Jest to stary, ponury i od dawna opuszczony dom, znajdujący się na wzgórzu. Okna w nim są zabite deskami, a zarośnięty ogród otacza drewniany płot. Uczniowie nie zapuszczają się w jego kierunku, każdy dobrze wie, że to najbardziej nawiedzony dom w całej Anglii, a historie na jego temat krążą po całym kraju. Przerażające odgłosy wydobywające się z chaty od dawna napawały strachem mieszkańców okolicy, zwiedzających, a nawet duchy zamieszkujące Hogwart omijają ten dom. Jeśli wierzyć plotkom, w czasie pełni noc spędzają tu wilkołaki, zamieszkujące pobliskie tereny.
TU MACIE PODGLĄD NA KOSTECZKI Z IMPREZKI
Imprezka!:
Impreza Urodzinowa Percy’ego!
będzie fajnie, zapraszam!
Tak, oto przyszedł ten dzień! Drobna i wysublimowana zabawa, kulturalne rozmowy przy herbacie, debaty wysoko wykształconych ludzi o obecnym stanie polityki w Ministerstwie. DOKŁADNIE TO TUTAJ BĘDZIE. Wstęp wolny dla niemal każdego (chyba, że twój wiek jest na tarczy zegara, to wtedy średnio – powiedzmy, że Percy będzie wyrzucać każdego co nie ma tych szesnastu lat). Cały dom jest wysprzątany, przygotowany do dzisiejszego wydarzenia, wszędzie można uświadczyć różne świecidełka i girlandy (motyw kolorystyczny balu z „Euforii”). Główny pokój jest dosłownie parkietem, z boku stoi EPICKI gramofon, z którego lecą same najlepsze hity, zarówno magiczne, jak i mugolskie. Naprzeciwko drzwi frontalnych, po drugiej stronie stoi barek z wszelkimi alkoholami, jakie uświadczysz w Oasis, bowiem to właśnie ten klub zaopatrzył dzisiejszą imprezę w procenty. Obok barku stał również stolik z przeróżnymi smakołykami, ciastkami, chipsami i tym podobnymi rzeczami, do wyboru do koloru! Zaraz obok było wyjście na mały tarasik, gdzie można było poświęcić się karmieniu raka lub spędzić chwilę na świeżym powietrzu. W rogu zaś postawiony został nieco wąski i długi stolik, na którym leżało dwanaście kubeczków – miejsce do Beer Ponga! Kto chce, może sobie zagrać, czemu nie! Zaś po drugiej stronie tego NAPRAWDĘ dużego pokoju znajdowało się miejsce dla tych, którzy chcieli spróbować swych sił w grze w butelkę! Czy na pewno jest cię na tyle, żeby zagrać z innymi na percivalowych zasadach?
Grę rozpoczyna dowolny gracz (na fabule się wybierze). Gra jest tylko na wyzwania (bez "prawdy"). Jeśli twoja postać została wylosowana, masz dwa dni na odpis. W innym przypadku robimy przerzuty! Tak, żeby gra nie stała w miejscu.
1. Rzucamy dwiema kośćmi, żeby wylosować wyzwanie dla drugiej osoby:
Wyzwania:
2 - Jeśli miałbyś/miałabyś przedłużyć gatunek z którymś z nauczycieli, który by to był? 3 - podaj jedną cechę (raczej wyglądu) wylosowanej przez ciebie osoby, którą uważasz w niej za pociągającą 4 - dostajesz tajemniczy eliksir i musisz go wypić - okazuje się, że to eliksir młodości! (Przez dwa posty piszesz swoją postacią odmłodzoną o dziesięć lat) 5 - zrób malinkę osobie, którą wylosowałeś 6 - zdejmij dowolną część ubrania z wybranej osoby 7 -pocałuj namiętnie w usta wylosowaną osobę 8 - siedź przytulony z wylosowaną osobą (przez minimum 2 posty) 9 - pocałuj lekko każdą osobę znajdującą się w tym pomieszczeniu 10 - tańcz na rurze przez przynajmniej 2 minuty 11 - wyznaj miłość wylosowanej osobie, tak realnie, jak tylko możesz 12 - powiedz, z którymi z obecnych tu osób najbardziej chciałbyś/chciałabyś zaliczyć "trójkącik"
Jeśli się powtórzy, to możecie robić przerzuty, ale nie trzeba - jak kto woli. Możecie założyć, że wasza postać sama dane zadanie wymyśliła, albo że wylosowała je z tej miseczki.
2. Rzucamy Kartą Tarota, żeby wylosować osobę, której przypada wyzwanie:
Jeśli się powtarzają, proponuję przerzucić (nie widzę sensu w tym, żeby jedna osoba grała ciągle, a inna właściwie w ogóle). Puste pola oczywiście przerzucamy.
Gra ta nie różni się za bardzo od mugolskiej wersji, z tym że korzystamy z magicznego zestawu, który zawiera kolorowe kubeczki oraz piłeczki przypominające te od ping ponga. Zasada jest taka, że po trafieniu piłeczką do pustego kubeczka, pojawia się w nim losowy napój z tych, które obecnie znajdują się w miejscu imprezy.
Zasady gry
Gra dla dwóch graczy. Rozgrywkę rozpoczyna dowolny gracz (ustalcie sobie, albo rzućcie k6, ten z wyższą wartością zaczyna).
- Rzucamy trzema kostkami: a) K6: określa, w który kubeczek leci piłeczka b) K100: określa czy ci się udało trafić czy nie: 1-60: nie udało ci się; 61-100: udało ci się. c) Jaki alkohol znalazł się w wylosowanym kubeczku: 1 - Piwo Dverga (1)* 2 - Jagodowy Jabol (1,5) 3 - Big Ben (2) 4 - Ognista Whisky (2,5) 5 - Absynt (3) 6 - Żeglarski Bimber (3,5) *Cyferki w nawiasie wytłumaczone nieco niżej.
- Każdy kubeczek ma 200ml;
- Jeśli uda ci się trafić do kubeczka, przeciwnik musi wypić wylosowany przez ciebie napój;
- Jeśli według kostki udało ci się trafić do kubeczka, ale wylosowałeś numerek, który został już przez ciebie „zbity”, to ty pijesz swój kubek z tym numerkiem (jeśli go nie ma, nikt nic nie pije, gra toczy się dalej);
- Jeśli nie trafisz, nic nie pijesz, przeciwnik również nic nie pije;
- Cyferki w nawiasach przy alkoholu oznacza jego Moc. Ilość wpojonego alkoholu do organizmu wpływa na to jak się postać zachowuję, niżej więc zamieszczam rozpiskę proponowanych reakcji:
Reakcje:
1-3 punktów - Szeroki uśmiech, chęć kontaktów towarzyskich 4-6 punktów - Wzmożona wesołość, gadatliwość 7-9 punktów - Ochota na taniec i śpiew 10-12 punktów - Lekko chwiejny krok, słowotok 13-14 punktów - Mocno chwiejny krok, bełkotanie 15 punktów - Wymioty 15+ punktów - Utrata przytomności
Oczywiście są to propozycje, twoja postać nie musi się dokładnie tak zachowywać, lecz proszę, by jednak alkohol miał jakiś wpływ na to jak reaguje wasza postać!
- Pod każdym postem piszcie, ile punktów uzbieraliście w magicznym beerpongu (czyli punktów z nawiasów) - określać to będzie stopień upicia waszych postaci;
- Podsyłam wam tutaj przykładową "mapkę" do Beer Ponga, żebyście sobie zaznaczali w każdym poście, których kubeczków już nie ma w grze!
Koniec gry
Wygrywa ten, kto zbije wszystkie kubeczki przeciwnika. Bawcie się dobrze!
GryffindorRavenclawHufflepuffSlytherin
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Wto Wrz 21 2010, 15:54, w całości zmieniany 1 raz
Desiree spojrzała na dziewczynę. Och, cóż za błyskotliwość! Ciekawe ile czasu straciła Villemo by dojść do tego wniosku. No, ale nie bądźmy aż tak złośliwi. Ślizgonka roześmiała się wesoło. Owa reakcja spowodowana była oczywiście alkoholem krążącym jej we krwi. -No jestem. Zrobiłam sobie małą wycieczkę do Londynu. -odpowiedziała praktycznie wymrukując swoją wypowiedź i przyjrzała się ukochanej dokładniej. -Za ty to ty jesteś trzeźwa. -dodała zdziwiona owym faktem. W końcu prawie nigdy nie widziała towarzyszki zupełnie trzeźwej a nie miała pojęcia o tym co teraz przeżywa dziewczyna. Ona również przymknęła oczy, rozkoszując się niejako obecną chwilą. Wciąż kochała i pamiętała. Co noc rozpamiętywała ich spotkanie w obserwatorium, miłe chwile na dachu, wyrzuty sumienia jakie miała potem, uczucie beznadziejności, które ogarniało ją gdy Villemo tak czule pieściła jej udo na lekcji, podczas gdy ona sama planowała zerwanie. Spytacie pewnie czemu odrzuciła dziewczynę skoro darzyła ją uczuciem. Spotkanie z Tristanem uświadomiło jej, że to chłopaka bardziej kocha. Że to bez niego nie może żyć (i te inne ckliwe pierdoły, które odczuwa się będąc zakochanym, ja się na nich nie znam). Nie mogła być z Villemo mając tę świadomość. Tylko by ją oszukiwała i raniła. Wiem, że zrywając z nią własnie to samo zrobiła, ale lepsze jej rozstanie, taka rana szybkim, chirurgicznym cięciem, niż długotrwałe oszukiwanie. Gdyby została z dziewczyną powoli usychałaby z tęsknoty za kim innym. W końcu Vill by się spostrzegła co się dzieje z Desiree i już nie byłoby zbyt fajnie. Lepiej więc rozstać się od razu na początku. Bo to, że zapomniałaby o chłopaku jest mało prawdopodobne, chociaż kto ją tam wie. Dziewczyna miała świadomość, że ona i panna Pritchard pasują do siebie idealnie, że mogłyby być ze sobą długo. Ale nie potrafiła, nie mogła jej ranić. Może i było to niezbyt uczciwe ale chciała zapomnieć. Była egoistką w tych swoich pragnieniach. Nie chciała cierpieć, być rozdartą tak jak było w tej chwili. A z drugiej strony odzywała się masochistyczna część jej natury, która życzyła sobie pamiętać, wciąż kochać...Ale czy w końcu obraz ukochanej zatrze się w jej sercu? Czy zapomni? Nie będzie kochała tak jak teraz? Nie wiem i ona też tego nie wie. Desiree traciła już kontrolę, rozeznanie we własnych myślach. Leżąc tak blisko ukochanej nie potrafiła już racjonalnie myśleć, powstrzymać swoje serce od szybszego bicia,a ciało od drżenia. Nie mogła udawać, że jej nie kocha, wiedząc że musi. Kocha, dlatego chciałaby by Villemo o niej zapomniała, ułożyła sobie życie z kim innym. Tak by było lepiej dla nich obu. Ułatwiło by zapominanie. Chciałabym powiedzieć, że czas leczy rany. Nie, on tylko przyzwyczaja do bólu. Niech więc się do niego przyzwyczajają. Desiree pragnęła szczęścia towarzyszki wiedząc, że ona nie może jej go dać. I to nie prawda, że serce panny Weaver należy do Tristana. Przynajmniej nie całe. Pewna jego część jest własnością właśnie Villemo. I zapewne będzie należało do niej aż do końca, mimo, ze teoretycznie już jej w nim nie będzie. Jej ukochana powinna być szczęśliwa mimo wszystko, i walczyć, walczyć o życie dla samej siebie. Miłość jest niszcząca i potrafi zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Ale to można kontrolować, mozna temu zapobiec. Walczyć z własnym sercem i rozumem. To trudne, ale nie niewykonalne. Desiree cierpiała. Leżała koło Villemo, a obecność dziewczyny sprawiała jej niewyobrażalny ból. Miłość, tęsknota, bezsilność, smutek. Te wszystkie uczucia się kumulowały. Serce krwawiło, biło, oddech był nierówny a ręka za wszelką cenę pragnęła poczuć ukochaną osobę. Desiree jak cholera pragnęła przytulić dziewczynę, powiedzieć, ze kocha, że pamięta, że jej też jest ciężko. Ale mimo stanu upojenia alkoholem, który powinien rozwiać jej zdrowy rozsądek i rozmyć wszelkie psychiczne bariery wiedziała, że nie może, że nie chce już wracać do tego co było, że nie powinna tego mówić, by nie dawać nadziei by potem znów zranić ukochaną. Desiree otworzyła oczy. Poczuła jakiś ruch w pobliżu. Spojrzala w stronę dziewczyny. Villemo była w strasznym stanie. Jak własny cień: blada, spięta. Wyglądała na bezradną, drżała. Jej mina...Des nie znała się na takich rzeczach więc nie wiedziała co wyraża mimika twarzy dziewczyny. Ale zapewne to samo co ona czuła. Ponadto Ail słyszała jej nierówny oddech. Ukochana wyglądała jakby miała jakiś atak paniki czy coś. Ze strachem w oczach widziała też jak Villemo napływają łzy, drżą zaczerwienione powieki. Czuła bicie jej serca. Kurczę, tak bardzo chciała ją przytulić, powiedzieć, że kocha, że wszyztko będzie dobrze, ucałować, pogłaskać po miękkiej skórze. Nie miala pojęcia jak jej obecność działa na Villemo. Wiedziała tylko co sama czułą. Bezwiednie wyciągnęla dłoń i uścisnęła ukochaną za rękę. Poczuła ciepło dziewczyny i uśmiechnęła się lekko. Przez ciało przebiegł jej miły dreszcz. Tak, wiedziała, że ta miłość jest bezsensowna, że powinna się skończyć. Też tego chciała. Ale na razie leżały tak obok siebie. Blisko a tak daleko... -Ja...-odezwała się cicho, nie wiedząc co powiedzieć. Urwała więc. "Kocham cię, pragnę cię, przepraszam, wybacz, że zerwałam, że nie mogę być z tobą nie raniąc cię, chcę byś była szczęśliwa, ale nie ze mną, przepraszam..." To chciała powiedzieć? Tak, chyba tak. Ale nie mogła już do tego wracać. To już minęło i nie wróci. Nie ma sensu by o tym wspominać. Desiree ją porzuciła, to prawda. Nie chciała ale musiała. Wiedziała, że to z Tristanem chce być. Przez tydzień, miesiąc, pół roku, rok, dwa, cztery lata...Nie wiem ile, ale chce. Będąc z Villemo nie czułaby się do końca spełniona, szczęśliwa. Lekko przejechala opuszkiem kciuka po dłoni ukochanej i odjęła rękę. Czuła, ze dotykając dziewczyny może doprowadzić do czegoś co nie mogło już mieć między nimi miejsca. Desiree cały czas obserwowała Villemo patrząc na nią z rozczuleniem. W miłości jest tak, że pragniemy szczęścia drugiej osoby. Nawet jeśli to oznacza, że obiekt naszych westchnień będzie z kim innym. Byle by była szczęśliwa. Ślizgonka marzyła o tym by towarzyszka znalazła sobie kogoś kto sprawi, że Villemo będzie miała ciagle uśmiech na twarzy. Pragnęła by ukochana zaczęła spotykać się z kimś kto będzie jej godny, kto będzie ją kochał jak nikogo innego. Chciała by ktoś dał jej to, czego ona nie jest w stanie. A przede wszystkim życzyła jej by ta się ustatkowała i zapomniała o niej, nie czuła już tego cholernego bólu, nie była nieszczęśliwą. Kochała ją i chciała dla niej jak najlepiej. A to, że najlepszym dla Villemo bylo to by do niej wróciła? To wolała pominąć. No cóż, nie da się ukryć, że życie jest nieuczciwe. A Desiree naprawdę nie chciała tak z nią postąpić. Po prostu nie widziała innego wyjścia by samej być szczęśliwą. A to, że była egoistką i cierpiała na chorobę zwaną egocentryzmem (potwierdzone w Mungu!) zmuszało ją do myślenia przede wszystkim o sobie. Niestety. Dziewczyna cały czas patrząc na ukochaną usłyszała pytanie o nią i Tristana. Westchnęła zrezygnowana. Przez ostatnie dwa tygodnie Desiree chodziła po zamku i błoniach szukając chłopaka, by z nim porozmawiać, ale go nie znalazła. Wysłałaby list ale Raven gdzieś zniknął. Ale jak wytrzeżwieje szuka dalej. W ostateczności użyje szkolnej sowy. Ale to już jutro. -Hmmm...Tak naprawdę to nie widziałam się z nim od naszego...-przełknęła ślinę-od naszego zerwania. Szukałam co przez cały czas ale nie mogłam go znaleźć. Chciałam też wysłać list, ale mój kruk gdzieś poleciał i nie wraca. Wczoraj planowałam sobie, że po powrocie z Londynu skorzystam ze szkolnej sowy. Dłużej nie mogę na niego czekać. Ale w takim stanie nie mogę się mu pokazać. -wskazała na soebie. Fakt, rozczochrana i rozmazana laska w pogiętych ciuchach i śmierdząca wódką to nie jest zbyt ponętny obrazek. -W związku z tym umówię się z nim na jutro. -odparła swobodnie. Nie zastanawiała się nad tym czemu Villemo ją o to spytała. Miała prawo to zrobić, w końcu kiedyś były przyjaciółkami. Od razu po zerwaniu Desiree myślała, że nie chce stracić przyjaźni dziewczyny. Ale teraz wiedziała, że to nieuniknione, że to bez sensu. Aby ukoić ból, zapomnieć, odkochać się, nie mogą się nawet przyjaźnić. To oznaczałoby przebywanie w swoim towarzystwie. A żeby przestać odczuwać miłość, trzeba się nie widywać, wtedy powoli zaciera się ślad tej osoby, nie odczuwamy juz tego wszystkiego tak bardzo. To jedyne wyjście z sytuacji. Desiree musiala się z tym uporać. Ogarnąć swoje uczucia. Wybrała Tristana. ale Villemo też bardzo kocha, oni oboje tkwią głęboko w jej sercu, i tam właśnie pozostaną niezależnie od tego co się wydarzy. Ale wie, że to z Puchonem chce być. Musi być. To on ją uratował, wzbudził w niej chęć do życia, jest jej azylem, jej rycerzem! To z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek z miłości, nie z pożądania, czy "bo tak trzeba". A takich rzeczy się nie zapomina, Ona i jej była dziewczyna muszą być osobno. Nieszczęśliwe, kiedy usychają rozdzielone, bardziej cierpiące kiedy są przy sobie. Nie wiedziała jaki cel miała Villemo zadając jej to pytanie, nei miała pojecia co spowoduje swoją odpowiedzią...Na swój pijany rozum uzasadniła to pytanie chęcia podtrzymania rozmowy i po prostu zrozumiała to jako przyjacielskie "co słychać?". A to, że Villemo zignorowała jej pytanie po prostu pominęła. Nie przejęła się tym, miała nadzieję, że dziewczyna sama coś powie. Desiree poczeka, w końcu się jej nie spieszy. Dzisiaj chce być tu z nią, bo ją kocha, a ukochana zawsze będzie miała swoje miejsce w jej życiu i sercu. Nawet gdy o sobie zapomną i nie będą się widywać. Des westchnęła i przeczesała włosy spoglądając na Villemo. Dziewczyna oddychała coraz spokojniej i uroczo marszczyła nos. Wyglądała pięknie, tak pięknie, ze nasza studentka uśmiechnęła się czule na sam widok. W tej samej chwili Vill otworzyła oczy. Swe duże, mądre, bursztynowobrązowe oczy. Desiree spojrzała w nie i po prostu utonęła pod siłą jej spojrzenia. Przez chwilę wpatrywała się w nie lekko ogłupiała, by po chwili się opanować. Położyła się na plecach na łózku i wbila wzrok w sufit. Niezbyt fascynujący widok ale jej to nie przeszkadzało. Sięgnęła do kieszeni dżinsów by wyjąc...nie, tym razem nie fajkę. Zachciało jej się zapalić skręta. O tak, dzisiaj zdecydowanie miała dzień używek. Załatwiła sobie jointy od znajomych w Londynie. W końcu mieszkała tam prawie dwa lata i szlajając sie całymi dniami i nocami po mieście musiała narobić sobie tam znajomosci. Wcześniej przygotowanego skręta włożyła sobie do ust i odpaliła. Zaciągnęła sie i po chwili wydmuchała ogromną chmurę słodkiego, marihuanowego dymu. Dziewczyna dawno nie jarała nic poza zwykłymi fajkami, była więc to dla niej miła odmiana. No, teraz można się odprężyć.
Villemo ponownie odwróciła wzrok, wpatrując się tempo w daszek łóżka. Traciła kontrolę, czuła jak ją traci i zatraca siebie bezpowrotnie. Co się działo? Nie potrafię tego, jasno prosto opisać. Z początku, wydawało się że to wcześniej wypity alkohol, zaczynał dawać o sobie znaki. W uszach szum, i dzwonienie, w głowię dziwny pisk i zawroty, jak gdyby cały świat zaczął się kręcić dookoła niej samej. Villemo samoczynnie zamknęła oczy, jej oddech stał się równy i spokojny. Lecz także był płytki i dziwnie cichy. Jej serce powoli zaprzestawało pracy, z ciała uchodziła krew. Twarz stała się blada, wręcz przezroczysta. Villemo ponownie nie potrafiła tego wszystkiego ogarnąć, czuła się jak w tedy na lekcji pod wpływem hipnozy. Wszystko co ją spotkało, wszystko to o czym nie powinna była pamiętać. Teraz po raz kolejny się ujawniało, każde wspomnienie tworzyło spójną całość ze wszystkim. Lecz mimo tego wszystkiego, Villemo czuła że coś się zmienia. Coś jest inaczej, to nie jest coś w rodzaju jak czujemy że coś w środku w nas pęka. W tedy stajemy się słabsi, bardziej otwarci i czujemy się złamani. To co teraz działo się z Villemo, to było zupełną przeciwnością. Coś w niej zaczynało się budować, jej rozklekotana i porozsypywana psychika, zaczynała tworzyć spójną całość. Villemo czuła się dziwnie, jak w transie, wszystko odczuwała w zwolnionym tempie, reagowała z dużym opóźnieniem. Czuła się jak gdyby to nie ona leżała, obok Desiree lecz kto inny. Czuła się jak gdyby to wszystko, właśnie nie ją spotkało, lecz kogoś innego. Czuła się jak gdyby przekraczała granice, materialnego świata, jak gdyby właśnie umarła. Wiem że to wszystko brzmi bardzo dziwnie, lecz ona właśnie tak się czuła. Jej psychika, jej wnętrze stawało się bardziej odporne na ból. Może właśnie tego potrzebowała. Takiego mocnego kopa i zrzucenia na samo dno, by zrozumieć jak nisko wcześniej upadała, jak bardzo się szmaciła i jak blisko była od ostatecznej przegranej. Wcześniej miała w sobie tyle pytań, tyle nie pewności i sprzecznych uczuć, że nie potrafiła tego wszystkiego zrozumieć. To ją przytłaczało i zabijało. Villemo nie potrafiła sobie z tym poradzić, i nie było nikogo kto by zechciał jej pomóc. Teraz czuła się wolna, silniejsza i spokojniejsza. Nie twierdze, że Villemo sobie z tym wszystkim poradziła, lecz na pewno była ku dobrej drodze by sobie, z tym wszystkim poradzić. Lecz to co mnie zastanawia, to to, co się właściwie stało? Villemo nie była pod wpływem hipnozy, nie była też naćpana ani pijana, więc co się stało? Jej mózg przestał pracować, na krótką chwilę która zdawała się wiecznością, serce przestało bić. Ciało Villemo stało się zimne, a skóra blada. Twarz i całokształt wyglądały jak gdyby Villemo umarła śmiercią naturalną. Lecz tak nie było, tylko pytanie brzmi jak było? Ktoś, lub coś. Tchnął w nią część dziwnej mocy, pozwolił zrozumieć to wszystko, co pozostawało niezrozumiałe. Villemo przez te kilka sekund, zobaczyła swoje własne życie, być morze bardziej dokładnie niż by sama tego chciała. Lecz taka obserwacja z perspektywy trzeciej osoby, pozwoliła jej zrozumieć kim tak naprawdę była. I nie wliczając dwóch wspaniałych, lat spędzonych z jej prawdziwą miłością, to była nikim. Jej życie było niczym, wszędzie tylko obłuda, fałsz i hipokryzja. Ludzie chcieli się z nią jedynie przespać, i nic więcej. A ci którzy naprawdę chcieli ofiarować jej coś wspaniałego, spotykali się z pogardą i chłodem, dorównującym temu który panuje na Syberii. Zamiast robić to, co powinna. Zamiast pokazać jak bardzo jej rodzice się mylili, i zamiast walczyć o to by ludzie nie zapomnieli o Alice. Robiła coś zupełnie, odwrotnego. Sama wyrobiła sobie opinie suki, i była z tego dumna. Jak bardzo pozostawała w błędzie, i czy nie jest za późno by to wszystko naprawić? Czy naprawdę zdoła zawalczyć o swe życie? Tego Villemo nie wiedziała, nie wiedziała jeszcze wielu rzeczy, i na wiele rzeczy jeszcze nie poznała odpowiedzi. Lecz to co wiedziała, wystarczyło by poczuć się inaczej. Jak nowy wolny człowiek, silniejszy i bardziej odporny. Villemo zdawała sobie sprawę że jeszcze wiele drogi, wysiłku i wyrzeczeń przed nią samym. Lecz to jak gdyby chwilowo, straciło na znaczeniu. Ważne pozostawało to, ile wywnioskowała z owych lekcji, ile pojęła i ile to zmieni w jej życiu. Najważniejsza szkoła, jest szkoła życia. Teraz to wiedziała, i nie chce ponownie przegrywać swego życia. A co do Desiree... Villemo teraz nie wiedziała czy ją kocha, czy kiedykolwiek kochała. Wiedziała że darzy ją szczególnym uczuciem, lecz czy to jest miłość? Teraz sama tego nie wiedziała. Lecz wiedziała że ma dość siły, by pozwolić jej odejść. Niech będzie z Tristanem, jej nic do tego. Jeżeli naprawdę tego Desiree pragnie, to Villemo nie będzie o nią walczyć. Wiem, że to jest błąd, wiem że te dwie dziewczyny powinny być razem, i kto wie może kiedyś będą. Nikt nie zna przyszłości prawda? Może właśnie oby dwie, zaprzepaszczają swoja jedyną szanse na udany, szczęśliwy związek. A może właśnie tak, powinno być. Być może na Villemo czeka ktoś inny, ktoś kto naprawdę ją pokocha, tak jak i ona jest w stanie pokochać. Może na nią też gdzieś czeka szczęście. Kto wie? Może nikt nie czeka, może jedynie czeka samotność i pustka wywołana masą wspomnień. Tego też nie wiem, ale ta decyzje jaką właśnie podjęła Villemo, zdaje się być tą odpowiednią. Jednak na chwilę obecną, dziewczyna jeszcze nie otwierała oczu. Jeszcze zdąży powiedzieć Desiree to co miała do powiedzenia, jeszcze ma na to czas, przecież im się nie śpieszy. A teraz chciała po raz ostatni pozwolić sobie na odpłynięcie we wspomnieniach. Widziała siebie i Alice, razem na błoniach. To był naprawdę przepiękny widok, pierwszy raz Villemo widziała siebie samą, tak szczęśliwą i tak uśmiechniętą. Nie zadawała już sobie zbędnych pytań, dlaczego stało się tak jak się stało. Nie dręczyła siebie zbędnymi pytaniami, co teraz będzie i dlaczego Alice musiała umrzeć. Nie zastanawiała się także, dlaczego Desiree była z Tristanem a nie z nią. Zrozumiała bowiem dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że to co się stało, to nic innego jak życie. A życia nie da się zrozumieć, ani pojąć. Tak się dzieje i już. Trzeba się pogodzić z tym wszystkim i żyć dalej. Nie można próbować żyć dalej, bo próby często okażą się beznadziejnym wysiłkiem. Walką z wiatrakami, i niczym więcej. Trzeba żyć, lecz nie należy zapominać o tym co było kiedyś. Villemo przekonała się o tym, bardziej niż kto inny. Teraz wiedziała że zapomnienie o tym, co było jest dobrym rozwiązaniem. Lecz jedynie na bardzo krótką metę. Kiedyś przychodzi nam, przypomnieć sobie o tym wszystkim, i to może nas złamać, tak jak złamało naszą ukochaną Villemo. Trzeba wszystko przyjąć na siebie, każde złe wydarzenie i żyć dalej, trzeba wyciągnąć wnioski i przyjąć na siebie konsekwencje naszych działań. Nigdy nie wiemy, jakie będą konsekwencje naszych działań, lecz to właśnie one muszę nas czegoś nauczyć, i sprawiać że będziemy silniejsi. Inaczej zatopimy się w wspomnieniach, a winą będziemy obarczać innych ludzi. Musimy zmierzyć się ze swoją jasną i ciemną stronę, stawić czoła wszystkiemu co nadchodzi, w tedy może być jedynie lepiej. Jeżeli będziemy przed tym wszystkim uciekać, i zachowywać się jak tchórze, którzy obarczają winą innych za własne niepowodzenie. W tedy nie mamy co liczyć na to że będzie lepiej. Villemo tak się zachowywała, obarczała Tristana i Desiree za wszystko co ją spotkało, obarczała Aleksa za to że przypomniał jej o tym wszystkim, co kiedyś miało miejsce. Teraz wiedziała jak bardzo się myliła, jak bardzo przegrywała i jak bardzo była głupia by nie powiedzieć naiwna. Teraz wiedziała co ma zrobić, ze swym życiem, lecz czy starczy jej na to sił? Wiedzieć co ma się robić, a robić to. To są zupełnie dwie inne sprawy. Villemo pojmowała jeszcze jedną, ważną sprawę. I chyba najważniejszą. Bowiem dzięki temu, wszystko układało się w logiczną całość, pozwalało jej zrozumieć i stać się silniejszą. Bowiem rozumiała już zachowanie Desiree. To powinno być dla Villemo, proste przejrzyste i zrozumiałe od samego początku, a jednak tak nie było. Jak bardzo człowiek zakochany, pozostaje ślepy, naiwny i głupi? Owszem Villemo teraz nie wiedziała, czy kocha Desiree, lecz kiedyś tak myślała. Dopiero teraz, kiedy zwątpienie w to uczucie, tak bardzo się wdarło do jej serca. To dopiero teraz, dziewczyna była w stanie to wszystko zrozumieć. Desiree grała, w niegdyś ulubioną grę Villemo. Rozkochaj. Daj kawałek nieba. Porzuć. I dobijaj bezlitośnie, swą ofiarę. Villemo znała tą zabawę, sama w nią grała nie raz. I teraz mocno tego żałowała, lecz to już inna sprawa, i chyba o tym wspominałem prawda? Villemo otworzyła oczy, i z miejsca ją zapiekły od napływających łez. Uśmiechnęła się sama do siebie, dlaczego tego nie wiem. Lecz teraz wyglądała zupełnie inaczej, wyglądała jak stara dobrze nam znana Villemo. I mimo że w jej wnętrzu, przez te kilkanaście minut. Doszło do bardzo poważnych zmian, to na zewnątrz pozostała, tą samą zimną suką. Jej twarz ponownie była kusząca, piękna i delikatna. Już nie była blada, w oczach znajdowały się ogniki życia, cynizmu lecz także czułości. Może i Villemo nie kocha już Desiree, lecz nadal darzy ją sporym uczuciem. Tak czy owak, Villemo teraz nachyliła się nad Desiree. Zbliżała się bardzo powoli, tak jak miała to w zwyczaju. Kiedy już mogło by się zdawać że Villemo ją pocałuję, ta nagle podniosła swoją twarz. Dzieliło ich kilka centymetrów, i z pewnością gdyby teraz Desiree, podniosła swoją twarz ich usta by się spotkały. Lecz czy to ważne? Po policzku Villemo spadła jedna samotna łza, która wylądowała na policzku Desiree. Villemo uśmiechnęła się czule i opuszkami palców starła ślad łzy, z jej policzka. - Kochanie... - Zaczęła szeptem i czulę, jej twarz była stosunkowa miła, przyjazna wręcz czuła. Lecz biła od niej stanowczość i zawziętość. Mimo iż górowała czułość, troska i pożądanie, to nie dało się nie zauważyć tamtych dwóch uczuć. Chyba że się było kompletnie pijanym. Lecz Desiree nie była kompletnie pijana, chociaż trzeźwa też nie była. - Nie graj z zemną w tą grę. - Powiedziała bardzo po woli, głaszcząc jej twarz i patrząc prosto w oczy. - Bo jeżeli nie zaprzestaniesz, to pokaże ci do czego jestem zdolna. Roztopiłaś te lody, już nie jestem zimną suką. Teraz płonę żywym ogniem, i uważaj bo się sparzysz. - Villemo to wszystko mówiła spokojnym, i czuły szeptem. Patrząc się głęboko w oczy. - Jeżeli zechcesz dalej mnie ranić, lub moich bliskich. Pokaże ci jak ja się czuję. Udowodnię ci że ludzie nie zadzierają z zemną bez powodu. - Tak, Villemo już nie zaprzeczała że ma bliskie osoby. I zamierzała ich bronić, jeżeli nadejdzie taka potrzeba. Zrobi wszystko, a jest w stanie nawet wywołać piekło na ziemi. Zdobycie Tristana? Nic trudnego, bynajmniej nie dla niej. Nawet jeżeli okaże się to praca żmudną, wymagająca kilku miesięcy. To zrobi to. Villemo ma plan jak to zrobić, i ma plany zapasowe. Od A do Z. Villemo zdawała sobie sprawę, że jest pewien chłopak nawet dla niej nie uchwytny. A przynajmniej tak się wszystkim zdawało. Villemo kiedyś go zamierzała zdobyć, lecz chodzą plotki że jest on z jej znajomą Cass. A jeżeli ona z nim jest, to niech sobie będzie. Villemo nic do tego. Lecz co do Tristana, to jeżeli naprawdę będzie zmuszona, to zdobędzie go. I pokaże Desiree coś czego naprawdę, ona nie chcę. Dziwne jak można się zmienić w przeciągu chwili. Lecz Villemo nie zdarzało się to pierwszy raz, i kto wie może nawet nie ostatni. W tym momencie Villemo była w stanie, poprosić swych rodziców i swego brata o pomoc. Gdyby zaistniała taka potrzeba. A jak dobrze wiemy, to jest ostatnią rzeczą na tym świecie, jaką jeszcze nie dawno Villemo by uczyniła. Dziewczyna nie należała do mściwych osób, i doskonale o tym wiemy. Lecz nie pozwoli siebie w ten sposób ranić, i jeżeli naprawdę Desiree nic sobie z tego nie zrobi, i będzie chciała dalej prowadzić tą grę. To pogramy sobie w nią, czemu nie?
Mój post będzie sto razy krótszy niż twój, ale nie mam weny, przepraszam. Desiree patrzyła się cały czas na Villemo, gdy ta odwróciła wzrok. Ciągle nie spuszczała z niej wzroku. Przez te wszystkie minuty gdy ukochana miała zamknięte oczy dziewczyna spoglądała na nią spokojnie paląc papierosa. Podniosła się też do siadu, gdyż było jej trochę niewygodnie. Zauważyła zmiany w ciele i wyglądzie towarzyszki. Spostrzegła iż dziewczyna robi się coraz blada, a jej serce nie bije już tak szybko. Gdyby Des jej nie znala pomyślałaby że ma jakiś atak lub chorobę. Ale to nie było to. Naprawdę zaczęła się o nią martwić. Wyglądała jak cień siebie i zaczeła też lekko drżeć. Nasza panna Weaver juz miała pytać się ukochanej co się dzieje, gdy ta wstała i otworzyła oczy. W jej oczach rozbłysły łzy. Villemo rzadko płakała, a przynajmniej Desiree tak sądziła, więc wydało jej się to niepokojące. Przyjrzala się dziewczynie bliżej. Nie była już blada a oddech się uspokoił. W oczach znowu pojawiły sie błyski czułości i lekkiego cynizmu, jaki nasza Vill miała w zwyczaju. Może i wyglądała tak samo jak wcześniej, ale Desi spojrzała głęboko w jej zwierciadła duszy i zauważyła zmianę. Wielką zmianę. Ukochana przeszła wewnętrzną metamorfozę. Ślizgonka nie wiedziała o co dokładnie chodzi więc się nie przejęła. Ukochana pochyliła się nad nią tak, ze ich twarze dzieliły milimetry. DEsiree od razu zaczęło bić szybciej serce. Pożądanie i czułość zaczeły tańczyć w niej dziki taniec. Te same uczucia usłyszała w słowach Villemo, gdy ta się odezwała. Ale nie była na tyle pijana, żeby nie odkryć jeszcze stanowczosci w głosie dziewczyny. To właśnie ona sprawiła, że Aileen zaczęła uważniej jej słuchać. Nieco rozpraszała ją bliskość ukochanej, oraz jej dotyk na policzku. Była też zbyt pijana na jakiekolwiek wyrzuty sumienia, że ma myśli jakich nie powinna skoro jest z Tristanem. Nieoficjalnie, ale jest.Ale nie czas teraz na myślenie o tym. Z bijącym sercem, pożądaniem wędrującym razem z krwią i przyspieszonym oddechem słuchała słów Villemo. Była nieodpowiednim stanie by zagłębiać się bardziej w sens tych słów. Co więc odpowiedziała? Przyblizając się jeszcze bardziej , tak że prawie stykały się nosami wyszeptała: -Ta gra nazywa się zyciem kochanie, i nic na to nie poradzisz. -stwierdziła bełkotliwie. - A ja nigdy nie chciałam cię zranić. -dodala jeszcze podnosząc głowę jeszcze wyżej. Ich usta się zetknęły a Desiree zakręciło się w głowie od dotyku skory ukochanej, uczucie było zapewne spowodowane tym, że dziewczyna dużo dzis wypiła, a przed chwilą zajarała. Pogłębiła pocałunek, całując gwałtownie i namiętnie. Wiedziała, że potem odejdzie na zawsze, pocałunki były przepełnione smutkiem, tęsknotą, pożądaniem, miłością i wieloma innymi uczuciami. Desiree wyciągnęła jedną rękę i objęła Villemo w talii przyciągając ją bliżej siebie. Jej ciało, serce i oddech wariowały, alkohol mieszał w głowie wraz z pożądaniem. A Tristan? Wyrzuty sumienia? Przyjdą pewnie jutro wraz z kacem. Teraz była na to zbyt zjarana i naćpana. Poza tym...jeszcze oficjalnie nie jest z Puchonem, a on jeszcze nie jest do końca pewny jej uczuć. Więc to nie jest jeszcze zdrada, prawda?
Dotykamy się, czuję dreszcze, przytulamy się, to nie dużo. Ale wystarcza, abym zaczęła zastanawiać się co przyniesie nam przyszłość. To pożądanie, tortura, musisz być czarodziejką. Bo wykonałaś niemożliwe, zdobyłaś moje zaufanie. Nie pogrywaj, bo zrobi się niebezpiecznie, jeśli to zjebiesz. Bo jeśli ja się sparzę, pokażę ci co to znaczy cierpieć. Bo przed tobą byłam traktowana jak śmieć... Villemo oddała pocałunek, równie namiętnie. Wpiła się w jej usta, i położyła ją na plechach. Świat zawirował, i nie zastanawiała się już nad niczym. Jest tak jak powinno być. Nic się nie liczy, zerwie wszelkie więzi łączące ją z tym światem. Już nikogo nie dopuści do swego, serca. Nie pozwoli by ktoś mógł, nią rządzić. Już nigdy. Villemo oderwała się od ust dziewczyny, i na chwilę spojrzała jej w oczy. Trwało to nie mniej niż kilka sekund. Dziewczyna uśmiechała się, i zaczęła namiętnie, czule i pożądliwie. Całować szyje swej ukochanej. Jej ręka błądziła po jej ciele, język badał każdy skrawek jej ciała. Czuła jak jej pożądanie z każdą sekundą wzrasta, wciąż na nowo. Zdjęła z siebie kurtkę, i zaczęła rozbierać dziewczynę, pozostawiając ją w samej koszulce. Wszystkie jej ruchy był pewne siebie. Doskonale wiedziała czego chce, i czego w obecnej chwili chce Desiree. Później będzie się zastanawiać czy dobrze uczyniła, czy może jednak trzeba było z stąd odejść. Teraz straciła kontrolę, i nic ją nie interesowało. Dziewczyna smakowała ich ust, niczym amoniaku. Niczym najdroższego alkoholu, lecz czuła się. Jak gdyby była pod wpływem, jakiegoś bardzo dziwnego narkotyku. Wszystko odpłynęło, liczyła się jednie Desiree. Jej ręka, w jednej chwili znalazła się pod koszulką dziewczyny. Druga jej ręka już była w pleciona w jej włosy, zaś od czasu do czasu, ręka która była pod koszulką, zjeżdżała na udo. Villemo tak jak kiedyś, tak i tym razem. Drażniła ciało Villemo. Robiła wszystko co umiała, a kochać się umiała. W końcu nie bez powodu, została nazwana Boginią Seksu. Ciekawe kto, ów pseudonim wymyślił? Przez ciało Villemo, przechodziły przeróżne dreszcze, podniecenia. Spowodowane tak bliskim kontaktem, ze swą ukochaną. Każdy pocałunek, kończył się dreszcze i wirem w jej głowię. Wszystko stało się takie piękne, jakie powinno być. Wiecie czym się różni miłość od seksu? Miłość wywołuję napięcie, zaś seks je rozładowuję. A może miłość nie istnieje? Może to jedynie złudzenie, które tak boli? Nie wiem nie znam się, lecz nie o tym chciałem pisać. Villemo zjechała czulę, w dół przy czym, wyglądała jak kotka, która szykuje się do skoku. W jednym momencie, zanurkowała pod koszulkę, dziewczyny. Zaś tam, obdarowywała jej ciało, setkami pocałunków. Mających na celu, rozplenienie dziewczyny. Jej język czule lecz konsekwentnie, drażnił jeden z najsłabszych punktów u dziewczyn. Czyli jej pępek. Nie wiedzieć czemu, pępek jest jednym z najsłabszych punktów, w ciele. Villemo całowała ją, intensywnie, a jej paznokcie, nieznacznie wbiły się w udo dziewczyny... Dobra kończę ten beznadziejny post. Idę się pochlastać, z braku weny.
Dobra trza by zaczął umieszczać to chyba +18 Villemo odwzajemniła pocałunek, pogłębiając go jeszcze bardziej. Przez ciało Desiree przebiegły ogromne dreszcze podniecenia gdy ta położyła ją na plecach. Ukochana zeszła ustami na jej szyj, która była bardzo wrażliwym punktem. Dziewczyna jęknęla cicho. Jedną rękę wplotła we włosy Ślizgonki by drugą umieścić na jej plecach. Poznawała dłonią każdy cal ciała sunąc nią od karku aż do pośladków. W przypływie emocji wbiła poznokcie w skórę Villemo. Krew buzowała w jej żyłach tak iż prawie wypływała na zewnątrz, a oddech stawał się coraz bardziej nierówny. Desiree także zdjęła kurtkę nie przerywając pocałunku. Czując język Vill na swoim ciele Des wygięła się w łuk jęcząc cicho. Było jej tak przyjemnie, tak dobrze...Czuła się jak wtedy w Obserwatorium. Była wspaniałą kochanką, jakiej Ail jeszcze nie miała. W jednej chwili została w samej koszulce. Uch, ależ Desiree było wspaniale. Podniosła się i pozbawiła dziewczyny garderoby by ta została w samej bieliźnie. Zjechała z ust Villemo na szyję. Jedną ręką obejmowała dziewczynę w talii a drugą skierowała w dół na brzuch kochanki. Zaczęła pieścić tą część ciała, drażnić je. Przez jej ciało co i rusz przechodziły miłe przyjemne dreszcze zwieńczone jękami. Swoimi ustami zjechała jeszcze niżej, na dekolt Villemo. Tam pocałowała każdą z piersi ukochanej, jeszcze zwieńczonych stanikiem. Vill pieściła teraz jej brzuch. Desiree mruczała niczym rozochocona kotka przyciągając dziewczynę bliżej siebie. Chciala czuć jej odurzający zapach, tę bliskość jaka była między nimi. Wszelkie jej zmysły i myśli zostały zakłócone. Była tylko Villemo. Wykorzystując że dziewczyna była "niżej Desiree objęła dziewczynę nogami przyciągając ją jeszcze bliżej! Czuła się tak jakby nigdy miała nie mieć dość. W przypływie podniecenia chwyciłą Villemo za ramiona i odepchnęła od swojego brzucha . Pochylila się nad nią wpijając się w jej usta a rękami już sięgając do zapięcia jej stanika. Smakowała dziewczyny przez długą chwilę, która zdawała się być wiecznością po czym rozpięła wreszcie biustonosz i jej oczom ukazały się jędrne piersi ukochanej. Desiree językiem drażniła przez chwilę szyję Villemo po czym zaczęła zjeżdżać niżej, aż do dekoltu. Tam gwałtownie pocałowała biust dziewczyny i drażniła jej sutki. Palcami błądziła już w okolicach podbrzusza jęcząc cicho spośród pocałunków jakimi została obdarowywana...
Villemo nagle zatrzymała się. To wszystko działo się nie tak! To wszystko działo się zbyt, szybko, zbyt nachalnie i obcesowo! To miało być ich ostatnie spotkanie, więc powinny bardziej wykorzystać, ostatnie takie chwile. Villemo przewróciła ją na plecy, pochyliła nad nią. Opuszkami palców, przejeżdżała po jej ciele, zdejmując jej koszulkę. I pozostawiając w staniku. Czuła ogrom podniecenia, i myślała że nie zdoła tego znieść. Lecz nie można było tak szybko tego zakończyć! To musiało być najlepsze przeżycie, na bardzo długi okres. Kto wie, być może na zawsze. Delikatnymi lecz sprawnymi, ruchami, które były pełne od pożądania. Villemo gładziła jej skórę. Wszystko to robiła powoli, swymi opuszkami. Musiała ją rozpalić, by wręcz zapłonęła żywym ogniem! Następnie, przeszła do pocałunków. Były ona powolne, koszące i pełne zmysłowości. Villemo miała talent, do rozpalania swych kochanków, samym swoim wyglądem. A teraz przecież była pół naga! Villemo spokojnie, pracowała nad swą kochanką. Obdarzając ją samymi ponętnymi pocałunkami. Jej ruchy były powolne i drażniące. Raz po raz wracała do ust Desiree. By ponownie poczuć ich sam na sobie, by wciągnąć swoją działkę. Tego narkotyku. By poczuć się jak ćpun, który nie chce odejść na odwyk. Dziewczyna uśmiechnęła się do swej kochanki, patrząc jej głęboko w oczy. Ponownie się pochyliła nad nią, i zasmakowała jej usta. Lecz nie nachalnie. A delikatnie, ledwo muskając swoje warki o jej. Przygryzła delikatnie jej dolną wargę, i sprawnie pozbawiła ją stanika. (Powiedzmy że był zapinany od przodu) Na widok jej pełnych, wspaniałych piersi. Villemo poczuła napływ podniecenia. Zlizała pod z dziewczyny, od szyi aż do pierwszej piersi. Tam zaczęła ją całować, i zataczać kółka wokół jej sutków, by w efekcie zacząć je przygryzać. Kiedy uznała że jedna z jej piersi, już dostatecznie jest zmaltretowana, zajęła się drugą piersią. Lecz tą poprzednią, zajęła się za pomocą ręki. Przygryzała, szczypała, całowała i wiele wieli innych. W efekcie robiła jej dobrze, a dopiero się rozkręcała. Umyślnie pocierała się, o jej ciało. Chcąc wywołać niekontrolowane dreszcze dziewczyny. Druga ręka, zajęła się jej udem, by po dłuższej chwili zacząć, odpinać jej spodnie. Jej ręka sprawnie się wsunęła, tam gdzie powinna, i zastygła tam przez chwilę. Usta ponownie połączyły się z ustami Desiree. A świat ponownie zawirował. Villemo całowała jej szyje, przygryzała jej ucho. Jedną rekom zajmując się jej piersią, z czułością i wyczuciem. Zaś druga zajmowała się resztą, jej ciała. Od czasu do czasu wracając do najważniejszego, punktu dziewczyny.
Matko kochana, miałam taki fajny pomysł na początek, ale mnie rozproszyłeś swoim JAKŻE MONDRYM pomysłem, o którym przy okazji nie mam zielonego pojęcia i coraz bardziej zastanawiam się coś ty człowieku znowu wymyślił, oraz genialną muzyczką robiącą mi za podkład. Aż sie boje jak ten post wyjdzie, no cóż, ale pozwoliłeś zaczynać, więc teraz masz pecha, no. W ogóle coraz bardziej zastanawiam się po co się zgodziłam na zaczynanie z tobą kolejnego wątku, skoro pewnie znowu go nie skończymy i w ogóle. Ale liczą się chęci, co nie? Chociaż kto wie, może choć raz uda nam się skończyć cały wątek, nie olewając go w połowie albo co my tam jeszcze z nimi robimy. Złe człowieki z nas są, oj złe. Trzeba przyznać, że Szarlotka miała spore wyrzuty sumienia że tak ostatnio brzydko spławiła Gilberta i w ogóle go zaniedbała, a on biedny w sali lustrzanej jeszcze fochy strzelał. Nie zwalajmy jednak całej winy na nią, no. On też sobie nagrabił. Mógł do niej przynajmniej napisać, zapytać gdzie jest, cokolwiek. Ale nie, pewnie ją zdradzał w ogóle z nie wiadomo kim. Jasne, że ją zdradzał, pf. Kleił się pewnie do swoich napalonych fanek które pod nieobecność Szarlotki pewnie miały ochotę zedrzeć z niego ciuszki. Bezczelne gówniary, pf A Charlotte wraz ze swoim chujowym humorem i ogólną patologią wybrała się do Wrzeszczącej Chaty. A co, tam jest przynajmniej przytulnie. Pogada sobie ze starymi obrazami, pozwiedza, takie tam. Żyć nie umierać. Najchętniej to w ogóle miała ochotę się tam przeprowadzić. Nikt by jej nie znalazł, mogłaby sobie ćpać do woli, nie musiałaby z nikim się dzielić, chodzić na zajęcia (czego i tak nie robiła), robić cokolwiek niefajnego. Pewnie z czasem przestałaby myśleć o tym jaką pan Slone sprawił jej przykrość, a może byłaby tak zaćpana, że nawet nie przypomniałaby sobie o nim, kto ją tam wie. W każdym razie, jak już się tam znalazła, postanowiła się trochę rozejrzeć, poszukać fajnej miejscówki. I nawet znalazła. Na podłodze, oczywiście. Nawet sobie poduszkę pod ten swój kościsty tyłek dała, coby jej było bardziej wygodnie. Sama wygoda, wiadomo. Raczej niczego już do szczęścia nie potrzebowała. No chyba, że narkotyków, których przy okazji zapomniała. A to pech!
Tak, na pewno. Ty zawsze masz bardzo fajny pomysł na początek, a potem się pojawia taka kupa i w ogóle nie wiadomo jak do tego podejść. I spróbuj złe słowo powiedzieć człowieku, to zaraz są dzikie foszki i w ogóle nie wiadomo co. Ja wiem na czym to polega. Ty się po prostu nie chcesz dla mnie postarać. I wykręcasz się zapowiedzią pomysłów i muzyczką. Ale w ogóle, pomysł mega. Taki śmieszny, że nawet nie wiesz. Z dupy w ogóle, a nei Gilbert i Szarlotka, ale co tam. Będzie fajnie. O ile łaskawie będziesz mi odpisywała w normalnym tempie, a nie nam się wątek przedawni i nam zajmą jakieś cioty i potem narzekanie, że taki fajny wątek i dupa blada. On nigdy nikogo nie zdradza, no proszę cie. Nigdy z nikim tak naprawdę nie był, wiec nikogo nie zdradzał. A teraz jest z Szarlotką i jest bardzo grzeczny. Już biedny nie wytrzymuje. Tyle czasu bez odpowiedniego rozładowania seksualnego? Szczególnie, że Szarlotka go tak jara. No ja pierdole, to jest niesprawiedliwe. On się dla niej tak niesamowicie stara, ona tego w ogóle nie docenia. I jeszcze mu robi przykrość, zapomina o urodzinach i matko kochana jakie to wszystko jest smutne to ja normalnie nie wierze. Nie przejmujmy się jednak takimi rzeczami w tej chwili! Co się obecnie działo z Gilbertem? Latał po miasteczku w tak wyśmienitym nastroju jakby co najmniej się naćpał. Kto wie, może to zrobił? Od kiedy on tak nagle jest radosny i już? Od dzisiaj jak widać. Hasał sobie wesoło i postanowił wpaść do Wrzeszczącej Chaty. Dlaczego? A ja nie mam pojęcia. Najwyraźniej jednak był naćpany. Biedny chłopiec. Ale co tam! Może to eliksir szczęścia? Pewnie przebiegłby chatę w te i z powrotem i pobiegłby dalej gdyby nagle nie spostrzegł na podłodze miłości swojego życia. Wyszczerzył zeby natychmiast ślizgiem lądując obok niej na klęczkach. Nie udało mu się niestety wyhamować, więc kiedy tylko jego męskie łapki objęły jej chudziutkie ciało, wylądowali na podłodze mocno w siebie powtulani. - Szarlotka, kochanie! Ale ja tęskniłem. Już się nie gniewam. SPOX MEN - Oświadczył, składając na jej policzku słodziutkiego i mokrego całuska. Taak, on ćpał..
Nieprawda, ja zawsze jestem dla ciebie dobra, staram się cały czas i słucham cię zawsze. Nie moja wina że nie mam w ogóle pomysłów na nic, cała wena mi się ulotniła i wywiało ją w chuj nie wiadomo gdzie. Tak bywa. A teraz się staram tutaj coś wyskrobać dla ciebie żeby ci było miło, bo przecież chciałeś popisać. Czy to nie jest poświęcenie? No ej, z mojej strony wielkie. Powinieneś docenić to wszystko, a nie jeszcze marudzić. I ja przecież nie zwalam całej winy na twój zajebisty pomysł i muzyczkę. Niech sobie biedna leci, skoro ty ją lubisz. A mnie lubisz ją męczyć. Biedna ja, ale mam okrutny z tobą żywot. Zamęczysz mnie kiedyś na śmierć, i co wtedy? Będziesz musiał znaleźć sobie inną taką Domciako, bułke z parówką i te sprawy. Jakie to przykre. Pf, no ja tam nie wiem. Z Szarlotką jest już od dłuższego czasu,a ta mu jeszcze nie dała. Na pewno musiał się wyładować przy kimś innym, skoro tak bardzo mu brakowało bliskości z inną osobą. No ja nie wierze, że nie. Sam mówiłeś ile to on ma fanek i Szarlotka ma sie o niego starać i walczyć, bo on w każdej chwili może ją zostawić i pójść sobie do jednej z tamtych. Szczerze mówiąc, ona coraz bardziej się do niego przekonywała i doceniała go. W końcu chyba nawet zrozumiała na czym polega to nieszczęsne "kocham cie", którym czasem oboje się zaszczycali. I pomyśleć że przez tą rozłąkę dało jej to tyle do myślenia, no matko kochana. Z nią jest kompletnie coś nie tak. Chyba za mało bierze. Nie to co Gilbert, który chyba ostatnio zmienił perspektywę do życia, albo zajebał jej narkotyki i teraz to on chodził non stop zaćpany. Szarlotka nawet nie spostrzegła kiedy stanął niedaleko, a tym bardziej kiedy nagle nie wiadomo skąd znalazł się tuż obok niej. Biedna się wystraszyła, że ktoś chce ją napaść, i nawet wydała z siebie cichy pisk przerażenia. Dopiero chwilke później rozpoznała człowieczka leżącego na niej, a jego głos potwierdził jej kim owa osoba jest. Musiała chwilkę uspokoić oddech i zmusić serduszko do wybijania normalnego tempa. Pewnie Gilbert nie chciał żeby mu tu teraz dostała palpitacji serca. - Hm, a wiesz, że też się stęskniłam? - Ojejku jejku, jakie wyznania! Normalnie rzygam tęczą, jesteśmy fest romantyczni, a z Charlotte i Gilbertem nic tylko na okładkę jakiegoś walentynkowego magazynu dla nastolatek. Chuj tam, że walentynki już były. Nie czepiajmy się szczegółów! Mokry całusek musiał jej wyjątkowo przypaść do gustu, bo kiedy tak sobie leżeli studentka jeszcze kilka razy obdarowała Ślizgona podobnymi. No prosze, jakie to kochane!
No teraz mówisz tak jakby była to dla ciebie wielka krzywda i wcale nie sprawiało ci to przyjemności. Ani nawet takiej najmniejszej, na słowo honoru. Nad weną trzeba czasem popracować, rozwinąć ją. Przychodzi kiedy człowiek siądzie, wymusi z siebie trzy zdania, a potem rozkręca się sama. Ja doceniam i to jak. Jestem wręcz wzruszony, że poświęcasz się dla mnie aż tak bardzo i znosisz te katusze bylebym tylko miał radochę. Postawa godna podziwu, już niedaleko ci do przykładowego ascety. Masz już cel obrany w sam raz. Śmierć w imię zbawienia. Gratuluje. Przykre jest, że innej takiej sobie nigdy nie znajdę, w ogóle nie ma takiej szansy, bo zwyczajnie innej takiej już nie ma, żadnej innej nie chce. Cóż, w ascezie musimy czasem ponosić takie przykre konsekwencje. Oczywiście, że on ma mnóstwo fanek i Szarlotka powinna się o niego bardzo starać. Nie zmieniam decyzji, taka jest prawda. Nie było jednak mowy o żadnych zdradach. Jeśli okazałoby się, że ona się już nie stara, że go nie kocha i znudziła jej się ta zabawa, na pewno poszedłby do innych. Nic takiego na razie nie nastąpiło, chwalmy pana. Biedny Gilbert musi trzymać nerwy na wodzy nie wiadomo jak długo. Był tylko strasznie ciekawy jak ona to wytrzymuje. Niby go tak kochała. I też była w wieku w którym hormony szaleją i czasem po prostu chcica jest, nie poradzisz. Eh, co za baba. - Pewnie, że wiem. Dlatego postanowiłem już dłużej nie trzymać cie w niepewności i przestałem się gniewać - Jakie on miał dobre serduszko, no matko kochana. Z miłości do niej poświęcił swą dumę. Schował ją w kieszeń i wybaczył jej, tak po prostu. Tylko po to żeby oboje z tej tęsknoty nie dostali jakiegoś szału. - Ale kiedy ty się nauczysz, że jak za mną tęsknisz to musisz iśc mnie poszukać albo do mnie napisać albo w ogóle coś w tym rodzaju, a nie chować się w najbardziej ćpuńskim miejscu w okolicy. No, chyba że jesteś na haju i wydaje ci się, że jesteś księżniczką-dziewicą czekającą na swego księcia na białym koniu i takie tam. Jeśli tak, oto jestem! - Wyrzucając z siebie te wszystkie słowa z prędkością karabinu maszynowego, Gilbert pozwolił jej na moment odetchnąć i przestał przygniatać ją własnym cielskiem. Za to kulturalnie sobie na niej usiadł, naprawdę się starał nie robić jej krzywdy, i splótł palce obu ich dłoni jakby chcąc zaznaczyć ich bliskość i nierozerwalność związku. Oczywiście kiedy tylko wspomniał o jej zaćpaniu, nachylił się niziutko żeby przyjrzeć się jej oczom, czy z jej źrenicami wszystko jest w porządku.
Nie no, bez przesady. To nie prawda że nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Jasne, że sprawia. Mówiłam ci już przecież no, jak mnie słuchasz? Mimo wszystko ja lubie jak mnie tak troche pomęczysz, i zawsze wychodzi mi to na dobre przecież. I poświęcam się mocno, chociaż ogólnie to przyzwyczaiłam się już do tej naszej patologii jaką szerzymy i rozpierdol. I nawet polubiłam, ho ho ho. Oj no co ty gadasz. Znajdziesz, gwarantuję ci to. Musisz się tylko uważnie rozglądać i w ogóle. To nie takie trudne, ja ci mówie. Może nawet znajdziesz nie jedną taką, nie dwie. Trudne to nie będzie! No chyba że jak mówisz - nie chcesz. To ja nic na to nie poradze. A szkoda, chętnie bym ci pomogła No dopiero teraz widać do niej to dotarło. Dlatego też postanowiła pilnować sobie chłopaka i rzadko kiedy spuszczać go z oczu. Oczywiście nie miała zamiaru go śledzić ani nic w tym rodzaju. Psychopatką nie jest, aż tak zdesperowana także nie. Jej zamiarem było po prostu częstsze bycie z nim. Żadnego chowania się przed nim albo coś też nie będzie, wiadomo. Biedny Gilbert jednak trochę się z nią pomęczy. Oczywiście, że mocno go kochała. Nie ma tam żadnych wątpliwości ani innych "podobno". Tak było. W stu procentach. Ona najwidoczniej po prostu nie wyczuwała takiej potrzeby z porównaniem do niego. Baby inaczej mają w tych łebkach poukładane przecież. A tym bardziej Szarlotka. Ta to już w ogóle ma tam taki rozpierdol że o matko, jak można w ogóle żyć z takim mózgiem i takie tam. Jak w ogóle taki ktoś jak ona potrafi dogadać się z takim kimś jak Gilbert tego też nie wiemy. Najwidoczniej mają tam gdzieś w swoich głowach jakiś wspólny identyczny punkt dzięki któremu się rozumieją. Jak kurwa w jakimś filmie sajens-fikszyn, szaleństwo normalnie. - No to ja się bardzo cieszę że nareszcie z tym do mnie przyszedłeś! Ciekawe tylko, czy jest w tym ukryty jakiś konkretny cel, hm... - No jasne, że był. Musiał być, tak mi się wydaje przynajmniej... Matko kochana, w głowie mam tylko ten twój przeklęty pomysł o którym nic nie wiem, i teraz nawet zaczęłam pieprzyć o nim w fabule. Coś złego się ze mną dzieje. A on coraz bardziej ukazywał przed światem swoją jakże cudowną stronę. W sensie Szarlotce pokazywał. Tylko jej? A kto tam go wie. To i tak wystarczyło. I rzeczywiście dobrze zrobił, z biedną studentką już się źle działo. Powodem tego na pewno była tęsknota za Gilbertem - Przepraszam, następnym razem poszukam cię na pewno. Tylko mi powiedz gdzie ja cię w ogóle znajdę, bo mam wrażenie, że akurat ciebie trudno jest gdziekolwiek znaleźć. I jasne, księżniczka-dziewica to dobry pomysł - Pokiwała główką aby wyrazić swoją aprobatę i ogólny optymizm co do jego zwariowanych pomysłów. Przy okazji nie musiała już leżeć bezwładnie na podłodze, tylko podnieść ciałko, co o wiele bardziej jej odpowiadało i sprawiało wygodę, mimo iż miała teraz ciężar na nogach i ogólnie obezwładnioną dolną jej część. A do Gilberta wyszczerzyła się w jakże dumnym i szerokim uśmiechu, kiedy okazało się że z jej źrenicami jest wszystko w jak najlepszym porządku. Nawet dyskretnie sprawdziła oczy chłopaka, w obawie, że jednak jej przypuszczenia były prawdziwe
No dobrze, skoro cie to tak nie męczy to nie marudź aż tak, że to takie złe i rozwijaj dzielnie swoją wenę tak jak bozia przykazała, a wszystko pójdzie bardzo ładnie. Mówie ci, wcale nie chce szukać. Po co mi jakakolwiek taka jak już zniknie ten oryginał? Nie lubię marnych podróbek, interesują mnie wyłącznie najlepsze i markowe modele. Z najwyższej półki i za najwyższą cenę. Wiesz o co mi chodzi. Ej, ale momencik. Jak to chętnie byś mi pomogła i w ogóle? Już mnie nie chcesz i próbujesz się mnie pozbyć czy że przepraszam jak ja mam to rozumieć, co? Masz mnie już dość i szukasz sposobu jak powinnaś się mnie pozbyć? Czy coś w tym rodzaju? Ja ci mówie, byle podróbkami się nie zadowole, więc nawet nie próbuj tej strategii, bo twoje wysiłki okażą się niestety bezowocne. - Nie, dlaczego? Chociaż dobrze, może trochę. Stwierdziłem, że jak cie zostawię jeszcze na trochę dłużej to się może okazać, że ktoś mi cie zabrał, a mi do Azkabanu nie spieszno - No, grzecznie sie przyznał. Bał się, że dziewczyna może go już nie zechcieć jak ją odstawi na dłużej i podejrzewał, że gdzieś tam stoi kolejka chętnych, która nie podchodzi, bo po prostu boją się panicza Slone. A jakby taki zniknął z pola widzenia to już droga wolna. Cóż, on nie lubi kiedy zabiera mu się coś co należy do niego. Bardzo nie lubił. A jakby wziął i takiego delikwenta najzwyczajniej w świecie zajebał, to mogłaby być trochę szkoda no. Oczywiście nie tamtego delikwenta tylko właśnie Gilberta. Za to pewnie, by go zgarnęli i poszedłby siedzieć. A w magiczym więzieniu jest dość zimno i nudno. O wiele cieplej i ciekawiej było mu u boku swojej miłości. - Ja jestem wszędzie! Kieruj się głosem serca, ono cie poprowadzi i takie tam. Fajne, co? Słyszałem to ostatnio gdzieś. Ale nie mam pojęcia co to znaczy, za cholerę nie rozumiem. A ty? Może to jakiś kod. No wiesz, trzy uderzenia szybki, idź prosto, dwa wolne, skręć w prawo - Przekrzywił łepetynę zastanawiając się nad tą niesamowitą przenośną, która byla zbyt skomplikowana na jego prosty umysł. No nie rozumiał tego i już, nic nie zrobisz. Mniejsza. Przemilczał kwestie księżniczki-dziewicy. Jednak fakt, że zostawił jej dłonie w spokoju, a kilka jego palców zaczęło głaskać jej ciało w okolicach szyi i piersi wskazywało na to, że nie chciałby długo trzymać ją w tym niezbyt przyjemnym stanie i że od czegoś tym rycerzem jest. Nie żeby przyszedł tu tylko po to, no skąd. Ale jesli trafi się okazja to on jej nie będzie marnował. Cóż, mówił że nie będzie na nią naciskał ani nic w tym rodzaju, więc niecierpliwie czekał aż ona się wreszcie zdecyduje. A kto wie, jeśli to właśnie dzisiaj? Ten cudowny dzień? Najpiękniejszy w dniu kobiety i w ogóle? Że co? Że niby to dzień ślubu? Czy ja wiem. Ślub można brać parę razy, a pierwszy stosunek zdarza się tylko raz. A widzisz. Zagiąłem cie i zapewne zabiłem cały romantyzm związany z ceremonią zaślubin. Cóż, no trudno. Łatwiej było mu załatwić fajny numerek niż wielki i cudowny ślub. I pewnie to byłoby przyjemniejsze dla blondynki. Miejmy taką nadzieje, ej. Nie będą przecież się hajtać codziennie, co innego z ruchaniem, wiadomo. Zresztą, nieważne. Ah i jeszcze co do jego oczu. No coś tam było z nimi nie tak, ale czy można to nazwać efektami zaćpania? Jakąkolwiek znaną jej substancją? Ah, oczywiście że był naćpany. Miłością do swojej Francuzki, a jakże.
Ależ ja wcale nie mam zamiaru się ciebie pozbywać ani nic z tych rzeczy. Po prostu jestem ciekawa twojego zdania i w ogóle. A skoro twierdzisz, że inne będą po prostu głupimi podróbami, nie chcesz ich i nie warto, to ja to nawet rozumiem. Gdybym miała postawić się na twoim miejscu to też nie chciałabym głupich podróbek. Wiadomo, oryginał zawsze jest lepszy, jakikolwiek by on nie był. Nie usatysfakcjonowałaby mnie osoba która miałaby marnie udawać ciebie, pf. I luzik. Moim celem było skumanie jak ty to wszystko widzisz i takie tam, a nie od razu jakieś uciekanie od ciebie. Jeszcze się troszeczkę ze mną pomęczysz dokładnie tak jak ten biedny Gilbert z Szarlotką. Ja się nigdzie nie wybieram. - No to miałeś tak mówić od razu! Boisz się, że mnie stracisz - Teraz to on w ogóle dojebał do pieca i tym stwierdzeniem poprawił jej ocenę, no naprawde. Z resztą gołym okiem można było to zobaczyć, bo zadowolenie z Szarlotki wręcz kipiało. A niech się dziewczyna cieszy, nie często to robi więc jej wolno. I jasne, ona byłaby strasznie załamana gdyby Gilbert miał trafić do Azkabanu czy innego zakładu dla chorych umysłowo. Ale nic takiego się nie stanie, ponieważ studentka nie ma zamiaru od niego odchodzić i lecieć do pierwszego lepszego, także z racji tego iż po prostu nie miała nikogo innego. Smutny żywot tej Szarlotki, biedna poza takim Slone już nie ma nikogo. Z drugiej strony wystarczył jej tylko on. I było dobrze. - Tak, ja wiem, tajny szyfr i inne takie, ale może rzeczywiście warto spróbować? Kto tam wie gdzie by mnie to zaprowadziło. No mam nadzieję, że do ciebie - I oby nie do dormitorium Slytherinu i albo gdziekolwiek gdzie ona za cholerę nie potrafiła się dostać. Cóż, taki los par z innych domów. Przez to są oni nawet trochę ograniczeni, bo nie mogą się spotykać w choćby pokoju Gilberta, no a poza tym nie mają pojęcia co oboje tam po nocach wyprawiają, więc muszą się zdać na intuicję i zaufanie. Może nawet taka wspólna niewiedza im się do czegoś przyda, ja nie wiem no. Najwyraźniej taka z tym wszystkim wola pana i w ogóle. No tak, Gilbert to ogólnie jest mistrzem i okazję znajdzie w każdej sytuacji. No ale już go nie obwiniajmy, jest jaki jest, może akurat taki podoba się Krukonce a ona tylko na takiego jego leci. Już nieważne z tym. Ważne że dziewczyna nawet zbytnio nie protestowała kiedy jego dłonie wędrowały tam i z powrotem po jej ciele. Może rzeczywiście dzisiaj już powinna się zgodzić? W końcu jeśli tego nie zrobi to on zacznie ją z czasem przyciskać i w ogóle, a z tym już będzie jej niewygodnie, już nie wspominając o tym że jemu na pewno zrobi się przykro i znowu będzie miał wątpliwości czy Szarlotka go kocha i takie tam. A skoro teraz sobie tak miło gawędzą i jeszcze nie doszło do kłótni to może warto to jednak wykorzystać. Szczerze mówiąc wcale mnie nie rozczarowałeś, nie myśl sobie. Kto by sie tam ślubem przejmował, komu tak naprawde potrzebny jest ślub? Wiadomo, fajna to rzecz, tym bardziej jak wyprawia je zajebista para młoda i takie tam. Ale ogólnie dupy nie urywa, przynajmniej według mnie. Wiem, dziwna jakaś jestem. Zabiłeś mnie romantyzmem, no naprawde. Ja bym na coś takiego nie wpadła, a szkoda. Tak fajnie to brzmi
Jak widać, szlachta leci tylko na oryginałach. Mimo wciskania im nowszych wersji pełnych poprawek, szlachta dzielnie trzyma się swojego, wadliwego pierwowzoru. Jakież to lojalne i na swój sposób romantyczne, prawda? I jakie trudne. No wiesz... chociaż nie. Daruje to sobie. Chciałem dać za przykład kilka gier czy platform do grania jako te stare, ale jare i lepsze, bo nowsze... Ale to sobie daruje. Mam nieodparte wrażenie, że nie będziesz miała pojęcia o czym mówie. Podobnie jak moja fanka numer jeden, która pewnie przeczyta owy post. Tak, tak. Do ciebie mówie, niewiasto która mnie zostawiła tuż przed czwartą rano. Chociaż biorąc pod uwagę lata fanki, powinna ogarniać stwierdzenie jak Pegezus. W przeciwieństwie do ciebie moja droga. Cóż, nieważne. - A ty się nie boisz? - Ty naprawdę potrafisz zabić cały romantyzm w jednej chwili. A już robiło się tak miło. Że Szarlotka nie chce mieć Gilberta w jakimś chorym zakładzie, że będzie dzielnie przy nim trwała i że niesamowitą przyjemność sprawiło jej to co właśnie powiedział. I chwilo trwaj, rozkoszujmy sie tym moim streszczaniem, bo zaraz zniszczę je całkowicie. Podsumowaniem tematu staje się fakt, że Szarlotka nie szuka nikogo innego, bo zwyczajnie nikogo innego nie ma. Jej ćpuńska egzystencja doprowadziła do tego, że wiernie został przy niej przede wszystkim Gilbert, więc skoro wyboru nie ma to chętnie przy nim zostanie, bo w sumie to nawet weselej. Odsuńmy łapki od twarzy, facepalm w tej chwili jest wyrazem nietaktu, dajmy kobiecie żyć bez jakiegoś większego poczucia winy, okej? Dziękuje. - A spróbowałoby doprowadzić w inne miejsce - Zmarszczył nosek przyglądając się jej podejrzliwie. Oh, spróbowałaby wylądować po takiej nawigacji w miejscu pobytu innego mężczyzny. Szlag jasny trafiłby biednego Gilberta, a przy okazji miałby złamane serduszko. Oj tak, to byłoby bardzo przykre doświadczenie i na pewno doprowadziłoby go do załamania nerwowego. Cóż, co innego gdyby trafiła pod dormitorium ślizgonów. Mogłaby przecież tam wejść, jakby się tylko postarała. Znamy przypadki w których w środku pojawiały się osoby kompletnie z owym domem niezwiązane. Jak widać, to da się zrobic, trzeba tylko chcieć i chwilę pomyśleć. Oczywiście mogłaby sobie usiąść w lochach, gdzieś na podłodze, by mieć dobry widok na drzwi i po prostu poczekać aż jej ukochany opuści sypialnie czy inną część lokum ślizgonów w której właśnie siedział. To wymagałoby od niej o wiele mniej wysiłku i myślenia, a to chyba dobrze. Oh tak, Gilbert szukał takich okazji w każdej możliwej sytuacji. Taki odruch z rozmów z jego fankami. One cos tam chrzaniły, on udawał że je słucha, czasami starał sie sobie przypomnieć jak owa dziewczyna ma na imię, ale tak naprawdę zawsze dążył do tego, by pozbawić jej bielizny. I w ogóle, całego odzienia. Może to dość płytkie i właśnie przez takich jak on mówi się, że facetom to jedno w głowie, ale no zrozummy go. Chociaż nie. Taka prawda. Jedno mu było w głowie i był płytki jak brodzik. A teraz, ma Szarlotkę. Jego zasób odczuć pogłębiła się o wiele bardziej, a zamiast o jednym rozważa tylko o jednej. I właśnie to się nazywa miłość i poświęcenie dla niej. Dlatego nie naciskał. Gdyby była byle jaką fanką już dawno, by ją przeleciał. A tak? Jest grzeczny. Tutaj też starał się zachować pozór propozycji, a nie proszenia czy wymuszania. Cóż, sceneria w jakiej się znajdowali nie była zbyt wygodna, romantyczna czy nie wiadomo jaka jeszcze. - Ej, wiesz co? Źle ze mną. Podobasz mi się. Wizualnie - Zaśmiał się krótko słysząc własne słowa, ale wcale nie żartował. Pamiętamy jak jeszcze niedawno jeździł wygląd biednej Szarlotki jak tylko mógł, z góry do dołu i z radością wytykał jej wszystkie mankamenty? No tego się nie zapomina. A teraz zaczyna to wszystko akceptować. Przecież ten chudy, wredny, blond ryjek to jego kochany ryjek, którego nie zamieniłby na żaden inny. A jak tak zmrużyć oczy, przekrzywić głowę, cofnąć się parę metrów i obrócić Krukonkę tyłem to naprawdę niezła dupa z twarzy! Oj, żartuje. W nagrodę za moje niesamowite wyczucie Szarlotka dostała jeszcze kolejnego słitaszkowego buziaczka od swojego słitaszkowego chłopaczka, znów dla podsumowania tematu.
Czy ja wiem... Jasne, na swój sposób jakoś tam jest. Romantyzmu można się doszukać we wszystkim. Nawet się kiedyś próbowało, no ja ci mówię. Idziesz kulturalnie sobie polną dróżką, widzisz krowę i weź się teraz człowieku skup i znajdź w niej coś romantycznego. Nie żebym często takimi zadupiami łaziła, ej. To był tylko przykład, nie myśl sobie. W sumie rzeczywiście, bo nie mam zielonego pojęcia o co ci teraz chodzi. I nawet dobrze że sobie darowałeś rozpisywanie się na temat którego nawet nie zrozumiem i nijak mogłabym się do niego tutaj odnieść, przez co mój post byłby sporo krótszy od twojego. Pewnie i tak będzie, no cóż, tym razem nie zwale wszystkiego na ciebie i twoje hity. Nie mam jak, no cóż. - Jasne, że się boję. Ale mam wrażenie że już duże z nas dzieci i sobie zawsze radę damy - zastanowiła się głośno, na chwilkę odrywając spojrzenie od chłopaka i wbijając je w jakiś punkt za nim. Po chwili jednak znowu jej patrzałki odnalazły jego. - Głupio byłoby cie teraz stracić. - To było stwierdzenie faktu. I tak właśnie myślała, no. Ty mi tu nie mów że mój romantyzm poszedł się jebać, ja potrafie być romantyczna. Rzadko kiedy, ale przecież zdarzało mi się, i to się liczy. A przed chwilką powiedziałam ci po prostu jak jest. Szarlotka nie ma nikogo innego prócz Gilberta. W tym też możemy się przecież doszukać jakiegoś romantyzmu. Czy to nie kochane że chce z nim spędzać każdą wolną chwilę? Mogłaby nawet pozwolić na wspólne ćpanie, albo przynajmniej pozwoliłaby chłopakowi patrzeć jak odlatuje po dragach, a on trzymałby ją w swoich ramionach dopóki się nie obudzi. No nie mów mi że to nie jest kochane - Sugerujesz coś? - Przekręciła lekko łepek naśladując jego obecny wyraz twarzy. Raczej nie możliwe żeby kierując się głosem serca trafiłaby w ogóle na miejsce z dupy i jeszcze nie byłoby tam Gilberta. Jeśli jej intencje wobec niego są całkowicie szczere, a zapewniam cię, że są, to na pewno nie znajdzie się w innym miejscu prócz jego boku. W sumie byłoby zabawie gdyby rzeczywiście trafiła w ogóle nie wiadomo gdzie, i jeszcze nie byłoby tam Gilberta. Robiłby jej pewnie wyrzuty do końca życia albo cokolwiek. A ona biedna miałaby żal do swojej jakże beznadziejnej intuicji. No dobra, może gdyby jej tak bardzo zależało to postarałaby się tam wejść. Ale równie dobrze to student mógłby się pojawić w lokum Krukonów. Chyba nawet wejście tam byłoby łatwiejsze dla niego. Wiadomo, poprosi jakąś wierną krukońską fankę o wpuszczenie go, a ona niczym wierny kompan piesek zrobi dla niego wszystko. Gorzej miała Szarlotka, o wiele gorzej. Jako taki samotnik i w ogóle słaby rodzynek mogła tylko kombinować, chociaż kto wie, może udałoby się jej wejść. On to w ogóle był dziwny z każdej strony. Taki typowy wzrokowiec, który najpierw musi się popatrzeć żeby stwierdzić że dziewczyna na w sobie coś ciekawego aby móc poznać jej charakter. Dlatego pewnie całe hogwardzkie społeczeństwo tak bardzo się dziwiło kiedy wydało się, że Szarlotka i on są razem. Nikomu pewnie nawet do głowy nie przyszło że mogliby się oni w ogóle gdzieś poznać i polubić, a co dopiero siebie wzajemnie pokochać. Dlatego pewnie wyzywali ich związek od patologi i innych takich. Ona oczywiście to rozumiała i doceniała jego starania. Dobrze wiedziała, że będąc jedną z jego fanek już dawno miałaby to za sobą, tak samo jak pewnie mnóstwo innych rzeczy jakie jeszcze można z Gilbertem robić. Ale Szarlokę jeszcze to czeka, je już nie, bo student będąc z nią musiał całkowicie wyprzeć się jakichkolwiek kontaktów z tamtymi. Jednocześnie ona mogła się przed jego fankami pochwalić mnóstwem rzeczy jakich one nigdy z z nim nie zrobiły i już nie zrobią. Choćby takim zwyczajnym uczuciem między nimi albo tym, że z porównaniem do tamtych, jego ciekawiło to co miała do powiedzenia i zawsze chętnie ją słuchał. Taka była różnica między nią a resztą. - Masz na myśli jakąś konkretną rzecz która wyjątkowo przypadła ci do gustu, czy jako całokształt? - Podobały jej się jego słowa i wcale nie miała zamiaru dociekać się w nich jakiegoś drugiego dna, o ile w ogóle takie było. Szybko stwierdziła jednak, że Gilbert na pewno ma upatrzone jakieś miejsce na jej ciele które wyjątkowo mu się spodobało. Ona na przykład takie miała. Ale to nie oznaczało, że nie mógł już jej kochać za ten cały patologiczny całokształt jaki w sobie miała. Matko kochana, teraz to chyba zaczęłam coś pieprzyć od rzeczy. Tak to jest kiedy ma się przegrzany z myślenia móżdżek.
Co ty pierdolisz? No tak. Mogłabyś zwalic wszystko na mnie i na moje hity, niestety jesteś ciota, a nie informatyk i nie potrafisz nawet włamać się na własny komputer. Jakich czasów człowiek dożył, no matko kochana. Cóż, trudno. Wytrzymamy i bez tego, też będzie całkiem wygodnie, zwalić zawsze na coś zwalisz, a i tak odpisujesz całkiem sprawnie. Jak na ciebie. - No. Totalnie zjebałabyś misje. Mieć Gilberta w garści i go wypuścić. Tragedia - Oczywiście, że wiedział co ona ma na myśli, ale musiał dowalić swoje trzy grosze. Była pierwszą niewiastą, która Gilberta usidliła. Jakby teraz miała tak po prostu to zepsuć zostałaby totalnie wyśmiana i zbesztana przez plotkarski światek. To jak mieć zajebiste ciasteczko, jedyne w swoim rodzaju i wyjebać je do stawu dla kaczek zamiast rozkoszować się nim samemu. No zero logiki i jakiegoś ogaru. A tak przy okazji. Hahahahah. Ty? Romantyczna? Ciekawe kiedy, bo jakoś tej historii jeszcze nie słyszałem. Śmiało, opowiedz. Będziemy mieli przynajmniej temat do rozmowy. Z zapartym tchem wyczekuje tej opowieści, bo na pewno jest niesamowita i zaskakująca, a przy okazji tak wwiercająca się w pamięć, że już bardziej się nie da. No dawaj, wykaż się. Ale cie teraz zgasiłem. - Ja tylko lojalnie ostrzegam. Dobrze wiesz, że jestem dość nerwowy - Ta. Dość. Prawie w ogóle, prawda? I bije tylko jak jest zdenerwowany, oczywiście. Bo w innym wypadku jest całkowicie poczytalny i zdrowy na umyśle, nie ma co się go bać i wiadomo, że wszystko się dobrze skończy. Pewnie, że tak. W ogóle Gilbert jest swięty, wręcz taki aniołek. I tak sobie tylko gdybał, że jakby ta część historii mogłaby się źle skończyć to na pewno nie byłby tym zachwycony. Wbrew pozorom lubił szczęśliwie zakończenia. Oczywiście jeśli były szczęśliwe dla niego, jebać innych. Ah ten jego milusi egoizm. Myśle, że nie byłoby mu jednak tak łatwo. Żeby wejść do salonu Krukonów trzeba odpowiedzieć na zadane pytanie. Jego umysł jest zbyt doskonały żeby ogarniać takie bzdury. A krukońskie fanki? Zafascynowane faktem, że się nimi zainteresował na pewno kompletnie straciłyby wątek i zdolność do logicznego myślenia przez co utknęliby przed tymi drzwiami na czas bardzo długi. A w nim było za mało cierpliwości żeby czekać aż taka dziewczyna łaskawie się ogarnie i zrobi to o co ją poprosił. Wbrew pozorom Szarlotka miała w życiu łatwiej niż jej wybranek. Takie stado fanek na karku bywa czasem uciążliwe. Chociaż zazwyczaj to całkiem milutkie, hm. - Powiedziałbym, że masz fajne cycki. Ale pewnie wtedy zepsuje klimat, więc powiem cos w stylu, że hm. Twoje oczy to najpiękniejszy, brudny-niebieski jaki kiedykolwiek miałem okazje w syfie oglądać albo że twoja anorektyczna sylwetka jest najseksowniejszym obrazem kobiecości jaki możemy sobie wyobrazić albo w ogóle coś o tatuażu, który dodaje ci pazurka, a zarazem jest wyjątkowo uroczy - Zaczął wymieniać pokazując wszystko na palcach, wzrokiem wodził po częściach o których właśnie wspominał. Na koniec znów delikatnie zmarszczył nos, wysunął koniuszek języka i skupił się na niej najwyraźniej myśląc intensywnie. Aż dziwne, że mu z uszu nie zaczęła para dymić czy coś. Szarlotka miała swój urok mimo, że nie mieściła się w kanonie piękna. Myśle, że fakt ich poznania nie byłby dla nikogo dziwny, oboje szlajają się w dziwnych miejscach i bywają na dziwnych imprezach. Mogliby też się tolerować, razem pić i chodzić do łóżka. Ale miłość? Nie, tego na pewno nikt się nie spodziewał. - Ale pewnie najbardziej urocze będzie jak oświadczę, że cała jesteś najpiękniejsza na świecie i że chce cie już póki śmierć nas nie rozłączy, a to przecież nie tak długo, te parę lat będzie fajne - Poduczył się. Wiedział już o co chodzi w tych całych wyznaniach i całkiem dobrze mu to szło. Mógł ją bajerować do woli i to tak żeby jej sprawić przyjemność, a nie zaciągnąć ją do wyrka. Właśnie dlatego jego łapki nie wylądowały pod jej bluzką, a objęły ją mocno przytulając do jakże seksownego torsu Gilberta. Może nawet ciutek za mocno, ale siniaki schodzą szybko.
Ja nic nie pierdole, nie myśl sobie. Chciałam ci na prostym przykładnie udowodnić że można znaleźć romantyzm w każdej rzeczy, jakakolwiek by ona nie była. A to że akurat pomyślałam o krowach to kompletnie inna sprawa. Z resztą, nie czepiaj się i lepiej nie pytaj o szczegóły. Nikt mnie nie rozumie, jakie to smutne. No dziękuję, zawsze chciałam od ciebie usłyszeć jaki to ze mnie debil i w ogólnie jaka patologia. I ty sie jeszcze mnie czepiasz, kiedy na siebie narzekam? Między innymi przez takich jak ty na siebie narzekam. Nie wytykaj mi tak bardzo mojej beznadziejności już no. Jeszcze się zamknę w sobie albo coś w tym stylu. Chcesz tego? Pf, no najwyraźniej chcesz. - Nic takiego nie powinno się stać. No chyba, że sam spierdolisz. - Ona jakby miała jakieś mega zajebiste ciasteczko to pewnie trzymałaby go w łapkach niczym jakiś największy skarb i te sprawy. Albo wpierdoliłaby go od razu nawet na niego zbytnio nie patrząc. I chuj tam, że mógł być on plastikowy albo z plasteliny, ważne że wyglądał jak prawdziwy i w ogóle. Ale chyba nijak moge się odnieść z tym porównaniem do Gilberta. Matko kochana, co sie ze mną dzisiaj dzieje? A spadaj, ja ci nic nie będę opowiadać. Potrafie być romantyczna kiedy tylko chce. I co tam, że nawet nie potrafiłabym sprecyzować definicji romantyzmu, nieważne z resztą. A poza tym, ty sie ze mnie nie śmiej! Sie znalazł, kurwa, wielki mi romantyk. Jakbyś był w tym lepszy albo coś, pf - Oj wiem. Czasami mam wrażenie, że i mi z nerwów masz ochotę wpierdolić - No kurde, jakby jej coś zrobił to to byłoby w ogóle poniżej pasa. I jego i jej. Ona by mu pewnie nie oddała, bo wtedy albo już nie żyłaby, albo biedna cała połamana leżałaby na podłodze nieprzytomna. Wszyscy wiedzą jak krucha jest Szarlotka, tak samo jak wszyscy wiedzą jak wpierdolić potrafi Gilbert. Oj dobra, może i masz rację. Bądź co bądź krukonką tu była Charlotte, i potencjalnie była z tych MĄDRYCH. A Slone to ślizgon, całkiem inny mózg, te sprawy. Dlatego pewnie zanim tamta wielka jego fanka raczyłaby się ogarnąć, Szarlotka już dawno byłaby w pokoju wspólnym Slytherinu albo w innym miejscu tam u nich. Ach, no pewnie, że coś wykombinowałaby, mimo że nie posiada peleryny niewidki i takich tam bajerów. Przecież i bez tego ludzie jej nie zauważali, a z hasłem do dormitorium zielonych na pewno nie miałaby problemu. Tak myślę przynajmniej. W każdym razie, czyli jednak ma łatwiej, ho ho ho ho - DZIĘKUJĘ KOCHANIE, TO CO MÓWISZ JEST NAPRAWDĘ UROCZE. - No dobra, ja bym się na takie komplementy nie dała złapać, ale skoro Gilbert to Gilbert i on musi powiedzieć coś miłego drugiej osobie, tym bardziej że tym kimś jest Szarlotka, to mu to zaliczymy, o. W sensie ona mu to zaliczy, nie obrazi się i w ogóle nawet ucieszy, ja ci mówie. W nagrode nawet dostał buziaka, no widzisz. Dziewczyna go docenia i sie cieszy z każdego miłego słowa jakie jej powie, nawet jeśli będzie się za tym kryła jakaś aluzja. - No tak. - Szkoda troche, że on tak krótko chce mieć ją żywą i twierdzi, że studentka szybko się wykończy. Takie to troche przykre, ale cóż, może i po prawdzie ma rację. No już trudno, cieszmy się chwilą i takie tam. Nie, skądże, wcale jej nie przeszkadzało, że została brutalnie przyciśnięta do jego torsu. Nawet go objęła za szyję i nie zważając na ból w przygniecionych kościach obdarowała go jeszcze jednym pocałunkiem. Tym razem takim dłuższym i, wiadomo, o wiele fajniejszym.
Wiesz, mógłbym nawet w spacerze obok krowy znaleźć coś romantycznego, uwierz mi na słowo. Ale teraz kiedy okazało się, że to ty jesteś specjalistką od romantyczności, nie śmiem się wychylać. No skąd. Skoro jaśnie pani mówi, że z tego nic nie będzie choć powstanie, to tak jest i koniec kropka. Szlachta powiedziała, plebs pokornie musi usłuchać, taka jego rola. - Oh, prosze cie. Gdzie ja bym znalazł drugą taką jak ty? Oczywiście pomijając, że drugiej bym nie szukał - Racja. Zakładając, że jakimś cudem rozstaliby się to na pewno nie potrzebowałby drugiej Szarlotki. Jedna taka wystarczy mu do końca świata. Ale w ogóle nie umiem sobie wyobrazić sytuacji w której, by się tak po prostu rozstali i nic. Jakby jedno z nich nagle umarło, drugie zdechłoby wkrótce po tym. To pewne. Normalnie jak Romeo i Julia. Zajebaliby się sami żeby tylko móc być ze swoją drugą połówką po drugiej stronie. Inna opcja rozstania? No naprawdę żadnej nie widzę. Byli idealną parą. - Ty możesz dostać ode mnie najwyżej w swój kościsty tyłek, luzik - Na pewno czułby się dziwnie jakby przyjebał Szarlotce. Biorac pod uwagę jego waleczne umiejętności i jej kruchość to pewnie skończyłoby się na jednym ciosie. Tym bardziej byłoby to dla niego dziwne. Po co tak robić? Lepiej się bić, napieprzać. Tak żeby wyszedł z tego fajt. A nokaut przy pierwszym prawym sierpowym? Nie, to byłoby strasznie nudne i nie na miejscu. Kompletnie nie w stylu Gilberta i niegodne podziwu. No i nie zrobiłby wrażenia na swej lubej swoją mocą gladiatora. Chociaż nie wiem czy byłaby zachwycona gdyby się zaczeli bić, a on w końcu by wygrał hm... - To dawaj, teraz ty - On jej powiedział tyle miłych rzeczy, a ona mu nic. Patrząc na charakter Gilberta i jego umiejętności w wypowiadaniu komplementów to powinniśmy liczyć to co najmniej potrójnie. Należała mu się za to jakaś nagroda, nie ukrywajmy. Po co od razu przechodzić do seksu jak można się nawzajem obrzygać tęczą, prawda? Muszą czasami sprawiać wrażenie normalnej pary. Tęcze, misiaczki, jednorożce i buziaczki. Wiesz jak jest. A do tego dochodzą słodkie słówka i dedykacje piosenek. Oni są na razie na etapie minus piętnaście. Dojdźmy chociaż do zera, uznamy to za nasz prywatny sukces i będziemy się chwalić latami. - No tak. No tak. Pfff. Co to ma być w ogole za odpowiedź? Obojetna. Nie chcesz być ze mną do końca życia? - Odsunął się od niej, oczywiście już po pocałunku, jakby troszeczkę obrażony. No przykro mu się zaczęło robić. A spróbowałaby teraz zaprzeczyć to chyba spuściłby jej ten wpierdol, jakkolwiek dziwnie miałby się po nim nie czuć. Gilbertowego serduszka się nie łamie.
Ojejku, ja nie powiedziałam że potrafie od tak w ogóle z dupy znaleźć w czymkolwiek coś romantycznego. Chodziło mi o to, że gdybym się wyjątkowo postarała i ogólnie ogarnęła się żeby coś z tego wyszło, to pewnie by mi się udało. No, przynajmniej mam taką nadzieję. Pewnie gdybym musiała coś takiego wymusić na tobie, zapewne nie doceniłbyś moich starań i wyśmiał mnie, że jak to ma być romantyzm to ty jesteś kalafior czy coś w tym stylu. Ja już cie znam, widzisz. Nie ma sie teraz ze mną co sprzeczać, że tak nie zrobiłbyś. W ogóle! Od kiedy ty sie tu wyzywasz od najgorszych? W sensie, że od plebsu. Jak to tak, ej? - Ee tam, pod mostem zawsze można znaleźć jakiegoś ćpuna. - No tak było, co poradzić. Jednakże Szarlotka nie mogła mu niestety tego udowodnić, bo ostatnim razem gdy oboje znajdowali się pod mostem minęło sporo czasu, a wtedy wyjątkowo nikogo tam nie było. Z resztą, jebać taki most hogwardzki. Wiadomo, że tam mało kto przychodzi prócz takiej Francuzki. Przecież to miejsce ogólnie zamieszkuje bardzo mała ilość ćpunów. Praktycznie prócz znanej trójeczki nie było tam nikogo. Szarlotka i Gilbert rzeczywiście byli idealną parą. Mimo wszystko, kto inny tak bardzo pasowałby do Slone jak nie ona i odwrotnie? No nikt przecież. Ludzie już się przyzwyczaili do ich związku i nie wyobrażali sobie tych dwóch osobno. Musi być de la Brun i Slone. Bez niego nie ma jej, bez niej nie ma jego. Przecież to takie oczywiste. - W jakich sytuacjach bicie mnie po tyłku będzie koniecznością? - Można stwierdzić, że spodziewała się od niego takiej odpowiedzi, więc wcale się nie zdziwiła, a brwi podniosła z ciekawości, jak bardzo musiałaby nabroić żeby taką karę od niego dostać. A to, że po jednym prawym sierpowym już byłaby nieprzytomna to przecież żadna nowość. Nikt nie przypuszczałby przecież że mogłaby wstać i ze złością wpierdolić mu tak samo jak on jej. To przecież niemożliwe, no. - Twoje nieuczesane, tłuste, w totalnym nieładzie włosy są najlepsze właśnie w takim stanie. Nie, żebym widziała je w jakimkolwiek innym... no nieważne. Lubię też twoje usta, no serio. Twój bezczelny uśmiech przewyższa wszystko i nie ma osoby, której udałoby się lepiej go naśladować niż sam ty. Jednocześnie to takie słodkie kiedy starasz się być dla mnie troskliwy i nie namawiać na seks, tylko liczyć się z moją opinią i dzielnie czekać. I kocham cię mimo tej całej twojej dziwności, opryskliwości, egoizmu i tego że jesteś totalnym dupkiem. - No jasne, nie ma to jak słodkie wyznania, jednorożce, lizaki w kształcie serca i inne takie. Szarlotka wyjątkowo narzygała teraz tęczą, no już trudno się mówi, robiła to pod wpływem chwili i mówiła szczerze tak jak myśli. Przecież nie będzie mu tu kłamać w oczy, kiedy on oczekuje poważnej odpowiedzi. I taką dostał. - To, że chce, nie podlega temu żadnej dyskusji. To sie wie od dawna. - No wiadomo, że chciała, nie ma innej opcji. On już nie powinien się tak rzucać i czepiać, bo dobrze wiedział jak to z nimi tam jest. Będą razem szczęśliwi i zakochani w sobie nie wiadomo jak bardzo póki ich miłość nie rozpierdoli od środka albo nie zaćpią się w jakiejś melinie. Cóż, różnie bywa. A Charlotte, aby uściślić wartość swoich słów, wzięła głowę studenta w obie łapki, nachyliła się aby popatrzeć w jego jakże zakurwiste niebieskie oczęta, a potem jeszcze raz szybkim ruchem cmoknęła go kilka razy w nos. Jak uroczo.
No, a jak chciałem żebyś mi to pokazała to się broniłaś jak Polacy w tysiąc dziewięćset dwudziestym. Ha, zauważyłaś jaki jestem sprytny? Napisałem rok słownie żeby to zajęło więcej miejsca i wydłużyło posta. A pamiętasz jak kiedyś pisałem ciekawostki? No, a w ogóle to czasem trzeba się przyznać, że jest się tylko plebsem w porównaniu ze szlachtą i nic się na to nie poradzi, jakkolwiek mocno, by się chciało. Dobrze jest mieć tego świadomość i godzić się tak po prostu ze swoim losem. A teraz... Pierwotnie do produkcji piwa potrzebna jest woda, drożdże, cukier i szyszki chmielu. Pierwsza coca cola była brązowa. - Oj wiem coś o tym - W sumie to właśnie pod tamtym mostem rozpoczęła się ich wielka miłość. Oni to w ogóle mają farta do romantycznych scenerii. Jak nie jakaś melina podmostowa to piwnica albo inna ciemnia czy w ostateczności Wrzeszcząca Chata. Ich klimaty, no ja wiem. Te miejsca pasowały do nich tak samo mocno jak i oni do siebie. Miał słabość do ćpunek, to fakt. Cała zacna trojeczka jest mu niezwykle bliska. Wprawdzie nie pamięta ich wszystkich imion i nazwisk, ale balowali razem. Swoją drogą, to bardzo ciekawe. Cała trójeczka nazywała się tak w pizdu długo. Jakby nie mogły mieć tak prosto jak Gilbert Slone. No nie, po co. One się musiały wyróżniać i mieć francuskie przedrostki albo dwanaście imion i wszystkich używać. No kurwa. A jeszcze teraz dodam że. Koniec Świata to przysiółek wsi Głuszyna w województwie wielkopolskim. Jeden z brytyjskich szefów kuchni opracował recepturę niezatapialnych (nierozpadających się w herbacie czy kawie) ciasteczek. - Głównie w sytuacjach tak zwanych łóżkowych albo kiedy będę miał taki kaprys - No tak. Zajebiste wytłumaczenie. Ale czasem trzeba klepnąć białogłową po tyłku pokazując jej i wszystkim innym, że owa dupcia i cała reszta kobiety należą do klepiącego i proszę mi wypierdalać, bo jak ja cie delikwencie klepne to juz nie wstaniesz i nie będzie to dla ciebie tak przyjemne jak dla mojej dupci. Oczywiście jeszcze jedno. Kompozytor Jean-Baptiste Lully do wskazywania tempa uderzał laską o ziemię, aż uderzył się w stopę i zmarł na gangrenę, która wdała się do rany. Na Gilbertowych wargach powoli rysował się cudowny uśmiech. Przecież powiedziała mu tyle miłych rzeczy i w ogole. Chociaż nie. Moment. Jakby się tak bliżej zastanowić to ona go strasznie obraziła. Dlaczego tak powiedziała? Nie wiem, jak ona tak w ogóle mogła! Uśmiech natychmiast zniknął, Slone parę razy otwierał buzię chcąc coś powiedzieć, ale z jego gardziołka wydobywały się tylko prychnięcia oburzenia. Biedny nie był w stanie dobrać słów odzwierciedlających jego stan duchowy i emocjonalny po tym co zrobiła mu krukonka. - Moje włosy w cale nie są tłuste! Dlaczego tak mówisz? Myje je przecież - No to dopierdolił. Ale naprawdę, ktoś spodziewał się, że obrazi się za to, że jest bezczelny, opryskliwy, dziwny czy może dlatego, że jest dupkiem? Ludzie kochani. To wszystko było dla niego jak miód na jego uszy. Uwielbiał taki być, to wielkie komplementy. Oczywiście wszystkie teksty jaki to on jest troskliwy i w sumie dobry troszeczkę go zdziwiły, ale był z siebie cholernie dumny, że się tak stara i ona to zauważa. To naprawdę bardzo miłe! Ale zarzucić mu, że nie myje włosów? O fuj. Skandal. Basifobia to strach przed chodzeniem.Praca to coś, co robimy, żeby zarobić pieniądze, za które możemy robić to, co naprawdę chcemy robić. - Ej, mam pomysła! - Odsunąl się od niej tylko na moment żeby sobie przykucnąć tuż przed nią, bo tak było mu wygodniej się wyprostować, spojrzeć jej prosto w oczęta i chwycić jej łapki. Przyglądał się jej przez chwilkę najwyraźniej nad czymś myślą. W końcu grzecznie wylądował na kolankach wykrzykując wesoło - Ej to hajtamy się! Serio. Pacz w ogóle na to - Wyjął z kieszonki tajemniczy woreczek, który przemycił, bo przecież w Hogwarcie już go nie wolno mieć, pff. Rozsypał go na ziemi obok nich. Nie, nie w kształcie Ukrainy mośku. To nie Jared. W kształcie wyjątkowo krzywego serduszka, a na samym środku były dwa kółeczka, to pewnie pierścioneczki. O jejku, jejku. - I tak bym nie znalazł pierścionka na twoje chude łapy, powciągamy sobie w ramach inicjacji - Szczerzył się jak debil patrząc to na nią, to na wzór. Dopiero wtedy zdał sobie sprawe, że nie zrobił najważniejszego. Odchrząknął głośno, przeczesał parę razy swoje nieogarnięte, ale czyste, włosy próbując doprowadzić je do jakiegoś stanu elegancji. Na marne. Machnął łapką i znów spojrzał w durnowate oczęta swej wybraki - Charlotte NieMamPojęciaJakTyMaszNaDrugieImie de La Brun! Francuzko! Ćpunko! Czy podzielisz się ze mną swym życiem przez chwile? - Co w wolnym tłumaczeniu miało pewnie znaczyć Kochanie, wyjdziesz za mnie?. Hahaha. Nie spodziewałaś się pewnie takiego pomysłu, co? Myślałaś, że ją przerucha. Albo zgwałci. Albo że będzie śmiesznie. Niestety. Tak mnie wzięło po miksie hard sexa i rozmowach o romantyzmie. Ale ta wizja. Jejku jejku. I jeszcze ten przekochany uśmiech na wargach Gilbercika i oczy w których kurwiki mieszały się z miłością.
Nie żeby coś, ale kurcze nic z tego wszystkiego nie rozumiem, także stwierdzenie 'mów do mnie jeszcze' raczej tu nie pasuje. A chciałam go użyć, cholera. Musisz mi tak mieszać w łepku i w ogóle? Jakieś ciekawostki o herbatnikach czy co to tam było... matko kochana, co mnie to no ej? Pociśnij mi tu jakąś fajną, interesującą i kulaśną informacją. A nie kurwa, o ciastkach. Zachowuj się jak na szlachtę przystało! Takie informacje są dla plebsu, nie staczaj się aż tak bardzo. Skoro Gilbert ma się hajtać z Szarlotką, a ty jesteś prowadzącym postać i chcesz mnie przy sobie przytrzymać to musisz trzymać jakiś poziom, no wybacz. Jakbyśmy oboje w ogóle byli na jakimś konkretnym poziomie, hahahaha Miejscówki takie jak Wrzeszcząca Chata, most, ciemnia, sala lustrzana albo kurde jakiś schowek na miotły były bardzo romantyczne, chociaż akurat w tym ostatnim to jeszcze ta dwójka razem nie była. Trzeba to zapamiętać, już wiemy gdzie zacząć pisać następny wątek, no nieważne. Te miejsca pasowały do nich, były tak samo dziwne i nie miały w sobie za grosz niczego uroczego ani w ogóle ładnego. Jednocześnie im sie to podobało, wiesz jak jest. Zawsze sobie zrobili odpowiedni nastrój, te sprawy, chociaż zazwyczaj cała miłość po piętnastu minutach zaczęła się jebać a oni kłócili się o jakieś nieistotne pierdoły. A jednak zawsze się godzili, no bo przecież nie potrafią bez siebie żyć, to oczywiste. A krukonka miała najbardziej normalne imię z ich wszystkich. Przecież miała łatwe do zapamiętania imię, krótkie nazwisko, a jedynym dla chłopaka problemem było to 'de la', które przecież tak trudno było pamiętać, och. Nie martw się, kiedy się w końcu ożenią Szalotka będzie miała najbanalniejsze nazwisko, którego nie sposób mógł zapomnieć. Chociaż, kto go tam wie. Gilbert jest zdolny do wszystkiego O matko, co sie ze mną dzieje? Zdanie o tym klepaniu strasznie mi się spodobało i przeczytałam je chyba z dziesięć razy. Lepiej dla wszystkich będzie jak tego nie skomentuję, a ty, jak przypuszczam, zaraz obrzucisz mnie milionem pytań co to tego i w ogóle takie tam. Jejku. Ależ to były same komplementy przecież! Co on chciał? Okej, może wymsknęło jej się coś nietaktownego, ale każdemu się zdarza no. Nie wolno jej od razu za to karać i nie wiadomo jakich strzelać fochów, wszystko było dobrze i w ogóle. - Wiem, że nie masz. Tak ci chciałam podokuczać. - Odrzuciła głowę do tyłu wybuchając głośnym śmiechem widząc, jak bardzo się przejął tym co powiedziała. Oczywiście ucieszyło ją to, bo przecież oznaczało, że liczy się z jej zdaniem. - I już nie prychaj tak. Jeszcze się oplujesz. - Dojebała zupełnie niepotrzebnie tak żeby go troszeczkę powkurzać. Oczywiście dalej cieszyła dupe jak na jakichś prochach, chociaż dzisiaj zupełnie nic nie brała. A towarzystwo Gilberta jej to wynagrodziło i w ogóle zapomniała o głodzie i ogólnie całym świecie. Ba, nawet nie pamiętała już po co tak właściwie na początku przyszła w to miejsce. Z resztą, mało ją to obchodziło. W ogóle strasznie zdziwiło ją to, że tak nagle wyplątał się z jej objęć i zachciało mu się klękać czy co to tam robił. Dopiero kiedy zrozumiała co to wszystko na znaczyć, po chwili usłyszała jego słowa które już w ogóle potwierdziły jej przekonania. Ślizgon chciał się hajtać! O matko kochana, jejku jejku. Najpierw oczywiście opadła jej kopara i ogólnie była w takim szoku, że stała przed nim jak kompletny debil nie potrafiąc się nawet normalnie odezwać, jednak kiedy on zaczął swoją przemowę i ogólnie jak zobaczyła jego optymizm, całe spięcie minęło i znowu szczerzyła się do niego jak kompletna idiotka. Co chwilę też zerkała w stronę rozsypanego proszku, chociaż mimo wszystko pragnęła jak najdłużej utrzymywać ze studentem kontakt wzrokowy. Bo to było najważniejsze, no ej - Chuj z drugim imieniem, i tak go nie używam. Oczywiście, że się podzielę. Życiem i w ogóle wszystkim. - Po pierwszym zdaniu obojętnie wzruszyła ramionami, jednak potem zrobiła kilkusekundową przerwę i pewnym głosem ciągnęła dalej swoją wypowiedź. W końcu Gilbert oczekiwał odpowiedzi w stylu "tak wyjde za ciebie, miejmy gromadke dzieci i w ogóle żyjmy długo i szczęśliwie!". Okej, może nie do końca takiej, ale coś w ten deseń. No nieważne. Ale ty... Charlotte Slone, o kurwa, jak to brzmi, hahahahaha. Nie no, przyzwyczaimy się. Chyba Dobra, przyznaje się. Do końca trzeciego akapitu u ciebie byłam przekonana że ją wyrucha. A tu prosze, jaki szok. Hard sex dobrze wpływa na twój mózg, kochanie. Może jednak pozwolę ci go częściej puszczać, hm...
No wiesz ty co. Nie masz na tyle dobrego serca żeby mnie przy sobie trzymać nawet kiedy ty będziesz szlachtą, a ja zwykłym plebsem? Pf. I co to ma być za big love? To ty nie wiesz, że kocha się nie za coś, a mimo czegoś. Miłuj mnie nawet jako plebs. Ale jak sobie tam chcesz. Będę ci umieszczał ciekawsze rzeczy, ciekawostki i zagadki. Zebyś mi potem nie marudziła. Spalasz więcej kalorii śpiąc, niż oglądając telewizję. Świetna metoda na odchudzanie. We Francji nie wolno nazwać prosiaka Napoleon. Biedne prosiaki. To znaczy, że oni nie mają w sobie uroku i wcale nie są piękni? No chybaa Szarlotka. To on tu miał stado fanek. A skądś sie te niewiasty brały, prawda? No wybacz, ale tu cie zagnę. Nie wmówisz mi, że Gilbertowi brak piękna. Może jest uroczy na swój sposób, ale to prawie podręcznikowy przykład zacnego i przystojnego, dzielnego woja. A to wychudzone, blond coś czym była Szarlotka... było dokładnie jak wszystkie miejsca, ktore sobie upodobała, bo przypomnę ci łaskawie, że to ty najczęściej wybierasz. Ale oczywiście dodam, że mi się te tematy bardzo podobały, bo jeszcze zrzucisz na mnie obowiązek zaczynania, a do tego mi się nigdy nie spieszy. Indonezji masturbacja karana jest ścięciem głowy. Możesz jechać do Indonezji! Homoseksualne zachowania zaobserwowano u kilkuset gatunków zwierząt. Ciekawe gdzie są te gejuszki, nie? Podobno orangutany bywają biseksualne. Czy inne goryle... Obrzucam cie milionem pytań na temat klepania, grzecznie proszę o rozwinięcie tego akapitu, bo mnie bardzo zainteresował. Du bist der Song der mich durchdringt. Der mein Herz zum rasen bringst. Hast mein Leben auf den Kopf gestellt. Du hast den schönsten Arsch der Welt! - Jestem dużym chłopcem, nie opluje się - A za karę, że się z niego śmiała i mu takie sugestie rzucała... no co mógł zrobic ktoś taki jak Gilbert? Oczywiscie, że perfidnie przejechał jęzorem po jej policzku. Tak, tak. Grzeczny piesek wita swoją pańcie. Dobrze, no już. Teraz tylko podrapać za uszkiem, wziąć na spacer, porzucać piłeczką i w ogóle. No co no? Nie przeszkadzała jej wymiana śliny ze ślizgonem przez pocałunek, więc czemu miałoby jej przeszkadzać coś takiego? A ty całuj mnie - to taka piękna gra. Całuj mnie - ja ci to wszystko dam. Biedna Szarlotka. Co ty ją tak przezywasz? Cokolwiek nie zrobi, jest źle. Jak była w szoku to siedziała zdziwiona jak ten debil i nic nie mówiła. Jak się zaczęła cieszyć szczęściem Gilberta to też się szczerzyła jak ta idiotka. No matko kochana, a potem się dziwisz, że twoje postaci mają spaczoną psychikę. Trzeba wychwalać swój twór, jak ja to robie z Gilbertem i będzie wszystko dobrze. Matko kochana, zaczynam sie bać, że mój post będzie krótszy niż twój. Liczba owiec w Australii trzykrotnie przewyższa liczbę ludzi. Wybacz, musiałem. Tak się zacząłem pencać jak to przeczytałem, że nawet nie wiesz. Jedynie oczy człowieka, spośród wszystkich ssaków naczelnych, mają wyraźne białka. Przyda ci się to na biologie, nie marudź. Ktoś tu ma egzaminy niedługo. - Biore NASZE dragi! - Skoro sie dzieli wszystkim to kurna wszystkim. Spojrzał niepewnie na proszek, który mieli razem zażyć na znak miłości i coś w nim drgnęło. Przecież jego żona nie może być do reszty zniszczoną ćpunką. Oj nie. Po prostu musiał dmuchnąć i rozsypać po całym pomieszczeniu proszek niszcząc to skrzywdzone przez życie serduszko. No przepraszam, ale nie miał wprawy w rysowaniu takich rzeczy. W ogóle on był taki talent do sztuki, że o ja pierdole. - Ej kurwa. Ogarniasz to? Jesteś moją pierd...nie pierdoloną narzeczoną. Żoną prawie. O fuck - Zaśmiał się znów przytulając ją do siebie o wiele za mocno. Ej w ogóle, specjalnie teraz jebnąłem post w kostkach żeby ten był okrąglutki, sześćsetny! Uroczystość to uroczystość, prawada? Trzeba świętować. A jego serduszko tak się radowało! Pierwsza miłość w życiu i taka szczęśliwa. A przynajmniej tak im się wydawało. I co tam, że bez seksu, jakoś wytrzyma jeszcze ten krótki okres. Nie myślał o tym teraz, jego mózg zalała fala tęczy i w ogóle. Nic dziwnego, że nie mógł się zdecydować czy chce ją głaskać, przytulać czy całować i co chwilę zmieniał zdanie. - Ale daruj sobie babskie marzenia o białej sukni, kościele, wielkiej uczcie i całej rodzinie i bla bla bla, wiesz o co chodzi. Będzie dużo alkoholu, ziomków i nikt nie odróżni tego od imprezy, bo na przysiędze wszyscy już będą urżnięci. Fajnie co? - Nie no, zajebiście. To jest ten ich cały romantyzm. Ważne, że im odpowiadał, prawda? Co tam, że inni uważają go za durny, bezsensowny i w ogóle nie romantyczny. Wiedzieli, że rozpłyną isę pod wpływem tego wszystkiego i zarzygają wszystkich tęczą no i to jest ważne. Her husband, was a hard working man Just about a mile from here. His head was found in a driving wheel but his body never was found. My girl, my girl, don't lie to me, tell me where did you sleep last night? Aż musiałem sobie zanucić, to takie w ich stylu, prawda? - Albo się tu hajtniemy i będziemy najkrótszym narzeczeństwem świata - Przekrzywił łepetynke bacznie ją obserwując. Tak, to też była metoda. Jego szare komórki pracowały na wyższych obrotach kiedy rozważał wszystkie opcje świata dotyczące ich wspólnego i kochanego życia. Ojeju!
No dobra, zostawie cię przy sobie nawet gdybyś był bez kończyn albo w ogóle głowy czy jakiegoś ważnego organu bez którego nie da się funkcjonować. To się nazywa poświęcenie kochanie. Poza tym, już i tak jako plebs jesteś przeze mnie niesamowicie miłowany! Za to mam wrażenie, że ty wolałbyś kogoś ze swojej raczej warstwy społecznej, a nie taką szlachtę Domciako. To jest przykre ej... One poleciały na... w sumie to nie wiem. Laski lubią badbojów, to przez to miał tyle fanek, na pewno! A czy on taki piękny i w ogóle cudowny? No dobra, może odrobinkę. Ale tylko tyle, nie więcej, żebyś się nie poczuł bardziej władczo czy coś. A Szarlotka też ma swój urok, pf. Tylko że oprócz niej nikt tego jeszcze nie dostrzegł. Ale kiedyś tak będzie, zobaczysz! Nie będzie mogła się pozbyć stada fanów i fanek, a biedny Gilbert będzie fochy stroił na nią, że to on tu jest ten namber łan, a jakiś kurwa Andrew Canavan czy ktośtam. O, a ta ciekawostka jest ciekawa. Nie mów, że nigdy nie zauważyłeś wśród zwierząt jakiegoś homo, no błagam cie Oj bo ja to wszystko pamiętam, matko kochana. Nie cofnę się wstecz do.. dziewiątego kwietnia dwa tysiące dwunastego roku. Ja jebie, ja nie pamiętam nawet co jadłam wczoraj na kolacje, człowieku. I zgaduję, że i tak dostanę nakaz przypomnienia sobie tamtych myśli i w ogóle mnie pomęczysz, aż mi sie w końcu przypomni COŚ, ale nie to co trzeba. Kurcze, ty to ze mną masz przewalone jednak. Jak dajesz sobie w ogóle radę? - Oj wiem. Taki żarcik - Sie jej kurcze na sucharki zebrało, no prosze. O fuj! Jak on mógł?! Chociaż nie, czekaj. To całkiem urocze jest ej! I chyba nawet masz racje, ślina to ślina, czy przez pocałunek czy polizanie w policzek, na jedno wychodzi. Tyle, że jedno jest tylko wystarczająco estetyczne. Ale co tam, pieprzyć estetykę, bo i czy ktoś taki jak Charlotte i Gilbert w ogóle by sie tym przejmowali? A piesek z niego dobry, uroczy i w ogóle. I nawet studentka wykonała prośbę przesuwając paznokciami za jego uchem, ho ho Ona jest obiektem niezidentyfikowanym. Cokolwiek zrobi, robi to źle. Tak już ma, co poradzić. Spaczoną psychikę musiała po kimś odziedziczyć i w ogóle. Ma to w genach, nie czepiaj sie. A ja nie lubie wychwalać swoich tworów, bo zazwyczaj i tak są beznadziejne. No dobra, ale musze sie przyznać; Szarlotkę to ja akurat uwielbiam. Cholera, ale jestem narcystyczna - NO ALE CO TY Z TYM ROBISZ?! - No była w szoku, jakże inaczej. Jak on mógł w ogóle zainwestować w ten cenny proszek którego w Hogwarcie już w ogóle nie dostanie, a teraz go tak po prostu wyjebać? Co z tego, że się martwił o jej egzystencję, ona miała nadzieję że sobie go teraz spokojnie zażyją i będą wspólnie cieszyć się ich ćpuńskim życiem i takie tam, a ten tu nagle z dupy robi się bohaterem i wszystko niszczy! Oczywiście, kiedy się ogarnęła i przestała patrzeć na niego tępym wzrokiem, pojęła co G chciał zrobić i w ogóle nawet ją wzruszył taki drobny gest. Że taki się kochany zrobił, że taki troskliwy, że taki męski, och! - I tak na nic innego nie miałam nadziei. Soreczka - Oj bo ona go już trochę znała po prostu. Nie mogła sobie wyobrazić, że ktoś taki jak Gilbert mógłby zorganizować w ogóle ślub jak z bajki i zatroszczyć się o takie szczegóły jak ślubna suknia czy jakieś obrączki. Pewnie zakupiłby cysternę alkoholu, a wszyscy po tej imprezie kacowaliby się jeszcze miesiąc. A po ślubie zapewne spędziliby pseudo-noc-poślubną każdy w swoim dormitorium fantazjując wzajemnie o sobie, a podróż poślubną spędziliby w Hogsmeade zwiedzając po kolei wszystkie miejsca w których razem byli. O cholera, to musieliby też pojechać na Nową Zelandię! Bo w sumie chyba tam się to wszystko zaczęło, jeśli mnie pamięć nie myli, hm - Nie chce tutaj. Pojedźmy do Francji, albo cho do Londynu. Tu jest brudno. - No to masz odpowiedź w ogóle mega ćpuńską, przez którą pewnie cały narkomański imidż Szarlotki poszedł się jebać. No trudno się już mówi, co ja mogę. Pewnie Gilbert i tak nie połapie się w tej jej jakże skomplikowanej odpowiedzi, czyli jakiś tego plusik jest. Ale za to dostał całuska w nos, ojojojoj!
Nie no skąd. Całe stado plebsu bym nie wymienił za taką jedną, szlachetną ciebie. Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć, no błagam cie. Troche pomyślunku i szacunku kochanie. Oj no co ty. Gilbert też to odkrył, przecież ją kocha i w ogóle chce za nią wyjść. I to zdecydowanie wygodne, że jest jej jednynym fanem, szlag jasny by go trafił jakby musiał z kimś rywalizować. I to jeszcze o nią. Oj nie lubił takich zagrywek, bardzo nie lubił. Jak go dziewczyna kiedyś zdradzi to marny będzie los tego swiata. Widzisz. Wychodzi na to, że musisz mi odpisywać znacznie częściej. Już pomijam fakt, że łaskawie się pojawiasz w piątki. Pf, poproś ładnie mamunie to będziesz noł lajfić częściej. W koncu już maj, do końca roku daleko nie mamy. A nie kurcze, ja ci zadaje pytanie, a ty nie możesz mi na nie odpowiedzieć, bo nie pamiętasz o co chodziło. To zdecydowanie niewygodne. - Ty i to twoje poczucie humoru - Mowa tu również o podrapaniu go za uchem niczym rasowego szczeniaczka. Chociaż nie. Gilbert bardziej nadaje się na kundla. Ale właściwie kundle są bardzo fajne, prawda? Ona jest jego suką, że tak powiem. A on ją liże. Matko kochana, jak ich związek patologicznie brzmi. Przeraża mnie to delikatnie, ale przecież to takie urocze, no nie jestem w stanie od tego w jakikolwiek sposób uciec. A w ogóle to, wiesz że... Nigdzie w Biblii piekło nie pojawia się jako królestwo, w którym panuje szatan. - Nie drzyj się na mnie, ej! Ja wieeem co robie - Oczywiście, że wiedział. Jak ona w ogóle mogła tak na niego podnieść głos, ja nie wiem no. Taki był miły i kochany. Normalnie wziął i rozdmuchał to wszystko dla jej dobra chociaż sam miał niemałą ochotę wrzucić to we własny organizm. Ale się powstrzymał, przełożył nad te wszystkie żądze jej dobro. I spróbuje ktoś narzekać, że z niego to zły narzeczony jest. Był normalnie aniołem. Co widać zresztą na moim zajebistym avatarze. Dbał o nią jak nikt inny na tym świecie. Reszta w ogóle nie miała prawa o nią dbać, ej. On im na to nie pozwoli, bo to jemu ma być wdzięczna i w ogóle. - A co, chciałabyś taki ślub z prawdziwego zdarzenia? - No, to go zainteresowało. Cóż, on urządziłby taką banie, że nikt by o niej nie pamiętał, że tak powiem. Zbyt duża ilość różnych płynów sprawiłaby, że to byłaby najlepsza noc w życiu wszystkich gości, którzy obudziliby się tydzień później ze świadomością genialnego melanżu, wielkimi dziurami w pamięci i na najprzyjemniejszym kacu w życiu. To ślub w stylu Gilberta. A miesiąc miodowy mogliby spędzić faktycznie odwiedzając te i owe miejsca i w każdym robić rozpierdol albo razem pić albo się po prost pieprzyć. Tak, to też w jego stylu. Z drugiej strony, jeśli ona naprawdę chciałaby takiego pięknego ślubu to może powinien się poświecić i zorganizować coś takiego, no z miłości wiadomka! - Jakby we Francji albo w Londynie było czysto. No, ale dobra. A w ogóle to znajde nam na wakacje jakąś melinke, he he - No oczywiście, byli narzeczeństwem więc musieli mieszkać razem. Domek Szarlotki był nie do przyjęcia, tam szlaja się jej mama i w ogoóle. A Gilbert tak rzadko bywa we własnym domu, że nawet niezbyt pamięta gdzie to się znajduje. A, że jestem forever alone i nikt nie chce być w tej pięknej rodzinie, to nawet nie ma kogo spytać. A ich wspólne gniazdko byłoby, ho ho...
No ja nie wiem, ej. Musiałabym dostać to na piśmie, z odpowiednią pieczątką i w ogóle całą listą innych podpisów, a najlepiej jeszcze kilka kopii, żebym sobie mogła umieścić w różnych miejscach pokoju. Już mam to nawet przed oczami. Nad łóżkiem, obok drzwi i magicznych fotelów byłoby bardzo ładnie! Jak na razie nie było mowy o żadnych zdradach, no. Mieli sobie żyć spokojnie; najpierw jako narzeczeni, potem miał odbyć się ślub i dzikie wesele, mieli mieć stado dzieciaczków, którym dawaliby dobry przykład jak na rodziców przystało, no i oczywiście mieli się razem zestarzeć. W razie ich nagłej śmierci dzieci mogłyby mieszkać u Kortni i Borisa albo u rodzinki Gilberta. W końcu mamusia Szarlotki raczej szybciej wypierdoliłaby swoje wnuki przez okno, niż gdyby miałaby się nimi zająć tak na stałe. Marudzisz. Zobacz, ile już wytrzymałeś. Od września się tak męczymy. A ja jeszcze pamiętam naszą rozmowę po wakacjach, a chyba w przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego, jak mówiłam ci, że do czerwca się pożegnamy, a będę wchodzić raz na jakiś czas. A jednak byłam co piątek, no. A czasami włamywałam się jeszcze nielegalnie. Widzisz, jak ja się poświęcam? No a poza tym wytrzymaliśmy jakoś. Jeszcze kilka tygodni i znowu będzie spokój. Tak wiele wytrzymałeś, przeżyjesz te kilkanaście dni na luziku. Potęsknisz, to ci dobrze zrobi. - Udziela mi się od ciebie. - No co? Stwierdziła tylko fakt. Przecież na początku to on był tym sarkastycznym, z dziwnym poczuciem humoru, a ona tylko zamulała i pierdoliła rzeczy od rzeczy. Teraz się to wymieszało i w sumie oboje są podobni; razem czasem zamulają, no i Szarlotka rzuca tekstami którymi posłużyć mógłby się tylko Slone. Jakie to urocze, co nie? - No już przepraszam. Rób co chcesz, najlepiej wypierdol to jak najdalej. - No a co, skoro już miał zamiar ratować jej dupę to przy okazji mógłby to zrobić w miarę porządnie. Czyli tak, coby pod jego nieuwagę studentka nie zaczęła z powrotem zbierać proszku. Oczywiście, ona go niesamowicie doceniała. Aż się w pale nie mieściło jaki to on był wobec niej troskliwy i kochany, jejku jejku. - Nie mam pojęcia, czego chcę. Aczkolwiek... byłoby ty ciekawe. - No pewnie, że by było. Wyobrażasz sobie taki ślub, elegancja i w ogóle, w dodatku parą młodą byliby oni? No nikt by w takie coś nie uwierzył, wybacz. Chociaż wesoło byłoby wszystkich zaskoczyć takim ślubem. Oczywiście, wesele mogłoby być typowe jak na Gilberta. No ale przecież zawsze można było wprowadzić jeszcze coś z zachcianek Szarlotki. Ah, no i przecież jeszcze wieczór panieński i kawalerski! Na nich przecież mogliby się mocno schlać. Chociaż pewnie w dzień śluby byliby zamuleni i na kacu, niefajnie. - Ogólnie myślę, że powinniśmy razem zamieszkać! Ale byłoby fajnie, nie?! - Po co im jakaś melinka na czas wakacji, jak przecież mogli mieć taką na stałe? To byłoby o wiele fajniejsze! Mieliby coś swojego i wspólnego, mogli tam się w każdej chwili pojawić i w ogóle. No i mieliby gdzie wychowywać dzieci, he he.
Dobra, nie pamiętam o co chodziło, nie chce mi się cofać w czytaniu. Wiesz, że my ten wątek zaczelismy na początku kwietnia? Ja pierdole, łelkom piąty czerwca. Ale coś wyczuwam, że jeśli już ktoś miałby zdradzić to byłaby Szarlotka. No jakoś tak w kościach to czuje. Gilbert to Gilbert, ale jest najgrzeczniejszy na świecie odkąd jest z Szarlotką, abstynencja seksualna troszeczkę go wykańcza, ale jest dzielny. Ale właśnie ta końcówka jest najgorsza. No wiesz, widzisz już mete i musisz teraz dać z siebie wszystko zeby się przed nią nie wyłożyć i dotrzeć do niej zwycięsko i w ogóle. Ale cicho, ja w siebie bardzo wierze i mam nadzieje, że wytrzymam jakoś bez ciebie te pare dni. Nauki ci tam zostało koło... ośmiu dni? Jakoś tak. Nie chce mi się liczyć. No i te wasze wystawiania ocen i nara. - Będziemy oboje zajebiście śmieszni - Uniósł łapke najwyraźniej zachwycony tym faktem. Po co łapka w góre? No skąd, nie zamieniał się w nazistę. Zwyczajnie oczekiwał, że Szarlotka przybije mu piątkę i będą zajebiści. Bardzo śmieszni, szkoda że tych żartów nikt poza nimi nie będzie rozumiał, ale nikt inny nie jest im do szczęścia potrzebny. - No widzisz. Wyleczę cie za darmo, jak psycholog. Nie no, kasy nie wezmę, ale mi inaczej zapłacisz - Rozejrzał się dokładnie szukając jakiś większych pozostałości na ziemi, które mogłaby wykorzystać jego ćpunka. Oczywiście natychmiast to rozdmuchał albo porozrzucał tak żeby w ogóle nie miała na to szans. On jej nie da ćpać, no chyba że siebie. Ale żadnych proszków czy innych eliksirów, oj nie nie. - Powinnaś powiedzieć byleby ze mną. Żal, zero w tobie romantyzmu. Nie wiesz, że fajne pary są romantyczne i słodkie? - Wywrócił oczkami najwyraźniej zawiedziony. Oczywiście ich ślub to byłoby bardzo romantyczne wydarzenie, dla nich. Ale tak na co dzień też powinny mieć słodkie i kochane akcenty. A jak ona tak do tego podchodziła t o w ogóle nie mieli szans na parę roku i moja fanka numer jeden będzie wyraźnie zawiedziona. Pozdrawiam serdecznie, wiem że czytasz, buziaczki, he he. - No nie kurwa, osobno. Przecież właśnie o tym mówie. No wiesz, na razie mamy darmowe noclegi w Hogwarcie. Chyba, że olewamy szkołe? Będziemy mieli super dom z basenem, ogrodem, dachem i wielkim łóżkiem i pokojem do krzyku i z gadżetami sado-maso i kupie ci go na urodziny, ale cicho, bo to niespodzianka - Wyrzucił z siebie praktycznie na jednym oddechu. Był taki tym wszystkim zachwycony i podcieniony, że jejku no. Nigdy się jeszcze w nic nie angażował, co dopiero w związek, to wymagająca sprawa. Niezbyt wiedział jak to się robi, wiec dawał z siebie wszystko.