Zewnętrzny most na pierwszy piętrze stanowi proste przejście między wielkimi schodami, a pierwszym piętrem skrzydła zachodniego. Ponadto miejsce to idealnie nadaje się na podziwianie okolicznych widoków i krótki odpoczynek między zajęciami.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Niezależnie od tego, czy pogoda dopisuje, czy też i nie, w pewnym momencie źle postawiłeś własną stopę, wyjątkowo boleśnie ją wyginając. Po dłuższych oględzinach okazuje się, że skręciłeś kostkę. Jeżeli punkty w kuferku Ci na to pozwalają, możesz udzielić sobie sam pomocy. Jeśli nie to poproś o pomoc osobę, która potrafi ewentualnie napisz post na minimum 2000 znaków w skrzydle szpitalnym, gdzie otrzymujesz pomoc od pielęgniarki.
2 - Przechodzisz spokojnie przez kamienny most, kiedy to promienie słońca powodują, że zauważasz umiejscowione gdzieś w pobliżu barier monety. Zaciekawiony do nich podchodzisz... Rzuć jeszcze raz kostką! Ilość oczek pomnożona przez dwanaście, którą udało Ci się zdobyć. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
3 - Dostrzegasz toczącą się po kamiennej posadzce kulkę papieru. Jeśli ją podniesiesz, okaże się, że jest to czyjaś praca domowa! Może się okazać przydatna. Rzuć kostką jeszcze raz: parzysta - zapiski dotyczyły opieki nad magicznymi stworzeniami. Wczytując się dowiadujesz się czegoś nowego o korniczakach i tym samym zyskujesz 1 pkt do ONMS. nieparzysta - były to notatki tak nieczytelne, że nie byłeś w stanie z nich w żaden sposób skorzystać.
4 - Akurat gdy znajdowałeś się na moście, nad Tobą przelatywały sowy. Rzuć kostką jeszcze raz: parzysta - jedna z nich posiadała przy nodze pakunek zbyt luźno przywiązany i niestety, a może stety odwiązał się on i upadł tuż pod twoje nogi. Możesz stać się posiadaczem magicznego dziennika - jeśli zatrzymasz przedmiot, upomnij się o niego w odpowiednim temacie; nieparzysta - niestety jedyne, co spada z nieba, to ptasia kupa... W dodatku prosto na twoje ramię! Lepiej szybko się wyczyść, zanim ktoś zobaczy!
5 - Kilkoro uczniów chyba urządziło sobie wyścigi. Jeden z nich przypadkiem wpadł prosto w Ciebie. Dźwiękowi gwałtownego uderzenia towarzyszy charakterystyczny brzęk, z jakim galeony z twojej kieszeni wypadły na kamienną podłogę. Kiedy odwracasz się, by sprawdzić, gdzie się one znajdują, widzisz jak moneta turla się ku krawędzi... I spada z mostu. Odnotuj stratę 30 galeonów w odpowiednim temacie.
6 - Wiejący wiatr ewidentnie nie działa na Twoją korzyść. Szarpie za włosy, powoduje, że mróz przenika do Twoich kości, niezależnie od pogody, co wydaje się być wyjątkowo dziwnym zjawiskiem. Rzuć jeszcze raz kostką: nieparzysta - na szczęście zakończyło się tylko i wyłącznie na nieprzyjemnym odczuciu chłodu oraz śmiesznej fryzurze; parzysta - niestety, ale tego dnia zachorowałeś na Lebetiusa. W ciągu następnych dni będziesz zmagał się z uporczywym katarem oraz kichaniem, przy którym z Twoich uszu wydobędzie się biała para. Możesz udać się do skrzydła szpitalnego lub zakupić na własną rękę eliksir pieprzowy, który postawi Cię na nogi.
Autor
Wiadomość
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Spodziewany czy też nie, ratunek z pewnością mógł być niezwykle doceniony w tym momencie przez Parka. Chociaż szczerze powiedziawszy co takiego wielkiego mogło go spotkać na mostku? To nie tak, że został przechylony przez barierkę i groził mu upadek z wysokości. Najwyżej jedynie poobijałby sobie tyłek nagłym i niespodziewanym upadkiem. Traf jednak chciał, że napotkał na kogoś kto oszczędził mu takiego losu. I tym kimś był wyższy od niego blondyn, który wnioskując po szatach musiał należeć do Slytherinu. I może była to nieco nerwowa reakcja, ale widząc to jak nieznajomy czarodziej spogląda na niego spod zmarszczonych brwi, posłał mu jedynie uśmiech, licząc, że jednak włączy swój urok osobisty. - Tak. Jest w porządku - potwierdził jeszcze, gdy tylko chłopak zainteresował się jego stanem. Dopiero wtedy też zdał sobie sprawę z tego, że Ślizgon wciąż trzyma go za ramiona. Normalnie pewnie próbowałby się odsunąć, ale w chłopaku znajdowało się coś, co sprawiło, że nie bardzo miał ochotę na to, aby uwolnić się od jego dotyku. Być może było to coś, co czaiło się w jego spojrzeniu jasnych oczu? Nie do końca potrafił do wytłumaczyć. W każdym razie nie sądził, aby kiedyś spotkał kogoś o podobnym magnetyzmie. - Dzięki i... uhmm... - nie bardzo wiedział, co mógłby jeszcze dodać. W ogóle cała sytuacja była dosyć krępująca, ale musiał przekuć ją w jakąś bardziej naturalną interakcję. - Jestem Andrew. Przyjezdny - powiedział w końcu, dodając jeszcze krótko informację, że znajdował się na wymianie. Nie każdy z uczniów Hogwartu to wyłapywał po tym jak przedstawiał się angielskim imieniem. - Miło cię poznać. Co prawda trudno było tu mówić o jakimś szczególnym zapoznaniu, ale zawsze mógł poznać imię Ślizgona i przekuć to nieco wstydliwe wydarzenie w początek nowej znajomości.
Nawet najbardziej kompromitujące sytuacje mogły zaowocować ciekawymi znajomościami. Nie inaczej z pewnością należało patrzeć na ich poznanie się, okoliczności temu towarzyszące i fakt wpadnięcia sobie w ramiona. Można byłobyć pewnym, że zapamiętają swoje imiona i twarze, a przynajmniej tak zakładał Jamie, który zdołał częściowo dojść do siebie. - Jamie Norwood - przedstawił się odruchowo, lustrując uważnie drugiego chłopaka, zastanawiając się nad powodem tego, że nagle przestały trząść mu się nogi. Nie mógł powiedzieć, żeby za tym tęsknił, żeby był zachwycony, gdy nie potrafił postawić kroku, ale nie czuł się pewnie, kiedy wiedział, że jeszcze przed chwilą nie potrafił iść. - Skoro jesteś przyjezdny, może zdradzisz mi, dlaczego zdecydowałeś się tu przyjechać? - zapytał, próbując przedłużyć chwilę zapoznania się, puszczając w końcu Andrew. Jednak ledwie to zrobił, poczuł, jak od razu zaczęło mu się kręcić w głowie. Niewiele myśląc, chwycił drugiego studenta za przedramię przyciągając do siebie, starając się zrozumieć jak to działało. Jedno było pewne - kiedy trzymał Parka, czuł się znów dobrze, nie kręciło mu się w głowie. Ten stan był mu potrzebny do tego, żeby wrócić do lochów, gdzie mógł się nawet czołgać, byle jakoś dotrzeć do dormitorium bez robienia z siebie pośmiewiska. O ile nie zwracało się uwagi na to, jak nagle zrobiło się dziwnie, ale od czego był urok półwila? Uśmiechnął się szeroko, spoglądając nieco z góry na Azjatę, zastanawiając się mimowolnie czy miał do czynienia z kimś pokroju Basila, czy chłopak był zupełnie hetero, a jeśli tak, to czy będzie to miało jakiś wpływ na działanie uroku. - Wydaje mi się, że jednak lepiej było, gdy byłeś tak blisko - powiedział częściowo szczerze, starając się brzmieć miękko. Skupiał się w pełni na swoim rozmówcy, orientując się, że rzeczywiście czuł się znów pewniej na własnych nogach. Idealnie. Teraz musiał tylko nakłonić chłopaka, żeby odprowadził go w stronę lochów.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Jakby nie patrzeć to samo przybycie Parka do Hogwartu zaczęło się w dosyć ciekawy sposób, bo już pierwszego dnia został zatrzaśnięty w schowku na miotły z dziewczyną, która miała go oprowadzać po zamku. I oczywiście osobą, która ich znalazła był prawdopodobnie najgorszy nauczyciel w historii szkoły, który od razu założył jakieś nieprzyzwoite scenariusze. Nie ma to jak rozpocząć swój pobyt w nowym miejscu z przytupem. Andrew naprawdę nie miał pojęcia dlaczego, gdy tylko usłyszał imię napotkanego Ślizgona nogi, które uprzednio zmiękły mu w kolanach zaczęły się jeszcze bardziej trząść. Wcześniej nic takiego mu się nie przydarzało. Przy nikim. - Cóż... Mieliśmy mały kryzys w Mahoutokoro. Zamek uległ częściowemu zniszczeniu, a studenci zostali wysłani na wymianę. Hogwart wydał mi się najlepszą z dostępnych opcji - przyznał, bo jakby nie patrzeć zapewne gdyby nie wydarzenia mające miejsce w jego dawnej szkole nigdy nie zdecydowałby się na to, aby jechać na wymianę. Nawet nie zauważył, w którym momencie Jamie puścił jego ramię, ale z pewnością jego uwadze nie mógł ujść fakt, gdy po raz kolejny Norwood postanowił go złapać. Głównie przez to, że był to dosyć mocny uścisk, a Ślizgon dodatkowo przyciągnął go do siebie. Park miał wrażenie, że po raz kolejny wpadnie na chłopaka z impetem, bo raz jeszcze poczuł jak pod wpływem dotyku blondyna nogi zaczynają mu odmawiać posłuszeństwa, postanawiając zmienić się w żelki Haribo. - Och... Okay - odpowiedział tylko na kolejne słowa Jamiego, nie wiedząc dokładnie co powinien czuć w tym momencie i co akurat odczuwał przy boku starszego Ślizgona. To była naprawdę dziwna sytuacja i tak jak na ogół nie miał nic przeciwko temu, aby znajdować się blisko innych ludzi, ale akurat w niedawno poznanym studencie znajdowało się coś szczególnego, co sprawiało, że akurat na niego reagował nieco inaczej niż na innych. I Andrew naprawdę zachodził w głowę o co też mogło chodzić.
Słysząc odpowiedź Andrew dotyczącą tego, co było ostatecznym powodem jego przyjazdu do Hogwartu, przypomniał sobie własne narzekanie, gdy mieli stroić niektóre pomieszczenia pod przyjezdnych. Nie był aż takim ignorantem, żeby nie wiedzieć o problemach, jakie zdarzyły się w szkołach, których uczniowie do nich przybyli, ale wtedy zupełnie o tym zapomniał i teraz zrobiło mu się dziwnie niezręcznie. Nie na tyle, żeby uznać, że było mu zwyczajnie głupio, ale bezgłośnie westchnął nad własną reakcją tamtego dnia. Nie było to jednak na tyle ważne, aby całkowicie poświęcać się wspomnieniom, szczególnie, gdy nagle okazało się, że mogą przestać trząść mu się nogi. Tego potrzebował, żeby zacząć logicznie myśleć, a że wiązało się to z trzymaniem drugiej osoby, w tym przypadku Andrew, to cóż, nie zamierzał się opierać. Uśmiechnął się kącikiem ust, widząc reakcję studenta, która kusiła, żeby choć trochę bardziej się zabawić. Podejrzewał, że tak naprawdę chłopak nie chciał być przez niego obejmowany, ale z pewnością było tak lepiej, kiedy teraz jemu trzęsły się nogi, o czym Norwood nie zamierzał wspominać. Planował udawać, że sam miał zwyczajnie ochotę trzymać obcokrajowca tak blisko siebie, choćby nagle miał udawać, że interesują go inni faceci. Z tego też powodu pociągnął go za sobą, opierając się lekko o murek, uśmiechając się nieco szerzej, gdy tylko usłyszał to proste okay. - Wracając do tematu waszego przybycia tutaj, już rozumiem, dlaczego mieliśmy za zadanie ozdabiać tutejsze komnaty pod wasze przyzwyczajenia. Podobało ci się cokolwiek z tych zmienionych? – zapytał, wykazując duże zainteresowanie jego zdaniem, uznając, że bezpieczniej będzie nie przyznawać się do tego, że sam próbował jedną z komnat upiększyć. Jego praca nie wyszła najlepiej, więc lepiej było nie przyznawać się do tego. - Czy może podobają ci się typowe dla Hogwartu miejsca? – dopytał, z zadowoleniem delektując się wracającymi do normy nogami. Dla uwiarygodnienia swojej gry, przesunął dłonią po plecach Andrew, jak gdyby tylko poprawiając uchwyt.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Cóż, zdecydowanie sytuacja nie była zbyt ciekawa, ale ze względu na to, że raczej niewiele poza samą szkołą ucierpiało w całym zdarzeniu to Andrew jakoś szczególnie nie przejmował się tym wszystkim. Pewnie przeżywałby to o wiele bardziej, gdyby na jego oczach zginęli nauczyciele tak jak miało to miejsce na ostatniej imprezie w Hogwarcie. Jeśli Andrew miałby wybierać to zdecydowanie stwierdziłby, że gorzej mieli uczniowie brytyjskiej szkoły. Tym bardziej, że ich dormitoria także zostały dotknięte zniszczeniami. Co do trzęsących się nóg to Park nie potrafił zrozumieć własnej reakcji. Tym bardziej, że było to dosyć nagłe zjawisko, które uderzyło w niego nagle, gdy tylko Jamie go dotknął. Niemniej z pewnością nie miał nic przeciwko temu, aby znajdować się blisko chłopaka. Nawet jeśli z początku wydawało mu się to nieco niezręcznie. Kompletnie nie mając pojęcia czemu skoro normalnie nie miał kłopotów z chociażby obejmowaniem kumpli. - Owszem. Część z nich była naprawdę niezła. Nie spodziewałem się czegoś takiego - przyznał, opierając się po części o Norwooda, a po części o murek, do którego został przez studenta pociągnięty. Próbował znaleźć sobie jakąś wygodną pozycję i nie przejmować się tym, że dolne kończyny próbowały odmówić mu posłuszeństwa. - Ale te typowo hogwarckie chyba są lepsze. Jest to coś zupełnie nowego i bardziej interesującego - zdążył jeszcze powiedzieć nim poczuł jak dłoń Ślizgona zaczyna przesuwać się po jego plecach, co sprawiło, że przeszedł go dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Próbował niedać po sobie niczego poznać i kontynuować rozmowę całkiem spokojnym i neutralnym tonem, który nie wskazywał niczym na to, że powoli rozpływa się pod dotykiem blondyna. I to niemal dosłownie, a przynajmniej tak się czuł z tymi drżącymi nogami. - A masz jakieś swoje ulubione miejsce w Hogwarcie? - spytał, mając nadzieję, że może dzięki temu odkryje jakąś nową miejscówkę, która przypadnie mu do gustu.
Cała ta sytuacja była dziwna i nieco absurdalna. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek z własnej chęci próbował w ten sposób flirtować z drugim chłopakiem, poza tymi momentami, gdy posługiwał się swoim urokiem. Wówczas zwykle po prostu się bawił, a teraz próbował wytłumaczyć swoje zachowanie, udając po prostu zainteresowanego Parkiem. Było to zabawne w nieco krępujący sposób, ale Jamie nie zamierzał przestać. Usilnie zastanawiał się, w jaki sposób mógł namówić Andrew na to, żeby przeszedł się z nim jeszcze dalej, licząc, że jeśli odejdzie jeszcze kawałek od lochów, przestanie cierpieć z powodu efektów ubocznych mieszkania w lochach. Przesunął ponownie dłonią po jego plecach, pilnując, żeby Azjata był blisko niego, nachylając się nieznacznie ku niemu. Wszystko, byle tylko chłopak wpatrywał się w niego i dał się jakkolwiek porwać jego urodzie, czy co tam innych do niego przyciągało. - Mam jedno… W wieżach, a co? Masz ochotę zostać ze mną sam? - powiedział cicho, uśmiechając się na wpół z rozbawieniem, na wpół kpiąco. Wiedział, że nie o to z pewnością chodziło, ale dlaczego nie miał sprawdzić, jak daleko udało mu się wciągnąć chłopaka w swoje sidła? - Mała wieża, której nie widać z zewnątrz. W środku jest jeden fotel, nic więcej. Idealne miejsce, jeśli chce się uciec od innych, o którym niewiele osób wie - dodał, przymykając nieznacznie powieki, orientując się, że Andrew opierał się częściowo o niego, ale o dziwo nie czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Ba, był skłonny powiedzieć, że Azjata był całkiem atrakcyjny i właściwie mógłby spróbować zabawić się z nim bardziej, gdyby tylko okazało się, że jego obecny fortel przyniósł więcej, niż oczekiwał. - Jedno słowo i możemy tam się wybrać.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Zdecydowanie sytuacja była nietypowa i naprawdę trudno było uwierzyć, że wszystko to działo się z powodu interwencji smoków, które zaatakowały Hogwart i doprowadziły do dziwnego przypadku trzęsących się nóg, które jakimś cudem były przenoszone z jednej osoby na drugą pod wpływem dotyku. Nie dało się zaprzeczyć temu, że geny Jamiego były doskonale widoczne. Ślizgon był nieziemsko przystojny, a Park miał problem, aby skupić się na czymkolwiek innym niż oczy Norwooda, który znajdował się niezwykle blisko niego. Po raz kolejny czuł dziwną ekscytację wynikającą z faktu, że blondyn wędrował dłonią po jego plecach, niby to pomagając mu zachować równowagę. - Chętnie poznam nowe miejsca - odparł, unikając bezpośredniej odpowiedzi na pytanie. Widział to rozbawienie w oczach chłopaka i nie chciał ani mu przytaknać ani zaprzeczyć. W jego mniemaniu lepiej było trochę się pobawić i postarać się pozostać gdzieś na środku. - Brzmi jak naprawdę dobra miejscówka - potwierdził, gdy tylko usłyszał o tym jak przedstawiała się kwestia tej skromnej i położonej na uboczu wieży. Może i Andrew mógł być uznawany za zwierzę stadne, ale nawet on czasami miał dosyć ludzi i chciał w spokoju skupić się na jakimś zajęciu, a wtedy podobne lokacje z pewnością były w cenie. - Jasne, możemy iść - powiedział jeszcze, właściwie nie do końca świadom tego na co dokładnie się zgodził. Jego ciekawość jednak zdecydowanie wygrała w tym momencie i nie zamierzał temu przeczyć. Możliwe również, że gdyby nie wyjątkowy urok niedawno poznanego blondyna mógłby również stawiać większy opór, ale w tym momencie wizja fotela, na którym mógłby przysiąść wydawała mu się istnym zbawieniem.
Nie wierzył w to, co się działo. Udawał, że jest zainteresowany chłopakiem do tego stopnia, że przesuwał powoli ręką po jego plecach, czując, że temu uginają się nogi, a jednocześnie miał ochotę się roześmiać. Nie wiedział już, czy chciał tak naprawdę zaciągnąć go do ukrytej wieży i pociągnąć zabawę dalej, czy powiedzieć mu, że właśnie dał się w pełni zbajerować i odejść w swoją stronę. Niestety cudowne uczucie władzy nad swoimi kończynami wygrywało z rozsądkiem i jako taką niechęcią do zabawy innymi. - Mn, możemy… Ale naprawdę opłaci mi się zdradzenie tobie mojej miejscówki? - zapytał, bawiąc się chwilą, nie wiedząc, tak do końca co robi. To było coś innego niż chwilowa zabawa z Basilem, sprawdzanie, czy mógł użyć na nim uroku. Teraz nawet nie próbował, choć nie wiedział, czy i tak ten nie działa. Sam nawet doszedł do wniosku, ze Andrew był atrakcyjniejszy od Basila, choć z oczywistych względów brakowało mu do takiej Oli, czy Brooks. - Żeby tam dojść, musiałbyś panować nad swoimi nogami, które zdają się cię zdradzać, albo musiałbym cię nieść. Za to obowiązuje zapłata, bo aż tak dobroczynny nie jestem - powiedział, nachylając się do niego, zastanawiając się, co tak naprawdę Park jest w stanie zrobić, żeby… Właściwie, żeby co? Nie wyglądało na to, żeby zdawał sobie sprawę, że przez to, że go dotyka, trzęsą mu się nogi. Nie miał także powodu, żeby naprawdę chcieć iść w stronę wieży, żeby płacić za wskazanie drogi. Tak naprawdę mógł powiedzieć, że nie ma ochoty i na tym zakończyłoby się to przypadkowe spotkanie. Zamiast tego obaj ciągnęli farsę i Norwood nie był pewny, czy przypadkiem tym razem nie trafił na kogoś, kto naprawdę mógł być nim zainteresowanie. - Więc jak będzie, Park?
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Nie tylko Jamie miał problemy żeby uwierzyć w to co miało właśnie miejsce. Po prostu cała ta sytuacja była dosyć dziwna i nie wiedział nawet, co dokładnie powinien czuć przy chłopaku, który z jakiegoś niewyjaśnionego powodu działał na niego w tak intensywny sposób. Naprawdę nie potrafił wyjaśnić tego czemu nogi uginały mu się, gdy tylko czuł dotyk Ślizgona. Jedynym wyjaśnieniem musiała być jakaś magia lub urok. - Nie wiem. Sam sobie odpowiedz na to pytanie - odpowiedział z nieco zaczepnym uśmieszkiem, ciekawy co też takiego blondyn pocznie w takim wypadku. Jeśli faktycznie Andrew byłby pewien, że właśnie ma do czynienia z półwilem zdecydowanie ogłosiłby, że jego reakcjom winny był aktywny urok, który Norwood nieświadomie aktywował. Nie widział innej opcji. Jeszcze żaden chłopak nie działał na niego w podobny sposób choć może po prostu nagle odkrył o sobie coś nowego? Wszystko było możliwe. - Zaniesiesz mnie tam jak księżniczkę za soczystego całusa? - zapytał czysto żartobliwie po czym poczuł jak nagle serce zabiło mu mocniej, gdy tylko Jamie pochylił się nad nim. Nie powinien tak żartować. Nie wiedział w ogóle jak Ślizgon może zareagować na podobne słowa i do czego właściwie jest w stanie się posunąć w swoich zagrywkach. Lepiej było się trzymać bezpiecznych odpowiedzi, ale cóż to, co się stało to już się nie odstanie. - Jak wolisz, Norwood - odparł, dając mu kompletnie wolną rękę w tej kwestii. Zastanawiało go do czego był skłonny blondyn i czego tak właściwie od niego oczekiwał.
Jamie uśmiechnął się kącikiem ust, słysząc odpowiedź drugiego chłopaka. Wszystko zdawało się mówić, że Park wpadł w pułapkę jego uroku i Ślizgon nie wiedział, jak to przerwać bez konieczności powrotu do trzęsących się nóg. Teoretycznie, jak powiedziało się A, to należało powiedzieć B, co sprawiało, że Jamie miał ochotę parsknąć śmiechem. Utrzymał jednak uśmiech i jedynie jego jasne spojrzenie zdradzało rozbawienie, które zdawało się jedynie rosnąć, zastępując początkową irytację. Dochodziła do tego również chęć zabawy, jaka łączyła go z siostrą, a której zwykle nie pozwalał przejmować nad sobą kontroli. - Zdecydowanie powinieneś uważać na to, co sam proponujesz - powiedział cicho, biorąc bez wahania chłopaka na ręce, dokładnie tak, jak sam przed momentem powiedział - jedna ręka pod kolanami, druga na plecach. Przycisnął go mocno do siebie, aby na pewno nie wypadł mu z rąk nagle, gdy zrobią kilka kroków i rzeczywiście zaczął iść przed siebie. Nie podejrzewał, żeby Andrew chciał być w ten sposób widziany przez wszystkich w zamku, więc planował odstawić go na ziemię, gdy tylko przejdą przez most, ale nie zachowywał się tak, jakby naprawdę mu się spieszyło. Mimowolnie porównywał Andrew z innymi, których rzeczywiście próbował w jakiś sposób omamić urokiem i, jakkolwiek źle mogło to brzmieć, Park najbardziej odpowiadał typowi, który mimowolnie Jamie miał. Był niższy, był szczupły, powiedziałby, że kompaktowy i do tego całkiem ładny. Do tego dochodziły zaczepne odzywki i cień prowokacji, który sprawiał, że miał ochotę podjąć wyzwanie, jednocześnie mając ochotę się roześmiać. - Zobaczymy, jak daleko w ten sposób zajdziemy - stwierdził prosto, poprawiając ręce, aby trzymać Parka wygodniej, aż ostatecznie zaprowadził go pod wejście do wieży, o której wcześniej mówił, odkrywając, że irytujące skutki uboczne przebywania w pokoju wspólnym Slytherinu minęły. + /zt x2
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Na feriach Remy dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy o osobach, które znała tylko z widzenia i przy wielu okazało się, że miała nadzieję, na dalsze kontynuowanie znajomości. Jedną z takich właśnie osób była @Scarlett Norwood. Dwie najważniejsze rzeczy o niej? Proste! Lubiła zabawne akcje i robić zdjęcia! Gryfonce nietrudno było stwierdzić po ich wspólnej wspinaczce, że mogłyby się zakolegować. W końcu dziewczyna wydawała się równie rozemocjonowana i pozytywna co ona! Nie czekała długo z propozycją spotkania się po feriach. Co prawda w pierwszej chwili wpadła w ostry wir treningów i nauki, której bardzo uważnie pilnowała ostatnimi czasy Victoria, ale gdy uporała się z najpilniejszymi tematami, mogła znaleźć trochę czasu i na przyjemności. A co mogło być lepszego od małej sesji zdjęciowej? Wspólnie z Carly wybrały kamienny most w Hogwarcie jako bardzo dobrą scenerię do sesji, widok z niego zapierał dech w piersiach, a i wyższe i niższe ogrodzenia i kamienne ściany sprawiały, że można było poszaleć z pozowaniem. Z aparatem na szyi i uśmiechem na twarzy poszła na umówione miejsce spotkania, gdzie jeszcze kilka razy upewniła się, że będą miały dobre światło. Pod względem słońca pogoda im dopisała… Pod względem wiatru nieszczególnie. Już w pierwszej sekundzie wyjścia na zewnątrz w Remy uderzył taki podmuch, że myślała, że wepchnie ją z powrotem do środka. Chyba tylko siłą woli ustała na nogach. W dodatku wiatr ten wcale nie był najcieplejszy i chociaż nie dało się go porównać w żadnym stopniu do mrozów Antarktydy, dziewczyna pożałowała, że nie zabrała z pokoju czapki z futra fomisia. No nic, zdjęcia z rozwianymi włosami mogły być przecież jeszcze piękniejsze! Schowała się pod jedną ze ścian, żeby aż tak jej nie przewiało i czekała na Puchonkę.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Nie trzeba było jej długo namawiać do tego, żeby zabrała się za robienie zdjęć. Właściwie nie trzeba było jej w ogóle do tego namawiać, bo to była czysta przyjemność, a ona lubiła robić wszystko, co miłe. Nic zatem dziwnego, że z przyjęła propozycję Harmony, ciesząc się pomysłem, jaki właśnie padł, zastanawiając się również nad tym, czy uda im się osiągnąć coś interesującego, czy może jednak nie. To były o wiele ważniejsze rozważania, niż zastanawianie się nad problemami, jakie mogły ich czekać. Poza tym taka zabawa skutecznie odwracała jej uwagę od kwestii smoczego jaja, jakie zostawiła pod opieką Huanga, licząc na to, że nie zostanie przez niego zdemaskowana. Na razie jednak aurorzy nie zapukali do jej drzwi, więc mogła spać spokojnie. - Ależ wieje - powiedziała, kiedy znalazła się w umówionym miejscu i dostrzegła Harmony. Nie spodziewała się takiej pogody, co było pozornie dość mocno zniechęcające, ale już po chwili klasnęła w dłonie, dochodząc do wniosku, że właściwie ten wiatr dodawał wszystkim scenom niesamowicie wiele dramatyzmu. To zaś, jak łatwo sobie wyobrazić, można było wykorzystać na wiele różnych sposób i zdecydowanie nie należało z tego powodu zwlekać. - Trzeba się zastanowić, jaki dramatyzm chwili można tutaj oddać! Może niewiastę w opałach? Albo jakąś wietrzą rusałkę, czy coś podobnego. Obie te opcje są takie ekscytujące! Byle tylko nie było tutaj żadnego księcia. Nadal na nich kicham! - stwierdziła, pocierając w zamyśleniu brodę, ciesząc się tym, czym miały się zająć i sprawiając wrażenie, jakby dosłownie wszystko, co się działo, bawiło ją i dawało jej całkiem sporo przyjemności. Bo i tak było, ale na razie głośno o tym nie mówiła.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Uśmiechnęła się do koleżanki i pomachała jej wesoło. - Weź nawet nic nie mów! – zaśmiała się. – Jak tutaj weszłam to prawie mnie zmiotło! Cieszyła się, że Carly pałała podobnym entuzjazmem do życia. Mogła się tylko spodziewać, że większość osób po zobaczeniu i poczuciu na własnej skórze tak „wesołej” pogody, mogłaby chcieć odwołać wszystkie plany i uciec do grzania się pod kocykiem. Całe szczęście Puchonka też po prostu cieszyła się wszystkimi pozytywami i nie zamierzała narzekać. - Książę to pewnie dalej próbuje wciągnąć swój szlachetnie ciężki tyłek na lodospad – wytknęła język, pozwalając sobie pożartować. Chociaż temperatura wcale nie zrobiła się przyjemniejsza, przy dziewczynie od razu robiło się cieplej! Dużo śmiechu, dużo radości i zdecydowanie dużo świetnych pomysłów sprawiało, że Remy zupełnie zapomniała o niesprzyjających warunkach. - Z tak bezużytecznym księciem, to chyba raczej niewiasta, która idzie kogoś uratować z opałów – zachichotała, przypominając sobie ich heroiczną wspinaczkę! – Wietrzna rusałka brzmi tak magicznie! – oczy jej się zaświeciły. – Albo można zrobić też coś bardziej tajemniczego! – zaproponowała zaraz, bo podekscytowana entuzjazmem koleżanki, sama zaczynała mieć coraz więcej wizji artystycznych na tę ich małą sesję. – Na przykład zjawa błąkająca się po zamku! Biała Dama! Na cokolwiek by się nie zdecydowały, była pewna, że czekała ich iście wspaniała zabawa, już teraz ledwo potrafiła opanować swój śmiech, cały czas szczerząc się wesoło na wszystkie możliwości i wspólną zabawę.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Ale na szczęście się tak nie stało - stwierdziła Carly, przykładając rękę do serca, bo mimo wszystko nie miała ochoty ganiać za Harmony nie wiadomo gdzie, gdzie poniósłby ją wiatr i jak daleko. Poza tym mieli dostatecznie wiele nieszczęść w tym roku, kolejnych po prostu nie potrzebowali, a przynajmniej z takiego założenia wychodziła Norwood, która była w dużej mierze zmęczona tymi wszystkimi smokami, pożarami, klątwami i nie wiadomo, czym jeszcze. Zupełnie, jakby cały świat naprawdę oszalał, jakby nie dało się przeżyć chociaż dwóch dni bez jakiegoś wariactwa. Czasami takie coś było też potrzebne, a nie tylko nieustanne gonienie za przygodą w postaci pływania w lodowatej wodzie jeziora zaraz po tym, jak fajerwerki wysadzają cię w przyspieszonym trybie ze statku. - Och, teraz to już sama nie wiem! Wszystko brzmi, jak coś, co chciałabym wykorzystać, bo jestem pewna, że temu księciu przydałoby się utrzeć nosa i pokazać mu, jakie jesteśmy wspaniałe. A zresztą, nie musimy właściwie nic mu udowadniać, bo po prostu wiemy, że tak jest - stwierdziła, po czym wzruszyła ramionami i zaczęła rozglądać się po okolicy. Wyglądała, jakby musiała poważnie przemyśleć to, co zamierzały robić i wyglądało na to, że dokładnie tak było, bo już po chwili zaczęła sprawdzać kolejne miejsca, przymierzając się do nich, jak profesjonalna modelka, którą rzecz jasna nie była. - Wiesz co, wydaje mi się, że ten twój tajemniczy koncept to jest to. Scenerię mamy wręcz idealną, myślę, że bez problemu możemy udawać jakieś zjawy, które kręcą się pośród wiatru, nawiedzając miejsca, w których niegdyś żyły - zakomunikowała w końcu, klasnąwszy w ręce, bo wydało jej się to nagle niesamowicie przekonujące i uznała, że na nic ciekawszego tak naprawdę nie wpadną. Chociaż, oczywiście, w tym zakresie mogła się mylić, bo ostatecznie - hej przygodo!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Uwierz mi Carly, też się cieszę – zażartowała i udała, że ściera pot z czoła. Co jak co, ale i ona wolałaby nie być teraz miotaną przez wiatr po włościach Hogwartu. Jak już zdążyły z Puchonką ustalić – żaden książę z bajki by jej na pewno nie uratował. Oczywiście, tak samo jak jej koleżanka wprost uwielbiała wszelkiego rodzaju wariactwa, ale gdzieś musiała być postawiona ta granica. Tym razem było to robienie za ludzki latawiec na wietrze. Chociaż, jakby się nad tym pomysłem głębiej zastanowić… Nie! To była genialna koncepcja, ale jednak Remy musiała się pilnować. Takie akcje można było odwalać PO nadchodzącym wielkimi krokami meczu quidditcha, a nie przed nim. Mimo to pomysł ludzkich latawców postanowiła sobie zapamiętać, w razie jakby pewien Gryfon chciał się trochę powygłupiać. Jak dokładnie mieliby tego dokonać? Zmartwienie na inny czas. Teraz skupiała się na zabawie i wygłupach z Carly. - Słuchaj, jeżeli księciunio nie widzi, jakie jesteśmy zajebiste, to jest albo głupi, albo ślepy, a najprawdopodobniej oba na raz! – zawyrokowała z absolutną pewnością i zaraz się wyszczerzyła, pokazując dłońmi na nie obie. – No tylko spójrz na nas! Ja bym się dla takich dwóch czarownic wspinała na lodospad – powiedziała rozbawionym, zaczepnym tonem i mrugnęła do niej. Bardzo lubiła i wygłupy z koleżankami i takie komentarze. Każdy czasami chciał czuć się piękny, a w towarzystwie kumpelek najlepiej się nawzajem komentowało swoje wszystkie zalety. - Dobra, to zrób kilka startowych póz! – poprosiła, odsuwając się trochę. – Później się przebierzemy w coś odpowiedniego, ale sprawdźmy, gdzie to najlepiej wygląda! – zaczęła robić zdjęcie po zdjęciu. – O tak! Super! I obrót! Spójrz do kamery! Wysuń dłoń tro… O tak, tak, tutaj! Work it girl! Bosko! – rzucała co chwilę uwagi i komentarze, próbując złapać jak najlepszy kadr, co nie było wcale aż tak trudne z tak dobrze czującą się przed aparatem modelką. Wzięła kolejno wszystkie zdjęcia i pokazała je dziewczynie. - Zajebiście wyszłaś – wskazała kilka ulubieńców. – Zdecydowanie powtarzamy to w stroju!
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Norwood z zadowoleniem przytaknęła, a kiedy tylko Harmony zaczęła wspominać o tym, jakie są piękne i wspaniałe, roześmiała się w głos, żeby właściwie od razu przejść do komplementowania dziewczyny. Robiła to gładko, całkowicie płynnie, nie czując się z tego powodu ani źle, ani dziwnie. Uważała, że każdy zasługiwał na uwagę, że każdy zasługiwał na to, żeby poczuć się docenionym, że każdy miał w sobie dostatecznie wiele sił, żeby dostrzec, że nie był wcale brzydkim kaczątkiem stojącym w kącie. Sama Carly była niesamowicie pewna siebie, potrafiła wędrować ponad ziemią, potrafiła patrząc na innych przyznać bez najmniejszego skrępowania, że była piękna. Miała w sobie tak wiele pewności siebie, że niektórzy się tego bali, ale ona uważała, że nie można było ranić samego siebie, że nie można było się poniżać i twierdzić, że jest się tragicznie złym. - This girl is on fire - zanuciła Carly, kiedy tylko rzuciła się do pozowania, czując się z tym niesamowicie naturalnie, wybierając miejsca zgodnie z własną wolą albo sugestią Harmony, starając się pokazać całą tę pewność siebie, jaką w sobie nagromadziła. Momentami śmiała się w głos, czując się doskonale z myślą, że bawiły się w coś podobnego, że po prostu płynęły z prądem, że znajdowały przyjemność w bawieniu się fotografią. Pogoda również nie była im straszna, a przynajmniej wszystko na to wskazywało, więc płynęły z prądem. - Ha! To jest idealne miejsca do takiej sesji zdjęciowej, ale wiesz, co, musimy koniecznie zrobić sobie wspólne zdjęcie! - zadecydowała, przyciągając do siebie dziewczynę, ciesząc się tym, że się tak wygłupiały. - Będziemy miały kolejną pamiątkę naszych szaleństw! Zobacz, na pewno będziemy wyglądać niesamowicie! - dodała, śmiejąc się ciepło, odgarniając włosy z twarzy, piszcząc przy okazji z uciechy, bo naprawdę podobała jej się ta cała niemądra zabawa, w jakiej teraz brały udział. - To zdecydowanie lepsze niż zajęcia z Patolem! Tam kazałby nam siedzieć na tyłkach i zamienić wszystko w kości, mówię ci.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To była kolejna wspólna cechy dziewczyn – pewność siebie. Harmony także przez życie szła z uniesionym nosem i absolutnym przekonaniem, że nie można było wątpić w siebie, swoje umiejętności, czy też szkalować swojego wyglądu. Nie bała się być głośną, wybuchową, roześmianą sobą, a każdemu, kto próbował to podważyć prychała w twarz. Jak sama powtarzała nie raz, skoro była niska to musiała jeszcze wyżej nosić głowę. Przychodziło jej to tak lekko jak oddychanie. Od małego zaznajomiona była z występami i prezentowaniu się przed publicznością, skrępowanie czy wstyd były więc uczuciami, które na wczesnym etapie zostały z niej zręcznie wyplewione, pozostawiając pewność siebie i przekonanie o swojej własnej wartości. Nic więc dziwnego, że bez problemu i z naturalnym wdziękiem nie tylko przyjmowała komplementy od Carly, ale i je oddawała, bo przecież każdy powinien usłyszeć o sobie coś dobrego. A już szczególnie, jeżeli ta osoba na to zasługiwała! - Może jednak powstrzymaj się z tym ogniem! – zaśmiała się. – Już go wystarczająco ostatnio było – zażartowała, ale nie przestała robić zdjęć. Fotografowanie Puchonki było nad wymiar proste. Często zdarzało się tak, że osoby zamierały przed obiektywem i nie wiedziały, co tam w ogóle robiły i co zrobić ze sobą powinny, ale nie ona. Carly była tak wspaniale pewna siebie, że zdjęcia same prosiły się o ich robienie. - Obiektyw cię kocha! – powiedziała z zachwytem. Gdy dziewczyna przyciągnęła ją do siebie, żeby zrobić im pamiątkę z tego spotkania, w momencie zaczęła się śmiać i robić różne miny. Od tych głupich, przez zabawne, aż po takie, dla których jedynym komentarzem mogłoby być „slay queen”. - Czekaj, czekaj! Jeszcze takie! – wykrzyknęła z podekscytowaniem i zrobiła bardzo kokieteryjną minkę do aparatu, unosząc przy tym zadziornie kąciki ust. – Później wstawimy je na wizbooka i wszystkim szczeny opadną, jak nas zobaczą – lubiła pokazywać to, że była śliczna i pewna siebie, cieszyła się też przychylnym wzrokiem na nią padającym a takie „kuszące” zdjęcia były dla niej świetną zabawą, gdy w tych wygłupach mogła wcielić się w rolę wyrafinowanej modelki.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Prawdę mówiąc, gdyby Carly nie była taka radosna, pewna siebie i pełna wdzięku, byłoby to wręcz dziwne. Mimo wszystko wychowywała się bowiem z Jamiem i chociaż jej brat był gburowatym pajacem - na co z jakiegoś powodu leciało wiele kobiet - miał w sobie krew wili. Roztaczał wokół siebie niesamowity powab i wdzięk, i zapewne właśnie z tego powodu młodsza z rodzeństwa Norwood stała się taka, jaka była. Nie chciała mu w żaden sposób dorównać, nie chciała się z nim ścigać, nie chciała udowodnić, że jest od niego lepsza. To, że na swój sposób była, było zresztą oczywiste, ale to była już zupełnie inna kwestia. Jej mama również była niesamowicie pełna wdzięku, lekka, kobieca, kokieteryjna. Miała w sobie wszystko, czego się chciało, a Carly jakimś cudem stała się do niej niesamowicie podobna, chociaż przecież pamiętała ją raczej z czasów własnego dzieciństwa. - Jedna mała iskierka?- zapytała niemalże błagalnie, bawiąc się przy tym doskonale, naprawdę mając wrażenie, że obiektyw ją kochał. A ona kochała robić sobie zdjęcia, nic zatem dziwnego, że biegała po tym moście jak pomylona, starając się przybrać jak najciekawszą pozę. - Proszę cię! Będą się zastanawiać, czy mogą do nas napisać, czy przypadkiem nie zostaną spopieleni za sobą prośbę - odparła, gdy sama przybrała odpowiednio kokieteryjną minę, by później szturchnąć Harmony w bok i wydała z siebie cichy okrzyk, by zaraz też przyłożyć dłoń do ust. - Wyobraź sobie, tak mi się teraz skojarzyło, że ja chyba nie napisałam pracy domowej dla Forestera! Och, a na pewno byłabym w stanie wiele mu opowiedzieć. A ty napisałaś? - zapytała, opierając się na chwilę o mur, bo powiało znowu chłodem i chociaż Carly naprawdę odczuwała zdecydowanie wyższą temperaturę od tej, jaka obecnie panowała, to i tak nie podobało jej się to, co obecnie robiła pogoda. Chciała wiosny, a nie jakiegoś szemranego przedwiośnia, z którego oczywiście nic dobrego nie mogło wyniknąć. Chciała już czegoś ciekawszego, niż ta paskudna zima, która miała w sobie wiele nudy.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Energia, jaką roztaczała wokół siebie Carly była wprost zaraźliwa i zachęcała do dania upustu różnym wygłupom. Z kolei jej pewność siebie sprawiała, że i Harmony czuła się, jakby wcale nie musiała się hamować ani z komentarzami, ani ze swoimi pomysłami. Sama czuła się fantastycznie w swoim ciele i ze swoim sposobem bycia, więc gdy spędzała czas z kimś, kto tak jak ona nie zważał na kompleksy, czuła, że nie musiała się bać, że ją w jakiś sposób urazi, ztriggeruje czy coś innego. Mogły być przebojowymi modelkami na tym moście i w żaden sposób wzajemnie się tym nie urazić. - Malutka – powiedziała litościwie i zaraz się zaśmiała, wywracając oczami. – Ale żeby było mi to ostatni raz!... Czy jak tam to szło – prychnęła, wygłupiając się udawaniem jakiegoś nauczyciela. - Jeszcze lepiej, jak zobaczą takie nasze zdjęcie – zapozowała z „pazurem”, bawiąc się tą koncepcją wspaniałych modelek aż nazbyt dobrze. – To sami będą prosić, żebyśmy ich mogły poparzyć – uśmiechnęła się do niej zadziornie. Gdy dziewczyna krzyknęła, Remy aż podskoczyła i spojrzała na nią, szukając uszczerbku na zdrowiu. Cóż, był to tylko uszczerbek na ocenie. - O kurde! Dobrze, że Forester to nie Craine – zażartowała. – Tak! Co prawda na ostatnią chwilę, myślałam, że Lenny nie doleci na czas, ale jednak – odetchnęła z ulgą i udała, że ociera pot z czoła. Pamiętała tamto pisanie pracy, tak się zajęła litanią o wełnie, że prawie rozminęła się z terminem u Forestera. – Ale na zajęcia i tak przyjdziesz? – dopytała bo, choć dopiero zaczęły częściej ze sobą rozmawiać, czuła, że z Carly na scenie mogło być dużo zabawniej.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly wychodziła z niesamowicie prostego założenia, że cały świat mógł i powinien wirować, że cały świat mógł robić dokładnie to, czego od niego oczekiwała, że po prostu mogła płynąć i nie zatrzymywać się nawet na chwilę. Bawiła się tym, co miała, tym, co istniało, bawiła się wszystkim, na co się natykała, nie przejmując się jutrem, nie przejmując się właściwie niczym. Była w tym wszystkim w dużej mierze samolubna, choć zawsze słuchała innych i była skłonna wraz z nimi zawojować świat. Jeśli ktoś się czegoś bał, jeśli kogoś coś martwiło albo blokowało, to Carly się tam zjawiała i po prostu pokazywała tej osobie zupełnie inne ścieżki, zupełnie inne możliwości, wierząc, że to, co robiła, było jak najbardziej słuszne. Ostatecznie była, jaka była i przez życie w istocie płynęła, unosząc się nieco ponad ziemią, nie zważając właściwie na żadne przeszkody. - Maleńka! - powtórzyła za Gryfonką, z jakiegoś powodu piejąc z rozbawienia, uważając to za przezabawną sprawę, zupełnie, jakby usłyszała właśnie najlepszy żart świata. Gdyby to jakiś mężczyzna się tak do niej zwrócił, zapewne by tego pożałował i przekonał się, jak w kilku prostych słowach była w stanie sprowadzić go do parteru albo i jeszcze niżej. Na samo dno, gdzie było miejsce takich skretyniałych do reszty chamów. - Powiem ci, że większość to po prostu chciałaby w ogóle tak dobrze wyglądać i nie wstydzić się aparatu. Bo to też jest sztuka, a wiele osób o tej sztuce w ogóle nie pamięta - powiedziała, kiwając głową, a później to potoczyło się już z górki, kiedy przypomniała sobie o tej nieszczęsnej pracy i aż zaczęła przykładać dłonie do policzków, wyrzucając sobie, nieco teatralnie, że zdecydowanie powinna się bardziej ogarniać z życiem. - Przyjdę i najwyżej będę błagała na kolanach o wybaczenie. Całe szczęście, że na studiach nie muszę przejmować się Patolem i jego głupimi pomysłami! Dzięki temu mam więcej czasu, ale jak widać, nawet o takich rzeczach zapominam. Będę musiała się teraz porządnie przygotować do lekcji - stwierdziła, wzdychając i przykładając dłoń do serca, rozpaczając nad tym, co się właśnie stało. - A w ogóle, to czemu jest tak potwornie zimno! Musimy wracać do kuchni!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Prychnęła tak głośno na jej „maleńka”, że aż ptaki na pobliskim suficie zdecydowały się odlecieć, może gdyby nie była tak rozbawiona, pomyślałaby, że to idealne tło do zrobienia kolejnej serii zdjęć, ale w tej chwili zdecydowanie priorytetem było śmianie się. Oh, gdyby jakiś facet postanowił z takim tekstem do niej wylecieć, szybko i bez sentymentów sprowadziłaby go na ziemię, ale wiedziała, że na ustach Carly było to po prostu komiczne. - Oj to prawda… cukiereczku – odbiła jedną z klasycznych zaczepek swoją własną i znów prychnęła. Chociaż mówiła to dla wygłupów, naprawdę nie rozumiała, jak komuś NA SERIO może coś takiego przejść przez gardło. – Większość w ogóle nie docenia ile zdjęcia mogą dodać im pewności. Jak można tego nie lubić?! – dodała, robiąc kolejne zdjęcie. – Ja się czuję jakbym mogła góry przenosić po zrobieniu ładnej fotki! Poklepała dziewczynę po ramieniu, szczerząc się do niej jak głupia. - Z dwojga złego to ty tutaj wygrałaś, nie musisz znosić Patola – zauważyła z chichotem, ale będąc całkowicie szczerą, bez zastanowienia wybrałaby nie odrobienie jednej pracy domowej z artystycznej, niż przebycie lekcji z tym kolesiem. – Nawet najlepszym się zdarza. A skoro zdarzyło się tobie, to znaczy, że dla nas maluczkich jest nadzieja – szturchnęła ją zaczepnie w ramię. Pomysł z zebraniem się do kuchni brzmiał fantastycznie. No ale kto po takim przewianiu nie wybrałby ciepłej czekolady? Remy była się w stanie założyć, że tacy szaleńcy na pewno nie istnieli. Szybko zaczęła pakować swój sprzęt, ostatni raz sprawdzając, czy żadnego ujęcia nie trzeba było powtórzyć. I z uśmiechem zauważyła, że z takimi modelkami jak one dwie naprawdę nie było takiej potrzeby. - To co, jakaś gorąca czekolada i może ciasto? – zaproponowała, gdy już wszystko miała schowane, skocznym krokiem kierując się do wyjścia.
+
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Nie wiedziała, dlaczego tak właściwie bawiło je takie poszturchiwanie się, takie zachowywanie się, jakby nie były ani trochę poważne, ale właściwie nie miała nic przeciwko temu. Musiała jednak zrobić naprawdę oburzoną minę, kiedy usłyszała kolejne piękne słów od Harmony, dochodząc do wniosku, że tym razem dziewczyna naprawdę przesadziła. Gdyby nie wiedziała, że się jedynie zaczepiały, gdyby nie miała świadomości, że bawiły się w najprawdziwsze na świecie wygłupy, mogłaby się w tym momencie obrazić. Nie lubiła, kiedy ludzie się tak do siebie zwracali, nie lubiła, kiedy wzajemnie sobie umniejszali, robiąc sobie tym samym krzywdę, sprowadzając się do roli, jakie zdecydowanie nie były im pisane. - Można i trochę też to rozumiem, jeśli ktoś jest poważny, to nie sądzę, żeby pozowanie było dla niego dobrą zabawą. Może takie do obrazu, albo czegoś podobnego, ale niekoniecznie do takich zdjęć, o! To trzeba mieć nie tylko pewność siebie, ale i fantazję i odwagę, żeby zrobić coś podobnego, nie ma tak łatwo! - wyjaśniła, jednocześnie zastanawiając się przez chwilę, czy to, co powiedziała, miało sens, ale uważała, że tak. Choćby jej brat nie miałby najmniejszych problemów z tym, żeby zapozować, ale nie znalazłby w tym żadnej przyjemności, a jedynie by się znudził albo też zirytował. Ot, taka prosta różnica. - Ha, widzisz? Dobrze było przecierpieć te wszystkie lata i dać radę dotrzeć aż do studiów! Teraz mogę skoncentrować się jedynie na kilku prostych sprawach i nie muszę zastanawiać się, co jutro będę wróżyła z fusów. Polecam! - stwierdziła, śmiejąc się ciepło, pomagając jeszcze Harmony pozbierać wszystkie jej rzeczy i właśnie wtedy gdzieś ujechała jej noga, co skomentowała syknięciem i piśnięciem, by zaraz potem kilka razy podskoczyć w miejscu. Usiadła na ziemi, sprawdzając, co właściwie się stało, ale był z niej taki medyk, jak z koziej dupy trąba, więc nie miała pojęcia, co mogło się wydarzyć. - Najpierw szpital, potem kuchnia, chyba jestem niewiastą w opałach - zadecydowała ciężko, a później z pomocą koleżanki skierowała się we właściwe miejsce, licząc na to, że jej noga mimo wszystko nie ucierpiała za mocno.
z.t x2 +
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Ostatnio zmieniony przez Scarlett Norwood dnia Czw Cze 08 2023, 13:47, w całości zmieniany 1 raz
Korzystałem z tego przejścia bardzo często. Raz z uwagi na najprostszą i najkrótszą trasę pomiędzy częścią główną zamku a skrzydłem zachodnim, a dwa przez wzgląd na widoki. W bardziej słoneczne dni lubiłem się tutaj zatrzymać na moment, by nieco odsapnąć w przerwie pomiędzy zajęciami. Biegnąć z jednego punktu do drugiego w większości wypadków można było przeoczyć wiele pięknych rzeczy. Stado ptaków podrywające się z lasu, którego drzewa zaszeleściły w taki sposób, jakby obok nich przeszło coś naprawdę dużego? Osoby o słabszych nerwach mogły nabawić się zawału, to prawda, jednak bardziej odważni mogliby chcieć sprawdzić co to było. Dreszczyk emocji towarzyszący przygodzie, i to nielegalnej? Idealna robota dla gryfonów. Dzisiaj przechodziłem przez most powolnym krokiem, nie mając powodu do pośpiechu. Wodziłem wzrokiem po otoczeniu, bardziej z nudów niż z potrzeby znalezienia czegoś. Przez wzgląd na to, początkowo nie zauważyłem odbłysku. Dopiero gdy znalazłem się bliżej, stwierdziłem, ze obok jeden z ozdobnym kolumn leżą złote krążki. Wiele złotych krążków. Podszedłem bliżej i przykucnąłem, sprawdzając z czym mam do czynienia. Oczyściłem przedmiot z zalegającego brudu, dostrzegając, że jest to moneta, a dokładniej galeon. Ponowiłem czynność z każdą leżącą tu monetą, a im więcej ich miałem, tym bardziej byłem zdziwiony. Komuś się rozpruła sakiewka? Galeony w takiej ilości leżące na często uczęszczanej drodze nie były czymś normalnym. Gdyby nie mój debet studencki to bym się pewno nie ośmielił zebrać monet. Niestety wciąż wisiałem szkole nieco gotówki, a znalezione nie kradzione, prawda?
Val szła powolnym krokiem, przytulając do piersi naręcze książek. Wyszła z zachodniego skrzydła i kierowała swoje kroki w stronę wielkich schodów. Westchnęła, gdy znalazła się na kamiennym moście. Choć było ładne i słonecznie, było tak okropnie zimno. Podmuchy porywistego wiatru z pięć razy zepsuły jej starannie uczesane włosy. Musiała wyglądać jak idiotka. Już chciała przekroczyć most w pośpiechu, nie podziwiając ładnych widoków ani nie zatrzymując się nawet na chwilę. Stanęła jednak jak wryta, gdy ujrzała przed sobą znajomą twarz. - Hej, Felix - ni to zapytała, ni to stwierdziła, nie będąc zupełnie pewną, że to był faktycznie on. W końcu był pochylony nad czymś, co wyglądało jak całkiem spora kupka nieco brudnych galeonów. - Widzę, że ci się dzisiaj poszczęściło - dodała, próbując przyczesać rozwiane włosy. Nie zwróciła uwagi na to, że być może dla niektórych to co powiedziała mogłoby brzmieć dwuznacznie. Opatuliła się szczelniej szatą, czekając cierpliwie na odpowiedź. Posłała w stronę chłopaka nieśmiały uśmiech. Ewidentnie ucieszyła się na jego widok.
Niemalże podskoczyłem, słysząc głos wypowiadający moje imię. Zatrzymałem zbieranie pieniędzy, odkładając powoli mieszek i przekręcając głowę w kierunku dźwięku. Byłem niemalże pewien, że to właściciel, który przyszedł szukając zguby. Zdążyłem nawet wymyślić po krótce powód, dla którego tak pieczołowicie zbierałem każdego galeona, niczym kruk szukający jedzenia w ziemi. Widząc Valerie przełknąłem ślinę, uśmiechając się przy tym krzywo. Miałem się odezwać, kiedy padły jej kolejne słowa. Zaraz, zaraz, czy ona mi gratulowała znaleziska? - Cześć Val, mmm, dzięki? - bardziej zapytałem, nie bardzo wiedząc, jak mam zareagować. Przepraszać czy kontynuować zbieranie? Rzucić jakąś zabawną anegdotę czy zachować powagę sprawy? Miałem obecnie w głowie taki chaos, że szum pracy mózgu był zapewne słyszany przez innych ludzi. - No, a ten, jak mija dzień? - uśmiechnąłem się krzywo, patrząc na nią i próbując na oślep ładować galeony do sakiewki. Jeszcze tylko brakowało, żebym zaczął się pocić ze stresu, a wyglądałbym jak nieudaczny złodziej, którym się obecnie czułem. Dlaczego więc wciąż zbierałem te pieniądze? Jeden Merlin wie.
Widząc jego krzywy uśmiech, przechyliła głowę. Nie widziała nic złego w tym, co robił, w końcu znalezione nie kradzione. Już chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle znowu mocniej zawiał wiatr. Znowu włosy zaatakowały jej twarz, a ona aż wstrzymała powietrze nie chcąc wdychać zimnych porywów w płuca. - Proszę bardzo - odpowiedziała po chwili, gdy zdążyła je już odgarnąć z twarzy. Uśmiechnęła się nieporadnie, zupełnie jakby to była jej wina, że uporczywy wiatr nie daje jej spokoju, po czym zadumała się na jego pytanie. Jak jej mijał dzień? Do tej pory do dupy. Od teraz coraz to lepiej. - Wietrznie - odpowiedziała, lakonicznie tuląc do siebie książki. Było jej całkiem zimno, ale dzielnie to ignorowała, chcąc jak najdłużej zagaić rozmową przystojnego Krukona. - I owocnie. Mam za sobą całkiem udaną sesję nauki, może w tym tygodniu uda się poćwiczyć trochę zaklęcia. Chociaż w sumie tyle tego jest, że nie wiem, w co włożyć ręce - odpowiedziała, czując jak nieco się rumieni. - Może potem pójdę przejść się na błonia. Jeśli starczy mi na to doby - zaśmiała się, tak słodko nieświadoma katastrofalnych skutków przechadzki, którą sobie zaplanowała. Obserwowała poczynania chłopaka, przez myśl przemknęło jej, że ciekawe ile może to być pieniędzy. W sumie to nie jej sprawa, zganiła się i uprzejmie czekała aż podniesie ostatnią z monet. - Jak tam się miewa twój przyjaciel, Palcogryz. Dalej dokazuje? - zapytała łagodnie. Nie chciała, żeby Felix czuł się jakkolwiek nieswojo czy coś. Wcale go nie oceniała, na twarzy miała szczery i promienny uśmiech.