Podłoga altanki jest wyścielona petami po papierosach, a na ławkach wypalone są dziury po nich. Drewno przesiąknięte jest zintensyfikowanym zapachem dymu papierosowego, a gdzieniegdzie na słupkach czy ławce wyryte są różdżką podpisy uczniów z aktualnych i dawnych lat. Uczniowie i studenci (a czasem i nauczyciele) męczeni nałogiem papierosowym podkradają się tu o różnych porach, by popalać - należy jednak uważać, bowiem kilkoro nauczycieli zna tę miejscówkę i czasami tu zagląda, by przepędzać niesfornych uczniów.
Postanowiłem nie zawieźć dzisiejszego dnia swojej siostry. Miałem wrażenie, że jednak była na mnie zła mimo iż deklarowała, że nie jest. Ale to jednak było ważne, a na pewno było najważniejsze dla Oriany. Dlatego nieco byłem na siebie zły, że sam z siebie nic jej na ten temat nie powiedziałem. Dlaczego Des musiała mnie wydać? Domyślałem się, że to ona była sprawcą mojego upadku. Ale miałem nadzieję, że Ori mnie zrozumie, że zrobiłem to tylko i wyłącznie dla niej. Miałem dylemat czy w ogóle się tutaj zjawić, bo o czym chciał ze mną Lucas rozmawiać? Przecież nie mieliśmy kompletnie wspólnych tematów do rozmów. Jedynie Ori była osobą która w jakiś sposób ich łączyła. Miałem nadzieję, że się nie spóźni, a jeżeli się spóźni to trudno, ale miałem kilka spraw do załatwienia w Londynie przed tym spotkaniem. Ale w miarę szybko się wyrobiłem i od razu nawet nie patrząc na zegarek udałem się we wskazane miejsce. Zauważyłem tylko jedną osobę z burzą włosów na głowie. Zdecydowanie należały one do mojej siostry. Ale Lucasa nadal nie było. Może w ogóle się nie zjawi? Przecież chciał rozmawiać jedynie ze mną to po co była tutaj obecna Ori? Może widząc ją nie zdecydował się na przyjście tutaj? Obawiałem się wszystkiego, a nawet tego, że Lucas będzie chciał jakoś się zemścić na mnie, że nie powiedziałem Ori prawdy, dlatego miałem w gotowości różdżkę. Ale skoro dziewczyna była obecna pewnie powstrzyma ich przed jakimikolwiek atakami. - Witaj piękna. Księcia jeszcze nie ma? - zapytałem patrząc na siostrę.
Pewnie gdyby nie patrzyła w stronę ścieżki nigdy nie zorientowałaby się z przybycia jej brata. Widząc jednak jak idzie pewny siebie uśmiechnęła się do niego ciepła, a w chwili, gdy tylko podszedł do niej ucałowała go w policzek klepiąc miejsce obok siebie aby usiadł. - Księcia? - przez chwilę nie miała bladego pojęcia o czym to Max mówi. Jakiego księcia? Czyżby Lucas miał szlachetną krew w swych żyłach... Dopiero po chwili zrozumiała o co tak naprawdę mu chodziło. Z rozbawieniem z własnej głupoty pokręciła głową. - Nie ma go jeszcze. Jednak nie dziwię się. Nie sprecyzowałam dokładnie czasu spotkania. - wzruszyła ramionami bawiąc się nitką ze swojego swetra. Czy aż tak bardzo się denerwowała? - Nawet nie wiem co ja tutaj robię. - energicznie oderwała swoje ręce od nitki, wyrywając ją przy tym. Mamrocząc pod nosem wyrzuciła ją na ziemię.
Oczywiście zasiadłem obok siostry w oczekiwaniu na chłopaka Ori, a może byłego chłopaka. Sam nie wiedziałem dokładnie jaka ich teraz łączyła relacja. Może ona już nic do niego nie czuje po tym jak straciła pamięć o nim? Szczerze powiedziawszy właśnie tego bym chciał, ale to jednak było niezależne ode mnie. - A nie wiesz może co on ode mnie chce? Nigdy z nim nie rozmawiałem, nawet byłem pewny, że on nigdy nie będzie chciał ze mną rozmawiać... - mruknąłem do niej i przewróciłem oczami na nią. Nie miałem bladego pojęcia o co mogło mu tak naprawdę chodzić. - Ty w ogóle z nim rozmawiałaś od tego czasu? - zapytałem. Ciekawiło mnie czy od czasu zapomnienia o jej miłości miała z nią jakąkolwiek styczność. Szczerze powiedziawszy bardzo chciałbym jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Najchętniej to bym ją gdzieś zabrał tam, gdzie byłaby z dala od tego ślizgona. Nie ufałem mu, kto wie czy to nie on rzucił na nią zaklęcie zapomnienia, ale po co? Skoro chciałby się jej pozbyć ażeby o nim zapomniała to po co by teraz wracał? Czułem, że Ori jest w niebezpieczeństwie, martwiłem się o nią.
Przyszedł tutaj dopiero po jakimś czasie, pewnie dwójka przebywających osób czekała tutaj niecałą godzinę. Lucas otrzymał swoją wiadomość jakieś dwadzieścia minut temu, pewnie by znalazł ją wcześniej gdyby nie fakt że nie było go w domu. Ubrany był w dżinsowe spodnie, czarną skórzaną kurtkę, oraz białą koszulkę. Zarost na jego twarzy był kilkutygodniowy, była to wręcz broda. Na pierwszy rzut oka ciężko było go poznać. Jedynie włosy zostały w tym samym, charakterystycznym nieładzie na jego głowie. Ręce miał włożone do kieszeni, szedł prosto w stronę Altany nieco przygarbiony. Wpatrywał się pod nogi układając sobie w głowie plan działania, nie sądził że zjawi się tam także Panna Carstairs. Podniósł głowę do góry wchodząc po schodkach Altany i spojrzał wpierw na Maxa, którego tu się spodziewał. Następnie wzrokiem przeskoczył na sylwetkę stojącą obok, Oriane. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę aż wreszcie nawet nie witając się powiedział. - Słyszałem co działo się u profesora w gabinecie, alkohol i takie sprawy.. no nie spodziewałem się tego po waszej dwójce. A zwłaszcza tego że minęło tyle czasu, Max. Odkąd nie mieszkam z Oriane, pomagasz siostrze w jej planie... bądź to może ty jesteś tu stwórcą tego genialnego planu pozbycia się mnie? - Uniósł głowę do góry patrząc na ich dwójkę.
Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak naprawdę nie wiedziała co miała powiedzieć Maxowi. Miała swoje przypuszczenia co do chęci spotkania się Lucasa z jej batem, jednak nie potrafiła zebrać tego wszystkie w sensowne słowa. Napisała list do Kraya, że jego dziwna gra nie ma sensu, gdyż Max wszystko jej powiedział. A raczej wtedy wierzyła, że tak zrobił. Dodała również, że nic nigdy ich nie łączyło. Szkoda, że zrobiła to zaraz po rozmowie z Maxem. Czemu nie mogła powstrzymać swojej gorączki zanim nie porozmawiała z Des i to ona nie rozjaśniła jej sytuacji. Była zaręczona. Z mężczyzną która lada chwila miał się tutaj zjawić. Problem w tym, że nie pamiętała tego. - Przypuszczam jedynie jakie może mieć powody do spotkania z Tobą, ale chyba lepiej będzie poczekać na niego i wysłuchać tego co ma do powiedzenia. Bałam się jednak was samych zostawić. - ostatnie słowa wypowiedziała ciszej. - Nie wiem do czego jest zdolny, a nie chcę aby stała Ci się krzywda. - chcąc nabrać trochę pewności co do swoich słów złapała chłopaka za rękę ściskając lekko. - Próbowałam. - przyznała marszcząc brwi - Nie dało to jednak żadnego skutku. Nie odpowiada na moje listy, omija mnie na korytarzach i, o ile jest na lekcji, to ignoruje. - spojrzała w jego oczy lekko wystraszona. Nie miała pojęcia czego się bała. Wiedziała jedynie, że chce aby Max był blisko niej i nie zostawił tutaj sam na sam z Lucase. Przerażało ją to. - Uważa, że gram w jakąś grę. Że w ten sposób chcę zerwać z nim. - wzruszyła ramionami unikając tym razem jego spojrzenia. - Czy ja go kochałam? - to pytanie wyszło z jej ust zanim zdążyła się powstrzymać. Jednak coś jej mówiło w głębi, że dobrze zrobiła. Że może odpowiedź na nie pozwoli jej wszystko sobie poukładać. Słysząc czyjeś kroki poderwałą od razu głowę do góry. Lucas. Przez malutki ułamek sekundy poczuła radość, ciepło i... coś czego sama nie potrafiła zidentyfikować, na jego widok. Tak jak szybko się to pojawiło, równie szybko się ulotniło pozostawiając pustkę i zimno. Wręcz obojętność. Jego słowa nie robiły na niej wrażenia. Nadal uważał swoją idealną wymówkę, wytłumaczenie obecnej sytuacji za coś normalnego i najprawdziwszego. Ich racje nie miały racji bytu. Więc czy warto było cokolwiek tłumaczyć? - Nie spodziewałam się, że takie plotki mogą Cię interesować Kray. - i chociaż wcześniej odczuwała strach przed tym mężczyzną, to w tym momencie zawładnęła nią furia równa czystokrwistej harpii. - Czy ty możesz sobie wreszcie wbić do tej główki, że ja nie mam żądnego planu! - nie mogła dłużej siedzieć. Puściła dłoń swojego brata i stanęła na przeciwko Lucasa.
Szczerze powiedziawszy to dobrze, że Ori tutaj była bo chociaż będę wiedział kiedy Kray się pojawi. Można powiedzieć, że miałbym spory problem z rozpoznaniem chłopaka. Widziałem go raz, czy dwa? Tak to na szkolnych korytarzach kompletnie na niego nie zwracałem uwagii. Teraz chyba będę musiał się nieco bardziej postarać i poznać tego ślizgona, ażeby wiedzieć z kim będzie mieć do czynienia moja siostra. Moje kontakty z nim nie muszą być dobre, ba! Ja w ogóle z nim nie muszę go utrzymywać. Ja z nim spał przecież nie będę tylko moja siostra. - Oriane nie jestem małym czarodziejem, który nie wie jak posługiwać się różdżką... - powiedziałem do niej. Z tego grona przecież byłem najstarszy więc nie musiała się o mnie obawiać. Z pewnością dałbym sobie doskonale radę ze ślizgonem jeżelibym musiał interweniować. Wzruszyłem ramionami. Co ja mogłem? Sam chciałem się dowiedzieć kto rzucił w moją siostrą zaklęciem, chyba Kray nie myślał, że to może być moja sprawka? Gdyby Ori dowiedziała się, że mógłbym to zrobić chyba by mnie zabiła, a ja miałem zamiar jeszcze trochę pożyć. Poza tym nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił. I Nagle na horyzoncie pojawił się owy ślizgon. - Drogi Lucasie. Ja gdybym chciał to już by Cię tutaj nie było. Nie mam zamiaru wtrącać się w wasze sprawy. Pozbyć się Ciebie to byłaby dla mnie największa przyjemność jaką ostatnio doznałem, ale czekam jedynie na pozwolenie siostry... - spojrzałem na niego i zmrużyłem oczy. Najchętniej to rzuciłbym na niego jakieś zaklęcie przez które byłbym spokojniejszy o Ori. Jednakże nie chciałem nic takiego robić z tego względu, że byłem teraz gajowym i nie mogłem sobie pozwolić na takie odchyły.
- Wierzę w plotki od kiedy stają się one dosyć realne, ty i twój brat w jednym miejscu. Czyż to nie jest dziwny przypadek? - Uśmiechnął się krótko nieco rozbawiony jej postawą, obserwował ją przez chwilę. Przypomniało mu się czasy kiedy to Ria robiła mu awantury, przybierała dosłownie podobną pozycję. Odezwał się po chwili nadal się uśmiechając. - Prawda jest taka że Twój brat nie powiedział Ci najważniejszego. Od roku jesteśmy zaręczeni, w lutym mieliśmy brać ślub. O ile pamiętam bałaś się zaprosić swojego brata, bo jak nasza trójka dobrze wie wasi rodzice są temu nieco przeciwni. Dwa dni przed ślubem stwierdziłaś że mnie nie znasz, mimo że pokazałem Ci pierścionek oraz rysunki. Wyjaśnij to, raz a porządnie Max. Potwierdź moje słowa, to co się stało uznam za nieważne jeżeli poprzesz moje słowa. - Skierował wzrok na mężczyznę, uśmiechnął się krótko i wyciągnął z kieszeni taki sam pierścionek, ze srebra. Założył go na palca i wpatrywał się teraz w swoją rękę przez dłuższy czas. Uniósł dłoń dziewczyny, oczywiście za jej pozwoleniem ku górze i pokazał jeszcze raz jej oraz jej bratu oba pierścionki razem. - Rozmawiałem z Alice, póki co zamieszkałem u niej. Nie ma Chloe, powiedziała że mogę tam przenocować. Sama rozumiesz, w Hogwarcie nie mogłem długo usiedzieć. Zbyt dużo osób wypytywało się o to wszystko i miałem tego w sumie dosyć. - Westchnął głośno, olał to co mówił brat Oriane. Z jednej strony ma racje, załatwiłby to wszystko normalnie bez owijania w bawełnę. Jednak jest to irytujący fakt że nie powiedział nic siostrze.
Wpatrywała się w niego z otwartymi szeroko oczyma. I chociaż jej oczy były i tak już duże i wyraziste to w tym momencie zajmowały większą część jej twarzy. A przynajmniej to one najbardziej w tym momencie się wyróżniały. Już słyszała to słowo. Zaręczeni. Było dla niej obce i niezrozumiałe, chodź tak bardzo bliskie i wywołujące ciepło. Informacji, które przekazał jej Lucas, było za dużo. Nie mogła złapać oddechu. Czuła się jak dawne damy paradujące w gorsetach uniemożliwiające im oddychanie. Z tym, że ona nie miała gorsetu. Powietrze jakby stało się cięższe i rozżarzone niczym węgiel w kominku. Wszystko zostało dopełnione jego małym gestem. Oczywiście, że miała drobny pierścionek na serdecznym palcu, jednak nigdy nie pomyślałaby, że mógł znaczyć o wiele więcej. Gdy tylko uniósł jej jak i swoją dłoń do góry zrobiło się jej słabo. Z całych sił starała się nie osunąć na kolana. Z ogromnym wysiłkiem spojrzała najpierw na Lucasa, a później na swojego brata. Nie potrzebowała potwierdzenia słów chłopaka. Wiedziała, że mówi prawdę. Zabierając swoją dłoń z jego objęcia usiadła z powrotem na ławce. Była blada. Postronny obserwator mógłby uznać iż zobaczyła ducha. - Co... Czemu ja tego nie pamiętam? - słowa wypowiedziała cicho, jednak doskonale były słyszalne w ich gronie. - Czemu... Za każdym razem jak Cię widzę czuję... Sama nie umiem tego nazwać. Coś na kształt ciepła rozlewającego się po moim ciele. Jednak to mija po chwili. - przyznała się wreszcie sama przed sobą, że to co czuła nie było wybrykiem jej umysłu. Bardzo możliwym było iż właśnie ten umysł próbował jej coś powiedzieć.
W jednym miejscu? Przecież umawiał się z nimi? To o co mu tak naprawdę teraz chodziło? Ja nie miałem zamiaru mu się jakkolwiek tłumaczyć, bo po co mi to? On dla mnie się kompletnie nie liczył, jedynie chodziło mi tutaj o Ori bo tak naprawdę dla niej tutaj przyszedłem dla nikogo innego. Na pewno nie dla niego. - Lucas ja kompletnie nie wiem o co Ci chodzi... - wyciągnąłem różdżkę i skierowałem ją na Lucasa. Dopiero wtedy zrozumiałem o co Lucasowi może chodzić. - No chyba nie myślisz, że ja jestem temu winien...?! - warknąłem do niego. No bez przesady, ja jestem spokojny, ale nie można mówić takich rzeczy do mnie, nie można mnie oskarżać o to, że mogłem zrobić jakąkolwiek krzywdę własnej siostrze. Co prawda nie rodzona, ale jednak kochałem ją jak swoją jedyną. Jednak widząc jego zachowanie spuściłem z tonu, oraz spuszczając różdżkę wzdłuż ciała wcale jej nie chowając. Spojrzałem na ruchy siostry i nieco się przestraszyłem. Była naprawdę bardzo blada, była niesamowicie zagubiona, ja sam nie wiedziałem co się z nią działo. Przeniosłem wzrok na chłopaka, który potencjalnie miał być jej mężem. Cholera. Sam nie wiedziałem czy mu ufać czy też nie, ale nie chciałem, ażeby ten nastawił Ori przeciwko mnie. Może jej powiedzieć, że to niby moja sprawka, ale po co bym to robił? Przecież nigdy nie wtrącałem się w ich sprawy i on doskonale o tym wiedział. - Nie wiem co o tym myśleć, ale wasz przyjaciel tego nie zrobił. - powiedziałem do nich i wtedy nieco przejrzałem na oczy. Może to profesor? Co ona wtedy u niego robiła? Może to jego sprawka? Jednakże nie chciałem tego mówić przy Ori bo moglaby się nieco oburzyć. Ale Lucas może być tym zainteresowany podobnie jak i ja. Mnie pewnie i tak by nic nie powiedział konkretnego, bo się można powiedzieć przyjaźniliśmy, ale można się nad tym zastanowić.
- Skoro nie jest to ani gra Twoja, Max.. ani twoja, Oriane. To właściwie o co w tym wszystkim chodzi? Wydaje mi się że mogła tutaj zadziałać nieco magia.. ba, stwierdzenie że nie zadziała to jak zaprzeczenie faktom. - Zamyślił się przez chwilę i powiedział po chwili. - Bo mnie kochasz, przynajmniej kochałaś póki nie zapomniałaś o mnie.. mam parę opcji, które muszę wykluczyć. Skoro jest to zanik pamięci.. częściowy, wszystko inne pamiętasz, prawda? To zostało użyte zaklęcie, kto mnie nienawidzi w tej szkole.. głupie pytanie, większość osób. - Zawahał się na chwilę jednak dodał. - Obstawiam swoje typy, nauczyciel Astronomii.. Jay Harper.. serio, tego gościa dawno nie widziałem ale skoro tak go urządziłem może chce się w głupi sposób zemścić. Z drugiej strony nie ma go przy Tobie więc chyba odpada, a może był to ten nauczyciel z którym się spotkałaś? - Założył ręce za głowę i oparł się plecami o drewnianą bale altany która była głównym spornikiem tego małego domku. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech myśląc co właściwie teraz powinien zrobić. Stojąc tak w końcu wpadł na jakiś pomysł. Od czegoś muszą zacząć, prawda? - Powinniśmy wpierw przywrócić Ci pamięć, niestety nie jestem w stanie powiedzieć jak. Serio, nie znam się na tym kompletnie.. Max, może ty? - Zwrócił się ku gajowemu z dosyć poważną miną, w końcu chodziło o jego siostrę. Musiał być przychylny do pomocy, tak mu się przynajmniej w tej chwili wydawało. Odbił się od beli i przeszedł się kawałek myśląc dalej nad tym tematem.
Słuchała wszystkiego bardzo uważnie. Słowa Maxa brzmiały rezolutnie chociaż w niektórych momentach był bardzo wzburzony. Doskonale to rozumiała. Stwierdzenie, że maiłby coś wspólnego z tym było niedorzeczne, a wplątanie to nauczyciela od opieki nad magicznymi stworzeniami już w ogóle odbiegało od normalności. Niby po co miałby to zrobić? Pierwsze ich spotkanie poza szkolne miało miejsce, oczywiście przez przypadek, jednak nikt nie był w stanie w to uwierzyć, przy fontannie w parku. Teraz jak tak zaczęła się nad tym głębiej zastanawiać to może nie było to takie przypadkowe za jakie na początku uważała. Nie mogła tego mimo wszystko wypowiedzieć na głos. Max się z nim kumplował i nie chciała aby przez nią nabrał jakiś podejrzeń co do niewiarygodności swojego przyjaciela. Słysząc słowa Lucasa od razu poderwała głowę do góry. Kochała go? Przecież takich uczuć nie można od tak sobie zapomnieć. Wzdychając ciężko podniosła się z ławki i stanęła tyłem do mężczyzn będących z nią w altance. - Jak sam zauważyłeś wcześniej, zaczęłam swoją grę... - przy tym słowie zrobiła chwilową przerwę i powiedziała je z przekąsem. Oczywistym było, że niczego nie udawała i nie grała -... zaczęłam po powrocie z ferii. I tak, tylko uczucia do Ciebie zostały wymazane. W mojej pamięci jesteś moim kolegą do którego mnie ciągnie, jednak gdy tylko chcę się zbliżyć pojawia się czerwone światełko każące mi zwrócić. W sumie to nie mam wyboru. Zawsze go słucham.- odwróciła się do nich zakładając ręce na piersi. - Czyli jest to związane z wydarzeniami mającymi tam miejsce. Pamiętam wszystko, ale... - wykrzywiła usta w ironii. Co z tego, że pamiętała skoro najważniejsze fakty mógł jej ktoś wymazać. - Nie koniecznie musiał być to ktoś kto nienawidzi Ciebie. Równie dobrze mógł to być ktoś, kto ma jakiś zatarg do mnie. - chwilę zastanawiała się nad tym, jednak tylko jedna osoba przychodziła jej do głowy. - Katherine. - jej imię wręcz wypluła ze swoich ust - Nigdy mnie nie lubiła. I prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia... Chwila. - spojrzała na Lucasa - Czy ty i ona....? - tylko to przyszło jej do głowy. Skoro nie pamiętała to mogła się wszystkiego domyślać jedynie. - Nie sądzę aby było to takie proste. - zmrużyła oczy. Pozostawała jeszcze kwestia tego, czy ona sama chciała aby przywrócono jej pamięć. Co jeśli przypomni sobie coś czego nie powinna pamiętać? Albo okaże się, że sama chciała usunąć sobie wspomnienia. Czy nie zraniłaby tym jeszcze bardziej chłopaka... Na razie jednak nie znali sposobu aby tego dokonać więc przez najbliższy czas nie musiała podejmować żadnej decyzji.
- Ja sam chciałbym wiedzieć Lucas. Gdybym tylko wiedział kto się tak zabawił Twoim kosztem urwałbym mu łeb. - powiedziałem do oby dwóch jednakże bardziej skupiając się na swojej siostrze. Sam nigdy nie wnikałem w relacje z innymi Oriane więc ja nie mogłem się nawet domyślać kto mógłby jej to zrobić. Nigdy nie rozmawialiśmy o wrogach, a jedynie o naszych wspólnych znajomych. Z pewnością ten ktoś był naprawdę zdesperowany, że był w stanie zrobić coś takiego. Nie chciałem nikogo wykluczać, a nawet nie mogłem tego robić jeżeli mieliśmy się dowiedzieć kto był napastnikiem. - Jaką mamy pewność, że po tym wszystkim nie zrobi tego drugi raz? - mruknąłem do nich i westchnąłem. Może to ktoś kto zazdrościł ich związku? Jedynie taka opcja przychodziła mi do głowy, bo jeżeli ta osoba wymazała jedynie pamięć o Lucasie to jaki inny by był tego powód? Na całe szczęście, że ta osoba jedynie wymazała pamięć Ori, a nie zrobiła czegoś gorszego. Ludzie w desperacji potrafią czynić różne rzeczy. Spojrzałem na Lucasa kiedy ten zarzucił mi rzucenie zaklęcia na Ori. - Nie mam najmniejszego zamiaru rzucać zaklęcia na własną siostrę, dopóki sama o to nie poprosi. - powiedziałem do niego i przeniosłem wzrok na Ori. Ona sama musiała zdecydować czy chciała, ażeby wróciła jej pamięć. Może lepiej będzie dla niej samej jak wszystko będzie przechodziła od nowa? Może wtedy się opamięta i nie zwiążę się z tym o to mężczyzną. Już wcześniej działał mi na nerwy, a teraz? Teraz można powiedzieć, że to wszystko przez niego i mogłem mieć wszelakie obawy co do jego osoby. Katherine? Dobrze wiedziałem o kim była mowa, znałem ją, ale nie miałem pojęcia jakie miała zatargi z moją siostrą dlatego absolutnie nie można było jej wykluczyć.
Spojrzał nieco zły na Maxa, to co mówił nie miało według niego żadnego sensu. Wpatrywał się w niego dłuższą chwilę dopóki nie odważył się dodać. - Przecież tobie byłoby to na rękę, Panie Gajowy. Niechęć przywrócenia twojej siostrze dwóch ostatnich lat znajomości ze mną Ci nie przeszkadza. Wiele rzeczy się zadziało, tych złych i tych dobrych. Jednak jeżeli miałbym ocenić ten związek.. - Założył ręce za plecy i odwrócił się do nich plecami patrząc się w niebo. Odwrócił się po chwili do nich by skończyć. - Byłby to najlepsze dwa lata jakie spędziłem z najbliższą mi osobą. Jestem przekonany że dawna Oriane chciałaby tego samego dla siebie, chociaż nie siedzę jej w głowie. - Mruknął tylko wspominając ostatnie dwa lata związku. Na wzmiankę o Katherine momentalnie zwrócił się ku narzeczonej, stanął przed nią i stwierdzić dosyć poważnie. - Katherine w ostatnim czasie zajęła się piciem, łączyła to z braniem leków i siadła jej psychika. Jednak nie na tyle by się na mnie mścić, albo na Tobie. Rozmawiałem z nią długo, nie posunęła by się do takich czynów. To nie w niej leży problem, a w jej ojcu.. jesteśmy przyjaciółmi. I chcę aby tak pozostało, byliśmy sobie wrogami jednak sprawiłem że przestała brać ten syf. - Kiwnął głową, miała nadzieję że wytłumaczył jej to dosyć dokładnie. Max chyba także co nieco z tego rozumiał.
Nie mogła już dłużej słuchać ich. Chciała to wszystko przemyśleć. W końcu ktoś grzebał w jej głowie. Czy ta osoba nie miała lepszych zajęć?! Miała mętlik. Chaos. Potrzebowała chwili spokoju. Podniosła się po raz kolejny z ławki i podeszła do ślizgona. Patrząc w jego oczy nie mogła powstrzymać uśmiechu na ustach. Były znajome, bardzo, a zarazem tak odległe. Znali się od małego, ale nigdy nie pomyślałaby aby cokolwiek mogło ich łączyć. Po chwili spuściła swój wzrok i skierowała w stronę ścieżki. - Wybaczcie, ale muszę to przemyśleć. Za dużo informacji na raz. - przeprosiła ich i ruszyła w stronę zamku. Pamiętała każdą swoją przygodę miłosną w szkole. W tym z nauczycielem. Nawet Jaya pamiętała chociaż już dawno nie widziała go w tej szkole. Nie podejrzewała jednak aby była to sprawka któregoś z nich. Nawet Christian wydawał się bez winy, chociaż zawsze podkreślał jak bardzo chciał z nią być. Może powinna napisać do niego list... Był starszy i z pewnością bardziej doświadczony, pewnie znał jakieś zaklęcie adekwatne do tej sytuacji. Tak, powinna to zrobić. Rozmowa z kimś, kto stał z boku, powinna pomóc. Zanotowała sobie jednak aby napisać wieczorem do Lucasa. Chciała poznać trochę faktów z jej... z ich życia. Być może będzie to kluczem do odblokowania jej umysłu.
Spojrzałem złowrogo na kolegę ze Slytherinu. Czy on poważnie myślał, że ja mogłem być sprawcą tego całego zamieszania? Chyba naprawdę chciał mnie zdenerwować. - Ale to Oriane życie i ona będzie decydować z kim ma być, a z kim nie. Ja nie mam zamiaru się do tego wtrącać, a wywalanie Ciebie z jej umysłu... Ehh, że ja wcześniej na to nie wpadłem... - dlaczego ja go tak nie lubiłem? Niby nic mi takiego nie zrobił, ale od samego początku mi się ten student nie podobał, a jak tylko znalazł się u boku Oriane tym bardziej. Naprawdę nie chciałem źle dla Ori, ale jak patrzyłem na tego chłopaka to naprawdę miałem ochotę zrobić wszystko. Czułem, że przez niego będą jedynie same kłopoty. Ciekawe co na to Will, brat Ori. A może ona mu nic na ten temat jeszcze nie mówiła? Chociaż z tego co wiem to przecież byli blisko siebie. Ori można powiedzieć nie wytrzymała presji, albo nie chciała dłużej z nami rozmawiać dlatego odwróciła się na pięcie i poszła sobie. Miałem ją gonić? Potowarzyszyć? Wydawało mi się, że teraz potrzebuję ciszy i spokoju, a przecież jak będzie go potrzebować to doskonale wie gdzie może mnie znaleźć. Przeniosłem wzrok na ślizgona i dopiero teraz schował różdżkę do kieszeni. - Masz jeszcze coś do mnie? - zapytałem się chłopaka. W końcu to ja zostałem poproszony o spotkanie, a tak naprawdę nic z tego spotkania się nie dowiedziałem. Może właśnie Lucas czekał aż Ori opuści altanę? Jednakże ślizgon milczał, wymienili się tylko spojrzeniami. To po co chciał się ze mną spotkać, tak naprawdę nic nie rozumiałem z tego spotkania. Chciał jedynie wiedzieć czy to nie ja stoję za tym atakiem na Ori i tyle. To się rzeczywiście dowiedział. Mógł równie dobrze wysłać chociażby list i tego samego by się dowiedział. Odwrócił się na pięcie i oby dwoje rozstali się w dość dziwnych emocjach.
/zt reszta.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Zapowiadał się słoneczny i ciepły dzień, a Hal był zwolennikiem idei, żeby z takiej pogody korzystać maksymalnie. Dlatego kolejne zajęcia zorganizował na świeżym powietrzu, mimo że jedno z zadań, które przygotował dla młodzieży, nastręczałaby mniej problemów w murach zamku, gdzie stosunkowo łatwo było utrzymać stałą temperaturę. Standardowo przybył na wyznaczone miejsce trochę wcześniej, żeby przygotować wszystko co będzie potrzebne. Korzystając z tego, że już wyrwali się klas i niewygodnych ławek, Hal zdecydował się zupełnie porzucić formę i przyniósł dla uczniów do siedzenia stos grubych koców, który piętrzył się obok niego na ławce. Każdemu kto przyszedł na lekcję, rzucał jedne z nich i zachęcał do siadania na trawie, zaznaczając tylko, że na początku lekcji, będą musieli siedzieć w cieniu. Na szczęście już wcześniej uprzedził wszystkich, żeby ubrali się na cebulkę.
Nie ma to jak lekcje z Halem. Czyżby po to służyły te złotooki, żeby teraz musieli przebywać na zewnątrz? Nie wiedziała. Nie potrafiła stwierdzić, do czego będą one potrzebne profesorowi, niemniej jednak nie mogła tym razem jakkolwiek opuścić zajęć organizowanych przez starszego nauczyciela. I o ile cały incydent z akwarium był trochę dziwny, o tyle zastanawiała się bardziej nad tym, z kim mają tak naprawdę do czynienia. Nie żeby Winter była za bardzo podejrzliwa, niemniej jest to jeden z jej kluczowych elementów osobowości. Nie potrafiła w żaden sposób odpuścić sobie sprawdzania tego, z kim ma tak naprawdę do czynienia; z geniuszem czy może z idiotą; z osobą sprytną jak ona czy może głupią jak owca. I chyba tak było w przypadku Cromwella, który zaprosił ich na lekcje na zewnątrz; w związku z czym Winter przywdziała sobie cieplejsze ubranie, choć wcale nie było aż tak zimno, oczywiście jej zdaniem. Czyżby za bardzo się przyzwyczaiła do chłodnych wieczorów bez ogrzewania w pokoju? Całkiem możliwe, zważywszy uwagę na to, że po przyjściu, gdy się po prostu przywitała, otrzymała... koc. Mają siedzieć na trawie? W porządku, bez problemu słowiański kuc by wystarczył; chociaż musiała przyjąć tkaninę oraz na niej usiąść, kiedy to znajdowała się w cieniu, gdzieś na chłodnej trawie. Jeszcze dostanie wilka! Chociaż na rolę kapturka się w ogóle nie nadaje. Gorzej, gdyby się rozpadało czy coś, nawet jeżeli istnieją zaklęcia pozwalające na uniknięcie nieprzyjemnych skutków podcinającego deszczu. Ciche westchnięcie wydobyło się zatem z jej ust; pierścienie tęczówek zwróciły zaś w stronę nauczyciela. Kto wie, może odrobinę pytająco.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
W końcu mieliśmy poznać sekret Złotooków. Przyznaję, że niechęć Hala do dzielenia się informacjami jedynie podsycała moją ciekawość. Teraz nie miałem już wyjścia i wręcz musiałem ją zaspokoić. Inaczej nie byłbym w stanie sobie tego podarować. Nie, żebym w innych warunkach pragnął dobrowolnie zrezygnować z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Ironiczne było to moje zainteresowanie, zwłaszcza w obliczu drugiego zawodu jaki sobie wybrałem, lecz miałem pewną nadzieję, że Cromwell nie będzie czynił mi z tego powodu żadnych wymówek. Zresztą, czy jeśli nie zaopatrywał się u takich ludzi jak ja, mógłby coś podejrzewać? Pewnie nie, chociaż kto go tam wie. Nauczyciel wydawał się na tyle ekscentryczny, że wręcz zawiódłbym się, gdyby nie skrywał jakiejś mrocznej tajemnicy. Niemniej jednak, nie była to odpowiednia pora na takie rozważania. Ubrawszy się ciepło, kroczyłem przez błonia i dotarłem do altany, w której zorganizowano zbiórkę. Jedyną osobą na miejscu była, jak dotąd i nie licząc nauczyciela, Winter. Jak zawsze o kilka minut przede mną! - Cześć - przywitałem się z nią prosto, gdy już posłałem "dzień dobry" w stronę belfra i odebrałem swój koc. Nie obawiałem się siadania na ziemi. Jedynie złożyłem tkaninę na kilka części, aby była grubsza. Dzięki temu siedziałem nieco wyżej i zdecydowanie nie było mi zimno. Zresztą, nawykły byłem do niezbyt wysokich temperatur. Każdy, kto niemalże codziennie przebija się przez gąszcz gałęzi w Dolinie Godryka, musi być chociaż odrobinę odporny na chłód i niewygody jesieni. Pozostało mi jedynie oczekiwać na rozpoczęcie akcji ze złotookami.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Nikt nie zmuszał jej aby chodziła na te zajęcia. Poniekąd... Gdyby tylko ojciec dowiedział się, że opuszcza zajęcia które on sam ukończył z oceną W miała by piekło w domu po powrocie. Argumenty, że zwierzęta nie przepadają za nią nie przemawiały do niego. Opieka nad magicznymi stworzeniami, zaklęcia, obrona przed czarną magią, transmutacja i eliksir były dla niego ważne. Na resztę zajęć nie musiała chodzić ale na te koniecznie. Po miesiącu spędzonym w tej szkole zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Na opiekę zazwyczaj zabierała @Aleksander Cortez. Był dobry z tego przedmiotu, a przede wszystkim nie pozwoli aby coś ją zjadło. Nałożyła na siebie ciepły płaszcz i wyszła z dormitorium kierując się w stronę Altany. Wiedziała już gdzie się znajduje więc nie zgubiła się po drodze i już po kilku minutach była przy niej. Frekwencja nie zachęcała do wzięcia udziału w zajęciach. Wręcz przeciwnie. Miało się wrażenie iż są to zajęcia indywidualne. Jedynie dla wybranych. - Dzień dobry profesorze. - uprzejmie się przywitała po czym została obdarowana kocem. Z delikatnym uśmiechem zabrała go na tył altany gdzie na spokojnie usiadła rozglądając się dookoła.
Wciąż było jej głupio po ostatnich zajęciach, gdzie dała się porwać prefektowi krukonów! Tym razem więc przyszła sama, podobnie jak w przypadku transmutacji, chcąc zachować skupienie i spokój. Przyszła na lekcje punktualnie, dzierżąc w dłoni kubek z kawą i mając narzucony na ramiona czarny, elegancki płaszcz. Dni były coraz chłodniejsze, lato całkiem odeszło w zapomnienie i przyjemne ciepły, orzeźwiające podmuchy, zastąpiły wzbudzające dreszcz, uderzające niespodziewane ataki, zimnego powietrza. Ciche westchnięcie uciekło spomiędzy jej warg, gdy wzięła do ust kolejny łyk kawy, kierując swe kroki do znajdującego się wewnątrz altany siedziska po prawej stronie. Usiadła, zakładając nogę na nogę i kładąc torbę pełną podręczników, pergaminów i innych przydatnych rzeczy na nogach, omiotła spojrzeniem otoczenie. Uczniów było coraz więcej, a i sam Profesor jak zwykle na nich czekał, zagadywany przez zainteresowane magicznymi stworzeniami dzieciaki. Kiwnęła mu głową na powitanie, posyłając przepraszający uśmiech i krótkie spojrzenie, aby następnie posłać uśmiech w stronę zajętych sobą Cortezów. Całe szczęście, że Alek miał w szkole kuzynki, dzięki czemu nie był samotny. Ona sama miała sporo nauki,a do tego jej mały eksperyment związany z transmutacją.. Cóż, bycie prefektem było zajmujące, jednak Nessa bardzo lubiła wypełniać obowiązki i odnajdywała się w roli lidera. Nie chcąc ślizgonom przeszkadzać, przeniosła nieco nieobecne spojrzenie gdzieś w przestrzeń przed sobą. Całe szczęście, że robili teraz naprawdę dobre kosmetyki, bo bez nich jej twarz przypominała tą należącą do zwłok, jak do zdrowej, młodej kobiety. Rudzielec uniósł wolną dłoń, przeczesując rude pasma włosów opadające na materiał czarnego płaszcza. Na głowie tkwił beret w odcieniu ciemnej zieleni, na nogach natomiast miała czarne rajstopy, co stanowiło dopełnienie szkolnego mundurka, który jak zwykle, nienagannie wyprasowany tkwił pod odzieniem wierzchnim. Bycie schludnym było dla Nessy ważne, więc koszula zawsze była śnieżnobiała i miała perłowe guziki, a spódnica po każdym założeniu odświeżona i wyprasowana ponownie. Wyjęła podręcznik do ONMS, kładąc go na kolanach i pogrążając się w lekturze, popijała kawę, oczekując rozpoczęcia zajęć. Miała nadzieję, że nie będzie to już dojenie gumochłonów, chociaż w smoki i hipogryfy zaczęła wątpić. A to były tak majestatyczne i piękne stworzenia? Oparła się wygodniej o drewnianą belkę, wzdychając przy przewracaniu strony opasłego tomu.
Nie spodziewam się; nie staram się przewidywać różnobarwnych szczegółów, nakreślać szkicu tej sytuacji. Nie płonie we mnie entuzjazm, nie rozważam specjalnie intrygujących motywów podczas dzisiejszej lekcji - profesor Cromwell chwilowo przestał być dla mnie zaskakujący. Być może - usypiał gumochłonami czujność, we flegmatycznych ruchach wśród śluzu tych prymitywnych stworzeń - uczył nas nieodzownej pokory do wszelkich zwierząt być może. Chciałabym. Z doświadczenia wiem jednak - rzeczywistość ma regularnie w zwyczaju obdarzać rozczarowaniem, wyburzać - nawet najszlachetniejsze plany. Właśnie dlatego - nie spodziewam się, nieszczęśliwie, zbytnio intrygującej lekcji; zastanawia mnie tylko ciąg przyczynowo-skutkowy (lub jego defekt), wiążący się z podrzucaniem profesorowi tak pospolitych owadów. Wszystko w złożonej przyrodzie posiada swe określone miejsce - chociaż nauka powinna wybierać fragmenty bardziej skomplikowane i niedostępne, szczególnie w toku podejmowanych studiów. Przeciwnie do swoich myśli, do panoszących się zwątpień - jestem zaskakująco posłuszna, jestem dziś przeciwieństwem swej dawnej siebie, krzyczącej i buntującej się dla samego buntu. Ostygłam. Zobojętniałam. Posłusznie pozostawiłam pod gabinetem bandę schwytanych w papierowe więzienie pudła, niepozornych insektów, posłusznie ubieram się cieplej - nie znoszę wgryzającego się w moje mięśnie, przenikliwego chłodu. Przestaję już przewidywać, rozważać przebieg tej lekcji - przyjmę ją, niezależnie od podawanej formy. Co zostało dziś wymyślone? Dowiem się. Poczekam.
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Perspektywa uczestniczenia w pierwszej lekcji wydawała się cudacznie absurdalna. Nie do końca poruszała się pewnie po Hogsmeade czy Londynie, toteż Hogwart wydawał się bardziej przyjazny, aniżeli na nowo poznawane tereny. Wolnym krokiem przemierzała błonia, nieznacznie opatulona ciepłym szalem, który jakby chronił jej wątle ciało przed nieoczekiwanym mrozem. Irytacja jednak wstąpiła w drobną sylwetkę Lancaster, wszak widok zbyt wielu osób niezwykle ją przytłaczał i przez to czuła się niekomfortowo, toteż próbowała ze wszystkich sił ulec ułudzie, by tkwić gdzieś z dala i obserwować otoczenie, tak cholernie obce. Wypuściła ze świstem powietrze z płuc, a zaraz potem dostrzegła Rileya, którego obdarzyła nikłym uśmiechem, wszak nikogo innego tu nie znała. Ofiarowana samej sobie szansa na możliwość egzystowania po raz drugi, gdy wszystko budowało się od nowa, wydawała się cudacznie naiwne. Takie było? Oby stworzenia pozostawały niezmienne.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Zwolniła kroku dochodząc do altany i podejrzliwie przyglądała się nielicznej grupie zebranych studentów. Jakaś impreza zamknięta? Gdzie Puchoni? Gdzie Gryfoni? Nie żeby miała coś konkretnego do Ravenclawu czy Slytherinu - miała wielu dobrych znajomych w obu domach - zaczęła mieć jednak wątpliwości, czy dobrze trafiła. Może z jakiś przyczyn psor podzielił ich na mniejsze grupy - według domów. W przypadku pracy ze zwierzętami to było nawet całkiem zrozumiałe. Podeszła, żeby dopytać, ale nim zdążyła powiedzieć coś więcej niż "dzień dobry", dostała koc. Uznając więc wszystko za zbieg okoliczności, rozłożyła go sobie byle jak i klapnęła na trawie. Szkoda, że nie wzięła kanapek, to mogłaby od razu zrobić z tego piknik. - Siema - rzuciła wesoło do @Ariadne T. Fairwyn, z którą na poprzedniej lekcji przygotowała zwycięskie terrarium, po czym korzystając z tego, że było jeszcze trochę czasu, walnęła się na plecy i zakładając ramiona za głowę, kontemplowała czyste, jesienne niebo.
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Gdy tylko dotarł na miejsce uniósł brwi ku górze, lustrując zgromadzonych zdziwionym spojrzeniem. Nie dość, że było ich wyjątkowo mało, to jeszcze nie widział nikogo z Gryffindoru. To było dziwne, zdecydowanie. Szczególnie brak Hya oraz Holdena, którzy przecież uwielbiali ten przedmiot tak samo jak on. Co więc musiało się stać, że tutaj nie dotarli? Jeśli chodziło o czyste lenistwo to zdecydowanie zmyje im za to głowy, a następnym razem dopilnuje, żeby ich tutaj przyprowadzić nawet ciągnąc na siłę za uszy. Póki co jednak, poprawiając nieco grubą bluzę, którą założył na siebie nim opuścił dormitorium przywitał się z profesorem, zgarniając przy okazji koc, rozglądając się za miejscem, w którym mógłby się ulokować. Dostrzegłszy @Winter Rieux uśmiechnął się lekko pod nosem, a następnie skierował swoje kroki w jej stronę. Zasadniczo się nie znali, ale zdarzyło im się już kilka razy porozmawiać, a po ostatniej okazji, jaką była lekcja Transmutacji uznał, że faktycznie była całkiem intrygująca. Dodatkowo siedzenie tutaj samemu nie było czymś, na czym zależało mu jakoś szczególnie. Uwielbiał ten przedmiot, ale zapoznawanie się z kolejnymi informacjami na temat fauny i flory w towarzystwie znajomych było jeszcze przyjemniejsze, przynajmniej dla niego. - Mogę? - rzucił lekko, wskazując miejsce obok niej, a następnie rozłożył swój koc obok nie, usadawiając na nim swoje cztery litery. O tak, tak zdecydowanie było lepiej. No i podobała mu się cała ta sceneria. Co prawda było chłodno, ale w powietrzu wręcz można było wyczuć ten cudowny zapach lasu, który roznosił się po okolicy. Na szczęście Hal nie kazał im zgromadzić się tutaj rano, a więc materiał koca pozostał względnie suchy, a samo słońce jako tako dawało zarówno światło jak i pewną dawkę ciepła. Nie to jednak go interesowało. Obchodziło go teraz jedno, co dokładnie zaplanował dla nich nauczyciel na te zajęcia.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Akurat przechodziłem obok. Kompletnie niezainteresowany prowadzonym przez Hala przedmiotem, nie miałem pojęcia, że właśnie wkraczam na niewłaściwe terytorium. Cromwell kojarzył mi się jedynie z przygłupim, niedołężnym starcem, a skoro do tej pory nie dotarłem na jego lekcje, najpewniej po prostu nie wiedziałem już, że z początkiem roku zadeklarowałem się, iż będę ich unikał. Znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. - Co rozdają? - Zapytałem na głos, patrząc na niektórych uczniów rozwalonych na kocach. Miałem na sobie mugolski, prosty strój złożony ze skórzanej kurtki, ciemnych spodni i białego t-shirtu z logiem mojego ulubionego zespołu. Natomiast moje ręce wciąż nosiły na sobie ślady czerwonej i zielonej farby. Wyraźnie malowałem w plenerze i właśnie wracałem. Jak zawsze głupio zainteresowany tym co działo się wokół mnie, musiałem podejść. To był ten pierwszy błąd. Wrzuciłem do ust kolejnego żelka, krzywiąc się, gdy kwaśno-słodka otoczka zaczęła się w nich rozpływać.
Arkadiusz lubił zwierzęta, więc ochoczo pojawił się w wyznaczonym ku temu miejscu – tam, gdzie ma się odbyć lekcja z tego przedmiotu, jakim jest opieka nad magicznymi stworzeniami. Opuszczając zimne mury zamczyska, zwanego Hogwartem, szybko pobiegł na błonia, aż w umówione miejsce. Taką informację dostali wszyscy, więc nie trudno o to, by na lekcji pojawiło się więcej osób, niż się przepuszcza. To zdecydowanie pomogło chłopcu w znalezieniu miejsca spotkania dla osób, które tak, jak on zdecydowali się czegoś nauczyć w dziedzinie, jaką jest zajmowanie się magicznymi stworzeniami. Na chwilę stanął, patrząc, jednak okazało się, iż tak naprawdę... niewiele jest tam osób. Arek zmartwił się nieco, ale z drugiej strony... będzie więcej spokoju i tym samym szansy, by się czegoś nauczyć. Wyszczerzył się i pobiegł w obranym kierunku, uważając oczywiście na przepełnioną książkami torbę, przewieszoną przez lewe ramię. Tak, książkami, chłopiec niestety nie znalazł chwili, by część z nich zostawić w swoim dormitorium. No cóż, i negatywne skutki takiego zaniedbania może teraz odczuwać, silnym naporem materiału o szczupłe, młode ramię. Kiedy znalazł się wśród innych uczniów, usiadł od razu na otrzymanym kocu. Tak bardzo chciał się rozgadać. Coś powiedzieć. Cokolwiek. Aż w końcu coś mu wpadło do głowy i nie chciał zmarnować takiej szansy. Podniósł rękę ku górze i nawet nie czekając, odezwał się. - Psze pana, a o czym będzie dzisiejsza lekcja? O jakim stworzeniu? A może stworzeniach? Proszę, proszę nam zdradzić! Jestem taki ciekawy, tak pragnę wiedzy... naprawdę, nie żartuję! Jestem jak najbardziej poważny. A może... może to będzie coś niebezpiecznego? To byłoby super! A gdyby robiło się gorąco, pan na pewno nas obroni, mam rację? W sumie, czymże byłoby życie bez ryzyka? No właśnie, czym? W ten sposób łatwiej zdobywać wiedzę! Poprzez adrenalinę! Ah, wie pan, psze pana, już pana lubię. I wygląda pan na bardzo inteligentnego, bo tak właśnie jest, prawda? Prawda? – i wyszczerzył się w typowy dla niego sposób. Nie myślał, że zrobił sobie obciach. Ba, uważał nawet, że dobrze zrobił zawierając głos i przy tym przekraczając własne kompetencje.