Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Na dworze było już dość chłodno, więc Amelia postanowiła wybrać się do Hogsmeade. Lubiła tam przychodzić, ze względu na to, że rzadko kiedy spotykała tu uczniów, a szczególnie w herbaciarni pani Puddifoot. Tzn., może ujmijmy to inaczej - uczniowie zawsze byli, ale z reguły były to zakochane pary, które nawet nie myślały o tym aby zwrócić uwagę na biedną, samotną Amelię. Cieszyło ją to niezmiernie. Dzisiaj postanowiła wziąć ze sobą jedną z książek, które musi przeczytać na OPCM. Nienawidziła tych książek, były napisane okropnym językiem, tak, że po jednej stronie nigdy nie chciało się jej już dalej czytać. Ruszyła w stronę swojego ulubione stolika, ale gdy do niego doszła zorientowała się, że jest już zajęty. Skrzywiła się nieznacznie i spojrzała na dziewczynę tam siedzącą. - Cześć - rzuciła cicho, patrząc z nadzieją na Cait. Miała ochotę powiedzieć dziewczynie, żeby sobie poszła albo chociaż pozwoliła jej usiąść obok niej. Też przyszła tutaj sama, więc zajmą się swoimi sprawami i po kłopocie. Ona nie ma zamiaru szukać sobie nowego stolika. - Co słychać? - zapytała przez grzeczność, nie wyrażając przy tym ani odrobiny zainteresowania. Cóż, dziś miała taki dzień, nie miała ochoty za bardzo z nikim rozmawiać. Stała tak, cały czas w płaszczu, owinięta szalikiem i czekała, właściwie nie wiadomo na co.
No i po spokoju... Czytanie kolejnego taktu przerwała jej osoba, którą ledwo co kojarzyła. Dziewczyna wyglądała dziwnie, białe włosy, starannie opatulona w płaszcz z dziwnym wyrazem spojrzenia, który Cait interpretowała jako delikatnie mówiąc "co ty tutaj łajzo robisz?". Choć przez myśl przechodziły Ślizgonce różne nieprzyjemne, obraźliwe lub po prostu zbywające odpowiedzi, postanowiła się powstrzymać. Nie przyszła tutaj w końcu, by znowu robić z siebie podła sukę. Spojrzała obojętnie na nieznajomą, uśmiechnęła się prawym kącikiem ust. - Jak widać na załączonym obrazku. Może dziewczyna czekała na kogoś, może właśnie tu mieli umówione miejsce... Szczerze mówiąc, małą ją to obchodziło, ale nie lubiła jak ktoś bezkarnie mógł wlepiać gały w jej nuty, przez co zapytała: - Czekasz na kogoś? Jeśli tak, to nie stój nade mną jak kat nad dobrą duszą. Zdecydowanie jakaś nieogarnięta ta nowo przybyła. Ślizgonka ponownie zanurzyła się w swoje notatki, w myślach podejmując decyzję o napoju. Tak, dzbanek herbaty Bora Bora złożonej z intensywnie pachnącej, cytrusowa kompozycja kandyzowanych owoców papaji, bzu, maliny i jabłek oraz płatków nagietka, słonecznika, bławatka i hibiskusa będzie idealna. W końcu jak każdy Francuz Cait musiała się delektować herbatką... -
Myślała, że ślizgonka odpuści sobie ich codzienne uprzejmości, jednak tak się nie stało. Naiwna Amelia, przecież nikt z tego obrzydliwego domu, do którego zawsze chciała trafić - teraz cieszy się oczywiście, że tak się nie stało - nie potrafił okazać nawet odrobiny ludzkich uczuć. Dziewczyna ściągnęła płaszcz i szalki, rzuciła go na krzesło przy sąsiednim stoliku i sama także zajęła przy nim miejsce. - Czekam na moment, w którym znudzi Ci się siedzenie tutaj i wyjdziesz przez te śliczne drzwi, przez które przed chwilą weszłam. - burknęła, także sięgając po kartę, chociaż doskonale wiedziała, co będzie chciała zamówić. Z miłego siedzenia w jej ulubionej herbaciarni nici, po raz kolejny ktoś musiał zająć jej miejsce i do tego musiała to być tak gburowata ślizgonka, z którą nie da się normalnie porozmawiać. Ona już dawno zaprosiłaby osobę, która do niej podeszła, żeby usiadła obok. - Żenada. - wymruczała do siebie, krzywiąc się nieznacznie i znów oglądając kartę.
-Cait, świetnie! Kolejna osoba cię nie lubi i chce, byś nie wchodziła jej w drogę!- pogratulowała sobie w myślach. Niedługo cała szkoła będzie chodzić za nią z obnażonymi różdżkami skierowanymi w jej głowe... No cóż, najwyraźniej Pierre nie potrafi już inaczej. - Bywa! Jak komuś się nie podoba to nara!- Tak... Zdecydowanie nie miała zamiaru podporządkowywać się jakieś lali, która myśli, że może sobie tak każdego wyganiać, bo tak... Naprawdę, sentyment do stolika to dopiero musi być desperacja, lol. Pewnie myślała, że stanie, spojrzy tymi dużymi ślipiami, a Cait uśmiechnięta i zadowolona stwierdzi " Ooo jak cudownie cię widzieć, siadaj. Zaraz zaparzę naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz". Już miała odpowiedzieć, jednak tę farsę przerwała kelnerka, widocznie przepracowana i rozkojarzona. Ślizgonka uśmiechnęła się do niej, po czym złożyła zamówienie. Oczywiście nie mogło w nim zabraknąć pierdół typu kolor talerzyka, ułożenie chusteczki i przypomnienie o podaniu cukiernicy. - Musi być perfekcyjnie, w końcu przyszłam się delektować tym napojem. - tłumaczyła sobie swoje dziwacznie brzmiące zamówienie. Kelnerka jednak przyjęła pokornie, zapisując je pośpiesznie w czerwonym notesie. - No to trochę poczekasz. - odpowiedziała dziewczynie, która najwyraźniej nie była tą sytuacja tak ucieszona jak ona. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, widać komizm tej sytuacji objawił się też w jej zachowaniu. - Bo niby co lalunia zrobi, jeśli stąd nie zniknę? Popłacze się, pomarudzi... Oj, straszne! - Na wszelki wypadek miała jednak różdżkę blisko, na wypadek gdyby tamta okazała się psychofanką tego stolika.
Kelnerka podeszła do Cait, czemu Amelia przysłuchiwała się kątem ucha z niemałym rozbawieniem. Scena była komiczna. Cait zażyczyła sobie tak wielu rzeczy, tak perfekcyjne podanych, że biedna kelnerka nie wiedziała co zrobić, po trzecim wymaganiu zaczęła już notować. Amelia była pewna, że nie będzie jej łatwo wrócić tu z zamówieniem - będzie się bała. "Jak można być tak wymagającym i pedantycznym." - przeszło jej przez myśl. Gdy dziewczyna podeszła do Amelii wyglądała na speszoną i zdenerwowaną, co też jej kolejna klientka wymyśli. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że dziewczyna zamawia tylko miód pitny, bez żadnych dodatkowych wymogów. Gdy kelnerka odeszła, Amelia odezwała się: - Przepraszam, że przeszkadzam - wcale nie było jej przykro - rozumiem znaczenie powiedzenia płace-wymagam, ale tej biednej kelnerki nie musiałaś aż tak bardzo stresować. - tak, Amelii zrobiło się żal tej dziewczyny. Siedzi tu przez cały dzień, a nagle jakaś "urocza" ślizgonka przychodzi tutaj i żąda od niej nie wiadomo za bardzo czego. Nie chcąc dłużej wdawać się w konwersację z tą piękną znajomo-nieznajomą wyciągnęła z torby swoją lekturę i otworzyła ją w miejscu, gdzie ostatnio skończyła czytać, na stronie 186, lektura miała ich aż 597. Westchnęła i zaczęła czytać, nie zwracając już kompletnie uwagi na resztę otoczenia.
Już miała dać sobie z wszystkim spokój, wrócić do swojego zajęcia, gdy znowu ta nieogarnięta dziewczynka zaczęła coś paplać pod nosem. Eh... Najraźniej będzie się przyczepiać do każdej pierdoły, byleby Cait opuściła to miejsce. Odpuścić sobie? Nie! To by było za proste! Zamówienie może i było dziwacznie sformułowane, jednak Ślizgonka miała to w nosie. Na pewno dziewczyna nie spotkała się z tym po raz pierwszy i nie po raz ostatni... Musi nawyknąć, taką ma pracę. - Stresować? Najpewniej przyzwyczajona jest do takich klientów jak ja. Dziś wygląda na bardzo zmęczoną. Współczuje jej, ale to nie zwalnia jej z pracy. Zerknęła na rozmówczynie, może nie jest taka wredna jak się wydawała na początku? Dożyje, zobaczy, jak na razie tamta nie raczyła nawet się przedstawić...
Miała chwilową nadzieję, że ich rozmowa się skończyła, jednak nie, ślizgonka musiała się odezwać. Westchnęła cicho, spoglądając na dwa lata młodszą od siebie dziewczynę. Chciała już zająć się czytaniem książki, ale jakoś nie mogła się skupić, gdy ktoś co chwilę do niej mówił. - Jestem Amelia - uśmiechnęła się do niej nieznacznie. Nie była wcale zadowolona z faktu, że poznaje taką osobę, wydawało jej się, że raczej nie będą w stanie się dogadać, ale jakoś przełknęła ślinę i odezwała się do niej po raz kolejny. - Już wiem, dlaczego jesteś w Slytherinie. Widzę, że dziewczyna będzie miała dzisiaj stresujący dzień - dodała, spoglądając na kelnerkę, która z przerażeniem zerkała w stronę Cait. Amelia uśmiechnęła się, rozbawiona jej zachowaniem. Dziewczyna widocznie była w pracy nowa i nie wiedziała, że tacy klienci mogą się trafić. Może ta ślizgonka nie będzie taka zła? - pomyślała z powątpiewaniem, czekając na odpowiedź jaką zostanie. Jedną rękę trzymała na książce, drugą bawiła się zakładką. Jej mina zdradzała lekkie zniecierpliwienie i może niechęć?
Wow, Dziewczyna najwyraźniej postanowiła się w końcu przestawić. Miło z jej strony... Jednak, skąd wiedziała, że Cait jest w Slytherinie. Po zachowaniu? Nie miała na sobie żadnej rzeczy, która wskazywałaby na do Salazera. A może po prostu drogą plotki kiedyś o niej słyszała? Kto ją tam wie... - Cait Pierre. - wyciągnęła do dziewczyny rękę. W Szkole przyzwyczaiła się do takiego sposobu nawiązywania znajomości, we Francji byłoby to niedorzeczne. - Możliwe, choć to dziwne bo ostatnio jak tu byłam, a było to dość dawno tez ona odsługiwała. Wszyscy podejrzewają, że jest córką lub wnuczką właścicieli. - najwyraźniej Amelia nie była zaznajomiona z ploteczkami o tym miejscu, co było dziwne. Nawet do nietowarzyskiej Cait takie informacje dochodziły, one to podstawa. Uśmiechnęła się, choć dalej były to tylko zimny, wyrobiony gest. Byłoby prościej, gdyby i druga strona trochę spuściła z nadmiernej wyniosłości. Schowała nuty do torby, by żadna niepowołana dusza nie miała do nich dostępu, po czym zerknęła co z jej napojem. Dziewczyna lekko drżąc nalewała gorącą wodę. Jeszcze tylko pięć minut i będzie mogła się rozkoszować tym zacnym napojem.
Amelia kojarzyła dziewczynę z korytarza szkolnego, po prostu. Często widziała ją w zielonych barwach. Może nie była najciekawszym obiektem do obserwacji, specjalnie nie rzucała się także w oczy swoim zachowaniem, ale właśnie ona przykuła uwagę Amelii, cóż na to poradzić. - Miło mi - nie wiedziała czy mówi zgodnie z prawdą. Uścisnęła jednocześnie rękę dziewczyny, lekko się uśmiechając. Na podanie ręki zareagowała normalnie, tak przecież przedstawiali się sobie normalnie ludzie? Chociaż mogła się mylić, po świecie nie podróżowała zbyt wiele, a życie ludzi w innych kulturach średnio ją akurat interesowało. - Skoro tak mówisz, to w takim razie nie wiem dlaczego tak się zachowuje w dalszym ciągu - ślizgonka może i miała rację, faktycznie obiło jej się któregoś razu o uszy, że pracuje tutaj córka właścicieli. To wyjaśniałoby fakt, że jeszcze jej stąd nie wyrzucili. Spojrzała kątem oka na to, co dziewczyna chowa do torby. - Grasz na czymś? - spytała z lekkim zaciekawieniem, Cait zadziwiała ją. Może z tej znajomości jednak wyniknie coś pozytywnego?
Rozmowa postępowała, najwyraźniej nie skończy się to wojna kociaków... Tamta może się cieszyć! Amelia wydaje się dziwna, ale ogólnie nie groźna. Dobrze by było, gdyby tak zostało. Kelnerka szła w ich stronę z tacą... Nieporęcznie, drżąc, smutna. Cait podejrzewała, że to nie zamówienie tak na nią działa, a jakieś choróbsko. Podeszła do stolika, niezgrabnie postawiła talerzyk z filiżanką, obok łyżeczkę. Dzbanek umieściła przy świecy, przez co wyglądał jeszcze lepiej. A jak smakował... Ślizgonka nie mogła się już doczekać. Dziewczyna odwróciła się od niej, podała zamówienie Amelii, po czym nic nie mówiąc odeszła. Strasznie to było niemiłe... Jednak chyba wszyscy się przyzwyczaili do dziwactw tego miejsca. Najczęściej podawała wszystko szybko, by nie przeszkadzać parkom w zajmowaniu się sobą. Cait jako nastoletnia osoba nie mogła nie skojarzyć niesmacznie tej sytuacji... Ona z Amelią? Fuuu! Nie wyobrażała sobie być z jakąkolwiek kobietą, tym bardziej z jakąś pierwszą, lepszą poznaną. Gdy kelnerka odeszła, rzekła: - Mam wrażenie, że to nie nasza obecność tak na nią wpłynęła. Nawet gdybym zamówiła słonia w składzie porcelany, wykonałaby to posłusznie... Dziwne dziewczę. Odpowiedź na pytanie Cait dała po jakimś czasie, nie za bardzo wiedząc, czy to co ona reprezentuje na skrzypcach można nazwać grą. Z resztą... Ludzie to takie zwierzęta, ze jak im się powie, że potrafisz coś ponad przeciętną, to chcą to zaraz zobaczyć. Normalnie, jakby byli w zoo, a ty im małpuj jak oni chcą. Jeśli będzie dobrze to dostaniesz "banana". - Gram, dla siebie. Nikt nie rozumie piękna tej muzyki. - Nawet często ona, ale to już inna sprawa.
Określenie Amelii dziwną, może było i po części prawdą, ale jakoś nie odzwierciedlało to charakteru dziewczyny. Co prawda, to prawda, przeciętną dziewczyną to ona nie była. Gdy ktoś jej nie znał - lub znał tylko powierzchownie, jak Cait - mógł tak o niej powiedzieć bez dwóch zdań. Dziewczyna przeniosła wzrok na kelnerkę. Faktycznie, nie wydawała się zdrowa, a na pewno nie była osobą zdolną w tym momencie do pracy i obsługiwania klientów. Amelia miała nadzieję, że nie zarazi się żadnym paskudztwem od tej kobiety. Gdy podała Amelii jej zamówienie, ta uśmiechnęła się do niej grzecznie. - Dziękuję - dodała, patrząc na biedną dziewczynę ze współczuciem widocznym w oczach. Kelnerka uśmiechnęła się do niej i odeszła w swoją stronę, nie oglądając się już na dwie dziewczyny, które choć siedziały przy dwóch różnych stolikach rozmawiały ze sobą. Amelia od razu przyssała się do swojego miodu pitnego. Gdy poczuła smak, na jej twarzy pojawił się coś na kształt uwielbienia. - Faktycznie, nie wygląda na zdrową. Powinna iść do domu, jeszcze kogoś tutaj zarazi - powiedziała, gdy skosztowała już swojego znakomitego napoju. Tak.. to było coś, czego Amelia właśnie dzisiaj potrzebowała. - Muzyka to ciężki temat - mruknęła Amelia. Uwielbiała muzykę i szczerze mówiąc podziwiała ludzi, którzy potrafili cokolwiek zagrać. Nigdy nie miała do tego jakiegoś specjalnego drygu, więc lubiła patrzeć, gdy ktoś na czymś gra. - Na czym grasz?
Powinna pójść do domu? No raczej do lekarza! Jednak... Po co drążyć temat? Kelnerka pewnie z pracy nie zrezygnuje, zwłaszcza pod naciskiem rodziny, a gdakanie dziewcząt nic nie zmieni... No może poza tym, że dziewczyna jeśli to usłyszy będzie siebie obwiniać. Cait z błyskiem w oczach spojrzała na dzbanek. Spokojnym, wręcz ceremonialnym ruchem nalała połowę filiżanki. Egzotyczny zapach rozniósł się jeszcze bardziej w powietrzu. Z przyjemnością wypiła łyk tego słodkiego płynu. Intensywny aromat papai delikatnie muskał jej podniebienie, połączenie jabłka z maliną nadawało słodycz, a nagietek, którego prawie nie było czuć trochę ją wzmocni. Tak, tego jej było trzeba. Spojrzała łagodniej na towarzyszkę. Można by się było zastanowić czy z powodu wcześniejszego zachwytu napojem, czy ogólnego rozluźnienia sytuacji. - Muzyka to chyba tylko kwestia gustu. - Chwila namysłu, na ile może zaufać ledwo poznanej, gdy Amelia zadawała kolejne pytanie. - Nic wielkiego, na skrzypcach. Wszystko zdawało się iść w miarę pokojowo, chyba, że tamta okaże się wysłanniczką mafii eliminującą skrzypków... Nie, no żarcik.
Amelia z szerokim uśmiechem na twarzy patrzyła na swój miód pitny. Miała na niego ochotę od dobrych dwóch tygodni, ale stan jej zdrowia, masa nauki i wiele innych czynników sprawiły, że nie miała jak wyrwać się do jej ulubionej herbaciarni w Hogsmeade. Sądziła, że tylko tutaj smakuje on tak wyśmienicie, więc nigdy nie piła go w Trzech Miotłach ani w żadnym innym miejscu. Jeśli miód pitny - tylko u pani Puddifoot. - Gustu? Bardziej tego czy ktoś potrafi dostrzec jej piękno - tak, to zdecydowanie o to chodziło i co do tego Amelia nie miała żadnych wątpliwości. - Ludzie, którzy nie doceniają muzyki zawsze są dla mnie ubożsi o pewne doświadczenia i jakąś wiedzę - oho, jak zawsze nie potrafiła się pohamować. Musiała wygłosić swoją opinię na temat muzyki i ludzi, którzy jej nie słuchają. Po co ma się ugryźć chociaż raz w język. Szczególnie przy osobie, przy której nie jest pewna ile może lub ile powinna powiedzieć. - Cóż, mój brat także grał na skrzypcach - uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie o braciszku, do którego tak właściwie nie pisała już dość długi czas. Dlaczego o nim zapomniałam? Nagła myśl o nim zaczęła ją dręczyć tak mocno, że nie mogła już skupić się na niczym więcej, więc po prostu zamilkła, czekając na odpowiedź Cait. Po powrocie do Hogwartu od razu pędzę do sowiarni.
Biorąc pod wzgląd, że na przestrzeni wieków wyznaczniki piękna się zmieniały, wręcz w pewnych epokach były kontrastowe, Cait nie miała zamiaru szukać dziury w całym. "czy ktoś potrafi dostrzec jej piękno" - ten zwrot z góry Ślizgonka przyjęła za niepoprawny, wypaczony, gdyby to nawet dobrze ubrać w słowa, śmiesznym... Każdy typ muzyki ma swój urok, przekaz, jednak te w których widzimy "piękno" są podporządkowane naszemu gustowi. Czyżby Amelia uważała za piękną muzykę tylko tą która pasuje do jej gustu? Jeśli tak, to musi być bardziej ograniczona, niż pozory sugerują... - Nie sądzę, by w dzisiejszych czasach ktoś nie doceniał muzyki. Nawet jeśli jej nie słucha, to zdaje sobie sprawę z ogromnej siły przekazu jaką za sobą niesie... Albo po prostu jest głupi. - Wypowiedź urwała, choć nie było tego słychać. Przez myśl przeszło jej jedno zasadnicze pytanie: Czy wtedy jest godzien miana człowieka? Jeśli nie potrafi zauważać tak prostej potęgi, jaką jest przekaz... Jeśli widzi w muzyce tylko grupę uszeregowanych dźwięków, przy których może się pobujać? Przecież już nawet starożytni w mitach umieścili syreny, które mamiły śpiewem... Cait ogar, porozkminiasz nad tym później. - W takim razie pewnie gdzieś, kiedyś i na niego trafię. - Choć nie sądzi by było to miłe spotkanie. Wolała nie domyślać się jaki on jest skoro ma taką siostrę. Eh... Biedny chłopak.
Skrzywiła się nieznacznie, widząc minę Cait po tym, jak wygłosiła swoją opinię. No jasne, ślizgonka jak zwykle musi wszystko oceniać. Trzeba pięć razy ważyć słowa, zanim się coś powie. W takim razie, od teraz znów będzie musiała się hamować, więc stwierdziła, że najbezpieczniejszym sposobem będzie powrót do lektury książki, którą przyniosła tu ze sobą. - Mówiłam właśnie o takich ludziach, którzy nie doceniają jej znaczenia - mruknęła już bardziej niegrzecznie niż poprzednio Amelia, wyciągając książkę z torby i otwierając ją na stronie, na której skończyła. Wzięła łyk miodu, który stał przed nią i pachniał, i już, już miała zamiar pogrążyć się w lekturze.. - Pewnie tak - powiedziała jeszcze do ślizgonki, ale przez myśl przeszło jej inne zdanie: obyś nie miał takiego pecha w życiu braciszku. Życzyła mu tego z całego serca. Gówniara, którą była Cait nie powinna się tak do niej odnosić, więc Amelia postanowiła, że ostatecznie zacznie ją ignorować, bo to najlepsze wyjście z tej jakże pokręconej sytuacji. Zaczęła czytać książkę i z każdym zdaniem jej wnętrze uspokajało się. Po przeczytanej stronie uśmiechnęła się już lekko, podpierając głowę jedną ręką i spuszczając wzrok na książkę.
Choć Amelia niewątpliwie była starsza, to na pewno nie mądrzejsza, co pokazywała dalszym czekaniem aż Cait opuści lokal, bo ona "musi" posadzić zadek przy swoim ulubiony stoliku, nie wspominając o braku kultury rozmowy, skoro wolała w jej trakcie zacząć czytać... Zdecydowanie mentalnie jest gdzieś w najlepszym razie na poziomie panny Pierre. Cait choć miała dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, nie miała zamiaru starać się bardziej, niż to było potrzebne. Skoro Amelia w taki sposób zakończyła rozmowę, to w równie olewający sposób Ślizgonka traktowała jej obecność. Bo niby jak można odebrać osobę, która w trakcie rozmowy wyjmuje książkę i "forever alone" zatapia się w własnym świecie... Żenada. Jeśli to, jak wcześniej traktowała dziewczynę było nietaktowne i nieprzyjemne, to obecny stan rzeczy będzie wręcz naganny. Trudno, dziewczynka sama sobie na to zasłużyła. Skupmy się jednak na ważniejszej rzeczy, znajdującej się bliżej Cait... Herbacie. Delektowała się nią powoli, nie tylko po to, by uprzykrzyć czas tamtej łajzie, ale również z powodu samego, zachwycającego ją bardziej z każdym łykiem smakowi. Klimat tego lokalu dopełniał ten "orgazm" smaków. Milczała, patrząc w dno filiżanki, jakby miała z niej wróżyć. Twarz, nie wyrażała żadnych uczuć, oczy błyszczały jak brylanty. Nieuszeregowane myśli minęły razem z wiatrem pogardy, który przeszedł przez nią wcześniej. Teraz została w głowie tylko błoga cisza i spokój. Na pewno gdy będzie opuszczać lokal postara się dowiedzieć skąd sprowadza się tę herbatę, ewentualnie ile by to kosztowało... W końcu kiedyś ukończy szkołę, a wtedy nie będzie miała czasu przychodzić do tego lokalu na popołudniową herbatkę. Life is brutal!
Skończyła pić herbatę, zrobiło się jej na sercu i w duszy. Zdziwko? Tak, tak moi Drodzy panna Pierre też posiada coś takiego jak dusza. Odkryć ją można właśnie w takich momentach, jednak nie miała zamiaru ukazywać jej Amelii. Najwyższy czas, by wzięła się, za ważniejsze sprawy niż irytowanie jakieś paniusi od siedmiu boleści. Skoro zachowuje się jak dziecko i jest uparta jak osioł, to Kat nie miała zamiaru jej przeszkadzać trwać w głupocie... Mało tego na pewno kiedyś popatrzy z przyjemnością jak ten bezsensowny upór niszczy jej karierę, a może i życie. Wstała powoli, po czym podeszła do kelnerki. Stan jej zdrowia wcale się nie polepszył, poprosiła więc o rozmowę z osobą zarządzająca tym lokalem. Już po paru minutach znalazła się za ladą, w towarzystwie uroczej staruszki. Zamieniła z nią parę zdań, wspomniała, że chętnie dowiedziała by się więcej o pochodzeniu herbaty, po czym z nawet delikatnym uśmiechem na ustach, powolnie opuściła lokal. By nie okazywać braku kultury pożegnała nawet Amelię, oh, cóż za szczyt łaski! Podsumowując... Amelio, do zobaczenia.
Vienne od niedawna przebywała w Hogwarcie. Ale wioska przypadła jej do gustu. Jedyne takie miejsce, gdzie liczebność mugoli wynosiła zero. Chociaż ona była stuprocentową czarownicą nie miała nic przeciw tym, którzy mieli w rodzinie mugoli. Hogsmeade miało taki nie typowt urok i klimat, którego jeszcze nie czuła. Chociaż na chwilę obecną daleko jej było do tego, jaka Vienne byłą kiedyś to zakładała całkowitej zmiany swojej osobowości na kogoś złego. W sumie czuła się bardziej zagubiona, to jednak wyjazd z rodzinnej Kanady zrobił jej dobrze. Może tutaj wreszcie chociaż na chwilę odnajdzie spokój? Wędrując do wiosce, Vienne uważnie przyglądała się szyldom mijanych przez nią budynków. Szczególnie jednak zainteresowała ją kawiarnia. Postanowiła wejść do środka i zobaczyć, co można tu dostać. Wnętrze wyglądało na przyjazne i przytulne, chociaż kolory przypominały Vienne jej garderobę, którą kompletowała jej matka. Podeszła do lady, aby zobaczyć co można tu dostać.
Wydaje się, że największym dobrodziejstwem na tym świecie jest fakt, że umysł ludzki nie jest w stanie skupić i zapamiętać całej swej istoty. Żyjemy sobie na spokojnej wyspie ignorancji pośród czarnych mórz nieskończoności i wcale nie jest powiedziane, że w swej podróży zawędrujemy daleko. Choć zdobycie całej wiedzy jest niemożliwe - a każda próba, zdobycia tej wiedzy, zawsze dąży we własnym kierunku i nie wiemy wcale więcej niż wcześniej. To pewnego dnia, gdy połączymy tę rozproszoną na wszystkie strony wiedzę, otworzą się przed nami tak przerażające perspektywy rzeczywistości, a równocześnie naszej strasznej sytuacji, że albo oszalejemy z powodu tego odkrycia, albo uciekniemy od tego śmiercionośnego światła przenosząc się w spokój i bezpieczeństwo nowego mrocznego wieku.
Co to za niezwykle, urocza, romantyczna puenta, dzisiejszego dnia. Prawda?. Zresztą kto by myślał o takich rzeczach, tak pięknego, wyjątkowo słonecznego dnia jak nie ona. Jak zwykle zaczytana w kolejnej książce. Wiedziała, że pewnego dnia przez czytanie takich rzeczy, pomiesza jej się głowie lub oszaleje, ale chyba nic by jej nie powstrzymało przed tym co uwielbiała robić w każdej wolnej chwili. Dlatego nic w tym dziwnego, że szła sobie właśnie przez jedną prawie wyludnioną, uliczkę Hogsmeade, po brukowanym, nieco zakurzonym chodniku w kierunku jej nie znanym. Tam gdzie poniosą ją nogi. Nie znała jeszcze dobrze miasteczka, a idąc przed siebie ze wzrokiem wbitym w białe kartki przed sobą, dotarcie gdzie kol wiek graniczyło z cudem. Dlatego było to nie lada wyczynem, że po mimo wybojów na swojej drodze, nie przewróciła się, ani nie potknęła na wystających fragmentach chodnika. Miała właśnie z powrotem schować nos w książkę, gdy z daleka mignęła jej znana sylwetka i twarz, pewnej osóbki, której tak dawno nie widziała. Była to jej kochana Vi i z nie małym zaskoczeniem i podekscytowaniem wymalowanym na twarzy, podeszła do szyldu sklepowego i zajrzała do środka. Jej oczom ukazała się nie wielka, urocza, mała kawiarenka, o wdzięcznej wściekle różowej nazwie u Pani Puddifoot. Od razu pomyślała, że w sumie do idealna pora na popołudniową kawę, więc z uśmiechem na twarzy i pewnym korkiem, weszła do środka. Miejsce to było rzeczywiście, bardzo urokliwe, szykowne, ciche, skromne i znajdowało się z dala od głównej ulicy co jej, skromnym, zdaniem idealnie nadawało się na filiżankę dobrej, mocnej kawy. Vi jej jeszcze nie zauważyła, taka była zamyślona, ale nie da jej tej satysfakcji. Stanęła obok niej i zasłoniła rękoma jej oczy, aby zrobić niespodziankę. - Zgadnij kto ? - Zaśmiała się serdecznie, zwracają na siebie uwagę paru osób, które znajdowały się w tym lokalu.
Vienne dumała dość długo, co by tu zamówić, ale nie mogła się zdecydować. Choć wyboru nie było dużego, dziewczyna nie wiedziała, co by chciała. Nie mogła się zdecydować w nawet tak prostej sprawie, jak wybór czegoś do picia. Kawa? Herbata? Sok? Nie wiedziała. W tym momencie wolałaby chyba walnąć sobie coś mocniejszego, ale cóż. W samotności to raczej upije się na smutno. Zdecydowanie wolała wypalić jakieś zielsko. W pewnej chwili, kiedy tak stała i rozmyślała, ktoś zasłonił jej oczy. W pierwszym odruchu chciała się bronić, ale sekundę później usłyszała dobrze znajomy głos. - Estelle - powiedziała Vienne. Od razu zrobiło jej się lepiej. Estelle była najlepszą przyjaciółką De Sauveterre i to od dawna. - Jak miło, że na siebie wpadłyśmy - Vienne odwróciła się twarzą do rudowłosej. - Może ty mi powiesz, co wybrać? - Zapytała. - Niby wybór niewielki, ale ja nie wiem, co?
Nie wiedziała dlaczego, ale wyjątkowo trudno było jej przyzwyczaić się do nowego miejsca. Choć przyjechała zaledwie parę tygodni temu, nie czuła się wcale lepiej niż pierwszego dnia. Zdawało jej się, że jest jeszcze bardziej samotna niż zazwyczaj. Wszystko tutaj było inne. Zamek, Błonia, Zajęcia, Pogoda, Kawa a nawet -ludzie. Wszystko nowe, nie znane i inne niż dotychczas. Oszaleć można Kiedy po paru dniach w końcu spotyka się, dobrze znaną twarz, od razu czujesz większą chęć do życia i większą dawkę humoru, który dzisiejszego dnia ją jakoś opuścił. Dlatego była trochę zawiedziona, że tak szybko Vi, ją rozpoznała, ale rozumiała doskonale jej stan, bo czuła się dokładnie tak samo jak ona. - Co tak oficjalnie Vi? Widze, że Hogwarcki klimat, nie działa na ciebie zbyt korzystnie - Dało się w tym słyszeć ironie, ale było to całkiem zrozumiałe w obecnej sytuacji i nie miało na celu złośliwości. Widziała, że Pannę De Sauveterre coś trapi. -Kochana w czym ci ja mogę pomóc?- Spojrzała przelotnie na menu - Ja biorę kawę, ale ty możesz wybrać sobie jakąś herbatę. W końcu możesz poznać smak prawdziwej, angielskiej herbaty - puściła do niej oko i ustawiła się w kolejce po zamówienie. Dziewczyna była istotnym, kłębkiem nerwów.
Ostatnio zmieniony przez Estelle Molière dnia Nie Kwi 28 2013, 00:46, w całości zmieniany 1 raz
Vienne poczuła się znacznie lepiej, kiedy miała przy sobie kogoś znajomego. A mowa tu przecież o najbliższej przyjaciółce. - Dochodzę jeszcze do siebie, wiesz - powiedziała Vienne ustawiając się za Estelle. - Chyba też wezmę kawę. Potrzeba mi czegoś mocniejszego niż herbata. Nie dodała, że najchętniej wypiłaby coś mocniejszego niźli kawa, ale wolała to przemilczeć. I tak już mocno zeszła ze ścieżki dobra. W ciągu ostatnich paru miesięcy Vienne nieźle się stoczyła. A mimo to nadal miała problem z określeniem swojej tożsamości. - A ty jak sądzę również nie do końca jeszcze się przystosowałaś - zgadła Vi. - Chociaż przyznaję, że raczej wolę być na razie tu niż w Kanadzie. Przynajmniej ojciec nie będzie tak non stop przysyłam mi kazania, jak się mam zachowywać - zakończyła. W istocie relacje pomiędzy Vienne a jej ojcem były zdecydowanie na innym poziome niż kiedyś. Może gdyby nie jej feralne zauroczenie nadal byłaby taka jak kiedyś. Grzeczna, miła i posłuszna. A teraz raz była taka jak kiedyś, a raz zupełnie inna. I co gorsza ona sama nie wiedziała jaka jest na prawdę. Wahania nastroju Vienne zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Choć wydawać by się to mogło dziwne, swoich uczuć zupełnie nie rozumiała i nie mogła zinterpretować. Raz była wściekła, że tutaj przyjechała, a za drugim razem całkowicie szczęśliwa i wolna. Choć nie lubiła mówić o sobie i zwykle tylko słuchała, to wyjątkowo potrzebowała dzisiaj z kimś porozmawiać i nie tylko o tym, że tak rzadko słońce świeci albo, że idzie jesień i zaraz się skończy. Po prostu potrzebowała wygadać się tak, od serca. A Vienne doskonale się do tego nadawała - Nie jest łatwo przyzwyczaić się, do nowego życia. - Westchnęła ciężko, na myśl o tym jakie katuszę, przeżywała by w Niagara Falls, siedząc w swoich czterech ścianach. - Tutaj jest po prostu inaczej - położyła jej rękę na ramieniu, dodając otuchy. Ona o piciu miała różne zdanie, jednak w kryzysowych sytuacjach, procenty przynosiły niesamowitą ulgę i wcale nie miałaby nic przeciwko, na dodanie sobie do tej rozmowy paru drinków. I w tej samej chwili ją olśniło. - A może zamiast kawy, napijemy się piwa ? - Wiedziała, że zwykle takie pomysły kończyły się źle, ale obie potrzebowały w tej chwili relaksu i zapomnienia -Bo widzę, że mamy dużo do opowiedzenia
Jak to bywa w takich chwilach, Vienne przerzuciła się znów na tę dobrze poukładaną i miłą damę. A kiedy tak miała nie było mowy o piciu. Wszak to nie wypada. Tak nie można. Co sobie ktoś pomyśli? Przyjechały z Kanady i od razu się rozpijają? - Kawa starczy - uznała Vienne. Już w jej głosie słychać było zmianę. I tu Vienne miała problem. Nie wiedziała czego chce, kim jest i jaka właściwie ona sama jest. Jej tożsamość stanowiła zagadkę dla wielu. Nawet bliskiej przyjaciółki. - Inaczej mówisz? - Zastanowiła się Vi. W jej życiu w ciągu ostatnich miesięcy zapanował tak wielki chaos, że trudno było określić czy jest chociaż jednak rzecz, którą może uznać za koło ratunkowe? - To tylko inny kraj - uznała. - Reszta jak dla mnie jest taka sama. - I znów. Vienne przełączyła się na złą drogę. To ją doprowadzało do rozpaczy. Nie raz była tak wściekła na siebie, że nie potrafiła nawet tego wyjaśnić. W takich chwilach łzy leciały jej z oczu jak wodospad, a z wściekłości miała ochotę uderzać głową o ścianę.
Głównym problemem Vienne, było to, że zawsze gdzie nie była i nieważne było co robiła, obowiązywały ją te same surowe zasady i dyscyplina, które kładziono na nią w domu. Oczekiwano od niej zawsze zbyt wiele, co zawsze zabijało jej wolnego ducha i wyobraźnie. I nie dziwił by jej fakt, gdyby Vi po prostu nie umiała, poradzić sama z dala od tego wszystkiego. Była młoda i potrzebowała tak jak każdy, młody człowiek, jakiś nowych doświadczeń, wrażeń, przeżyć, adrenaliny, czy nawet napicia się alkoholu, bo kiedy to zrobi jak nie teraz!. Świat należy teraz do nich i nic, ani nikt nie powinien temu zaprzeczyć. Chociaż rzeczywiście od jakiegoś czasu wydawało się jej, jakby Vienne zupełnie była oderwana od ziemi co budziło lekki nie pokój i obawę o stan psychiczny przyjaciółki. To wiedziała, że jeszcze trochę zajmie jej zanim przyzwyczai się do wszystkiego i przestanie tak zamartwiać. - No dobrze, zostańmy tutaj- machnęła ręką - W sumie nie ma tutaj tylu ludzi i możemy w spokoju porozmawiać- Może miała rację w tym, żeby zostać i poprzestać na kawie, bo oczywiście pragnęła wolności i beztroski, ale bez dodatków w formie, porannego kaca z dodatkiem bólu głowy i rzygania. Uratowało ją to właśnie od tego przykrego, niechybnego, losu. - A ostatnio jakoś wpadam na osoby, trafiając na ich czarne listy- dodała jeszcze, robiąc przy tym niechętną minę. Na wspomnienie ostatniego picia. Bo musiała przyznać, że ludzie tutaj niczym się nie różnią od tych w Riveride. Tak samo nerwowi są. - Może masz rację , że tu jest tak samo, chyba po prostu nie jestem sobą - Zamówiła w końcu kawę i babeczkę z jagodami, po czym ruszyła do jakiegoś ustronnego miejsca, przy oknie.
Ostatnio zmieniony przez Estelle Molière dnia Wto Kwi 30 2013, 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Vienne zamówiła kawę i nic więcej. Nie miała ochoty za bardzo w sumie na nic, ale nie lubiła nie mieć czym zająć rąk. Kiedy podano jej kawę ruszyła za Estelle do stolika. Cieszyła się, że jej przyjaciółka również tu jest. Zwłaszcza, że czasami czuła się nie pewnie. - Przyznaję jednak, że podoba mi się ta wioska - powiedziała sadowią się na przeciwko Estelle. - Ma swój urok. Sami czarodzieje. Nie spotykane miejsce. Vienne bywała tu i tam ze swoim ojcem podczas wakacji, ale tamtymi czasy bardziej ciekawiły ją spotkania z innym ludźmi świata magii niż otoczenie. Można powiedzieć, że tamte czasy były na swój sposób szczęśliwe. Dziewczynie wydawało się, że wie kim jest i co chce robić. A teraz? Kilkanaście razy dziennie zmieniała zdanie i nie do końca wiedziała, czy jej to odpowiada.