Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.
Pogadał chwilę z Pen i było miło i w ogóle, ale jednak nadal nie mógł odwrócić wzroku od Finna i Corin. Co oni gadają tak długo? Dziewczyna płacze, on jej coś gorączkowo tłumaczy...Tim miał nadzieję, że się nie pogodzą i nie zejdą, nie chciał by jego przyjaciel znowu cierpiał. I jeszcze te cholerne ukłucie w sercu gdy tamten ją...przytulił? Pięści chłopaka momentalnie się zacisnęły tak, że prawie paznokcie wbiły mu się w skórę, ale opanował się, nie chciał by Puchonka coś dostrzegła. Jednak był nieco niespokojny co mogło nie ujść jej uwadze. No i..pogrążony w rozmowie z nią nie do końca się na tym skupiał, ciągle zerkał w inną część Herbaciarni. Ale w końcu Cornelia poszła i Krukon mógł rozluźnić się, teraz już wszystko będzie dobrze. Ale nie, jednak nie. Finn podszedł do nich i był spięty. I cierpiał. Może nie było tego po nim widać na pierwszy rzut oka, na drugi też nie, ale chłopak znał go od urodzenia prawie i wiedział zawsze co się dzieje. Uśmiechnął się do przyjaciela uspokajająco i już miał coś powiedzieć gdy ten powiedział, że musi już iść. Jest późno i musi lecieć. Taaa, jasne. Chciał być sam, przemyśleć sobie co nieco. Dobrze, Tim znajdzie go później. Tak naprawdę miał ochotę polecieć za kumplem i go pocieszyć, ale przecież był tu z Penelopą. Została zaproszona, więc nie można jej zostawić. Poza tym, przecież Krukon miał plan! Dlatego, nadal martwiąc się o przyjaciela, odwrócił się w kierunku dziewczyny z uśmiechem. Dopił ostatni łyk herbaty. -No i zostaliśmy sami.- skomentował swobodnie. -Może jeszcze herbaty? za wszelką cene chciał być miły by Puchonka miło wspominała to spotkanie i by chciała umówić się z nim jeszcze raz.
Przerażała mnie zabawa w pytanie czy wyzwanie, tym bardziej, gdy usłyszałam pierwszą wypowiedź Tima. Pytania które mogli jej zadać, zapewne mogłyby ujawnić informacje z mojego życia intymnego, których nie chciałam ujawniać nikomu, tym bardziej podczas jakiejś zabawy w herbaciarni. Piłam więc spokojnie herbatę i obserwowałam chłopaków, ciesząc się, że pogrążyli się pogawędce i zostawili mnie w spokoju. Szczerze powiedziawszy zawsze wolałam słuchać i obserwować, lubię przebywać w tak miłym towarzystwie i bywam naprawdę rozmowna, ale teraz... To była zdecydowanie lepsza rozrywka, obserwowanie ich gdy, a nie branie udziału w niej. Na szczęście nie zapytali mnie o nic ani nie kazali mi robić niestworzonych rzeczy. Popatrzywszy na Tima, zauważyłam, że miał minę nietęgą, lecz nie znałam przyczyny tej nagłej zmiany u niego. Obróciłam się, by móc popatrzeć w tym samym kierunku i odkryć, co było powodem całego zamieszania. Obok mnie Finn poderwał sie z krzesła i skierował kroki w stronę pewnej dziewczyny, która niedawno weszła do środka. Pomyślałam z początku, że może zaprosił na spotkanie jakąś drugą dziewczynę, lecz wolałam pozostać przy wersji, że to zwykła koleżanka chłopaka i poszedł się po prostu przywitać. Odwróciłam się do Krukona z promiennym uśmiechem na twarzy, przecież właśnie zostaliśmy sami, po raz drugi! Musiałam korzystać z okazji, kiedy chociaż starał się mną interesować. - Nie wiem, co też takiego mogłabym ci powiedzieć - rzekłam ze zmieszaniem. Niezbyt lubiłam mówić o sobie, ale skoro chciał coś ode mnie usłyszeć, należało się wypowiedzieć. Musiałam znaleźć temat, który również mógłby podchwycić, ale żeby nie był zbyt osobisty. - Już ci opowiedziałam o moich zainteresowaniach, o tym, że jestem Puchonką już wiesz pewnie, o szkole raczej nie chciałabym mówić. - Poprawiłam włosy, rozglądając sie po pomieszczeniu. Próbowałam się skupić i popisać się swoją kreatywnością, ale mózg odmawiał posłuszeństwa i zmuszał mnie wyłącznie do tępego patrzenia się na twarz chłopaka. Ależ on był przystojny! Nie, dość, stop. Temat do rozmowy. Ale Holender nie wydawał sie być nawet zainteresowany słowami, które wypowiadałam, a właśnie zaczęłam opowiadać o mojej rodzinie i ostatnich wakacjach. Zamilkłam więc, przyglądając się uważnie jego poczynaniom. Wciąż uciekał wzrokiem do Finna i tej dziewczyny, której imienia nie mogłam sobie w tym momencie przypomnieć. Puchon objął towarzyszkę, ona płakała. Jakiś mały kryzys? To jego dziewczyna? Przyjaciółka? Niezbyt się orientowałam w tych wszystkich międzyludzkich relacjach. Ważne było teraz tylko to, że Tim zaciskał pięści. W złości? Z zazdrości? O kogo? W głowie miałam już tylko jedną opcję, cały scenariusz powoli się układał. Finn pewnie trochę kręcił z tą dziewczyną, a teraz przeżywają kryzys mały, a Krukon jest zły, bo to jego przyjaciel, a nie on sam w tym momencie przytula zapłakane dziewczę. Musi siedzieć i sprawiać pozory, że się mną interesuje. Zrobiło mi się głupio, poczułam sie jak intruz. - Merlinie, ty ją kochasz. - To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, gdyż byłam tego prawie pewna. Po co w ogóle pakowałam się w całą tę sytuację? Byłam tu zdecydowanie nieproszona, oni powinni załatwiać to miedzy sobą. Na raz wszystko się skończyło. Dziewczyna wyszła z herbaciarni, Finn natomiast podszedł do stolika, aby się pożegnać i ruszył w tę samą stronę. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, kiedy po raz kolejny spojrzałam Timowi w oczy. Kocha inną, to pewne, nie miałam już szans. Byłam skreślona na samym starcie, dlaczego wiec Finn mnie nie uprzedził? Może nie wiedział? Fakt, to kłopotliwe, byli przyjaciółmi... - Tak, poproszę - powiedziałam, odsuwając od siebie filiżankę, którą przed chwilą opróżniłam.
Gra w pytanie czy wyzwanie również była dla Tima krępująca, ale na szczęście jakoś wybrnął. I z jednej strony był wdzięczny, że ta zabawa się skończyła, gdyż sam nie dostał zbyt osobistego pytania, a z drugiej sytuacja, która nastąpiła później. Cornelia. Jak on jej nie lubił. Zraniła Finna jak mało kto, a krzywda przyjaciela była i jego krzywdą. Nie dziwię się więc, że był taki rozproszony. -Och, wyglądasz mi na interesującą osobę, która ma dużo oleju w głowie i coś do powiedzenia. - uśmiechnął się do dziewczyny zabójczo, ale po chwili ponownie spojrzał na dwójkę przy ladzie. Jeśli Gryfonka znowu sprawi, że jego Holender będzie cierpiał to jej chyba nogi z tyłka powyrywa. Czuł na sobie wzrok Penelopy co zmusiło go do odwrócenia się i zaczęcia słuchać jej słów. Słuchał jej, owszem, i był nawet zainteresowany jej wypowiedzią, ale nie mógł się powstrzymać przed odwracaniem wzroku w wiadomą stronę na wiadome osoby. Ale miał podzielną uwagę, Puchonki nadal słuchał. W pewnym momencie dziewczyna przerwała, więc zwrócił ku niej uważne spojrzenie widząc, że się nad czymś usilnie zastanawia. W życiu by nie pomyślał, że do takiego wniosku dojdzie. Pen wypowiedziała owo stwierdzenie, a Krukon...spojrzał na nią z niemałym zdziwieniem i...zaczął się śmiać. Tak głośno, że nie zdziwiłabym się jakby wszyscy obecni w pomieszczeniu się na niego spojrzeli. Ale ta sytuacja była naprawdę zabawna! On kocha....ahahahahahha. W końcu przestał się śmiać i nadal wyszczerzając zęby w uśmiechu spojrzał na Penelopę. - Nieeee. Merlinie, broń. Ja jej nawet nie lubię. - odparł spokojnym tonem. To kogoś innego kochał...ale nie mógł z tą osobą być, a dziewczyna obecnie mu towarzysząca była naprawdę miła i ładna. Dlatego, oprócz tego, że martwił się o swojego przyjaciela, który właśnie wyszedł, postanowił skupić się na Puchonce. Dlatego spytał czy chciałaby coś do picia i natychmiast poszedł zamówić napój. Wziął dwie zielone i szybciutko wrócił do stolika. -Może być?- spytał wskazując na filiżankę, którą jej podał. Potem usiadł i, według postanowienia, że się na niej skupi całym sobą w tej chwili, wbił w nią swoje ciepłe spojrzenie i obdarzając uśmiechem odezwał się. -To co, może teraz coś byś o mnie chciała wiedzieć czy coś? - Rany, o wiele lepiej szła by mu gadka jakby sam się z nią umówił niźli jak ktoś zrobił to za niego. Ale obiecuję, że się rozkręci!
Byłam niemniej zdziwiona niż on, kiedy wybuchnął głośnym śmiechem. Przyglądałam mu się, milcząc i nie wiedząc, czy się odezwać, czy nic nie mówić. Czekałam na jakieś wyjaśnienie, bo, przepraszam bardzo, ale moje stwierdzenie nie powinno doprowadzić go do śmiechu! Było jak najbardziej poważne i ważne, dla mnie oczywiście. Nie siedziałabym tu dłużej, gdybym wiedziała, że jego serce należy do kogoś innego. Kiedy kategorycznie zaprzeczył, w mojej głowie wciąż pojawiały się wątpliwości. Jeśli nie ta, to na pewno inna. Czułam się intruzem, nieproszonym gościem, co prawda zaproszonym, ale niechcianym przez obie strony. Tim, prawda, okazywał mi jakieś zainteresowanie lub chociaż jego zalążki, ale tak jak wcześniej, tak i teraz bardziej zajęty był swoim przyjacielem lub jego obserwacją. Finn popełnił chyba błąd zapraszając mnie do herbaciarni, przecież mogli spędzić ten czas w spokoju sami (ale faktycznie, miejsce wydawałoby się podejrzane, ponieważ ja i Tim razem nie wzbudzalibyśmy niczyich podejrzeń, natomiast dwóch chłopców...). No i jeszcze tamta dziewczyna. Trochę się towarzystwo rozsypało, ale nie martwiłam się za bardzo, gdyż sam na sam z Krukonem marzyło mi się od dobrych kilku miesięcy! Kiedy wstał od stolika, wyciągnęłam szybciutko małe lustereczko, aby sprawdzić, czy dobrze wyglądam. Moje policzki było nieco zaróżowione, lecz nie sprawiałam wrażenia zakłopotanej, a ożywionej i podekscytowanej. No dobra, tak było. Aż rozsadzało mnie od środka, kiedy Tim ponownie usiadł przy stoliku i popatrzył na mnie takim spojrzeniem, że mogłabym w nim utonąć. Uśmiechnęłam się, nie mogłam inaczej! - Pewnie. Teraz ty możesz mi opowiedzieć jakąś ciekawą historię z poprzednich wakacji - powiedziałam, upijając łyk herbaty. Skąd wiedział, że lubię zieloną? To przeznaczenie, byłam tego pewna! To wydaje sie śmieszne, wiem, ale ten dzień należał do tych najlepszych.
Cóż. Stwierdzenie Penelopy było tak nieoczekiwane, że po prostu nie mógł się nie roześmiać. Cornelia. Była ostatnią osobą, którą mógłby pokochać. W końcu to ona tyle razy zraniła Finna. Jego Finna, jak czasem o nim myślał. Nie mógł znieść widoku cierpiącego przyjaciela, rozpaczającego przez tę dziewczynę. Nie była jego warta. Zwykła głupia małolata myśląca, że jest panią świata i może robić z ludźmi co zechce. Myliła się. Tim nie pozwoli ponownie skrzywdzić młodszego Holendra. Za dużo już się wydarzyło między tą dwójką. Zauważył, że Puchonka nie czuje się pewnie w jego towarzystwie. Że boi się czegoś i jest niespokojna. Z jednej strony cieszył się, że towarzystwo się rozpadło, będzie mógł pogadać z dziewczyną na spokojnie i postarać się ją rozluźnić. Rozmowa sam na sam w końcu nie była taka zła. A Pen była miła, więc czemu by nie. Poszedł po herbatę i zamówił dwie zielone. Czemu akurat taką? Uwielbiał ten rodzaj tego napoju, miał nadzieję, że jego towarzyszka też ją lubi. Wrócił po chwili, zauważając, że Penelopa jest całkiem ładna jak się trochę rozluźniła i uśmiechnęła. Odwzajemnił grymas twarzy i usiadł podając jej herbatę. -Słuchaj...przed chwilą wydawało mi się, że jesteś trochę spięta. Nie bój się, nie jesteś żadnym intruzem. Wszystko jest w porządku. Miło, że przyszłaś i możemy spędzić razem trochę czasu, naprawdę. - I mówił szczerze, wydawała mu się być świetną dziewczyną. Mającą poczucie humoru i coś do powiedzenia. A to Tim cenił sobie w ludziach najbardziej. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie zastanawiając się nad tym cóż by powiedzieć o swoich wakacjach. Poprzednie...pamiętał, to właśnie wtedy nie pojechał jak zwykle do domu, o Holandii tylko do Rzymu, do Włoch. Chciał spędzić trochę czasu z dala od Finna, myślał, że to pomoże w odkochaniu się w nim, nie wyszło, ale czas ten wspominał bardzo miło. - Wakacje...najczęściej wracam do rodzinnego kraju i razem z przyjacielem jeździmy gdzieś. Najczęściej nad morze żeby poserfować. Bo chciałbym zaznaczyć, że bez serfowania to dla mnie stracone wakacje. Tak samo jak bez jazdy na deskorolce. Uwielbiam te sporty i uprawiam je gdy tylko mogę. Ale rok temu uznałem, że chciałbym zrobić coś innego, odmiennego, przeżyć coś nowego i wybrałem się do Włoch, do Rzymu. Sam. Trochę tęskniłem za rodziną i Finnem, w końcu zawsze byliśmy nierozłączni, ale dobrze wspominam ten wypad. To piękne miasto, piękny kraj. Tyle zabytków, pięknych widoków..Byłaś tam? Naprawdę polecam. Pewnego dnia wybrałem się na spacer i tak się zapatrzyłem na coś, że się zgubiłem. Jak na złość nikt tam nie mówił po angielsku. Błądziłem chyba pół dnia, pytając o drogę różnych ludzi, którzy ani trochę mnie nie rozumieli, mimo, że ja troszeczkę rozumiałem ich. Ale tylko troszeczkę, więc zamiast trafić z powrotem do Hotelu błądziłem jeszcze bardziej i pod wieczór znalazłem się już praktycznie na drugim końcu miasta nawet o tym nie wiedząc. Myślałem sobie, kurczę, co jest grane? W końcu ktoś się nade mną zlitował. I spotkałem dość przyjemnego człowieka, Anglika właśnie. I pomógł mi odnaleźć drogę do hotelu. Ba, mieszkał w tym samym co ja. Jakoś tak się złożyło, że się zgadaliśmy i wyszło, że mamy dużo cech wspólnych i nawet się polubiliśmy. Do końca pobytu często rozmawialiśmy i razem zwiedzaliśmy, był moim przewodnikiem po Rzymie, był tam dużo razy. Nie był magiczny niestety, więc nie mogę teraz do niego wysłać żadnej sowy czy coś, a na ichnich, mugolskich środkach komunikacji międzyludzkiej się nie znam, więc straciliśmy kontakt, ale coś czuję, że jeszcze go spotkam. Rany. Ale się rozgadałem. Nie zanudziłem cię mam nadzieję? - mówiąc cały czas patrzył z uśmiechem na dziewczynę, ale nie wyglądała jakby była znudzona jego długą opowieścią. Ujął w dłonie filiżankę i upił łyk herbaty. Troszeczkę się już rozluźnił, całkiem miło się z Penelopą rozmawiało, koniecznie będą musieli to powtórzyć.
Kiedy usłyszałam jego słowa, omal nie zadławiłam się herbatą, nie wspominając o minie, którą zrobiłam. Chyba bardziej zdziwiona już nie mogłam być! Skąd on, na brodę Merlina, mógł wiedzieć, że czuje się jak intruz?! No fakt, dość jawnie okazuję to swoim zdenerwowaniem i spięciem, na mojej buzi pewnie widać wszystko, co tak skrzętnie próbowałam teraz zatuszować. Zżarła mnie trema, nigdy wcześniej tak nie miałam. Może na moim pierwszym występie, ale ewentualne pomyłki i zagubienie wymalowane na twarzy na scenie mogę wytłumaczyć wskazówkami scenariusza lub reżysera przedstawienia. Nie myliłam się często, to bardzo frustrujące. Poczułam lekką złość na samą siebie, nie mogłam pozwalać sobie na takie błędy! Szybko postanowiłam się zreflektować, migiem zamknęłam usta i uniosłam ich kąciki w górę. - Ty i Finn wydajecie się być bardzo zżyci, jak zdążyłam już zauważyć na początku. Po prostu tak swobodnie czujecie się w swoim towarzystwie, natomiast ja byłam trochę spięta i nie wiedziałam, co zrobić. Nie zwykłam bywać w męskim towarzystwie... - Zaraz się zorientowałam, jak okropnie to zabrzmiało w moich ustach, dlatego też z zażenowania ukryłam twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. - To musiało zabrzmieć naprawdę żałośnie, prawda? - zapytałam i zaśmiałam się krótko, gdyż wydało mi się to nawet zabawne. - W zasadzie... O czym ja mówiłam? - Zgubiłam wątek, patrząc, jak się uśmiecha. Na wszystkie galeony świata, jaki on był przystojny! - A-a, w sumie to nie ważne - zająknęłam się na początku, ale już mnie to nie obchodziło. Upiłam trochę herbaty, słuchając jego opowieści o wakacjach we Włoszech. Chciałam kiedyś pojechać do Włoch, jednak nigdy nam to z rodziną nie wychodziło. Ojciec ciągnął nas do Irlandii, matka do Francji i w zasadzie krążyliśmy między tymi dwoma krajami. - Nigdy nie byłam we Włoszech, ani nawet w tej waszej Holandii - powiedziałam z żalem w głosie. - Miałeś szczęście, że spotkałeś tego faceta, gdyby nie on, błąkałbyś się tam pewnie jeszcze długo! - A tego przecież żadne z nas by nie chciało, prawda?
Tim miał dosyć wysoki iloraz inteligencji a na dodatek był mądry życiowo, więc bardzo często zdarzało mu się wyciągać właściwe wnioski. A że Penelopa miała od jakiegoś czasu nieciekawą minę to domyślił się iż coś jest nie tak. Ale miał nadzieję, że wkrótce, podczas rozmowy, dziewczyna się uspokoi i rozluźni. W końcu jej przecież nie zje, prawda? Przy nim można być bezpośrednim, Krukon wiele potrafi zrozumieć i zaakceptować. Jakby wtedy gdy gapił się na Finna i Corin pwiedziała , że jej to nie pasuje to by przestał. Aczkolwiek zapewne nie mogłaby być taka bezpośrednia, szczególnie, że prawie go nie zna. Ale teraz gdy już nic nie powstrzymywało ich od rozmowy chłopak postanowił to jak najbardziej wykorzystać. Powoli się ściemniało, ale to nic. Mają jeszcze chwilę czasu. Uśmiechnął się lekko na uwagę Puchonki. Miała dużo racji. -Faktycznie. Znamy się praktycznie od dziecka, wychowywaliśmy się razem. To świetny facet i idealny wprost przyjaciel. Ale nie masz czym się przejmować. Nie zjedlibyśmy cię. - uśmiechnął się szeroko. - Nie musisz czuć się skrępowana w naszym towarzystwie. Teraz też nie. - zachichotał pod nosem gdy się zażenowała. On też nie miał zbyt częstego kontaktu z dziewczynami. -Nie przejmuj się, Pen. - uspokoił ją, nie chcemy przecież aby stresowała się bez powodu! - Hmmm...o tym, że czułaś się skrępowana w naszym towarzystwie, ale to już nieważne. - potwierdził jej słowa i zaczął opowieść o ostatnich wakacjach. Nie były one najszczęśliwszymi miesiącami w jego życiu lecz i tak dobrze się bawił. Fajnie było tak wyjechać gdzieś indziej niż zwykle. Rodzice wcale a wcale się nim nie przejmowali, więc nie robili problemów na szczęście. Sam Tim wspominał tą wyprawę bardzo dobrze. Kończąc wypowiedź chwyciła za swoją filiżankę herbaty i upił łyk spoglądając na Puchonkę. -Włochy są naprawdę pięknym krajem, koniecznie musisz je kiedyś zwiedzić. Ja byłem tam prawie przez całe wakacje, choć dotychczas spędzałem je z Finnem w Amsterdamie. Do którego nawiasem mówiąc zapraszam. Obiecuję, że tobie nie pozwolę się zgubić i błądzić cały dzień aż znajdziesz kogoś kto ci pomoże. - zapewnił gorliwie.
Uch, kiedy Clara ostatnio była w Hogsmeade? Wychodzi na to, że jeszcze w tamtym roku szkolnym. Ostatnio nie miała zbytniej ochoty na to, żeby wyskoczyć gdzieś poza teren Hogwartu. Zasadniczo to w ogólę miała ochotę na niewiele rzeczy. Czas kiedy nie była na lekcjach spędzała w bibliotece (romansidła już tradycyjnie od razu lądowały na najdalszej półce), bądź włócząc się samotnie po błoniach. Raz złapała się nawet na tym, że zaczęła do siebie mówić, co ją niezmiernie przeraziło - nieświadoma rozmowa ze samą sobą była doprawdy fascynująca, ale niestety zdradzała jakieś dziwne objawy wewnętrznej, ee...histerii? No dobrze, może to była przesada, ale po tym całym Egipcie Clara zwyczajnie nie była sobą. Na spotkanie z Bell, dziewczyna cieszyła się niemal jak dziecko, ponieważ nie widziała się z przyjaciółką. Do herbaciarni dotarła jakieś pół godziny przed czasem, ponieważ nie mogła już usiedzieć w dormitorium. Clara słyszała, że krukonka została w Egipcie porwana i miała wielką nadzieję posłuchać o arabie przystojniaku, o którym chodziły już ploty! Usiadła przy stoliku pod ścianą, z wyborem i zamówieniem herbaty czekając na Bell.
Okazało się, że studenckie życie jest dokładnie takie, jak Bell sobie wyobrażała. Czyli same nudy. No dobra, zamiast zwykłych przedmiotów były inne... całkiem fajne, trzeba przyznać, ale było ich o wiele mniej, a nauczyciele wcale nie kwapili się, żeby specjalnie dużo zadawać, a więc czas zazwyczaj wypełniony nauką i odrabianiem prac domowych, teraz przeznaczony był na obijanie się. Tak po prostu. Dlatego bardzo ucieszyła się z planowanego spotkania z Clarą, bo przecież to gadanie o kalendarzu to bzdury był. I przyjaciółka całkiem możliwe, że tego się domyślała... chociaż kto wie? Weszła to herbaciarni, nie mając bladego pojęcia, dlaczego akurat to miejsce wybrała na spotkanie się. Był takie słodkie... nawet wtedy, kiedy nie trwały walentynki. - Siema, Clara! - zawołała, Bell będą już przy stoliku. Usiadła na miejscu na przeciwko, zamówiła herbatę malinową. - No to... jak tam? Opowiedz. Zniknęłaś potem i w końcu nie wiem jak to się potoczyło... - od razu przeszła do tematu, który ją interesował, oczywiście nie wspominając ani słowem o swoich przygodach. Hehe, plotki (losy przyjaciółki i jej chłopaka [no może jeszcze nie chłopaka...]) były przecież taaaaaaakie ciekawe!).
- Hej Bell! - z uśmiechem przywitała się z przyjaciółką, po czym zamówiła jaśminową herbatę - Od czasu Egiptu nijak. Nawet z nim nie gadałam. - delikatnie się skrzywiła. Na szczęście Bell dobrze wiedziała o kogo chodzi, więc nie było potrzeby wymawiania imienia owego chłopaka. Ściany mają uszy, a w Hogwarcie plotki roznoszą się szybciej niż drogą przekupek na targu. Na przykład, taki Obserwator na wizbook'u. Czy on wszędzie ma szpiegów ? Herbaciarnia Pani Puddifoot raczej nie należała do miejsc jakoś szczególnie chętnie odwiedzanych przez uczniów Hogwartu, a to według Clary wydawało się wystarczającym powodem, żeby wybrać kawiarnię na miejsce spotkania z przyjaciółką. - Odkąd przeniosłam się do Twojego namiotu w Egipcie to go już praktycznie w ogóle nie widziałam. Nawet w Hogwarcie zdawał się mnie unikać. Musiał spędzać z Belatrix duuużo czasu. - mruknęła, popijając gorącą herbatę. - Bell, ale opowiedz jak w ogóle było z tym porwaniem! - Clara nieco się ożywiła, odganiając myśli od tematu, który cały czas za nią chodził. - Jak nie wróciłaś na noc do namiotu to myślałam, że zwyczajnie gdzieś w mieście pobalowałaś i jak się rano obudzę, to już będziesz! A tu niespodzianka! Później dowiedziałam się o tym porwaniu i kiedy Was odratowano już wyjeżdżaliśmy z Egiptu... Myślałam, że to mogło mieć związek z tym co się stało wtedy na stadionie...- dziewczyna przerwała potok słów, przenosząc wzrok na przyjaciółkę. - To może jednak Ty opowiedz. - uśmiechnęła się przepraszająco.
Herbata pojawiła się na stoliku w ślicznych filiżankach ze srebrnymi zdobieniami, a Bell sięgnęła po cukier w kostkach. Okazało się, że są w kształcie karcianych znaczków, znaczy trefl, karo itd. Wsadziła sobie więc takie trzy serduszka i mieszała, ciągle patrząc na Clarę. - No co tyyy...! Nic a nic? Nie wierze, no... przecież musiała coś zrobić... i co, jakie masz zamiar? Weź się lepiej nie wykręcaj, bo i tak to z ciebie wyciągnę. Pogroziła łyżeczką wyciągniętą z wrzątku, trochę chłapiąc na stolik wodą. Clara usilnie starała się zmienić temat... dobra, może i nie usilnie, w końcu kto by się nie ciekawił porwanie... ale Bell to i tak interpretowała na jeden sposób. Nie żeby nie uwielbiała opowiadać. Oczywiście, że kochała to robić, ale mimo wszystko... Tamten temat bardziej ją interesował w obecnej chwili. - Ech, no niech ci będzie - westchnęła teatralnie głośno. - Wątpię, żeby to miał związek.. chociaż w sumie, hm.. No nie wiem! Tamto byli porywacze, a nie wilkołaki! Chyba, że zmienili taktykę bo zobaczyli, że tamta nie zadziałała. Porwali mnie i Ver, ale tamta trójka nie przeżyła, za to jednego udało nam się wydostać... nie uwierzysz, to był syn ich szefa! Jestem pewna, że by nam pomógł... i wcale nie był zły. Ale musieliśmy oddać go egipskiem aurorom... Specjalnie nie wdawała się w szczegóły. Właściwie nie wiedziała co powinna mówić, a czego nie. Poza tym, aż powietrza jej zabrakło, tak sie nagadała!
Clara również sięgnęła po cukier, chwilę się mu przyglądając. Wrzuciła dwa karo do swojej filiżanki i przeniosła wzrok na Bell. - Nooo...po tym jak mi w pijackich wywodach wyznał mi miłość już się z nim nie widziałam. - mruknęła - To naprawdę nie było miłe, zwłaszcza, że przez chwilę nawet miałam zamiar mu uwierzyć. - westchnęła, mieszając łyżeczką w filiżance - Ale już wiem co zrobię. Porozmawiam z Bellatrix. A później z nim. Muszę to wreszcie ogarnąć, bo inaczej przez następny miesiąc będę takim samym zombie jak dotychczas. - pokręciła głową. Zwykle Clara również kochała opowiadać, ale tego tematu wolała unikać. Do teraz z nikim oprócz Bell o tym całym bałaganie nie rozmawiała, więc było jej jeszcze trudniej. - Jejku, Bell, ale jak Ty się dałaś złapać tym zbirom? - wciąż nie mogła wyjść ze zdziwienia. Raczej rzadko się zdarza, że Twoją najlepszą przyjaciółkę porywają arabscy przestępcy, prawda? - Nie przeżyli? - jeszcze szerzej otworzyła zdumione oczy - Syn ich szefa? No no, musiał być naprawdę miłym porywaczem, na pewno nie chciał Was porwać. Tak wyszło, pewnie przez przypadek. Założę się, że szedł po zakupy dla mamy, zobaczył Was i pomylił z tymi zakupami. - uśmiechnęła się nieco ironicznie. - Opowiedz coś więcej, noo!
- Ej, czekaj, czekaj! - przerwała Clarze dalszą wypowiedź, coby znowu nie przechodziła do tematu porwania, nim nie wywie się jak to z tym wszystkim było. - Pijackie wywody? Nie przypominam sobie, byś mi o nich opowiadała, albo to było tak dawno temu, że już nie pamiętam... czy na mistrzostwach, wtedy mogło mi z głowy wylecieć! Nie zamierzała odpuszczać łatwo i niespecjalnie przyjmowała do wiadomości, że Clara może zwyczajnie nie chcieć o tym rozmawiać. Musiała wiedzieć wszystko! Nie mogło być inaczej. To teraz przyszedł czasu znowu na jej opowieści. Westchnęła myśląc o jej spacerze na pustyni. To było takie głupie! Ha, poza tym do poniekąd wina Aleksa, hehehe. Wymyślił umawianie się w takim miejscu... - No... wyszłam w nocy na pustynię... żeby się spotkać z Aleksem... i wtedy to się stało. Nie wiem skąd się wzięli, potem jeden z nich powiedział, że już od jakiegoś czasu obserwowali naszą oazę. - Wzruszyła ramionami. - Widać, na nas wypadło. Chociaż powiem ci, że skoro i jak i Ver jesteśmy rude, to to było nieco podejrzane! Jestem pewna, że mnóstwo innych osób wychodziło poza oazę po ciemku i nic się nie działo. Nie przeżyli, bo eee Ver ich zabiła. - Skończyła nagle i przez chwilę dmuchała na herbatę, żeby tam ostudziła się na tyle, by być zdatną do picia. - Pewnie, że miły! Serio straszna szkoda, że pewnie teraz siedzie i więzieniu. A jaki przystojny! Ha, gdyby nie Aleks, to byśmy my go z Ver porwały, mówię ci - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Noo...coś na pewno wspominałam! - chyba na tych feralnych mistrzostwach, ale jeśli tak było to nie dziwiła się, że Bell nie pamięta. Naprawdę, miały wtedy inne rzeczy do roboty niż rozmowa. Clara wzięła wdech i zaczęła mówić. - A więc, od początku. Rano wpadłam na niego w jakiejś kawiarni i chciał wiedzieć gdzie byłam całą noc. A ja no, tego...ee no nie pamiętałam! - wyznała przyjaciółce, przygryzając wargę. - Film urwał mi się po tym jak pożegnałam się z Tobą poprzedniego wieczoru. Niby miałam wpaść do swojego namiotu po walizkę i się do Ciebie wprowadzić, ale wygląda na to, że nigdy nie dotarłam do osiemnastki...no, w każdym razie obudziłam się rano, gdzieś jeszcze w granicach naszego pola namiotowego. - dziewczyna westchnęła. Ciekawa była jak Bell na to zareaguje, hyhy - No i to właśnie mu powiedziałam, tyle, że chciał wiedzieć dlaczego się tak...spiłam. - tak, Clarze dość trudno było przyznać, że potrafiła się doprowadzić do takiego stanu. Zwykle raczej stroniła od alkoholu i innych używek, a już na pewno w takich ilościach. - Nie wiedziałam jak się wykręcić, więc powiedziałam, że ... zdechł mi pies. - przyznała zażenowana - Nie mogłam mu powiedzieć, że to wszystko przez niego i przez B., prawda? W każdym razie on nie chciał mi uwierzyć w historię z psem, więc się trochę posprzeczaliśmy i on wyszedł z tej cholernej kawiarni. Później próbowałam to odkręcić, naprawdę! Wysyłałam mu sowy i tak dalej, ale on nie chciał ze mną rozmawiać. W końcu po całym dniu włóczenia się i siedzenia na plaży, znudziło mi się czekanie na odpowiedź, więc wróciłam do oazy, gdzie oczywiście go spotkałam. Tak pijanego, że w sumie to nie wiedział co mówi. Bałam się, że zaraz złapie nas jakiś nauczyciel, a D. w tym stanie wyleci, więc musiałam go zaprowadzić do namiotu. - ponownie westchnęła - W między czasie zdążył wybełkotać, że mnie kocha, a ja idiotka oczywiście powiedziałam, że ja go również i to od dawna...Od tego czasu się nie widzieliśmy. On po prostu nie był do końca świadom i nie wiedział co mówi, a teraz tego pewnie jeszcze nie pamięta. Rewelacja. - wreszcie skończyła swój przydługawy monolog. Jejku, to rzeczywiście brzmiało jak brazylijska telenowela klasy B! Chociaż Clara musiała przyznać, że kiedy opowiedziała to wszystko przyjaciółce, jej samej nieco ulżyło. Przyjaciele to jednak niezły wynalazek. - Ver ich zabiła? Nieźle, nie powiem. - aprobująco pokiwała głową - Trzeba było odwrócić uwagę Brendana, zarzucić temu przystojnemu worek na głowę i przywieźć go tutaj w walizce! Ejj! - uśmiechnęła się i posłała Bell spojrzenie w stylu "bardzo mnie rozczarowałaś", ale po chwili przybrała nieco bardziej poważną minę - Dobrze, że zostałyście tak szybko odbite. Chociaż to rzeczywiście zastanawiające, dlaczego rude! Jeśli obserwowali naszą oazę od jakiegoś czasu to pewnie musieli sobie Was jakoś upatrzyć... - pokręciła głową. Myśl, że jej przyjaciółka była przez jakiś czas obserwowana przez jakiś arabskich oblechów, wywołała u niej dziwne uczucie troski. - Bell..a jak z tym eliksirem? - w końcu po coś szła do Brendana w nocy i w dodatku po pustyni, prawda?
Bellcia słuchała niezwykle uważnie, z zapałem na twarzy i w ogóle. Och jeeej, co to za historia miłosna tutaj zaczynała się tworzyć! Jak powiedziała jak wytłumaczyła się zdechnięciem psa, to roześmiała się na głos. - O Roweno ze Slyterinem!! Że co, że cooooooooooo? - wydarła się strasznie, to trochę tak niefajnie było w herbaciarni, ale co ona tam będzie się oglądała na ludzi, kiedy słucha CZEGOŚ TAKIEGO. Orety rety. - Czy ty słyszysz sama siebie? Wyznał ci miłość! Tak po prostu? No dobra, był pijany. Ale każdy głupi wie, że wtedy się język rozwiązuje i ludzie mówią takie rzeczy, co by nigdy indziej się nie odważyli. I ty uważasz, że bzdury plecie... no naprawdę... Pomyśl, Clara! To najpiękniejsza historia miłosna, jaką słyszałam. Zobaczysz, z tego jeszcze romans wyjdzie, tylko psiarza musimy znaleźć. Zaczęła się zastanawiać, czy aby romans to nie musi mieć smutnego zakończenia, ale uznawszy, że na pewno nie, uspokoiła się nieco i przeszła myślami do wakacji i porwania. - Wieeeesz... myślałam o tym. Serio. Ale wiesz jaki jest Aleks. Zabiłby mnie za to. Jeszcze i tak teraz gada, że jak mogłyśmy dać się złapać, przecież różdżki miałyśmy i w ogóle - pokręciła głową w zadumaniu. - Założę się, że punkty by mi za to odjął, gdyby to nie oznaczało mniejszych szans dla Ravenclawu w zdobyciu Pucharu Domów. On strasznie chce mieć ten puchar u siebie i nie w smaku mu, że stoi u profesora Nero. Swoja drogą, on jakiś podejrzany jest. Napiła się herbatki kilka dużych łyków. Czy zamówił jakieś ciasteczka? Chyba nie, a więc trzeba było zadowolić się samym napojem, damy radę. - Nic. Jakoś... nie wyszło. W końcu Aleks mi nie dał eliksiru, a i ja nie miałam czasu, żeby do niego iść jak już się rozpoczął rok szkolny. A w ogóle, to od samego początku nie widziałam... - Tutaj zamilkła, bo za Chiny, nie wiedziała jak go ma nazwać. Shane? Wolff? Jakiś-mój-krewny-być-może. No rety, wszystko było głupie. Ale Clara przecież domyślała się o kogo chodzi. - go w szkole. Jak myślisz, co się stało?
Upiła łyk herbaty ze swojej filiżanki, po czym naciągnęła rękawy bluzy na dłonie. W herbaciarni nie było zimno, wręcz przeciwnie, ale Clara ostatnio wypracowała sobie taki dziwny nawyk naciągania ubrań na dłonie. - Taak, niby wyznał, ale na drugi dzień na pewno niczego nie pamiętał! Poza tym, to co mówił było kompletną bzdurą, jestem tego pewna Bell, PEWNA. - zrezygnowana gryfonka pokręciła głową - Poza tym, on był wtedy w związku z Bellatrix. Nie byłby z nią gdyby to do mnie czuł coś więcej, prawda? - według Hepburn to było logiczne. Bardzo przykre, ale logiczne i najwyraźniej prawdziwe! - Nie ma żadnej historii miłosnej. Jeśli już to niestety tylko i wyłącznie z mojej strony. I jest to raczej tragedia. Ja po prostu nie potrafię bez niego normalnie funkcjonować...za to on beze mnie chyba i owszem. - mruknęła, odgarniając denerwujące ją włosy za uszy. - No wiem, wiem jaki jest. Taki arab przystojniak czekający na Ciebie dzień w dzień w dormitorium to jest coś, ale jeśli Brendan miałby za to odjąć wam punkty...Dobrze, że w ogóle widział jak byłście porywane! Chociaż z tego co mówisz, to i tak nieźle sobie z tymi arabami radziłyście. - i znów łyk z filiżanki - Taak, Crow też mi się wydaje nieco osobliwy, wręcz podejrzany...Wygląda jakby miał coś na sumieniu! - jeśli wierzyć różnorakim hogwarckim ploteczkom, to Profesor Nero rzeczywiście nie był święty, hihi. - W sumie to ja też Wolff'a dawno nie widziałam. Ostatni raz wtedy w namiocie pielęgniarskim...Nie gram w quidditch'a, więc mój kontakt z nim i tak ograniczał się do "dzień dobry" na korytarzu, ale teraz nawet tam go nie widuję. Nie pamiętam nawet czy widziałam go w wielkiej sali na jakimkolwiek posiłku... - przygryzła wargę, usiłując sobie przypomnieć. - Bell, ale ogólnie to zamierzasz kontynuować poszukiwania, tak?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Było dzisiaj bardzo pochmurnie, więc dziewczyna ubrała się dość ciepło. Jak zwykle na niebieskie barwy, uwielbiała podkreślać z jakiego jest domu. Stąd dzisiaj ma szafirowy sweterek w serek, oraz chustę czarną, która osłaniała jej szyję. A no to lazurowy płaszcz. Poprawiła swój szal, żeby nie zamarznąć. Szła tutaj, tak jak ją nogi poniosą. Była po teleportacji, więc nadal odrobinę jej się kręciło w głowie. Ciągle miała to samo uczucie. Jeszcze z tego nie wyrosła. Potrząsnęła głową, a następnie pociągnęła za klamkę drzwi tego miejsca, właśnie w tym momencie zaczął padać deszcz. Czym prędzej weszła do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w celu znalezienia ich ulubionego miejsca. Usiadła obok głównej szyby lokalu. - O! Idealnie. - Pomyślała. Zrzuciła płaszcz na oparcie krzesła. Po czym przesunęła je, żeby usiąść. Popatrzyła na mały okrągły stół, wspominając ile razy z przyjaciółką tutaj przychodziły, żeby obgadać wiele spraw. Uśmiechnęła się do myśli.
Zerknęła na herbaciarnię, zastanawiając się czy jej przyjaciółka już tu jest. Pewnie tak, Martinne miała tendencje do ciągłego spóźniania się. Poprawiła kaptur od czarnego swetra i trzęsąc się z zimna weszła do środka. Delikatnie spiorunowała wzrokiem kobietę, która na nią wpadła. Jednak zaraz o tym zapomniała i zaczęła rozglądać się za Morgane. Zauważyła ją siedzącą przy ich ulubionym stoliku. Uśmiechnęła się, pierwszy raz tego dnia i usiadła naprzeciwko przyjaciółki. -Hej - przywitała się - co u ciebie?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wyszczerzyła się, uwydatniając swoje równe zęby. Od razu poderwała się żeby ją przytulić serdecznie, mocno ją ścisnęła, lekko ją podnosząc. - Stęskniłam się! - Powiedziała głośno. Po czym już puściła przyjaciółkę. Gdy już usiadły, nadal się uśmiechała promiennie. Jakoś wtedy podeszła kelnerka, podając im karty menu. - Co u mnie słychać? Hm.. Jestem zakochana w tym naszym przyjacielu... Simonie, też krukon. On ma kogoś. - Trochę posmutniała, potrząsnęła głową, już się zaczęła uśmiechać - Proszę powiedz teraz Ty co u Ciebie. - Ruszyła głową do góry, w kierunku Gryfonki. Popatrzyła na kartę, nie wiedziała do końca co wybrać, pewnie znowu weźmie herbatę cynamonową. Skoro już wspomina o Simonie, to mogłaby jego ulubioną herbatę wypić.
Marti spojrzała ze współczuciem na przyjaciółkę. Nie wiedziała co to znaczy kochać kogoś, dawno nie doświadczyła tego uczucia. Ale wiedziała, że Morgane cierpi, było to wypisane na jej twarzy. Gryfonka nie chciała aby ten temat się ciągnął, był za bardzo bolesny. -U mnie nic nowego, mam małe problemy z eliksirami, ale wyjdę z tego. Ostatnio opuściłam sporo lekcji przez siedzenie w bibliotece. Zerknęła na menu. Herbata? Nie. Nie miała ochoty na nic. Dzisiaj była rocznica śmierci jej rodziców i brata. Nikt o tym nie wiedział, nawet jej przyjaciółka.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Przypomniała sobie, jak to było siedzieć całymi dniami w bibliotece, jak się uczyła wszystkiego, same najlepsze oceny. Taak. To były złote czasy Morgane! - Pamiętaj, że mogę Tobie zawsze pomóc. W końcu najlepsza studentka na roku! - Zaśmiała się. Popatrzyła na swoją zaczarowaną torebkę, sięgnęła po swój zeszyt od Eliksirów. Miała tam wszystkie notatki. Podała je przyjaciółce. - Proszę, możesz mi go nawet nie oddawać. Właściwy mam gdzie indziej. - Uśmiechnęła się serdecznie, po czym poprawiła niesforny kosmyk włosów. Gdyby Morgane wiedziała, że taki dzień ma Martinne, od razu wiedziałaby jak się zająć przyjaciółką.. Miałaby wyrzuty sumienia, że nie wie o tak ważnym i smutnym dniu dla niej. Podeszła kelnerka drugi raz, więc dziewczyna zamówiła herbatę cynamonową. Popatrzyła pytająco na przyjaciółkę. - Wiesz co.. Ja stawiam, wybierz coś. - Puściła perskie oczko w kierunku blondynki. Poprosiła również o brązowy cukier trzcinowy, uwielbiała jego smak!
Przecząco pokiwała głową. Zawsze dziwnie się czuła, gdy ktoś coś jej stawiał. -Nie, dziękuję. Naprawdę nie mam ochoty, poza tym przed wyjściem wypiłam dużo i nie chcę cały czas latać do toalety. - zaśmiała się cichutko. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ludzie siedzieli przy stolikach, było sporo zakochanych par. Wszyscy mieli kurtki i płaszcza na oparciach, a ona? Lato czy zima wciąż nosiła ten jeden sweter. Ludzie często przez to się na nią dziwnie patrzyli. Pewnie myśleli, że nie stać ją na nic innego. No cóż, nie obchodzi jej zdanie innych, to nie jej problem. -Dziękuję za zeszyt. I kostkę do gry, jest świetna, już ją wypróbowałam. - zagadnęła przyjaciółkę. - Czytasz teraz jakąś książkę?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
To pytanie nie powinno paść! Przecież Morgane w swojej zaczarowanej torebce ma zawsze stos książek! Ach.. Kochana magia, jedno zaklęcie, a torba tyle lat mieści pół jej domu. - Jasne. Teraz coś o mugolskiej komunikacji miejskiej. Pożyczyć gdy skończę? Podrzucę Ci ją wieczorkiem, ale nie wiem czy to tematyka jaką lubisz - Miała przyjemną barwę głosu z domieszką swojej rozpoznawalnej dla niej chrypką. Wyjęła z torby książkę pt. "Trochę nie-magiczny Świat". Miała na okładce samolot, bardzo duży. W dali piękne widoki. Podziwiała mugoli, którzy latali właśnie tymi maszynami, gdyby ona sama miałaby sama podróżować tym sposobem, chyba by nie wytrzymała ze strachu. Nie naturalne dla niej byłoby to. Podano jej herbatę, jaką zamówiła. Upiła łyk, zerkając zza kubka na przyjaciółkę. Uśmiechnęła się na widok znanego już jej swetra. Było przyznać, ładnie dziewczynie w tym kolorze.
Martinne bardzo się ucieszyła, od zawsze była ciekawa jak mugole sprawiają bez użycia magii, że te wielkie maszyny potrafią utrzymać się tyle godzin w powietrzu. -Tak, poproszę - wyszczerzyła się do przyjaciółki, pijącej herbatę - co tam słychać w domie Ravenclaw'u? Gryfonka zawsze była ciekawa, co działo się w innych domach. Sama nie przepadała za Gryffindorem. Pamięta, że w pierwszej klasie chciała iść do Slytherinu, jak jej brat. Spojrzała przez okno, na zewnątrz wiał silny wiatr. Ludzie opatuleni w stroje wierzchnie pędzili żeby schować się wreszcie w ciepłym miejscu.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Popatrzyła na przyjaciółkę, z lekkim uśmiechem na jeden kącik ust. Troszkę ją rozbawiła tym pytaniem. Nigdy nie była jakaś bardzo ciekawa co się dzieje w jej domu. - Mogę jedynie powiedzieć, że po za kilkoma osobami z mojego domu, z jakimi mam kontakt to jest ok, ale z resztą to chyba nie. Dlatego ich unikam. Nic takiego się nie dzieje. - Podrapała się po policzku. Zrobiła lekki tik swojej mimiki, czyli zwinęła usta w podkówkę, a następnie je zbliżyła gwałtownie do nosa, który też zacisnęła. Wszystko trwało ułamek sekundy, ale taki ruch twarzy Morgane jest całkiem "jej". - Mówiłam Tobie, że kiedyś miałam przyjaciółkę w Twoim domu? - Zaśmiała się wspominając - Ale jakoś urwał się kontakt, chyba zmieniła szkołę.. Smutne co? Że tak ludzie odchodzą, a nawet się nie pożegnają.. - Stwierdziła, po czym napiła się ostatnich łyków herbaty cynamonowej, jakie jej zostały w kubku. Przeprosiła ją na chwilkę, a następnie podniosła się, żeby odnieść kubek na stertę naczyń, a raczej na miejsce, gdzie można było odnieść brudną porcelanę. Tak oto i uczyniła, gdzie po chwili wróciła do przyjaciółki, nadal się uśmiechając.
O tak, ludzie przychodzą, narobią bałaganu i odchodzą. Dlatego blondynka praktycznie nikomu już nie ufa. Jedyna osoba, na której może polegać to Morgane. Były ze sobą na dobre i na złe. Łączyła je wspólna pasja - książki. Martinne zlustrowała przyjaciółkę wzrokiem. Była śliczna, rude włosy, nieskazitelna cera, prościutkie zęby, ładna garderoba. Faceci się za nią oglądali. Gryfonka czasami zazdrościła jej tego wyglądu. Sama nie należała do najpiękniejszych. -Idziemy na spacer? - zaproponowała, gdy Morgane wróciła do ich stolika.