Pub przyciągający wszystkich swoim nietypowym wystrojem, którego głównym elementem jest przezroczysty bar wykonany z zaczarowanego, nietłukącego się szkła, wypełniony morską wodą, wodnymi roślinami i uroczymi rybkami i żyjątkami spotykanymi w oceanach świata. Interesuje Cię podwodny świat, ale zamiast biblioteki wolisz wyjście na piwo? Upiecz dwie pieczenie na jednym ogniu, przyjdź do Morskiego Oka!
Woda Goździkowa Piwo kremowe Kłębolot Absynt Boddingtons Pub Ale Różowy Druzgotek Ognista Whisky Rdestowy Miód Rum porzeczkowy Stokrotkowy Haust
To zaufanie znaczyło, że Jay miał kompletnie wolną drogę. W takim wypadku wszystko ładnie połączył w całość wiedząc już co powinien zrobić. Dlatego chciał się stąd szybko usunąć. A tym bardziej dlatego, że Edward zaczął mu sugerować jakoby Lilith miała być dla niego tylko szybkim numerkiem. Tylko, że Jay kompletnie tak o niej nie myślał. Gdyby tak było, to już dawno zabrałby jej dziewictwo. Tymczasem wolał się z nią kumplować i urządzać je szalone piżama party czy inne imprezy. - Tak – Odpowiedział mimowolnie wiedząc, ze to właśnie Edward chciał usłyszeć. Z baru wyszli razem, ale dość szybko każdy poszedł w swoją stronę. Jay chciał spotkać Titkę, spróbować ją przelecieć i dać znać bratu, że nie musi się bać – jest taka jak wszystkie inne. Pisał więc w drodze do niej list.
Skoro tak ładnie wykonał swoją robotę to Rose stwierdziła, że faktycznie zasłużył na to piwo. Nawet nie odgryzł jej się , kiedy to ona dogryzała jemu. Zabawne, bo nie pamiętała, żeby kiedyś komuś to robiła. Zazwyczaj była bardzo grzeczna i ciepła. Chociaż to były raczej koleżeńskie przepychanki. Przecież się przy tym uśmiechała i to szczerze, prawda? Weszła pierwsza do pubu. - Dwa piwa kremowe, proszę. - Powiedziała prawie jeszcze w wejściu i zajęła miejsce przy dwuosobowym stoliku przy oknie tak, jak lubiła. Nie spytała Petera czy nie chciałby napić się czegoś innego, bo przecież piwo do piwo. Rozsiadła się na swoim krześle i rozejrzała po pomieszczeniu. Było co oglądać, ale przecież to niegrzeczne, kiedy ma się rozmówcę obok siebie. Popatrzyła na Gryfona z uśmiechem. - Co jeszcze lubisz prócz piwa?
Petter widząc że dziewczyna prowadzi go do Pubu Morskie Oko był zadowolony,często tutaj przychodził wraz z ojcem kiedy ten jeszcze żył i wspólnie razem popijali i rozmawiali o przeszłości.
Piwo kremowe czy obojętnie jakie inne to wszystko jedno,przecież nie będzie marudził tym bardziej że to dziewczyna mu stawia a on jest jako gość. Nie byłoby to na pewno kulturalne i odstraszyło by to dziewczynę. A jak to Petter tylko jedno mu w głowię,kobiety,kobiety... Nawet jeżeli dziewczyna nie jest nim zainteresowana on i tak musi zwrócic na Siebie swoją uwagę nie byłby wtedy sobą.
Kiedy usiedli i barman przyniósł im piwo Petter nie patrząc od razu upił połowę,był strasznie spragniony.Lubię gotować,ale tak średnio mi to wychodzi...-Powiedział chłopak wstydząc Się.
Jak to możliwe, że pewien półwil ostatnimi czasy więcej troszczył się o innych, niż o samego siebie? Syndrom bohatera czy po prostu chęć zapomnienia o własnych troskach? Pokrycie ich zamartwianiem się losem innych ludzi, w istocie mogło być dobrym kamuflażem dla własnych emocji, rozedrganych i nieustannie buzujących gdzieś pod tą cienką taflą spokoju, jaka ostatnim razem została przebita naprawdę dawno temu. Chyba nikogo nawet nie zdziwiłoby to, że stało się to w towarzystwie Shenae. Chociaż, gdyby liczyć te drobne incydenty po rozstaniu się z Effie to okazałoby się Rience nie ma aż tak żelaznej samokontroli. Tyle, że akurat o tej blondynce wolał teraz nie myśleć. Zabawne było to, że kolejno kręcił się wokół każdej wili jaka tylko przekroczyła próg Hogwartu. Pchała go w ich stronę wrodzona ciekawość czy może coś więcej? Chyba sam starał się to zgłębić, na razie bez większego powodzenia. Cóż, niemniej jednak był naprawdę zainteresowany pomocą Toralei, a na razie w ramach tej pomocy z ogromnym skupieniem wpatrywał się w kartę alkoholi jaką dorwał przy barze. Skrzaciego wina na pewno dzisiaj nie skosztują, więc starał się znaleźć jakiś zamiennik, co by dziewczyna nie czuła się poszkodowana jego brakiem rozeznania w ofertach okolicznych przybytków. Tyle, że sam nie za dobrze znał się na tym, co warto byłoby zaproponować kobiecie. Innymi słowy był tradycjonalistą i o czymś takim jak „stokrotkowy haust” to nawet nie słyszał. Wspaniały początek spotkania, nie ma co.
Dla niej również nie było charakterystycznym dbanie o kogoś poza sobą. Była ślizgonką, to chyba oczywiste, że taka cecha gdzieś się przewija w jej charakterze. Jednak odkąd poznała Rience musiała odrzucić pozę indywidualistki, która myśli tylko o sobie. Jeśli chciała uzyskać od niego jakąkolwiek pomoc nie mogła myśleć tylko o sobie. A krukon był dla niej wielkim wsparciem. Rozumiał jej problemy - miał takie same! Do tego tak świetnie sobie z tym radził. Niesamowicie go podziwiała pod tym względem. I zazdrościła mu, że był ktoś, kto pomógł mu sobie radzić z innością. Matka Tori nie mogła jej pomóc, bo nie miała aż tyle człowieczeństwa by móc rozumieć. Nauczyciela w Beauxbatons natomiast poznała zbyt późno, by nauczyć się od niego wiele. Teraz został jej tylko Rience. Dlatego na spotkanie spieszyła z wielkim entuzjazmem. Gdy weszła do pubu niemal od razu dostrzegła chłopaka. Już tak było, że ich po prostu nie dało się nie zauważać. Gdzie wchodzili siali zamęt w umysłach ludzi pozwalając im na pytania "Kim są te dwie piękne istoty?". Myślę, że będą wzbudzać niezłą uwagę, ale miała to gdzieś. Podeszła do chłopaka i usiadła na przeciwko niego. - Upijmy się - Zaproponowała bez zbytniego ociągania wpatrując się w niego. Jakie to było cudowne móc się na kogoś tak normalnie pogapić. Normalnie bała się, że jej spojrzenie skrzyżowane z czyimś wzrokiem, czy dotyk może natychmiastowo doprowadzić do hipnozy. Ale przecież nie uwiedzie w ten sposób drugiego pół wila, no nie? Mogła się czuć swobodnie.
Radzenie sobie z problemami nastręczanymi przez wilowatość było chyba już tradycją w murach tej szkoły. Kolejne dzieci słowiańskich istot raz po raz szukały wsparcia u tych, jakie już zdążyły względnie się zaaklimatyzować, a Rience czuł się nieco dziwnie z tym, że ciągle obserwował jak sobie radzą tylko po to, aby następnie zniknąć. Nie pojmował tego, zapewne niesłusznie, dlaczego zawsze musiał być ostatnim w bastionie, skoro sam wkroczył w mury tej szkoły zaledwie trzy lata temu. Nie brał pod uwagę tego, że bycie istotą półkrwi znowu nie było takie częste. Swoją drogą, jak ten czas szybko leciał. Ukończenie szkoły nie jawiło mu się jakoś specjalnie przyjemnie. Mieszkanie w dormitorium Krukonów na tyle mu się spodobało, że naprawdę rzadko wynosił się do domu, wciąż pustego z powodu nieobecności Ryana, a teraz będzie musiał nauczyć się jak odnajdywać się w tych czterech kątach i absurdalnej ciszy wokół. To jest dopiero dobry kolega, prawda? Powinien lustrować menu, ale zamiast tego skupił się na nadchodzącej nieubłaganie dorosłości i dopiero słowa jasnowłosej niewiasty wytrąciły go z tego skupienia. Zaśmiał się cicho w reakcji na jej bezpardonową propozycję. - To będzie bardzo osobliwy widok. Dwie pijane półwile holujące się do zamku. - uśmiechnął się, podsuwając jej kartę alkoholi. Normalnie pewnie odmówiłby jej wspólnego picia. Rience nie był osobą, która tak lekkomyślnie pozbawiałaby się kontroli nad samym sobą (panowanie nad urokiem było dla niego kwestią priorytetową), ale może tak samo jak Tori poczuł się nieco ośmielony obecnością sobie podobnej istoty. Nie wiedział czy i na nią, tak samo jak na niego, ten urok wil mimo wszystko trochę działa. Nigdy nie udało mu się poddać czyjejś hipnozie, ale fascynacja pozostawała fascynacją. Jest szansa, że to właśnie dlatego teraz spoglądał na nią z pewną dozą ciekawości, najpewniej zastanawiając się, kiedy coś go trafi. - Więc o co chodziło z Clary i Candy? - zapytał nagle, najpewniej w czasie, w którym jasnowłosa wybierała jeszcze napoje procentowe. Spodziewał się jaka będzie odpowiedź, ale mimo wszystko, warto było wysłuchać relacji z pierwszej ręki.
Przepraszam, że tak długo. Nie ogarniam życia < /3
Z zaaklimatyzowaniem nie miała tak wielkiego problemu. Od zawsze była samodzielna, więc pewien rodzaj samotności nie był dla niej wielkim problemem. Natomiast bycie kimś na kogo się nie zwraca uwagi nie było jej dane (a szkoda, byłoby o wiele łatwiej). Ot już pierwszego dnia w szkole musiał do niej polecieć chłopak jakiejś laski uważającej się za bóg wie kogo. Dalej wszystko posypało się samo i Rience na prawdę był dla niej nadzieją, duchowym przewodnikiem dzięki któremu myślała, że jakoś uda jej się to wszystko uchodzić. Szczególnie, że jak na razie ta przypadkowa hipnoza uchodziła jej na sucho, ale co będzie potem? Taka na przykład Adiago, ma problem za każdym razem jak użyje swojego daru. Toralei też w końcu będzie miała kłopoty i to większe niż jakieś zazdrosne psycholki typu Candy. Z tego co mi wiadomo, to Rience nie jest sam. Przecież zawsze może zamieszkać razem ze swoją dziewczyną, chyba też krukonką. Nie byłby samotny. To taka mała namiastka dormitorium, tylko we dwoje. To chyba całkiem przyjemna wizja? Choć z tego co Tori widziała, to She nie była zbyt dobrą kandydatką na dziewczynę. Dość irytująca kobieta, której ślizgonka zdecydowanie nie miała ochoty poznać bliżej. - Marzyłeś o tym całą drogę tutaj, przyznaj - Odpowiedziała mu od razu uśmiechając się przy tym szeroko. Sama jego obecność na prawdę wprawiała ją w dobry nastrój. Wzięła od niego od razu kartę alkoholu i przejrzała szybko wzrokiem. Ostatecznie stwierdziła, że nie ma wina, na które tu przyszli. Ciekawe, czy zauważył. Stwierdziła więc, że zamówi sobie to samo co on. Miała nadzieję, że krukon zamówi coś mocnego. Na trzeźwo to ona tego wszystkiego nie weźmie. - Z Candy generalnie nic nowego. Robi mi wielkie wyrzuty, że jak ja śmiem wmawiać facetom nieistniejącą miłość i te sprawy. Clarissa natomiast chodzi z takim jednym puchonem, który jest niesamowicie podatny. Poważnie. Nawet na niego nie spojrzę, a ten już leci do mnie jak ćma. Więc wielkie sceny zazdrości są już codziennością - Prosto powiedziane, bez zbędnych szczegółów, wręcz po męsku. Raczej nie była osobą, która się jakoś rozwodziła nad swoimi problemami. Owszem czasem musiała wylać żale, ale odbywało się to mniej więcej w ten sposób. Jeśli ktoś chciał wiedzieć więcej, to niemal o wszystko trzeba było dopytywać. Ah, miała do niego jeszcze jedno pytanie. - Rience. Skąd wiesz, że twoja panna nie jest z tobą tylko z powodu hipnozy? Jak to rozróżnić? - Po jej minie było widać jedno. Poznała kogoś i nie miała pojęcia co ma z tym faktem zrobić.
Ciekawe co by pomyślał Rience, gdyby przyszło mu usłyszeć, że Shenae jest jego dziewczyną! Nigdy nią nie była i w zasadzie być nie miała, chociaż ich relacja w pewnym stopniu była dość skomplikowana. Nie mieli przed sobą zbyt wielu tajemnic i to ona była pierwszą osobą, której Hargreaves po prostu przyznał się do swojej przypadłości. Dla niego to była trochę taka choroba, z jaką nie potrafił sobie w żadnym razie poradzić, a zwierzenie się z niej przyjaciółce mimo, że względnie konieczne i tak było dla niego niezwykle trudne. Pamiętał wciąż ich wspólny trening Quidditcha. Wysłała go w największą wichurę, aby złapał złoty znicz, a on wtedy tak koszmarnie ją zawiódł, gdy schwytał go zupełnie bez problemu, że aż prawie było mu z tego powodu przykro. Ociekanie deszczem przez kolejną godzinę już mniej mu się podobało, zdecydowanie wolał następującą po tym wizytę w łazience prefektów i uparte szkicowanie syreny. Pewnie, gdyby się nad tym zastanowił to i tamta sytuacja mogłaby wyglądać dwuznacznie. Tak samo jak jego zachowanie względem D’Angelo. Cóż, dokładnie tak zachowywał się z reguły względem większości panien. Lubił łapać z nimi kontakt nie tylko mentalny, ale i fizyczny, a nieświadomie często czarował bardziej niżby chciał. Chciałby mieć nad sobą taką kontrolę, o jaką pewnie podejrzewała go Tori, gdy prosiła go o pomoc w rozjaśnieniu pewnych kwestii. - Mogliśmy załatwić sobie jakiegoś niepodatnego przewodnika. Nie pije zbyt dużo, więc pewnie szybko odpadnę, a nie odpowiadam za to jak będę się wtedy zachowywał. - zmarszczył lekko brwi po jej słowach, czując że lepiej będzie się czuł, gdy ją ostrzeże. Skoro nawet na trzeźwo zdarzało mu się czarować bez udziału woli, co będzie, kiedy jasnowłosa narzuci im jakieś szalone tempo? Ostatecznie zdecydował się na absynt. Nigdy wcześniej nie miał okazji, aby go kosztować, więc takie spotkanie z półwilą wydało mu się całkiem niezłą okazją. Ponadto, możliwość przeżywania iluzji paradoksalnie jeszcze bardziej skłoniła go wybrania właśnie tego alkoholu. - Trudna sytuacja. - zauważył, obracając w palcach szklankę z napojem i wpatrując się w jej zawartość z dość posępną miną. - Są wyjątkowo oporne na wiedzę? Nie rozumieją, że to nie nasza wina? Upił łyk absyntu, chcąc jakoś zamaskować gorycz jaka zabarwiła jego głos. Nie dość, że całe życie trzeba ze sobą wytrzymywać, to jeszcze pojawiają się takie Clary i Candy, które wiedzą więcej o problemach wilowatości. - Ciekawe co by powiedziały o mnie. - zastanowił się jeszcze na głos, odstawiając szklaneczkę na blat przed sobą i przenosząc spojrzenie na swoją towarzyszkę. W jego spojrzeniu kryło się bardzo dużo zainteresowania, co oznaczało mniej więcej tyle, że Lacroix będzie musiała mu się wyspowiadać z pobudek, jakie pchnęły ją do zadania tego pytania. - Nie mam swojej panny, może właśnie dlatego, że nie potrafię tego rozróżnić. - chciał zażartować, ale chyba nie do końca mu to wyszło, chociaż to pewnie przez wzgląd na to, że wypowiedziana półserio prawda nie zawsze bywała zabawna. - Nigdy nie będziesz pewna, ale jeśli rozmówca nie patrzy na Ciebie nieprzytomnie i nie wykonuje każdego Twojego, nawet najbardziej irracjonalnego polecenia bez chwili zawahania to pewnie jest szczerze zainteresowany. Wiesz jak to jest, zawsze możesz na kogoś wpływać nawet, gdy tego nie chcesz, zwłaszcza, jeśli on sam będzie tego chciał. Nie musisz go hipnotyzować, żeby przyciągała go Twoja gładka skóra, srebrzyste włosy czy uśmiech. Albo osobowość. Nawet u wil nie tylko wygląd ma znaczenie.
Plotki chodziły po szkole na prawdę przeróżne i jedna z nich opiewała, że to właśnie z She się spotyka. Chyba nic w tym dziwnego, prawda? Skoro faktycznie byli blisko, to nic dziwnego, że ludzie mają takie podejrzenia. Choć trzeba przyznać, że Anglicy to wyjątkowi plotkarze. Potrafi przekręcić i rozpowszechnić dosłownie wszystko. To między innymi dlatego tak szybko rozniosło się po tej szkole kim ona jest. Rience musiał mieć wielkie szczęście, jeśli udawało mu się to utrzymać w tajemnicy. Lub więcej rozumu niż ona. Trudno było się kryć z czymś, co generalnie widać przez cały czas. Musiałaby ubrać worek na głowę... A to nie wchodziło w grę. - Generalnie ja mam słabą głowę, więc może być ciekawie - Nie martwiła się o swoje wyczyny po alkoholu. Nigdy nie stało się nic szczególnie nieodpowiedniego czy niebezpiecznego, więc dlaczego tym razem miało by być inaczej? Szczególnie, że Rience był jedną z tych niewielu osób, którym na prawdę ufała - Najwyżej zauroczymy cały bar. Stworzymy sobie armię zombie - Dodała jeszcze, a gdy ten zamówił absynt sama poprosiła również o to. Zdarzało jej się pić ten rodzaj mocnego alkoholu. Lubiła go. Był świetny, gdy ktoś chce na prawdę rozproszyć swoje myśli. -Żeby oporne. Ubzdurały sobie, że nic tylko marzę by oczarować ich facetów. Gdyby chociaż miały dobry gust... - Mruknęła niezadowolona i upiła kilka łyków licząc na to, że uda się utopić wszelkie poirytowanie w alkoholu i będzie się mogła tego wieczoru dobrze bawić. -Pewnie akurat w tobie by się zakochały bez pamięci i uważały, że jesteś cudem - Zamrugała mówiąc to mieszaniną jadowitego i przesłodzonego, cukierkowego głosu. To w pełni określało co myśli o tych dwóch zarozumiałych idiotkach. Fuknęła jeszcze pod nosem i ponownie upiła łyk. Mimo to tematy z każdą chwilą robiły są cięższe, ale poniekąd właśnie po to się spotkali. Słuchała go wpatrując się w niebo jak w obrazek. Wiedziała, jak zachowuje się facet, gdy totalnie popadł w zauroczenie. Benek w takim momencie zaprosił ją na bal i obiecał, że wyhoduje jej bazyliszka. Jednak ten, którego konkretnie miała teraz na myśli... On się tak nie zachowywał. Był raczej normalny. Do momentu, gdy prawie udusił się przy niej. Powinna jeszcze sprawdzić jak to wygląda. Mimowolnie z jej ust wymknęło się jeszcze jedno pytanie. - Myślałeś kiedyś o tym, żeby się oszpecić? Żeby nie musieć znosić tego wszystkiego? - Przekrzywiła lekko twarz w bok i czekała na to, co na to Rience. Spodziewała się, że ten raczej nie miał takich myśli. Radzi sobie świetnie... Ale czekaj czekaj. To on jednak nie ma panny?! Załapała trochę z opóźnieniem ten fakt, co było widać bo jej oczach, które nagle lekko się poszerzyły. Jakby ją olśniło. -To ta laska, z którą się spotykasz to nie...? Mój światopogląd dzisiaj umiera - To mówiąc położyła czoło na stół chcąc podkreślać, że wszystko co sobie wyobrażała między nim i She runęło jak lawina. Chyba musi mniej słuchać plotek, a bardziej ciekawić się tym, co ludzie o sobie mówią. Rany. Co za dzień.
Ewentualnie Rience częściej zaprzeczał prawdzie. Całe jego dotychczasowe życie opierało się na nieustannym negowaniu wszelkich podobnych zarzutów lub kluczeniu w temacie w taki sposób, aby ostatecznie nie można było zrozumieć w czym rzecz. Tyle, że tak naprawdę niewielu ludzi było na tyle szczerych czy bezpośrednich, aby po prostu zapytać. Większość wolała się domyślać czy sobie dopowiadać, miast zasięgnąć wiedzy u źródła. Cóż, pewnie robiliby to chętniej, gdyby Hargreaves nie był aż tak skryty względem wszystkiego co personalnie go dotykało, ale to wcale nie tłumaczyło tego, że przecież w ogóle nie starali się go poznać. Patrzyli na niego i wiedzieli już wszystko co tylko chcieli. Ładny chłopak z dobrego domu, chłonący wiedzę jak gąbka, nigdy nie martwiący się o pieniądze i… tak właściwie o cokolwiek. Rience często sprawiał mylne wrażenie niewzruszonego, jednakże z pewnością nie można było odmówić mu upierdliwości. Może tym też zraził do siebie ludzi? Nieustanne pytania i ciekawość potrafią być męczące. Tak jak i spokój, którym zdecydowanie musiał wyróżniać się wśród potomków wil. Naprawdę niewiele rzeczy potrafiło doprowadzić go do harpiej wściekłości, a na pewno nie miała zrobić tego Tori, ani tym bardziej alkohol, który popijali. Barwa absyntu intrygowała Hagreavesa na tyle, aby często spoglądał w stronę swojej szklanki. Gdzieś pomiędzy rozmową rozmyślał też o tym, czy aby czasem nie da się po kolorze napoju rozszyfrować jego właściwości. Szmaragdowy był od halucynacji i jasnowidzenia, a czerwonawy brąz reprezentujący Ognistą whisky od szybkiego upijania czy może miał symbolizować pocieszenie? Podobno wielu ludziom robiło się lżej na sercu, gdy utraciwszy coś lub kogoś bliskiemu sercu, korzystali z pokrzepiających właściwości tego alkoholu. - Byle tylko udało uniknąć się czegoś niestosownego. - odpowiedział, zapominając o kolorach, a w zamian wyobrażając sobie coś zdecydowanie nie przeznaczonego dla waszych oczu czy uszu. Ta myśl jednocześnie go intrygowała, jak i gorszyła, dlatego nie skupiał się na niej zbyt długo, zdecydowanie bardziej woląc nadążać za tempem rozmowy i dalej pchać ją do przodu. Uśmiechnął się z niezadowoleniem, kiedy Ślizgonka zasugerowała jak mogły by odebrać go jej „koleżanki”. - Dopóki nie zaczęłyby się o mnie ze sobą kłócić, zapominając o swoich chłopakach. Raz już to przerabiałem. - zdradził jej, przypominając sobie chwile, które spędził w Trausnitz, gdy dopiero uczył się żyć z genetycznym przekleństwem przekazanym mu w spadku przez uroczych, półkrwi rodziców. Wspominał te czasy jako jedne z mroczniejszych, przepełnionych ogromną dawką nienawiści do samego siebie, więc nietrudno się dziwić, iż niedługo się nad nimi rozwodził. Pytanie jasnowłosej trochę zbiło go z tropu, ale odpowiedź w zasadzie miał gotową od razu. Miała zupełną rację. - Nigdy - a skoro zabrzmiało to tak, jakby miał naprawdę żelazną samokontrolę, postanowił jeszcze sprostować - jestem chyba zbyt próżny. Lubię to jak wyglądam i to chyba wpisuje się w standardy tego, czego się po nas oczekuje. Z jednej strony nie akceptuje się tego, jak działa się na ludzi, a z drugiej strony nie musimy obawiać się samotności. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chociaż dłużej na nas popatrzy czy ze skupieniem wysłucha głupich, nic dla niego nie znaczących żalów. Po prostu przy nas będzie, bo potrafimy uśmiechnąć się do niego ładniej niż inni. Wielu ludzi bało się samotności, a Rience nie był na tej płaszczyźnie wyjątkiem, chociaż naprawdę niewiele na to wskazywało. Jego towarzyska izolacja trwała już tak długo, że stała się niemalże sposobem na życie. - Nie uważasz, że to byłoby naprawdę groteskowe? Z jednej strony piękna, a z drugiej okrutnie oszpecona półwila? - próbował też skojarzyć swoją wizję z mugolskim przeciwnikiem Batmana, ale że nie do końca orientował się w realiach niemagicznych komiksów, po prostu wyobraził sobie Dwie Twarze, na moment wpadając w zamyślenie, więc pewnie nie zauważył jak jego rewelacje zaskoczyły Tori. - A z jaką „laską” się spotykam, jeśli można wiedzieć? - och, no to niewątpliwie go ciekawiło!
Wiedziała jak to wygląda, kiedy trzeba się pilnować. Ciągle trzymać emocje na wodzy, żeby nie wyrwał się z niej paskudy potwór. Sama byłą osobą bardzo emocjonalną. Jej żywiołowość i spontaniczność zaskakiwała nie jedną osobę, większość również peszyła. Zdarzało się też, że wyglądała na poirytowaną. Jednak nawet wtedy, gdy niektórzy myśleli, że jest wściekła, to tak na prawdę wewnętrznie powtarzała już sobie wszystkie mantry, które miały ją uspokoić. I udawało jej się zazwyczaj opanować. W Hogwarcie straciła kontrolę chyba tylko raz, ale wtedy zdążyła w porę odejść na tyle daleko, by jej nikt nie widział. No, z wyjątkiem pewnej wścibskiej krukonki, którą w sumie w miarę lubiła. Tori nigdy jakoś nie zastanawiała się nad własnościami absyntu. Miał dziwny kolor, trudno. Piła go, a potem działy się różne rzeczy, które nie zawsze pamiętała. To dość mocny alkohol, a jak już mówiła miała dość słabą głowę. Jednak widząc, jak Rience co chwilę zagląda w stronę szklanki sama mimowolnie zaczęła to robić. -Nie obiecuję - Uśmiechnęła się zadziornie w jego stronę na stwierdzenie, że powinni zachowywać się mimo wszystko stosownie. Na szczęście nawet, jeśli nie wszystko pamiętała to mogła być pewna, że po alkoholu nie wchodziła byle komu do łóżka. Skoro na trzeźwo odrzucała facetów chcących się do niej zbliżyć, to po pijanemu robiła to samo, czasem nawet ze zdwojoną siła. Podroczyć się czy poflirtować mogła. Ale nic więcej. Nie wiem, jak bardzo musiałby ją ktoś zbajerować, by się skusiła na niezobowiązujący seks. -Jak tak dalej pójdzie, to pewnie z tej wielkiej zazdrości i tak obie będą same - Skomentowała zastanawiając się jak Evan, który jest całkiem sympatyczną osobą, może wytrzymywać z takim Cerberem. Przecież faceci nie lubią zazdrosnych dziewczyn, no nie? Szczególnie tak zazdrosnych, które nie pozwalają nawet na zamienienie dwóch słów na lekcji z kimś innym. Jej czas w Beauxbatons był różny. Na początku zdecydowanie korzystała ze swoich przypadkowych hipnoz. Dla lepszych ocen. Dla zdobywania chłopaków. Z czasem wszyscy wiedzieli kim jest i zaczynali jej unikać. Dziewczyny jej nie znosiły. Ostatnie lata w tej szkole spędziła już samotnie. Wystrzegając się wszelkich kontaktów międzyludzkich. Jedyna osobą, którą miała przy sobie był nauczyciel z podobnym problemem, który starał się jej pomóc. Pewnie nauczyłby ją w pełni się kontrolować gdyby nie fakt, że wraz z rodzicami przeniosła się do Anglii. -Niby tak. Szkoda tylko, że w większości to wszystko jest nieszczere, wymuszone - Odpowiedziała mu głęboko zastanawiając się nad jego słowami. Miał rację. W momencie, w którym to oficjalnie nie szukała chłopaka przypałętał się taki Casimir, który chciał z nią być. Gdyby nie on, to pojawiłby się na pewno ktoś inny. Wszyscy czekali aż jednak zmieni zdanie, a to sprawia, że kiedyś pewnie i tak będzie miała męża i dzieci. I jak matka będzie się zawsze zastanawiać czy pokochał ją tylko ze względu na wygląd i ewentualną hipnozę. To nie jest łatwe życie. Szkoda, że mało kto rozumiał, jakim brzemieniem jest ta genetyka. -W sumie patrz jakie to genialne. Jak kogoś lubisz odwracasz się do niego ładną stroną, a jak kogoś nie lubisz to tą brzydką. - Mówiąc to wykonała prezentację najpierw siadając prawą stronę do niego, a zaraz potem przekrzywiając się na tą lewą. Kilka chwil później leżała jednak na stole załamując się, że za dużo słucha plotek i nie ogarnia tego, co się na prawdę dzieje w świecie. -Gdzieś ostatnio ktoś gadał, że chodzisz z Shanae. Wiedziałam, że pani prefekt łazi z jakimś krukonem, więc wydawało mi się to logiczne. Chyba się nawet lubicie z tego, co wiem. Muszę przestać mieć takie gumowe ucho - Wszystko to wymamrotała dość niewyraźnie w stół, nim dość gwałtownie się z niego podniosła by ponownie usiąść prosto i wgapiać się w Rience. W końcu trzeba korzystać z chwil pełnych swobody.
Siedziała spokojnie w pubie i czytała książkę pierwszą lepszą, którą ściągnęła z półki. Nawet nie wiedziałam o czym jest. Śledziła tekst, jednak nie mogła się skupić. To takie irytujące. Na wierszach ostatnio również nie mogła się skupić. Mało tego, nie miała na nie nawet pomysłów! A kiedyś było ich przecież tak wiele. Przygryzła dolną wargę. Myśl Hope, myśl. O czym by tu napisać...W sumie i tak nie miała przy sobie ani kartki ani niczego do pisania. Ewentualnie może zapisać to dopiero gdy wróci do domu. Ale by to zrobić potrzebny jest pomysł...Zamknęła oczy i całkowicie oddała się myśleniu. Drzwi lokalu skrzypnęły. Westchnęła i otworzyła oczy. Nic z tego. Tutaj niczego nie wymyśli....Wzrokiem powiodła do stolika tuż obok niej. Specjalnie wybrała kąt lokalu, tu zazwyczaj nikt nie siada. Nie ma hałasu, można myśleć. Lecz teraz właśnie ktoś tu usiadł. Spojrzała zirytowana na intruza, który zakłócił jej ciszę. Chwila...Z początku go nie rozpoznała. Chwilę musiała się na niego patrzeć by dopiero stwierdzić, że to naprawdę on. Aaron. Od czasu zakładu się nie widzieli. W sumie, nie czuła już do niego nic. Ale to nie znaczy, źe nie tęskniła. Aaron był dla niej wtedy taką odskocznią od Anatola, w końcu tamten wyjechał i zostawił ją samą że swoimi skrywanymi uczuciami wobec niego. Potem pojawił się Aaron. To było zauroczenie, Hope była już dość rozszarpana emocjonalnie, więc... Potrzebowała właśnie kogoś takiego. Ona nie traktowała tego związku poważnie. Co jeśli ją zauważy? Odruchowo złapała za książkę, otworzyła ją i uniosła do góry, tak by zasłaniała jej twarz. Może i głupio zareagowała, ale tylko to przyszło jej do głowy.
Właśnie wracał z pracy. Nie wyglądał wcale na zmarnowanego, w końcu oglądanie przez kilka godzin roześmianych pyszczków młodziaków ze szkoły, którzy oglądali najnowsze modele mioteł (tak bardzo podobne w tym do jego własnej twarzy) nie mogło mu się znudzić. Sam ślinił się na widok idealnie dopasowanych do siebie witek i tej zgrabnej rączki. Gdyby tylko mógł sobie na to pozwolić, już dawno śmigałby na niej po okolicy. Na razie jednak musiał zadowolić się stanowiskiem sprzedawcy w sklepie miotlarskim. Przecież na marzenia trzeba było zapracować! Szedł, wpatrując się w ścieżkę. Zaciekle kopał kamień, który miał to nieszczęście, by znaleźć się na jego drodze. W pewnym momencie, podświadomie, uniósł głowę, by dojrzeć długie blond włosy, które mignęły mu gdzieś w oddali. Zgrabne nogi, wystające spod nich, skierowały się w stronę pobliskiej knajpy. Ruszył jej śladem, całkowicie zapominając o bezbronnym kamyku. Nie mógł przecież przepuścić takiej okazji... by poznać piękną właścicielkę dojrzanych walorów. Przykleił się na chwilę do szyby, jednak nie był w stanie dostrzec tej, której szukał. Bez chwili zawahania, przeczesując włosy w tył, przekroczył próg. Wystrój sali zrobił na nim ogromne wrażenie. Już dawno nie widział niczego tak kiczowatego. Wtedy to dostrzegł JĄ. Przez chwilę nie mógł odwrócić wzroku, jednak pomogła mu, zasłaniając się książką. Wreszcie odwrócił wzrok, przełykając ślinę, po czym, aby uniknąć krępującej sytuacji, jaka powstałaby w momencie, kiedy opuściłby budynek, podszedł do baru. Kiedy jednak zobaczył ceny, zrezygnował. Na jednego drinka musiał pracować długo... Zbyt długo, by pozwolić sobie na takie smakołyki. Obchodząc się smakiem, udał że przegląda menu jeszcze przez chwilę, odbił się ramionami od baru, o który zdążył już się oprzeć i zmierzał ku wyjściu. Zanim jeszcze dotarł do drzwi, odruchowo odwrócił się w stronę dziewczęcia. Wiedział, że nie chciała go widzieć.
Przez chwilę miała uczucie, że zaraz do niej podejdzie. Jednak tak się nie stało. Powoli odsłaniała twarz. Jej zachowanie zdecydowanie wydało się...dziecinne? Czyżby ją zauważył? Pomyślał, że nie chce go widzieć? Nie o to chodziło. Hope było po prostu głupio. Nie czuła do niego jakiegoś głębszego uczucia, ale...jego towarzystwo było dla Hope czymś ważnym. Był dla niej ważny. Dowód? Strasznie przeżywała moment, w którym to postanowili się rozstać. Przez coś tak głupiego, zwykły zakład. Miało być śmiesznie, skończyło się płaczem. Zauważyła jak zmierza do drzwi. Wychodzi? Nie wiedziała dlaczego, ale wstała. Szybko dotrała do miejsca, w którym stał chłopak i złapała go za dłoń. -Aaron...-wybełkotała zastanawiając się co tak właściwie robi. Przed chwilą chciała jedynie tego aby wyszedł. Ale teraz...nie chciała by zniknął. Nie teraz. -Pamiętasz mnie?..-co za głupie pytanie. Jasne, że pamiętał, lecz w tamtej chwili nie umiała niczego innego powiedzieć. Chwilkę jeszcze trzymała jego dłoń w dość mocnym uścisku, tak żeby już nigdy nie mógł uciec. Nawet lekko wbiła w dłoń Aarona paznokcie. Chyba trochę zbyt emocjonalnie zareagowała. Puściła jego dłoń i wyczekiwała reakcji. Jakiejkolwiek. Wpatrywała się w chłopaka cała spięta. Niby byli ze sobą jedynie rok, ale po wyjeździe Anatola potrzebowała kogoś takiego. I tak oto pojawiał się Aaron. Tak często wywoływał u niej uśmiech na twarzy. Może i całkowicie się w nim nie zakochała, ale był jej naprawdę bliski. W tamtym czasie Hope była dość rozszarpana emocjonalnie, Aaron pomógł jej się z tym wszystkim pozbierać. I tak jakoś wyszło... A teraz stał przed nią, wydawał się jej całkowicie obcy. Czy to z tym człowiekiem była kiedyś tak blisko?
Liv, Liv... Jak ona ją denerwuje. Czemu ona tak się zachowuje, dlaczego nie weźmie się za robotę. Miała niekiedy ochotę rzucić w nią jakimś zaklęciem, ale przecież swojej siostrze najmniejszej krzywdy by nie zrobiła, dlatego nie mogła tak zareagować. Postanowiła wybrać się do Hogsmeade. Dlaczego? Miała drobne zakupy do załatwienia, pytała się Liv, ale ta powiedziała, że będzie się uczyła. Czy to prawda, nie miała zamiaru wnikać. Będzie się uczyła to będzie, nie to nie. Zawsze jej pomożę, ale ona też wiecznie żyć nie będzie, a poza tym sama jest zawalona ostatnio lekcjami. Po zrobionych zakupach, postanowiła wybrać się na coś rozgrzewającego, coś co pomoże jej trochę zagrzać ciało. Na dworze nadal nie było kolorowo, a ona należała do osób, które nienawidzą zimy i nienawidzą takich temperatur. Jeszcze brakowałoby tego, żeby się gdzie rozchorowała i wylądowała w skrzydle szpitalnym. Chyba by dopiero zwariowała. Wchodząc do pubu nie widziała nikogo znajomego, ba w barze była zaledwie jedna para, ano był środek tygodnia i środek dnia więc nie ma się co dziwić. - Barman! - zawołała. Szczerze powiedziawszy tego kogo zaraz tu ujrzy wcale by się nie spodziewała, bo nigdy nie rozmawiali o jego pracy.
Stał za barem już którąś godzinę. Tego dnie ilość gości nie powalała. Była wręcz nieznośnie niska, przez co od dłuższego już czasu nudził się potwornie. Wszystkie szklanki, kieliszki i kufle przetarł już po kilka razy, a teraz ponownie czyścił blat. Nie żeby od ostatniego czyszczenia się ubrudził. Po prostu chłopak szukał dla siebie jakiegoś zajęcia. Kątem oka obserwował również jedynych gości - siedzącą przy stoliku w rogu parę, która na zmianę wyglądała jak zakochane w sobie po uszy uczniaki, a w następnej, jakby mieli zacząć rzucać w siebie szklankami. Na wszelki wypadek zerkał więc na nich co jakiś czas, aby w odpowiedniej chwili zareagować i powstrzymać rozlew krwi i tłuczenie szkła. W pewnej chwili do wnętrza weszła nowa postać. Nawet dwójka zakochanych przerwała swoje szepty i spojrzała w stronę wejścia. Gdy usłyszał, że nowy gość go woła, ruszył w jego stronę. Od razu rozpoznał Krukonkę, której na początku roku pomógł w odnalezieniu się w Hogwarcie. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny. - Co podać? - zapytał, stając naprzeciwko znajomej.
Gdy ujrzała ślizgona uśmiechnęła się. Dla niej Ci zieloni wcale nie byli tacy źli. Wręcz przeciwnie jak na razie nie dali odczuć, ażeby miała ich nie lubić. Co prawda wiele osób mówiło, żebyśmy z siostrą na nich uważali, ale co oni mogli nam zrobić? Wręcz przeciwnie wydawało jej się, że mogłaby mieć lepsze kontakty z tymi uczniami niżeli ze swojego domu. Nie znała dokładnie cech każdego domu bo jak do tej pory jej to wcale nie obchodziło, bo niby skąd miałaby wiedzieć, że los sprawi iż będzie musiała przeprowadzić się do Hogwartu, prawda? - Może różowy dryzgotek. - powiedziała do niej i uśmiechnęła się. Chłopak sprawiał naprawdę bardzo miłego chłopaka i bardzo się zdziwiła, że go tutaj widziała, a więc tutaj pracuje. - Nie mówiłeś, że tutaj pracujesz... A ja tutaj tak bardzo lubię przychodzić z Liv, musiałyśmy na trafiać na Twoje zmiany. - powiedziała do niego i kolejny raz się uśmiechnęła. Było jej nieco zimno więc miała nadzieję, że ten trunek ją ogrzeje, owszem wiedziała, że bardziej by się do tego nadał jakiś mocny alkohol, ale chciała dzisiejszego dnia zachować trzeźwość tym bardziej, że będzie musiała jeszcze dzisiaj posiedzieć nad książkami, więc wolała sobie darować jakiekolwiek libacje alkoholowe. Poza tym sama? Z siostrą to co innego, ale sama nie miała na to ochoty.
Zadowolony, że w końcu zrobi coś innego niż ponowne przecieranie blatu czy szklanek, szybko przypomniał sobie, co się na Druzgotka składało. - Nie sądziłem, że moje praca może być istotna - odpowiedział, sięgając po odpowiednie szkło. Zaczął przygotowywać napój. Trochę już tu pracował, więc doszedł do swoistej wprawy w łączeniu składników. - A jak ci idzie w szkole? - zapytał. Wiedział, że dziewczyna jest w Hogwarcie pierwszy rok, więc mogła mieć jeszcze jakieś problemy. Nie znał Krukonki byt dobrze, więc szkoła była pewnym i bezpiecznym tematem. Poza tym sam był tu kiedyś nowy, gdy przeniósł się do Hogwartu w trakcie szóstej klasy, mógł zatem wczuć się w sytuację dziewczyny i zrozumieć jej problemy czy rozterki. - I jak radzi sobie twoja siostra? - dodał, przypominając sobie, że Abbey wspominała o niej kilka razy. Skończył przygotowywać napój i postawił go przed dziewczyną. - 11 galeonów.
- Ano widzisz to jednak jest istotna, bo chociaż teraz wiem gdzie mogę Cię znaleźć jakbym miała do Ciebie jakąś sprawę. - powiedziała do niego. Chociaż jaką ona miałaby do niego sprawę? No ale tak się mówiło. Raczej starała się zawsze radzić sobie sama bez pomocy kogokolwiek innego. Całe życie mogła tylko liczyć na siebie i na swoją siostrę, chociaż nie w każdej kwestii. - No nie jest źle. W Soletrar nauka szła w podobnym tempie, raczej niczego nie przegapiłam, ani nic nie jest mi zupełnie obce. Jakoś sobie poradzę, nie mam innego wyjścia. - oznajmiła wzruszając ramionami. Oczywiście nie była zadowolona z faktu, że musiała się tutaj przenieść, chociaż nie mogła powiedzieć, bo Hogwart zrobił na niej ogromne wrażenie. Soletrar przy tej szkole był klitką, mniej uczniów uczyło się w jej dawnej szkole. Gdy ślizgon zapytał się o jej siostrze pokiwała lekko głową. - Jakoś sobie radzi, ale z nauką ma problem, zresztą ona nigdy nie była wybitną czarownicą. Ale ma od tego mnie, żeby w razie kłopotów mogła się do mnie zgłosić. - powiedziała przytakując tym samym głową. Liv bardzo przejęła się śmiercią rodziny i kto wie może przez to tak obniżyła się w nauce? Dlatego też dawała jej szansę, ażeby sama doszła do siebie. Abbey szybko uporała się z ich stratą. Co prawda zawsze będzie za nimi tęsknić i kochać, ale ich śmierć zmotywowała ją jeszcze bardziej, żeby udowodnić, że poradzi sobie z tą najgorszą porażką. Gdy chłopak oznajmił ile zapłaci wyciągnęła z kieszeni drobne i policzyła, ażeby oddać należne pieniądze. Ostatnie zakupy z siostrą trochę ją wyczyściły z pieniędzy, a ciotki nie chciała prosić o jakąkolwiek pożyczkę.
- Cóż, zapraszam w takim razie. Może będę potrafił pomóc - odpowiedział, słysząc słowa dziewczyny. Chociaż w sumie nie wiedział, w czym mógłby pomóc tej Krukonce. Wybitny w nauce nie był, więc nawet korepetycje nie wchodziły w grę. - Materiał to najmniejszy kłopot - powiedział, ponownie zabierając się za przecieranie szklanek. To stało się już jego nawykiem. Polerował szkło nawet podczas rozmów z innymi klientami. - W sumie w większości szkół uczą pewnie tego samego. Najgorsza musi być zmiana środowiska i zwyczajów. Nie wiedział, jak przedstawiała się edukacja innych magicznych szkołach, ale podejrzewał, że dosyć podobnie. Sam kiedyś przeniósł się tu w trakcie roku szkolnego, więc wiedział, że znacznie trudniej jest przyzwyczaić się do nowych twarzy, budynku i panujących zwyczajów niż do toku nauczania. - To dobrze, że może na ciebie liczyć - odparł, gdy Krukonka opowiedziała o problemach swojej siostry. Nie znał tej drugiej dziewczyny, więc nawet nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. - We dwie zawsze łatwiej - dodał.
Nie ważne, że chłopak nie miał pojęcia jak mógłby jej w razie potrzeby pomóc. Liczy się to, że w ogóle ma do tego chęci, a jeżeli chęci są to i wtedy wszystko samo przyjdzie. Jednak na pewno znajdzie się jakiś przedmiot z którego Warner był od niej lepszy i to o wiele. Przecież ona ze wszystkich przedmiotów nie była olśniewająca, każdy ma jakieś problemy z nauką, ona też ma. Nie wszystkie przedmioty jej leżą, a to, że ona mówi tak o sobie to nie znaczy, że tak jest. Nie potrafi się przyznać do błędu dlatego też gdy dostanie słabszą ocenę potrafi zwalić to nawet na koleżankę siedzącą przed nią, że nie dała jej się skupić. - Wszędzie jest praktycznie tak samo. Soletrar jest jedynie małą szkołą. Hogwart jest co najmniej z trzy razy większy. Ale wiesz, mniej uczniów, mniejszy tłok, a tutaj nie kiedy nie idzie przejść spokojnie przez korytarz. - powiedziała kiwając z przerażeniem głową. Tak jakby rzucili jakieś darmowe pączki, bądź rozdawali pieniądze. Wiadomo każdy się gdzieś śpieszył, ale ona właśnie tego chciała zawsze unikać, a tutaj nie da się. W Soletrar ważniejsza była nauka, tam każdy siedział w kącie i nie wygłupiali się aż tak jak tutaj. Chociaż siostry Chapecoense z pewnością odbiegały tym od reszty. - Być może... Chociaż nie zawsze się to sprawca w naszym przypadku. - mruknęła do niego i pokiwała głową tak, ażeby dalej nie poruszał tego tematu.
Warner nie bywał z natury człowiekiem zbyt pomocnym, ale ta dziewczyna przypominała mu jego własne początki w tej szkole. Hogwart był fajnym miejscem, to prawda. Jednak dla kogoś z innego kraju ciężko było przestawić się na panujące tu zwyczaje. Ciężko było przyzwyczaić się też do tego, że szkoła niekiedy żyje własnym życiem. Bo jak inaczej można nazwać ruchome schody, jak nie swoistym elementem żywym? - Fakt, bywa tu tłoczno - zgodził się, przypominając sobie tłumy w Wielkiej Sali czy Pokoju Wspólnym. Starała się ich zazwyczaj unikać, ale nie zawsze było to możliwe. - Ale dzięki temu można poczuć się anonimowo - dodał, mając nadzieję, że to będzie swoiste pocieszenie dla Krukonki. Z przyzwyczajenia znów poustawiał od nowa szklanki i butelki. Wszystko musiało stać w idealnym porządku. Nic nie mógł poradzić na swoistą manię porządku. - Rozumiem. Różnie to w życiu bywa - skwitował tylko, kiwając głową.
Rozejrzała się po barze w którym pracuje Warnen, ależeby określić czy lokal jej się zwyczajnie podoba czy też nie. I owszem. Był naprawdę bardzo przyciągający do siebie. Z pewnością Abbey tutaj przyjdzie kolejny raz pewnie już nie sama, a z drugą krukonką. Chociaż jak zawsze to było chodziły zawsze razem, a teraz? Teraz jakoś się to zaczyna skracać. No przecież każdy powinien mieć trochę czasu dla siebie, niby nie mają żadnych tajemnic przed sobą, ale jednak gdy trochę zostaną same ze sobą będą czuły się lepiej. Bliskość jest dobra, ale też nie najlepsza. Wróciła wzrokiem na ślizgona. - No nie raz widziałam, że wieczorami, a zwłaszcza w weekend ludzie rezygnują wejścia tutaj, bo i tak by nie było miejsca dla nich. - mruknęła. Sama nie raz chciała wejść, ale zrezygnowała. Ona na pewno nie lubi takiego tłoku. Czułaby się okropnie w tak zaludnionym miejscu. - A Ty Warner masz jakieś rodzeństwo? - zapytała z ciekawością w głosie. No co, chciała o nim jak najwięcej wiedzieć. Ile tylko zdoła jej się od niego wyciągnąć tyle będzie sie starała. Jak na razie Warner był skory do rozmowy i miała nadzieję, że tak zostanie do samego końca.
Pokiwał głową słysząc słowa dziewczyny. Tłoczno bywało nie tylko na hogwardzkich korytarzach, ale też często w Hogsmeade. Młodzież, która tyle czasu musiała spędzać w jednym miejscu, szukała wszelakich rozrywek, a magiczna wioska była dla uczniów jedynym miejsce ucieczki poza terytoria zamku. Studenci mogli podróżować gdzie chcieli, ale nie zwykli uczniowie. Pytanie o rodzeństwo wytrąciło go z równowagi, ale nie dał tego po sobie poznać. Po dwóch latach przyzwyczaił się wreszcie do tych niemiłych myśli. - Mam - powiedział tylko, bez zagłębiania się w temat. Najchętniej odpowiedziałby przecząco, ale nie tolerował takich kłamstw. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli o przyrodnim rodzeństwie. Praktycznie ich nie znał i miał nadzieję, że tak pozostanie. Byli jego rodziną, ale nie zamierzał marnować czasu na myślenie o nich.
No właśnie uczniowie nie mogli chodzić ot tak po Hogsmeade. Jednak Abbey się tego kompletnie nie obawiała, przecież ona taka jest. Ona lubi łamać reguły. I takimi uczniami gardziła Rowena Ravenclaw, więc dlaczego dostała się do tego domu? Akurat do krukonów? No być może akurat na to zostało przymknięte oko, bo w reszcie charakteru zgadzała się z tym domem całkowicie. Była zdolną, pilną uczennicą, a to jest chyba jedna z najważniejszych cech Ravenclaw. Zauważyła, że ślizgon nieco się speszył kiedy usłyszał pytanie na temat swojego rodzeństwa. Ale co ona coś źle powiedziała, czy jak? Sama nie wiedziała jak to zabrzmiało, ale uznała, że musiało jakoś głupio skoro on tak się zachował. A może stracił rodzeństwo? Jakiś powód takiego zachowania musiał być, ale widząc minę Warnera postanowiła całkowicie zmienić temat. - A poza tym... Właśnie kiedy kończysz pracę? - kompletnie nie wiedziała o co się zapytać dlatego palnęła pytanie które kompletnie ją nie interesowało, bo co ją to miało obchodzić? Chociaż może i by spędzili nieco więcej czasu? Ona i tak nie miała co ciekawego do roboty, a przecież nauka mogła poczekać, tak? Bez przesady, mimo iż jest w ostatniej klasie i czekają ją egzaminy to jednak to mogło trochę poczekać, bo jednak będą ją uważać za zwykłą kujonkę, a ona do takich nie należy. Po prostu lubi się uczyć, a nauka przychodzi jej z łatwością dlatego też ma takie oceny co nie znaczy, że non stop siedzi z nosem w książkach i nie ma czasu na znajomych i przyjaciół.
Tematy rodzinne go nie peszyły. Po prostu nie miał w nich nic do powiedzenia i dlatego wolał ich unikać. Lepsze było niepowiedzenie niczego, niż rozpowiadanie wszystkim, że zanim dowiedzieli się o łączącym ich pokrewieństwie, nienawidzili się z bratem bardziej, niż można sobie to wyobrazić. To, że niewiele brakowało, by niektóre ich spotkania skończyły się krwawą jatką, również nie było czymś, co można ot tak opowiadać innym. Ponownie zajął się przecieraniem baru, choć wypolerował go tego dnia już kilkukrotnie. Musiał znaleźć zajęcie dla rąk. Pytanie Krukonki wyrwało go z zamyślenia. - Hm... Chyba niedługo - odparł po chwili. Tak się skupił na pracy, że nawet nie zauważył upływającego czasu. Faktycznie, powoli zbliżał się koniec jego zmiany.