Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto 21 Wrz 2010 - 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Czyli się stało to czego się spodziewał. Został całkowicie olany. Teraz już to nie miało żadnego znaczenia. Ściągnął maskę i odrzucił ją gdzieś w kąt. Co jak co, ale po niej się spodziewał o wiele innej reakcji. Takie życie. Jednak musiał zapamiętać to nazwisko lub imię... Tanner. Nie chodzi już o dziewczynę teraz o to, że on mu zepsuł cały wieczór. Jednak nie zamierzał sobie go zepsuć jeszcze bardziej. Może mu się uda spotkać jeszcze kogoś... Ale to marne szanse. Spojrzał na dwójkę. Zaklął pod nosem z powodu, że musieli stać przy stoliku od alkoholu. Jednak może go nie rozpozna. Przecież już ściągnął maskę i jak ściągnie szlafrok i przedziurawione spodnie będzie wyglądać normalnie. Jedynie co mogłoby go zdradzić to koszulka, jednak nie zamierzał podejść tam bez koszulki. Ściągnął tak jak myślał szlafrok i spodnie i teraz wyglądał normalnie. Zarzucił grzywką na bok i podszedł do stolika i nalał sobie do kieliszka whisky. Nie patrzył na dwojga to by go całkowicie zdradziło. Jednak były szanse, że dziewczyna go rozpozna. I to duże szanse, gdyż wystawił jej się na widok. Bez chwili zwłoki skierował się w to samo miejsce co przed chwilą. Jacob usiadł przy jakimś stoliczku i zaczął oglądać tańczące pary. No oczywiście było by za pięknie gdyby on ten wieczór spędził doskonale. Chyba będzie musiał wziąć całą butelkę whisky, żeby mógł się porządnie nachlać.
Spojrzał na chłopaka, unosząc lekko brew do góry. Nie miał ochoty na rozmowę z nieznajomym, ale nagle poczuł, że muszą sobie parę spraw wyjaśnić. Przekrzywił głowę, uśmiechając się drwiąco, jednocześnie patrząc w oczy chłopakowi. - Chyba czegoś nie rozumiesz - zaczął grzecznie, zakładając ręce na ramiona i dalej patrząc mu prosto w oczy. Jego wzrok z każdym jego słowem stawał się jednak dziwniejszy, przeszywała go większa pogarda i chłód, niż na samym początku. - Nie od Ciebie zależy, z kim ta dziewczyna spędzi dzisiejszy wieczór. Jak mi się, wydaje, na mój widok ucieszyła się bardziej, więc znieś godnie swoją porażkę i ulotnij się stąd, bo tym razem to ja nie mam najmniejszej ochoty tracić na Ciebie swojego czasu - zakończył, odwracając się tyłem do chłopaka, natomiast przodem do dziewczyny. Uśmiechnął się lekko, gdy się do niego przytuliła i także objął ją delikatnie w pasie. Nie byli jeszcze parą, jednak ich stosunki stawały się coraz bardziej do tego podobne. Witali się buziakiem w policzek, przytulali chyba na każdym możliwym kroku, a ich drobne sprzeczki wyglądały na kłótnie starego małżeństwa. Jako tako nie umówili się, że na bal przyjdą razem, jednak chłopak doskonale wiedział, że gdy tylko ją zobaczy od razu pozna, że to własnie ona. - Mówiąc szczerze, nie miałem w planach go wypłoszyć, jednak całkiem dobrze się stało - powiedział, przyciągając ją do siebie i mrucząc jej te słowa do ucha. Nie zrobił tego celowo, żeby jeszcze bardziej wkurzyć jej "partnera". Zdążył już całkowicie zapomnieć o jego istnieniu. Gdy tylko poczuł jej dotyk, zapominał o całym świecie. Może ten wieczór będzie przełomowym w ich relacjach? Kto wie, co się dziś stanie. - Naprawdę chcesz wiedzieć? - uniósł lekko brew i roześmiał się, ciągnąc dziewczynę w stronę parkietu i kręcąc się z nią w kółko. Cały czas był do niej lekko przytulony, obejmując ją w talii. Głowę natomiast położył na jej ramieniu, tak, że nie była w stanie zobaczyć jego min. - Chciałem wyglądać zabawnie i strasznie jednocześnie - wzruszył tylko niedbale ramionami, unosząc głowę i przysuwając swoje usta na wysokość ucha dziewczyny - Ty za to wyglądasz tylko seksownie - wymruczał, przygryzając lekko płatek jej ucha i muskając uszami jej szyję, coby wrócić do wcześniejszej pozycji. - Skąd wytrzasnęłaś swoje partnera? - zapytał z rozbawieniem, starając się, żeby w jego głosie nie dało się wyczuć nutki zazdrości, która mimo tego, że trzymał dziewczynę w objęciach, dalej pozostała w jego sercu, głosie i spojrzeniu.
Nie spodziewała się również takiego zachowania z jego strony. Nie bawiły ją kłótnie dwóch facetów, którzy jedynie chcą zaznaczyć swój teren. Nie była żadnym terenem i nie zamierzała pozwolić się naznaczyć w jakikolwiek sposób. To dziecinne i żałosne. Jednak większym zdumieniem było to, w jaki to sposób zareagował Tanner. Sądziła, że posiada choć troszkę więcej rozumu i choć odrobinę zna jej zdanie na temat czegoś takiego. -Jesteś niemożliwy.-Powiedziała i spojrzała na chłopaka, nie wiedziała co mogłaby powiedzieć. Nie bardzo ją teraz obchodziło to, czy zepsuje jakiekolwiek plany przyszłej swatki. -Myślałam, że posiadasz choć odrobinę rozumu... I dojrzałości.-Mruknęła i wzruszyła ramionami, jakby ją to teraz jakoś specjalnie obchodziło. Mówiąc to, że chciałaby aby coś się działo nie miała na myśli tego. Pozwoliła jednak przyciągnąć się do chłopaka. Lubiła go, jednak o niczym to nie sądziło. Nie lubiła gdy coś z góry coś osądzono, nikt nie wie co się w przyszłości wydarzy a takie snucie domysłów i planów, oraz święte wierzenie w nie jest dla niej zupełnie niepotrzebne. Nie skomentowała jego następnych słów, nie widziała w tym potrzeby. Po prostu stała i słuchała tego co mówił. Chciała jedynie miło spędzić wieczór, a wyszło zupełnie odwrotnie. Straciła jakąkolwiek ochotę do zabawy. Oh, czyżby na światło dzienne wychodziła jej druga osoba? Byłoby zabawnie. W końcu nie każdy doznaje tego zaszczytu. -W sumie, to nie mam bladego pojęcia czy chcę.-Powiedziała i uśmiechnęła się lekko. To co siedzi w jego głowie może być niebezpieczne. I była tego świadoma.-Dzieci byś przestraszył... Naprawdę. Najważniejsze, że się udało... Chyba. Nigdy nie lubiła klaunów...-Wzruszyła lekko ramionami i spojrzała na niego. Czy to nie ona powinna opierać się na jego ramieniu z miana tego iż jest kobietą? Wywróciła oczyma, a ten swoje. Spodziewała się takiego komentarza.-Nie wiedziałam, że podniecają się kobiety w garniakach...-Zaśmiała się.-Równie dobrze mogłam przebrać się za urzędnika.-Powiedziała i dźgnęła go w ramię. Skąd? Rozejrzała się za doktorkiem. Jednak nigdzie nie zauważyła charakterystycznego dzioba, być może już się ulotnił? Przynajmniej jeden dobrze zrobił i po prostu się ulotnił. -Powinnam do niego wrócić.-Powiedziała spokojnie i spojrzała na Tanner'a. Może chodziło o to aby dać w kość ślizgonowi? Poniekąd jego zachowanie ją nieco wkurzyło. Nie sądziła bowiem, aby mógł powiedzieć coś takiego... -Może Ty nie chcesz na niego tracić czasu, jednak ja chcę. -Uśmiechnęła się lekko. Nigdy nie wierzyła w te całe pary, które ktoś przypadkowo sobie wybierał. Uważała to za zbyteczne ale teraz, czuła się chyba nieco winna, że tak to wszystko wyszło. Pocałowała Tanner'a w policzek i uśmiechnęła się. Dla niego w końcu zawsze znajdzie czas, a widok jego zazdrosnej minki potrafi rozbawić. Obróciła się i ruszyła przez salę w poszukiwaniu swojego skalpelowego towarzysza.
Zauważył jak dziewczyna odeszła od klauna. Dosłownie klauna. W jego oczach pojawiła się iskierka nadziei. Może jeszcze nie był zepsuty całkowicie. On postanowił zrobić pierwszy krok. Podszedł do dziewczyny od tyłu i ją przez chwilę śledził. Po kilku minutach zrównał się z jej tempem i spojrzał na nią z uśmiechem i uniesionymi brwiami - Czego szukasz? Coś zgubiłaś? Pomóc szukać? - zapytał próbując zachować ton kamienny i chłodny. Jednak w ostatnim pytaniu zabrzmiał bardziej na granicy rozbawienia, a szczęścia. Dalej rozbawiało go to stwierdzenie "Nie od Ciebie zależy, z kim ta dziewczyna spędzi dzisiejszy wieczór. Jak mi się, wydaje, na mój widok ucieszyła się bardziej, więc znieś godnie swoją porażkę i ulotnij się stąd, bo tym razem to ja nie mam najmniejszej ochoty tracić na Ciebie swojego czasu " To go doprowadzało do wielkiego śmiechu. Może i tego Tanner'a znała dłużej, ale to nie oznacza, że jego woli. Dziś jak widać wolała spędzić wieczór z nim. I on był bardzo tego rad. Leciała znów ta wcześniejsza piosenka, przy której ostatnio skończyli. Wystawił rękę, złapał rękę dziewczyny i lekko pocałował. W następnej chwili zabrał ją do krainy tańca i czułości. Tym razem złapał ją za talie. I teraz żaden dziób mu nie dokuczał mogli być blisko siebie i kto wie może dojść do jakieś czułości. Teraz jednak się zastanawiał jak się czuje Tanner. Dobrze mu tak - pomyślał. Miał zamiar znów ten wieczór dobrze wykorzystać. Jacob zaczął coś do niej czuć, ale on nie wiedział czy ona również. Myślał, że o czymś zapomniał... ale o czym? Czy on się przedstawił?Właśnie! Gdy ich twarze były od siebie niemal o cal zaczął czuć w sobie coś co chciało by on się przybliżył. Jednak tego nie zrobił - Jestem Jacob. Jacob Moore - uśmiechnął się.
Ostatnio zmieniony przez Jacob Moore dnia Sob 2 Lis 2013 - 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Oczywiście, że wiedziała iż ktoś za nią podąża... Ale kto? Mogła się jedynie domyślać. Uśmiechnęła się do siebie, to było całkiem zabawne, nie powie... Nie przepada za byciem śledzoną ale niech mu będzie. Gdy zrównał z nią krok, ona zatrzymała się i spojrzała na chłopaka. -Zgubiłam swojego partnera...-Zrobiła niezadowoloną minkę i wzruszyła lekko ramionami.-Jednak chyba się ulotnił... Pomóc? A wiesz może, kim był chłopak w masce z dziobem? -Rozejrzała się, jakby w poszukiwaniu jego. Zaśmiała się cicho i przeczesała włosy palcami. Oczywiście, że wiedziała iż to jest on, słynny doktorek. Rozpoznała go po koszulce. Niech do tego nie wraca, sam, jak urażona dama odwrócił się i ulotnił. Jednak było to najlepsze rozwiązanie, jeszcze by doszło do jakiś niepotrzebnych zbliżeń przez Tanner'a i jego. A tego byśmy nie chcieli, prawda? Czuła się jakoś zobowiązana do tego, aby spędzić z nim ten wieczór. Nie wiedziała czemu. Może to przez tamten strój psychopaty? Tak, bardziej wyglądał jak psychopata niż jak "doktor". Zaśmiała się gdy "porwał" ją do tańca, znowu... Dziś chyba parkiet będzie jej stałym miejscem na imprezie. Objęła jego szyję i pokazała mu język, tak, bez dzioba było o niebo lepiej. Przynajmniej mogła spokojnie go poobserwować. -Zdajesz sobie sprawę, że całkowicie się ujawniłeś? Teraz ja wiem, jak wyglądasz i jak się nazywasz... Za to Ty, jak ja, to niezbyt-Wzruszyła lekko ramionami. Raczej w niczym nie da się tego wykorzystać, choć znając jej możliwości? Była zdolna do wielu rzeczy. I czemu zastanawia się, jak się czuje inny chłopak? Halo! Teraz to w końcu ona jest najważniejsza! (Ah ta Twoja skromność Ang, nic tylko pozazdrościć). I dobrze. Ona również miała taki zamiar, trzeba się jakoś odstresować. Nie chciała powracać do tego, w jaki to sposób zachował się jej kolega...
Ostatnio zmieniony przez Why so serious? dnia Sob 2 Lis 2013 - 19:19, w całości zmieniany 1 raz
-Spiderman,spiderman does whatever a spider can-nasz bohater tej nocy nucił właśnie tą piosenkę.Tak to jest jak się człowiek naogląda zbyt wielu filmów.Podrapał się w tył głowy i odchrząknął.Tak strój był wyjątkowo obcisły a od maski swędziała głowa.Merlinie! Ale obiecał sobie dobrą zabawę , więc tak będzie.Spiderman podszedł i nalał sobie dziwnie wyglądającego napoju po czym odchylił lekko maskę aby wziąć łyk. W kieszeni trzymał młotekktóry otrzymał wczoraj rano.Pech chciał że Spidey nie mógł wczoraj dotrzeć,ale wygląda na to że impreza dalej trwa.Rozejrzał się po Wrzeszczącej Chacie i usiłował rozpoznać kogokolwiek,niestety bezskutecznie.Znudzony oglądaniem się na innych usiadł pod ścianą i czekał aż wydarzy się coś ciekawego.-Spins a web, any size,Catches thieves just like flies Look Out!Here comes the Spiderman...
Kim była? Tajemnicą snującą się po korytarzach Hogwartu. Dziewczyną w masce, która na ludzi patrzy się tylko pustymi niebieskimi oczami podkreślonymi czarną kredką, dodając sobie jeszcze więcej dramaturgi. Jej bladą twarz oplatuje burza włosów przypominająca czarne fale niespokojnych mórz. Jej ciemno-krwiste usta od czasu do czasu cmokają w uszy mężczyzn. Jej malutkie dłonie ukryte w koronkowych rękawiczkach dotykają napotkanych gości. Jej chuda i szczupła sylwetka tonie w ogromie falban i koronek czarnej sukni zdobionej małymi oszlifowanymi ametystami. Jej czarne pantofelki stukają o parkiet podczas tańca. A ona się uśmiecha. Ale to zimny i pozbawiony emocji uśmiech.
Kto jest szczęśliwy w porach Święta Upiorów? Nikt. Bo to jest smutne święto. Smutne i nieprzyjemne irlandzkie święto, które ludzie obchodzą. Więc czemu ona musiała. Tego sama nie wie. Dlatego właśnie tu przyszła jako Mystery. Jako jedna wielka tajemnica. Przysiadła i położyła na kolanach zakrwawioną skakankę. Teraz już tylko musiała znalezć swojego upiora z opery.
Czas wejść do środka.Miejmy tylko nadzieję że Cię nie wyśmieją.Mr.Zombie wszedł do Wrzeszczącej Chaty i rozejrzał się po pomieszczeniu.Wszędzie pełno dziwacznie ubranych ludzi.Chociaż w porównaniu z nim wyglądali naprawdę normalnie.Jest Halloween trzeba się bawić!Podszedł zatem do stolika i chwycił ciasto dyniowe.Tak jedno z jego ulubionych ciast.Delektował się każdym kawałkiem.Gdy skończył konsumpcję jakże pysznego smakołyku usiadł na przy stoliku w kącie i wyjął zakrwawioną skakankę żeby się jej przyjrzeć.Ciekawe kto też będzie jego partnerem, lub partnerką.
Spostrzegawcze oczy dziewczyny szybko zauważyły duplikat przedmiotu, który spoczywał na jej kolanach. Brunetka zgrabnie podniosła się i zaczęła podążać w kierunku swego partnera. A któż to był? Zombie. Jak świetnie się dobrali. Chytry i złośliwy uśmieszek pojawił się na drobnej twarzyczce dziewczyny w masce. Musiała jednak uznać ,że chłopak musiał się namęczyć z mnóstwem makijażu by tak bardzo upodobnić się do zombie. Nawet nie podejrzewała żeby jakikolwiek chłopak będzie tak zręcznie i z takim efektem posługiwał się makijażem. Podeszła do pleców chłopaka. Była niziutka w porównaniu do niego. Małą dłonią poklepała jego barki i odchrząknęła. - Wychodzi na to ,że na czas dzisiejszego balu będziemy partnerami, Panie Zombie - W niewinnym głosiku słychać było ciężki szkocki akcent.
- Jestem tego świadom i tak tego nie żałuje - uśmiechnął się. Był prawie tak samo blady jak ona w makijażu. Podobała mu się ta bliskość wokół siebie. Ciągnęło go do tylko jednej rzeczy. lecz bał się jak ona na to zaeraguje. Zbliżył się jeszcze bardziej. Mogła już poczuć jego oddech z nosa. Zapadła cisza... Piosenka na chwilę się wyłączyła i w tym samym momencie Jacob lekko ją namiętnie pocałował. Po chwili przerwał i spojrzał na nią z wyrzutem. Nie wiedział jak zaeraguję. Lecz nie czekał na reakcje od razu znów zatańczył. Zakręcił nią i znów byli bardzo blisko, ale to przez taniec. I znów. Przerwała się piosenka i zaczęła nowa. A raczej stara, pierwsza która leciała. I znów walec - pomyślał. Złapał ją za talię, za rękę i poprowadził ich taniec. Była to cudowna chwila. Dalej bał się co ona odpowie na pocałunek, więc wolał nie dawać jej jak kol wiek zareagować ciągle, bezustannie tańczyli. Jednak musiała być chwila oddechu. Zwolnił tempo. Uśmiechnął się do niej niewinnie i przybliżyli się znów do siebie. Jednak nie miał zamiaru kolejny raz ją całować. Co za dużo to nie zdrowo, o nie.
Na Merlina, czyżby los postanowił zakpić sobie z jego groźnego kostiumu już od samego początku? Gdyby było inaczej, to ów wstrętne dziewuszysko z piłą kieszonkową, nie uruchomiłoby jej! Naprawdę się rozwścieczył, już dawno nie ogarnęła go taka furia. Spędził tyle czasu na przygotowywaniu tego stroju! To nie ujdzie tej dziewuszce na sucho! Pokrzyczał trochę, napiął swoje sztuczne mięśnie, a w następnej sekundzie natychmiastowo złagodniał. Co on wyprawia? To biedne dziewczę uciekło teraz w przeciwną stronę, rzucając jakieś wyzwiska w jego kierunku! Ale nieważne, w tej samej bowiem chwili, przywitała się z nimi - to znaczy z nim i z dziewczyną, której chwilę później już nie było - osóbka w bardzo skąpym odzieniu, na które starał się nie patrzeć. Nie miał z tym żadnego problemu, jasne, szybko przyzwyczaił się do takiego looku. Trzeba przyznać, wyglądała efektownie i przerażająco. Miała na ręce zawieszony sznur, dokładnie taki sam, jaki miał on. Ach, więc to ona! Cudownie. Na pewno będzie wesolutko. - Cześć! Tamta dziewczyna chyba nie chce mieć z nami do czynienia. Zresztą, to chyba dobrze - wskazał głową w jej kierunku i wzruszył ramionami. Początkowo czuł się niepewnie, nie znając tożsamości tajemniczej towarzyszki, jednak wkrótce przywykł do tego. Być może on nie wie, kto kryje się za maskami, ale inni nie wiedzą, kto kryje się za wielkim, zielonym stworem. Szybko zapomniał nawet o swoim rozcięciu na stopie, choć w pierwszych chwilach myślał, że nie podaruje jej tego i zrobi awanturę na całą Wrzeszczącą Chatę, co byłoby dość śmiesznym zjawiskiem, zważywszy na okoliczności i inne czynniki, o których prawdopodobnie dowiemy się później. W każdym razie, postanowił zająć się swoją uroczą partnerką, a że Samara go zdenerwowała, toteż nie czuł się ni trochę skrępowany czy zestresowany, bo te uczucia zostały zwyczajnie wyparte. - A więc jesteś moją parą... - oznajmił podniosłym tonem, mistrz dedukcji! - Świetnie, jestem pewien, że będziemy dobrze się bawić. Ładny strój - pochwalił przebranie, choć zapewne pochwaliłby przebranie każdego obecnego tutaj, bowiem wszystkie zapierały dech w piersiach, były niezwykłe i straszne. Halloween było cudowne! - Nie boisz się? Te wszystkie pajęczyny i przekąski, które nie wyglądają na takie pyszne, jakie są w rzeczywistości... I w ogóle, dziwaczne znaki rozpoznawcze mają co poniektórzy. Dobrze, że my dostaliśmy sznur, a nie taką maczetę czy siekierę, albo skalpel. Nie sądzisz? - uśmiechnął się na swój hulkowy sposób, co pewnie wyglądało dość komicznie, z racji iż oryginalny Hulk raczej się nie uśmiechał.
-Ja to bym jednak uważała. Ze mną nigdy nie wiadomo co i jak!-Zaśmiała się i pokiwała głową, jakby jeszcze dla potwierdzenia swoich słów. I to była prawda, serio. Była czasem nieprzewidywalna. -Jestem Ang. -Przestawiła się ładnie, a nawet dygnęła jak prawdziwa dama.-Możesz wierzyć lub nie, ale wyglądam lepiej bez tych blizn.-Uśmiechnęła się szeroko. Przynajmniej takową miała nadzieję. Cóż trudno aby nie był blisko niej, skoro tańczyli wolny taniec, który jak kiedyś wspomniała. Nie był jej ulubionym. Już chciała się odsunąć gdy naszedł koniec piosenki, jednak coś, a raczej ktoś jej przerwał. Nie spodziewała się tego kompletnie... Stała jak ten słup i patrzyła się na niego, a jej brązowe oczy wyglądały jak dwa spodki. Poprawiła kołnierzyk.-Em... -I znów tańczyła. Rozumiała, że był szybki w tych sprawach, jednak ona nie była... Zmarszczyła lekko brwi.-Nie rób tego więcej.-Powiedziała cicho, tuż przy jego uchu gdyż podbródek usadowiła na jego ramieniu. Nie chciała być całowana... Po prostu nie lubiła tego. Z zaskoczenia? Może. A może chodziło o coś zupełnie innego? Nie zamierzała jednak wdawać się w szczegóły i wolała zachować swoją standardową twarz. Uśmiechnęła się szeroki i lekko go poklepała po ramieniu. -Wielu musiało się dłużej starać więc nie możesz tak sobie schlebiać.-Zaśmiała się. Miała jedynie nadzieję, że nic nie wyniknie z tego zdarzenia. Jeszcze by brakowało małego szału ze strony jednego osobnika na tej sali. Odsunęła się na moment i zakręciła, potem znów oparła podbródek na jego ramieniu. Powiedzmy tak, że już o tym zapomniała...
Postanowiła raz jeszcze obejrzeć swoją kieszonkową piłę, jako iż był to jej znak rozpoznawczy. Ten, kto je wymyślał, musiał mieć nieźle pomieszane w głowie. Siekiery, piły, skalpele? No pięknie! Swoją drogą, w razie gdyby jej potencjalny partner bądź partnerka działała jej na nerwy, zawsze może jakoś się ich pozbyć. To jednak było zbyt drastyczne, nawet dla takiej osóbki jak ona, zresztą zamiast katować ich piłą, prędzej znajdzie sobie inne towarzystwo. Jeśli tylko będzie taka potrzeba, oczywiście. Nie wiedziała nawet kiedy, nacisnęła któryś z guzików, a piła zaczęła gwałtownie wyrywać jej się z rąk. W mordę jeża, kolokwialnie mówiąc! Nie mogła utrzymać jej w dłoniach, zatem piła wylądowała na podłodze, tak jej się bynajmniej początkowo zdawało. Podniosła ją, próbując w pośpiechu wyłączyć, jednak ten cholerny atrybut był wyjątkowo wścibski, bo wplątał jej się dodatkowo we włosy! Wkrótce wibrowanie ustało - piła wyłączona. Całe szczęście, z jej przebraniem nic się nie stało. Wyglądało jednak na to, że ucierpiał ktoś inny. Ten ktoś właśnie się na nią wydzierał i wskazywał na swoją wielką, zieloną stopę, rozciętą. Jakim w ogóle cudem to się mogło stać? Nawet nie dostrzegła tego momentu! Och, zresztą nieważne. Zielony stwór powrzeszczał na nią, ale ona jedynie patrzyła na to z uniesionymi brwiami. Groźnie, bo przecież Samara jest groźna! W każdym razie, rzuciła mu na odchodne kilka barwnych epitetów, w stylu "Odwal się" i "Bardzo dobrze, że dali mi tą piłę", po czym zwyczajnie odwróciła się i poszła sobie. Szybko dostrzegła postać, która miała ze sobą podobny przedmiot. Musiały więc zostać sparowane. Obserwowała, jak podchodzi do niej wolnym krokiem. - Witaj - odparła krótko, odwzajemniając uśmiech. Tak, to zdecydowanie dobrze, że nie znały wzajemnie swej tożsamości. Przynajmniej zaczną znajomość, jeśli oczywiście teraz się nie znają, na czysto, bez żadnych ocen i pierwszych wrażeń spowodowanych wyglądem, co z pewnością będzie o wiele korzystniejsze, niźli gdyby było odwrotnie. - Dziękuję, twoje również niczego sobie! - odwdzięczyła się komplementem za komplement. Fakt faktem, strój jej partnerki był efektowny. - Więc? Co teraz proponujesz? - zadała podstawowe pytanie, bo i ona już dawno nie została sparowana z żadną dziewczyną, poza tym jej dobry humor został nieco uszkodzony po konfrontacji z Hulkiem.
- Miło mi Ang. I nie twierdze, że z bliznami wyglądasz lepiej. - uśmioechnął się do dziewczyny i to co ona powiedziała go onieśmieliło. Kamień spadł mu z serca. Myślał, że da mu z liścia, albo zacznie tak jak większość dziewczyn go hejtować i zaśmiał się razem z nią - To jak widzisz jestem lepszy od innych - wiedział, że jakby to zobaczył osobnik z czerwonym nosem byłoby nieciekawie. Normalnie wisiało by mu to jednak dziś nie miał zamiaru przysporzyć stresu pięknej pannie. Byli blisko siebie, niemal się tulili w rytmie piosenki. teraz wyczuł na swoich wargach szminkę dziewczyny. Uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę. - Jeszcze kilka pocałunków, a będę miał taki sam kolor warg jak ty moja droga - uśmiechnął się szerzej. Zauważył na jej wargach jeden malutki skrawek, w którym nie było szminki. Miała ładne różowe usta. Co jak co, ale zazdrościł Tannerowi, że miał tak dobre intencję z śliczną dziewczyną. Miał wielkie szczęście być z tą dziewczyną na balu, a nie z jakąś inną. nie mam pomysłu więc na ten post więcej nie wymyśle
Uśmiechnęła się lekko.-Ja nie mówię, że tak twierdzisz.-Pokazała mu język i zaśmiała się cicho. Nie, raczej nie była dziewczyną tego typu... Nie skakała z byle powodu ludziom do gardeł, owszem, robiła to jak na ślizgonkę przystało. Jednak w tym wypadku, nie widziała powodu, aby robić z tego jakieś awantury. Nie była w końcu jakąś urażoną damulką. Nie z tych rzeczy. -Pozwól, że ja o tym powiem.-Powiedziała i poruszyła lekko brwiami. I stresu? Jakiego stresu? No dobrze. Nie byłoby fajnie i pewnie miałaby wyrzuty sumienia, jednak trwałoby to moment. Jak zawsze. Nie zamierzała teraz zaprzątać sobie tym swojej pięknej główki. Nie warto. Zaśmiała się. -No i zniszczyłeś mój makijaż! -Pokręciła głową, jakby była zawiedziona tym co właśnie się stało. Choć tak naprawdę to nie przejmowała się tym jakoś, w końcu to nie koniec świata. Zazdrościł mu? Tego, że spartolił sprawę? Jak inaczej można to nazwać? Oczywiście, nie skreśliła go tylko z tego powodu. Wgl go nie skreśliła. Jednak niech wie, że czegoś takiego po prostu nie trawiła. Wiedział o tym, a i tak zrobił co chciał. Cicho westchnęła i przystanęła. -Masz ochotę na nieco świeżego powietrza? Albo po prostu zwiedzenie Wrzeszczącej Chaty?-Uniosła lekko brwi. Uśmiechnęła się szeroko i uniosła lekko brwi, jakby czekając na jego odpowiedz. -Idź po jakiś trunek, a ja zabiorę swoje rzeczy.-Powiedziała i ruszyła w kierunku krzesła, gdzie zostawiła swoją marynarkę.
Zaśmiał się - No co jak co, ale trunek najważniejszy co? Ja sam, zanim wyjdę muszę wziąć strój. Wezmę dwie butelki whisky czekaj na mnie przy wejściu. - zakończyli taniec i poszedł wziąć niezbędne do życia whisky i strój. Po około 15 minutach już byli przy wyjściu. Jeszcze nie wiedział gdzie ją zaprowadzi, albo ona jego. Wolał jednak by on jak na mężczyznę przystało. Więc w kilka minut musiał pomyśleć... może skraj zakazanego lasu? Nie tam nie jest jakoś za uroczo. A może przy jeziorze? To był dobry pomysł! Złapał ją za rękę i uśmiechnął się do dziewczyny. Wyszli razem wolnym krokiem z ciemnej "chatki puchatka" [z/t x2(Na jeziorku znajdziesz zaraz posta) ]
No fakt , nasz zombiaczek poświęcił kilka dobrych godzin na charakteryzację.Ale było warto ,sztuczna krew i każdy odcień zieleni i niebieskiego był na jego twarzy.Widząc uśmieszek na twarzy dziewczyny,wstał i ucałował jej dłoń w geście powitania-Nie martw się nie odgryzę-rzucił i uniósł lewy kącik ust.Był bardzo ciekaw któż to się chowa za tą maską.-A więc, skoro już stoimy , to czy mogę prosić o jeden mały taniec-zapytał i nie czekając obrócił dziewczynę po czym ostrożnie położył rękę na talii.Nie często tańczył z dziewczynami...z kimkolwiek.Od ostatniego razu minęło kilka miesięcy.No ale wypadało zatańczyć ze swoją partnerką,miał tylko nadzieję że nie zadepta jej na śmierć.
Nie musi szukać? A to w ogóle musiał? Dobre pytanie.. Raczej, wydawało mu się, że powinien. Ale nie musiał. W końcu, nie było obowiązku znalezienia swojej pary. Oczywiście, wiedział jednak do czego dążyła dziewczyna. Nie musiała dodawać, że mógłby jej poszukiwać. Pytanie, czy chciał? Zasadniczo, to impreza, szkoda byłoby ją przesiedzieć pod ścianą, albo iść do domu, nikogo nowego przy tym nie poznając, nie? Właśnie, zatem.. Coś trzeba było zrobić. Z kimś. Pogadać, pośmiać się, potańczyć, pobawić. A skoro już się tutaj znalazła jedna, ba, znalazła i poleciła, to czemu tego faktu miałby nie wykorzystać? - Księciem powiadasz..? – zamyślił się. – Dobre pytanie. A i już Ci na nie odpowiadam. Otóż, nie chciałbym być księciem, bo wtedy wszyscy ode by ode mnie za dużo wymagali, no i.. musiałbym szukać księżniczki, a nie dajmy na to Wampirki – i jeszcze tylko szarmancki i zalotny uśmiech w jej kierunku. Miał dziwne wrażenie, że skądś kojarzył tę dziewczynę. Nie chodziło o strój. Bardziej o sposób mówienia, chód, ogółem poruszanie się, a także ton głosu. Problem polegał na tym, że za jasną cholerę, nie mógł go sobie z nikim skojarzyć w tym momencie. Starcza demencja w wieku nastu lat, zawsze spoko! Aż strach było pomyśleć, co będzie za lat kilka, kilkanaście, albo kilkadziesiąt, kiedy znajdzie się w potencjalnej grupie osób cierpiących na to schorzenie… No, ale wracając na ziemię, na którą i on musiał wrócić, bowiem zauważył potencjalnego partnera dziewczyny. Podobnie do niej, dzierżył w dłoniach dziwnie zakrwawiony, jakby wyjęty z ciała jakiegoś nieboszczyka, nóż. Nic z tym nie zrobił. Tak długo, jak długo nie poczuł się zagrożony, bowiem ów osobnik kręcił się niebezpiecznie blisko. No, a on nie chciał być sam. Niech sobie plebs radzi sam. Tu się bawi szlachta! Niewiele dłużej myśląc, złapał ją za rękę i pociągnął za sobą na parkiet. Zasadniczo, to nie wiedział, czy miała ochotę potańczyć, czy też nie. Trudno, raz kozie śmierć, jak to mówią.
W sumie faktycznie. Nie musiał szukać. Zresztą przy odrobinie wysiłku, z pewnością by znalazł.Ale co ona tu może w ogóle myśleć? Przecież sama sobie odpuściła na początku. Miała zamiar być przez jakiś czas małym "wrzodem", a jakby mu to nie pasowało.. to by po prostu spławił... prawda? A to, że się znalazła i poleciła to była po prostu prawda. Nie wiadomo, co ją skłoniło do tego - akt desperacji czy może chęć poznania kogoś. A co będzie, jeśli tak naprawdę "nowy" znajomy okaże się kimś, z kim już rozmawiała? Ach, to będzie dopiero szok. - No faktycznie. Przynajmniej nie muszę się Tobą dzielić.. - powiedziała nieco niewinnie, po czym również posłała mu słodki, zalotny uśmiech. Jak to chłopak odbierze? Czy się za to obrazi, czy nie. Najwyraźniej zostanie na lodzie, albo coś. Czerwonowłosa właśnie miała sięgnąć po coś, czego w ogóle nie powinna pić w swoim wieku, gdy chłopak porwał ją do tańca. W pierwszej chwili była oszołomiona i nie wiedziała co się stało. Kiedy w końcu do niej doszło, że została wyciągnięta na parkiet - zaczęła po prostu tańczyć. - Łaa, to prawie jak porwanie. - powiedziała z rozbawieniem w głosie. Krótko po tym się uroczo zaśmiała.
Kiedy Orphan zobaczyła tylko kogoś z małą siekierką już wiedziała... Już wiedziała, że po prostu musi do niej podejść. Ludzie łączyli się w pary. Orphan przemierzając wnętrze Wrzeszczącej Chaty liczyła organy, które mogą wypełniać ich wnętrza. Chętnie by rozcięła kilka tych brzuchów. Rozwiesiłaby jelita to tu, to tam. Nie byłoby może ładnego zapachu, ale po co komu ładny zapach w obliczu takich pięknych... zakrwawionych wnętrzności. Same dobro... Dla rzeźnika na przykład. Czy orphan była rzeźnikiem? Zapewne powinna to przemyśleć. Taka praca się opłaca. Jednakże nie miała na to sił. Nie dziś. Dziś zajęta czymś innym. Podeszła do filigranowego dziewczęcia i wyciągnęła do niej siekierkę na znak, że są sobie dziś przeznaczone. - Kogo chcesz rozciąć najpierw? - Zapytała chłodno jak na dziewięciolatkę przystało. Ton zimny, lodowaty mógłby przeszyć najcieplejsze serce. Orphan była żądna czyjejś krwi. Kto wie na jakie pomysły jeszcze miała zamiar wpaść dzisiejszego wieczoru.
Zacznę może od tego, że mój nowy av nie tylko ładnie ukazuje przebranie, ale i obecny stan duchowy mojej postaci! Podkrążone oczy, zmęczona twarz i gwałtowne ruchy, które mogły być zaczątkiem jakichś tików nerwowych, teraz zrzucone na karb charakteryzacji i lepszego wczucia się w przebranie, tak naprawdę stały się ostatnio codziennością tego tutaj oto pana, którego imię wymiennie używane jest z pandą. Wbrew pozorom to wcale nie nauka, do której ostatnio przykładał się z tak marnym skutkiem, to brak pewnej osoby w jego życiu powodował, iż dręczony bezsennością, zmuszany był do oglądania programów przeznaczonych dla widzów dorosłych, które puszczane były w TV po godzinie 23. A ponieważ w jego mugolskim mieszkanku właśnie stał sobie telewizor... No, ale wracając! On też tęsknił. Ale przede wszystkim martwił się! Do tej pory wszystko było jasne, przyszłość malowała się przed nimi tak słonecznie, tak złodziejsko, kto by pomyślał, że coś może jednak pójść nie tak i aby spotkać się ze swoją drugą połówką, potrzebować będzie nie tyle co zgody niej samej, ale i aprobaty pielęgniarki/lekarza dyżurującego. Nawet jemu chęć cwaniaczenia szybko przeszła, grzecznie dostosowywał się za każdym razem, chociaż wizyty, coraz bardziej sporadyczne, były naprawdę bolesne i jak podejrzewał, nie tylko dla niego. Działo się gorzej i gorzej, cała radość i beztroska, jakie do tej pory czerpali z każdego aspektu życia, zaczęły ulatywać, każąc się skupić na chwilach które naprawdę mogą zapamiętać, nie zaśmiecając umysłów głupotami. Z początku jej nie zauważył. Nie ze względu na przebranie, nie! Raczej na samą postawę, tak różną od tej pewnej siebie do której nieoficjalna Królowa Hogwartu przyzwyczajała swoich plebejskich poddanych przez tyle lat. Szukał blaszanego przebrania w jakimś skupisku ludzi, gdzieś, gdzie niegdyś jego Bender czułby się najlepiej, mógłby błyszczeć i zachwycać, traktować ludzi z wyższością... no być po prostu sobą! Tymczasem jedynym blaszaczkiem na sali był ten nieopodal jakiegoś stolika, nienarzucający się nikomu swoją obecnością, czekający. Na niego. Sprężysty krok supercwaniaczka również przestał mu ostatnio wychodzić, długie, powłóczyste kroki lepiej oddawały stan jego ducha - teraz natomiast w paru susach doskoczył do Bendera, chwytając go za blaszaną dłoń, po chwili przykładając ją sobie do serca. Milczał przez chwilę, taksując wzrokiem przebranie swojej ukochanej. Chciał stąd wyjść, zerwać z niej przebranie, przytulić i zapewnić, że jeszcze będzie dobrze, że jeszcze okradną bank, że wszystko wróci do n o r m y. Ale nie, nie powiedział nic, po prostu stał z blaszaną dłonią przyłożoną do piersi, próbując zapanować nad nierównym oddechem. let's all go back to before we were broken - Skrzypisz. - odchrząknął i powiedział, zabierając dłoń Bendera ze swojej piersi, natomiast wciąż nie wypuszczając blaszanej łapki ze swojej ręki.
Ups, Tanner chyba przegiął, prawda? Nie zdążył nawet zareagować, a Angven już odchodziła w stronę tamtego faceta. Co tu począć? Panna Shay potrafiła doprowadzić go do szału jak nikt inny, a muszę dodać, że nie była to zaleta, a ogromna wada. Westchnął ciężko, cały czas patrząc w jej kierunku. - Miłego wieczoru - krzyknął tylko za dziewczyną, ruszając w stronę alkoholi. Nalał sobie szklankę whisky i obrócił się w stronę "parkietu", patrząc na tańczące pary. Tej nocy ludzie naprawdę się postarali! Wyglądali niesamowicie. Gdyby tak przyjrzeć się każdej postaci z osobna, ciężko byłoby nie znaleźć czegoś, co budziło podziw, strach lub rozbawienie. Dziewczyny swoim makijażem przebiły wszystko, wyglądały strasznie seksownie w tych swoich dziwnych strojach, które miały odstraszać. Faceci także stanęli na wysokości zadania - ich kostiumy w żaden sposób nie zdradzały ich tożsamości, a jednak dalej zrobione były w dobrym stylu, z odrobiną smaczku. Wszyscy chyba lubili to święto bardziej, niż dawali po sobie poznać. Chłopak sączył whisky, a w jego głowie cały czas pozostawała Angven. Sam sobie zasłużył, mógł pohamować swoje odzywki. Z drugiej strony jednak nie powinna się tak zachować i zostawić go tu samego na pastwę losu. Cóż, on z pewnością nie będzie jej za nic przepraszał. Pewnie gdy jutro się spotkają, temat balu nie zostanie nawet poruszony i będą zachowywać się normalnie, jakby nic się dzisiejszej nocy nie stało. Szczerze, przecież nic się nie stało, prawda? To, że wieczór Tannera po raz kolejny okazał się ogromną klapą.. trudno, zdarza się i tak. Nie liczył na nic szczególnego, toteż nie był prawie wcale rozczarowany. Chapman wypił whisky, szklankę odstawił na stolik i ruszył wolnym krokiem w stronę wyjście. Cały czas rozglądał się za jakąś dziewczyną z sekatorem, jednak nikogo takiego nie znalazł. Takie jego szczęście, że partnerki wolą spędzić wieczór w domu/pokoju, zamiast bawić się z nim na balu. Parsknął śmiechem do własnych myśli. Przecież to tak wielka bzdura, że aż niemożliwym jest, że pomyślał o czymś takim. Jednak.. sekatora nigdzie nie było. Wyszedł z Wrzeszczącej Chaty, zastanawiając się co teraz? Może pójdzie do jakiegoś baru i upije się do nieprzytomności? To nie jest głupie wyjście.
Obserwowała tą scenę z oddali, zastanawiając się, jak sama by się zachowała. Pewnie nie miałaby tyle cierpliwości co ten zielony stwór i jeśli ktoś uszkodziłby jej przebranie.. mogłoby to skończyć się rzucaniem na siebie zaklęć. Jednak zdawała sobie sprawę, że dziewczyna nie zrobiła tego specjalnie. Sama chciała odpalić piłę, co udało jej się bez trudu, jednak później musiała sporo namęczyć się z wyłączeniem jej. Za żadne skarby świata nie wiedziała jak to zrobić, w końcu zaczęła walić w nią na ślepo i warkot w którymś momencie ustał. - Dzięki - rzuciła ciepło, przekrzywiając głowę. Nie kojarzyła dziewczyny. To znaczy, pomijając oczywiście fakt, że w tym przebraniu miałaby problem z rozpoznaniem przyjaciółki, a co dopiero kogoś, kogo najprawdopodobniej w ogóle nie zna. Postanowiła na jedną noc być miłą, uśmiechniętą dziewuchą. Jej "faceta", ponieważ tak naprawdę nie wiedziała czy są razem, czy może bawi się z nią jak z każdą inną, tutaj nie było, a ona miała okazję chociaż trochę się zabawić. Jedyny warunek, to to, że jej towarzyszka też musi mieć na taką zabawę ochotę. - Po pierwsze, ten wieczór nie stanie się ani trochę lepszy, jeśli czegoś się nie napiję - zaśmiała się pod nosem, zerkając na dziewczynę. Miała nadzieję, że nie uraziła jej sowimi słowami. Nie, żeby jej towarzystwo było jakieś złe. Miała swoje problemy, o których nie chciała z nikim rozmawiać i dusiła je w sobie, mając nadzieję, że same się rozwiążą. Psuły one jej wszystkie wieczory, popołudnia, poranki, noce. Cały czas myślała tylko o tym, co powinna, a czego nie może zrobić. A więc.. w jej wypowiedzi chodziło właśnie o to. Może alkohol tym razem pomoże na jej problemy? - No i mam nadzieję, że jesteśmy zgodne co do faktu, że nasza tożsamość nie powinna zostać ujawniona? - uniosła lekko brew, zastanawiając się czy ktokolwiek poszedłby na taki układ, jaki zaproponowała. Z drugiej strony.. o to chodziło w całym tym balu Halloween, czyż nie? Nutka tajemnicy, a nawet może i grozy? Przynajmniej ona przyszła tutaj, żeby się rozerwać i zapomnieć o bożym świecie. Przez tą jedną noc mogła być bezkarna, nierozpoznawalna, mogła robić co chce, bez strachu, że na drugi dzień ktoś będzie ją oceniał. O to chodziło w tej całej zabawie. Czekała na odpowiedź dziewczyny, rozglądając się za kimś znajomym. W tym świetle i kostiumach ciężko było kogokolwiek rozpoznać. Zdawało jej się przez moment, że przemknęła obok niej jakaś znajoma postać, jednak nie była w stanie się przywitać. Nie miała pewności czy to aby na pewno ta właśnie osoba.
Wow. To chyba pierwszy chłopak, który kiedykolwiek ucałował jej dłoń. Lekkie zaskoczenie wpłynęło na jej twarz. Chyba lepszego partnera nie mogli jej znaleźć. - Oczywiście - Ale zanim chłopak zdążył to usłyszeć już wirowali na parkiecie. Rzadko tańczyła z kimś. Bardzo rzadko. Z tańcem nie było problemu bo uwielbiała tańczyć i trenowała bardzo często. Jednak myśl ,że tańczy z jakimś chłopakiem trochę ją dekoncentrowała. - Lubisz tańczyć? - Szkotka zapytała niewinnie. Chłopak nie był świetnym tancerzem ale też nie beznadziejnym. Nagle dziewczyna złapała dłoń chłopaka i porwała do stoliku z ponczem i słodkościami. Nalała jakiegoś alkoholu w dwie szklaneczki i podała drugą Zombie. Szybko wypiła zawartość swojej i kątem oka spostrzegła ,że chłopak nawet nie wyglądał jakby miał zamiar wypić swoją. - Nie pijesz? - Zapytała go z lekkim zawodem.
Szukał i szukał dalej bawiąc się łańcuchem. Nie znalazł. Chyba skończy to się jak bal w wielkiej Sali. No trudno nie znalazł… Dopił szampana i jeszcze się rozejrzał. Nie zobaczył. Jednak wolał zatrzymać sobie przez jakiś czas takie zęby. Były zajebiste według niego. Jednak jeszcze sobie wypije drinka. Zastanowił się po co kurwa ktoś się zgłosił na bal jeśli nie przyszedł? A może przyjdzie później? To już jego problem on nie miał zamiaru czekać. Dopił kolejny kieliszek i odstawił go. Rozciągnął się i ruszył w stronę wyjścia. Odchylił drzwi i jeszcze zanim wyszedł kolejny raz się odwrócił i spoglądnął na pary. Znów nie znalazł więc wyszedł z wrzeszczącej chaty. /zt/
Tak, nie da się ukryć, że ich plany zostały teraz brutalnie zweryfikowane przez życie, los, czy jakkolwiek to nazwiemy. Ale mimo, iż przyszłość nie jawiła się teraz w jasnych barwach, nasza bohaterka postanowiła się nie poddawać. Dla niego właśnie. Może póki co nie była jaśniejącą w blaskach fleszy diwą, ale była przekonana, że prędzej czy później jej dawne życie i nawyki wrócą. Kiedy minie choroba. A przecież chce ją pokonać. Podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Więc jak będzie się bardzo starać, to wszystko się uda, czyż nie? Nie miała pojęcia, jak to się stało, że z malkontenta i marudy stała się nagle optymistką w różowych okularach. Może ekstremalne, życiowe sytuacje naprawiają u nas to, co jest złamane? Chociaż to dziwne, że całe jej wcześniejsze życie nie nakłoniło jej do żadnej pozytywnej zmiany, a teraz proszę! Aczkolwiek może choroba jest zupełnie odrębną kategorią w tej batalii - who knows. Nie sądzę jednak, abyśmy mieli widzieć ślizgonkę cały czas taką zahukaną. W końcu jej przejdzie. O ile nabierze więcej sił. Tymczasem zaś stała niczym sierotka Marysia, uważnie obserwując otoczenie. Ha, ile materiałów do plot by miała! Jacyś dwaj kolesie kłócący się o jedną pannę wyglądającą jak facet, małe piły dziurawiące kostiumy i wiele, wiele innych. Zaskakujące jak wiele jest w stanie zaobserwować kiedy to nie skupia uwagi na sobie! Skuliła się w sobie, kiedy nagle poczuła szarpnięcie swej drobnej, acz teraz blaszanej rączki. Spojrzała bardzo nieprzychylnie na jegomościa, który miał czelność ją dotknąć (hm, pod tym względem chyba niewiele się zmieniło!) i generalnie miała zacząć urządzać mu awanturę, ale... po pierwsze czuła, że straciłaby na to za dużo sił, których miała niewiele. A po drugie w tym jakże cudownym rudzielcu rozpoznała swego menskiego menszczysnę! Dlatego uśmiechnęła się tym razem promiennie, ale pod maską Bendera nie było nic widać. I jej także brakowało tego, aby mogli się jakoś normalnie objąć, czy choćby pocałować. Dlatego odczekała chwilkę, patrząc się na Fry'a spokojnie, a potem zachichotała krótko. - Widzisz, tak o mnie dbasz, że mnie nie naoliwisz - powiedziała żartobliwie, po czym zabrała na chwilę swoją rękę i ściągnęła swój duży łeb robota. A pod nim jawiła się dziewczyna, która za wszelką cenę znów chciała wyglądać idealnie jak kiedyś, ale niestety jej blada cera, smutne, bez energii oczy i zdecydowanie szczuplejsza twarz były aż nazbyt zauważalne. Nie mniej jednak uśmiechała się szeroko. - Tęskniłam - rzuciła, by po chwili wspiąć się na palcach i cmoknąć swego partnera w usta. Potem stanęła już normalnie i otworzyła tajniacko swoją klapę na brzuchu. - Chcesz się napić? - spytała konspiracyjnie. W zasadzie lekarze zabronili jej pić, ale... cóż. Chce być wolna. Choć przez jeden wieczór.