Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
/Błonia/ Wszedł żeby napić się czegoś ciepłego. Miał na sobie tym razem czarny strój. Czarne spodnie, koszula, a na tym płaszcz do ziemi, z równie długim kapturem. Niektórym mógł przypominać śmierciożerce. Cóż, o to właśnie mu chodziło. Zobaczył Connie i jakiegoś... gryfona, który śmiał Ją dotknąć i jeszcze się śmiał. Tego Brian nie wytrzymał. Sięgnął po różdżkę, lecz jej tam nie było, no tak, Connie ją ma. Usiadł przy jednym ze stolików i oglądał przebieg wydarzeń, niech tylko spróbuje jeszcze raz Ją pocałować. Będzie po nim. Po chwili jednak zobaczył reakcje Connie. Jak tu takiej nie kochać. Podszedł do dziwoląga i ściągnął kaptur. - Kto ci kazał Ją tykać?! - wydarł się na niego i złapał go za twarz ściskając mu poliki z taką siłą, że gryfon mógłby spokojnie z bólu zapłakać. - Zgniotę Cię jak robaka, jeżeli zrobisz to jeszcze raz. - powiedział i popchnął go z całej siły.
Nie spodziewał się Ataku i syknął z bólu. Dobył jednak różdżkę i mruknął. - Petrificus Totalus! Chłopak runął na ziemię obezwładniony zaklęciem pełnego porażenia ciała. Wstał i spojrzał na niego z góry. - Co ci w ogóle do głowy przyszło? My się znamy? Wiedział, że to ktoś z gryffindoru, ale twarzy nie kojarzył
Tego o już się w ogóle nie spodziewała. Uniosła brwi i opuściła lekko głowę. Gdyby była postacią w jednym z kretyńskich kreskówek, miałaby szczękę do samej ziemi. - Poważnie? - Spytała z początku, ale trochę nietaktownie to zabrzmiało. - Eee -Zaczęła jeszcze gorzej niż chwilę temu- Jak mogłeś do mnie coś... Poczuć - Ostatnie słowo pokazała w cudzysłowiu. - Skoro widziałeś mnie kilka razy, zamieniliśmy słowo może ze 4 razy... - Mam nadzieję, że "zadawanie" nie jest dla ciebie tym samym co chodzeniem na randki i w ogóle - Dodała jeszcze, spoglądając na niego niepewnie. Wzięła do rąk filiżankę i upiła trochę, tym razem nie uszkadzając sobie języka. W pewnym momencie zobaczyła, że w herbaciarni znalazł się Brian. No jego to się tutaj akurat jeszcze mniej spodziewała. Świat się odwraca do góry nogami, a jej żołądek też już był odwrotnie i latały w nim dziwne motylki. - Brian zostaw go - Powiedziała cicho zastanawiając się jak on długo już tu jest i ile widział. - Ej, uspokójcie się! - Akurat tutaj zaklęcia nie powinny pójść w ruch. Wyciągnęła z kieszeni nie swoją różdżkę, wycelowała w leżącego Gryfonna. - Finite... - Zadziałało. Minę miała nie do końca zadowoloną.
Po chwili został odpetryfikowany. Wstał i spojrzał na Connie. - Dzięki... - powiedział bez uśmiechu. Spojrzał na Gryfona z pogardą. - Jeżeli chcesz walczyć, to ok, mogę, tylko nie w taki sposób, nie z zaskoczenia. Tak w ogóle to na Twoim miejscu już bym sobie współczuł, bo niektóre zaklęcia bolą i to bardzo. - powiedział uśmiechając się szyderczo. - Nie wiem co Ci do łba strzeliło żeby całować akurat Connie! - powiedział i uśmiechnął się do Connie. - Wiesz, cieszę się że zareagowałaś tak, a nie inaczej. - powiedział i spojrzał z powrotem na Gryfona. - Jesteś żałosny.... - powiedział i założył kaptur na głowę, tak że ledwo oczy było mu widać.
- I kto tu atakuje z zaskoczenia? Spoko jak chcesz gdzie i kiedy? Spytał i wyprostował się ściskając różdżkę w ręku. Nie zamierzał dawać sobą pomiatać. - Właśnie to ty jesteś żałosny bo się przed Connie popisujesz. Uśmiechnął się szyderczo.
- Wiesz, ja się przed Nią nie muszę popisywać, bo w przeciwieństwie do Ciebie, kocham Ją i bym za Nią życie oddał. - powiedział nie ściągając kaptura. - Wiesz, żałosne jest to, że nie wiedząc jaka Ona jest, nie znając chociażby 1/1000 Jej zalet, starasz się Jej i sobie wmówić że coś do Niej czujesz. W przeciwieństwie do Ciebie znam Ją i kocham taką jaka jest, bez zwracania uwagi na różnice które nas mogą dzielić, a jedynie na zalety jakie nas łączą. Ja ją po prostu kocham. - powiedział i podszedł do Connie. - Kocham... - powiedział biorąc Ją za rękę.
- Co ty pieprzysz? Spytał. Nie wiedział do czego chłopak dąży. Przecież nic nie powiedział na temat Connie, o tym czy jest taka czy inna. Po prostu został zbity na chwil ę z tropu. Był wściekły i powstrzymywał się by ponownie sieknąć go zaklęciem
Faceci! Czy oni nie umieją inaczej problemów rozwiązywać? Zawsze jest sztuka ironii, kłótnia, kulturalna rozmowa. Ale nieee, trzeba się od razu na siebie rzucać albo z pięściami, albo z różdżkami. - Uspokójcie się- Już drugi raz musiała stanąć pomiędzy dwoma osobami, które w każdej chwili mogłyby się na siebie rzucić. - To miejsce się nie nadaje na walki. A w ogóle nie macie o co walczyć! - Jej policzki lekko się naburmuszyły. A niech Maxym spróbuje zrobić coś jeszcze to się do obu przez rok nie odezwie! Na razie przynajmniej Brian ma zafundowany tydzień ciszy. Spojrzała na jednego z Gryffonów. No dobra, za to co powiedział ma 3 dni ciszy. Nie potrafiłaby się za długo gniewać. Tyle razy powtórzył słowo kocham, mimo, że Con nie pokazywała wobec niego aż tak głębokich uczuć. Był na swój sposób niesamowity. Ale mimo wszystko, wzięła od niego rękę. Westchnęła głęboko mając nadzieję, że kiedy stoi między nimi to zaklęcia już nie polecą.
Miał już uderzyć Briana jakimś zaklęciem, kiedy między nimi stanęła Connie. Przecież nie rzuci zaklęcie, kiedy ona jest na linii ognia. - Po co tu w ogóle przyszedłeś?! Spytał, a jego głos drżał z gniewu.
- Wiesz, tak się składa że przyszedłem się napić herbaty, bo na dworze mróz, a ja nie mam zamiaru być chorym. - powiedział z ironicznym uśmieszkiem. Dziwnie się czuł jak go Connie odtrąciła, a raczej jego dłoń. Miał nadzieję że jednak nie wyniknie z tego nic gorszego. Spojrzał na Connie. Wygladała na obrażoną i niemającą ochoty znać Brian'a. - Oho, nieźle sobie narobiłem - pomyślał i zrobił skwaszoną minę. - Wiecie co, jak tak wam zależy to sobie gadajcie. - powiedział i spojrzał na Connie z wyrzutem. Niby nic nie zrobiła, ale samo to że odepchnęła jego rękę. Po chwili odszedł na bok zakładając kaptur. Chciał się napić herbaty, ale machnął ręką i wyszedł. /Błonia/
Znów wpadł na Briana jak on wychodził ze sklepu i tym razem się przewrócił na śnieg. -Z...zimno. Lucas cały drżał nie mówiąc o tym że będzie cały mokry. Pomyślał chwilę. Znowu to samo... Czemu zawsze na siebie wpadamy w takich momentach? -Znów przepraszam Brian... Podniósł się i otrzepał ze śniegu.
Pomógł chłopakowi wstać. - Nic nie szkodzi. To ja przepraszam. Wiesz? Przyda nam się łyk gorącej herbaty, chodź do środka. - powiedział i się uśmiechnął. Wszedł z Lucas'em do środka i usiadł przy stoliku. - Co chcesz do picia? - zapytał się, patrząc delikatnie na Connie. Nie no, jak tak dalej pójdzie to Brian chyba skoczy z tej wierzy astronomicznej.
Usiadł przy stoliku i zapłacił za napoje. Patrzył na Briana już nie ze złością tylko z niezgłębionym wyrazie twarzy. Wewnątrz wiedział, jak Brian się czuje, nie wiedział co ma zrobić. W końcu uświadomił sobie, że nadal ma w ręku różdżkę. Schował ją i pogrążył się w rozmyślaniach.
I tyle? Żadnego przepraszam? Naprawdę ją wkurzył takim zachowaniem. Wiedziała, że jest zazdrosny i to bardzo, ale nie myślała, że zaatakuje chłopaka, który po prostu powiedział, że ją lubi. Na prawdę było mało takich osób, a on musiał dodatkowo jeszcze ich do niej zrażać? Jakby nie mógł się pohamować. Musiał cholera dać upust złości! - Przepraszam za... niego - Powiedziała do Maxyma, kiedy Brian na chwilę wyszedł. Następnie usiadła, oparła łokcie na stole i schowała twarz w dłonie. Za dużo stresu jak na jeden dzień. Głowa ją trochę rozbolała, ale zignorowała to uczucie, chociaż tego, że zrobiła się blada jak ściana powstrzymać się nie dało. Nie zareagowała już gdy ponownie usłyszała, że ktoś wchodzi. Postanowiła to wszystko zignorować.
Otworzyła niewielkie drzwi i weszła do środka zamykając je szybko za sobą. Nie chciała aby mroźne powietrze dostało się do tego uroczego i przytulnego miejsca. Po kilku sekundach poczuła zapach jakiejś owocowej herbaty. Odwiedzić takie miejsce podczas zimy to czysta przyjemność! Elizabeth zatrzymała się przy wieszaku i zaczęła powoli rozpinać guziki z płaszcza. Nie spieszyło się jej nigdzie, bo miała dzień wolny od nauki. Nareszcie można trochę odetchnąć od książek. Ona oczywiście uwielbiała czytać ale uznawała, że co za dużo to niezdrowo. Zsunęła z dłoni czarne, skórzane rękawiczki i schowała je do małej torebki, w której mieścił się portfel i jakieś chusteczki. Zaczęła błądzić wzrokiem po zgromadzonych i dostrzegła znajomego Gryfona. Nie wiedziała czy jednak podejść, bo Brian już z kimś tam był a ona nie chciała być nachalna. Sama nie przepadała za ludźmi, którzy wtrącali się w czyjąś rozmowę.
Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Levittoux dnia Sob Gru 18 2010, 13:28, w całości zmieniany 1 raz
Zauważył że ktoś wchodzi do środka. Kto? Elizka! Dawno nie rozmawiali. W końcu rzadko się widują. Postanowił Ją zaprosić. - Hej! Eliza, chodź do nas! - krzyknął machając delikatnie ręką. Uśmiechnął się. Czekał aż przyjdzie. Może to był sposób żeby jakoś odgryźć się na Connie? Musiał coś szybko wymyślić. Bardzo szybko. Inaczej Connie pomyśli że ma go owiniętego wokół palca. A do tego nie chcemy dopuścić.
Jednak Gryfon zauważył ją i nawet zawołał to jak mogła odmówić? Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które rozwiał wiatr i ruszyła w stronę stolika. Dostrzegła jeszcze innego chłopaka oraz dziewczynę siedzącą przy nich. Pomyślałaby, że są paczką zgranych przyjaciół ale po ich minach wywnioskowała coś innego. - Cześć Brian, miło Cię widzieć. Nie przeszkadzam wam? - Zapytała i uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym białe, równe zęby. Uwielbiała spotykać znajomych i poznawać nowych, bo przecież to dzięki im nie będzie samotna. Czekając na odpowiedź wyjęła z torebki portfel i zaczęła szukać drobniaków na pyszną malinową herbatę. Ten płyn doskonale ją rozgrzeje. Oczywiście wolała gorącą czekoladę ale tutaj jej nie podawali. Jaka szkoda!
Dopiła do końca już prawie zimną herbatę. Ach, jak dużo wysiłku zajęło jej zachowanie kamiennego wyrazu twarzy. Ale udało się. Jak co dzień, nie ukazywała żadnych uczuć poza ironią, którą wyrażała wobec wszystkich. Jakby się nic nie stało. - Wracam chyba do zamku. Nic tu po mnie - Szepnęła cicho do towarzysza imieniem Maxym. Wstała, wyjęła z kieszeni trochę drobniaków i położyła na stole. Mogłaby pocałować na pożegnanie w policzek owego chłopaka, ale zrezygnowała. To już byłaby przesada. Ruszyła w stronę drzwi z nadzieją, że trafi do pustego miejsca. Może łazienka jęczącej Marty?
/Connie siedzi gdzie indziej/ Uśmiechnął się. - Siadaj, dzisiaj ja płacę. - powiedział i się uśmiechnął. Nadal czekał na to, czego Lucas chciałby się napić. - Jak tam CI czas leci Eliza? - zapytał się i uśmiechnął miło. Jego strój musiał na niej wywrzeć negatywne wrażenie. W końcu mało kto chodzi w... stroju śmierciożercy. Dobrze że nie miał maski i nie ciskał avadami, bo inaczej by go do Azkabanu z miejsca wysłali, no cóż, taki los "Niespełnionego Śmierciożercy". Zobaczył że Connie wychodzi. Udał że go to nie obchodzi i ponownie uśmiechnął się do Elizy.
- Och, ja zapłacę za siebie. Nie lubię jak ktoś robi to za mnie. - Powiedziała nadal się uśmiechając. Odsunęła krzesło i usiadła kładąc niewielką torebkę na stolik. Dopiero teraz zauważyła strój chłopaka. Nieco się zdziwiła ale nic nie powiedziała. - Jak mi czas leci? Niestety za szybko. Mam pełno nauki i mało czasu na rozrywkę. Mam nadzieję, że to się zmieni. - Odparła spokojnie. Jej czerwone rumieńce od mrozu powoli znikały. Całe szczęście! - A co u Ciebie? Zmieniło się coś? - Zapytała po krótkiej chwili. Czekając na odpowiedź zamówiła upragnioną malinową herbatę. Szkoda, że nie mogła zamówić do tego ciepłego płynu jakiegoś ciastka. To byłoby idealne zestawienie.
- U mnie? Cóż, trochę się zmieniło.Ostatnio poznałem moją siostrę, do tego bliźniaczkę. Oberwałem od pewnej osoby Cruciatusem, trafiłem do dyrektora za przebywanie w zakazanym lesie, ale to nic, było zabawnie. - powiedział i się uśmiechnął. - Nie mogę doczekać się jakiejś fajnej lekcji. Chciałbym nauczyć się jakiegoś fajnego zaklęcia. - powiedział i się uśmiechnął.
- Przynajmniej nie musisz narzekać na nudne życie. Moje ostatnio stało się trochę monotonne ale planuje to zmienić. - Przyznała i wsypała do kubka dwie łyżeczki cukru. Zaczęła powoli mieszać herbatę. Eliz też była raz w zakazanym lesie ale prawie skończyło się to tragedią. Obiecała sobie, że tam kiedyś wróci i porobi zdjęcia na pamiątkę. Szkoda, że nie zabrała ze sobą aparatu. - Fajne zaklęcia? Ja też lubię je poznawać. Są bardzo przydatne w życiu. - Powiedziała i przystawiła kubek do ust, lekko go przechyliła aby się napić. Niestety się oparzyła. - Auć! - Zamrugała kilka razy i dotknęła palcami zimnych warg. - Powinnam bardziej na siebie uważać.
Zobaczył, że weszła jakaś dziewczyna. Przysiadła się do Briana jak usłyszał. Po chwili wstał. Założył swój czarny płaszcz i skierował się w stronę wyjścia. Już miał wychodzić na zewnątrz, ale zatrzymał się z ręką na klamce. - Do zobaczenia Brian. Powiedział ze złośliwym uśmiechem i wyszedł na mróz.
Przypomniało mu się że musi coś załatwić w sklepie ze zwierzątkami. Wstał i spojrzał na zebranych. - Przepraszam Was, ale muszę lecieć kupić coś pewnej osobie. Spotkamy się potem, ok? - powiedział i pomachał Im na pożegnanie, po czym wybiegł na zewnątrz, kierując się do sklepu ze zwierzątkami. /Sklep ze Zwierzętami/
- Do zobaczenia, Brian - Powiedziała ale chłopaka już nie było . Jeszcze pewnie znajdzie się okazja do pogadania. Eliz dopiero teraz dostrzegła, że jest tu prawie sama. Spojrzała na okno obok którego siedziała. Przetarła kawałek zaparowanej szybki aby zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Wiał wiatr, sypał śnieg...totalna zadyma. Dziewczyna uznała, że wyjdzie z tego przytulnego miejsca jak pogoda się trochę poprawi. Jej Herbata nareszcie przestygła, więc zaczęła powoli pić ten cudowny i ogrzewający płyn. Po raz kolejny skarciła się w myślach za to, że nie zabrała ze sobą aparatu. Mogłaby porobić wiele ciekawych fotografii, które będą przypominały jej to miejsce jak już ukończy szkołę. Mimo, że była w ostatniej klasie to nie wiedziała dokładnie co będzie robić w życiu. Ucieszyłaby się z posadki nauczyciela w Hogwarcie. Zostałaby tu jeszcze na długie lata...
Słuchała z uwagą tego, co jej towarzysz ma do powiedzenia. A zwłaszcza wypowiedzi, związanych z barwami. kto jak kto, ale on musi się na tym idealnie znać, czyż nie? - Słuchaj, moglibyśmy później gdzieś pójść? To znaczy, bardzo ładnie bym pana prosiła, aby pan coś namalował, zwłaszcza, że jeszcze tego nie robił podczas pobytu w Hogwarcie. - poprosiła, karcąc siebie w duchu za to. Nic nie poradzi na to, że ten osobnik ją zaintrygował. Od zawsze chciała zobaczyć artystę przy pracy, który by jej wyjaśnił, jak należy gładzić papier pędzlem, aby wyszło mu to, co ma w wyobraźni. Ona sama tego nie potrafiła, a jak na Krukonkę przystało, ciągnęło ją do utalentowanych duszyczek. Szczerze mówiąc, sama chciała spróbować coś stworzyć. Wiadomo, że wyniki jej pracy byłyby na samym początku bardzo marne, ale kto wie, może Puchon by ją zaraził miłością do farb i zapachu sztalug? Wyobraziła sobie tą wielką satysfakcję malarza, kiedy wyszło mu coś, do czego zabierał się tyle czasu i włożył w swoją robotę tyle serca. Zawstydzona swymi słowami z braku lepszych pomysłów, uniosła filiżankę do ust i upiła łyk czekolady. - Zapomnij o tym. - rzuciła, nie patrząc w jego stronę. Udawała, że nagle bardzo zainteresował ją widok za oknem. - Co do książek, to teraz prawie w ogóle ich nie czytam. Za to kiedyś, przed przyjazdem do Hogwartu, uwielbiałam wszelakie dramaty. - rzuciła, uśmiechając się na wspomnienie swojego dzieciństwa. - Powiesz mi, jak ci się tutaj podoba? Czym się różni ta szkoła od Durmstrangu? Gdzie ci się bardziej podobało? - pytała, teraz patrząc na niego zza wachlarza rzęs. Nagle wpadło jej do głowy pozornie nic nieznaczące pytanie, które jednak ostatnio bardzo wpłynęło na jej życie. Postanowiła więc je zadać. - Masz może rodzeństwo? - uniosła jedną brew do góry z zaciekawieniem.