie, wyjebane mam, rzuć na mnie. — powiedział, podwijając nogawkę tej nogi, która oberwała na wakacjach dodatkowymi bliznami. I wskazał miejsce.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Patrząc na kompetencje Felinusa jako medyka to nie miała wątpliwości, że o ile magia nie wymknie im się spod kontroli do tego stopnia, że uzyskają zaklęcie uśmiercające na miejscu to raczej sobie jakoś poradzą. Zresztą sama też się nieco na tym znała. Magomedykiem nie była, ale jeśli chodziło o zasklepianie ran to z pewnością sobie z tym poradzi. Usłyszawszy pytanie Puchona odnośnie tego czy zaklęcie mogłoby zadziałać na nieożywiona materię. Musiała chwilę się zastanowić. Zwykle kiedy miała zapotrzebowanie na podobne zaklęcie to używała po prostu Diffindo, bo tak było prościej. Nie będzie w końcu stosowała czarnej magii do podobnych niuansów. W zasadzie w ogóle nie chciała jej używać, ale były sytuacje gdzie po prostu nie widziała innego wyjścia. Myślę, że mogłoby zadziałać. Chociaż nigdy go używałam go w ten sposób. Tak, bo jak już używała tego zaklęcia to w sytuacjach naprawdę bardzo złych jak ta w Luizjanie, gdzie po prostu chciała zrobić komuś krzywdę. Poza tym raczej nie było lepszych okoliczności, by wykorzystać posiadaną wiedzę w praktyce. Spojrzała na nogę chłopaka i westchnąwszy cicho, zebrała się na rzucenie zaklęcie, na które w tej chwili nie miała kompletnie ochoty. Mimo wszystko demonstracja jakaś Puchonowi się należała także Strauss wykonawszy odpowiedni ruch różdżką, posłała dosyć słabą Sectumsemprę w stronę obnażonej Łydki (podro dla Gombrowicza). Skóra została niemal natychmiast rozcięta w kilku miejscach lecz nie były to zbyt głębokie rany, które Strauss potraktowała kilkoma zaklęciami leczącymi chcąc je zasklepić krótko po ich powstaniu.
Mniej więcej tak to wygląda. Możemy spróbować rzucić je na jakiś element nieożywiony i sprawdzić co wyjdzie jeśli chcesz.
post 4
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czarna magia nie była dla niego niezrozumiała - wręcz przeciwnie, starał się zrozumieć jej naturę i tym samym bardziej korzystać z tego, co ma do zaoferowania. Może jest uznawana za przedmiot trędowatych, może nie należy do czegoś poprawnego pod względem moralnych, niemniej jednak jej znajomość mogłaby kiedyś uratować mu życie. Nie bez powodu zatem dążył do pewnego rodzaju przyswojenia wiedzy na jej temat, ucząc się coraz to kolejnych zaklęć. Jeżeli zostanie postawiony w sytuacji zagrożenia, jeżeli ktokolwiek będzie chciał mu zagrozić, pod rygorem utraty zdrowia lub życia, on będzie w stanie mógł się wybronić i tym samym przeżyć. W sytuacjach kryzysowych nie liczą się metody, a bardziej skutek za pomocą nich odniesiony. Umysł ludzki schodzi do korzeni, do pewnego jądra, z którego wydobywają się wszelkie nieszczęścia i pierwotne instynkty. On nie zamierzał im się poddawać, aczkolwiek, gdyby znalazł się w sytuacji, w której jego życie mogłoby zostać odebrane w krótkiej chwili, raczej nie myślałby o tym, za pomocą czego się bronić. Wystarczyłby nawet nóż. — Zastanawiające. — mruknął cicho, podnosząc wzrok na Krukonkę. Jeżeli Sectumsempra działała na materię nieożywioną, to czasami mogłaby się stać bardziej niezastąpiona niż prostsze Diffindo. Niemniej jednak, zamiast o tym rozmyślać, skupił się głównie na tym, by obserwować poczynania panny Strauss, która zgodziła się na wykorzystanie jego nogi do testów; naturalny ruch różdżką, ale bez większych rezultatów. Ból, poprzez rozcięte tkanki, nie był zbyt duży, zważywszy uwagę na odporność na sygnały wysyłane przez nerwy, niemniej jednak dość szybko również rany zniknęły, kiedy Violetta rzuciła zaklęcia uzdrawiające. Pozostały tylko kolejne blizny, tym razem na bliznach - małe, ledwo co zauważalne. — Sprawdźmy zatem. — powiedziawszy, chwycił za własną różdżkę i skupił się odpowiednio, wyzwalając poniekąd swoje demony; głównym celem stał się natomiast prosty, stary stół, który najwidoczniej czekał na koniec marnego żywota.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chyba oboje byli w podobnej sytuacji. Ona również starała się zrozumieć naturę tej magii, która z początku była dla niej tajemnicą, ale z czasem zaczęła pojmować w czym rzecz. Czasem jednak zastanawiała się czy może nie pochłonie jej to za bardzo. W końcu mowa była o potężnej magii, która mogła w pewien sposób odbić się na człowieku im częściej jej używał. Nie zamierzała robić tego lekkomyślnie. Może były to pierwotne instynkty albo wyrachowany racjonalizm, który stwierdzał, że to będzie najlepsze wyjście, z którego należy skorzystać. Ją najczęściej obchodził efekt, a nie zawsze to w jaki sposób został on osiągnięty. Choć to oczywiście zależało głównie od tego jaki był jej cel od samego początku. Przyglądała się uważnie chłopakowi, gdy ten starał się rzucić Sectumsemprę na stół, a ten okazał się... niezwykle wytrzymały lub po prostu Felinus zrobił coś nie tak, że zamiast rozjebać stół pociął sobie rękę. Strauss po raz kolejny musiała interweniować i zasklepić rany, które się na niej pojawiły najlepiej jak tylko mogła. Cóż to było totalne fiasko. Coś poszło nie tak... Daj mi spróbować. Nie sądzę, żeby ten stolik był odporny na zaklęcia W końcu to był zwykły stary mebel. Strauss spojrzała w jego kierunku i odetchnąwszy głęboko wycelowała w niego różdżką, wykonując odpowiedni ruch. I... porażka Lowella chyba za bardzo na nią wpłynęła, bo włożyła zdecydowanie zbyt wiele mocy w zaklęcie niż powinna, przekonana, że inaczej mogłaby odnieść efekt podobny do tego, który udało się uzyskać Puchonowi. Jakże się myliła... Zaklęcie zadziałało. I to o wiele za mocno. Stół poszedł w drzazgi, podłoga rozwarła się jakby stanowiła zejście do czeluści piekielnych, a i ściana ucierpiała straszliwie w tym starciu... No cóż... Cóż... jednak działa na przedmioty, ale trzeba uważać. Jeszcze raz. Szkody wyrządzone, ale trzeba było pracować dalej!
post 5
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Natura czarnej magii może być jednak złudna - kusząca, niczym dłonie składające się z uczciwości i miłości, ale gdy oczy spojrzą na zwierciadło rzeczywistości, zobaczą, po dłuższym spoglądaniu, zniszczenie ludzkiej duszy. Szukanie siebie w tym wszystkim, szukanie winnych poprzez zagubienie w sztukach zakazanych, może być wyjątkowo wadliwym działaniem. Niestety - im więcej podobieństw do ludzkiego charakteru przejawia dana dziedzina, tym staje się sercu po prostu bliższa. Nie bez powodu potrafi spaczyć kręgosłup moralnych tych osób, które nie potrafią stawiać granic, będąc jednocześnie asertywnymi; wiedział o tym doskonale. Nie bez powodu powoli oraz z umiarem chłonął odpowiednie cząstki, by tym samym odrodzić je w jedną, subtelną całość. Nie zamierzając wykonywać żadnych złych czynności, mających na zamiarze szkodzić drugiej osoby, liczył na walory awaryjne czarnej magii; że ta uratuje go, gdy podstawowe zaklęcia nie odniosą żadnego skutku, a ciało znajdzie się w uścisku nadchodzącej powoli Śmierci. Brak kontroli nad emocjami, pod kopułą czaszki, gdy szukał siebie poza sobą, przyczyniły się tak naprawdę do rozlania z żył krwi; tkanki subtelnie pokryły się licznymi zacięciami, które Lowell, wraz z Violettą, począł leczyć. Czarnomagiczne obrażenia były jednak wyjątkowo perfidne; szkarłatna posoka co chwilę wydostawała się z pokaleczonej kończyny, dlatego skupił się na tym wszystkim jeszcze bardziej, powoli przywracając, z pomocą panny Strauss, sprawność. Charakterystyczne blizny okryły jego kończynę, przyczyniając się do zebrania kolejnego artefaktu w postaci śladów. Nie bał się tego. Miał już tyle pamiątek, że nie zwracał na nie większej uwagi. — Nieźle. — odpowiedział, spoglądając na szkody wyrządzone przez Strauss. Rzucona Sectumsempra wydawała się mieć wyjątkową siłę w jej dłoniach; nie bez powodu uśmiechnął się pod nosem, spojrzenie ciemnych oczu przenosząc na porozciachany do drzazg stół oraz dziurę w podłodze. Nie podejrzewał jednak, by w jego przypadku udało się coś takiego osiągnąć, dlatego na początku zacisnął palce mocniej na różdżce, muskając ją ostrożnie własnym kciukiem. Nie chciał ponownego rykoszetu, dlatego skupił się, zastanawiając nad dokładnym przepływem magii. Wyzwalając pierwszego wilczura, nie spodziewał się takiego samego efektu. — Sectumsempra. — prawidłowy ruch nadgarstkiem, jak i błysk w oku mogły utwierdzić Krukonkę w jednym; Puchon, mimo przynależności do domu Helgii Hufflepuff, tak naprawdę dzierży w sobie potencjał z tej dziedziny. Kolejny mebel, tym razem krzesło, przemienił się w rozerwane drewniane części, a w podłodze pojawiła się równie imponująca dziura, będąca jakoby przejściem do świata, gdzie Lucyfer stoi przy bramie i skutecznie pilnuje przed niepowołanym dostępem. Na twarzy Lowella pojawił się widoczny uśmiech, chociaż nie był on pozytywny, a bardziej... neutralny. — Tym razem się udało. Wyjątkowo. — spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym, czy nie powinien jeszcze raz rzucić.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Osoba, która nigdy nie spróbowała chociaż się zbliżyć do czarnej magii nie miała pojęcia jaki ona miała wpływ na ludzi. Violetta wiedziała to sama po sobie. Z początku nie rozumiała do końca ostrzeżeń, które całe lata temu dała jej babka, sędzia Wizengamotu, która widziała w swojej karierze niejednego czarnoksiężnika spaczonego przez czarnomagiczne praktyki. I choć faktycznie przez długi czas unikała tej sztuki tak w pewnym momencie ciekawość wzięła górę i sprawiła, że zaczęła zagłębiać się w coraz bardziej szczegółową teorię, która pociągnęła za sobą jakiś czas później i praktykę choć tej raczej nie wykorzystywała w większości przypadków. Niemniej dopiero wtedy udało jej się dostrzec jak wielki wpływ ma ona na ludzi, jak potrafi wedrzeć się w ludzką duszę i wtopić się w nią. Tego nie można było się pozbyć. Wiedziała jak jej ciało i magia reagują w Nowym Orleanie na skupiska czarnej magii i mroczne praktyki. Zdążyła już sama nimi przeniknąć do tego stopnia, że podobne miejsca oddziaływały na nią w szczególny sposób. Sectumsempra była niezwykle brutalna i zostawiała ślady na skórze, których nic nie było w stanie usunąć. Z namysłem pieczętowała kolejne rozcięcia, które zrastały się pod wpływem kolejnych zaklęć leczniczych, by przywrócić Lowella do dawnej świetności. Nie zamierzała mu jednak odpuszczać. Nie teraz. Miała nadzieję, że chłopak będzie w stanie rzucić jeszcze raz czy dwa zaklęcie, by nabrać wprawy. Mogła jedynie podziwiać zniszczenia, których dokonał Puchon za drugim razem. Zaklęciem przywołała jeszcze jedno stare krzesło, które kryło się gdzieś pod grubą pokrywą kurzu i ustawiła je przed Felinusem jako kolejny cel. Miała nadzieję, że tym razem uda mu się nad sobą zapanować.
Było dobrze. Tym razem jednak ogranicz znacznie wyrzut magii. Skup się jedynie na tym krześle. Nic poza nim nie ma ucierpieć.
Kolejna wiadomość wypisana różdżką ognistymi literami w powietrzu zapłonęła przed Puchonem, a Krukonka odsunęła się od niego o kilka kroków, by móc dalej podziwiać dzieło zniszczenia, które razem tworzyli.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lowell uczył się wszystkiego na własną rękę. Przypadkowo udało mu się zagłębić wiedzę z zakresu czarnej magii; przypadkowo, bo to właśnie Maxime LaVey zaproponowała mu, aby zabrał cokolwiek. I tak się na tym wszystkim skończyło; uczył się teraz zaklęć wypaczonych obrazów, w które to łatwiej jest wierzyć, aniżeli wiedzieć. Szepty, które mogłyby go zachęcać do złego, były zagłuszane skutecznie poprzez wyćwiczone schematy samoobrony; nie zamierzał samego siebie doprowadzić do upadku, choć wiele rzeczy tak naprawdę na to wskazywało. Czy to początkowa bójka podczas uczty, czy to bawienie się nożem, czy to kolejne blizny, które uzyskał z Antykwariatu; czuł się dobrze ze samym sobą. Nawet jeżeli zbaczał z drogi, na którą starał się poniekąd powrócić, aby nie zwracać na siebie jeszcze większej ilości spojrzeń, które to starały się go bacznie monitorować. Gdzieś w głębi serca znajdowało się ziarno samokontroli pod tym względem, które obecnie wyłuskiwał, unikając dodatkowej uwagi ze strony nauczycieli. Nawet jeżeli wziął udział w bójce, podczas której to wyznał prawdę o swoim schorzeniu. No cóż, nie zawsze ma się to, co się chce mieć. Luizjana natomiast skrywała w sobie naprawdę spore skupiska czarnej magii. Czy to podczas rytuału, czy to podczas tworzenia laleczki voodoo - gdzieś w tym wszystkim, poza niewinną zabawą dla turystów, widział ziarenko sztuk zakazanych, które to ostrożnie doglądał, starając się tym samym zachować odpowiedni dystans od bycia pożartym. Kontrola nad tym wszystkim jest najważniejsza; wiedział o tym doskonale, kiedy to wyprowadzał kolejne zaklęcia w obecności Violetty Strauss. Brutalność niektórych z nich mogła zahaczać o sadyzm, o który to został oskarżony podczas lekcji Działalności Artystycznej. Jeżeli ma się stać więźniem, to we własnej klatce, a nie zbudowanej czyimiś rękoma; wiedział, że wówczas nie rozprostuje skrzydeł, ale dopóty będzie miał nad tym wszystkim władzę, będzie mógł je rozwinąć wtedy, gdy uzna to za stosowne. — Niech się zatem tak stanie. — musnął palcami różdżkę, starając się tym samym skupić na celu. Tylko krzesło ma ucierpieć. Nie bez powodu skupił się bardziej, by tym samym powolnym ruchem nadgarstka przypomnieć sobie wszystko, co powinien zrobić. Inkantację bez problemu miał opanowaną, odpowiedni zamach drewnianym patyczkiem, w którym znajdował się rdzeń z buchorożca, także, ale to własne emocje musiał opanować. Nie bez powodu na tej części skupił się najbardziej, zwracając uwagę przede wszystkim na wilczura, który znajdował się pośrodku. To z niego musiał wyłuskać potencjał, kiedy skierował ku niemu swoją dłoń. W drobnym połączeniu z bestią gotową zaatakować tuż obok. Nie bez powodu jego ruchy były ostrożne, pozbawione gwałtowności. Liczył na to, że spojrzenie psisk nie będzie zbyt stanowcze, jak również zbyt ignoranckie. Kiedy natomiast zdobył ich największą uwagę, wydobył spomiędzy ust jedno słowo. — Sectumsempra. — liczne pocięcia pojawiły się na krześle, ale nie poza jego obrębem. Były one dokładne, a przede wszystkim zabójcze, jeżeli zastosowane na prawdziwym, żywym organizmie, a nie na drewnie. Nie bez powodu odetchnął trochę z ulgą, spoglądając na dziewczynę z dozą uznania w stosunku do niej. — Chyba mam to opanowane. — mruknął w jej stronę, kiedy to przywołał wszystko do porządku za pomocą Reparo. — To co, kończymy na dziś? — rzucił prostym zapytaniem, by następnie zasklepić dwie dziury w podłogach i tym samym wyjść z dziewczyną ostrożnie z tej całej farsy, dziękując producentowi mebel za użyczenie im obiektów do testowania. Niemniej jednak był świadom tego, jak czarna magia może spaczyć umysł; nie bez powodu przerwy były wskazane, kiedy to spokojnym krokiem opuszczał Wrzeszczącą Chatę, zapamiętując doskonale jej strukturę. I stęchłe powietrze.
Powiedzieć, że była przygotowana, to jak nic nie powiedzieć. Była, kurwa, gotowa. Z obu ramion zwisały jej duże, płócienne torby. Pierwsza była wypełniona wszelką możliwą do wyobrażenia gastronomią. Były tam dwa duże termosy, jeden z mocną kawą, drugi z ziołową herbatą, poza tym wysoka flaszka z sokiem dyniowym i kilka mniejszych butelek musującego, słodkiego napoju znanej mugolskiej firmy z czerwonym logiem. Mało? Jeszcze dwie papierowe torby z pasztecikami z dynią i trochę słodyczy z Miodowego królestwa, oraz zawinięte w serwetki tosty. Do tego zestaw sztućców i talerzy, no i ceramiczne kubki. Druga torba była za to iście harcerska. Wcisnęła do niej dwa duże, granatowe koce Ravenclawu, pled z łóżka, turystyczny śpiwór, wygodne poduszki, magiczny piecyk, gramofon i zestaw płyt i trochę ozdób świątecznych no i książkę. Jak łatwo się domyślić, na obie torby rzuciła wcześniej zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, wszak miały wymiary typowych bawełnianek.
Upewniła się, że nikt za nią nie idzie i weszła do chaty od strony ogrodu. Chociaż ponura legenda domu robiła wrażenie głównie na pierwszorocznych, to odczuwała mimowolny respekt przed tym miejscem - dlatego właśnie wzięła ze sobą wszystko, co tylko mogło nieco przygasić odpychającą atmosferę chaty. Wczłapała się po nieznośnie skrzypiących schodach na najwyższe piętro i znalazła pokój, który dobrze znała i pamiętała. Pociągnęła nosem i poczuła znajomy zapach stęchlizny. Ileż to ognistej i piwa kremowego wypiła tu w latach szkolnych? Chyba nie zdołałaby zliczyć.
Różdżka poszła w ruch. Najpierw zlała ściany i podłogę Aquamenti i oczyściła wszystko z kurzu przy pomocy Chłoszczyść. Odpaliła znalezione w szafkach świece korzystając z Incendio, a na okiennice, klamkę drzwi i podniszczone meble rzuciła Reparo, w pewnym stopniu poprawiając ich wygląd i ogarniając pokrywającą je tkaninę. Podłoga nadal była trochę mokra, więc wysuszyła ją Silverto. Jeszcze bardziej rozjaśniła pomieszczenie dzięki Lumos Sphaera i zawiesiła wyczarowaną, srebrzystą kulę wysoko pod sufitem. Na koniec zostawiła sobie nieco bardziej wymagające czary. Najpierw rzuciła Aexteriorem i od razu poczuła, jak z powietrza ustępuje wilgoć, a mżawka widoczna za oknem przestała wpadać do wnętrza. Tuż potem przyszła pora na Cave Inimicum i Essentia Mirabile. Odetchnęła głęboko. Poczuła goździki, lawendę i słodkawy zapach słodzonego napoju. Było idealnie. Machnęła różdżką i przesunęła meble pod ściany. Rozwiesiła świąteczne łańcuchy na żerdziach stropu. Rozłożyła na podłodze koce i poduchy, postawiła obok gramofon i piecyk, który rozpaliła różdżką, kubki i picie, jedzenie i talerzyki. Zagryzła tosta i wrzuciła pod igłę płytę, by już po chwili po pomieszczeniu poniósł się cichy, przyjemny dźwięk.
Rozejrzała się i usiadła na kocu, zadowolona z efektu. Przymknęła oczy i wczuła się w dźwięki, przyjemny smak tosta, ciepło bijące od piecyka, migoczące światło kuli wiszącej pod sufitem, zapach amortencji. Już teraz czuła się wyluzowana. Zrzuciła z siebie nadmiarowe ciuchy i została w jeansach i dużym swetrze. Wyciągnęła wiznotes i skrobnęła do Maksia, a potem rozsiadła się wygodnie, odpaliła wizz-wizza, zaciągnęła się głęboko i zaczęła czytać Baśnie Barda Beadla. Własny, mały trip-urlop we Wrzeszczącej Chacie. Kto by pomyślał?
Zaklęcia rzucone na pomieszczenie: Oświetlone Lumos Sphaera Zabezpieczone przed czynnikami zewnętrznymi Aexteriorem Zabezpieczone przed intruzami Cave Inimicum Uprzyjemnione zapachowo Essentia Mirabile No i cicho gra sobie muzyczka.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał przyznać, że szedł na to spotkanie z ciężkim sercem. Wiedział, co obiecał dziewczynie i że była to sprawa, którą obiecał mieć już za sobą. Był świadomy tego, że nie deklarował towarzyszenia jej w osiąganiu katharsis i dlatego między innymi spakował do obszernego plecaka kilka flaszek z mugolską wódką, które zakupił w Londynie, po ostatniej wizycie u Felka. Wciąż jednak torba ciążyła mu bardziej niż zazwyczaj przez świadomość tego, co się w niej znajduje. Do chaty dotarł najedzony po ogromnej kolacji w Wielkiej Sali. Nie miał zamiaru ponownie chlać na pusty żołądek i tłumaczyć się z gigantycznego kaca na jutrzejszych zajęciach. Wolał przygotować się w każdy możliwy sposób, by rano uniknąć większych problemów. -Ty serio nie żartowałaś z tym czekaniem w holu. - Przywitał się ze śmiechem widząc, jak Arleigh wszystko pięknie przygotowała. Sam zaczął wypakowywać alkohol i zajebane z kuchni słodycze, by następnie dorwać do ręki szklany flakonik. Nim jednak cokolwiek na jego temat powiedział, rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, by dobiegająca z wnętrza muzyka nie przykuła uwagi ciekawskich, którzy mogli krążyć gdzieś po okolicy. Dopiero wtedy okręcił kilka razy szklane naczynko w dłoni, by następnie chwycić je między dwa palce i unieść na wysokość wzroku krukonki. -Eliksir Otwartych Zmysłów. Nazwa tłumaczy naprawdę wiele. Umilił mi wiele ciężkich dni w tym zamku. - Wyjaśnił krótko, by następnie złożyć flakonik w dłoni Armstrong. -Radzę wypić pół i w razie potrzeby poprawić sobie resztą jeżeli wcześniej nie miałaś z nim kontaktu. - Nie wspominał jej, że w plecaku znajduje się jeszcze jedna porcja. Nie chciał, by dziewczyna namawiała go na wspólną zabawę. Zamiast tego wyciągnął z torby coś, czego mogła się tutaj nie spodziewać. -Grałaś kiedyś w hajowe gargulki? - Rzucił z charakterystycznym dla siebie cwaniackim uśmiechem, wskazując na zestaw, który ze sobą przytargał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Arla poderwała się z ziemi, kiedy tylko usłyszała charakterystyczne skrzypienie schodów. Egzemplarz Dumbledurke wylądował na podłodze, a zamiast niego w dłoni krukonki znalazła się różdżka. Kiedy drzwi otworzyły się... Cóż, odetchnęła i rzuciła się na Maksia niczym wesoły szczeniaczek widzący właściciela po wielogodzinnej nieobecności. - Hejhejhej! - Wyściskała go i wycałowała po czole, a następnie szerokim gestem rąk wskazała na pomieszczenie, w którym się znajdowali. Była naprawdę zadowolona z efektu i cieszyła się, że Solberg to doocenił. - Jest tak ładnie, jak tylko mogło tu być. Z resztą, daj spokój, to miejsce już dawno się ucywilizowało. Ostatni raz straszne było chyba w latach dziewięćdziesiątych. - Żachnęła się, klepiąc go po tyłku i na nowo usadziła się na kocykokowo-poduszkowej stercie, wlepiając w Maksia spojrzenie. Oczy otworzyły jej się nieco szerzej, kiedy zawisła przed nimi niewielka flaszeczka. Z wypiekami na twarzy słuchała wszystkiego, o czym ślizgon jej mówił. - No czyli de facto MDMA. - Stwierdziła, kiedy zamilkł i chwyciła flakon. Odkorkowała go zębami i dopiero teraz zerknęła na flaszki z alkoholem, które Solberg tu przytargał. - Ejejej, ale ty pijesz ze mną, tak? Ja nie chcę mieć astralnych faz sama, musimy się rozumieć. - Stwierdziła całkiem rozsądnie i wychłeptała połowę zawartości z zegarmistrzowską precyzją. Podała pozostałość Maksiowi, przyłożyła mu flakonik do ust i przechyliła lekko. Uśmiechnęła się pokrzepiająco. - No dawaj, zdrowie Brooks. Oby spadła z miotły. Nad wulkanem. - I aż jęknęła, bo poczuła błyskawicznie rozchodzący się po ciele efekt. Najpierw, jak zwykle przy jakiejkolwiek używce, wyostrzyły się kolory i przyjemne dźwięki muzyki. Twarz Solberga zmieniła się, ale Arleigh nie potrafiła doprecyzować, w jaki sposób. Może to coś z oczami? A może z włosami? Cera też wydała się nagle dziwnie błyszcząca i gładka. Chciała go dotknąć. Wyciągnęła rękę w stronę jego twarzy i nie czekając na żadne słowo, zgodę, zaproszenie czy opierdol, najpierw dotknęła palcami jego warg, a potem nachyliła się do przodu i wpakowała mu język do ust. Zamknęła na chwilę oczy i zanim zdołała się powstrzymać, już wyobrażała sobie, że to nie Solberg, a Brooks jest przez nią napastowana. Może to kwestia charakterystycznego, słodkawo-lawendowego aromatu unoszącego się w pokoju, do złudzenia przypominającego Arleigh jej własną armotencję, będącą równocześnie dwoma zapachami, które przemożnie kojarzyły jej się z Julią. A może po prostu poczuła sie cudownie, bosko, błogo i idealnie i musiała podzielić się z kimś swoim zachwytem i miłością? A cóż było tego piękniejszym sposobem, niż pocałunek? Niechętnie oderwała się od Julii Maksia i rozchyliła oczy. Wszelkie efekty wizualne, które dostrzegała jeszcze chwilę temu, wzmocniły się jeszcze bardziej, chociaż kształty i kontury nie mieszały się ze sobą, jak na Patonaliach. Ta faza wydawała się możliwa do opanowania, chociaż myślała teraz o wszystkim równocześnie, chciała się przytulać, rozmawiać, leżeć, jeść, pić, oddychać. Przewróciła się do przodu, wpadając prosto w Solbergowe objęcia. - Dziękuję, że jesteś. Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. - Pomiędzy każdym dziękuję całowała go w policzek. - Nie zostawiłeś mnie, jak ta jędza. Dziękuję ci Maksiu. Jesteś super. Jesteś kochany. Jesteś śliczny. Jesteś dobry. - Otoczyła go szczupłymi ramionami i przycisnęła mu ucho do obojczyka, wsłuchując się w bicie jego serca, które było dla Arli doskonale słyszalne, wręcz głośne. Czuła, że chce się stopić z Solbergiem w jedno, miała wrażenie, jakby poza jego obecnością i wsparciem nie było teraz na świecie niczego innego. To było znacznie mocniejsze, niż MDMA, ale nie miała czasu, żeby o tym myśleć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Został bardzo szybko zaatakowany przez nadzwyczaj radosną Arlę, która już go obściskiwała. Nie potrafił się nadziwić jak dziewczyna potrafiła tak szybko przejść ze stanu totalnej rozpaczy do takiej hiperaktywności, ale chyba wolał nie pytać. -Czas to zmienić, nie sądzisz? - Zażartował bo bardzo dobre znał legendę tego miejsca. Chyba każdy w zamku słyszał już o tym "najbardziej nawiedzonym domu w Wielkiej Brytanii". Dla Solberga była to po prostu zajebista baza wypadowa, gdy chciał pobyć chwilę sam lub porobić coś wątpliwie moralnego. Pokiwał głową na krótkie podsumowanie dziewczyny. Magiczne używki miały to do siebie, że zazwyczaj łatwo było porównać je do tych mugolskich, które zdecydowanie bardziej trafiały w gusta ślizgona. -Nie, Arl, ja... - Nie zdążył jednak dokończyć, gdy dziewczyna przyłożyła flakonik do jego ust i z zadziwiającą siłą wlała mu eliksir do gardła. -KURWA! - Zaklął, czując jak mikstura zaczyna rozchodzić się po jego ciele. Zdecydowanie nie było mu teraz wesoło, więc gdy poczuł dodatkowo jej wargi na swoich zdecydowanym ruchem odsunął się od krukonki i podszedł do najbliższej butelki, by szybko odkręcić ją dość nierozsądnie pociągnąć mocnego łyka wyrobu spirytusowego. Rozpierdol w głowie Maxia rozszalał się na dobre i dopiero po chwili był w stanie cokolwiek powiedzieć do Armstrong. -Nie wpycha się ludziom eliksirów do gardła, wiesz o tym? - Powiedział trochę bardziej agresywnym tonem niż zamierzał, by po chwili rozluźnić się. Teraz i tak już nie miał na to wpływu więc równie dobrze mógł poddać się efektom używki. Przymknął oczy przyzwyczajając się do wytężonych nut, które dobiegały jego uszu i zapachu, który nagle ze zdwojoną siłą uderzył jego nozdrza. Ostatnim razem gdy był pod wpływem tego eliksiru bawił się zajebiście z nieświadomym niczego Lucasem. Był ciekaw, jak to skończy się dzisiaj. -Każdemu dilerowi tak słodzisz? - Zażartował, bo wiedział że dziewczyna na trzeźwo też potrafi wpaść w podobny słowotok. Sam nie widział nic nadzwyczajnego w tym wszystkim, ale nie miał zamiaru znowu tłumaczyć dziewczynie, że odnosi błędne wrażenie co do jego osoby. Spierdalanie było jedną z jego niewielu specjalności. Arleigh po prostu nie zdążyła go jeszcze z tej strony poznać. Mimo złości, która jeszcze nie do końca wygasła, pozwolił jej wpaść w swoje ramiona i oprzeć się na obojczyku. Sam wykorzystał ten moment, by całkowicie się wyciszyć. Obydwoje przyszli tu przecież dobrze spędzać czas i krukonka miała prawo nie wiedzieć o wszystkim. -Dobra, koniec tych czułości bo jeszcze pomyślę, że wyciągnęłaś mnie tu na randkę. - Kolejny żarcik opuścił jego usta, gdy powoli odsunął się od dziewczyny. Zdecydowanie spokojniej i delikatniej niż przed chwilą, gdy go całowała.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Była skołowana jego gwałtowną reakcją, bo od początku zakładała, że mają zamiar bawić się razem. Czymś zupełnie dziwacznym byłoby przecież tripowanie z pomocą innych specyfików. Fazy muszą się zazębiać, tak głosiło anonimowe graffiti, które Arla dostrzegła kiedyś w Londynie i od tamtej pory powtarzała owo prawidło niczym mantrę. - Przepraszam, ale ja tak bardzo potrzebuję się do kogoś przytulić. Przytul mnie! - Burknęła i zrobiła najsmutniejszą, najbardziej uroczą minę, na jaką tylko mogła się zdobyć. Zadziałało i już siedziała szczęśliwa w Solbergowych ramionach. Odprężyła się na chwilę, słuchając Maksiowego tętna. Bicia ich serc ewidentnie się zsynchronizowały. Arla czuła teraz doskonale swoją pracę jelit, ruch płuc przy każdym wdechu, bicie serca, nawet szum duszy przetaczającej się po marnej skorupie ciała - a przynajmniej tak jej się zdawało - i wszystko to było naprawdę cudowne. Kiedy została delikatnie odepchnięta, przewróciła się na plecy i zaśmiała do siebie, ot tak, z niczego konkretnego. Czuła, jak zalewają ją endorfiny, jak serotonina wypiera z umysłu wszelkie smutki, jak straszna do niedawna myśl o jakiejś tam dramie ucieka w niebyt. Jaka w ogóle drama, zastanowiła się, bo już nie pamiętała. Jak w ogóle można się czymś martwić? - Ojaciejacie, jak mi błogo. - Skomentowała, rozbawiona tym, jak zabawnie brzmią wypowiadane przez nią słowa. Obraz zaczął lekko drgać, w końcu nawet wibrować, ale kiedy skupiała na czymś wzrok, ostrość wracała do normy. Głębia ostrości całkiem ją opuściła. Spróbowała skupić spojrzenie na Maksiu. - Maksiu, Maksiu. - Zaczęła, bawiąc się słowami i ich uroczym brzmieniem. Zdawało się, że słowa mają smak i piękny kolor, ale nie potrafiła doprecyzować tej myśli. - Na jaką randkę? Musiałbyś być naprawdę dużo bardziej babski, żebym na ciebie poleciała. - Odparła i podniosła się do siadu, po czym znowu rzuciła się na niego i zaczęła cmokać go po czole, policzkach i nosie. - Ale cię totaaaaalnie kocham Maksiu, jesteś taki miły. - Sprzedała mu jeszcze jedno buzi w czoło i opadła na bok, opierając głowę o jego ramię. - Fajny ten napój. - Zacytowała jakiś film, niepewna który, ale bardzo rozbawiła ją ta myśl i znowu wybuchła radosnym rechotem. Podniosła się do siadu i spojrzała na Maksia. Chciała coś zrobić, powiedzieć, spożytkować jakoś tę fazę. - Ej, mówmy sobie rzeczy. - Nie zastanawiała się nad konstrukcją zdań, które z siebie wyrzucała, jej wydawały się całkowicie sensowne. - Takie, których nikomu nie mówiłeś. Ja pierwsza. - Uniosła wysoko palec wskazujący, wgapiając się w niego i zbierając myśli. - Lecę na Vic Brandon, jara mnie jej oziębłość. - Wypaliła pierwsze, co wpadło jej do głowy. Czy faktycznie tak myślała? Teraz zdała sobie sprawę, że tak. Właściwie wszystkie dziewczyny, na które zwracała uwagę, były raczej zimne i odpychające, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Może to ją właśnie kręci? A może w jakiś sposób kontrastuje z jej własnym usposobieniem?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Miała prawo nie rozumieć jego reakcji, a on nie miał zamiaru się z niej tłumaczyć. Nie bez powodu przyniósł więcej alkoholu, chociaż nawet gdyby miał zamiar fazować z nią, coś do przepicia eliksiru mogło się przydać. Poza tym każdy flakonik kiedyś się kończy. -Nie mam problemu z tą częścią. - Mruknął nim zamknął ją w swoich ramionach. Nie minęło jeszcze aż tak wiele czasu, by jego organizm zupełnie się odzwyczaił i wiedział, że musi poczekać trochę dłużej na pełne efekty zażytego przed chwilą eliksiru, chociaż już powoli świat wokół stawał się wyraźniejszy. Szarość wrzeszczącej chaty przestawała być przygnębiająca. Rozświetlały ją promienie słońca wpadające przez powybijane okna, a obecnie lekko tańczące i mieniące się wszystkimi odcieniami złota. Naprawdę szeroko uśmiechnął się dopiero, gdy Arl przewróciła się i zaczęła mówić. Eliksir zaczął działać swoje cuda i złość, która jeszcze przed chwilą w nim się tliła, umierała mało naturalną śmiercią. Rozwalił się obok niej po czym roześmiał głośno na słowa, które opuściły te krukońskie usta. -Wszystko da się załatwić jak dasz mi kociołek i trochę zielska. - Powiedział całkiem poważnie, chociaż nie potrafił pokazać tego swoją mimiką. Podświadomie wiedział, że jutro będzie na siebie i na Arl wkurwiony, ale skutecznie uciszał ten głosik. -Love me or leave me... - Zaczął nucić kompletnie ignorując to, że przeszkadzał rozbrzmiewającej wokół nich muzyce. Zazwyczaj po eliksirze wpadały mu do głowy jakieś stare utwory, które Nick namiętnie puszczał w wolne weekendy w ich domu w Inverness. Wyprostował się trochę zbyt energicznie, gdy Arl zaproponowała zwierzenia. Normalnie zdecydowanie by spierdolił stąd na taką propozycję, albo jakoś się z tego wymiksował. Tylko że nie było normalnie. -Brandon? - Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. -Bierz ją tygrysie, może zajmiesz ją na tyle, że przestanie łapać znicze. - Zaśmiał się na samą myśl, że Victoria dałaby się w to wciągnąć. Fakt, że obecnie chodziła z Filinem jakoś niezbyt go obchodził. -Mnie nie jara, ale ta jej kuzynka, czy siostra, czy inne coś... Tę bym brał bez zastanowienia. - Wyznał przypominając sobie dziewczynę, która jako jedyna odważyła się odpyskować Patolowi na ostatniej transmutacji. Taaaaak, z tym charakterkiem zdecydowanie bardziej przypadała Maxowi do gustu niż Vicks, chociaż darzył prefekt sympatią. -Tak samo jak Dear. Każdego. - Dorzucił swoją część tajemnicy, skoro już byli w temacie upodobań. Nie mógł nic na to poradzić, więc wrzucił sobie tylko dyniowego pasztecika do mordki i zaczął intensywnie go przeżuwać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees