Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Z wielkim bólem głowy przestąpiła prób swojej ulubionej herbaciarni. Nie było jej już tutaj tak długo, że prawie zapomniała jak wygląda jej wnętrze. Zamknęła za sobą drzwi i mocno wciągnęła powietrze nosem. Tak, to dokładnie ten zapach, który pamiętam. Usiadła przy swoim ulubionym stoliku, tym przy oknie. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech. Wewnątrz oprócz niej przebywało nie więcej niż pięć osób, Marg dokładnie ich nie liczyła. Słyszała tylko ciche szmery ich rozmów. Zamówiła szybko herbatę waniliową i wygodnie rozsiadła się na krześle. Musiała zdjąć sweterek, bo nie przypuszczała, że będzie tu aż tak ciepło. Podparła się łokciem o stolik i czekała na swoją herbatę, pałaszując przy tym jej ulubione herbatniki.
Victorię nagle naszła ochota na herbatę. Poszła po torbę do dormitorium i ruszyła w kierunku Hogsmeade, do swojej ulubionej herbaciarni pani Puddifoot. Szła powoli rozkoszując się świeżym powietrzem i ładną pogodą. Gdy już doszła do celu pchnęła delikatnie drzwi i weszła. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które jak zwykle przywitało ją miłą atmosferą, radosnym wnętrzem oraz upajającą mieszanką zapachów różnych rodzajów herbat. Po sali roznosił się lekki szmer rozmów tych kilku osób, które przesiadywały aktualnie w herbaciarni. Z ulgą stwierdziła że jest dość ciepło więc zdjęła swoją dżinsową kurtkę. Śizgonka podeszła do lady i zamówiła swoją ulubioną, cytrynową, herbatę. Poczekała chwilę i już po chwili trzymała w ręku filiżankę z ukochanym napojem. Podniosła ją wyżej by móc powąchać jej cudowny, orzeźwiający zapach. Ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu, urządzonym w dość słodkiej różowo-brązowej kolorystyce. Zastanowiła się przez chwilę nad tym gdzie by tu się usadowić. Jej uwagę przykuła nieznajoma dziewczyna siedząca w dość oddalonym miejscu przy oknie. Siedziała sama. Długie, czerwone włosy okalały jej śliczną twarz z dość niecodziennymi na pewno nie angielskimi rysami. Pannie Silverstone wydawało się że gdzieś ją już widziała, może jej czerwone włosy mignęły jej gdzieś w korytarzach zamku, nie była pewna. Dziewczyna zamyślona patrzyła przez okno. Wyglądała na pragnącą towarzystwa więc Tori stwierdziła że właśnie do niej się przysiądzie, w końcu warto poznawać nowych ludzi. Brązowowłosa, dzierżąc filiżankę z herbatą w jednej ręce, z torbą na ramieniu, i kurtką przewiązaną w talii ruszyła w kierunku dziewczyny z uśmiechem na twarzy. -Hej, mogę się dosiąść?
Do jej uszu nagle dotarł jakiś głośniejszy dźwięk. Dopiero po jakiejś sekundzie zdała sobie sprawę, że ktoś się do niej odezwał. Podniosła wzrok i zmrużyła oczy, bo na ułamek sekundy ból w jej głowie wzmógł się niemiłosiernie. Jednak ujrzawszy dziewczynę stojącą nad nią ładnie się uśmiechnęła i skinęła głową na znak, żeby sobie usiadła naprzeciw niej. Delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, że znów miała kontakt z kimś innym niż tylko ze swoją rodziną. Poza tym nieznana jej jeszcze dziewczyna nastrajała ja bardzo optymistycznie. W sumie z widzenia znała ją bardzo dobrze, ale jednak nigdy nie udało jej się dowiedzieć jak się nazywa, chociaż wydawało jej się, że jest Ślizgonką, bo przecież nie raz widziała ją w zielonych barwach. Właśnie przyniesiono jej pyszną, waniliową herbatę. - Jestem Margaret. - W końcu powiedziała, z lekką chrypą w głosie i wyciągnęła w jej kierunku dłoń.
Czerwonowłosa skinęła, że owszem, Tori może się dosiąść. Tak więc usiadła i spojrzała na dziewczynę napotykając jej uśmiech na który szybko odpowiedziała. Właśnie przypomniało jej się że słyszała o tej dziewczynie. -Gryffindor! - wykrzyknęła triumfująco a dziewczyna posłała jej zdziwione aczkolwiek lekko rozbawione spojrzenie. Ślizgonka wybuchnęła śmiechem by przykryć zakłopotanie. - Przepraszam, właśnie zdałam sobie sprawę że słyszałam gdzieś o Tobie. Jesteś Gryfonką, prawda? - spytała z uśmiechem. - Victoria. Slytherin. - dodała i uścisnęła dłoń nowej znajomej. Margaret przemówiła z lekką chrypką w głosie. Poza tym jej mimika twarzy sugerowała że coś ją boli. - Głowa? - spytała współczująco.
- Gryffindor! - Margaret aż podskoczyła. Z początku nie wiedziała do końca o co chodzi dziewczynie, więc jej mina musiała być co najmniej zabawna. Dopiero kiedy usłyszała wyjaśnienie tego dziwnego wybuchu, roześmiała się serdecznie. - Tak, nie da się ukryć, jestem. - Powiedziała z uśmiechem. Uścisnęły sobie dłonie. - Tak, niestety głowa. - Powiedziała. - Aż tak bardzo widać? Pomyślałam, że ciepła herbata może odrobinę mi pomoże. - Niestety nie zabrała z domu kuferka z jej ziołami, więc musiała sobie radzić bez nich. Miała nadzieję, że list z prośbą o ich wysłanie doszedł do domu i lada dzień będzie mogła parzyć i parzyć.
Tori zaśmiała się serdecznie. Upiła łyk herbaty spoglądając na dziewczynę która na krótką chwilę zamyśliła się. Ślizgonka wyczuła zapach jej herbaty. Jeśli ją węch nie mylił wychwyciła słodką woń wanilii. A więc miała rację z tym bólem głowy. No tak, sama miewała częste i długotrwałe migreny więc potrafiła rozpoznać ten stan u innych. -Nie, nie.- wyjaśniła spokojnie. -Sama miewam bóle na tyle często, że rozpoznałam objawy u Ciebie, Margie. - dodała z nadzieją, że czerwonowłosa nie obrazi się za to zdrobnienie. Znały się bądź co bądź zaledwie od...hmmm....pięciu minut? Gdy Gryfonka wyjawiła nadzieję, że napój jej pomoże Victorii w jednej chwili przypomniała się jej chorwacka babcia Inga, która była wielką miłośniczką herbaty. - Herbatka to jest to. Przegoni wszelkie bóle i zło. - zacytowała z uśmiechem ulubione powiedzonko krewnej. Brązowowłosa westchnęła, upiła spory łyk cytrynowej herbaty i odprężona oparła głowę na dłoniach. Nie wiedzieć czemu Margaret od razu wydała jej się interesującą osobą, nic więc dziwnego, że chciała się od niej dowiedzieć czegoś więcej. - Powiedz mi Margaret coś o sobie. Chciałabym Cię lepiej poznać. - poprosiła dziewczyna patrząc wnikliwie w stronę koleżanki gotowa by wysłuchać jej długiej i zapewne interesującej opowieści.
/ Zaczynałam ten post pisać trzy razy od nowa gdyż jak na złość nie chciał się wstawić. Pierwsza wersja podobała mi się najbardziej a tę wersję pisałam w pośpiechu i już nieźle wkurzona na swój internet dlatego nie wyszło dokładnie tak jak chciałam.
Pierwszy raz ktoś nazwał ją Margie, dlatego kącik jej ust mimowolnie powędrował do góry. Według niej brzmiało to troszkę zabawnie, ale nie miała nic przeciw. - Już się bałam. - Powiedziała w sumie pod nosem. Nie lubiła jak było po niej widać, że coś ją boli lub źle się czuje. Pokiwała głową na słowa Victorii. Miała świętą rację. Margaret bądź co bądź trochę się znała na herbatach i ziołach. Przynajmniej tak jej się wydawało. - Cóż ja mogę powiedzieć o sobie. - Poprawiła się na krześle, zanim zaczęła mówić. - Zdałam sobie jakimś cudem do siódmej klasy, nie wiem jakim. - Zaśmiała się cicho. - Pochodzę z Rosji, myślę, że troszkę to słychać w moim akcencie. - Podrapała się po głowie, żeby wymyślić coś więcej. - Nie mam rodzeństwa, co bardzo mi pasuje. Poza tym interesuje się zielarstwem. Sama tworzę różne mieszaniny ziół i potrafię poradzić sobie dzięki nim zupełnie ze wszystkim. -Mrugnęła do niej. Chciała powiedzieć coś o Yavanie, ale jakoś szybko zrezygnowała. Jakoś nie chciała chwalić się swoim chłopakiem. Poza tym miała wrażenie, że jak wspomni o nim ,to się rozpłacze. Już tak bardzo za nim tęskniła. Nie widzieli się od czasu wspólnych wakacji i to tych zorganizowanych przez szkołę. Miała nadzieję, że lada dzień pojawi się w Hogwarcie. - No nie wiem co mogłoby cie jeszcze zainteresować. - Powiedziała dopiero po dłużej chwili. - Najlepiej teraz ty pokrótce powiedz mi kilka rzeczy o sobie.
Victoria uważnie słuchała słów koleżanki. Widać było że dziewczynie spodobało się owo zdrobnienie gdyż się uśmiechnęła. Tori zachichotała. - Wiem coś o tym, też nie wiem jakim cudem zdałam. Przez ostatnie lata nie byłam sobą i olewałam naukę. -zastanowiła się chwilę nad tym co by tu mogła o sobie powiedzieć. Nie miała zbytnio ochoty aby się rozgadywać, ale coś by należało powiedzieć a więc zaczęła. -Rosja? Nie znam zbyt wielu Rosjan ale wyczułam u ciebie wschodni akcent. Zawsze podobał mi się rosyjski. Może mnie nauczysz.- uśmiechnęła się do czerwonowłosej Gryfonki. - Hm...Ja urodziłam się w Chorwacji, skąd pochodzi mój tata. Pewnie też zajeżdżam jakimś akcentem, ale nie zwróciłam nigdy na to uwagi. Od dziesiątego roku życia mieszkam w Anglii, skąd pochodzi moja mama, więc chyba mam już dość dobry angielski. Też jestem jedynaczką, ale miałam brata...-tu się na chwilę zatrzymała. Chciała opowiedzieć Margaret o Nathanie, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć. - Mnie interesują eliksiry i transmutacja, a także zaklęcia i nie chcę się chwalić, ale jestem w tym naprawdę dobra.- zachichotała. - Jeśli się nie uczę to maluję lub fotografuję. Te dwa zajęcia są całym moim życiem. Przyszłość wiążesz na pewno w jakiś sposób z zielarstwem, zgadza się? Ja marzę o byciu aurorką, więc ten przedmiot jest mi potrzebny, aczkolwiek jestem z niego dość kiepska. Może przyjdę do Ciebie na korki. -mrugnęła do towarzyszki. -Niezbyt lubię mówić o sobie a więc to na razie chyba wszystko. Na zdrówko! - wzniosła toast i podniosła do ust filiżankę z napojem.
Margaret zachichotała. Nigdy jeszcze nikogo nie uczyła rosyjskiego. Nikt jej nawet nigdy o to nie prosił! - Nie ma problemu. Jak tylko znajdziesz wolny czas to możesz pisać o korki. Ja mam czas praaaawie zawsze. - Uśmiechnęła się bardzo przyjaźnie i dalej słuchała słów nowo poznanej dziewczyny. - Nie, nie, nie słychać żadnego akcentu. - Powiedziała pospiesznie. Młoda Ślizgonka tematu brata najwidoczniej poruszać nie chciała, a Marg nie miała ochoty naciskać. - Eliksiry... - Mruknęła Gryfonka i udawała, że wsadza sobie palec w gardło, żeby wywołać odruch wymiotny. - NIENAWIDZĘ! - Dodała po chwili, chociaż w sumie nie był oto takie konieczne. - Tak, wiążę z zielarstwem. Na pewno zostanę nauczyciele zielarstwa w Hogwarcie. Takim wspaniałym nauczycielem. - Dodała, patrząc na dziewczynę rozbawionym wzrokiem spode łba. - Och! - Uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie. - Rozumiem, że to już drugi przedmiot na korkach u mnie. - Zatarła ręce. - Jestem bezwzględną nauczycielką. - Złapała filiżankę z herbatą za ucho, uniosła w górę i łyknęła mocno ciepłego, waniliowego napoju. - A co dokładnie malujesz i fotografujesz? Bo jeśli ludzi, to ja chętnie przez chwilę pobawiłabym się w modelkę. - Powiedziała jednym tchem. - Zawsze marzyłam o jakichś aktach, ale tylko z kimś na prawdę doświadczonym. - Uśmiechnęła się rozmarzona. Nie raz widziała nieziemsko wykonane akty i obiecywała sobie, że też kiedys na takich się znajdzie.
Tori uśmiechnęła się. Dziewczyna była do niej bardzo optymistycznie nastawiona co cieszyło Ślizgonkę. Zachichotała. -Ok, to jakby co w sprawie korków napiszę Ci sowę. -Na początku...też nie lubilam eliksirów ale z czasem uznalam że są bardzo przydatne. -Słuchała dalej słów Gryfonki. -Nauczyciel...no,no,no. Ciężki kawałek chleba, ale masz moje słowo że jak będę miała dzieci to zmuszę je aby polubiły zielarstwo i nie popełniły błędów matki. -usmiechnęła się do Margaret. upiła łyk herbaty i rozejrzała się wokół. Uh, do herbaciarni przyszły jakieś hałaśliwe pierwszaki. Czy ja też taka byłam? -Fotografuję najczęściej architekturę i krajobrazy. No wiesz, Hogwart, Jezioro, Las i inne takie. Maluję w sumie też. Ale częściej mangę, otaczający mnie świat, zwierzęta, ludzi...Z moją przyjaciółką często szkicowałyśmy swoje portrety albo robiłyśmy sobie zwariowane zdjęcia. Jesli chcesz mogę urządzić Ci profesjonalną sesję zdjęciową.-wyszczerzyła zęby do Gryfonki.-Aktów nigdy nie robilam ale zawsze można spróbować.
Na słowa Ślizgonki Margaret wybuchnęła szczerym śmiechem. Będzie zmuszać dzieci do zielarstwa! Przed jej oczami stanął obraz Victorii prawiącej moralizatorskie kazania swoim dzieciom. Nie znała jej prawie wcale, ale samo to wyobrażenie, kogokolwiek w jej wieku by ono nie dotyczyło, wywoływało u niej śmiech. - Zechcesz mi kiedyś pokazać swoje prace? - Patrzyła na dziewczynę z niemałym zainteresowaniem. - Tak, spróbować można! - Powiedziała z lekkim tryumfem w głosie. - Powiem ci, że ja też mam pewien talent artystyczny. - Chodziło oczywiście o jej niesamowite aktorstwo. - Nie powiem ci, co to takiego, nie myśl sobie. - Pogroziła jej palcem. - Myślę, że prędzej czy później go doświadczysz. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. Bardzo często coś grała. Czasem robiła to dla zabawy, a czasem po to, żeby ukryć swój prawdziwy nastrój lub uczucia. Margaret przecież uważa, że to nie dlatego, że jest fałszywa, chociaż chyba własnie na to wychodzi.
Hm...Margaret spojrzała na nią z zainteresowaniem. Tori uśmiechnęła się chytrze do dziewczyny. - W zasadzie to nigdy nie pokazywałam nikomu swoich prac, oprócz swojej przyjaciółki, która to mnie namówiła do fotografowania czy malowania. Ale mooooże Ci pokażę.- mrugnęła wesoło. - Oczywiście jeśli naprawdę będziesz chciała. Rysunki nie są zbyt dobre jak na mój gust. Smutne, tajemnicze, mroczne...Takie bazgroły sfrustrowanej nastolatki. Moje pierwsze prace, głównie manga były o wiele radośniejsze. Resztę tworzyłam w niezbyt szczęśliwym dla mnie okresie. A zdjęcia? Z nich jestem zadowolona,głównie z tych zamku i błoni, chodziłam na kurs fotografii więc śmiało mogę powiedzieć że jestem profesjonalistką. -wyznała "skromnie" po czym wyszczerzyła zęby. - Ale jeśli chcesz to oczywiście, pomyślę nad tym czy Ci je pokazać. Będziesz pierwszą osobą, to wielki zaszczyt!- zachichotała. -A jeśli chodzi o Twój talent to odkryję go szybciej niż zdążysz powiedzieć "sklątka tylnowybuchowa" Bo, musisz wiedzieć, że jestem bardzo sprytna, wścibska, uparta i mam ciekawską, iście detektywistyczną naturę. -zerknęła na Gryfonkę udawanie wyniosłym spojrzeniem z kącikami ust delikatnie wygiętymi w górę, z błyskiem uporu i determinacji w oczach.
- Ja liczę na to, że jednak mi pokażesz. - Powiedziała pewnie. - Chciałabym wiedzieć z jak dobrym fotografem będę miała do czynienia. - Wyszczerzyła się i upiła łyk herbaty. Słuchając tego, jak opisuje się jej nowa koleżanka, na twarzy Margaret pojawiał się coraz większy uśmiech. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że spotkałam kogoś takiego jak ty. - Mrugnęła do dziewczyny i dopiła herbatę do końca, po czym szybko zamówiła kolejną, taką samą. - Ja osobiście taka nie jestem, ale wiesz jak mówią... Przeciwieństwa się przyciągają. - Roześmiała się serdecznie. Bólu głowy już prawie nie czuła. Może dlatego, że zupełnie przestała o tym myśleć? Poczuła chłód na plecach, więc zarzuciła wcześniej zdjęty sweter na ramiona.
Tori zaśmiała się gdy Marg (jednak wolała to zdrobnienie) skomentowała jej jakże wyczerpujący opis jej twórczości i talentu. -Oookeeeej.-sapnęła zrezygnowana. -Wygrałaś. Pokażę Ci. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz i Ci się spodobają. Hmm, przeciwieństwa się przyciągają. Tori dopiero teraz zauważyła jak bardzo różniła się od Marie. A jednak zaprzyjaźniły się. Może z Margaret też tak będzie? Ślizgonka miała taką nadzieję bo owa Gryfonka zdaje się być wprost idealnym materiałem na dobrą kumpelę, może nawet przyjaciółkę? Jak na razie dobrze im się rozmawiało a panna Gate wydawała się szczerze zainteresowana pasjami brunetki. -Tak, chyba masz rację z tymi przeciwieństwami. -uśmiechnęła się do koleżanki, która właśnie dopijała swoją waniliową herbatę i zamawiała kolejną. Tori także upiła ostatni łyk. -Kurczę, wyglądasz na wprost upojoną smakiem tej herbaty. Nigdy takiej nie próbowałam ale chyba się skuszę.- I zamówiła tą samą co rudowłosa. W tej samej chwili ktoś wchodząc do herbaciarni wpuścił do środka zimne powietrze, które natychmiast objęło siędzące nieopodal dziewczyny. Margaret natychmiast otuliła się swoim okryciem a Tori sięgnęła po swoją kurtkę wiszącą na oparciu krzesła.
Margaret aż klasnęła w dłonie, tryumfalnie się uśmiechając. W końcu wygrała, czyż nie? - Rzadko się mylę. - Powiedziała całkiem poważnie i łyknęła nowej herbaty. Okazała się trochę za gorąca, więc oczy Gryfonki załzawiły się, a ona sama zaczęła głęboko oddychać ustami. Na jej usta cisnęły się różne przekleństwa, ale już jakiś czas temu postanowiła przecież, że nie będzie używała ŻADNYCH wulgaryzmów. - Tak, polecam. Tutaj zazwyczaj nie pijam żadnej innej. - Powiedziała z uśmiechem, jak już trochę jej przeszło. Wyjęła chusteczkę higieniczną i wytarła załzawione oczy. Podparła głowę na ręce. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak mi się nic nie chce! - Mruknęła dosyć niewyraźnie. Na prawdę od kilku dni cierpiała na takiego lenia, że sama była tym zadziwiona. Nie wiedziała, czemu powiedziała o tym na głos. Może liczyła na jakąś drobną pomoc od Ślizgonki?
Marg najwyraźniej ucieszyła się że Tori pokaże jej te prace. Wyglądała na pewną siebie i tego że tak się stanie. Pod tym względem Ślizgonka była do niej podobna. Odwzajemniła uśmiech dziewczyny i łyknęła nowej herbaty, uprzednio dmuchając by ją ostudzić. Nie spodziewała się że napój będzie tak dobry! Właśnie otwierała usta by pochwalić gust koleżanki gdy zauważyła że z Gryfonką jest coś nie tak. Oho, najwyraźniej jej herbata była za gorąco. Rudowłosa poczerwieniała i łzawiły jej oczy. Zaczęła szybko nabierać powietrze ustami by ostudzić podniebienie. Victoria miała nadzieję, że stan ten szybko minie więc odetchnęła z ulgą gdy dziewczyna odezwała się już z szerokim uśmiechem przecierając chusteczką załzawione oczy. -Ojjjj taaaaaaak. Mi też kompletnie, ale to kompletnie nic się nie chce. - skrzywiła się Tori i spojrzała ze zrozumieniem na Gryfonkę. -Dla mnie najgorsze do przejścia są te dwa pierwsze miesiące nauki o wakacjach. Potem już jakoś leci choć zazwyczaj jesienna aura również nie zachęca do nauki. Ale, jeśli byś chciała, to oczywiście mogę cię jakoś czasem zmotywować. A ty mnie, co ty na to? -skierowała na koleżankę pytające spojrzenie. - A jak będą jakieś testy, czy prace domowe to możemy uczyć się razem. Jeśli chcesz. Przy okazji może podciągniesz mnie z zielarstwa. Naprawdę jestem w nim kiepska, ledwo zdałam suma ale muszę je kontynuować jeśli chcę zająć się aurorstwem. Co ty o tym myślisz? Taka wzajemna pomoc w nauce, i motywowanie się nawzajem? - Kurczę. Silverstone miała dziwne wrażenie że brzmi jakby chciała narzucić się Margaret swoim towarzystwem. Miała nadzieję, że rudowłosa tego tak nie odbierze gdyż nie taki był cel owej propozycji. Ślizgonce chodziło jedynie o wspólne, twórcze spędzanie czasu i wzajemną pomoc.
- Dla mnie najgorsze do przejścia jest te pierwsze dziesięć miesięcy nauki po wakacjach. - Uśmiechnęła się szeroko i teraz już prze upiciem herbaty, dokładnie ją podmuchała. - Możemy się motywować. Zawrzyjmy mały pakt, co ty na to? - Spojrzała na dziewczynę z ukosa. Taki układ by jej się przydał. Słowo ''pakt'' brzmiało w tym momencie bardzo poważnie, ale w sumie tak właśnie brzmieć miało. - W końcu jesteśmy w tej samej klasie i być może chodzimy razem na jakieś zajęcia. Ja nie mogę tego wiedzieć, bo w tym roku nie byłam jeszcze na żadnych. - Ostanie słowa wypowiedziała ciszej, Nie chciała się tym chwalić, no ale może teraz w końcu ktoś przemówi jej do rozsądku. Wiedziała, że tak nie może robić, ale jednak lenistwo okazywało się tutaj silniejsze niż jej rozum. - Nie myśl, że odebrałam to jako jakieś narzucanie się, czy coś w tym stylu. - Margaret odpowiedziała jakby czytała w myślach Ślizgonce. - Pozostaje tylko wyznaczyć jakieś terminy naszych spotkań.
Tori roześmiała się wesoło. Tak, zdecydowanie te dziesięć miesięcy było najgorsze. Ale nie że nie lubiła nauki! O nie, lubiła się uczyć, wiedziała że przyda jej się to w życiu. Kochała czytać o złożonych miksturach, popisywać się swoją genialną znajomością świata mugoli, w końcu jej najlepsza przyjaciółka nie była magiczna, a także uczyć się nowych uroków, zaklęć...Uwielbiała to. Ale cóż poradzić na to że od dłuższego czasu odczuwała niemoc, niechęć do wszystkiego, miała wszystko gdzieś, nic jej nie interesowało tak jak dawniej...Zdawała sobie sprawę z tego że musi to zmienić i miała nadzieję że wspólna nauka jej w tym pomoże. -Łohoho, pakt? Chyba zacznę się bać!- zachichotała po chwili jednak poważniejąc. -O tak, to dobry pomysł Marg. A jeśli mam się przyznać to też nie byłam na żadnych zajęciach, jak na razie. Nie miałam do tego głowy. Ale dziś są eliksiry i chyba jednak pójdę. No bo ja nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakiejkolwiek lekcji! Cholera, nawet nie wiem czy w szóstej klasie na jakichś byłam. Ale chyba kiedyś musiałam się zjawić, raz czy dwa...Nie orientuję się w tym. Tak dawno nie spałam, nie jadłam, nie utrzymywałam z nikim kontaktów, żyłam jak w letargu. Moimi jedynymi zajęciami były: fotografia, malarstwo, łażenie po Hogwarcie, Hogsmeade, błoniach, nocą i za dnia. Znam każdy fragment tych terenów. Wszelkie nieodkryte miejsca, przejścia i inne takie. To tam się zaszywałam. Kiedyś opowiem ci całą tą historię. Ale koniec. Wracam do żywych, do nauki. W końcu w tym roku owutemy, wybór studiów...I fajnie że się zgodziłaś na propozycję. A jeśli chodzi o terminy. No nie wiem, masz jakiś pomysł? Dostosuję się. A tymczasem twoje zdrowie!-uśmiechnęła się do rudowłosej podnosząc w górę filiżankę z waniliową herbatą po czym kierując ją w stronę ust.
Margaret zachichotała przyjaźnie. - Nie ma się czego bać, to tylko tak poważnie brzmi. - Wyjaśniła pospiesznie. Nie chciała, żeby to się nie udało. - Uważam, że na początkowe zajęcia i tak nie ma sensu chodzić. - Powiedziała. Przecież doskonale ją rozumiała. Wzięła łyka swojej herbaty, która nie była już za gorąca. Gryfonka cały czas słuchała dziewczyny z wielkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy. - Nie ma się co martwić. Kto tak nie robi? - Chciała zrobić coś, żeby Ślizgonka przestała się tak tym przejmować. Przecież nie było czym. Nic więcej nie powiedziała, chociaż miała nadzieję, że kiedyś usłyszy tę zapewne smutną historię. Wraz z Victorią podniosła filiżankę i zrobiła mały łyczek. - Mi pasuje zawsze i wszędzie. Puszczasz sowę, że chcesz się spotkać i nie widzę najmniejszego problemu. - Mrugnęła do niej. - Chyba, że jakimś cudem, już będę umówiona. - Roześmiała się serdecznie.
Uśmiechnęłam się wesoło. To dobrze, że Margaret tak do tego podchodzi. Gdy powiedziałam Quai o tym że nie chodzę na zajęcia tamta była święcie oburzona co było dość zabawne. A więc uśmiechnęłam się do Gryfonki. Mój uśmiech miał mówić, że wszystko jest ok i w ogóle. Gdy opowiadałam o swoim dotychczasowym stanie patrzyłam w jej stronę chcąc poznać jej minę. Wyglądała na lekko zasmuconą ale i zaintrygowaną. Kiwnęłam spokojnie głową. Kiedyś ci powiem. Ja nie wiem...ta historia wcale nie jest ciekawa, a wręcz smutna a każdy chce ją usłyszeć! Marg może się spotkać kiedy tylko mi pasuje? -O, to fajnie. Tylko wiesz, żebyś tego nie żałowała jak wyślę ci moją sowę na przykład o wpół do czwartej nad ranem, bo jak mówiłam, nie sypiam w nocy. -zaśmiałam się.- Nie no, żartowałam. Ale bądź pewna że odezwę się niedługo. -powiedziałam groźnym tonem, grożąc czerwonowłosej palcem, mając przewrotny uśmieszek na twarzy po czym mrugnęłam do niej znad kubka herbaty, która zdążyła już do tej pory ostygnąć więc mogłam bez przeszkód się jej napić.
Wizja otrzymana sowy tak wcześnie rano rozbawiła Margaret. - Ja mam nadzieję, że jesteś chociaż odrobinę wyrozumiała i dasz mi pospać. - Zachichotała. - Będę czekać. - Dodała po chwili. Im szybciej tym lepiej. Pomyślała, dopijając swoją herbatę do końca. Musiała na chwilę zastanowić się ile czasu mogła tutaj spędzić... Troszkę go było. Postanowiła zaczekać aż Ślizgonka dopije swoją herbatę, grzecznie przeprosić i wyjść. Nie chciała jej tutaj zostawić samej. Dlatego tylko uśmiechnęła się do niej serdecznie.
Uśmiechnęłam się przewrotnie i zachichotałam. -Nie licz na to. -pokazałam Gryfonce język. -Nie no, pewnie że nie będę pisać o tej porze. Dam pospać tobie i swojej sowie. - No proszę, Tori. Jak ładnie rymujesz? Może spróbujesz swoich sił w sztuce czarodziejskiej? Na samą myśl o tym zachciało mi się śmiać. -A tak swoją drogą. Mam nadzieję, że wkrótce zaczniesz chodzić na zajęcia? Skoro nawet ja, ta która w zeszłym roku była tylko na jednych czy dwóch, zaczynam na nie chodzić...I liczę na to że cię na jakichś spotkam. Jakie lekcje wybrałaś?-spytałam grzecznie. -Ja zaklęcia, OPCM, mugoloznastwo, transmutację i zielarstwo. I najgorzej się boję tego ostatniego. Z reszty mam same Powyżej Oczekiwań i wybitne a Zielarstwo ledwo zaliczam. Nie że jestem jakaś noga kompletna, po prostu pewnych roślinek nie ogarniam. Ale tym zajmiemy się później. A sowy oczekuj niedługo. Jutro, pojutrze...Nie wiem kiedy Irma wróci z polowania, ale sądzę, że nawet dziś. -uśmiechnęłam się do dziewczyny, która wyglądała na lekko zaniepokojoną. Nie umknęło też mojej uwadze to że raz zerknęła w kierunku drzwi. Pewnie trochę się spieszy, w końcu długo już siedzimy razem, no i nie wiem ile czasu tu spędziła zanim do niej dołączyłam. Zajrzałam do swojej filiżanki. Herbaty nie zostało zbyt dużo. Wzięłam do rąk naczynie i wypiłam resztę napoju. Odstawiając pustą filiżankę zauważyłam uśmiech na twarzy rudowłosej. Odpowiedziałam więc, mam nadzieję, równie serdecznym uśmiechem. -Miło było cię spotkać i z tobą rozmawiać, Marg. Cieszę się, że akurat w tym momencie miałam ochotę na herbatę. Mam nadzieję, że głowa już cię nie boli?-spytałam troskliwie. -Myślę, że wkrótce się spotkamy.
Od ranka nie wiedziała dokąd ma się udać po zajęciach, jak spędzić wolny czas, ale na pewno nie w zamku – już wiedziała. Musiała się jakoś rozluźnić, poczuć chodź najmniejszą odrobinę rozrywki, a ostatnio było bardzo dużo nauki i nie miało się kiedy… jakoś specjalnie zaszaleć – tak to powiedzmy. Życie nauczyło ją, że zawsze liczyły się obowiązki, a potem przyjemności na, które się nie zawsze miało niestety czas, a chciałoby się tego więcej… Niestety tak dobrze nie ma. Obowiązki zostały już wypełnione dobrze więc można było spokojnie odpocząć … tylko jak spędzić ten czas? Zmrużyła delikatnie oczy kiedy spadł znowu śnieg na rzęsy, otarła ręką oczy i wcale nie zmazała makijażu co większość dziewczyny miały, ona malowała się rzadko. Chyba wolała się lepiej wyspać niż wymalować idealnie i paradować tak przez całą szkołę, ale w każdym bądź razie lubiła śnieg… kojarzył się z dzieciństwem, a w dzieciństwie dosyć często bawiła się na śniegu (oczywiście kiedy był) razem z rodzicami, szczególnie z matką, która nauczyła ją jak się lepi bałwana. Doszła z łatwością do Hogsmeade pomimo tego, że śniegu trochę było. Przy takiej zimie to często się marzy dobra, pyszna, a przede wszystkim ciepła herbata z jakimiś dodatkami, albo może być bez dodatków - to obojętne jak dla niej. W tym celu musi koniecznie odwiedzić przedobrą herbaciarnię pani Puddifoot bo tam jest zawsze w czym wybierać, a herbaty zawsze są pyszne… Otworzyła drzwi od herbaciarni i jak prawie zawsze było trochę ludzi, ale nie przejmowała się tym bo znalazła swój kąt, przedtem zamówiła herbatę malinową z dodatkiem mięty – bardzo dobra, a przynajmniej dla niej. Przysiadła się do stolika i wpatrywała się w swoje zadbane, czyste, długie paznokcie, czekała także na zamówienie.
Nowy dzień, nowe wyzwania. Jak to zwykł mówić, jego kochany wujo. Trzeba było gdzieś się wybrać, pokazać ludziom żeby ci, znów nie nabierali skomplikowanych podejrzeń. A gdzie się wybrać, niby przypadkiem, lecz tak by wszyscy cie widzieli? Oczywiście do Herbaciarni pani Pudifoot. Miejsce dla zakochany. A przynajmniej tak to ludzie widzą. Dla Ramiro było to po prostu miejsce, gdzie można się napić dużo lepszej kawy, niż ta w kuchni. Nie żeby chłopak, wybrzydzał, no ale tamta kawa jest zdecydowanie lepsza. A ponieważ jak wiadomo Ramiro jest sam jeśli chodzi o związki, to pojawienie się w herbaciarni, nie zostanie nie zauważone. A przecież o to mu właśnie chodzi prawda? Ubrany jak zwykle na czarno i elegancko. (Tak jak by kiedyś był inaczej ubrany z własnej woli.) Wyszedł z zamku, kierując się ku Hogsmode. Szedł powolnym krokiem, nabierając ostrego, zimowego powietrza do płuc. Kiedy doszedł do wioski, do jego uszu doszedł niewyobrażalny hałas, gwaru, rozmów kłótni imprez i wielu innych rzecz. Przystanął na chwilę, przymykając oczy, i przyzwyczajając się do otoczenia. Dla tego właśnie młody Hiszpan, nie lubił przebywać w takich miejscach. Wolał ciche ustronne miejsca, jak chociażby wieża wiatrów czy też lochy. No, ale jak już wspominałem trzeba było się pokazać. Ramiro doszedł do Herbaciarni, i rozejrzał się. Do jego nozdrzy doszło wiele przeróżnych zapachów, mieszanek herbaty kawy, perfum i wiele innych mniej lub więcej znanych zapachów. Kiedy się rozejrzał, dostrzegł znajomą postać. Toż przecież nikt inny jak Eli! Uśmiechnął się do niej delikatnie lecz łagodnie, i bez pytanie się dosiadł. - Przeszkadzam? - Zapytał z wolna. Być morze dziewczyna na kogoś właśnie czeka prawda? A Ramiro nie chciał przeszkadzać. Lecz tak swoją drogą, dawno już nie widział Puchonki. Może to dla tego, że sam ostatnio unikał bardziej towarzystwa innych ludzi niż zwykle. No niestety, taki to był okres, zwłaszcza że cholerna pełnia musiała być akurat w święta. No nic, nie ma co się nad tym rozwodzić prawda? - Dawno cię nie widziałem. - Powiedział sympatycznie. Z jego ust nie znikał delikatny uśmiech. Siedział bokiem, i na razie nic nie zamawiał. W kącie dostrzegł puste miejsce, wprost idealne dla niego. Oczywiście gdyby się okazało że jego przyjaciółka na kogoś czeka. Chociaż czy mógł ją nazwać swą przyjaciółką? Czy kogokolwiek mógł tak nazywać? Ludzie przed nim się otwierają, mówią mu o sobie wszystko, a on sam nikomu nic nie powiedział o tym CZYM jest. Ramiro w duchu westchnął. Często miewał wyrzuty sumienia, z powodu tego iż innych oszukuję. Nie było mu z tym łatwo, lecz co on mógł innego poradzić? Ogłaszać wszem i wobec iż jest wilkołakiem? Przecież to istne nieporozumienie. Czasami chłopak ma nadzieje że tak naprawdę, to nie jego życie lecz kogoś innego. Ale smutna rzeczywistość i tak zawsze go dosięgnie. Chłopak kątem oka spojrzał na dziewczynę. Był to typ człowieka który najpierw robi to co do niego należy, a potem dopiero pozwala sobie na relaks. Mówiąc krócej jest to bardzo odpowiedzialna osoba, na której można polegać. Inne pytanie brzmi, czy jest jej z tym łatwo? Pewnie nie, ale nie jemu to oceniać. Każdy żyje tak jak chce, lub tak jak został nauczony. Nie zawsze żyjemy z zgodą ze samym sobą, lecz życie z zgodą ze samym sobą. Nie jest zawsze życiem odpowiednim. Czasami jesteśmy zmuszeni do poświeceń dla innych ludzi. Jak to powiadał jego wujo. "Nie śpi ktoś, by ktoś spać mógł"
Dziewczyna rozmyślała o przeróżnych sprawach, ale zazwyczaj o rodzinie, bardzo tęskniła za nią, a szczególnie za rodzicami, którzy ostatnio w ogóle nie pisali nic do niej, przez ostatnie dwa miesiące. Czasem myślała, że chciałaby stąd uciec, od tej okropnej otchłani mroku oraz nauki i znowu wrócić do ukochanego domu. Pewnie się tak nie stanie, przecież nie może uciec z szkoły. Wtedy wszystkie starania w naukę przepadną, a do tego nie można dopuścić. Dopiero po jakimś czasie do dziewczyny dotarło, że ktoś do niej mówi, a konkretniej młody mężczyzna, którego zna. W sumie nie wiadomo od kiedy, ale to się nie liczy bo ważne jest to, że w ogóle go zna. - Nie, skądże – odpowiedziała – Proszę. Usiądź koło mnie, nie chcę być samotna, a przynajmniej teraz się tak czuję. – po prosiła go i miała nadzieję, że on spełni tę prośbę. Czy na kogoś czekała? Nie. Towarzyszyła jej samotność. - Na nikogo nie czekam. Jestem sama – westchnęła teatralnie i upiła łyk herbaty, którą niedawno przyniosła kelnerka. Poczuła piękny zapach herbaty; malina z dodatkiem mięty. Jej ulubiona! - Właściwie to ja Ciebie też. Gdzie się podziewałeś? Trzeba było mi wysłać sowę to byśmy się jakoś spotkali… Chciałam… - powiedziała tak, że aż się zarumieniła, ale nie wiadomo czy z tego powodu iż Puchonka jest wrażliwa, nieśmiała czy z tego, że w pomieszczeniu jest dosyć gorąco (chyba od tych herbat), w każdym bądź razie bardzo ładnie wyglądała z rumieńcem. Nabrała troszeczkę cukru i wsypała go, mieszała przez chwilę nerwowo. Wydawało się, że szklanka zaraz się z tego wszystkiego rozbije, ale tak się na szczęście nie stało. W Puchonce było coś jednak niezwykłego; od urodzenia posiadała przepiękne, tajemnicze, fascynujące, szmaragdowe oczy, które przekuwają uwagę. Może one chcą coś jej powiedzieć, albo jest nie z tego świata? Nie wiadomo jaką tajemnicę skrywa w sobie Elianna…
Ramiro przyglądał jej się, patrząc w oczy. I nie przeczył, że ma je bardzo piękne. Obydwoje mieli tak samo, przedziwne spojrzenie. Tak samo skryte, i przepięknie dziwne. Jego o fascynującym błękicie, który przypomina szarość. Jej o kolorze szmaragdu. Lecz nie dla tego patrzył jej w oczy. Pamiętacie tą zabawę "Raz dwa trzy"? Jeżeli tak, to już wiecie o co chodzi. Chłopak zdjął kurtkę, i powiesił ją na krzesełku, przesiadając się obok niej. Sobie nic nie zamówił. Dlaczego? Zapomniał na chwilę iż przyszedł tutaj napić się kawy. Zamiast tego zapatrzył się w coś przed siebie, udając że nie widzi jej rumieńców. Fakt że dziewczynie były jej z nimi do twarzy, i dodawały uroku. To jednak większość osób wstydziła się, kiedy się rumieniła co powodowało że jeszcze bardziej się czerwienili. A przecież Ramiro nie chciał by dziewczyna czuła się, w jakiś sposób skrępowana prawda? Chłopak przymknął oczy, do jego uszu dochodziły, wszelkie rozmowy które były prowadzone szeptem. Wyznania miłosne, kłótnie, nie porozumienia lub droczenie się. Ciekawe jak by oni wszyscy zareagowali, na wieść o tym, że młody Hiszpan ich słyszy. No cóż nie było by to zapewne dla nich miła wiadomość. Do nozdrzy docierały różne zapachy, lecz tym głównym obecnie były perfumy dziewczyny. W końcu chłopak przymknął oczy, korzystając z ulotnej chwili ciszy, która nie trwała więcej niż pół sekundy, by po chwili znów do jego uszu dotarł gwar miejsca. No i tyle jeżeli chodziło o zbawienną ciszę. Ramiro otworzył oczy. - No dobra, co się dzieje? - Zapytał szeptem, który mogła usłyszeć jedynie ona. Wiem że to pytanie było zbyt bezpośrednie, bez ceregieli i innych takich. Lecz po co się w to bawić? Dziewczyna miała handre, być morze nawet stan zbliżony do melancholii. Cierpiała na brak drugiej osoby, co chłopak doskonale rozumiał. Czyż sam nie raz czuł się samotny? Tyle że on z samotnością nauczył się żyć, nie walczył z nią. Być morze to źle, bo nie walcząc o nic, nic nie dostaniemy. Ale on i tak miał już spaprane życie, jemu założyli łańcuch niewoli. Z dziewczyną było inaczej, po prostu nie spotkała tego jedynego. Ramiro mógł pomóc swoją obecnością, i ofiarować jej przyjaźń oraz wsparcie. Mógł coś zrobić dla drugiej osoby, i chciał to zrobić. Taki typ człowieka, który daje, a w zamian niczego nie oczekuje. - Tak wiem,. ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu dla innych. No ale teraz, możemy to nadrobić prawda? - Powiedział chłopak w zamyśleniu, z delikatnym, aczkolwiek łagodnym i miłym uśmiechem. Swoją drogą to dziwne, że dziewczyna przyszła akurat tutaj. Czuje się samotna, a przychodzi do miejsca dla zakochanych. To chyba rodzaj samo masochizmu, nie uważacie? Cóż nie mi to oceniać, po prostu takie małe mniej bystre spostrzeżenie.