Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
- Dzidy? Chyba z łódki słabo było widać. To coś było naprawdę wielkie. Potrzebne by było bardzo potężne zaklęcie by zrobić coś temu czemuś - Był uparty. Próbował dalej logicznymi argumentami zapanować nad jej entuzjazmem. A nóż mu się uda? - Tym to się nie przejmuj. Mam swoje sposoby na niego - Machnął jedynie dłonią. Był super-gryfonem, studentem, praktycznie dorosłym człowiekiem. Nie ma mowy, by obawiał się Irytka, mało poważnego duszka. Zaśmiał się nonszalancko wiedząc, że gdyby coś, to tego konkretnego ducha zawsze można poszczuć krwawym baronem. - A może to ważne? Powiedz i pozwól mi zdecydować, bo wiem mniej niż przed przyjściem tutaj - poprosił ją ponownie. Był kompletnie zdezorientowany. Całowanie obcych dziewcząt na pewno nie było zachowaniem cechującym każdego normalnego faceta. Wiedział, bo miał wielu znajomych rówieśniku i nawet ci najbardziej tępi tak się nie zachowywali. Poza tym, gdyby tak było, to na świecie zapanowałby chaos. Kobiety bałyby się nawet wyjść do sklepu, bo w każdej chwili mógłby się napatoczyć się jakiś rządny czułości obdartus. - Miło to usłyszeć. Będę miał mniejsze wyrzuty sumienia - powiedział normalnym tonem, tak, by go usłyszała i również wziął się za lody. Uśmiechnął się szeroko. Usłyszeć taki komentarz o sobie było bezcenne.
- Dzidy są zdecydowanie lepsze, nie znasz się. Kiedy ostatnio polowałeś na potwory, co? - Jak tak dalej pójdzie, to te przekomarzanki będą kluczową częścią ich życia. Logika i analityczne myślenie kontra entuzjazm i spontaniczność. Czy to może się udać? Kto wie. Ciekawe tylko, kiedy się pokłócą o te jej genialne pomysły. Albo kiedy mu się udzieli jej dziwny tok myślenia, który już raz spowodował jego upadek do wody. - I tak się dowiesz. Jesteś pewien, że chcesz tego właśnie teraz? - Chciała w pewien sposób uświadomić go, że jeśli do czegoś się przyzna to tylko na jego wyraźną prośbę. I to będzie jego odpowiedzialność. Jego wina. Jego wybór. Sama jednak odwlekała to jak najbardziej się dało, więc znalazła już sobie kolejny temat do rozmowy. Szczególnie, że śmiał bezczelnie podsłuchiwać jak gadała sama do siebie i jeszcze się z tego ucieszyć. -Idziesz na to wielkie wesele kogośtam, na które jest zaproszony cały Hogwart? - Mistrz w odwracaniu uwagi. Spojrzała na swój pucharek, gdzie niestety kończyły się ody waniliowe, a na drodze do innych smaków stały jej czekoladowe, których nie znosiła. - Chcesz czekoladowe? - Zagaiła przysuwając w jego stronę deser i lekko się szczerząc mając nadzieję, że jej nie odmówi. Przecież nie będzie jej katował prawda? Kto w ogóle wpadł na taki pomysł, żeby czekoladę przerobić na lody. Była smaczna sama w sobie! Nie powinno się jej psuć.
Zmusił się do tego, by się nie zaśmiać. - Tak się składa, że całkiem niedawno. Trochę się przy tym zmoczyłem, niemal nie zgubiłem różdżki i przestraszyłem się nie na żarty. Nie czyni mnie to specjalisty w dziedzinie walki z kałamarnicami, ale... No wiesz. Jakieś wnioski powinniśmy chyba wyciągnąć, prawda? - uśmiechnął się licząc, że trafił do niej z swoimi argumentami. - Co złego może być w prawdzie? Dawaj - zachęcił ją pewnym siebie tonem bez żadnej obawy. To, czego bał się najbardziej, czyli reakcji Tori na jego przeprosiny miał już za sobą, nie spodziewał się więc teraz niczego strasznego. Skoro i tak miał się dowiedzieć, to co za różnica kiedy? - Na sto procent będę na ślubie. Panna młoda to moja dobra znajoma - powiedział od razu skojarzywszy, że musi jej chodzi o ślub Prudencii - Poznałem ją w trakcie podróży w Hiszpanii. Jest wspaniała, oby jej się dobrze ułożyło - stwierdził i zerknął na blondynkę jakby oczekiwał, że usłyszy o jej planach związanych z ową uroczystością. - Pewnie - odparł. Sam dopiero co ruszył waniliowe, ale nie miał nic przeciwko zamianie. Przesunął swoją porcję w jej kierunku, wziął zaś jej pucharek i posmakował zamrożonej czekolady. Nie była taka zła, więc z większą ochotą niż w przypadku waniliowej części deseru zaczął jeść.
Ciężko było się nie śmiać, gdy palnęła taką głupotę. Bo faktycznie dopiero co go wyciągnęła na łowy. Chodziło jej przede wszystkim o to, że nie był specjalistą w tej dziedzinie. Sama również nie była, ale udawać zawsze można. - Dobra, to zróbmy tak. Załatwmy sobie dzidę, którą można rzucać zaklęcia. Będzie kompromis. Zgoda? - Wojna na argumenty pozwoliła mu jedynie uzyskać od ślizgonki chęć kompromisu i to już zdecydowanie było coś, więc powinien być z siebie dumny. Szkoda, że nie był bardziej przekonujący. Może dzięki temu czułby się bezpieczniejszy. Teraz nie wiadomo kiedy go znów trafi Tori z hasłem "choćmy polować na wilkołaki" czy innym genialnym pomysłem. - Daj mi pomyśleć. Chcę to ułożyć w ładne słowa - Poprosiła chcąc jeszcze chwilę poczekać i poprowadzić ich spotkanie w przyjemności, a potem dopiero wyjaśnić mu na czym ta cała akcja z pocałunkiem tak na prawdę polegała. - Ja jej nie znam. Ani jego. Dostałam zaproszenie i chyba pójdę. Tylko nie wiem jak ja przeżyję tą noc. Jakoś nikt mnie nie potrafi przekonać, że w tańcu może być coś fajnego - To był jej największy dylemat. Na weselach robiło się przede wszystkim to. Ewentualnie jadło i piło. Zapowiadało się jednak na to, że pójdzie tam sama i zasiądzie gdzieś z dziesiątym z kolei drinkiem by obserwować jak ludzie się bawią. Kto by pomyślał, że ktoś jej pokroju nie jest równie otwarty na dużych imprezach pełnych ludzi? -Ale się dajesz wykorzystywać - Wytknęła mu jednak oczywiście nie pogardziła jego porcją waniliowych. Chciała mu tylko oddać swoje, ale jak dają, to trzeba brać. Dlatego też z wielką radością wymalowaną na twarzy podziubała mu swój najwyraźniej ulubiony smak nim ponownie zamienili się lodami. No dobrze. Czas spojrzeć śmierci w oczy i uświadomić go o co w tym wszystkim chodzi. - Jestem pół krwi czarownicą. Bo moja matka jest wilą. Dlatego tak się zachowałeś jak spojrzeliśmy sobie w oczy. Pół wile potrafią hipnotyzować. Ja natomiast prawie nad tym nie panuję. Więc generalnie co chwile chodzi za mną sztab zombie, a ich dziewczyny chcą mnie zamordować - Czuła się w obowiązku by poza wyznaniem prawdy o swojej genetyce od razu powiedzieć, że wszystkie co robi dzieje się przypadkiem. Nie była pewna, czy chłopak jej w to uwierzył. Mało kto wierzył. Większość osób się jej bała lub pałała nienawiścią. Przywykła do tego. Jednak polubiła Dżina i liczyła, że ten zareaguje inaczej.
- Zgoda, ale obiecaj mi jeszcze, że nie ruszysz na żadne łowy beze mnie - Po jego minie widać było, że nie był zadowolony z konsensusu, ale uznał to za lepsze niż nic - Tori, mówię poważnie. Nie chciałbym, by coś ci się stało - dodał. Było to coś więcej niż zwykła rycerskość. On naprawdę był przejęty jej losem. - Żartujesz? Bez tańca takie imprezy nie miałyby sensu. Gdyby tylko zdrowie mi dopisywało pokazałbym ci, czemu wszyscy tak lubią tańczyć - mówiąc to mimowolnie złapał się za nogę, przez którą od czasu wypadku tancerz był z niego żaden. Normalnie zaproponowałby, by znalazła sobie umiejącego dobrze tańczyć chłopaka i poszła z nim na bal na koniec roku, ale w porę ugryzł się w język. Byłby chyba zazdrosny, gdyby rzeczywiście posłuchała tej rady. Przez dłuższą chwilę milczał. Miał sporo informacji do przetworzenia. Jeśli liczyła na to, że machnie ręką i powie, że to nic takiego, to musiała przeżyć rozczarowanie, gdyż minę miał całkowicie poważną. - To znaczy, że gdy ja ciebie, wtedy na łodzi, to ty ani trochę nie czułaś tego, co ja? - spytał z nutą rozczarowania w głosie. Nie miał problemu z tym, że półwillą, że miała wianuszek adoratorów, ani nawet że przypadkiem go zahipnotyzowała. Najbardziej było mu szkoda tego, że jedno z najbardziej niezwykłych doświadczeń w jego życiu może okazać się całkowicie jednostronne i tym samym fałszywe.
- Przyznaj się, że tak na prawdę spodobało Ci się i chcesz koniecznie to powtórzyć - Widziała to. Aż emanowała z niego chęć dbania o nią. Jednak ona na prawdę nie potrzebowała tego. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do faktu, że ktoś chce o nią dbać. Z niej na prawdę jest wielka indywidualistka. Choć trzeba przyznać, że jego słowa "nie chciałbym żeby coś ci się stało" bardzo mile połaskotały jej serducho. Nic więc dziwnego, że mimo tak luźno wypowiedzianych słów można było przez krótką chwilę zauważyć jak przygryza wargę w lekkim speszeniu. - No właśnie, twoja noga. Wprawdzie widziałam to już wcześniej, ale nie byłam pewna, czy pytać. Co Ci się stało? - Zainteresowała się przypominając sobie jak trudno pływało mu się wtedy na jeziorze i jak co jakiś czas pilnowała się, by nie ciągnąć go po Hogwarcie zbyt szybko, bo wtedy wydawało się, że kuleje. Gdyby była złamana czy zwichnięta, to już dawno medycy by mu ją poskładali z powrotem. Dlatego była pewna, że za tym stoi coś więcej niż upadek czy niewłaściwe postawienie stopy. Nie spodziewała się, że ot tak machnie na to ręką. Bardziej właśnie myślała iż zrobi się poważny. Może też nie będzie wiedział co o tym myśleć. Zacznie się obawiać o swoje zdrowie psychiczne. Jednak przysięgam, nigdy w życiu nie pomyślała by, że ten skupi się przede wszystkim na fakcie, czy ona czuła to samo. Słysząc jego słowa prawie się zakrztusiła lodami. - To nie tak, że to dla mnie bez znaczenia. Uwierz mi, że nie całuję się z każdym kogo trafi przypadkiem hipnoza - Ten pocałunek był na prawdę przyjemny, ale już raz to usłyszał i powtarzanie się mogło by wywołać odwrotny skutek - Ale przyznaj, że gdyby nie hipnoza, to byś tego nie zrobił. I dlatego nawet gdybym chciała się tym cieszyć, to wyrzuty sumienia mi nie pozwalają - Nie wiem czemu się tak przed nim otworzyła. Może podświadomie nie chciała stracić kolejnej osoby w swoim otoczeniu. I tak dziwił ją fakt, że tu jeszcze siedział. Jednak Cas od początku był dziwakiem. W zaskakująco pozytywny sposób.
- Z wyjątkiem kąpieli było całkiem całkiem. Lubię takie wyprawy - stwierdził chłopak, który przygodę miał we krwi. Wiele z wakacji spędził na tego typu (choć w większości zdecydowanie bezpieczniejszych) poszukiwaniach. Ostatnio musiał sobie odpuścić z racji nogi i bardzo brakowało mu akcji. Męczył się monotonnym życiem w zawieszeniu i taka krótka, ale bogata w emocje wyprawa była wspaniałą odskocznią; - To bardzo dobre pytanie. Sam chciałbym to wiedzieć - przesunął nogę spod stolika, by było ją widać, tak jakby chciał by główna bohaterka rozmowy była dobrze widoczna - Bo widzisz, jakiś czas temu ją sobie złamałem. Niby to żaden problem, wydawać by się mogło, że medycy poskładają mnie w mgnieniu oka, ale problem ciągnie się aż do dzisiaj i nikt nie potrafi tak do końca wyjaśnić dlaczego. Wydaje mi się, że lekarz, który jako pierwszy mi ją zbadał źle próbował mnie uleczyć i tak skomplikował sprawę, że do dziś moja noga nie czuje się dobrze. Czasem nawet najprostsze zaklęcia, źle użyte, mogą przynieść katastrofalne skutki - pochylił się z zamiarem uniesienia nogawki, ale rozmyślił się. Stąd po wypadku był już prawie niewidoczny. Myślał, że zostaną mu blizny, ale rany znikały bez najmniejszego śladu. Już tylko problemy z chodzeniem przypominały mu o wypadku. - Rozumiem. No tak, masz rację - odpowiedział zakłopotany, zupełnie jakby został zaskoczony faktem, że na jego pytanie jest taka sensowna i zdroworozsądkowa odpowiedź, pokrywające się z tym, o czym sam wcześniej mówił. Zapewniał, że nie zachowuje się w taki sposób przy pierwszym spotkaniu z dziewczyną. Zwalenie całej winy na hipnozę było więc całkiem sensowne. Problem w tym, że zostało w nim wrażenie, że w tamtym momencie miał przynajmniej częściowo kontrolę nad własnym ciałem. - Rozumiem teraz, czemu nie przepadasz za tańcem. Ciężko się w nim obejść bez kontaktu wzrokowego - zmienił delikatnie temat. zabawne. Sam drążył i drążył, a nagle zapragnął porozmawiać o czymkolwiek innym.
-W takim wypadku może pozwolę Ci zorganizować następną? Na pewno będzie bezpieczniej niż jak ja znowu coś wymyślę - Rzuciła mu wyzwanie będąc ciekawą, czy je podejmie. Dał jej się bez słowa porwać na jezioro, więc skoro jest takim ryzykantem, to na pewno musi mieć w głowie jakieś szalone pomysły. Choć z pozoru wydawał się osobą opanowaną i z dystansem podchodzącą do życia, to Tori wierzyła, że czai się w nim jakaś ukryta chęć szaleństwa. Chwilę później zrozumiała skąd to wrażenie. - Okropieństwo. Aż ciężko uwierzyć, że po świecie chodzą jeszcze takie konowały. Mój ojciec to by na miejscu twoich rodziców zabił idiotę, albo co najmniej wytoczył mu sprawę na wiele tysięcy galeonów - Wydawała się być na prawdę przejęta i zagniewana tym, że ktoś tak uszkodził jego nogę -Byłeś na jakiś rehabilitacjach, czy coś? Jestem pewna, że ktoś musi umieć coś na to poradzić - Wypowiedziała na głos swoje płonne nadzieje. To musi być na prawdę duże ograniczenie mieć problemy z chodzeniem. Może nawet musiał zrezygnować z jakiegoś swojego marzenia? - Nie gniewasz się? - Dopytała chcąc być pewną, czy dobrze ją we wszystkim zrozumiał. Właśnie skończyły jej się lody, która dyskretnie dziubała przez cały czas. Odsunęła więc pucharek na swoją lewą szukając jakiegoś innego punktu, w który mogła by patrzeć. To na prawdę było męczące i doskonale było widać, jak dziewczynie trudno sobie z tym radzić. - Taniec to nic. Najgorzej było jak kiedyś na lekcji spojrzałam na nauczyciela, a ten przy całej klasie zaczął mi podpowiadać podczas testu. Myślałam, że umrę ze wstydu - Zaśmiała się lekko zakłopotana. Widziała jednak, że chciał zmienić temat, więc wpadła na pewien pomysł - Skoro oboje nie możemy tańczyć, to możemy na Weselu podpierać razem ściany i rzucać w ludzi Tarantallegra - Już to widziała. Zmuszanie ich do niekontrolowanych pląsów nóg byłoby świetnym pomysłem na przeżycie tego Ślubu.
Z błyskiem w oku przemilczał rzucone mu w twarz wyzwanie. - Wciąż szukamy sposobu, próbujemy różnych rzeczy. Prędzej czy później coś zadziała. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo nie chcę być kaleką do końca życia - stwierdził chowając kolano pod stół. Jakoś nieprzyjemnie rozmawiało mu się na ten temat, nie wiedział nawet, po co go w ogóle zaczął. Nie przepadał zbytnio mówić o swoich wadach. Noga wydawała się mu obecnie największą, najbardziej wstydliwą, jaką posiadał. - Nie jestem pewien. Raczej nie. Nie sądzę. Nie zrobiłaś tego specjalnie, prawda? Nie powinienem gniewać się na ciebie za coś, co nie jest twoją winą - odparł trochę bez przekonania po chwili zastanowienia. - Bardzo zręczne, ale muszę przyznać, że rozczarowałaś mnie trochę. Prawdziwy ślizgon z krwi i kości beznamiętnie skorzystałby z okazji i dostałby najlepszą ocenę. Musisz być podrabianym wężem - zaśmiał się. Żarty o stereotypach dotyczących poszczególnych domów w Hogwarcie chyba nigdy mu się nie znudzą. - Zgoda, odkąd mam różdżkę, możemy tak się pobawić na weselu, ale tymczasem czas na nas. Musimy dostać się do szkoły - mówiąc to chwycił szaty, zabrał różdżkę, położył na stole obok niedokończonego przez siebie loda sześć monet za ich zakupy. - No dalej, raz dwa, bez wymówek - pogonił ją. Nawet nie chciał słyszeć odmowy. Jeśli kręciła nosem to i tak nie miała wyjścia jak tylko pójść z Casem. Zrobiła z nim coś podobnego, gdy wzięła go na łódkę nie mówiąc mu nic. Odwdzięczał się podobną niespodzianką.
2x z/t -> Pokój Życzeń
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Śledziła wzrokiem chmury. Białe jak śnieg, goniące się po niebie i wciąż zmieniające swój kształt, jakby nie chciały dać się uchwycić spojrzeniu nawet na chwilkę. Wielki kot, który jeszcze przed chwilą pływał po bezkresie nieba, zmienił się w łabędzia. Można było ujrzeć lwa, kruka, borsuka jak i węża. Kojarzyły się one tylko z jednym, herbami domów. Nawet poza murami Hogwartu nie można było od nich uciec. Ale już niedługo. Kilka dni dzieliło uczniów od wakacji. Clari odruchowo poprawiła swoją sukienkę, wygładzając nieistniejące zagniecenia. Chciała wyglądać idealnie przed Evanem. Lekki podmuch wiatru zmienił bujne kształty chmur w malutkiego, puchatego zajączka. Dziewczyna zawsze marzyła o takim. Uwielbiała chodzić z uniesioną do góry głową. Może właśnie przez to wpadała często w tarapaty, choć nawet bez tego często się potykała. Można wręcz rzecz iż była małą niezdarą. Mimo to nikt jej jeszcze tego nie wytkną, a wręcz przeciwnie. Większość uważała to za urocze. Urocze, dacie wiarę?! Biorąc kilka głębokich wdechów weszła do kawiarni gdzie umówiła się z chłopakiem. Rozglądając się po pomieszczeniu zdała sobie sprawę, że jeszcze go nie ma. Czyżby się późniła i ten nie mając zamiaru dłużej na nią czekać poszedł z powrotem do szkoły? Spanikowanym wzrokiem powiodła po tarczy zegara znajdującego się za ladą. Cichy śmiech wyrwał się z jej gardła. Było jeszcze dziesięć minut do ich spotkania czyli to ona przyszła za wcześnie. Uspokojona zamówiła zieloną herbatę i usiała przy jednym ze stolików znajdujących się pod oknem. Stąd mogła bez przeszkód dalej wpatrywać się w chmury. Dziś wyjątkowo zmieniały co rusz swój wygląd. Widok godny zapamiętania. Nawet nie zauważyła kiedy czas, który miała w zanadrzu, upłynął.
Cholera! Cholera! Cholera! Był spóźniony. Doskonale wiedział o tym. Co go podkusiło żeby się tak stroić ? Niby tego nie cierpiał, jednak czego się nie robi dla kobiety. Teraz jednak wszystko strzeli szlag. Biegł z całych sił, zdążył tylko zatrzymać się na chwile w kwiaciarni aby złapać kilka róż. To nie zmienia faktu że cały misterny plan zaimponoania Klarci spłynął razem z potem który schładzał jego ciało po biegu do herbaciarni. Zmachany, z bukietem kwiatów wpadł do rzeczonej kwiaciarni i rozejrzał się po wnętrzu. Szukał wzrokiem swej rudowłosej Bogini. Mimo że od ich ostatniego spotkanie nie minęło wiele to jednak tęsknił za nią. Miał chyba syndrom odstawienia, bo nie mógł się na niczym skoncentrować i pragnął tylko jej dotyku. To trzeba będzie trzeba trochę odłożyć. Wstyd spoconym tulić kobietę. Gdy tylko ją dostrzegł, schował kwiaty i poprawił koszulę. Wyprostował się i spokojnym krokiem podszedł do zajmowanego przez nią stolika. Zanim się odezwał, zasłonił się bukietem który wcześniej zdobył, a walczył o niego jak lew. -Cześć kochanie ! Wybacz mi spóźnienie- Powiedział spuszczając wzrok, jak by czekając na ścięcie. Miała prawo być zła. Liczył tylko że jakoś to załagodzi. Nawet nie zajął miejsca na przeciw niej, po prostu stał i czekał aż zaakceptuje kwiaty. A nuż jej się nie spodobają ? I co wtedy ?
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
W myślach dziewczyna dotykała idealnych rysów twarzy puchona. Długie rzęsy i oczy w których można było się zatracić, ciemne włosy miękkie pod dotykiem palców i pełne usta w których miała ochotę się zatracić. Wyobrażała sobie jak podchodzi do niej z kwiatami w ręku i przeprasza za spóźnienie, które wcale nie było tak duże. Nawet jeśli takowe miało by miejsce ona czekałaby tutaj aż ukochany by się pojawił. To jak idzie swoim zdecydowanym krokiem w jej stronę i ukazuje swoje białe ząbki. A zapach... Jeśli jej wyobraźnia była aż tak dobra aby odtworzyć zapach chłopaka to coś musiało być niedobrze. Piżmowy aromat, który przywodził jej na myśl las, korę starych drzew i dzikość miejsca, zaczął drażnić jej nozdrza. Ale jakim cudem mogła to poczuć? Przecież nie było nikogo w pobliżu kto miałby podobny zapach. Ten Evana był wyjątkowy. Marszcząc nosek odwróciła wzrok od okna i spojrzała na drzwi. Stał w nich nie kto inny jak jej ukochany puchon. Serce mimowolnie zaczęło szybciej bić, a ręce się pocić. Aż tak była zdenerwowana? Wcześniej nie odczuwała tego. Dopiero, gdy ten się do niej zbliżył wszystkie objawy minęły. Przecież znała tego chłopaka od dobrych kilku lat. Nie miała się czego przy nim bać. A ty bardziej nie powinna się jego bać. Słysząc jego słowa aż miała ochotę go uściskać jednak się powstrzymała. Nie wiedziała czy byłoby to właściwe posunięcie. Wcześniej w pustej klasie jej to nie przeszkadzało, ale tylko dlatego, że wypiła eliksir. Teraz nie była pod jego działaniem. Wszystko co mówiła i robiła było jej obecnymi odczuciami. Wzięła od niego kwiaty zanurzając w nich nos. Pachniały cudownie. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na ich widok. Włożyła je do stojącego na stoliku wazonu i popatrzyła na chłopaka z powrotem. No nie! Nie wytrzyma, musiała go uściskać! Podniosła się z siedzenia i nawet nic nie mówiąc objęła mocno chłopaka ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi. - Nie szkodzi, że się spóźniłeś. ważne, że jesteś. - po tych słowach odsunęła się od niego i usiadła na swoim miejscu biorąc łyk herbaty. - Jednak znalazłeś to miejsce. - posłała w jego stronę radosny uśmiech znad filiżanki. Merlinie, jak ona kochała na niego patrzeć. Nie sądziła, że kiedyś będzie mogła robić to nie ukrywając swoich uczuć.
Uff, poszło lepiej niż przypuszczał. Kwiaty to był definitywnie dobry pomysł. Załagodziły jakoś to spóźnienie. Evan nawet nie chciał myśleć co by się stało gdyby nie przyniósł kwiatów. Samo powitanie było dość sztywne w jego wykonaniu, był cały zlany potem. Bał się że to jakoś odrzuci Klarcie i nie będzie chciała go dotykać. Ale okej, buziak i przytulas były więc chyba się udało zamaskować ten fakt. Evan był niesamowicie spięty, to była jego pierwsza randka w życiu! Co się robi w takich sytuacjach? Jego brak doświadczenia zaczął go przerażać dopiero wtedy gdy wszystko nabierało tempa. Usiadł na przeciwko swej Rudowłosej piękności nadal nie mogąc uwierzyć że tak naprawdę są razem. Jakim cudem on wyszedł z Friendzone? Mniejsza z tym, nie może się tym zaprzątać będąc w takim miejscu z kobietą jego życia ! On musi jej umilać czas. Mimo że widział to że Klarcia już piła jakąś herbatę poderwał się na równe nogi zaraz po tym jak usiadł i spytał -Zamówić Ci coś kochanie?- Spytał podchodząc do swojej luby. Pochylił się nad nią i delikatnie pocałował jej piękne usta. Ach te usta mogą zniewolić cały świat ! Evan nie miał ochoty się od nich odrywać jednak nie chciał gorszyć innych gości znajdujących się obecnie w Herbaciarni. Ach gdyby tylko byli sami... Nie, nie mógł tak myśleć. Nie chciał jej do siebie zrazić. Wiadomo, byli przyjaciółmi wcześniej. Klarcia mogła się domyślać jak niegrzeczne myśli chodzą wiecznie po jego głowie. Jednak musiał być kulturalny, nie mógł zbrukać dobrego imienia swojej rodziny. Tym bardziej że jego ojciec otrzymał tytuł szlachecki a on sam był pierwszym czarodziejem tego rodu!. -Zanim coś powiesz, chciałbym zauważyć iż wyglądasz dziś naprawdę zjawiskowo- Wymamrotał będąc cały czerwony ze wstydu. Tak, komplementy dalej przychodziły mu ciężko. Wiedział że pasowało by powiedzieć coś takiego na początku jednak tak ciężko mu było zdobyć się na odwagę. Następnie chwycił jej dłoń i pocałował. Taaak, wszystko na opak Evanie. Najpierw komplementujesz, potem dopiero proponujesz coś do picia !
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie spodziewała się, że bez eliksiru chłopak ją pocałuje. I to jeszcze w miejscu publicznym. Było to naprawdę miłe uczucie, napawające jej serce ciepłem jakiego nigdy wcześniej nie czuła. I nie chciała czuć przy nikim innym. To, że Evan był spięty było doskonale widoczne w każdym jego geście czy minie. Jednak nie tylko on czuł się w ten sposób. Clarissa sama nie wiedziała co ma robić czy mówić. Wyglądała na pewną siebie? wolne żarty. Wewnątrz trząsła się jak wierzba na wietrze. Odłożyła na spodek pustą już filiżankę i delikatnie odgarnęła z czoła swoje włosy. Czuła się dziwnie w sukience siedząc na przeciwko ukochanej osoby. Nie była to sytuacja w której znajdowała się na co dzień. Jego słowa od razu wywołały szybsze bicie serca. Kochanie. Skoro ona już uważał ją za swoją to i ona mogła z całkowitą stanowczością i przekonaniem zwracać się w ten sam sposób do niego. W końcu w sali eliksirów oznajmiła, że jest tylko jej i nikomu go nie odda. Teraz, gdyby miała raz jeszcze wypowiedzieć te słowa spaliłaby się ze wstydu lub zażenowania. - Tak, poproszę. - co ona by dała aby pozostać w tej pozycji na dłuższy czas. Nie miała najmniejszej ochoty aby się od niej odsuwał. Chciała mieć go blisko siebie i nie wypuszczać z objęć. - Zieloną herbatę jeśli bym mogła. Słysząc kolejne jego słowa zaniemówiła. Ona? Wygląda zjawiskowo? Czy aby na pewno nie pomylił jej z kimś innym? Choćby nawet z tą blondynką, która siedziała po drugiej stronie lokalu i co jakiś czas zerkała w ich stronę. Nie, chyba nie. Evan zdecydowanie nie mógł jej widzieć, gdyż siedział do niej tyłem. Delikatny uśmiech wypłynął na jej usta. - Dziękuję. - naprawdę? Dziękuję? Mogłaś się bardziej postara panno Grigori. Samo dziękuję pewnie nie wystarczy. - Też wyglądasz zjawiskowo, kochany. - no nie mogła się powstrzymać. Musiała to powiedzieć. Musiała powiedzieć słowo w którym zawsze wszystkie swoje uczucia do niego. Ciekawa jednak najbardziej była jego reakcji na to słowo.
On zjawiskowo? To losowe zestawienie ciuchów zrobiło wrażenie na Rysi? Evan modlił się w duchu żeby sobie z niego nie żartowała. W jego głowie ciągle odtwarzane były słowa wypowiedziane w klasie. Miłość, zauroczenie i tak dalej to uczucia które rządziły się swoimi prawami. Bez zaufania nie mogły istnieć. Evan wierzył w każde słowo uroczej damy niczym w prawdę objawioną. Dlatego znów zalał się czerwienią gdy usłyszał jak dodaje do tego wszystkiego słowo „Kochany”. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać że to wszystko co się stało między nimi to prawda. Byli teraz razem więc używanie takich słów do siebie to coś normalnego. -Nawet nie żartuj skarbie- Rzucił nerwowo poprawiając koszulę. To jak go przytulała przyprawiało go o szybsze bicie serca. Szybsze? Kogo ja oszukuje. Jego serce o mało nie wyrywało się klatki piersiowej! Nie był przyzwyczajony do tego typu kontaktu z nią. TO było całkowicie inne objęcie niż normalnie. Kurcze, normalnie też nie jest dobrym wyrażeniem. Lepiej było by chyba użyć słowa poprzednio. Przytulali się już wcześniej na powitanie ale nigdy to nie niosło takiego ładunku emocjonalnego jak teraz. -Z chęcią przytulał bym się z tobą dalej ale myszko chciałbym Ci coś zamówić- Zdobył się na odwagę i pogłaskał jej płomienne włosy. Co prawda, mało w tej uroczej niezdarze było z myszki lecz Evanowi brakowało już słodkich słów. W tej kwestii jego wokabularz był ubogi jednak starał się nadrobić aktorstwem. Z czasem wydawało mu się że przystosowywał się do jej nowego dotyku coraz sprawniej. Dalej wszystkie jego włosy stały dęba jednak jego ruchy zdawały się stawać z sekundy na sekundę naturalniejsze. -Z zieloną herbatą może być problem, wszystkie nazwy tutaj są jakieś dziwne- Rzucił starając się rozluźnić atmosferę. Odwrócenie tematu wydawało mu się idealne do tego typu czynu. Szkoda tylko że nigdy nie miał w rękach podręcznika który opisywałby to co robi się na randkach.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Lekko zawstydzona odsunęła się od niego dając mu możliwość złapania oddech. Cofnęła się do tyłu chcąc objąć go całego swym spojrzeniem. Choć wolałaby patrzeć tylko i wyłącznie w jego cudowne oczy. Nie wyobrażała sobie aby mógł patrzeć na inną kobietę w ten sam sposób co na nią. Wręcz wywoływało to w niej irracjonalną złość. Tylko ona mogła widzieć ten błysk w jego oczach, zakłopotanie na twarzy, jak i cudowne rumieńce zdobiące jego policzki. Aż miała ochotę położyć swoje dłonie na jego policzkach. Stop! Clari, skup się. Nie możesz tak ciągle bujać w obłokach. Uchylając lekko usta potrząsnęła lekko głową. Co ten puchon z nią zrobił. Przecież nawet Jonathan czy Belphegor nie potrafili wywołać w niej takich uczuć jak Evan. - Masz rację. Sama miałam problem z tą kartą. - lekko trzęsącą dłonią otworzyła kartę na stronie z napojami. Kilka chwil wertowała ją z dość poważną miną , aby na samym końcu zabłysnąć uśmiechem. Zamykając ją spojrzała na chłopaka - W takim razie niech będzie cytrynowy raj. - po jej słowach chłopak zniknął, a ona usiała na krześle. Czuła jak jej serce przyśpieszyło swój rytm chcąc wyskoczyć z klatki piersiowej. Przy chłopaku naprawdę starała się aby niczego nie zauważył, jednak w momencie gdy poszedł opuściła gardę ukazując wszystkie targające nią emocje. Ze zdenerwowania nie zauważyła nawet kiedy oberwała wszystkie płatki stokrotek zdobiących stół kawiarni.
Uff, dobrze że Evan zyskał trochę przestrzeni. Nadal nie potrafił radzić sobie z bliskością i ładunkiem emocjonalnym tego związku. Kochał ją od dawna ale nigdy nie spodziewał się że dostąpi on odwzajemnienia tego. Trzeba przyznać, miał niesamowicie dużo szczęścia z tym eliksirem. Niezle jak na kogoś bez rodziny magicznej. Stojąc tak przy barze i czekając na te herbaty ukradkiem zerkał na panią swoich marzeń. Ta Rudowłosa piękność wydawała się całkowicie spokojna, gdyby zestawić ją ze zesztywniałym ze stresu Evanem wychodziło dość osobliwe połączenie. Jej rude loki mamiły jego mózg i przedstawiały mu wizje które ciężko nazwać grzecznymi. Po prostu kochał każdą, nawet najmniejszą cząsteczkę niej. Podziękowawszy za dwa cytrynowe raje udał się spokojnym krokiem do stolika swej damy. Evan jak w transie, tylko i wyłącznie Rysia była w jego głowie. Tylko ją widział, tylko jej chciał słuchać i tylko z nią chciał spędzać czas. To był ledwo początek ich związku a on powoli wyobrażał już sobie ich wspólną przyszłość. Skromny acz przytulny domek, ich rodzina, może jakiś zwierzak i piękny widok. Nic więcej mu nie było potrzebne do szczęścia. Swoją herbatę obok zajmowanego miejsca, Clarissy trzymał w dłoni -Dostaniesz ją za buziaka- Powiedział cały czerwony ze wstydu. Sam dziwił się jak zdobył się na taką odwagę. Wymagać buziaka? Bez Amortensji? Perspektywa straszna, bo piekielnie bał się odtrącenia. Ale chciał, pragnął i potrzebował posmakować jeszcze raz jej cudnych ust. Nie przejmował się czy ktoś to zauważy. On chciał buziaka i tyle!
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nawet nie zauważyła kiedy chłopak wrócił do stolika. Obrywanie płatków stokrotek pochłonęło ją bez reszty. Dopiero miły zapach herbaty sprowadził ją na ziemię. Jak i oczywiście słowa chłopaka. Lekko zaróżowiona spoglądała to na niego, to na herbatę trzymaną w jego dłoniach. Czy naprawdę sądził, że musiał mieć coś aby ona go pocałowała? To myślenie nadawało mu jeszcze więcej uroku niż na początku. Z lekko zagryzioną dolną wargą wstała od stolika podchodząc do niego. Z początku jedynie musnęła jego policzek mając nadzieję, że to będzie wystarczyło. Jednak nie sądziła aby jej to wystarczyło. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej spojrzała w jego oczy po czym musnęła delikatnie swoimi ustami jego. Było to zaledwie muśnięcie, jednak wywołało w niej falę emocji które z każdą chwilą wzbierały. Nie chcąc aby chłopak to zauważył złapała swoją herbatę i usiadła z powrotem na miejscu. W duchu miała nadzieję, że i jemu się to podobało i nie będzie miał do niej pretensji. W przeciwnym razie spaliłaby się ze wstydu. Niby byli razem, jednak takie zachowanie w stosunku do osoby, z którą przyjaźniło się tyle lat, było... No właśnie, jakie? Przecież czuła do niego o wiele więcej niż przyjaźń więc czemu tak się bała? Na te pytania musiała koniecznie sobie odpowiedzieć, jednak nie teraz. Teraz miała zamiar skupić całą swoją uwagę na Evanie. I tylko na nim. - Jak idą Ci przygotowania do egzaminów końcowych? Ja już nie mam siły się uczyć. Ciągłe tylko książki i zero zabawy. A chciałabym choć na jeden dzień zapomnieć o tym i poczuć beztroskę. - upiła łyk herbaty. Musiała przyznać, iż była wyśmienita. Lepsza niż ta którą wcześniej piła.
Była śliczna gdy tak obrywała płatki. Niczym gwiazda romansu czekająca na swego towarzysza życia. Evan właśnie pragnął być dla niej taką bratnią duszą. Chciał się z nią całować wiecznie. A to delikatne muskanie? Tylko zaostrzało jego apetyt. To nic że wiele lat byli przyjaciółmi, przecież od kilku dni byli razem. To, co od dawna ich łączyło wymykało się ze sztywnych ram narzucanych przez to bezduszne słowo. Jego serce zawsze biło szybciej gdy dziewczyna pojawiała się w pobliżu. To coś pięknego że jego uczucia w końcu zostały odwzajemnione. Szczerze, przez chwilę myślał że ta miłość na zawsze pozostanie już małym platonicznym uczuciem zagubionym na kartach ich żyć. A tu taki zonk. Mógł już przestać udawać że obchodzą go inne damy w rozmowach z nią. Teraz po prostu był sobą i nie ukrywał już jak bardzo mu na niej zależy. -Egzaminy? Ciężko. Staram się coś czytać ale idzie to marnie, Tak czy siak, nie ma co się załamywać. Też chciałbym taki dzień beztroski. Wiesz, gorąca czekolada, kocyk i ty. Taki dzień naładował by mnie niesamowicie- Uśmiechnął się do swojej ukochanej. Rudowłosa piękność zachowywała szyk i klasę nawet gdy spożywała herbatkę. To się nazywa wdzięk! -Masz jakieś plany na wakacje Rysiu?- Spytał sondując swe położenie. On jechał przed coroczną wycieczką na chwilę do rodziców. W jego głowie już dawno wykiełkował niecny plan porwania jej do swojego rodzinnego Manchesteru. Tylko problemem było zawsze to, co powiedziałby rodzicom. Przyjaciółka od serca? To by nie przeszło. Ale już dziewczyna i najlepsza przyjaciółka? Jak najbardziej do zaakceptowania. -Może spędzilibyśmy je razem?- Nieśmiało spytał się kobiety swego życia upijając łyk przepysznej herbaty.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Zaskoczyły ją jego słowa. Naprawdę do szczęścia wystarczyła by mu jeszcze ona? Nie sądziła, że miałaby szansę konkurować z gorącą czekoladą i kocykiem. Przecież było to niemożliwe. Zarumieniła się ze szczęścia. O ile było to możliwe. Nie wiedząc co mogłaby odpowiedzieć po prostu upiła łyk herbaty spoglądają na oberwane płatki. Biedne kwiatki. Padły ofiarą zdenerwowania pewnej rudej bestii. Następnym razem wybierze stolik bez kwiatków. Ewentualnie z jakimiś magicznymi które samoistnie się odradzały. Zagubiona w swoich myślach z początku nie zrozumiałą co mówi do niej ukochany. Plany? Ryś? Wakacje? Ryś? Ale... Chwila. Czy ona...? Nie, na pewno nie. Przecież nie zaproponowałby jej wakacji. - Nie wiem jeszcze. Mój brat wyjeżdża więc nie będę miała do kogo jechać. Pewnie zostanę w naszym wspólnym domku w Hogsmead. A później wycieczka szkolna. Mam nadzieję, że będzie warta wyprawy. - wzruszyła ramionami odgarniając przy okazji swoje długie włosy. Czasami miała ochotę je ściąć. I to bardzo drastycznie, jednak żal było jej lat zapuszczania. I znów odpłynęła myślami. Jak to Clari. Jednych denerwowało takie coś innych rozczulało. Ciekawe do której grupy zaliczał się jej ukochany? Już, Stop Clarisso! Zapewne słyszałaś co zaproponował Ci Evan! Owszem, słyszała. Aż zamarła w bezruchu z szeroko otwartymi oczyma. Nawet, w momencie, gdy się przyjaźnili, nigdy nie padała taka propozycja. Ani od niego, ani od niej. Nie chciała go jednak urazić swoją podejrzliwością, co do niecnych panów, które mógł mieć względem niej. Oczywiście, takowe nawet nie przyszły jej do głowy. Delikatnie, wręcz z nabożnością, odłożyła filiżankę z naparem na stół. - Nie marzę o niczym innym. - delikatnie jej ciało pochyliło się do przodu - Nie chcę się z Tobą rozstawać na tak długi czas. Chcę spędzać z Tobą każdą wolną sekundę. - szczerość biła z jej oczu przyozdobiona uśmiechem. - Jednak... - o o o, zaczęło się - Jak miałoby to wyglądać? Gdzie chciałbyś je spędzić? Przyznam się szczerze, że zgodzę się na wszystko. - jej uśmiech się poszerzył.
Urocza herbaciarnia nie jest wprawdzie domowym zaciszem, ale w gruncie rzeczy biorąc pod uwagę przytulność tego miejsca i bardzo kameralną atmosferę niewiele jej brakuje. Wasz stolik jest ułożony odrobinę w kącie, a zamiast krzeseł stoją przy nim duże i bardzo wygodne, różowe fotele. Macie szansę spróbować tu jedynych w swoim rodzaju, domowych wypieku, pysznej herbaty, a także wina własnego wyrobu, które czekało na tak wyjątkową okazję jak ta. W tak uroczym i spokojnym miejscu na pewno spędzicie miłe chwile! Rozpoznacie się po różowych opaskach na nadgarstku!
Przed rozpoczęciem randki koniecznie zapoznajcie się z zasadami eventu, które znajdziecie tutaj!
Claude zobaczył ogłoszenie o organizowaniu randek w ciemno chyba gdzieś na wizbooku. Długo zastanawiał się, czy powinien się zgłosić, czy może jednak nie było sensu. Z jednej strony to kolejne ekscytujące doświadczenie, które mógłby zyskać, a może i spotkać pannę swoich marzeń na resztę dni z życia. Z drugiej strony znajdował się obecnie w bardzo dziwnej sytuacji, rozdarty w swych uczuciach. Jednego dnia wspominał spotkanie z Segovią oraz wszytko to, co łączyło ich w czasach szkoły, mimowolnie licząc na chociażby niewielką powtórkę z rozrywki. Innego z kolei myślał o Beatrice, której piękna buzia niejednokrotnie śniła mu się po nocach. Niestety panna Dear była dla niego nieosiągalna, a Segovia tak chwiejna i niestabilna, że nie mógł robić sobie zbyt dużych nadziei. Może więc jednak przyszła pora na coś nowego? Wysłał swoje zgłoszenie, nie chcąc już dłużej zwlekać. Jasne, że się denerwował, ale w tym wszystkim dczuwał przede wszystkim radość i ekscytację. Toż to fajna przygoda! Rozmyślał długo, gdzie Swatka mogłaby go wysłać, jaką scenerię zastanie po dostaniu się na miejsce spotkania. No i oczywiście kim będzie jego randka? Otrzymał informację zwrotną po kilku dniach, na różowym perfumowanym pergaminie. List głosił, że powinien stawić się o godzinie 18 w herbaciarni pani Puddifoot w Hogsmeade. Kojarzył to miejsce, sporo jego znajomych z czasów Hogwartu zabierało w walentynki swoje drugie połówki właśnie tam - musiało więc być romantyczne! Ubrał się ładnie i elegancko w strój jego zdaniem w stu procentach nadający się na randkę, zabrał różową wstążkę, po czym teleportował się we wskazane miejsce. Zatrzymał się chwilę na ulicy, patrząc na jaśniejący w oddali zamek Hogwartu. Ach, ileż on by dał, by wrócić tam chociaż na chwilę... Otrząsnął się jednak szybko, bowiem dochodziła godzina wyznaczająca jego spotkanie z tajemniczą panią, wobec tego przestąpił próg herbaciarni i zajął wskazane miejsce w wielkim, różowym fotelu. Hm, całkiem przytulnie.
Kiedy Yvonne ujrzała ogłoszenie w gazecie o zabawie pod tytułem "Randka w ciemno", zachowała się trochę jak za czasów szkolnych. Randeczka zawsze spoko! Nie wiedziała w sumie co nią kierowała, ale chciała to raczej brać jako ciekawą zabawę i okazję do poznania kogoś nowego. Nie wierzyła, że taka randka w ciemno może być jakimś wypałem pod względem zakochania się od pierwszego wejrzenia, ale za to może to być mile spędzony wieczór... do tego walentynkowy. Raczej nic innego ją nie mogło czekać w ten serduszkowo-czerwony dzień jeśli sama czegoś dla siebie nie wymyśli. Dlatego czemu nie? Wysłała ogłoszenie z uśmiechem zakochanej nastolatki co nie chce się do tego przyznać, że kogoś lubi. Nie wspominała nawet nikomu o tym pomyśle, zostawiła ten sekrecik tylko i wyłącznie dla siebie. Zawsze to jakaś mała adrenalinka, ta pozytywna oczywiście, bo ostatnio tylko stresu mogła się najeść przez, który ledwo jadła. Po kilku dniach otrzymała list. Takim o to sposobem znalazła się w herbaciarni pani Puddifoot. Tyle czasu minęło od kiedy ostatni raz widziała Hogwart, w oddali bo w oddali, ale zawsze to coś. Miała wrażenie, że wczoraj ostatni raz przekraczała prób szkoły, a tutaj już jest nie na tak złym stanowisku. Westchnęła troszkę zdenerwowana, teraz dopiero to czuje. Weszła do kawiarni i od razu ściągnęła gruby płaszcz, po którym miała trochę inny strój niż zazwyczaj. Bo jednak mało kto ją widzi w spódnicy czy w ogóle sukience. To musi być jkaś dobra okazja, żeby w ogóle ubrała coś krótkiego. Oczywiście różowa wstążka była obecna, ale chyba nie potrzebna. Kiedy rozglądała się dookoła i ujrzała znajomego jej Claude'a nie musiała nawet zgadywać czemu tutaj jest no i sama wstążka. Podeszła do niego pewnym krokiem i usiadła jakby nigdy nic. Dopiero gdy się ułożyła wygodnie w fotelu z szerokim uśmiechem spojrzała na rudzielca -Miło Cię widzieć
Claude trochę się niecierpliwił, mimo że nie miał do końca powodów do zmartwień - czasu jeszcze trochę miał i nie było tak, że jego randka się ostentacyjnie spóźniała. To po prostu wewnętrzna niepewność chłopaka dawała o sobie mocno znać. Ciągle głowił się, czy będzie to kobieta od niego starsza, czy może młodsza dzierlatka, potencjalna studentka lub świeża absolwentka? Czy będzie to osoba dopasowana idealnie do jego preferencji, czy też ustawiona jako kompletne jego przeciwieństwo? Czy w ogóle będą mieli o czym rozmawiać i znajdą wspólny język? Claude miał naprawdę ogromne nadzieje, że spotka kogoś wartego uwagi; kogoś, z kim na pewno miałby ochotę na ponowne spotkanie. Zerknął na zegarek - jeszcze kilka minut. Zaczął delikatnie tupać nogami, wybijając rytm niekoniecznie zgodny z lecącą w tle piosenką. Kelnerka podeszła do niego po zamówienie, lecz poprosił o jeszcze jedną chwilę, gdyż czekał na drugą osobę i wolałby zamówić wspólnie. Nie chciał wyjść na idiotę i zamówić tylko sobie, z drugiej strony nie chciał się wyrywać i zamawiać za dwoje, bowiem istniało spore prawdopodobieństwo, że nie trafi w preferencje swojej randki i dopiero będzie kwas... Spojrzał na drzwi, by ulokować spojrzenie na kolejnej osobie przekraczającej próg herbaciarni i ze zdziwieniem stwierdził, że zna tą twarz! Uśmiechnął się szeroko do Yvonne i pomachał jej ręką, wokół której opleciona była różowa wstążka, którą dostał od Swatki w liście. Jeszcze większe zdumienie dopadło go, gdy dostrzegł taką samą u dziewczyny - ona była jego randką? Poczuł się jednocześnie uradowany oraz skrępowany. Po pierwsze nie musiał martwić się o przełamywanie pierwszych lodów, ponieważ z Yvonne spotkał się już kilka razy w pracy, gdzie z wielką chęcią zaglądała na ich piętro. Z drugiej jednak obawiał się nieco przebiegu tego spotkania. Może nie był mistrzem relacji damsko-męskich, ale oczy posiadał i nie umknęło jego uwadze to, jak panna Horan czasem zerkała w stronę Doriena. - Cześć - przywitał się z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Postanowił podnieść się z fotela i obdarować koleżankę całusem w policzek na przywitanie, niebezpiecznie pochylając się nad dzielącym ich stolikiem, kompletnie zapominając o palących się na nim świeczkach. Na szczęście się nie przypalił. - Kto by pomyślał, że to będziesz Ty - dodał, po czym zaśmiał się krótko. W gruncie rzeczy był zadowolony, że tak to się potoczyło. W końcu poszli gdzieś sam na sam na jakieś spotkanie - co prawda w jego wyobrażeniach niekoniecznie dodałaby do niego świeczki i krążące pod sufitem kupidyny, ale przecież nie będzie narzekał, prawda? - Co byś chciała? Nie zamawiałem nic, bo chciałem na Ciebie poczekać. Osobiście myślę nad wiśniowym gryfem. A Ty? - zapytał, podając jej kartę.
Herbaciarnia Pani Puddifoot zdecydowanie wymagała gruntownego remontu - do tego celu zostało zatrudnionych wielu specjalistów, w tym @Naeris Sourwolf, której zadaniem było namalowanie kwiatowej dekoracji na jednej ze ścian lokalu. Bez wątpienia nie była to najambitniejsza praca świata, ale zajęcie wydawało się raczej przyjemne i nieszczególnie trudne biorąc pod uwagę całkiem przyzwoitą gażę, więc Krukonka z wielką chęcią na nie przystała zupełnie nie spodziewając się, że podczas pracy mogą napotkać ją niespodziewane trudności...
Rzuć kostką, żeby sprawdzić co stało się później! 1,4 - bez problemu przygotowujesz większość malowidła w dość krótkim czasie, decydujesz się więc zrobić sobie kilka minut przerwy. Gdy wracasz na miejsce okazuje się, że jeden z robotników przekonany, że Twoja praca to stare malowidło pokrył ją białą farbę. Niestety nie udało się cofnąć tego efektu za pomocą zaklęcia, więc musiałaś rozpocząć pracę od nowa. Kosztowało Cię to mnóstwo czasu i nerwów, należy jednak pamiętać, że trening czyni mistrza - na skutek kolejnych chwil malowania zyskujesz 1 punkt z działalności artystycznej. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 2,6 - bez wątpienia to nie jest twój dzień. Malowanie idzie ci słabo i jesteś w okropnym humorze. Dostrzega to właścicielka restauracji, która widząc Twój nieszczególnie sprzyjający stan proponuje Ci herbatę i ciastko. Po takiej dawce cukru i miłej rozmowie z kobietą odzyskujesz siły, a praca idzie Ci zdecydowanie sprawniej! 3,5 - przypadkiem trącasz jedną z puszek i wylewasz farbę na podłogę. Nie dość, że na skutek zaburzeń magii musisz ją posprzątać ręcznie to jeszcze musisz samodzielnie ją odkupić, żeby być w stanie podjąć dalszą pracę. Wydajesz na to 15 galeonów - odnotuj stratę w odpowiednim temacie.