Opuszczony dom zazwyczaj kojarzy się z miejscem gdzie coś lub ktoś straszy, a nie można tu przebywać dłużej niż pięć minut, bo za chwilę coś pęknie i spadnie na głowę. W tym przypadku to nic bardziej mylnego. Za parkiem w Hogsmeade znajduje się ogromny budynek, który z daleka wygląda, jak dwór! Podobno kiedyś mieszkał tu któryś z Ministrów Magii wraz ze swoją rodziną. Dziś jednak wszystko przepadło. Uczniowie z Hogwartu chętnie odwiedzają to miejsce, kiedy muszą coś przemyśleć, albo zorganizować imprezę, która poruszy nie jedno serce. Zdarzają się też tacy, którzy nie raz mogli tutaj przenocować... Nie pytajcie, co ich zmusiło do pojęcia takich decyzji! Podziwiajcie i korzystajcie. Możliwe, że w domu będę poukrywane jakieś zadania od Mistrza Gry...
Autor
Wiadomość
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Było mu… lżej. Poza tym, że zimno zaczęło dawać mu się we znaki, co potwierdzały coraz częstsze reakcje jego ciała w postaci drżenia czy coraz częściej pojawiającej się gęsiej skórki. Czuł się lepiej; może to przez to, że w końcu komuś o tym powiedział. Może przez to, że teraz obydwoje, jak gdyby nigdy nic, po prostu się śmiali. Z żartu, który sam zrobił. Żartu, który sam powiedział. Żartu, o który jeszcze kilka dni temu by się nigdy nie podejrzewał. Cały ten dzień był pełen dziwnych niespodzianek; jakby odkrywał samego siebie na nowo, mimo istnienia i przebywania we własnym towarzystwie od niemal siedemnastu lat.
Ona też nie przestawała go zaskakiwać. Troskliwa niczym matka, a jednocześnie zdolna do śmiechu; zdolna do zrzucenia tej poważnej maski i całego stresu. Lubił słuchać, jak się śmieje. Lubił patrzeć na jej uśmiech. Lubił, kiedy była szczęśliwa. Po prostu lubił ją, za całość zachowania i, jakby mógł, to oddałby jej cały świat, może gwiazdę z nieba, albo i wszystkie kwiaty, jakie tylko kiedykolwiek by znalazł.
W tym oto momencie Arthur zaczął się zastanawiać, czy to całe: “lubię cię, Harmony” nie jest podszyte czymś więcej, niż tylko wieloletnią przyjaźnią, dojrzewającą wraz z nimi. Czy to, co teraz próbował sobie samemu wytłumaczyć, nie stanowiło jakiegoś istotnego punktu w całym budowaniu relacji; czy to faktycznie nie zaczęło przeradzać się w to prozaiczne “coś więcej”, którego przecież sam nie rozumiał? Nie wiedział, czy chce rozumieć. Nie wiedział, czy w ogóle ma jakikolwiek punkt odniesienia do tego, jak się teraz czuł. Było to… dziwne. Na tyle dziwne, że autentycznie cieszył się z tego, że mógł zająć głowę czymś innym dostatecznie szybko, chociaż te myśli do niego powrócą w jakimś momencie; zapewne niespodziewanie i przerywając jego spokój. Niemal tak, jak Moony. Chyba faktycznie coś było na rzeczy.
Szedł za nią. Wolniej; nie miał tyle siły, a zmarznięcie wcale mu nie pomagało w zwiększeniu własnej szybkości. Ale szedł; drżał przez niemal każdy podmuch, który musiał się dostawać przez zniszczone okna czy nieszczelne ściany. Mógłby sobie z tym poradzić magią, momentalnie ułatwiając sobie życie, ale był za bardzo skupiony na blondynce. Szczególnie kiedy ta zaczęła skakać po meblach, a on już odruchowo stanął tak, żeby w razie potrzeby mógł ją złapać. Stanął tak, żeby widzieć, czy przypadkowo nie robi sobie krzywdy. Nie chciał, żeby zrobiła sobie krzywdę. Dlatego tak na nią patrzył, nie mając szczególnego zaufania do starego biurka czy szafek, po których z taką łatwością skakała. Z szeroko rozstawionymi ramionami stał jeszcze przez kilka dodatkowych sekund, kiedy ta ściągała klapę. Z zaskoczeniem westchnął, ale zanim zajął się przejściem i przedostaniem się dokładnie tam z książkami, pomógł jej w zejściu na ziemię. W sumie to bardziej próbował ja złapać, czy pomóc jej złapać równowagę po zeskoku. Obejrzał jej stan, czy czasem nic jej nie było, zanim, z delikatnym skłonieniem, wskazał jej na przejście.
- Panie przodem - stwierdził fakt, wskazując na wejście. Sam trzymał te cztery tomy w ich plecakach, gotowy pójść za nią od razu. - Byle szybko, Moony. Musimy jeszcze wrócić do Hogwartu i udawać, że nic się nie stało - chociaż nie chciał się z nią jeszcze rozstawać. Mogliby nawet noc spędzić w tym miejscu, ale nie w tym rzecz. Jeżeli ktoś zauważyłby ich zniknięcie, to nie mieliby już linii obrony. Pal sześć, z tym że to wszystko odbiłoby się ujemnymi punktami, czy innym szlabanem. Nie chciał już naruszać jej komfortu; było późno, dawno powinni być w łóżkach, a to całe wymknięcie się może się na nich ogromnie odbić w dniu jutrzejszym, a to nie wróżyłoby nic dobrego. W końcu zbliżały się jej zawody; nie mogła odpuścić treningu tylko przez to, że przez noc buszowała z przyjacielem poza zamkiem, prawda? +
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Chciała, żeby był szczęśliwy. Nigdy nie było inaczej, od początku ich znajomości starała się wywołać u niego trochę tej dziecięcej radości, trochę ciekawości, trochę może ułatwić lub urozmaicić mu dzień. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, a jednak redefiniowało się tak wiele. Samo szczęście uległo zmianie. Do tej pory nie widziała jego uśmiechu, nie słyszała żartów, nie słyszała tego szczere, pełnego śmiechu.
Może była zachłanna, a może po prostu bardzo w tej przyjaźni uparta, może nawet trochę niemądrze zawzięta, ale ten widok miał z nią zostać. “Zębisty” uśmiech i dźwięk, dźwięku też wiedziała, że nie zapomni. Że jeszcze długo jego śmiech będzie je dzwonił w uszach. Do tej pory myślała, że lżejszy ton, szybszy krok, drobne drgnięcia kącików ust czy też mniej zamglony wzrok były oznakami, że bawił się dobrze. Że mu się podobało. Wierzyła nawet, że tak było.
Ale po tym wieczorze wiedziała, że za tym “tak było”, znajdowało się dużo, dużo więcej.
Póki co trwała w tej chwili, ciesząc się nią z tak bliską sobie osobą, z tak bliskim sobie przyjacielem, z którym niby się wychowała, a jednak poznała zupełnie na nowo. Ale gdzieś podświadomie wiedziała, chociaż wcale się na tym nie skupiała, że od teraz będzie próbować utrzymać ten uśmiech, wydobyć śmiech, sprawić, żeby się tak cieszył gdy tylko byli razem. Bo było to coś… Niezwykle cennego.
Nawet bardziej od tej całej przygody, na którą wyszli! Która jeszcze do niedawna wydawałaby się wręcz niemożliwa w wykonaniu chłopaka. A jednak kontynuowali ją, bez zająknięcia, jakby te wszystkie tematy, po części tylko wypowiedziane, w większości pozostawione w domyśle o przeszłości, wcale na nich nie ważyły. Jakby tu i teraz nie miały swoich wpływów, nie potrafiły ich dosięgnąć.
Śmiała się, wesoło i w głos, gdy wylądowała, a Artie pomógł jej złapać równowagę i rozczuliła się, gdy tak się upewniał, że nic jej nie było.
- Nie martw się, nienajgorsza ze mnie akrobatka - wyszczerzyła się i przejechała dłońmi po jego rękach, na których się podtrzymała, jakby tym drobnym kontaktem chcąc mu pokazać, że wszystko było w porządku. Zamiast tego sama zobaczyła, jak z chłopakiem jest nie do końca w porządku. Złapała go mocniej, przejeżdżając palcami po jego skórze. - Artie! Czemu nie mówisz, że ci zimno! Merlinie, cały jesteś w gęsiej skórce… - złożyła usta w wąską linię i zmarszczyła brwi, by zaraz jednak prychnąć śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Niemożliwy jesteś, naprawdę. Wkładaj sweter, bezdyskusyjnie - pogroziła mu teatralnie palcem, uśmiechając się głupkowato od ucha do ucha i zdjęła z siebie jego sweter, żeby go oddać.
Naprawdę, skoro jej było chłodnawo w bluzce, jak jemu musiało być, dosłownie bez niczego. I jakie to było głupiutkie, że w ogóle wcisnął jej ten sweter! Kochane, ale Merlinie, zdecydowanie nie najmądrzejsze.
Też nie chciała kończyć tej przygody, mogłaby tam siedzieć na jakiś starym dywanie, pod wygryzionym kocem i całą noc czytać książki, robiąc notatki. Gdyby jej powiedział, że ten jeden raz chciałby, żeby odwołała trening dla kontynuowania tej wyprawy, zrobiłaby to. Ale taka prośba nie została wypowiedziana, a oni chyba obydwoje wiedzieli, że czekało ich jeszcze wiele takich wypadów, albo przynajmniej mieli nadzieję. Nie wszystko na raz. Wszystko w swoim czasie.
Tak więc schowali książki w luźnych deskach dachowych, między nimi a izolacją i wrócili, przemykając się pod osłoną nocy. Nadal nie wiedziała, jakim cudem im się to udało, kiedy ledwo kontrolowała swój śmiech, gdy już wchodziła do swojego dormitorium.
Dom, do którego prowadzi was mapa, nie prezentuje się najlepiej, by nie powiedzieć, że jest to całkowita ruina. Już z zewnątrz nie prezentuje się zbyt dobrze i sprawia wrażenie, jakby cały zamieszkały był przez duchy, które jedynie czekają na to, by szepnąć komuś coś na ucho. W środku budynek prezentuje się równie nieprzyjaźnie, tynk sypie się ze ścian, sufity wyglądają, jakby miały się za chwilę zawalić, pełno tutaj kurzu i pajęczyn, i Merlin raczy wiedzieć, czego jeszcze.
Rozglądasz się uważnie dookoła, szukając śladów wskazujących na to, że ktoś był tutaj niedawno i wkrótce dostrzegasz jakieś błotniste odciski stóp na podłodze. Część z nich zdaje się prowadzić na górę, inne pozostają na parterze, jednak rozchodzą się wyraźnie po wszystkich pomieszczeniach. Widok ten może napawać niepewnością, w końcu znalezienie rannego manekina w tak dużym domu może okazać się wyzwaniem, ale od czegoś niewątpliwie trzeba zacząć.
Rzuć kością k6, żeby przekonać się, jaki wylosowałeś scenariusz. Pamiętaj, żeby postępować nie tylko zgodnie z przypadającą na ciebie historią, ale również zgodnie z dodatkowymi kośćmi obowiązującymi przy danym scenariuszu oraz w zgodzie z wiedzą swojej postaci.
Poniżej umieszczono modyfikatory, które możesz wykorzystać przy realizacji tego zadania. Pamiętaj jednak, że możesz wybrać tylko jeden z nich.
Scenariusz:
1. Manekin, który znajdujesz, siedzi na podłodze w kuchni i trzyma się z całej siły za brzuch, sprawiając wrażenie, jakby miał za chwilę zacząć lamentować albo wyć z bólu. Nie wygląda zbyt dobrze, ale nie sprawia wrażenia, jakby był umierający. Przynajmniej w tej właśnie chwili, ale to oczywiście może się zmienić, gdy tylko na chwilę się od niego odwrócisz. Na kuchennym stole dostrzegasz fiolki z jakąś substancją, obok zaś rozgniecione niewielkie owoce, przypominające nieco jagody.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że obchodzisz się niezbyt ostrożnie z tymi jagodami i przypadkiem przesuwasz pobrudzonymi palcami po twarzy, rękach, a może oczach, na razie nic się nie dzieje, ale to nie najlepszy pomysł; a wynik nieparzysty oznacza, że unikasz kontaktu z trującą substancją i zajmujesz się od razu manekinem, jednak gdy ten zaczyna wymiotować, trafia również w ciebie.
2. Kiedy wchodzisz do dawnego salonu, dostrzegasz manekina leżącego w nienaturalnej pozie na kanapie. Wygląda, jakby spał, ale fiolki, które walają się na podłodze dookoła mebla z całą pewnością nie zwiastują niczego dobrego. Unosi się nad nimi lekko lawendowa woń, mieszająca się z czymś bardzo słodkim, kojarzącym ci się ze słodyczami z okresu dzieciństwa. Wszystko wskazuje na to, że manekin zdążył wypić całkiem sporo eliksirów, a to nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k100, gdzie wynik poniżej 50 (włącznie z 50) oznacza, że udaje ci się rozpoznać po zapachu i barwie resztek eliksirów w fiolkach, co dokładnie zażył manekin, masz jednak problem z ocenieniem, kiedy do tego doszło i jak wiele substancji ten przyjął, przez co tracisz czas i w kolejnym zdaniu rzucasz podwójną kość na scenariusz i wybierasz trudniejszy; a wynik od 51 w górę oznacza, że podchodząc do manekina wchodzisz w leżące dookoła fiolki, a rozgniatając je, ranisz się i musisz poświęcić chwilę na to, żeby zająć się najpierw sobą.
3. Wędrując po domu trafiasz w końcu na manekina w jadalni. Siedzi przy stole, czy może raczej niezbyt elegancko zwisa z krzesła i nie prezentuje się zbyt pięknie. Na stole i podłodze dostrzegasz wymiociny, manekin zaś trzyma się mocno za brzuch i odnosisz wrażenie, że gdybyś tylko spróbował go podnieść, ten po prostu przeleci ci przez ręce. Co więcej, manekinowi wciąż się odbija, jakby próbował znowu zwymiotować, a jego twarz jest niesamowicie blada. Przed nim na stole dostrzegasz talerz z resztkami jedzenia, wśród których znajdują się najpewniej grzyby.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że udaje ci się w tym całym bałaganie znaleźć zioła, które możesz wykorzystać do pomocy manekinowi, dzięki czemu udaje ci się zdobyć również miętę i możesz uznać, że wyszedłeś z tego starcia zwycięsko, a samogłoska oznacza, że mierzysz się ze sporymi problemami, manekin wyraźnie nie chce twojej pomocy, ponownie wymiotuje, trafiając w ciebie, a jego objawy się nasilają, więc postawienie go na nogi zajmuje ci tak dużo czasu, że kolejne zadanie wykonujesz już po zmierzchu.
4. Wspinasz się na piętro domu i orientujesz się, że coś tutaj jest nie w porządku. Nie od razu wiesz, w czym rzecz, dopiero po chwili dostrzegasz, że drzwi jednego pokoju są zamknięte i wydobywa się zza nich jakiś zapach, choć początkowo nie jesteś w stanie stwierdzić, czy tylko ci się to wydaje, czy taka jest prawda. Kiedy wchodzisz do środka, dostrzegasz manekin, który siedzi na ziemi i trzyma się za głowę. Wszystko wskazuje na to, że ma nudności, problemy z oddychaniem i kręci mu się w głowie, zaś w jego uszach narasta szum, bo nawet kiedy do niego mówisz, ten nie reaguje.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k100, gdzie wynik pomiędzy 42 a 78 oznacza, że niestety ty również zatruwasz się oparami i zaczynasz odczuwać tego skutki po opuszczeniu tego miejsca, kręci ci się w głowie, mówisz, jakby twoje całe gardło było podrażnione i z tego powodu musisz rzucić podwójną kością na scenariusz kolejnego zadania i wybrać trudniejszą opcję; pozostałe wyniki oznaczają, że udaje ci się uniknąć toksycznych oparów, wydostać manekin z pomieszczenia i udzielić mu pierwszej pomocy bez większych trudności.
5. Szukając manekina trafiasz w końcu do sypialni, gdzie dostrzegasz manekin na łóżku. Leży tam całkiem spokojnie, a przynajmniej tak ci się wydaje do chwili, w której do niego podchodzisz i dostrzegasz, że jest blady, zaś na jego ustach zbierają się bąbelki śliny. Nie wygląda to dobrze, a kiedy rozglądasz się po pokoju, dostrzegasz butelkę wina i dwa kieliszki, jeden prawie cały opróżniony, drugi zaś pełen. W czasie tej inspekcji dostrzegasz również fiolkę po eliksirze, która została wyjątkowo oznaczona trupią czaszką.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że udaje ci się niczego nie dotknąć, a zatem nie przenosisz trucizny na swoich dłoniach, ale starasz się przekonać, z czym dokładnie masz do czynienia, żeby móc lepiej pomóc manekinowi, a wynik nieparzysty oznacza, że przypadkiem potrącasz stolik, na który stoi wino i wszystko się na ciebie wylewa, więc musisz poświęcić najpierw czas na to, żeby zająć się sobą, przez co przypadkiem następujesz na potłuczony kieliszek.
6. Manekin, który znajdujesz na balkonie ma mnóstwo odczynów miejscowych. Wszystkie są bardzo zaczerwienione, występuje przy nich obrzęk, tak samo, jak na powiekach i nosie. Co więcej, manekin oddycha o wiele szybciej, a jeśli uważnie mu się przyjrzysz, to na jego ciele pojawia się również pokrzywka, która zdaje się rozrastać w jakimś nienaturalnym wręcz tempie. Jeśli przyjrzysz się uważniej manekinowi, w niektórych miejscach na jego ciele dostrzeżesz wbite żądła.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, która określa liczbę dostrzeżonych przez ciebie żądeł oraz kością k100, która określa, jak radzisz sobie w zaistniałej sytuacji, jeśli twój wynik to mniej niż 20 atakuje cię wściekłe stado os, które najpewniej mają gdzieś w pobliżu gniazdo i teraz musisz poradzić sobie również z nimi, więc uważaj na to, co robisz, pamiętając, że manekin, który znalazłeś, niewątpliwie został zatruty ich jadem.
Modyfikatory:
1. Cecha Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie/spostrzegawczość) pozwala ci na dostrzeżenie niebezpieczeństw wynikających z sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Oznacza to, że możesz fabularnie ich uniknąć, jednak twój post musi mieć minimum 2000 znaków. 2. Cecha Silny jak buchorożec (wytrzymałość) pozwala ci na fabularne odczucie konsekwencji swoich niepowodzeń w znacznie mniejszym stopniu, niż miałoby to miejsce, gdybyś nie był dostatecznie odporny. 3. Cechy Połamany gumochłon oraz Bez czepka urodzony działają na twoją niekorzyść. Jeśli wyrzucić negatywną kostkę w scenariuszu, nie masz możliwości dokonania przerzutu kości możliwego dzięki kolejnym dwóm modyfikatorom. Niwelują one również pozytywny wpływ cech wymienionych w punkcie pierwszym i drugim. 4. Za każde 10 punktów z uzdrawiania lub zaklęć przysługuje ci przerzut jednej kości z wylosowanego scenariusza, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. Możesz wykonać maksymalnie dwa przerzuty. 5. Jeśli twój wynik z egzaminu po części teoretycznej wynosi minimum 50 punktów, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. 6. Jeśli twoja postać jest młodsza niż 3 miesiące, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. 7. Jeśli twoja postać ma przynajmniej 30 punktów - odpowiednio z zielarstwa bądź eliksirów - jesteś w stanie zorientować się, z czym dokładnie masz do czynienia. Z tego powodu unikasz nieprzyjemnych konsekwencji możliwych do wylosowania w danym scenariuszu.
Nie było na pewno łatwo, ale zdołałeś sobie poradzić z tym wzywaniem. Lepiej, może gorzej, a może wręcz tragicznie i uważasz, że musisz popracować nad swoimi zdolnościami. Możliwości jest naprawdę sporo, ale z całą pewnością zdobyłeś nowe doświadczenie, które okaże się przydatne, gdy pewnego dnia spotkasz czarodzieja w potrzebie.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie miała bladego pojęcia, czego spodziewać się po tym miejscu. Ruina nie zachęcała do odwiedzania, a wszechobecny kurz, brud i pajęczyny sprawiały, że Ruda miała ochotę tu po prostu posprzątać. Nienawidziła podobnych okolic, ale jeśli chciała ukończyć kurs, musiała się przemóc i jakoś wytrzymać w tym niekomfortowym dla siebie środowisku. Ruszyła więc na przeszukanie pokoi i korytarzy, ale wszędzie zdawało się być pusto. Dopiero, gdy zajrzała do kuchni zobaczyła delikwenta ze spuchniętym brzuchem, za który dość mocno się trzymał i domyśliła się, że musiał się czymś zatruć. Niestety nie był w stanie się z nią komunikować, więc sama musiała dotrzeć do sedna sprawy. Zaczęła studiować wszystko, co leżało na pobliskim blacie i wtedy dostrzegła dwie rzeczy, które przykuły jej uwagę. Pierwszą z nich była tajemnicza fiolka z jakąś substancją, a drugą, coś, co przypominało jagody. Od razu rozpoznała truciznę. Może nie znała się na eliksirach, ale dość sporo wiedziała o ich składnikach. Podeszła więc do pacjenta i spróbowała wyssać truciznę z jego organizmu przy pomocy sitienti sanguisuage. Substancja powoli zaczęła wypływać z manekina pod miskę, którą Ruda podłożyła, a ten chyba zdawał się czuć nieco lepiej. Ruda przeprowadziła jeszcze diagnozę, by sprawdzić, czy nic innego mu nie dolega i gdy upewniła się, że delikwent jest zaopiekowany, jak powinien, dość szybko opuściła to miejsce, czując się fizycznie i psychicznie brudna. Marzyła tylko o tym, by wziąć długą kapiel w łazience prefektów, choć niestety miała jeszcze przed sobą kilka wyzwań, by ukończyć kurs, którego się podjęła.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:6-1,6->48 Wykorzystane modyfikatory: Modyfikator numer 5 Wykonane zadania:Teoria, oparzenia, obrażenia odzwierzęce, podtopienia Uzyskane nagrody: Ostatnie zadanie wykonuje po zmierzchu(jeśli można to nazwać nagrodą)
Kolejne miejsce wyciągnięte prosto z horroru, zapewne autorstwa tego samego prowadzącego. Dom budzi wiele do życzenia, żeby nie powiedzieć ostrzej. Wchodzę do niego niepewnie, nawet nie przez sam fakt czego mogę się spodziewać, a bardziej przez strach przed zawaleniem mi się sufitu na głowę. Mogłem jedynie liczyć, że ruina była wzmocniona jakimiś zaklęciami, żeby nikt nie stracił tutaj życia przez zwykły przypadek i ludzkie niedbalstwo. Spoglądam na ślady znajdujące się na podłodze, wiodące w przeróżnych kierunkach. Wzdycham i postanawiam ruszyć za jednymi z nich, prowadzącymi na piętro, a następnie na balkon. Odnajduję tam manekina z widoczną na skórze reakcją uczuleniową bądź pozatruciową. Dostrzegam również wbite w rękę żądło, będące najpewniej powodem takiej reakcji. Pozbywam się go przy pomocy zaklęcia, po czym przystępuje do pierwszej pomocy, mającej na celu zmniejszenie obrzęków, ułatwienie oddychania i ustabilizowanie pacjenta na tyle, by mógł doczekać "przyjazdu medyków". Wykonuje to w dość przeciętny sposób, po raz kolejny niezbyt zadowolony ze swojej roboty. Nie mam jednak czasu na utyskiwanie na siebie czy bicie się w pierś, bo muszę lecieć dalej, z nutą strachu patrząc na tarczę słońca.
Wciąż lekko kuleję, bo mój biedny palec u stopy, pomimo rzucenia zaklęcia uśmierzającego ból, nadal daje o sobie znać. Jestem sobie wdzięczny za sprawną umiejętność teleportacji, bo gdybym miał w te wszystkie miejsca zapierdalać na nogach to już dawno powiedziałbym organizatorowi kursu uprzejme arrivederci. Zamiast tego witam opuszczoną chatę szerokim uśmiechem. Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam takie lokacje, tak samo jak i uwielbiam sekrety, które skrywają. W najgorszym wypadku budynek zawali mi się na łeb, ale nie sądzę, żeby posyłali nas w aż tak niebezpieczne miejsce, bo nikt nie chciałby mieć na sumieniu trupa. Całkowicie więc spokojny, przekraczam próg domu. Moja ekscytacja związana z wypatrzeniem na podłodze błotnych odcisków buta nie trwa długo, bo są one dosłownie wszędzie. Ktoś musiał mieć niezły ubaw zapierdalając po wszystkich piętrach tylko po to, żeby nas zmylić. Pobieżnie sprawdzam najpierw parter, ale nie ma żadnego śladu po manekinie. Idę więc wyżej, ale coś mi nie pasuje. Czuję charakterystyczny swąd spalenizny i kierując się instynktem, idę za zapachem aż w końcu docieram do zamkniętych drzwi. A może to już omamy ze zmęczenia? Nie wiem czy to mądre, aby wbijać do tego pomieszczenia, ale na wszelki wypadek zasłaniam nos rękawem. Manekin, którego odnajduję, kompletnie nie reaguje na moje słowa. Wiem, że najważniejsze to wydostać go z tego pokoju, żeby nie wdychał dłużej toksyn. Ani żebym ja nie padł ofiarą zatrucia, bo jestem zdeterminowany, aby skończyć ten kurs. Przenoszę go na korytarz, jak najbliżej okna, które otwieram, aby miał dostęp do świeżego powietrza. Następnie robię co w mojej mocy, żeby zniwelować objawy, które czuje.
/zt
______________________
inspired by the fear of being average
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie spodziewał się, że kolejne zadanie może zaprowadzić go do opuszczonego domu. Kojarzył to miejsce, ale jakoś nigdy nie ciągnęło go, żeby sprawdzić, co się tam znajduje, żeby się przekonać, czy kryje się tam coś więcej, niż gruzy. Z zewnątrz nic nie wskazywało na ciekawą historię, ale najwyraźniej miał się w końcu przekonać, co się przed nim do tej pory ukrywało. Musiał jednak przyznać, że najwyraźniej przeczucie go nie myliło, bo tak naprawdę nie znajdowało się tutaj nic interesującego. Jedynie pusta, gruz, kurz i brud. I cisza. To było nieco niepokojące, kiedy spacerował po tym domu, sprawdzając wszystkie pomieszczenia, chcąc mieć pewność, że nie przegapi manekina. Znalazł go jednak dopiero na piętrze, gdy dotarł do pokoju, z którego wydobywała się dziwna woń. Właściwie od razu osłonił usta i nos, wiedząc, że nie może wciągać tych oparów, a później wydobył manekin z pomieszczenia, przenosząc go w miarę możliwości na świeże powietrze. Dopiero gdy był pewien, że toksyczne opary ponownie ich nie zaatakują, Christopher zabrał się do ustalania, w jakim stanie znajdował się jego pacjent. Niewątpliwie doszło tutaj do zatrucia, manekin był bliski wymiotów, musiało również kręcić mu się w głowie. By jakoś sobie z tym poradzić, zielarz musiał przez chwilę zastanawiać się, jak właściwie postąpić. Dopiero później zaczął używać właściwych zaklęć, uznając również, że potrzebne będą tutaj eliksiry, jakich przy sobie nie posiadał. Postarał się również odpowiednio ułożyć manekin, by w ten sposób zmniejszyć jego nacisk na uszkodzone i chore organy, zapanować nad jego słabością i zniwelować zawroty w głowie. Wyglądało na to, że jego działania przyniosły efekt, więc ostatecznie ruszył w dalszą drogę.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Opłata:Zapłata Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:6 i 67, 5 żądeł Wykorzystane modyfikatory: Wykonane zadania:Teoria, Egzamin, Oparzenia, Obrażenia odzwierzęce, Podtopienia Uzyskane nagrody: unikam nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych, woreczek ze skóry wsiąkiewki
Prychnął, bo nawet teraz Paco nie miał zamiaru obniżać poczucia własnej wartości. Max musiał się jednak zgodzić z tym, że na razie nie czuł się, jakby zbyt wiele miał się nauczyć. Co innego, że trochę wiedzy posiadał i sam uczył się na najbardziej ekstremalnych przypadkach - sobie i Felku. -Kurwa, serio? - Wymamrotał do siebie, gdy pojawili się w kolejnym miejscu. Bardzo dobrze znał tę ruderę, bo była miejscem jego spotkań z jednym z dostawców bardziej wątpliwych i zdecydowanie mniej legalnych składników. Zresztą, miewał z tym kolesiem problemy, gdy brał i zdarzało mu się zapomnieć o zapłacie. -Jeśli nie zrobili czystek przed zorganizowaniem kursu, lepiej trzymaj różdżkę wysoko i nie drzyj ryja. Kręci się tu trochę niebezpiecznych typów. - Ostrzegł Paco, bo nie wiedział, czy partner zna to miejsce. -Idziemy razem czy się rozdzielamy? - Zapytał, bo nie wiedzieli, gdzie dokładnie będą znajdować się manekiny. Jemu było to trochę obojętne, ale skoro Paco wolał mieć na niego oko, to nie protestował i zgodził się na wspólne zwiedzanie rudery. -Gdyby to wyremontować, to nawet niezła parcela, co? - Wyszczerzył ząbki, bo akurat plan pomieszczeń i przestrzeń to zawsze się tu Maxowi podobały, choć raczej nie chciałby teraz już mieszkać gdzieś, gdzie w każdej chwili sufit może mu spaść na łeb. -Czekaj.... - Usłyszał jakieś dziwne odgłosy, gdy zbliżali się do balkonu, więc ostrożnie, z różdżką na wierzchu, wychylił się, ale z ulgą stwierdził, że to manekin. -Dobra, czysto. - Dał znak, że nic im nie grozi. Im, ale nie manekinowi, który wyglądał średnio dobrze. -No, to mamy kolejnego fana igieł. - Prychnął, choć odczyny i opuchnięcia nie wskazywały na żaden znany Maxowi narkotyk, co oznaczało, że prawdopodobnie narkotyk to nie był. Przyjrzał się lepiej ostrym przedmiotom w ciele kukły i zrozumiał, że są to żądła. -A tam, osy. Pewnie typek dostał reakcji alergicznej. Raz dwa i postawię go na nogi. - Machnął ręką, a potem różdżką. Najpierw oczywiście pousuwał żądła z tkanki, a następnie sprawdził, czy drogi oddechowe nie są opuchnięte. Jeśli były, udrożnił je, a na końcu załagodził skórę, przy okazji pozbywając się opuchnięć. -Dobra, szukajmy drugiego, nim się okaże, że te owady mają jeszcze chrapkę na nas. - Powiedział, gdy skończył rozprawiać się z pacjentem. -Ostrożnie na schodach, piąty stopień jest strasznie spróchniały i może się zapaść. - Dodał jeszcze, nim wyruszyli na dalsze oględziny chaty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata:klik Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:1 [Scenariusz] | 1 [Rezultat] Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria | Egzamin | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia Uzyskane nagrody: dodatni modyfikator przy zadaniu praktycznym związanym z obrażeniami od magicznych stworzeń | woreczek ze skóry wsiąkiewki
Zawsze wolał ćwiczenia praktyczne od teorii, ale akurat w przypadku kursu pierwszej pomocy miał wrażenie, że to wykład skradł jego serce; głównie ze względu na osobę prowadzącego oraz niefartowny dobór pacjentów w kolejnych zadaniach. Miał naprawdę dosyć ćpunów, a obawiał się, że zaraz natrafi na następnego, skoro zamierzali zająć się zatruciami. – Nie ucz ojca dzieci robić. – Pokręcił z niedowierzaniem głową, kiedy Maximilian zwrócił mu uwagę na wątpliwą renomę tej opuszczonej rudery. Był dilerem i przemytnikiem. Doskonale wiedział, że kręcą się tutaj podejrzani ludzie i musiał przyznać, iż sam się zdziwił, że budynek został obrany jako miejsce organizowanych zajęć. – Razem. – Zadecydował także rozsądnie, chcąc uniknąć sytuacji, w której jego młodszy partner znajdzie się sam na sam ze stosem środków odurzających, skoro najwyraźniej właśnie do takich delikwentów mieli dzisiaj obydwaj szczęście. - Przestronna, ale sporo byłoby tutaj roboty… swoją drogą, powinniśmy chyba niedługo wrócić do tematu. Chciałbym, żebyś w końcu zamieszkał ze mną i żebyśmy razem wybrali nieruchomość, która przypadnie nam do gustu. – Przypomniał o planach, których nie zdążyli zrealizować przed wyjazdem Maximiliana, a potem przystanął obok niego na balkonie, obserwując jak radzi sobie z leczeniem miłośnika igieł. Przynajmniej owadzich. – Szok anafilaktyczny. – Nazwał przy tym profesjonalnie reakcję alergiczną zidentyfikowaną przez Solberga, a gdy chłopak uporał się z problemem, wraz z nim udał się w dalszą penetrację terenu. – Ten tutaj wiele mógłby się od nas nauczyć. Najwyraźniej nie zna się ani na kuchni ani na eliksirach. – Podsumował odnalezionego w kuchni manekina, przy którym spostrzegł szklane fiolki o tajemniczej zawartości oraz zatrute jagody. Paco zastosował najpierw Levatur Dolor, by uśmierzyć ból brzucha i uciszyć lamentującego pacjenta, a potem obniżył temperaturę jego ciała. Bez problemu uniknął kontaktu z trującymi substancji, czego niestety nie można było powiedzieć o zawartości żołądka manekina. – Kurwa. Chyba mam flashbacki. – Warknął podenerwowany, oczyszczając prędko ubranie, a gdy upewnił się z chorym wszystko w porządku, złapał pod ramię Felixa, teleportując się w okolice punktu widokowego. Chciał jak najszybciej wyjść na świeże powietrze, bo miał wrażenie, że w nozdrzach cały czas czuje odór wymiocin.
zt. x2
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata:LINK DO ZAPŁATY Wykonywane zadanie: Opuszczony dom Kości:4 scenariusz 76 ale ignoruję Wykorzystane modyfikatory: Świetne zewnętrzne oko wyczulenie Wykonane zadania:Teoria i egzamin, ognisko, polana, staw Uzyskane nagrody: Dźwięk niezgody
Czy spodziewała się, że w końcu wejdą do bardziej zaludnionego miejsca? Tak, w końcu umiała czytać mapę. Ale czy skojarzyła fakt, że TO konkretne miejsce, to pewien bardzo istotny, opuszczony dom… No zupełnie nie. Gdy stanęli przed ruderą, aż jej ręce opadły. - O ja pierdolę… – jęknęła, patrząc na zniszczony budynek i zaraz zdała sobie sprawę, że przecież nie była tutaj sama. – To znaczy… Ciekawe co tutaj wymyślili – wszystkie talenty aktorskie i sceniczne zużyła do tego, żeby wyglądać, jakby faktycznie z rozbawieniem wywróciła oczami na to, co mogli tutaj wykombinować. W środku jednak panikowała. Oj i to jak bardzo panikowała. Gdy wybrali to miejsce, kierowała się tym, jak często było uczęszczane. Mało osób przychodziło do tej rudery. Okazjonalne imprezy się tu odbywały, owszem, ale było jeszcze trochę za zimno na takie ekscesy w nie do końca docieplonym budynku, żeby nie powiedzieć, że dosłownie dziurawym. A tymczasem oni sobie tutaj urządzili kurs. Kurs, podczas którego trzeba było szukać poszkodowanych. Bawić się w przeszukiwanie w miejscu, gdzie ukryli nie jedną, nie dwie, nie trzy, a cztery czarnomagiczne książki. Puściła Maxa przodem, a sama szybko wysłała wiadomość na wizzengerze do Artiego, bo przecież to już było poniżej krytyki. Szpital się na nią uwziął, po prostu uwziął. Jak nie Mung, to skrzydło w Hogu, jak się nie pałęta ze swoimi biznesami do uzdrowicieli, to ci wbijają jej do skrytki. Ten kwiecień był niemożliwy. Starała się utrzymać swój wesoły humor i żarty, ale jakoś tak było jej trudniej. Szczególnie kiedy weszła do środka. Wspomnienia tamtej nocy wróciły i choć finalnie były one ciepłe, gdy pomyślała o tym, co miała tu robić – przeprowadzać pierwszą pomoc – i połączyła to z bliznami, które tu zobaczyła, od różnego nacisku, głośniej przełknęła ślinę. Nagle to zadanie stało się dla niej… Dość osobiste. - Idę szukać nieszczęśnika – oznajmiła dużo bardziej zmotywowana niż do tej pory, jakby od tego coś zależało. Jakby pomagając manekinowi mogła pomóc przyjacielowi. Niby wiedziała, że starych ran nie mogła zagoić, ale jej cholerna emocjonalność tak już to w jej głowie ułożyła. W poszukiwaniu manekina weszła na piętro, coś prowadziło ją do pokoju, w którym było ukryte wejście na strych. Może to przeczucie, może wspomnienie, a może chęć sprawdzenia, czy nikt im się do książek nie dobrał. Cokolwiek by to nie było, sprowadziło ją do równie alarmującego widoku, co zajęcia właśnie w opuszczonym domu. Spod drzwi wydobywał się dym. - Max uważaj! – krzyknęła, nie wiedząc, gdzie chłopak był, ale powinien ją usłyszeć. Wolała się upewnić, że się tego nie nawdycha. – Tu się ulatnia jakiś gaz! Zasłoń czymś nos i usta! Powiedziawszy to, sama zawiązała sobie materiał na twarzy, nie chcąc wdychać oparów. Weszła szybko do pomieszczenia i rozejrzała się, oceniając sytuację. Manekin – ciężko oddychał. Klapa na strych – nietknięta. Mogła ratować manekina. Najpierw jemu też przewiązała nos i usta, chcąc go jakkolwiek osłonić. - Wiem, że nie ma pan siły, ale musimy współpracować – nie było tu łatwo oddychać i czuła, że powinni jak najszybciej się stąd ulotnić. Nie wiedziała, czy dadzą radę tak łatwo to zrobić z jej wielkością i wagą i symulacją dorosłego człowieka, więc nim wzięła się za wynoszenie go, zaklęciem rozbiła okna, trzaskając jedno po drugim, żeby wpuścić tu powietrze. – Wychodzimy, niech się pan mnie złapie – pozwoliła mu się podeprzeć o jej ramiona i powoli wyszli. Zamknęła za sobą drzwi, by nie wpuszczać dalej gazu a następnie wyszła z poszkodowanym na dwór, żeby mógł odetchnąć świeżym powietrzem. Sama też trochę pokasłała, ale nic jej nie było, szybko się stamtąd zwinęła. Odpowiednimi zaklęciami zajęła się pacjentem, po czym kolejnego wypisała karteczkę jak i opowiedziała, że na tym etapie i tak wysłałaby go do szpitala, żeby porządnie sprawdzili mi płuca, czy nie doznał żadnych uszkodzeń. Zresztą, jak tylko Max wyszedł, jemu też dokładnie opisała, co zrobiła, chcąc się upewnić, że postąpiła zgodnie z rozsądną koleją rzeczy w takich sytuacjach. - Myślisz, że coś takiego mogłoby uszkodzić oskrzeliki? – dopytała, całkiem zainteresowana tym nowo odkrytym tematem. – Jakby się coś takiego leczyło?
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie miał pojęcia, dokąd dokładnie szli. Owszem, kręcił się wielokrotnie po wiosce, spędzał w niej sporo czasu, ale jakoś nigdy nie zajmował się kwestiami tego, gdzie co stało i dlaczego było akurat tam, a nie gdzie indziej. Nic zatem dziwnego, że nieco się zdziwił, kiedy stanęli przed tą skończoną ruderą, zastanawiając się, co właściwie mieli tutaj robić, po czym zerknął na Harmony. Może nie był najlepszy w rozpoznawaniu cudzych zachowań, czy uczuć, ale był pewien, że w tej chwili dziewczyna coś przed nim ukrywała, że starała się coś zasłonić, czy może po prostu miała jakieś wspomnienia z tym miejscem, których mieć nie chciała. - No, ja się zgadzam, niezłe gówno - powiedział, uśmiechając się lekko, ale nie chciał na nią naciskać, więc podwinął rękawy i zabrał się do dzieła, razem z młodszą dziewczyną wchodząc do pięknie walącego się domu, bardzo uważnie się przy tej okazji rozglądając. Nie szukał nie wiadomo czego, a poszkodowanego, ale nigdy nie mógł na niego trafić. Udało mu się to dopiero, kiedy usłyszał stłumione okrzyki towarzyszki i zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie znajdują się w jakimś gównie. - Mmm, reakcja alergiczna? - mruknął do siebie, gdy w końcu udało mu się dotrzeć do własnego manekina i znalazł ślady świadczące o użądleniach. Nim jednak zdołał coś zrobić do jego uszu doleciało wściekłe brzęczenie i zdał sobie sprawę z tego, że to, co zaatakowało manekina, nie zniknęło. Pospiesznie się wycofał, osłaniając się w miarę możliwości, by zaraz spróbować zaklęciami odgonić natrętne osy, co na całe szczęście ostatecznie mu się udało i mógł przystąpić do szybkiego udzielania pomocy, usuwając żądła, starając się złagodzić obrzęk, sprawdzając, czy nie doszło do jakiegoś uszkodzenia w innym obrębie ciała, czy nie było jakiegoś szoku, wstrząsu, czy czegoś podobnego. - Wizyta u lekarza jest konieczna, żeby upewnić się, czy aby na pewno wszystko dobrze. Natychmiast - zaordynował jeszcze, nim doszedł do wniosku, że nic więcej nie mógł zrobić i dołączył do Harmony. Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia, kiwając lekko głową, zapewniając ją, że postąpiła słusznie, a później zaczął snuć swoje teorie, starając się udzielić odpowiedzi na jej pytanie. Widać było jednak, że tak jak ona była nieco rozkojarzona, to samo dotyczyło jego, czy to już ze zmęczenia, czy z powodu jego własnych demonów, które również nie chciały się od niego odczepić. Niemniej jednak - ruszyli w stronę kolejnego zadania.
Ledwo trzymający się dom, w którym ewidentnie straszy, albo mieszka jakieś dzikie, niebezpieczne zwierzę? Tak, to świetne miejsce na kolejny punkt programu, na pewno. Każdy element tego miejsca mówił mi, żebym zabierała swoje cztery litery, ale ja oczywiście musiałam wleźć jak ta stara krowa i szukać manekinu. Zresztą, nie byłabym Shimazu, gdybym teraz od tak stchórzyła. Śmierć poprzez zawalenie się budynku na głowę? Zostanie zjedzonym przez akromantulę, która ma tu gniazdo? Brzmi jak idealne zakończenie mojego żywota. Wlazłam za błotnistymi śladami do czegoś, co musiało być kiedyś salonem. Dostrzegłam manekin, leżący na kanapie, pośród wielu opróżnionych buteleczek. Wyczułam lawendowy zapach unoszący się w powietrzu i raczej nie należał on do manekinu. Spróbowałam prześledzić w głowie eliksiry, które pachniały w ten sposób, zbliżając się do poszkodowanego. Musiałam się rozkojarzyć na chwilę, bo zdeptałam jedną z butelek, a przestraszona tym faktem, zdeptałam drugą i jeszcze kolejną. Poczułam ostry ból podeszwy, świadczący tylko o jednym - szkło przebiło się przez mój but. Szczerze mówiąc bardziej mnie wkurzyło uszkodzenie obuwia niż mojej nogi. Najpierw ogarnęłam siebie, później użyłam reparo na bucie, mając nadzieję, że to coś pomoże. Następnie, wzdychając ciężko, wydostałam przy pomocy zaklęć manekin na zewnątrz i zastosowałam wszystkie procedury przy podejrzeniu zatrucia się poprzez przedawkowanie. Kiedy skończyłam swoją robotę, ruszyłam w dalszą podróż, nieco utykając na wcześniej zranioną nogę. Była już uleczona, ale mój piękny umysł wciąż uważał, że coś jest z nią nie tak.
z/t
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Opłata:opłacone Wykonywane zadanie: PZatrucia Kości:4 || 13 Wykorzystane modyfikatory: — Wykonane zadania:Teoria | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia Uzyskane nagrody: szansa uniknięcia nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych | woreczek ze skóry wsiąkiewki | nieco kory kasztanowca
Kolejny przystanek okazał się jedną, wielką ruderą. Zawahała się nawet przy wejściu, czy w ogóle to było bezpieczne. Ostatecznie jednak uznała, że chyba organizatorzy nie byliby tak głupi, żeby narażać na niebezpieczeństwo wielu małolatów, którzy brali w tym udział. A może to był test? Jeśli tak, to Thalia właśnie go oblała, gdy postawiła pierwszy krok w rozpadającym się budynku. Nic nie mogła jednak poradzić na dudniące w jej głowie słowa przysięgi, którą złożyła przed laty i ta niedająca jej spokoju ambicja. Obiecała sobie skończyć wszystkie zadania, i to w jak najkrótszym czasie, bo nie mogła wcale sobie pozwolić na kilka dni wolnego. Dostrzegła ślady butów i ruszyła na górę, licząc na to, że właśnie tam znajdzie manekina, potrzebującego pomocy. Wspięła się po schodach aż na piętro i zorientowała się, kierowana wysoko rozwiniętą intuicją, że coś było nie w porządku. Jedne drzwi były zamknięte, jedyne. Czuła nieprzyjemną woń i doskonale wiedziała na jakim etapie zadań się znalazła. Na jej szczęście, to zatruciami zajmowała się na co dzień. Doskonale więc wiedziała co robić, by uratować manekina i uchronić przed wpływem oparów samą siebie. Liczył się czas, im dłużej będzie przebywać w pomieszczeniu, tym gorzej dla niej, dlatego chwyciła manekina i gdy tylko się zorientowała, że nie ma świadomości – teleportowała ich na zewnątrz, gdzie zajęła się udzielaniem pomocy. Może trochę zbyt zaawansowanej jak na kurs pierwszej pomocy, ale nic nie mogła poradzić na swoją pamięć mięśniową, latami szkoloną do tego typu rzeczy.
|zt
______________________
In your hands, there's a touch that can heal
But in those same hands, is the power to kill
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor znalazłam się w sypialni we wczesnych godzinach obserwując dokładnie teren. Od razu przeszukał miejsce i dostrzegł manekina na łóżku tak spokojnie leży, podszedł chociaż tak dziwnie że jest blady, zaś na jego ustach zbierają się bąbelki śliny. Chyba ktoś tu miał problem widząc butelkę wina i dwa kieliszki, jeden prawie cały opróżniony, drugi zaś pełen. -Hmm....ale zaraz zaraz...- fiolki niebezpieczne i z trupią czaszką. No tak ale ze mnie niezdara przypadkiem Rudzielec potrącił stolik, na który stoi wino i wszystko się na chłopaka wylewa. Teraz muszę trochę zająć sobą przez co przypadkiem następujesz na potłuczony kieliszek. Szybko użył odpowiednich zaklęć na siebie, po czym wrócił do poszkodowanego i się nim zajął. Już wcześniej doraźnie się zaopiekował zatruciem, lecz nie można było powiedzieć, że to wystarczyło. Najważniejsze były eliksiry i zaklęcia które mogły się przysłużyć w ratowaniu. Wprawdzie manekin był cały i zdrowy prawie. Puchon zawsze sądził, że ma coś w rodzaju szóstego zmysłu, bardzo dobry instynkt podpowiadający co może pójść nie tak; dlatego mimo podejmowania kłopotów i ryzyko za sobą niosące niejednokrotnie dość lekkomyślnie, wychodził z każdej opresji. Z mniejszym lub większym szwankiem, ale zawsze, że z każdej opresji zdoła się wykaraskać. Rudzielec obrócił się na pięcie, znikając za innym drzwiami. Przynajmniej nikt nie mógł mu powiedzieć, że się nie starał.
Opłata:zapłacone Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:3 oraz litera F Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:teoria, oparzenia, Obrażenia Odzwierzęce, Podtopienia Uzyskane nagrody: - Doskonale zapamiętujesz kwestie związane z zatruciami, dosłownie jakby same wskakiwały ci do głowy. Masz wrażenie, że obudzony w środku nocy wyrecytujesz dosłownie wszystko z pamięci. Dzięki temu w czasie wykonywania zadania z zatruć możesz wykorzystać jeden z dodatnich modyfikatorów. - Mięta
Szukanie manekina w tym opuszczonym domu powodowało u Anabell dreszcz na karku, nie przepadała za takimi miejscami, zdecydowanie nie były jej to ulubione miejscówki, nie kiedy jest tutaj sama, a jedyna osoba, jakiej będzie pomagać to manekin. Wzdrygnęła się, wchodząc do środka, po chwili dostrzegła jakieś ślady stóp na ziemi, które prowadziły do góry, ale i do jadalni, to drugie sprawdziła najpierw, bo było po prostu bliżej. Zerknęła na początku, dość nieśmiało, jakby obawiała się, że spotka tu kogoś więcej niż manekina, ale tak się nie stało. Siedział przy stole, noga mu dziwnie zwisała i sam też nie wyglądał nazbyt elegancko. Podeszła do niego bliżej i od razu poczuła odór wymiocin, przez co automatycznie zatkała dwoma palcami swój nos. Na brodę Merlina jej też się niedobrze zrobiło przez krótki moment. Musiała się opanować, co jej się udało, o dziwo. Twarz też miał dziwną, bladą, spojrzała na jego talerz i to, co jadł, czy to było w ogóle dla niej jadalne? Rozejrzała się po pomieszczeniu i po chwili udało jej się znaleźć miętę, herbata z tej rośliny powinna pomóc i uspokoić żołądek. Dlatego też nie czekając za dużo, zrobiła manekinowi herbatę ze znalezionej mięty, a następnie podała mu do picia. Usiadła obok niego i obserwowała jego twarz, jak się zmieniła, powoli kolory na jego buzi wracały na swoje miejsce, nie był już blady jak ściana, czkawka mu przeszła i bóle brzucha raczej też przeszło, nie widziała, żeby trzymał się za obolałe miejsce. Misja zakończona sukcesem.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Anabell Goldbird dnia Nie Maj 21 2023, 22:14, w całości zmieniany 1 raz
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Annę przeszły ciarki, kiedy zobaczyła dom, do którego odwiedzenia zmusiło ją kolejne kółeczko. Czy oni specjalnie na potrzeby kursu zaaranżowali tę ruinę, czy ktoś tu naprawdę mieszkał i na wynajmie zarobił parę groszy? Brandonówna naprawdę nie wiedziała, która opcja według niej była gorsza. Celowe tworzenie takiego bajzlu i brudu czy życie w nim na codzień… Nie. Zdecydowanie gorsze było to drugie. Chcąc czy nie, musiała się przejść po pomieszczeniach, więc zaczęła od parteru, darząc żywą niechęcią przestrzeń na piętrze. Kto wie, może deski tutaj nie były stabilne i błyskawicznie znów znalazłaby się na parterze, tylko w stanie dużo bardziej opłakanym niż obecny? Westchnęła ciężko i poszła do kuchni, gdzie znalazła nieszczęsny manekin. Chciała go złapać, ale ten lał się przez ręce, co dało dziewczynie pierwsze wskazówki na temat stanu jego zdrowia. Nagle wstrząsnęły nim kolejne torsje i Puchonka odskoczyła, bardzo starając się nie krzywić z obrzydzeniem. Chociaż właściwie czemu się powstrzymywała? To tylko przedmiot. Naprawdę, ile razy jeszcze miała to sobie powtarzać? Rozejrzała się i znalazła grzyby. No dobra, trzeba było sprowokować wymioty. Znów sięgnęła po te swoje cudne, wzorowe notatki zapisane jej zdobycznym piórem, a potem zgodnie ze wskazówkami zaczęła przeszukiwać kuchnię w poszukiwaniu ziół prowokujących wymioty. Znalazła, a do tego wszystkiego trafiła się jej w ręce mięta, która… Cóż. Może do eliksiru by się nadała, bo na pewno Anna nie zamierzała jej tak po prostu spożywać, nawet w formie naparu. Dokończyła zadanie, a potem czym prędzej wyszła, nawet się nie odwracając.
z/t
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:3, samogłoska Wykorzystane modyfikatory: 5 przerzutów za pkt z zaklęć xD Wykonane zadania: teoria Uzyskane nagrody: pokrzywa, mięta
Następnego dnia był już spokojniejszy. Wielokrotnie przetwarzał w głowie sytuację z egzaminu i w końcu wytłumaczył sobie, że za bardzo się zestresował i niepotrzebnie wmówił sobie, że ktokolwiek wie o jego przeszłości, kiedy nic podobnego nie miało miejsca. Ruszył wcześnie i żwawo, za cel obierając pierwszy lepszy punkt na mapie, który okazał się opuszczonym domostwem. Nie zastanawiał się dwa razy, po prostu wszedł do środka, licząc, że rzeczywiście zadanie będzie na niego czekać w środku. Nie pomylił się. Nie musiał długo błądzić, aż zawędrował do jadalni, gdzie czekał na niego biedak, który pewnie zatruł się kolacją. Śmierdziało niemożebnie i nie omieszkał się skrzywić, nie zważając na uczucia manekina. Ten zresztą i tak był zbyt zajęty próbą dalszego wymiotowania. Pierwsze co zrobił, to uprzątnął cały ten bałagan, nie mogąc się skupić w tym smrodzie, dwa zaklęcia i od razu było lepiej. Potem zmarszczył brwi, myśląc intensywnie. Trzeba było wywołać wymioty, tylko jak? Przejrzał naprędce to, co miał w kuchni i w końcu znalazł miętę, która przecież miała dokładnie takie właściwości. Podał ją nieszczęśnikowi w formie naparu i odmienił jego los. Bajecznie.
| z. t.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Opłata:Klik Wykonywane zadanie: Zatrucia Kości:2 i 100 Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:teoria, oparzenia, obrażenia odzwierzęce, podtopienia Uzyskane nagrody: uniknięcie nieprzyjemnej konsekwencji w kolejnych etapach; woreczek ze skóry wsiąkiewki; kalendarzyk
Po nieprzyjemnej przygodzie z podtopionym i naćpanym manekinem potrzebowała jeszcze chwili, żeby się otrząsnąć. Ćwiczenia oddechowe, które kiedyś ktoś jej pokazał, chyba nigdy wcześniej nie okazały się tak pomocne. Zanim dotarła do opuszczonego domu była już jednak w całkiem dobrym stanie, a w każdym razie w takim, który pozwalał jej na przystąpienie do kolejnych zadań. Nie była osobą, która łatwo się poddawała. Weszła do środka, starając się niczego za bardzo nie dotykać, bo budynek nie prezentował się jakoś wyjątkowo bezpiecznie, a nie chciała, żeby sufit zawalił jej się na głowę. Dostrzegła jednak błotniste ślady na podłodze wskazujące na to, że ktoś niedawno tu był, dlatego poszła ich tropem, ale szybko okazało się, że rozchodziły się one po całym domu. Ręce jej trochę opadły, bo skąd miała wiedzieć, gdzie się udać? Nie miała przecież całego dnia do zmarnowania w tym miejscu. Może było to głupie, ale weszła do pierwszego lepszego pomieszczenia, które okazało się być salonem i bingo! Jegomość leżał sobie jak król na kanapie i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pozycja, którą przyjął i porozrzucane wokół fiolki. Zmarszczyła nos na unoszący się w pomieszczeniu zapach, a następnie zrobiła dosłownie krok do przodu, co szybko okazało się być błędem. Nie spojrzała pod nogi i weszła prosto w szklane naczynia, które ją poraniły. Nie obyło się rzecz jasna bez przekleństw, narzekania na własną nieuwagę i innych takich, ale kiedy już wreszcie uporała się sama z sobą, podeszła wreszcie do kanapy, tym razem już patrząc pod nogi. Nie chciała powtórki z rozrywki. Usunęła rozsypane w salonie szkło i na wszelki wypadek pozbyła się też lawendowego zapachu, który co prawda nie wydawał się jakiś bardzo szkodliwy, ale ile razy w życiu miała okazję się przekonać, że pozory mylą... Na eliksirach się nie znała, na zatruciach też średnio, ale ile mogła, tyle zrobiła. Lepsza była taka pomoc niż pozostawienie nieszczęśnika i oddanie go w wieczne objęcia Morfeusza.
|z.t
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Jej kociołek przez całe wakacje nie stał pusty, wręcz przeciwnie co jakiś czas bulgotał i wypełniał przeróżnymi zapachami zaplecze sklepu ciotki Celine. Możliwe, że tak by było do końca wakacji, ale tydzień temu Fern, pokłóciła się ze swoją krewną o to, gdy Edwards z nadmiaru obowiązków rzuciła kilka niepotrzebnych uwag, posiłkując się napisaniem kilka słów na kartce, z pewnością do dziś tego żałowała, ale upartość Young nie pozwalała jej na szybkie zakopanie topora wojennego. Dlatego postanowiła znaleźć sobie nowe miejsce do warzenia mikstur. Opuszczony dom nie był może przytulnym zapleczem sklepiku ciotki, ale gdy znalazło się odpowiedni pokój, doprowadzając go do stanu użytkowego, sprawdzał się całkiem dobrze. Nikt też Fern za bardzo nie przeszkadzał, dlatego rozstawiła się ze swoim sprzętem bez problemu. Poręczny kociołek ustawiła na palenisku, które wcześniej przygotowała. Niewielki stół przeniosła z innego pomieszczenia i dzięki temu mogła położyć na nim chochle, fiolki czy składniki, które zaraz to wyciągnęła z torby. Rumianek lekarski miała w dwóch wersjach jeden całkiem niedawno zrywany, drugi ususzony, za to szałwię lekarską i krwawnik zakupiła na potrzeby eliksiru menstruacyjnego, który zamierzała dzisiaj uwarzyć. Dobrze znała ten prosty, niezbyt skomplikowany przepis, a jednak zabrała ze sobą torbę z podręcznikiem i swoimi zapiskami. Warzenie według receptury było dobre i przewidywalne, ale czasami Fern lubiła poeksperymentować, dodając większą ilość, chociażby rumianku, sprawdzając jego właściwości rozkurczowe. Ciężko było zepsuć taki eliksir, zazwyczaj nadmiar składników pierwszego stopnia, jakimi były szałwia lekarska, krwawnik czy właśnie rumianek nie niszczyły mikstury, bywało, że efekt mikstury się wzmacniał, ale Young nie chciała też przesadzić. W głuchej ciszy potrafiła skupić się na swoim zadaniu, chociaż bywało, że błądziła wzrokiem do pokojowych drzwi, gdyby ktoś zamierzał się tu wkraść, nie usłyszałaby go. Na pewno niespodziewana obecność nie rozproszyłaby ją, ale też nie chciała, aby ktoś niepotrzebnie zawracał jej głowę, nie mogłaby wtedy odpowiadać, musiałaby pisać. Palcem przesunęła po recepturze, kiedy otworzyła książkę na odpowiedniej stronie. Najpierw jednak musiała wlać do kociołka wodę, użyła prostego aquamenti, chociaż potrzebowała bardziej się skupić, rzucając zaklęcie niewerbalnie, kierując różdżkę w stronę kociołka i wykonując odpowiedni ruch. Zadziałało za pierwszym razem, dlatego też, gdy musiała rozpalić ogień pod kociołkiem, również poszło jej to sprawnie. Gdy woda gotowała się w kociołku, podeszła do stolika i tam skupiła się na swoich składnikach, które wymagały odpowiedniego przygotowania. Liście krwawniku wrzuciła do moździerza i za pomocą tłuczka zaczęła mielić je na drobną papkę, gdy składnik został odpowiednio przemielony, zajęła się drugą częścią krwawnika, czyli kwiatami. Drobne kwiaty rozdzieliła za pomocą nożyka na mniejsze części, a gdy to zrobiła, wrzuciła je do kociołka, ponieważ woda w nim zaczęła się już gotować. Zmniejszyła ogień na palenisku, a następnie uzyskała z szałwii lekarskiej cztery liście i również dodała je do mikstury, tak jak napisano w podręczniku gdy, tak zrobiła, zamieszała chochlą w kociołku zgodnie ze wskazówkami zegara. Papkę w postaci liści krwawnika do mikstury poszła prawie na samym końcu, a gdy czekała, aż wszystko zagotuje się, w odpowiedniej temperaturze, co jakiś czas mieszając, wrzucała niewielką ilość fioletowych kwiatów szałwii. W pomieszczeniu rozniósł się intensywny ziołowy zapach, za którym nie przepadała, przypominał jej schorowaną matkę i wizyty w szpitalu. Gdy zajrzała do kociołka, kolor mikstury był jeszcze nie do końca taki jaki powinien być, tak więc doprawiła go jeszcze wysuszonym rumiankiem, który rozgniotła w dłoniach, a wtedy mikstura nabrała jasnożółtej barwy. Nie do końca kierowała się recepturą z książki, ale postanowiła sprawdzić, czy gdy zrobi eliksir głównie na bazie krwawnika i szałwii, zmniejszając ilość rumianku, wykorzystując na koniec go w postaci suchych kwiatów to czy eliksir nadal będzie odpowiednio skuteczny, czy będzie lepiej działał rozkurczowo, czy może znieczulająco? Tego miała się dowiedzieć, gdy zaczną się te kobiece dni, a ona wypróbuje go na sobie, dopełniając swoje zapiski nowymi wnioskami. Przelewając za pomocą pipety do fiolki eliksir, zauważyła, że ma też oleistą konsystencję, czyli bardzo dobrą. Zadowolona z efektów odstawiła eliksir na stolik i zaczęła sprzątać swoje stanowisko, a gdy to zrobiła, zabrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła do domu. +