Podłoga altanki jest wyścielona petami po papierosach, a na ławkach wypalone są dziury po nich. Drewno przesiąknięte jest zintensyfikowanym zapachem dymu papierosowego, a gdzieniegdzie na słupkach czy ławce wyryte są różdżką podpisy uczniów z aktualnych i dawnych lat. Uczniowie i studenci (a czasem i nauczyciele) męczeni nałogiem papierosowym podkradają się tu o różnych porach, by popalać - należy jednak uważać, bowiem kilkoro nauczycieli zna tę miejscówkę i czasami tu zagląda, by przepędzać niesfornych uczniów.
Autor
Wiadomość
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wiosna miała to do siebie, że tłumnie przywoływała wszystkich studentów oraz uczniów Hogwartu w obręby terenów zielonych, gdzie każdy mógł się cieszyć cudowną pogodą bez najmniejszego skrępowania. W końcu każdy pragnął zapomnieć o szarości, ciągłych opadach deszczu i wszystkim tym, co tylko mogło wpędzić w naprawdę srogie stany depresyjne. Robin pod tym względem nie zaliczała się do żądnego wyjątku. Tak samo jak wielu innych przed nią, jak i po niej, pragnęła cieszyć się tym, że kwiecień rozszalał się na dobre na szkolnych błoniach i nic nie wskazywało na to, aby ta cudowna atmosfera w najbliższych dniach miała przeminąć. Co wcale w mniemaniu Robin nie oznaczało, że musiała siedzieć w zamku. Nie, wolała obijać się bez najmniejszego nawet skrępowania na błoniach. Nie zamierzała prosić Eskila czy Huntera o towarzystwo. Wolała od nich odpocząć, skupić się na samej sobie i ewentualnie wszystkim wokół. Czasami też potrzebowała chwili wytchnienia od ciągłych problemów, które spadały na nią z każdej strony. Więc kiedy znalazła się ku temu okazja, to stwierdziła, że poświęci ten czas na to, aby w spokoju napawać się cudowną pogodą. Tak więc zebrała jakieś książki, które wciąż chciała przeczytać, niedokończony jeszcze artykuł, który za kilka dni miał się ukazać w Proroku i ruszyła na poszukiwanie swojego miejsca. W oko wpadła jej niewielka altanka, oddalona od innych miejsc w znacznym stopniu, gdzie nie spodziewała się, że ktokolwiek zechce jej przeszkadzać. Usiadła na drewnianej ławeczce i z płóciennej, czarnej torby, wyjęła przybory do pisania uznając, ze wpierw zajmie się artykułem, za który przecież mieli jej zapłacić. Od razu rozluźniła krawat szkolnego mundurka i odrzuciła na bok czarną szatę, pozostając w samej koszuli i spódniczce. Zdjęła ze stóp obuwie i bosymi stopami stukała w drewnianą posadzkę altanki. Uśmiech błąkał się po jej wargach, kiedy nuciła pod nosem tylko sobie znaną melodię.
Początek kwietnia zapowiadał się niezwykle optymistycznie - wystarczyło, by niebo rozchmurzyło się, ukazując swój bezkresny błękit i beztrosko rozsiewając promienie słońca na nieprzystępną szkocką ziemię, żeby uczniowie Hogwartu pozwolili ponieść się wiosennemu entuzjazmowi. Nawet najbardziej zaprzyjaźniona z chłodnym wnętrzem zamku młodzież musiała z ulgą przyjąć panujące na błoniach idylliczne warunki i pozwolić sobie na odrobinę relaksu. Wśród licznej gromady zażywającej tej wybornej pogody znalazła się Tuilelaith. Nieco na uboczu, jakby zaskoczona, iż znajduje się w tak nieoficjalnych warunkach, panna Brennan nie najlepiej wpasowywała się we wszechobecną atmosferę. Być może przyczyniał się do tego sam język ciała; wiecznie zgarbiona, rozglądająca się nerwowo wokół Ślizgonka sprawiała wrażenie pustelnika na tle jaskrawej wrzawy uczniów i studentów. Dziewczyna starała się jednak nie zrażać własną naturą, brnąc uparcie pośród hogwarckiego towarzystwa, w nadziei, iż odnajdzie odpowiednie dla siebie zacisze. W przewieszonej przez ramię torbę miała parę książek, licząc na to, że uda jej się trochę podszkolić w zakresie teoretycznym na następne zajęcia z zaklęć. Ten zakres wiedzy magicznej, jako jedna z jej wyraźnych niemocy, regularnie dawał jej we znaki, lecz to tylko pogrążało jej motywację co do poprawy. Na horyzoncie, kontrastując z zielenią rozległej łąki, majaczyła altanka, która przykuła uwagę Tuilelaith. Miała nadzieję, że uda jej się tu spędzić parę chwil w ramach odpoczynku, dlatego też czym prędzej podążyła w jej kierunku. Jednak gdy już miała zasiąść wewnątrz zacisznej konstrukcji, dostrzegła samotnie spoczywającą na ławeczce blondynkę. Ślizgonka stanęła w miejscu i odchrząknęła nieznacznie, by dać znać o swojej obecności. - Hej - zagadała nieśmiało, spuszczając nieco wzrok, bo nie chciała, by komukolwiek zawadzać. - Mogę się przysiąść?
Robin nie potrzebowała zbyt wiele czasu, aby zatopić się w zadaniu, którego się w tym momencie podjęła. Słowa same wydostawały się z jej głowy wprost na kawałek pergaminu, który pieczołowicie zdobiła swoim pismem. Tak więc po jakichś kilkunastu minutach kompletnie nie zwracała uwagi na otoczenie. Prawdopodobnie w niedalekiej odległości mógłby ktoś rzucić sobie bombardę, a ona nawet nie zwróciła by na to szczególnej uwagi. Dalej zawzięcie pisała, napawając się cudowną pogodą, jaka otaczała ją z każdej strony. W powietrzu można było śmiało wyczuć, że ta wspaniała, ciepła pogoda, miała utrzymywać się przez znacznie dłuższy czas, niż tylko okres kilku najbliższych dni. Kolejna kulka zgniecionego pergaminu została przez nią rzucona w bliżej nieokreślnym kierunku, kiedy napisane kilka zdań jednak nie przypadło jej do gustu, uznawszy je za zbyt słabe do publikacji na łamach gazety. Jęknęła w duchu, ale tak naprawdę wcale nie zrażała się do swojej pracy. Uśmiech dalej czaił się na jej wargach, kiedy obok niej nagle usłyszała jakiś głos. Poderwała głowę do góry, w wyrazie niemej konsternacji. Szybko wzrokiem wyłapała Ślizgonkę, którą kojarzyła ze szkolnych korytarzy, ale z którą nigdy nie miała żadnej bliższej styczności. Jednak jej wrodzony optymizm nie pozwalał na to, aby zachowała się w nieodpowiedni sposób. – Hej, jasne! – wstała z zajmowanego miejsca i zaczęła uprzątać nieco swoje graty. To zaskakujące, jak wielki bałagan była w stanie zrobić w tak niewielkim czasie… Wszystko było wszędzie, a ona sama pośród tego całego chaosu, wyglądając na kompletnie w nim zagubioną. Prawda jednak była taka, że doskonale wiedziała, czemu jaki kawałek pergaminu leżał akurat w tym miejscu stołu. Jak to kiedyś ktoś powiedział, tylko geniusz potrafi zapanować nad chaosem… – Kurde, gdybym spodziewała się „gości” to bym nieco posprzątała – spróbowała zażartować, choć kiedy jej słowa opuściły jej usta, uznała, że brzmiało to naprawdę… źle. Czasu jednak cofnąć nie mogła, więc musiała nadrabiać dobrą miną. No i dobrymi manierami, bo jeszcze te jej pozostawały. – Piękna pogoda, prawda? Aż się nie chce siedzieć w dormitorium – zagaiła jeszcze i jakby na potwierdzenie swoich słów, wzięła głęboki oddech, napawając się rześkim i świeżym powietrzem. Tak, tego dni zdecydowanie tego było jej trzeba…
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
W pierwszej chwili Tuilelaith nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż nieco spłoszyła dziewczynę swym pojawieniem się znikąd, zwłaszcza, że ta była czymś wyjątkowo zaabsorbowana. Sama dobrze znała te niekomfortowe uczucie, więc nie miałaby nieznajomej za złe, gdyby okazała jakąkolwiek urazę. Jednak nowo poznana Ślizgonka - którą, gdy przyjrzała się jej bliżej, kojarzyła z widzenia, być może ze wspólnych zajęć czy z pokoju wspólnego - wspaniałomyślnie zaakceptowała jej towarzystwo, i choć jej słowa istotnie brzmiały dość niezręcznie, to panna Brennan posłała jej przesycony szczerością uśmiech, chcąc nawiązać pozawerbalną nić porozumienia. - Prawda, sama stwierdziłam, że trzeba z tego skorzystać - odparła zgodnie z prawdą na wtrącenie dotyczące pogody, w końcu to właśnie sprzyjające warunki atmosferyczne zawiodły ją aż tutaj. I choć wiodła życie raczej samotnicze, to sam zalążek rozmowy, jaką właśnie prowadziła, uświadomił jej, że czasem warto wyjść z uparcie konstruowanego na co dzień kokonu i podjąć jakąkolwiek inicjatywę. Nadal nie mogła wyzbyć się intuicyjnej sugestii, mówiącej, iż właśnie swoją próbą interakcji przerwała Robin jej twórcze starania, ale nie śmiała w kółko tego przytaczać, bo przysporzyłoby to jeszcze większej kłopotliwości. Pozostało jej więc brnąć dalej w tę konwersację. - Jestem Tuilelaith - przedstawiła się, jak należało zgodnie z jakimikolwiek podstawowymi zasadami dobrego wychowania, dość pedantycznie zaznaczając wymowę swego imienia. Nie miała wobec niego żadnej urazy, wręcz przeciwnie; nie wyobrażała sobie nosić innego miana, było to już na wieki zakodowane jako część jej osobowości. Znała już jednakże podejście otoczenia do nietypowych przydomków, dlatego też ową precyzję przypisywała szacunkowi, który okazywała innym, a więc pragnęła, by był przejawiany także wobec niej samej.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Cóż, nie podległa pod dyskusję to, że faktycznie, tutaj Robin niespecjalnie spodziewała się gości, jakkolwiek to by nie brzmiało w tym momencie. Mało kto lubił ją tak otwarcie zaczepiać i przychodzić do niej, kiedy ta akurat spędzała czas w samotności. Poza tym, w takich momentach bardzo często zatracała się we własnych myślach, uczuciach, kompletnie zapominając o świecie wokół niej. Skupiała się na tym, co aktualnie postawiła sobie za cel i nie odbiegała od tego celu myślami nawet na milimetr. Kiedy się zawzięła potrafiła zapominać o tak podstawowych instynktach, jak nawet głód, do momentu aż nie uzna, że jej praca zostanie zakończona. Więc słysząc nagle proste i zwyczajne przywitanie się z jej osobą, potrzebowała chwili aby dotrzeć z tego własnego świata, z powrotem na bardzo normalną ziemię. - Kompletnie się temu nie dziwię! - od razu podłapała możliwość prowadzenia dyskusji na tak prosty temat, jakim była pogoda. Uśmiechnęła się i wzięła głęboki oddech. - Ja osobiście mam szczerze dosyć zimy, ciągłej pluchy i kompletnej niepogody. Więc korzystam z tego marnego słońca, jak tylko się da - zerknęła w stronę Ślizgonki, kiedy uprzątnęła już ostatnie papiery, które zawalały drewniany stół w altance. No, teraz, kiedy zrobiła dla niej więcej miejsca, to mogła wziąć się za jakąkolwiek rozmowę. Nieco zmarszczyła brwi, słysząc z jaką starannością dziewczyna wymówiła swoje imię, ale ostatecznie odegnała ten wyraz ze swojej twarzy. W sumie, jakby się nad tym bardziej zastanowić, to wcale się nie dziwiła, że tak dokładnie wymawiała swoje imię. - Miło mi, ja jestem Robin - przywitała się grzecznie i odrzuciła kilka niesfornych kosmyków, które postanowiły zawędrować za daleko na jej twarz. - Swoją drogą, bardzo ładne imię, ale chyba nie jest Brytyjskiego pochodzenia, prawda? - naprawdę była tego ciekawa. Jej wrodzona ciekawość zaczęła się udzielać i nawet nie specjalnie fatygowała się, aby w jakikolwiek sposób ją okiełznać. Najwyżej nowo poznana dziewczyna ją przegoni...
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Paradoksalnym było to, że dziś Tuilelaith zachowywała się w sposób, jaki zazwyczaj przysparzał jej stresu ze strony otoczenia. Przed zawróceniem z obranej drogi powstrzymała ją niechęć do dalszych poszukiwań ustronnego miejsca; okolice zamku i tak już były do granic możliwości wypełnione uczniami, było to więc mało prawdopodobne, by udało się komukolwiek odnaleźć równie odosobniony zakątek, jak ten, chyba że jakiś śmiałek miał ochotę na wyprawę w pobliże Zakazanego Lasu. Istotne w tej decyzji były również, oczywiście, podstawowe zasady dobrego wychowania - wyglądałoby to podejrzanie, gdyby tak nagle zwiała na widok drugiej istoty ludzkiej, z tej przyczyny wykonała inicjujący rozmowę gest. Może zbyt bardzo przejmowała się tym, co pomyślą inni, ale nawet w swojej introwersji kierowała się zamysłem tłumu; wolała już z godnością brnąć dalej w cokolwiek się akurat wpakowała, niż skazać się na negatywną ocenę. Ostatecznie miłe usposobienie nowo poznanej dziewczyny napawało ją nadzieją co do dalszej konwersacji. Nie miała jej za złe żadnych gorączkowych słów czy ruchów, bo doskonale rozumiała, jak wymagające było przywrócenie się do porządku, gdy ktoś z zewnątrz zakłóca harmonię. - Prawda, ostatnie miesiące były pod względem pogody bardzo przygnębiające - przytaknęła, nie bardzo jednak wiedząc, co mogłaby jeszcze do tego dopowiedzieć. Przygryzła więc wargę, dopóki Robin nie zapytała jej o źródło jej imienia. Nieco się ożywiła, w końcu pasjonował ją temat rodzimego folkloru. - Tak, to irlandzkie imię... Mój tata jest z pochodzenia Irlandczykiem i zależało mu na tym, by niejako przekazać rodzinną tradycję przynajmniej w formie mienia. Z tego co mówił, wiem, że inspirował się wczesną historią swojego kraju - podsumowała z bladym uśmiechem. - Twoje również jest piękne - dopowiedziała zgodnie z prawdą.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin nie miała najmniejszych problemów z faktem, aby zachowywać się tak, jak zazwyczaj to robiła, bez względu na to, czy towarzyszyło jej liczne grono znajomych, czy raczej nie. Była otwarta i szczera, lubiła zarażać innych pozytywną energią, więc śmiało nią emanowała na wszelkie sposoby. Niektórych to odstręczało i zupełnie się z tym faktem liczyła, jednak były też osoby takie, które dzięki jej zachowaniu mogły poczuć się lepiej. Jeszcze nie była w stanie przewidzieć, jak jest w przypadku Tuilelaith, ale coś jej podpowiadało, że na pewno swoją osobą nie pogorszy jej samopoczucia. Nie była pewna, jak w tym momencie dziewczyna na nią może reagować, co nie oznaczało, że nie zamierzała się przekonać co do tego faktu. Poza tym, gdyby jednak współpraca nie szła po ich myśli, zawsze można się zawinąć pod byle pretekstem. Co prawda tego typu rozwiązań Robin nie przewidywała, ale zawsze pozostawało to jakąś alternatywą, prawda? Zwykła rozmowa o pogodzie potrafiła poprawić nastrój, jak i w tym konkretnym wypadku. Po ustach Ślizgonki błąkał się delikatny uśmiech, który dosyć jednoznacznie sugerował, że naprawdę czerpała satysfakcję z tej konwersacji. Później przyszło jej słuchać na temat pochodzenia tak niecodziennego imienia, jak to, którym została obdarowana dziewczyna. Nie wątpliwie zainteresowało to Robin i, co śmieszniejsze, od razu wyłapała pewne detale, które w historii jej oraz samej Dopplerówny się pokrywały. – To widzę, że nasi ojcowie powinni się poznać! – zaśmiała się głośno i pokręciła głową, bo naprawdę, ciężko było znaleźć podobny przypadek. – Dziękuję, miło mi to słyszeć, chociaż jak poznasz jego historię, to pewnie zmienisz zdanie. – uśmiech na jej ustach mówił, że być może jednak tak nie będzie, ale należało chyba w tym momencie wprowadzić dziewczynę w sytuację. – Kiedy moja mama zaszła w ciążę, była przekonana, że urodzi syna. Wybrała mu nawet imię, Robin. Fakt, że urodziła córkę, niewiele zmienił w jej przekonaniu. – prychnęła lekko pod nosem, bo mimo wielu lat i przywyknięcia do własnego mienia, ten fakt cały czas ją zaskakiwał. – O moim drugim imieniu zadecydował ojciec, który uznał, że najodpowiedniejszym będzie imię jego babki, czyli Anke. Imię wywodzące się z jego rejonów, czyli z Austrii – pokiwała delikatnie głową, w końcu wyjaśniając, co miała na myśli odnośnie tego dziwnego zbiegu okoliczności.
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Wsłuchując się w słowa Robin, Tuilelaith przekonała się, że dobrze zrobiła, pozostając na miejscu i decydując się na interakcję. Ewentualnie im bardziej pogrążała się w rozmowie, tym bardziej zaraźliwa wydawała się optymistyczna aura rówieśniczki. Może gdyby była nieco młodsza lub równie co wtedy wstrząśnięta paroma nieszczęsnymi wypadkami, będącymi wynikiem działań osób, które zbyt łaskawie zostały obdarzone mianem przyjaciół, to byłaby skłonna nieco gwałtowniej zareagować na beztroskę dziewczyny. Jednak Ślizgonka czuła, że już dawno minął czas na takie afektacje i nie powinna zachowywać się tak restrykcyjnie wobec samej siebie czy też potencjalnych znajomych. Dlatego z chęcią uczestniczyła w zawiązanej konwersacji, a na pierwszą odpowiedź Robin zareagowała radosnym śmiechem. - Och, naprawdę? - odparła, słysząc krótkie wyjaśnienie. - No cóż, te imię ma w sobie pewien urok, nieważne, komu jest nadane! - Pozwoliła dokończyć dziewczynie pozostałą część historii i uśmiechnęła się. - Te również jest piękne. Zawsze dostrzegałam swego rodzaju charyzmę w takich tradycyjnych imionach, jakby były amuletem pochodzącym z jakichś starożytnych czasów. - W głębi duszy wyrażała nadzieję, że jej, wydawałoby się niektórym, nonszalanckie słownictwo nie okaże się dla słuchaczki rezultatem wewnętrznej pychy, lecz raczej próbą wyrażenia tego, co na co dzień zdawałoby się dotknięte klątwą niewymowności.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin zawsze starała się podchodzić w sposób optymistyczny do życia. Po co było się załamywać i przejmować, skoro mogła wierzyć, że wszystko ułoży się dobrze? Lepiej na tym wychodziła, co w ogóle nie podlegało dyskusji. Dlatego teraz też uśmiechała się w stronę Tuilelaith, bo coś jej podpowiadało, że to dobra decyzja. I że się tym nie rozczaruje. Rozmawiało się z nią naprawdę przyjemnie i bezproblemowo. Zaśmiała się słysząc wzmiankę dziewczyny odnośnie imienia. – Nie wiem czy wiesz, ale w mugolskim świecie są takie komiksy, gdzie główny bohater to Batman, a jego pomocnik to Robin. Tylko Robin jest tam facetem, więc faktycznie, imię jest uniwersalne – pokręciła z niedowierzaniem głową. Dalej uważała, że jej imię bardziej powinno odpowiadać dla faceta, ale przywykła. I nie narzekała na to, w jaki sposób się to skończyło. Jej przyjaciele też uważali, że w sumie to nie mogłaby nazywać się inaczej. Słuchała jej dalej dochodząc do wniosku, że wiele w tym racji. – Słyszałam kiedyś opinię, że każde imię idealnie pasuje do jego właściciela i ten może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy do pewnego momentu swojego życia. Może coś w tym jest – ostatnie słowa wypowiedziała bardziej do samej siebie, niż do koleżanki, choć ta na pewno musiała je usłyszeć. Lubiła oddawać się tego typu dywagacjom i robiła to stosunkowo często. Posłała uśmiech w stronę dziewczyny i zerknęła na swój artykuł, szybko przeczesując go wzrokiem. A może właśnie o tym powinna napisać, a nie o tych głupotach, które aktualnie tworzyła swoim piórem? Choć nie była pewna, czy za takie rozważania ktoś chciałby jej zapłacić tyle galeonów…
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Tuilelaith, jeśli w ogóle można to było tak określić, miała podejście neutralne do optymizmu. Sama siebie na pewno jako optymistki by nie określiła, jednak ceniła sobie zdecydowanie towarzystwo takich osób. Mogło się to wydawać paradoksalne, ponieważ takie pozytywne podejście do życia zazwyczaj szło w parze z ekstrawertyzmem, a sama Ślizgonka zaliczała się raczej do przedstawicieli przeciwnej temu archetypowi osobowości. Mimo wszystko, tego typu bieguny zdawały się wywierać na siebie nawzajem nader pozytywny wpływ - i stąd też wyewoluowała owa bezwarunkowa sympatia do Robin. - O, to ciekawe! - zawtórowała dziewczynie śmiechem, gdy ta opowiedziała jej o mugolskim komiksie. - Wielu rzeczy wynalezionych przez niemagicznych nie znam, ale zawsze szanowałam ich wyobraźnię. Zresztą chyba ta historia doczekała się czarodziejskiej interpretacji, z tego co pamiętam. - Pokiwała dość energicznie jak na nią głową, gdy Robin przytoczyła drobną anegdotkę. - Tak, uważam, że to prawda... W pewnym momencie, może podczas dorastania, nie jestem do końca pewna, znaczenie imienia zdaje się spełniać. Chociaż nie zawsze, zazwyczaj po prostu wytwarza się taka więź, która nie pozwala nam na identyfikację z innym mianem. Właściwie do tej pory nie chciała się w to wtrącać, lecz zanim Tuilelaith objawiła swą obecność, blondynka była przecież zajęta jakąś twórczością. Mogło to być przecież coś błahego, choćby praca domowa lub list do przyjaciela, lecz może właśnie miała do czynienia z artystką lub działaczką? Warto by było się tego uprzejmie dowiedzieć. - Można spytać, o czym piszesz? - zagadała z nieudawaną ciekawością, jednocześnie nie chcąc brzmieć wścibsko. Ot, kolejna próba podjęcia interesującego tematu.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin wychodziła z założenia, że życie samo w sobie potrafi być wystarczająco smutne i nie ma co z tym smutkiem przesadzać. Dlatego starała się podchodzić do wszystkiego optymistycznie, święcie przekonana, że takie nastawienie znacząco ułatwia życie. Miała świadomość tego, że nie każdemu jest w smak jej postawa i nastawienie do życia, niemniej, nikomu na siłę się z nim nie narzucała. Wychodziła z założenia, że jeśli się komuś nie podoba, to równie dobrze może jej unikać. Jak widać, nowo poznana Ślizgonka nie miała problemu z jej wiecznym uśmiechem na ustach, którym niejednokrotnie zarażała ludzi wokół siebie. Zdecydowanie bardziej wolała, aby ludzie wokół niej się śmiali, niż popadali w depresję. Poza tym, wyraźnie widziała, że dziewczyna rozluźniła się w jej towarzystwie. Wcale nie wyglądała, jakby za chwilę miała od niej uciekać, więc tym bardziej Robin posiadała motywację, aby zwyczajnie pozostać sobą. - Sama nie jestem zaznajomiona z mugolską kulturą tak, jakbym tego chciała - przyznałą bez najmniejszego problemu. Wiedziała, że miała dosyć czystą krew, ale nie uważała, że z tego względu była jakaś bardziej uprzywilejowana, czy coś. Ot, stwierdzała fakt. - Jednak z tego, co wiem, to wiele mugolskich opowieści ma czarodziejską interpretację. Bądź odwrotnie, zmieniają magiczne bajki czy książki, na te kompletnie niemagiczne - zamyśliła się na sekundę czy dwie, zastanawiając nad tym, co sama właśnie powiedziała. Bo niewątpliwie był to dosyć ciekawy aspekt. Uśmiechnęła się szeroko słysząc jej kolejne słowa. - Masz całkowitą rację. Ja osobiście nie wyobrażam sobie w tym momencie mieć jakiekolwiek inne imię. Zwyczajnie by nie pasowało- wzdrygnęłą się, nieco teatralnie, jakby na samą myśl o tym robiło się jej nie dobrze. Jednak uśmiech na jej ustach mówił, coś zgoła innego. Przez chwilę skupiła się na pracy, którą wykonywała zanim pojawiła się Ślizgonka. Podniosła wzrok znad kawałka pergaminu, nad którym pracowała i spojrzała na nią z uprzejmym uśmiechem na ustach. - Próbuję skończyć artykuł na temat gwiazd quidditcha, które wciąż pozostają uczniami bądź studentami. Jak godzą karierę zawodową z nauką - wywróciła oczami, jakby to było nic. Dopiero po chwili zrozumiała, że w zasadzie Tulelaith może kompletnie nie wiedzieć, o co jej chodzi, nawet po takim wprowadzeniu. - Jestem dziennikarką. Piszę artykuły dla przeróżnych gazet, ten konkretny artykuł pojawi się w Proroku. Czasami umieszczam jakieś artykuły na wizbooku i też mi za to płacą - pokrótce wyjaśniła na czym polega jej praca. dla kogoś mogłaby wydawać się bezsensowną, ale Robin ją uwielbiała. Od zawsze lubiła pisać i świetnie odnajdywała się w takiej formie pisania.
/Przepraszam cię za taką zwłokę, ale ostatnio miałam trochę ciężki moment :(
Zwykle altanka służyła głównie palaczom, dziś nie było śladu po panującej w niej smętnawej atmosferze. Wypełniona była kwiatami, roślinami i ziołami, pośród których stała sama Vicario w oczekiwaniu, aż wszyscy uczniowie zbiorą się na miejscu. Uśmiechała się sympatycznie, każdego witając z godnym początku roku entuzjazmem. Choć w momencie planowania tych zajęć liczyła na ładną pogodę typową dla początku września, okazało się, że ostatecznie musiała sobie radzić z nieustającym, typowo angielskim deszczem. Było jej to, jak można się domyślić, nie w smak, ale postanowiła nie rezygnować z zajęć na świeżym powietrzu – uczniowie nie byli z cukru, a poza tym dysponowali przecież magią. Sama zabezpieczyła niewielki skrawek trawnika przy altance zaklęciem aexteriorem, aby ci, którzy nie są w stanie samodzielnie ochronić się przed deszczem, nie musieli moknąć. Resztę przy okazji witania się prosiła o to, żeby spróbowali rzucić zaklęcie samodzielnie.
Na (dobry?) początek
Rzućcie kośćmi k100 na koncentrację oraz k6 na przygotowanie. Im większy wynik k100, tym lepsza wasza koncentracja. Obie statystyki będą potrzebne w dalszej części lekcji i obie nie podlegają przerzutom. Jeśli zielarstwo jest najmocniejszą lub jedną z dwóch najmocniejszych statystyk w Waszym kuferku, nie musicie rzucać na przygotowanie, możecie po prostu założyć, że macie najwyższy wynik!
Przygotowanie:
1. Książka? Kto by zaglądał do książki w pierwszym tygodniu września? Albo uznałeś/aś, że jedne z pierwszych zajęć wcale nie wymagają przygotowania, albo zapomniałeś, albo po prostu Ci się nie chciało – efekt jest taki, że przychodzisz na zajęcia z pustką w głowie. 2, 3, 4. Coś tam popatrzyłeś/aś, coś tam poczytałeś/aś, nie można Ci właściwie nic zarzucić. Na zajęciach na pewno będziesz nadążać za tym, co się dzieje. 5, 6. Włożyłeś/aś w to dużo pracy! Nieważne, czy ten temat wyjątkowo Cię zainteresował, czy może miałeś/aś już wiedzę, która wymagała krótkiego przypomnienia – liczy się to, że jesteś perfekcyjnie przygotowany/a.
Kod:
<zg>Kuferek:</zg> wpisz ilość pkt z zielarstwa <zg>Koncentracja:</zg> [url=x]wyrzucona kość[/url] <zg>Przygotowanie:</zg> [url=x]wyrzucona kość[/url]
Pierwszy etap wleci 9 września po 21:00
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kuferek: 13 pkt (+3 pkt za przedmioty - fiolka zwykła i fiolka kryształowa) ~ 16 pkt Koncentracja:70 Przygotowanie: Druga najmocniejsza statystyka => zakładam najwyższy wynik
Powrót do szkoły po wakacjach jak zwykle nastrajał Kryśkę szalenie optymistycznie - gdyby wizualizacja nastrojów była możliwa, to zapewne nad Kryśką ciągle ciągnęłyby się burzowe chmury. Gdy jednak usłyszała o zielarstwie, jej humor znacznie się poprawił. Był to jeden z tych przedmiotów, do których przykładała się z własnej woli. Przed zajęciami przewertowała więc nawet książki zielarskie, by nieco odświeżyć sobie temat, który mieli omawiać na pierwszych zajęciach. Deszczowa pogoda nie należała do wymarzonych, ale i tak Kryśka cieszyła się, że jeszcze nie jest zimno. Deszcz mogła znieść, ale nie śnieg i mróz. Przybyła na miejsce zajęć dosyć wcześnie, wyglądając pewnie jak skrzat w za dużej bluzie, którą osłaniała się przed deszczem. Przywitała się z nauczycielką, wyglądając na chwilę spod opadającego jej na oczy kaptura, po czym stanęła gdzieś z boku. Gdy usłyszała zachęty do rzucenia zaklęcia, jedynie się uśmiechnęła. Z jej zdolnościami to pewnie i tak nic by nie osiągnęła. Wolała nie kombinować i w spokoju poczekać na początek zajęć.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Tym razem udało mu się przyjść na zielarstwo przed lekcją, a nie na szczęście w jej trakcie. Dzięki temu miał nawet trochę czasu żeby powtórzyć wiadomości z poprzedniego roku i na szybko przestudiować pierwsze strony nowego podręcznika, którego będą używać na siódmym roku nauki. A jako że był nawet wyspany, nie ulegał zbyt łatwo rozkojarzeniu. Na miejsce lekcji przyszedł typowo w mundurku szkolnym mając też na siebie rzucony czar Impervius, który odpychał od niego wodę nie pozwalając mu zmoknąć. Jednak kiedy po przywitaniu się z panią profesor Vicario, a ta zaproponowała mu rzucenie aexteriorem, przystał na propozycję. Wyjął różdżkę i rzucił je niewerbalnie by zrobić obszar chroniący przed zjawiskami atmosferycznymi nie tylko dla siebie, ale i dla innych osób które niekoniecznie mogły to zaklęcie ogarniać. Zaklęciem spróbował też objąć @Christina Grim, która stała na deszczu niepotrzebnie moknąc. Po rzuceniu zaklęcia stał tylko i z założonymi rękoma i różdżką w dłoni. W razie potrzeby był gotów rzucić zaklęcie tarczy antypogodowej kolejny raz albo zaprosić kogoś pod swoją, jeśli pojawiła się kolejna osoba niezdolna do samodzielnej ochrony przed deszczem.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zamieszanie związane z ukończeniem podstawowej edukacji w Hogwarcie trochę ją przerosło i wakacje wcale jej szczególnie nie pomogły w zorganizowaniu sobie ani czasu na różnorakie przedsięwzięcia ani posegregowaniu priorytetów. Bo o ile wynajem mieszkania mógł poczekać, a wrześniowymi zajęciami świetnie potrafiła już szczególnie się nie przejmować, tak znalezienie pracy i związane z tym postanowienia trochę już nie dawały jej spać. Kiedy zatem po śniadaniu pozbierała się na zielarstwo, nie chciała sobie dodatkowo zaprzątać głowy zmartwieniami, na które powinna poświęcać czas po szkole. W ramach dość desperackiej próby zrelaksowania się padło na czekoladową żabę - czarodziejskiego przysmaku, z którym nie miała większej styczności wręcz od lat. Czy zatem to był ten rok, gdy miała ostatecznie pozbyć się zapasów słodyczy otrzymywanych po miotlarskich rozczarowaniach? I czy właśnie taką drogę musiała przejść, aby te wszystkie porażki wreszcie przełamać? Odpowiedź zdawała się śmiać jej w twarz, kiedy postacią z karty okazał się renesansowy twórca złotego znicza. Choć czytała te informacje już tyle razy, że znane światu elementy życiorysu Bowmana mogłaby wręcz recytować, tak nadal potrafiła się zagapić na sylwetkę związanego z miotlarstwem czarodzieja na tyle, że ostatecznie wlazła w jedną z osób oczekującą na zajęcia. Po obolałym mruknięciu i wyszeptanych przeprosinach okazało się, że był to Drake, co skwitowała pełnym ulgi, choć wciąż niezbyt przytomnym uśmiechem. - Mam już swojego... Aexterminatora. - odparła niemrawo na zaklęciarską zachętę profesorki, na tyle zresztą pod nosem, że liczyła, że Vicario jednak wcale tego nie usłyszy. W pobliżu ścigającego Gryfonów akurat pogoda i tak nie była dla niej zagrożeniem. - Wyglądasz jakbyś się wczoraj... uczył? - zaczepiła Lilaca próbując wrócić pośród żywych i przytomnych, z lekkim zdziwieniem komentując tym samym wcale pewną siebie postawę Gryfona. W gotowość do zajęć Grim ani trochę nie wątpiła - mocno kojarzyła ją przecież z tematyką cieplarni i okolic.
W głowie powtarzał sobie wszelkie informacje jakie sobie powtórzył przed lekcją starając się niczego przy okazji nie pomieszać. Z rozmyślań wyrwało go nagłe uderzenie w postaci szukającej Gryffindoru i przy okazji ich szanownej pani kapitan. -Wszystko w porządku?- Spytał się Davis z lekką niepewnością. Głównie dlatego że myślami wyglądała na dosyć nieobecną, niż dlatego że wleciała w niego niczym tłuczek. Natomiast pytanie jakie zadała zaowocowało u niego delikatnym uśmiechem. -No... Może troszkę. Nie nie aż tak mocno. - Tylko wszystkie notatki z poprzedniego roku i trochę nowego podręcznika. W sumie to jakby się tak zastanowić, to nie było aż tak mało. Może odniósł takie wrażenie, bo podczas nauki czas dosyć szybko mu leciał? Nie zdziwi się jeśli tak. Stojąc wypatrywał też innych nadchodzących osób, które postanowiły udać się na lekcję o ziółkach.
Kuferek: 1 Koncentracja:38 Przygotowanie:1 Przyszedł na zajęcia, jak zwykle z @Jenna Hastings. Początek roku szkolnego, a konkretnie lekcja miotlarstwa dość mocno się odbił na jego zdolności do koncentracji. Ale nie tylko na nim, bo kiedy przygotowywali się z Jenn do Zielarstwa, widział, że ona też jest rozkojarzona. Minęło kilka dni od tamtego wydarzenia, ale było dla nich obojga tak zaskakujące, że ich ścisłe umysły nie umiały sobie z nim poradzić. Christian czuł się do tego winny, że nie zareagował na czas, żeby obronić kuzynkę, ale z jego umysłem działy się dziwne rzeczy. Gdy dotarli, skorzystał rozsądnie z propozycji pani profesor i schował się wraz z Jenn pod osłoną. Moknięcie nie było niczym przyjemnym, nie mówiąc już o przeziębieniu, którego mogli się oboje nabawić. Wiedział, że nie zabłyśnie, czuł całkowitą pustkę w głowie. No trudno, to w końcu pierwsza lekcja, jeszcze zdąży się wykazać.
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Choć sam fakt powrotu do szkoły nie był dla mnie zbyt budujący czy szczęśliwy, to pocieszałam się myślą, że na samym początku na pewno nie będzie żadnych strasznych prac domowych czy ciężkich zadań. A przynajmniej taką miałam nadzieję. No i w sumie Felinus twierdził podobnie, a on chyba jednak wiedział lepiej, jak funkcjonuje szkoła... Ubrana w szkolny mundurek, i z narzuconą na ramiona peleryną, udałam się na lekcję zielarstwa. To był jeden z tych przedmiotów, które kojarzyły mi się dobrze, więc przed zajęciami zerknęłam nawet do podręczników, by choć trochę zgłębić nadchodzący temat. Lubiłam zielarstwo. Rośliny, nie tylko te magiczne, choć wydawały się niepozorne, często miały niezwykłe i pożyteczne właściwości. Gdy pomagałam babci przy wytwarzaniu różnych eliksirów czy naparów, często słyszałam od niej ciekawostki o używanych właśnie roślinach. To chyba dlatego polubiłam zielarstwo. Babcia zaraziła mnie swoją pasją. Zaklęcia nie były moją mocną stroną, więc wolałam nie kombinować z zaklęciem osłaniającym od deszczu, poprzestając na narzuceniu na głowę kaptura peleryny. Cóż, roztopienie się i tak mi nie groziło, więc stanęłam gdzieś z boku, obserwując zgromadzonych już przy altance uczniów.
Dante Godwin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Sygnet rodowy, magiczny tatuaż gryfa na plecach, różdżka z błękitnym blaskiem
Co prawda nie wiązałem swojej przyszłości z zielarstwem, ale i tak zjawiłem się na zajęciach. Uznałem, że warto dowiedzieć się jak najwięcej by pomogło mi to później w dorosłym życiu. Nikt chyba nie chce zasadzić sobie piekielnym pnączy przez przypadek, prawda? Przed zajęciami powtórzyłem materiał, robiąc przy okazji notatki z najważniejszych rzeczy. Chwilę nawet myślałem, by spróbować narysować rośliny, jednak mój wewnętrzy da Vinci szybko został pogrzebany. Zebrałem wszystkie rzeczy które uznałem za przydatne podczas lekcji i zjawiłem się we wskazanym miejscu ubrany w szkolny mundurek, z torbą przerzuconą przez lewe ramię. Przywitałem się z nauczycielką, kiwnąłem głową zebranym, znajomym jak i obcym i przystanąłem gdzieś na uboczu. Żeby całkiem nie zmoknąć rzuciłem na teren blisko mnie aexteriorem i wysuszyłem się przy użyciu silverto. Następnie pozwoliłem swoim myślom odpłynąć do tematów mniej ważnych, przymrużyłem przy tym oczy, wpatrując się w jeden, bliżej nie określony punkt.
Ostatnio zmieniony przez Dante Godwin dnia Pon 6 Wrz 2021 - 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Kuferek: 7 Koncentracja:80 Przygotowanie: Jedna z dwóch najlepiej rozwiniętych umiejek!
. Dokonała niemożliwego - i cokolwiek miało zdarzyć się na lekcji, nie przyćmiłoby w żaden sposób jej sukcesu. Niech jej mandragora do ucha nawrzeszczy, albo wierzba obije, a i tak będzie stała dumna i szczęśliwa; bo oto nie poszła na lekcję sama. Prowadziła za rękę @Eskil Clearwater, bardziej, by upewnić się, że nie rozmyśli się w ostatniej chwili i nie zawróci, w wolnej dłoni (bardzo mocno wyciągniętej ku górze, tak, by objąć swoim zasięgiem ślizgońską głowę) ściskając uchwyt parasola. Zdecydowanie wolała swój mugolski sposób radzenia sobie z deszczem od zaklęć i zamierzała korzystać z niego tak długo, jak tylko mogła. Kiedy podeszli bliżej, puściła dłoń Eskila. Nie było to w końcu miejsce na to, by tak bezwstydnie macać się po paluszkach. Zaraz potem uprzejmie przywitała się z nauczycielką, zapewniając ją, że wskoczy w miejsce, w którym działało zaklęcie, kiedy tylko będzie to koniecznie. Na razie wolała jednak pozostać pod swoim bardzo normalnym i przewidywalnym parasolem. Dla Vicario nie było to raczej zaskoczenie. Strach Doireann przed obcowaniem z magią był w końcu czymś powszechnie wiadomym, zwłaszcza wśród nauczycieli. Jednocześnie Puchonka znana była z tego, że bez wahania robiła to, o co została poproszona. Nie podlegało wątpliwości, że niebawem parasolka zostanie złożona. - Umiesz rzucić to zaklęcie? - Szepnęła w stronę półwila, jednocześnie rozglądając się po zbierających się uczniach. Kiedy dojrzała @Drake Lilac uśmiechnęła się i pomachała w jego stronę. Mogłaby podejść do przyjaciela i wepchnąć się pod jego aexteriorem, jednak jej mało praktyczna i głupio zauroczona część wolała, by to jej chłopak rzucił to zaklęcie. Jeśli tylko potrafił. - Bogowie, pamiętałeś, żeby powtórzyć te rozdziały? - Dodała zaraz, mówiąc trochę szybciej. - Zapomniałam zapytać cię wcześniej. Mogłabym coś ci streścić po drodze.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Jak na typową potomkinię niemagów przystało, z zamku wyszła w towarzystwie wiernego towarzysza – czarnego parasola, który chronił przed deszczem równie skutecznie co jakieś tam zaklęcia. Miała ambitne plany na dosłownie każdą dziedzinę swojego życia (a już na pewno edukacji!), ale zielarstwo zajmowało zaszczytne miejsce na podium, bo zamierzała po tym semestrze nie tylko kochać roślinki, ale też, tak dla odmiany, PRZESTAĆ JE ZABIJAĆ. Szła więc na wyznaczone miejsce nie tylko zupełnie nie spóźniona, ale też dobrze przygotowana, co niegdyś było nie do pomyślenia. Co ta odznaka wyprawia z człowiekiem, prawda? Pomimo niesprzyjającej aury była (podobnie jak Vicario zresztą) pozytywnie nastawiona i gotowa do zajęć w utrudnionych warunkach. Po przywitaniu się z profesor uśmiechem i krótkim „dzień dobry” zatrzymała się w jednej z kałuż nieopodal garstki Gryfonów. Woda wcale jej nie przeszkadzała, bo stopy obute miała w sięgające kostek kalosze. Sięgnęła po różdżkę i wyczarowała aexteriorem dla jednego/jednej z pierwszorocznych i jemu/jej posyłając ciepły uśmiech.
Można mnie zaczepiać jeśli ma się takie życzenie!
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Kuferek: 0pkt z Zielarstwa Koncentracja:51 Przygotowanie:5
Hmmhhhmmhm... Pierwsze tegoroczne zajęcia Zephaniaha van Wierena, który zajęty pracą mógł właśnie zacząć myśleć o tym, że CZAS na pójście na coś związanego z nauką. Rok temu nie udało się Gryffindorowi zyskać pucharu, ba, byli bardzo daleko w tyle, więc może w tym roku uda się im to lepiej. O ile nowi uczniowie i ci starzy nie postanowią rzucić wszystkiego w pył i zająć się czymś urewsko głupim... Jak gubienie swoich mundurków. Bo dzisiaj van Wieren miał o dziwo na sobie dokładny mundurek (jeszcze letni) związany z chęcią poprawy swojego samopoczucia... Albo faktu, że jego praca już tak go uzależniła od czegoś bardziej wyrafinowanego, że postanowił założyć go na siebie i czuć się... dobrze. No nic z tym. Materiał przypominał sobie w trakcie drogi na miejsce to też książkę zamknął dosłownie przed tym jak wszedł do altanki. – Dobrze pani wygląda. Wakacje widać oddały Pani z nawiązką. – Krótka pochwała do pani profesor, która... kusząco wyglądała dla buzujących hormonami nastolatków i nie tylko. Sam Zeph obecnie raczej skupił się na tym, aby stanąć w jakimś wygodnym miejscu i ujrzeć... Lilaca (@Drake Lilac) i towarzyszącą mu, byłą pani kapitan (@Morgan A. Davies). Znaczy jego byłą pani kapitan. – Hej Lilac. Hej, Davies. Jak po wakacjach, pani kapitan? – Czy miała w tym roku wyśmienite ambicje na zostanie królową quidditcha? Bardzo dobrze. On będzie miał co pisać do raportów dla ministerstwa.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Kuferek: 2 Koncentracja:21 koncentracja na poziomie puszka Przygotowanie: 6 tj, wiem coś mądrego (przydaje się na coś przyjaźń z zielarzem) ale zainteresowany lekcją zbytnio nie jestem :v
Słodki Merlinie, dlaczego? Dlaczego kazano wychodzić im na dwór w taką pogodę? Nie są przecież ofiarami byłego kapitana Ravenclawu, który w pogodę czy nie pogodę organizował treningi sportowe. Zielarstwo? Nie uśmiechało mu się, nie chciał, czuł wewnętrzny opór jednak nie miał sposobności ani możliwości na wagary. Początek roku to zbyt wczesna pora na opuszczanie zajęć. Obiecał Beatrice, że więcej nie będzie powtarzać roku. Choć minę miał nietęgą to dał się prowadzić Doireann. Na głowie miał założony kaptur jednak pomimo parasola jego grzywka była przemoczona i kleiła się do czoła. Wszędzie unosił się zapach dziury ozonowej, a kałuże wsiąkały przez cienkie podeszwy butów. Szaro, buro, a oni mają zająć się ziołami. Cóż, przynajmniej jeśli coś się zepsuje to będzie mógł zrzucić to na pogodę. Grzał się ciepłem dłoni Doireann i razem z nią podszedł już do reszty uczniów, od razu odnajdując parę znajomych twarzy. - Eee, jakie zaklęcie?- zapytał bo nawet nie słuchał słów, a nauczycielkę powitał samym skinieniem głowy. Poznawszy implantację wzruszył ramionami. - Nie wiem, sprawdzę.- wyciągnął różdżkę z kieszeni plecaka i zastosował wyraźne "Aexteriorem" niedaleko ich głów. Pojawiła się przezroczysta powłoka, która zatrzymała większość deszczu, a przepuszczała jedynie kilka kropel raz na parę minut. -Chyba wyszło. Nie trzeba już tego parasola.- schował rękę do kieszeni i pomachał @Drake Lilac, a na widok @Hope U. Griffin wyszczerzył się. - Ej, Hope! Tylko wiesz, nie top i nie duś ziemią kwiatków jak w zeszłym roku. One mają żyć. - żartował sobie, posyłając jej psotne spojrzenie. Lubił sobie z niej żartować, ale tak ze smakiem, od czasu do czasu.
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
Postanowiła, że jednak zostanie w Hogwarcie. W końcu nie w jej stylu było rezygnować po jakiejś tam (bardzo bolesnej) porażce! Nie, nie porażce, BŁĘDZIE. Potknięciu, o! Idąc za radami, stwierdziła, że da szansę również innym przedmiotom w szkole - w końcu może okaże się, że jest niezwykle uzdolniona w... ee... zbieraniu chwastów? Nie brzmiało to najlepiej. Niemniej, wybrała się i na zielarstwo u profesor Vicaro - otulona swoją gryfońską szatą, z nieco wygniecionym po biegu mundurkiem, wpadając jak mała kula armatnia na zabezpieczony przed deszczem skrawek polanki. — DZIEŃ DOBRY PANI PSOR! — wydarła się już radośnie na wejściu, szczerząc się wesoło do @Estella Vicario. Musiała przyznać z zaskoczeniem, że nauczycielka zielarstwa była naprawdę ładna! W końcu chwastologia kojarzyła jej się przede wszystkim ze spróchniałymi, starymi baba-jagami. — Exterioco? — próbowała powtórzyć po nauczycielce inkantację zaklęcia, marszcząc śmiesznie nos. Nachyliła się ku najbliższemu pierwszakowi (@Ariel D. H. Dickson), do niego niejako kierując swoje pytanie. Nie czekała jednak na żadną odpowiedź - tylko wyciągnęła z kieszonki swojej szaty dwie czekoladowe żaby, jedną z nich wciskając w dłonie Krukona. Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Straaaasznie chciałabym ładnookiego antypodka! — zdradziła koledze, szybko otwierając swoją słodycz. Próbowała szybko złapać umykającą żabę, ale ta okazała się diablo zwinna i jakoś przemknęła się jej przez palce - Rutka machnęła na nią ręką, przyglądając się wylosowanej karcie. — Oooo smok! — pisnęła z ekscytacją, ale zaraz potem jęknęła. — Żmi-jo-ząb, eeech... To najmniejszy ze smoków jest, jadowity chybaaa... Ale jeszcze takiego nie mam! A Tobie co się trafiło? — zajrzała przez ramię chłopaka (a raczej pod jego ramieniem). — A tak w ogóle to Ruth jestem!
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Tak, Krawczyk dobrze zdawał sobie sprawę, że wrześniowa pogoda będzie bardziej paskudna i choć ciężkie, deszczowe chmury nawet na chwilę nie chciały przestać zalewać hogwarckie błonia, Wiktor postanowił wychylić nos poza mury zamku. Jakimś cudem udało mu się przebrnąć przez grząską murawę terenów, należących do majestatycznej szkoły, bez zaliczenia widowiskowej gleby. Po chwili znalazł się w altance, jak można się było domyślić, Puchon od razu po dotarciu na miejsce zaczął się rozglądać.- Exterioco- rzucił czar tak jak pokazała nauczycielka a nóż się uda. Puchon miał już jakąś wiedze ale to ta dla przypomnienia, temat był interesujący za to rudzielec był dobrze przygotowany i nie wymagało dużo pracy. Rudzielec mimowolnie zerknął w stronę szkoły, w której właśnie w takie ulewne dni było zbyt tłocznie. Może to nadchodząca jesień, niesprzyjająca pogoda albo zmęczenie szybkim i szalonym trybem życia sprawiło, iż Krawczyk wpadł w jakiś - niepodobny do niego - melancholijny nastrój?
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Rok rozpoczyna się pełną gębą i to dosłownie. Nowa dyrektorka szkoły, która na sam początek przywiozła z Chin ciasteczka z wróżbą, w smaku nie przypadły Cassandrze do gustu, zwłaszcza że trafiła na wypiek przyprawiony mydłem — widocznie nowa głowa Hogwartu profesor Wang ma poczucie humoru. Chociaż niebieskie bańki, które wydobywały się z ust puchonki, nie były raczej śmieszne, a dziwne i ten smak! Za Chiny nie mogła się zorientować co to, dopóki nie postanowiła coś powiedzieć. No cóż... Było minęło. Za to miały ciekawe działanie, ale teraz Walkerówna nie miała zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Do zajęć z zielarstwa postanowiła podejść z należytym zaangażowaniem, chyba tylko dlatego, że w poprzednim roku nie za dobrze wypadła z tego przedmiotu. Rośliny zawsze jej się myliły. Nie raz namąciła w ich zastosowaniach i trochę się bała tych niebezpiecznych, a w sumie nie wiedziała, które to są, więc nie dziwiła się swojej przyjaciółce Doireann, która trzymała magie na dystans z przestrachem i niemal paranoiczną ostrożnością. Na pewno Cassandra włożyła dużo wysiłku w swoje przygotowanie do zajęć z profesor Vicario. Może zielarstwo nie należało do jej ulubionych przedmiotów, ale nauczycielkę lubiła i darzyła sympatią. - Dzień dobry. - Wita się z @Estella Vicario, odwzajemniając uśmiech kobiety. To prawda pogoda na początku września nie sprzyja, Cassie jednak też za dobra w zaklęcia to nie jest, więc na szczęście ma bluzę z kapturem. Zaraz to rozgląda się po już przybyłych, gdzie widzi swoją przyjaciółkę @Doireann Sheenani z chłopakiem. Oczywiście, że słyszała plotki, a także... Sama Doir coś wspominała w listach, ale... Nie spodziewała się, że to tak na poważnie? @Eskil Clearwater wydawał się jej draniem, który prędzej czy później zrani wrażliwą Sheenani, którą Cassie kochała niczym siostrę. Nie zamierzała jednak psuć humoru nikomu. Macha jedynie Doir na przywitanie, sama nie chcąc za bardzo ingerować w jej towarzystwo, zwłaszcza że jest z tym ślizgonem. Kątem oka dostrzega, że gdzieś na uboczu stoi @Moira Morgana Blake nieco młodsza puchonka. Na pewno dziewczyny się znają #puchońskiteampower. - Cześć Moira. Przygotowałaś się na zajęcia? - Zagaduje koleżankę, sama nakładając kaptur na głowę. Mundurek z godłem Hufflepuffu również jej towarzyszy jak na porządną uczennicę przystało.