Podłoga altanki jest wyścielona petami po papierosach, a na ławkach wypalone są dziury po nich. Drewno przesiąknięte jest zintensyfikowanym zapachem dymu papierosowego, a gdzieniegdzie na słupkach czy ławce wyryte są różdżką podpisy uczniów z aktualnych i dawnych lat. Uczniowie i studenci (a czasem i nauczyciele) męczeni nałogiem papierosowym podkradają się tu o różnych porach, by popalać - należy jednak uważać, bowiem kilkoro nauczycieli zna tę miejscówkę i czasami tu zagląda, by przepędzać niesfornych uczniów.
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kuferek: 30pkt Koncentracja:81 Przygotowanie:2 - ziele to moja druga największa stata, więc przyjmuję najwyższy wynik
Pierwszy tydzień zajęć i już lekcja z zielarstwa? Nie było mowy, by Irvette to odpuściła! Zresztą były tylko jedne lekcje, na które świadomie nie chodziła i było to miotlarstwo, całą resztę uważała za swój mniej, lub bardziej przyjemny obowiązek. Widząc ogłoszenie od Profesor Vicario nawet się nie zastanawiała i gdy tylko nadszedł czas, zabrała podręczniki, rękawice i całą resztę potrzebnych rzeczy i ruszyła do starej altanki, gdzie miały odbyć się zajęcia. Pogoda nie dopisywała, więc Ruda wyczarowała nad sobą parasolkę, by dotrzeć we względnym stanie na lekcję. Na całe szczęście altanka została otoczona zaklęciami, które chroniły ich przed złą pogodą, więc Irv nie musiała obawiać się o swoje ogniste loki. Na wstępie przywitała się z prowadzącą, a następnie zaczęła rozglądać się za tym, jak może rozłożyć się z potrzebnymi jej rzeczami. Czuła się naprawdę dobrze przygotowana i skoncentrowana tego dnia, a w dodatku powrót do Hogwartu napełnił ją nadzwyczaj dobrym humorem.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ariel D. H. Dickson
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 149
C. szczególne : Dziewczęce rzęsy, pieprzyki na lewej stronie twarzy i ciele, piegowaty nos, wiecznie nieobecne spojrzenie
Pierwszy tydzień w Hogwarcie był super. Z zaskoczeniem odkrywam, że nieważne jak szybko biegam po zamku, nie ma najmniejszych szans, żebym zobaczył go całego w ciągu jednego, dwóch, a nawet dziesięciu wieczorów. Ta świadomość wprowadza mnie w konsternację, bo z jednej strony niezwykle mnie to ekscytuje, a z drugiej zajmuje moje myśli i sprawia, że często podążają w tamtym kierunku, chociaż nauczyciele woleliby najwyraźniej, żebym skupił się na ich zajęciach. To nie tak, że nie chcę, naprawdę się staram, wytężam swój umysł, żeby słuchać ich z uwagą, no ale koniec końców i tak zawsze znajdzie się coś ciekawszego i zapominam o całym świecie. Nie mam ze sobą torby. Z trudem przypominam sobie, że porzuciłem ją gdzieś w dormitorium kiedy poszedłem po parasol; jego też ze sobą nie mam, bo spojrzałem na zegarek, zanim zdążyłem go znaleźć. Szukanie nie jest moją mocną stroną. Na błonia docieram przemoczony, bo jakoś nie pomyślałem o płaszczu, a mundurki nie są wyposażone w kaptur, co uważam za wyjątkowo niepraktyczne rozwiązanie. Będąc już na miejscu, zapominam przywitać się z nauczycielką, za to wciskam się na mały skrawek zabezpieczonej zaklęciem przestrzeni tuż obok @Ruth Callahan, której zarzucam ręce na ramiona, kiedy tracę równowagę. Zamiast przywitać się, unoszę wzrok ku górze, pochłonięty obserwacją rozpływającego się na niewidzialnej barierze deszczu. Z grzywki kapie mi woda. W końcu w dłoni czuję coś, co wcześniej na pewno się w niej nie znajdowało i wracam nie tylko wzrokiem, ale i myślami do swojej nowej koleżanki. — Cześć — dopiero teraz witam się z rudą, chociaż stoję przy niej od jakiegoś czasu. Otwieram pięść i oczy błyszczą mi się kiedy widzę czekoladową żabę. Miałem swoje, ale oczywiście zostawiłem je w torbie, którą zostawiłem w pokoju kiedy poszedłem szukać... nagle orientuję się, że znowu o niej zapomniałem. — Ja to bym chciał olbrzyma, wielkiego takiego. Super są, takim to nikt nigdy nie naklepie — mówię z zaangażowaniem i prędko otwieram przysmak, który sprawnie łapię w palce, zanim choćby spróbuje uciec. Bezlitośnie odgryzam żabią głowę i patrzę na kartę, jęcząc z nieskrywanym zawodem. — To jest o-pa-lo-o-ki. A ja mam jakąś wiedźmę, nie znam nawet. Masz szczęście, chcesz się zamienić? — szeroko uśmiecham się do Ruth, jak się okazuje. — Ariel — mówię niechętnie, no ale przecież jakoś wypadałoby się przedstawić. Mrużę delikatnie oczy kiedy przyglądam się piegowatej twarzy — Toty pszywaiłaś tej dżennienie? — pytam bezlitośnie, niewyraźnie, bo przed momentem wpakowałem sobie całą żabę do ust. Uśmiecham się do rudowłosej dziewczyny, dodając pod nosem pełne głębokiego podziwu „supeł”.
Kuferek:47 Koncentracja:65 Przygotowanie:5 ale w sumie ziele jest moją najmocniejszą dziedziną w kuferku
Zielarstwa z Vicario nie było szans, żeby opuścił. Musiałby być obłożnie chory, mieć połamane obydwie nogi i ręce. Tym bardziej, że miała to być lekcja w plenerze. Cieplarnie już mu troszkę powiewały nudą. Jednak był pewien, że Estella wymyśli jakieś ciekawe zajęcia, dlatego kiedy wyszedł z zamku, zarzucił kaptur kurtki na głowę, w ochronie przed strugami deszczu i niemalże w podskokach ruszył w kierunku łąki przy błoniach. Kiedy dotarł na miejsce przy starej altanie, był w szoku jakie tłumy się tam zebrały. Choć wolał lekcje w mniejszych grupach (a już najlepiej pracowało mu się w pojedynkę), to nie narzekał i podszedł bliżej, by dostrzec znajomych (@Eskil Clearwater, @Doireann Sheenani, @Drake Lilac) czarujących coś, by uchronić się przed deszczem. Przywitał się z nimi jednak tylko krótkim "cześć", przystając przy rudowłosej przyjaciółce (@Irvette de Guise). - Cześć. Kijowa pogoda, co? - przywitał się ponuro, stając przy dziewczynie, nieco się pochylając, aby wskoczyć jej pod parasol. - A właśnie, może ja też spróbuje. Jak to leciało...? - zmarszczył nieco brwi, sięgając po różdżkę i próbując przypomnieć sobie inkantacje zaklęcia, które chroniło przed deszczem. Vicario słysząc to, szybko podpowiedziała mu formułkę i zaraz machnął różdżką nad ich głowami, kiedy Irv, złożyła na moment swój parasol, ale... no kurwa, nic to nie dało. Rzeczywiście, była z niego dupa a nie zaklęciarz. - Dobra, daj ten parasol, będę trzymał - oznajmił, nieco poirytowany tym. Rozłożył nad nimi ponownie parasol i trzymając go w większości nad Irvette, zerknął na nią. - I jak? Przygotowana na nasze ulubione zajęcia?
Rylan zastanawiał się w sumie czy już kiedyś nie zdarzyło mu się czytać o wspomnianym temacie zajęć w podręczniku. Bądź co bądź przeglądał je regularnie jednak dość pobieżnie... Ot, tak żeby znać mniej więcej czym się zamierzają zajmować w tym roku. Niemniej jednak nie mógł o sobie powiedzieć by był jakoś wybitnie przygotowany, na dobrą sprawę nawet nie czuł się najlepiej, co od razu ograniczało jego zdolności tak przyswajania wiedzy jak i wykorzystywania jej. Czuł w głowie dziwny szum i sam do końca nie wiedział jeszcze czy to ciśnienie czy zwiastun czegoś większego. Niemniej jednak trzeba było jakoś z tym żyć. Miał w głębi serca jedynie nadzieję, że jego obecny stan nie poskutkuje pozbawieniem krukonów kilku cennych punktów, bo bądź co bądź był dopiero początek roku. Nie wypadało. Odmieniony wizerunek altanki pozytywnie go zaskoczył i poskutkował lekką poprawą samopoczucia. Oczywiście jedynie chwilową. To nie tak, że jakoś specjalnie przepadał za roślinami. Po prostu doceniał porządek i najzwyklejszą w świecie chęć do dbania oto co wspólne. Szybko stanął obok reszty studentów czekając na pierwszy krok profesor. Nie zamierzał wyskakiwać przed szereg, a jedynie bacznie obserwować.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Właściwie to… Wcale jej nie dziwiło, że Eskil nie wiedział, o jakie zaklęcie chodzi. Nie wydawała się też być tym faktem szczególnie oburzona. Na spokojnie powiedziała raz jeszcze, o jakie zaklęcie dokładnie chodzi, mając nadzieję, że nie popełniła żadnego błędu w wymowie, czekając na rezultaty. Mogła za to wydać się odrobinę zaniepokojona na widok różdżki, chociaż wciąż dzielnie stała obok, bohatersko i nieskutecznie starając się chronić ślizgońską grzywkę przed deszczem. Lekkie spięcie ustąpiło jednak, kiedy czar zadziałał, jak powinien. - Dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie - bo maniery były przecież ważne - a potem złożyła parasol i potrząsnęła nim lekko, by pozbyć się tych paru dodatkowych kropel. Wtedy też zauważyła @Cassandra Walker, na której widok rozpromieniła się jeszcze mocniej. Pomachała jej, posyłając w jej stronę przyjazny i ciepły uśmiech, absolutnie nieświadoma dręczących przyjaciółkę myśli. W prawdzie wiedziała, że Walkerówna nie ma szczególnie dobrego zdania na temat Eskila (w końcu w liście nazwała go wrednym), jednak nigdy nie wnikała w to, skąd Puchonka miała podobne wnioski. Sheenani przyzwyczaiła się już jednak, że o Clearwaterze nie mówiło się najlepiej. Ku jej zaskoczeniu Cassie nie podeszła do niej, kierując swoje kroki w stronę @Moira Morgana Blake. To… nie było czymś normalnym. Przyjaciółka zazwyczaj bezpardonowo rzuciłaby się jej na szyję. Już nawet odrobinę rozłożyła swoje ramiona, co by skuteczniej ją złapać, a tu... taka zdrada. Nie pozostało więc nic innego, niż pomachać też Moirze, przy okazji analizując ostatnie parę dni, szukając w pamięci czegokolwiek, co mogłoby urazić Cassie. Nim jednak jej myśli całkowicie popłynęły w kierunku niecodziennego zachowania dziewczyny, hunterowe “cześć” na moment złapało jej uwagę. Spojrzała na swojego kata (@Hunter O. L. Dear) pozbawiona już tej dumy i zawziętości, którymi raczyła do podczas eskilowych urodzin, po czym obdarzyła go prostym i miłym uśmiechem. Właściwie to nie miała już żalu o to bardzo głupie zadanie, chociaż wolała się do tego nie przyznawać. - Eskil… Wygląda ci na złą? - Rzuciła cicho, wciąż nienauczona, że Ślizgon nie jest najlepszy w te wszystkie emocje, trącając chłopaka w dłoń. Delikatnym ruchem głowy wskazała na swoją przyjaciółkę. - Albo smutną? - Dodała zaraz, jakby momentalnie odrzuciła opcję rozgniewanej Cassadry. To się po prostu nie łączyło.
Kątem oka obserwowałam przybywających na zajęcia uczniów, których powoli robiło się coraz więcej. Część z nich ulegała zachętom nauczycielki, próbując samodzielnie osłonić się od deszczu zaklęciem. Niektórzy jednak, tak jak ja, po prostu narzucali na głowy kaptury lub osłaniali się mugolskimi sposobami. Taka różnorodność mimowolnie wywołała mój uśmiech. Choć wszyscy byli czarodziejami, każdy reagował zupełnie inaczej. Wtedy akurat podeszła do mnie @Cassandra Walker. Uśmiechnęłam się do niej. Kojarzyłam ją, bo w końcu również była Puchonką, choć nie zdarzało nam się rozmawiać zbyt często. - Cześć. W zasadzie to tak średnio. Przeczytałam kilka tematów w podręczniku, ale nie wiem, czy to wystarczy na dzisiejsze zajęcia - odpowiedziałam, poprawiając kaptur peleryny, który trochę za bardzo nasunął mi się na oczy. - A ty? Powtarzałaś tematy? - zapytałam, zerkając na dziewczynę kątem oka. Wtedy zauważyłam, że @Doireann Sheenani pomachała w naszym kierunku. Początkowo wydawało mi się, że tylko wita się z Cassandrą, ale po chwili również jej pomachałam. Już i tak uchodziłam za odludka. Nie chciałam, by inni wzięli mnie także za gbura.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Znalazłby milion innych zajęć, ale siedzenie w deszczu w starej altanie nie należało do jego planów. Został jednak tutaj sprowadzony, a więc dzielnie tkwił, rzucał czar (nie mając pojęcia, że w ogóle mógłby mu się udać), który okazał się nieco "dziurawy" i ogólnie minę miał dosyć znudzoną. Dopiero kiedy Doireann pytała go o jakąś dziewczynę, ocknął się z zasypiania na stojąco. - Co? Kto? Vicario? Nie, ona wygląda na ucieszoną. - zamrugał, potarł knykciami powieki i tym razem skierował wzrok we właściwą stronę. Zobaczył niską dziewczynę z herbem Huffelpuffu na piersi. Totalnie jej nie kojarzył, nie znał, nie wiedział jak ma na imię. Po chwili zorientował się, że Dori pokazywała mu tę obok, zdecydowanie wyższą, z ciemnymi włosami. Cóż, jej też nie znał. Zmrużył powieki i przyglądał się uważniej, skoro Doireann zwracała na nią uwagę. - To ta wysoka, tak? - wolał się upewnić - Smutna? Nie wydaje mi się. Gdyby była zła to raczej nie gadałaby sobie tak spokojnie. Chodź. - wziął ją za rękę i nim mogła zaprotestować, podszedł z nią do @Cassandra Walker oraz @Moira Morgana Blake. - Siema, dziewczyny. - skinął im głową, spoglądając raz na jedną, raz na drugą. Nie wpadł na pomysł przedstawienia się czy zapytania ich o imiona. - Doireann chce wiedzieć czy jesteś smutna albo zła. Jesteś smutna albo zła? - słowa kierował do brunetki, bezpardonowo patrząc prosto w jej oczy i mówiąc wszystek prosto z mostu. To lepsze niż sterczenie jak kołki w tym zimnie. Przynajmniej dłoń Doireann była ciepła, a więc nie puszczał jej tak długo aż ktoś nie zwróci mu uwagi. Mignięcie Huntera skwitował wyciągnięciem ręki nad głowę i krótkim pomachaniem, ale ogólnie interesował się trójką dziewcząt Puchonich, w których towarzystwie właśnie się znalazł. Domyślał się, że Doireann nie o to chodziło, a więc celowo nie patrzył na jej czerwone policzki. Przypominał jej też, że jest ekstrawertykiem, który widząc problem woli podejść, zapytać wprost niż dociekać po cichu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kuferek: 38 Koncentracja:14, skupienie wiewiórki ok Przygotowanie: 2
Ukrywając się w otoczeniu Drake'a przez pogodą, skorzystała z chwili wolnego czasu przed lekcją i wróciła do swojego czekoladowego przysmaku, który nadal ukryty w pięciokątnym pudełku zaczął już niecierpliwie skrzeczeć. Po otwarciu opakowania żaba wyskoczyła przed siebie, ale po kilkunastu centymetrach lotu wylądowała w garści szukającej, by następnie zniknąć w spragnionych słodyczy ustach. Nawet fakt, że czekolada nie była lekarstwem na wszystko nie sprawiał, by nie było warto spróbować podważenia tej tezy. - Skoro jesteś wykuty, to ukradnę Ci Tinę do mojej pary. - 'zagroziła' z dumnym ze swojej przebiegłości uśmiechem, zdając sobie sprawę z wiedzy i przygotowania Grim do zajęć. Choć sama przecież też nie była już taka lewa w dbaniu o roślinki. Nawet, jeżeli z reguły szła w ramach zajęć zwyczajnie na łatwiznę i korzystała z najbardziej oczywistych metod czy składników. - Chyba masz niezły humor, pyskaczu. - odparła w ripoście na słowa van Wierena i na kilka sekund zawiesiła na chłopaku badawczy wzrok. - Wypoczęłam, więc wrzesień zaczął się w dobrym momencie. - przyznała jeszcze, omijając jednak póki co pytania o jego stan zdrowia. Również miał sporo czasu na regenerację i powrót do zdrowia, ale wolała nie okazywać większego zainteresowania póki sam nie zaczepił jej z jakimiś wieściami. Korzystając z wolnej chwili, przeleciała jeszcze wzrokiem po pustej już karcie Bowmana, który najwyraźniej nie miał zamiaru szczególnie cierpliwie czekać na to, aż Davies poświęci mu swoją uwagę. Czytając o jego pochodzeniu oraz wgapiając się nieprzytomnie w nazwisko, po raz kolejny w swoim życiu zaczęła zastanawiać się, czy istniały szanse, by była w jakimś stopniu powiązana z czarodziejem więzami krwi. Popularność nazwiska Wright w całej Anglii jednak dość skutecznie rozwiewała wszelkie przypuszczenia.
Nie wie, jak powinna określić swoje emocje w związku z bliską relacją bezkonfliktowej Doireann z buntowniczym Eskilem. To się nie mieści w głowie, jak puzzle Sheenani, które nie pasują do rozgniewanej Cassandry. Takie połączenia nie powinny mieć racje bytu, a mają, chociaż obecnie Walkerówna nie przejawia żadnej z cech agresywności. Zrezygnowała z podejścia do swojej najlepszej przyjaciółki tylko dlatego, że nie miałaby pojęcia jak zachować się w towarzystwie ślizgona. Zapewne czułaby się niezręcznie, dałaby mu jakiś pretekst nie specjalnie przecież, ale wiadomo tacy chłopcy jak @Eskil Clearwater nie potrzebowali pretekstu do wszczęcia wojny. I chociaż rówieśnik ma w sobie krew półwili, to Cassie wie, że to tylko demoniczne pozory. Właśnie! Może tak omotał Doir? Czy jako najlepsza przyjaciółka Walker nie powinna zainterweniować? Uratować swoją puchońską siostrę z rąk złego potwora? Chociaż nie wydaje jej się, że Sheenani dałaby się łatwo podejść, jest bardzo mądra. Pewnie użył na niej swoich czarów wilowej manipulacji. Taka myśl napawała Cassandre przerażeniem, co prawda rozmawiała o tym z Doireann, ale może już dawno była po praniu mózgu i nie zdawała sobie z niczego sprawy? Słucha z uwagą @Moira Morgana Blake, nie mając pojęcia, że właśnie ślizgon i puchonka zmierzają w ich stronę. - Powtarzałam. Starałam się dobrze przygotować. Nie jestem dobra z zielarstwa, a nie chciałabym znowu mieć zaległości. - Mówi, chociaż na pewno czas pokaże pod koniec roku, czy uda jej się wybrnąć z nieuniknionego. W tamtym roku musiała skorzystać z pomocy i dodatkowych lekcji. Miała do siebie pretensje, że tak ciężko sobie radzi i to nie tylko z jednym przedmiotem, czasami jak nazbierało się tego to... Merlinie, chroń! To prawda, że Cassandra w porównaniu z Doir czy Moirą jest wysoka, w sumie sam Eskil robi przy nich za kolosa. Dlatego, gdy pada bezpośrednie pytanie o samopoczucie Walkerówny odnośnie jej samopoczucia, pierwsze co ma ochotę zrobić to schować się za Moirą, jednak zapewne musiałaby ukucnąć, żeby nie znaleźć się w zasięgu wzroku przyjaciółki i półwila. - Ja... Emm... Tak... Co? Znaczy? - Słowa ucinane za nic nie chcą przejść w zdania. Cały spokój i dobry dzień przykrywa forma zamieszania, wstydu, zażenowania i wszystkich tych najgorszych uczuć, których nie chce się doświadczyć. Cassandra ma właśnie ochotę wezwać samego boga, Merlina i resztę światowych postaci czy bóstw, tylko po to, żeby uratowali ją z tej opresji. - Co? Nie! - Unosi się przy ostatnim słowie, jak to ma w zwyczaju, gdy myśli panicznie krążą w jej głowie. - Na Merlina... - Twarz ozdobiona zostaje przez rumieńce, a Cassie stara się ukryć pod włosami i kapturem. Ma ochotę stąd uciec jak najdalej. Vicario na pewno zrozumie, kiedy powie, że źle się czuje lub ma te kobiece dni — na pewno! Głupi @Eskil Clearwater.
Zamierzał się zapoznać z treścią podręcznika bezpośrednio przed lekcją, żeby nie zdążyć zapomnieć tego co przyswoi, ale niestety niewiele z tego ambitnego planu udało mu się zrealizować, bo było tak: żeby jakoś umilić sobie uczestniczenie w średnio pasjonującym przedmiocie, jakim było zielarstwo, postanowił zabrać na nie ze sobą Fredkę, którą przydybał w wielkiej sali po śniadaniu i zaprosił na fantastyczną randkę na łonie natury i jakoś tak wyszło że całą resztę czasu przed zajęciami spędził w jej towarzystwie zamiast nad książkami, zajmując się sprawami nijak nie związanymi z roślinami ochronnymi i niezbyt dobrze wpływającymi na skupienie jego umysłu. Do starej altanki dotarł więc średnio skoncentrowany na temacie lekcji i zupełnie nieprzygotowany, za to w doskonałym nastroju i pełen sił witalnych, bo najwyraźniej panna Moses miała na niego zbawienny wpływ! Chyba że akurat się kłócili, to wtedy nie. - Ostatnio na sadzeniu cebuli u gajowego bawiliśmy się zajebiście, na pewno dzisiaj też tak będzie. Proszę, to dla ciebie - oświadczył z entuzjazmem, by poztywnie nastawić dziewczynę do tego mało ciekawego przedsięwzięcia i romantycznie podarował jej pięknego mlecza, zerwanego po drodze. Na miejscu była już spora grupka uczniów, więc przystanął gdzieś z boku, rzucając nad ich głowami to zaklęcie, co chroniło przed deszczem. - O, patrz, ta ruda to Rutka, moja ulubiona siostra!! - powiedział dumny do Fredki, machając dziarsko do stojącej kawałek dalej @Ruth Callahan.
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Kuferek: 3! Koncentracja:25 Przygotowanie: Zakładam max
Zielarstwo było jednym z dwóch przedmiotów, na które nakręcił się najmocniej, co zdecydowanie wiązało się nie tylko z tym, że przez całe wakacje pracował nad przygotowywaniem własnego zielnika, ale też z faktem, że to właśnie wstępne przygotowanie z zielarstwa pomogło mu poprawnie odpowiedzieć na kilka okołoeliksirowych pytań, które podczas ich małych korepetycji zadawał mu Max. Jeszcze podczas śniadania w Wielkiej Sali dosiadł się do @Baby O. Macha zasypując ją całą masą informacji o imbirze, opowiadając jej o tym jak fascynująca jest sieć korzeni tej rośliny i jak łatwo jest odróżnić młody imbir od takiego ponad dziewięciomiesięcznego, którego przeznacza się już raczej na wysuszenie. Zupełnie nie przejmował się smętnie uderzającym w nich deszczem, kilka razy tylko dopytując się czy Baby przypadkiem nie jest zimno i czy na pewno nie przeziębi się od przebywania przez tyle czasu w chłodnych lochach, samemu zdając sobie sprawę, że jego własny but ma dziurę dopiero wtedy, gdy po drodze wdepnął w głęboką kałużę, pozwalając błotnistej wodzie wedrzeć się do środka. Każdy kolejny krok niósł więc za sobą ciche chlubotanie, które stało się dla niego samego nieznośnie rozpraszające, przez co już na miejscu kręcił się co chwilę, bo i stojąc już w suchym obrębie nauczycielskiego zaklęcia próbował wciąż wytrzepać wodę z buta przez pęknięcie na spodzie swojej podeszwy. - Ej, może też zacznę zbierać karty, co myślisz? - zagadnął siostrę, zazdrośnie pozerkując na radośnie szczerzącą się do Krukona Ruth. - Wiesz, skoro teraz dostajemy kieszonkowe z Ministerstwa, to chyba starszy na jakąś żabę od czasu do czasu... - pociągnął dalej znacznie ciszej, ufnie pozerkując w oczy Baby, całą decyzję o swojej kolekcji zawierzając w jej reakcji.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Nie wiem o co chodzi Boydowi z tym zielarstwem ale zauważyłam, że najczęściej zapraszał mnie właśnie na takie randki na kółku przyrodniczym czy teraz wpadnięcie do Estelli. Powiedzmy sobie szczerze nie byłby to mój pierwszy wybór jeśli chodzi o lekcję. - Skoro Ci zależy - mówię jednak i wzruszam sobie ramionami zgadzając się na wyjście do altanki. Wcześniej też oczywiście mówię, że należy się pouczyć. Bierzemy obydwoje podręczniki do zielarstwa i kładziemy je obok siebie, by wiedza samoistnie na na nas spłynęła podczas gdy my się całowaliśmy, śmialiśmy i gadaliśmy głupoty. Nie jestem pewna czy to pójdzie dobrze i dowiemy się czegokolwiek o zielarstwie w taki sposób, ale na pewno warto spróbować. W końcu jednak łapię chłopaka za rękę i razem śmigamy do altanki. Bogdan zrywa mi po drodze mlecza. Co prawda nie o takich bukietach myślałam kiedy się godziliśmy i obiecywaliśmy, że będzie lepiej, ale niech już będzie. - O miałeś coś jeszcze do tego mówić - przypominam mu, do tego całując go lekko w policzek w ramach podziękowań. Stajemy sobie gdzieś z boku a ja opieram się na Boydzie bardziej skupiając się na przytulaniu się do Gryfona niż czymkolwiek związanym z lekcją. - Gdzie? - pytam i rozglądam się o kim mówi. Kiedy widzę @Ruth Callahan uśmiecham się lekko, również machając do niej. Skoro już dosłownie wiszę na jej bracie głupio byłoby jej nie powitać.
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Sądził, że nic w Hogwarcie nie powstrzyma go przed zdobywaniem wiedzy, podczas gdy już w pierwszym tygodniu został poddany ciężkiej próbie, jaką była lekcja zielarstwa, gdy na nos spadały ciężkie i chłodne deszczowe krople. Emrys nie lubił deszczu, nigdy nie bawił się z innymi dziećmi w przeskakiwanie kałuż i grymasił nawet na poranną rosę na źdźbłach trawy przed domem. Gdyby mieszał w Hufflepuffie, być może zdążyłby wrócić się po parasolkę, ale schody do nieba, którymi trzeba było dostać się do wieży Ravenclaw, zupełnie go nie zachęcały. Miał do wyboru albo zmoknąć albo się spóźnić - i oczywiste było, co dla młodego Landevale'a było większym koszmarem. Gdy dotarł na miejsce, grzywka cała kleiła mu się do czoła, a na tyle spodni widać było podejrzaną plamę od mokrej ziemi, choć Emrys z pewnością zaprzeczyłby bliższemu spotkaniu z podłożem. Z poważną miną skinął nauczycielce, by wiedziała, że pomimo wszelkich przeciwności losu pojawił się na jej zajęciach i z całym możliwym zaangażowaniem zamierzał podejść do... tego, co można było robić z roślinami na zajęciach. Wcisnął się oczywiście też w suchy krąg wyczarowany przez kobietę, przystając po prawej stronie @Ruth Callahan, więc gdy czekoladowa żabka wyskoczyła spomiędzy rąk rudowłosej, łatwo wylądowała w jego własnych, choć w pierwszym odruchu miał ochotę ją wyrzucić, sądząc, że to atak prawdziwego zwierzęcia. - Och, um, przepraszam - chrząknął do piszczącej już dziewczynki, podtykając jej wierzgającą w uwięzi słodycz, by ją jej oddać - tak w końcu wypadało. I zaraz zerkał już na kartę wylosowaną przez @Ariel D. H. Dickson, ciekawy, jaką to wiedźmę wylosował i chciał się pozbyć, bo przecież karty z czarodziejami wydawały mu się lepsze niż te ze smokami. - To nie wiedźma, tylko wampirzyca, ja takiej jeszcze nie mam - bąknął pod nosem, nie wiedząc, czy może wtrącać się do rozmowy i czy nauczycielka nie będzie się złościć, że rozmawiają. - Hej, chciałem ci podziękować za rady wtedy. Jesteś bardzo super - zwrócił się do Gryfonki, gdy Ariel wspomniał lekcję motlarstwa. Zaraz przestąpił z nogi na nogę, wyraźnie skrępowany, bo musiał się przyznać, że bez piegowatej dziewczyny mógłby poradzić sobie gorzej, a to zdecydowanie nie leżało w jego naturze.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. - Mhm. - Przytaknęła, potwierdzając, że chodzi o tą wysoką. Liczyła, że po wskazaniu odpowiedniej osoby chłopak po prostu wyrazi swoją opinię. To nagłe “chodź” jednak skutecznie zbiło ją z tropu. Do końca miała nadzieję, że pójdą gdzieś indziej. Może do Drake'a, albo do Huntera? Naprawdę wolała przestać udawać zranioną tym sadzaniem jej na eskilowych kolanach od podchodzenia w tym momencie do Cassie. Nie po to pytała się go o coś dyskretnie, półszeptem i na boczku, by teraz konfrontować się w tak otwarty sposób. Zwłaszcza, że ani nie ułożyła sobie w głowie przebiegu tej rozmowy i jej każdego możliwego wariantu, ani nie była gotowa, by w ogóle ją prowadzić. Clearwater najwyraźniej jednak uznał, że jej problem trzeba rozwiązać i to natychmiast. Na nic zdało się jej ciche (prawdopodobnie zdecydowanie zbyt ciche), błagalne “Nie no, Eskil, weź, wracajmy”. Jednak stało się. Stała naprzeciw swojej przyjaciółki, ściskając za rękę Eskila, który to całkowicie swobodnie pytał się o jej emocjonalny stan. Bogowie, co powinna zrobić? Przecież teraz Walkerówna pomyśli sobie, że gada o niej za jej plecami. Będzie miała święte prawo teraz śmiertelnie się obrazić - chociaż to też nie pasowało do Cass - i przestać się do niej odzywać już na zawsze, a przecież to byłoby okrutne, smutne i nie do przeżycia. Obserwowała więc swoją przyjaciółkę czujnie, starając się zachować maksymalny spokój, co zazwyczaj było całkiem łatwe przy Puchonce. W końcu w tej dwójce to Walker uchodziła za panikarę. Cassie nie wydawała być z bliska ani zła, ani smutna, ani obrażona. Wyglądała za to na… wystraszoną. Morgano, Walkerówna się bała. - Cassandro, przepraszam. - Mówiła w sposób bardzo łagodny, jakby faktycznie potrafiła być tą oazą spokoju. - Tylko trochę się zmartwiłam, ale proszę, nie przejmuj się tym. Nie chciałam cię... w żaden sposób tak zaskoczyć. - Posłała jej przepraszający uśmiech. Nawet przez myśl nie przeszło jej, że chodziło nie o samo pytanie i wzięcie jej z zaskoczenia, a o fakt, że to Eskil napawał ją tymi wszystkimi negatywnymi myślami. - Cześć, Moira. - Dodała szybko, spoglądając w stronę młodszej koleżanki, tak prowizorycznie, co by nie poczuła się zbyt mocno wykluczona. Jednocześnie ścisnęła dłoń Clearwatera, starając się dać mu znać, raz jeszcze dyskretnie (nawet jeśli nie był w tym najlepszy), że mogliby już sobie pójść, skoro dziewczyna nie czuje się komfortowo.
Nigdy nie miała specjalnych oporów przed zaczepianiem obcych sobie ludzi, zwłaszcza jeśli byli w jej wieku. W końcu ktoś zawsze musiał zacząć rozmowę, co nie? Jeśli chciała kogoś poznać, albo coś powiedzieć, to to robiła - zwyczajnie, ot. A zaczepiając @Ariel D. H. Dickson nawet nie zwróciła uwagi na kolor jego mundurka - mimo wszystko nie zdążyła się nabawić uprzedzeń co do Domów. — Oooo, olbrzymy też są superaśne! — podekscytowała się, przytakując nowo poznanemu koledze w jego zachwytach. — Wiesz, że ten, no, jeden z naszych nauczycieli jest olbrzymem? To znaczy eeee... takim, no, nie do końca. Brat mi powiedział! — podzieliła się jeszcze swoją rewelacją, chichocząc, gdy Krukon bez litości dekapitował czekoladową słodycz. — O-pa-lo-o-ki — powtórzyła za Arielem głoska w głoskę, przekręcając rudą głowę w zastanowieniu niczym szczeniak. — Też ładnie! — stwierdziła po prostu, odwzajemniając uśmiech chłopaka, gdy również się jej przedstawił. Zielone oczy rozbłysły jej wesoło, gdy pod nos wetknięta jej została salwująca się wcześniej ucieczką czekoladowa żaba. — Ojej, dzięki! — zwróciła się do @Emrys A. R. Landevale, od razu rozpoznając w nim Krukona, któremu próbowała pomóc na lekcji miotlarstwa. — Eeeeeemrys, c'nie? Fajnie Cię widzieć! — Wyszczerzyła się do niego, mimowolnie zerkając na jasne czoło rówieśnika, z zadowoleniem nie odnotowując tam żadnego siniaka. Wcisnęła żabę do ust, szybko ją przeżuwając. Ruth wszystko robiła szybko. — Ale wy wszyscy macie fajne imiona! — rzuciła nagle, a na propozycję wymiany kart z Arielem - rudowłosa wzruszyła ramionami i bezpardonowo wyjęła kartę Carmilli z rąk Krukona i oddała mu swojego żmijozęba. — Takie nietypowe. Jak się zdrabnia twoje? Ari? Arek? Wyraźnie spąsowiała, kiedy Ariel wspomniał o jej wybryku na miotlarstwie. Zaśmiała się nerwowo, drapiąc w czubek nosa - wcale jednak niezawstydzona, a bardziej dumna, że jednak tą całą akcją nie odstraszyła od siebie innych. Zwłaszcza kiedy do tego uznania w ciemnych oczach Dicksona doszły słowa Emrysa. Dziewczynka spojrzała na niego rozpromieniona, szczerząc się do niego od ucha do ucha. — Oo...! Czyli potem Ci już wyszło? REWELKA! — ucieszyła się wyraźnie, a jej policzki przybrały niemal kolor jej kasztanowych włosów. Aż zakręciła się w miejscu - po czym zerknęła na ściskaną jeszcze kartę (jak się okazało) wampirzycy. Wcisnęła ją w dłoń Emrysa. — Ja już taką mam, weź! — skłamała gładko, kątem oka dostrzegając swojego brata @Boyd Callahan z jakąś dziewczyną (@Freddie Moses) - widząc, że do niej machają, energicznie odwzajemniła gest, wspinając się na palce i jedną dłonią wspierając się o ramię Ariela. — To mój braciak, Boyd! Jest już studentem, uczył mnie latać! — pochwaliła się, wskazując na rosłego Gryfona palcem.
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Słysząc odpowiedź @Cassandra Walker pokiwałam głową. Też nie byłam zbyt wybitna w zielarstwie, chociaż je lubiłam, więc rozumiałam dobrze jej podejście. Również wolałabym nie robić sobie zaległości już na początku roku, bo do jego końca na pewno już bym się z nich nie wygrzebała. Nie z moim zapałem i zdolnościami do nauki. - Rozumiem. Ale nie martw się. Na pewno sobie poradzisz - zapewniłam starszą Puchonkę, posyłając jej nawet nieco szerszy uśmiech. W końcu był dopiero początek roku, więc nauczyciele chyba nie będą nam robić pod górkę tak od razu, prawda? A przynajmniej ja miałam taką nadzieję. Wtedy podeszli do nas @Doireann Sheenani i @Eskil Clearwater. Najwidoczniej mieli jakąś sprawę do Cassandry, więc Cofnęłam się nieco, by nie przeszkadzać im w rozmowie, która na pewno dotyczyła ich prywatnych spraw, o których nie musiałam przecież wiedzieć. - Cześć - odpowiedziałam jedynie na przywitanie chłopaka, a następnie przywitałam się również z Doireann. I choć naprawdę nie chciałam uchodzić za ciekawską, to słyszałam fragmenty ich rozmowy. A Cassandra nagle wydała się być strasznie zdenerwowana. Zawsze wydawało mi się, że są przyjaciółkami. Chyba ostatnio coś między nimi nie grało...
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Caesar był naprawdę bardzo podekscytowany pierwszymi lekcjami, ale też trzeba przyznać, że przez to jego koncentracja niesamowicie szwankowała. Rozpraszał się co chwilę czymś nowym, widząc w zamku kolejne cuda, które musi zobaczyć z bliska, którym koniecznie musi się przyjrzeć i które koniecznie wymagają jego uwagi. I chociaż doskonale wiedział, że czeka go teraz lekcja Zielarstwa, to i tak o mały włos się nie spóźnił, ciekawsko podążając za jednym z hogwarckich duchów, więc lądując nagle gdzieś w Skrzydle Zachodnim zamku, którego prawie w ogóle nie znał. W końcu biegiem udał się do starej altanki, pamiętając dobrze wskazówki, o które wcześniej poprosił jednego z braci - miał szczerą nadzieję, że tym razem to nie były żadne żarty! Nie przejmował się deszczem, tylko przerzucił sobie plecak z pleców do przodu, by dociskać do piersi schowane w nim podręczniki i notes z zapiskami, które specjalnie wcześniej sobie zrobił. Czuł, że jest nieźle przygotowany, bo poczytał sporo o ochronnych roślinkach i ziołach. - Dzień dobry! - Przywitał się głośno, nieco zadyszany. Wcisnął się pod wyczarowaną przez nauczycielkę barierę i przystanął obok jakiegoś Krukona (@Rylan A. Coulter). Z opóźnieniem wyłapał w tłumie bardziej znajome twarze, ale uznał, że już za późno i trudno, bo najwyżej pozna kogoś nowego. - To moja pierwsza lekcja Zielarstwa - szepnął scenicznie do chłopaka, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, że ten może nie mieć ochoty na żadne towarzystwo, albo chociaż nie na takie młode. - Jestem na pierwszym roku! A ty?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie wyglądał na specjalnie przejętego faktem, że już drugą Puchonkę wpędził w mini zawał. Taki już był - przyspieszał cudze bicie serca... w imię wściekłości, zachwytu albo zirytowania. Nie zorientował się, że Doireann pytała go nieco konspiracyjnie z prostego powodu: dziewczyna prawie zawsze mówiła cicho, spokojnie, ukradkiem, a więc nie wyłapał tego "poważniejszego" momentu. Dopiero widok zszokowanej twarzy Cassandry dał mu do myślenia. - No co? Powiedziałem coś nie tak? - nie rozumiał tej paniki w jej oczach ani czerwonych rumieńców. Niech go sklątka pożre, czy istnieje w ogóle sposób na zrozumienie dziewczyn? On powoli kapitulował bo nijak nie potrafił znaleźć w sobie przyczyny takiego zszokowania. To uroda Astrid powalała z kilometra, nie jego. Chyba. Skąd miał to wiedzieć? - Wszyscy wiemy, że Dori martwi się co pięć minut. - próbował rozładować atmosferę i przystroił usta w szeroki uśmiech. - A ja nie lubię jak się martwi to dlatego pytam. No ale skoro nic ci nie jest to zajebiście. W ogóle czemu, Dori, nie przedstawiasz mnie swoim koleżankom? - skierował swój wzrok na swoją dziewczynę (raju, fajnie to brzmiało) i świdrował ją chwilę wesołym acz ciekawym spojrzeniem, ciekaw jej reakcji. Nie kwapił się do opuszczenia towarzystwa Moiry i Cassandry. Zerknął na tą pierwszą z lekkim rozbawieniem. - Jesteś niższa niż Robin, a wyglądasz na starszą od Robin, a ona to już stara się robi, tylko jej tego nie mów. Ma dwadzieścia lat. - mówił to bezpośrednio do Moiry, choć biedna dziewczyna nie musiała wiedzieć o czym on w ogóle plecie. Ot, wdawał się w konwersację, niezrażony całkowicie faktem, że wprosił się do ich towarzystwa.
Jenna przyszła na zielarstwo razem z @Christian Hastings, zajmując obok niego miejsce pod wyczarowaną przez panią profesor osłoną. Była bardzo cicha i zamyślona. Martwił ją niefortunny początek roku szkolnego i te wszystkie "wypadki", które miały miejsce z jej udziałem. Głównie wyprowadzały ją z równowagi szepty i pokazywanie palcem, bo jak wiadomo plotki w szkole roznoszą się błyskawicznie. A że krukonka była dodatkowo wyczulona... cóż. Miała wrażenie, że tych szeptów i komentarzy jest dwa razy więcej, niż w rzeczywistości. Właśnie obiecywała sobie, że nie będzie o tym myślała, bo w końcu wszyscy będą musieli zapomnieć, kiedy nagle do jej uszu dotarł komentarz @Ariel D. H. Dickson. Toty pszywaiłaś tej dżennienie? Odwróciła się i zobaczyła doborowe towarzystwo. Pięknie. Zamierzają jej psuć wszystkie lekcje? Jenna zmrużyła oczy i posłała lodowate spojrzenie w stronę Ariela i @Ruth Callahan, po czym spojrzała znów w stronę nauczycielki. Nie. Nie da się wyprowadzić z równowagi. - Muszę się dowiedzieć, co to za zaklęcie. To, z którego jest zrobiona osłona - szepnęła do Christiana cicho i dyskretnie, bo ONA oczywiście nie zamierzała być tak nieokrzesana jak pewna narwana gryfonka. - Czytałeś coś o nim? Czy pójdziemy po zajęciach do profesor Vicario?
Tiernán E. Aguillard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : heterochromia | kolczyk w prawym uchu - na ogół zwyczajna, posrebrzana obręcz | rozwichrzona czupryna | sprawia wrażenie jakby był wiecznie zblazowany
Tak niestety jakoś wyszło, że koniec końców zapomniał zajrzeć do podręcznika, który specjalnie wypożyczył z myślą o nadchodzących zajęciach – zielarstwo mogło go nie fascynować jakoś nadmiernie, ale też nigdy nie miał nic przeciw temu przedmiotowi i skoro wybierał się już na lekcję, to wychodził z założenia, że dobrze byłoby wiedzieć na poruszany temat cokolwiek. Sęk w tym, że inna rzecz zaabsorbowała go znacznie bardziej niż czytanie o roślinach i ziołach ochronnych, toteż do starej altanki kierował się zupełnie nieprzygotowany, bo to był zbyt trywialny powód, żeby zrezygnować z całych zajęć – najwyżej ograniczy się do biernego słuchania, co zresztą i tak zwykle robił. Nie miał jednak pewności ile to da, bo czuł się nieco rozkojarzony i od samego rana jakoś ciężko mu było się bardziej skoncentrować na czymkolwiek. Szkocja uraczyła ich tego dnia typowo angielską pogodą, czyli deszczem, a Tiernán jak zwykle nie pamiętał, że mógłby sobie odrobinę ułatwić życie i potraktować swoją wierzchnią szatę zaklęciem odpychającym, żeby nie moknąć, więc na miejsce zajęć dotarł dość konkretnie przemoczony nie bez pewnej ulgi chroniąc się w bańce, którą postawiła nauczycielka. Wbrew zachętom profesor Vicario sam nie sięgnął po różdżkę, będąc pewnym, że postawienie podobnej bariery wykracza ponad jego zaklęciarskie możliwości, które stały raczej na niskim poziomie. Tak samo jak jego przygotowanie na dzisiejsze zajęcia, hehe.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Uśmiechnął się do Morgan kiedy ta poinformowała go o kradzieży Christiny. Nie miał nic przeciwko temu. W końcu nawet nie wiadomo czy będzie dziś praca w parach. No chyba że była o tym jakaś informacja, a on ją ogapił. Z Zephem przywitał się skinieniem głowy i w sumie już nie miał za bardzo z kim gadać w oczekiwaniu na lekcję, która niedługo miała się zacząć. Prawdopodobnie przeczekałby co jakiś czas sprawdzając czy jego część bariery przypadkiem z niewiadomych przyczyn się nie rozlatuje. Bo do Eskila i Dori nie podszedłby, bo widocznie rozmawiali o czymś z jakimiś puchonkami. Gdyby nie to że znał oposa Doireann, to pomyślałby że się chwali chłopakiem. Przypadkowo udało mu się usłyszeć szepty pierwszorocznej krukonki na temat zaklęcia antypogodowego. Podszedł więc do nich ten metr czy dwa i odezwał się do nich na temat zaklęcia. -To Aexteriorem. Zaklęcie blokujące wiatr, deszcz i inne zjawiska pogodowe. - Poinformował na wstępie żeby chociaż trochę zaspokoić ciekawość dziewczyny. No przynajmniej zanim Drake się rozwinie w wypowiedzi. Co jak co, ale o zaklęciach mógł gadać tyle co Rucia o miotłach... albo wszystkim innym. No może tylko mniej nachalnie. -Jest dosyć proste jeśli próbuje się nim ochronić małe powierzchnie. Nieco trudniej jest je rzucić na nieco większy obszar. Dobrą alternatywą dla was może być Impervius. Możecie go rzucić na ubrania żeby odpychały wodę. - Starał się nie rozkręcić za mocno. W końcu czekali tu na zielarstwo, a nie na zaklęcia. W sumie to i tak krótko to opisał, bo można by o tym cały referat pierdolnąć na zajęcia. -Przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Jestem Drake.- Nawet jeśli były to pierwszaki, to raczej wypadało mu pamiętać o kulturze. Zwłaszcza że Jenna swoim zachowaniem przypominała nieco bardziej dojrzałą niż większość pierwszaków. Szczerze, to prawie jego siostrę pod tym względem przypominała. Prawie, bo jednak Annabelle mogła bezpardonowo rzucić w kogoś doniczką, jeśli bezpodstawnie dokuczał on innej osobie.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Chyba jestem prawie spóźniony, a wszystko dlatego, że próbowałem przeczekać tą okropną pogodą pod psem. W końcu jednak po prostu idę żwawym krokiem do altany, bardzo niezadowolony z tego całego łażenia po dworze w taką pogodę. Bardzo niefajnie, czemu po prostu nie poszliśmy do szklarni. Ale co zrobić - powiedziałem sobie, że będę chodził na wszelkie zajęcia to proszę bardzo - sprawdzę swoje powołanie. Jedyne czupryny w tłumie, które rozpoznaje to te rude. Tyłem nie wiem która to która, więc nie mogę się zdecydować gdzie podejść. Straszliwie mnie to rozprasza i już kompletnie nie wiem co się dzieje na tej lekcji. Dodatkowo deszcz pada i mokną mi okulary! Trudno widzieć cokolwiek w przyciemnionych, mokrych szkłach. - Okropna lekcja. Kto to wymyślił - parskam rozwścieczony jak kot podchodząc do pierwszej dziewczyny, którą okazuje się być @Irvette de Guise, na dodatek widzę, że przeszkadzam jej w gadce z przyjacielem. Więc irytuję się na siebie jeszcze bardziej, tylko i wyłącznie na siebie. - O sorka, nie chciałem przeszkadzać! - mówię i szybko idę w kierunku @Hope U. Griffin. Rozzłoszczony w przemoczonych, szarych (niegdyś białych) trampkach i jeszcze bardziej poskręcanych niż zwykle, złotych lokach staję obok niej bez zwykłego zalotnego słowa na przywitanie. Liczę na pocieszenie w tej okropnej sytuacji.
Estella daleka była od upominania rozmawiających i wymieniających się kartami z czekoladowych żab uczniów, w każdym razie tak długo, dopóki nie zaczęła się lekcja. Pozerkiwała od czasu do czasu na zegarek, nie chcą przeszkadzać pierwszakom w nawiązywaniu pierwszych znajomości i zaczęła mówić dopiero w ostatnim momencie. — Mam nadzieję, że na nikogo nie pada deszcz? — zapytała na wstępie, rozglądając się po uczniach. Część miała parasole, część pomogła sobie nawzajem zaklęciem. Uśmiechnęła się ciepło. — Dla tych, którzy jeszcze mnie nie znają – nazywam się Estella Vicario i nauczam tutaj zielarstwa. Na wstępie prosiłabym żeby upewnić się, że żadna czekoladowa żaba wam nie uciekła, w taki deszcz mają naprawdę fatalny wpływ na glebę! — Delikatnie zwróciła uwagę, że wszelkie przysmaki owszem, były zauważone i owszem, były tolrerowane, ale w tym momencie należy skupić się już na lekcji. — Kochani, chciałam, żeby pierwsze zajęcia nie były niebezpieczne i skomplikowane, ale żeby na coś Wam się przydały, dlatego porozmawiamy o magicznych kręgach. — Zbliżyła się do uczniów, ale stała wciąż we wnętrzu altanki – Kręgi magiczne są zamkniętą, wielowymiarową przestrzenią, która ma pełnić określoną rolę – głównie ochronną i wzmagającą koncentrację i o tych właśnie rodzajach kręgów będziemy dzisiaj się uczyć. Zwykle zaznacza się je na przykład kredą, często używa się też kryształów, ale odpowiendnio dobrana mieszanka roślin może być równie skuteczna. W altance zgromadziłam przeróżne rośliny – zioła, owoce, kwiaty. Znajdziecie tu nawet tak „zwykły” — tu nakreśliła cudzysłów palcami w powietrzu — owoc jak jabłko. Czy ktoś mi powie, dlaczego nie jest taki zwykły? Dlaczego jabłko jest tak ważne w magicznym świecie? Śmiało! Uśmiechnęła się zachęcająco, robiąc stosowną pauzę, aby dać im moment na zastanowienie i udzielenie odpowiedzi. Zależało jej na dialogu i współpracy, a nie jedynie suchym przekazaniu faktów. To była pierwsza lekcja zielarstwa w tym semestrze i chciała, żeby kojarzyła im się pozytywnie. Kiedy otrzymała (lub nie?) odpowiedź, na nowo podjęła temat. — Proszę, żebyście weszli do altanki, przyjrzeli się zgromadzonym tam roślinom i wybrali zestaw potrzebny do stworzenia dwóch kręgów – jednego ochronnego i drugiego wspomagającego koncentrację. Nie przepychajcie się, proszę, wszystkiego jest na tyle dużo, żeby dla wszystkich starczyło! — Uśmiechnęła się, w końcu wyszła z altanki, zabezpieczyła się przed deszczem zaklęciem i gestem zachęciła uczniów do przystąpienia do działania. Pierwszorocznym oznajmiła jeszcze, że mogą liczyć na jej drobną pomoc, jeśli będą jej potrzebowali. Póki co nie tworzymy kręgów, wybieramy do nich tylko rośliny!
Rozpoznanie roślin:
W tej części macie za zadanie rozpoznać zgromadzone w altance rośliny. Na ten etap wpływa wasza koncentracja: 1–20: jesteś rozproszony i rośliny wydają ci sie takie same (-1 do wyniku k6) 21–68: jest w porządku, zdecydowanie nadążasz za tym, co dzieje się na zajęciach (brak wpływu) 69–100: chyba wyjątkowo interesuje cię temat lekcji bo jesteś totalnie skoncentrowany na tym, co się na nich dzieje (+1 do k6)
Rzuć kością k6 1. W głowie masz chyba dalej wakacje, bo kiedy patrzysz na zebrane przez Estellę rośliny, z trudem rozróżniasz jedną od drugiej. Próbujesz je zidentyfikować, ale idzie Ci raczej kiepsko. (-2 do kompozycji) 2. Zdecydowanie mogło być lepiej, chyba powinieneś/powinnaś powtórzyć materiał i przypomnieć sobie co nieco na temat roślin, najlepiej przy użyciu książki z obrazkami! (-1 do kompozycji) 3. Przyglądasz się i w końcu udaje Ci się zidentyfikować większość roślin, więc na pewno nie jest źle. (brak bonusu) 4, 5. Naprawdę dobrze Ci idzie! Rozpoznanie roślin nie sprawia Ci większego powodu i jeśli tylko pamiętasz, jakie są ich właściwości, to nie powinieneś/powinnaś mieć problemu. (+1 do kompozycji) 6. Wpadasz do altanki i jak błyskawica rozpoznajesz wszystkie zgromadzone tam rośliny. Daj no coś trudniejszego, Vicario! (+2 do kompozycji)
Kompozycja:
Rzucacie 10xk6. Każdy wynik parzysty to odpowiednio dobrana roślina, a każdy nieparzysty jest waszą pomyłką. Wpływ na ten wynik ma zarówno rzut na rozpoznanie, jak i wasze przygotowanie: Osoby z przygotowaniem 1 otrzymują -1 do ostatecznego wyniku Osoby z przygotowaniem 2, 3, 4 nie dostają żadnego bonusu osoby z przygotowaniem 5, 6 otrzymują +3 do ostatecznego wyniku.
Przykład: W rzucie na kompozycję wypada mi 6 liczb parzystych i 4 nieparzyste. Z rzutu na rozpoznanie wychodzi mi +2, a więc mam 8 liczb parzystych i 2 nieparzyste. Przygotowanie daje mi -1, więc ostatecznie wybieram właściwie 7 roślin, a 3 z nich są niewłaściwe.
Jeśli chcecie użyć fabularnych nazw, podaję wam listę właściwych roślin (te, które są niewłaściwe, możecie sobie wybrać sami)
Pierwszoroczni mogą skorzystać z pomocy Estelli i podnieść wynik dowolnej kości, ale tylko w tym etapie! (czyli możecie np. podnieść sobie rzut na rozpoznanie, albo podnieść nieparzystą kość, tak żeby była parzysta. Fabularnie po prostu podpowiada wam, co robić)
W tym etapie możecie przerzucić dowolną kość za każde 5 punktów z zielarstwa!
Czas na odpowiedź do 15.09 godz. 20:00 Spóźnialskich nie przyjmuję poza osobami, które zgłosiły mi to wcześniej!
Kod:
<zg>Przerzuty:</zg> ile zostało/całość <zg>Rozpoznawanie:</zg> [url=link]wartość kości[/url] <zg>Kompletowanie:</zg> [url=link]wartość kości[/url] <zg>Ostateczny wynik:</zg> wpisz ile prawidłowych roślin udało ci się wybrać po uwzględnieniu wszystkich bonusów
Ostatnio zmieniony przez Estella Vicario dnia 10.09.21 2:06, w całości zmieniany 2 razy
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Jennę zaskoczył skierowany w ich stronę głos @Drake Lilac. Odwróciła się w jego stronę, wlepiając w niego najpierw spojrzenie jasnych oczu, przez chwilę tkwiąc nieruchomo, by następnie otworzyć w pośpiechu zeszyt i zacząć notować. - Impervius... Na ubrania... Wodę... - mamrotała pod nosem, zapisując szybko ile tylko się da. - Możesz powtórzyć to pierwsze? Blokuje... Pogodowe... Ex-co? Kiedy się przywitał, przez chwilę nie rozumiała, co do niej mówił, tak ją pochłonął temat zaklęć. Dopiero po chwili do niej dotarło, że chłopak się przedstawia, a nie opowiada o kolejnych czarach. - Och! No tak... Jestem Jenna Hastings, a to @Christian Hastings. Jak się nauczyć tych czarów? Czy to pierwsze zaklęcie działa jak piorunochron? I skąd zaklęcie wie, że to zjawisko pogodowe? Czy zadziałałoby na podmuch z wiatraka albo na rzucanie śnieżkami? A co ze sztucznym naśnieżaniem? I jak... Musiała przerwać falę pytań, bo zaczęła się lekcja. I właściwie to było również bardzo ciekawe, a Jenna poczuła, że nie wie na które pytania odpowiedzi jej są bardziej potrzebne. Nawet darowała sobie karcące spojrzenie w stronę zajadających żaby, za to odnotowała w zeszycie "czekolada - zły wpływ na glebę". A potem padło pytanie, a Jenna z zaskoczeniem spostrzegła, że chyba zna odpowiedź. I to z mugolskich fantazji! Czy to mogło być to? - Bo jabłko po przekrojeniu ma pentagram? - zaryzykowała. Bo nawet jeśli to był błędny strzał, mogła się dowiedzieć, jak się prawdziwi czarodzieje odnoszą do pentagramów.
Kiedy pani profesor wydała polecenia, Jenna zabrała się do pracy. Nie było tragedii, w miarę nadążała za wszystkim. Może nie brylowała jakoś szczególnie, ale przynajmniej nie zostawała w tyle. Było tak akurat. Roślinki rozpoznawała jako tako, ale tym razem odbił się brak przygotowania. Jenna pluła sobie w brodę, że razem z Christianem zapomnieli o przygotowaniu się do lekcji. Ale tyle się działo! I to niekoniecznie tych dobrych rzeczy. No ale cóż. Miała nauczkę na przyszłość. Musiala spisywać wszystkie zadania i je odpowiednio organizować. Wtedy sytuacja nie powinna się powtórzyć. Krukonka była zmuszona skorzystać z podpowiedzi nauczycielki, która pomagała zaskakująco chętnie. W dodatku cały czas współpracowała z Christianem, więc miała nadzieję, że jakoś wspólnymi siłami wybrną z opresji. No i w ten sposób kroczek po kroczku doszła do jakiś efektów. Spojrzała na krąg ochronny i przeanalizowała go. Jabłko na pewno. Może... Pigwa? Aloes... No dobra, orzech włoski i mięta. A na koncentrację... Hm. Może by tak wrzos? Lawenda, malwa, winogrona i... Szałwia? Wcale nie była pewna, czy robi to wszystko jak powinna, ale czuła że miała za swoje. Trzeba było się skupić i przygotować, a nie myśleć o tych nie wartych uwagi i zachodu rówieśnikach. Poprawi się. Na pewno. A teraz pozostawało jej czekać na pozostałych i zerkać, jak sobie radzą.
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
| Czekam na Baby z pierwszy etapem, więc teraz tylko odpowiadam na pytanie.
Z czystą fascynacją w oczach wpatrywał się w nową nauczycielkę, cicho komentując do siostry, że i ta po pierwszym wrażeniu wydaje się naprawdę miła. Na ten jeden moment nawet ochładzająca mu stopę mokra skarpetka nie mogła go rozproszyć, bo choć pierwszy raz w życiu słyszał o magicznych kręgach, to nieco kojarzył już magiczne właściwości co poniektórych roślin, a przynajmniej kojarzył kilka takich, które mógłby wytypować jako rośliny o silnym ładunku białek magii. Po przegapionej okazji na wypowiedź podczas lekcji latania, obiecał sobie, że następnym razem będzie szybszy i odważniejszy, jednak zdążył jedynie w zamyśleniu złapać głębiej powietrze, a już wyprzedzała go znajoma z dywaniku u Brandon Krukonka. Zaskoczony uniósł brwi, pierwszy raz patrząc na pestkowy kwiatuszek wewnątrz jabłka jak na pentagram, czekając jedynie na najmniejszy znak, że Pani Vicario chciałaby usłyszeć inne tezy przed podaniem poprawnej odpowiedzi, by wystrzelić swoją dłoń w górę. - Jabłka dobrze a b s o r b u j ą magię - wyrzucił z siebie pospiesznie, zwalniając przy tym jednym wyróżnionym przez siebie słowie, by wypowiedzieć je z pieczołowitą dokładnością, właściwie nie wiedząc czy ma rację, a jedynie wyciągając ten wniosek z licznych bajek - zarówno mugolskich, jak i tych magicznych, w których to jabłka służyć miały za przenośnik silnych magicznych czarów czy eliksirów. - No i... są naturalnymi nośnikami białej magii. Tej miłosnej - dodał, zdecydowanie ciszej, bo choć to właśnie tej informacji był pewien, to poczuł na policzkach nieprzyjemne szczypnięcia gorąca, gdy myślał o tym, że mogłoby się wydać z jaką ciekawością zaczytywał się w artykuł poświęcony roślinom przeznaczonym do magii miłosnej, który przecież kierowany był do przyszłych panien młodych.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Bądź co bądź musieli przerwać rozmowę (może to i dobrze?) bo nauczycielka oznajmiła początek lekcji. Westchnął głęboko z rezygnacją kiedy uzmysłowił sobie, że za późno na ucieczkę. - Mam rozpoznać jabłko od stokrotki? - mruknął z przekąsem do Doireann i nie zamierzał ani odpowiadać na pytanie (nie chciało mu się wymyślać niczego kreatywnego) ani też rzucać się jako pierwszy do altanki. Nieśpiesznie ruszył za Puchonką i podszedł do roślin. - Co mieliśmy zrobić? Zidentyfikować? A, okej. No dooobra… - upewnił się i chcąc nie chcąc wziął pierwszą lepszą roślinę, a która okazała się… glicynią błyskawiczną. Aż cofnął rękę gwałtownie jakby się oparzył choć było to niemożliwe. Zaśmiał się pod nosem i gdy mijał go @Hunter O. L. Dear to go złapał za łokieć i skinął głową w kierunku rośliny. - Psst, Dear, masz ochotę?- zachichotał i poruszył zaczepnie brwiami, wiadomo do jakiej sytuacji nawiązując. Po chwili puścił chłopaka i szukal czegoś równie ciekawego. Niestety, nie było za wiele fajnych roślinek, a tym bardziej żadna nie chciała targnąć na jego życie. Po kilkunastu minutach Eskil siedział sobie na ławce ze znudzoną miną, a obok niego leżało dziesięć roślin. Sześć obok znał, cztery strzelał na oślep. Nie wysilał się jakoś szczególnie, aby na siłę rozpoznać cztery pozostałe. Nie chciało mu się. Zrobił swoje własne minimum bazując na tym, co kiedyś mimowolnie Hunter mu opowiadał. Czasem go słuchał… dlatego rozpoznał sześć roślin, a nie dwie. Po paru chwilach wychylił się przez parapet altanki, namierzył wzrok pani nauczycielki i zawołał głośniej: - PANI PROFESOR, MOGĘ TO ZJEŚĆ?- pokazał kilka orzechów włoskich i kiść winogron. Głodny był. Jak zawsze.
Ostatnio zmieniony przez Eskil Clearwater dnia 10.09.21 16:21, w całości zmieniany 1 raz