Zewnętrzny most na pierwszy piętrze stanowi proste przejście między wielkimi schodami, a pierwszym piętrem skrzydła zachodniego. Ponadto miejsce to idealnie nadaje się na podziwianie okolicznych widoków i krótki odpoczynek między zajęciami.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Niezależnie od tego, czy pogoda dopisuje, czy też i nie, w pewnym momencie źle postawiłeś własną stopę, wyjątkowo boleśnie ją wyginając. Po dłuższych oględzinach okazuje się, że skręciłeś kostkę. Jeżeli punkty w kuferku Ci na to pozwalają, możesz udzielić sobie sam pomocy. Jeśli nie to poproś o pomoc osobę, która potrafi ewentualnie napisz post na minimum 2000 znaków w skrzydle szpitalnym, gdzie otrzymujesz pomoc od pielęgniarki.
2 - Przechodzisz spokojnie przez kamienny most, kiedy to promienie słońca powodują, że zauważasz umiejscowione gdzieś w pobliżu barier monety. Zaciekawiony do nich podchodzisz... Rzuć jeszcze raz kostką! Ilość oczek pomnożona przez dwanaście, którą udało Ci się zdobyć. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
3 - Dostrzegasz toczącą się po kamiennej posadzce kulkę papieru. Jeśli ją podniesiesz, okaże się, że jest to czyjaś praca domowa! Może się okazać przydatna. Rzuć kostką jeszcze raz: parzysta - zapiski dotyczyły opieki nad magicznymi stworzeniami. Wczytując się dowiadujesz się czegoś nowego o korniczakach i tym samym zyskujesz 1 pkt do ONMS. nieparzysta - były to notatki tak nieczytelne, że nie byłeś w stanie z nich w żaden sposób skorzystać.
4 - Akurat gdy znajdowałeś się na moście, nad Tobą przelatywały sowy. Rzuć kostką jeszcze raz: parzysta - jedna z nich posiadała przy nodze pakunek zbyt luźno przywiązany i niestety, a może stety odwiązał się on i upadł tuż pod twoje nogi. Możesz stać się posiadaczem magicznego dziennika - jeśli zatrzymasz przedmiot, upomnij się o niego w odpowiednim temacie; nieparzysta - niestety jedyne, co spada z nieba, to ptasia kupa... W dodatku prosto na twoje ramię! Lepiej szybko się wyczyść, zanim ktoś zobaczy!
5 - Kilkoro uczniów chyba urządziło sobie wyścigi. Jeden z nich przypadkiem wpadł prosto w Ciebie. Dźwiękowi gwałtownego uderzenia towarzyszy charakterystyczny brzęk, z jakim galeony z twojej kieszeni wypadły na kamienną podłogę. Kiedy odwracasz się, by sprawdzić, gdzie się one znajdują, widzisz jak moneta turla się ku krawędzi... I spada z mostu. Odnotuj stratę 30 galeonów w odpowiednim temacie.
6 - Wiejący wiatr ewidentnie nie działa na Twoją korzyść. Szarpie za włosy, powoduje, że mróz przenika do Twoich kości, niezależnie od pogody, co wydaje się być wyjątkowo dziwnym zjawiskiem. Rzuć jeszcze raz kostką: nieparzysta - na szczęście zakończyło się tylko i wyłącznie na nieprzyjemnym odczuciu chłodu oraz śmiesznej fryzurze; parzysta - niestety, ale tego dnia zachorowałeś na Lebetiusa. W ciągu następnych dni będziesz zmagał się z uporczywym katarem oraz kichaniem, przy którym z Twoich uszu wydobędzie się biała para. Możesz udać się do skrzydła szpitalnego lub zakupić na własną rękę eliksir pieprzowy, który postawi Cię na nogi.
Autor
Wiadomość
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Głupio pyta, sam dobrze wie, że Harmony oprócz chodzenia na lekcje, tak jak każdy również uczęszcza na dodatkowe kółka, a także przewodniczy im, czy chociażby ma swoje łyżwy. Gra również w drużynie quidditcha, sam do tego się trochę przyczynił i był z tego bardzo dumny! Ostatnio też nie za wiele widuje się, ze swoją siostrą, chociaż należą do tego samego domu, gdyby powiedzmy, była chłopcem, wyglądałoby to inaczej? Z pewnością nie. W jej krwi krążyło coś na zasadzie bomby, która nie pozwalała usiąść w miejscu i cieszyć się ciszą, czy spokojem. Lubi to w niej i wcale go to nie męczy, wręcz przeciwnie wydawało mu się, że w jej towarzystwie doładowuje się niczym te mugolskie urządzenia przenośne, w które cały czas wpatrywali się niemagiczni. - No tak, racja sam czasami nie mam czasu... - się wysrać. Tego nie zamierza mówić przy uroczej Lloyd. Tak naprawdę nie wie, jak to jest między dziewczynami. Z mężczyznami jest prosto, jak jakiś konflikt dadzą sobie po zaklęciu w mordę, potem pójdą wypić i wszystko gra. Kobiety za to coś kombinują, planują, chowają urazę, jakby planowały krwawą zemstę — trochę się ich boi. Trzeba być czujnym w ich obecności jak cholera, zwłaszcza jak mają te dni... - Lubie dowiadywać się czegoś nowego o sobie. - Przytakuje jej, uśmiechając się, nie mając zamiaru już drążyć tematu na temat Remy i historii, które z pewnością koloryzowała na jego temat, jakby sama malowała w galerii u Swansea'ów. Co do Easton, Winni myśli, że wszyscy wiedzą, kto to jest Darby, dlatego nawet na moment mu nie przychodzi do głowy, żeby się wytłumaczy, że to jego najlepsza przyjaciółka, a nie dziewczyna... Chociaż bardzo by chciał, żeby była jego dziewczyną, ale to wszystko jest takie skomplikowane, że czasami budząc się z wielkim kacem, zastanawiał się, czy nie walnął czegoś głupiego, po pijaku na przykład wyznał jej miłość. Kiwa głową na krótką odpowiedź puchonki, kiedy powiedział o przyczepie. Sam nie czuje potrzeby, aby dzielić się wszystkimi swoimi wspomnieniami z niedawno co poznaną dziewczyną, chociaż wydaje się taka sympatyczna; niektóre skrawki minionej przeszłości na zawsze już będą jego, a inne trafią do dziennika podróżniczego. Chichocze, gdy Valerie określa Venetie niezbyt pachnącym miejscem. - Czyli trzeba chodzić ze spinaczem na nosie? - Stwierdza bardziej niż pyta. Nie żałuję, że przegapił tyle ciekawych venetiańskich miejsc do swoich rysunków. Remy narobiła dużo zdjęć, miał co oglądać. - Puchonkę - pomocniczke. - Macha ręką na słowo frajer, które totalnie mu nie pasuje. - Frajerów dużo jest w Slytherinie. - Szepczę to ostatnie słowo, rozglądając się na boki, udając wielką konspire, chociaż tak naprawdę żartuje. Zna nie jednego spoko ziomka u zielonych, ale reputacja wychowanków Helgi Hufflepuff jest teraz dla niego najważniejsza, bo ma przed sobą jedną z nich, śliczną Valerie Lloyd, artystkę!
Odetchnęła z ulgą w momencie, w którym zrozumiała, że Winnie nie zamierza naciskać. Nie sposób powiedzieć, czy umiejętnie ukryła przed nim prawdę czy zwyczajnie w jego naturze leżało to, by wtykać w nos w nie swoje sprawy. W każdym razie było jej to na rękę i poczuła się nieco pewniej niż jeszcze kilka chwil temu. Uśmiechnęła się również w odpowiedzi na to drugie. Wzruszyła ramionami, przez chwilę zamilkła, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. A potem odparła szczerze i bez wyrzutu w stosunku do kogokolwiek konkretnego. - A ja nie. – Gdy na niego spojrzała, w jej smutnym uśmiechu czaił się cień zwątpienia. Prawda była taka, że okropnie przejmowała się plotkami, jakie zwykła słyszeć na temat swojej skromnej osoby. Podła szlama – czy nie tak czasami na nią wołali? Nie chciała jednak teraz o tym myśleć, bo nic nie zmieniało to, że tak wiele osób w stosunku do niej kierowało się uprzedzeniami. Nie było również sensu, by poświęcać swój czas i siły na walkę z wiatrakami. Ludzie zawsze gadali i zawsze gadać będą, o wiele istotniejsze było to, co Val myśli o samej sobie. Szybko pożałowała tego, co tak nieprzemyślanie zdradzała między słowami. Poczuła, że się rumieni i że ta rozmowa znowu zbacza na tory, których eksplorować nie zamierza. Dlatego z ulgą przyjęła fakt, że Seaver pozwolił sobie na żart. - Och tak, to zdecydowanie dobry pomysł - rzuciła, odgarniając włosy z twarzy. Jak zwykle, wiało tu niemiłosiernie. - Może sam się jeszcze o tym przekonasz. Była święcie, że jak na Seavera przystało jeszcze nie raz wybierze się do Włoch i w sumie… gdzie tylko będzie chciał. W końcu był młody, miał przed sobą całe życie a w rodzinnym skarbcu czekała na niego kupa złota. W sumie to ciekawe, przemknęło jej przez myśl, co zamierza po szkole. Ale to przecież nie była ani trochę jej sprawa, toteż wcale nie zamierzała pytać. - Pomocniczkę? – mruknęła, patrząc na niego przelotnie, a uważne oko bez trudu mogło spostrzec iskry rozbawienia. Gdyby znali się trochę lepiej, pozwoliłaby sobie na uszczypliwą uwagę. Tak jednak nie było, choć kto wie, może jeszcze kiedyś odważy się przy nim na drobne złośliwości. Póki co grzecznie się zaśmiała, szczególnie gdy spostrzegła, jak teatralnie rozgląda się wokół siebie. - Frajerzy są wszędzie, Winnie. A u Ślizgonów… – zaczęła, tracąc na chwilę rezon. W jej głowie natychmiast pojawiła się wyniosła twarz Deara, to spojrzenie pełne pogardy i poczucia wyższości. - Jest sporo takich, co jeszcze nie wiedzą, że nimi są. Niech sobie myślą, że zawsze mają rację. Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni.
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Nie naciska, ale nawet jeśli chce wiedzieć, co się między nimi wydarzyło to nie ze wścibstwa, chociaż, jak na Seavera lubi wtykać nos w sprawy, w które nie powinien. Gdyby jego ród nie wpychał się tam, gdzie trzeba, z pewnością nie byłby posiadaczem obszernych pomieszczeń pełnych cudownych artefaktów, przedmiotów z najdalszych zakątków świata, ale to nie o to chodzi. Lepiej wiedzieć, czy Remy nadal się kumpluje z Valerie, żeby potem kwasu nie było, jak zaprosi puchonke na podwieczorek z malowaniem. Nic jednak się nie dowiaduje w tej kwestii, ale to nie koniec świata! Nie obawia się plotek, nie ma problemów ze swoją samooceną, to może kwestia wychowania i krwi, która przecież naznacza te biedne niemagiczne dzieciaczki już na starcie, kiedy tylko wpadają przez próg Hogwartu niczym prosiaczki na rzeź. Nie raz niczym prawdziwy wychowanek Godryka Gryffindora bronił przyszłe skrzywdzone pokolenia przed ślizgońskim złem. Uśmiecha się na jej słowa, wiedząc, o co chodzi, a z pewnością się domyślając, bo czy nie lepiej dowiadywać się o sobie miłych rzeczy? Takich uskrzydlających? Niż paskudnych plotek? Chociaż te czasami bywały takie zabawne, sam śmiał się, kiedy to jego dupa była obgadywana i nie mógł uwierzyć, co ludzie wymyślają, albo za jakiego pajaca go mają, ale może jest w tym odrobina prawdy. W końcu Winnifred jest marzycielem! - Zapewne! Remy mi nie przepuści. - Krótki śmiech Seavera już kolejny raz towarzyszy im, a on notuje w myślach, że jakby się miał wybrać zaraz do Venetii, chociażby w ten weekend musi pamiętać o zatyczkach do nosa czy spinaczu. Jego włosy nie rozlatują się na wszystkie strony jak Lloyd, ale to dlatego, że nie są takie długie; tylko krótkie wyglądające jakby papa wiatr mierzwił mu właśnie czuprynę niczym niesfornemu smarkaczowi. Już ma się głupio tłumaczyć z "pomocniczki" ale szybko o tym zapomina, kiedy temat schodzi na obrażanie ślizgonów, nie żeby był takim okrutnym, podłym lwem, a jednak dopóki są węże w Hogwarcie, ciężko dać sobie spokój z tymi małymi uszczypliwościami. - Masz rację, masz racje! - Wybucha śmiechem, a oczy szklą mu się od łez, tak go rozbawiła, że aż chłopak z tego szczęścia płaczę. Pogadali, pośmiali się, po filozofowali, Winnifred z pewnością chciałby więcej dowiedzieć się o koleżance, ale tak jakby prawie byli umówieni na kolejne spotkanie. Dlatego żegna się z nią ładnie, uśmiechając się do niej, kiedy każde z nich odchodzi w swoją stronę, a gdyby tylko odważyłaby się odwrócić, zobaczyłaby jak macha do niej.
Ten dzień nie różnił się niczym innym od poprzednich - spieszyła się, była w biegu, między jedną lekcją a drugą, obładowana plecakiem, wypożyczoną książką, przewieszoną przez ramię szkolną szatą, trzymającą pod pachą plik pergaminów, które stanowiły referat dla pana O'Malley, a pod drugą sadzonkę dymnicy. To nie tak, że była flegmatyczna czy zaspana. Tegoroczny plan lekcji był niefortunnie dobrany bowiem zmuszał do pokonywania kilometrów między jedną salą a drugą. Nie nadążała bo miała krótkie nogi, nie posiadała za grosz kondycji i mimo, że przemieszczała się szybko to męczyła się łatwo. W chwili obecnej uciekła przed Irytkiem, który w tym miesiącu postanowił doprowadzać ją do szału. Wypadła przez akurat zamykające się przed jej nosem wielkie dwuskrzydłowe drzwi, ledwo przeciskając się w coraz to bardziej zmniejszającej się szczelinie. Na szczęście talię miała wątłą, piersi niewielkie, włosy ciasno przylgnięte do czaszki więc przecisnęła się w ostatniej chwili przed nadlatującą łajnobombą. Problem w tym, że wylądowała na kolanach, wypuszczając wszystko, co miała w rękach. Z zastygłą miną patrzyła jak jej referat z eliksirów właśnie odlatuje hen daleko poza most. Książki rozsypały się po posadzce, doniczka z sadzonką pękła, jej szkolna szata zawisła na wygasłej kamiennej pochodni, a z plecaka wysypały się zeszyty, kałamarze i drobne acz ważne detale. Nie były one jednak ważne jak referat, nad którym spędziła dwa wieczory i pół nocy, a kosztowało ją to mnóstwo stresu z powodu szczerych i zakorzenionych w duszy obaw przed nauczycielem eliksirów. Z obdartymi kolanami podeszła do krawędzi mostu. Wiało, hulało, mróz przenikał ją do kości a ona tylko patrzyła jak pergaminy giną w oddali. Oparła łokcie o zimny kamień i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała ale załamała się. Nie mogła się pokazać nauczycielowi na oczy bo przecież to oczywiste, że jej nie uwierzy. Wizja złej oceny, której poprawienie graniczyło z cudem... nie miała na to sił. Nie posprzątała rozrzuconych rzeczy będąc zbyt przerażoną planem tłumaczenia się profesorowi z powodu braku pracy domowej. Minę miała zrozpaczoną choć w niebieskich oczach czaiła się furia kierowana na Irytka. Kolejny raz wpędzał ją w kłopoty i o ile na większość potrafiła przymknąć oko, tak na zniszczenie jej pracy nie potrafiła.
Pogoda była dzisiaj okrutnie zdradliwa i nieprzewidywalna. Nawet zaklęcia chroniące przed podmuchami wiatru zdawały się nie dawać sobie rady, a przynajmniej te w jego wykonaniu. Mruczał coś niezrozumiałego pod nosem, kłócąc się z własnymi myślami na temat tego, że niepotrzebnie wychodził dzisiaj z zamku na bieganie, bo prędzej wypluje za kilka dni płuca z powodu choroby, niż z wysiłku. Innymi słowy było to kompletnie nieopłacalne posunięcie, ale jak zwykle oczywiście uparł się, że da sobie radę. Wrócił więc do zamku mokry i nie wiadomo było czy był to pot czy już pierwsze krople zwiastujące nadciagającą, jesienną ulewę, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Czuł, że robi mu się zimno, a co najgorsze musiał wyjść z Wielkich Schodów i ruszyć do Skrzydła Zachodniego. Most był najszybszy, ku jego kompletnemu niezadowoleniu. Nie wiedział, czy to ta pogoda czy to pasmo niepowodzeń doprowadziły do tego, że dziś miał tak paskudny humor, ale kiedy wkroczył na most cała jego złość wyparowała jak ręką odjął. Na Merlina. Choć jego twarz nie wyrażała absolutnie nic, to w środku poczuł jednak uczucie niepokoju, kiedy jego węgielne oczy dopatrzyły się uczennicy w kompletnym rozgardiaszu. Zbliżył się, przyglądając się pobojowisku, które wyglądało jakby coś tu wybuchło. - Czy... wszystko w porządku? Co się stało? - zapytał niepewnie. Skoro jemu udzielił się dzisiaj paskudny humor, to czarodziej jeden wiedział co przechodzą buzujące dorastaniem i hormonami dzieciaki. Zresztą zadał dość głupie pytanie. Od razu było widać, że nie jest dobrze, cokolwiek się tu nie wydarzyło. Wyjął różdżkę i bezgłośnie rzucił zaklęcie, które zaczęło zbierać rzeczy do kupy, naprawiło ceramiczną doniczkę czy podreperowało zaciągnięty materiał szaty. A później na nią spojrzał oczekując odpowiedzi.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Im dłużej stała na tym wietrze, tym większa rozpacz malowała się na jej ukrytej w dłoniach twarzy. Być może to zawirowania hormonalne spowodowały u niej taką reakcję wszak zazwyczaj była bardziej opanowana i trzeźwo myśląca. W chwili obecnej dostrzegła świat w czarnych barwach a najciemniejszym punktem miała być rozmowa z profesorem O'Malley. Podskoczyła ze strachu, słysząc znikąd tembr głosu nauczyciela. Odwróciła się gwałtownie, straszliwie obawiając się, że zwabiła myślami bogina... lecz dostrzegłszy nowego nauczyciela od Starożytnych Run, nieco się rozluźniła. Spostrzegła, że posprzątał jej bałagan i nawet nie wydawał się skory opieprzać ją za to, że go spowodowała. - Wszystko się stało, profesorze. - wydusiła z siebie, nie potrafiąc ukryć rozpaczy w spojrzeniu. W głosie brzmiała też nuta paniki. Gdyby był tu ktoś z jej bliskich to zapewne łatwiej byłoby się jej zebrać w garść lecz w chwili obecnej musiała się z tym zmierzyć samodzielnie. - Irytek mści się na mnie za to, że śmiem go lekceważyć. Uciekałam przed nim i przez niego w siną dal odleciał mój referat dla profesora O'Malley. Pisałam to dwa dni a termin jest na dziś. Przecież profesor O'Malley nigdy mi w to nie uwierzy. - opuściła barki i znów zakryła twarz w dłoniach, z trudem opanowując potrzebę wylania łez. To byłoby niezwykle uwłaczające, zwłaszcza w towarzystwie nauczyciela. Zimny wiatr ułatwiał wysuszenie oczu więc ryzyko było zminimalizowane. Nie wiedziała czy profesor Nawthorn wiedział o tym jaki psor O'Malley budził postrach... albo to tylko ona tak straszliwie bała się chodzić na jego zajęcia przez to, jaki był. Budził w niej irracjonalny lęk, stresowała się przy każdych jego lekcjach, unikała spotykania częściej niż to absolutnie koniecznie. Ba, wycwaniła się aby pisać referaty na takim poziomie, aby nie miał ochoty tego komentować. Uzyskanie oceny Zadowalający było dlań trudne, zwłaszcza w tym referacie, który właśnie przepadł. - Czemu, czemu ja potrzebuję tych eliksirów do OWUTemów? - jęknęła sama do siebie i walczyła ze swoją rozpaczą. Nie była w stanie spojrzeć trzeźwo na sytuację. Przejmowała się i bała tego, co nadejdzie. Do tego wszystkiego trzęsła się z zimna, z racji, że szkolnej szaty nie założyła, a nie wpadła na to, aby teraz po nią sięgnąć.
Nos zaczął mu delikatnie czerwienieć od panującej pogody i zaciągającego na moście zimnego wiatru. Jak on nie przepadał za jesienią. Zima była bardziej wyrozumiała, szczególnie kiedy na ziemi pojawiał się biały puch. A teraz? Jak nie skończy się to tygodniem w łóżku z przeziębieniem (lub czymś gorszym) to chyba zacznie wyznawać czarodziejskie wierzenia jak fanatyk. Przyglądał jej się czujnie i choć nie był fanem spoglądania na siebie oko w oko przez dłuższy czas, to jednak z uczniami było jakoś inaczej. Szczególnie jeśli przeżywali kryzysy o usprawiedliwionym podłożu. O tym nieusprawiedliwionym w zasadzie też. Lubił pomagać, ale czy było w tym coś niestosownego? W ciszy wysłuchał tego, co miała do powiedzenia i chwycił się palcami za podbródek, rozmyślając. - W istocie nieciekawa sytuacja. - mruknął, skupiając wzrok na jej poukładanych już rzeczach. Jej rozpacz i strach były wręcz namacalne. Chyba nie miał jeszcze okazji poznać profesora eliksirów (a może był na spotkaniu w pokoju nauczycielskim? Zamieszanie na pewno wprowadziło pewne niedociągnięcia w pamięci), ale widocznie był Snapem tego pokolenia. - Mogę usprawiedliwić Cię u profesora...O'Malleya, choć podejrzewam, że może być to trudna walka. Być może uda się wynegocjować przedłużenie terminu, choć nie mogę nic obiecać, to jego decyzja. - zerknął na nią ponownie czarnymi oczami. Autentycznie jej współczuł. Jakoś nigdy nie był fanem despotycznych nauczycieli, bo w zasadzie kto był? Ale z drugiej strony nie jemu było oceniać na podstawie jedynie uczniowskiej relacji. Co nie zmieniało faktu, że napisać nie zaszkodzi, w końcu na własne oczy widział co tu się wydarzyło, a Puchonka nie wyglądała na taką, co miałaby łżeć w żywe oczy, zważywszy na jej stan.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Nie była pewna dlaczego postanowiła żalić się... w dodatku nowemu nauczycielowi. To było niemądre z jej strony. Ośmieliła się narzekać na profesora O'Malley i choć nie obraziła go żadnym słowem to jej twarz w chwili obecnej była otwartą księgą. Przerażała ją konieczność udania się na lekcję. Spodziewała się, że dostanie nerwicy bądź zawinie się w kłębek rozpaczy w dormitorium, jeśli zostanie zjechana od góry do dołu przez schrypnięty głos nauczyciela. Podniosła wzrok na pana Nawthorn a minę miała taką jakby właśnie oznajmił, że zatańczy walca ze szkolną kałamarnicą. Nie spodziewała się spotkać żadnego sojusznika po tej stronie barykady, zwłaszcza wśród kadry pedagogicznej. - Pan mi wierzy? - zamrugała, na moment zapominając o zbliżającym się Trollu w dzienniku. Nie miała żadnych dowodów na swoją niedolę. Co prawda nie miała pojęcia jak długo pan Nawthorn tu stał lecz wydawało się jej, że najpierw musi udowodnić swoją sytuację aby uzyskać tak solidną propozycję wsparcia. - Martwię się. Sama nie wiem. To jest szansa ale z drugiej strony... profesor O'Malley nie gryzie się w język. Och, czemu to musi być takie trudne. To tylko jeden Troll w pierwszym miesiącu nauki. - mówiła ni to do nauczyciela ni to do siebie. Próbowała siebie przekonać, że to nic strasznego a jednak należała do Puchonek dbających o oceny. Myślała na głos i wierzyła, że te drżenie dłoni to nie ze strachu a z zimna. - Nie da się coś zrobić z Irytkiem, profesorze? Rozbestwił się. Nie można go zamknąć w jakimś magicznym kufrze czy coś? - przecież poltergeist czuł respekt przed nauczycielami więc czemu ten duch wciąż latał po szkole i doprowadzał do szału mnóstwo osób? - On utrudnia próby przygotowania się do OWUTEM'ów. - nie powinna tak się żalić lecz była obecnie tak poddenerwowana, że nie mogła tego powstrzymać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lockie kazał, Max leciał, a przynajmniej gdy ten pierwszy akurat prowadził zajęcia. Jeśli mieli szukać śmieci, to proszę bardzo, choć Max teraz żałował, że wszystkie jego wypalone na terenie zamku pety albo niszczył, albo podrzucał pierwszakom w formie guzików. Miałby wiele elementów do pracy, gdyby tylko kumpel dał mu znak chwilę wcześniej. Niestety sytuacja miała się tak, a nie inaczej, więc Solberg wyszedł z klasy i zaczął iść przed siebie. Nie zamierzał jak debil latać po całym Hogwarcie. Uznał, że ograniczy się do najbliższych zakamarków i tak zawędrował aż do wejścia na kamienny most. Wiedział, że tu wiele osób wyrzucało z kieszeni to, co akurat im wadziło, więc uznał lokalizację za idealną. Dużo się nie pomylił. Nie wszedł nawet na most, jak o mało co nie potknął się o stare wiadro. Zachichotał pod nosem, bo przypomniało mu się to, do którego właził nago w Venetii. Nie szukając więc dalej, zgarnął przedmiot i zawrócił.
/zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Uniósł brew i delikatnie przechylił głowę przyglądając się jej uważnie swoimi czarnymi oczami, zupełnie jakby próbował ją rozpracować i bynajmniej się z tym nie ukrywał. Pozostał przez chwilę w ciszy analizując jej zachowanie i z lekką konsternacją w głosie wypalił: - A kłamiesz? - to było raczej pytanie retoryczne, co dało się wywnioskować z tembru jego głosu. Była tak rozstrzęsiona, że łganie to naprawdę ostatnie o czym mogłaby myśleć, a przerażenie spowodowane profesorem O'Malleyem dodawało jedynie tchnienie prawdy we wszystko w co mówiła. Nie przepadał za nauczycielami, którzy swoim zachowaniem i osobą doprowadzali dzieciaki do takiego stanu, ale z drugiej strony osobiście nauczyciela eliksirów praktycznie nie znał i nie mógł o nim zbyt wiele powiedzieć. Nie będzie go więc na razie oceniał, niemniej faktem było iż dziewczyna bała się go tak, że nie miał wątpliwości jak może wyglądać jej bogin. - Myśle, że profesor O'Malley mimo wszystko też jest człowiekiem. - w głębi duszy. - Ambicja zawsze jest trudna, aczkolwiek jeden troll złego czarodzieja nie czyni. - zaplótł ręce na piersi, kiedy wiatr łomotał ze wszystkich stron i doprowadzał jego ciało do delikatnych drgawek, choć raczej niewidocznych na pierwszy rzut oka. Jak on się po tym nie rozchoruje, to znajdzie najbliższą kapliczkę Merlina i mu za to podziękuje. - Zapewne nie pocieszę Cię, kiedy powiem, że nie. Irytek jest częścia tej szkoły od tak dawna, że jeszcze byśmy się za nim stęsknili. - czy była w tym nutka sarkazmu? Być może. Jak to jest, że nie minął tydzień, a on znowu ma konwersację o tym poltergeiście? To chyba mówiło samo przez się o jego obecności w tym przybytku. - Możliwe, że jakby było zbyt łatwo, to nikt by tego nie docenił, a na pewno nie my sami. - mruknął, wypowiadając zdanie niczym z tomiku powiedzonek motywujacych rocznik 94'. - Ile jest jeszcze czasu do oddania pracy?
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Czuła się przeszywana spojrzeniem na wskroś. Nie było to przyjemne uczucie, zwłaszcza gdy wstydziła się swojej reakcji. Jak nic musiał widzieć w niej szczere obawy, być może zbyt głębokie jak na zwykłą relację z nauczycielem. Drgnęła, nie będąc pewna czy z zimna czy narastającego uczucia dyskomfortu. - Nie umiem kłamać, mieć nieruchomej mimiki i zimnych oczu.- odparła w niekonwencjonalny sposób. Wyraz twarzy Irys zdradzał aktualnie dominujące w niej uczucia i emocje. Kiedyś próbowała kłamać lecz każdy potrafił ją przejrzeć. Musiała pogodzić się z faktem, że to Ike opanował kłamanie do perfekcji zaś jej pozostała niekiedy niewygodna szczerość. Określenie profesora O’Malley “człowiekiem” wydawało się jej bzdurą. Nie potrafiła spojrzeć na niego inaczej niż na jeden wielki lodowaty gniew pragnący najpierw poniżyć ludzki umysł a potem w tak przestraszone głowy włożyć wiedzę. Nietypowe metody nauczania choć musiała przyznać, że zapamiętywała każdą lekcję przez towarzyszące im uczucia. - Szkoda, że profesor O’Malley tak nie uważa. Odnoszę wrażenie, że wystawienie Trolla w odczuciu psora za coś prostego to nic innego jak dowód ułomności umysłowej. - poczuła się źle wypowiadając się w ten sposób o profesorze. Mogła się go bać lecz nie powinna tak go określać. Budził zbyt wielki respekt. - … ale z pewnością wie jak nas uczyć.- dodała uciekając przy tym wzrokiem. Czuła się głupio, że tak się wyraża o kimś, kto w sumie nic złego, poza oschłymi i wrednymi komentarzami, nigdy jej nie zrobił. Zdawała sobie sprawę, że jej lęk jest irracjonalny lecz nie potrafiła temu zaradzić. - To ja tak źle reaguję bo nie potrafię być dostatecznie dobra z tego przedmiotu. - starała się wybielić słowa, które wcześniej wybrzmiały z jej ust. Nie miała prawa na głos oceniać metod nauczania Profesora bo przecież co ona mogła wiedzieć o uczeniu młodzieży? Zrobiło się jej wstyd i nerwowo zaczęła wyłamywać sobie palce. Mogła narzekać na Irytka ale na nauczyciela? Nie czuła się na siłach podnieść wzroku na pana Nawthorn. - Dwie godziny. A robiłam referat dwa dni. Może jeśli pójdę na jakieś kółko z eliksirami to ten Troll nie będzie taki straszny…- gdybała, gotowa poddać się w kwestii szybkiego tworzenia kolejnego referatu. Może gdyby tu był Gael to łatwiej byłoby jej się zebrać w sobie.
- Skąd więc wniosek, że mógłbym nie uwierzyć? - spytał, choć już raczej retorycznie, nie chcąc kontynuować tego wątku. Bo skoro jej wierzył i raczej to potwierdził, to nie było sensu, aby dalej to rozkopywać. Opatulił się mocniej płaszczem, ukrywając swoje ciało przed zimnem, które nieubłaganie uderzało w jego organizm. Już teraz mógł podejrzewać, że to przejście przez most raczej nie zakończy się bezboleśnie, głównie ze względu na panującą pogodę. - To zależy jak rozpatrujemy prostotę, nie dla każdego oznacza ona to samo. - mruknął, poprawiając dłonie zatopione w długich rękawach. Raczej nie wypadało wsuwać ich w kieszenie, było to zwyczajnie niegrzeczne, tak więc był to jedyny sposób aby mógł swobodnie ukryć jak najwięcej skóry pod kojącym materiałem. - Poza tym, utrata pracy domowej to żaden dowód ułomności. To się po prostu - wbrew wszelkim wyobrażeniom nauczycieli - zdarza i nie trzeba doszukiwać się w tym od razu spisku. - naprawdę subtelnie wzruszył ramionami, jakby całkowicie rozumiał tę kwestię, albo przynajmniej przerabiał ją jako uczeń. Westchnął, spoglądając od czasu do czasu na dziewczynę, aczkolwiek na pewno nie było to namiętne i krępujące wpatrywanie się. - Czasami odpuszczenie sobie jest dobrą drogą do sukcesu. Poza tym...z większości sytuacji jest jakieś wyjście. - może jak będzie już pod ścianą, to wyjaśni jej co miał na myśli. Póki co niech będzie to niedopowiedziane rozwiązanie sytuacji, która wydaje się być tragiczna. - Poza tym nie wstydź się wyrażać swoich odczuć, to jak ty się czujesz nie jest wyłącznie twoją "zasługą", a to chyba o czymś świadczy. - tyle w kwestii wybielania słów, które z siebie wyrzucała. - Zawsze możesz poinformować profesora O'Malleya o zaistniałej sytuacji i sama wyjść z inicjatywą i chęcią nadrobienia tej sytuacji, a jak Ci nie uwierzy, to pozwalam Ci powołać się na to, że widziałem całą sytuację z utratą pracy. - co prawda nie do końca, ale patrząc po tym co tu zastał to był na Merlina przekonany, że go nie okłamała.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Mogłaby odpowiedzieć, że często jej słowa nie są traktowane poważnie. Bywa bagatelizowana, zbywana kilkoma słowami... ale to by mogło sugerować, że popatrzyła na nowego nauczyciela przez pryzmat swoich rodziców, którzy w ważnych kwestiach woleli odesłać ją do babci czy kogokolwiek innego, wymawiając się obowiązkami. Umysł dziewczyny z góry wziął za pewnik, że nauczyciele nie muszą jej wierzyć tak długo aż nie poda jawnego dowodu na autentyczność swoich uczuć. Swoim retorycznym pytaniem mężczyzna uzmysłowił jej, że chciała go wrzucić do jednego wora z rodzicami. Opuściła wzrok bo nie mogła z tego wybrnąć inaczej. Mimo tego od pewnego czasu dostrzegała jak nauczyciel tutaj marznie. Ba, ona też była solidnie zziębnięta a wiatr coraz bardziej hulał. Na miejscu mężczyzny dawno szczękałaby zębami, a wychodzi na to, że stała w najmniej wietrznym miejscu... a i tak marzła. - Bardzo mocno przejmuję się reakcją pana O'Malley i nie potrafię się dobrze zdystansować a to może przyniosłoby mi jakikolwiek pomysł jak wykaraskać się z kiepskiej oceny. Tak dużo mówi się o OWUTemach, że nie potrafię o niczym innym myśleć. - to wyjaśnia jej ostatnie nadmierne przejmowanie się swoją nauką. Nad pracami domowymi spędzała więcej czasu a każda porażka wpędzała ją w wysoki poziom stresu, a nie skończył się nawet pierwszy semestr. - Cały czas słyszę, że trzeba się uczyć, dostawać dobre oceny bo od tego zależy nasza przyszłość... - siódmoklasistów czekał intensywny czas. Planowała ambitny zawód więc wymagania miała wysokie... na tyle duże, aby jej organizm miał problem z ogarnięciem nie tylko wyższego poziomu stresu, brakiem regularnych spacerów na świeżym powietrzu ale też i buzującymi hormonami i zwracaniem uwagi na coś tak prozaicznego jak różne sposoby uśmiechania się Daniila. - Nie można źle mówić o nauczycielach i metodach ich nauczania. - wyrecytowała to, co najwyraźniej wkładano jej do głowy. Niezależnie od tego co czuła, nie miała prawa wyrażać się negatywnie o jakimkolwiek przedstawicielu grona pedagogicznego. Tego typu komentarze powinna zostawić do rozmów z przyjaciółmi. Sam fakt, że profesor Nawthorn nie wytykał jej złego zachowania rodziło w niej uczucie sympatii względem niego. Podniosła na niego wzrok i wydawało się jej, że nie jest typowym nauczycielem. To pomogło podjąć jej decyzję aby udać się na jego zajęcia i dać drugą szansę starożytnym runom. - D-dziękuję, profesorze. To dużo, bardzo dużo. - zezwolenie na powołanie się na jego obecność przyniosło niespodziewaną ulgę. Momentalnie zeszło z niej spięcie i podenerwowanie zaistniałą sytuacją. Oparła się o kamienną balustradę i niedowierzała, że uzyskała idealną formę poparcia. Profesor nie planował jej usprawiedliwiać w oczach pana O'Malley, co jako nastolatka bardzo doceniała lecz mimo wszystko dawał jej swoje słowo i wsparcie, które wydawało się jej najlepszym, co mogła uzyskać po utraconej pracy domowej.
Był wyrozumiały, bo jeszcze pamiętał czasy bycia uczniem, a poza tym jego staż to było jedno wielkie piekło o którym nie dawało się zapomnieć. Bynajmniej nie miał zamiaru być taki dla nikogo, ani dla uczniów, ani dla współpracowników. Było to nawet nie tyle co niestosowne, co zwyczajnie nienormalne, wyładowywać swoje frustracje na słabszych, ale może faktycznie lepiej nie mówić tego na głos. - Może warto spróbować pracy ze szkolnym magipsychologiem? Może udałoby się wypracować powstrzymanie tak silnej reakcji na profesora O'Malleya i dzięki temu lepsze skupienie? Poza tym jako siódmoklasiści macie ogrom rzeczy na głowie i może trzeba sobie troszkę poukładać. Oczywiście nie zmuszam, ale poddaję pod rozwagę. - stwierdził, z wciąż całkowicie obojętnym, choć chyba trochę zachęcającym wyrazem twarzy. - Może to prozaiczne, ale postaw sobie cel i nie pozwól by ktoś Ci w nim przeszkodził. Może warto pokazać profesorowi, że jesteś zdeterminowana, że Ci zależy na jego przedmiocie i że jeden troll nie Cię nie powstrzyma. - wzruszył lekko ramionami. - Wiem. Jest tu wiele "może", ale to tylko pokazuje ile jest różnych możliwości. - musiał przyznać sam przed sobą, że dawno nie miał okazji do typowego pedagogicznego podejścia, ale mu się podobało. Jeśli mógł komuś pomóc, to prawie zawsze miał z tego czystą, życzliwą satysfakcję. Aż na nią spojrzał, a w jego oczach można było dostrzec wyraźne rozbawienie. - Jest różnica między obrażaniem nauczyciela, bo się nie nauczyło na sprawdzian i dostało trolla, a między poczuciem niesprawiedliwości traktowania i manifestu z tego powodu. - rzucił. - Gwoli ścisłości jak uznasz, że moje metody nauczania są złe, to pozwalam o tym mówić, pod warunkiem że zasugerujesz lepsze rozwiązanie. - naprawdę go rozbawiła. Dawno nie słyszał tak abstrakcyjnej rzeczy, ale być może jego rodzice nie byli aż tak surowi w tej kwestii. - To nie jest dużo. To po prostu esencja prawdy, ona powinna zawsze się wybronić. - patrzył jak nieco się rozluźnia po jego obietnicy i poczuł ulgę. Szczerze to miał wrażenie, że za chwilę dziewczyna chwyci za balustradę i przez nią osobiście wyskoczy. I mimo tego całego chłodu, który właśnie wyciągał z niego ostatnie pokłady ciepła to poczuł miłe rozgrzewanie.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Pomysł skonsultowania "problemu" z kimś związanym z magicznym uzdrawianiem wydawał się oczywisty, a mimo tego nie wpadła na to. Dopóki nie poczuła na własnej skórze ilości obowiązków to nie zdawała sobie sprawy, że lęk przed profesorem O'Malley będzie tak mocno jej przeszkadzać. - S-spróbuję. Trochę mi z tego powodu wstyd ale nie potrafię temu zaradzić. - opuściła wzrok lecz nie zaprzeczała potencjalnym planom udania się do pani Finch. Stawałaby okoniem gdyby miała się zwierzyć z tego problemu rodzicom, gotowa nawet uśmiechać się ciepło do profesora O'Malley byleby zaprzeczyć swoim lękom. Grunt do dobra motywacja... niekoniecznie zdrowa. - Dzięki temu jest pan nauczycielem? - zapytała z delikatnie powracającym na usta uśmiechem. Niewiele wiedziano o panu Nawthorn, szkolna społeczność nie potrafiła powiedzieć o nim niczego wstrząsającego choć zdawała sobie sprawę, że szkolne plotkary czekały aby przypisać mu jakąś łatkę. - Przecież to byłoby bardzo słabe narzekanie na metody nauczania tylko i wyłącznie z powodu słabej oceny. Gdybym tylko tak na to patrzyła to dawno temu poddałabym się z moim planem zawodu uzdrowicielki. Chodzi o sposób przekazania... ale to profesor sam dobrze wie jak to wygląda. - pokiwała głową na znak, że oczywiście zwróci uwagę, jeśli coś będzie jej nie pasować w prowadzeniu lekcji. Inną historią był fakt, że nigdy nie zamierzała tego zrobić właśnie z tego powodu, że jej na to pozwolił. Musiałaby być bardzo zadufana w sobie aby wytykać mu błędy... albo musiałby popełniać je tak bardzo widowiskowo, aby nie była w stanie tego zdzierżyć. - Jak nauczyć się pracować w stu procentach pod wpływem presji? - zapytała po chwili, marszcząc przy tym brwi bowiem zdała sobie sprawę, że jej wymarzony zawód wymaga żelaznych nerwów. Potrafiła zebrać się w sobie i skupić na czarze jednak działało to tak długo aż profesor O'Malley nie pojawi się w zasięgu wzroku. Gdyby pokonała tę przeszkodzę to może udałoby się jej zostać lepszą uzdrowicielką... a bardzo jej na tym zależało.